:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny
3 posters
Mikkel Guldbrandsen
25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Wto 11 Paź - 22:26
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
25.01.2001
Nie mógł przywyknąć do dziwnego ciężaru na nosie. Lekkiego, co prawda, okulary w zgrabnych, drucianych oprawkach ważyły tyle, co nic, lecz nosił je rzadko. Tylko wtedy, gdy potrzebował widzieć więcej i lepiej. Nie miał wady wzroku, nie potrzebował korekcyjnych szkieł, lecz magiczne właściwości grudniowego znaleziska w jednym z antykwariatów na ulicy Handlowej sprawiły, że częściej można było Guldbrandsena ujrzeć w okularach na nosie. Szczególnie wtedy, gdy ulice Midgardu przemierzał z pasem oficerskim skrzętnie ukrytym pod ubraniem. W zimową porę było to łatwiejsze, trudno go dostrzec pod grubymi warstwami ubrań. Te, które włożył na grzbiet dzisiejszego wieczoru nie wyróżniały go spośród mieszkańców dzielnicy Ymira Starszego, lecz stanowiły kontrast dla powierzchowności jaką prezentował światu na co dzień - nieszczególnie eleganckie i przypadkowo dobrane czyniły zeń człowieka raczej pogubionego i niezbyt zamożnego. Na tym mu zależało, kiedy sączył ciemne i gorzkie ale w jednym z tanich pubów, jedynie od czasu do czasu, niby przypadkiem, sięgając wzrokiem do innego gościa, czekającego przy barze z wyraźnie malującą się na twarzy złością. Obserwował go od jakiegoś czasu. Nie śpieszył się jednak, nie wychylał. Był ostrożny, a przynajmniej się starał. Nie zawsze podążał za nim krok w krok. Sądził, że pojawia się na jego drodze przez przypadek, często maskując wcześniej czarem bliznę na policzku, która była zbyt charakterystyczna. Wysłuchawszy jednak jego kłótni ze zdecydowanie młodszym galdrem, z wytatuowaną szyją i karkiem, postanowił, że dźwignie tyłek ze stołka krótko po nim, z nadzieją, że doprowadzi go do miejsca, gdzie - jak podejrzewał - ukrywali artefakty przesiąknięte zakazaną magią. Przeklęte, naznaczone plugastwem, niebezpieczne. Był pewien, że w końcu wpadnie, że się potknie i wtedy go dopadnie. Przyłapie na gorącym uczynku. Zdobędzie dowód i powód, aby móc zaklęciem sprawdzić, czy włada zaklęciami z dziedziny magii zakazanej
Dowód na to miał otrzymać o wiele szybciej niż się spodziewał, lecz wszystko poszło nie po jego myśli. Niezgodnie z planem.
Może dokładnie tak jak założył to sobie on. Czyżby wiedział, że jest obserwowany? Czy kłótnia w barze była jedynie starannie odegraną szopką, przedstawieniem dla Kruczego Strażnika, który podążył jego śladem w zimowy, mroźny wieczór ku przesmykowi Lokiego? Śnieg gęsto prószył z bezgwiezdnego nieba, ograniczając widoczność; Mikkel trzymał spory dystans i może dlatego nieprędko się zorientował gdzie dokładnie zmierzają. Podejrzany na chwilę zniknął mu z oczu, ale to nic, myślał Guldbrandsen. W taki wieczór, w tym miejscu byłoby podejrzane, gdyby trzymał się go jak rzep psiego ogona.
Tymczasem to on został zagoniony w kozi róg. Skręcił w jedną z uliczek, która dopiero po kilkunastu przemierzonych metrach okazała się ślepa. Wysokiej sylwetki, na którą spoglądał od kilku tygodni, nie dostrzegał przed sobą - dopiero wtedy, gdy obrócił się przez ramię i ich spojrzenia się skrzyżowały.
- Nie szukam kłopotów - rzucił w jego stronę, wciąż odgrywając starannie rolę przypadkowego przechodnia, który trafił w nieodpowiednie miejsce w nieodpowiednim czasie.
