Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    08.03.2001 – Polana przy jeziorze – I. Soelberg & I. de' Medici

    2 posters
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    08.03.2001
    wyzwanie norn


    Obudziła się o szóstej trzydzieści rano, jak zwykle, będąc więźniem swoich codziennych rytuałów. Pierwszym, co spostrzegła, były promienie słońca, przebijające się przez zakamarki zasłon, co pozwoliło jej mieć nadzieję, że czeka ją naprawdę ładny dzień. Zima ustępowała miejsca wiośnie, co wiązało się z topnieniem śniegu, pojawianiem się pierwszych kwiatów i zieleni, a także większej ilości słońca. Rozsunęła kurtyny, a jasność zalała pokój i przez chwilę mogła kąpać się w blasku promieni, które przyjemnie rozgrzewały skórę. Uśmiechnęła się delikatnie, rozpoczynając poranną rutynę, a że miała dziś wolne od pracy, to do dziesiątej spędziła czas z matką, która wyjątkowo była w dobrym humorze, jakby podświadomie czuła, że zima dobiegła końca, dzięki czemu będzie mogła więcej czasu spędzać na ogrodzie. Nie miała wątpliwości, że wpływ natury i okolicznych dzikich zwierząt, które z zaciekawieniem podchodziły do domów w poszukiwaniu jedzenia, działały na matkę kojąco.
    W południe umówiła się z Ivarem na spacer w pobliżu jeziora i miała nadzieję, że uda im się pokonać dłuższy dystans, bo rozpierała ją dzisiaj energia. Tym bardziej, że pogoda dopisywała, a słońce rzadko chowało się za sporadycznie pojawiającymi się chmurami. Nie zapowiadało się na nagłą zmianę i deszcz, ale ubrała się ciepło, bo temperatury nie były jeszcze tak wysokie, by porzucić kurtkę. Niemniej postawiła na wiosenny ubiór i założyła różową sukienkę w kwiaty, ciepłe rajstopy, krótkie kozaki, a z wierzchu dopełniła to wszystko biała kurtka. Na ramię zawiesiła torebkę, choć pasek przysłaniało pasmo włosów i była gotowa do wyjścia.
    Jej dobry nastrój i zadowolenie pękło niczym mydlana bańka, kiedy na słupie nieopodal jej domu, dosłownie na tej samej ulicy zobaczyła swoją twarz na plakacie. Przystanęła i przez dłuższy moment patrzyła na swoją podobiznę, niemal nie mrugając w tym szoku. Możliwe, że w mieście była aż tak podobna kobieta? Może ktoś się pomylił? Nie miała już bliskiej rodziny, która mogłaby się zmartwić jej nieobecnością, nikt nie zgłosiłby jej zaginięcia.
    Przypomniała sobie przepowiednie Volvy i zaczęła się zastanawiać, czy ktoś celowo nie wystawił tego plakatu niedaleko jej domu, żeby ją zastraszyć. Tylko w jakim celu? Nie szukała odpowiedzi i nie drążyła niewygodnych tematów? Ktoś ją obserwował? Poczuła w żołądku nieprzyjemny ucisk spowodowany niepokojem, a choć jej humor uległ pogorszeniu, to nie mogła pozwolić na manipulację ani zastraszenie. Zamaszystym ruchem zerwała papier, gniotąc w dłoniach, upchała go do torebki, by zgodnie z pierwotnym planem, skierować się w miejsce spotkania. W duchy była odrobinę roztrzęsiona niepewnością, co się właściwie dzieje, ale starała się zachować zimną krew i nie zakładać najgorszych scenariuszy, a bardziej skłonić się w kierunku pomyłki. Może jej uroda nie była zbyt pospolita w krajach Skandynawskich, ale nie mogła wykluczyć, że szukali kogoś podobnego. Potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić z niej niepotrzebne zmartwienia.
    Przystanęła w umówionym miejscu i czekała na Ivara. Domyślała się, że skoro go jeszcze nie było, to przyszła sporo przed czasem - może w tym zamyśleniu szła dużo szybciej niż powinna? A może mężczyzna musiał wstąpić na chwilę do pracy i spóźni się odrobinę? Odwróciła twarz do góry, by ją doświetlić i łapać witaminę D.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Ostatnie dni były męczące – zarówno fizycznie, jak i fizycznie. Niewiele pozostawało mu czasu na swobodny oddech i odpoczynek. Miał wrażenie, że w mieszkaniu, był zaledwie cieniem, który przemyka niezauważony, nawet przez kota. Brakowało mu czasu wyłącznie dla siebie, nieco tęsknił za tym, nie mógł jednak rzucić swej pracy w cholerę i zaszyć się z książką w bibliotece. W codziennej rutynie wyłącznie aktywność fizyczna stanowiła oddech od myśli związanych z pracą. Zawsze lubił sport zarówno drużynowy, jak i indywidualny. Przez myśl, nawet przemknął oficerowi pomysł, aby spróbować namówić partnerkę do jakiegokolwiek rodzaju aktywnego wypoczynku. Nie musiała to być z miejsca siłownia, ale choćby spacer w górach? Dlaczego by nie? Niezapomniane widoki, satysfakcja, endorfiny – wszystko na wyciągnięcie ręki, ponadto najważniejsze z tego, to fakt spędzania razem czasu, a także wspomnienia. Był ciekaw, jakby zareagowała, gdyby przedstawił jej taką propozycję. Uśmiechnął się do swych myśli raczej nie przekreślał tego pomysłu, zwłaszcza iż byłby gotów go poprzeć kilkoma solidnymi argumentami, ale i nie chciałby naciskać, gdyby propozycja ta została skazana na odmowę. Wówczas wymyśliłby coś innego, choćby wspólne wieczory, nad szachownicą! To również figurowało na liście rzeczy, które chciałby zrealizować. Tylko problem pozostawał jeden i to kluczowy, mianowicie, był nim czas.
