:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen
2 posters
Einar Halvorsen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 6 Lip - 7:43
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
02.01.2001
Półmrok przenikał pejzaż gęstwiny lasu, przesiąkał, niczym płyn atramentu przez chłonny pergamin krajobrazu, zacierał rysy obiektów w kruche westchnienia szkiców, poszerzał czujne, bezradne szczeliny źrenic; noc osunęła się niezjednaną kaskadą, okryta postrzępionym łańcuchem kilku zamarłych chmur. Szeregi pni, okrywanych pancerzem kory, pięły się jak pękate ramiona o wykrzywionych paliczkach nagich gałęzi, rozkładanych w kierunku ciemnych połaci nieba. Kroki, wdrażane bez najmniejszego pośpiechu, wsuwały się równym rytmem w monotonną melodię, kojące odcienie szmerów, szelestów i cichych trzasków listowia osłoniętego śniegiem. Swobodny, przykrótki spacer wymknął się spoza własnych kręgów kontroli; wiedza, że powinni zawrócić, drasnęła płat świadomości szorstką dłonią przeczucia. Zatrzymał się, ostatecznie, stając przy brzegu rzeki, której wilgotna wstęga przesuwała po grzbiecie swojej zmarszczonej tafli kawały pielgrzymów lodu. Spojrzenie, uniesione ciekawsko, wzbudziło krzyk niepokoju, obmierzłe, chłodne przeczucie, snujące się jak szkaradna kreatura przez piętra kolumny kręgosłupa. Pamiętał plotki, krążące na temat mostu; powinni wcześniej zawrócić.
Druga, rozniecona obecność, wgniatała się jak donośny oraz dobitny akord; mieszanka cudzych odgłosów poruszyła natychmiast jego uszną membranę, skłaniając do odwrócenia głowy i bezmyślnego przybrania na twarzy lekkiej, spisanej instynktem konsternacji. Wyrwany z lepkiej, pajęczej pułapki rozterek, skupił całą uwagę na towarzyszce podróży. Vivian - imię niosło ze sobą posmak jawnej sympatii, nawet, gdy przed kilkoma uderzeniami serca, skrytego w celi zaborczych pazurów żeber, przybrał gorzkawy wyraz zniesmaczenia zastanym punktem na mapie okolicznej natury.
- Zawróćmy - nie chciał być tutaj ani momentu dłużej; w myślach przeżuwał pomysł użycia teleportacji, by przenieść się na tereny przedmieści. Na całe szczęście, chwilowo, w pobliżu nie wykrył żadnej innej postaci; mróz, kąsający jak mściwy kundel, kłapiący pożółkłymi zębami, skutecznie odstraszał inne stworzenia i ludzi.
- To miejsce - poruszył się, przełamując nieznacznie dzielącą ich wyrwę odległości - nie ma dobrej opinii - wyznał; starał się ją nakłonić, aby wrócili na jedną z głównych ścieżek wiodących przez obszar lasu. Perfekcja, tworzona przez most w duecie z jego własnym odbiciem, mamiła swym zgubnym piętnem, podobnie jak wiele istot, pod których pięknem kryły się liczne, szpetne, niegodziwe intencje, spełniane po zwabieniu w pułapkę nieświadomych podróżników.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Czw 7 Lip - 22:13
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Propozycja spotkania w równym stopniu ucieszyła ją, co zaskoczyła. Zaczynała snuć niezdrowe domysły, że tworząca się między nimi więź jest wyłącznie wymysłem jej wyobraźni. Wzbraniała się przed najdrobniejszą myślą coraz większego przywiązania i zauroczenia postacią malarza, bo przecież była mądrzejsza, prawda? Plotki spływały po niej niczym deszczówka po rynnie, acz ostrzeżenia miały swoje podstawy, co nie dawało jej spokoju.
Próbowała udowodnić sobie, że to nic nie znaczy, że wyczekiwanie z niecierpliwością na każdy jego list nie miało racji bytu; chciała się tego wyzbyć, więc umawiała się randki i próbowała oderwać myśli, skierować je na inny tor, ale za każdym razem kończyło się tak samo - niepowodzeniem. Najskuteczniejszą metodą byłoby urwanie kontaktu, ale na tym etapie nie potrafiła się na to zdobyć, a nurt rzeki pchał ją coraz dalej i dalej, uniemożliwiając powrót czy wyjście.
Zwykły spacer, tak genialny w swej prostocie, dający wiele możliwości, przede wszystkim do szczerej rozmowy, szczególnie że od jakiegoś czasu przechadzali się oddalonymi, zacisznymi ścieżkami i dziękowała losowi, że dłuższy już moment nikogo nie spotkali na swej drodze. Czerpała przyjemność z jego towarzystwa, kiedy byli sami, nawet cisza nie była niezręczna, nie dla niej. Cel podróży nie był tu istotny, nogi same ich prowadziły, aż do mostu, którego wcześniej nie widziała. Mieszkając w Midgardzie zaledwie od kilku lat, kiedy większość czasów studenckich upływało na nauce i imprezowaniu, a większość czasu obecnie upływała na pracy, zdawała sobie sprawę, że jeszcze wiele nieodkrytych miejsc skrywa przed nią to miasto.
Zatrzymała się w momencie, gdy mężczyzna wyraził chęć powrotu, co wprawiło ją w nie lada zdziwienie, bo sama czuła jakiś zew przyzywający ją do mostu, jeszcze trochę bliżej.
- Nie zrażają mnie nieprzychylne opinie - odparła na jego uwagę, zaglądając uważnie w jego oczy, próbując odczytać jego emocje. Gdyby przejmowała się oceną innych, najprawdopodobniej by jej tu nie było, a jednak wpatrywała się w niego niemal jak zaczarowana, jak zawsze, gdy przysuwał się odrobinę bliżej.
- Wygląda pięknie, jeszcze nigdy nie widziałam tego miejsca - zrobiła krok do przodu, bliżej mostu i odwróciła się do mężczyzny z subtelnym uśmiechem, wręcz nieśmiałym, kiedy sięgała jego dłoni i zaciskała na niej palce. Pociągnęła delikatnie, by i on zrobił krok dalej.
- Może podejdziemy tam... tylko na chwilkę? - wydęła łagodnie dolną wargę i spojrzała dużymi oczami, w których odbijała się otwarta prośba i sugestia. To tylko zwykły most, co się może stać?
Próbowała udowodnić sobie, że to nic nie znaczy, że wyczekiwanie z niecierpliwością na każdy jego list nie miało racji bytu; chciała się tego wyzbyć, więc umawiała się randki i próbowała oderwać myśli, skierować je na inny tor, ale za każdym razem kończyło się tak samo - niepowodzeniem. Najskuteczniejszą metodą byłoby urwanie kontaktu, ale na tym etapie nie potrafiła się na to zdobyć, a nurt rzeki pchał ją coraz dalej i dalej, uniemożliwiając powrót czy wyjście.
