:: Midgard :: Okolice :: Góry Bardal
Srebrny strumień
3 posters
Mistrz Gry
Srebrny strumień Czw 30 Cze - 19:34
Srebrny strumień
Górski strumień zawdzięcza swoją nazwę kolorowi tafli, która wydaje się niemal srebrzysta, gdy jest widziana z oddali. Woda w potoku płynie zamaszystym, wartkim nurtem i jest krystalicznie czysta. Dzięki temu wzdłuż jego przebiegu można spotkać przeróżne gatunki ryb zamieszkujące środowisko górskich rzek, w tym pstrągi potokowe. Strumień zaczyna się stopniowo poszerzać, im dalej od śnieżnych szczytów gór Bardal. Niektórzy mówią, że podobno przebywając w pobliżu strumienia można niekiedy usłyszeć piękna melodię graną przez fossegrimów na ich słynnych skrzypcach.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Nie 25 Lut - 18:44
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
25.05.2001
Życie zaczynało wracać już do normy. Powoli, spokojnie, zaczynał dochodzić do siebie, zaczynał odzyskiwać swoją osobowość i jako tako udało mu się dojść do równowagi. Na tyle przynajmniej, by pozbyć się głupich myśli, by przestać myśleć o tym, co stało się na gali. Co obudziła w nim magia przedstawienia, a potem jak w idiotyczny sposób wściekał się na zachowanie Vargas. Cóż, kłamać umiała pięknie, to musiał jej przyznać. Przynajmniej teraz już go to nie obchodziło, teraz nie robiło mu różnicy, mógł spokojnie iść do przodu i po prostu się z nią nie spotykać, żeby znowu nie zrobiła mu z mózgu papki. Irytował go ten fakt, że tak szybko dał się „zrobić” i kilka słów sprawiło, że zaczął kwestionować swoje życie i potrzeby. A raczej ich kompletny brak, bo wszystko inne miał.
Prychnął pod nosem, ale bardziej z rozbawieniem niż faktyczną złością. Góry może i nie były jego ukochanym miejscem, ale i tak je lubił. Odetchnął pełną piersią, przystając po drodze... przed siebie. Nie kierował się w konkretne miejsce, zwyczajnie szedł prosto i bez celu, klucząc ścieżkami, nim nie odnalazł strumienia. Dźwięki natury były przyjazne i kojące, a koryto wodne poszerzało się, pozwalając w pewnym miejscu wejść do środka chłodnej górskiej wody. Tam też się zatrzymał. Nie namyślając się wiele zwyczajnie zrzucił buty i skarpetki, a spodnie podwinął do kolan. Maj zbliżał się ku końcowi, temperatura również wzrastała, mógł sobie na to pozwolić. Ściągnął bluzę, kładąc ją na pobliskim kamieniu i został już w samej tylko koszuli, której rękawy zresztą też podwinął aż do łokci. Ostrożnie sprawdził dno, by czasem się nie wygłupić i wszedł do wody, chłonąc jej chłód i to, jak miękko otulała skórę, chłodząc ciało rozgrzane wcześniejszą wędrówką. Zamknął oczy, wkładając ręce w kieszenie spodni i wsłuchał się w szum drzew, wiatru, strumienia. Było tak spokojnie. Tak dobrze.
Natura fossegrima upomniała się o swoje, a Nik był bardziej chętny, by jej to dać. Maj był zbyt intensywny, zbyt szybki, a on potrzebował spokoju, potrzebował chwili dla siebie, z dala od ludzi i od wszystkiego innego. Mruknął wewnętrznie, a po niedługiej chwili ręka sama powędrowała po harmonijkę. Lubił muzykę, lubił jej słuchać, ale równie mocno sam lubił grać.
Grać, nucić… Powoli obrócił w rękach harmonijkę, wsłuchując się we własną duszę i nie minęło wiele czasu, gdy umysł sam podsunął mu muzykę, która cały czas kręciła się po głowie. Przyłożył instrument do ust i zaraz potem w szum wiatru i szemranie strumienia wkomponowała się melodia, sprawiając, że w duchu sam się uśmiechnął. Lubił wypady na wyspę łabędzi, lubił spotkania z Villemo, ale dzisiaj miał ochotę na samotność. Dzisiaj chciał być sam na sam z naturą, bez żadnych dodatkowych oczu i spotkań. Pozbyć się wcześniejszego marudzenia. Zapchnąć wspomnienia tam, gdzie było ich miejsce, głęboko na dnie duszy, której jako demon przecież i tak nie miał.
Roześmiał się na samą myśl, przerywając grę, czując po prostu radość. Wrócił do gry, wyjątkowo też nie próbując spuszczać ze smyczy swojej aury fossegrima. Wyjątkowo nie potrzebował tego robić, wyjątkowo nie cisnęła go, nie wyrywała się bezczelnie z ram, w które ją wsadzał. Bliskość natury, bliskość wody łagodziła zwyczajową tęsknotę, muzyka natomiast koiła nadszarpniętą duszę. Było mu po prostu dobrze.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Pon 26 Lut - 21:41
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Amandine już od tygodnia narzekała, że powinien wreszcie wyjść do ludzi. Robiła to cyklicznie, w powtarzającym się jak w zegarku schemacie – któregoś dnia odnajdywała go w pracowni pochylonego nad ostatnim zamówieniem, stanowczo oświadczając, że minęło zbyt wiele czasu, od kiedy ostatni raz widział słońce. Czy, bardziej precyzyjnie, żeby ruszył się ze swojej ciemnicy, bo życie go ominie. Sformułowane w ten sposób narzekanie, zwykle działało. Co się dziwić, miała mnóstwo czasu, by nauczyć się, jakie słowa najszybciej przemawiały do jego twardej głowy. Wychodził, pokazywał się ludziom na oczy, wracał do pracowni i przez pewien czas nagabywanie Amandine ustawało – a potem wszystko zaczynało się od nowa.
Była w tym wszystkim pewna hipokryzja, bo na ile się orientował, panna Tegan poza domem spędzała czas głównie w salonie i jego pracowni, tylko o szczebel wyżej stojąc nad Felixem na drabince, której sam dół oznaczał życie całkowicie pustelnicze.
To nie tak, że w ogóle nie lubił ludzi – miał wąskie grono osób, z którymi spędzanie czasu go nie męczyło, a cała reszta... W większości byli zwyczajnie nudni z samej swojej niekompatybilnej natury. Tak czy inaczej gadania Amandine nie mógł zignorować, wiedząc, że doprowadziłoby ono tylko i wyłącznie do niepotrzebnej eskalacji – a miała przecież na uwadze tylko jego dobro i zdrowie. Ciężko dyskutowało się z takimi argumentami, gdy wypowiadała je osoba, na której zależało mu najbardziej na tym smutnym, pełnym znoju padole.
Postawił się tylko pod jednym względem – zamiast umówić się z kimś znajomym, odwiedzić galerię, może wybrać się na przedstawienie do teatru, spakował do torby szkicownik, ołówki i buteleczkę eliksiru przeciwbólowego na wszelki wypadek, udając się daleko od centrum Midgardu. Niezbyt rozsądnie, ale w ten sposób zażywał słońca – na spotkania z ludźmi przyjdzie czas.
Bywał nad srebrnym strumieniem już wcześniej, ale nigdy na dłużej, nigdy z potrzebą by w pojedynczych migawkach, wycinkach krajobrazu szukać inspiracji. W ciszy i skupieniu kreślił formę i fakturę starego, powykręcanego drzewa, zostawiając sobie obok notatkę, że widziałby w tym kształcie bransoletkę. Za okładkę wsunął zerwany, gęsto żyłkowany liść. Wstał z miejsca, przeszedł się nieco w górę strumienia, aż do pierwszego niskiego wodospadu, który z głośnym szumem zrzucał spienioną wodę. Szkicował te urywki, które przyciągały jego uwagę, nie przykładając się do wszystkich detali, a próbując raczej uchwycić formę i wrażenie, jakie pozostawiał w nim widok. Czasem zostawiał obok notkę, sugestię na później, czasem nie. W zaciszu pracowni i tak miał przejrzeć wszystko nieskończoną ilość razy, zanim zdecyduje się zawrzeć coś we wzór, w który ukształtuje metal. Miał zbyt dobrą reputację, by w swoim salonie wystawiać byle co.
Przelotnie zastanawiał się, czy Amandine poważnie potraktowała jego propozycję o zaprojektowaniu całej kolekcji i czy zaczęła już nad nią pracować.
Usadzony przy brzegu strumienia przyglądał się rybom leniwie śmigając pod krystalicznie czystą powierzchnią wody, bezwiednie zaczynając szkicować inspirowaną nimi kolię, kiedy w powietrzu poniósł się dźwięk instrumentu – nieco piskliwego, jakby coś w jego konstrukcji było nie do końca tak. Melodia, chociaż grana z wyraźnym wdziękiem i wyczuciem, miała w sobie przez to fałszywą nutę, drażniąc przyzwyczajone do perfekcji ucho.
Wytrzymał długą jak na siebie chwilę – kilka powolnych oddechów – zanim podniósł się z głazu, na którym przysiadł i trzymając szkicownik w ręku, ominął łagodny zakręt strumienia, zauważając stojącego po kolana w wodzie młodego mężczyznę. Stał zwrócony do niego bokiem, pod odpowiednim kątem, by światło nie padało mu bezpośrednio na twarz, a tylko podkreślało kontur ciała. Felix szybko uznał, że w otoczeniu górskiej scenerii widok nadawał się do utrwalenia na fotografii – musiał być w kolorze, czarno-biały szkic wyglądałby jak tandetny rysunek z książki dla dzieci. Tylko jedna rzecz nie pasowała – harmonijka. Przeklęta, tania harmonijka, przywodząca na myśl skojarzenie z portowym obdartusem.
- Długo będziesz fałszował? – rzucił wystarczająco głośno, by stojący w wodzie blondyn usłyszał go mimo muzyki.
Była w tym wszystkim pewna hipokryzja, bo na ile się orientował, panna Tegan poza domem spędzała czas głównie w salonie i jego pracowni, tylko o szczebel wyżej stojąc nad Felixem na drabince, której sam dół oznaczał życie całkowicie pustelnicze.
To nie tak, że w ogóle nie lubił ludzi – miał wąskie grono osób, z którymi spędzanie czasu go nie męczyło, a cała reszta... W większości byli zwyczajnie nudni z samej swojej niekompatybilnej natury. Tak czy inaczej gadania Amandine nie mógł zignorować, wiedząc, że doprowadziłoby ono tylko i wyłącznie do niepotrzebnej eskalacji – a miała przecież na uwadze tylko jego dobro i zdrowie. Ciężko dyskutowało się z takimi argumentami, gdy wypowiadała je osoba, na której zależało mu najbardziej na tym smutnym, pełnym znoju padole.
Postawił się tylko pod jednym względem – zamiast umówić się z kimś znajomym, odwiedzić galerię, może wybrać się na przedstawienie do teatru, spakował do torby szkicownik, ołówki i buteleczkę eliksiru przeciwbólowego na wszelki wypadek, udając się daleko od centrum Midgardu. Niezbyt rozsądnie, ale w ten sposób zażywał słońca – na spotkania z ludźmi przyjdzie czas.
Bywał nad srebrnym strumieniem już wcześniej, ale nigdy na dłużej, nigdy z potrzebą by w pojedynczych migawkach, wycinkach krajobrazu szukać inspiracji. W ciszy i skupieniu kreślił formę i fakturę starego, powykręcanego drzewa, zostawiając sobie obok notatkę, że widziałby w tym kształcie bransoletkę. Za okładkę wsunął zerwany, gęsto żyłkowany liść. Wstał z miejsca, przeszedł się nieco w górę strumienia, aż do pierwszego niskiego wodospadu, który z głośnym szumem zrzucał spienioną wodę. Szkicował te urywki, które przyciągały jego uwagę, nie przykładając się do wszystkich detali, a próbując raczej uchwycić formę i wrażenie, jakie pozostawiał w nim widok. Czasem zostawiał obok notkę, sugestię na później, czasem nie. W zaciszu pracowni i tak miał przejrzeć wszystko nieskończoną ilość razy, zanim zdecyduje się zawrzeć coś we wzór, w który ukształtuje metal. Miał zbyt dobrą reputację, by w swoim salonie wystawiać byle co.
Przelotnie zastanawiał się, czy Amandine poważnie potraktowała jego propozycję o zaprojektowaniu całej kolekcji i czy zaczęła już nad nią pracować.
Usadzony przy brzegu strumienia przyglądał się rybom leniwie śmigając pod krystalicznie czystą powierzchnią wody, bezwiednie zaczynając szkicować inspirowaną nimi kolię, kiedy w powietrzu poniósł się dźwięk instrumentu – nieco piskliwego, jakby coś w jego konstrukcji było nie do końca tak. Melodia, chociaż grana z wyraźnym wdziękiem i wyczuciem, miała w sobie przez to fałszywą nutę, drażniąc przyzwyczajone do perfekcji ucho.
Wytrzymał długą jak na siebie chwilę – kilka powolnych oddechów – zanim podniósł się z głazu, na którym przysiadł i trzymając szkicownik w ręku, ominął łagodny zakręt strumienia, zauważając stojącego po kolana w wodzie młodego mężczyznę. Stał zwrócony do niego bokiem, pod odpowiednim kątem, by światło nie padało mu bezpośrednio na twarz, a tylko podkreślało kontur ciała. Felix szybko uznał, że w otoczeniu górskiej scenerii widok nadawał się do utrwalenia na fotografii – musiał być w kolorze, czarno-biały szkic wyglądałby jak tandetny rysunek z książki dla dzieci. Tylko jedna rzecz nie pasowała – harmonijka. Przeklęta, tania harmonijka, przywodząca na myśl skojarzenie z portowym obdartusem.
- Długo będziesz fałszował? – rzucił wystarczająco głośno, by stojący w wodzie blondyn usłyszał go mimo muzyki.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Pon 26 Lut - 23:19
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Dobrze się ustawił, dobre miejsce znalazł, takie, gdzie słońce nie świeciło mu prosto w oczy, co przeszkadzałoby w wygrywaniu melodii. Był tylko on, były drzewa, kamienie i była woda. Wejście po kolana w zupełności zaspokajało fossegrimową potrzebę obcowania z wodą, gdyby miał ogon, to pewnie poruszałby nim w wyrazie radości. Ale nie miał, wystarczyła więc rozluźniona sylwetka, ucieszona otoczeniem i spokojem.
Muzyka niosła się wraz z nurtem, a Nik skutecznie pozwalał sobie po prostu być sobą, czując, jak czasem pod nogi podpływają mu ciekawskie rybki. Tu nie miało prawa być innych ludzi, tu mógł być tylko i wyłącznie sam, dlatego może tylko na chwilę pozwolił częściowo swojej aurze wyjść na zewnątrz, dodając jeszcze więcej magii swojemu wizerunkowi. Niczym istota nie z tego świata, młody grajek stojący w wodzie, wygrywający magiczne melodie...
Będziesz fałszował.
Melodia ucichła niczym ucięta nożem, aura natychmiast się schowała, a Holt odwrócił się gwałtownie w stronę intruza. Przynajmniej nie stracił równowagi. Czy ten dziad zarzucał mu fałszowanie?! Jemu? Na twarzy Nika wykwitł wyraz świętego oburzenia. On. Nie. Fałszował. Nigdy. Acz nie zmieniało to faktu, że harmonijka miała już swoje lata, zaliczyła kilka upadków i nie dało się ukryć, że dźwięk nie brzmiał już tak, jak brzmieć powinien. No ale jak do cholery miał niby nastroić harmonijkę?! Gitarę by umiał, kiedyś się tego nauczył, ale gitary nie miał, nie było go na nią stać, czy może raczej był to zbędny wydatek. Jego własna w końcu dokonała żywota i to na jego własnej głowie, kilka lat temu. Więc wolał zaopatrzyć się w inny, mniej śmiercionośny instrument. Ale to nie był powód, żeby zarzucać mu fałszowanie, bo grał czysto i ze znajomością melodii. Tylko harmonijka troszeczkę szwankowała, ale absolutnie nie zamierzał w jakikolwiek sposób przyznać racji obcemu.
Przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Rysy całkiem całkiem, sylwetka też, z dużym prawdopodobieństwem tyłek też miał niczego sobie. Ale miał czelność zarzucić mu fałszowanie muzyki, więc Nik skrzyżował ręce na piersiach, nie wyłażąc z wody. Ani myślał pozbywać się przyjemnej miejscówki, jak się tamtemu coś nie podoba, to niech się wypcha i zmieni teren.
