Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998)
2 posters
Gretchen Holzinger
Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Czw 23 Cze - 19:49
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Chichotała jak mała dziewczynka, rozbawiona własnymi pomysłami, wprowadzanymi w życie, kiedy tylko umykała przed spojrzeniem Sohvi. Nie robię nic złego, mówiła sobie Gretchen i naprawdę tak myślała, rzucając po kryjomu kolejne zaklęcie na walizki w hotelowym holu, by pracownik, mający zanieść je do pokojów, czerwieniał z wysiłku próbując je podnieść. Nikomu się od tego krzywda nie dzieje, powiedziałaby przyłapana, przewracając przy tym oczyma i pstrykając palcami, by cudza zupa zmieniła się w breję i mogła wysłuchać dramatycznych pretensji wygłoszonych w kierunku kelnera, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi. Krążyła tak niczym chochlik, pozwalając sobie na te drobne psikusy tylko wtedy, gdy obok nie było Sohvi. Powtarzała jej, że uwielbia śniących, że wszyscy są sobie równi i z rozkoszą spędzi kilka dni w jej towarzystwie, w jej świecie, bez magii. Nie kłamała, lecz i tak nie mogła powstrzymać się od używania magii po kryjomu, ani od drobnych złośliwości, bo niesłychanie ją to bawiło, te pełne skonfundowania i niezrozumienia miny i spojrzenia jakie obserwowała z ukrycia.
To był jej pomysł, aby tu przyjechać. Ujrzawszy białe domy na tle lazurowego morza i błękitnego nieba na pocztówkach i fotografiach obiecała sobie, że musi odwiedzić Santorini, koniecznie - i to w miłym towarzystwie. Uznała to za wolę Norn, kiedy pani Vanhnanen stanęła na jej drodze, tak piękna i majętna na tyle, aby móc sobie na to pozwolić. Zaintrygowała Gretchen. Zaintrygowała spragnionym spojrzeniem i swoją bezbronnością w obliczu magii, uroku, którego użyła na niej z pełną premedytacją, by wykorzystać to pragnienie i runiczne talary małżonka. Nieszczególnie obchodziło ją jak zamierza się przed nim usprawiedliwić, co mu powie i czy w ogóle powie o niej - będzie jej przyjaciółką? Współpracownicą? Nie dbała o to. Liczyło się jedynie to, że zdołała to na niej wymusić i dziś trwały tu razem ciesząc się upalnym słońcem, ciepłymi wodami morza egejskiego i własnym towarzystwem.
Raj, pomyślała blondynka, wybudzając się z popołudniowej drzemki; nawet nie wiedziała kiedy zasnęła i jak długo spała, kiedy wróciły z plaży, by schronić się przed największym upałem w cieniu balkonu ich pokoju, na miękkich poduszkach szerokiej sofy. Ziewnęła lekko i rozejrzała wokół, dostrzegając obok smukłe ciało ciemnowłosej, do której przysunęła się bezwstydnie.
- Słodkim uśmiechem budzisz we mnie pragnienia, lecz w piersi mej drży serce pełne lęku i gdy na ciebie patrzę, głosu z krtani dobyć nie mogę... - słodki szept płynął z różanych warg niczym cicha muzyka, będąc częścią czaru, jaki znów roztaczała wokół z pełną premedytacją, choć czuła, że to już nie było konieczne. Patrzyła przy tym wprost w ciemne oczy Sohvi, intensywnie i przenikliwie, jakby chciała dotknąć tym spojrzeniem nagiej duszy; zamiast tego uniosła dłoń, aby opuszkiem palca musnąć wątłe ramię kobiety, kreślić na skórze jedynie jej znane kształty i figury. - Zamiera słowo, dreszcz przenika ciało albo je płomień łagodny ogarnia, ciemno mi w oczach, to znów słyszę w uszach szum przejmujący - zakończyła, kładąc głowę na zgiętej ręce, śmiejąc się przy tym perliście. - Safona urodziła się na jednej z wysp. Chyba nie zdążymy tam popłynąć, szkoda - westchnęła z głębokim żalem, obracając się na plecy i przeciągając, wciąż miała senność na powiekach. Wyspa greckiej poetki leżała kilkaset kilometrów na południe od nich. Ze względu na Sohvi nie korzystała z magicznych środków transportu; rejs niemagicznym statkiem mógłby skraść im czas, którego nie miały tak wiele.