Zwykły spacer, tak genialny w swej prostocie, dający wiele możliwości, przede wszystkim do szczerej rozmowy, szczególnie że od jakiegoś czasu przechadzali się oddalonymi, zacisznymi ścieżkami i dziękowała losowi, że dłuższy już moment nikogo nie spotkali na swej drodze. Czerpała przyjemność z jego towarzystwa, kiedy byli sami, nawet cisza nie była niezręczna, nie dla niej. Cel podróży nie był tu istotny, nogi same ich prowadziły, aż do mostu, którego wcześniej nie widziała. Mieszkając w Midgardzie zaledwie od kilku lat, kiedy większość czasów studenckich upływało na nauce i imprezowaniu, a większość czasu obecnie upływała na pracy, zdawała sobie sprawę, że jeszcze wiele nieodkrytych miejsc skrywa przed nią to miasto.
Zatrzymała się w momencie, gdy mężczyzna wyraził chęć powrotu, co wprawiło ją w nie lada zdziwienie, bo sama czuła jakiś zew przyzywający ją do mostu, jeszcze trochę bliżej.
- Nie zrażają mnie nieprzychylne opinie - odparła na jego uwagę, zaglądając uważnie w jego oczy, próbując odczytać jego emocje. Gdyby przejmowała się oceną innych, najprawdopodobniej by jej tu nie było, a jednak wpatrywała się w niego niemal jak zaczarowana, jak zawsze, gdy przysuwał się odrobinę bliżej.
- Wygląda pięknie, jeszcze nigdy nie widziałam tego miejsca - zrobiła krok do przodu, bliżej mostu i odwróciła się do mężczyzny z subtelnym uśmiechem, wręcz nieśmiałym, kiedy sięgała jego dłoni i zaciskała na niej palce. Pociągnęła delikatnie, by i on zrobił krok dalej.
- Może podejdziemy tam... tylko na chwilkę? - wydęła łagodnie dolną wargę i spojrzała dużymi oczami, w których odbijała się otwarta prośba i sugestia. To tylko zwykły most, co się może stać?
Einar Halvorsen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 8 Lip - 15:55
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Chwila; wątła, ulotna, zamknięta pomiędzy jednym a drugim aktem mrugnięcia, jej chęci w sporze z jego niechęcią, jej zapał przeciwny jego awersji drgającej w skłębionych myślach. Błysk entuzjazmu, który miał wkrótce zgasnąć; przynajmniej w tym co zamierzał, już - teraz - najszybciej.
Nie mogą wyjść na spotkanie (grzbiet mostu pręży się i wygina w kolisty, łagodny łuk). Nie mogą przekroczyć granic.
Nie.
Wiedział, że wszystko staje się nieuchronnym pokłosiem własnego błędu; spacer, niewinny spacer, na który ją dziś zaprosił, miał stworzyć złudną atrapę wyłącznie czystych intencji, miał ukazywać - jej oraz jemu, pełnemu wielu występków - że umie stworzyć rozsądną oraz zdrową relację, przesyconą od blasku prostej sympatii. Z każdym kolejnym krokiem, każdym, wysłanym listem później muskanym przez krańce kobiecych palców, każdym spojrzeniem którym zwykł ją obdarzać, rozumiał, w jak ogromnym jest błędzie, świadomy że wykorzysta ponownie dowolną słabość. Od zawsze zwykł czuć niedosyt, od zawsze chciał więcej, więcej - i przy tym następnie niszczył. Wszystko, co otrzymywał, nigdy nie wystarczało. W przeciągu swojego życia zdeptał wiele nadziei, zostawiał często za sobą pochody rozczarowania, gdy mgły wrażenia opadły, oddając parszywą prawdę.
Odwzajemnił jej dotyk, kamiennie poważny, spięty ścisnął jej smukłą dłoń; czerpiąc z czystej, fizycznej przewagi i zaskoczenia przysunął ją blisko siebie. Nigdy wcześniej nie kosztowali podobnej straty dystansu, nigdy wcześniej odległość, nakreślona pomiędzy ich sylwetkami nie była podobnie wąska; gest wykonany przez niego, pozbawiony był jednak przyjaznej poufałości lub pasji zauroczenia.
- Dlaczego mi nie zaufasz? - bał się, wiedząc o nazwie, którą nadano miejscu, nie chcąc budzić ryzyka, czując grząski dyskomfort zaciśnięty pomiędzy prętami żeber, obecny w każdym oddechu. Wycedził słowa, celując w garść jej emocji, ujawnił nieznacznie aurę mającą skłonić ją, by zmieniła zdanie; zatruć nagłą ciekawość, którą wówczas żywiła.
- Słyszałem, że w pobliżu widziano niebezpieczne stworzenia - dodał, początkowo oszczędnie, chłonąc każdą z reakcji; wierzył, że kiedy pójdą, nie stracą obecnej szansy, nie znajdą żadnej istoty, która czyhała na podobnych im, zabłąkanych przechodniów. Pozostał uparty, wbijając czujne, intensywne spojrzenie, świdrując jej fizjonomię.
Nie mogą wyjść na spotkanie (grzbiet mostu pręży się i wygina w kolisty, łagodny łuk). Nie mogą przekroczyć granic.
Nie.
Wiedział, że wszystko staje się nieuchronnym pokłosiem własnego błędu; spacer, niewinny spacer, na który ją dziś zaprosił, miał stworzyć złudną atrapę wyłącznie czystych intencji, miał ukazywać - jej oraz jemu, pełnemu wielu występków - że umie stworzyć rozsądną oraz zdrową relację, przesyconą od blasku prostej sympatii. Z każdym kolejnym krokiem, każdym, wysłanym listem później muskanym przez krańce kobiecych palców, każdym spojrzeniem którym zwykł ją obdarzać, rozumiał, w jak ogromnym jest błędzie, świadomy że wykorzysta ponownie dowolną słabość. Od zawsze zwykł czuć niedosyt, od zawsze chciał więcej, więcej - i przy tym następnie niszczył. Wszystko, co otrzymywał, nigdy nie wystarczało. W przeciągu swojego życia zdeptał wiele nadziei, zostawiał często za sobą pochody rozczarowania, gdy mgły wrażenia opadły, oddając parszywą prawdę.
Odwzajemnił jej dotyk, kamiennie poważny, spięty ścisnął jej smukłą dłoń; czerpiąc z czystej, fizycznej przewagi i zaskoczenia przysunął ją blisko siebie. Nigdy wcześniej nie kosztowali podobnej straty dystansu, nigdy wcześniej odległość, nakreślona pomiędzy ich sylwetkami nie była podobnie wąska; gest wykonany przez niego, pozbawiony był jednak przyjaznej poufałości lub pasji zauroczenia.
- Dlaczego mi nie zaufasz? - bał się, wiedząc o nazwie, którą nadano miejscu, nie chcąc budzić ryzyka, czując grząski dyskomfort zaciśnięty pomiędzy prętami żeber, obecny w każdym oddechu. Wycedził słowa, celując w garść jej emocji, ujawnił nieznacznie aurę mającą skłonić ją, by zmieniła zdanie; zatruć nagłą ciekawość, którą wówczas żywiła.
- Słyszałem, że w pobliżu widziano niebezpieczne stworzenia - dodał, początkowo oszczędnie, chłonąc każdą z reakcji; wierzył, że kiedy pójdą, nie stracą obecnej szansy, nie znajdą żadnej istoty, która czyhała na podobnych im, zabłąkanych przechodniów. Pozostał uparty, wbijając czujne, intensywne spojrzenie, świdrując jej fizjonomię.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Czw 14 Lip - 0:49
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Niezrozumiały upór stał się barierą między nimi, której żadne nie chciało przekroczyć, a każde próbowało przeciągnąć drugą osobę na swoją stronę. Nie widziała tu zagrożenia, piękny krajobraz zachęcał do dokładniejszego obejrzenia, najlepiej ze szczytu mostu, na który Vivian chciała wejść, bo na jego środku znajdował się najwyższy punkt, z którego widok byłby niezapomniany. Czy dlatego ją przyciągał? Może powodem nie była sama chęć podziwiania natury, a jakaś przyciągająca aura, zaklęcie?
Idealizowała go, niemal pod każdym względem, tworząc w swojej głowie obraz osoby, której nie sposób odmówić, a z którą utrzymywanie kontaktu jest niemal konieczne. Jeszcze przecież mogłaby się odciąć, jeszcze nie jest za późno na urwanie nakręcającej się spirali, można uniknąć wielu rozczarowań, wielu problemów. I wmawiała sobie, że mogłaby to zrobić, ale już teraz nie potrafiła inaczej, brnąc w każde zagłębienie i szczegół, chłonąc morze perspektyw, które, jak sądziła, mógł zaoferować.
Nie spodziewała się nagłego przyciągnięcia, choć nawet wtedy by się nie opierała, pomimo że przypominało to bardziej próbę zdominowania i narzucenia swojej woli, kompletnie pozbawioną romantycznego wydźwięku. A jednak jej twarz nie wyrażała strachu, lecz odrobinę zdziwienia, gdy podniosła brodę i odważnie nawiązała kontakt wzrokowy, przynajmniej dopóki pytanie nie zbiło ją z pantałyku. Czy powinna mu ufać? Rozsądek podpowiadał jej, by tego nie robić, ale serce rwało się do uwierzenia w każde, największe nawet kłamstwo. Zanim zdążyła się odezwać, zupełnie zapomniała, co zamierzała odpowiedzieć - jej umysł spowiła jakby mgła, może zmieszanie i nawet nie potrafiłaby tego nazwać, ale patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że tonie i zatraca swojego zadziornego pazura.
- Byłeś już tutaj? - zapytała cicho, szczególnie że niewielka odległość między nimi sprzyjała dyskretnej rozmowie. Nie była jeszcze tego świadoma, ale im dłużej zwrócona była ku niemu, im dłużej napawała się jego spojrzeniem, tym mniej interesował ją most.
- Jakie stworzenia? - to ją zainteresowało, jakby sama chciała zweryfikować, czy faktycznie jest się czego bać.
Powinna być bardziej stanowcza i uparta - jak on teraz, tak jak zwykle powinna próbować postawić na swoim, ale pod naciskiem jego intensywnego spojrzenia zwyczajnie miękła, jakby mogła teraz zgodzić się na wszystko, cokolwiek by zaproponował. A jednocześnie z całych sił próbowała z tym walczyć i wkraść jakąś nutę swojego charakteru.
- Chciałam tylko rzucić okiem na widoki ze szczytu mostu - wyszeptała bardziej ulegle, zakładając za ucho kosmyki włosów spadających jej na twarz. Nie ma sensu upierać się przy czymś, co nie miało dla niej aż takiego znaczenia - był to zwyczajny kaprys, by zobaczyć nowe, piękne miejsce, ale jeśli nie będzie jej dane, to żadna krzywda się przecież nie stanie.
Idealizowała go, niemal pod każdym względem, tworząc w swojej głowie obraz osoby, której nie sposób odmówić, a z którą utrzymywanie kontaktu jest niemal konieczne. Jeszcze przecież mogłaby się odciąć, jeszcze nie jest za późno na urwanie nakręcającej się spirali, można uniknąć wielu rozczarowań, wielu problemów. I wmawiała sobie, że mogłaby to zrobić, ale już teraz nie potrafiła inaczej, brnąc w każde zagłębienie i szczegół, chłonąc morze perspektyw, które, jak sądziła, mógł zaoferować.
Nie spodziewała się nagłego przyciągnięcia, choć nawet wtedy by się nie opierała, pomimo że przypominało to bardziej próbę zdominowania i narzucenia swojej woli, kompletnie pozbawioną romantycznego wydźwięku. A jednak jej twarz nie wyrażała strachu, lecz odrobinę zdziwienia, gdy podniosła brodę i odważnie nawiązała kontakt wzrokowy, przynajmniej dopóki pytanie nie zbiło ją z pantałyku. Czy powinna mu ufać? Rozsądek podpowiadał jej, by tego nie robić, ale serce rwało się do uwierzenia w każde, największe nawet kłamstwo. Zanim zdążyła się odezwać, zupełnie zapomniała, co zamierzała odpowiedzieć - jej umysł spowiła jakby mgła, może zmieszanie i nawet nie potrafiłaby tego nazwać, ale patrząc w jego oczy, miała wrażenie, że tonie i zatraca swojego zadziornego pazura.
- Byłeś już tutaj? - zapytała cicho, szczególnie że niewielka odległość między nimi sprzyjała dyskretnej rozmowie. Nie była jeszcze tego świadoma, ale im dłużej zwrócona była ku niemu, im dłużej napawała się jego spojrzeniem, tym mniej interesował ją most.
- Jakie stworzenia? - to ją zainteresowało, jakby sama chciała zweryfikować, czy faktycznie jest się czego bać.
Powinna być bardziej stanowcza i uparta - jak on teraz, tak jak zwykle powinna próbować postawić na swoim, ale pod naciskiem jego intensywnego spojrzenia zwyczajnie miękła, jakby mogła teraz zgodzić się na wszystko, cokolwiek by zaproponował. A jednocześnie z całych sił próbowała z tym walczyć i wkraść jakąś nutę swojego charakteru.
