:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen
2 posters
Karl Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Wto 10 Maj - 13:48
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
21.12.2000
Karl nie lubił zakupów, no może poza tymi przedświątecznymi. Nigdy nie uważał się za człowieka, który chodzi po sklepach dla przyjemności, jednak ten szczególny czas był inny. Nawet Sørensen widział w tym powód do radości. Zrobił sobie przed wyjściem listę rzeczy do kupienia – a mieli z siostrą trochę pomysłów na to, co załatwić i dać najbliższym. No i tak jakoś wypadało mieszkanie nieco wystroić, zrobić klimat i przede wszystkim mieć z czego upiec jakieś pyszności. Bo nawet Karl zaszywał się w kuchni i coś tam okazyjnie pichcił.
Wesoły nastrój bardzo mu się udzielał. Dzień, który przeznaczyli na zakupy był wolny i nic nie miało prawa im popsuć planów, po prostu nic! Mężczyzna uzbroił się w kartkę papieru zapisaną jego ciasnym i eleganckim charakterem pisma. W pewnym momencie chciał się rozdzielić z siostrą, by nie widziała wszystkiego, co kupuje, ale przede wszystkim chodzili wspólnie i kupowali to tu, to tam. Karl oczywiście dźwigał paczki, bo przecież nie pozwoli by dziewczyna nosiła wszystko sama. Coś tam lekkiego jej dał, ale osobiście trzymał to, co największe i najcięższe.
- Może wejdziemy do jakiegoś lokalu, co? - zapytał siostrę. - Sprawdzilibyśmy, czego nam jeszcze brakuje, a przy okazji rozgrzejemy się czymś ciepłym – zaproponował.
Osobiście miał nadzieję odpocząć przez chwilę, bo niektóre rzeczy trochę mu ciążyły. Nie zapominajmy, że żaden z niego byk i nie cechował się siłą, więc jak najbardziej przydałaby się jakaś pauza.
- Tutaj? - wskazał brodą, bo ręce miał zajęte, odpowiednie miejsce. - Dostaniemy coś słodkiego i od razu wstąpi w nas nowa energia – mówił raczej o sobie, bo czuł, że ta wyprawa jednak go trochę przerastała, a mieli jeszcze sporo do załatwienia.
- Przystanek wskazany – kiedy siostra otworzyła drzwi i weszła do środka, Karl szybko zrobił to samo, prawie utknąwszy w drzwiach z tymi wszystkimi torbami. Na szczęście był zwinny i udało mu się wejść, nie przycisnąwszy żadnej paczki drzwiami.
Wybrali sobie miejsce, gdzie mogli usiąść i odpocząć. Karl szybko pozbył się ciężaru i postawił sprawunki na wolnym krześle i na podłodze. Potem zdjął płaszcz i szalik, po czym usiadł na miejscu.
- Ufff! - westchnął głęboko. - Niby nie ma tego aż tak wiele, ale czuje się ciężar – spojrzał na paczki.
- Chyba wypadałoby się zapisać na jakieś zajęcia sportowe, bo moja kondycja jest do niczego – przydałoby się mu trochę aktywności fizycznej. Najczęściej przecież siedział i pisał, więc nie ma z tego niczego dobrego.
Vivian Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Sob 14 Maj - 0:42
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Świąteczny czas był wyjątkowy i Vivian nie mogła opanować ekscytacji, kiedy razem z bratem wybrali się zakupy prezentów, a właściwie polowanie okazji! Oczywiście wszystkie promocje w tym okresie to zwykły pic na wodę, ale nie miało to większego znaczenia, skoro, tak czy inaczej, chciała kupić bliskim upominki.
Drugi rok z rzędu ma możliwość przygotowywania świąt z Karlem i cieszyła się, że nie zrzucał na nią odpowiedzialności, tylko brał na klatę nawet te mniej odpowiadające mu zajęcia, jak zakupy. Jej brat nie lubił chodzić po sklepach, a jednak właśnie przemierzali uliczki z torbami pełnymi zakupów. Ona, co prawda niosła same drobiazgi, niezbyt ciężkie pakunki i wcale nie dlatego, że nie miała siły, ale dlatego, że Karl uparł się wziąć najcięższe torby, a przy świątecznym klimacie nie miała serca się z nim kłócić, gdy chciał być tylko dobrym bratem.
Nie była tak zorganizowana, jak on, nie zrobiła żadnej listy - szkic planu zarysowała w głowie i tego się trzymała, ale nie wykluczała też spontanicznego zakupu, jeśli coś wpadnie jej w oko.
- Chętnie, trochę się już zmęczyłam - przyznała z lekkim uśmiechem. Na zimno nie narzekała, bo chodzili od sklepu do sklepu, gdzie podczas wybierania zdążyła się zagrzać, więc nie wykluczała przeziębienia i ostatecznie chętnie rozgrzeje się od środka gorącą czekoladą.
Kiwnęła głową, gdy zaproponował konkretne miejsce na odpoczynek. Nie robiło jej to wielkiej różnicy, a wizja spożycia cukru była więcej niż zachęcająca. Weszli do środka i do jej nozdrzy wleciał przyjemny, słodki zapach, który zdecydowanie zachęcał do skorzystania z oferty.
- Naprawdę mogę nosić więcej, nie jesteś tragarzem - zaśmiała się, widząc go, gdy opadł na krzesło zmęczony dźwiganiem toreb. Niepotrzebnie wziął wszystkie ciężkie rzeczy na siebie, ona przecież nie była z porcelany, mogła nieść tyle samo, co on.
Uwolniła się z kurtki, czapki i szalika i powiesiła je na wieszaku, a sama usiadła na krześle; trzeba przyznać, że po kilku godzinach zakupów, miło w końcu usiąść i odpocząć.
- Mi chyba dobrze robią kocie spacery, ale też nie mam powalającej kondycji - nie było sensu tego ukrywać, zresztą nie wstydziła się tego, nie trenowała żadnego sportu, okazjonalnie wykonywała jakieś ćwiczenia.
W międzyczasie przyszła kelnerka, żeby wręczyć kartę, ale Vi nawet nie musiała się zastanawiać.
- Proszę gorącą czekoladę i ciastko z kremem.
Drugi rok z rzędu ma możliwość przygotowywania świąt z Karlem i cieszyła się, że nie zrzucał na nią odpowiedzialności, tylko brał na klatę nawet te mniej odpowiadające mu zajęcia, jak zakupy. Jej brat nie lubił chodzić po sklepach, a jednak właśnie przemierzali uliczki z torbami pełnymi zakupów. Ona, co prawda niosła same drobiazgi, niezbyt ciężkie pakunki i wcale nie dlatego, że nie miała siły, ale dlatego, że Karl uparł się wziąć najcięższe torby, a przy świątecznym klimacie nie miała serca się z nim kłócić, gdy chciał być tylko dobrym bratem.
Nie była tak zorganizowana, jak on, nie zrobiła żadnej listy - szkic planu zarysowała w głowie i tego się trzymała, ale nie wykluczała też spontanicznego zakupu, jeśli coś wpadnie jej w oko.
- Chętnie, trochę się już zmęczyłam - przyznała z lekkim uśmiechem. Na zimno nie narzekała, bo chodzili od sklepu do sklepu, gdzie podczas wybierania zdążyła się zagrzać, więc nie wykluczała przeziębienia i ostatecznie chętnie rozgrzeje się od środka gorącą czekoladą.
Kiwnęła głową, gdy zaproponował konkretne miejsce na odpoczynek. Nie robiło jej to wielkiej różnicy, a wizja spożycia cukru była więcej niż zachęcająca. Weszli do środka i do jej nozdrzy wleciał przyjemny, słodki zapach, który zdecydowanie zachęcał do skorzystania z oferty.
- Naprawdę mogę nosić więcej, nie jesteś tragarzem - zaśmiała się, widząc go, gdy opadł na krzesło zmęczony dźwiganiem toreb. Niepotrzebnie wziął wszystkie ciężkie rzeczy na siebie, ona przecież nie była z porcelany, mogła nieść tyle samo, co on.
Uwolniła się z kurtki, czapki i szalika i powiesiła je na wieszaku, a sama usiadła na krześle; trzeba przyznać, że po kilku godzinach zakupów, miło w końcu usiąść i odpocząć.