To był jej pomysł, aby tu przyjechać. Ujrzawszy białe domy na tle lazurowego morza i błękitnego nieba na pocztówkach i fotografiach obiecała sobie, że musi odwiedzić Santorini, koniecznie - i to w miłym towarzystwie. Uznała to za wolę Norn, kiedy pani Vanhnanen stanęła na jej drodze, tak piękna i majętna na tyle, aby móc sobie na to pozwolić. Zaintrygowała Gretchen. Zaintrygowała spragnionym spojrzeniem i swoją bezbronnością w obliczu magii, uroku, którego użyła na niej z pełną premedytacją, by wykorzystać to pragnienie i runiczne talary małżonka. Nieszczególnie obchodziło ją jak zamierza się przed nim usprawiedliwić, co mu powie i czy w ogóle powie o niej - będzie jej przyjaciółką? Współpracownicą? Nie dbała o to. Liczyło się jedynie to, że zdołała to na niej wymusić i dziś trwały tu razem ciesząc się upalnym słońcem, ciepłymi wodami morza egejskiego i własnym towarzystwem.
Raj, pomyślała blondynka, wybudzając się z popołudniowej drzemki; nawet nie wiedziała kiedy zasnęła i jak długo spała, kiedy wróciły z plaży, by schronić się przed największym upałem w cieniu balkonu ich pokoju, na miękkich poduszkach szerokiej sofy. Ziewnęła lekko i rozejrzała wokół, dostrzegając obok smukłe ciało ciemnowłosej, do której przysunęła się bezwstydnie.
- Słodkim uśmiechem budzisz we mnie pragnienia, lecz w piersi mej drży serce pełne lęku i gdy na ciebie patrzę, głosu z krtani dobyć nie mogę... - słodki szept płynął z różanych warg niczym cicha muzyka, będąc częścią czaru, jaki znów roztaczała wokół z pełną premedytacją, choć czuła, że to już nie było konieczne. Patrzyła przy tym wprost w ciemne oczy Sohvi, intensywnie i przenikliwie, jakby chciała dotknąć tym spojrzeniem nagiej duszy; zamiast tego uniosła dłoń, aby opuszkiem palca musnąć wątłe ramię kobiety, kreślić na skórze jedynie jej znane kształty i figury. - Zamiera słowo, dreszcz przenika ciało albo je płomień łagodny ogarnia, ciemno mi w oczach, to znów słyszę w uszach szum przejmujący - zakończyła, kładąc głowę na zgiętej ręce, śmiejąc się przy tym perliście. - Safona urodziła się na jednej z wysp. Chyba nie zdążymy tam popłynąć, szkoda - westchnęła z głębokim żalem, obracając się na plecy i przeciągając, wciąż miała senność na powiekach. Wyspa greckiej poetki leżała kilkaset kilometrów na południe od nich. Ze względu na Sohvi nie korzystała z magicznych środków transportu; rejs niemagicznym statkiem mógłby skraść im czas, którego nie miały tak wiele.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Sohvi Vänskä
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Pon 11 Lip - 12:56
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Nie powinno jej tutaj być; obiecywała sobie, że nigdy więcej już tego nie zrobi, że będzie lepszym człowiekiem, lepszą kobietą, lepszą żoną - obiecywała sobie, że skończy z tymi przyjemnościami nieuchronnie kończącymi się rozczarowaniem, obiecała sobie dwa lata temu, że skończy z tymi kłamstwami opowiadanymi Nikolaiowi (to wyjazd służbowy; tak, do Grecji, czy to nie ciekawe? mam nadzieję, że będę miała czas odwiedzić chociaż akrotiri - mówiła mu, przeglądając zawartość swojej garderoby w poszukiwaniu odpowiednio lekkich ubrań, myśląc przede wszystkim o zwiedzeniu ustami słodkich dolin i łagodnych wzniesień kobiecej topografii, nietrzeźwa pod upajającym wpływem aury, przed którą nie próbowała się wzbraniać) i obiecała, że skończy z kłamstwami opowiadanymi sobie: to ostatni raz i nigdy więcej, wrócę do domu i o wszystkim zapomnę, nie będę o niej więcej myśleć, ale myślała, myślała, bo po dwóch nieznośnych latach rygorystycznej ostrożności kobiece ciało wypełniało jej dłonie oszałamiającą satysfakcją i upajającą przyjemnością, bo zdążyła zapomnieć już, jak słodka potrafiła być prosta bliskość ciał i, zaznawszy jej znów z różanych ust kapryśnej huldry, nie potrafiła znaleźć w sobie wystarczającej stanowczości, by odmówić jej prośbom czy właściwie żądaniom - dobrze, zabiorę cię do Grecji, zabiorę cię do Santorini, zabiorę cię daleko poza granice rozsądku, bo nie mogę go znieść, kiedy patrzysz na mnie w tej szczególny sposób, ale potem już nigdy więcej, to ostatni raz. Bliski szum leniwych fal wypełniał więc spokojne popołudnie, powietrze było przyjemnie ciepłe i wilgotne, skóra lepka od letniej gorączki, a obok niej drzemała kochanka, do której nie zamierzała się przywiązywać, ale której kapryśny trzpiotowaty charakter zaczynał podstępnie ją ujmować - nie kochała jej zobowiązująco, nie mogłaby jej w ten sposób kochać, co było szczególnie w tym wszystkim poręczne i wygodne, ale kochała ją wystarczająco, kochała wdzięczne ciało i złośliwość uśmiechu, iskry figlarności migoczące w błękitnym spojrzeniu, kiedy udawała, że nie ma nic wspólnego z podniesionymi głosami wzburzonych czymś ludzi lub usprawiedliwiała się rozkosznie beztroskim nikomu nie dzieje się krzywda, zdecydowaną pewność kapryśnych jej wyraźnie określonych, łapczywych żądań; kochała obrys wyniosłości jej bioder, po którym wodziła bezmyślnie palcami, podkasując krawędź jej sukienki, by czuć pod palcami nagą, gładką skórę, czytając niespiesznie zabraną ze sobą książkę, choć od kilku stron nie przyswajała właściwie treści - nie powinno jej tutaj być, a cienki materiał letniej narzutki wydawał się na jej własnej rozgrzanej skórze sztywny i drapiący. Nie powinno jej tutaj być, a jednak nie mogła udawać, że zgodziła się wyłącznie pod wpływem demonicznej aury; umiała się jej wprawdzie opierać, ale dopuściła ją do siebie, spragniona dobrego usprawiedliwienia - co, jeśli ktoś się dowie? co, jeśli Nikolai się dowie?
Podniosła dłoń, by przewrócić kartkę książki, choć nie była nawet pewna czy właściwie przeczytała ostatni akapit, Gretchen poruszyła się tymczasem obok niej, wybudzając się z drzemki, odciągając jej spojrzenie od mrowiącego na jasnych stronach, eleganckiego druku: kolejna książka męskiego pióra o męskiej perspektywie, absolutnie nużące. Uśmiechnęła się z rozleniwionym zadowoleniem, gdy smukłe ciało przysunęło się do niej, poszukując jej uwagi - jak wielu mężczyzn dotykało jej kuszących bioder, nie doceniając łagodności ich krzywizn? Słowa opuszczające pełny kształt ust słodkim szeptem zaskakiwały ją przyjemnie; choć wiedziała, że Gretchen potrafiła być błyskotliwa, nie spodziewała się podobnej romantycznej sentymentalności. Wyczuwała, jak wibracja miękkich głosek ociera się o jej skórę lekkim oddechem, jak zanurza się w tkliwość nerwów, podrażniając je do przyjemnego dreszczu przepływającego z cierpliwą nieśpiesznością w głąb ciała; łagodny skurcz napięcia ścisnął się nisko w jej ciele, jak gdyby fantomowa dłoń przesunęła się po wrażliwości pod pępkiem, nad krawędzią bielizny, choć kobieta nie zdążyła jej dotknąć. Zagięła bez pośpiechu róg kartki, by odłożyć na bok książkę niedbale.
- Jestem pewna, że Safona doceni nasze wyrazy czci, nawet jeśli nie złożymy ich pod samym jej progiem - mruknęła, odwracając się ku niej, obserwując jak kobieta odwraca się na plecy i przeciąga; lekki materiał układał się na jej ciele swobodnie, okrywając smukły kontur ciała. Z łagodnym uśmiechem sięgnęła do nadgarstka jej dłoni, którą się wcześniej podpierała, bezceremonialnie wsuwając kolano między jej uda, unosząc się ponad nią, podciągając jej rękę ponad jej głowę i przytrzymując ją na poduszce. - Przed tronem twym się chylę, Afrodyto - wyrecytowała z przekorną wesołością, ztrzymując usta blisko jej ust, wolną dłonią sięgając skraju sukienki i jej biodra, sunąc ku nagiej talii - nęcąca w zdradne sieci córo Zeusa - nachyliła się, przysuwając usta do jej policzka, muskając słowami płatek ucha, oddechem jasną szyję niżej, w końcu przykładając lekko usta do jej opalonego, obsypanego słonecznymi piegami, ramienia, na jego krągłości, na krzywiźnie bliżej szyi, na jej zgrabnej nasadzie - i błagam, smutkiem nie dręcz mego serca - dokończywszy miękko, uniosła znów uśmiechnięte figlarnie oblicze, by ucałować lekko kącik jej ust. - Nie musisz używać na mnie aury, choć przyznam, że jest rozkoszna.