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Czw 13 Paź - 11:36
- Jesteś pieprzonym debilem, Herman - zawyrokował, podnosząc się gwałtownie ze stołka. Chłopak skrzywił się na te słowa ciaśniej oplatając grube szkło kufla, ale powstrzymał się od dalszej dyskusji. Nie było sensu strzępić języka - z Tore się nie dyskutowało.
Tore miał kanciastą twarz, krucze włosy w nienagannym ładzie i czerwoną bliznę ciągnącą się od ucha po wewnętrzną część szyi - krążyło wokół niej wiele plotek, ale żadnej z nich nigdy nie potwierdził. Miał pieniądze, a przynajmniej wyglądał jakby je miał, bo strojem nie odstawał od bogatych bufonów z lepszej części miasta. Podobno pochodził z nędzy, matka wyrzuciła go na bruk, gdy miał naście lat i sam, krok po kroku dorobił się całego majątku. Podobno nie miał złamanego talara przy duszy, ale mistrzowsko opanował sztukę zwodzenia, przeobrażając się w tę dziwną personę. Podobno nie był stąd, bo jego akcent był zbyt twardy, słyszalny przy wypowiadaniu poszczególnych głosek. Podobno urodził się w Migdardzie i choć spędził młodość za granicą, wrócił by pogrążyć to miasto w pożodze prywatnej zemsty. Podobno. O Tore krążyło zbyt wiele plotek, strzępków niepasujących dla siebie opowieści, by ktokolwiek był zdolny ułożyć z nich prawdziwą historię.
Poprawiwszy poły czarnego płaszcza i krawat nieznośnie wpijający się w szyję, przybrał obojętny wyraz twarzy, jakby chwilę wcześniej wcale nie miał ochoty zacisnąć kościstych palców wokół szyi młodszego chłopaka. Rozważał to - jedynie drobną chwilę - szybko jednak przeniósł uwagę na ładną kelnerkę, która zatrzymała się kawałek obok. Wyszeptał jej coś do ucha, prostą wiadomość, na którą odpowiedziała jedynie skinieniem głowy, po czym powróciła do swoich zadań.
- Kurwa, następnym razem będę wiedział!- Odważył się w końcu Herman, w ślad za starszym mężczyzną, unosząc się z miejsca. Tore uśmiechnął się krzywo, obracając na pięcie.
- Następnym razem? - rzucił przez ramię unosząc brew, a chwilę później zniknął za drzwiami baru.
Zorientował się, że ktoś go śledzi koło piątej minuty marszu, tuż przy witrynie antykwariatu, do którego zmierzał. Kilka sekund więcej i sam popełniłby błąd. Uświadomiwszy sobie, że ma ogon, skręcił w jedną z ciemnych uliczek, uważnie nasłuchując, czy cień podąży za nim. W Przesmyku zbiegi okoliczności nie istniały, nieostrożność kończyła się podciętym grałem - znał tę zasadę doskonale. Upewniwszy się co do swoich przypuszczeń, z dala od świateł ulicznych latarni, zniknął za wąską przerwą między krzywymi kamienicami, pozwalając aby nieświadomy jegomość go wyprzedził. Wyłonił się z ukrycia dopiero po chwili.
Uśmiechnął się na słowa Mikkela, ściągając z rąk skórzane rękawiczki i wkładając je do kieszeni płaszcza. Powoli, nieśpiesznie.
- Brjóta rifbein. - Z Tore się nie dyskutowało.
Według wcześniejszych ustaleń +35 do rzutów z dziedziny magii zakazanej, 15 punktów w sprawności fizycznej, jeśli dojdzie do rękoczynu.
Brjóta rifbein (Frango costae) – łamie żebra, utrudnia oddychanie (kara -10 do rzutów kością dla ofiary zaklęcia).