- Mi chyba dobrze robią kocie spacery, ale też nie mam powalającej kondycji - nie było sensu tego ukrywać, zresztą nie wstydziła się tego, nie trenowała żadnego sportu, okazjonalnie wykonywała jakieś ćwiczenia.
W międzyczasie przyszła kelnerka, żeby wręczyć kartę, ale Vi nawet nie musiała się zastanawiać.
- Proszę gorącą czekoladę i ciastko z kremem.
Karl Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Wto 17 Maj - 12:34
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl był uparty jak osioł, poza tym nie wypadało kobiecie dźwigać więcej. Sørensen nie pracował fizycznie, więc jego możliwości były ograniczone, ale jednak nie było tak źle. Zawsze mogło być gorzej i ciężej. Poza tym jeszcze nie skończyli chodzić po sklepach, więc kto wie, czy Vivian nie będzie musiała jeszcze się poświęcić i faktycznie nosić coś cięższego.
Słysząc, że siostra może mu pomóc, uparcie pokręcił głową.
- O nie, ty masz kochana coś lżejszego. Nie pozwolę ci się męczyć, o nie. Poza tym niech moje mięśnie się trochę zmęczą. Przynajmniej czuję, że je posiadam – zwykle siedział na tyłku i tylko nosił jakieś niewielkie rzeczy, więc nie było się czym chwalić. Z tymi ćwiczeniami mówił poważnie, przydałoby mu się trochę ruchu.
- Ja jestem leniem, więc zwykle tylko siedzę na tyłku i coś notuję. Ewentualnie dźwigam kufle z piwem – no co, każdemu się należało trochę odpoczynku. A przy trunkach ludzie robią się rozmowni. Wiele razy to dało mu natchnienie do jakichś wątków czy postaci. Każdy miał swoje sposoby, Karl uwielbiał słuchać opowieści, tych poważnych i tych z przymrużeniem oka. W końcu nie samym dramatem człowiek żyje.
- Będę musiał chyba pójść na siłownię, a także biegać rano. Tylko nie lubię wcześnie wstawać – jak się prowadzi nocny tryb życia to nie ma się co dziwić. Czasem trzeba się poświęcić. Nie uważał, że postura wysportowanego faceta jest dla niego, ale odrobina lepszej sprawności nie zawadzi.
Złożyli zamówienie (w którym Karl jako łasuch naczelny wziął dla siebie prócz czekolady do picia, równie mocno czekoladowy kawałek ciasta, a widząc rozbawione spojrzenie siostry skwitował tylko: No co?!)
- W porządku... – wyciągnął listę rzeczy do kupienia, po czym wykreślił z niej kilka punktów.
- Powiedz mi, co powinniśmy kupić dla naszej kochanej rodzinki. Jak zawsze mam z tym problem, a obiecałem sobie, że tym razem nie dam im książek – jeśli chodzi o Karla, to każdy przywykł do tego, że otrzymuje od niego coś z literatury. Dbał o oczytanie familii. Musieli chociaż czytać fragmenty, gdyż mężczyzna lubił sobie o tych książkach porozmawiać. A to pech!
- Dla ciebie znajdę coś innego niż książka, spokojnie – uśmiechnął się. Miał jeszcze czas na coś dla Vivian. Przy niej niczego nie kupi, bo nie chciał, by zauważyła prezentu wcześniej.
- Hmmm... - zaczął mruczeć pod nosem, po tym jak postawił kilka znaków zapytania przy imionach członków rodziny.
- Tak sobie myślę, że będziemy mieć też radochę podczas pracy w kuchni. Tym razem mam nadzieję pomóc, a nie się szwendać bez celu i udawać, że pracuję – uśmiechnął się.
Słysząc, że siostra może mu pomóc, uparcie pokręcił głową.
- O nie, ty masz kochana coś lżejszego. Nie pozwolę ci się męczyć, o nie. Poza tym niech moje mięśnie się trochę zmęczą. Przynajmniej czuję, że je posiadam – zwykle siedział na tyłku i tylko nosił jakieś niewielkie rzeczy, więc nie było się czym chwalić. Z tymi ćwiczeniami mówił poważnie, przydałoby mu się trochę ruchu.
- Ja jestem leniem, więc zwykle tylko siedzę na tyłku i coś notuję. Ewentualnie dźwigam kufle z piwem – no co, każdemu się należało trochę odpoczynku. A przy trunkach ludzie robią się rozmowni. Wiele razy to dało mu natchnienie do jakichś wątków czy postaci. Każdy miał swoje sposoby, Karl uwielbiał słuchać opowieści, tych poważnych i tych z przymrużeniem oka. W końcu nie samym dramatem człowiek żyje.
- Będę musiał chyba pójść na siłownię, a także biegać rano. Tylko nie lubię wcześnie wstawać – jak się prowadzi nocny tryb życia to nie ma się co dziwić. Czasem trzeba się poświęcić. Nie uważał, że postura wysportowanego faceta jest dla niego, ale odrobina lepszej sprawności nie zawadzi.
Złożyli zamówienie (w którym Karl jako łasuch naczelny wziął dla siebie prócz czekolady do picia, równie mocno czekoladowy kawałek ciasta, a widząc rozbawione spojrzenie siostry skwitował tylko: No co?!)
- W porządku... – wyciągnął listę rzeczy do kupienia, po czym wykreślił z niej kilka punktów.
- Powiedz mi, co powinniśmy kupić dla naszej kochanej rodzinki. Jak zawsze mam z tym problem, a obiecałem sobie, że tym razem nie dam im książek – jeśli chodzi o Karla, to każdy przywykł do tego, że otrzymuje od niego coś z literatury. Dbał o oczytanie familii. Musieli chociaż czytać fragmenty, gdyż mężczyzna lubił sobie o tych książkach porozmawiać. A to pech!
- Dla ciebie znajdę coś innego niż książka, spokojnie – uśmiechnął się. Miał jeszcze czas na coś dla Vivian. Przy niej niczego nie kupi, bo nie chciał, by zauważyła prezentu wcześniej.
- Hmmm... - zaczął mruczeć pod nosem, po tym jak postawił kilka znaków zapytania przy imionach członków rodziny.
- Tak sobie myślę, że będziemy mieć też radochę podczas pracy w kuchni. Tym razem mam nadzieję pomóc, a nie się szwendać bez celu i udawać, że pracuję – uśmiechnął się.
Vivian Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Sro 25 Maj - 1:51
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Kopnęłaby go w piszczel za takie stereotypowe myślenie, zwłaszcza kiedy próbowała mu udowodnić, że jest już duża i da sobie ze wszystkim radę. Z drugiej strony próbowała zrozumieć, że rola brata nakazuje mu utrzymywanie jej pod płaszczem ochronnym, a o to nie mogła się gniewać, przecież chciał dobrze i dbał o nią, jak nikt inny, ale no, czasami bywał trochę nadopiekuńczy.
- Karl, naprawdę nie jestem ze szkła i mogę nieść trochę więcej, żeby cię odciążyć. Jeszcze mi padniesz na zawał - nie wątpiła w jego (wątpliwą) siłę, ale chciała pomóc, skoro przyczyniła się do wypełnienia tych wszystkich toreb. Niesprawiedliwe, by teraz na Karla spadł obowiązek tragarski.
- Po co? Nie potrzebujesz zrzucić wagi, a budowa mięśni u pisarza to dość... osobliwe zjawisko - słowa poprzedziły krótki śmiech, który wyrwał jej się z gardła. Nie wyobrażała go sobie jako zapaleńca sportowego, chodzącego regularnie na siłownie, obrośniętego w mięśnie większe od jego głowy. Miała nadzieję, że da sobie spokój, bo dla zdrowia mógł zwyczajnie spacerować godzinę dziennie i efekt byłby podobny.
Nie zaskoczył jej czekoladowym ciastem, wiedziała, że z tą siłownią to tylko pic na wodę. Może sam siebie próbował oszukać, ale siostry nie oszuka.
Obserwowała, kiedy wyciągnął listę rzeczy do kupienia i nadzorowała, gdy wykreślał odpowiednie punkty, żeby się nie pomylił, bo potem nie będą mieli okazji niczego dokupić. Ten dzień przeznaczyli na zakupy i musieli dołożyć wszelkich starań, żeby zrealizować plan od początku do końca, już ona tego przypilnuje.
- Mama pewnie ucieszyłaby się z książki - stwierdziła z lekkim rozbawieniem, bo tylko ona nadawała na takich samych falach jak Karl, ojciec i reszta rodzeństwa poszli całkiem w jubilerstwo.
- Ja też byłabym zadowolona z książki, ale cokolwiek nie wymyślisz, będzie super - zapewniła go, bo ostatecznie nie chodziło o sam fakt prezentu, tylko dzielenia się radością. No dobra, chodziło o prezenty, ale wiedziała, że Karl zna ją na tyle dobrze, żeby wybrać właściwie.
- Hm, a może dopasujemy prezenty? Na przykład ja kupię tacie koszulę, a ty pasującą do tego muchę albo krawat? - zaczęła się zastanawiać, bo miała kilka pomysłów, jak ugryźć prezenty dla swojej kochanej rodzinki.
- Cóż, nawet nie ma takiej opcji, żebyś nie pomagał. W tym roku nie dam się wyrolować i podzielimy się pracą - zapewniła, przypominając sobie zeszły rok, kiedy wykonała większość roboty. Wtedy sytuacja była trochę inna, bo z wdzięczności, że Karl przyjął ją pod dach postanowiła przejąć kuchenne zajęcia przed świętami. W tym roku zdecydowanie będzie nalegać na wspólne przygotowania.
- Obstawiam, że po jednym dniu w domu z rodzicami, będziemy mieli dość na kolejny rok - wspomniała mimochodem. Bardzo kochała rodziców i była im wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobili, ale odkąd się wyprowadziła odzwyczaiła się od ich towarzystwa i teraz byli zbyt... intensywni. Szybko się męczyła w domu rodzinnym, zwłaszcza że podczas świąt jest cała rodzina i łatwo o kłótnie.
- Karl, naprawdę nie jestem ze szkła i mogę nieść trochę więcej, żeby cię odciążyć. Jeszcze mi padniesz na zawał - nie wątpiła w jego (wątpliwą) siłę, ale chciała pomóc, skoro przyczyniła się do wypełnienia tych wszystkich toreb. Niesprawiedliwe, by teraz na Karla spadł obowiązek tragarski.
- Po co? Nie potrzebujesz zrzucić wagi, a budowa mięśni u pisarza to dość... osobliwe zjawisko - słowa poprzedziły krótki śmiech, który wyrwał jej się z gardła. Nie wyobrażała go sobie jako zapaleńca sportowego, chodzącego regularnie na siłownie, obrośniętego w mięśnie większe od jego głowy. Miała nadzieję, że da sobie spokój, bo dla zdrowia mógł zwyczajnie spacerować godzinę dziennie i efekt byłby podobny.
Nie zaskoczył jej czekoladowym ciastem, wiedziała, że z tą siłownią to tylko pic na wodę. Może sam siebie próbował oszukać, ale siostry nie oszuka.
Obserwowała, kiedy wyciągnął listę rzeczy do kupienia i nadzorowała, gdy wykreślał odpowiednie punkty, żeby się nie pomylił, bo potem nie będą mieli okazji niczego dokupić. Ten dzień przeznaczyli na zakupy i musieli dołożyć wszelkich starań, żeby zrealizować plan od początku do końca, już ona tego przypilnuje.
- Mama pewnie ucieszyłaby się z książki - stwierdziła z lekkim rozbawieniem, bo tylko ona nadawała na takich samych falach jak Karl, ojciec i reszta rodzeństwa poszli całkiem w jubilerstwo.
- Ja też byłabym zadowolona z książki, ale cokolwiek nie wymyślisz, będzie super - zapewniła go, bo ostatecznie nie chodziło o sam fakt prezentu, tylko dzielenia się radością. No dobra, chodziło o prezenty, ale wiedziała, że Karl zna ją na tyle dobrze, żeby wybrać właściwie.
- Hm, a może dopasujemy prezenty? Na przykład ja kupię tacie koszulę, a ty pasującą do tego muchę albo krawat? - zaczęła się zastanawiać, bo miała kilka pomysłów, jak ugryźć prezenty dla swojej kochanej rodzinki.
- Cóż, nawet nie ma takiej opcji, żebyś nie pomagał. W tym roku nie dam się wyrolować i podzielimy się pracą - zapewniła, przypominając sobie zeszły rok, kiedy wykonała większość roboty. Wtedy sytuacja była trochę inna, bo z wdzięczności, że Karl przyjął ją pod dach postanowiła przejąć kuchenne zajęcia przed świętami. W tym roku zdecydowanie będzie nalegać na wspólne przygotowania.
- Obstawiam, że po jednym dniu w domu z rodzicami, będziemy mieli dość na kolejny rok - wspomniała mimochodem. Bardzo kochała rodziców i była im wdzięczna za wszystko, co dla niej zrobili, ale odkąd się wyprowadziła odzwyczaiła się od ich towarzystwa i teraz byli zbyt... intensywni. Szybko się męczyła w domu rodzinnym, zwłaszcza że podczas świąt jest cała rodzina i łatwo o kłótnie.
Karl Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Sro 25 Maj - 18:08
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
- Hmmm – mruknął pod nosem. - Mało romantyczna śmierć. Masz rację, może faktycznie lepiej dać ci jakieś zajęcie – przyznał po chwili. Nie chciał się kłócić o taką pierdołę, szczególnie wtedy kiedy na zewnątrz była taka miła atmosfera, bo większość mieszkańców już cieszyła się na święta.
Wzruszył ramionami na kolejne słowa siostry.
- Wiesz, chciałbym się umieć bronić, by czasem nie dostać w zęby. A jeśli już, to żeby po prostu oddać jak należy – stwierdził. Niby po nic mu to, ale… no zawsze było jakieś ale. Poza tym przydałoby się nieco kondycji, bo wprawdzie dużo spacerował, w końcu trzeba się było przewietrzyć, ale może stałby się nieco atrakcyjniejszy?
Omawianie listy było lepszym zajęciem, niż skupienie się nad jego życiem sportowym. Zdecydowanie.
- A weź, książka nikogo nie zaskoczy. Mógłbym o północy wyrwany ze snu powiedzieć ci, jaka książka by pasowała do ciebie czy kogoś innego, ale jakoś tak… no chciałbym być oryginalny. Jeśli uda nam się coś fajnego wymyślić, złożymy się i kupimy coś innego niż zwykle - to było jakieś wyjście.
- Może jakiś romantyczny wyjazd? Gorący kraj, albo chociaż wizyta w jakimś ośrodku wczasowym i wiesz, gorące źródła, jakiś masaż relaksacyjny i tego typu bajery? - zaproponował. Ostatnie na to by się zdecydowali rodzice, to wyjazd z domu. Dlatego to zaproponował. Trochę czasu dla siebie, odpoczynek od obowiązków.
- Wiesz, że nigdy sami by się nie wybrali poza kraje skandynawskie. Byłaby okazja. Chociaż na jakiś weekend – powiedział. - Ale jeśli uważasz, że to beznadziejny pomysł, daj znać. Jestem kreatywny, ale chyba wyłącznie w pisaniu. Nie wiem, co mogę zaproponować. Co rok to ten sam problem. Wyszło sporo ciekawej literatury, ale w kółko książki? Albo może jakiś obraz? Kupiłbym nawet coś od autora – artystów i to tych dobrych nie brakowało w Midgardzie. Może to też jakieś wyjście? Rzucał luźne propozycje, może coś się z tego nada.
- W zasadzie możemy się uzupełniać – rzekł po tym, co powiedziała Vivian. - Będzie sprawiedliwie – zgodził się. Wcale nie chciał się wymigiwać od zakupów. Robili je razem, więc podzielą się tym.
Sørensen uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Może niczego nie zepsuję – najwyżej. Miał chęci, więc musiał z tego skorzystać. Będzie wesoło, to z pewnością. Nastawią radio na ulubioną stację, pośpiewają przy pracy i będzie przyjemnie.