- Chciałam tylko rzucić okiem na widoki ze szczytu mostu - wyszeptała bardziej ulegle, zakładając za ucho kosmyki włosów spadających jej na twarz. Nie ma sensu upierać się przy czymś, co nie miało dla niej aż takiego znaczenia - był to zwyczajny kaprys, by zobaczyć nowe, piękne miejsce, ale jeśli nie będzie jej dane, to żadna krzywda się przecież nie stanie.
Einar Halvorsen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Pią 29 Lip - 21:43
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Strach, zaciśnięty pod skórą, jątrzący się smugą ropy, korzenie krtani i gardła okryte mantrą zdrętwienia. Nie chciał być tutaj; nie chciał dłużej pozostać, czując jak każde włókno, każdy filament duszy porusza się niespokojnie, jak most szyderczo wygina łuk swego grzbietu, kreśląc na niebie grymas swoich posępnych ust. Był w niewątpliwym potrzasku, skazany na rój pogłosek krążących na temat miejsca, na jej ciekawość, która w tej sytuacji była mu nieprzychylna, na przerażenie, lepkie, uniesione pod tamą jego umysłu przed jego własnym gatunkiem, zdolnym ponętnie, z gracją - wyjść momentalnie naprzeciw.
- Nie - owinął wszystko bawełną subtelnego półszeptu; był pełen opanowania. - Wystarczyło mi usłyszenie historii - dodał. Wyraz, w którym zastygła jej twarz, był oczywiście znajomy; oczy, rozszerzone w skupieniu, podatność na ton sugestii, na okruch każdego słowa. Wszystko było naiwne; zdolne do przewidzenia, gdy sięgał po władzę aury. (Wszystko szło zgodnie z planem).
- Odmieńcy - wyjaśnił z chłodnym spokojem. - Demony słynące z tego, że porywają ludzi - ostrożność, która nim kierowała, miała uzasadnienie. Nie zwiększył wyrwy dystansu, nieprzyzwoicie krótkiej, stłoczonej między brzegami dwóch przeciwległych ciał. Poddał się jednej myśli; pytaniu, które namolnie krążyło po jego głowie; dlaczego, w jej wyjątkowym przypadku zadbał o powściągliwą i zawężoną formę ich nawiązanej relacji? Dlaczego zmagał się z własną, wprost grabieżczą skłonnością, pragnieniem więcej i więcej? Dlaczego dotąd nie poddał się nurtom chwili, nie słuchał chóru instynktów? Był inny; właściwy i stonowany, inny, zupełnie inny od mężczyzn, przed którymi zapewne często ją ostrzegano. Czy bał się, że wszystko zniszczy? (To kwestia czasu; wszystko jest kwestią czasu).
Dziś - po raz pierwszy - poczuł, że mógłby zmienić obecne zasady gry.
- Nie chciałbym cię narażać - pod maską czystej dobroci i altruizmu kryły się własne lęki, strach, że mogłaby odkryć grząską i nieprzyjemną prawdę na temat jego natury. Krawędzie warg wywinęły się zwinnie, tworząc na twarzy lekki, przepraszający uśmiech. Nie karmił jej dłużej czarem; czerpał jedynie z samych, łączących ich teraz zdarzeń, odległości, tłamszonej właśnie w pułapce pary sylwetek; oddechu, który mógłby wysłuchać przy natężeniu zmysłów. Zwolnił już wcześniej uścisk; zmienił ton nastawienia.
- Obawiam się - wyjaśnił werdykt podjętej chwilę wcześniej decyzji - że zbyt bardzo polubiłem twoje towarzystwo - nieoczywisty błękit łagodnego spojrzenia zatrzymał się na jej twarzy.
- Nie - owinął wszystko bawełną subtelnego półszeptu; był pełen opanowania. - Wystarczyło mi usłyszenie historii - dodał. Wyraz, w którym zastygła jej twarz, był oczywiście znajomy; oczy, rozszerzone w skupieniu, podatność na ton sugestii, na okruch każdego słowa. Wszystko było naiwne; zdolne do przewidzenia, gdy sięgał po władzę aury. (Wszystko szło zgodnie z planem).
- Odmieńcy - wyjaśnił z chłodnym spokojem. - Demony słynące z tego, że porywają ludzi - ostrożność, która nim kierowała, miała uzasadnienie. Nie zwiększył wyrwy dystansu, nieprzyzwoicie krótkiej, stłoczonej między brzegami dwóch przeciwległych ciał. Poddał się jednej myśli; pytaniu, które namolnie krążyło po jego głowie; dlaczego, w jej wyjątkowym przypadku zadbał o powściągliwą i zawężoną formę ich nawiązanej relacji? Dlaczego zmagał się z własną, wprost grabieżczą skłonnością, pragnieniem więcej i więcej? Dlaczego dotąd nie poddał się nurtom chwili, nie słuchał chóru instynktów? Był inny; właściwy i stonowany, inny, zupełnie inny od mężczyzn, przed którymi zapewne często ją ostrzegano. Czy bał się, że wszystko zniszczy? (To kwestia czasu; wszystko jest kwestią czasu).
Dziś - po raz pierwszy - poczuł, że mógłby zmienić obecne zasady gry.
- Nie chciałbym cię narażać - pod maską czystej dobroci i altruizmu kryły się własne lęki, strach, że mogłaby odkryć grząską i nieprzyjemną prawdę na temat jego natury. Krawędzie warg wywinęły się zwinnie, tworząc na twarzy lekki, przepraszający uśmiech. Nie karmił jej dłużej czarem; czerpał jedynie z samych, łączących ich teraz zdarzeń, odległości, tłamszonej właśnie w pułapce pary sylwetek; oddechu, który mógłby wysłuchać przy natężeniu zmysłów. Zwolnił już wcześniej uścisk; zmienił ton nastawienia.
- Obawiam się - wyjaśnił werdykt podjętej chwilę wcześniej decyzji - że zbyt bardzo polubiłem twoje towarzystwo - nieoczywisty błękit łagodnego spojrzenia zatrzymał się na jej twarzy.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Sro 3 Sie - 1:14
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zmarszczyła lekko brwi w niemym niezrozumieniu, bo skoro nigdy nie był w tym miejscu, to dlaczego tak uparcie próbował stąd uciec? Dlaczego nie dał mu szansy, jeśli jedynym źródłem były historie, które równie dobrze można wyssać z palca - być może ktoś sprytnie rozprowadza plotki, szerząc niepochlebną opinię o tym miejscu, by nie zbierały się tutaj tłumy? Nie chciało jej się wierzyć, że tak niewinnie, a jednocześnie pięknie wyglądające miejsce miałoby być dla kogoś zgubą. Nie kwestionowała jednak jego słów, nie próbowała się więcej kłócić, zapatrzona w jego oczy, zaślepiona aurą, której nie była w stanie wyczuć, a przez którą ulegała mu wbrew sobie.