    Uwiązani pracą i prywatnymi obowiązkami, mieli nieraz naprawdę niewiele czasu dla samych siebie, żałował tego. Ale i wiedział, że tak będzie. Miał nadzieję, że Isabella potrafiła żyć ze świadomością, iż profesja, jakiej mężczyzna oddał życie, potrafiła być bezwzględna dla czasu, który był zarezerwowany dla niej. Na całe szczęście, jak na razie, kobieta nie zdradzała pretensji o to i był szczęśliwy, że mógł łączyć życie zawodowe z prywatnym i nikt na tym nie cierpiał. Wiadomo, bywały różne dni i zawsze mogło coś wypaść, jednak starał się, aby było jak najlepiej.
    Idąc polną ścieżką prowadzącą do miejsca spotkania, pochylił się nagle w spontanicznym odruchu nad wczesnowiosennymi kwiatami i zerwał kilka, tworząc z nich mały bukiecik. Spodziewał się, że będzie czekał na kobietę, lecz ta zaskoczyła go swą obecnością. Uśmiechnął się, lekko na jej widok, a krok nabrał sprężystości, chciał jak najszybciej znaleźć się obok niej. Gdy szedł w pewnym momencie ciałem, wstrząsnął zimny powiew wiatru ciągnący od strony jeziora. Niewzruszony tym zjawiskiem posłał szelmowski uśmiech na powitanie, bez słowa przytulił ją, a następnie złożył na jej ustach lekki pocałunek, ot muśnięcie ust i wręczył jej bukiet polnych kwiatów. Raczej skromny, ale gdy je zrywał myślał, tylko o tym, by sprawić jej przyjemność. – Cieszę się, że cię widzę. – Ujął jej dłoń i przyciągnął do piersi skrywając w bezpiecznym azylu. – Mam nadzieję, że nie zmarzłaś?  – Wątpliwość nagle spłynęła na oficera, zmieniając wyraz twarzy nieznacznie. Troska odmalowała się momentalnie w jego szarych oczach.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Próbowała wyciszyć niepotrzebne myśli, zająć głowę przyjemniejszymi tematami i nie angażować się w problemy, które jej nie dotyczyły. Miała nadzieję, że nie dotyczyły, w końcu nie była nigdy w centrum wydarzeń i nawet w swojej pracy operowała gdzieś z boku, działając w cieniu, pomagała medykom diagnozującym zgony i porządkowała dane oraz dowody z miejsca zbrodni. Z jakiego powodu ktoś nagle miałby się nią interesować? Nie mogła znaleźć dość wyraźnego motywu, żeby zacząć się porządnie martwić, choć ta niewiedza pozostawiała w duszy uczucie rozdrażnienia i niepewności. Jeśli wszystkie zdarzenia z ostatnich tygodni w jakiś sposób się łączyły, to mogło mieć drugie dno, którego jeszcze nie była w stanie dostrzec. Może powinna olać temat do czasu, aż nie wyklaruje się więcej danych? Może temat ucichnie przez zapomnienie i nie będzie musiała się tym przejmować?
    Dość. Liczy się tu i teraz: wiosenne słońce, delikatny wietrzyk oraz mężczyzna, który z pewnością już zmierzał w jej stronę. Nie był przypadkiem spóźniony? Pewnie zatrzymały go obowiązki służbowe. Była już przyzwyczajona, że musi się nim dzielić z kochanką o imieniu Praca. Nie miała nic przeciwko, o ile faktycznie nie zacznie wykorzystywać tego argumentu, żeby potajemnie spotykać się z inną kobietą. Różne przypadki słyszała, część nawet widziala i chociaż obdarzyła go zaufaniem, to zawsze pozostawiała margines błędu. Nie chciała zostać zraniona, cierpiała już zbyt dużo razy, a tak przynajmniej była przygotowana na najgorsze. Nie zmienia to faktu, że dopiero niezbite dowody świadczące o winie, mogłyby zburzyć zaufanie do niego.
    Musiała wykazać się zrozumieniem, jeśli sama przejawiała podobne cechy ambitnego podejścia do pracy, której przecież poświęcała wiele czasu. Drugim pochłaniaczem energii była matka, która pomimo całodobowej opieki, nierzadko potrzebowała swojej córki.
    Tknięta impulsem, otworzyła oczy i rozejrzała się nieśpiesznie, aż natrafiła wzrokiem na tego, na którego czekała. W kilku krokach zredukował dystans i wtuliła twarz w jego szyję, by za moment wyprostować głowę do powitalnego całusa. Przeniosła spojrzenie na kwiaty i uśmiechnęła się szerzej.
    - Dziękuję, kochany - nachyliła się automatycznie i musnęła ustami jego policzek. Sama obecność mężczyzny poprawiała jej nastrój, bo oprócz uczuć, które się w niej kłębiły, wzmagał w niej poczucie bezpieczeństwa, a tego w tym momencie najbardziej potrzebowała.
    - Oj, zmarzłam. Chyba będziesz musiał mnie rozgrzać - mruknęła z rozbawieniem, posyłając mu prowokujące spojrzenie. Nie była w tym jednak całkowicie swobodna; zdążył ją poznać na tyle, by zauważyć delikatne spięcie na twarzy i zbyt dużą, jak na nią, nerwowość w gestach.
    Próbowała przekonać samą siebie, że nie ma się czym przejmować, że to jakaś głupia pomyłka albo rodzaj nieśmiesznego żartu. Nie było sensu nawet go denerwować, ale po jego minie dostrzegła, że zauważył jakąś nieprawidłowość w jej zachowaniu. Westchnęła cicho i zamiast tłumaczyć, wyciągnęła z torby zgięty papier i podała mu bez słowa. Wiedział o przepowiedni Volvy, a także pozostałych jej działaniach, więc był w stanie połączyć kropki w takim samym stopniu, co ona.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Pogoda im dopisywała wyjątkowo, a pomimo wielu obowiązków wygospodarował czas na spotkanie z Isabellą ich związek, może nie był idealny i mieli jeszcze wiele do poprawy, lecz z odrobiną poświęcenia osiągną cel. Musieli nauczyć się siebie, a także zrozumieć, że szacunek oraz wzajemnie zrozumienie wypracowuje się z czasem, nic tak po prostu nie ma od początku. Byli indywidualistami w jakimś stopniu i przywykli do swoich manieryzmów, które w związku bywały trudnościami. Na tle prywatnym wiele tematów powodowało zgrzyty, a sporo kwestii nie zostało dotychczas poruszonych lub jedynie były trącone wymijająco. Nie oczekiwał od niej zupełnej wylewności odnośnie swego życia, lecz chciałby mieć jego jakiś obraz, by móc jeszcze lepiej ją poznać. Miał nawet listę rzeczy, o które chciał ją zapytać. Tylko zwykle, kiedy się spotykali ta schodziła na dalszy plan.
    Dziwne przyjemne ciepło spłynęło po piersi Soelberga, wraz ze słowami partnerki, dawno nie słyszał takich czułości. Oczywistym był fakt, że wzajemnie się odrobinę zmieniali w tej relacji i coś, co kiedyś było dla nich zbędną grą słów teraz stawało się mimowolnym zdaniem, tak tym bardziej prześledził swoje zachowanie przy niej. Miała na niego dobry wpływ. Musiał to przyznać, sam przed sobą. Potrzebował wsparcia i ciepła domowego ogniska, mniej kłótni o byle co i więcej zrozumienia. Jego praca była wyjątkowo obciążająca psychicznie, a ciężar, jaki dźwigał na barkach sprawiał, że momentami, mógł zdawać się nieobecny w życiu, w czasie, który przeznaczał wyłącznie na nią. Zdawało mu się, że to rozumiała i była wyrozumiała w tej kwestii, a przynajmniej na razie nie odczuwał przytyków i wyrzutów z tego tytułu.
    Instynktownie przytulił ją mocniej do siebie, gdy wspomniała, że zmarzła i pocałował ją lekko w czubek głowy. – Mogę użyć magii, by cię jeszcze bardziej rozgrzać, jeśli sobie tego życzysz? – Zaproponował, jednocześnie nie przestając tulić i głaskać dziewczyny.
    Czy coś się stało? – Odchylił się, po jakimś czasie uważnie śledząc twarz Isabelli. Miała w sobie niezwykle mało z niezdarnej „damy w opałach”, zwykle zdawało mu się, że potrafiła poradzić sobie sama ze wszystkim. Była niezależna i silna, zapewne efektem tego, były doświadczenia życiowe, które takie piętno na niej odcisnęły i jedynie pogłębiły upartość, jaką dysponowała, że ze wszystkim musi radzić sobie zawsze sama. Otóż nie, gdy byli razem, chciałby, to w nim miała oparcie. Zależało mu, aby stanowić filar bezpieczeństwa w tym związku. Czuł, że zawiódłby ją, gdyby nie potrafił spełnić tej roli, lub gdyby go przy niej brakowało w momentach, gdy go najbardziej potrzebuje.
    Splątane w uścisku dłonie zakołysały się swobodnie, a Wysłannik postawił pierwszy krok sugerując, by przeszli się kawałek. Przy okazji się rozgrzeje i porozmawiają. Jednak kobieta nie wydawała się zachęcona tą inicjatywą, poznał to od razu, a gdy zaczęła szukać czegoś w torebce, zmartwił się, lecz chciał mimo wszystko rozładować jakoś napięcie.
    Nie tęsknisz czasem za Włochami? – Spojrzał na nią i zrozumiał, bez słów. Jego uśmiech znikł, zastąpiony przez przyłbicę polodowcowej powagi. Patrzył na rysopis długo w zupełnym milczeniu, nawet nie oddychał. – Gdzie to znalazłaś? – Jego głos, był pozbawiony nuty ciepła, jaką emanował jeszcze chwilę temu; chłodny i bezpośredni. – Czy masz wrogów? – Wątpił, by w pracy komuś nadepnęła na odcisk, musiał to być ktoś poza nią. Ktoś, kto doskonale ją pamiętał i wiedział, że taką sztuczką może ją zastraszyć. – Może to być również przypadek. Cholera, przyjmujemy tyle zgłoszeń – w żelaznej kurtynie pojawiły się pęknięcia, jakby oznaka paniki, a może strach, może to i to? Nigdy nie był w takiej sytuacji. Oddychał głęboko, chcąc się uspokoić i zebrać myśli.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Oboje potrzebowali oparcia, chociaż oboje żyli w samotności na tyle długo, by się do niej przyzwyczaić. Zapomnieli, jak dobrze dzielić z drugą połówką dobre i złe chwile. Nawet podczas kłótni nie żałowała, że zdecydowała się na taki kierunek ich relacji.
    - Wiesz, gdzie możesz sobie wsadzić magię? - odparła, wywracając oczami na jego słowa, kiedy ewidentnie nie podłapał jej drobnego droczenia. Niemniej chętnie przyjęła dłuższe przytulenie i drobne czułości, które jej zaserwował. Przy odrobinie wolnej woli, potrafił być przekochany.
    Drobne nieporozumienia sprawiały, że rodziły się mniejsze lub większe konflikty, ale jak na razie radzili sobie i powoli docierali, a co przyniesie przyszłość kryło się pod wielkim znakiem zapytania. Szczególnie, że wokół kobiety działy się ostatnio dziwne rzeczy. Przepowiednia volvy nie dawała jej spokoju i wszędzie doszukiwała się zagrożenia, popadając w lekką paranoję - ale chociaż dzięki temu była bardziej ostrożna. A teraz jeszcze ten plakat, którego znaczenia nie potrafiła zrozumieć. Niby nic wielkiego, ale osiadał cienką warstwą na reszcie obaw, dokładając zmartwień.
    Wiedziała, że mężczyzna zrobi wszystko, żeby jej pomóc. To było aż dziwne dla niej, bo przyzwyczajona do własnej niezależności, czuła się niezręcznie z myślą, że ktoś mógłby jej bezinteresownie pomóc. Zawsze oczekiwała jakiegoś drugiego dna albo podstępu, tymczasem on robił wszystko z uczucia i dobrego serca. Teraz wiedziała, że zbyt pochopnie oceniła go przy pierwszym spotkaniu. Oboje długo trwali przy swoich uprzedzeniach, nie pozwalając sobie na żadną zmianę. Ale widocznie tak miało być, że dopiero z czasem dojrzeli do odopwiedniej decyzji i dalszych kroków.
    Zacisnęła palce na jego dłoni i ruszyli przed siebie, wdychając świeże, wiosenne powietrze.
    - Czasami. Gdy widzę, ile ciał do nas trafia, ile zaginionych przybywa każdego dnia... to myślę sobie, jakie spokojne życie wiodłam w Rzymie. A czasami tęsknię za prozaicznymi kwestiami, za słońcem, ciepłem, pizzą i lodami. Tutaj jest inaczej. Ale to Midgard jest moim domem - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie bała się wyznań ani rozmów na trudne tematy. Rzadko je poruszali, bo zwykle mieli inne sprawy na głowie i wciąż się poznawali. Nie trzeba wprowadzać elementu pośpiechu, żeby relacja się rozwijała. - A ty? Widzisz siebie we Włoszech czy zawsze będzie tylko Midgard?
    Pracować mógł wszędzie, przestępcy nie ograniczali się jedynie do Skandynawii, ale wydawało jej się, że jest raczej bardzo przywiązany do tego miasta, więc perspektywa przeprowadzki wydała jej się kuriozalna.
    - Zerwałam ze słupa, dosłownie naprzeciw mojego domu - kartka z jej rysopisem była aktualnie w dłoniach mężczyzny, który z jej chłopaka, zmienił się momentalnie w skupionego funkcjonariusza. Westchnęła cicho, ale zgodnie z sugestią zastanowiła się, czy faktycznie zna osoby, które mogłyby chcieć jej zaszkodzić.
    - Nie. Jeśli ktoś mnie nie lubi, to nic o tym nie wiem - nie była może najbardziej otwartą i przyjazną osobą, bo raczej stawiała na rozsądek i rzeczowość, ale jednocześnie była miła i sympatyczna, więc nie mogła znaleźć punktu zaczepienia.
    - Może. A może ktoś chciał mi zrobić głupi żart? Sama już nie wiem, ta przepowiednia trochę mi miesza w głowie. To na pewno nic takiego - próbowała przekonać i jego i siebie, choć brakowało stanowczości w jej głosie. Nie chciała go martwić, ale ukrywanie tego byłoby głupotą, szczególnie jeśli ktoś naprawdę się na nią zasadzał.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg



    Dając obraz wsparcia pragnął zapewnić partnerkę o swoich najszczerszych uczuciach, wobec niej świadom swych wad oraz stylu życia, nigdy nie zapewni jej stuprocentowej uwagi, nie postawi na piedestale zawsze i wszędzie rywalizowała z drugą z tą, która nie wybacza i nie bierze jeńców, ta była w jego życiu już od dawna, a podsycana przez ambicję rosła na sile, by objąć w pełni mackami oficera, aby ten nawet w wolnych chwilach od pracy wracał do niej myślami, zatem pojawienie się Isabelli, jej śmiałe kroki, a także wyjątkowo zadziorny, odrobinę konfliktowy charakter sprawiły, że w czasie wolnym Wysłannik często myślał o niej, wbiła się, niczym drzazga w jego zmrożone serce i tkwiła w nim, wydawać by się mogło na tyle głęboko, że mogła śmiało rywalizować z tą pierwszą. Ambicja przepełniała umysł młodego oficera, ten snuł wielkie plany, toczył bitwy w ramach swego umysłu, gdy wieczorną porą siadał z papierosem w dłoni i szklanką szkockiej w głębokim fotelu, przy kominku, jego myśli strategicznie wiodły do tematów związanych z pracą, jednak przez ostatnie tygodnie za każdym razem, gdy tak dumał, w pewnym momencie praca traciła na ostrości, a przed oczami stawała twarz Belli pełna klarowności, tak realistyczna, jakby faktycznie była tuż obok niego, a może faktycznie była? Czasem już doprawdy gubił się między snem, a jawą. To go zresztą nie dziwiło od samego początku ich romantycznej relacji, mimo burz, czuł się zauroczony tą kobietą.
    Za czymś jeszcze też? – Spojrzał na nią z nagłą przenikliwością, czuł podskórnie ten dylemat, nie lubił o tym myśleć, ale czasem wracał, a gdy teraz o tym wspomniała poczuł się nieswojo, nawet lekko rozdrażniony, jakby jakiś niedomówiony, przemilczany temat im ulatywał za każdym razem, kiedy chcieli po niego sięgnąć. Był tym już zmęczony. – Byłaś wówczas mężatką, dalej nosisz jego nazwisko. Czasem czuję się z tym źle. – Wyrzucił z siebie słowa przemilczane, tyle razy, że zgubił się w rachunkach. Stawało się to jednak dla niego nie do przeskoczenia, nie mogli tak dalej funkcjonować, bez przerobienia tego, zwłaszcza kiedy on oczami wyobraźni widzi to wszystko, o czym Isabella wspomina, ale i więcej, to ktoś inny zapewnił jej spokój ducha, bezpieczeństwo, wyśnił świat, w jakim się obracała. Patrzył na nią badawczo, chciał wiedzieć, czy słowa mimowolnie rzucone przez kobietę, był wyłącznie tęsknotą za drobnymi przyjemnościami, czy raczej wspomnieniami, jakie już nie powrócą?
    Uśmiechnął się tajemniczo na jej pytanie. – Nie, niezbyt, chyba to nie moja bajka. – Do czego zmierzała? Zastanowił się przez moment, czyżby coś sugerowała, a może to wyłącznie lekkie i niezobowiązujące pytanie? – Tu jest mój dom. Obiecałem chronić i stać na straży. Może kiedyś, nie wiem. – Westchnął, przetarł w zamyśle twarz wolną ręką.
    Zatrzymał się, gdy skończyła mówić. Patrzyli na taflę jeziora, ta skrzyła się w popołudniowym słońcu, było ciepło i przyjemnie, delikatny wiaterek od strony wody, niósł ukojenie. Podobało mu się, gdyby nie zmartwienia, jakie przyniosła na swych barkach partnerka mógłby uznać ten spacer za całkiem romantyczny, a przynajmniej w jego ocenie. Wydawało mu się, iż przy niej starał się uzewnętrznić, by przekonać ją do siebie udowodnić, że był tylko człowiekiem, niegdyś pełnym młodzieńczej werwy i ideałów, dziś po latach znacznie pokorniejszym, lecz nie utemperowanym, takim, który wie, o co może walczyć, a co jest jedynie snem, ot złudną fantazją umysłu. A jednak pod tą warstwą kurzu dalej tliło się wrażliwe serce przepełnione miłością, potrafiące kochać.
    Zostanę przy tobie przez najbliższe dni, boję się o ciebie, tak po prostu... – widać było, że ostatnie słowa mają inny ton, że trudniej mu zdusić emocje i pozostać obojętnym. Trzymał ją za rękę, w tej chwili mocniej, niż podczas spaceru nie chciał jej puścić.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Spojrzała na niego zdezorientowana, jakby wyrwał ją z zamyślenia, ale w rzeczywistości to jego pytanie zbiło ją z pantałyku. Nie wiedziała, do czego pije, dopóki nie wyklarował swojego toku myślenia. Milczała przez chwilę, próbując zebrać myśli, by przedstawić mu to możliwie najlepiej - jej sytuacja nigdy nie była łatwa, choć z czasem przystosowywała się do każdej niedogodności. Pośpieszne tłumaczenie mogłoby mieć fałszywy wydźwięk, a chciała, żeby dobrze ją zrozumiał. Pojawiało się między nimi wystarczająco dużo nieporozumień, by świadomie w nie brnęła.
    - Mój mąż był dobrym człowiekiem. Wiedział, że zostałam zmuszona do ślubu i robił wszystko, żeby ułatwić mi życie. Nigdy go nie pokochałam, choć z czasem stał się moim przyjacielem - zaczęła, opisując relację, o której nie mówiła zbyt często. Nie czuła się komfortowo, rozmawiając o osobach, które straciła. Jej małżeństwo miało ciężkie początki, ale powoli byli zmuszeni nauczyć się razem funkcjonować. Przez cały czas czuła się jak w klatce, ale przynajmniej była złota. I można jej tu zarzucić materializm, ale od młodych lat zaznała biedy i nie chciałaby za nic wrócić do tamtego statusu. Każdy, kto twierdził, że pieniądze szczęścia nie dają, najwyraźniej nie zmagał się ze skrajną biedą i głodem. Lepiej być nieszczęśliwym w willi niż pod mostem. - Nie zrozum mnie źle, cieszę się, że jestem wolna, ale jest mi przykro, że umarł. Nie zasłużył na taki los.
    Dalej nie wiedziała, co się właściwie wydarzyło, bo sprawa została zamieciona pod dywan pod pretekstem samobójstwa, ale nie wierzyła, że byłby do tego zdolny. Nie potrafiła znaleźć też dowodów, a wszystkie poszlaki urywały się w martwym punkcie, dlatego nie miała wyjścia, musiała odpuścić.
    - Dlaczego ci źle? W obliczu tego, że otrzymałam całą jego fortunę, pozostawienie nazwiska było sprawiedliwe - odpowiedziała jeszcze, próbując nie nastroszyć się na te słowa. Zazdrość o nieboszczyka? Co innego, gdyby się rozwiodła i utrzymała nazwisko męża. W tym wypadku uważała, że jej decyzja jest uzasadniona i nie chciała się o to dzisiaj kłócić. Miała masę wspomnień, tak samo, jak on. Nie jest to powód do konfliktów.
    Dużo większym powodem do zmartwień były ostatnie wydarzenia wokół kobiety. Drobne epizody, które mogły mieć większy sens lub przypadek prześladował ją, nastręczając obaw.
    - Myślisz, że nie potrafię o siebie zadbać? - wywróciła oczami, choć jego troska ujęła jej twarde serduszko. Skorupka wokół niego już od jakiegoś czasu zaczynała pękać, a choć pozostały jej pewne nawyki godne Zosi Samosi, to doceniała, że chciał jej pomóc. Widziała, że się martwił, ona także się przejęła, ale chyba warto w tym wszystkim zaczepić się o zdrowy rozsądek. Łatwo wprowadzić się w paranoję, a nie chciała przecież bać się własnego cienia. To na pewno nic takiego, ot zwykły żart albo pomyłka. Musiało tak być.
    - Możesz zostać, ale nie w roli ochroniarza, tylko po prostu - sprecyzowała. Nie lubiła być traktowana jak mała dziewczynka, nie lubiła, gdy jej umniejszano, bo naprawdę radziła sobie w wielu paskudnych sytuacjach i nie potrzebowała zwierzchnika. Mogła za to przyjąć partnera, który chce spędzić z nią więcej czasu.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Słuchał partnerki w milczeniu, był świadom, że miała w przeszłości pod górkę, że wychowywała się w takich, a nie innych warunkach, jak również doskonale wiedział, iż ta miała bardzo dużo szczęścia wychodząc za mąż z kogoś z elity społecznej, nigdy nie zgłębił tematu, ale odnosił wrażenie poniekąd słuszne, że Isabella sporo wspólnego, miałaby z „Kopciuszkiem” to porównanie w umyśle oficera wywołało leciutki uśmiech, lecz ten musiał szybko ulotnić się ze względu na temat rozmowy. Szanujący i akceptujący stan rzeczy mąż w dodatku pochodzący z dobrej rodziny, był w oczach Soelberga wygraną na loterii. Chociaż niewątpliwie kobieta sporo wycierpiała się, tak jednak bogowie okazywali się również łaskawi. Rozumiał, że było jej przykro z powodu śmierci, to absolutnie normalne w takim zestawieniu. Nie był pewny, jak wiele przed nim jeszcze ukrywała, lecz nie zamierzał dopytywać interesował go wyłącznie powód samemu również zwykł bardzo szanować swoją przeszłość i nie rozmawiał z nikim o byłych partnerkach, mógł i owszem powierzchownie odpowiedzieć, gdyby Isabella zapytała, jednakże nie zamierzał jej relacjonować tamtych relacji od podszewki.
    Rozumiem. Można uznać, że twój nieszczęśliwy los związany z aranżowanym małżeństwem został ci ozłocony w ten sposób. – Zastanowił się nad pierwszym pytaniem partnerki, chcąc być szczery odparł: – Z początku sądziłem, że zrobiłaś to z miłości, jednak twój powód okazał się znacznie praktyczniejszy. – Spojrzał jej w oczy już zupełnie swobodnie, bez ukrytego pod płaszczykiem uśmiechów lęku. – Całe szczęście, że nie jestem bardzo bogaty – dodał żartobliwie. Wolałby nie wiązać się z kobietą, która patrzyłaby wyłącznie na jego stan posiadania. Oczekiwał możliwe, że naiwnie, ale miłości w związku, a jeśli by się nawet udało to i troskliwości oraz szczypty wyrozumiałości, miał nadzieję, że trafił na odpowiednią kobietę i nie zawiedzie się w przyszłości.
    Jak zwykle Isabella brała jego słowa zbyt osobiście. Niewiele poznał kobiet równie prowokujących do kłótni, co ona. Nauczył się stąpać w jakimś sensie po tych zasiekach, lecz jego ostry dowcip i pewna szorstkość w obyciu nie ratowały go przed każdym potknięciem. On jednak nie zamierzał się starać grać łagodniejszego, niż był w rzeczywistości, po co udawać, mamić i zwodzić, gdy po czasie i tak wszystko wyjdzie na jaw? Lepiej z miejsca dawać się poznać takim, jakim się było, stąd, chociaż mógłby przemilczeć pewne tematy, tudzież ugryźć się w język; on szedł na „konfrontację” nie w pełni tego słowa znaczeniu, wszak zależało mu na niej, jak na nikim innym, lecz kobieta prezentowała nazbyt często upartość, która była odrobinę krzywdząca i źle wpływała na odbiór dobrych intencji wysłannika.
    Uważam, że nie. Z całym szacunkiem, lecz masz inne kwalifikacje. Nie próbuję ci w ten sposób umniejszać, lecz z ręką na sercu sądzę, że w prawdziwej konfrontacji twój ostry język, mógłby zawieść. – Spojrzał na nią wyzywająco stojąc naprzeciwko, mierzył ją wzrokiem, w którym tliła się zaczepka mówiąca: no dalej, udowodnij mi, że koroner w Kruczej, równa się Wysłannikowi na polu walki. Jej myślenie, było momentami naiwne, tląca się ignorancja dla problemu i nadmierna ufność w swoje możliwości wynikająca z upartości sprawiały, że mogła odbić się od ściany i brutalnie skonfrontować z rzeczywistością.
    Czasem mam wrażenie, że nie szanujesz mojego doświadczenia zawodowego. Zamiast głosić swoje zdanie, czy nie możesz czasem zgodzić się ze mną i połechtać moje ego, a jednocześnie przecież i tak spędzilibyśmy razem ten czas. – Westchnął, teatralnie zrezygnowany i ruszył dalej spacerem.
    Wracajmy. – Suchość w głoście, znaczyła się kwaśnym grymasem ust rysującym się na fizjonomii oficera.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Nie lubiła opowiadać swojej historii, bo nie lubiła odczuwać od kogoś litości czy współczucia, jakby przez te zdarzenia była kimś mniej wartościowym. Taka forma umniejszenia godziła w jej dumę, której nie brakowało w smukłym ciele kobiety, nawet jeśli pochodziła z nizin społecznych. Ivar wykazywał zrozumienie, mimo że jego doświadczenia różniły się diametralnie, to jednak nie wyczuwała politowania.
    Nie potrafiła też patrzeć na małżeństwo przez pryzmat wdzięczności, bo choć doceniała swojego męża, tak i za życia, jak i po śmierci, to jednak została pozbawiona wolnej woli i gdyby nie przymus babki, jej losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Może gorzej, może stoczyłaby się na dno, żebrała o kawałek chleba i umarła przed trzydziestką na niezidentyfikowaną chorobę, bo kto by robił autopsję bezdomnym. A może, mimo że nie odziedziczyłaby fortuny po mężu, miałaby bogate życie rodzinne i prowadziła szczęśliwy dom, pełen miłości z kochającym mężem i rozbrykanymi dzieciakami, a pod nogami błąkałby się przygarnięty pies? Gdybanie nie miało sensu, wiedziała tylko, że nigdy nie będzie w stanie wybaczyć babce, że odebrała jej wolną wolę, nawet jeśli zaakceptowała swój los i przyzwyczaiła się do otaczającego ją świata, czerpiąc z tego, co zostało jej podane na tacy.
    - Nie byłam materialistką w tak płytkim tego słowa znaczeniu. Zrobiłam to przez wzgląd na matkę, która straciła rozum, a pomimo prób samodzielnego zarobku, nie byłam w stanie utrzymać nas obie i dodatkowo zapewniać jej drogie leczenie - jego żart, choć niewinny, odrobinę niesprawiedliwie w nią uderzał, kształtując ją na wyrachowaną łowczynię fortuny. Nie zrobiła tego dla siebie, choć ostatecznie faktem jest, że sprzedała swoją wolność za majątek babki i męża. - Pomoc finansowa babki wiązała się z bardzo konkretnym warunkiem - połączeniem dwóch znakomitych włoskich rodów. Nie wszystko poszło po jej myśli.
    Oczekiwania wobec kobiet wysoko urodzonych zawsze były takie same: dobrze wyjść za mąż, urodzić gromadkę zdrowych dzieci i poświęcić życie na zadowalaniu rodziny swoim kosztem, najlepiej nie odzywając się w trakcie. Status zamożnej wdowy pozwalał jej obecnie na wiele dogodności, a fakt, że nie była już od nikogo zależna, dodawał skrzydeł. Może dlatego wzbraniała się początkowo przed budowaniem jakiejkolwiek relacji, postrzegając ją jako potencjalne więzienie.
    - To fakt, mam inne kwalifikacje, ale to nie znaczy, że jestem bezbronna. Szkoliłam się przecież z samoobrony. Nie mówię, że dam radę każdemu, ale jestem ostrożna. Poradziłam już sobie ze złodziejskim ślepcem, może fartem, a może jednak jestem taka dobra - nie lubiła, kiedy ktoś jej umniejszał, a fakt, że traktował ją czasem jak małą dziewczynkę, działała jej na nerwy. Doceniała, kiedy się martwił, ale było jej zwyczajnie przykro, że nie wierzy w jej możliwości.
    Wywróciła oczami, nie podejmując rękawicy. Nie zamierzała się teraz z nim przepychać, żeby mu cokolwiek udowadniać. W bezpośrednim starciu jasne, że miał więcej szans. Jako facet był po prostu silniejszy, ale za to ona mogła rekompensować tę wadę sprytem lub zwinnością.
    - To nieprawda, Ivar. Szanuję twoje doświadczenie, wiem, że jesteś świetny w tym co robisz, ale nie znoszę, kiedy ktoś próbuje mną dyrygować, a ty czasami traktujesz mnie jak dziecko błądzące we mgle - wyjaśniła spokojnym tonem, bo ostatnie czego dziś potrzebowała, to kłótnia i nerwy. Mogłaby się od razu zgodzić, a on mógłby jej nie umniejszać przy każdej możliwej okazji. Najwyraźniej mają nad czym pracować.
    - Jeszcze nie. Nie krzyw się - mruknęła na naburmuszonego chłopca, którym stał się przez kilka chwil. Zacisnęła mocniej palce na jego dłoni i zmusiła go szarpnięciem do zatrzymania się, by stanęli twarzą w twarz. Przez chwilę wodziła spojrzeniem po jego obliczu, aż usta same rozciągnęły się w uśmiechu. - Pocałuj mnie.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Wiatr znad jeziora, niósł słodką zapowiedź ciepłych dni. Otulony tym zapachem poddawał się urokowi chwili, który współgrał rozmowie prowadzonej z kochanką, ta na skrzydłach opowieści przedstawiała mu karty życia wyjęte spod niewidzialnej ręki tajemnicy, jaka je trzymała dotychczas w swym arsenale. Wiedział niewiele z tego, co ta mówiła, tylko podstawowe fakty, a jednak nie potrafił wyzbyć się nieprzyjemnego wrażenia, które gdzieś podskórnie drażniło. Dlatego pytał, ośmielony, ale i doprowadzony na skraj cierpliwości, chciał poznać tak istotne szczegóły z jej życia. Nie chodziło tu o to czy go kochała, czy też nie, lecz o suche fakty, zawarte w przytaczanych słowach, ta spowiedź nad brzegiem jeziora, mogła wyjaśnić kolejne z jej zachowań, a paniczne szukanie kontroli, ta niepewność na polu emocjonalnym, gdy zaczynało się robić poważnie, musiała mieć jakieś podstawy lękowe, nigdy nie mogła wybrać. Pozbawiono ją tej możliwości, wręcz zmuszono pod dyktando przykrych okoliczności losu, została sprzedana w łapy innej rodziny, chociaż wszak pozornie była brzydkim kaczątkiem; biedna i nieznacząca, to kryła w swych korzeniach potencjał, jaki został skrzętnie wykorzystany na rzecz intrygi łączenia rodów.
    Kwaśny cień uśmiechu ukształtował jego oblicze; drwina mieszała się z niechęcią, a przemożna ochota, aby splunąć, takim obyczajom w twarz korciła go. Jednak rozsądek szeptał uspokajająco rzucając argumentami, które były nie do podważenia, a wyraz twarzy ulegał nieznacznej zmianie; łagodniał w swym ostrym wyrazie.
    Czy nie bała się, iż pewnego dnia stare rody upomną się, o to co była im winna, bo była winna, niezależnie od tego, jak kobieta na to patrzyła, status wdowy nie zwalniał jej z kajdan posłuszeństwa, wobec tych, którzy zmusili ją do podjęcia tej gry. Fortuna kołem się toczy, to co podarowane, mogło zostać odebrane. Niech tylko w głowach starców zakwitnie nowy pomysł, a wolność, z jakiej tak ochoczo korzysta skończy się. Choć to defetystyczne myśli, tak niosły na swych skrzydłach ziarno rozsądku. – Uniezależniłaś się, ale jakim kosztem? To jest przykre. – Uśmiecha się, lekko, lecz jego oczy wrażają żal. Duma i honor, jakimi zasłania się, przy każdej lepszej okazji są w tym przypadku wyjątkowo mocno naginane, czyż osoba tak twardo trzymająca się własnych zasad ugięłaby kark pod spojrzeniem babki? Nawet jeśli szło o pomoc względem chorej? Isabella wpadła w wir wydarzeń przyczynowo skutkowych, a jej pewność i gra pozorów, którą czaruje, jest zbudowana na iluzorycznej podstawie tego, iż pozwoliła się wciągnąć w grę silniejszych od niej, a teraz kiedy od gotówki czuje bijącą pewność, może mówić o niezależności, cóż w wygodnych czasach można pozwalać sobie na komfort posiadania zasad, gdy jednak bieda piszczy, a ktoś, kogo się kocha, zanika na naszych oczach, już nie tak łatwo hardo zadzierać głowę. Współczuł jej tego, co musiała przejść, by osiągnąć ten stan.
    Na twarzy Wysłannika pojawił się z lekka kpiący uśmiech po ostatnim słowie partnerki: – „Fartem?!” - to chyba wyjątkowo mocno świadczy o twoim przeszkoleniu z samoobrony. Czy użył wobec ciebie zaklęć, które łamią kości, lub sprawiają inne okropności? – Zapytał, a gniew zakiełkował w zimnym spojrzeniu żelaznych oczu. Czuł jego żar w trzewiach, jak rozchodzi się po ciele. To strach?! - jakby nie do pomylenia, lecz współgra doskonale przecież, niesiony oddechem furii, która pragnie spojrzeć w oczy, temu, co próbował ją skrzywdzić.
    Bo tak się zachowujesz. Twoja pewność siebie, może cię kiedyś zgubić. Wolę podcinać te zuchwałe zapędy w zarodku, niż patrzeć, jak wystawiasz się na coś, na co jesteś nieprzygotowana – z lekka podniesiony ton uderzył, jak bicz, jak mocny i gwałtowny podmuch wiatru. Oddychał pełną piersią, mierząc ją ostrym spojrzeniem. – Zachowujesz się, tak jakbyś nie znała konsekwencji – dodał już, nieco ciszej.
    Mieli zdecydowanie, nad czym pracować. Jeśli ta relacja, miała rozwinąć skrzydła, to pomimo prób dotarcia się, musieli wyrzucać z siebie warstwy zalegających emocji, by oczyszczać stopniowo atmosferę i nie poddać się złości i niezrozumieniu, tym samym nie budować wokół siebie murów obronnych oraz dystansu.
    Patrzył jej w oczy – niechętnie, to trzeba było przyznać, zbyt rozemocjonowany, aby mógł tak bez przeszkód przejść do porządku dziennego, lecz poddał się kobiecej sugestii. By na krótki moment zapomnieć o wszystkich problemach.
    Widzący
    Isabella de' Medici
    Isabella de' Medici
    https://midgard.forumpolish.com/t1739-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1772-isabella-de-medicihttps://midgard.forumpolish.com/t1773-maliz#18688https://midgard.forumpolish.com/f162-isabella-de-medici


    Kobieta patrzy na krajobraz, maszerując przez chwilę w ciszy. Patrzy na intensywny kolor nieba, przeplatany białymi obłokami, które płyną leniwie na firmamencie. Promienie słońca tańczyły po ziemi, radosnymi tańcami rozgrzewając dotychczas zimową scenerię, a jezioro migotało jak tajemnicze lustro, odbijając niebo niczym kryształowe klejnoty. Krajobraz był iście zachwycający, czego nie można powiedzieć o atmosferze między nimi.
    Nie opowiadała mu dotąd dokładnie o swojej historii, bo nie zapytał, a dotychczasowe spotkania zwykle miały już wytoczony kurs, którego wolała nie zaburzać. Aktualne okoliczności również pozostawiały wiele do życzenia, ale skoro temat wypłynął, to nie zamierzała trzymać go w niepewności. Nie patrzyła na niego, sunąc do przodu, jakby bała się, że zobaczy na jego twarzy emocję, która zmieni bezpowrotnie ich relację. Może nawyk służbowy podpowiadał mu, żeby automatycznie wszystko analizować, ale ta zasada nie powinna odnosić się do kobiety, na której mu zależy. Po gorzkich słowach mężczyzny, kieruje na niego wzrok. Jej spojrzenie jest jak głębokie jezioro, w którym kryją się historie, doświadczenia i marzenia, a jednocześnie emanuje pewnością siebie i spokojem.
    - Gdybym tego nie zrobiła, moja mama już by nie żyła, możliwe zabierając mnie ze sobą. Podjęłam wtedy decyzję i nie żałuję - matka była nieobliczalna przez długie lata, była niebezpieczna dla innych, ale również dla siebie. Jak Isabella miałaby narzekać, skoro zdołała uratować jej życie, zapewniając jej leki i komfort, na jaki zasługiwała? - Łatwo oceniać.
    Znała koszt, gdy decydowała się na ten krok i nie potrzebowała litości. Jej duma i honor nie wywodziły się z pozornej władzy zaczerpniętej ze statusu majątkowego, były z nią nawet wtedy, gdy jako nastolatka kradła jedzenie, by nie umrzeć z głodu. To tamte wydarzenia ją ukształtowały, a teraz, gdy nie musiała się martwić, czy jej czegoś nie zabraknie, mogła żyć tak, jak chciała, po raz pierwszy od zawsze.  
    - Próbował mnie zahipnotyzować, a wcześniej zaklęciem wpłynąć na mój umysł, ale odparłam wszystkie ataki. Dawne dzieje, wspominałam ci o tym - machnęła ręką na nieistotną historię. Nic nie zmieniła w jej życiu poza udowodnieniem, że nie była zupełnie bezbronna i potrafiła o siebie zawalczyć. Może brakowało jej kondycji i siły fizycznej, ale w magicznym świecie najbardziej potrzebowała umiejętności odpierania zaklęć i rzucania ich na przeciwników. Radziła sobie z tym, dlatego nie rozumiała jego ciągłego podcinania skrzydeł, jakby chciał się upewnić, że nie poczuje się jak silna, wartościowa kobieta.
    - Na nic się nie wystawiam. Pracuję z trupami. Przykro mi, że uważasz moje zapędy za zuchwałe, ale nawet jeśli to nie potrzebuję żadnego podcinania, bo to wpływa na moją samoocenę. Szczególnie z twoich ust - nie bez powodu bała się zaangażować. Nie chciała utracić swojej niezależności, ale też bała się odsłonić na zranienie. Opinia obcych osób nie wpływała na nią w żaden sposób, ale jeśli on notorycznie będzie jej powtarzał jaka jest bezradna i bezużyteczna, to rana zacznie się powiększać, aż osiągnie rozmiar, którego nie będą w stanie uleczyć. Bolało ją jego przekonanie, że zachowuje się jak dziecko błądzące we mgle, szczególnie że uważała się za dojrzałą i rozsądną kobietę. Potrafiła być impulsywna, powiedzieć kilka słów za dużo, ale w ryzykownych sytuacjach myślała głową, odstawiając emocje na bok. Jego przekonanie albo było błędne, albo chciał o niej myśleć w tak umniejszający sposób - nie wiadomo co gorsze.
    Już miała zapytać, o jakie konkretnie konsekwencje mu chodzi, ale ogarnęła ją przeszywające uczucie demotywacji. Ciągnięcie tego tematu doprowadzi jedynie do kłótni, a aktualnie nie miała na to siły. Miał prawo się martwić, ale nie miał prawa obniżać jej wartości. Szczególnie że nie latała na prawo i lewo, ryzykując własnym życiem.
    - Nie będę cię zmuszać - odsunęła się tuż przed, bo widząc jego niechęć na twarzy, tak wyraźnie wymalowaną, poczuła jakby wymierzył jej policzek.
    Przygaszona i wyraźnie zasmucona zasugerowała, że czas wracać do domu. Podziękowała mu za spacer i wspólnie spędzony czas, zastanawiając się, co przyniesie najbliższa przyszłość.

    Isabella i Ivar? z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.