Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Felix Sommerfelt

    2 posters
    Ślepcy
    Felix Sommerfelt
    Felix Sommerfelt
    https://midgard.forumpolish.com/t3597-felix-sommerfelthttps://midgard.forumpolish.com/t3702-felix-sommerfelthttps://midgard.forumpolish.com/t3701-perlahttps://midgard.forumpolish.com/f133-felix-sommerfelt


    Felix Sommerfelt
    Miejsce urodzenia
    Vardo, Norwegia
    Data urodzenia
    11.04.1961 r.
    Nazwisko matki
    Lind
    Status majątkowy
    bogaty
    Stan cywilny
    kawaler
    Stopień wtajemniczenia
    III
    Zawód
    zaklinacz i złotnik - właściciel salonu “Oddech Walkirii”
    Totem
    sroka
    Wizerunek
    Robert Downey Jr.


    Matka dała mi na imię Felix, bo wierzyła, że łączone z nim od wieków określenie kogoś szczęśliwego ochroni mnie przed biedą i niepowodzeniem - wszystkim tym, co ograniczało ją przez całe życie, a wreszcie pośrednio doprowadziło do śmierci. Poza imieniem, kilkoma mglistymi wspomnieniami oraz życzeniem żebym w przyszłości poświęcił się Odynowi, dostałem od niej tylko pakiet wadliwych genów przekazywanych z pokolenia na pokolenie jak rodzinną pamiątkę. Drzewozrost był przekleństwem wręczanym sobie przez Lindów, jakby nie potrafili przestać sprowadzać na ten świat kolejnych ludzi skazanych na cierpienie.
    Mój dziadek i wuj wygrali na loterii - ich choroba objawiała się zanikiem kości, śmiertelnym jedynie w momencie ataku na czaszkę, a ja… Cóż. W wieku lat siedmiu okazałem się być zupełnym przeciwieństwem szczęśliwca, gdy rozrosty mostka przebiły serce mojej matki. Dwa miesiące później miałem pierwszy atak, a liczne blizny po rozrostach lewej kości ramienia zostały mi do dziś. Wuj, który w przypływie rozsądku zadecydował nie płodzić kolejnych dzieci Lindów, wziął mnie pod opiekę i zabrał do siebie, do Midgardu, gdzie medycy wiedzieli, jak skutecznie obchodzić się z naszym schorzeniem, choć sprowadzało się to głównie do picia eliksirów i wizyt w szpitalu. Do dziś nie znoszę jego specyficznego zapachu i staram się ściągać medyków do siebie - wtedy jednak nie mieliśmy na to środków. Nic dziwnego, mało kto ma.

    Kadra Akademii Mannaz została poinformowana o moich problemach, chociaż jak na złość - czy raczej szczęście, wreszcie szczęście - choroba pozostała w uśpieniu przez pierwsze sześć lat edukacji, dwukrotnie dając o sobie znać dopiero w okresie nastoletnim. Bolało, cholernie bolało, ale choroba miłościwie omijała te kości, których rozrost mógłby zagrażać mojemu życiu. Dało się z tym żyć.
    Wuj Anders był złotnikiem w jednym z zakładów należących do Sørensenów i był z tego faktu bardzo dumny, powtarzając, że skoro nie miał środków na coś własnego, praca dla klanu stanowiła najlepszą alternatywę. Niespecjalnie go wtedy rozumiałem, ale lubiłem przesiadywać z nim na tyłach w ciasnej pracowni, obserwować, jak błyszczący metal poddawał się jego zaklęciom, gdy pracował dłużej, by dorobić sobie do pensji. To tam pierwszy raz miałem okazję z bliska zobaczyć szlachetne kamienie, które dla dziecka wywodzącego się z biedy przypominały błyszczące gwiazdy ściągnięte prosto z ciemnego, nocnego nieba. Oczarowały mnie, a gdy wziąłem jeden z nich do ręki i obracałem w dłoni, miałem wrażenie, że przemawiał do mnie, podpowiadał, jak fantastycznie zakotwiczy się w nim zaklęcie ułatwiające gładkie przemowy i zmniejszające tremę. Kolejny chciał pomagać w oswajaniu dzikich stworzeń, a inny uparcie twierdził, że przyjmie w siebie tylko klątwę. Wszystkie w tym samym kolorze, tego samego rodzaju, ale nadające się do zupełnie innych rzeczy.
    Wuj najpierw śmiał się, że mam bujną wyobraźnię, a gdy sytuacja powtórzyła się jeszcze parę razy, zaniepokojony zabrał mnie do medyka, by sprawdził, czy wewnątrz mojej czaszki nie zaczęły rosnąć kostne narośle uciskające mózg. Wszystko było ze mną w porządku, ale z początku nie uwierzył. Bał się - ja też się bałem, chociaż próbowałem to ukryć pod głośniejszym śmiechem, bardziej zaangażowanymi dyskusjami czy głupimi pomysłami właściwymi nastolatkom. Odwracałem jego uwagę na wszystkie znane mi sposoby i jestem pewien, że to zauważył, po prostu w którymś momencie odpuścił. Być może uznał, że stanie się dokładnie to, co miało się stać. Lindowie i tak żyli pożyczonym czasem.