Podniosła dłoń, by przewrócić kartkę książki, choć nie była nawet pewna czy właściwie przeczytała ostatni akapit, Gretchen poruszyła się tymczasem obok niej, wybudzając się z drzemki, odciągając jej spojrzenie od mrowiącego na jasnych stronach, eleganckiego druku: kolejna książka męskiego pióra o męskiej perspektywie, absolutnie nużące. Uśmiechnęła się z rozleniwionym zadowoleniem, gdy smukłe ciało przysunęło się do niej, poszukując jej uwagi - jak wielu mężczyzn dotykało jej kuszących bioder, nie doceniając łagodności ich krzywizn? Słowa opuszczające pełny kształt ust słodkim szeptem zaskakiwały ją przyjemnie; choć wiedziała, że Gretchen potrafiła być błyskotliwa, nie spodziewała się podobnej romantycznej sentymentalności. Wyczuwała, jak wibracja miękkich głosek ociera się o jej skórę lekkim oddechem, jak zanurza się w tkliwość nerwów, podrażniając je do przyjemnego dreszczu przepływającego z cierpliwą nieśpiesznością w głąb ciała; łagodny skurcz napięcia ścisnął się nisko w jej ciele, jak gdyby fantomowa dłoń przesunęła się po wrażliwości pod pępkiem, nad krawędzią bielizny, choć kobieta nie zdążyła jej dotknąć. Zagięła bez pośpiechu róg kartki, by odłożyć na bok książkę niedbale.
- Jestem pewna, że Safona doceni nasze wyrazy czci, nawet jeśli nie złożymy ich pod samym jej progiem - mruknęła, odwracając się ku niej, obserwując jak kobieta odwraca się na plecy i przeciąga; lekki materiał układał się na jej ciele swobodnie, okrywając smukły kontur ciała. Z łagodnym uśmiechem sięgnęła do nadgarstka jej dłoni, którą się wcześniej podpierała, bezceremonialnie wsuwając kolano między jej uda, unosząc się ponad nią, podciągając jej rękę ponad jej głowę i przytrzymując ją na poduszce. - Przed tronem twym się chylę, Afrodyto - wyrecytowała z przekorną wesołością, ztrzymując usta blisko jej ust, wolną dłonią sięgając skraju sukienki i jej biodra, sunąc ku nagiej talii - nęcąca w zdradne sieci córo Zeusa - nachyliła się, przysuwając usta do jej policzka, muskając słowami płatek ucha, oddechem jasną szyję niżej, w końcu przykładając lekko usta do jej opalonego, obsypanego słonecznymi piegami, ramienia, na jego krągłości, na krzywiźnie bliżej szyi, na jej zgrabnej nasadzie - i błagam, smutkiem nie dręcz mego serca - dokończywszy miękko, uniosła znów uśmiechnięte figlarnie oblicze, by ucałować lekko kącik jej ust. - Nie musisz używać na mnie aury, choć przyznam, że jest rozkoszna.