- Ja. Nie. Fałszuję. - powiedział powoli i bardzo, bardzo dobitnie, akcentując każde jedno słowo. Jego personalna nirvana została zakłócona, nie dosyć, że ktoś wtargnął w jego spokój, że z buciorami zakłócił jego odpoczynek, to jeszcze na dobitkę postanowił go obrazić. To było totalne chamstwo i Nik poczuł się personalnie urażony i do tego zirytowany. Nie miał najmniejszej ochoty na interakcje z czymkolwiek, co nie było przyjaźnie nastawionym zwierzątkiem, a obcy facet zdecydowanie nie należał do tej kategorii. Nawet jeśli był całkiem przystojny.
Ściągnął z twarzy przydługie kosmyki włosów, które postanowiły wlecieć mu do oczu i przez chwilę jedynie zastanowił się, co powinien zrobić dalej. Jak zawsze, złośliwość wygrała nad innymi rzeczami, więc jedynie uśmiechnął się całkowicie bezczelnie, jak na wredną mendę przystało.
- Jak ci się coś nie podoba, to wracaj, skąd żeś przylazł. Nie przypominam sobie, żebym zapraszał kogokolwiek do towarzystwa. - wytknął mu z paskudnym uśmieszkiem, całkowicie jednak zgodnie z prawdą. Przyszedł tu przecież tylko po to, żeby ograniczyć do zera towarzystwo ludzi, by porozkoszować się spokojem, a tu przyłazi mu taki dziad. No, ten dziad to może było określenie na wyrost, facet wcale nie wyglądał na ulicznego dziada, ale na pewno dorównywał im charakterem.
A Nik jednak był całkowicie sobą. Już był. Poprzednie wydarzenia zaczynały się rozmywać, fossegrim coraz bardziej odzyskiwał równowagę, nie chwiejąc się na cienkiej linie zdrowych zmysłów. A skoro tak, nic nie przeszkadzało w tym, by ot tak zwyczajnie pozbyć się intruza z otoczeniu strumienia. Spojrzał mu w oczy i przyłożył do ust harmonijkę, złośliwie zaczynając grać następną melodię, nieco żywszą niż poprzednia, lecz nadal z gatunku tych spokojniejszych.
Muzyka niosła się wraz z nurtem, a Nik skutecznie pozwalał sobie po prostu być sobą, czując, jak czasem pod nogi podpływają mu ciekawskie rybki. Tu nie miało prawa być innych ludzi, tu mógł być tylko i wyłącznie sam, dlatego może tylko na chwilę pozwolił częściowo swojej aurze wyjść na zewnątrz, dodając jeszcze więcej magii swojemu wizerunkowi. Niczym istota nie z tego świata, młody grajek stojący w wodzie, wygrywający magiczne melodie...
Będziesz fałszował.
Melodia ucichła niczym ucięta nożem, aura natychmiast się schowała, a Holt odwrócił się gwałtownie w stronę intruza. Przynajmniej nie stracił równowagi. Czy ten dziad zarzucał mu fałszowanie?! Jemu? Na twarzy Nika wykwitł wyraz świętego oburzenia. On. Nie. Fałszował. Nigdy. Acz nie zmieniało to faktu, że harmonijka miała już swoje lata, zaliczyła kilka upadków i nie dało się ukryć, że dźwięk nie brzmiał już tak, jak brzmieć powinien. No ale jak do cholery miał niby nastroić harmonijkę?! Gitarę by umiał, kiedyś się tego nauczył, ale gitary nie miał, nie było go na nią stać, czy może raczej był to zbędny wydatek. Jego własna w końcu dokonała żywota i to na jego własnej głowie, kilka lat temu. Więc wolał zaopatrzyć się w inny, mniej śmiercionośny instrument. Ale to nie był powód, żeby zarzucać mu fałszowanie, bo grał czysto i ze znajomością melodii. Tylko harmonijka troszeczkę szwankowała, ale absolutnie nie zamierzał w jakikolwiek sposób przyznać racji obcemu.
Przyjrzał się uważnie mężczyźnie. Rysy całkiem całkiem, sylwetka też, z dużym prawdopodobieństwem tyłek też miał niczego sobie. Ale miał czelność zarzucić mu fałszowanie muzyki, więc Nik skrzyżował ręce na piersiach, nie wyłażąc z wody. Ani myślał pozbywać się przyjemnej miejscówki, jak się tamtemu coś nie podoba, to niech się wypcha i zmieni teren.
- Ja. Nie. Fałszuję. - powiedział powoli i bardzo, bardzo dobitnie, akcentując każde jedno słowo. Jego personalna nirvana została zakłócona, nie dosyć, że ktoś wtargnął w jego spokój, że z buciorami zakłócił jego odpoczynek, to jeszcze na dobitkę postanowił go obrazić. To było totalne chamstwo i Nik poczuł się personalnie urażony i do tego zirytowany. Nie miał najmniejszej ochoty na interakcje z czymkolwiek, co nie było przyjaźnie nastawionym zwierzątkiem, a obcy facet zdecydowanie nie należał do tej kategorii. Nawet jeśli był całkiem przystojny.
Ściągnął z twarzy przydługie kosmyki włosów, które postanowiły wlecieć mu do oczu i przez chwilę jedynie zastanowił się, co powinien zrobić dalej. Jak zawsze, złośliwość wygrała nad innymi rzeczami, więc jedynie uśmiechnął się całkowicie bezczelnie, jak na wredną mendę przystało.
- Jak ci się coś nie podoba, to wracaj, skąd żeś przylazł. Nie przypominam sobie, żebym zapraszał kogokolwiek do towarzystwa. - wytknął mu z paskudnym uśmieszkiem, całkowicie jednak zgodnie z prawdą. Przyszedł tu przecież tylko po to, żeby ograniczyć do zera towarzystwo ludzi, by porozkoszować się spokojem, a tu przyłazi mu taki dziad. No, ten dziad to może było określenie na wyrost, facet wcale nie wyglądał na ulicznego dziada, ale na pewno dorównywał im charakterem.
A Nik jednak był całkowicie sobą. Już był. Poprzednie wydarzenia zaczynały się rozmywać, fossegrim coraz bardziej odzyskiwał równowagę, nie chwiejąc się na cienkiej linie zdrowych zmysłów. A skoro tak, nic nie przeszkadzało w tym, by ot tak zwyczajnie pozbyć się intruza z otoczeniu strumienia. Spojrzał mu w oczy i przyłożył do ust harmonijkę, złośliwie zaczynając grać następną melodię, nieco żywszą niż poprzednia, lecz nadal z gatunku tych spokojniejszych.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Nie 3 Mar - 21:47
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Felix był z natury stworzeniem dążącym do perfekcji i perfekcję tę doceniał w dwójnasób, jeśli potrafił jej sięgnąć ktoś drugi – potrafił, lub przynajmniej wkładał w to należyty wysiłek. Bardzo długo nie mógł sobie w pełni pozwolić na zaspokajanie tej potrzeby, skupiony wraz z wujem na tym, by po prostu przeżyć z dnia na dzień, załatwić wszystkie sprawunki, ugotować coś pożywnego a nie smacznego, może trochę posprzątać w domu i przygotować się na zajęcia, jeśli mieli dobry okres i żaden z nich akurat nie chorował. Za długo musiał się zadowalać niezbędnym minimum, kiedy potrzeba by sięgać wyżej i pielęgnować talenty płonęła w nim tak jasno, podsycając gorycz na sytuację, w której utknął.
Za długo. Za dużo widział w życiu nijakości i brzydoty, by przechodzić obok nich obojętnie. A że znaczyło to, że u niektórych osób zyskiwał łatkę złośliwego szczególarza? Ich strata, bo koniec końców to nad jego pracami pochylano się z zachwytem, doceniało każdą linię harmonijnie splatającą się z resztą wzoru, wpatrywano w kamienie iskrzące jak gwiazdy ściągnięte z nieboskłonu. Był dumny ze swojego perfekcjonizmu.
A teraz perfekcjonizm ten nie pozwolił mu usiedzieć spokojnie przy brzegu, nakazując odnaleźć grajka i jego okropny instrument – cóż, czasem najlepsza zdaniem Felixa cecha jego charakteru, bywała mieczem obosiecznym. Szczególnie gdy szła w parze ze złośliwością i zamiast łagodnego zwrócenia uwagi na niedoskonałość instrumentu, z ust Sommerfelta poniosło się narzekanie i zarzucanie stojącemu w wodzie blondynowi fałszowania – nawet jeśli z miejsca uznał, że należałoby ten widok sfotografować. Utrwalone dzieło miało ten plus, że nikt nie wiedziałby, jak okropnie brzmiała harmonijka uniesiona do jego ust.
Irytacja i wyraźne, twarde kropki po każdym słowie sprawiły, że Felix odruchowo wywrócił oczami, ze zniecierpliwieniem uderzając szkicownikiem w udo.
- Nie słyszysz, jak rzępoli, kiedy wchodzisz na wyższe tony? – rzucił zgryźliwie, choć jego pytanie ewidentnie zostało potraktowane retorycznie. Albo zwyczajnie zignorowane, bo blondyn po ledwie krótkiej interakcji wyglądał Sommerfeltowi na kogoś, kto potrafił unosić się honorem – szkoda, bo była to cholernie ograniczająca cecha. Z drugiej strony... Chłopak był młody. Może jeszcze zdąży się nauczyć, że nie warto.
- A ja nie życzyłem sobie wątpliwego koncertu, a jednak oto jesteś – burknął, z łatwością zniżając się do poziomu dyskusji narzuconego przez blondyna. Skrzywił się wyraźnie, kiedy za nic mając sobie konwenanse, stojący w wodzie nieznajomy znów zaczął wygrywać na harmonijce melodię, wpatrując się w niego jasnymi oczami. Szydził, pokazując jak bardzo miał w dupie komentarze. W pewnym sensie miał do tego pełne prawo – pozwalając sobie słuchać go przez chwilę, zauważało się, że wiedział, co robił. Znał melodię, nie gubił tempa, szczupłe palce łatwo układały się w charakterystyczny daszek.
- Robisz sobie krzywdę tym chujowym instrumentem – oświadczył nagle, marszcząc nieco brwi i odruchowo podchodząc bliżej brzegu, jakby chciał lepiej wsłuchać się w melodię. Kiwał lekko głową do rytmu, rzucając krótkie – Tutaj. I tutaj. Piszczy, jakbyś miał powyginane blaszki – skrzywił się, nie odrywając wzroku od twarzy blondyna. - Rzucałeś tą jebaną harmonijką, czy wygrzebałeś ją z rynsztoka?
Podniósł rękę, pocierając nią ucho, jakby był w stanie sprawić, że w ten sposób obrażające go dźwięki przestaną boleć. Prawdę powiedziawszy wątpił, czy laik w ogóle wyłapałby problem z instrumentem.
- Zrób przysługę sobie i światu i zamiast marnować talent na ten złom, kup sobie nową harmonijkę. Albo flet, gitarę, kurwa cokolwiek, byle sprawnego. Z tym złomem robisz z siebie durnia – ciskał słowami, nie rozważając czy w ogóle były chciane lub potrzebne. Ważne było dla niego w tej chwili to, jak cholernie irytowało go marnowanie czasu i umiejętności na coś, co nigdy nie stworzy czystej melodii. To tak samo jakby ktoś posadził utalentowanego rzeźbiarza przed wiadrem pełnym gówna i kazał mu stworzyć arcydzieło.
Za długo. Za dużo widział w życiu nijakości i brzydoty, by przechodzić obok nich obojętnie. A że znaczyło to, że u niektórych osób zyskiwał łatkę złośliwego szczególarza? Ich strata, bo koniec końców to nad jego pracami pochylano się z zachwytem, doceniało każdą linię harmonijnie splatającą się z resztą wzoru, wpatrywano w kamienie iskrzące jak gwiazdy ściągnięte z nieboskłonu. Był dumny ze swojego perfekcjonizmu.
A teraz perfekcjonizm ten nie pozwolił mu usiedzieć spokojnie przy brzegu, nakazując odnaleźć grajka i jego okropny instrument – cóż, czasem najlepsza zdaniem Felixa cecha jego charakteru, bywała mieczem obosiecznym. Szczególnie gdy szła w parze ze złośliwością i zamiast łagodnego zwrócenia uwagi na niedoskonałość instrumentu, z ust Sommerfelta poniosło się narzekanie i zarzucanie stojącemu w wodzie blondynowi fałszowania – nawet jeśli z miejsca uznał, że należałoby ten widok sfotografować. Utrwalone dzieło miało ten plus, że nikt nie wiedziałby, jak okropnie brzmiała harmonijka uniesiona do jego ust.
Irytacja i wyraźne, twarde kropki po każdym słowie sprawiły, że Felix odruchowo wywrócił oczami, ze zniecierpliwieniem uderzając szkicownikiem w udo.
- Nie słyszysz, jak rzępoli, kiedy wchodzisz na wyższe tony? – rzucił zgryźliwie, choć jego pytanie ewidentnie zostało potraktowane retorycznie. Albo zwyczajnie zignorowane, bo blondyn po ledwie krótkiej interakcji wyglądał Sommerfeltowi na kogoś, kto potrafił unosić się honorem – szkoda, bo była to cholernie ograniczająca cecha. Z drugiej strony... Chłopak był młody. Może jeszcze zdąży się nauczyć, że nie warto.
- A ja nie życzyłem sobie wątpliwego koncertu, a jednak oto jesteś – burknął, z łatwością zniżając się do poziomu dyskusji narzuconego przez blondyna. Skrzywił się wyraźnie, kiedy za nic mając sobie konwenanse, stojący w wodzie nieznajomy znów zaczął wygrywać na harmonijce melodię, wpatrując się w niego jasnymi oczami. Szydził, pokazując jak bardzo miał w dupie komentarze. W pewnym sensie miał do tego pełne prawo – pozwalając sobie słuchać go przez chwilę, zauważało się, że wiedział, co robił. Znał melodię, nie gubił tempa, szczupłe palce łatwo układały się w charakterystyczny daszek.
- Robisz sobie krzywdę tym chujowym instrumentem – oświadczył nagle, marszcząc nieco brwi i odruchowo podchodząc bliżej brzegu, jakby chciał lepiej wsłuchać się w melodię. Kiwał lekko głową do rytmu, rzucając krótkie – Tutaj. I tutaj. Piszczy, jakbyś miał powyginane blaszki – skrzywił się, nie odrywając wzroku od twarzy blondyna. - Rzucałeś tą jebaną harmonijką, czy wygrzebałeś ją z rynsztoka?
Podniósł rękę, pocierając nią ucho, jakby był w stanie sprawić, że w ten sposób obrażające go dźwięki przestaną boleć. Prawdę powiedziawszy wątpił, czy laik w ogóle wyłapałby problem z instrumentem.
- Zrób przysługę sobie i światu i zamiast marnować talent na ten złom, kup sobie nową harmonijkę. Albo flet, gitarę, kurwa cokolwiek, byle sprawnego. Z tym złomem robisz z siebie durnia – ciskał słowami, nie rozważając czy w ogóle były chciane lub potrzebne. Ważne było dla niego w tej chwili to, jak cholernie irytowało go marnowanie czasu i umiejętności na coś, co nigdy nie stworzy czystej melodii. To tak samo jakby ktoś posadził utalentowanego rzeźbiarza przed wiadrem pełnym gówna i kazał mu stworzyć arcydzieło.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Pon 4 Mar - 10:06
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Facet wyglądał, jakby Nik obrażał go samym swoim istnieniem, a Holta zdecydowanie ten fakt bawił gdzieś głęboko na dnie duszy. Sam nie był jakimś specjalnym perfekcjonistą, nie, gdy nie chodziło o jego pracę i rośliny. Gdy nie przygotowywał części roślin potrzebnych alchemikom. Gdy nie przeszukiwał lasów czy innych miejsc za odpowiednią roślinnością. Albo gdy nie grał, bo zanim odważył się grać jakąś melodię w miejscu, gdzie każdy mógł go usłyszeć, musiał być pewny, że nie zabrzmi żadna fałszywa nuta.
On nie fałszował.
Był fossegrimem do jasnej cholery. Co nie zmieniało jednak tego, że musiał ćwiczyć, ale nie uważał tego za przymus, lubił to robić. Lubił grać. To odstresowywało. Przynajmniej póki nie wciskał się w to jakiś palant, który zamiast siedzieć cicho i słuchać, ewentualnie poprosić o konkretną melodię, pchał się z durnymi komentarzami. Mógł być milszy, to może nie obudziłby nikowej złośliwości. Pytanie kompletnie zignorował, bo było zbyt oczywiste, by na nie odpowiadać. Tak, wiedział, że kilka dźwięków było uszkodzonych i tworzyło dysonans. Mimo wszystko był muzykiem, choć na głos o tym nie mówił, tak jak o wycieczkach nad wodę.
- Zdaje się, że byłem tu pierwszy? Skoro zwabiła cię moja muzyka? - posłał mu niewinne spojrzenie, dziwnie kontrastujące z bezczelnym uśmieszkiem. Burczenie faceta sprawiało mu jakąś dziwną radość. Zdał sobie sprawę, że nawet nie jest na niego zły, traktując obcego jako tutejszy folklor, bardziej zabawny niż irytujący.
Odbiło się to też w melodii, po kilku pierwszych nutach przestał zwracać jakoś specjalnie uwagę na obcego. Grał dla siebie, nie dla niego. Grał, bo po prostu miał ochotę, bo szum wiatru, liści i rzeki był zbyt cichy, bo czegoś mu brakowało. Faceta najwyraźniej jednak nie dało się poznać, więc po prostu sobie darował. Chce, niech stoi, z jedną sztuką intruza mógł się pogodzić. Przynajmniej póki ten znowu się nie odezwał - ale ku ogromnemu zdumieniu Nika odezwał się całkiem z sensem. Holt przekrzywił lekko głowę, gdy intruz bezbłędnie zidentyfikował uszkodzone miejsca.
- I tutaj też. - dmuchnął w jeszcze jedno miejsce, demonstrując nieco piskliwszy dźwięk, jednak nie tak mocno, jak te wykryte przez bruneta. - Wiem. - wzruszył ramionami, obracając instrument w rękach. Miał ją od pięciu lat, pierwszy legalny zakup, a nie kradzież. I nawet na pieniądze za nią zarobił, a nie ukradł. Czasem jednak bywał sentymentalny. - Jesteś muzykiem? Czy rzemieślnikiem od instrumentów? - zaciekawił się, bo mimo wszystko bardzo rzadko zdarzały się osoby, które tak od ręki były w stanie nie dość, że wykryć wadliwe nuty, to jeszcze na dobitkę zidentyfikować, skąd brał się nieodpowiedni dźwięk. Odwrócił się plecami do mężczyzny, chowając instrument do kieszeni. W ślad za harmonijką poszły jego dłonie, schowane w przednich kieszeniach spodni i pozostał na etapie delektowania się dźwiękami natury. Nawet jeśli brakowało mu odgrywanej melodii, a gwizdać mu się nie chciało.
- Miałem kiedyś gitarę. - stwierdził leniwie, w trochę lepszym i mniej złośliwym humorze spowodowanym przede wszystkim ciekawością. Aurę trzymał przy sobie, by nie dotykała obcego, ale i tak drobne pasma wiły się wokół niego, jakby od niechcenia. Zawsze łagodniał w takich miejscach, brunet miał po prostu szczęście. - Zginęła śmiercią tragiczną. - dodał cicho, jednak bez jakiegoś specjalnego nacechowania emocjonalnego, nawet jeśli to budziło wspomnienia. Lubił gitarę, dobrze mu się na niej grało. Ale czy chciałby do niej wracać…? Raczej nie. Może faktycznie powinien kupić nowy instrument, choć do tego miał zbyt duży sentyment.
- A teraz może byś się tak przymknął? - zaproponował, jednak całkiem przyjaznym tonem. - Obrażanie instrumentu nic ci nie da, a obrażanie mnie mija się zwyczajnie z celem, od dawna mnie to nie rusza. A skoro nie dajesz mi pograć, to daj chociaż posłuchać. - westchnął ale z żalem, bo jednak brakowało mu jakiejś melodii. Czegokolwiek. Nie minęło wiele czasu, jak zaczął cicho gwizdać, bez żadnej jednej fałszywej nuty. A jak coś gościowi nie będzie pasować, to jego problem, nie Nika. On chciał spokoju. Relaksu przy muzyce.
- A poza tym nie jestem muzykiem, więc durnia z siebie nie zrobię. - odwrócił do niego głowę, z błyszczącymi rozbawieniem oczami, przypominającymi teraz płynącą wokół niego wodę. - Gram dla siebie. Dla relaksu. Idzie się przyzwyczaić do skrzywionych blaszek. - wrócił do cichego gwizdania i podziwiania krajobrazu. Gdyby umiał pływać, wszedłby głębiej do rzeki, no ale nie umiał. I jakoś wyjątkowo mu nie przeszkadzało, że ma kogoś za plecami. Dziwnym trafem nie spodziewał się ataku, choć w drugiej kieszeni nóż miał. Może po drodze, znajdzie jakieś ciekawe okazy?
On nie fałszował.
Był fossegrimem do jasnej cholery. Co nie zmieniało jednak tego, że musiał ćwiczyć, ale nie uważał tego za przymus, lubił to robić. Lubił grać. To odstresowywało. Przynajmniej póki nie wciskał się w to jakiś palant, który zamiast siedzieć cicho i słuchać, ewentualnie poprosić o konkretną melodię, pchał się z durnymi komentarzami. Mógł być milszy, to może nie obudziłby nikowej złośliwości. Pytanie kompletnie zignorował, bo było zbyt oczywiste, by na nie odpowiadać. Tak, wiedział, że kilka dźwięków było uszkodzonych i tworzyło dysonans. Mimo wszystko był muzykiem, choć na głos o tym nie mówił, tak jak o wycieczkach nad wodę.
- Zdaje się, że byłem tu pierwszy? Skoro zwabiła cię moja muzyka? - posłał mu niewinne spojrzenie, dziwnie kontrastujące z bezczelnym uśmieszkiem. Burczenie faceta sprawiało mu jakąś dziwną radość. Zdał sobie sprawę, że nawet nie jest na niego zły, traktując obcego jako tutejszy folklor, bardziej zabawny niż irytujący.
Odbiło się to też w melodii, po kilku pierwszych nutach przestał zwracać jakoś specjalnie uwagę na obcego. Grał dla siebie, nie dla niego. Grał, bo po prostu miał ochotę, bo szum wiatru, liści i rzeki był zbyt cichy, bo czegoś mu brakowało. Faceta najwyraźniej jednak nie dało się poznać, więc po prostu sobie darował. Chce, niech stoi, z jedną sztuką intruza mógł się pogodzić. Przynajmniej póki ten znowu się nie odezwał - ale ku ogromnemu zdumieniu Nika odezwał się całkiem z sensem. Holt przekrzywił lekko głowę, gdy intruz bezbłędnie zidentyfikował uszkodzone miejsca.
- I tutaj też. - dmuchnął w jeszcze jedno miejsce, demonstrując nieco piskliwszy dźwięk, jednak nie tak mocno, jak te wykryte przez bruneta. - Wiem. - wzruszył ramionami, obracając instrument w rękach. Miał ją od pięciu lat, pierwszy legalny zakup, a nie kradzież. I nawet na pieniądze za nią zarobił, a nie ukradł. Czasem jednak bywał sentymentalny. - Jesteś muzykiem? Czy rzemieślnikiem od instrumentów? - zaciekawił się, bo mimo wszystko bardzo rzadko zdarzały się osoby, które tak od ręki były w stanie nie dość, że wykryć wadliwe nuty, to jeszcze na dobitkę zidentyfikować, skąd brał się nieodpowiedni dźwięk. Odwrócił się plecami do mężczyzny, chowając instrument do kieszeni. W ślad za harmonijką poszły jego dłonie, schowane w przednich kieszeniach spodni i pozostał na etapie delektowania się dźwiękami natury. Nawet jeśli brakowało mu odgrywanej melodii, a gwizdać mu się nie chciało.
- Miałem kiedyś gitarę. - stwierdził leniwie, w trochę lepszym i mniej złośliwym humorze spowodowanym przede wszystkim ciekawością. Aurę trzymał przy sobie, by nie dotykała obcego, ale i tak drobne pasma wiły się wokół niego, jakby od niechcenia. Zawsze łagodniał w takich miejscach, brunet miał po prostu szczęście. - Zginęła śmiercią tragiczną. - dodał cicho, jednak bez jakiegoś specjalnego nacechowania emocjonalnego, nawet jeśli to budziło wspomnienia. Lubił gitarę, dobrze mu się na niej grało. Ale czy chciałby do niej wracać…? Raczej nie. Może faktycznie powinien kupić nowy instrument, choć do tego miał zbyt duży sentyment.
- A teraz może byś się tak przymknął? - zaproponował, jednak całkiem przyjaznym tonem. - Obrażanie instrumentu nic ci nie da, a obrażanie mnie mija się zwyczajnie z celem, od dawna mnie to nie rusza. A skoro nie dajesz mi pograć, to daj chociaż posłuchać. - westchnął ale z żalem, bo jednak brakowało mu jakiejś melodii. Czegokolwiek. Nie minęło wiele czasu, jak zaczął cicho gwizdać, bez żadnej jednej fałszywej nuty. A jak coś gościowi nie będzie pasować, to jego problem, nie Nika. On chciał spokoju. Relaksu przy muzyce.
- A poza tym nie jestem muzykiem, więc durnia z siebie nie zrobię. - odwrócił do niego głowę, z błyszczącymi rozbawieniem oczami, przypominającymi teraz płynącą wokół niego wodę. - Gram dla siebie. Dla relaksu. Idzie się przyzwyczaić do skrzywionych blaszek. - wrócił do cichego gwizdania i podziwiania krajobrazu. Gdyby umiał pływać, wszedłby głębiej do rzeki, no ale nie umiał. I jakoś wyjątkowo mu nie przeszkadzało, że ma kogoś za plecami. Dziwnym trafem nie spodziewał się ataku, choć w drugiej kieszeni nóż miał. Może po drodze, znajdzie jakieś ciekawe okazy?
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Wto 5 Mar - 19:28
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Amandine z pewnością spojrzałaby na niego z naganą, gdyby była świadkiem tego, w jaki sposób traktował nieznajomego, który przecież nie robił mu krzywdy swoją obecnością – może próbowałaby wyjaśniać zachowanie Felixa, a może zwyczajnie powiedziałaby, że zachowuje się niegodnie. To właśnie jej komentarze i uwagi zawsze cięły najgłębiej, choć brakowało w nich złośliwego podtekstu, a w ciemnych oczach pojawiało się jedynie rozczarowanie. Reakcje, jakie spłynęłyby po mężczyźnie jak po kaczce od każdej innej osoby, wychodząc od panny Tegan nabierały innego kolorytu – bo przecież po cichu i nigdy wprost uznał ją za swojego najważniejszego człowieka. Najbliżsi mu Lindowie umarli lub pozostali w Vardo, Alma wolał uganiać się za wskazaniami długiego palucha Magisterium, a ona... Ona była. Obok, z charakterem tak bardzo podobnym do Felixa, że można by się pomylić, kto naprawdę był jej ojcem. Uwagi Amandine bolałyby mocno i możliwe, że poprzestałby na jednym komentarzu w kierunku nieznajomego.
Tyle że jego przyszywanej córki tu nie było, a samo jej wspomnienie nie wystarczało, by utemperować stanowczy temperament.
Nerwowo postukując okładką szkicownika o udo, Felix parł dalej naprzód, wytykając młodemu grajkowi niedociągnięcia instrumentu – jego nagła zgoda i wytknięcie kolejnego fałszywego dźwięku na chwilę zamknęły mężczyźnie usta. Wiedział, że bywał dla innych upierdliwy ze swoimi komentarzami mającymi tak po prawdzie tylko wskazać miejsca wymagające jeszcze pracy i mało kto chciał go słuchać, gdy wchodził w zgryźliwy, ofensywny wręcz ton. Przyznanie racji było raczej rzadką reakcją. A już na pewno takie przyznanie racji, któremu brakowało specyficznej, sarkastycznej nuty.
Przekrzywił lekko głowę, z zaciekawieniem przyglądając się blondynowi, gdy ten obracał w dłoniach felerną harmonijkę. Pytanie, czy był w jakiś sposób powiązany ze światem muzyki, delikatnie ubodło ego Felixa – logicznie zdawał sobie sprawę, że mimo sławy jaką zdążył zdobyć w bardziej majętnych kręgach, jego twarz nie zostanie rozpoznana przez każdego przypadkowego galdra, ale... Ale. Próżnie chyba tego właśnie oczekiwał. Bycia dostrzeganym, chwalonym, stawianym na piedestał.
- Hobbysta to najbliższe słowo – odparł na pytanie, stanowczo odpychając określenie amator, które przecież dobrze opisywałoby jego doświadczenia z muzyką. - Czasem gram na pianinie dla klientów – dodał po chwili, nie czując potrzeby tłumaczyć się, jak często to robił, przed jaką klientelą i gdzie. Comiesięczne koncerty w salonie jubilerskim, podczas których towarzyszyła mu Amandine ze swoimi skrzypcami, zawsze ściągały w ich progi większą ilość gości. Ci, którzy zwykle mogliby się czuć przytłoczeni eleganckim, bogatym frontem i cenami chętniej przekraczali próg, nierzadko znajdując dla siebie coś, co bardziej odpowiadało ich budżetowi. Wszyscy byli zadowoleni.
Parsknął mimowolnie na stwierdzenie o tragicznej śmierci gitary – sądząc po stanie dużo odporniejszej harmonijki był w stanie sobie wyobrazić, że ten jasnowłosy amator rzępolenia miał już w swoim życiu przynajmniej kilka instrumentów. Nie zaszczycił go odpowiedzią, gdy ten zasugerował mu przymknięcie się – wywrócił jedynie oczami, przysiadając na brzegu strumienia. Jeśli nie zamierzał już torturować jego uszu skrzywioną melodią, Felix mógł równie dobrze wrócić do tego, co robił jeszcze przed paroma momentami – zbierać inspiracje. To, co do tej pory miał w szkicowniku, na pewno nie wystarczy. Wiedział przecież, ile projektów odpadnie w przedbiegach jako niedostatecznie dobre, a faktury i kształty które mogły zachwycić go w naturze, niekoniecznie da się przenieść estetycznie na szlachetny metal.
Zdążył tylko paroma łagodnymi liniami naszkicować wygięte w ruchu rybie ciałko błyszczące łuską spod wody, gdy blondyn zaczął gwizdać – nie za głośno, ale dźwięki przecież doskonale niosły się po wodzie. Felix uniósł na niego wzrok, zapominając na chwilę o rybie, po czym jak gdyby nigdy nic obrócił kartkę, szkicując to, co jeszcze tak niedawno uznał za idealny kadr do fotografii – brzeg strumienia, nachylające się nad wodą gałęzie i nieruchoma sylwetka podkreślana łagodnym światłem przesączającym się przez korony drzew. Brakowało mu koloru, ale musiało wystarczyć. Aparatu nigdy ze sobą nie nosił, ale chyba powinien zacząć.
Gram dla siebie. Dla relaksu.
Zamarł tylko na moment, przez chwilę przyglądając się zwróconej ku sobie twarzy, zanim wrócił do rysunku.
- Można i tak, ale po co marnować talent – stwierdził, bokiem układając ołówek do kartki i lekko podkreślając cień, jaki sylwetka młodego mężczyzny zostawiała na wodzie. - Tego twojego gwizdania całkiem przyjemnie się słucha – przyznał. - Masz jakoś na imię?
Nie było mu do niczego potrzebne - w końcu wątpił, że spotkają się gdzieś jeszcze poza spokojnym brzegiem strumienia - ale chciał je poznać. Zobaczyć, czy pasuje do wrażenia, jakie robił.
Tyle że jego przyszywanej córki tu nie było, a samo jej wspomnienie nie wystarczało, by utemperować stanowczy temperament.
Nerwowo postukując okładką szkicownika o udo, Felix parł dalej naprzód, wytykając młodemu grajkowi niedociągnięcia instrumentu – jego nagła zgoda i wytknięcie kolejnego fałszywego dźwięku na chwilę zamknęły mężczyźnie usta. Wiedział, że bywał dla innych upierdliwy ze swoimi komentarzami mającymi tak po prawdzie tylko wskazać miejsca wymagające jeszcze pracy i mało kto chciał go słuchać, gdy wchodził w zgryźliwy, ofensywny wręcz ton. Przyznanie racji było raczej rzadką reakcją. A już na pewno takie przyznanie racji, któremu brakowało specyficznej, sarkastycznej nuty.
Przekrzywił lekko głowę, z zaciekawieniem przyglądając się blondynowi, gdy ten obracał w dłoniach felerną harmonijkę. Pytanie, czy był w jakiś sposób powiązany ze światem muzyki, delikatnie ubodło ego Felixa – logicznie zdawał sobie sprawę, że mimo sławy jaką zdążył zdobyć w bardziej majętnych kręgach, jego twarz nie zostanie rozpoznana przez każdego przypadkowego galdra, ale... Ale. Próżnie chyba tego właśnie oczekiwał. Bycia dostrzeganym, chwalonym, stawianym na piedestał.
- Hobbysta to najbliższe słowo – odparł na pytanie, stanowczo odpychając określenie amator, które przecież dobrze opisywałoby jego doświadczenia z muzyką. - Czasem gram na pianinie dla klientów – dodał po chwili, nie czując potrzeby tłumaczyć się, jak często to robił, przed jaką klientelą i gdzie. Comiesięczne koncerty w salonie jubilerskim, podczas których towarzyszyła mu Amandine ze swoimi skrzypcami, zawsze ściągały w ich progi większą ilość gości. Ci, którzy zwykle mogliby się czuć przytłoczeni eleganckim, bogatym frontem i cenami chętniej przekraczali próg, nierzadko znajdując dla siebie coś, co bardziej odpowiadało ich budżetowi. Wszyscy byli zadowoleni.
Parsknął mimowolnie na stwierdzenie o tragicznej śmierci gitary – sądząc po stanie dużo odporniejszej harmonijki był w stanie sobie wyobrazić, że ten jasnowłosy amator rzępolenia miał już w swoim życiu przynajmniej kilka instrumentów. Nie zaszczycił go odpowiedzią, gdy ten zasugerował mu przymknięcie się – wywrócił jedynie oczami, przysiadając na brzegu strumienia. Jeśli nie zamierzał już torturować jego uszu skrzywioną melodią, Felix mógł równie dobrze wrócić do tego, co robił jeszcze przed paroma momentami – zbierać inspiracje. To, co do tej pory miał w szkicowniku, na pewno nie wystarczy. Wiedział przecież, ile projektów odpadnie w przedbiegach jako niedostatecznie dobre, a faktury i kształty które mogły zachwycić go w naturze, niekoniecznie da się przenieść estetycznie na szlachetny metal.
Zdążył tylko paroma łagodnymi liniami naszkicować wygięte w ruchu rybie ciałko błyszczące łuską spod wody, gdy blondyn zaczął gwizdać – nie za głośno, ale dźwięki przecież doskonale niosły się po wodzie. Felix uniósł na niego wzrok, zapominając na chwilę o rybie, po czym jak gdyby nigdy nic obrócił kartkę, szkicując to, co jeszcze tak niedawno uznał za idealny kadr do fotografii – brzeg strumienia, nachylające się nad wodą gałęzie i nieruchoma sylwetka podkreślana łagodnym światłem przesączającym się przez korony drzew. Brakowało mu koloru, ale musiało wystarczyć. Aparatu nigdy ze sobą nie nosił, ale chyba powinien zacząć.
Gram dla siebie. Dla relaksu.
Zamarł tylko na moment, przez chwilę przyglądając się zwróconej ku sobie twarzy, zanim wrócił do rysunku.
- Można i tak, ale po co marnować talent – stwierdził, bokiem układając ołówek do kartki i lekko podkreślając cień, jaki sylwetka młodego mężczyzny zostawiała na wodzie. - Tego twojego gwizdania całkiem przyjemnie się słucha – przyznał. - Masz jakoś na imię?
Nie było mu do niczego potrzebne - w końcu wątpił, że spotkają się gdzieś jeszcze poza spokojnym brzegiem strumienia - ale chciał je poznać. Zobaczyć, czy pasuje do wrażenia, jakie robił.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Sro 6 Mar - 20:38
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Doskonale dostrzegł moment, w którym obcemu zabrakło słów w gębie. Jakby spodziewał się z jego strony kłótni, protestów, zaprzeczania oczywistym faktom… I nagłe przyznanie racji, ze zwykłej uczciwości, kompletnie go zatkało. Na twarzy Nika pojawił się uśmiech, szczery, szeroki, jasno wskazujący, że to zauważył i co gorsza, na pewno zapamięta. Normalnie by się kłócił, oczywiście, że tak, udowadniał swoje racje, ale choć nierzadko zaprzeczał sam sobie, lawirując pomiędzy sprzecznymi informacjami, nie zawsze był w stanie zaprzeczyć oczywistościom. A uszkodzenia harmonijki były oczywistością, zużyty materiał niszczał i odkształcał się. Ale jakoś nie potrafił się jej pozbyć, to tak, jakby próbował pozbyć się wspomnień czy pierwszego skradzionego przedmiotu na pierwszym udanym włamie. Wciąż miał tamten sygnet, jedyną rzecz, którą zachował z tamtego włamu. Uśmiechnął się lekko do siebie, do własnych wspomnień, przez chwilę ignorując obcego, zanim nie wrócili do rozmowy.
Nik zdecydowanie nie był bogaty, można to było wnioskować chociażby po nieszczęsnej harmonijce – obraźliwe określenie wyjętej z rynsztoka wyparł ze wspomnień i świadomości – ale nawet gdyby dorobił się fortuny, co może kiedyś mu się uda, to nie miał w zwyczaju zapamiętywać twarzy ludzi, którzy nie byli mu do niczego potrzebni. Zapamiętywał zleceniodawców. Czasem klientów, pomijając oczywiście tych stałych, z którymi współpracował regularnie. Pamiętał twarze tych, którzy zaleźli mu za skórę, tak porządnie. I pamiętał tych, którzy jakoś byli mu bliscy. Inni? Nie silił się nawet na to, więc nawet jeśli zetknął się kiedyś z mężczyzną, usłyszał jego grę lub wszedł do jego sklepu, zwyczajnie nie zapadł mu w pamięć, jako jednorazowe spotkanie. Jednak w słowach obcego coś było takiego, co mu nie pasowało. Coś, co mijało się z wszystkim, co widział, dlatego też zmarszczył brwi, nagle tknięty nieufnością, która niespecjalnie pasowała teraz do okoliczności.
- Hobbysta? – powtórzył, jednak ton i przekrzywiona głowa mówiły jasno, że nie wierzył mu ani trochę. – Hobbysta, który po kilku dźwiękach potrafi rozpoznać błąd w melodii i to na wysokich tonach? Coś kręcisz. – oznajmił mu, trochę kpiąco, jednak zaraz potem wzruszył ramionami. To nie była jego sprawa. Nie chciał gadać? Niech nie gada. – Ale to nie mój biznes. Niech ci będzie, hobbysto. – brzmiała tam delikatna ironia, ale nie kontynuował tematu. Pianino widział raz, przez szybę sklepu muzycznego, a potem na jednym czy dwóch przedstawieniach. Nigdy na nim nie grał i zaczął się zastanawiać, czy to trudne. Wolał mniejsze instrumenty, takie, które można było łatwo schować w kieszeni, jak jego harmonijka. Jak ewentualnie magiczna gitara…
Skrobanie ołówkiem po kartce w jakiś sposób uzupełniało dźwięki natury, ale przez to jego melodia wprowadzała dysonans. Skorygował ją, prawie od razu, instynktownie zresztą unikając fałszywych nut, dopasowując się do dźwięków, które były, a na które nie miał żadnego wpływu. Naturalne zachowanie, ale dla kogoś z boku mogłoby wydawać się zaskakujące. Urwał melodię, wracając do rozmowy, śmiejąc się cicho z komentarza mężczyzny.
- W moim zawodzie talent do muzyki jest kompletnie zbędny. Więc jak mówię. Muzyka jest tylko dla mnie. – i dopiero gdy te słowa wybrzmiały, Nik zdał sobie sprawę, że w dużej mierze miał rację. Jak dotąd grał tylko dla Villemo, komponując się z jej tańcem, gdy dwie podobne do siebie istoty dawały się pochłonąć melodii. I teraz grał… gwizdał dla tego obcego, dając mu posłuchać. – Ale cieszę się, że na to nie narzekasz. – parsknął, dość mile połechtany komplementem. Zaśmiał się bezgłośnie, pozwalając aurze rozprzestrzenić się, dotknąć mężczyznę i spojrzał na niego, świadom tego, jak działa jego przeklęta genetyka.
- Może nie mam. Może jestem tylko bezimiennym duchem tych gór, który od czasu do czasu schodzi niżej, obserwując ludzkość? Żyjąc nie wśród ludzi, a tylko obok nich? – przekrzywił głowę, wychodząc powoli z wody, zanim nagle zerwał czar, schował ją głęboko w sobie, nagle nieswój z powodu własnego zachowania. Poczuł się zbyt swobodnie. Za bardzo dał się ponieść, a to nie było dobre.
- Żartowałem. – machnął ręką. – Niklas Holt. Łowca roślin i sprzedawca tychże. – dorzucił, nawiązując przy tym do wcześniejszych słów o swoim zawodzie i muzyce. Wyszedł na brzeg, jednak nie podchodził do obcego, zastanawiając się, czy powinien go uznać za zagrożenie. – Co tam bazgrzesz? – zainteresował się, żałując gdzieś w duszy, że nie miał przy sobie żadnego notesu. Melodia, którą gwizdał, technicznie rzecz biorąc nie istniała. Nie istniała do tej pory i po prostu chciał ją zapisać, ot tak. Żeby mieć, dla siebie.
Nik zdecydowanie nie był bogaty, można to było wnioskować chociażby po nieszczęsnej harmonijce – obraźliwe określenie wyjętej z rynsztoka wyparł ze wspomnień i świadomości – ale nawet gdyby dorobił się fortuny, co może kiedyś mu się uda, to nie miał w zwyczaju zapamiętywać twarzy ludzi, którzy nie byli mu do niczego potrzebni. Zapamiętywał zleceniodawców. Czasem klientów, pomijając oczywiście tych stałych, z którymi współpracował regularnie. Pamiętał twarze tych, którzy zaleźli mu za skórę, tak porządnie. I pamiętał tych, którzy jakoś byli mu bliscy. Inni? Nie silił się nawet na to, więc nawet jeśli zetknął się kiedyś z mężczyzną, usłyszał jego grę lub wszedł do jego sklepu, zwyczajnie nie zapadł mu w pamięć, jako jednorazowe spotkanie. Jednak w słowach obcego coś było takiego, co mu nie pasowało. Coś, co mijało się z wszystkim, co widział, dlatego też zmarszczył brwi, nagle tknięty nieufnością, która niespecjalnie pasowała teraz do okoliczności.
- Hobbysta? – powtórzył, jednak ton i przekrzywiona głowa mówiły jasno, że nie wierzył mu ani trochę. – Hobbysta, który po kilku dźwiękach potrafi rozpoznać błąd w melodii i to na wysokich tonach? Coś kręcisz. – oznajmił mu, trochę kpiąco, jednak zaraz potem wzruszył ramionami. To nie była jego sprawa. Nie chciał gadać? Niech nie gada. – Ale to nie mój biznes. Niech ci będzie, hobbysto. – brzmiała tam delikatna ironia, ale nie kontynuował tematu. Pianino widział raz, przez szybę sklepu muzycznego, a potem na jednym czy dwóch przedstawieniach. Nigdy na nim nie grał i zaczął się zastanawiać, czy to trudne. Wolał mniejsze instrumenty, takie, które można było łatwo schować w kieszeni, jak jego harmonijka. Jak ewentualnie magiczna gitara…
Skrobanie ołówkiem po kartce w jakiś sposób uzupełniało dźwięki natury, ale przez to jego melodia wprowadzała dysonans. Skorygował ją, prawie od razu, instynktownie zresztą unikając fałszywych nut, dopasowując się do dźwięków, które były, a na które nie miał żadnego wpływu. Naturalne zachowanie, ale dla kogoś z boku mogłoby wydawać się zaskakujące. Urwał melodię, wracając do rozmowy, śmiejąc się cicho z komentarza mężczyzny.
- W moim zawodzie talent do muzyki jest kompletnie zbędny. Więc jak mówię. Muzyka jest tylko dla mnie. – i dopiero gdy te słowa wybrzmiały, Nik zdał sobie sprawę, że w dużej mierze miał rację. Jak dotąd grał tylko dla Villemo, komponując się z jej tańcem, gdy dwie podobne do siebie istoty dawały się pochłonąć melodii. I teraz grał… gwizdał dla tego obcego, dając mu posłuchać. – Ale cieszę się, że na to nie narzekasz. – parsknął, dość mile połechtany komplementem. Zaśmiał się bezgłośnie, pozwalając aurze rozprzestrzenić się, dotknąć mężczyznę i spojrzał na niego, świadom tego, jak działa jego przeklęta genetyka.
- Może nie mam. Może jestem tylko bezimiennym duchem tych gór, który od czasu do czasu schodzi niżej, obserwując ludzkość? Żyjąc nie wśród ludzi, a tylko obok nich? – przekrzywił głowę, wychodząc powoli z wody, zanim nagle zerwał czar, schował ją głęboko w sobie, nagle nieswój z powodu własnego zachowania. Poczuł się zbyt swobodnie. Za bardzo dał się ponieść, a to nie było dobre.
- Żartowałem. – machnął ręką. – Niklas Holt. Łowca roślin i sprzedawca tychże. – dorzucił, nawiązując przy tym do wcześniejszych słów o swoim zawodzie i muzyce. Wyszedł na brzeg, jednak nie podchodził do obcego, zastanawiając się, czy powinien go uznać za zagrożenie. – Co tam bazgrzesz? – zainteresował się, żałując gdzieś w duszy, że nie miał przy sobie żadnego notesu. Melodia, którą gwizdał, technicznie rzecz biorąc nie istniała. Nie istniała do tej pory i po prostu chciał ją zapisać, ot tak. Żeby mieć, dla siebie.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Pią 8 Mar - 21:40
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Zabawne, że mimo stawiania się okoniem namowom Amandine, by wyszedł do ludzi, obecność obcego choć z początku irytująca stała się znośna. Nawet przyjemna, kiedy porzucił harmonijkę na rzecz wygwizdywania melodii w sposób, który zaskakująco nie wwiercał się w uszy. Bez trudu wyłapał powątpiewanie przebrzmiewające wcześniej w głosie blondyna, gdy wytykał, że hobbysta raczej nie wyłapałby fałszowania aż tak łatwo. Cóż. Zwykły hobbysta może i nie, ale perfekcjonizm Felixa nie pozwalał mu spoczywać na laurach i pozostawać na tym poziomie umiejętności, na który potrafiła wspiąć się większość osób – nawet jeśli w tym przypadku gra na pianinie nijak się miała do jego zawodu. Przynajmniej teoretycznie, w praktyce znalazł dla niej przecież zastosowanie, regularnymi koncertami zachęcając klientów do odwiedzin.
Uśmiechnął się pod nosem na stwierdzenie, że obcy nie potrzebował muzyki w swoim zawodzie, a grał – czy w tym przypadku inaczej wydawał dźwięki – dla swojej własnej przyjemności. Potrafił to zrozumieć, naprawdę. Dla niego pianino było na początku sposobem, by oczyścić głowę i rozluźnić dłonie zesztywniałe po całym dniu pracy, karmiąc przy tym niegasnącą potrzebę tworzenia czegoś pięknego bez presji, że spod jego palców musi wyjść oryginalne, wyjątkowe dzieło. Nuty starych i nowych mistrzów sprawdzały się równie fantastycznie. Czasem nawet lepiej, bo oni przecież poświęcili muzyce całe życie, a nie tylko jego ułamek.
Było zaskakująco miło siedzieć nad brzegiem strumienia i szkicować obrazek rodem jak z książki z baśniami przy akompaniamencie miękkiej melodii, ale jak wszystkie dobre rzeczy kiedyś musiało się to skończyć. Zapytany o imię, blondyn obejrzał się na niego i choć nie powinno to być fizycznie możliwe z powodu dystansu, Felix mógłby przysiąc, że doskonale widział w tamtej chwili chłodny błękit jego oczu iskrzący jak górska rzeka. Drobne włoski na jego karku i rękach uniosły się ostrzegawczo, gdy znajome wrażenie czegoś złego musnęło świadomość mężczyzny, każąc mu sięgnąć do osłon, które nauczył się stawiać z Almą. Odepchnąć cokolwiek chciało wpłynąć na jego umysł.
A może tylko mu się wydawało? Jakkolwiek nie było to irytujące, tej sztuki jeszcze nie opanował tak, jak by sobie tego życzył. Idealnie. Wrażenie rozmyło się po raptem mgnieniu oka, kiedy obcy wyszedł na brzeg, odbierając Felixowi przewodni temat jego szkicu.
- To rośliny trzeba łowić? Są takie, które rzucają się z pędami, jak nie uważasz? – spytał tylko z lekką nutą ironii, odwracając wzrok z powrotem ku rzece i niepełnemu już jej obrazowi. - Felix, złotnik – rzucił jakby od niechcenia, celowo omijając nazwisko. Ono z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedziałoby Niklasowi z kim miał do czynienia, a zaskakująco odpowiadała mu ta chwilowa anonimowość. Dziwna sprawa.
Co tam bazgrzesz?
- Teraz to same gałęzie, bo mój model postanowił spierdolić z obrazka – westchnął, krytycznie zerkając to na stronę w szkicowniku, to z powrotem na rzekę. Fakt, poprawił jedną z większych gałęzi, ale nie było to tak zajmujące jak szkicowanie człowieka. Nawet jeśli zwykle wychodzili mu gorzej niż chciałby się do tego przyznać. Zawsze miał wrażenie, że jego portretom brakowało tego czegoś, iskry która czyniła człowieka... Cóż. Żywą, myślącą, składającą się z miliona różnych warstw jednostką.
- Jakbyś popracował nad przebraniem, jakimiś portkami ze skóry i gałęzi, to nawet mógłbyś sprzedać ten kit o duchu gór czy innej rzeki. Masz do tego twarz – przekrzywił głowę, przyglądając się Holtowi z tym rodzajem intensywności, który zwykle zawstydzał jego rozmówców. Patrzył bez skrępowania, z lekko zmarszczonymi brwiami, aż kiwnął lekko sam do siebie, postukując końcem ołówka w kartkę.
- Jak ci się kiedyś znudzi łowienie roślin, pomyśl o oprowadzaniu wycieczek po lesie czy jakichś ruinach z muzyką i gadką o mistycznym pochodzeniu – rzucił, wspierając policzek na zwiniętej luźno pięści. - Ludzie łykną to jak pelikany – dodał z rozbawieniem. - Jak nie masz nic lepszego do roboty, to może siądziesz i dasz się narysować? Chyba mam chwilowo dość samych gałęzi.
Uśmiechnął się pod nosem na stwierdzenie, że obcy nie potrzebował muzyki w swoim zawodzie, a grał – czy w tym przypadku inaczej wydawał dźwięki – dla swojej własnej przyjemności. Potrafił to zrozumieć, naprawdę. Dla niego pianino było na początku sposobem, by oczyścić głowę i rozluźnić dłonie zesztywniałe po całym dniu pracy, karmiąc przy tym niegasnącą potrzebę tworzenia czegoś pięknego bez presji, że spod jego palców musi wyjść oryginalne, wyjątkowe dzieło. Nuty starych i nowych mistrzów sprawdzały się równie fantastycznie. Czasem nawet lepiej, bo oni przecież poświęcili muzyce całe życie, a nie tylko jego ułamek.
Było zaskakująco miło siedzieć nad brzegiem strumienia i szkicować obrazek rodem jak z książki z baśniami przy akompaniamencie miękkiej melodii, ale jak wszystkie dobre rzeczy kiedyś musiało się to skończyć. Zapytany o imię, blondyn obejrzał się na niego i choć nie powinno to być fizycznie możliwe z powodu dystansu, Felix mógłby przysiąc, że doskonale widział w tamtej chwili chłodny błękit jego oczu iskrzący jak górska rzeka. Drobne włoski na jego karku i rękach uniosły się ostrzegawczo, gdy znajome wrażenie czegoś złego musnęło świadomość mężczyzny, każąc mu sięgnąć do osłon, które nauczył się stawiać z Almą. Odepchnąć cokolwiek chciało wpłynąć na jego umysł.
A może tylko mu się wydawało? Jakkolwiek nie było to irytujące, tej sztuki jeszcze nie opanował tak, jak by sobie tego życzył. Idealnie. Wrażenie rozmyło się po raptem mgnieniu oka, kiedy obcy wyszedł na brzeg, odbierając Felixowi przewodni temat jego szkicu.
- To rośliny trzeba łowić? Są takie, które rzucają się z pędami, jak nie uważasz? – spytał tylko z lekką nutą ironii, odwracając wzrok z powrotem ku rzece i niepełnemu już jej obrazowi. - Felix, złotnik – rzucił jakby od niechcenia, celowo omijając nazwisko. Ono z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedziałoby Niklasowi z kim miał do czynienia, a zaskakująco odpowiadała mu ta chwilowa anonimowość. Dziwna sprawa.
Co tam bazgrzesz?
- Teraz to same gałęzie, bo mój model postanowił spierdolić z obrazka – westchnął, krytycznie zerkając to na stronę w szkicowniku, to z powrotem na rzekę. Fakt, poprawił jedną z większych gałęzi, ale nie było to tak zajmujące jak szkicowanie człowieka. Nawet jeśli zwykle wychodzili mu gorzej niż chciałby się do tego przyznać. Zawsze miał wrażenie, że jego portretom brakowało tego czegoś, iskry która czyniła człowieka... Cóż. Żywą, myślącą, składającą się z miliona różnych warstw jednostką.
- Jakbyś popracował nad przebraniem, jakimiś portkami ze skóry i gałęzi, to nawet mógłbyś sprzedać ten kit o duchu gór czy innej rzeki. Masz do tego twarz – przekrzywił głowę, przyglądając się Holtowi z tym rodzajem intensywności, który zwykle zawstydzał jego rozmówców. Patrzył bez skrępowania, z lekko zmarszczonymi brwiami, aż kiwnął lekko sam do siebie, postukując końcem ołówka w kartkę.
- Jak ci się kiedyś znudzi łowienie roślin, pomyśl o oprowadzaniu wycieczek po lesie czy jakichś ruinach z muzyką i gadką o mistycznym pochodzeniu – rzucił, wspierając policzek na zwiniętej luźno pięści. - Ludzie łykną to jak pelikany – dodał z rozbawieniem. - Jak nie masz nic lepszego do roboty, to może siądziesz i dasz się narysować? Chyba mam chwilowo dość samych gałęzi.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Sob 9 Mar - 14:32
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Do obecności mężczyzny dziwnym trafem szło się przyzwyczaić. Kiedy tylko zamknął paszczę, przestał robić za zgryźliwego tetryka i wkurzać fossegrima zarzucając mu fałszerstwo, był zaskakująco przyjemnym towarzystwem. Cichym. Nie wpierdalającym się zanadto. I przede wszystkim odpowiednio wkomponowanym w otoczenie. Nik musiał sam przed sobą przyznać, że odrobinę zmienił zdanie w kwestii towarzystwa i już nie był aż tak negatywnie nastawiony, nawet jeśli mężczyzna nadal był intruzem w jego przyjaznej samotni. No ale takim intruzem, którego bardzo łatwo było zaakceptować w swoim otoczeniu – o ile siedział cicho.
Nie mógł nawet przypuszczać, że powstający rysunek zawiera jego samego. Może gdyby wiedział, nie wychodziłby z rzeki, bo woda nie była aż tak chłodna jak na początku maja i nie miał nic przeciwko, by w niej przebywać. Nawet, jeśli to sprawiało, że nie był w stanie spojrzeć na rozmówcę, a zazwyczaj dosyć lubił to robić. Łatwiej było wyłapać chęć ataku. Intencje. Wprawdzie brunet nie wyglądał na kogoś, kto chciałby go zaatakować, ale Nik już dawno nauczył się mieć oczy dookoła głowy.
Złotnik. Nik uniósł brwi wysoko, w wyrazie powątpiewania, ale zdecydował się zostawić to w spokoju. Jak chciał być złotnikiem niech mu będzie, chociaż to nadal nie tłumaczyło muzycznych umiejętności. Ale czy nie można było być wielobranżowym? No właśnie. Sam Nik taki był dlatego skinął mu głową, przyjmując do wiadomości imię i notując, że Felix dziwnym trafem pominął swoje nazwisko. Czyżby nie chciał być rozpoznany? Świadomie czy też nie rozbudził ciekawość fossegrima, bo i dlaczego miałby ukrywać swoje nazwisko? Czyżby miał reputację, o której nie należało mówić postronnym? Swoją drogą zabawna rzecz. Jego pierwsza ofiara, pierwszy udany włam też był złotnikiem. Czy czymś podobnym. Nik nieświadomie uśmiechnął się do swoich myśli.
- Owszem, są takie. – powiedział z pokerową twarzą, w ogóle nieprzejęty ironią, która była widoczna w całej postawie Felixa. – A także takie, które załatwią ci bolesną agonię, jeśli dotkniesz je w nieodpowiedni sposób. – dorzucił, z nutkami rozbawienia wymieszanego ze złośliwością. Zasadniczo nie kłamał, rośliny bywały różne, łatwo było sobie zrobić krzywdę. Zaraz potem jednak lekko napiął mięśnie, zaskoczony odpowiedzią na pytanie o rysunek. Model…? Załapał dopiero po chwili, ale chyba niespecjalnie chciało mu się wracać do wody.
- A ten twój model w ogóle wiedział, że pozuje? – zainteresował się, udając idiotę. – Jakby wiedział, to by może został na miejscu. – zauważył całkiem niewinnie, mile połechtany faktem, że ktoś postanowił go narysować. Pierwszy raz mu się to zdarzyło, ale przyjemnie karmiło łasą na komplementy duszę. Pozwolił mu na siebie patrzeć, niczym niespeszony, a nawet jeszcze zmienił pozycję, by wyglądać lepiej. Lubił, jak na niego patrzyli. W końcu jego aura miała za zadanie przykuwać spojrzenia, przyciągać je do siebie, nawet jeśli bywało to niebezpieczne. Ale w końcu od zawsze żył niebezpiecznie, więc jeśli mężczyzna chciał się gapić, to Nik nie zamierzał mu w tym przeszkadzać. Całkiem poważnie też zaczął rozważać, czy nie zdjąć jeszcze koszuli pod te oględziny.
- Duch rzeki to raczej powinien być kompletnie nagi i do połowy zanurzony w wodzie, ale rzecz warta rozważenia. – parsknął cicho, wyjątkowo nieironicznie i nie nabijając się ze złotnika. – Tylko włosów nie chciałoby mi się zapuszczać, wyglądałbym jak debil. – dodał całkiem nonszalancko, rozciągając wargi w tym swoim asymetrycznym uśmiechu, unosząc w górę tylko jeden kącik ust. – Na razie wolę moje rośliny. Nie są tak upierdliwe jak ludzie. – ale jednocześnie nie patrzyły z podziwem, nie zapewniały dotyku i gorąca dwóch ciał… Wbrew sobie stwierdził, że mógłby się czasem pobawić w coś takiego. Tylko czy to nie zagroziłoby jego ukrytej naturze?
- Niby nie mam. A co mi z tego przyjdzie? – zaśmiał się lekko, żartobliwie, wyjątkowo tylko się przekomarzając, zanim usadził tyłek na kamieniu naprzeciwko Felixa, wyrażając zgodę na bycie modelem. Skoro już wiedział, to pewnie nie zepsuje mu rysunku. Przynajmniej celowo.
Coraz bardziej kusiło poprosić o kartkę i kawałek ołówka. Melodia, którą wcześniej gwizdał, obijała się o sklepienie czaszki, wwiercała w mózg, żądając od niego, by ją zapisał. By zachował ją, może na kiedyś, może na później. Nawet nie spostrzegł się, gdy znów zaczął gwizdać, ze wzrokiem wbitym w rzekę, podciągniętym lekko kolanem i brodą opartą o własną rękę. Czasem się wykrzywił, gdy nie pasowały mu następujące po sobie dźwięki. Wtedy je zmieniał, wygwizdując melodię od nowa i od nowa, zanim nie był w pełni usatysfakcjonowany. Ukryte w schowku w mieszkaniu miał kilka arkuszy, z zapisanymi melodiami. Tylko z wadliwą harmonijką będzie ciężko tworzyć dalej…
- Co złotnik robi w lesie? Nad strumieniem takim jak ten? W takim... odosobnieniu? - spytał nagle, niezadowolony z tworzonej melodii. Czegoś mu w niej brakowało i nie umiał znaleźć, co to takiego.
Nie mógł nawet przypuszczać, że powstający rysunek zawiera jego samego. Może gdyby wiedział, nie wychodziłby z rzeki, bo woda nie była aż tak chłodna jak na początku maja i nie miał nic przeciwko, by w niej przebywać. Nawet, jeśli to sprawiało, że nie był w stanie spojrzeć na rozmówcę, a zazwyczaj dosyć lubił to robić. Łatwiej było wyłapać chęć ataku. Intencje. Wprawdzie brunet nie wyglądał na kogoś, kto chciałby go zaatakować, ale Nik już dawno nauczył się mieć oczy dookoła głowy.
Złotnik. Nik uniósł brwi wysoko, w wyrazie powątpiewania, ale zdecydował się zostawić to w spokoju. Jak chciał być złotnikiem niech mu będzie, chociaż to nadal nie tłumaczyło muzycznych umiejętności. Ale czy nie można było być wielobranżowym? No właśnie. Sam Nik taki był dlatego skinął mu głową, przyjmując do wiadomości imię i notując, że Felix dziwnym trafem pominął swoje nazwisko. Czyżby nie chciał być rozpoznany? Świadomie czy też nie rozbudził ciekawość fossegrima, bo i dlaczego miałby ukrywać swoje nazwisko? Czyżby miał reputację, o której nie należało mówić postronnym? Swoją drogą zabawna rzecz. Jego pierwsza ofiara, pierwszy udany włam też był złotnikiem. Czy czymś podobnym. Nik nieświadomie uśmiechnął się do swoich myśli.
- Owszem, są takie. – powiedział z pokerową twarzą, w ogóle nieprzejęty ironią, która była widoczna w całej postawie Felixa. – A także takie, które załatwią ci bolesną agonię, jeśli dotkniesz je w nieodpowiedni sposób. – dorzucił, z nutkami rozbawienia wymieszanego ze złośliwością. Zasadniczo nie kłamał, rośliny bywały różne, łatwo było sobie zrobić krzywdę. Zaraz potem jednak lekko napiął mięśnie, zaskoczony odpowiedzią na pytanie o rysunek. Model…? Załapał dopiero po chwili, ale chyba niespecjalnie chciało mu się wracać do wody.
- A ten twój model w ogóle wiedział, że pozuje? – zainteresował się, udając idiotę. – Jakby wiedział, to by może został na miejscu. – zauważył całkiem niewinnie, mile połechtany faktem, że ktoś postanowił go narysować. Pierwszy raz mu się to zdarzyło, ale przyjemnie karmiło łasą na komplementy duszę. Pozwolił mu na siebie patrzeć, niczym niespeszony, a nawet jeszcze zmienił pozycję, by wyglądać lepiej. Lubił, jak na niego patrzyli. W końcu jego aura miała za zadanie przykuwać spojrzenia, przyciągać je do siebie, nawet jeśli bywało to niebezpieczne. Ale w końcu od zawsze żył niebezpiecznie, więc jeśli mężczyzna chciał się gapić, to Nik nie zamierzał mu w tym przeszkadzać. Całkiem poważnie też zaczął rozważać, czy nie zdjąć jeszcze koszuli pod te oględziny.
- Duch rzeki to raczej powinien być kompletnie nagi i do połowy zanurzony w wodzie, ale rzecz warta rozważenia. – parsknął cicho, wyjątkowo nieironicznie i nie nabijając się ze złotnika. – Tylko włosów nie chciałoby mi się zapuszczać, wyglądałbym jak debil. – dodał całkiem nonszalancko, rozciągając wargi w tym swoim asymetrycznym uśmiechu, unosząc w górę tylko jeden kącik ust. – Na razie wolę moje rośliny. Nie są tak upierdliwe jak ludzie. – ale jednocześnie nie patrzyły z podziwem, nie zapewniały dotyku i gorąca dwóch ciał… Wbrew sobie stwierdził, że mógłby się czasem pobawić w coś takiego. Tylko czy to nie zagroziłoby jego ukrytej naturze?
- Niby nie mam. A co mi z tego przyjdzie? – zaśmiał się lekko, żartobliwie, wyjątkowo tylko się przekomarzając, zanim usadził tyłek na kamieniu naprzeciwko Felixa, wyrażając zgodę na bycie modelem. Skoro już wiedział, to pewnie nie zepsuje mu rysunku. Przynajmniej celowo.
Coraz bardziej kusiło poprosić o kartkę i kawałek ołówka. Melodia, którą wcześniej gwizdał, obijała się o sklepienie czaszki, wwiercała w mózg, żądając od niego, by ją zapisał. By zachował ją, może na kiedyś, może na później. Nawet nie spostrzegł się, gdy znów zaczął gwizdać, ze wzrokiem wbitym w rzekę, podciągniętym lekko kolanem i brodą opartą o własną rękę. Czasem się wykrzywił, gdy nie pasowały mu następujące po sobie dźwięki. Wtedy je zmieniał, wygwizdując melodię od nowa i od nowa, zanim nie był w pełni usatysfakcjonowany. Ukryte w schowku w mieszkaniu miał kilka arkuszy, z zapisanymi melodiami. Tylko z wadliwą harmonijką będzie ciężko tworzyć dalej…
- Co złotnik robi w lesie? Nad strumieniem takim jak ten? W takim... odosobnieniu? - spytał nagle, niezadowolony z tworzonej melodii. Czegoś mu w niej brakowało i nie umiał znaleźć, co to takiego.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Sob 9 Mar - 21:11
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Nie był pewien, czy brać odpowiedź Nika odnośnie niebezpiecznych roślin jako ironię, czy faktyczne podzielenie się wiedzą właściwą ludziom jego fachu. Teoretycznie miało to sens, że w świecie pełnym magicznych stworzeń, formuł i artefaktów, znajdą się też i rośliny mogące doprowadzić do szybszego zgonu, ale nigdy nie przeszło mu to przez myśl – w końcu jak dotąd miał do czynienia tylko z doniczkowymi, całkiem bezbronnymi okazami dekorującymi przestrzeń w domu. Żaden z jego okazów nie próbował dotąd Felixa zadusić we śnie, choć jeśli się nad tym zastanowić, byłby to idealny sposób na pozbycie się go przez te parę osób, z którymi miał zatargi z takiego lub innego powodu. Hm. Będzie musiał sprowadzić kogoś obeznanego w roślinach do domu, upewnić się, że nic nie jest w stanie go zamordować. Jego albo Amandine. Jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało, osobistego kucharza aż tak by nie żałował.
- Jakby wiedział, to by się spiął. Nie byłoby naturalnie – rzucił, nie wspominając już o fakcie, że większość osób, które próbował kiedyś rysować, zwykła się strasznie peszyć, albo wręcz przeciwnie, nadmiernie ekscytować, kiedy chciał tylko poćwiczyć. Jakby sam fakt, że wybrał akurat ich oznaczał, że mieli stać się nie wiadomo jaką muzą i zaistnieć w świecie sztuki – wszystko tylko dlatego, że kształt ich nosa był odrobinę bardziej interesujący niż innego przypadkowego przechodnia. Albo dlatego, że mieli pod oczami głębokie, ciemne cienie, które ciekawie wychodziły na szkicach. U Holta spodobała mu się proporcjonalność rysów i jasne oczy. Zawsze miał słabość do jasnych oczu.
Z miłym zaskoczeniem obserwował, że blondyn nie dość, że nie speszył się zainteresowaniem, a wręcz zdawał się nim karmić, obracając się na wszystkie te sposoby, które ewidentnie miały go ustawić pod bardziej nęcącym kątem.
- Nie będę cię zatrzymywał – stwierdził z rozbawieniem na sugestię, że gdyby Nik chciał grać prawdziwego ducha rzeki, powinien rozebrać się do naga. - Coś o tym wiem. Chociaż w moim przypadku to kamienie i złoto – przytaknął, nieświadom dalszego ciągu myśli blondyna. Z nim też zapewne by się zgodził, ale przy dwóch próbach uzyskania jego błogosławieństwa, Odyn bardzo wyraźnie dał Felixowi do zrozumienia, że dar czytania w ludzkich myślach nie był mu przeznaczony – za każdym razem dostawał ataku drzewozrostu, a trzeci raz nie odważył się próbować. Bał się, że Wszechojciec ukaże go za tę zniewagę atakiem na jedną z tych kości, które swoim rozrostem przedwcześnie mogły zakończyć jego życie. Wolał być żywy bez ponadprzeciętnej umiejętności, niż martwy i wspominany obok innych mistrzów swojego fachu.
- Połechtanie ego? – odparł pytaniem na pytanie, zanim blondyn przyjął jego propozycję i usiadł ledwie dwa kroki od miejsca, w którym siedział Felix, dając mu doskonały widok na swoją twarz. Nie zamierzał czekać na dalszą zachętę, tylko obrócił kartkę w szkicowniku, zabierając się do ogólnego szkicu i złapania proporcji. Szczegółami będzie się martwił za chwilę, może poprosi wtedy, by Nik nie zmieniał co chwilę ułożenia ust, wygwizdując kolejne dźwięki.
Co złotnik robi w lesie? Nad strumieniem takim jak ten? W takim... odosobnieniu?
Zmarszczył lekko brwi, podnosząc wzrok na oczy Holta.
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz jak wielki zły wilk, który przydybał w lesie kapturka? – rzucił, a w jego głosie mimowolnie przebrzmiała ostrzejsza nuta. Gdyby Nik okazał się niespodziewanym zagrożeniem, Felix nie zamierzał wyrywać się z rzucaniem zaklęć, które odsłoniłyby nieodwracalne zatrucie organizmu zakazaną magią, ale nie znaczyło to, że był całkiem bezbronny. Zaklęty pierścień, pamiątka od Almy, doskonale poradziłby sobie z odbiciem większości zaklęć prosto w rzucającego. Przez moment przyglądał mu się po prostu w milczeniu, zanim wrócił do swojego szkicu.
- Potrzebuję inspiracji do nowej kolekcji. Natura to wdzięczny temat. Dobrze się sprzedaje i zawsze świetnie wygląda – odparł wreszcie na pytanie, przechodząc do kreślenia szczegółów twarzy. - Jeśli masz jakieś rzadkie, ładne albo po prostu ciekawe rośliny, chętnie bym je zobaczył. Dodawanie odpowiednich historii czy ukrytych znaczeń do biżuterii też jest ważne. Każdy lubi takie ozdoby, nawet jak nie ma za wiele pieniędzy – kontynuował, na dłuższy moment skupiając się na oczach. - Oczywiście zapłacę. Jak coś mi się spodoba, pewnie będę chciał to zabrać – mówił, choć wcale nie był pewien, czy Holt faktycznie go słuchał, czy skupiał się już tylko na gwizdanej melodii. Postukał końcem ołówka w brodę, lekko wykrzywiając usta. - Nie wiem czy te twoje oczy da się wiernie narysować. Są cholernie wyraziste – przyznał z lekką nutą niezadowolenia w głosie.
- Jakby wiedział, to by się spiął. Nie byłoby naturalnie – rzucił, nie wspominając już o fakcie, że większość osób, które próbował kiedyś rysować, zwykła się strasznie peszyć, albo wręcz przeciwnie, nadmiernie ekscytować, kiedy chciał tylko poćwiczyć. Jakby sam fakt, że wybrał akurat ich oznaczał, że mieli stać się nie wiadomo jaką muzą i zaistnieć w świecie sztuki – wszystko tylko dlatego, że kształt ich nosa był odrobinę bardziej interesujący niż innego przypadkowego przechodnia. Albo dlatego, że mieli pod oczami głębokie, ciemne cienie, które ciekawie wychodziły na szkicach. U Holta spodobała mu się proporcjonalność rysów i jasne oczy. Zawsze miał słabość do jasnych oczu.
Z miłym zaskoczeniem obserwował, że blondyn nie dość, że nie speszył się zainteresowaniem, a wręcz zdawał się nim karmić, obracając się na wszystkie te sposoby, które ewidentnie miały go ustawić pod bardziej nęcącym kątem.
- Nie będę cię zatrzymywał – stwierdził z rozbawieniem na sugestię, że gdyby Nik chciał grać prawdziwego ducha rzeki, powinien rozebrać się do naga. - Coś o tym wiem. Chociaż w moim przypadku to kamienie i złoto – przytaknął, nieświadom dalszego ciągu myśli blondyna. Z nim też zapewne by się zgodził, ale przy dwóch próbach uzyskania jego błogosławieństwa, Odyn bardzo wyraźnie dał Felixowi do zrozumienia, że dar czytania w ludzkich myślach nie był mu przeznaczony – za każdym razem dostawał ataku drzewozrostu, a trzeci raz nie odważył się próbować. Bał się, że Wszechojciec ukaże go za tę zniewagę atakiem na jedną z tych kości, które swoim rozrostem przedwcześnie mogły zakończyć jego życie. Wolał być żywy bez ponadprzeciętnej umiejętności, niż martwy i wspominany obok innych mistrzów swojego fachu.
- Połechtanie ego? – odparł pytaniem na pytanie, zanim blondyn przyjął jego propozycję i usiadł ledwie dwa kroki od miejsca, w którym siedział Felix, dając mu doskonały widok na swoją twarz. Nie zamierzał czekać na dalszą zachętę, tylko obrócił kartkę w szkicowniku, zabierając się do ogólnego szkicu i złapania proporcji. Szczegółami będzie się martwił za chwilę, może poprosi wtedy, by Nik nie zmieniał co chwilę ułożenia ust, wygwizdując kolejne dźwięki.
Co złotnik robi w lesie? Nad strumieniem takim jak ten? W takim... odosobnieniu?
Zmarszczył lekko brwi, podnosząc wzrok na oczy Holta.
- Zdajesz sobie sprawę, że brzmisz jak wielki zły wilk, który przydybał w lesie kapturka? – rzucił, a w jego głosie mimowolnie przebrzmiała ostrzejsza nuta. Gdyby Nik okazał się niespodziewanym zagrożeniem, Felix nie zamierzał wyrywać się z rzucaniem zaklęć, które odsłoniłyby nieodwracalne zatrucie organizmu zakazaną magią, ale nie znaczyło to, że był całkiem bezbronny. Zaklęty pierścień, pamiątka od Almy, doskonale poradziłby sobie z odbiciem większości zaklęć prosto w rzucającego. Przez moment przyglądał mu się po prostu w milczeniu, zanim wrócił do swojego szkicu.
- Potrzebuję inspiracji do nowej kolekcji. Natura to wdzięczny temat. Dobrze się sprzedaje i zawsze świetnie wygląda – odparł wreszcie na pytanie, przechodząc do kreślenia szczegółów twarzy. - Jeśli masz jakieś rzadkie, ładne albo po prostu ciekawe rośliny, chętnie bym je zobaczył. Dodawanie odpowiednich historii czy ukrytych znaczeń do biżuterii też jest ważne. Każdy lubi takie ozdoby, nawet jak nie ma za wiele pieniędzy – kontynuował, na dłuższy moment skupiając się na oczach. - Oczywiście zapłacę. Jak coś mi się spodoba, pewnie będę chciał to zabrać – mówił, choć wcale nie był pewien, czy Holt faktycznie go słuchał, czy skupiał się już tylko na gwizdanej melodii. Postukał końcem ołówka w brodę, lekko wykrzywiając usta. - Nie wiem czy te twoje oczy da się wiernie narysować. Są cholernie wyraziste – przyznał z lekką nutą niezadowolenia w głosie.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Sob 9 Mar - 23:12
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Zdecydowanie uśmiech Nika nie pomagał w domyśleniu się, czy mówi prawdę czy sobie żartuje. Oczywiście mówił prawdę, rośliny bywały różne, niektóre faktycznie potrafiły zrobić krzywdę nieodpowiednio dotknięte. Może odrobinkę koloryzował mówiąc o tej bolesnej agonii, ale zasadniczo nie kłamał. Ale jedynym sposobem, by się tego dowiedzieć, było dopytanie się samego Holta, który o roślinach akurat mógł gadać i gadać. Po prostu to lubił i nigdy się z tym nie krył.
- Ależ skąd możesz wiedzieć? Może po prostu zostałby na miejscu i starał się nie ruszać bardziej, niż powinien. - stwierdził humorzaście, ale się uśmiechał lekko. W zasadzie jeszcze nigdy nikomu nie pozował, nawet nie sądził, że by mógł komuś robić za modela. Ale ta myśl nie była jakaś taka straszna, brzmiała dosyć ciekawie, a Nik nie był kimś, kto wstydził się czegokolwiek. A już na pewno nie wstydził się swojego ciała, więc skoro Felix chciał mieć modela, to mógł się zgodzić. Zwłaszcza, jeśli nie przeszkadzało mu to, że Nik będzie sobie pogwizdywać i tworzyć swoją melodię.
Nie był jednak człowiekiem próżnym, by uważać, że był jakiś wyjątkowy. Najwyraźniej po prostu złotnik coś w nim zobaczył i fossegrim przyjął to w taki sam sposób, w jaki przyjął fakt, że mężczyzna pominął swoje nazwisko. Chciał, to miał, z interesami Nika nie było to sprzeczne ani trochę. A poza tym był trochę ciekawy, co mu z tego wyjdzie, a to był wystarczający argument, by usadzić grzecznie cztery litery.
- Co, akty też rysujesz? - zaśmiał się w ogóle nie zażenowany tym, co zasugerował mu mężczyzna. Oczywiście nie zamierzał się stosować do sugestii, ale był ciekawy, skąd w ogóle taki pomysł. Zresztą żeby włazić nagi do rzeki musiałby umieć pływać. Brak tej umiejętności wykluczał takie ekscesy. - No popatrz, nawet nie sądziłem, że złotnik też ma upierdliwych klientów. Szczerze i uczciwie współczuję. - powiedział, bez najmniejszego śladu ironii czy drwiny. Naprawdę mu współczuł, sobie zresztą też, bo jakby na to nie spojrzeć, to klienci byli najbardziej denerwującą rzeczy w pracy sprzedawcy. Chociaż niektórzy bywali naprawdę w porządku, z takim Björnem na przykład współpracować lubił. Zawsze miał ciekawe zlecenia.
- Czy ja wiem... Ale skoro tak mówisz. - oczy błysnęły mu rozbawieniem i przeciągnął się, ot tak sobie, dla siebie, bez większych podtekstów składanych własnym ciałem. Ot strzelił kilkoma kościami i wrócił do poprzedniej pozycji.
Przez dobrą chwilę jedynie pogwizdywał sobie, w ciszy i spokoju, korzystając z bliskości natury. A potem zadał swoje pytanie i cały spokój prysł, a Nik mógł z fascynacją patrzyć, jak mężczyzna się cały najeża, jakby Holt wyciągnął broń i zaczął mu nią grozić. Lekkie rozbawienie pojawiło się na jego twarzy, gdy przyjrzał się Felixowi, a raczej bezczelnie zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, skupiony głównie na brzuchu i tym co niżej.
- Znaczy mówisz, że jesteś kapturkiem, który czeka na pożarcie przez złego wilka? Nadawałbyś się. Tylko ci czerwonych portek brakuje. - w ogóle nie przejmował się tą ostrzejszą nutą, a wręcz przeciwnie. Trochę go bawiła ta paranoja każąca mężczyźnie uważać, że blondyn był zagrożeniem. Ale to tylko znaczyło, że Felix miał reputację, stąd brak podania nazwiska. Ciekawe, kim ten facet był… Chciał się tego dowiedzieć, zdecydowanie chciał, a nóż przydałby mu się w interesach. A bycie wielkim, złym wilkiem wcale mu nie przeszkadzało. Takiego kapturka nawet chętnie by pożarł.
- A to fakt. Jest coś magicznego w roślinnych motywach, wyglądają elegancko i jednocześnie jakoś tak po prostu dobrze. Chociaż nie jestem dobrą wyrocznią, dostrzegam w roślinach zupełnie inne rzeczy. - zaśmiał się lekko, przekrzywiając lekko głowę, jednak zaraz grzecznie wrócił do poprzedniej pozycji. Nie chciał w końcu psuć rysunku. - Nie wiem, co uważasz za ładne rośliny. Opieram się na ich właściwościach, a nie wyglądzie. Ale zapraszam do Herbaarium, w dzielnicy Ymira Starszego. Tam sprzedaję rośliny. Najczęściej sam je zdobywam, więc jak masz jakieś potrzeby w tym temacie, a nie mam na stanie w danej chwili, to w ciągu kilka dni mogę dostarczyć. - kwestię zapłaty pominął, bo było oczywistym, że nie odda swoich zbiorów za darmo. Ale był handlarzem, a każdy zainteresowany roślinami mógł być potencjalnym klientem. Dodatkowy zarobek też się przyda, choć rzecz jasna pominął kwestię tych mniej legalnych towarów, które też dostarczał. Takie rzeczy tylko na hasło i u zaufanych klientów, którzy nie polecą z pyskiem do kruczej.