- Demony - powtórzyła za nim ostrożnie, a tym argumentem przekonał ją, by przestała naciskać. Nie chciałaby zostać porwana, ale też nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej upór coś się stało Einarowi. Na samą myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, a strach smagnął ją po plecach, uświadamiając jednocześnie, że nagła troska o mężczyznę nie była przypadkowa - nie martwiła się o niego jak o zwykłego znajomego, a bardziej jak o kogoś bliższego, na kim jej zależało. To nagłe olśnienie brutalnie zburzyło pogląd, który od kilku tygodni sobie wmawiała - że ta relacja jest czysto niewinna i może ją zakończyć w dowolnym momencie, bez żalu, bez łez.
Jego bliskość działała hipnotyzująco i nie potrafiła oderwać od niego delikatnego spojrzenia, którym wodziła po jego twarzy.
- Och, naprawdę? - zapytała, zaskoczona jego nagłą otwartością, lekkim uśmiechem i łagodnym tonem, tak różnym od tego sprzed kilku chwil. Serce obijało się o klatkę piersiową w nienaturalnie szybkim tempie, kiedy zbierała odwagę na kolejne słowa. - Ja także polubiłam twoje towarzystwo.
Pogłębiony rumieniec śmiało można było zrzucić na karb mrozu szczypiącego w policzki, a uderzenia gorąca, które czuła na całym ciele, na szczęście nie były widoczne. Z całych sił starała się zachować twarz i nie zemdleć od nadmiaru emocji, a z drugiej strony pragnęła jeszcze więcej. Wyciągnęła rękę, sięgając powoli jego dłoni, którą ujęła delikatnie w swoją, zaciskając palce na jej wierzchu, subtelnymi okręgami gładząc skórę w czułym geście.
- Mimo że nie do końca wierzę w takie odstraszające historie, to nie chciałabym, żeby przeze mnie coś ci się stało - odezwała się tym razem ciszej, bardziej zawstydzona opuściła wzrok na własne buty. W swojej naiwności nie mogła przypuszczać, że jej dobre intencje nie odnajdują odzwierciedlenia po drugiej stronie, a obawa w mniejszym stopniu dotyczy jej życia, a w większym możliwości zdemaskowania.
- Dlatego też, wspaniałomyślnie, jestem w stanie odstąpić od zwiedzania mostu - dodała, próbując wkraść odrobinę żartobliwego tonu, bo napięcie zaczynało ją parzyć. Jednocześnie przyznała się do "porażki" i gotowa była opuścić to miejsce, jeśli nie chciał tu dłużej przebywać.
- Demony - powtórzyła za nim ostrożnie, a tym argumentem przekonał ją, by przestała naciskać. Nie chciałaby zostać porwana, ale też nie wybaczyłaby sobie, gdyby przez jej upór coś się stało Einarowi. Na samą myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, a strach smagnął ją po plecach, uświadamiając jednocześnie, że nagła troska o mężczyznę nie była przypadkowa - nie martwiła się o niego jak o zwykłego znajomego, a bardziej jak o kogoś bliższego, na kim jej zależało. To nagłe olśnienie brutalnie zburzyło pogląd, który od kilku tygodni sobie wmawiała - że ta relacja jest czysto niewinna i może ją zakończyć w dowolnym momencie, bez żalu, bez łez.
Jego bliskość działała hipnotyzująco i nie potrafiła oderwać od niego delikatnego spojrzenia, którym wodziła po jego twarzy.
- Och, naprawdę? - zapytała, zaskoczona jego nagłą otwartością, lekkim uśmiechem i łagodnym tonem, tak różnym od tego sprzed kilku chwil. Serce obijało się o klatkę piersiową w nienaturalnie szybkim tempie, kiedy zbierała odwagę na kolejne słowa. - Ja także polubiłam twoje towarzystwo.
Pogłębiony rumieniec śmiało można było zrzucić na karb mrozu szczypiącego w policzki, a uderzenia gorąca, które czuła na całym ciele, na szczęście nie były widoczne. Z całych sił starała się zachować twarz i nie zemdleć od nadmiaru emocji, a z drugiej strony pragnęła jeszcze więcej. Wyciągnęła rękę, sięgając powoli jego dłoni, którą ujęła delikatnie w swoją, zaciskając palce na jej wierzchu, subtelnymi okręgami gładząc skórę w czułym geście.
- Mimo że nie do końca wierzę w takie odstraszające historie, to nie chciałabym, żeby przeze mnie coś ci się stało - odezwała się tym razem ciszej, bardziej zawstydzona opuściła wzrok na własne buty. W swojej naiwności nie mogła przypuszczać, że jej dobre intencje nie odnajdują odzwierciedlenia po drugiej stronie, a obawa w mniejszym stopniu dotyczy jej życia, a w większym możliwości zdemaskowania.
- Dlatego też, wspaniałomyślnie, jestem w stanie odstąpić od zwiedzania mostu - dodała, próbując wkraść odrobinę żartobliwego tonu, bo napięcie zaczynało ją parzyć. Jednocześnie przyznała się do "porażki" i gotowa była opuścić to miejsce, jeśli nie chciał tu dłużej przebywać.
Einar Halvorsen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Wto 16 Sie - 8:28
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Czuł, jak wypełnia go nagły szmer poruszenia; jak serce zrywa się, tańczy, w porywach żywej melodii tłukąc o balustradę rzędów wygiętych żeber. Czuł okrzyk tętna dudniący mu w ścianach naczyń, czuł, jak wszystko zmienia się, miesza, pęka, jak maska, pierwsza, niewinna obraca się w marny proch. Nie umiał pojąć, w jaki sposób dotychczas zdzierżył tę powściągliwość, pozwolił jej zapanować, uginał kark jak pokorny, pełen bojaźni sługa. Był inny; z pewnością inny niż własne, przegnite wnętrze, niż szepty szumiące w głowie jak skotłowanie chwastów. Był inny; dopiero teraz pozwolił jej się ukazać z pełni właściwej strony, niecierpliwiej, łapczywej, pragnącej więcej i więcej. Znużony był scenariuszem, w którym budował prostą, czystą jak łza znajomość, prostą, serdeczną, jasną; zmieniał naprędce przebieg swoich wcześniejszych planów. Miał dość wcześniejszej ułudy; prostych rozmów i gestów, rezerwy, która tworzyła wręcz niepotrzebny dystans. Czy musiał coś udowadniać? czy nie mógł sięgnąć po każdy, cudzy okruch słabości? czy zniszczy ją w taki sposób, czy straci – prędzej niż później? Wyrzucił pierwsze przejawy rodzących się wewnątrz obaw; wysiedlił je poza czaszkę, poza niebo umysłu; napięcie, sztywne jak struna zamarło tuż przed wydaniem kolejnej, drżącej melodii, tuż przed szarpnięciem losu, który był wirtuozem ich kompozycji życia. Nieznośny szał atmosfery gniótł się między ciałami, w szparze oddzielającej duet bliskich sylwetek; był niemal pewien, że słyszał w przerwach jej oddech, grzęznący w kopułach płuc. Nie wyrzekł się, ascetycznie, żadnych innych przejawów tlącej się przyjemności, obecnej pod opuszkami czułych koniuszków palców w splecionych subtelnie rękach. Skruszyła się, ostatecznie, pod jego naciskiem aury, straciła swój dawny upór, stępiony i nieistotny; nie chciał, za wszelką cenę udawać się w stronę mostu, kosztując własnego triumfu, pragnąc nareszcie stworzyć – nowy, odmienny etap.
– Dobra decyzja – szept przeszył wyłom dzielącej ich odległości, spojrzenie osiadło z wdziękiem, by objąć rysy oblicza – lepiej nie kusić losu – uśmiech nie przestał istnieć, figlarny, pełen śmiałości; przerwa, drastyczna, wkradła się, siejąc zamęt, aż wreszcie jej nie dopełnił, aż wreszcie nie zmienił zdania: – nie w taki sposób – nachylił się, początkowo muskając tylko krawędzie jej miękkiej czerwieni ust, powoli lgnąc w pocałunku; uniósł drugą dłoń, by zetknąć się również z ciepłem jej przeciwległej twarzy. Zatracał się; znów, doszczętnie, podważał dyktat rozsądku.
– Dobra decyzja – szept przeszył wyłom dzielącej ich odległości, spojrzenie osiadło z wdziękiem, by objąć rysy oblicza – lepiej nie kusić losu – uśmiech nie przestał istnieć, figlarny, pełen śmiałości; przerwa, drastyczna, wkradła się, siejąc zamęt, aż wreszcie jej nie dopełnił, aż wreszcie nie zmienił zdania: – nie w taki sposób – nachylił się, początkowo muskając tylko krawędzie jej miękkiej czerwieni ust, powoli lgnąc w pocałunku; uniósł drugą dłoń, by zetknąć się również z ciepłem jej przeciwległej twarzy. Zatracał się; znów, doszczętnie, podważał dyktat rozsądku.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 29 Sie - 20:24
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Zatracała się coraz bardziej, coraz mniejszą kontrolę zdawała się posiadać w obliczu uczuć, o które nie prosiła, których nie chciała, przed którymi się wzbraniała. Naiwnie łudziła się, że pomijając wszelkie ostrzeżenia i fakty, które znała, ich relacja pozostanie czysto platoniczna, a wszelkie zaangażowanie z jej strony wynikało z szacunku, jakim go darzyła jako artystę. Widziała i jego starania, dystans, którego dotąd nie przekraczali, kruchy mur, który udało im się postawić, chwiał się niebezpiecznie w obawie przed bliskością, która zburzy go w podstawach.
Nie rozumiała swojego zachowania, nie miała pojęcia, dlaczego jego towarzystwo działa na nią tak upajająco, dlaczego traci przy nim głowę i bywa tak uległa, jak nigdy dla nikogo. Nie mogła podejrzewać, że okazjonalnie mężczyzna miesza jej w głowie aurą, bo nie wiedziała o jego prawdziwej naturze. Może nie miałoby to dla niej znaczenia, a może zrobiłoby różnicę, której nie mogłaby znieść. Obecnie obraz Einara prezentował się w jej głowie idealnie, nie posiadał nawet skazy złej myśli, a z każdym kolejnym spotkaniem chciała coraz więcej.
Stojąc tak blisko, patrząc mu w oczy, miała wrażenie, że serce wyrwie jej się z klatki piersiowej, tak boleśnie tłukło się o żebra, a jednocześnie tak przyjemnie rozpalało zmysły przez buzującą w żyłach krew.
Nie do końca zgadzała się z twierdzeniem "lepiej nie kusić losu", ale pochwała przyjemnie ją połechtała, a jego uśmiech wynagrodził rozbieżność zdań. Nic, o co miałaby się spierać i psuć tak udany spacer, który właśnie nabierał kolejnych rumieńców, podobnie jak Vivian, która wstrzymała oddech, gdy mężczyzna pochylił się ku niej. Romantyczne okoliczności dodały ich pierwszemu pocałunkowi uroku, a Vivian czuła jakby rozpływała się pod naciskiem jego miękkich ust, tonęła w morzu emocji, których był źródłem. Przeczytała kiedyś w jakimś wierszu, że nieoczekiwana chwila zawsze jest słodsza i teraz mogła to potwierdzić.
Niechętnie oderwała się od niego i znów spojrzała mu w oczy, a choć ciężki oddech nie ułatwiał sprawy, zdecydowanie czuła niedosyt. A że daleko jej do nieśmiałej, wstydliwej dziewczynki, sięgnęła obiema rękami do jego twarzy, przyciskając palce do policzków, podczas gdy spragnione usta odnalazły cel, znów łącząc ich w ciepłym pocałunku. I znów poczuła, jakby traciła łączność ze światem zewnętrznym, modliła się w duchu, by ta chwila trwała wiecznie, ale niestety skończyła się szybciej, niż by sobie tego życzyła.
- Chcesz kontynuować... spacer? Czy wolisz powoli wracać? - zapytała, przywołując się niechętnie do rzeczywistości, ale też z ciekawości chciała znać jego plany i czy ją w nich uwzględnia.
Nie rozumiała swojego zachowania, nie miała pojęcia, dlaczego jego towarzystwo działa na nią tak upajająco, dlaczego traci przy nim głowę i bywa tak uległa, jak nigdy dla nikogo. Nie mogła podejrzewać, że okazjonalnie mężczyzna miesza jej w głowie aurą, bo nie wiedziała o jego prawdziwej naturze. Może nie miałoby to dla niej znaczenia, a może zrobiłoby różnicę, której nie mogłaby znieść. Obecnie obraz Einara prezentował się w jej głowie idealnie, nie posiadał nawet skazy złej myśli, a z każdym kolejnym spotkaniem chciała coraz więcej.
Stojąc tak blisko, patrząc mu w oczy, miała wrażenie, że serce wyrwie jej się z klatki piersiowej, tak boleśnie tłukło się o żebra, a jednocześnie tak przyjemnie rozpalało zmysły przez buzującą w żyłach krew.
Nie do końca zgadzała się z twierdzeniem "lepiej nie kusić losu", ale pochwała przyjemnie ją połechtała, a jego uśmiech wynagrodził rozbieżność zdań. Nic, o co miałaby się spierać i psuć tak udany spacer, który właśnie nabierał kolejnych rumieńców, podobnie jak Vivian, która wstrzymała oddech, gdy mężczyzna pochylił się ku niej. Romantyczne okoliczności dodały ich pierwszemu pocałunkowi uroku, a Vivian czuła jakby rozpływała się pod naciskiem jego miękkich ust, tonęła w morzu emocji, których był źródłem. Przeczytała kiedyś w jakimś wierszu, że nieoczekiwana chwila zawsze jest słodsza i teraz mogła to potwierdzić.
Niechętnie oderwała się od niego i znów spojrzała mu w oczy, a choć ciężki oddech nie ułatwiał sprawy, zdecydowanie czuła niedosyt. A że daleko jej do nieśmiałej, wstydliwej dziewczynki, sięgnęła obiema rękami do jego twarzy, przyciskając palce do policzków, podczas gdy spragnione usta odnalazły cel, znów łącząc ich w ciepłym pocałunku. I znów poczuła, jakby traciła łączność ze światem zewnętrznym, modliła się w duchu, by ta chwila trwała wiecznie, ale niestety skończyła się szybciej, niż by sobie tego życzyła.
- Chcesz kontynuować... spacer? Czy wolisz powoli wracać? - zapytała, przywołując się niechętnie do rzeczywistości, ale też z ciekawości chciała znać jego plany i czy ją w nich uwzględnia.
Einar Halvorsen
Re: 02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Sob 3 Wrz - 11:29
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Znów: zapomnienie, gęste, słodkie jak syrop, znowu: wzburzone zmysły i słaby, wiotki rozsądek poddany dystrofii czasu. Wszystko brzmiało donośnie, szept wznosił się niczym dym pęczniejący w czaszce, dotyk stał się eksplozją skrywaną pod miękką tkanką rozgrzanej, podatnej skóry. Znów: błąd, jego wina, jego największa wina, zryw pocałunku który nie miał zaistnieć, paląc jak żywy ogień. Całość, wyraźna brzmiała donośnie każdym taktem bezwstydu, każdym akordem gestu, spiralą wdechów i wytchnień. Pierwsza, blada namiętność, ponowne zetknięcie ust.
Świat nie zwariował; od zawsze był obłąkany.
Nie słynął zresztą z rozwagi, używał właśnie podatnej giętkiej powierzchni kłamstwa, by stworzyć przed nią półprawdę, tak dobry, tak zatroskany, ostrożny; nie kusił losu (myśli parsknęły śmiechem). Zadbał o własne dobro; nawet, gdy rzeczywiście nie pragnął dla niej najmniejszej, doznanej w oszustwie krzywdy, czuł nadal większą obawę wiążącą się z samym sobą. Los, o którym wspominał, obdarzył go pewną klątwą, sprawiał że pragnął tego, co nigdy nie miało zostać w istocie mu przeznaczone. Brudny, pełny od skazy, z demoniczną korozją plamiącą korytarz żył, miał zmagać się z odrzuceniem zajmując ostatnie miejsce na szczeblach srogiej hierarchii, chciał stać się znanym artystą, chciał zdobyć uznanie możnych choć nie mógł być jego godzien, choć nigdy nie miał być godny, chciał zniszczyć kolejny dystans łączący go znów z kobietą obecną poza zasięgiem swoich łapczywych rąk. Przeciwnie do niej, nie nosił dumnie nazwiska, miał osiągnięcia, lecz z pochodzenia był nikim, chłopcem, nie w pełni ludzkim, przygarniętym przez służkę. Był nikim.
– Udajmy się inną drogą – powiedział po krótkiej chwili, gładząc ją swym spojrzeniem i chłonąc ciepło jej dłoni. Zażądał dziś znacznie więcej, roztrzaskał rezerwę listów, pozór błahej sympatii; był mimo tego świadomy, że musi zachować umiar. Nic więcej, dzisiaj nic więcej; utrzymał aurę na smyczy, sprawiając że nie kąsała już dłużej jej postrzegania. Wiedział, dziś dobrze wiedział, że potrzebują czasu, że ona go potrzebuje, jeszcze niedawno pełna wyrwy dystansu.
– Chodź – dlatego zachęcił miękko – odprowadzę cię – dodał znów dobrotliwie i ruszył w objęcia lasu, gęste, pełne tajemnic; podobnie jak sama przyszłość.
Świat nie zwariował; od zawsze był obłąkany.
Nie słynął zresztą z rozwagi, używał właśnie podatnej giętkiej powierzchni kłamstwa, by stworzyć przed nią półprawdę, tak dobry, tak zatroskany, ostrożny; nie kusił losu (myśli parsknęły śmiechem). Zadbał o własne dobro; nawet, gdy rzeczywiście nie pragnął dla niej najmniejszej, doznanej w oszustwie krzywdy, czuł nadal większą obawę wiążącą się z samym sobą. Los, o którym wspominał, obdarzył go pewną klątwą, sprawiał że pragnął tego, co nigdy nie miało zostać w istocie mu przeznaczone. Brudny, pełny od skazy, z demoniczną korozją plamiącą korytarz żył, miał zmagać się z odrzuceniem zajmując ostatnie miejsce na szczeblach srogiej hierarchii, chciał stać się znanym artystą, chciał zdobyć uznanie możnych choć nie mógł być jego godzien, choć nigdy nie miał być godny, chciał zniszczyć kolejny dystans łączący go znów z kobietą obecną poza zasięgiem swoich łapczywych rąk. Przeciwnie do niej, nie nosił dumnie nazwiska, miał osiągnięcia, lecz z pochodzenia był nikim, chłopcem, nie w pełni ludzkim, przygarniętym przez służkę. Był nikim.
– Udajmy się inną drogą – powiedział po krótkiej chwili, gładząc ją swym spojrzeniem i chłonąc ciepło jej dłoni. Zażądał dziś znacznie więcej, roztrzaskał rezerwę listów, pozór błahej sympatii; był mimo tego świadomy, że musi zachować umiar. Nic więcej, dzisiaj nic więcej; utrzymał aurę na smyczy, sprawiając że nie kąsała już dłużej jej postrzegania. Wiedział, dziś dobrze wiedział, że potrzebują czasu, że ona go potrzebuje, jeszcze niedawno pełna wyrwy dystansu.
– Chodź – dlatego zachęcił miękko – odprowadzę cię – dodał znów dobrotliwie i ruszył w objęcia lasu, gęste, pełne tajemnic; podobnie jak sama przyszłość.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vivian Sørensen
02.01.2001 – Most Odmieńców – E. Halvorsen & V. Sørensen Pon 5 Wrz - 0:21
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie potrafiła uspokoić serca kołaczącego w klatce piersiowej, jakby chciało wyrwać się na wolność i pomknąć ku osobie, która po raz pierwszy od bardzo dawna obudziła w niej tak żywe uczucia. Była niczym ćma lecąca do świecy, a choć z jednej strony zdawała sobie sprawę z ryzyka i reputacji mężczyzny, która przecież nie wzięła się znikąd, tak do tej pory sukcesywnie ją ignorowała, bazując jedynie na własnych doświadczeniach, które przecież nie mogły być lepsze.
Mężczyzna wykazywał się cierpliwością, zrozumieniem i dojrzałością, którą rzadko spotykała wśród rówieśników, więc automatycznie postrzegała go lepiej. Na jego korzyść wpływał też fakt jego kunsztu, bo talent to niezaprzeczalny walor, przez który postrzegała go również jako autorytet. Z drugiej strony miała w sobie chyba coś masochistycznego, skoro wszelkie ostrzeżenia zbywała machnięciem ręki, pewna, że wie lepiej, a w razie problemów będzie w stanie w każdym momencie wycofać się z relacji.
Rzeczywistość pokazywała jednak, że jej pierwotne postanowienia nie miały zbyt wiele wspólnego z prawdą. Einar w istocie okazywał się na każdym kroku dżentelmenem, a fakt, że na początku ich relacja przybrała całkowicie niewinny charakter, wzmagał jej sympatię, pozwolił myśleć, że jego intencje były czyste, a rosnące zainteresowanie bazowało na rozwijającej się relacji, którą napędzały listy i rozmowy, w ostatnim czasie również spotkania.
Słodkie pocałunki wzbudziły w niej uczucia, o które się nie podejrzewała, choć teraz ciężko było jej się odnaleźć w natłoku kłębiących się myśli. Co to dla nich oznaczało? Czy powinna o tym zapomnieć? Czy potraktować jak przelotny wyraz sympatii? Kierował nią czysty instynkt, nie zastanawiała się nad konsekwencjami, gdy dobyła jego ust. Broniła się przed każdym przejawem zauroczenia, a teraz lgnęła w jego objęcia, jakby o niczym więcej nie marzyła. Czy serce młodej dziewczyny aż tak naiwnie mogło pożądać uwagi, ciepłego uczucia, zakochania? Czy możliwe, że silne wzbranianie się przed przyznaniem się do zainteresowania Einarem, w konsekwencji tylko wzmocniło jej, kiełkujące się na tym etapie uczucia?
- Dobrze - gładki szept, który w zamiarze miał pozostawić romantyczny nastrój niewzburzony; zgodziła się z nim, bo sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, a dalszy spacer, dalsze czynności tym większy mętlik pozostawiłyby w jej głowie.
Czy jej tłumione uczucia powinny ujrzeć światło dzienne, czy powinna w końcu się do nich przyznać? Czy pocałunek był zaczątkiem czegoś pięknego, czy zwiastunem upadku? Czy dla mężczyzny to cokolwiek znaczyło, czy była osamotniona w tym nagłym porywie serca?
Wiedziała, że nie uzyska dziś odpowiedzi na żadne z tych pytań, dlatego zgodnie ujęła go pod ramię i pozwoliła odprowadzić się do domu, w którym ograniczenie czterech ścian wzbudzi tym większą burzę emocji, próbując zrozumieć intencje nie tylko jego, ale przede wszystkim jej, bo niezrozumienie własnych uczuć spędzało jej sen z powiek od wielu nocy.
Vivian i Einar z tematu
Mężczyzna wykazywał się cierpliwością, zrozumieniem i dojrzałością, którą rzadko spotykała wśród rówieśników, więc automatycznie postrzegała go lepiej. Na jego korzyść wpływał też fakt jego kunsztu, bo talent to niezaprzeczalny walor, przez który postrzegała go również jako autorytet. Z drugiej strony miała w sobie chyba coś masochistycznego, skoro wszelkie ostrzeżenia zbywała machnięciem ręki, pewna, że wie lepiej, a w razie problemów będzie w stanie w każdym momencie wycofać się z relacji.
Rzeczywistość pokazywała jednak, że jej pierwotne postanowienia nie miały zbyt wiele wspólnego z prawdą. Einar w istocie okazywał się na każdym kroku dżentelmenem, a fakt, że na początku ich relacja przybrała całkowicie niewinny charakter, wzmagał jej sympatię, pozwolił myśleć, że jego intencje były czyste, a rosnące zainteresowanie bazowało na rozwijającej się relacji, którą napędzały listy i rozmowy, w ostatnim czasie również spotkania.
Słodkie pocałunki wzbudziły w niej uczucia, o które się nie podejrzewała, choć teraz ciężko było jej się odnaleźć w natłoku kłębiących się myśli. Co to dla nich oznaczało? Czy powinna o tym zapomnieć? Czy potraktować jak przelotny wyraz sympatii? Kierował nią czysty instynkt, nie zastanawiała się nad konsekwencjami, gdy dobyła jego ust. Broniła się przed każdym przejawem zauroczenia, a teraz lgnęła w jego objęcia, jakby o niczym więcej nie marzyła. Czy serce młodej dziewczyny aż tak naiwnie mogło pożądać uwagi, ciepłego uczucia, zakochania? Czy możliwe, że silne wzbranianie się przed przyznaniem się do zainteresowania Einarem, w konsekwencji tylko wzmocniło jej, kiełkujące się na tym etapie uczucia?
- Dobrze - gładki szept, który w zamiarze miał pozostawić romantyczny nastrój niewzburzony; zgodziła się z nim, bo sama nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, a dalszy spacer, dalsze czynności tym większy mętlik pozostawiłyby w jej głowie.
Czy jej tłumione uczucia powinny ujrzeć światło dzienne, czy powinna w końcu się do nich przyznać? Czy pocałunek był zaczątkiem czegoś pięknego, czy zwiastunem upadku? Czy dla mężczyzny to cokolwiek znaczyło, czy była osamotniona w tym nagłym porywie serca?
Wiedziała, że nie uzyska dziś odpowiedzi na żadne z tych pytań, dlatego zgodnie ujęła go pod ramię i pozwoliła odprowadzić się do domu, w którym ograniczenie czterech ścian wzbudzi tym większą burzę emocji, próbując zrozumieć intencje nie tylko jego, ale przede wszystkim jej, bo niezrozumienie własnych uczuć spędzało jej sen z powiek od wielu nocy.
Vivian i Einar z tematu