Próg: 35/123 - powodzenie
Rut : 88 + 35 = 123
k6: 5
Tore miał kanciastą twarz, krucze włosy w nienagannym ładzie i czerwoną bliznę ciągnącą się od ucha po wewnętrzną część szyi - krążyło wokół niej wiele plotek, ale żadnej z nich nigdy nie potwierdził. Miał pieniądze, a przynajmniej wyglądał jakby je miał, bo strojem nie odstawał od bogatych bufonów z lepszej części miasta. Podobno pochodził z nędzy, matka wyrzuciła go na bruk, gdy miał naście lat i sam, krok po kroku dorobił się całego majątku. Podobno nie miał złamanego talara przy duszy, ale mistrzowsko opanował sztukę zwodzenia, przeobrażając się w tę dziwną personę. Podobno nie był stąd, bo jego akcent był zbyt twardy, słyszalny przy wypowiadaniu poszczególnych głosek. Podobno urodził się w Migdardzie i choć spędził młodość za granicą, wrócił by pogrążyć to miasto w pożodze prywatnej zemsty. Podobno. O Tore krążyło zbyt wiele plotek, strzępków niepasujących dla siebie opowieści, by ktokolwiek był zdolny ułożyć z nich prawdziwą historię.
Poprawiwszy poły czarnego płaszcza i krawat nieznośnie wpijający się w szyję, przybrał obojętny wyraz twarzy, jakby chwilę wcześniej wcale nie miał ochoty zacisnąć kościstych palców wokół szyi młodszego chłopaka. Rozważał to - jedynie drobną chwilę - szybko jednak przeniósł uwagę na ładną kelnerkę, która zatrzymała się kawałek obok. Wyszeptał jej coś do ucha, prostą wiadomość, na którą odpowiedziała jedynie skinieniem głowy, po czym powróciła do swoich zadań.
- Kurwa, następnym razem będę wiedział!- Odważył się w końcu Herman, w ślad za starszym mężczyzną, unosząc się z miejsca. Tore uśmiechnął się krzywo, obracając na pięcie.
- Następnym razem? - rzucił przez ramię unosząc brew, a chwilę później zniknął za drzwiami baru.
Zorientował się, że ktoś go śledzi koło piątej minuty marszu, tuż przy witrynie antykwariatu, do którego zmierzał. Kilka sekund więcej i sam popełniłby błąd. Uświadomiwszy sobie, że ma ogon, skręcił w jedną z ciemnych uliczek, uważnie nasłuchując, czy cień podąży za nim. W Przesmyku zbiegi okoliczności nie istniały, nieostrożność kończyła się podciętym grałem - znał tę zasadę doskonale. Upewniwszy się co do swoich przypuszczeń, z dala od świateł ulicznych latarni, zniknął za wąską przerwą między krzywymi kamienicami, pozwalając aby nieświadomy jegomość go wyprzedził. Wyłonił się z ukrycia dopiero po chwili.
Uśmiechnął się na słowa Mikkela, ściągając z rąk skórzane rękawiczki i wkładając je do kieszeni płaszcza. Powoli, nieśpiesznie.
- Brjóta rifbein. - Z Tore się nie dyskutowało.
Według wcześniejszych ustaleń +35 do rzutów z dziedziny magii zakazanej, 15 punktów w sprawności fizycznej, jeśli dojdzie do rękoczynu.
Brjóta rifbein (Frango costae) – łamie żebra, utrudnia oddychanie (kara -10 do rzutów kością dla ofiary zaklęcia).
Próg: 35/123 - powodzenie
Rut : 88 + 35 = 123
k6: 5
Mikkel Guldbrandsen
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Czw 13 Paź - 16:58
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Dzielnica Ymira Starszego w Midgardzie nie cieszyła się dobrą sławą. Od dziesiątek lat uchodziła za biedną i niebezpieczną, gniazdo żmij, gdzie zbrodnia mogła wykluwać się w cieple zepsucia i pod cichym przyzwoleniem mieszkańców. Wybudowanie tu imponującego gmachu Stortingu miało ją odczarować. Gmach jednego z wymiarów prawa zapewne miał symbolizować, że i tutaj każdego dosięgnie sprawiedliwość, lecz w mniemaniu Mikkela wciąż niewiele się zmieniło. Przesmyk Lokiego był szczególnie wyjątkowym miejscem. Od lat krążyły o nim plotki; o tym co można było tu znaleźć, jeśli wiedziało się gdzie szukać. Truciznach, zaklętych przedmiotach, artefaktach niezbędnych do przeklętych rytuałów, traktatach o magii zakazanej. Całe miasto szeptało, że to właśnie tutaj ślepcy mają swoje gniazdo. A mimo to przesmyk zdawał się istnieć jakby odrębny organizm, coś poza Midgardem, czego władze miasta nie mogły do końca kontrolować. Guldbrandsen często zastanawiał się dlaczego tak jest. Nie wątpił w Radę i jej postanowienia, lecz gdyby to on miał zdecydować, to organy ścigania już dawno podjęłyby dużo bardziej radykalne kroki w celu położenia kresu ślepej zarazy. Może wtedy nie doszłoby do sytuacji jak tego wieczoru.
Zapewne w innej dzielnicy miasta nie miałoby to miejsca. Nigdzie, tak po prawdzie, nie było do końca bezpiecznie. Wszędzie, nawet i pod samą siedzibą Kruczej Straży (mawiano przecież, że pod latarnią jest najciemniej) każdy mógł paść ofiarą ataku. Nawet nie ślepca, lecz po prostu przestępcy łasego na cudze mienie, ciało, ból. W całym Midgardzie należało uważać, szczególnie teraz, bo do zagadkowych morderstw nie dochodziło jedynie w dzielnicy Ymira Starszego. Istniało jednak niewielkie prawdopodobieństwo, że oberwie tak silnym zaklęciem z dziedziny magii zakazanej tak na dobry wieczór. Nie spodziewał się, że Tore wda się z nim w dyskusję. Mikkel zdołał dotrzeć do wielu pogłosek, które krążyły wokół jego wysokiej sylwetki i kanciastej twarzy, lecz mknący ku niemu promień był właściwie lekkim zaskoczeniem - znał już tę inkantację. W półmroku nie mógł tego dostrzec, lecz był pewien, że oczy Tore zaszły teraz bielą. Dokładnie tak jak podejrzewał.
- Bughr - rzucił na wydechu, unosząc przed sobą dłonie w obronnym geście, z zamiarem wyczarowania tarczy; Tore zdołał go zaskoczyć, przez co teraz pluł sobie w brodę.
Bughr (Scutia) – tworzy magiczną tarczę, która pochłania wiązki rzuconych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu i magii zakazanej z I poziomu).
Próg: 123
45 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) = 85/123 - obrona nieudana
Zapewne w innej dzielnicy miasta nie miałoby to miejsca. Nigdzie, tak po prawdzie, nie było do końca bezpiecznie. Wszędzie, nawet i pod samą siedzibą Kruczej Straży (mawiano przecież, że pod latarnią jest najciemniej) każdy mógł paść ofiarą ataku. Nawet nie ślepca, lecz po prostu przestępcy łasego na cudze mienie, ciało, ból. W całym Midgardzie należało uważać, szczególnie teraz, bo do zagadkowych morderstw nie dochodziło jedynie w dzielnicy Ymira Starszego. Istniało jednak niewielkie prawdopodobieństwo, że oberwie tak silnym zaklęciem z dziedziny magii zakazanej tak na dobry wieczór. Nie spodziewał się, że Tore wda się z nim w dyskusję. Mikkel zdołał dotrzeć do wielu pogłosek, które krążyły wokół jego wysokiej sylwetki i kanciastej twarzy, lecz mknący ku niemu promień był właściwie lekkim zaskoczeniem - znał już tę inkantację. W półmroku nie mógł tego dostrzec, lecz był pewien, że oczy Tore zaszły teraz bielą. Dokładnie tak jak podejrzewał.
- Bughr - rzucił na wydechu, unosząc przed sobą dłonie w obronnym geście, z zamiarem wyczarowania tarczy; Tore zdołał go zaskoczyć, przez co teraz pluł sobie w brodę.
Bughr (Scutia) – tworzy magiczną tarczę, która pochłania wiązki rzuconych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu i magii zakazanej z I poziomu).
Próg: 123
45 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) = 85/123 - obrona nieudana
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Mistrz Gry
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Czw 13 Paź - 16:58
The member 'Mikkel Guldbrandsen' has done the following action : kości
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 45
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Bezimienny
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Nie 30 Paź - 14:08
Znał tę część miasta jak własną kieszeń. Każdy zakamarek, każde ciasne przejście między nierównymi ścianami ceglanych kamienic. Przesmyk już dawno przeżarło zbrukanie, ulice trawił płomień nieprzyzwoitości, zepsucia. Nienawidził tego miejsca, tak jak trzymał je blisko kamiennej faktury serca w tym samym czasie - szczurów przemykających ulicą do kratek ściegowych, przydymionego światła ulicznych latarni, które lubiły psuć się w najbardziej nieodpowiednich miejscach, przerażonych spojrzeń mijanych przechodniów. Bo przesmyk go stworzył, takiego, jakim był teraz, nauczył go wszystkiego, sprawił, że był kimś.
Poprawił mankiet białej koszuli wystającej spod rękawa płaszcza, srebrna spinka o owalnym kształcie zabłysła w świetle dobiegającym zza którejś z szyb. Ktoś wysoko ponad ich głowami zatrzasnął okiennice, zmęczony kolejnym widowiskiem - zapewnie był już świadkiem niejednego. W miejscu takim jak to nie było dla Mikkela ratunku - nie, żeby go potrzebował, Tore w końcu nie miał najmniejszego pojęcia, że przypadkowa przylepa była w istocie wykwalifikowanym oficerem Kruczej Straży. Może, gdyby miał świadomość kompetencji przeciwnika, zawahałby się odrobinę przed wyrecytowaniem inkantacji, zrezygnowałby z krwawej jatki na rzecz zniknięcia w ciasnym przejściu pomiędzy kamienicami. Mógł pożałować własnej pochopności.
Czas pokaże.
Splótł ręce za plecami, odchrząkując tuż po celnie zadanym zaklęciu. Po pierwszej demonstracji siły nadeszła przerwa na pytania, dowiedzenie się czego mężczyzna szukał, czego od niego chciał. O ile nieszczęśnik dostanie szansę na wypowiedzenie jakiegokolwiek zdania - nie był pewny, czy jest w nastroju do słuchania.
- No popatrz, kłopoty same cię znalazły. - Wykrzywił usta, brzytwa uśmiechu zupełnie nie pasowała do jego podobizny - jakby ktoś przykleił ją tam na siłę, jakby pochodziła z zupełnie innego portretu. - Przeproś, a może dam ci okazję do wyjaśnień - powiedział, przekrzywiając lekko głowę. Przewrotnie nie dał mu jednak okazji do zabrania głosu.
- Uppköst. - Kolejne zaklęcie powędrowało w kierunku Mikkela.
Uppköst (Vomitu cruento) – ofiara przez II tury zaczyna pluć oraz wymiotować krwią (otrzymuje karę -15 do rzutu). Po dłuższym czasie może doprowadzić do śmierci z wykrwawienia.
Próg: 45/ 77 - powodzenie
Rut : 42 + 35 = 77
k6: 5
Poprawił mankiet białej koszuli wystającej spod rękawa płaszcza, srebrna spinka o owalnym kształcie zabłysła w świetle dobiegającym zza którejś z szyb. Ktoś wysoko ponad ich głowami zatrzasnął okiennice, zmęczony kolejnym widowiskiem - zapewnie był już świadkiem niejednego. W miejscu takim jak to nie było dla Mikkela ratunku - nie, żeby go potrzebował, Tore w końcu nie miał najmniejszego pojęcia, że przypadkowa przylepa była w istocie wykwalifikowanym oficerem Kruczej Straży. Może, gdyby miał świadomość kompetencji przeciwnika, zawahałby się odrobinę przed wyrecytowaniem inkantacji, zrezygnowałby z krwawej jatki na rzecz zniknięcia w ciasnym przejściu pomiędzy kamienicami. Mógł pożałować własnej pochopności.
Czas pokaże.
Splótł ręce za plecami, odchrząkując tuż po celnie zadanym zaklęciu. Po pierwszej demonstracji siły nadeszła przerwa na pytania, dowiedzenie się czego mężczyzna szukał, czego od niego chciał. O ile nieszczęśnik dostanie szansę na wypowiedzenie jakiegokolwiek zdania - nie był pewny, czy jest w nastroju do słuchania.
- No popatrz, kłopoty same cię znalazły. - Wykrzywił usta, brzytwa uśmiechu zupełnie nie pasowała do jego podobizny - jakby ktoś przykleił ją tam na siłę, jakby pochodziła z zupełnie innego portretu. - Przeproś, a może dam ci okazję do wyjaśnień - powiedział, przekrzywiając lekko głowę. Przewrotnie nie dał mu jednak okazji do zabrania głosu.
- Uppköst. - Kolejne zaklęcie powędrowało w kierunku Mikkela.
Uppköst (Vomitu cruento) – ofiara przez II tury zaczyna pluć oraz wymiotować krwią (otrzymuje karę -15 do rzutu). Po dłuższym czasie może doprowadzić do śmierci z wykrwawienia.
Próg: 45/ 77 - powodzenie
Rut : 42 + 35 = 77
k6: 5
Mistrz Gry
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Nie 30 Paź - 14:08
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 42
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Mikkel Guldbrandsen
Re: 25.01.2001 – Ślepa uliczka – M. Guldbrandsen & Bezimienny Nie 30 Paź - 14:19
Mikkel GuldbrandsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 32 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sokół
Atuty : lider (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 10 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Zaklęcie śledzonego dotąd ślepca okazało się potężniejsze niż Guldbrandsen się spodziewał. Nie sądził, że człowiek ten będzie zdolny do użycia tak silnej magii. Z dziecinną wręcz łatwością przedarło się przez jego tarczę (a raczej coś, co próbowało najwyraźniej nią być) i trafiło oficera prosto w - nomen omen - pierś. Tylko on usłyszał cichy trzask łamiących się żeber. Nie wiedział nawet ile dokładnie, miał wrażenie jakby złamały się wszystkie. Wokół klatki piersiowej Guldbrandsena zacisnęła się żelazna obręcz bólu, złapanie oddechu okazało się nie lada wyczynem; nie pierwszy raz oberwał tym zaklęciem, niestety, to doświadczenie jednak nie sprawiło, że zabolało mniej. Z trudem złapał w usta powietrze, którego chłód jeszcze mocniej podrażniał ciało.
- Nie bądź kretynem, Tore - wyrzekł Mikkel z trudem, siląc się na fałszywy spokój; musiał zachować zimną krew, jeśli miał zamiar się z tego wykaraskać. Tore najwyraźniej był kretynem mimo wszystko, skoro ni stąd, ni zowąd sięgnął po magię zakazaną, zdradzając się od razu. Sądził, że Krucza Straż nie ma szansy wpaść na jego trop, że śledzi go nieprzyjaciel z Przesmyku? Ugryzł się w język, nie dopowiadając kilku słów o tym, ze może jeszcze sobie pomóc.
Nie zdążył się też odszczeknąć o przeprosinach, których nie miał najmniejszego zamiaru wypowiadać, bo znów spróbował wyczarować tarczę; ból złamanych żeber utrudniał mu zarówno mówienie, jak i jakikolwiek ruch, dlatego cicho wypowiedziane Bughr mogło być właściwie nieme - na nic się zdało, gdy przeszył srebrzystą poświatę kolejny promień. Tym razem to żołądek przewrócił mu się na drugą stronę, lecz to nie śniadanie miał zwrócić na brudny śnieg.
- Reip - zawołał, ignorując wciąż ból, a kiedy tylko otworzył usta, popłynęły z kącików szkarłatne stróżki. Ledwie przełknął posokę, która gromadziła mu się w ustach i przełyku. Musiał go unieruchomić, unieszkodliwić… Najlepiej związać ręce i uciszyć, aby nie miał szansy na kolejny atak, bo jak dotąd nie udało się Mikkelowi przed którymkolwiek obronić - Tore okazał się trudniejszym przeciwnikiem niż sądził.
Dłonie jednak zadrżały, a promień czaru poszybował gdzieś w lewo, nie mając szansy dosięgnąć ślepca.
Bughr (Scutia) – tworzy magiczną tarczę, która pochłania wiązki rzuconych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu i magii zakazanej z I poziomu).
Próg: 77
14 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) -10 (kara) = 44/77 - obrona nieudana
Reip (Inurdus) – przywołuje niewidzialne sznury, które unieruchamiają przeciwnika.
Próg: 70
52 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) - 10 (kara) = 82/70
k1 – krytyczna porażka, zaklęcie nie zostało poprawnie wycelowane bez względu na wylosowany przez gracza wynik k100
- Nie bądź kretynem, Tore - wyrzekł Mikkel z trudem, siląc się na fałszywy spokój; musiał zachować zimną krew, jeśli miał zamiar się z tego wykaraskać. Tore najwyraźniej był kretynem mimo wszystko, skoro ni stąd, ni zowąd sięgnął po magię zakazaną, zdradzając się od razu. Sądził, że Krucza Straż nie ma szansy wpaść na jego trop, że śledzi go nieprzyjaciel z Przesmyku? Ugryzł się w język, nie dopowiadając kilku słów o tym, ze może jeszcze sobie pomóc.
Nie zdążył się też odszczeknąć o przeprosinach, których nie miał najmniejszego zamiaru wypowiadać, bo znów spróbował wyczarować tarczę; ból złamanych żeber utrudniał mu zarówno mówienie, jak i jakikolwiek ruch, dlatego cicho wypowiedziane Bughr mogło być właściwie nieme - na nic się zdało, gdy przeszył srebrzystą poświatę kolejny promień. Tym razem to żołądek przewrócił mu się na drugą stronę, lecz to nie śniadanie miał zwrócić na brudny śnieg.
- Reip - zawołał, ignorując wciąż ból, a kiedy tylko otworzył usta, popłynęły z kącików szkarłatne stróżki. Ledwie przełknął posokę, która gromadziła mu się w ustach i przełyku. Musiał go unieruchomić, unieszkodliwić… Najlepiej związać ręce i uciszyć, aby nie miał szansy na kolejny atak, bo jak dotąd nie udało się Mikkelowi przed którymkolwiek obronić - Tore okazał się trudniejszym przeciwnikiem niż sądził.
Dłonie jednak zadrżały, a promień czaru poszybował gdzieś w lewo, nie mając szansy dosięgnąć ślepca.
Bughr (Scutia) – tworzy magiczną tarczę, która pochłania wiązki rzuconych zaklęć (dotyczy zaklęć z I i II poziomu i magii zakazanej z I poziomu).
Próg: 77
14 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) -10 (kara) = 44/77 - obrona nieudana
Reip (Inurdus) – przywołuje niewidzialne sznury, które unieruchamiają przeciwnika.
Próg: 70
52 (k100) + 35 (m. użytkowa) + 5 (atut) - 10 (kara) = 82/70
k1 – krytyczna porażka, zaklęcie nie zostało poprawnie wycelowane bez względu na wylosowany przez gracza wynik k100
when I say innocent
I should say naive
I should say naive
Bezimienny
Mikkel & Bezimienny Czw 15 Gru - 1:03
Tore nigdy nie należał do osób przesadnie ostrożnych, nie w tej dzielnicy, nie wtedy gdy z dala od świateł latarni spowijała go zasłona cienia. Tak właśnie zyskiwało się władzę - butą, sięganiem po nią rękami z niezachwianą pewnością wygranej. Czasem potykał się o to przeświadczenie, zdobywał nowe rany schowane pod wełną garniturów i bielą koszu, ale jeszcze nigdy nie przyszpiliło go ono do ziemi. Wahanie było równoznaczne ze śmiercią, szczególnie dla takich jak on.
Uśmiechnął się pod nosem, nawet nie próbując zamaskować satysfakcji, jaką sprawił mu dźwięk łamanych żeber. Muzyka, jego własna symfonia wygrana subtelnym pociągnięciem smyczka, zawtórowana przez rwany oddech. Nic tak nie zmieniało ludzkiej twarzy jak ból - przedziwny moment, nawet ludzie dobrze znajomi, ostali wyraźnie w pamięci przeobrażali się wtedy nie do poznania. Ból i strach - najbrzydsze piękno emocji.
Nazwany kretynem zaśmiał się pod nosem. Zatriumfował we wnętrzu samego siebie, już do reszty przekonany, że jego działania były słuszne, że przechodzień świetnie wiedział, kim był. Umykał Kruczej Straży od lat, prewencja już nie raz ratowała mu skórę. Być może był idiotą, zbyt pochopnym i śmiałym, utkwionym w zabójczej pewności, że Przesmyk zupełnie wyślizną się służbom z kontroli, jest tu całkowicie bezpieczny.
Zaklęcia trafiały z zabójczą precyzją, właściwie był nieco rozczarowany tak marnym popisem sił drugiego mężczyzny. Cuchnął amatorszczyzną. Tore cenił swój czas - nie miał go na tyle, by użerać się z każdym żółtodziobem nieudolnie sięgającym po jego głowę. Mimo wszystko, przesiąknięty sadystycznym momentum, rozłożył szeroko ręce uśmiechając się promiennie.
- Ostatnia szansa - powiedział, wbijając ciemne spojrzenie w niedoszłego oprawcę, który lada chwila miał się zamienić w kolejną z ofiar. - Szkoda by było, gdyby rodzina musiała szukać twoich resztek po całym Midgardzie. - Dał mu szasnę. Chwilę do zreflektowania się i zaoferowania mu dokładnie tego, czego chciał.
Mikkel i Bezimienny z tematu
Uśmiechnął się pod nosem, nawet nie próbując zamaskować satysfakcji, jaką sprawił mu dźwięk łamanych żeber. Muzyka, jego własna symfonia wygrana subtelnym pociągnięciem smyczka, zawtórowana przez rwany oddech. Nic tak nie zmieniało ludzkiej twarzy jak ból - przedziwny moment, nawet ludzie dobrze znajomi, ostali wyraźnie w pamięci przeobrażali się wtedy nie do poznania. Ból i strach - najbrzydsze piękno emocji.
Nazwany kretynem zaśmiał się pod nosem. Zatriumfował we wnętrzu samego siebie, już do reszty przekonany, że jego działania były słuszne, że przechodzień świetnie wiedział, kim był. Umykał Kruczej Straży od lat, prewencja już nie raz ratowała mu skórę. Być może był idiotą, zbyt pochopnym i śmiałym, utkwionym w zabójczej pewności, że Przesmyk zupełnie wyślizną się służbom z kontroli, jest tu całkowicie bezpieczny.
Zaklęcia trafiały z zabójczą precyzją, właściwie był nieco rozczarowany tak marnym popisem sił drugiego mężczyzny. Cuchnął amatorszczyzną. Tore cenił swój czas - nie miał go na tyle, by użerać się z każdym żółtodziobem nieudolnie sięgającym po jego głowę. Mimo wszystko, przesiąknięty sadystycznym momentum, rozłożył szeroko ręce uśmiechając się promiennie.
- Ostatnia szansa - powiedział, wbijając ciemne spojrzenie w niedoszłego oprawcę, który lada chwila miał się zamienić w kolejną z ofiar. - Szkoda by było, gdyby rodzina musiała szukać twoich resztek po całym Midgardzie. - Dał mu szasnę. Chwilę do zreflektowania się i zaoferowania mu dokładnie tego, czego chciał.
Mikkel i Bezimienny z tematu