    Niespecjalnie zastanawiałem się nad wyborem zawodu - kiedy pierwszy raz zobaczyłem, jak wuj pracuje z błyszczącym metalem, uznałem, że złotnictwo jest dla mnie. Bo i dlaczego miałoby nie być? Pensja wystarczała, by żyć stosunkowo wygodnie, a kształtowanie metali w ozdoby mające podkreślać status i urodę silnie przemawiało do mojego poczucia estetyki złaknionego pięknych rzeczy. Byłem pod tym względem cholernie próżny i właściwie z biegiem lat nic się w tej kwestii nie zmieniło. Po ukończeniu obowiązkowej edukacji poszedłem prosto na trzeci stopień wtajemniczenia na Instytucie Ansuz, który nie oferował kierunku idealnie wpasowującego się w moje potrzeby, ale magia twórcza leżała wystarczająco blisko nich. Wuj Anders uczył mnie podstaw swojego fachu, to on kupił też trochę srebra kiepskiej próby, żebym miał na czym ćwiczyć. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy ta jedna mała bryłka ulegała stopieniu i ponownemu formowaniu, ale za każdym razem stawała się czymś lepszym, czymś bliższym ideałowi do którego uparcie dążyłem. Jaki był sens w tworzeniu piękna, gdyby nie olśniewało pod każdym względem?
    Wuj Anders zachorował na ostatnim roku mojej nauki - czy raczej to, co tkwiło w nim od urodzenia, znów podniosło łeb, raz za razem bezlitośnie atakując kolejne kości i nie dając mu odpocząć. Ledwie wiązaliśmy koniec z końcem przy ogromnych wydatkach na szkiele-napój i częstych, przedłużających się niezdolnościach wuja do pracy, który finalnie został zwolniony przez Sørensenów. Z dnia na dzień straciliśmy główne źródło utrzymania. Niechętnie wspominam tamten czas - niepewność o zdrowie i życie wuja żonglowałem z łapaniem się najprostszych prac i próbą dociągnięcia swojej edukacji do końca. Mało sypiałem, na zajęcia chodziłem przemęczony i średnio przygotowany. Modliłem się tylko o to, by i moje schorzenie nie postanowiło się uaktywnić, wbijając nam gwóźdź do trumny. Chociaż nigdy nie zostałem kapłanem Odyna, jak chciała tego moja matka, jego świątynia była jedynym miejscem, w którym odczuwałem wtedy ulgę i mogłem zebrać myśli.
    Szczerze znienawidziłem biedę i przeciętność, przysięgając sobie, że zrobię wszystko, by zostawić je daleko za sobą i nigdy więcej nie musieć martwić się o swój byt. Absolutnie wszystko.


    Wuj zmarł tydzień po tym, jak odebrałem dyplom ukończenia Instytutu. Nie zanikła mu następna kość - chyba po prostu się poddał. Zaraz po pogrzebie sprzedałem nieduże mieszkanie, którego dorobił się w Midgardzie i wyjechałem do Trondheim, gdzie mieszkał ceniony przez środowisko, słynny z wymagających projektów mistrz złotnictwa, Vuokko Vainio - mówiono, że miał w sobie krew karłów. Bez przygotowania czy wcześniejszej korespondencji, z jedynie swoim dyplomem i zamęczoną bryłką srebra planowałem przekonać go, by pozwolił mi u siebie terminować. Z początku kompletnie mnie ignorował, ale byłem na to przygotowany - pod drzwiami jego pracowni musiały się przewijać setki osób takich jak ja, ale prędzej czy później wszyscy odpuszczali. Ja nie mogłem sobie na to pozwolić, nie mając już niczego do stracenia, ani miejsca do którego mógłbym wrócić z podkulonym ogonem i ułożyć życie w inny sposób. Nie godziłem się na przeciętność mając tylko jedno życie, które z dnia na dzień mogło łatwo zgasnąć.  
    Przesiadywałem pod pracownią Vainio niemal codziennie ze szkicownikiem i moim srebrem, uparcie ćwicząc, projektując i zaczepiając mężczyznę, gdy pojawiał się z zasięgu wzroku. Sądząc po grymasie i głębokim westchnieniu, zatrzymał się któregoś dnia tylko dlatego, że miał mnie już najzwyczajniej dość i chciał spokoju.
    Nie był zachwycony, a każdy projekt nazwał przeciętnym i nudnym, dobrym dla kogoś kto kupuje i zapomina. Zainteresował się dopiero, gdy powiedziałem, że potrafię dobierać kamienie do zaklinania - oczywiście przesadzałem, bo nikt nigdy nie sprawdził, czy szepty szlachetnych kamieni które słyszałem, w jakikolwiek sposób przekładały się na rzeczywistość. Wuj Anders był bardziej zainteresowany upewnianiem się, że to nie moja czaszka postanowiła się rozrastać w ataku drzewozrostu. Vuokko nie wziął moich słów na wiarę - sprowadził znajomego eksperta, który sprawdzał mnie przez kilka długich godzin, z ogromnego stosu każąc dobierać kamienie do najdziwniejszych zaklęć i klątw. Gdy skończyliśmy, miałem przed oczami setki drobnych błysków, a głowa tętniła mi bólem, zauważyłem jednak porozumiewawcze spojrzenie wymieniane tuż obok. Vainio zgodził się mnie uczyć, zaoferował też pokój przy pracowni, a ja wreszcie poczułem, że mój brak szczęścia zaczął się odwracać.


    Pod okiem mistrza zrobiłem ogromne postępy w stosunkowo krótkim czasie, chociaż okupiłem to nerwami i przedwczesnym siwieniem - Vuokko był geniuszem i jak każdy geniusz miał swoje dziwactwa. Wymagał pracy w najdziwniejszych porach dnia, budził mnie czasem, żebym dobrał kamienie do późniejszego zaklinania, w momentach przestoju kazał bezustannie szlifować projekty, póki coś go nie zadowoliło. Nienawidziłem go i uwielbiałem jednocześnie - w swojej frustracji tak samo mocno chciałem wyłupić mu oczy i zaciągnąć do łóżka. Nigdy nie czułem takiej dumy jak wtedy, kiedy pierwszy raz pozwolił mi wykonać pierścionek według swojego projektu, a potem bez poprawek sprzedał go klientowi. Później coraz częściej wykonywałem biżuterię do jego sklepu, zarabiając przy tym niemałe pieniądze. Mijały kolejne miesiące, które w końcu zmieniły się w lata, a ja coraz częściej łapałem się na myśli, że to było za mało - że znowu zatrzymałem się na przeciętności, schowany w cieniu mistrza nie pozwalającego mi w pełni rozwinąć skrzydeł.
    Moje odejście najpierw spotkało się z dezaprobatą, a skończyło karczemną awanturą pełną oskarżeń i wzajemnych docinków, nigdy jednak nie żałowałem czasu spędzonego z Vuokko. Zabierając swój wyraźnie już powiększony dobytek i wciąż tę samą bryłkę srebra, której nigdy nie wyrzuciłem, odszukałem Almę - zaklinacza, z którym po cichu współpracował Vuokko, sprzedając mu swoje wyroby. Do każdego z nich dobierałem odpowiedni kamień zgodnie z wytycznymi, często miałem z mężczyzną styczność i wiedziałem, co powiedzieć, by nie kazał mi wypierdalać w podskokach. W jakiś pokrętny sposób chyba mi ufał.
    Spędziłem z nim cztery długie lata tworząc biżuterię oraz ucząc się zaklinania. Pokazywał mi jak sprawić, by kolia zamówiona przez aktorkę zmniejszała jej tremę, monokl starszego dżentelmena poprawiał jego spostrzegawczość, jak podejść do każdego zamówienia ze świeżym umysłem i znaleźć najlepszy sposób na zakotwiczenie w przedmiocie intencji. Wieczorami, gdy kończyliśmy pracę, uczył technik osłony umysłu przed zewnętrznym wpływem, powtarzając, że sekrety które teraz nosiłem w głowie, wymagały dodatkowej ochrony - to było jeszcze zanim powiedziałem mu, że chcę się też dowiedzieć, w jaki sposób obkładać przedmioty klątwami.