- Ty przynajmniej nie jesteś czarną owcą w rodzinie – Karl się wyłamał i przez to wszyscy mieli do niego żal. Oswoili się z tym, że i tak będzie robić swoje, ale… no on czuł się niekomfortowo z nimi. Pomyślał sobie, że może jeśli przyprowadzi pannę z dobrego domu to mu wybaczą. No, ale chociaż pannę miał na oku, ona chyba nadal była niedostępna.
- Dwoję się i troję, by jakoś ich udobruchać, ale sama wiesz jak to jest. Jeśli ktoś pierwszy odejdzie od stołu, to z pewnością będę ja – siostra musiała pamiętać przytyki rodzeństwa. Karl wolał po prostu wyjść niż się kłócić. Dziękował za wszystko i znikał, by zaszyć się w jednej ze swoich samotni.
Wzruszył ramionami na kolejne słowa siostry.
- Wiesz, chciałbym się umieć bronić, by czasem nie dostać w zęby. A jeśli już, to żeby po prostu oddać jak należy – stwierdził. Niby po nic mu to, ale… no zawsze było jakieś ale. Poza tym przydałoby się nieco kondycji, bo wprawdzie dużo spacerował, w końcu trzeba się było przewietrzyć, ale może stałby się nieco atrakcyjniejszy?
Omawianie listy było lepszym zajęciem, niż skupienie się nad jego życiem sportowym. Zdecydowanie.
- A weź, książka nikogo nie zaskoczy. Mógłbym o północy wyrwany ze snu powiedzieć ci, jaka książka by pasowała do ciebie czy kogoś innego, ale jakoś tak… no chciałbym być oryginalny. Jeśli uda nam się coś fajnego wymyślić, złożymy się i kupimy coś innego niż zwykle - to było jakieś wyjście.
- Może jakiś romantyczny wyjazd? Gorący kraj, albo chociaż wizyta w jakimś ośrodku wczasowym i wiesz, gorące źródła, jakiś masaż relaksacyjny i tego typu bajery? - zaproponował. Ostatnie na to by się zdecydowali rodzice, to wyjazd z domu. Dlatego to zaproponował. Trochę czasu dla siebie, odpoczynek od obowiązków.
- Wiesz, że nigdy sami by się nie wybrali poza kraje skandynawskie. Byłaby okazja. Chociaż na jakiś weekend – powiedział. - Ale jeśli uważasz, że to beznadziejny pomysł, daj znać. Jestem kreatywny, ale chyba wyłącznie w pisaniu. Nie wiem, co mogę zaproponować. Co rok to ten sam problem. Wyszło sporo ciekawej literatury, ale w kółko książki? Albo może jakiś obraz? Kupiłbym nawet coś od autora – artystów i to tych dobrych nie brakowało w Midgardzie. Może to też jakieś wyjście? Rzucał luźne propozycje, może coś się z tego nada.
- W zasadzie możemy się uzupełniać – rzekł po tym, co powiedziała Vivian. - Będzie sprawiedliwie – zgodził się. Wcale nie chciał się wymigiwać od zakupów. Robili je razem, więc podzielą się tym.
Sørensen uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Może niczego nie zepsuję – najwyżej. Miał chęci, więc musiał z tego skorzystać. Będzie wesoło, to z pewnością. Nastawią radio na ulubioną stację, pośpiewają przy pracy i będzie przyjemnie.
- Ty przynajmniej nie jesteś czarną owcą w rodzinie – Karl się wyłamał i przez to wszyscy mieli do niego żal. Oswoili się z tym, że i tak będzie robić swoje, ale… no on czuł się niekomfortowo z nimi. Pomyślał sobie, że może jeśli przyprowadzi pannę z dobrego domu to mu wybaczą. No, ale chociaż pannę miał na oku, ona chyba nadal była niedostępna.
- Dwoję się i troję, by jakoś ich udobruchać, ale sama wiesz jak to jest. Jeśli ktoś pierwszy odejdzie od stołu, to z pewnością będę ja – siostra musiała pamiętać przytyki rodzeństwa. Karl wolał po prostu wyjść niż się kłócić. Dziękował za wszystko i znikał, by zaszyć się w jednej ze swoich samotni.
Vivian Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Czw 26 Maj - 1:28
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Karl i ta jego romantyczność. Chyba nie ma się co dziwić, skoro był pisarzem, z racji zawodu musiał mieć w sobie odpowiednią dawkę wrażliwości i romantyzmu. Dla Vivian żadna śmierć nie była romantyczna, a nie była przecież kamieniem emocjonalnym. Wywróciła oczami z rozbawieniem, ale z ulgą przyjęła, że nie zamierzał się spierać o bzdury i pozwoli jej ponieść więcej, co w konsekwencji i tak nie będzie jakimś strasznym obciążeniem.
- Magia nie wystarczy? Zawsze możesz zapisać się na jakieś zajęcia samoobrony - zaproponowała, nie chcąc podcinać mu skrzydeł, bo jeśli faktycznie uważał, że potrzebuje takiego zabezpieczenia, to kim była, żeby go odwodzić od tego pomysłu. Z drugiej strony zaalarmowało ją to, czy Karl przypadkiem nie wpakował się w jakieś problemy. - Ktoś ci grozi? Czy ta obrona tak profilaktycznie?
Nie sądziła, żeby pisarz miał wiele okazji do bójek, ale z drugiej strony był nie tylko autorem, ale też członkiem klanu, potencjalne zagrożenie pewnie istniało... największe ze strony starszych braci, którzy nie zawsze potrafią się zachować. I w sumie już prędzej by uwierzyła, że chciał zacząć ćwiczyć dla Lumi.
- Okej, zero książek - potwierdziła po jego słowach, bo może faktycznie czas na odrobinę kreatywności i wymyślenie czegoś świeżego, zaskakującego, ale też bardzo miłego. Karl nie zawodził, jak zwykle jego pomysły były w punkt.
- O tak! Świetnie to wymyśliłeś, rodzicom przyda się taki wypad. Myślę, że możemy ich wysłać nawet na tydzień do ośrodka wczasowego - zgodziła się niemal od razu, bo ten plan nie wymagał przemyślenia. Musieli teraz iść do jakiegoś biura, żeby znaleźć dobrą ofertę.
- Z naszym kochanym rodzeństwem będzie większy problem - westchnęła jeszcze, bo brakowało jej kreatywności brata w wymyślaniu prezentów. - Nie wiem, czy docenią obrazy, a chyba kupowanie wszystkim wycieczki to lekka przesada?
Nie była może biedaczką, ale też nie szastała pieniędzmi na prawo i lewo. Mieszkając z bratem, też oszczędzała, ale zbierała dzięki temu na swoje mieszkanie.
- Jak zepsujesz, to naprawię - zaśmiała się, choć tak naprawdę niewiele można zepsuć podczas tak prostych czynności. Nie będą przecież robili piętrowego tortu, a zwykłe dania i ciasteczka.
W międzyczasie ich zamówienie trafiło na stolik i chwilowo przerwali rozmowę, żeby spróbować słodkości. Po zjedzeniu połowy ciasta mogli wrócić do rozmowy.
- Taak, ja jestem tylko jedyną dziewczyną wśród rodzeństwa, dodatkowo najmłodszą i zawsze traktowaliście mnie jak królewnę, a jednocześnie nigdy mnie nie doceniliście. Oni do tej pory mnie nie doceniają - westchnęła, bo jej sytuacja nie była wcale lepsza. Jej zdanie najmniej się liczyło, zawsze była gorsza od braci, nawet jak była lepsza. Można się nabawić kompleksów.
Ale rozumiała też Karla, bo faktycznie trochę był tą czarną owcą, ale na pewno nie w jej oczach.
- Ty odchodzisz od stołu, a ja zawsze zostaję się kłócić za ciebie - zaśmiała się, bo po pierwsze nie bała się kłócić ze starszym rodzeństwem, po drugie w jakimś stopniu to lubiła, a po trzecie musiała stanąć w obronie Karla. - Po prostu ich ignoruj, ja często tak robię.
- Magia nie wystarczy? Zawsze możesz zapisać się na jakieś zajęcia samoobrony - zaproponowała, nie chcąc podcinać mu skrzydeł, bo jeśli faktycznie uważał, że potrzebuje takiego zabezpieczenia, to kim była, żeby go odwodzić od tego pomysłu. Z drugiej strony zaalarmowało ją to, czy Karl przypadkiem nie wpakował się w jakieś problemy. - Ktoś ci grozi? Czy ta obrona tak profilaktycznie?
Nie sądziła, żeby pisarz miał wiele okazji do bójek, ale z drugiej strony był nie tylko autorem, ale też członkiem klanu, potencjalne zagrożenie pewnie istniało... największe ze strony starszych braci, którzy nie zawsze potrafią się zachować. I w sumie już prędzej by uwierzyła, że chciał zacząć ćwiczyć dla Lumi.
- Okej, zero książek - potwierdziła po jego słowach, bo może faktycznie czas na odrobinę kreatywności i wymyślenie czegoś świeżego, zaskakującego, ale też bardzo miłego. Karl nie zawodził, jak zwykle jego pomysły były w punkt.
- O tak! Świetnie to wymyśliłeś, rodzicom przyda się taki wypad. Myślę, że możemy ich wysłać nawet na tydzień do ośrodka wczasowego - zgodziła się niemal od razu, bo ten plan nie wymagał przemyślenia. Musieli teraz iść do jakiegoś biura, żeby znaleźć dobrą ofertę.
- Z naszym kochanym rodzeństwem będzie większy problem - westchnęła jeszcze, bo brakowało jej kreatywności brata w wymyślaniu prezentów. - Nie wiem, czy docenią obrazy, a chyba kupowanie wszystkim wycieczki to lekka przesada?
Nie była może biedaczką, ale też nie szastała pieniędzmi na prawo i lewo. Mieszkając z bratem, też oszczędzała, ale zbierała dzięki temu na swoje mieszkanie.
- Jak zepsujesz, to naprawię - zaśmiała się, choć tak naprawdę niewiele można zepsuć podczas tak prostych czynności. Nie będą przecież robili piętrowego tortu, a zwykłe dania i ciasteczka.
W międzyczasie ich zamówienie trafiło na stolik i chwilowo przerwali rozmowę, żeby spróbować słodkości. Po zjedzeniu połowy ciasta mogli wrócić do rozmowy.
- Taak, ja jestem tylko jedyną dziewczyną wśród rodzeństwa, dodatkowo najmłodszą i zawsze traktowaliście mnie jak królewnę, a jednocześnie nigdy mnie nie doceniliście. Oni do tej pory mnie nie doceniają - westchnęła, bo jej sytuacja nie była wcale lepsza. Jej zdanie najmniej się liczyło, zawsze była gorsza od braci, nawet jak była lepsza. Można się nabawić kompleksów.
Ale rozumiała też Karla, bo faktycznie trochę był tą czarną owcą, ale na pewno nie w jej oczach.
- Ty odchodzisz od stołu, a ja zawsze zostaję się kłócić za ciebie - zaśmiała się, bo po pierwsze nie bała się kłócić ze starszym rodzeństwem, po drugie w jakimś stopniu to lubiła, a po trzecie musiała stanąć w obronie Karla. - Po prostu ich ignoruj, ja często tak robię.
Karl Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Pią 27 Maj - 13:31
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl mruknął coś nizrozumiałego, a potem odpowiedział.
- Facet powinien być dobrym obrońcą, a nie słabą lebiodą – zauważył. - Nikt mi nie groził, nie jawnie – dodał. Jakoś nie miał wrogów, albo o nich nie wiedział jeszcze. Karl zawsze dbał o to, by mieć jak najlepsze kontakty z ludźmi. Był po prostu uprzejmy i się nie kłócił.
- I myślę, że kondycja jest naprawdę ważna. Wypada być w formie, a nie tylko jeść i siedzieć na tyłku - nie miał problemów z jedzeniem i tyciem, miał dobre zdrowie, ale musiał mu dopomóc. Wzmocnienie mięśni to jakiś krok. Nie chciał wyglądać jak napakowany sportowiec, nie.
- Zero książek – potwierdził.
Sięgnął po długopis i zapisał odpowiednią adnotację pod imionami rodziców.
- W porządku, to mamy coś dobrego dla nich – kiedy zrobiło się cicho, bo nie wiedzieli, co wymyślić reszcie rodzeństwa, zajęli się swoim zamówieniem. Z zadowoleniem upił łyk gorącego napoju, a później sięgnął po ciacho, które z zadowoleniem dziecka zaczął pałaszować.
- Wiesz co… - zaczął, ale dokończył kiedy przełknął dokładnie ciasto.
- Możemy im dać jakieś wejściówki na koncerty? Albo do jakiegoś ciekawego miejsca. W Midgardzie jest sporo takich. Oni raczej nieczęsto się tu pojawiają, dlatego myślę, że mogłoby im się to spodobać. A jak nie, niech się wypchają – wzruszył ramionami.
- Kochana, ja zawsze cię doceniałem i doceniać będę. Może w rodzinnym gronie średnio się to liczy, ale uwierz mi, że to jest bardzo szczere. W sumie to zawsze się najlepiej dogadywaliśmy, ciekawe dlaczego? - mrugnął do siostry.
- Poza tym kobiety w rodzinie są wyjątkowe. Należy je traktować jak królowe, bo bez was bylibyśmy niczym – matka stanowiła wzór dla Karla, bo robiła co chciała, no… może przed ślubem z ich ojcem, ale starała się nie rezygnować z tego, co kochała. Karl miał po niej wrażliwość na piękno słowa pisanego. I dobrze.
- Dzięki, że mnie bronisz – powiedział poważnie. - Ale nie musisz tego robić. Nie chcę, by wykluczyli też ciebie. Niech chociaż w twoim przypadku nie patrzą krzywo. I tak jesteś pod kreską, bo ze mną mieszkasz i nie tylko przez to. Dobrze, że chociaż zajmujesz się rodzinnym interesem, to stawia cię w niezłej sytuacji. Umiesz się bronić, masz lekką gadkę jak to mówią, ale nie chciałbym, żebyś czuła się źle przeze mnie – pewnie, że nie chciał kłopotów. Za bardzo kochał swoją siostrę, by narażać ją na problemy.
- No dobrze, wróćmy do tej listy. Jeszcze kilka pozycji zostało – podsunął Vivian kartkę. Dla niej coś tam wynajdzie, chociaż stawiał na praktyczność. Mieszkali razem, więc mógł jej robić prezenty częściej, tak bez okazji, o.
A bez prezentów zostali dziadkowie. Tylko co podarować takiemu jarlowi, by nie urazić go czymś tandetnym czy tanim?
- Facet powinien być dobrym obrońcą, a nie słabą lebiodą – zauważył. - Nikt mi nie groził, nie jawnie – dodał. Jakoś nie miał wrogów, albo o nich nie wiedział jeszcze. Karl zawsze dbał o to, by mieć jak najlepsze kontakty z ludźmi. Był po prostu uprzejmy i się nie kłócił.
- I myślę, że kondycja jest naprawdę ważna. Wypada być w formie, a nie tylko jeść i siedzieć na tyłku - nie miał problemów z jedzeniem i tyciem, miał dobre zdrowie, ale musiał mu dopomóc. Wzmocnienie mięśni to jakiś krok. Nie chciał wyglądać jak napakowany sportowiec, nie.
- Zero książek – potwierdził.
Sięgnął po długopis i zapisał odpowiednią adnotację pod imionami rodziców.
- W porządku, to mamy coś dobrego dla nich – kiedy zrobiło się cicho, bo nie wiedzieli, co wymyślić reszcie rodzeństwa, zajęli się swoim zamówieniem. Z zadowoleniem upił łyk gorącego napoju, a później sięgnął po ciacho, które z zadowoleniem dziecka zaczął pałaszować.
- Wiesz co… - zaczął, ale dokończył kiedy przełknął dokładnie ciasto.
- Możemy im dać jakieś wejściówki na koncerty? Albo do jakiegoś ciekawego miejsca. W Midgardzie jest sporo takich. Oni raczej nieczęsto się tu pojawiają, dlatego myślę, że mogłoby im się to spodobać. A jak nie, niech się wypchają – wzruszył ramionami.
- Kochana, ja zawsze cię doceniałem i doceniać będę. Może w rodzinnym gronie średnio się to liczy, ale uwierz mi, że to jest bardzo szczere. W sumie to zawsze się najlepiej dogadywaliśmy, ciekawe dlaczego? - mrugnął do siostry.
- Poza tym kobiety w rodzinie są wyjątkowe. Należy je traktować jak królowe, bo bez was bylibyśmy niczym – matka stanowiła wzór dla Karla, bo robiła co chciała, no… może przed ślubem z ich ojcem, ale starała się nie rezygnować z tego, co kochała. Karl miał po niej wrażliwość na piękno słowa pisanego. I dobrze.
- Dzięki, że mnie bronisz – powiedział poważnie. - Ale nie musisz tego robić. Nie chcę, by wykluczyli też ciebie. Niech chociaż w twoim przypadku nie patrzą krzywo. I tak jesteś pod kreską, bo ze mną mieszkasz i nie tylko przez to. Dobrze, że chociaż zajmujesz się rodzinnym interesem, to stawia cię w niezłej sytuacji. Umiesz się bronić, masz lekką gadkę jak to mówią, ale nie chciałbym, żebyś czuła się źle przeze mnie – pewnie, że nie chciał kłopotów. Za bardzo kochał swoją siostrę, by narażać ją na problemy.
- No dobrze, wróćmy do tej listy. Jeszcze kilka pozycji zostało – podsunął Vivian kartkę. Dla niej coś tam wynajdzie, chociaż stawiał na praktyczność. Mieszkali razem, więc mógł jej robić prezenty częściej, tak bez okazji, o.
A bez prezentów zostali dziadkowie. Tylko co podarować takiemu jarlowi, by nie urazić go czymś tandetnym czy tanim?
Vivian Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Pon 30 Maj - 21:51
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Wywróciła oczami, bo wcale nie uważała, że facet ma być dobrym obrońcą. Jasne, niektórzy byli waleczni i potrafili atakować oraz bronić się, ale są też typowi pacyfiści i nie ma w tym nic złego. Nie potrzebowała żadnego faceta do obrony, sama sobie poradzi albo nie, ale to już jej decyzje i odpowiedzialność. Poza tym czuła, że kryje się za tym coś więcej, ale najwyraźniej nie chciał, żeby znała prawdę i w porządku, nie musiała.
- W porządku - odpowiedziała, nie wyrażając na głos swoich wątpliwości i pytań, bo skoro już postanowił i chciał coś zmienić w swoim życiu, to kim była, by tego zabraniać? Nie uważała, żeby było mu to potrzebne, ale najwyraźniej się myliła.
Karl miał świetne pomysły i wcale nie była zaskoczona, kreatywny umysł to podstawa w jego zawodzie. W jej też, ale wymyślanie projektów biżuterii, a prezentów to dwie różne kwestie. Zwłaszcza dzisiaj sobie z tym nie radziła, ale na szczęście brat nie zawodził.
- Chyba nawet wiem, na jaki koncert chcieliby pójść - przypomniała sobie wzmiankę najstarszego brata podczas ostatniej rozmowy, więc może faktycznie taki prezent by ich usatysfakcjonował. Lepsze to niż skarpetki, prawda? Zwłaszcza że chyba każde z dzieci odziedziczyło po matce wrażliwość do sztuki, więc nie powinni narzekać.
- Wiem, Karl, wierzę. Ty jedyny zawsze traktowałeś mnie poważnie i doceniam to - odpowiedziała z bladym uśmiechem, bo jednocześnie żałowała, że reszta braci nie poszła w jego ślady. Nie, żeby się użalała, kocha swoją rodzinę i zrobiłaby dla nich wszystko, ale niejednokrotnie żałowała, że ma tak małe znaczenie w tym męskim świecie.
- Nie zapomnij powtórzyć tych słów w święta podczas rodzinnej kolacji - przydałoby im raz na jakiś czas usłyszeć takie słowa. Z drugiej strony nie chciałaby, żeby były one powodem kolejnego konfliktu z resztą rodzeństwa, dlatego na koniec mrugnęła porozumiewawczo, by odebrał to jedynie jako żart, którym zresztą był.
- Nie martw się o mnie, wiesz, że kłótnie z rodzeństwem to jedno z moich ulubionych zajęć. Zresztą z jakiegoś powodu wszystko mi wybaczają... prędzej czy później - wzruszyła lekko ramionami, nie bardzo się nimi przejmując. Nie spodziewała się żadnego odsunięcia albo skreślenia, a jeśli tak się stanie, to będzie działać na własną rękę. Nie podda im się tak łatwo.
- Tak, dziadkowie. Skoro idziemy w rozwój kulturowy, to może im też sprezentujemy wejściówki... do teatru? Filharmonii? Opery? - wymieniała, zastanawiając się nad kolejnymi opcjami. Z rzeczy materialnych mieli wszystko, co chcieli, więc ciężko byłoby wymyślić coś sensownego. Chyba że Karl znowu popisze się kreatywnością, bardzo na niego liczyła w tej kwestii.
- W porządku - odpowiedziała, nie wyrażając na głos swoich wątpliwości i pytań, bo skoro już postanowił i chciał coś zmienić w swoim życiu, to kim była, by tego zabraniać? Nie uważała, żeby było mu to potrzebne, ale najwyraźniej się myliła.
Karl miał świetne pomysły i wcale nie była zaskoczona, kreatywny umysł to podstawa w jego zawodzie. W jej też, ale wymyślanie projektów biżuterii, a prezentów to dwie różne kwestie. Zwłaszcza dzisiaj sobie z tym nie radziła, ale na szczęście brat nie zawodził.
- Chyba nawet wiem, na jaki koncert chcieliby pójść - przypomniała sobie wzmiankę najstarszego brata podczas ostatniej rozmowy, więc może faktycznie taki prezent by ich usatysfakcjonował. Lepsze to niż skarpetki, prawda? Zwłaszcza że chyba każde z dzieci odziedziczyło po matce wrażliwość do sztuki, więc nie powinni narzekać.
- Wiem, Karl, wierzę. Ty jedyny zawsze traktowałeś mnie poważnie i doceniam to - odpowiedziała z bladym uśmiechem, bo jednocześnie żałowała, że reszta braci nie poszła w jego ślady. Nie, żeby się użalała, kocha swoją rodzinę i zrobiłaby dla nich wszystko, ale niejednokrotnie żałowała, że ma tak małe znaczenie w tym męskim świecie.
- Nie zapomnij powtórzyć tych słów w święta podczas rodzinnej kolacji - przydałoby im raz na jakiś czas usłyszeć takie słowa. Z drugiej strony nie chciałaby, żeby były one powodem kolejnego konfliktu z resztą rodzeństwa, dlatego na koniec mrugnęła porozumiewawczo, by odebrał to jedynie jako żart, którym zresztą był.
- Nie martw się o mnie, wiesz, że kłótnie z rodzeństwem to jedno z moich ulubionych zajęć. Zresztą z jakiegoś powodu wszystko mi wybaczają... prędzej czy później - wzruszyła lekko ramionami, nie bardzo się nimi przejmując. Nie spodziewała się żadnego odsunięcia albo skreślenia, a jeśli tak się stanie, to będzie działać na własną rękę. Nie podda im się tak łatwo.
- Tak, dziadkowie. Skoro idziemy w rozwój kulturowy, to może im też sprezentujemy wejściówki... do teatru? Filharmonii? Opery? - wymieniała, zastanawiając się nad kolejnymi opcjami. Z rzeczy materialnych mieli wszystko, co chcieli, więc ciężko byłoby wymyślić coś sensownego. Chyba że Karl znowu popisze się kreatywnością, bardzo na niego liczyła w tej kwestii.
Karl Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Pon 6 Cze - 14:03
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl starał się wymyślić coś ciekawego i naprawdę wytężał umysł, by czymś zaskoczyć innych. Cieszył się, że ma wsparcie u siostry, bo naprawdę potrzebował go. Lubił się wymieniać pomysłami, czy spostrzeżeniami – druga osoba zawsze mogła doradzić lub naprowadzić na coś innego, bo w końcu co dwie głowy, to nie jedna!
- Tak? - zainteresował się. Karl nie był tak blisko z pozostałymi członkami rodziny, by wiedzieć, co im tam w duszy gra. Widywali się rzadko, toteż nie mógł być na bieżąco ze wszystkim.
- No to pięknie, mamy znów coś z głowy – ucieszył się. Jak się złożą, to im nawet nie pociągnie po kieszeni aż tak bardzo.
- Nasza kochana rodzinka jest po prostu charakterna. I chociaż prawie nikt nie wierzy w moją szczerość, naprawdę ją kocham. Mimo tego, że wciąż mi się obrywa – no tak było, Vivian to widziała na własne oczy. Nie było lekko, cóż. Karl jednak nigdy nie zrobił czegoś przeciw swoim krewnym. Wypowiadał się zawsze ciepło o familii i starał się godnie reprezentować. Bolało, gdy tego nie dostrzegano, ale nauczył się robić dobrą minę do złej gry. Wydawało się, że mu to nie robi różnicy, ale kiedy siedział gdzieś z pełną szklaneczką alkoholu, zatapiając smutki, było widać, że coś go faktycznie gryzie.
- Jesteś najlepsza, siostrzyczko – mrugnął do niej porozumiewawczo. - Na ciebie nie można się długo gniewać. Poza tym, gdybyś miała z kimś na pieńku, to powiedz. Już ja sobie pogadam na poważnie – oznajmił. O tak, nie był z natury kłótliwym człowiekiem, ale jak trzeba to swoje powie. Lepiej się wygadać, a nie dusić wszystkiego w sobie.
- Dziadkowie... - zaczął się zastanawiać, co by im mogło sprawić radość. - Pasuje mi tu filharmonia. Lubią takie miejsca. Poza tym pasuje mi to powagą i podniosłością wydarzenia do nich. Sprawdzimy, co tam jest w planach i wybierzemy dla nich jakiś występ – tak, to było dobre posunięcie.
- Niech więc będzie. To dobry pomysł – podsumował. - Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni – nie zawsze byli, ale za każdym razem udawali, że jest dobrze. Karl miał też coś dla siostry, ale nie powie o tym głośno. Jeszcze nie czas na to.
Pomyślał też o Lumi, ale to była delikatna sprawa, w końcu chciał podkreślić swoje zainteresowanie w poważny sposób, ale równocześnie nie chciał wychodzić zbyt daleko przed szereg. Przyjaciele mogli sobie okazywać szacunek w przeróżny sposób.
- Tak? - zainteresował się. Karl nie był tak blisko z pozostałymi członkami rodziny, by wiedzieć, co im tam w duszy gra. Widywali się rzadko, toteż nie mógł być na bieżąco ze wszystkim.
- No to pięknie, mamy znów coś z głowy – ucieszył się. Jak się złożą, to im nawet nie pociągnie po kieszeni aż tak bardzo.
- Nasza kochana rodzinka jest po prostu charakterna. I chociaż prawie nikt nie wierzy w moją szczerość, naprawdę ją kocham. Mimo tego, że wciąż mi się obrywa – no tak było, Vivian to widziała na własne oczy. Nie było lekko, cóż. Karl jednak nigdy nie zrobił czegoś przeciw swoim krewnym. Wypowiadał się zawsze ciepło o familii i starał się godnie reprezentować. Bolało, gdy tego nie dostrzegano, ale nauczył się robić dobrą minę do złej gry. Wydawało się, że mu to nie robi różnicy, ale kiedy siedział gdzieś z pełną szklaneczką alkoholu, zatapiając smutki, było widać, że coś go faktycznie gryzie.
- Jesteś najlepsza, siostrzyczko – mrugnął do niej porozumiewawczo. - Na ciebie nie można się długo gniewać. Poza tym, gdybyś miała z kimś na pieńku, to powiedz. Już ja sobie pogadam na poważnie – oznajmił. O tak, nie był z natury kłótliwym człowiekiem, ale jak trzeba to swoje powie. Lepiej się wygadać, a nie dusić wszystkiego w sobie.
- Dziadkowie... - zaczął się zastanawiać, co by im mogło sprawić radość. - Pasuje mi tu filharmonia. Lubią takie miejsca. Poza tym pasuje mi to powagą i podniosłością wydarzenia do nich. Sprawdzimy, co tam jest w planach i wybierzemy dla nich jakiś występ – tak, to było dobre posunięcie.
- Niech więc będzie. To dobry pomysł – podsumował. - Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni – nie zawsze byli, ale za każdym razem udawali, że jest dobrze. Karl miał też coś dla siostry, ale nie powie o tym głośno. Jeszcze nie czas na to.
Pomyślał też o Lumi, ale to była delikatna sprawa, w końcu chciał podkreślić swoje zainteresowanie w poważny sposób, ale równocześnie nie chciał wychodzić zbyt daleko przed szereg. Przyjaciele mogli sobie okazywać szacunek w przeróżny sposób.
Vivian Sørensen
Re: 21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Czw 9 Cze - 23:34
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Kiwnęła głową w potwierdzeniu. Kilkuletnie doświadczenie w podsłuchiwaniu pod postacią kota nauczyło ją lepiej obserwować otoczenie, ludzi oraz uważniej słuchać, wyłapywać ciekawostki... czasami coś z pozoru nieistotnego miało ogromną wagę, a w przypadku rodziny trzeba mieć uszy dookoła głowy. Oczy też.
Z rodzeństwem nie jest łatwo, ale ostatecznie są rodziną i zrobiłaby dla nich wszystko. Działa to w dwie strony, chociaż ma im trochę do zarzucenia, to na pewno pomogą jej, jeśli będzie tego potrzebowała. Uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że zakupy powoli dobiegają końca. Nie mogła się doczekać, aż wróci do domu i weźmie ciepłą kąpiel po tak długim dniu.
- Po prostu masz w sobie najwięcej wrażliwości i nie potrafisz się odpowiednio postawić, a oni to wykorzystują - westchnęła jeszcze. Nie lubiła, kiedy Karl stał pod rodzinnym ostrzałem, ale nie zawsze była w pobliżu, żeby mu pomóc. Musi w pewnym momencie przestać ignorować ich zaczepki, inaczej to się nigdy nie skończy.
Vivian może nie była specjalnie poważana, bo była najmłodsza i główny argument - kobietą, ale nie dawała sobie w kaszę dmuchać i z czasem rodzeństwo zauważyło, że nie warto jej drażnić, jeśli chce się zachować względnie miłą atmosferę przy wspólnych posiłkach.
- Ale oni też cię kochają, chociaż rzadko to okazują - dodała, by nie było wątpliwości. Wiedziała, że zaczepki rodziny bolą go bardziej, niż to pokazywał, dlatego broniła go przy każdej okazji i próbowała pocieszać po fakcie. Nie wiedziała jak inaczej mu pomóc, choć próbowała już milion razy zmienić nastawienie niektórych członków rodziny - bezskutecznie. Tę walkę musiał podjąć sam, a ona mogła być w jego narożniku i wspierać go w wysiłkach.
Uśmiechnęła się jeszcze ciepło w odpowiedzi na komplement. Nie musiała go odwzajemniać, bo Karl doskonale wiedział, jak wiele dla niej znaczy. A mówienie o tym trochę ją krępowało, bo nie potrafiła tak otwarcie rozmawiać o uczuciach, więc unikała lub zbywała temat, jeśli tylko mogła.
- Nie mam z nikim na pieńku... na razie, ale też nie chciałabym cię stawiać w niezręcznej sytuacji. Sama rozwiązuje swoje konflikty, ale dzięki, Karl. Twoje wsparcie jest nieocenione - była wdzięczna za wszystko, co dla niej robił, jak stał po jej stronie, cokolwiek by się nie działo. Od tego jest rodzina, ale w praktyce niestety nie zawsze idzie to w parze. A na niego zawsze mogła liczyć.
- Super, no to mamy już wszystkich - klasnęła cicho w dłonie, ucieszona, że udało im się wymyślić oryginalne prezenty dla członków rodziny. W większości to zasługa Karla, ale zamierzała i sobie zamierzała ją przypisać, przynajmniej po części.
- A Lumi? Mam już gotowy projekt, ostateczną wersję tylko czekam na zielone światło od ciebie - spojrzała wyczekująco, czy już zapadła decyzja. Nie mógł tego odwlekać w nieskończoność, zaraz święta.
Z rodzeństwem nie jest łatwo, ale ostatecznie są rodziną i zrobiłaby dla nich wszystko. Działa to w dwie strony, chociaż ma im trochę do zarzucenia, to na pewno pomogą jej, jeśli będzie tego potrzebowała. Uśmiechnęła się lekko, ciesząc się, że zakupy powoli dobiegają końca. Nie mogła się doczekać, aż wróci do domu i weźmie ciepłą kąpiel po tak długim dniu.
- Po prostu masz w sobie najwięcej wrażliwości i nie potrafisz się odpowiednio postawić, a oni to wykorzystują - westchnęła jeszcze. Nie lubiła, kiedy Karl stał pod rodzinnym ostrzałem, ale nie zawsze była w pobliżu, żeby mu pomóc. Musi w pewnym momencie przestać ignorować ich zaczepki, inaczej to się nigdy nie skończy.
Vivian może nie była specjalnie poważana, bo była najmłodsza i główny argument - kobietą, ale nie dawała sobie w kaszę dmuchać i z czasem rodzeństwo zauważyło, że nie warto jej drażnić, jeśli chce się zachować względnie miłą atmosferę przy wspólnych posiłkach.
- Ale oni też cię kochają, chociaż rzadko to okazują - dodała, by nie było wątpliwości. Wiedziała, że zaczepki rodziny bolą go bardziej, niż to pokazywał, dlatego broniła go przy każdej okazji i próbowała pocieszać po fakcie. Nie wiedziała jak inaczej mu pomóc, choć próbowała już milion razy zmienić nastawienie niektórych członków rodziny - bezskutecznie. Tę walkę musiał podjąć sam, a ona mogła być w jego narożniku i wspierać go w wysiłkach.
Uśmiechnęła się jeszcze ciepło w odpowiedzi na komplement. Nie musiała go odwzajemniać, bo Karl doskonale wiedział, jak wiele dla niej znaczy. A mówienie o tym trochę ją krępowało, bo nie potrafiła tak otwarcie rozmawiać o uczuciach, więc unikała lub zbywała temat, jeśli tylko mogła.
- Nie mam z nikim na pieńku... na razie, ale też nie chciałabym cię stawiać w niezręcznej sytuacji. Sama rozwiązuje swoje konflikty, ale dzięki, Karl. Twoje wsparcie jest nieocenione - była wdzięczna za wszystko, co dla niej robił, jak stał po jej stronie, cokolwiek by się nie działo. Od tego jest rodzina, ale w praktyce niestety nie zawsze idzie to w parze. A na niego zawsze mogła liczyć.
- Super, no to mamy już wszystkich - klasnęła cicho w dłonie, ucieszona, że udało im się wymyślić oryginalne prezenty dla członków rodziny. W większości to zasługa Karla, ale zamierzała i sobie zamierzała ją przypisać, przynajmniej po części.
- A Lumi? Mam już gotowy projekt, ostateczną wersję tylko czekam na zielone światło od ciebie - spojrzała wyczekująco, czy już zapadła decyzja. Nie mógł tego odwlekać w nieskończoność, zaraz święta.
Karl Sørensen
21.12.2000 – Pijalnia „Sjokolade” – K. Sørensen & V. Sørensen Pią 17 Cze - 16:24
Karl SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 28 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : pisarz
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : maskonur
Atuty : odporny (I), artysta: proza (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 15
Karl westchnął.
- Pewnie masz rację. Może pewnego dnia coś się zmieni. Chciałbym, aby tak było. Nie chcę być uważany za słabego i popychadło. Mam bardziej otwarty umysł i przez to mi się obrywa. Ale przynajmniej ty jesteś kimś. I chyba nam się nie mieszka źle razem, prawda? Mam cię na oku jak proszono, ale chyba też nie jestem psem wartownikiem – uśmiechnął się.
Sørensen wysłuchał Vivian i posłał jej znaczące spojrzenie.
- Mogliby to kiedyś okazać. Nie pogniewałbym się, wiesz? Nawet ja potrzebuję czasem dobrego słowa od rodziny. Potrafię jakoś żyć na uboczu i nie wylewam przez to morza łez, ale chciałbym usłyszeć, że jednak szanują to, co robię. A rzeczywistość wygląda tak, że każdy robi dobrą minę do złej gry. Niby są za tobą, ale jednak mają własne zdanie i tak naprawdę są przeciw. Nie powinienem wymagać od nich zbyt wiele – tak chyba wyglądała prawda. Nie będą w stanie dogadać się na sto procent. I trzeba się było z tym pogodzić.
- A teraz zdrowie za naszą wspaniałą rodzinkę – upił nieco czekolady, rozkoszując się jej smakiem i przyjemnym ciepłem. - Oby ich prezenty były równie dobre, co nasze dla nich – no co, nie był materialistą, ale liczył na to, że się postarają. Cudów się nie spodziewał, ale kreatywność była bardzo mile widziana.
- Wiesz, że zawsze masz mnie i możesz powiedzieć, co ci leży na sercu, wątrobie czy na innym organie wewnętrznym – uśmiechnął się i zanotował kilka słów na swojej liście. Kiedy wszystko odznaczył, zaznaczył i niepotrzebne skreślił, schował kartkę i długopis.
- Świetnie – powiedział, odnośnie podarku dla przyjaciółki. - Wierzę, że stworzyłaś coś unikatowego i będzie tym zachwycona, bo ja wierzę, że mi się to spodoba od razu. Znasz mój gust i masz wyczucie, co może się podobać innym. A Lumi… jest wyjątkowa, więc coś wyjątkowego otrzyma – powiedział z uśmiechem.
Pogadali sobie jeszcze przy czekoladzie i ciachu, a kiedy się odpowiednio rozgrzali, zostało im tylko zacząć wcielać w czyn plany. Karl miał nadzieję, że to będą dobre święta.
Karl i Vivian z tematu
- Pewnie masz rację. Może pewnego dnia coś się zmieni. Chciałbym, aby tak było. Nie chcę być uważany za słabego i popychadło. Mam bardziej otwarty umysł i przez to mi się obrywa. Ale przynajmniej ty jesteś kimś. I chyba nam się nie mieszka źle razem, prawda? Mam cię na oku jak proszono, ale chyba też nie jestem psem wartownikiem – uśmiechnął się.
Sørensen wysłuchał Vivian i posłał jej znaczące spojrzenie.
- Mogliby to kiedyś okazać. Nie pogniewałbym się, wiesz? Nawet ja potrzebuję czasem dobrego słowa od rodziny. Potrafię jakoś żyć na uboczu i nie wylewam przez to morza łez, ale chciałbym usłyszeć, że jednak szanują to, co robię. A rzeczywistość wygląda tak, że każdy robi dobrą minę do złej gry. Niby są za tobą, ale jednak mają własne zdanie i tak naprawdę są przeciw. Nie powinienem wymagać od nich zbyt wiele – tak chyba wyglądała prawda. Nie będą w stanie dogadać się na sto procent. I trzeba się było z tym pogodzić.
- A teraz zdrowie za naszą wspaniałą rodzinkę – upił nieco czekolady, rozkoszując się jej smakiem i przyjemnym ciepłem. - Oby ich prezenty były równie dobre, co nasze dla nich – no co, nie był materialistą, ale liczył na to, że się postarają. Cudów się nie spodziewał, ale kreatywność była bardzo mile widziana.
- Wiesz, że zawsze masz mnie i możesz powiedzieć, co ci leży na sercu, wątrobie czy na innym organie wewnętrznym – uśmiechnął się i zanotował kilka słów na swojej liście. Kiedy wszystko odznaczył, zaznaczył i niepotrzebne skreślił, schował kartkę i długopis.
- Świetnie – powiedział, odnośnie podarku dla przyjaciółki. - Wierzę, że stworzyłaś coś unikatowego i będzie tym zachwycona, bo ja wierzę, że mi się to spodoba od razu. Znasz mój gust i masz wyczucie, co może się podobać innym. A Lumi… jest wyjątkowa, więc coś wyjątkowego otrzyma – powiedział z uśmiechem.
Pogadali sobie jeszcze przy czekoladzie i ciachu, a kiedy się odpowiednio rozgrzali, zostało im tylko zacząć wcielać w czyn plany. Karl miał nadzieję, że to będą dobre święta.
Karl i Vivian z tematu