Gretchen Holzinger
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Sob 23 Lip - 13:17
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
- Masz rację - przytaknęła potulnie; jakże rzadko padały z jej ust te słowa, jeszcze rzadziej naprawdę szczerze. Nie mogła się z nią przecież nie zgodzić. Podróż niemagicznym statkiem na odległą wyspę, leżąca kilkaset kilometrów na północ, byłoby niepotrzebnym trwonieniem czasu. Czasu, którego nie miały przecież wiele. - Myślę, że najmocniej doceni, jeśli czcić będę nie ją, a oblubienicę Afrodyty. Tego chyba pragnęła najmocniej, nie sądzisz? - pytała tonem niewinnym i łagodnym, jakby naprawdę pragnęła oddać wielkiej poetce należną jej cześć na podobieństwo bogini, a żadna nieprzyzwoita myśl nie kalała czystego umysłu o jaki można było ją posądzać spoglądać na anielskie rysy twarzy i oczy tak błękitne jak lazurowe wody obmywające grecką wyspę. Pojawił się na niej doskonale udawany wyraz zawstydzenia, jakby śmiałość Sohvi zaczęła ją krępować. Nie opierała się, nie protestowała, pozwoliła spolegliwie na każdy gest, poddawała się jej dłoniom, znów drgając ze zniecierpliwienia. Ciepło kobiecych ust pieściło rozgrzaną od słońca skórę, zapach olejku niemal odurzał. Uśmiechnęła się śmielej, nazwana Afrodytą, mile połechtana; nie zaprzeczała, nigdy tego nie robiła, święcie przekonana, że wszystkie podobne słowa zwyczajnie jej się należą. - Kto wzniecił znów mych pragnień najgorętszych serdeczny żar? - szeptała dalej, obawiając się jakby, że podsłuchać mogą je i sami bogowie, pokarać za słodkie grzechy rozpusty w jakiej zanurzały się jeszcze głębiej niż w morskiej toni, szumiącej nieprzerwanie gdzieś obok. Nie dbała jednak o karę, nie dbała o ich gniew; nie potrafiła i nie chciała nawet próbować powstrzymać tego pragnienia, które zmusiło ją, aby uniosła głowę, przysunęła twarz blisko twarzy Sohvi. - Smutek mógłby urazić Safonę. Nie będziesz przy mnie smutna - obiecała, znów tak pewna siebie, że niemal arogancka; przekonana, że mogłaby obdarować kochankę każdą pieszczotą i przyjemnością świata, jeśli tylko zechce. Wargi prawie już musnęły usta ciemnowłosej, gdy na twarzy pojawił się pełen urazy wyraz. - Nie robię tego - odparła tonem świętego oburzenia, kłamiąc gładko i bez mrugnięcia okiem, tak jak zawsze. Wypierała się tego za każdym razem, choć Sohvi wiedziała, była zbyt bystra, aby się nie zorientować, bystrzejsza od mężczyzn, przekonanych, że kobieta taka jak Gretchen naprawdę mogła się w nich zakochać i poddać im w pełni. Nawet gdyby przypadkiem nie nakryła ją pewnego wieczoru w łazience i nie dostrzegła lisiego ogona wyrastającego z lędźwi, srebrzystej kity kołyszącej się między nogami, mogłaby się tego domyślić - ale nie mogła się oprzeć. Gretchen, mimo całej sympatii jaką miała wobec tej kobiety, bo przecież polubiła ją szczere, jej towarzystwo, cięty język i siłę jaką emanowała, to nie potrafiła się oprzeć własnym pragnieniom. Lubiła czuć własną władze nad innymi. Sprawiało jej to nie mniejszą rozkosz niż dotyk i pieszczoty jakimi chętnie obdarowywała ją Sohvi, za dnia i w nocy; chciała wciąż czuć, że ma ją we własnym władaniu i każde życzenie, nawet najdrobniejsze, zostanie przez nią spełnione; nieistotne, że na wszystko to, nawet i na więcej, mogła pozwolić sobie sama. Karmiła własne ego mamiąc innych własnym czarem.
Jaką mogła mieć pewność, że jeśli przestanie, to Sohvi nie zaprze się i nie zerwie z nią kontaktu? Próbowała to zrobić już kilkukrotnie, lecz Gretchen wciąż nawiedzała ją niczym zmora w koszmarach, nie pozwalała o sobie zapomnieć. Dręczyła ją rozkosznie i kusiła do złego, do zdrady męża i zdrady bogów przez wystąpienie wbrew naturze, kiedy łączyła się z drugą kobietą w jedność. Naprawdę nie obchodziła Gretchen złota obrączka na palcu pani Vanhanen. Ani teraz, ani nigdy. Nie ona przecież przysięgała i obiecywała wierność, nie ona miała obowiązek pozostać lojalną; niektórych zmuszała do złamania tych przysiąg siłą i śmiała się z tego raz po raz, wzruszając ramionami i odpychając od siebie winę. Zniszczenie małżeństwa Sohvi nigdy nie było jej celem, Nikolai obchodził pannę Holzinger jeszcze mniej niż śnieg z zeszłego tysiąclecia; pragnęła wykraść kilka dni, parę nocy wyłącznie dla siebie, sprawić, że odkryje swoją prawdziwą twarz, przestanie udawać kogoś innego. Sohvi nie prosiła ją o taką pomoc, lecz Gretchen nosiła w sobie przekonanie o własnej wspaniałomyślności - dawała jej przecież tylko to, czego skrycie pragnęła, czyż nie?
- Nie śmiałabym, moja miła - wyszeptała ugodowym tonem, zapewniając o swoich dobrych intencjach i zamiarach, spoglądając prosto w ciemne oczy kobiety, nie odwracając wzroku nawet na chwilę, jakby to miało ją przekonać o szczerości. Uniosła prawą nogę, obejmując biodra kochanki i wywierając nacisk, by przysunęła się bliżej. Przekręciła głowę i lekkimi muśnięciami warg wyznaczała szlak wzdłuż obojczyka i szyi ciemnowłosej, nieśmiało wysuwając przy tym koniuszek języka. - I przecież nie muszę, prawda? - odbiła pałeczkę, odwracając lisa ogonem.