- Przepraszać za to nie zamierzam. - stwierdził rozbawiony, ale mimo wszystko wyszczerzył się przy tym radośnie. Komplement bardzo go połechtał, po ostatnich wydarzeniach chyba tego potrzebował. Tym bardziej, że aurę trzymał przy sobie, więc słowa były szczere. Chyba.
- Ależ skąd możesz wiedzieć? Może po prostu zostałby na miejscu i starał się nie ruszać bardziej, niż powinien. - stwierdził humorzaście, ale się uśmiechał lekko. W zasadzie jeszcze nigdy nikomu nie pozował, nawet nie sądził, że by mógł komuś robić za modela. Ale ta myśl nie była jakaś taka straszna, brzmiała dosyć ciekawie, a Nik nie był kimś, kto wstydził się czegokolwiek. A już na pewno nie wstydził się swojego ciała, więc skoro Felix chciał mieć modela, to mógł się zgodzić. Zwłaszcza, jeśli nie przeszkadzało mu to, że Nik będzie sobie pogwizdywać i tworzyć swoją melodię.
Nie był jednak człowiekiem próżnym, by uważać, że był jakiś wyjątkowy. Najwyraźniej po prostu złotnik coś w nim zobaczył i fossegrim przyjął to w taki sam sposób, w jaki przyjął fakt, że mężczyzna pominął swoje nazwisko. Chciał, to miał, z interesami Nika nie było to sprzeczne ani trochę. A poza tym był trochę ciekawy, co mu z tego wyjdzie, a to był wystarczający argument, by usadzić grzecznie cztery litery.
- Co, akty też rysujesz? - zaśmiał się w ogóle nie zażenowany tym, co zasugerował mu mężczyzna. Oczywiście nie zamierzał się stosować do sugestii, ale był ciekawy, skąd w ogóle taki pomysł. Zresztą żeby włazić nagi do rzeki musiałby umieć pływać. Brak tej umiejętności wykluczał takie ekscesy. - No popatrz, nawet nie sądziłem, że złotnik też ma upierdliwych klientów. Szczerze i uczciwie współczuję. - powiedział, bez najmniejszego śladu ironii czy drwiny. Naprawdę mu współczuł, sobie zresztą też, bo jakby na to nie spojrzeć, to klienci byli najbardziej denerwującą rzeczy w pracy sprzedawcy. Chociaż niektórzy bywali naprawdę w porządku, z takim Björnem na przykład współpracować lubił. Zawsze miał ciekawe zlecenia.
- Czy ja wiem... Ale skoro tak mówisz. - oczy błysnęły mu rozbawieniem i przeciągnął się, ot tak sobie, dla siebie, bez większych podtekstów składanych własnym ciałem. Ot strzelił kilkoma kościami i wrócił do poprzedniej pozycji.
Przez dobrą chwilę jedynie pogwizdywał sobie, w ciszy i spokoju, korzystając z bliskości natury. A potem zadał swoje pytanie i cały spokój prysł, a Nik mógł z fascynacją patrzyć, jak mężczyzna się cały najeża, jakby Holt wyciągnął broń i zaczął mu nią grozić. Lekkie rozbawienie pojawiło się na jego twarzy, gdy przyjrzał się Felixowi, a raczej bezczelnie zlustrował wzrokiem jego sylwetkę, skupiony głównie na brzuchu i tym co niżej.
- Znaczy mówisz, że jesteś kapturkiem, który czeka na pożarcie przez złego wilka? Nadawałbyś się. Tylko ci czerwonych portek brakuje. - w ogóle nie przejmował się tą ostrzejszą nutą, a wręcz przeciwnie. Trochę go bawiła ta paranoja każąca mężczyźnie uważać, że blondyn był zagrożeniem. Ale to tylko znaczyło, że Felix miał reputację, stąd brak podania nazwiska. Ciekawe, kim ten facet był… Chciał się tego dowiedzieć, zdecydowanie chciał, a nóż przydałby mu się w interesach. A bycie wielkim, złym wilkiem wcale mu nie przeszkadzało. Takiego kapturka nawet chętnie by pożarł.
- A to fakt. Jest coś magicznego w roślinnych motywach, wyglądają elegancko i jednocześnie jakoś tak po prostu dobrze. Chociaż nie jestem dobrą wyrocznią, dostrzegam w roślinach zupełnie inne rzeczy. - zaśmiał się lekko, przekrzywiając lekko głowę, jednak zaraz grzecznie wrócił do poprzedniej pozycji. Nie chciał w końcu psuć rysunku. - Nie wiem, co uważasz za ładne rośliny. Opieram się na ich właściwościach, a nie wyglądzie. Ale zapraszam do Herbaarium, w dzielnicy Ymira Starszego. Tam sprzedaję rośliny. Najczęściej sam je zdobywam, więc jak masz jakieś potrzeby w tym temacie, a nie mam na stanie w danej chwili, to w ciągu kilka dni mogę dostarczyć. - kwestię zapłaty pominął, bo było oczywistym, że nie odda swoich zbiorów za darmo. Ale był handlarzem, a każdy zainteresowany roślinami mógł być potencjalnym klientem. Dodatkowy zarobek też się przyda, choć rzecz jasna pominął kwestię tych mniej legalnych towarów, które też dostarczał. Takie rzeczy tylko na hasło i u zaufanych klientów, którzy nie polecą z pyskiem do kruczej.
- Przepraszać za to nie zamierzam. - stwierdził rozbawiony, ale mimo wszystko wyszczerzył się przy tym radośnie. Komplement bardzo go połechtał, po ostatnich wydarzeniach chyba tego potrzebował. Tym bardziej, że aurę trzymał przy sobie, więc słowa były szczere. Chyba.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Pon 11 Mar - 14:21
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Amandine powinna być z niego dumna – nie dość, że wyszedł do ludzi (przypadkiem), integrował się z kimś dotąd obcym (bo okazał się upierdliwy), a robił to wszystko w międzyczasie pracując. Zbieranie inspiracji było nie mniej ważne od samego procesu tworzenia, jeśli chciał, by jego salon wciąż przyciągał klientów. Ha, powinien jej się później pochwalić, jaki był produktywny i to wszystko w trakcie jednego popołudnia!
- Upierdliwi klienci to zmora każdego, kto coś sprzedaje. Jedziemy na jednym wózku – wzruszył lekko ramionami. - Chociaż ja już mam do czynienia tylko ze specjalnymi zamówieniami, ale to potrafi być mniej i bardziej upierdliwe od przeciętnego klienta. Spróbuj gadać z klanowcem, który myśli, że jak ma nazwisko i pieniądze to może żądać niemożliwych terminów – wywrócił oczami, przypominając sobie po cichu, że nie powinien narzekać przy kimś, kogo tak naprawdę nie znał. Rozsądne podejście do komentarzy odnośnie jego muzyki i ładna buźka nie powinny dawać Holtowi zbyt dużego kredytu zaufania – skąd miał przecież wiedzieć, czy później nie zacznie rozsiewać plotek? Z drugiej strony... Czy to byłby pierwszy raz? I czy naprawdę przejmowałby się tym, co mogliby wypisywać w Ratatoskr czy innym szmatławcu?
Gdyby tak robił, rozpraszał uwagę na nieistotne pierdoły, nie zaszedłby za daleko.
Wyprostował się na moment, czując w karku napięcie od zbyt długiego pochylania się nad kartką i ledwie zdążył się zgarbić, zanim Nik zadał pytanie z gatunku tych, które zabrzmiałyby cholernie niepokojąco zadane w jednej z ciasnych uliczek. Kontekst wciąż zjeżył Felixa, trącił struny odpowiedzialne za pamięć o ludziach, z którymi nie miał za dobrych układów... Może się mylił, ale blondyn nie wydawał się być nasłanym przez kogoś z nich – jego wcześniejsze oburzenie wyglądało na naturalne, podobnie jak i ciekawość. Był obok wystarczająco długo, by zdążyć cisnąć w Sommerfelta zaklęciem, a nic takiego nie zrobił. Jeśli nie był fantastycznym aktorem, wyborowym kłamcą i kimś, kto lubił bawić się swoim posiłkiem, raczej nie miał się czym przejmować.
- Jaki zabawny, patrzcie go – rzucił z lekką ironią. - Musisz być niezłą atrakcją na imprezach.
Westchnął, kręcąc lekko głową, zanim odpowiedział na zadane pytanie i przytaknął bezgłośnie na komentarz Holta. Zdawał się w lot pojmować, co miał na myśli – przynajmniej częściowo. Zanotował sobie nazwę sklepu i dzielnicę. Lokal na Ymirze Starszym kazał oczekiwać konkretnej, niekoniecznie dobrej reputacji, zaraz podsuwając przemyślenia, co do zdobywania niektórych okazów, ale przecież nie zamierzał narzekać. Byłby cholernym hipokrytą, skoro sam wielokrotnie korzystał z pomocy ludzi skazanych na Ymira przy pozyskiwaniu rzadszych, trudno dostępnych minerałów. To tam też udawała się lwia część zaklętych przez niego artefaktów. Chcąc, nie chcąc, jeśli byłeś ślepcem, w jakimś stopniu zostawałeś związanym z tą piszczącą biedą dzielnicą.
Przepraszać za to nie zamierzam.
- I nie powinieneś – odparł odruchowo, marszcząc nieco brwi, gdy zerkał między rozjaśnioną uśmiechem twarzą Holta a swoim niedokończonym rysunkiem. - Ładne rzeczy nie powinny aspirować do brzydoty tylko dlatego, że ktoś nie potrafi ich wiernie odwzorować – mówił bez cienia zawahania, nie zastanawiając się, czy w ogóle powinien wygłaszać podobne osądy. Wreszcie zagryzł na moment wnętrze policzka, zanim dodał już głośniej i pewniej:
- A teraz przestań się szczerzyć, psujesz mi całą koncepcję.
Nie odzywał się już, od czasu do czasu poprawiając tylko pozycję, gdy coś zaczęło go boleć lub uwierać, uparcie brnąc dalej, choć po cichu zdawał sobie coraz bardziej sprawę, że nie był w stanie narysować twarzy Nika na tyle wiernie, by czuć satysfakcję. Ciągle coś mu uciekało, proporcja minimalnie się gubiła, tworząc ledwie zauważalny dysonans, który po dłuższej obserwacji kuł Felixa po oczach. Może była to kwestia modela, a może umiejętności. A może jedno i drugie.
- Nie jest to moje najlepsze dzieło – stwierdził wreszcie, wsuwając koniec ołówka w zęby, żeby nie przeszkadzał, kiedy ostrożnie wyrywał ze szkicownika perforowaną na brzegu kartkę. Papier był gruby, lekko żółtawy – ciemne linie wyglądały na nim o wiele lepiej niż na śnieżnobiałej bieli. Felix wyciągnął rękę z rysunkiem w kierunku Nika, rzucając krótkie:
- Za grzeczne wysiedzenie bez ruchu. Względnie.
- Upierdliwi klienci to zmora każdego, kto coś sprzedaje. Jedziemy na jednym wózku – wzruszył lekko ramionami. - Chociaż ja już mam do czynienia tylko ze specjalnymi zamówieniami, ale to potrafi być mniej i bardziej upierdliwe od przeciętnego klienta. Spróbuj gadać z klanowcem, który myśli, że jak ma nazwisko i pieniądze to może żądać niemożliwych terminów – wywrócił oczami, przypominając sobie po cichu, że nie powinien narzekać przy kimś, kogo tak naprawdę nie znał. Rozsądne podejście do komentarzy odnośnie jego muzyki i ładna buźka nie powinny dawać Holtowi zbyt dużego kredytu zaufania – skąd miał przecież wiedzieć, czy później nie zacznie rozsiewać plotek? Z drugiej strony... Czy to byłby pierwszy raz? I czy naprawdę przejmowałby się tym, co mogliby wypisywać w Ratatoskr czy innym szmatławcu?
Gdyby tak robił, rozpraszał uwagę na nieistotne pierdoły, nie zaszedłby za daleko.
Wyprostował się na moment, czując w karku napięcie od zbyt długiego pochylania się nad kartką i ledwie zdążył się zgarbić, zanim Nik zadał pytanie z gatunku tych, które zabrzmiałyby cholernie niepokojąco zadane w jednej z ciasnych uliczek. Kontekst wciąż zjeżył Felixa, trącił struny odpowiedzialne za pamięć o ludziach, z którymi nie miał za dobrych układów... Może się mylił, ale blondyn nie wydawał się być nasłanym przez kogoś z nich – jego wcześniejsze oburzenie wyglądało na naturalne, podobnie jak i ciekawość. Był obok wystarczająco długo, by zdążyć cisnąć w Sommerfelta zaklęciem, a nic takiego nie zrobił. Jeśli nie był fantastycznym aktorem, wyborowym kłamcą i kimś, kto lubił bawić się swoim posiłkiem, raczej nie miał się czym przejmować.
- Jaki zabawny, patrzcie go – rzucił z lekką ironią. - Musisz być niezłą atrakcją na imprezach.
Westchnął, kręcąc lekko głową, zanim odpowiedział na zadane pytanie i przytaknął bezgłośnie na komentarz Holta. Zdawał się w lot pojmować, co miał na myśli – przynajmniej częściowo. Zanotował sobie nazwę sklepu i dzielnicę. Lokal na Ymirze Starszym kazał oczekiwać konkretnej, niekoniecznie dobrej reputacji, zaraz podsuwając przemyślenia, co do zdobywania niektórych okazów, ale przecież nie zamierzał narzekać. Byłby cholernym hipokrytą, skoro sam wielokrotnie korzystał z pomocy ludzi skazanych na Ymira przy pozyskiwaniu rzadszych, trudno dostępnych minerałów. To tam też udawała się lwia część zaklętych przez niego artefaktów. Chcąc, nie chcąc, jeśli byłeś ślepcem, w jakimś stopniu zostawałeś związanym z tą piszczącą biedą dzielnicą.
Przepraszać za to nie zamierzam.
- I nie powinieneś – odparł odruchowo, marszcząc nieco brwi, gdy zerkał między rozjaśnioną uśmiechem twarzą Holta a swoim niedokończonym rysunkiem. - Ładne rzeczy nie powinny aspirować do brzydoty tylko dlatego, że ktoś nie potrafi ich wiernie odwzorować – mówił bez cienia zawahania, nie zastanawiając się, czy w ogóle powinien wygłaszać podobne osądy. Wreszcie zagryzł na moment wnętrze policzka, zanim dodał już głośniej i pewniej:
- A teraz przestań się szczerzyć, psujesz mi całą koncepcję.
Nie odzywał się już, od czasu do czasu poprawiając tylko pozycję, gdy coś zaczęło go boleć lub uwierać, uparcie brnąc dalej, choć po cichu zdawał sobie coraz bardziej sprawę, że nie był w stanie narysować twarzy Nika na tyle wiernie, by czuć satysfakcję. Ciągle coś mu uciekało, proporcja minimalnie się gubiła, tworząc ledwie zauważalny dysonans, który po dłuższej obserwacji kuł Felixa po oczach. Może była to kwestia modela, a może umiejętności. A może jedno i drugie.
- Nie jest to moje najlepsze dzieło – stwierdził wreszcie, wsuwając koniec ołówka w zęby, żeby nie przeszkadzał, kiedy ostrożnie wyrywał ze szkicownika perforowaną na brzegu kartkę. Papier był gruby, lekko żółtawy – ciemne linie wyglądały na nim o wiele lepiej niż na śnieżnobiałej bieli. Felix wyciągnął rękę z rysunkiem w kierunku Nika, rzucając krótkie:
- Za grzeczne wysiedzenie bez ruchu. Względnie.
Nik Holt
Re: Srebrny strumień Pon 11 Mar - 22:30
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Mniej upierdliwe od przeciętnego klienta? Och żeby Felix tylko wiedział… Nik nie prychnął, ale był bardzo temu bliski, rozbawiony tym hasłem „klanowców”. No klanowi do niego w sumie nie przychodzili, komu z nich chciałoby się zaglądać do dzielnicy biedy – przynajmniej czynsze za lokale były tanie – o ile nie szukał tam lewych interesów? Gdyby chciał umiejscowić swój sklep w innej dzielnicy płaciłby majątek za lokal, a tak mógł mieszkać nad sklepem i wszystko mieć pod kontrolą, w tym i niezapowiedzianych klientów, którzy potrafili przyjść poza godzinami otwarcia i słono za ten fakt płacić. Ale wszyscy inni, którzy potrafili żądać niemożliwego, jak na przykład świeżej konwalii w pieprzonym grudniu, byli zapewne równie upierdliwi.
- Mów do mnie jeszcze, facet. – powiedział z życzliwością zabarwioną lekką ironią i pokręcił głową. – Klient to klient. Zawsze znajdzie się debil, który uważa, że jak ma kasę to może wszystko i nie docierają do niego logiczne argumenty. A potem jeszcze problem numer dwa, szanowny pan klient ma ego jak stąd na Antarktydę i jeszcze robi się urażony, jak próbujesz mu wytłumaczyć błędy w logice. A w przypadku zapotrzebowania na rośliny to częste. – przyznał z całkowitą szczerością. Miło było pogadać z kimś, kto rozumiał ten problem, nawet jeśli pracowali w dwóch różnych dziedzinach. Jakaś część Nika cieszyła się, że mężczyzna nie jest z pokrewnej branży. Przynajmniej nie będzie mu robił konkurencji, nie?
- Nie martw się, nie jadam mięsa z nieznanych źródeł. – puścił mu bezczelnie oczko, w ogóle nie przejmując się tą jego ironią. – A i owszem, bywam atrakcją. – zgodził się niewinnie, ani myśląc przyznawać, z jakich powodów tą atrakcją bywał. I że sam specjalnie przyciągał uwagę, dla samej radości pławienia się w cudzych spojrzeniach… Dlatego pozwalał się rysować, bo mimo wszystko naprawdę połechtał mu ego, zwłaszcza, że jak dotąd ani razu nie użył swojej aury, która mogłaby przyciągnąć ku niemu uwagę.
- No już, już. Ale zrzędzisz, kapturku. – przewrócił oczami, ale szczerzyć się przestał. No, na tyle, na ile był w stanie. Miło było słyszeć, że ktoś doceniał jego urodę, chociaż i tak gdzieś z tyłu głowy zostawało, ile z tego było winą jego genetyki. Jego parszywych umiejętności. Nie zamierzał się jednak przyznawać do tego obcemu, jeszcze nie zwariował. Przyjaciele nie wiedzieli, to miał obcemu mówić? Wolne żarty… Skoro jednak miał się nie szczerzyć i pewnie w ogóle nie rozmawiać, nie gwizdać i w ogóle siedzieć na tyłku, to wpatrzył się gdzieś w jakiś punkt na rzece i odpłynął myślami, rzecz jasna nad jakąś kolejną melodią. Albo roślinami. Czymkolwiek.
I nawet niespecjalnie się ruszał, także nie można było mu zarzucić, że się nie nadawał.
- Przeważnie bywam grzeczny. O ile mi nie zajdą za skórę. – poinformował Felixa, zanim w pierwszej kolejności rozciągnął się, strzelając wszystkimi możliwymi kosteczkami. Siedzenie w bezruchu tyle czasu nie sprzyjało i miał nieco zastane mięśnie, ale i tak w końcu zwlókł się z kamienia i podszedł do mężczyzny, zgarniając karteczkę ze szkicem.
- Mhm. – zgodził się, śledząc wzrokiem linie. Musiał przyznać, że całkiem nieźle mu wyszło naszkicowanie jego osoby, ale jednak mimo wszystko były niedociągnięcia. Pewne braki. – Linia twarzy trochę nie ta. I barków. Ale to raczej dlatego, że ten kamień był pieruńsko niewygodny. – skomentował, by zaraz potem uśmiechnąć się lekko do złotnika. – Ale jak na konieczność rysowania modela z przypadku, poszło ci całkiem całkiem. – zaśmiał się, bardzo starannie składając karteczkę i chowając ją w kieszeni koszuli. Tak, żeby mieć pewność, że jej nie zgubi, bo oczywistym dla Holta było, że zamierzał sobie zostawić rysunek.
- Jakbyś kiedyś jeszcze potrzebował modela, to o ile znajdzie się wygodniejsze siedzisko, to mogę być chętny. – rzucił całkowicie niezobowiązująco, bo w sumie nie widział chyba większego problemu w takim zajęciu. – Podzielisz się kartką i ołówkiem? Ta cholerna melodia nie chce mi wyjść z głowy i muszę ją zapisać. – przyznał, przewracając lekko oczami. Jakby wiedział, to by przyniósł własny notes, a tak? Musiał życzyć.
- Mów do mnie jeszcze, facet. – powiedział z życzliwością zabarwioną lekką ironią i pokręcił głową. – Klient to klient. Zawsze znajdzie się debil, który uważa, że jak ma kasę to może wszystko i nie docierają do niego logiczne argumenty. A potem jeszcze problem numer dwa, szanowny pan klient ma ego jak stąd na Antarktydę i jeszcze robi się urażony, jak próbujesz mu wytłumaczyć błędy w logice. A w przypadku zapotrzebowania na rośliny to częste. – przyznał z całkowitą szczerością. Miło było pogadać z kimś, kto rozumiał ten problem, nawet jeśli pracowali w dwóch różnych dziedzinach. Jakaś część Nika cieszyła się, że mężczyzna nie jest z pokrewnej branży. Przynajmniej nie będzie mu robił konkurencji, nie?
- Nie martw się, nie jadam mięsa z nieznanych źródeł. – puścił mu bezczelnie oczko, w ogóle nie przejmując się tą jego ironią. – A i owszem, bywam atrakcją. – zgodził się niewinnie, ani myśląc przyznawać, z jakich powodów tą atrakcją bywał. I że sam specjalnie przyciągał uwagę, dla samej radości pławienia się w cudzych spojrzeniach… Dlatego pozwalał się rysować, bo mimo wszystko naprawdę połechtał mu ego, zwłaszcza, że jak dotąd ani razu nie użył swojej aury, która mogłaby przyciągnąć ku niemu uwagę.
- No już, już. Ale zrzędzisz, kapturku. – przewrócił oczami, ale szczerzyć się przestał. No, na tyle, na ile był w stanie. Miło było słyszeć, że ktoś doceniał jego urodę, chociaż i tak gdzieś z tyłu głowy zostawało, ile z tego było winą jego genetyki. Jego parszywych umiejętności. Nie zamierzał się jednak przyznawać do tego obcemu, jeszcze nie zwariował. Przyjaciele nie wiedzieli, to miał obcemu mówić? Wolne żarty… Skoro jednak miał się nie szczerzyć i pewnie w ogóle nie rozmawiać, nie gwizdać i w ogóle siedzieć na tyłku, to wpatrzył się gdzieś w jakiś punkt na rzece i odpłynął myślami, rzecz jasna nad jakąś kolejną melodią. Albo roślinami. Czymkolwiek.
I nawet niespecjalnie się ruszał, także nie można było mu zarzucić, że się nie nadawał.
- Przeważnie bywam grzeczny. O ile mi nie zajdą za skórę. – poinformował Felixa, zanim w pierwszej kolejności rozciągnął się, strzelając wszystkimi możliwymi kosteczkami. Siedzenie w bezruchu tyle czasu nie sprzyjało i miał nieco zastane mięśnie, ale i tak w końcu zwlókł się z kamienia i podszedł do mężczyzny, zgarniając karteczkę ze szkicem.
- Mhm. – zgodził się, śledząc wzrokiem linie. Musiał przyznać, że całkiem nieźle mu wyszło naszkicowanie jego osoby, ale jednak mimo wszystko były niedociągnięcia. Pewne braki. – Linia twarzy trochę nie ta. I barków. Ale to raczej dlatego, że ten kamień był pieruńsko niewygodny. – skomentował, by zaraz potem uśmiechnąć się lekko do złotnika. – Ale jak na konieczność rysowania modela z przypadku, poszło ci całkiem całkiem. – zaśmiał się, bardzo starannie składając karteczkę i chowając ją w kieszeni koszuli. Tak, żeby mieć pewność, że jej nie zgubi, bo oczywistym dla Holta było, że zamierzał sobie zostawić rysunek.
- Jakbyś kiedyś jeszcze potrzebował modela, to o ile znajdzie się wygodniejsze siedzisko, to mogę być chętny. – rzucił całkowicie niezobowiązująco, bo w sumie nie widział chyba większego problemu w takim zajęciu. – Podzielisz się kartką i ołówkiem? Ta cholerna melodia nie chce mi wyjść z głowy i muszę ją zapisać. – przyznał, przewracając lekko oczami. Jakby wiedział, to by przyniósł własny notes, a tak? Musiał życzyć.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Srebrny strumień Wto 12 Mar - 21:49
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Dawno nie rysował żadnego modela – a przynajmniej nie takiego, który świadom był uwagi Felixa, albo nie był Amandine usadzoną wygodnie w fotelu i oczekującą słodkości w ramach zapłaty. Zwykle nie szkicował ludzi, bo nie było mu to do niczego potrzebne w kontekście pracy. Ot zachcianka, zajęcie mające z zasady relaksować, nawet jeśli zdawał sobie sprawę ze swoich braków.
Niklas okazał się zaskoczeniem – z początku miał ochotę wyrwać mu z rąk tę fałszywie brzmiącą harmonijkę i pierdolnąć nią hen, ale nawet nie zauważył momentu, w którym pierwsze ostre, krytyczne zdania najpierw ewoluowały w coś cywilizowanego, a potem przyjemnego. Jak rozmowa z dawno niewidzianym znajomym przy herbacie i to takim, który nie utrzymywał znajomości z powodu obopólnych korzyści.
Z niektórymi ludźmi chyba już tak po prostu było.
Puścił mimo uszu ten powrót do kapturka – już czuł, że jeśli jeszcze się spotkają, może w dłuższej perspektywie pożałować porównania, które Holt przekręcił ku swojej uciesze – i skupił się już tylko na kartce. Kartce, ołówku i modelu, który mimo swojej początkowej kapryśności siedział na niewygodnym kamieniu na tyle nieruchomo na ile było to fizycznie możliwe. Zgarbiony nad szkicownikiem, Felix doskonale czuł napięcie mięśni karku, ciągnięcie w ramionach i ręce trzymającej ołówek, która nie znajdowała podparcia dla łokcia. Między innymi dlatego nie rysował w otoczeniu natury zbyt długo, zadowalając się w większości koncepcyjnymi szkicami tych fragmentów, które uznał za wystarczająco interesujące, by umieścić je na biżuterii.
Przyglądał się uważnie każdej szpilce bólu, niepewny czy zaraz nie poczuje znajomego, ostrego napięcia pod skórą – na wszelki wypadek zawsze nosił przy sobie eliksir przeciwbólowy, ale paranoja pozostawała. Skrzywił się tylko raz czy drugi, ale łatwo mógł wyjaśnić grymasy niezadowoleniem z powstającej pracy.
Kiedy skończył, wyciągając kartkę do Holta, ostrożnie wyprostował kręgosłup, podnosząc się po chwili na nogi, które zaczęły już cierpnąć od niewygodnej pozycji. Z lekkim zaskoczeniem słuchał wyjaśniania swoich niedoróbek jako niewygody modela, mimowolnie uśmiechając się kątem ust – nie sądził, by Nik miał rację, ale łatwo wypowiadanym komplementem połechtał mu ego. Felix doskonale zdawał sobie sprawę, że zawsze był łasy na pochwały i że stanowiły one porażająco łatwy sposób na zdobycie jego względów.
Starał się tego nie rozpowiadać.
- Hm – mruknął krótko na propozycję powtórzenia tego wszystkiego w przyjemniejszych warunkach, od razu myśląc o wygodnych fotelach, które miał w biblioteczce i salonie... I zaraz powstrzymując się, zanim myśl ta pobiegła zbyt daleko. Nie. Nie wpuszczał przecież ot tak obcych do swojego domu z różnych względów.
- Zastanowię się. W razie potrzeby wiem do kogo napisać – rzucił, przytakując za chwilę na prośbę o podzielenie się przyborami do pisania. Podał Holtowi ołówek i wyrwał kartkę z tyłu szkicownika, ale nie użyczył go jako podkładki – bywali już tacy, którzy próbowali ukraść jego projekty.
Wcale nie udawał nie bycia zainteresowanym, śmiało zerkając na zapisywaną kartkę – dopiero ostrzejsze ukłucie bólu pod żebrami zaalarmowało go wystarczająco, by odruchowo objął bok dłonią i pożegnał się, próbując nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
Dopiero w domu miał odetchnąć z ulgą, gdy medyk zawyrokował, że to nie kolejny atak choroby. Chwała bogom za małe szczęścia.
Felix i Nik z tematu
Niklas okazał się zaskoczeniem – z początku miał ochotę wyrwać mu z rąk tę fałszywie brzmiącą harmonijkę i pierdolnąć nią hen, ale nawet nie zauważył momentu, w którym pierwsze ostre, krytyczne zdania najpierw ewoluowały w coś cywilizowanego, a potem przyjemnego. Jak rozmowa z dawno niewidzianym znajomym przy herbacie i to takim, który nie utrzymywał znajomości z powodu obopólnych korzyści.
Z niektórymi ludźmi chyba już tak po prostu było.
Puścił mimo uszu ten powrót do kapturka – już czuł, że jeśli jeszcze się spotkają, może w dłuższej perspektywie pożałować porównania, które Holt przekręcił ku swojej uciesze – i skupił się już tylko na kartce. Kartce, ołówku i modelu, który mimo swojej początkowej kapryśności siedział na niewygodnym kamieniu na tyle nieruchomo na ile było to fizycznie możliwe. Zgarbiony nad szkicownikiem, Felix doskonale czuł napięcie mięśni karku, ciągnięcie w ramionach i ręce trzymającej ołówek, która nie znajdowała podparcia dla łokcia. Między innymi dlatego nie rysował w otoczeniu natury zbyt długo, zadowalając się w większości koncepcyjnymi szkicami tych fragmentów, które uznał za wystarczająco interesujące, by umieścić je na biżuterii.
Przyglądał się uważnie każdej szpilce bólu, niepewny czy zaraz nie poczuje znajomego, ostrego napięcia pod skórą – na wszelki wypadek zawsze nosił przy sobie eliksir przeciwbólowy, ale paranoja pozostawała. Skrzywił się tylko raz czy drugi, ale łatwo mógł wyjaśnić grymasy niezadowoleniem z powstającej pracy.
Kiedy skończył, wyciągając kartkę do Holta, ostrożnie wyprostował kręgosłup, podnosząc się po chwili na nogi, które zaczęły już cierpnąć od niewygodnej pozycji. Z lekkim zaskoczeniem słuchał wyjaśniania swoich niedoróbek jako niewygody modela, mimowolnie uśmiechając się kątem ust – nie sądził, by Nik miał rację, ale łatwo wypowiadanym komplementem połechtał mu ego. Felix doskonale zdawał sobie sprawę, że zawsze był łasy na pochwały i że stanowiły one porażająco łatwy sposób na zdobycie jego względów.
Starał się tego nie rozpowiadać.
- Hm – mruknął krótko na propozycję powtórzenia tego wszystkiego w przyjemniejszych warunkach, od razu myśląc o wygodnych fotelach, które miał w biblioteczce i salonie... I zaraz powstrzymując się, zanim myśl ta pobiegła zbyt daleko. Nie. Nie wpuszczał przecież ot tak obcych do swojego domu z różnych względów.
- Zastanowię się. W razie potrzeby wiem do kogo napisać – rzucił, przytakując za chwilę na prośbę o podzielenie się przyborami do pisania. Podał Holtowi ołówek i wyrwał kartkę z tyłu szkicownika, ale nie użyczył go jako podkładki – bywali już tacy, którzy próbowali ukraść jego projekty.
Wcale nie udawał nie bycia zainteresowanym, śmiało zerkając na zapisywaną kartkę – dopiero ostrzejsze ukłucie bólu pod żebrami zaalarmowało go wystarczająco, by odruchowo objął bok dłonią i pożegnał się, próbując nie wzbudzić żadnych podejrzeń.
Dopiero w domu miał odetchnąć z ulgą, gdy medyk zawyrokował, że to nie kolejny atak choroby. Chwała bogom za małe szczęścia.
Felix i Nik z tematu