    Magia zakazana z samej nazwy nie powinna zachęcać, sugerując czyny okropne i godne pogardy, ale ciągnęła mnie do niej obietnica siły, a potencjalne konsekwencje nie wydawały się wystarczająco przerażające, by stłumić moją ciekawość. Byłem przecież Lindem, żyłem pożyczonym czasem z nieokreślonym terminem spłaty - dlaczego nie miałbym wycisnąć z tego życia absolutnie wszystkiego?
    Ćwiczyłem na ludziach, do których prowadził mnie Alma, nie interesując się, czy zasłużyli na to, co ich spotyka ani skąd się wzięli. Coraz sprawniej rzucając zaklęcia zdzierające skórę, splatając klątwy zmieniające cudze ciało i umysł w grudy tętniącego bólem mięsa, dowiedziałem się o sobie fundamentalnej prawdy - cudze cierpienie koiło mój niepokój o własną śmiertelność. Dawało kontrolę, pozwalało podejmować decyzje, które kiedyś pozostawały daleko poza moim zasięgiem. Czułem się ważny. Zdolny do wszystkiego. To magiczne zatrucie organizmu utemperowało nieco mój samozachwyt i zmusiło do refleksji, kiedy większość miesiąca przemiany spędziłem w łóżku Almy czując chroniczne zmęczenie oraz walcząc z gorączką. Paradoksalnie nie było to wcale gorsze niż objawy drzewozrostu, których wciąż doświadczałem z irytującym brakiem regularności.
    Szybko przyswoiłem zasadę nieużywania magii w obecności ludzi, którzy nie byli Almą - i tak zwykle przesiadywałem w pracowni pochylony nad warsztatem, zaklinając kolejne przedmioty. We dwóch i z moimi złotniczymi umiejętnościami mogliśmy ich stworzyć o wiele więcej, zarabiać po cichu tyle, że mój świętej pamięci wuj nie byłby w stanie wyobrazić sobie posiadania naraz takich kwot. Czułem się dobrze, a lęk związany z chorobą znacznie się zmniejszył - wciąż tam był, ale wiedziałem już, że każdy atak który nie obejmie kości czaszki, nie powinien być śmiertelny. Miałem wystarczające środki, by zaopiekowano się mną z całą uwagą i zaangażowaniem, a nie tylko je obiecywano, żonglując mną wraz z dziesiątkami innych pacjentów.
    Alma znikał czasem na wieczory i noce, mówiąc, że to ważna praca - że Magisterium i nasi bracia i siostry na niego liczyli. Ja też zacząłem na niego liczyć, ale nie było to wystarczającym argumentem, by przestał - wreszcie odpuściłem, pozwalając mu próbować zbawić świat tak, jak sobie tego życzył. Mnie to nie interesowało. Chciałem po prostu żyć i wyciskać z tego życia wszystko, co tylko mogłem.


    Wrażenie bycia ograniczanym wreszcie powróciło, a ja wyjechałem - z powrotem do Midgardu, pod nowym nazwiskiem odcinającym mnie od dziedzictwa Lindów. Kupiłem dom, w którym urządziłem sobie pracownię oraz sklep. Mój własny salon, niedoścignione marzenie wuja Andersa.
    Nie byłem naiwny, doskonale zdawałem sobie sprawę, że otwarcie salonu zapełnionego pięknymi rzeczami nie wystarczy, by sława i uznanie jakich pragnąłem, same zapukały do moich drzwi. Siedząc po nocach nad warsztatem zaprojektowałem i wykonałem piętnaście unikatowych pierścieni, po jednym dla każdej żony aktualnego jarla, wysyłając je z zaproszeniem do mojego salonu - nawet do Sørensenów, choć żywiłem do nich urazę za los wuja. Posunięcie było ryzykowne i kosztowało niemało, ale się opłaciło. Która kobieta oprze się błyskotkom wykonanym specjalnie dla niej? Który mąż odmówi zamówienia dalszych części kompletu? Zanim się zorientowałem, miałem tyle zleceń, że mój kalendarz pękał w szwach, a ja zacząłem potrzebować kogoś, kto potrafiłby wykonywać biżuterię wedle gotowych projektów, by salonowe lady nie świeciły pustkami. Zatrudniłem złotników, sprzedawcę. Kształtowałem swój los.

    Paradoksalnie dopiero Amandine, córka Teganów, którzy przyjaźnili się jeszcze z wujem Andersem, a później poniekąd też ze mną, sprawiła, że trochę inaczej spojrzałem na życie. Doskonale wiedziałem, jak to jest czuć się uwięzionym i ograniczanym, dlatego nie odmówiłem jej, gdy napisała do mnie list z prośbą o możliwość zamieszkania ze mną - miałem w swoim domu parę pustych pokoi, po cichu uznałem też, że byłoby miło mieć ze sobą kogoś, kto mógłby zareagować, gdyby drzewozrost odezwał się w najmniej odpowiednim momencie. Pokochałem ją szybko, jak córkę której miałem nigdy nie spłodzić - za bardzo przypominała mi mnie. Tak samo uparta, tak samo ambitna i niezależna. Chciałem dać jej jak najlepszy start, bo nie było powodu, dla którego miałaby się męczyć tak samo jak ja. To było dobre uczucie, być czyjąś podporą i dbać o niego - kiedy Amandine się wyprowadziła, szukając czegoś swojego, wcale nie miałem ochoty z niego zrezygnować. Kusiłem dalszą nauką złotnictwa, które zainteresowało ją w czasie, który spędziliśmy razem, kusiłem projektami i możliwością pracy w swoim salonie nie jako szeregowy pracownik, a ktoś kto mógłby kiedyś przejąć ode mnie wszystkie umiejętności. W końcu została moją asystentką, a ja nie widziałem nikogo lepszego na to miejsce, kogoś komu ufałbym bardziej.

    Jestem zadowolony ze swojego życia. Ostrożność pozwoliła mi nie zostać przyłapanym przez Kruczą Straż. Klientów mi nie brakuje zarówno na zwykłą biżuterię jak i tą zaklętą, stanowiącą specjalne zamówienia tylko dla wybranych wydawane pod ladą. Mam Amandine, którą planuję zrobić swoją spadkobierczynią. Mam też drzewozrost, wciąż ten sam, ale już nie tak przerażający jak kiedyś - przyzwyczaiłem się.
    Co ma być, to będzie, a do tego czasu zamierzam bawić się jak zawsze.
    Ślepcy
    Felix Sommerfelt
    Felix Sommerfelt
    https://midgard.forumpolish.com/t3597-felix-sommerfelthttps://midgard.forumpolish.com/t3702-felix-sommerfelthttps://midgard.forumpolish.com/t3701-perlahttps://midgard.forumpolish.com/f133-felix-sommerfelt


    Karta rozwoju

    Informacje ogólne

    Wzrost
    174cm
    Waga
    70kg
    Kolor oczu
    brąz
    Kolor włosów
    brąz
    Znaki szczególne
    okrągłe blizny na lewej nodze i ramieniu, miejsca gdzie kości przebiły skórę podczas napadu choroby
    Genetyka
    ---
    Umiejętność
    ---
    Stan zdrowia
    chory na drzewozrost


    Statystyki

    Wiedza o śniących
    I
    Reputacja
    35
    Rozpoznawalność
    30
    Stronnictwo
    0
    Alchemia
    5
    Magia użytkowa
    5
    Magia lecznicza
    5
    Magia natury
    5
    Magia runiczna
    25
    Magia zakazana
    20
    Magia przemiany
    5
    Magia twórcza
    26
    Sprawność fizyczna
    5
    Charyzma
    8
    Wiedza ogólna
    5


    Atuty

    Zaklęty (I)
    +2 do rzutu podczas nakładania klątwy i +2 na dowolne zaklęcie z dziedziny magii zakazanej.
    Rzemieślnik (II)
    +7 do rzutu na czynności związane z wytwórstwem przedmiotów.
    Odporny (I)
    postać może spróbować oprzeć się darowi Odyna, hipnozie, opętaniu przez ducha oraz złagodzić efekty aury genetyk: fossegrim, huldra i huldrekall, niksa i selkie. Przy każdej próbie ma możliwość rzutu kością k6 (5, 6 oznaczają sukces).


    Ekwipunek

    pierścień rykoszetu
    raz w fabularnym miesiącu gwarantuje możliwość uzyskania krytycznego sukcesu w obronie przed nadchodzącym zaklęciem – jego wiązka zostanie odbita i trafi w przeciwnika. Nie dotyczy to jedynie czarów II stopnia z dziedziny magii zakazanej. Stały bonus +2 punktów do magii użytkowej.
    eliksir Heidrun
    eliksir o silnym działaniu przeciwbólowym, przeciwzapalnym i rozkurczającym, wykazujący prawie natychmiastowe działanie.
    szkiele-napój
    mikstura pobudzająca wzrost kości, która odrasta w przeciągu dnia do trzech dni, w zależności od urazu.
    bransoletka Lokiego
    zienia barwę głosu i sprawia, że kłamstwa stają się bardziej przekonujące (+5 do rzutu na charyzmę).


    Aktualizacje

    18.04.2024
    zakup eliksiru Heidrun, szkiele-napoju, bransoletki Lokiego i +3 punktów do charyzmy
    18.04.2024
    uzyskanie +1 punktu do magii twórczej (samonauka)

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Twoje imię miało przynosić szczęście – niestety, pomimo dobrych intencji matki nie ochroniło cię przed tragediami, jakie spotkały ciebie oraz bliskie ci osoby. Drzewozrost zbierał kolejne ofiary pośród członków twojej rodziny, którą przed skutecznym leczeniem choroby powstrzymywał dodatkowo niekorzystny, finansowy status. Uparcie dążyłeś do swojego celu i palących cię ambicji, budując swój rzemieślniczy interes i zatapiając się równocześnie w bogactwie magii zakazanej; wydajesz się wieść spokojne i ułożone życie pomimo nastroszonych niebezpieczeństw czyhających na ciebie, jeśli twoje uchowane sekrety zdołają tylko wyjść na jaw.

    Prezent

    W prezencie na początek rozgrywki chcę podarować ci pierścień rykoszetu. Otrzymałeś go od zaklinacza Almy, który wyjaśnił ci jego wyjątkowe właściwości. Raz w fabularnym miesiącu masz możliwość uzyskania krytycznego sukcesu w obronie przed nadchodzącym zaklęciem – jego wiązka zostanie odbita i trafi w przeciwnika. Nie dotyczy to jedynie czarów II stopnia z dziedziny magii zakazanej. Oprócz tego, pierścień gwarantuje ci stały bonus +2 punktów do magii użytkowej za każdym razem, gdy masz go przy sobie.

    Podsumowanie

    Punkty doświadczenia na start
    700 PD (karta postaci)
    Osoba sprawdzająca
    Einar Halvorsen

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.