Jaką mogła mieć pewność, że jeśli przestanie, to Sohvi nie zaprze się i nie zerwie z nią kontaktu? Próbowała to zrobić już kilkukrotnie, lecz Gretchen wciąż nawiedzała ją niczym zmora w koszmarach, nie pozwalała o sobie zapomnieć. Dręczyła ją rozkosznie i kusiła do złego, do zdrady męża i zdrady bogów przez wystąpienie wbrew naturze, kiedy łączyła się z drugą kobietą w jedność. Naprawdę nie obchodziła Gretchen złota obrączka na palcu pani Vanhanen. Ani teraz, ani nigdy. Nie ona przecież przysięgała i obiecywała wierność, nie ona miała obowiązek pozostać lojalną; niektórych zmuszała do złamania tych przysiąg siłą i śmiała się z tego raz po raz, wzruszając ramionami i odpychając od siebie winę. Zniszczenie małżeństwa Sohvi nigdy nie było jej celem, Nikolai obchodził pannę Holzinger jeszcze mniej niż śnieg z zeszłego tysiąclecia; pragnęła wykraść kilka dni, parę nocy wyłącznie dla siebie, sprawić, że odkryje swoją prawdziwą twarz, przestanie udawać kogoś innego. Sohvi nie prosiła ją o taką pomoc, lecz Gretchen nosiła w sobie przekonanie o własnej wspaniałomyślności - dawała jej przecież tylko to, czego skrycie pragnęła, czyż nie?
- Nie śmiałabym, moja miła - wyszeptała ugodowym tonem, zapewniając o swoich dobrych intencjach i zamiarach, spoglądając prosto w ciemne oczy kobiety, nie odwracając wzroku nawet na chwilę, jakby to miało ją przekonać o szczerości. Uniosła prawą nogę, obejmując biodra kochanki i wywierając nacisk, by przysunęła się bliżej. Przekręciła głowę i lekkimi muśnięciami warg wyznaczała szlak wzdłuż obojczyka i szyi ciemnowłosej, nieśmiało wysuwając przy tym koniuszek języka. - I przecież nie muszę, prawda? - odbiła pałeczkę, odwracając lisa ogonem.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Sohvi Vänskä
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Sro 3 Sie - 21:04
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Ciemna brew drgnęła w rozbawionym zaskoczeniu, podrażniona nieoczekiwaną ustępliwością kobiety, błysk w czarnym spojrzeniu zdradzał tymczasem pełen admiracji entuzjazm; Gretchen wprawdzie potulna bywała przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie wtedy, kiedy domagała się jej szczególnej uwagi i była to metoda zresztą wyjątkowo skuteczna – pociągała ją miękkość złagodniałego głosu wodząca na pokuszenie, złośliwa zuchwałość przetapiająca się pod nią w fałszywie onieśmieloną uległość. Nie była naiwna, nie podejrzewała kochanki o nieśmiałość czy zawstydzenie, czy pruderię, nie podejrzewała jej tym bardziej o uległość właśnie, wprawdzie przewrotną, bo w rzeczywistości sama ulegała jej precyzyjnie odmierzonej kokieterii, prześlizgującej się po skórze muśnięciem czaru, lekkością drażniących się z nią opuszek palców; czy mogłaby jej odmówić czegokolwiek, kiedy mówiła do niej w ten sposób, rozchylając spolegliwie udo, rumieniąc się tak przekonująco, że miała ochotę wziąć ją za dłoń i przeprowadzić, jeszcze raz, przez przyjemność zamieszkałą w jej własnym ciele, jakby poznawała ją po raz pierwszy? Nie miała tymczasem złudzeń, Gretchen nie była młodą podlotką; rokosz nie miała przed nią tajemnic, była zrodzona z rozkoszy, otumaniającej i nie znającej granic – wciąż jeszcze czuła pod palcami puszystość lisiego ogona odkrytego przypadkiem, miedź spływającą na jasną skórę, intrygującą: nie czuła się oszukana, choć może powinna, może powinna za każdym razem, kiedy Gretchen odnajdowała ją znów pośród nużącego spokoju małżeńskiego pożycia i wykradała ją na jedną noc, na dwie, na krótki wyjazd do Grecji. Powinna być wściekła, że nie pozwala jej pożegnaniu stać się istotnie tym ostatnim, powinna być wściekła, że wciąż wraca, dręczy ją i skłania do łamania obietnic, powinna być wściekła, że sprzeciwia się jej słowu – nigdy więcej – ale potrafiła być jej wyłącznie wdzięczna, że przykłada dłonie do skóry przetartej zaborczością męża i przypomina jej słodkimi pocałunkami, czym było życie, czym było pragnienie, czym była przyjemność; czym była sama – wynaturzeniem, być może, beznadziejnie zakochanym w kobiecości.
– Tak – mruknęła w odpowiedzi, blisko ciepłej skóry, ściszonym również do szeptu głosem, pozwalając wodzić się za cugle pragnień; miała rację, nie miały dużo czasu, nigdy nie było go wystarczająco, nie dzisiaj z nią, nie z kochankami w pracowni rzeźbiarskiej pod nosem męża, nie wcześniej w Sztokholmie, nigdy nie było wystarczająco i nigdy nie miało być: była to prawda trudna do przełknięcia, cierpka i zalegająca boleśnie w gardle. – Niczego nie pragnęłaby bardziej – przyznawała, dzieląc pragnienie na dwoje między Safoną a sobą, zawieszając pociemniałe spojrzenie na lazurowym błękicie jej oczu, przez krótką chwilę przekonująco płochym. Kochała nawet w tak drobnej rzeczy: kobiecość przebiegłą, sięgającą po zaspokojenie swoich kaprysów choćby podstępem, choćby dla zabawy, bezwzględną. Mogła ukrywać ogon, przedstawiać się nieprawdziwym nazwiskiem, oszukiwać ją; prosiłaby jedynie, by kłamała więcej, w ten sposób.
Uśmiechnęła się z aprobatą do recytowanych dalej słów, z cichym uznaniem, jakby chciała ucałować ją w czoło i pochwalić za nauczenie się nakazanego jej wiersza, rozcinając wreszcie zadowolony grymas cichym rozbawieniem, rozleniwionym, krótkim śmiechem sprowokowanym zdecydowanym oburzeniem Gretchen na stawiany jej zarzut. Palce obejmujące nadgarstek zacisnęły się w odruchowej stanowczości, jakby instynktownie chciała ją upomnieć i skłonić do szczerości, choć z uśmiechniętych ust nie wydostała się żadna nagana – uniosła dłoń z jej talii, przesuwając opuszkami po aksamitnej połaci odsłoniętego brzucha, gestem pozornie półświadomym, choć w spojrzeniu igrała jej podobnie przekorna intencja. Nie miała właściwie nic przeciwko, nie przeciw aurze (nie mogła wyrządzić jej wprawdzie krzywdy, której wspomnienie przecinało wciąż podbrzusze bladą blizną) i nie przeciw tej drobnej grze, w każdym razie nie tutaj; ale musiały ją wreszcie skończyć, jak się upominała raz za razem, była jej wdzięczna, ale nie mogły tego ciągnąć – nordyccy bogowie nie byli tak łaskawi jak greccy, a one musiały wrócić, ona do męża, Gretchen do wszystkich swoich pozostałych igraszek.
– Oczywiście, że nie – przytaknęła wymownie, nie kryjąc zadowolenia, gdy huldra objęła ją w biodrach, przyciągając ją bliżej między swoje uda; zdawała się tym w jakiś sposób podrażniona, jakby powściągała kaprysy zaciskające się w niej w ciasne węzły przyjemnego napięcia. Miała rację: nie musiała uciekać się do magicznych zagrywek, wystarczył podobnie kokieteryjny szept, oddech ocierający się o obojczyk i szyję między muśnięciami ust, ciepło przylegające do skóry. Pachniała morzem, bryzą nad nagrzaną plażą, lekką wonią spłukanych z szyi perfum, balsamem do ciała; na bogów, nie potrzebowała używać na niej aury. – Nie musisz – cichy, rozprężony półszept, kiedy sięgała do jej wolnej dłoni, by przywieść ją do swojego brzucha, podkasując lekki materiał plażowej koszuli. Odnalazła ustami jej usta, dociskając złapany nadgarstek do poduszki. – Wolę, kiedy sama mnie dotykasz – krótki, drażliwy pocałunek i palce prowadzone po skórze, niżej, ku granicy jasnej blizny pod pępkiem. – Ostatni raz, Gretchen. Obiecaj mi.
