:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 7 Lip - 14:38
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
19.03.2001
Dzień był rześki, bezchmurny gdy parł do przodu szachownicą chodnika, gdy jego kroki tonęły w pobliskim, rozmytym dla zmysłów gwarze; powietrze, znacznie lżejsze, przyjemne, strząsało z siebie pył zimy, nie strosząc się w srogich igłach przenikliwego jak jeszcze niedawno chłodu. Dzień był rześki, bezchmurny, gdy sam powinien pomyśleć dłużej nad życiem które haniebnie wiódł, pochylić się nad nim niczym nad rekwizytem ponurym i karygodnym, wykrzesać płomień refleksji. Nie umiał się jednak zmienić, świadomy grzechów przyszytych niczym cień do sylwetki nie podjął najmniejszych działań, by stać się lepszym człowiekiem, człowiekiem nigdy-nie-w-pełni, skazanym na szmer instynktów godzących bez przerwy w czaszkę. Wizja spotkania z Vivian sprawiała mu czystą radość, dreszcz ekscytacji przesuwał się kręgosłupem i wprawiał serce w radosne, wzmożone pod skórą bicie. Cieszył się, że miał szansę spróbować wskrzesić okrytą kurzem milczenia, łączącą ich przed wypadkiem relację, nawet gdy patrząc czystym chłodnym wzrokiem rozsądku powinien pozwolić jej odejść, oddalić się, błogo zniknąć; on jednak był nierozsądny, zbyt chętnie podrażniał spokój i wdrażał się w cudze życie. Nie wiedział, skąd równa słabość, lecz pragnął dalej odnaleźć dla siebie miejsce, miejsce w jej codzienności, w jej myślach i jej sympatii, próbował zaczerpnąć wszystko do czego sam nie miał prawa. Zatrzymał się przed budynkiem, czekając na nią cierpliwie o umówionej porze, witając się z nienagannym i przyjaznym entuzjazmem, gdy tylko dostrzegł jej twarz. Uśmiech przełamał wargi posłusznie w imię emocji; im dłużej przebywał przy niej, tym bardziej się przekonywał że pragnie szczerze spróbować, zobaczyć dokąd ich zaprowadzi zatarta ścieżka relacji, oczekująca obecnie jedynie na nowy etap.
- Wstyd przyznawać, ale już dawno nie odwiedzałem tego miejsca - oznajmił niedługo później. Muzeum Historii Midgardu nie znajdowało się zbyt daleko od jego domu, choć rzeczywiście ostatnio skupiał się na odmiennych gmachach galerii sztuki. Obecny, wspominany budynek zawierał przede wszystkim eksponaty związane ściśle z genezą oraz rozwojem miasta.
- Dobrze cię widzieć - spojrzenie z zaciekawieniem spłynęło na jej oblicze, gnieździło się w fizjonomii, próbując nienatarczywie wybadać możliwe zmiany, odnaleźć wątłe oznaki wszystkiego co mogła ukryć. Postarał się być, na ile tylko potrafił, właściwie wyrozumiały, nie chciał przenigdy, by czuła się osaczona; odzyskiwanie siebie po równie trudnym wydarzeniu następowało stopniowo, w drobnych, subtelnych ruchach; z tego powodu nie naciskał na kolejne spotkanie i pozwolił jej samej wybrać dogodny termin. Wspólna przechadzka w scenerii rozległej sztuki i historycznych znalezisk miała być przyjemnością; pozwalała zapomnieć o ropiejących troskach i mogła ich znów przybliżyć. Nie mógł określić jak dalej potoczy się ich znajomość, był jednak pewny jednego - chciał więcej, chciał móc spróbować, przekonać się, co przed nimi może ukrywać przyszłość.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 11 Lip - 0:54
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Dokładnie dwa dni temu minęły dwa miesiące od ataku, który zmienił jej postrzeganie świata i pogorszył komfort jej życia, wpędzając w problemy psychiczne. Nie podejrzewałaby, że okaże się tak podatna i słaba, by wciąż zmagać się z konsekwencjami spotkania z mordercą. Podjęła już mniej lub bardziej odpowiednie kroki i działania, by powrócić do normalności - tęskniła do dawnej siebie, nie poznawała się w lustrze, mimo że bardzo chciała zobaczyć w odbiciu spojrzenia charakterystyczne iskierki, dodające jej blasku. Tymczasem wciąż czuła się szara i matowa, a do powrotu czekała ją długa droga, ale przynajmniej zaczęła się otwierać, prosić o pomoc. Miała nadzieję, że to przyniesie lepsze rezultaty niż walka na własną rękę, którą uskuteczniała jeszcze w lutym.
Marzec przynosił nowe nadzieję, wraz z nadejściem wiosny, ona także pragnęła się odrodzić i rozkwitnąć po zimowym obumarciu. Z każdym dniem było odrobinę lepiej, ale nie robiła postępów tak szybko, jak by chciała. Niemniej zaczęła wychodzić do ludzi, szukała towarzystwa i ukojenia, łapiąc się na tym, że im więcej myśli poświęca relacjom z innymi, tym mniej czasu pozostaje na rozpamiętywanie ataku i horroru, którego była świadkiem. Nie zamierzała przepraszać za to, w jaki sposób próbuje sobie pomóc.
Spotkanie z Einarem miało być swojego rodzaju powrotem do normalności. Już podczas ostatniego spotkania zapewnił ją, że chciałby wrócić do tego, co ich łączyło przed milczeniem. Ona jeszcze nie była pewna czego chce, ale żeby się dowiedzieć, musiała pozwolić na rozwój sytuacji po obu stronach barykady. Nie było to może idealne rozwiązanie, ale przynajmniej była transparentna i nikogo nie oszukiwała.
Była podekscytowana tym spotkaniem w dużej mierze przez wzgląd na ponowną rozmowę z malarzem, ale poza tym cieszył ją niesamowicie powrót na łono sztuki. Brakowało jej obcowania z pięknem, zupełnie jakby na dokładkę wszystkiego, próbowała się ukarać poprzez zamykanie w domu i odcinając od wszystkich pasji. Einar przypominał jej o tym, co naprawdę lubiła i była wdzięczna, że zechciał towarzyszyć jej w tej drodze.
- Ja też. Jakbym dopiero uczyła się chodzić - westchnęła, obejmując spojrzeniem przestrzeń aż po sklepienie. Czuła się jak dzieciątko, które zupełnie nie rozumie tego świata i stawia w nim pierwsze kroki, jakby zapomniała o dawnych doświadczeniach, o pasji do obrazów, w które mogła wpatrywać się godzinami. Pociągały ją różne gałęzie sztuki, z chęcią podziwiała rzeźby, słuchała koncertów, a za sprawą przyjaciółki oglądała z zaciekawieniem filmy. Niemniej to właśnie obrazy najbardziej na nią oddziaływały, poza biżuterią oczywiście, ale tej dziedziny nie liczyła już nawet jako pasję, ale jako styl życia.
- Wiesz, że mają tu historyczną, złotą biżuterię? - zagadnęła, bo nawet jeśli był tu wcześniej, to ten element mógł mu umknąć, a znowu dla niej stanowił jedną z głównych atrakcji. - Tęsknię za powrotem do pracy, ale jednocześnie boję się, że przez to wszystko moje wyroby stracą na jakości. Zresztą teraz ciągle się czegoś boję.
Może za bardzo się otwierała, szczególnie że dopiero się zobaczyli, ale słowa same opuszczały jej usta, więc może zwyczajnie potrzebowała się wygadać? Z drugiej strony nie chciała go obarczać problemami ani od razu psuć atmosfery ciężkimi tematami, dlatego pokręciła głową i posłała mu delikatny uśmiech.
- Przepraszam, nie będziemy przecież teraz o tym mówić - zreflektowała się, po raz pierwszy dzisiaj skupiając się na jego obliczu. Delikatne mrowienie pod skórą przypominało o silnym przyciąganiu, jakie wcześniej czuła, a z którego pozostała jedynie jakaś część. Pogłębiła uśmiech mimowolnie, patrząc mu w oczy i kiwnęła głową.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy - przerwała magnetyzujący kontakt wzrokowy i marszem wskazała kierunek zwiedzania.
Marzec przynosił nowe nadzieję, wraz z nadejściem wiosny, ona także pragnęła się odrodzić i rozkwitnąć po zimowym obumarciu. Z każdym dniem było odrobinę lepiej, ale nie robiła postępów tak szybko, jak by chciała. Niemniej zaczęła wychodzić do ludzi, szukała towarzystwa i ukojenia, łapiąc się na tym, że im więcej myśli poświęca relacjom z innymi, tym mniej czasu pozostaje na rozpamiętywanie ataku i horroru, którego była świadkiem. Nie zamierzała przepraszać za to, w jaki sposób próbuje sobie pomóc.
Spotkanie z Einarem miało być swojego rodzaju powrotem do normalności. Już podczas ostatniego spotkania zapewnił ją, że chciałby wrócić do tego, co ich łączyło przed milczeniem. Ona jeszcze nie była pewna czego chce, ale żeby się dowiedzieć, musiała pozwolić na rozwój sytuacji po obu stronach barykady. Nie było to może idealne rozwiązanie, ale przynajmniej była transparentna i nikogo nie oszukiwała.
Była podekscytowana tym spotkaniem w dużej mierze przez wzgląd na ponowną rozmowę z malarzem, ale poza tym cieszył ją niesamowicie powrót na łono sztuki. Brakowało jej obcowania z pięknem, zupełnie jakby na dokładkę wszystkiego, próbowała się ukarać poprzez zamykanie w domu i odcinając od wszystkich pasji. Einar przypominał jej o tym, co naprawdę lubiła i była wdzięczna, że zechciał towarzyszyć jej w tej drodze.
- Ja też. Jakbym dopiero uczyła się chodzić - westchnęła, obejmując spojrzeniem przestrzeń aż po sklepienie. Czuła się jak dzieciątko, które zupełnie nie rozumie tego świata i stawia w nim pierwsze kroki, jakby zapomniała o dawnych doświadczeniach, o pasji do obrazów, w które mogła wpatrywać się godzinami. Pociągały ją różne gałęzie sztuki, z chęcią podziwiała rzeźby, słuchała koncertów, a za sprawą przyjaciółki oglądała z zaciekawieniem filmy. Niemniej to właśnie obrazy najbardziej na nią oddziaływały, poza biżuterią oczywiście, ale tej dziedziny nie liczyła już nawet jako pasję, ale jako styl życia.
- Wiesz, że mają tu historyczną, złotą biżuterię? - zagadnęła, bo nawet jeśli był tu wcześniej, to ten element mógł mu umknąć, a znowu dla niej stanowił jedną z głównych atrakcji. - Tęsknię za powrotem do pracy, ale jednocześnie boję się, że przez to wszystko moje wyroby stracą na jakości. Zresztą teraz ciągle się czegoś boję.
Może za bardzo się otwierała, szczególnie że dopiero się zobaczyli, ale słowa same opuszczały jej usta, więc może zwyczajnie potrzebowała się wygadać? Z drugiej strony nie chciała go obarczać problemami ani od razu psuć atmosfery ciężkimi tematami, dlatego pokręciła głową i posłała mu delikatny uśmiech.
- Przepraszam, nie będziemy przecież teraz o tym mówić - zreflektowała się, po raz pierwszy dzisiaj skupiając się na jego obliczu. Delikatne mrowienie pod skórą przypominało o silnym przyciąganiu, jakie wcześniej czuła, a z którego pozostała jedynie jakaś część. Pogłębiła uśmiech mimowolnie, patrząc mu w oczy i kiwnęła głową.
- Cieszę się, że się spotkaliśmy - przerwała magnetyzujący kontakt wzrokowy i marszem wskazała kierunek zwiedzania.
Einar Halvorsen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 11 Lip - 22:50
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Midgard zmieniał się, a on sam coraz częściej ulegał siłom wrażenia, naciskom niemal dosadnym, pod których wpływem świadomość tworzyła wklęsły kształt niczym gąbka, głoszącym z twardym uporem, że nadal jest identyczny, że pod powłoką mężczyzny o skórze zaskakująco gładkiej jak na trzydzieści lat scenariuszów życia, pod chytrym błyskiem uśmiechu, kryje się nadal chłopiec, wciąż zagubiony, niepogodzony z losem i z musztrą społecznych zasad, z rażącą nietolerancją do istot jego pokroju, zmuszonych by kryć się w tłumie. Ten chłopiec nie umiał umrzeć, nie umiał się nigdy zmienić w pomarszczonego starca, wydłużyć kończyn i splamić powierzchni myśli rdzą zdradliwego brudu, tkwił bezustannie, z uporem, wciśnięty w zatokę czaszki, nie wołał nigdy, nie krzyczał, jednoczył się z mglistą ciszą.
Chciał wierzyć, że spotkał się z Vivian wyłącznie z prostej sympatii, nie trwoniąc czasu na inne, tak zaniedbane rozterki, nie rozważając beztrosko o konsekwencjach podjętych z zapałem czynów. Wyrażone przez nią wątpliwości sprawiły, że naturalnie pochwycił je, utrzymując w uścisku swojego zainteresowania; nie zamierzał porzucać z łatwością trwającego tematu. Obiecał, że będzie przy niej i miał zamiaru dotrzymać przynajmniej po części słowa, przywrócić wspólną znajomość opartą na zagadnieniach związanych z istotą sztuki. Oboje, co oczywiste, byli ludźmi o twórczej pasji i rozumieli się w tej kwestii nawzajem; przynajmniej tyle mógł tyle mógł jej obecnie ofiarować.
- Wręcz przeciwnie - zwrócił uwagę - powinniśmy o tym mówić - szedł powoli, w kierunku eksponatów, zanurzał się ścieżką wiodącą w głąb budynku, choć nie porzucał przy tym pulsującego sedna, istoty całej rozmowy. Mógł spojrzeć przez własny pryzmat; bez malowania portretów nie byłby sobą, potrzeba twórcza była drugim oddechem, który musiał zaczerpnąć bez względu na finansowe albo nieistniejące zyski.
- Obawy są naturalne - nie powinna się ich wstydzić ani tym bardziej uważać za niepotrzebne. Kto inny mógł ją zrozumieć? Sztuka była przystanią, malarstwo było przyjemnym, bezustannym przymusem, potrzebą narzucaną wciąż na powierzchnię świadomości. Nie był dobrą osobą, ale nawet on mógł być pewny, że nie popełniał błędu, nie teraz, nie mógł się mylić, gdy mówił o jednym, jedynym stałym fragmencie swojego bytu.
- Boimy się szczerze o wszystko, o co naprawdę zabiegamy - zatrzymał się przy jednej z gablot z sędziwym, pożółkłym manuskryptem. Czy sam kiedyś się bał? Obawiał się, że natura, którą posiada, będzie powszechnym faktem i równocześnie zrujnuje jego karierę, obawiał się odrzucenia, trującej pogardy ludzi, bał się, że jest samotny i nie chciał, z dziecięcą, żałosną naiwnością by Linda go zostawiła, odchodząc w objęcia śmierci - co jednak musiało mieć miejsce, bał się o Laudith, splamioną czernią wijących się gęsto żył, odurzoną podstępnym trunkiem zakazanej magii.
- Jeśli spróbujesz się przełamać i wrócić do swojej pasji, zobaczysz, że inne kwestie przestaną już być istotne - miękki i serdeczny ton głosu rozgościł się w przestrzeni pomiędzy ich sylwetkami.
(Znasz bardzo dobrze podobny stan, mam rację? odczucie, że zapominasz o czasie i otoczeniu, a każda, kolejna czynność przychodzi ci naturalnie, każdy krok w powstawaniu dzieła stawiany jest na pograniczu intuicji, po omacku - i przy tym niezwykle celnie.
Nie wiesz, skąd rzeczywiście czerpie, wyłania się jednak z ciebie - i ta świadomość ci w zupełności wystarcza.
Nie czujesz nigdy znużenia; nie teraz, nie w tym przypadku).
Chciał wierzyć, że spotkał się z Vivian wyłącznie z prostej sympatii, nie trwoniąc czasu na inne, tak zaniedbane rozterki, nie rozważając beztrosko o konsekwencjach podjętych z zapałem czynów. Wyrażone przez nią wątpliwości sprawiły, że naturalnie pochwycił je, utrzymując w uścisku swojego zainteresowania; nie zamierzał porzucać z łatwością trwającego tematu. Obiecał, że będzie przy niej i miał zamiaru dotrzymać przynajmniej po części słowa, przywrócić wspólną znajomość opartą na zagadnieniach związanych z istotą sztuki. Oboje, co oczywiste, byli ludźmi o twórczej pasji i rozumieli się w tej kwestii nawzajem; przynajmniej tyle mógł tyle mógł jej obecnie ofiarować.
- Wręcz przeciwnie - zwrócił uwagę - powinniśmy o tym mówić - szedł powoli, w kierunku eksponatów, zanurzał się ścieżką wiodącą w głąb budynku, choć nie porzucał przy tym pulsującego sedna, istoty całej rozmowy. Mógł spojrzeć przez własny pryzmat; bez malowania portretów nie byłby sobą, potrzeba twórcza była drugim oddechem, który musiał zaczerpnąć bez względu na finansowe albo nieistniejące zyski.
- Obawy są naturalne - nie powinna się ich wstydzić ani tym bardziej uważać za niepotrzebne. Kto inny mógł ją zrozumieć? Sztuka była przystanią, malarstwo było przyjemnym, bezustannym przymusem, potrzebą narzucaną wciąż na powierzchnię świadomości. Nie był dobrą osobą, ale nawet on mógł być pewny, że nie popełniał błędu, nie teraz, nie mógł się mylić, gdy mówił o jednym, jedynym stałym fragmencie swojego bytu.
- Boimy się szczerze o wszystko, o co naprawdę zabiegamy - zatrzymał się przy jednej z gablot z sędziwym, pożółkłym manuskryptem. Czy sam kiedyś się bał? Obawiał się, że natura, którą posiada, będzie powszechnym faktem i równocześnie zrujnuje jego karierę, obawiał się odrzucenia, trującej pogardy ludzi, bał się, że jest samotny i nie chciał, z dziecięcą, żałosną naiwnością by Linda go zostawiła, odchodząc w objęcia śmierci - co jednak musiało mieć miejsce, bał się o Laudith, splamioną czernią wijących się gęsto żył, odurzoną podstępnym trunkiem zakazanej magii.
- Jeśli spróbujesz się przełamać i wrócić do swojej pasji, zobaczysz, że inne kwestie przestaną już być istotne - miękki i serdeczny ton głosu rozgościł się w przestrzeni pomiędzy ich sylwetkami.
(Znasz bardzo dobrze podobny stan, mam rację? odczucie, że zapominasz o czasie i otoczeniu, a każda, kolejna czynność przychodzi ci naturalnie, każdy krok w powstawaniu dzieła stawiany jest na pograniczu intuicji, po omacku - i przy tym niezwykle celnie.
Nie wiesz, skąd rzeczywiście czerpie, wyłania się jednak z ciebie - i ta świadomość ci w zupełności wystarcza.
Nie czujesz nigdy znużenia; nie teraz, nie w tym przypadku).
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 14 Lip - 23:49
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wśród przeróżnych dzieł, odznaczających się śladem na historii Midgardu, czuła się jak ryba w wodzie. Sztuka napędzała ją pozytywnym tchnieniem, dając drugie życie. Może to błąd, że tyle zwlekała? Miała wrażenie, że ta sytuacja wyrwała z korzeniami jej artystyczną wrażliwość, że wszystko zostało przytłumione przez traumę. Zamiast tego chwytała się bardziej drastycznych rozwiązań, bez głębszej refleksji, że alkohol i narkotyki mogą tylko pogorszyć jej stan. Nie było to istotne, dopóki dawało chwilowe ukojenie.
Niestety obecnie sama nie wiedziała, co jest dla niej dobre. Nie była w stanie podejmować racjonalnych decyzji, ale próbowała to zmienić, nawet jeśli po drodze popełni błędy. Nie chciała się znów zamykać w skorupie, w której tkwiła od ataku, nie mogła wrócić do punktu wyjścia, kiedy wreszcie się podniosła i postanowiła podjąć faktyczne kroki — stoczyć walkę z samą sobą, bo wszystko, co ją dotąd powstrzymywało, było tylko w jej głowie. Wbrew pozorom nie była to łatwa bitwa, te toczone na przestrzeni własnego umysłu wydawały jej się najgorszym rodzajem, który najłatwiej poddać. Może fakt, że jeszcze trwała, zawdzięczała bliskim osobom, które otuliły ją opieką i wsparciem, na które nie zasługiwała w swoim mniemaniu.
Drobne zmiany w myśleniu zaczęły się pojawiać na przełomie nowego miesiąca, jakby początek wiosny był pretekstem na odrodzenie się z popiołów. Z całych sił marzyła, by być takim feniksem i wznieść się ponad problemami, ale obawiała się, że równie szybko się spali i na nic zdadzą się próby. Wiedziała, że nie obejdzie się bez potknięć, ale póki miała siłę, będzie parła do przodu.
Doceniała słowa mężczyzny, mądrość, którą starał się jej przekazać, była wartościowa i zamierzała przyjąć ją do serca. Nie umknął uwadze również fakt, że nie próbował zamieść pod dywan jej uczuć, nie zmieniał na siłę tematu, narzucając bardziej błahy, który byłby może stosowniejszy do tego spotkania.
- Masz rację - kiwnęła głową, ale jednak nie był w stanie w pełni zrozumieć tego, co przeżyła. I nie winiła go, nie był w tej samej sytuacji, mieli inne doświadczenia życiowe, ich umysły pracowały na innych częstotliwościach, ale na ten moment nawet próba zrozumienia wydawała jej się wysiłkiem, którego wcale nie musiał podejmować. Żeby nieco bardziej zobrazować mu swój stan, dodała: - Tylko teraz boję się dosłownie wszystkiego, nawet wyjść z domu.
Był czas, po ataku, że bała się spać, ale bała się też obudzić, czy wyjść z łóżka. Teraz część strachów już pokonała, ale z wieloma dalej się mierzyła i to nie było normalne, ale musiała przez to przejść, by wrócić do normalności.
- Spróbuję. Myślę, że to - wskazała spojrzeniem obrazy, wśród których spacerowali. - jest pierwszym krokiem do powrotu.
Miała tu na myśli całokształt tego spotkania. Zapomniała, jak duży wpływ ma na nią sztuka, jak popycha ją do przekraczania własnych granic i otwiera na nowe możliwości.
- Jak jest z tobą? Czy lepiej tworzysz z natłokiem myśli i emocji, czy wolisz być zrelaksowany i spokojny przy pracy? - wróciły do niej wspomnienia ich rozmów o jego malarstwie, o sztuce i jej aspektach. Tyle przegadanych godzin, a miała wrażenie, że tak niewiele wciąż wie.
Niestety obecnie sama nie wiedziała, co jest dla niej dobre. Nie była w stanie podejmować racjonalnych decyzji, ale próbowała to zmienić, nawet jeśli po drodze popełni błędy. Nie chciała się znów zamykać w skorupie, w której tkwiła od ataku, nie mogła wrócić do punktu wyjścia, kiedy wreszcie się podniosła i postanowiła podjąć faktyczne kroki — stoczyć walkę z samą sobą, bo wszystko, co ją dotąd powstrzymywało, było tylko w jej głowie. Wbrew pozorom nie była to łatwa bitwa, te toczone na przestrzeni własnego umysłu wydawały jej się najgorszym rodzajem, który najłatwiej poddać. Może fakt, że jeszcze trwała, zawdzięczała bliskim osobom, które otuliły ją opieką i wsparciem, na które nie zasługiwała w swoim mniemaniu.
Drobne zmiany w myśleniu zaczęły się pojawiać na przełomie nowego miesiąca, jakby początek wiosny był pretekstem na odrodzenie się z popiołów. Z całych sił marzyła, by być takim feniksem i wznieść się ponad problemami, ale obawiała się, że równie szybko się spali i na nic zdadzą się próby. Wiedziała, że nie obejdzie się bez potknięć, ale póki miała siłę, będzie parła do przodu.
Doceniała słowa mężczyzny, mądrość, którą starał się jej przekazać, była wartościowa i zamierzała przyjąć ją do serca. Nie umknął uwadze również fakt, że nie próbował zamieść pod dywan jej uczuć, nie zmieniał na siłę tematu, narzucając bardziej błahy, który byłby może stosowniejszy do tego spotkania.
- Masz rację - kiwnęła głową, ale jednak nie był w stanie w pełni zrozumieć tego, co przeżyła. I nie winiła go, nie był w tej samej sytuacji, mieli inne doświadczenia życiowe, ich umysły pracowały na innych częstotliwościach, ale na ten moment nawet próba zrozumienia wydawała jej się wysiłkiem, którego wcale nie musiał podejmować. Żeby nieco bardziej zobrazować mu swój stan, dodała: - Tylko teraz boję się dosłownie wszystkiego, nawet wyjść z domu.
Był czas, po ataku, że bała się spać, ale bała się też obudzić, czy wyjść z łóżka. Teraz część strachów już pokonała, ale z wieloma dalej się mierzyła i to nie było normalne, ale musiała przez to przejść, by wrócić do normalności.
- Spróbuję. Myślę, że to - wskazała spojrzeniem obrazy, wśród których spacerowali. - jest pierwszym krokiem do powrotu.
Miała tu na myśli całokształt tego spotkania. Zapomniała, jak duży wpływ ma na nią sztuka, jak popycha ją do przekraczania własnych granic i otwiera na nowe możliwości.
- Jak jest z tobą? Czy lepiej tworzysz z natłokiem myśli i emocji, czy wolisz być zrelaksowany i spokojny przy pracy? - wróciły do niej wspomnienia ich rozmów o jego malarstwie, o sztuce i jej aspektach. Tyle przegadanych godzin, a miała wrażenie, że tak niewiele wciąż wie.
Einar Halvorsen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Nie 16 Lip - 18:32
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nie mógł poznać jej strachu; stworzenia, które ugrzęzło między rozpostartymi szponami wyrostków żeber, pęczniejąc w gęstwinie płuc i kąsając boleśnie pień odsłoniętej tchawicy; nie mógł poznać jej strachu, chociaż znał własny strach, znał jego posmak, gorycz na ścianach zębów, zdradliwą flegmę wznoszącą się w cieśni gardła gwałtownym sztormem emocji. Próbował być zawsze gładki, bez dostrzegalnej skazy; tak gładki aż niemal śliski jak nieuchwytne ciała żyjących w głębinach stworzeń których nie można schwytać; gładkie słowa, gładkie gesty i nienaganne, barwiące mu twarz uśmiechy na pograniczu jawy i odległego snu. Był równie prosty co trudny do odgadnięcia, nie dzielił się szczegółami i niewygodą życia, wybierał ścieżki bezpieczne, bez stromych wzniesień i wydrążonych dziur; bał się, przez całe życie, że inni ludzie odkryją jego naturę, że sroga stygmatyzacja naznaczy go wypalonym pospiesznie śladem znamienia, bał się być odrzucony. Nawet obecnie, w przyjemnym czasie spotkania przez jego umysł sunęły pochody wspomnień, drażniących i równie ciężkich, świeże i jeszcze niezakrzepłe wydarzenie ze Stortingu, człowiek poddany aurze jak marionetka i groty wbijanych spojrzeń z napiętych cięciw uważnych i rozszerzonych oczu; bał się, że inni ludzie darzyli go przychylnością jedynie przez wzgląd na aurę. Nie mógł być nigdy pewny, na ile sympatia Vivian wynikać będzie z niej samej, na ile z samego czaru który świdruje umysł i nakazuje postrzegać go jako niecodziennie atrakcyjnego oraz godnego zaufania. Tłumił przy niej dzierżone i oszukańcze wpływy; gdyby stał się zajadły i godny pożałowania, miałby zdolność posunąć do drastycznej, czystej obrzydliwości; sprawić, by w jednej chwili przestała myśleć i zapomniała o drugim, zaznaczonym w jej życiu mężczyźnie. Mógł sprawić, aby z łatwością przylgnęła do jego ramion, sprawić, by po spotkaniu nie mogła przestać wręcz obsesyjnie przywoływać w wyobrażeniach wyłącznie jego oblicza, by jego imię, Einar tętniło w jej głowie jak drugie i maniakalne serce. Zwykł dawać sobie ułudę, że cała adresowana w jego stronę sympatia pochodzi z woli kobiety, trzymał aurę na smyczy i tłamsił ją, na ile tylko potrafił. Nie mógł, pomimo tego, powstrzymać jej w zupełności; raz jeden zupełnie utracił nad nią pieczę kontroli, choć nie był w stanie żałować skosztowanej bliskości i błądzącego po płótnie skóry dotyku.
- To zależy - chwila na przemyślenie, nieznaczna pauza wdrożonej pomiędzy sylwetki ciszy. Miał trudność odpowiedzieć jej jednoznacznie na pytanie, to zależało, istniały obrazy malowane wyłącznie z własnej potrzeby w spokojnym, ospałym czasie gonionym przez szpikulce wskazówek na tarczy zawieszonego zegara, istniały dzieła tworzone w licznych i sprzecznych czasem emocjach. Każdy nastrój był odpowiedni, jeśli prowadził tylko do szeroko pojętej twórczości, jeśli miał być początkiem dla czegoś całkiem nowego.
- Przede wszystkim - dodał - próbuję nie tłumić odczuć, jakie mi w danej chwili towarzyszą - malując portret próbował być autentyczny, malował wszystko, co sam obecnie zobaczył i czego nie umiał wcale zauważyć. W relacji wiążącej jego życie ze sztuką był całkiem, dziecięco szczery, tak samo szczery jak przed latami, gdy pulchną, niezgrabną dłonią zwykł chwytać kolorowe kredki i kreślić koślawe linie.
- Niektórzy twierdzą, że malowanie działa odprężająco - zaczął ostrożnie, na początku próbując zbadać jej reakcję; nie zdradzał całkowicie kiełkującej mu w głowie propozycji. Sztuka jubilerstwa wiązała się z ciężką presją, bo była sztuką jej klanu; może najlepiej, gdyby na samym wstępie próbowała oddać się zajęciu twórczemu, od którego potrafi się z łatwością zdystansować? Wiedział, że chce jej pomóc; sztuka była tym, co zespoliło jeszcze w preludium ich znajomość, była zawsze wyraźna i obecna w nawiązanej relacji.
- Może chciałabyś sprawdzić, czy rzeczywiście mają rację?
- To zależy - chwila na przemyślenie, nieznaczna pauza wdrożonej pomiędzy sylwetki ciszy. Miał trudność odpowiedzieć jej jednoznacznie na pytanie, to zależało, istniały obrazy malowane wyłącznie z własnej potrzeby w spokojnym, ospałym czasie gonionym przez szpikulce wskazówek na tarczy zawieszonego zegara, istniały dzieła tworzone w licznych i sprzecznych czasem emocjach. Każdy nastrój był odpowiedni, jeśli prowadził tylko do szeroko pojętej twórczości, jeśli miał być początkiem dla czegoś całkiem nowego.
- Przede wszystkim - dodał - próbuję nie tłumić odczuć, jakie mi w danej chwili towarzyszą - malując portret próbował być autentyczny, malował wszystko, co sam obecnie zobaczył i czego nie umiał wcale zauważyć. W relacji wiążącej jego życie ze sztuką był całkiem, dziecięco szczery, tak samo szczery jak przed latami, gdy pulchną, niezgrabną dłonią zwykł chwytać kolorowe kredki i kreślić koślawe linie.
- Niektórzy twierdzą, że malowanie działa odprężająco - zaczął ostrożnie, na początku próbując zbadać jej reakcję; nie zdradzał całkowicie kiełkującej mu w głowie propozycji. Sztuka jubilerstwa wiązała się z ciężką presją, bo była sztuką jej klanu; może najlepiej, gdyby na samym wstępie próbowała oddać się zajęciu twórczemu, od którego potrafi się z łatwością zdystansować? Wiedział, że chce jej pomóc; sztuka była tym, co zespoliło jeszcze w preludium ich znajomość, była zawsze wyraźna i obecna w nawiązanej relacji.
- Może chciałabyś sprawdzić, czy rzeczywiście mają rację?
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 15 Sie - 22:04
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nogi poruszające się jednostajnym tempem, oczy świdrujące powietrze, wyłapujące kolejne z dzieł sztuki, wzmagały uczucie odprężenia. Dawniej potrafiła godzinami przesiadywać w galeriach sztuki, podziwiając jej owoce, z zapałem zastanawiając się, co też autor mógł mieć na myśli. Bardzo lubiła ten moment zadumy, gdy próbowała wejść do głowy artysty, wybadać jego motywy albo znaleźć sens, który nie był widoczny na pierwszy rzut oka. Sztuka była wymagająca, ale zawsze sprawiała jej masę radości, do tego stopnia, że czerpała z niej inspirację do swoich projektów jubilerskich. Nie lubiła tworzyć prostych, niczym nie odznaczających się przedmiotów, chociaż czasami musiała dostosować się do oczekiwań klienta, którego przecież chciała zadowolić i zachęcić do powrotu, a tym samym odbudować reputację Sørensenów. Jej wysiłki i starania nie zostały odpowiednio docenione, być może nawet nie zostały zauważone. Tymczasem została skarcona niczym dziecko za jeden błąd, który popełniła przez mętlik w głowie spowodowany atakiem.
Pokręciła nieznacznie głową, próbując wyrzucić nieprzyjemne spostrzeżenia, bo powrót do rodzinnego biznesu i wydarzenia w lesie, znacznie pogarszał jej samopoczucie, a przecież nie po to tu przyszła. Kątem oka spojrzała na Einara i mimowolnie się uśmiechnęła. Mogła szybciej wyjść z inicjatywą i z nim porozmawiać, ale nie spodziewała się, że otrzyma od niego taką dozę cierpliwości i wsparcia. Nie wątpiła w jego troskliwość, ale też nie miała okazji doświadczyć konkretnych przykładów, by mieć pewność jego reakcji. Zaskoczył ją pozytywnie i miała nadzieję, że jego towarzystwo przynajmniej w jakimś stopniu pomoże jej wrócić do normalności. Co prawda, nie mogła zapomnieć listu dziadka, bo gdyby dowiedział się o jej relacji z Einarem, prawdopodobnie uznałby, że jego wnuczka nie potrafi sama podejmować decyzji, które nie godzą w ich ród. Groźba radykalnych środków w jej niestabilnym stanie, nie napawała optymistycznie, dlatego nie chciała prowokować niepotrzebnych sytuacji i trzymała się z odpowiednim dystansem oraz kulturą wymaganą u panienki z dobrego domu.
Kiwnęła głową w zrozumieniu na odpowiedź mężczyzny. Mogła się tego spodziewać, że wszystko zależało od sytuacji i rodzaju dzieła, z którym w danej chwili się mierzył. Myślała tylko, że miał jakiś preferowany stan, że emocje są gwałtownym natchnieniem, pod których wpływem wychodzą najwartościowsze obrazy.
- Tłumienie uczuć jest najprostszą drogą do wybuchu - stwierdziła z autopsji, choć wiedziała, że on odnosi się do procesu tworzenia. Rozumiała, co miał na myśli, sama przy wyrobie biżuterii potrzebowała spokoju i wygody, by osiągnąć stan skupienia i precyzji.
Czy malowanie faktycznie byłoby dla niej odprężające? Czy pomoże ukoić nerwy i skupić się jedynie na pociągnięciach pędzla? Czy wręcz przeciwnie, przyniesie frustrację przez brak doświadczenia i wprawy w tej dziedzinie? Co innego rysować czy malować na kartce papieru, projektować biżuterię w szkicowniku i nanosić poprawki, a co innego mieszać kolory farb i stosować odpowiednie techniki, by efekt był zadowalający. Jej perfekcjonizm mógł w tej kwestii okazać się zgubny, mógł wywołać kolejną dawkę niepotrzebnych nerwów, wzmagając już i tak rozchwianie emocjonalne. Nie przekona się, jeśli nie spróbuje.
- Mogłabym spróbować - odpowiedziała niepewnym tonem, dalej analizując w głowie wszystkie za i przeciw. Bo co, jeśli straci nad sobą panowanie w jego obecności, co, jeśli zrobi mu nieumyślnie krzywdę? Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, na co się pisze, jeśli zamierzał jej towarzyszyć w tym nowym doświadczeniu. O ile zamierzał.
- Jak miałoby to wyglądać? - zapytała o szczegóły, próbując ustalić, czy wrzuci ją do jakiejś pracowni i będzie zdana na siebie, czy jednak będzie przy jej boku, pomagając w chwilach zawahania.
Pokręciła nieznacznie głową, próbując wyrzucić nieprzyjemne spostrzeżenia, bo powrót do rodzinnego biznesu i wydarzenia w lesie, znacznie pogarszał jej samopoczucie, a przecież nie po to tu przyszła. Kątem oka spojrzała na Einara i mimowolnie się uśmiechnęła. Mogła szybciej wyjść z inicjatywą i z nim porozmawiać, ale nie spodziewała się, że otrzyma od niego taką dozę cierpliwości i wsparcia. Nie wątpiła w jego troskliwość, ale też nie miała okazji doświadczyć konkretnych przykładów, by mieć pewność jego reakcji. Zaskoczył ją pozytywnie i miała nadzieję, że jego towarzystwo przynajmniej w jakimś stopniu pomoże jej wrócić do normalności. Co prawda, nie mogła zapomnieć listu dziadka, bo gdyby dowiedział się o jej relacji z Einarem, prawdopodobnie uznałby, że jego wnuczka nie potrafi sama podejmować decyzji, które nie godzą w ich ród. Groźba radykalnych środków w jej niestabilnym stanie, nie napawała optymistycznie, dlatego nie chciała prowokować niepotrzebnych sytuacji i trzymała się z odpowiednim dystansem oraz kulturą wymaganą u panienki z dobrego domu.
Kiwnęła głową w zrozumieniu na odpowiedź mężczyzny. Mogła się tego spodziewać, że wszystko zależało od sytuacji i rodzaju dzieła, z którym w danej chwili się mierzył. Myślała tylko, że miał jakiś preferowany stan, że emocje są gwałtownym natchnieniem, pod których wpływem wychodzą najwartościowsze obrazy.
- Tłumienie uczuć jest najprostszą drogą do wybuchu - stwierdziła z autopsji, choć wiedziała, że on odnosi się do procesu tworzenia. Rozumiała, co miał na myśli, sama przy wyrobie biżuterii potrzebowała spokoju i wygody, by osiągnąć stan skupienia i precyzji.
Czy malowanie faktycznie byłoby dla niej odprężające? Czy pomoże ukoić nerwy i skupić się jedynie na pociągnięciach pędzla? Czy wręcz przeciwnie, przyniesie frustrację przez brak doświadczenia i wprawy w tej dziedzinie? Co innego rysować czy malować na kartce papieru, projektować biżuterię w szkicowniku i nanosić poprawki, a co innego mieszać kolory farb i stosować odpowiednie techniki, by efekt był zadowalający. Jej perfekcjonizm mógł w tej kwestii okazać się zgubny, mógł wywołać kolejną dawkę niepotrzebnych nerwów, wzmagając już i tak rozchwianie emocjonalne. Nie przekona się, jeśli nie spróbuje.
- Mogłabym spróbować - odpowiedziała niepewnym tonem, dalej analizując w głowie wszystkie za i przeciw. Bo co, jeśli straci nad sobą panowanie w jego obecności, co, jeśli zrobi mu nieumyślnie krzywdę? Chyba nie do końca zdawał sobie sprawę, na co się pisze, jeśli zamierzał jej towarzyszyć w tym nowym doświadczeniu. O ile zamierzał.
- Jak miałoby to wyglądać? - zapytała o szczegóły, próbując ustalić, czy wrzuci ją do jakiejś pracowni i będzie zdana na siebie, czy jednak będzie przy jej boku, pomagając w chwilach zawahania.
Einar Halvorsen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Nie 20 Sie - 18:10
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Skandale przychodzą same.
Myśli omijają starannie - ze znaną gracją beztroski - pojęcie surowej odpowiedzialności, myśli nie rozwiązują w najmniejszym stopniu rachunku prawdopodobieństwa, jak bardzo zaryzykuje z reputacją swoją (o ile jeszcze istniała) i młodej jubilerki, gdy nadal będzie rozwijać ich relację. Myśli się urywają, w tym miejscu i tym temacie, zupełnie jak krnąbrne dziecko, które odchodząc od domowego stołu pozostawia nietknięty, przestudzony posiłek. Myśli i wszystkie inne składowe jego zawiłej, splątanej osobowości, są jak niewdzięczne bachory (co oprócz tego stanowi doskonałą przenośnię dla jego wątpliwego pochodzenia).
Gdyby ktoś go zapytał, dlaczego wciąż się wystawia niczym łup na pożarcie dla wścibskich sępów dziennikarzy, powiedziałby jak najszybciej, że nie chce szukać sensacji. Szukał chwili bliskości, szukał nadwyrężenia różnych rubryczek reguł oraz szeroko pojętych obyczajów, ale nigdy sensacji. Gdyby nikt go nie widział, czułby się nawet lepiej; nie potrzebował w żadnym stopniu skandali, które jak nagły pożar zwykły przypalać skórę. Mógł wszystko czynić po cichu, jak każdy, przykładny człowiek, który po szafach skrywa ogryzki trupów.
Uśmiech rozciąga wargi, czuje się dość swobodnie, o wiele bardziej niż przy ostatnim, przypadkowym spotkaniu, tak pełnym roztrzęsionej galarety niepewności. Swoboda jednak nie znaczy, że stanie się dziś nachalny lub będzie od niej zbyt wiele oczekiwać. Miał wiele wad, mimo tego - natarczywość nie stała się jedną z nich. Szukał dzisiaj wyłącznie jej towarzystwa, a każdy, oczekujący na nich w przyszłości szczegół, miał zjawić się spontanicznie i szczerze. Nie lubił tworzyć złożonych i niepotrzebnych planów, narzucać określonych zamysłów. Jeśli Sørensen zechce odejść - pozwoli jej na to, bez względu na własny pogląd. Jeśli zaś zechce zostać…
- Wiele jest podporządkowane temu, co chciałabyś namalować - wyjaśnia na samym wstępie. Projekt kolejnej biżuterii, martwa natura, portret własny albo innej osoby (jego?), pejzaż widziany z okna? Powinna sama wyznaczyć, w czym mogła odnaleźć się najlepiej, malarska próba miała sprawiać jej przyjemność, nie być zaś jego fanaberią czy ponurym, strąconym na wątłe ramiona obowiązkiem.
- Organizacja materiałów to w końcu najmniejszy problem - nie miał zamiaru zbyt wiele zastanawiać się nad samym wykonaniem pomysłu. Propozycja nadeszła samoistnie, bez żadnych, technicznych uwag; jako malarz dysponował co oczywiste wszystkimi niezbędnymi środkami i ze względu na żywioną sympatię był jej w stanie tymczasowo użyczyć całą swoją pracownię. Najważniejsze w malarstwie było w końcu znalezienie się przed płótnem i przekazanie mu własnego spojrzenia; inne, rozsiane kwestie, tworzyły tylko otoczkę.
- Oprócz tego - przypomniał - zawsze możesz liczyć na moją pomoc - mógł służyć jej wskazówkami w przypadku różnych wątpliwości. Nie przygotowywał się do scenariusza, w którym pełniłby rolę pospolitego, tkanego stereotypami nauczyciela; mógł prędzej być jej serdecznym znajomym, do którego mogła się zwrócić w obliczu każdej, nadarzającej się wątpliwości.
- Chyba nie uważałaś, że pozostawię cię z tym samą? - zatrzymał się, bez uprzedzenia, przy jednym z pomniejszych eksponatów.
Spojrzenie utkwił w jej oczach - z zaczepną, szczerą sympatią.
Myśli omijają starannie - ze znaną gracją beztroski - pojęcie surowej odpowiedzialności, myśli nie rozwiązują w najmniejszym stopniu rachunku prawdopodobieństwa, jak bardzo zaryzykuje z reputacją swoją (o ile jeszcze istniała) i młodej jubilerki, gdy nadal będzie rozwijać ich relację. Myśli się urywają, w tym miejscu i tym temacie, zupełnie jak krnąbrne dziecko, które odchodząc od domowego stołu pozostawia nietknięty, przestudzony posiłek. Myśli i wszystkie inne składowe jego zawiłej, splątanej osobowości, są jak niewdzięczne bachory (co oprócz tego stanowi doskonałą przenośnię dla jego wątpliwego pochodzenia).
Gdyby ktoś go zapytał, dlaczego wciąż się wystawia niczym łup na pożarcie dla wścibskich sępów dziennikarzy, powiedziałby jak najszybciej, że nie chce szukać sensacji. Szukał chwili bliskości, szukał nadwyrężenia różnych rubryczek reguł oraz szeroko pojętych obyczajów, ale nigdy sensacji. Gdyby nikt go nie widział, czułby się nawet lepiej; nie potrzebował w żadnym stopniu skandali, które jak nagły pożar zwykły przypalać skórę. Mógł wszystko czynić po cichu, jak każdy, przykładny człowiek, który po szafach skrywa ogryzki trupów.
Uśmiech rozciąga wargi, czuje się dość swobodnie, o wiele bardziej niż przy ostatnim, przypadkowym spotkaniu, tak pełnym roztrzęsionej galarety niepewności. Swoboda jednak nie znaczy, że stanie się dziś nachalny lub będzie od niej zbyt wiele oczekiwać. Miał wiele wad, mimo tego - natarczywość nie stała się jedną z nich. Szukał dzisiaj wyłącznie jej towarzystwa, a każdy, oczekujący na nich w przyszłości szczegół, miał zjawić się spontanicznie i szczerze. Nie lubił tworzyć złożonych i niepotrzebnych planów, narzucać określonych zamysłów. Jeśli Sørensen zechce odejść - pozwoli jej na to, bez względu na własny pogląd. Jeśli zaś zechce zostać…
- Wiele jest podporządkowane temu, co chciałabyś namalować - wyjaśnia na samym wstępie. Projekt kolejnej biżuterii, martwa natura, portret własny albo innej osoby (jego?), pejzaż widziany z okna? Powinna sama wyznaczyć, w czym mogła odnaleźć się najlepiej, malarska próba miała sprawiać jej przyjemność, nie być zaś jego fanaberią czy ponurym, strąconym na wątłe ramiona obowiązkiem.
- Organizacja materiałów to w końcu najmniejszy problem - nie miał zamiaru zbyt wiele zastanawiać się nad samym wykonaniem pomysłu. Propozycja nadeszła samoistnie, bez żadnych, technicznych uwag; jako malarz dysponował co oczywiste wszystkimi niezbędnymi środkami i ze względu na żywioną sympatię był jej w stanie tymczasowo użyczyć całą swoją pracownię. Najważniejsze w malarstwie było w końcu znalezienie się przed płótnem i przekazanie mu własnego spojrzenia; inne, rozsiane kwestie, tworzyły tylko otoczkę.
- Oprócz tego - przypomniał - zawsze możesz liczyć na moją pomoc - mógł służyć jej wskazówkami w przypadku różnych wątpliwości. Nie przygotowywał się do scenariusza, w którym pełniłby rolę pospolitego, tkanego stereotypami nauczyciela; mógł prędzej być jej serdecznym znajomym, do którego mogła się zwrócić w obliczu każdej, nadarzającej się wątpliwości.
- Chyba nie uważałaś, że pozostawię cię z tym samą? - zatrzymał się, bez uprzedzenia, przy jednym z pomniejszych eksponatów.
Spojrzenie utkwił w jej oczach - z zaczepną, szczerą sympatią.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 30 Sie - 20:20
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Poważne rozważania odłożyła na bok, bo jej głowa nie była w stanie rozpracować niektórych tematów, a każda próba kończyła się potężną migreną i wątpliwościami na miarę egzystencji. Nie wiedziała, co zrobić ze swoim życiem, co ma być dalej i właściwie jakie kroki powinna podjąć, ale jednocześnie za wszelką cenę chciała odzyskać dawną siebie i szukała się w prostych czynnościach, w rozmowach z rodziną, w kontakcie z innymi bliskimi osobami, a także w dzisiejszym spotkaniu.
- Sama nie wiem - westchnęła, jakby decyzja o tym, co namaluje była jedną z istotniejszych w jej życiu. A przecież nie miało to większego znaczenia, skoro miało być jedynie formą terapii. Jej umysł miał tendencję do przesadnego analizowania prozaicznych sytuacji, dlatego zanim rzuciła się w wir rozważań, co takiego powinna namalować, potrząsnęła głową i rzuciła: - Chciałabym, żeby to przyszło do mnie naturalnie. Może wyjdzie mi z tego bezkształtna masa, a może natchnienie mną pokieruje.
Nie wspomniała o tym na głos, ale obawiała się, że straciła artystyczny zapał, a każda forma natchnienia okaże się klapą. Byłoby to tragiczne w skutkach dla jej pracy, nie mogłaby przecież tworzyć nowych rodzajów biżuterii, a wtedy jej życie straciłoby główny sens w życiu - pracę w rodzinnym interesie. Nie mogłaby przecież zająć się tylko sprzedażą albo pozyskiwaniem surowców, bo tym bardziej przypominałoby jej to, obciążając świadomość, że nie jest już w stanie robić tego, co kocha. Czy potrafiłaby w ogóle robić cokolwiek innego? Nie próbowała odnaleźć się na poważnie w innej dziedzinie i nie wyobrażała sobie, że będzie kiedyś musiała. Teraz też jeszcze nie dopuszczała do siebie takiej myśli, gotowa przejść po rozżarzonych węglach, byleby wrócić do wykonywanego zawodu.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, bo faktycznie podejście Einara było dużo prostsze w założeniu. Chociaż wcale nie chciała, to mimowolnie szukała problemów tam, gdzie ich nie było: co namaluje - problem, czym namaluje - problem, gdzie namaluje - problem, z kim namaluje - problem. Zamiast na luzie przyjąć propozycję i nie przejmować się szczegółami, ona rozbijała wszystko na czynniki pierwsze, szukając co mogłoby pójść nie tak, w każdym aspekcie węsząc zagrożeń. Może dlatego codzienne czynności tak bardzo ją męczyły i nie potrafiła sobie poradzić w powrocie do normalności. Utknęła we własnej głowie i nie potrafiła ruszyć z miejsca, czując się jak w pułapce.
- Dziękuję - odetchnęła z ulgą, że pomimo wszystkiego, nie zamierzał wrzucić jej do pustego pokoju, żeby samotnie uporała się z własnymi demonami. I nie chodzi o to, że wątpiła tym w jego chęci pomocy, czy dobry charakter. Wynikało to raczej z jej własnych obaw, o wszystko i wszystkich, nawet jeśli nie miało to żadnego uzasadnienia w rzeczywistości.
Zatrzymała się, stając obok mężczyzny, kompletnie ignorując eksponat, by odwzajemnić jego spojrzenie. Pokręciła energicznie głową, by zaprzeczyć pytaniu.
- To nie tak, tylko... od ataku czuję się jak kula u nogi wielu osób. Nigdy nie chciałam być dla nikogo obciążeniem, ale nie poradziłabym sobie bez pomocy. Tym bardziej nie chcę dodatkowo obciążać bliskich mi osób, a ty... się do nich zaliczasz - odwróciła głowę w zawstydzeniu, nagle skupiając się przesadnie na eksponacie przed nimi.
- Sama nie wiem - westchnęła, jakby decyzja o tym, co namaluje była jedną z istotniejszych w jej życiu. A przecież nie miało to większego znaczenia, skoro miało być jedynie formą terapii. Jej umysł miał tendencję do przesadnego analizowania prozaicznych sytuacji, dlatego zanim rzuciła się w wir rozważań, co takiego powinna namalować, potrząsnęła głową i rzuciła: - Chciałabym, żeby to przyszło do mnie naturalnie. Może wyjdzie mi z tego bezkształtna masa, a może natchnienie mną pokieruje.
Nie wspomniała o tym na głos, ale obawiała się, że straciła artystyczny zapał, a każda forma natchnienia okaże się klapą. Byłoby to tragiczne w skutkach dla jej pracy, nie mogłaby przecież tworzyć nowych rodzajów biżuterii, a wtedy jej życie straciłoby główny sens w życiu - pracę w rodzinnym interesie. Nie mogłaby przecież zająć się tylko sprzedażą albo pozyskiwaniem surowców, bo tym bardziej przypominałoby jej to, obciążając świadomość, że nie jest już w stanie robić tego, co kocha. Czy potrafiłaby w ogóle robić cokolwiek innego? Nie próbowała odnaleźć się na poważnie w innej dziedzinie i nie wyobrażała sobie, że będzie kiedyś musiała. Teraz też jeszcze nie dopuszczała do siebie takiej myśli, gotowa przejść po rozżarzonych węglach, byleby wrócić do wykonywanego zawodu.
Kiwnęła głową z delikatnym uśmiechem, bo faktycznie podejście Einara było dużo prostsze w założeniu. Chociaż wcale nie chciała, to mimowolnie szukała problemów tam, gdzie ich nie było: co namaluje - problem, czym namaluje - problem, gdzie namaluje - problem, z kim namaluje - problem. Zamiast na luzie przyjąć propozycję i nie przejmować się szczegółami, ona rozbijała wszystko na czynniki pierwsze, szukając co mogłoby pójść nie tak, w każdym aspekcie węsząc zagrożeń. Może dlatego codzienne czynności tak bardzo ją męczyły i nie potrafiła sobie poradzić w powrocie do normalności. Utknęła we własnej głowie i nie potrafiła ruszyć z miejsca, czując się jak w pułapce.
- Dziękuję - odetchnęła z ulgą, że pomimo wszystkiego, nie zamierzał wrzucić jej do pustego pokoju, żeby samotnie uporała się z własnymi demonami. I nie chodzi o to, że wątpiła tym w jego chęci pomocy, czy dobry charakter. Wynikało to raczej z jej własnych obaw, o wszystko i wszystkich, nawet jeśli nie miało to żadnego uzasadnienia w rzeczywistości.
Zatrzymała się, stając obok mężczyzny, kompletnie ignorując eksponat, by odwzajemnić jego spojrzenie. Pokręciła energicznie głową, by zaprzeczyć pytaniu.
- To nie tak, tylko... od ataku czuję się jak kula u nogi wielu osób. Nigdy nie chciałam być dla nikogo obciążeniem, ale nie poradziłabym sobie bez pomocy. Tym bardziej nie chcę dodatkowo obciążać bliskich mi osób, a ty... się do nich zaliczasz - odwróciła głowę w zawstydzeniu, nagle skupiając się przesadnie na eksponacie przed nimi.
Einar Halvorsen
Re: 19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 27 Wrz - 9:37
Einar HalvorsenWidzący
online
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Niekiedy myślał, że jest naprawdę okrutny; spoglądał na płachtę lustra i wyobrażał sobie ciosane, zezwierzęcone rysy, ostre i zakrzywione krawędzie wydatnych kłów, sierpy grubych pazurów rosnące w łożyskach palców, sierść unoszącą się ostrzegawczym wykrzyknikiem na krępym filarze karku. Ciężkie, obskurne słowo mlaskało pod wpływem kroków jak maź cuchnącego błota - o ile łatwiej byłoby spostrzec okrucieństwo w brzydocie, potworność w szpetnym wyrazie nieludzkiej fizjonomii niż w gładkim i wymuskanym ze starannością dziele przyprawiającym o słodkie pąsy nagłego zauroczenia. O ile łatwiej byłoby dostrzec w nim prawdziwego potwora, gdyby kręgosłup dłużył się w jego skazę, dowód demonicznego pochodzenia dobitnie głoszący prawdę na temat posiadanej natury. O ile łatwiej byłoby żyć bez pogłosów gorzkiego rozczarowania, bez echa złamanych serc pulsujących w koślawym, nadwyrężonym rytmie - szedł dalej i pozostawiał za sobą przeróżnych ludzi, gruchocząc szkielet relacji. Bezwzględność, której zwykł się dopuszczać, nie tkwiła przy samym kłamstwie, wręcz przeciwnie - czerpała nad wyraz z prawdy co czyniło go dodatkowo drastycznie niemal przejrzystym i przepełnionym od śmiałej, prostej autentyczności. Chciał znaleźć się blisko Vivian, nie tylko bliżej jej skóry, jej smukłych rąk i nadgarstków, nie tylko w pobliżu malinowych płatków jej ust wyginanych w blady, trącony obawą uśmiech - najchętniej starłby z niej wszystkie, najmniejsze przejawy lęku, chociaż wiedział, że droga, jaką zmierzała, musiała być wyboista i pełna wielu etapów do ponownego rozkwitnięcia.
- Twoja obecność nie jest dla mnie obciążeniem - przystanął, choć nie zawieszał spojrzenia na żadnym, dostępnym w zasięgu jego uwagi eksponacie, wzrok osiadł z miękką, troskliwą uważnością na obliczu Sørensen, spojrzenie stało się ciężkie, niechętne do oddalenia, do zmiany głównego punktu; chwila stała się ciężka, trwająca, zwinnie ulotna, przejęcie stało się ciężkie, lądując niczym skorupa szorstkiego pokładu szronu.
- Pamiętaj - przysunął się, odrobinę drażniąc granicę pomiędzy zwykłą, niebudzącą zastrzeżeń znajomością, a poufałym zatraceniem dystansu; nie przekraczał jej, nawet, jeśli pokusa zgrzytała zdradliwie w głowie, nawet, gdyby sam podświadomie chciał odmiennego przebiegu wydarzenia bez konieczności zważania na reguły obyczajów.
- Nie chcę, byś odchodziła - stłumiony i dyskretny ton głosu był tylko adresowany do niej, nie do sylwetek rozsianych po korytarzach i ogarniętych niekiedy żywą dyskusją na temat swoich spostrzeżeń. Nie chciał, zupełnie szczerze, rezygnować z ich relacji, nie chciał pustki rozstania, wolał spróbować utrzymać ich znajomość, zobaczyć, w jakim kierunku zdoła ich zaprowadzić. Jego emocje nie mogły być nigdy dostateczne, jego miłość była zbyt niestabilna i pozbawiona porządku, przywiązanie zbyt chaotyczne - a jednak, pomimo tego, pomimo przekonania o skazywaniu ich na porażkę, pomimo wiedzy, że wszystko, co podskórnie odczuwał nie było w stanie wystarczyć, nie miał choć wątłych planów oddalać się w swoją stronę.
- Spotkajmy się na początku kwietnia. Wyślę ci wkrótce list i uzgodnimy najdogodniejszy termin - oświadczył nieco donośniej, tym razem z bardziej powszednim, serdecznym entuzjazmem; spoglądał na nią, zaklęty w oczekiwaniu na mającą zapaść odpowiedź.
- Twoja obecność nie jest dla mnie obciążeniem - przystanął, choć nie zawieszał spojrzenia na żadnym, dostępnym w zasięgu jego uwagi eksponacie, wzrok osiadł z miękką, troskliwą uważnością na obliczu Sørensen, spojrzenie stało się ciężkie, niechętne do oddalenia, do zmiany głównego punktu; chwila stała się ciężka, trwająca, zwinnie ulotna, przejęcie stało się ciężkie, lądując niczym skorupa szorstkiego pokładu szronu.
- Pamiętaj - przysunął się, odrobinę drażniąc granicę pomiędzy zwykłą, niebudzącą zastrzeżeń znajomością, a poufałym zatraceniem dystansu; nie przekraczał jej, nawet, jeśli pokusa zgrzytała zdradliwie w głowie, nawet, gdyby sam podświadomie chciał odmiennego przebiegu wydarzenia bez konieczności zważania na reguły obyczajów.
- Nie chcę, byś odchodziła - stłumiony i dyskretny ton głosu był tylko adresowany do niej, nie do sylwetek rozsianych po korytarzach i ogarniętych niekiedy żywą dyskusją na temat swoich spostrzeżeń. Nie chciał, zupełnie szczerze, rezygnować z ich relacji, nie chciał pustki rozstania, wolał spróbować utrzymać ich znajomość, zobaczyć, w jakim kierunku zdoła ich zaprowadzić. Jego emocje nie mogły być nigdy dostateczne, jego miłość była zbyt niestabilna i pozbawiona porządku, przywiązanie zbyt chaotyczne - a jednak, pomimo tego, pomimo przekonania o skazywaniu ich na porażkę, pomimo wiedzy, że wszystko, co podskórnie odczuwał nie było w stanie wystarczyć, nie miał choć wątłych planów oddalać się w swoją stronę.
- Spotkajmy się na początku kwietnia. Wyślę ci wkrótce list i uzgodnimy najdogodniejszy termin - oświadczył nieco donośniej, tym razem z bardziej powszednim, serdecznym entuzjazmem; spoglądał na nią, zaklęty w oczekiwaniu na mającą zapaść odpowiedź.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
19.03.2001 – Muzeum Historii Midgardu – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 6 Lis - 21:23
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
W odbiciu szyby jednego z eksponatów dostrzegła swe oblicze, którego wciąż nie poznawała. Szybko odwróciła wzrok jakby speszona. Wolała unikać wszelkich odbijających obraz powierzchni, które dobitnie ukazywały, że nie jest już tą samą, beztroską dziewczyną, co dawniej. W zupełności wystarczy jej poczucie wyobcowania, nie tylko w społeczeństwie, ale nawet we własnym ciele - wizualne potwierdzenie tylko ją dobijało. Dziwiła się osobom, które pomimo tej zmiany, próbowały wyciągnąć ją za uszy z bagna, a chociaż bardzo chciała pewnie stanąć na nogach, to nadal czuła się jak nowonarodzone źrebię, które dopiero uczy się chodzić. Wdzięczność wobec tych osób pozostawiało także poczucie zobowiązania, bo skoro oni się starali, to przecież ona też musiała, prawda? Musiała wziąć się w garść, przestać garściami zagarniać wszelki przejaw pomocy w jej kierunku i zacząć powoli odwdzięczać się tym, którzy na to zasługiwali.
Nie chciała mieć kolejnego "długu" u Einara, który także przejawiał troskę o jej zdrowie. Widziała cień zaangażowania w jego oczach, chciał jej pomóc i doceniała to. Czy to głupie, że mimo pomocy i wsparcia, którego potrzebowała, chciała, żeby ludzie wokół traktowali ją normalnie? Jakby nic się nie stało, jakby mogła zapomnieć o tym strasznym wydarzeniu i nie śnić co noc o ucieczce przez las w akompaniamencie niedźwiedziego zawodzenia.
- Dziękuję - powtórzyła z delikatnym uśmiechem na ustach. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić, pomijając wścibskie spojrzenia, których mogliby paść ofiarą, wciąż czuła blokadę, spowodowaną jej przesadnym analizowaniem każdej napotkanej sytuacji, przez co jej własny umysł stał się pułapką, z której nie potrafiła uciec.
Spojrzała mu w oczy, a jego intensywne, elektryzujące spojrzenie niemal zwaliło ją z nóg. Nie mogła oderwać wzroku, nie mogła nawet się poruszyć, trwając w chwili niczym posąg. Widziała szczerość w jego twarzy, a uparty głosik w głowie powodował mętlik - nie miała przecież podstaw wątpić w jego słowa. Czy tak naprawdę sama była gotowa na odejście? Czy kolejna wyrwa w życiu nie spowodowałaby większych szkód? Nie miała siły tego analizować, bo sama nie wiedziała, co dla niej najlepsze. Próbowała sobie poradzić, do tej pory z marnym skutkiem, więc nie czuła, by miała odpowiednie kompetencje, by decydować o dalszych losach, nawet jeśli nie miała innego wyjścia, bo nikt nie był w stanie jej wskazać tej właściwej drogi.
- Nie wiem, co będzie w kwietniu. Ale będę oczekiwać listu - skinęła głową, widząc entuzjazm, który w jakimś stopniu i jej się udzielał. Mimo wszystko nie mogła dać jednoznacznej odpowiedzi. Nie chciała niczego obiecywać, nie będąc w stanie przewidzieć swojej kondycji w ciągu najbliższych tygodni. Żyła z dnia na dzień, próbując nie wywracać się na nierównej ścieżce.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Potrzebowałam tego - posłała mu ciepły uśmiech. Obcowanie ze sztuką przyniosło jej dziś poczucie spokoju i harmonii, nawet jeśli chwilowo, to cieszyła się, że zdecydowała się dać temu szansę. Zaczynała wierzyć, że małymi kroczkami mogła wrócić do ukochanego zajęcia, nie tylko w wymiarze zawodowym.
Vivian i Einar z tematu
Nie chciała mieć kolejnego "długu" u Einara, który także przejawiał troskę o jej zdrowie. Widziała cień zaangażowania w jego oczach, chciał jej pomóc i doceniała to. Czy to głupie, że mimo pomocy i wsparcia, którego potrzebowała, chciała, żeby ludzie wokół traktowali ją normalnie? Jakby nic się nie stało, jakby mogła zapomnieć o tym strasznym wydarzeniu i nie śnić co noc o ucieczce przez las w akompaniamencie niedźwiedziego zawodzenia.
- Dziękuję - powtórzyła z delikatnym uśmiechem na ustach. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić, pomijając wścibskie spojrzenia, których mogliby paść ofiarą, wciąż czuła blokadę, spowodowaną jej przesadnym analizowaniem każdej napotkanej sytuacji, przez co jej własny umysł stał się pułapką, z której nie potrafiła uciec.
Spojrzała mu w oczy, a jego intensywne, elektryzujące spojrzenie niemal zwaliło ją z nóg. Nie mogła oderwać wzroku, nie mogła nawet się poruszyć, trwając w chwili niczym posąg. Widziała szczerość w jego twarzy, a uparty głosik w głowie powodował mętlik - nie miała przecież podstaw wątpić w jego słowa. Czy tak naprawdę sama była gotowa na odejście? Czy kolejna wyrwa w życiu nie spowodowałaby większych szkód? Nie miała siły tego analizować, bo sama nie wiedziała, co dla niej najlepsze. Próbowała sobie poradzić, do tej pory z marnym skutkiem, więc nie czuła, by miała odpowiednie kompetencje, by decydować o dalszych losach, nawet jeśli nie miała innego wyjścia, bo nikt nie był w stanie jej wskazać tej właściwej drogi.
- Nie wiem, co będzie w kwietniu. Ale będę oczekiwać listu - skinęła głową, widząc entuzjazm, który w jakimś stopniu i jej się udzielał. Mimo wszystko nie mogła dać jednoznacznej odpowiedzi. Nie chciała niczego obiecywać, nie będąc w stanie przewidzieć swojej kondycji w ciągu najbliższych tygodni. Żyła z dnia na dzień, próbując nie wywracać się na nierównej ścieżce.
- Dziękuję ci za dzisiaj. Potrzebowałam tego - posłała mu ciepły uśmiech. Obcowanie ze sztuką przyniosło jej dziś poczucie spokoju i harmonii, nawet jeśli chwilowo, to cieszyła się, że zdecydowała się dać temu szansę. Zaczynała wierzyć, że małymi kroczkami mogła wrócić do ukochanego zajęcia, nie tylko w wymiarze zawodowym.
Vivian i Einar z tematu