Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    22.03.2001 – Brzozowy gaj – E. Halvorsen & V. Holmsen

    3 posters
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    22.03.2001

    Linda zawsze mówiła, że jego matka nie wróci; pytał ją wielokrotnie a ona zatem z podobną wielokrotnością wiązała mu prędko wargi sznurowadłami gorzkich raniących głęboko słów. Nie chciała zaklinać prawdy, nie chciała go oszukiwać, choć łudził się wielokrotnie że mogła się przecież mylić, mogła nie streszczać całej, wybebeszonej prawdy wyjętej z brzucha podstępnej, zdradliwej rzeczywistości. Kiedy był jeszcze chłopcem, nie umiał pojąć, uwierzyć, że jego matka z beznamiętnym rozmysłem mogłaby go porzucić, że mogła zwyczajnie nie chcieć go wychowywać, uznawać za ledwie kłopot, musiała mieć jakiś powód, skandował, cedził przez usta, kiedy rozmyślał o niej samotnie w swojej sypialni, czekając na widmo snu, musiała mieć jakiś powód, stało się wtem modlitwą, dziecięcym, niewinnym hymnem podrygującym z krtani. Dziś wiedział wyłącznie jedno; drastycznym, głównym powodem stała się jej natura, była demonem i przekazała mu swoją nieludzką część. Linda w kwestii jego natury była zbyt powściągliwa, tłamsząc ją do wyłącznie samej kwestii ogona, o który dbała aby był ukrywany, wzbudzając w nim przy tym wstręt oraz zawstydzenie, lęk przed właściwą forma jego sylwetki, zupełnie, jakby łudziła się że w ten sposób zatrze w nim wszystkie inne, tak niekorzystne cechy, zaległe pod warstwą skóry jak niezmywalny brud. Nie musiał jednak nic wiedzieć, odkrywał sam, z biegiem dni i tygodni kontaktów z rówieśnikami swój wywierany wpływ, poznawał aurę, studiował swoje skłonności, smak pocałunków na rozchylonych wargach. Instynkt, dawno zakorzeniony wydostał się na powierzchnię, do teraz stanowiąc ważny, niezmienny rytm jego życia, chaosu którego nie chciał (i nie mógł?) uporządkować.
    Dziś, zatrzymując w umówionym punkcie w okolicach jeziora Golddajávri przed rozpoczęciem spaceru, oddawał się zamyśleniom, rozważał o wielu rzeczach; o relacji, bluźnierczej i niepoprawnej, zdolnej spędzać sen z powiek; o lesie, który po części był jego domem, nieuchwytnym, nieznanym jak cząstki jego osoby odarte z pojęcia człowieczeństwa. Nie wiedział, kim rzeczywiście był dla Villemo Holmsen i nie próbował zgłębiać tej tajemnicy, pragnął wyłącznie aby relacja trwała, chcąc dalej się zaskakiwać i łaknąć jej obecności. Nie zwracał przez pewien moment uwagi na otoczenie, wpatrzony w drzewa które niedługo już miały powitać wiosnę, zaśpiewać jasną zielenią, pokryć się gąszczem liści; pamiętał, że gdy był młodszy niezwykle chętnie udawał się na przeróżne samotne często wędrówki, próbując uchwycić różne, widoczne przed nim pejzaże; malując krajobrazy natury, myślał wprost nieuchronnie również o samym sobie, o swojej matce i innych, jej huldrzych krewnych żyjących w wiecznej beztrosce - dla zguby niczego nieświadomych podróżników, zbyt łatwo i zbyt naiwnie osuwających się prosto w rozkosznie zwodnicze sidła.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości


    'Ostara – okolice' :
    22.03.2001 – Brzozowy gaj – E. Halvorsen & V. Holmsen LSeaudN
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Brzozowy gaj, miejsce pobłogosławione przez samą Frigg. Ciekawe miejsce na spotkanie, a jednak - nie dziwiło jej. Natura jaka drzemała w ich żyłach zawsze dopominała się o swoje, zaciągała ich swoją pieśnią w miejsca, z których się wywodzili; do źródła ich istnienia. Nigdy nie musiała jej odkrywać w bolesny sposób ani tym bardziej unikać, gdyż bezpieczna w otoczeniu matki i ojca pozostawała trwająca w przeświadczeniu, że świat ją zaakceptuje taką jaką jest. Dopiero płomienie trawiące teatr oraz powolna śmierć sprawiła, że na własnej skórze poznała gorzki smak życia, a to ją nie oszczędzało.
    W wiecznej tułaczce, w śpiewnie w tawernach i w ciasności przybudówek trwała, aż nie trafiła do bogatych zapleczy galerii. A tam w jedwabiach i oparach bogatych perfum stawała się perłą do zdobycia. Pięknem zaklętym w ramach obrazów jakie kupowali. Wirowała w przygaszonym świetle upajając głosem przesiąkniętym toksyną. Odurzeni stawali się jej poddanymi. A potem, słyszała jak woda ją woła. Jak jeziora krzyczą o jej obecność, a ciało pragnęło oczyszczenia. Zamykając się na długie godziny, zanurzając się w różanych kąpielach starała się narodzić z wody na nowo. Czy las wołał również jego, wzywał do siebie kiedy siedząc w murach domu starał się ukryć swoja naturę?
    Idąc na miejsce spotkania błądziła myślami również wokół własnego dziedzictwa. Nie raz zastanawiała się czy potrafiłaby porzucić życie w mieście zaszywając się przy jeziorze i jak inne niksy wieść żywot zielarki. Nie, tego była pewna. Nigdy. Choć żywiołem życia pozostawała woda, a dzikość tętniła w zawiłych korytarzach żył, tak życiem był teatr i sztuka. Przesłuchanie sprawiło, że odżyła na nowo. Zapragnęła czegoś więcej niż tylko przetrwania i zwyczajnego istnienia, ale przede wszystkim życia. Prawdziwego, pełnego przesytu i pasji, których zawsze łaknęła niczm kwiat pragnie słońca.
    Przedziwną, niezrozumiałą relację toczyła z Einarem, nie zadając pytań dokąd zmierzają dawała się ponieść fali zdarzeń, nie zważając na to, że łamali zasady zapisane przez bogów. Nie dbała o to, nie była w pełni człowiekiem choć przez ojca krew ludzka płynęła w jej żyłach pozwalając czasami zrozumieć ich potrzeby i pragnienia.
    Zwolniła kroku widzą stojącą sylwetkę, tak dobrze jej znaną. Czy był sens zastanawiać się nad tym gdzie to wszystko zmierza? Zapewne nie, ponieważ żadne z nich nie wiedziało jak to się skończy. Kapryśni w swoich wyborach, zaciekawieni niczym dzieci co ukaże kolejny rozdział.
    -Li­ście skłę­bio­ne słoń­cem w ok­no zie­le­nią się pcha­ją, li­ście wy­try­słe smu­ga­mi drzew wio­sen­ne­go raju. Słoń­ce się ta­rza po mu­rach krwa­wią­ce pla­mą ce­gieł; park - zie­le­nia­sta góra w nie­bo alei sze­re­giem wy­strze­lił. - Zacytowała jeden z licznych wierszy jakie znała, których recytację ćwiczyła ostatnimi czasy w trakcie przygotowań do roli. Przystanęła obok Einara i spojrzała w przestrzeń podobnie jak on, zachwycając się przez chwilę widokiem wciąż jeszcze uśpionym ale nieśmiało nabierającym barw wiosny.
    Wtedy też dosłyszała szelest. Odwróciła się nieznacznie, aby spojrzeć w oczy mężczyzny w średnim wieku. W dłoni trzymał notatnik, już dobrze wysłużony i noszący ślady wyrywania licznych kartek. Na ich widok zatrzymał się gwałtownie.
    -Przepraszam…. - zaczął niepewnie, a Villemo zachęciła go, aby podszedł bliżej, wydawał się mocno zagubiony. - Szukam drogi do Jeziora Niks, to chyba tędy?
    Wskazał na rozwidlenie dróg, a kobieta przyjrzała mu się dokładniej. Samotny mężczyzna zmierzający do jeziora niks… czy miał życzenie śmierci czy szukał podniety i ekscytacji?


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Zatrzymany na skraju, w samym przedsionku niecodziennej scenerii, szeregów białej i przenikliwej kory pokrytej smugami pręg - zaczął rozważać w jakim stopniu historie o ich świętości mogą się stać prawdziwe, czy rzeczywiście, gdyby postąpił dalej, lęk byłby nie do zniesienia, dłonie, dygoczące w malignie byłyby nieporadne, a nogi niedługo później rozmiękłyby niczym wata, szukały drogi ucieczki? Słabością jego rodzaju były wszystkie świątynie, byli kapłani pełniący przecież zaszczytną, jakże chwalebną funkcję. Dziś, mimo tego, nie zdradzał już pochodzenia, nie mówił swoją sylwetką, skazą ogona która ściekała haniebnym przedłużeniem kręgosłupa. Pozostał dalej w ukryciu, pod narzuconym płaszczem nie kołysał się żaden, rażąco odmienny szczegół różniący go pośród ludzi, nawet gdy znała prawdę, kiedy wcześniej jej dłonie muskały kształt kępki włosia rosnącej gęsto na krańcu dowodu tego, kim (czym?) był.
    Melodia jej piękna głosu rozległa się wśród przestrzeni, okryła go swoim blaskiem i swoją urokliwością; nie mówił nic, wpatrzony niczym odbiorca w ten krótki i skromny spektakl. Zrozumiał wtedy dosadnie, że aktorstwo w istocie musiało być jej pisane, że należała do niego od dawna, niezaprzeczalnie; próba pogrzebania jej rzeczywistych talentów, stłumienia jej, okrzesania w fałszywych salach podziemi równie tętniącej fałszem atrapie galerii sztuki musiała się skończyć fiaskiem. Wahlberg igrał z żywiołem, którego nie mógł poskromić, nad którym nie mógł mieć władzy, wpatrzony w samego siebie nie umiał przenigdy pojąć, że nigdy nie będzie w stanie utrzymać pełnej kontroli (zwłaszcza, gdy będzie przy niej). Uśmiechnął się powitalnie nie spiesząc się z odpowiedzią; znów wyszli sobie naprzeciw, znowu igrali w swojej sprzeczności natur.
    - Opowiedz mi teraz o czymś - dodał nagle półszeptem; wciąż nieszkodliwie krnąbrny i arogancki, taki, jak była w stanie najlepiej go zapamiętać; pragnący często jedynie podsycać i prowokować - czego nie znajdę w książkach - zakończył zmyślnie, o nas, o opowieści spisanej w bluźnierczych tezach, o huldrekallu i niksie, którzy wyśmiali uprzednie, jątrzące się uprzedzenia. Cieszył się, że ją widział; przez jedną cząstkę sekundy miał kaprys, aby na nowo, zanim wyruszą w drogę, spróbować smaku jej ust. Trwające teraz zetknięcie nawiedził jednak śmiech losu; zesłany im, napotkany mężczyzna rzucił w ich kierunku naiwną, niemal dziecięcą wątpliwością. Jezioro Niks? O ironio.
    - Z jakiego względu szuka pan tego miejsca? - zapytał na początku ostrożnie. Nie chciał na wstępie pętać nieznajomego w całej okazałości aury, wiedział ponadto, że w przypadku Villemo będzie ona o wiele skuteczniejsza. Był ciekaw, w jaki sposób obecnie zareaguje, czy będzie dobrą, zatroskaną kobietą czy pośle go wprost okrutnie w objęcia tonącej śmierci.
    - Powinien pan mieć świadomość, że przestrzeżenia o nim nie są czczymi plotkami - przypomniał jedynie, nie chcąc na tym etapie zupełnie umywać rąk.

    Charyzma: 49 (k100) + 40 (statystyka) + 10 (atut) = 99


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Einar Halvorsen' has done the following action : kości


    'k100' : 49
    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Zawsze mówiono, aby sięgać po marzenia i nie oglądać się za siebie. Łatwo jest rzucać słowa i dobre rady, sama się na tym przyłapała parę razy, a przecież wiedziała, że rzeczywistość nie jest taka prosta w obsłudze. Podjęła wielkie ryzyko, rzucając się w głębiny do tej pory jej nie znane. Szukając odpowiedzi na wiele pytań, patrząc gdzie poniesie ją fala rzeczywistości. Nie znała końca tej podróży, nie planowała i nie myślała jak się to zakończy. Pierwszy raz od bardzo dawna pozwoliła sobie na swobodę, na odpuszczenie i brak kontroli. W decyzji tej było coś oczyszczającego i wyzwalającego.
    Nie bała się tego kim jest, nie wtedy kiedy była obok niego, gdy mogła zwyczajnie być wolna w swej naturze. Puszczona aura sączyła się, gdy wpatrując się w wodę podziwiała iskrzącą się taflę oczarowana urokiem natury, której była dzieckiem. Na nowo budząca się niczym wiosna z zimowego marazmu na powrót odkrywała siebie. Jakaż w tym była ironia kiedy zrozumiała, że zawdzięczała to komuś, kim powinna gardzić z głębin studni swej nienawiści do wroga, do istoty jaką powinna chcieć zgładzić i upokorzyć. Zamiast tego, otwierała klatkę własnych emocji nie czująć zagrożenia, a przedziwny spokój.
    -Słuchasz tej opowieści przy każdym naszym spotkaniu. - Odpowiedziała uśmiechając się równie krnąbrnie w rytm barwy męskiego głosu. Znali swoje natury i z jeszcze większa ciekawścią godną dzieci sprawdzali gdzie ich to zaprowadzi. Melodia spotkania została przerwana wraz z pojawieniem się trzeciego aktora, który niewinny, nieświadomy zagrożenia wpadł w sieć niksowej aury.
    Szare spojrzenie zaiskrzyło srebrem, niczym ta tafla jeziora za nią. Mężczyzna utkwił spojrzenie w Einarze. Zamarł na chwilę, zatracił się w kolorze jego oczu.
    -Szukam natchnienia… - wyjaśnił jakby obawiał się, że jego własne słow zabrzmią wręcz banalnie gdy patrzył na fizys człowieka mogący się stać obrazem wielu poematów. Villemo drgnęła czując, że aury już nie powstrzyma, wypuściła ją z cugli gdy wkraczała  zacisze leśne, w gaik, który miał dać schronienie. -Jeżeli tak… to może znajdę swoją muzę. - Mówił dalej. Prawdziwy nieszczęśnik gdy wzrok przeniósł na kobietę stojącą obok, gdy dostrzegł płynne srebro tęczówek.Otoczona przedziwnym blaskiem dostrzegła jak staje się mgliste spojrzenie, jak łatwo i bez najmniejszego wahania poddał się wpływowi jej toksyny. Uśmiechnęła nieznacznie ni to ze współczuciem, ni to drapieżnie.
    -Jak bardzo ceni pan swoje życie? - Zapytała melodyjnie, a słodycz głosu spętała go ostatecznie. Zapragnął tylko jej, niczego więcej. -Ile jest wart jeden oddech? - Pytała dalej, a on stał niczym zaczarowany, nie potrafiący nawet drgnąć, bowiem każde jej słowo było nektarem, a każda prośba rozkazem. -Wiele nocy bez snu? A może wspomnienia sprzed ostatnich trzech miesięcy?
    -Oddałbym wszystko… - wyszeptał. -Wszystko co mam… dla ciebie.
    Wyciągnęła niespiesznie dłoń w jego stronę, nie musiała nic mówić, zareagował od razu. Podszedł na sztywnych nogach, ujął delikatne palce drżącą dłonią. -Jesteś snem?
    -W czystej postaci. - Odpowiedziała miękko prowadząc go nad brzeg jeziora, gdzie stanął tuż na granicy wody i lądu. -Co widzisz?
    Pytanie rzuciła w eter, zawisło zarówno nad biednym poetą jak i malarzem, który chciał znać opowieści niewypowiedziane.

    |Charyzma: 74 (rzut k100) + 30 (statystyka) + 10 (genetyka) + 3 (atut) = 117


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Villemo Holmsen' has done the following action : kości


    'k100' : 74
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Słowa jak słodki nektar ciekną po nierównościach płatków małżowin usznych, są lepkie, krępują ruchy (sznur głosek wokół nadgarstków). Spogląda na stan mężczyzny, na fizjonomię błyszczącą mu entuzjazmem, szerokie zwierciadła oczu, usta drżące, muskane przez echo własnych, przejętych strof uwielbienia. Przez chwilę, przez krótką chwilę sam blednie nagle i niknie, jest cieniem obserwatora pełznącym wiernie za kształtem pobliskiej pary sylwetek. Zdarzenie wzbudza ciekawość która rozchyla pędy i pnie się z żyznych pokładów własnej podświadomości, jest w pewnym sensie niezwykłe i równie przy tym powszednie jak miałki smak codzienności. Znał dobrze manipulacje, znał niedorzeczność ludzi, znał ich podatność, obsesję z którą pragnęli wszystkich zakątków skóry pragnąc ją przeżuć własną pożądliwością, naznaczyć maligną pragnień ściskając ciało - zaskakująco lekką i niemasywną kotwicę mającą ich wkrótce później pociągnąć w kierunku dna. Nigdy wcześniej nie widział, pomimo tego, jak silnie jej aura mogła wypaczyć podatny umysł; dostrzegał dotąd jedynie cudze spojrzenia, postronną, nachalną wścibskość, której mogli doświadczyć szczególnie podczas uczestniczenia w obchodach Vekkelse. Ukryci w zaciszach mieszkań, utkali razem iluzję, nie będąc w stanie wzajemnie na siebie wpłynąć. Dziś stała się śpiewem jezior, subtelnym i pięknym głosem, przed którym chroniła go tylko i wyłącznie pokrewna i równocześnie wroga demoniczność. Nie mógł nigdy zapomnieć, z kim wielokrotnie igrał; zapomnieć o jej naturze tworzącej z nią ścisłą część.
    - Masz przecież do kogo wracać - przełamał dopiero później napiętą łodygę ciszy; przybliżył się do mężczyzny i położył mu niemal opiekuńczo dłoń na ramieniu. Dostrzegam nareszcie piękno. Jezioro…. Woła mnie, szeptał wcześniej poeta, szeptał niemal gotowy rzucić się w ciemną toń. Czy chciałaby go oszczędzić? Czy posyłanie naiwnych przedstawicieli płci przeciwnej prosto w ramiona utonięcia mogło wzniecić w jej radość, napełnić ciepłem płynącej od aprobaty przodkiń fascynacji?
    - Zawróć. Wykorzystaj natchnienie, które już nosisz w sercu - przypomniał lekkim półszeptem, próbując przekierować uwagę nieznajomego na samo pojęcie muzy. Odejdź; nic wspanialszego cię już dzisiaj nie spotka, zachowaj życie które tak łatwo próbowałeś nadszarpnąć swoją naiwnością. Odejdź; poeta odsunął się, choć ostatecznie musiał zostać odprawiony przez Villemo. Decyzja, od samego początku aż po akapit końca spoczęła w jej smukłych dłoniach; w jaki sposób postąpi?
    - Widzę granicę - odpowiedział nareszcie na jej pytanie, zastygłe przy krajobrazie akwenu - zbyt łatwą do przekroczenia - widzę jezioro, widzę twoją naturę, prawdziwą i niemożliwą przenigdy, by ją oswoić, ostatni pas bezpiecznego lądu, który może bez sentymentu pożegnać każdego nieszczęśnika. Widzę cię w inny sposób niż mogą zobaczyć inni, podobnie jak ty znasz moją najbardziej niewygodną tajemnicę, sekret, który trzymam za bramą zaciśniętych w przypływie bolesnego okaleczenia zębów. Muszę zapłacić cenę, by ukryć swoją odmienność. Widzę, z jaką lekkością poddałaś sobie człowieka.
    - Sprawia ci to przyjemność? - przysunął się, poufale, dyskretnie. - Władza, którą posiadasz nad niemal każdym mężczyzną - zakończył znów o ton ciszej, zdanie trąciło eter niczym motyle skrzydła. Wolał ją mieć na wyłączność; bez żadnych postronnych osób, skoro zdecydowali nacieszyć się swoim niecodziennym towarzystwem; postrzegał na ten moment poetę jedynie w charakterze balastu, dysonansu, który dźwięczał z uporem w scenerii umówionego spotkania. Nie wiedział, czy mogła przyćmić go najzwyklejsza zazdrość; nie szukał przecież określeń, nie szukał żadnych ram pojęć, nie, kiedy był razem z nią.
    - Łudziłem się, bardzo często, że wszystko uległo zmianom - postanowił się przyznać; jedynie ona była w stanie zrozumieć - że nudzą mnie takie sztuczki. Byłem naiwny - stłumił w sobie parsknięcie. - Nigdy się od tego nie uwolnię - naciągnął wargi w ponurym, spłowiałym nieco uśmiechu; myślami odruchowo zasięgnął do rozmaitych wypominających bolesną prawdę sytuacji. Wiedziała, że zawsze w tłumie z wprost nienaganną starannością tłumił swój huldrzy czar; nie mógł, pomimo tego, zatrzymać go całkowicie, wydrzeć z korzeniami i wyrzucić.
    Czy jesteśmy przeklęci?
    Czy nie ma dla nas ratunku?


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Woda śpiewała, wzywała pobudzając uśpione struny tego kim byłam; czym została stworzona. Nie mogła istnieć w pełni bez żywiołu, który był jej domem. Stojąc u brzegu czuła jak napełnia ją siła, jak budzą się moce, tak długo zamknięte w mieście, w ścianach pięknej klatki życia jaką tkała. Przyjemny dreszcz, przebiegł wzdłuż kręgosłupa, w kroplach cichego podniecenia znacząc skórę niewidzialnym śladem.
    Stała, wpatrując się w iskrzącą taflę jeziora, czekając na słowa, zastygłe w powietrzu między nimi. Oddech mężczyzny, rozedrgane płatki nosa gdy umysł spętany nie chciał uciekać, a jedynie poddać się każdej głosce jaką mogła mu podarować.
    Obudzona natura, struny prawdziwego oblicza, okrucieństwa i łatwości jaka jej towarzyszyła kiedy nieświadom pułapki wpadł w nią tak łatwo.
    Niewinny.
    W poszukiwaniu natchnienia ruszył tam gdzie mógł łatwo zginąć. Niepomny na ostrzeżenia, zbytnio pochłonięty własnymi pragnieniami, aby zważać na własne życie.
    Naiwny.
    Przekonany, że tego dnia wróci do domu, że otrzyma błogosławieństwo, które przyniesie mu sławę, a mógł jedynie spotkać Śmierć. Ta bowiem siostrą nocy była i przecież mówiono, że była jeszcze piękniejsza od gwiazd utkanych na czarnej płachcie nieba.
    Łagodny głos drugiego demona przebił się przez aurę niksy. Opadł wraz z dłonią na ramię poety, wyrwał na chwilę z cichego otumanienia. Przez ułamek sekundy igła złości, cichy szept gniewu chciał, aby odszedł, aby zdjął dłoń, która niczym kotwica nie pozwalała poecie zanurzyć się w chłodnych otchłaniach jeziora. Czując ukłucie zawodu odegnała od siebie irytację. Nie chciała zabijać. Nie chciała przecież poddać się swojej dzikiej naturze.
    Nie morduję.
    Puściła dłoń poety, uwalniała powoli spod swojego czaru, pozwalała mu odetchnąć świadomie. Uśmiechnęła się nieznacznie.
    -Zawróć. I nie szukaj więcej niks. - Ostatnie muśnięcie czarem, ostatnie polecenie, któremu musiał się poddać. Patrząc jak odchodzi, zagubiony, a jednocześnie z lekkością w krokach podarowała mu życie, które z taką łatwością mogła odebrać. Jedno jej słowo, jeden gest i już pochłaniała by go zimna woda, stałby się jednością z taflą jeziora. Słowa, choć ciche, tną ostrą krawędzią głosek powietrze. Uśmiech zastygł na jasnej twarzy kiedy znów spojrzała w stronę jeziora. Kucnęła, ręką dotknęła chłodnej powierzchni, zanurzyła palce, pozwoliła, aby woda przepływała między nimi, aby pozostawiała po sobie ślad. Wyprostowała się, patrzyła jak krople spływają po krawędzi dłoni. Krew płynęła gorącą strugą po skórą, wrzała w żyłach, czerpała siłę z wody, z natury, tak bardzo jej bliskiej. -Granica to złudzenie. - Odpowiedziała równie cicho. Nigdy jej nie było. Granice mogli przekraczać ci, którzy byli sobie równi. Poddani jej woli nie mieli nawet możliwości stwierdzenia czy granica, jakakolwiek, istnieje.
    -Napawa ekscytacją. - Miękkość tonu stała w sprzeczności z okrucieństwem słów wypowiadanych przez malinowe wargi. -Tak samo jak ciebie, czyż nie, Einarze?
    Prawda zawisła między nimi jak przyznanie się do winy, a jednak nie czuła ciężaru, który ją przygniatał. Nie musiała udawać, że jest inaczej. Kłamstwo było zbędne, było oszukiwaniem samej siebie, kiedy doskonale wiedzieli czym są i jaka jest ich natura. -To tak jakbyś znudził się sam sobą. - Szarość tęczówek spoczęła na męskiej twarzy, odszukała spojrzenie takie samo jak jej. -Jesteś? - Przechyliła nieznacznie głowę, a w oczach czaiła się zaczepna iskra. Nuta, która gotowała była rozpalić całą polanę, gdyby tylko posiadała takową moc. -Nie sądzę.
    Patrzyła na ponury uśmiech, na tą znaną jej bitwę w spojrzeniu, w oddechu, w drżeniu głosek. -Jak bardzo to lubisz?


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Miał ponad trzydzieści lat - i zbliżał się nieuchronnie do liczby trzydziestu jeden, a szrony zmartwień zamarły na jego karku jak zwarty, skostniały pancerz, jak chitynowa skorupa w której formie przebywał niczym szkodliwy insekt. Miał ponad trzydzieści lat - i znacznie więcej niż tylko trzydzieści obaw, zwątpienia w jego umyśle sunęły z łoskotem fal rozbijanych o strome linie wybrzeża łupiny czaszki. Miał ponad trzydzieści lat - i wiele rzeczy straciło właściwą barwę, spłowiało, wiotczejąc w słońcu pod wpływem erozji dni. Miał ponad trzydzieści lat - więc mógł zwyczajnie się znudzić, smak życia mógł mu spowszednieć i stać się czerstwy jak chleb.
    - Możliwe, że się znudziłem - przelewa soki rozważań żrące niczym trawienne pokłady płynących kwasów, przelewa je prosto w słowa. Głos, obojętny, trąci beznamiętnością i sucho zniekształca ciszę, rozdrażnia ją niczym intruz. Nie mogła jeszcze zrozumieć; była od niego młodsza, była ponadto w całkowicie odmiennej sytuacji, nie poszukując podobnie jak on nieistotnej i krótkotrwałej rozkoszy, nie oszukując, nie mamiąc, nie namawiając wyłącznie, aby odczuwać przez moment dreszcze ekstazy. Skórę miał zawsze brudną, nasiąkłą cudzym dotykiem oraz echem obietnic, jakich przenigdy nie mógł i nie miał nawet zamiaru kiedykolwiek dotrzymać.
    - Nie wiem - wyznał jej szczerze. Zabrnęli stanowczo zbyt daleko; bez masek, bez osłon kłamstw, zbyt daleko, nie będąc w stanie zawrócić; czuł, że podobne oświadczenia podobnie jak wszystko inne zwyczajnie-nadzwyczajnie obecnie muszą mieć miejsce. Odkrył, że kiedy sekret jego natury stał się przed nią zupełnie i namacalnie jawny, czuł się znacznie swobodniej i łatwiej opuszczał gardę. Oddał w ryzyko wiele; zbyt wiele przed jedną niksą, do której powinien żywić jedynie pogardę i nienawiść. Utopił wzrok w tafli wody targanej łukami zmarszczek.
    - Kilka dni temu, kiedy byłem w Stortingu, wybuchło w nim poruszenie. Członkowie organizacji „Początek” próbowali wykrzyczeć swoje postulaty, zakłócając przy tym zupełnie pracę urzędników - decyzja była podjęta, miał zamiar choć pokrótce przytoczyć szkic sytuacji, w której zaryzykował wiele, być może o wiele więcej niż w przypadku gdy uratował ją przed nachalnością członkiń ugrupowania Wyzwolonych. Pamiętał zatrzymanego na zębach schodów mężczyznę, pamiętał również kobietę, jaka nienaturalnie zbliżyła się w jego stronę, z groteską szargając dystans. Zachowanie się ludzi w jego pobliżu często wkraczało wprost w niedorzeczność - i tylko ona była w stanie ją właściwie zrozumieć.
    - Kiedy miałem ich w garści, poczułem, że jestem wolny - wzrok podryfował z konturów krajobrazu ponownie na drugą twarz, drugą i na ten moment jedyną, kiedy poeta koniec końców oddalił się w swoją stronę - choć tak naprawdę jestem wyłącznie niewolnikiem samego siebie oraz swojego pochodzenia - a nie jesteśmy wszyscy? przeżuł pytanie jak kęs zepsutego mięsa; ohydne. Nie wiedział, jak to możliwe, by równocześnie wielbić samego siebie i żywić do wszystkich swoich cech i instynktów jadowitą nienawiść, jednak nieznanym cudem osiągnął w tym wręcz perfekcję - przez całe, cholerne ponad trzydzieści lat życia.
    Podszedł bliżej - w jej stronę.
    - Nigdy nie uzyskamy pewności - odezwał się; uderzenie za uderzenie, słabość w zamian za słabość - czy bliscy ludzie kochają nas całkiem szczerze - czy boisz się tego równie bardzo jak ja? - czy tylko kochają czar, jaki roztaczamy - usta zwarły się, uśmiech zgasł jak ogryzek wypalonego papierosa. Im bardziej próbował uciec od swoich manipulacji, tym silniej do nich powracał, tym silniej się przekonywał, że przecież są nieuchronne.
    (Wszyscy wprost doskonale wiedzą, jak to uwielbiam; szczególnie dziennikarze Ratatoskra).


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Rezygnacja i zwątpienie kładło się cieniem na jego twarzy, spojrzenie stało się puste gdy myślami sięgał ku samemu sobie, ku wspomnieniom własnych przeżyć by odpowiedzieć na proste pytanie, a jednocześnie tak bardzo złożone w swym wydźwięku. Niby wiele łączyło ich światy, ale równie wiele dzieliło. W swej naturze poszukiwali czegoś zupełnie innego, pragnienia odmienne od czasu do czasu krzyżowały się, by zaraz znów biec obok siebie równolegle.
    Kształtowała ich nie tylko natura, ale przeżycia i doświadczenia, w których starali się zaprzeczać temu im są, a jednocześnie wykorzystywali swoje istnienie, aby manipulować myślą i rozumiem, odbierając rozsądek. On sie w tym zatracał, kiedy ona zmuszała do służalczości zostawiając po sobie smugę wspomnienia i barwę dźwięku.
    Młodsza, ale i tak rozumiejąca wiele i posiadająca swoją własną przeszłość, obserwowała taniec emocji na gładkiej twarzy, słuchała muzyki głosek, które drżały przy wypowiadanych słowach. Skupiła się nie tylko na samej opowieści, ale jej dźwięku. Uśmiechnęła się gorzko pod nosem.
    -Stałam w garderobie, ubrana w jedną z sukien jaką podarował mi Olaf. - Zaczęła snuć własną historię w odpowiedzi na tę, którą właśnie usłyszała. Na stwierdzenie, że jest niewolnikiem. W jej uszach było to niedorzeczne, a jednocześnie tak bardzo zrozumiałe. -A on klęczał u moich stóp, nie był wstanie nic zrobić, cała jego siła, pewność siebie zniknęła, przepadła. To był cios w dumę, to był cios w człowieka, który nie chciał nigdy znać smaku porażki. Uznał, że zwiążę moją wolę… I doświadczył tego samego w dniu, w którym prawda wyszła na jaw.- Srebrne spojrzenie iskrzyło się od emocji jakie targały niksą, wspomnienie wywołało gniew, jaki zaznaczył się ostrością rysów w łagodnym obliczu. -Czułam siłę i pragnienie zemsty, zniszczenia go, związania swoja wolą na zawsze. - Furia oraz niepohamowana radość z potęgi przejęła na krótka chwilę Villemo. Pamiętała to doskonale, wciąż czuła przyjemne mrowienie w palcach na wspomnienie władzy jaką posiadała. -A jednak… to on był niewolnikiem, nie ja. - Mówiąc o sobie w ten sposób okazywał pogardę dla samego siebie, a czy to nie ona powinna nim gardzić? Czy nie powinni razem się ścierać w ukazywaniu niechęci, próby udowodnienia drugiemu, że jest lepszy. Postąpiła krok do przodu.
    -Pamiętasz pierwsze spotkanie? Starcie do jakiego doszło, próby siły? - Zapytała aksamitem głosek. -Nie byłeś niewolnikiem.
    Sam skazując siebie na potępienie i pogardę, pogrążał się w odmętach zwątpienia. Samemu zadając sobie więcej bólu niż inni całymi naręczami oburzenia, złości i nienawiści jaką dzierżyli względem demonów. -Nie. - Uśmiechnęła się blado. -Nigdy. I głupotą jest tego szukać, uparcie sprawdzać, zatracając się w poczuciu beznadziei.
    Nie rozumiała czemu uparcie to robił. Dlaczego gonił za nieosiągalnym, zamiast czerpać z tego co posiada. Dręczył sam siebie. Każdego dnia. -Bardziej boli jak tego unikasz.
    Wyzwolenie się z okowów obaw i własnych lęków sprawiło, że nie bała się samej siebie i swoich możliwości.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Krótki ślad nienawiści - westchnięcie światła na błękitno-zielonych odblaskach czujnych tęczówek. Płytkie odciski wspomnień, płytkie niczym otarcia i równie też bez proporcji przeszywające bólem wrośniętym kłączami chwastów w żyzny płat gleby świadomości. W dzieciństwie zwykł słyszeć szepty ilekroć przechodził w tłumie - i nie rozumiał uwagi, nie rozumiał ich wścibskich i natarczywych spojrzeń, rozumiał z kolei plotki o tym, że jest sierotą - nikt nie znał jego rodziców. Spłoszony jak dzikie zwierzę, trzymał kurczowo rąbka spódnicy Lindy i tłumił rozdygotanie ust, zalążki łez podchodzących do ściśniętego gardła; próbował przymykać oczy, chociaż wzrok okolicznych osób wydawał się wręcz przebijać spuszczone zasłony powiek.  
    - Gardzę chwilami, w których nazywałem go swoim przyjacielem - przełamał pieczęć milczenia po wysłuchaniu jej opowieści; imię i nazwisko właściciela galerii nadal sprawiało, że wzdrygał się w nieuchronnym niesmaku podchodzącym mu zlepkiem żółci aż do brzegu języka.
    - Próbował zagarnąć wszystko, więc pozostanie z niczym - zapomniał, że nie powinno się mieszać farby z wydzielinami ciała, zapomniał o czymś, co o ironio wiedział nawet huldrekall. Pod pozorami galerii pełnej różnych dzieł sztuki utworzył przystań rozpusty; domyślał się, że stanowiła ona największe źródło jego przychodów. Nie śmiał oceniać ludzi, których wdzięki miały określoną cenę, sam stanowczo zbyt często i zbyt rozrzutnie oddawał się fizycznym przyjemnościom, obrzydzał go jednak fakt - jak podejrzewał - manipulacji młodymi aspirującymi artystami pod pretekstem ochrony i rozwoju kariery zwodzący ich do podziemi. Spróbował wyobrazić sobie scenę opowiadaną przez Villemo, Wahlberga skamlącego jak porzucony pies u jej stóp, łaknącego jedynie jej słodkiej obecności, z poszarpaną, utraconą kontrolą, o którą zawsze zabiegał. Sam zauważał, że byłby w stanie najpewniej wpłynąć na niego aurą, nie miał zamiaru pomimo tego dzielić się podobnymi spostrzeżeniami; przywyknął, że o niektórych spośród męskich słabości nie wspominało się na głos.
    - Mam nadzieję, że wierzysz w mówione przez siebie słowa - ton miał spokojny, bez barwnych wykrzykników emocji. Traktował ją odrobinę pobłażliwie, uważał, że na ten moment zachłysnęła się uzyskaną wolnością i pięknem swojej natury. Nie dziwił się jej; przechodził różne okresy razem z upływem lat, od nienawiści żywionej szczerze do siebie po uwielbienie do siły aury i swoich wszystkich instynktów. Nie mogła go oprócz tego całkowicie zrozumieć; będąc niksą mogła o wiele łatwiej wtopić się w okoliczne sylwetki, strach doświadczany przez niego jeszcze od chwil dzieciństwa był jej zupełnie obcy.
    - Odnoszę jednak wrażenie, że nie zdołamy uniknąć - zauważył - niektórych rodzajów wątpliwości - musiała też mieć relacje, w których towarzyszyły jej podobne obawy. Nie miał zamiaru jej pytać, choć gdyby zaprzeczyła, wybuchnąłby gromkim śmiechem. Zawsze, gdy odczuł pewne muśnięcie zaangażowania okrywał się nagłym smutkiem i pytaniami, na ile cudza sympatia jest w zupełności szczera, myślał w ten sposób choćby o samej Laudith, myślał o Laili i myślał również o Vivian rozdartej uczuciem żywionym do innego człowieka.  
    - Część pytań będzie powracać - zakończył cicho, a głos niemal wtapiał się w szum okolicznych drzew kołysanych wiatrem. Nie miał zamiaru drążyć dłużej tej kwestii, ich różnych spojrzeń na świat czerpiących również ze źródła innego ukształtowania przez ich gatunek i przeszłość. Miała rację; nie był niewolnikiem we wspólnym wystawianiu na próbę, w igraniu i konfrontacjach; nie był jej niewolnikiem, choć nadal przy tym był niewolnikiem siebie, niechęci, jaką żywił do niks wybełtanej z pragnieniem coraz nowszych zawikłań i przewrotności, żądaniem coraz więcej i więcej, jej towarzystwa, jej głosu i jej dotyku.
    - Możemy być od nich wolni - przysunął w jej stronę rękę - wyłącznie, kiedy jesteśmy razem - uśmiechnął się niepozornie i wyszeptał, odnajdując jej dłoń w miękkim, delikatnym uścisku, wciąż nosząc w umyśle chwile - wyraźne i z pełnymi szczegółami, gdy próbowali nawzajem odnajdywać się w gąszczu innych sylwetek, gdy próbowali odnaleźć dla siebie miejsce, dla swojej przedziwnej więzi.
    - Otrzymałaś już odpowiedź od teatru? - zapytał nagle, choć pozostawał pewny, że znał jedyną odpowiedź; jedyną prawdopodobną, jedyną, na którą liczył.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/


    Złość dawno minęła, choć pogarda została. Potężny człowiek mógł mieć w niej przyjaciółkę, sprzymierzeńca, z którym zawładnął by światem. Źle wszystko rozegrał, wciąż pragnąć więcej nie dostrzegł jak zatraca się we własnych marzeniach. Sięgnął po nią, zanurzył w miękkości ciała, dał upust własnym pragnieniom i przeraził się tego jak jest słaby. Podjął decyzję, która kosztowała go wiele i wciąż płacił cenę. Obawiała się, że pośle za nią swoich ludzi, że każdego dnia będzie znajdować pod swoimi drzwiami przesyłkę informującą o tym, że nigdy nie będzie w pełni wolna, wiecznie z poczuciem zagrożenia. A jednak, spokój przyszedł następnego dnia gdy spieniężała wszystkie prezenty - suknie, biżuterie zostawiając jedynie te, do których miała głupi sentyment. Te, które podarował jej pewien Kruczy.
    -Nie mam podstaw, aby kłamać. - Uśmiech błądził po malinowych ustach. -Nie tobie.
    Nie było trudne okłamywać innych, roztaczać wokół siebie aurę, tłumić wszelkie lęki i obawy, kreując siebie w ich oczach, pozwalać, aby zobaczyli to co sama chce. Choć oddech wyzwolenia przyszedł jakiś czas temu, to nadal bywały momenty kiedy bała się oddychać pełną piersią, kiedy mrożący lęk przeszywał dreszczem na wskroś, powodował strach, że to wszystko to tylko iluzja, słodki sen kłamstw, którym dała się uwieść. -Nie unikniemy. - Spojrzenie stało się miękkie, niemal delikatne, pełne emocji jakie nosiła w sobie niksa, przepełniona delikatnością jaką skrywała głęboko, nie chcąc dać się zranić. Niczym perła okryta bezpiecznymi ramionami skorupy muszli trwała wierząc, że zdoła się uchronić przed wszystkim co mogło by ją zranić, a i tak pozwalała sobie czasami na uchylenie bezpiecznych ścian. -I pomimo tej wiedzy nadal będziemy sprawdzać, ale czy to nie czyni nas bardziej… ludzkimi? - Bo przecież chcieli żyć wśród galdrów. Pragnęli choć ułamka normalności inaczej dawno opuścili by Midgard. On nie tworzyłby obrazów poruszających wszystkie zmysły, ona by nie patrzyła tęsknie w stronę desek teatru. Mimo wielu przeciwności losów, zmarszczek na gładkiej tafli życia, nadal chciała trwać w Midgardzie. Nie widziała siebie w oddaleniu, do natury mogła uciekać co jakiś czas szukając wyciszenia i równowagi, ale nie potrafiłaby się odciąć. Pewna ludzka część była w niej żywa, tłoczyła pragnienia i marzenia, ku którym sięgała każdego dnia. -Boisz się tego?
    Czego obawiał się najbardziej? czy tego, że wszystko jest iluzją, oszustwem, które sam kreuje? Ileż było w nim strachu skrytego w cieniu umysłu atakujący w najmniej spodziewanym momencie.
    Kolejne spotkanie ukazywało dwa światy, które nigdy nie powinny się spotkać, a jednak do tego doszło i choć powinni siebie unikać woleli tworzyć traktaty porozumienia niż toczyć wojnę.
    Ciepło dłoni, złączone palce, były dowodem układu jaki stworzyli i kreowali przy kolejnym spotkaniu. Splot niosący zrozumienie pomimo różnic. Nie chciała być tylko okrutna i zwodnicza, pragnęła być piękna, pragnęła być dla kogoś potrzebna w inny sposób niż szukaniu spełnienia własnych pragnień. Przedziwnym zrządzeniem losu potrzebna była tam gdzie winna być wrogość.
    -Otrzymałam zaproszenie na przesłuchanie. - Jasna twarz się rozpromieniła, pełna zadowolenia z obrotu spraw. Przesłuchanie nie znaczyło, że zostanie przyjęta, ale liczyła na to, że uda się dostać angaż i będzie zatrudniona na stałe. Jeszcze środki do życia miała, ale z czasem zaczną się kurczyć.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Obawa, którą odczuwał, była zębiskiem szkła, była ostrym, postrzępionym kawałkiem wbitym w serce jak w gąbkę - podatną, miękką, bezsilną. Zgrzytała swoim ukłuciem w rytmie przyśpiewki tętna niosącej się tunelami rozlicznych gałęzi naczyń, konstelacjami podziemnych i niedostępnych korytarzy drgających zgodnie arterii. Odrzucenie drążyło od dawna źródło bezwzględnego przestrachu - od pierwszych chwil, pierwszych porcji oddechów którymi zaczął rozkwitać ogród dziecięcych płuc bał się, że prędzej czy później zostanie odtrącony, bał się, że Linda zostawi go nieuchronnie pod kolejnymi drzwiami tak samo jak jego matka, że będzie cicho łkać w nocy skamląc o czyjąś litość, o kogokolwiek kto zdoła wyciągnąć dłoń. Nie wiedział wiele o sobie, pozbawiony korzeni czuł się wyrzutkiem, odpadem dryfującym bezładnie, niesionym przypływem rzeki.
    Nie wiedział wiele o dzieciństwie Villemo i sam podobnie też nie wyciągnął przed nią zakamarków oddalonej przeszłości, był w stanie pomimo tego wywnioskować że wychowali się w odmiennym otoczeniu i w różnych, towarzyszących im przekonaniach. Powiedział jej bardzo dużo, więcej niż komukolwiek w ostatnim czasie, nie licząc drogiej przyjaciółki z dzieciństwa do której zgłosił się jeszcze z prośbą o pomoc w styczniu; powiedział jej bardzo dużo, lecz nie przekazał wszystkiego, część rekwizytów trzymając skąpanych w bezdennym cieniu. Nie mówił jej wprost, że kochał, kochał osoby podatne na jego aurę, kochał je nieudolnie, dwoistą, pokłóconą naturą hedonisty i spłoszonego człowieka; nie mówił jej wprost, że kochał - ale czy musiał mówić? Czy identyczna kwestia, czy konstelacje blizn perlących się na strukturze kruchej, niepochwyconej duszy, nie wydawały się niemal oczywiste? Kochał zawsze osoby, których sam nie mógł mieć, z którymi nie mógł pozostać.
    - Chcę, żeby mieli wybór - opuścił przez moment wzrok. Bał się; bał się, bezsprzecznie, że jego aura odbierze im wolną wolę, że mimo najszczerszych chęci nie będą już w stanie odejść. Chciał, żeby ich odczucia nie wynikały z podszeptów zniewolenia - nie mógł być nigdy pewny, nie mógł przenigdy poznać nietkniętej zawartości ich wnętrz, nienaruszonej czarem, na którego działanie bez przerwy pozostawali wystawieni. Jedynie przy niej mógł liczyć na taką szczerość - przy niksie, o ironio, z którą splotła go relacja niezdolna do udźwignięcia przez rachityczne, nietrwałe rusztowanie słów.
    - Cieszę się - uśmiech w odpowiedzi na uśmiech, słońce rozradowania wschodzące spod horyzontu warg - choć prawdę mówiąc, nie spodziewałem się innego obrotu spraw - zakończył miękko, jednak z pewnością siebie. Dostrzegał w niej już od dawna pasję i zacięcie do sztuki - fałszywa skromność i niepewność była równie zła i drażniąca jak rozdmuchane mniemanie o posiadanej wartości. Pogładził czubkami palców jej dłoń.
    - Nie będziesz mieć nic przeciwko - przekrzywił nieznacznie głowę w niewinnej zaczepności - jeśli przyjdę na twój przyszły występ? - zapytał, zaciekawiony mającą nastąpić reakcją. Już wkrótce o wiele bardziej zacznie przyciągać wzrok; czy byłaby w stanie przyjąć fakt, gdyby zaczęli o nich mówić? Pojedyncze wyjście zbyt wiele nie zmieniało, mogło przejść bez większego, zasłyszanego echa; budując swoją karierę i obracając się w nowym towarzystwie, musiała liczyć na plotki, szczególnie, gdyby oprócz samego Vekkelse zdecydowali się dodatkowo udać na inną uroczystość. Nie mieli jednak w zwyczaju myśleć o konsekwencjach - w ich świecie nie istniały zasady, istniała jedynie pasja, łącząca ciasno ich więź.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Villemo Holmsen
    Villemo Holmsen
    https://midgard.forumpolish.com/t1299-villemo-holmsen#10804https://midgard.forumpolish.com/t1319-villemo-lilije-holmsen#10812https://midgard.forumpolish.com/t1318-melodi#10809https://midgard.forumpolish.com/



    Wszystko zaczynało się układać, ale gdzieś w głębi trzewi tliła się paląca obawa, gotowa wybuchnąć prawdziwym ogniem, że zaraz wszystko znów straci. Lęk przed upadkiem, który zmusi ją do życia w ciemnych pokojach, że nie będzie miała za co kupić kolejny posiłek. Doświadczyła biedy i strachu, a potem znalazła się w bezpiecznie ciepłych murach galerii. Rozkwitała pod czujnym okiem Olafa, stała się klejnotem koronnym, główną gwiazdą i pragnieniem. Odnalazła spokój i odkryła na nową swoją siłę, która tak bardzo przeraziła galdra. Zyskała kolejną szansę i odważnie sięgnęła ku kolejnym możliwością, ale strach wciąż się czaił. Czekała, że poczuje zapach dymu, który zwiastował złowieszczy ogień trawiący doszczętnie każdą nic szczęścia jaką zaczęła tkać od nowa jakiś czas temu.
    Choć nie mówili wprost to wiedziała, że dzieli ich wiele, że doświadczyli innych żyć, tak bardzo odmiennych i kształtujących osobowości. Mimo to, obydwoje zatraceni w szeroko pojętej sztuce, odnajdywali wspólny język właśnie dzięki niej. Przedziwne zrządzenie losu sprawiło, że piękno okraszone skazą połączyło ścieżki jakimi kroczyli.
    Nie miała przyjaciół, miała liczne znajomości, gdzie nie chciała nikogo skrzywdzić więc zachowują stosowny dystans nie pozwalała im do siebie się zbliżyć. Tak było lepiej dla wszystkich. Ku szczeremu rozbawieniu to jemu mogła w pełni zaufać, bo choć odmienny tak doskonale rozumiał bolączki. Może za dobrze.
    -Mają wtedy, kiedy pozwalasz im odejść. - Okrutna prawda, ale w tym wszystkim tkwił jej urok. Kiedy uwalniała ich wolę, pozwalała aby odeszli, wracali. Nie wszyscy, ale ci którzy wierzyli, że jest kimś więcej niż marzeniem. Było ich niewielu i takich ceniła najbardziej. Innych musiała puścić wolno, bo kochała aż za bardzo. Wspomnienia Kruczego kiedyś bolały, a teraz powoli stawały się nostalgicznym wspomnieniem. Pomagał jej zrzucać pierwsze kajdany lęku i strachu, wskazywał kierunek, o którym wcześniej nie odważyła się nawet myśleć. -Dziękuję. - Uśmiech ciepły i pełen łagodności zagościł w szarym spojrzeniu. Spokój wymalowany na twarzy osiągnęła dzięki poczuciu, że znajduje się we właściwym miejscu w swoim życiu. Uścisnęła nieznacznie palce splecione z jej własnymi. -Teraz pozostaje czekać, aż otrzymam wiadomość o angażu. - Nawet drobna rola będzie dla niej powrotem do tego co zawsze chciała robić. Będzie początkiem tworzenia czegoś nowego i wspaniałego; budowaniem podwalin życia jakie zawsze chciała wieść. Uniosła nieznacznie brwi ku górze, a łagodność twarzy zamieniła się w lekkie rozbawienie.
    -Będę oczekiwać cię w pierwszym rzędzie. - Odpowiedziała z pełną powagą w głosie. Nie ważne dla niej było co będą pisać w gazetach. Była demonem, życie galdrów nie było jej życiem. Choć istniała wśród nich, choć w jej żyłach płynęła ich krew tak nigdy w pełni nie należała do ich świata. Trwali w swoim, obok i jednocześnie z nimi.


    Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach

    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Nie.
    Nie w ten sposób.
    Prawda - gorzkie lekarstwo. Prawda - wykręca język, zaciska dłonie w kiść pięści. Wiszące żyły gałęzi, drzewa kołyszące się sennie nie znają masy emocji rozsianych pod jego skórą, nie znają i znać nie muszą, nie znają, nie zabiegają, w ich stałym świecie nie może znaleźć się miejsce by płakać nad cudzym losem, by przejąć się śpiewem ptaków i sercem zdolnym w jednej chwili i mgnieniu zatrzymać się pod żebrami, utracić swoją melodię jak uszkodzona pozytywka.
    Nie dopowiada, milczenie skleja mu wargi zamknięte w zwężoną oś pozornego pogodzenia się z podetkniętym pod nos przeznaczeniem. Kiedy pozwoli odejść - co jednak, jeśli sami odeszliby w swoją stronę, natychmiast, gdyby nie aura która jak nić owija się dookoła wrzeciona przeklętej cielesności? Co, jeśli bez czaru jest tylko pustą skorupą pokrytą zaschniętą treścią niczym skwaszonym trunkiem? Co, jeśli- nie, dość, to niemożliwe, musi istnieć coś więcej, coś znacznie więcej, coś ponad, coś, co sprawiło, że nadal są obok siebie, że może trzymać jej dłoń.
    - Pośród wszystkich - na twarzy zakwita uśmiech, kolejny lekko-zaczepny, niewinnie prowokacyjny uśmiech - najbardziej zahipnotyzowanych twoją obecnością? - teatr był jej pisany, a geny, których nie mogła zwalczyć, sprawiały, że dodatkowo z łatwością skupiała wzrok. Gdziekolwiek nie zagościła, miała wokoło scenę z wpatrzoną wiernie widownią, spojrzenia, dziesiątki spojrzeń, par oczu, które wymownie celują wprost w jej sylwetkę, źrenice jak głodne paszcze, tęczówki jak lśniące dziąsła.
    - Liczę, że mnie zauważysz - dodaje, choć zna scenariusz, wie, że rzecz jasna zdoła go dostrzec pomiędzy innymi odbiorcami, jest tego pewny tak samo jak faktu, że dyrektor teatru przekaże jej wkrótce pozytywne wieści. Będzie już wolna, tak samo jak stała się wolna od oddechu Wahlberga na skórze swojego karku, od bezsilności podsycanej przez tchórzliwe łańcuchy zaciśniętej na przegubach nadgarstków klątwy.
    - Przejdźmy się - zaproponował, ruszając powolnym krokiem. Nie życzył im więcej spotkań z przypadkowymi przechodniami, szczególnie tymi, którzy szukali w niewłaściwy sposób natchnienia, próbując spoufalać się z istotami,od których powinni trzymać możliwie bezpieczny dystans. O ironio - sam podobnie powinien, choć był już całkiem stracony. Było za późno, zbyt późno, aby móc odejść, zbyt późno, by się wycofać, posłuchać tyrad rozsądku. Nie chciał odchodzić. Odczuwał błogą przyjemność.
    - Chcę wrócić tutaj ponownie, gdy w pełni nadejdzie wiosna - prawdziwa, kwitnąca feeriami barw, pełna żywej zieleni i wieńców wzorzystych liści. Tafla jeziora miała niemal na zawsze przypominać mu o niej, o jej naturze, tak nieuchwytnej jak piękno trwającej chwili, jak oddech cennego czasu.

    Einar i Villemo z tematu


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.