– Tak – mruknęła w odpowiedzi, blisko ciepłej skóry, ściszonym również do szeptu głosem, pozwalając wodzić się za cugle pragnień; miała rację, nie miały dużo czasu, nigdy nie było go wystarczająco, nie dzisiaj z nią, nie z kochankami w pracowni rzeźbiarskiej pod nosem męża, nie wcześniej w Sztokholmie, nigdy nie było wystarczająco i nigdy nie miało być: była to prawda trudna do przełknięcia, cierpka i zalegająca boleśnie w gardle. – Niczego nie pragnęłaby bardziej – przyznawała, dzieląc pragnienie na dwoje między Safoną a sobą, zawieszając pociemniałe spojrzenie na lazurowym błękicie jej oczu, przez krótką chwilę przekonująco płochym. Kochała nawet w tak drobnej rzeczy: kobiecość przebiegłą, sięgającą po zaspokojenie swoich kaprysów choćby podstępem, choćby dla zabawy, bezwzględną. Mogła ukrywać ogon, przedstawiać się nieprawdziwym nazwiskiem, oszukiwać ją; prosiłaby jedynie, by kłamała więcej, w ten sposób.
Uśmiechnęła się z aprobatą do recytowanych dalej słów, z cichym uznaniem, jakby chciała ucałować ją w czoło i pochwalić za nauczenie się nakazanego jej wiersza, rozcinając wreszcie zadowolony grymas cichym rozbawieniem, rozleniwionym, krótkim śmiechem sprowokowanym zdecydowanym oburzeniem Gretchen na stawiany jej zarzut. Palce obejmujące nadgarstek zacisnęły się w odruchowej stanowczości, jakby instynktownie chciała ją upomnieć i skłonić do szczerości, choć z uśmiechniętych ust nie wydostała się żadna nagana – uniosła dłoń z jej talii, przesuwając opuszkami po aksamitnej połaci odsłoniętego brzucha, gestem pozornie półświadomym, choć w spojrzeniu igrała jej podobnie przekorna intencja. Nie miała właściwie nic przeciwko, nie przeciw aurze (nie mogła wyrządzić jej wprawdzie krzywdy, której wspomnienie przecinało wciąż podbrzusze bladą blizną) i nie przeciw tej drobnej grze, w każdym razie nie tutaj; ale musiały ją wreszcie skończyć, jak się upominała raz za razem, była jej wdzięczna, ale nie mogły tego ciągnąć – nordyccy bogowie nie byli tak łaskawi jak greccy, a one musiały wrócić, ona do męża, Gretchen do wszystkich swoich pozostałych igraszek.
– Oczywiście, że nie – przytaknęła wymownie, nie kryjąc zadowolenia, gdy huldra objęła ją w biodrach, przyciągając ją bliżej między swoje uda; zdawała się tym w jakiś sposób podrażniona, jakby powściągała kaprysy zaciskające się w niej w ciasne węzły przyjemnego napięcia. Miała rację: nie musiała uciekać się do magicznych zagrywek, wystarczył podobnie kokieteryjny szept, oddech ocierający się o obojczyk i szyję między muśnięciami ust, ciepło przylegające do skóry. Pachniała morzem, bryzą nad nagrzaną plażą, lekką wonią spłukanych z szyi perfum, balsamem do ciała; na bogów, nie potrzebowała używać na niej aury. – Nie musisz – cichy, rozprężony półszept, kiedy sięgała do jej wolnej dłoni, by przywieść ją do swojego brzucha, podkasując lekki materiał plażowej koszuli. Odnalazła ustami jej usta, dociskając złapany nadgarstek do poduszki. – Wolę, kiedy sama mnie dotykasz – krótki, drażliwy pocałunek i palce prowadzone po skórze, niżej, ku granicy jasnej blizny pod pępkiem. – Ostatni raz, Gretchen. Obiecaj mi.
Gretchen Holzinger
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Pią 23 Wrz - 19:51
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Sohvi Vänskä
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Pon 10 Paź - 14:53
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Gretchen Holzinger
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Sro 4 Sty - 18:05
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Sohvi Vänskä
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Sob 28 Sty - 23:09
Sohvi VänskäŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Jyväskylä, Finlandia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy urzędnik w Departamencie ds. Śniących
Wykształcenie : wyższe
Totem : borsuk
Atuty : artysta (I), odporna (II)
Statystyki : charyzma: 28 / flora i fauna: 10 / medycyna: 5 / kreatywność: 20 / sprawność fizyczna: 10 / wiedza ogólna: 15
Gretchen Holzinger
Re: Under your spell (G. Holzinger & S. Vanhanen, 28.05.1998) Nie 28 Maj - 18:41
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Gretchen i Sohvi z tematu
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie