:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen
2 posters
Gretchen Holzinger
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Nie 26 Cze - 21:47
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
22.12.2000
- Będzie super, obiecuję.
Słowa te bardzo często padały z ust Gretchen, kiedy starała się namówić do czegoś Vivian, nie chcąc jednocześnie zdradzać jaki szalony pomysł znów przyszedł jej do głowy. Przycisnęła palec do ust i puściła przyjaciółce perskie oczko, gdy razem szykowały się do wyjścia, pozwalając sobie na kilka lampek wina dla kurażu jeszcze przed wyjściem. Przynajmniej Holzinger sobie na to pozwoliła jak zawsze. Późnym wieczorem dwudziestego drugiego grudnia, gdy obie powinny pomagać w przygotowaniach do Jul w rodzinnych domach, ciągnęła pannę Sørensen przez pół Midgdardu, aż do dzielnicy portowej.
- Przecież nic nam się nie stanie, rany - westchnęła, przewracając oczyma, kiedy dostrzegła zaniepokojone spojrzenie drugiej blondynki rzucone w stronę nieznajomego mężczyzny, który jakiś czas podążał za nimi jak cień. W końcu zniknął w rogu jednej z licznych uliczek. - Widzisz? To nie dzielnica Ymira, nie panikuj. Chodź - zachęciła Vivian, ciągnąc dziewczynę bezceremonialnie za łokieć w jedynie sobie znanym kierunku.
Miała ochotę się zabawić. Znów. Ledwie dwa dni wcześniej balowała aż do rana z Beau, ale to nie miało znaczenia. Zdążyła to odespać i nabrać ochoty na kolejne swawole. Zwłaszcza, że wiewiórki wciąż i wciąż przynosiły listy od matki z zaproszeniem w rodzinne progi, bo zbliżało się Jul. Właściwie miało nastać lada dzień. Gretchen twierdziła, że wyrosła już z tego święta. Lubiła je, kiedy była dzieckiem. Oznaczało ono liczne prezenty i uwagę krewnych, których odwiedzali i jakich odwiedzali oni. Wtedy czuła się zachwycona, teraz nieszczególnie, kiedy ojciec wypytywał o studia, a dziadek o kawalera, którego mogłaby im przedstawić. Mogłaby się urwać, gładko i słodko skłamać, lecz większość przyjaciół i znajomych spędzała ten czas z rodzinami. Żałosne. Musiała się przygotować na nadchodzące trzy dni w towarzystwie rodziców i dziadków.
Najlepiej przy pomocy dużej ilości alkoholu.
Tego miało z pewnością im nie zabraknąć w pubie, do którego zaciągnęła Vivian. Ledwie przekroczyły próg "Havany", a uderzył w nozdrza zapach tytoniu, rumu i egzotycznych kwiatów. Gretchen uniosła ręce kołysząc się w rytm muzyki, jeszcze zanim pozbyła się w szatni futra, odsłaniając błyszczący komplet jaki miała na sobie składający się z krótkiej, obcisłej spódnicy i zapinanej na guziki bluzki z bufiastymi rękawkami.
- Byłaś kiedyś w Hawanie? Powinnaś, cudowne miejsce - spytała Vivian, zerkając na nią badawczo, ciekawa czy już jest równie zachwycona. Pytała o dalekie podróże takim tonem, jakby nie były one niczym niezwykłym i kosztowały tyle, co nic. Właściwie Gretchen nigdy nic nie kosztowały, bo płacili za nie rodzice lub kolejni kochankowie. I kochanki.
- Pojedziemy tak kiedyś. Dziś musi nam wystarczyć to - stwierdziła Gretchen, łapiąc przyjaciółkę za rękę i pociągnęła ją w stronę baru, by zamówić kolorowe drinki.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Vivian Sørensen
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Sro 29 Cze - 23:56
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nie była przekonana, czy imprezowanie na trzy dni przed świętami to dobry pomysł, szczególnie że zabawa z Gretchen często eskalowała z każdą godziną, kończąc się nad ranem, a Vi najczęściej cierpiała cały następny dzień.
- Zawsze tak mówisz - mruknęła z rozbawieniem, bo ostatecznie przecież zgodziła się na wspólne wyjście, tak jak zwykle powtarzając sobie, że tym razem będzie grzeczniej i spokojniej. Na to się nie zapowiadało, ale przynajmniej do pierwszego drinka nie pozbędzie się nieprzyjemnego ciężaru na żołądku, który przypominał o obowiązkach względem pracy - jutro szła na dziesiątą do sklepu jubilerskiego - i względem rodziny - porządkowanie mieszkania, gotowanie, pakowanie prezentów i przygotowanie psychiczne do spędzenia kilku dni w domu rodzinnym. W ostatnich miesiącach coraz rzadziej pozwalała sobie na spontaniczność i szaleństwo, na palcach jednej ręki można policzyć ile razy była w jakimś klubie, a w większości była to właśnie zasługa Gretchen, nie pozwalała się nudzić.
- Lepiej być ostrożnym, w dzielnicy portowej bywa niebezpiecznie - czy była przewrażliwiona, szukając zagrożenia w nieznajomym, który potencjalnie za nimi podążał? Miała złe przeczucie, że w bliskiej przyszłości stanie jej się krzywda, a intuicja rzadko ją zawodziła, choć z drugiej strony mogło tu chodzić o epizod bólączki, bo nie doświadczyła go już kilka miesięcy, ale mimo wszystko starała się być ostrożna.
Brawura Holzinger imponowała jej wielokrotnie, ale też czasami sprowadzała niepotrzebne tarapaty, na szczęście równie szybko znajdowały rozwiązanie, więc nie ma tego złego. Aktorka wnosiła do jej życia powiew świeżości i chętnie spędzała z nią czas, nawet jeśli czasami narzekała, to innym razem dorównywała jej temperamentem, pewnie dlatego ich ścieżki życiowe się nie rozbiegły po ukończeniu edukacji.
Czy podczas studiowania jej noga kiedyś stanęła w pubie Havana? Nie przypominała sobie, więc nie jest to do końca wykluczone, ale mało prawdopodobne, bo zwykle szła tam, gdzie było najbliżej, gdzie dostała zaproszenie, gdzie jej znajomi szli itd. Teraz miała okazję nadrobić, obejrzeć dokładnie wystrój, zapoznać się z menu.
- Niestety, poza Skandynawią nigdzie nie byłam - wzruszyła lekko ramionami, przypominając sobie jednocześnie podobną rozmowę, którą odbyła w innym klubie kilka nocy temu. Kiwnęła jeszcze głową na zapewnienie blondynki, nie biorąc go zbyt poważnie do siebie. Jasne, chciała podróżować, zobaczyć jak najwięcej na świecie, ale jednocześnie miała swoją misję, swoje problemy i niekoniecznie mogła tak po prostu wybyć. Między innymi tego zazdrościła Gretchen, że wiele już widziała, a jej życie kręciło się wokół zabawy i nie ma w tym nic złego, Vi była zadowolona, że może chociaż być jego częścią.
Po wejściu do baru pozbyły się płaszczy, a Vi prezentowała się dosyć blado ze swoją czarną, prostą sukienką przy aktorce z błyszczącym kompletem. Rozpuszczone, pofalowane włosy opadały jej na ramiona, a twarz podkreślona była mocniejszym, wieczorowym makijażem. Rozejrzała się po klubie i czując tyle nowych zapachów, miała wrażenie, że może jednak to będzie przyjemna noc.
Ze śmiechem pozwoliła zaciągnąć się do baru i zaczęła wybierać najlepszą dla siebie opcję.
- Polecasz jakiegoś konkretnego drinka? - zapytała z przekonaniem, że Gretch jest tutaj częstszym bywalcem od niej i doskonale wie, co zamówić, a od czego trzymać się z daleka.
- Ostatnio byłam w klubie Folkvang, znajoma umówiła mnie na randkę w ciemno i... koleś mnie wystawił - przyznała się, patrząc na barmana, mając żywo przed oczami ostatni pobyt przy barze, ale mówiąc to z rozbawieniem, nie żalem, bo ostatecznie jej wieczór zakończył się przyjemnie i ani chwili nie czuła przygnębienia, że sprawy przybrały taki obrót.
- Zawsze tak mówisz - mruknęła z rozbawieniem, bo ostatecznie przecież zgodziła się na wspólne wyjście, tak jak zwykle powtarzając sobie, że tym razem będzie grzeczniej i spokojniej. Na to się nie zapowiadało, ale przynajmniej do pierwszego drinka nie pozbędzie się nieprzyjemnego ciężaru na żołądku, który przypominał o obowiązkach względem pracy - jutro szła na dziesiątą do sklepu jubilerskiego - i względem rodziny - porządkowanie mieszkania, gotowanie, pakowanie prezentów i przygotowanie psychiczne do spędzenia kilku dni w domu rodzinnym. W ostatnich miesiącach coraz rzadziej pozwalała sobie na spontaniczność i szaleństwo, na palcach jednej ręki można policzyć ile razy była w jakimś klubie, a w większości była to właśnie zasługa Gretchen, nie pozwalała się nudzić.
- Lepiej być ostrożnym, w dzielnicy portowej bywa niebezpiecznie - czy była przewrażliwiona, szukając zagrożenia w nieznajomym, który potencjalnie za nimi podążał? Miała złe przeczucie, że w bliskiej przyszłości stanie jej się krzywda, a intuicja rzadko ją zawodziła, choć z drugiej strony mogło tu chodzić o epizod bólączki, bo nie doświadczyła go już kilka miesięcy, ale mimo wszystko starała się być ostrożna.
Brawura Holzinger imponowała jej wielokrotnie, ale też czasami sprowadzała niepotrzebne tarapaty, na szczęście równie szybko znajdowały rozwiązanie, więc nie ma tego złego. Aktorka wnosiła do jej życia powiew świeżości i chętnie spędzała z nią czas, nawet jeśli czasami narzekała, to innym razem dorównywała jej temperamentem, pewnie dlatego ich ścieżki życiowe się nie rozbiegły po ukończeniu edukacji.
Czy podczas studiowania jej noga kiedyś stanęła w pubie Havana? Nie przypominała sobie, więc nie jest to do końca wykluczone, ale mało prawdopodobne, bo zwykle szła tam, gdzie było najbliżej, gdzie dostała zaproszenie, gdzie jej znajomi szli itd. Teraz miała okazję nadrobić, obejrzeć dokładnie wystrój, zapoznać się z menu.
- Niestety, poza Skandynawią nigdzie nie byłam - wzruszyła lekko ramionami, przypominając sobie jednocześnie podobną rozmowę, którą odbyła w innym klubie kilka nocy temu. Kiwnęła jeszcze głową na zapewnienie blondynki, nie biorąc go zbyt poważnie do siebie. Jasne, chciała podróżować, zobaczyć jak najwięcej na świecie, ale jednocześnie miała swoją misję, swoje problemy i niekoniecznie mogła tak po prostu wybyć. Między innymi tego zazdrościła Gretchen, że wiele już widziała, a jej życie kręciło się wokół zabawy i nie ma w tym nic złego, Vi była zadowolona, że może chociaż być jego częścią.
Po wejściu do baru pozbyły się płaszczy, a Vi prezentowała się dosyć blado ze swoją czarną, prostą sukienką przy aktorce z błyszczącym kompletem. Rozpuszczone, pofalowane włosy opadały jej na ramiona, a twarz podkreślona była mocniejszym, wieczorowym makijażem. Rozejrzała się po klubie i czując tyle nowych zapachów, miała wrażenie, że może jednak to będzie przyjemna noc.
Ze śmiechem pozwoliła zaciągnąć się do baru i zaczęła wybierać najlepszą dla siebie opcję.
- Polecasz jakiegoś konkretnego drinka? - zapytała z przekonaniem, że Gretch jest tutaj częstszym bywalcem od niej i doskonale wie, co zamówić, a od czego trzymać się z daleka.
- Ostatnio byłam w klubie Folkvang, znajoma umówiła mnie na randkę w ciemno i... koleś mnie wystawił - przyznała się, patrząc na barmana, mając żywo przed oczami ostatni pobyt przy barze, ale mówiąc to z rozbawieniem, nie żalem, bo ostatecznie jej wieczór zakończył się przyjemnie i ani chwili nie czuła przygnębienia, że sprawy przybrały taki obrót.
Gretchen Holzinger
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Sro 6 Lip - 18:56
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Przewróciła błękitnymi oczyma jak zawsze, kiedy słyszała zawsze tak mówisz. Gdyby nie czuła do panny Sorensen tak dużej sympatii, mogłaby zacząć ją przedrzeźniać infantylnym głosem. Powstrzymała się.
- I zawsze jest fajnie. Nawet jeśli miejsce nie jest takie super jak myślałam, to przecież jestem tam ja - odparowała Gretchen z pewnością siebie, która dawno już przekroczyła granicę arogancji; wzruszyła przy tym ramieniem, jakby zdziwiona, że to nie jest oczywiste. Nie mówiła tego żartobliwym tonem, była całkowicie poważna. Święcie wierzyła, że jej obecność uszlachetnia każde wydarzenie i lśni wszędzie, gdzie tylko się pojawi. Ona to za mało? - Kiedy nie było? - spytała nagle, biorąc Vivian z innej strony, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. Może wtedy, gdy zaciągnęła blondynkę do pubu w dzielnicy Ymira i okazał się być speluną dla najgorszych mętów i prawie je obie okradziono? Albo wtedy, kiedy namówiła Vivian na wieczorek muzyczny, bo coś źle usłyszała i okazało się, że średnia wieku na bankiecie to sześćdziesiąt lat? Zapewne można by wymienić dziesiątki podobnych historii, lecz Gretchen z niezwykłą łatwością i wdziękiem wszystkim by zaprzeczyła, wyjaśniając, że było zupełnie inaczej.
- Wszędzie bywa niebezpiecznie. Nawet we własnej łazience możesz się potknąć - stwierdziła dziewczyna beztroskim tonem, z premedytacją ignorując nieznajomego. Wyolbrzymiała i przeinaczała, tak jak to miała w zwyczaju, sprowadzając pewne fakty do absurdu, kiedy było jej wygodnie. Podczas gdy poślizgnięcie się w łazience i uderzenie w głowę byłoby po prostu nieszczęśliwym wypadkiem, tak włóczęga po nocach w portowej dzielnicy, z gołymi nogami, kiedy w mieście dochodzi do tajemniczych morderstw, ofiarami zaś padali galdrowie różnych statusów i profesji, było już zwyczajną lekkomyślnością i proszeniem się o kłopoty.
- Och kochanie, dlaczego? - zdziwiła się po raz kolejny Gretchen. Znały się tyle lat, że zapewne już to wiedziała, Vivian jej to mówiła, lecz znów uciekło to z myśli Gretchen. Miała pamięć złotej rybki. - Podróże kształcą - oznajmiła oświeconym tonem, poprawiając złociste loki, które miękko okalały twarz. Nie wyobrażała sobie, że Vivian nigdy nie opuściła Skandynawii. Pochodziła z magicznego klanu, musieli mieć pieniądze... Gretchen nie wyobrażała sobie spędzić całego życia w jednym miejscu. Co prawda ona podróżowała głównie po to, aby wygrzewać się na białym piasku i pluskać w lazurowych wodach, więc liczne podróże nieszczególnie ją wykształciły, była jednak gotowa jak lwica bronić swego stanowiska. I swojej wiedzy. - Dlaczego rodzice cię gdzieś nie wyślą? - Nie kochają cię?, mogłaby zapytać. Wydawała się naprawdę zaniepokojona, współczuła wręcz Vivian.
Zagwizdała lekko, kiedy panna Sorensen pozbyła się płaszcza, odkrywając prostą, czarną sukienkę. Niekiedy prostota bywała najelegantsza, a prawdziwej urodzie nie potrzeba wiele. Gretchen otaczała się wyłącznie tym, co piękne. Ludźmi także.
- Wyglądasz zjawiskowo - wymruczała Vivian do ucha, tak jak zazwyczaj drocząc się z nią i udając, że to zaloty.
Stanęła przy barze i oceniającym wzrokiem zlustrowała tablicę nad barem, bo nie pamiętała co piła tu ostatnim razem. Właściwie w ogóle niewiele z tego pamiętała.
- Kuba to ojczyzna mojito - zdecydowała ostatecznie, prosząc barmana o drinka z rumem i miętą, po czym usiadła przy barze, choć spojrzenie uciekało w stronę parkietu. Wtedy zaś Vivian wyznała co się stało w klubie Folkvang i Gretchen znieruchomiała. - Co? Naprawdę? Co za idiota - wyfuczała Gretchen tak zła, jakby to ją właśnie wystawili. - Niech ta znajoma poda ci nazwisko tego gnojka.
Policzymy się z nim.
- I zawsze jest fajnie. Nawet jeśli miejsce nie jest takie super jak myślałam, to przecież jestem tam ja - odparowała Gretchen z pewnością siebie, która dawno już przekroczyła granicę arogancji; wzruszyła przy tym ramieniem, jakby zdziwiona, że to nie jest oczywiste. Nie mówiła tego żartobliwym tonem, była całkowicie poważna. Święcie wierzyła, że jej obecność uszlachetnia każde wydarzenie i lśni wszędzie, gdzie tylko się pojawi. Ona to za mało? - Kiedy nie było? - spytała nagle, biorąc Vivian z innej strony, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. Może wtedy, gdy zaciągnęła blondynkę do pubu w dzielnicy Ymira i okazał się być speluną dla najgorszych mętów i prawie je obie okradziono? Albo wtedy, kiedy namówiła Vivian na wieczorek muzyczny, bo coś źle usłyszała i okazało się, że średnia wieku na bankiecie to sześćdziesiąt lat? Zapewne można by wymienić dziesiątki podobnych historii, lecz Gretchen z niezwykłą łatwością i wdziękiem wszystkim by zaprzeczyła, wyjaśniając, że było zupełnie inaczej.
- Wszędzie bywa niebezpiecznie. Nawet we własnej łazience możesz się potknąć - stwierdziła dziewczyna beztroskim tonem, z premedytacją ignorując nieznajomego. Wyolbrzymiała i przeinaczała, tak jak to miała w zwyczaju, sprowadzając pewne fakty do absurdu, kiedy było jej wygodnie. Podczas gdy poślizgnięcie się w łazience i uderzenie w głowę byłoby po prostu nieszczęśliwym wypadkiem, tak włóczęga po nocach w portowej dzielnicy, z gołymi nogami, kiedy w mieście dochodzi do tajemniczych morderstw, ofiarami zaś padali galdrowie różnych statusów i profesji, było już zwyczajną lekkomyślnością i proszeniem się o kłopoty.
- Och kochanie, dlaczego? - zdziwiła się po raz kolejny Gretchen. Znały się tyle lat, że zapewne już to wiedziała, Vivian jej to mówiła, lecz znów uciekło to z myśli Gretchen. Miała pamięć złotej rybki. - Podróże kształcą - oznajmiła oświeconym tonem, poprawiając złociste loki, które miękko okalały twarz. Nie wyobrażała sobie, że Vivian nigdy nie opuściła Skandynawii. Pochodziła z magicznego klanu, musieli mieć pieniądze... Gretchen nie wyobrażała sobie spędzić całego życia w jednym miejscu. Co prawda ona podróżowała głównie po to, aby wygrzewać się na białym piasku i pluskać w lazurowych wodach, więc liczne podróże nieszczególnie ją wykształciły, była jednak gotowa jak lwica bronić swego stanowiska. I swojej wiedzy. - Dlaczego rodzice cię gdzieś nie wyślą? - Nie kochają cię?, mogłaby zapytać. Wydawała się naprawdę zaniepokojona, współczuła wręcz Vivian.
Zagwizdała lekko, kiedy panna Sorensen pozbyła się płaszcza, odkrywając prostą, czarną sukienkę. Niekiedy prostota bywała najelegantsza, a prawdziwej urodzie nie potrzeba wiele. Gretchen otaczała się wyłącznie tym, co piękne. Ludźmi także.
- Wyglądasz zjawiskowo - wymruczała Vivian do ucha, tak jak zazwyczaj drocząc się z nią i udając, że to zaloty.
Stanęła przy barze i oceniającym wzrokiem zlustrowała tablicę nad barem, bo nie pamiętała co piła tu ostatnim razem. Właściwie w ogóle niewiele z tego pamiętała.
- Kuba to ojczyzna mojito - zdecydowała ostatecznie, prosząc barmana o drinka z rumem i miętą, po czym usiadła przy barze, choć spojrzenie uciekało w stronę parkietu. Wtedy zaś Vivian wyznała co się stało w klubie Folkvang i Gretchen znieruchomiała. - Co? Naprawdę? Co za idiota - wyfuczała Gretchen tak zła, jakby to ją właśnie wystawili. - Niech ta znajoma poda ci nazwisko tego gnojka.
Policzymy się z nim.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Vivian Sørensen
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Wto 12 Lip - 0:59
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Skwitowała jej odpowiedź uśmiechem, bo rozprawianie nad tym było kompletnie pozbawione sensu. I tak nie przekona Gretchen, która lubiła naginać prawdę do swojej wersji wydarzeń, która pasowała jej najlepiej. Vivian mogła teraz wyliczyć kilka przypadków, kiedy ich wyjścia nie kończyły się fajnie, czasami były o krok od tragedii, jednak po tylu latach znajomości, nauczyła się odpowiednio postępować z przyjaciółką i nie wdawać się w bezsensowne dysputy.
- Zawsze jest fajnie - potwierdziła poważnym tonem, a dla odpowiedniego efektu skinęła jeszcze głową, jakby była o tym święcie przekonana. Prawda jest taka, że nawet jeśli okoliczności nie były do końca sprzyjające, to Vi cieszyła się z wyjścia z nią i chyba można to podpiąć pod ogólne "fajnie". Poza paroma wpadkami ich wypady były najczęściej udane, więc nie zamierzała narzekać, skoro to doskonała okazja do zabicia nudy i spędzenia wspólnie czasu.
- Tak, ale we własnej łazience nikt mnie nie napadnie... prawdopodobieństwo jest znikome, co innego dzielnica w nocy - odpowiedziała, próbując w jakimś stopniu przemówić drugiej blondynce do rozsądku, może wywołać jakiś respekt przed tym miejscem, ale najprawdopodobniej daremny to trud, bo ciężko przekonać Gretchen do zmiany zdania, a mimo to od lat starała się zawracać ją z niebezpiecznych dróg i argumentować wszelkie ryzyko, z różnym skutkiem.
- Wiem o tym, ale do tej pory nie było okazji. Byłam zbyt skupiona na nauce i pracy, teraz też większość wolnego czasu spędzam w salonie - wzruszyła lekko ramionami, jakby w ogóle jej to nie ruszało, a przecież chciała podróżować, zwiedzić trochę świata. A jednak cały czas to odwlekała, a im dalej w las, tym ciężej było jej coś zaplanować, bo codziennych obowiązków tylko przybywało. Nie oczekiwała, że Gretchen to zrozumie, bo odbywały podobną rozmowę już kilka razy, ale zawsze bawiło ją to zdziwienie.
- Ale w tym roku postanowiłam, że gdzieś wyruszę. Tak w ramach wakacji. Myślisz, że Paryż to dobra opcja na pierwszy raz? - zapytała jako tej bardziej doświadczonej, bo choć dla niektórych to zbyt oklepana i banalna opcja, tak Vi uważała, że warto zacząć od podstaw.
Zaśmiała się lekko na jej zaczepkę i uśmiechnęła się kokieteryjnie, wcale nie odstając w tej grze, którą przecież znała na wylot po tylu wspólnych przygodach.
- Ty również. Gwiazda jest tylko jedna - tu wskazała oczywiście na Holzinger, która swoim ubiorem, ale też barwną osobowością lśniła jasno na tle wszystkich tu obecnych. Nawet nie próbowała jej dorównać, a spokojnie pławiła się w cieniu i trzymała ubocza, choć czasami blask Gretchen doświetlał i ją, by mogły razem stać się centrum zainteresowania.
Usiadły przy barze i Vi z chęcią zgodziła się na mojito. - Za nas - wzniosła szklankę w toaście z melodyjnym śmiechem, bo choć było tak wiele rzeczy, za które mogły wypić, to jednak ten wydawał się najadekwatniejszy.
- Och, to nic takiego. Nie chcę tracić na niego czasu ani energii - machnęła ręką, bo sama niespecjalnie się tym przejęła, skoro znalazła sobie lepsze towarzystwo. I może nie powinna mówić o tym Gretchen, ale z drugiej strony, co to za tajemnica? - Dzięki temu spędziłam wieczór w towarzystwie Zacha Damgaarda, kojarzysz go, prawda? Uczył w Ansuz teorii magii przemiany.
Taktycznie odwróciła głowę, udając, że bierze większego łyka i zerknęła w stronę parkietu, mając nadzieję, że Gretch zmieni temat, żeby uniknąć zakłopotania, które powoli wkradało się na jej policzki i różem zdradzało prawdziwe emocje.
- Zawsze jest fajnie - potwierdziła poważnym tonem, a dla odpowiedniego efektu skinęła jeszcze głową, jakby była o tym święcie przekonana. Prawda jest taka, że nawet jeśli okoliczności nie były do końca sprzyjające, to Vi cieszyła się z wyjścia z nią i chyba można to podpiąć pod ogólne "fajnie". Poza paroma wpadkami ich wypady były najczęściej udane, więc nie zamierzała narzekać, skoro to doskonała okazja do zabicia nudy i spędzenia wspólnie czasu.
- Tak, ale we własnej łazience nikt mnie nie napadnie... prawdopodobieństwo jest znikome, co innego dzielnica w nocy - odpowiedziała, próbując w jakimś stopniu przemówić drugiej blondynce do rozsądku, może wywołać jakiś respekt przed tym miejscem, ale najprawdopodobniej daremny to trud, bo ciężko przekonać Gretchen do zmiany zdania, a mimo to od lat starała się zawracać ją z niebezpiecznych dróg i argumentować wszelkie ryzyko, z różnym skutkiem.
- Wiem o tym, ale do tej pory nie było okazji. Byłam zbyt skupiona na nauce i pracy, teraz też większość wolnego czasu spędzam w salonie - wzruszyła lekko ramionami, jakby w ogóle jej to nie ruszało, a przecież chciała podróżować, zwiedzić trochę świata. A jednak cały czas to odwlekała, a im dalej w las, tym ciężej było jej coś zaplanować, bo codziennych obowiązków tylko przybywało. Nie oczekiwała, że Gretchen to zrozumie, bo odbywały podobną rozmowę już kilka razy, ale zawsze bawiło ją to zdziwienie.
- Ale w tym roku postanowiłam, że gdzieś wyruszę. Tak w ramach wakacji. Myślisz, że Paryż to dobra opcja na pierwszy raz? - zapytała jako tej bardziej doświadczonej, bo choć dla niektórych to zbyt oklepana i banalna opcja, tak Vi uważała, że warto zacząć od podstaw.
Zaśmiała się lekko na jej zaczepkę i uśmiechnęła się kokieteryjnie, wcale nie odstając w tej grze, którą przecież znała na wylot po tylu wspólnych przygodach.
- Ty również. Gwiazda jest tylko jedna - tu wskazała oczywiście na Holzinger, która swoim ubiorem, ale też barwną osobowością lśniła jasno na tle wszystkich tu obecnych. Nawet nie próbowała jej dorównać, a spokojnie pławiła się w cieniu i trzymała ubocza, choć czasami blask Gretchen doświetlał i ją, by mogły razem stać się centrum zainteresowania.
Usiadły przy barze i Vi z chęcią zgodziła się na mojito. - Za nas - wzniosła szklankę w toaście z melodyjnym śmiechem, bo choć było tak wiele rzeczy, za które mogły wypić, to jednak ten wydawał się najadekwatniejszy.
- Och, to nic takiego. Nie chcę tracić na niego czasu ani energii - machnęła ręką, bo sama niespecjalnie się tym przejęła, skoro znalazła sobie lepsze towarzystwo. I może nie powinna mówić o tym Gretchen, ale z drugiej strony, co to za tajemnica? - Dzięki temu spędziłam wieczór w towarzystwie Zacha Damgaarda, kojarzysz go, prawda? Uczył w Ansuz teorii magii przemiany.
Taktycznie odwróciła głowę, udając, że bierze większego łyka i zerknęła w stronę parkietu, mając nadzieję, że Gretch zmieni temat, żeby uniknąć zakłopotania, które powoli wkradało się na jej policzki i różem zdradzało prawdziwe emocje.
Gretchen Holzinger
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Sob 23 Lip - 11:00
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Do słów Gretchen należało podchodzić z ostrożnym dystansem. Nie dość, że nie miała oporów przed tym, aby kłamać jak najęta, to zwykła koloryzować opowiadane przez siebie historie, naginała fakty, przekręcała prawdy tak, by pasowały do tego co chciała przedstawić. W swoich opowieściach to ona zawsze była tą niewinną, a wszystko to, co przypadało do gustu jej samej było absolutnie najlepsze i najwspanialsze. Chciała iść na imprezę do najbardziej podejrzanej części miasta, gdzie nawet w świetle dnia niemądrze było chodzić samemu? Przecież nic się nie stanie, jest bezpiecznie, nie ma o co się martwić. Może po części sama wypierała myśl o ryzyku, święcie przekonana, że dzięki wrodzonej - ku chwale ironii - lisiej przebiegłości wykaraska się z każdej sytuacji.
- Ojejku, nikt nas nie napadnie. Zresztą - jesteś ze mną, obronię cię - stwierdziła Gretchen, znów przewracając oczyma, jakby zawiedziona, że przyjaciółka pokłada w niej za mało wiary. Vivian miała do tego święte prawo. Panna Holzinger nigdy nie wyróżniała się w żadnej dziedzinie magii. Najlepiej opanowała czary, dzięki którym mogła upiększać siebie i świat wokół, lecz pojedynki? Śmiech na sali. Mimo to zmieniać zdania nie zamierzała. Pozwolić, aby włóczył się za nią ochroniarz (chociaż od kilku tygodni rodzice mocno na to nalegali) także nie. Im mniej osób wiedziało o jej poczynaniach, tym lepiej.
- Najwięcej nauczysz się podróżując - wymądrzała się dalej, wzdychając lekko nad przyjaciółką, która trwoniła - w jej mniemaniu - czas na naukę, skończenie studiów. Ciągle jej powtarzała: po co ci to? Przecież dzięki rodzinie i tak miałabyś pracę jako jubiler, jeśli to cię kręci. Vivian niepotrzebnie się męczyła, zamiast korzystać z młodości i uroków życia; Gretchen przypominała jej czasem (sądząc, że jest wspaniałomyślna i troskliwa), że zwykli śmiertelnicy starzeją się szybciej, a zmarszczek się później nie pozbędzie. - Och, tak! Paryż jest cudowny i szalenie romantyczny. Piękne miasto, powinnaś odwiedzić je wiosną, to idealny czas, aby się też zakochać... - ucieszyła się, składając dłonie przy twarzy w radosnym geście, zadowolona, że Vivian wreszcie poszła po rozum do głowy.
Gwiazda jest tylko jedna, temu nie mogła zaprzeczyć, wzruszyła jedynie nonszalancko ramieniem, robiąc przy tym niewinną minę. Uważała Vivian za prawdziwie piękną (dziwiła się nawet, że mogła być tak urodziwa nie mając przy tym demonicznej skazy we krwi), lecz to własne odbicie w lustrze postrzegała jako to najpiękniejsze, niedoścignione. Niekiedy zostawiała na szkle ślad szminki, kiedy zachwycona sobą obdarowywała je całusem.
Szkło stuknęło o szkło, Gretchen upiła nieco zimnego drinka, czując przyjemne orzeźwienie i powiodła spojrzeniem po zebranych z lisim uśmiechem na ustach, jakby oceniała, czy w pubie zjawił się w ogóle ktoś wart jej zainteresowania. Jednocześnie słuchała opowieści Vivian, szczerze zainteresowana nieudaną randką (co mogło być ciekawszego od plotek i dramatów?), ale dopiero informacja o tym jak skończył się ów wieczór sprawiła, że na nowo skupiła spojrzenie błękitnych oczu na zarumienionych policzkach panny Sorensen. To jedynie podsyciło ciekawość. Teraz nie było już szansy, aby ruszyła na parkiet. Wścibskość to kolejna z wad Gretchen, której nawet nie starała się wyzbyć; musiała wiedzieć absolutnie wszystko.
- Miałaś randkę z PROFESOREM?! - wypaliła konspiracyjnym szeptem, otwierając szerzej oczy; zagwizdała też z uznaniem i pokręciła się z niecierpliwością na swoim stołku. Uczyła się dwa lata na Instytucie Ansuz, studiując kulturoznastwo magiczne, zapewne powinna kojarzyć to nazwisko, lecz dawno już wyparła z pamięci wszystkich z grona pedagogicznego. Wbrew zapewnieniom jakimi karmiła rodziców nie miała najmniejszego zamiaru wracać na studia. - Podoba ci się? Ty jemu na pewno. Komu byś się nie podobała, Vi? To takie ekscytujące. Romans z profesorem. Pomyśl o tym, że mógłby udzielić ci prywatnego wykładu w sali wykładowej, ty w stroju studentki, on z długą linijką... Och, rozmarzyłam się. Zaprosił cię na kolejne spotkanie? - paplała jak najęta, nie przejmując się tym, że może jedynie pogłębić zawstydzenie drugiej blondynki.
- Ojejku, nikt nas nie napadnie. Zresztą - jesteś ze mną, obronię cię - stwierdziła Gretchen, znów przewracając oczyma, jakby zawiedziona, że przyjaciółka pokłada w niej za mało wiary. Vivian miała do tego święte prawo. Panna Holzinger nigdy nie wyróżniała się w żadnej dziedzinie magii. Najlepiej opanowała czary, dzięki którym mogła upiększać siebie i świat wokół, lecz pojedynki? Śmiech na sali. Mimo to zmieniać zdania nie zamierzała. Pozwolić, aby włóczył się za nią ochroniarz (chociaż od kilku tygodni rodzice mocno na to nalegali) także nie. Im mniej osób wiedziało o jej poczynaniach, tym lepiej.
- Najwięcej nauczysz się podróżując - wymądrzała się dalej, wzdychając lekko nad przyjaciółką, która trwoniła - w jej mniemaniu - czas na naukę, skończenie studiów. Ciągle jej powtarzała: po co ci to? Przecież dzięki rodzinie i tak miałabyś pracę jako jubiler, jeśli to cię kręci. Vivian niepotrzebnie się męczyła, zamiast korzystać z młodości i uroków życia; Gretchen przypominała jej czasem (sądząc, że jest wspaniałomyślna i troskliwa), że zwykli śmiertelnicy starzeją się szybciej, a zmarszczek się później nie pozbędzie. - Och, tak! Paryż jest cudowny i szalenie romantyczny. Piękne miasto, powinnaś odwiedzić je wiosną, to idealny czas, aby się też zakochać... - ucieszyła się, składając dłonie przy twarzy w radosnym geście, zadowolona, że Vivian wreszcie poszła po rozum do głowy.
Gwiazda jest tylko jedna, temu nie mogła zaprzeczyć, wzruszyła jedynie nonszalancko ramieniem, robiąc przy tym niewinną minę. Uważała Vivian za prawdziwie piękną (dziwiła się nawet, że mogła być tak urodziwa nie mając przy tym demonicznej skazy we krwi), lecz to własne odbicie w lustrze postrzegała jako to najpiękniejsze, niedoścignione. Niekiedy zostawiała na szkle ślad szminki, kiedy zachwycona sobą obdarowywała je całusem.
Szkło stuknęło o szkło, Gretchen upiła nieco zimnego drinka, czując przyjemne orzeźwienie i powiodła spojrzeniem po zebranych z lisim uśmiechem na ustach, jakby oceniała, czy w pubie zjawił się w ogóle ktoś wart jej zainteresowania. Jednocześnie słuchała opowieści Vivian, szczerze zainteresowana nieudaną randką (co mogło być ciekawszego od plotek i dramatów?), ale dopiero informacja o tym jak skończył się ów wieczór sprawiła, że na nowo skupiła spojrzenie błękitnych oczu na zarumienionych policzkach panny Sorensen. To jedynie podsyciło ciekawość. Teraz nie było już szansy, aby ruszyła na parkiet. Wścibskość to kolejna z wad Gretchen, której nawet nie starała się wyzbyć; musiała wiedzieć absolutnie wszystko.
- Miałaś randkę z PROFESOREM?! - wypaliła konspiracyjnym szeptem, otwierając szerzej oczy; zagwizdała też z uznaniem i pokręciła się z niecierpliwością na swoim stołku. Uczyła się dwa lata na Instytucie Ansuz, studiując kulturoznastwo magiczne, zapewne powinna kojarzyć to nazwisko, lecz dawno już wyparła z pamięci wszystkich z grona pedagogicznego. Wbrew zapewnieniom jakimi karmiła rodziców nie miała najmniejszego zamiaru wracać na studia. - Podoba ci się? Ty jemu na pewno. Komu byś się nie podobała, Vi? To takie ekscytujące. Romans z profesorem. Pomyśl o tym, że mógłby udzielić ci prywatnego wykładu w sali wykładowej, ty w stroju studentki, on z długą linijką... Och, rozmarzyłam się. Zaprosił cię na kolejne spotkanie? - paplała jak najęta, nie przejmując się tym, że może jedynie pogłębić zawstydzenie drugiej blondynki.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Vivian Sørensen
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Pon 1 Sie - 23:58
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Relacja Gretchen i Vivian to dość ciekawy przypadek. Z jednej strony Vi nauczyła się brać poprawkę na słowa przyjaciółki, a z drugiej strony zwykle naiwnie jej ulegała i nawet jeśli nie do końca wierzyła, to i tak dała się zaprowadzić do niebezpiecznej dzielnicy. Historia pokazała, że ich wypady różnie się kończyły, nie zawsze pozytywnym wydźwiękiem, ale jednak nigdy nie przytrafiła się im większa krzywda, dlatego też ostrożność blondynek była stosunkowo niska.
- Świetnie - podsumowała, kiedy ustaliły najważniejsze fakty - skoro Gretch mówiła, że nikt ich nie napadnie, to na pewno tak będzie przecież. Zero stresu. Tej obrony nawet nie skomentowała, bo przecież sama doskonale dałaby sobie radę, a przynajmniej to sobie wmawiała.
Kiwnęła jeszcze głową, nie negując jej słów o podróżach, ale też nie wdając się w przesadną analizę, ile i czego można się nauczyć, podróżując. Dotychczas nie miała na to czasu, a właściwie wolała go poświęcić na inne czynności, w jej mniemaniu dużo bardziej przydatne - pracę. Gretchen nie była w stanie zrozumieć jej misji poprawienia reputacji Sørensenów, a po kilku próbach przestała próbować jej to wytłumaczyć i najczęściej unikała tematu albo zbywała półsłówkami. Jasne, miała jedną młodość, ale też miała jedno życie i nie chciała marnować czasu, skoro mogła pozostawić po sobie jakiś ślad, sprawić, że ich firma jubilerska odżyje na nowo.
- Po takiej reklamie na pewno odwiedzę Paryż wiosną - zaśmiała się z reakcji przyjaciółki, ale faktycznie utwierdziła ją w przekonaniu, że to dobry wybór. - A latem może naprawdę wspólnie wyruszymy do Hawany?
Gretchen jako wprawiona podróżniczka miała wiele do zaoferowania i mogła pokazać jej ciekawe miejsca, pewnie w określonym zakresie, bo jednak to wygodna dziewczyna, ale resztę mogłaby zwiedzić sama. Domyślała się, że wspólna podróż jest o wiele ciekawsza od samotnej, ale jeszcze nie zdecydowała, czy swoją pierwszą wycieczkę przeżyje w towarzystwie, czy jednak nie.
Narcystyczna natura przyjaciółki wcale jej nie zrażała, niekiedy była zabawna, czasami nie zwracała uwagi na jej komentarze, a momentami zgadzała się z nią w 100%. Szczerze podziwiała jej urodę, nie sposób było przejść obok niej obojętnie, a dodatkowo miała w sobie dość magnetyzmu, by przyciągać i mamić swoje potencjalne ofiary. Nie oceniała tego, kibicowała jej w podbojach, a czasami sama poznała kogoś fajnego. A dzisiaj wieczór należał tylko do nich.
Obracała w dłoni swojego drinka, opowiadając swoje ostatnie przeżycia w klubie i mogła się spodziewać, że zainteresuje wścibską przyjaciółkę, która w istocie od razu skupiła na niej spojrzenie oraz czekała na dalszy ciąg niemal z wygłodniałym entuzjazmem.
- To nie była randka, tylko przypadkowe spotkanie - sprostowała niemal od razu, ale było za późno. Holzinger zaczęła już snuć opowieść, rozszerzając ją o dalsze pytania i własne wyobrażenia, tak dalekie od rzeczywistości. Viv wywróciła oczami na paplanie drugiej blondynki, ale dała jej się wygadać, zanim zaczęła bardziej szczegółowo wyjaśniać okoliczności tego spotkania.
- Jesteś niepoprawna, Gretch - huldra często słyszała od niej te słowa i za każdym razem były prawdziwe, ale zawsze była w nich też nutka rozbawienia. - Po pierwsze nie jest już profesorem, zajmuje się teraz rodzinnym interesem.
Nie wdawała się w szczegóły, bo byłoby to już rozsiewanie plotek, a ostatecznie to prywatna sprawa mężczyzny, w jakich okolicznościach odszedł z Instytutu.
- Jest przystojny... ale nie ma żadnego romansu. Czy to nie byłoby dziwne? Był moim profesorem - zdawała sobie sprawę, że opinie Gretchen były dość skrajne i pytanie jej o zdanie w takich kwestiach pewnie nie miało wiele sensu, bo na pewno było kontrowersyjne. Nie, żeby ją obchodziło, co myślą ludzie, ale jej rodzice już bardziej się tym przejmowali. A sama nie mogła sobie tego jeszcze poukładać, mając coraz większy mętlik w głowie.
- Zaprosił mnie na randkę do kina śniących - dodała ostatecznie, nie obdzierając przyjaciółki z tego ważnego szczegółu, szczególnie że ten dotyczy poniekąd jej branży.
- Świetnie - podsumowała, kiedy ustaliły najważniejsze fakty - skoro Gretch mówiła, że nikt ich nie napadnie, to na pewno tak będzie przecież. Zero stresu. Tej obrony nawet nie skomentowała, bo przecież sama doskonale dałaby sobie radę, a przynajmniej to sobie wmawiała.
Kiwnęła jeszcze głową, nie negując jej słów o podróżach, ale też nie wdając się w przesadną analizę, ile i czego można się nauczyć, podróżując. Dotychczas nie miała na to czasu, a właściwie wolała go poświęcić na inne czynności, w jej mniemaniu dużo bardziej przydatne - pracę. Gretchen nie była w stanie zrozumieć jej misji poprawienia reputacji Sørensenów, a po kilku próbach przestała próbować jej to wytłumaczyć i najczęściej unikała tematu albo zbywała półsłówkami. Jasne, miała jedną młodość, ale też miała jedno życie i nie chciała marnować czasu, skoro mogła pozostawić po sobie jakiś ślad, sprawić, że ich firma jubilerska odżyje na nowo.
- Po takiej reklamie na pewno odwiedzę Paryż wiosną - zaśmiała się z reakcji przyjaciółki, ale faktycznie utwierdziła ją w przekonaniu, że to dobry wybór. - A latem może naprawdę wspólnie wyruszymy do Hawany?
Gretchen jako wprawiona podróżniczka miała wiele do zaoferowania i mogła pokazać jej ciekawe miejsca, pewnie w określonym zakresie, bo jednak to wygodna dziewczyna, ale resztę mogłaby zwiedzić sama. Domyślała się, że wspólna podróż jest o wiele ciekawsza od samotnej, ale jeszcze nie zdecydowała, czy swoją pierwszą wycieczkę przeżyje w towarzystwie, czy jednak nie.
Narcystyczna natura przyjaciółki wcale jej nie zrażała, niekiedy była zabawna, czasami nie zwracała uwagi na jej komentarze, a momentami zgadzała się z nią w 100%. Szczerze podziwiała jej urodę, nie sposób było przejść obok niej obojętnie, a dodatkowo miała w sobie dość magnetyzmu, by przyciągać i mamić swoje potencjalne ofiary. Nie oceniała tego, kibicowała jej w podbojach, a czasami sama poznała kogoś fajnego. A dzisiaj wieczór należał tylko do nich.
Obracała w dłoni swojego drinka, opowiadając swoje ostatnie przeżycia w klubie i mogła się spodziewać, że zainteresuje wścibską przyjaciółkę, która w istocie od razu skupiła na niej spojrzenie oraz czekała na dalszy ciąg niemal z wygłodniałym entuzjazmem.
- To nie była randka, tylko przypadkowe spotkanie - sprostowała niemal od razu, ale było za późno. Holzinger zaczęła już snuć opowieść, rozszerzając ją o dalsze pytania i własne wyobrażenia, tak dalekie od rzeczywistości. Viv wywróciła oczami na paplanie drugiej blondynki, ale dała jej się wygadać, zanim zaczęła bardziej szczegółowo wyjaśniać okoliczności tego spotkania.
- Jesteś niepoprawna, Gretch - huldra często słyszała od niej te słowa i za każdym razem były prawdziwe, ale zawsze była w nich też nutka rozbawienia. - Po pierwsze nie jest już profesorem, zajmuje się teraz rodzinnym interesem.
Nie wdawała się w szczegóły, bo byłoby to już rozsiewanie plotek, a ostatecznie to prywatna sprawa mężczyzny, w jakich okolicznościach odszedł z Instytutu.
- Jest przystojny... ale nie ma żadnego romansu. Czy to nie byłoby dziwne? Był moim profesorem - zdawała sobie sprawę, że opinie Gretchen były dość skrajne i pytanie jej o zdanie w takich kwestiach pewnie nie miało wiele sensu, bo na pewno było kontrowersyjne. Nie, żeby ją obchodziło, co myślą ludzie, ale jej rodzice już bardziej się tym przejmowali. A sama nie mogła sobie tego jeszcze poukładać, mając coraz większy mętlik w głowie.
- Zaprosił mnie na randkę do kina śniących - dodała ostatecznie, nie obdzierając przyjaciółki z tego ważnego szczegółu, szczególnie że ten dotyczy poniekąd jej branży.
Gretchen Holzinger
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Pią 19 Sie - 15:51
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
W oczach Gretchen panna Sørensen była wyjątkowa i w jej mniemaniu za taką też powinna się uważać, bo przecież rzadko pozwalała na to, aby ktoś zagościł w jej życiu na dłużej. Zazwyczaj po prostu na to nie pozwalała, nudziła się bardzo szybko, wciąż czuła potrzebę wrażeń i dreszczyku emocji jakie towarzyszyły poznawaniu nowych osób; nie chciała też dawać się poznać, przejrzeć innym. Należała do paskudnego kręgu wampirów, które wysysają z innych wszystko, na czym im zależało, a później porzucają bez najmniejszych wyrzutów sumienia i sentymentów. Vivian była inna, przyjaźniły się od lat, a Gretchen wciąż nie nudziła się w jej towarzystwie, choć mocno różniło je podejście do życia. Panna Sørensen wydawała się dużo bardziej praktyczna i rozsądna, dzięki czemu niewątpliwie Gretchen kilkukrotnie uniknęła kłopotów; ona zaś wpadła w nie przez lekkomyślność huldry. Powinna była trzymać się od niej z daleka, ale Gretchen, gdy już zapragnęła mieć kogoś obok, nie pozwalała mu odejść.
- Doskonały pomysł, moja droga, wreszcie zaczynasz mówić rozsądnie - ucieszyła się blondynka na samo wyobrażenie wspólnej podróży na wyspę na drugim końcu świata, stolicy niewielkiego, latynoskiego kraju, gdzie będą wylegiwać się na plaży, flirtować z opalonymi przystojniakami i pić zimne drinki z palemką bez umiaru. W myślach już zaczęła planować ich wspólne wakacje, choć Vivian, znająca Gretchen, musiała spodziewać się, że ta może zwyczajnie o tym zapomnieć; planowała wiele rzeczy, miewała jednak bardzo słomiany zapał i jeszcze krótszą pamięć. Marzenie o prawdziwej Hawanie natychmiast zeszło na dalszy plan, gdy Vivian poruszyła temat nieudanej randki i towarzystwie profesora Damgaarda - dawnego jak uświadomiła to Gretchen, lecz to w niczym nie zawadzało. Wyobraźnia huldry działała już na najwyższych obrotach, należało zaś przyznać, że miała ją niezwykle bogatą.
- To, że zaczęło się przypadkiem nie oznacza, że spotkanie nie mogło ewoluować w randkę - odparła blondynka, przewracając oczyma, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem, tak jak uczyniła to i Vivian przez jej paplaninę. Holzinger nie wydawała się jednak w najmniejszym stopniu zrażona. Wciąż uśmiechała się szelmowsko, kącikiem ust, nie mając zamiaru odpuścić nieprzyzwoitych wizji. - Cóż z tego? Wystarczy, że był. Chyba mógłby skorzystać z sali wykładowej, nie? - fantazjowała dalej. - Jakim interesem? To coś... dochodowego? - zainteresowała się nagle, a w błękitnych oczach błysnęło zainteresowanie. Wykładowcy z pewnością nie zarabiali dużo, więc zmiana zawodu mogła mu wyjść tylko na plus. - Jeszcze nie ma - zaznaczyła huldra, pociągając spory łyk mojito przez słomkę. Znów machnęła ręką, dając Vivian do zrozumienia, że nie powinna się tym przejmować. - Dziwne? Nie, dlaczego? Dopóki nie jest twoim bratem, to można, proste. - Dla huldry nie istniały granice. Miała mocno skrzywiony kręgosłup moralny. Romans z profesorem, przełożonym, szefem... Cóż, wydawało jej się to bardziej ekscytujące, niż dziwne. Klasnęła znów w dłonie, zadowolona z siebie. - WIDZISZ! Mówisz, że to nie romans, ale idziecie na randkę... to rozumiem. Do kina, doskonale, oby wybrał dla was siedzenia w najwyższym rzędzie, najlepiej pustym...Kiedy idziecie? I na jaki film? Wiesz już w co się ubierzesz? - zalała znów Vivian gradem pytań. Była aktorką i uwielbiała kino, lecz w tym momencie wydawało jej się to sprawą drugorzędną. Nawet film mógł zejść na dalszy plan, kiedy w grę wchodził romans.
- Doskonały pomysł, moja droga, wreszcie zaczynasz mówić rozsądnie - ucieszyła się blondynka na samo wyobrażenie wspólnej podróży na wyspę na drugim końcu świata, stolicy niewielkiego, latynoskiego kraju, gdzie będą wylegiwać się na plaży, flirtować z opalonymi przystojniakami i pić zimne drinki z palemką bez umiaru. W myślach już zaczęła planować ich wspólne wakacje, choć Vivian, znająca Gretchen, musiała spodziewać się, że ta może zwyczajnie o tym zapomnieć; planowała wiele rzeczy, miewała jednak bardzo słomiany zapał i jeszcze krótszą pamięć. Marzenie o prawdziwej Hawanie natychmiast zeszło na dalszy plan, gdy Vivian poruszyła temat nieudanej randki i towarzystwie profesora Damgaarda - dawnego jak uświadomiła to Gretchen, lecz to w niczym nie zawadzało. Wyobraźnia huldry działała już na najwyższych obrotach, należało zaś przyznać, że miała ją niezwykle bogatą.
- To, że zaczęło się przypadkiem nie oznacza, że spotkanie nie mogło ewoluować w randkę - odparła blondynka, przewracając oczyma, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem, tak jak uczyniła to i Vivian przez jej paplaninę. Holzinger nie wydawała się jednak w najmniejszym stopniu zrażona. Wciąż uśmiechała się szelmowsko, kącikiem ust, nie mając zamiaru odpuścić nieprzyzwoitych wizji. - Cóż z tego? Wystarczy, że był. Chyba mógłby skorzystać z sali wykładowej, nie? - fantazjowała dalej. - Jakim interesem? To coś... dochodowego? - zainteresowała się nagle, a w błękitnych oczach błysnęło zainteresowanie. Wykładowcy z pewnością nie zarabiali dużo, więc zmiana zawodu mogła mu wyjść tylko na plus. - Jeszcze nie ma - zaznaczyła huldra, pociągając spory łyk mojito przez słomkę. Znów machnęła ręką, dając Vivian do zrozumienia, że nie powinna się tym przejmować. - Dziwne? Nie, dlaczego? Dopóki nie jest twoim bratem, to można, proste. - Dla huldry nie istniały granice. Miała mocno skrzywiony kręgosłup moralny. Romans z profesorem, przełożonym, szefem... Cóż, wydawało jej się to bardziej ekscytujące, niż dziwne. Klasnęła znów w dłonie, zadowolona z siebie. - WIDZISZ! Mówisz, że to nie romans, ale idziecie na randkę... to rozumiem. Do kina, doskonale, oby wybrał dla was siedzenia w najwyższym rzędzie, najlepiej pustym...Kiedy idziecie? I na jaki film? Wiesz już w co się ubierzesz? - zalała znów Vivian gradem pytań. Była aktorką i uwielbiała kino, lecz w tym momencie wydawało jej się to sprawą drugorzędną. Nawet film mógł zejść na dalszy plan, kiedy w grę wchodził romans.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Vivian Sørensen
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Pon 29 Sie - 21:56
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Kluczem do sukcesu w ich relacji była chyba równowaga - balans, które zachowywały, bo podczas gdy Gretchen była tutaj tą bardziej szaloną, tak Vivian nadrabiała w drugą stronę. Sørensen w swoich oczach nigdy nie była typem sztywniary, przeciwnie, zawsze lubiła się bawić i choć przykładała dużą wagę do nauki, tak jednocześnie wiedziała, kiedy może sobie pozwolić na szaleństwa, ale mimo tego uważała, że Gretchen wyzwoliła w niej jakieś dodatkowe pokłady śmiałości, nauczyła ją być bardziej spontaniczną i choć nie raz wpadły w kłopoty, to nigdy nie żałowała, że się przyjaźnią i tak trwały do dzisiaj.
Kwestia wakacji była jeszcze do dogadania, bo Vivian faktycznie zacznie planować wakacje, to nie pozwoli przyjaciółce o tym zapomnieć i prędzej czy później zrealizują plan. Starała się ją motywować w kwestiach, do których ona nie przywiązywała zbyt dużej wagi i choć nie zawsze to wychodziło, tak niektóre sukcesy rekompensowały wszelkie starania. Teraz nie zamierzała wymyślać konkretnych szczegółów, ale jak już do tego usiądzie, Holzinger się nie wymiga.
I tak jak pierwotnie przypuszczała, temat byłego profesora całkowicie pochłonął umysł przyjaciółki, czemu nie mogła się dziwić, ale z drugiej strony czuła zawstydzenie przez tak intensywne zainteresowanie.
- Czy ja wiem... uważam, że przypadkowe spotkanie nie może być randką - wzruszyła lekko ramionami, bo dosyć często miały odmienne opinie na różne tematy, ale potrafiły uszanować swoje wzajemne zdanie, najczęściej. - Jeśli ktoś chce mnie zaprosić na randkę, powinien się jakoś postarać, wymyślić jakiś plan.
Działało to oczywiście w obie strony, parę razy zdarzyło się jej zaprosić na randkę chłopaka i wtedy też działała kreatywnie, a nie po linii najmniejszego oporu. Gretchen powinna to zrozumieć, w końcu też lubiła, gdy mężczyźni o nią zabiegają.
- Z tego, co mówił, jest przedstawicielem tej firmy, produkują kawę. Mówił tylko, że dużo podróżuje - wspomniała, domyślając się, że zapunktuje tym u Gretchen, która jeszcze niedawno zrobiła jej wykład, jak to podróże kształcą. Nie miała pojęcia, jak dochodowa jest ich firma, nie obchodziło jej to, więc nie zamierzała pytać.
Głośny, szczery śmiech wydobył się z jej ust, gdy Gretchen w swoim geniuszu uprościła zasady romansów. "Dopóki nie jest twoim bratem, to można". Jak tu jej nie kochać?
- Jedna randka o niczym nie świadczy przecież, zobaczymy, co się wydarzy - nie chciała niczego przewidywać, a nadal miała swoje wątpliwości, nie tylko z powodu wcześniejszej relacji nauczyciel-uczennica i nadal była w trakcie dywagacji.
- Ma się do mnie odezwać w Nowym Roku, teraz mam gorący okres w pracy i nie mam głowy. Wspominał coś o filmie Czekolada, widziałaś? - zapytała jej jako ekspertki oczywiście, bo sama mało co ogarniała realia kinowe i jak to wygląda z premierami filmowymi. Mało tego, nigdy nie była w kinie śniących, więc miała ograniczone wyobrażenia na ten temat. - Jasne, że nie wiem. Sukienkę jakąś pewnie.
Za wcześnie, żeby planowała szczegóły, choć przyjaciółka rozbawiła ją odrobinę tym pytaniem.
- Dość o mnie - ucięła, dopijając drinka, za chwilę prosząc barmana o kolejne dwa. - Pochwal się swoimi ostatnimi podbojami. Ktoś warty uwagi?
Przelotne romanse Gretchen można by opisać w książce, jej życie było na tyle ciekawe, że prawdopodobnie stałaby się bestsellerem. Vivian z kolei przez ostatni rok poświęciła się pracy i dopiero niedawno zaczęła odzyskiwać balans między obowiązkami a życiem towarzyskim.
Kwestia wakacji była jeszcze do dogadania, bo Vivian faktycznie zacznie planować wakacje, to nie pozwoli przyjaciółce o tym zapomnieć i prędzej czy później zrealizują plan. Starała się ją motywować w kwestiach, do których ona nie przywiązywała zbyt dużej wagi i choć nie zawsze to wychodziło, tak niektóre sukcesy rekompensowały wszelkie starania. Teraz nie zamierzała wymyślać konkretnych szczegółów, ale jak już do tego usiądzie, Holzinger się nie wymiga.
I tak jak pierwotnie przypuszczała, temat byłego profesora całkowicie pochłonął umysł przyjaciółki, czemu nie mogła się dziwić, ale z drugiej strony czuła zawstydzenie przez tak intensywne zainteresowanie.
- Czy ja wiem... uważam, że przypadkowe spotkanie nie może być randką - wzruszyła lekko ramionami, bo dosyć często miały odmienne opinie na różne tematy, ale potrafiły uszanować swoje wzajemne zdanie, najczęściej. - Jeśli ktoś chce mnie zaprosić na randkę, powinien się jakoś postarać, wymyślić jakiś plan.
Działało to oczywiście w obie strony, parę razy zdarzyło się jej zaprosić na randkę chłopaka i wtedy też działała kreatywnie, a nie po linii najmniejszego oporu. Gretchen powinna to zrozumieć, w końcu też lubiła, gdy mężczyźni o nią zabiegają.
- Z tego, co mówił, jest przedstawicielem tej firmy, produkują kawę. Mówił tylko, że dużo podróżuje - wspomniała, domyślając się, że zapunktuje tym u Gretchen, która jeszcze niedawno zrobiła jej wykład, jak to podróże kształcą. Nie miała pojęcia, jak dochodowa jest ich firma, nie obchodziło jej to, więc nie zamierzała pytać.
Głośny, szczery śmiech wydobył się z jej ust, gdy Gretchen w swoim geniuszu uprościła zasady romansów. "Dopóki nie jest twoim bratem, to można". Jak tu jej nie kochać?
- Jedna randka o niczym nie świadczy przecież, zobaczymy, co się wydarzy - nie chciała niczego przewidywać, a nadal miała swoje wątpliwości, nie tylko z powodu wcześniejszej relacji nauczyciel-uczennica i nadal była w trakcie dywagacji.
- Ma się do mnie odezwać w Nowym Roku, teraz mam gorący okres w pracy i nie mam głowy. Wspominał coś o filmie Czekolada, widziałaś? - zapytała jej jako ekspertki oczywiście, bo sama mało co ogarniała realia kinowe i jak to wygląda z premierami filmowymi. Mało tego, nigdy nie była w kinie śniących, więc miała ograniczone wyobrażenia na ten temat. - Jasne, że nie wiem. Sukienkę jakąś pewnie.
Za wcześnie, żeby planowała szczegóły, choć przyjaciółka rozbawiła ją odrobinę tym pytaniem.
- Dość o mnie - ucięła, dopijając drinka, za chwilę prosząc barmana o kolejne dwa. - Pochwal się swoimi ostatnimi podbojami. Ktoś warty uwagi?
Przelotne romanse Gretchen można by opisać w książce, jej życie było na tyle ciekawe, że prawdopodobnie stałaby się bestsellerem. Vivian z kolei przez ostatni rok poświęciła się pracy i dopiero niedawno zaczęła odzyskiwać balans między obowiązkami a życiem towarzyskim.
Gretchen Holzinger
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Sob 24 Wrz - 10:37
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Nie uważała panny Sørensen za sztywniarę. Gdyby tak było, to nie siedziałyby teraz przy barze pubu "Havana" popijając orzeźwiające mojito. Gretchen nie znosiła nudy, robiła wszystko, aby jej uniknąć, więc odtrącała z lekkością ludzi, którzy nie mieli nic ciekawego do zaoferowania. Vivian może i nie miała skłonności do szaleństw równej huldrze, lecz pozwalała zwieść się na pokuszenie i dołączała do zabawy. To było najważniejsze. Wspólnie bawiły się więcej niż dobrze, najczęściej dokładnie tak jak chciała tego Gretchen, dlatego chętnie spędzała czas w towarzystwie Vi. Dostrzegała jeszcze jedną niewątpliwą zaletę tej znajomości - nazwisko noszone przez drugą blondynkę. Była córką jednej z najważniejszych rodzin w całej magicznej Skandynawii, więc warto było ją znać. Tak na wszelki wypadek. Któż wie kiedy będzie potrzebowała takiej znajomości? Wspólna podróż na drugi koniec świata mogła jedynie pogłębić i utrwalić tę relację. Panna Holzinger nie miała teraz zamiaru drążyć tematu, zaczynać planować szczegółowo i dogadywać terminy, koszty... Nie zawracała sobie główki takimi pierdołami. Zwykle działała spontanicznie i pozostawiała kwestie organizacyjne komuś, kto znał się na tym lepiej. Ona nie miała przecież na to czasu.
- Jakże nie? Oczywiście, że może - zaprotestowała na początku, lecz wsłuchawszy się w uzasadnienie przyjaciółki, musiała nieco zweryfikować ten pogląd. Uśmiechnęła się zadowolona, jakby to była jej zasługa, że Vivian ma takie zdanie. - Oooch, rozumiem, masz rację. Tak, tak. Facet powinien o ciebie walczyć. Tak trzymaj, Vi - zaśmiała się, choć jeszcze przed chwilą była gotowa wmawiać, że to była randka i koniec. Cóż, ponoć tylko krowa nie zmienia zdania. Panna Holzinger zaś pod ubraniem ukrywała ogon lisi, a nie krowi, jak często to bywało w przypadku huldr. Zawsze powtarzała, że to mężczyzna powinien się starać, że to do niego należy pierwszy krok i każdy kolejny. Samą siebie uważała za nagrodę za wytrwałe starania. Mówiła tak często, później zaś sama sobie przeczyła, ulegając pragnieniu płynącemu z głębi demonicznej natury.
Ciekawość malowała się na twarzy Gretchen jak rzadko kiedy, gdy słuchała słów przyjaciółki, sącząc drinka przez słomkę. Zawsze była po prostu wścibska, chciała wiedzieć wszystko o wszystkich. Jasne brwi zmarszczyły się w zastanowieniu, gdy analizowała w swojej główce ile taki przedstawiciel handlowy firmy produkującej kawę może zarabiać.
- Myślisz, że ma dużo forsy? - spytała prosto z mostu. To przecież ważne, bardzo ważne, jeśli Vivian myślała po kontynuowaniu tej znajomości. - Skoro dużo podróżuje, to powinien zaproponować ci jakąś podróż w ramach randki. Jest zimno, niech zabierze cię do Dubaju. - Proste i logiczne. Dla kogoś, kto wychował się w dostatku i luksusach nie istniało niemożliwe, tym bardziej nie brała pod uwagę ograniczeń finansowych. - Pewnie. Jedna randka to nie ślub. Jeśli pojawi się ktoś ciekawszy - bogatszy na przykład - na horyzoncie, to się nie wahaj. - Swoje mądrości mogłaby spisywać zapewne w kolumnie jednego z pisemek dla kobiet, tak chętnie czytanych zarówno przez śniące, jak i widzące. Skrzywiła się na wspomnienie o pracy. Naprawdę przekładała obowiązki służbowe ponad sprawy sercowe? Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą, sugerując, że nieco się zawiodła. - Taaak. Niezły film. Może ma dobry gust? Na pewno ma dobry, skoro się o ciebie stara - zaśmiała się znów; w filmie Czekolada brakowało jednego, ważnego elementu, który mógłby uczynić go świetnym - osoby Gretchen Holzinger w głównej roli. - Ale jaką? Może pójdziemy na zakupy? - Nie rozumiała tego ogólnika. Jakąś sukienkę. Kreacja była jednym z najważniejszych punktów każdego wieczoru. Gretchen miała rozplanowane stroje na najbliższy miesiąc, choć często zmieniała zdanie pod wpływem nastroju i chwili.
Dość o mnie, uśmiechnęła się na te słowa. Z przyjemnością dyskutowałaby dalej o potencjalnym romansie, doradzała kolor sukienki i udzielała przemądrzałym tonem rad odnośnie randkowania, lecz nie mogła odmówić sobie ulubionego tematu rozmów - siebie samej.
- Powiedzmy... - zaczęła konspiracyjnym szeptem pochylając się ku przyjaciółce. - Pamiętasz tego prosekutora, o którym ci ostatnio opowiadałam? Cóż, bardzo się stara i zastanawiam się, czy nie dać mu szansy...
- Jakże nie? Oczywiście, że może - zaprotestowała na początku, lecz wsłuchawszy się w uzasadnienie przyjaciółki, musiała nieco zweryfikować ten pogląd. Uśmiechnęła się zadowolona, jakby to była jej zasługa, że Vivian ma takie zdanie. - Oooch, rozumiem, masz rację. Tak, tak. Facet powinien o ciebie walczyć. Tak trzymaj, Vi - zaśmiała się, choć jeszcze przed chwilą była gotowa wmawiać, że to była randka i koniec. Cóż, ponoć tylko krowa nie zmienia zdania. Panna Holzinger zaś pod ubraniem ukrywała ogon lisi, a nie krowi, jak często to bywało w przypadku huldr. Zawsze powtarzała, że to mężczyzna powinien się starać, że to do niego należy pierwszy krok i każdy kolejny. Samą siebie uważała za nagrodę za wytrwałe starania. Mówiła tak często, później zaś sama sobie przeczyła, ulegając pragnieniu płynącemu z głębi demonicznej natury.
Ciekawość malowała się na twarzy Gretchen jak rzadko kiedy, gdy słuchała słów przyjaciółki, sącząc drinka przez słomkę. Zawsze była po prostu wścibska, chciała wiedzieć wszystko o wszystkich. Jasne brwi zmarszczyły się w zastanowieniu, gdy analizowała w swojej główce ile taki przedstawiciel handlowy firmy produkującej kawę może zarabiać.
- Myślisz, że ma dużo forsy? - spytała prosto z mostu. To przecież ważne, bardzo ważne, jeśli Vivian myślała po kontynuowaniu tej znajomości. - Skoro dużo podróżuje, to powinien zaproponować ci jakąś podróż w ramach randki. Jest zimno, niech zabierze cię do Dubaju. - Proste i logiczne. Dla kogoś, kto wychował się w dostatku i luksusach nie istniało niemożliwe, tym bardziej nie brała pod uwagę ograniczeń finansowych. - Pewnie. Jedna randka to nie ślub. Jeśli pojawi się ktoś ciekawszy - bogatszy na przykład - na horyzoncie, to się nie wahaj. - Swoje mądrości mogłaby spisywać zapewne w kolumnie jednego z pisemek dla kobiet, tak chętnie czytanych zarówno przez śniące, jak i widzące. Skrzywiła się na wspomnienie o pracy. Naprawdę przekładała obowiązki służbowe ponad sprawy sercowe? Pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą, sugerując, że nieco się zawiodła. - Taaak. Niezły film. Może ma dobry gust? Na pewno ma dobry, skoro się o ciebie stara - zaśmiała się znów; w filmie Czekolada brakowało jednego, ważnego elementu, który mógłby uczynić go świetnym - osoby Gretchen Holzinger w głównej roli. - Ale jaką? Może pójdziemy na zakupy? - Nie rozumiała tego ogólnika. Jakąś sukienkę. Kreacja była jednym z najważniejszych punktów każdego wieczoru. Gretchen miała rozplanowane stroje na najbliższy miesiąc, choć często zmieniała zdanie pod wpływem nastroju i chwili.
Dość o mnie, uśmiechnęła się na te słowa. Z przyjemnością dyskutowałaby dalej o potencjalnym romansie, doradzała kolor sukienki i udzielała przemądrzałym tonem rad odnośnie randkowania, lecz nie mogła odmówić sobie ulubionego tematu rozmów - siebie samej.
- Powiedzmy... - zaczęła konspiracyjnym szeptem pochylając się ku przyjaciółce. - Pamiętasz tego prosekutora, o którym ci ostatnio opowiadałam? Cóż, bardzo się stara i zastanawiam się, czy nie dać mu szansy...
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Vivian Sørensen
Re: 22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Pon 26 Wrz - 0:01
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Gretchen bez wątpienia jest najbardziej szaloną z przyjaciółek, a nawet znajomych Vivian. Jedna gwiazda jej wystarczyła, choć prawdopodobnie, nawet gdyby chciała, to nie znalazłaby drugiej osoby o podobnym charakterze. Nie przypuszczała też, żeby Holzinger wytrzymała w towarzystwie sztywniary, wręcz miała wrażenie, że sama była jedną z tych bardziej wyważonych znajomych. Przynajmniej dzięki temu żadna z nich nie nudziła się w swoim towarzystwie, więc mogły mniej lub bardziej regularnie spotykać się na imprezach, lub większych wydarzeniach, na które obie były zapraszane.
Już myślała, że Gretchen zostanie nieugięta w swoim zdaniu, ale jednak odpowiednia argumentacja przekonała ją i ostatecznie nawet pochwaliła takie podejście, co wywołało cichy śmiech Vivian. Wiedziała, że takie uzasadnienie przemówi jej do rozsądku, bo wielokrotnie powtarzała, jak to facet musi o nią zabiegać. Sørensen miała do tego trochę inne podejście, bo owszem, chciała, żeby mężczyzna postarał się przy zaproszeniu na randkę, ale sama nigdy nie pozostawała bierna, wierząc, że wspólne zaangażowanie zwiększa szansę na udaną relację. Jeśli tylko jedna strona się stara, to w końcu dojdzie do zmęczenia materiału i zakończenia znajomości. Znała takie historie z opowieści znajomych, a sama raczej wysyłała jasne komunikaty, jeśli nie była zainteresowana - dzięki temu żadna ze stron nie traciła swojego czasu.
- Nie mam pojęcia, zresztą wiesz, że nie ma to dla mnie znaczenia - przypomniała jeszcze, że mają w tej kwestii odmienne podejścia. Ważne, żeby mężczyzna był zaradny i potrafił utrzymać siebie, najbliższych, jeśli tego wymagała sytuacja, ale nie musiał być nadziany, żeby zwróciła na niego uwagę.
- To rodzinny interes, więc przypuszczam, że całkiem przyzwoicie zarabia - bez wdawania się w szczegóły, ale chciała uspokoić przyjaciółkę, że skoro firma się utrzymuje, a jej przedstawiciel dużo podróżuje, to prawdopodobnie nie narzekają na słabe obroty, a co za tym idzie, firma przynosi dochody. Dla Gretchen to pewnie za mało, pewnie chciałaby znać bliżej określoną kwotę, by stwierdzić, czy faktycznie zarobki są odpowiednie.
- Nie żartuj, nawet gdyby zaproponował, to bym się nie zgodziła - zaśmiała się, bo czasami pomysły Holzinger były wręcz absurdalne. Kto na pierwszą randkę zabiera kogoś do Dubaju albo w ogóle na taką poważniejszą wycieczkę? Chodzi przecież o to, żeby się poznać, znaleźć wspólne tematy albo na wstępie stwierdzić, że nic z tego nie będzie. Taka podróż byłaby dość krępująca prawdopodobnie dla obu stron.
- Ach, co ja bym zrobiła bez twoich złotych rad? - pytanie retoryczne i oczywiście ironiczne opuściło usta blondynki, ale w gruncie rzeczy cieszyła się, że bez względu na okoliczności, ma jej wsparcie. I tak, zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka potępia jej pracoholizm, kiedyś nawet próbowała jej wyjaśnić, używając analogii z jej aktorstwem, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, więc ostatecznie się poddała, więc pozostało się zgodzić, że się nie zgadzają.
- W wielu sprawach mamy podobne podejście lub doświadczenia, więc myślę, że musi mieć dobry gust - w innym wypadku skrytykowałaby także siebie, a komplement z ust przyjaciółki przypadł jej do gustu. - Przecież nie będę specjalnie kupować sukienki na randkę. Założę jakąś prostą… może tą granatową bez zdobień?
Najprawdopodobniej wybrałaby coś na szybko przed samym spotkaniem, ale Gretchen nie chciała dać za wygraną, bo sama w odwrotnej sytuacji miałaby pewnie już dziesięć propozycji, a kolejne w drodze.
Ale kiedy w końcu zeszły na temat Holzinger, Vivian poczuła ulgę i mogła w końcu odwdzięczyć się podobną ilością pytań.
- O proszę! Czekaj, ile on ma lat? Jak się stara? Opowiadaj wszystko ze szczegółami - miała co prawda lekki problem, by przypomnieć sobie szczegóły o mężczyźnie, bo u Gretchen to nigdy nie była wartość stała, co chwilę miała na oku kogoś innego albo ktoś inny zabiegał o jej względy, a spamiętać wszystkich było naprawdę ciężko. Czasami dziwiła się, że przyjaciółka nie gubi się w rozrachunku. Poza tym wątpiła, czy omawiany mężczyzna jest w stanie zatrzymać Holzinger na dłużej, ale jeśli zastanawiała się nad daniem mu szansy, to już duży krok.
Już myślała, że Gretchen zostanie nieugięta w swoim zdaniu, ale jednak odpowiednia argumentacja przekonała ją i ostatecznie nawet pochwaliła takie podejście, co wywołało cichy śmiech Vivian. Wiedziała, że takie uzasadnienie przemówi jej do rozsądku, bo wielokrotnie powtarzała, jak to facet musi o nią zabiegać. Sørensen miała do tego trochę inne podejście, bo owszem, chciała, żeby mężczyzna postarał się przy zaproszeniu na randkę, ale sama nigdy nie pozostawała bierna, wierząc, że wspólne zaangażowanie zwiększa szansę na udaną relację. Jeśli tylko jedna strona się stara, to w końcu dojdzie do zmęczenia materiału i zakończenia znajomości. Znała takie historie z opowieści znajomych, a sama raczej wysyłała jasne komunikaty, jeśli nie była zainteresowana - dzięki temu żadna ze stron nie traciła swojego czasu.
- Nie mam pojęcia, zresztą wiesz, że nie ma to dla mnie znaczenia - przypomniała jeszcze, że mają w tej kwestii odmienne podejścia. Ważne, żeby mężczyzna był zaradny i potrafił utrzymać siebie, najbliższych, jeśli tego wymagała sytuacja, ale nie musiał być nadziany, żeby zwróciła na niego uwagę.
- To rodzinny interes, więc przypuszczam, że całkiem przyzwoicie zarabia - bez wdawania się w szczegóły, ale chciała uspokoić przyjaciółkę, że skoro firma się utrzymuje, a jej przedstawiciel dużo podróżuje, to prawdopodobnie nie narzekają na słabe obroty, a co za tym idzie, firma przynosi dochody. Dla Gretchen to pewnie za mało, pewnie chciałaby znać bliżej określoną kwotę, by stwierdzić, czy faktycznie zarobki są odpowiednie.
- Nie żartuj, nawet gdyby zaproponował, to bym się nie zgodziła - zaśmiała się, bo czasami pomysły Holzinger były wręcz absurdalne. Kto na pierwszą randkę zabiera kogoś do Dubaju albo w ogóle na taką poważniejszą wycieczkę? Chodzi przecież o to, żeby się poznać, znaleźć wspólne tematy albo na wstępie stwierdzić, że nic z tego nie będzie. Taka podróż byłaby dość krępująca prawdopodobnie dla obu stron.
- Ach, co ja bym zrobiła bez twoich złotych rad? - pytanie retoryczne i oczywiście ironiczne opuściło usta blondynki, ale w gruncie rzeczy cieszyła się, że bez względu na okoliczności, ma jej wsparcie. I tak, zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka potępia jej pracoholizm, kiedyś nawet próbowała jej wyjaśnić, używając analogii z jej aktorstwem, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów, więc ostatecznie się poddała, więc pozostało się zgodzić, że się nie zgadzają.
- W wielu sprawach mamy podobne podejście lub doświadczenia, więc myślę, że musi mieć dobry gust - w innym wypadku skrytykowałaby także siebie, a komplement z ust przyjaciółki przypadł jej do gustu. - Przecież nie będę specjalnie kupować sukienki na randkę. Założę jakąś prostą… może tą granatową bez zdobień?
Najprawdopodobniej wybrałaby coś na szybko przed samym spotkaniem, ale Gretchen nie chciała dać za wygraną, bo sama w odwrotnej sytuacji miałaby pewnie już dziesięć propozycji, a kolejne w drodze.
Ale kiedy w końcu zeszły na temat Holzinger, Vivian poczuła ulgę i mogła w końcu odwdzięczyć się podobną ilością pytań.
- O proszę! Czekaj, ile on ma lat? Jak się stara? Opowiadaj wszystko ze szczegółami - miała co prawda lekki problem, by przypomnieć sobie szczegóły o mężczyźnie, bo u Gretchen to nigdy nie była wartość stała, co chwilę miała na oku kogoś innego albo ktoś inny zabiegał o jej względy, a spamiętać wszystkich było naprawdę ciężko. Czasami dziwiła się, że przyjaciółka nie gubi się w rozrachunku. Poza tym wątpiła, czy omawiany mężczyzna jest w stanie zatrzymać Holzinger na dłużej, ale jeśli zastanawiała się nad daniem mu szansy, to już duży krok.
Gretchen Holzinger
22.12.2000 – Bar „Havana” – G. Holzinger & V. Sørensen Sro 4 Sty - 16:38
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Uwielbiała słyszeć o sobie, że jest najlepsza, zawsze pierwsza. Najpiękniejsza, najbardziej szalona, najbardziej urocza, nawet najbardziej kapryśna. Wciąż czuła nieustanną potrzebę rywalizacji z innymi kobietami, udowadniania im, że ma nad nimi przewagę, jakby całe życie było jednym, wielkim wyścigiem, gdzie szansę na szczęście ma tylko pierwszych kilka osób.
Znów musiała westchnąć głęboko nad Vivian. Zazwyczaj postrzegała jej naiwność jako uroczą niewinność, lecz jeśli wierzyła we własne słowa, to mogła wpakować się w tarapaty - romans z niemajętnym mężczyzną.
- A powinno mieć znaczenie. Jeśli nie ma forsy, to znaczy, że jest niezaradny i mało przedsiębiorczy, to zaś równa się niskiej inteligencji i braku męskości - wyjaśniła blondynce w swej łaskawości, z pobłażliwym i dobrotliwym uśmiechem, jakby wyjawiała prawdę życiową młodszej siostrze. - Mężczyzna musi mieć pieniądze, inaczej jest nikim. - Za tę prawdę objawioną wzniosła kieliszek i napiła się jeszcze mojito, zaraz zamówiła kolejne, zarówno dla siebie jak i Vivian. - Przyzwoicie to za mało - skomentowała surowym tonem. Zmrużyła oczy w zastanowieniu - ile mógłby mieć przychodów? Z rodzinnego biznesu? O dawnej pracy na uczelni nawet nie myślała. Nie wierzyła, że pracownicy naukowi mogą dobrze zarabiać. Kogo w ogóle obchodzą te wszystkie naukowe bzdety i ich bełkot?
- Dlaczego nie, Vi? Co cię powstrzymuje? Nie bądź taka... - sztywna, tego słowa nie chciała użyć - … zachowawcza. Jesteś taka młoda. Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa.
Gretchen złota rada. Szczerze wierzyła, że to mądre i dobre rady (zamierzała się też obrazić za niesłuchanie ich) i przez chwilę znów zachwyciła się szlachetnością własnego serca. Demon, a taki porządny człowiek. - Pewnie byś zginęła jako wysuszona dziewica - odparła rudowłosa, mimo że pytanie było w pełni retoryczne. Doradzała nawet nieproszona i niepytana. Miała w zwyczaju wtrącać się ze swoimi mądrościami w cudze sprawy. Tym bardziej przypadł jej do gustu temat rozmowy. Samą siebie uwazała za specjalistkę od romansów i związków. Zakrztusiła się więc lekko przez propozycję Vi.
- Co-co proszę? - wykrztusiła z siebie, spoglądając na blondynkę z niedowierzaniem.. - Dlaczego miałabyś nie kupować sukienki? Prostą, granatową sukienkę? Idziesz do niego na egzamin czy pasowanie na studentkę? Chyba oszalałaś - przerażeniem nasycony był ton jej głosu, zniżonego do konspiracyjnego szeptu. Spoglądała na Vi szeroko otwartymi oczyma. Nie miała zamiaru daać za wygraną. Jeśli będzie trzeba, to sama jej kupi odpowiednią sukienkę.
To zabawne jak wiele różnych definicji mogła mieć odpowiednia sukienka.
- Jakieś trzydzieści pięć? Nie wiem dokładnie. Przed czterdziestką - udając, że się zastanawia spojrzała na swojego drinka jak na najbardziej interesującą rzecz na świecie. Wiedziała dokładnie ile ma lat, gdzie pracuje, czym się zajmuje i ile może zarabiać. Dużo. - Przysyła mi bukiety róż, słodkie liściki i wciąż zaprasza mnie na kolację. Niedawno wysłałam mu wiewiórkę, że strasznie zmarzłam na planie filmowym, więc przysłał mi futro z arktycznych lisów. Poza tym ma się czym pochwalić, wiesz... Ciekawe czy Damgaard też może - znaczący uśmiech nie pozostawiał wątpliwości co Gretchen miała na myśli. - Tylko chyba... nudzi mnie, rozumiesz. Nie umie się bawić - westchnęła z żalem, po czym odsunęła do siebie szklankę. Złapała Vivian za ręce i wstała ze stołka. - Na caałe szczęście my umiemy, więc chodźmy.
Szelmowski uśmiech Gretchen nie pozwalał powiedzieć nie, kiedy ciągnęła blondynkę na parkiet, aby dołączyć do szalejących na parkiecie par do gorących, kubańskich rytmów.
Gretchen i Vivian z tematu
Znów musiała westchnąć głęboko nad Vivian. Zazwyczaj postrzegała jej naiwność jako uroczą niewinność, lecz jeśli wierzyła we własne słowa, to mogła wpakować się w tarapaty - romans z niemajętnym mężczyzną.
- A powinno mieć znaczenie. Jeśli nie ma forsy, to znaczy, że jest niezaradny i mało przedsiębiorczy, to zaś równa się niskiej inteligencji i braku męskości - wyjaśniła blondynce w swej łaskawości, z pobłażliwym i dobrotliwym uśmiechem, jakby wyjawiała prawdę życiową młodszej siostrze. - Mężczyzna musi mieć pieniądze, inaczej jest nikim. - Za tę prawdę objawioną wzniosła kieliszek i napiła się jeszcze mojito, zaraz zamówiła kolejne, zarówno dla siebie jak i Vivian. - Przyzwoicie to za mało - skomentowała surowym tonem. Zmrużyła oczy w zastanowieniu - ile mógłby mieć przychodów? Z rodzinnego biznesu? O dawnej pracy na uczelni nawet nie myślała. Nie wierzyła, że pracownicy naukowi mogą dobrze zarabiać. Kogo w ogóle obchodzą te wszystkie naukowe bzdety i ich bełkot?
- Dlaczego nie, Vi? Co cię powstrzymuje? Nie bądź taka... - sztywna, tego słowa nie chciała użyć - … zachowawcza. Jesteś taka młoda. Pozwól sobie na odrobinę szaleństwa.
Gretchen złota rada. Szczerze wierzyła, że to mądre i dobre rady (zamierzała się też obrazić za niesłuchanie ich) i przez chwilę znów zachwyciła się szlachetnością własnego serca. Demon, a taki porządny człowiek. - Pewnie byś zginęła jako wysuszona dziewica - odparła rudowłosa, mimo że pytanie było w pełni retoryczne. Doradzała nawet nieproszona i niepytana. Miała w zwyczaju wtrącać się ze swoimi mądrościami w cudze sprawy. Tym bardziej przypadł jej do gustu temat rozmowy. Samą siebie uwazała za specjalistkę od romansów i związków. Zakrztusiła się więc lekko przez propozycję Vi.
- Co-co proszę? - wykrztusiła z siebie, spoglądając na blondynkę z niedowierzaniem.. - Dlaczego miałabyś nie kupować sukienki? Prostą, granatową sukienkę? Idziesz do niego na egzamin czy pasowanie na studentkę? Chyba oszalałaś - przerażeniem nasycony był ton jej głosu, zniżonego do konspiracyjnego szeptu. Spoglądała na Vi szeroko otwartymi oczyma. Nie miała zamiaru daać za wygraną. Jeśli będzie trzeba, to sama jej kupi odpowiednią sukienkę.
To zabawne jak wiele różnych definicji mogła mieć odpowiednia sukienka.
- Jakieś trzydzieści pięć? Nie wiem dokładnie. Przed czterdziestką - udając, że się zastanawia spojrzała na swojego drinka jak na najbardziej interesującą rzecz na świecie. Wiedziała dokładnie ile ma lat, gdzie pracuje, czym się zajmuje i ile może zarabiać. Dużo. - Przysyła mi bukiety róż, słodkie liściki i wciąż zaprasza mnie na kolację. Niedawno wysłałam mu wiewiórkę, że strasznie zmarzłam na planie filmowym, więc przysłał mi futro z arktycznych lisów. Poza tym ma się czym pochwalić, wiesz... Ciekawe czy Damgaard też może - znaczący uśmiech nie pozostawiał wątpliwości co Gretchen miała na myśli. - Tylko chyba... nudzi mnie, rozumiesz. Nie umie się bawić - westchnęła z żalem, po czym odsunęła do siebie szklankę. Złapała Vivian za ręce i wstała ze stołka. - Na caałe szczęście my umiemy, więc chodźmy.
Szelmowski uśmiech Gretchen nie pozwalał powiedzieć nie, kiedy ciągnęła blondynkę na parkiet, aby dołączyć do szalejących na parkiecie par do gorących, kubańskich rytmów.
Gretchen i Vivian z tematu
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie