Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000)
3 posters
Gretchen Holzinger
Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Czw 23 Cze - 19:02
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Lubiła tu wracać. Czyż Salzburg i jego okolice nie były jej prawdziwym domem? Tu ponoć przyszła na świat, lecz ojciec nie wiedział gdzie dokładnie, ani nawet którego dnia. Wiedział tylko, że dwudziestego trzeciego maja znalazł ją u progu swojego domu, porzuconą przez matkę, która z racji demonicznej natury nie miała właściwie żadnego instynktu macierzyńskiego. Po prostu pozbyła się problemu. Wodząc spojrzeniem po okrytych grubą pierzyną śniegu lasach i ostrych zarysach alpejskich szczytów Gretchen zastanawiała się, czy ona gdzieś tam jest - demon, który wydał ją na świat, bo przecież matką nie mogła jej nazwać. Za matkę uznawała Mathilde, żonę ojca; to ona obdarzyła ją miłością, uwagą i ciepłem. Gretchen odwiedzała Salzburg nie ze względu na biologiczną rodzicielkę, nie starała się jej odnaleźć, nie szukała nawet, a rodzinę ojca. Holzingerowie od dziesiątek lat mieszkali w tych okolicach i Leopold był jednym z pierwszych, który zdecydował się go opuścić; nie dość, że ten okręg, to całą Austrię, wyjeżdżając do Danii, gdzie poślubił Mathilde i ostatecznie osiadł w Midgardzie. Zabierał do swoich rodziców żonę i dzieci przynajmniej raz w roku.
Gretchen czuła się już jednak zbyt dorosła, aby cały wyjazd spędzać w towarzystwie dziadków. Zanudziłaby się na śmierć. Wystarczyło zawsze parę pochwał pod adresem austriackich Alp, najpiękniejszych gór na całym świecie, aby zadowoleni wypuścili ją ze swoich nadopiekuńczych objęć, pozwalając na udanie się do jednego z ośrodków narciarskich w wyższych górach. Tam zawsze było ciekawiej. Mnóstwo ludzi zjeżdżało z całego świata, aby nacieszyć się zimowymi rozrywkami. Wieczorami zaś, kiedy zaszło słońce i zjazd po stoku stawał się niebezpieczny, niewielkie ośrodki i miasteczka nie zasypiały; lśniły feerię kolorowych świateł i hulały w rytm muzyki, spływając grzanym winem.
Dwa dni po święcie zakochanych popołudnie Gretchen spędzała właśnie w takim ośrodku narciarskim. Słońce chyliło się ku zachodowi, ona zaś z ulgą zdjęła narciarskie buty, czując, że mięśnie zesztywniały już z wysiłku i mrozu. W jednym z barów pozbyła się zarówno grubej kurtki, jak i towarzystwa młodszego brata. Uwielbiała Klausa, lecz dzisiaj miał znów nastrój prawdziwie katastroficzny, Gretchen zaś - ochotę na zabawę. Zsunęła z włosów wstążkę, pozwalając by złociste fale opadły na plecy; zamówiła grzane wino i rozsiadła się w jednym z foteli przy kominku, pogrążona w rozmowie z jedną z kuzynek, która wybrała się w góry razem z trójką Holzingerów. Ciepłe promienie popołudniowego słońca wciąż wpadały przez okno, gdy wstała, by podejść do baru i zamówić jeszcze jeden kubek aromatycznego, grzanego wina.
W ucho wpadł znajomy akcent. Parę słów wypowiedzianych w języku nordyckim, którego się tu nie spodziewała; angielskiego, francuskiego, włoskiego - oczywiście, lecz Norwedzy, czy Szwedzi cieszyli się wspaniałymi ośrodkami narciarskimi we własnym kraju. Zlokalizowała źródło tego dźwięku w ciemnowłosym, przystojnym mężczyźnie, do którego bezceremonialnie zdecydowała się podejść.
- Cóż za miła niespodzianka słysząc swoich - odezwała się do niego po nordycku, wspierając dłoń o biodro. - Urokowi Alp nie można się oprzeć, nieprawdaż?
Gretchen czuła się już jednak zbyt dorosła, aby cały wyjazd spędzać w towarzystwie dziadków. Zanudziłaby się na śmierć. Wystarczyło zawsze parę pochwał pod adresem austriackich Alp, najpiękniejszych gór na całym świecie, aby zadowoleni wypuścili ją ze swoich nadopiekuńczych objęć, pozwalając na udanie się do jednego z ośrodków narciarskich w wyższych górach. Tam zawsze było ciekawiej. Mnóstwo ludzi zjeżdżało z całego świata, aby nacieszyć się zimowymi rozrywkami. Wieczorami zaś, kiedy zaszło słońce i zjazd po stoku stawał się niebezpieczny, niewielkie ośrodki i miasteczka nie zasypiały; lśniły feerię kolorowych świateł i hulały w rytm muzyki, spływając grzanym winem.
Dwa dni po święcie zakochanych popołudnie Gretchen spędzała właśnie w takim ośrodku narciarskim. Słońce chyliło się ku zachodowi, ona zaś z ulgą zdjęła narciarskie buty, czując, że mięśnie zesztywniały już z wysiłku i mrozu. W jednym z barów pozbyła się zarówno grubej kurtki, jak i towarzystwa młodszego brata. Uwielbiała Klausa, lecz dzisiaj miał znów nastrój prawdziwie katastroficzny, Gretchen zaś - ochotę na zabawę. Zsunęła z włosów wstążkę, pozwalając by złociste fale opadły na plecy; zamówiła grzane wino i rozsiadła się w jednym z foteli przy kominku, pogrążona w rozmowie z jedną z kuzynek, która wybrała się w góry razem z trójką Holzingerów. Ciepłe promienie popołudniowego słońca wciąż wpadały przez okno, gdy wstała, by podejść do baru i zamówić jeszcze jeden kubek aromatycznego, grzanego wina.
W ucho wpadł znajomy akcent. Parę słów wypowiedzianych w języku nordyckim, którego się tu nie spodziewała; angielskiego, francuskiego, włoskiego - oczywiście, lecz Norwedzy, czy Szwedzi cieszyli się wspaniałymi ośrodkami narciarskimi we własnym kraju. Zlokalizowała źródło tego dźwięku w ciemnowłosym, przystojnym mężczyźnie, do którego bezceremonialnie zdecydowała się podejść.
- Cóż za miła niespodzianka słysząc swoich - odezwała się do niego po nordycku, wspierając dłoń o biodro. - Urokowi Alp nie można się oprzeć, nieprawdaż?
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Ivar Soelberg
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Pią 24 Cze - 12:55
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Alpy Salzburskie, co roku przyciągały rzesze żądnych zimowych wrażeń turystów, w tym czasie stoki pękały w szwach, a mieszanka dialektów, języków i narodowości mieszała się ze sobą, tworząc barwny i intrygujący obraz. Lubił Alpy, miały w sobie dozę piękna wymieszaną z elegancją i swojskością, stając się ulubionymi górami dla wielu pasjonatów, jak i amatorów, potrafiły być skrajnie niebezpieczne, ale i łagodne w zależności od regionu i pory. Dla Soelberga stanowiły miłą odmianę od skandynawskich szczytów i ich często pustawych, a przynajmniej w porównaniu z tymi Alpejskimi stoków, to po prawdzie nie była największa zaleta, ale stanowiła punkt odniesienia, bowiem od kilku lat wysłannik regularnie meldował się w Salzburgu na zaproszenie Franza, byłego oficera Kruczej Straży, który na emeryturę wrócił do miejsca, gdzie się urodził i spędził lata młodości. Krzepki staruszek na starość przejął rodzinny biznes i do dziś zasiada z przyjemnością za ladą barmańską, obsługując klientów, prawiąc banalne dowcipy i anegdotki z życia. Traf chciał, że za czasów służby wykonali kilka spraw razem i również przez sympatię do dziadka Soelberga ten polubił i jego wnuka. Stąd wynikały coroczne odwiedziny emeryta i wspominanie przeszłości okraszone opowiastkami o tutejszych historiach i legendach. Pobyty te raczej mające wymiar sentymentalny i przyjacielski, były dodatkowo przyjemną wymówką na spędzenie czasu z daleka od Midgardu i Skandynawii, jego problemy nie znikały i owszem tliły się w duszy Ivara, lecz mógł odetchnąć, nieco innym powietrzem, napić się mocnego zimnego piwa i zjeść dobrą golonkę, czy sznycel wiedeński, a na deser apfelstrudel, czyli wybitny strucel jabłkowy lub torcik wiedeński, który był jednym z nielicznych wypieków, jakie on sam potrafił wykonać, bez konieczności sięgania po środki radykalne i gaszenie pożarów.
Późne popołudnie sprowadzało wielu narciarzy do schronisk i karczm, niektórzy z nich wynajmowali pokoje i cieszyli się błogim lenistwem, zalegając przed kamiennymi kominkami, w których wesoło trzaskał ogień, a inni schodzili do barów, by napić się, potańczyć, zagrać w bilard, czy spróbować swych sił u miejscowych kobiet. Życie było tu z pozoru sielskie i niezmącone przykrą historią, która mogłaby ciążyć na karkach tutejszych. Obrazek ten, był do przesytu iluzją, ale ładną na tyle ładną, by można było się w niej zatracić i zapomnieć na kilka chwil. Z rozmowy z Franzem wyrwał ich klient, którego starszawy wąsacz zaczął obsługiwać i rozmawiać poruszając tematy niezbyt interesujące Soelberga. Ten mimowolnie odwrócił się na stołku, lustrując roześmiane rumiane twarze gości lokalu. Skoncentrował wzrok na jasnowłosej, gdy słodki, acz zdradzający pewność siebie głos dotarł do jego uszu, była inna od pozostałych – wyróżniała się na ich tle, jak rasowy pies wśród sfory kundli. Kącik ust drgnął słysząc bezbłędny rodzimy język, bez naleciałości. – Potrafią zachwycić, to prawda. – Odparł, po chwili patrząc w jej jadowite oczy, które zdawały się czytać z człowieka na wylot. Było coś w tej kobiecie, co przyciągało wzrok. Uśmiechnął się, zapraszająco i wskazał dłonią na krzesło obok. – Zapraszam, czego się napijesz? – Był skłonny zabawić rozmową, uraczyć komplementem, lecz również ciekawym osóbki, która zrazu zdała mu się inna od pozostałych. – Co cię tu sprowadza? Praca, czy przyjemności? – Szarość tęczówek spoczęła na licu blondynki.
Późne popołudnie sprowadzało wielu narciarzy do schronisk i karczm, niektórzy z nich wynajmowali pokoje i cieszyli się błogim lenistwem, zalegając przed kamiennymi kominkami, w których wesoło trzaskał ogień, a inni schodzili do barów, by napić się, potańczyć, zagrać w bilard, czy spróbować swych sił u miejscowych kobiet. Życie było tu z pozoru sielskie i niezmącone przykrą historią, która mogłaby ciążyć na karkach tutejszych. Obrazek ten, był do przesytu iluzją, ale ładną na tyle ładną, by można było się w niej zatracić i zapomnieć na kilka chwil. Z rozmowy z Franzem wyrwał ich klient, którego starszawy wąsacz zaczął obsługiwać i rozmawiać poruszając tematy niezbyt interesujące Soelberga. Ten mimowolnie odwrócił się na stołku, lustrując roześmiane rumiane twarze gości lokalu. Skoncentrował wzrok na jasnowłosej, gdy słodki, acz zdradzający pewność siebie głos dotarł do jego uszu, była inna od pozostałych – wyróżniała się na ich tle, jak rasowy pies wśród sfory kundli. Kącik ust drgnął słysząc bezbłędny rodzimy język, bez naleciałości. – Potrafią zachwycić, to prawda. – Odparł, po chwili patrząc w jej jadowite oczy, które zdawały się czytać z człowieka na wylot. Było coś w tej kobiecie, co przyciągało wzrok. Uśmiechnął się, zapraszająco i wskazał dłonią na krzesło obok. – Zapraszam, czego się napijesz? – Był skłonny zabawić rozmową, uraczyć komplementem, lecz również ciekawym osóbki, która zrazu zdała mu się inna od pozostałych. – Co cię tu sprowadza? Praca, czy przyjemności? – Szarość tęczówek spoczęła na licu blondynki.
Gretchen Holzinger
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Pon 27 Cze - 14:18
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Nie zaprzątała sobie głowy starymi dziejami, historią jaka ciążyła na tych okolicach, o jakiej niegdyś uczyła się w pocie czoła i ze łzami w oczach (nienawidziła się uczyć) i z ulgą pozbyła się jej z pamięci, kiedy tylko zdała egzaminy i mogła uwolnić się od ciężaru tak bezużytecznej wiedzy, bo za taką uchodziła ona w mniemaniu Gretchen. Nieszczególnie interesowała się historią. Ani Austrii, ani Skandynawii, ani świata. Właściwie nauką w ogóle. Jedynie kinematografia i teatr wzbudzały ciekawość w pannie Holzinger, mającej ambicję zostać największą ich gwiazdą swoich czasów. Ewentualnie historia rodziny ojca, choć z tej bardziej pikantnej i plotkarskiej strony. Zawsze wytężała słuch, kiedy babcia Holzinger pochylała się ku swojej kuzynce, czy innej ciotce, konspiracyjnym szeptem wspominając dawne dzieje, które wtedy były prawdziwym skandalem. Słuchała o nieślubnych dzieciach dalszych krewniaczek, ich sąsiadek, rozwodach i romansach z prawdziwymi wypiekami na twarzy. Zapytana o historie takie mogłaby powtórzyć. Inne nieszczególnie. Lubiła się jednak chwalić wszystkim, którzy chcieli słuchać, że w jej rodzinnym mieście, Salzburgu, przyszedł na świat także Amadeusz Mozart, wybitny, śniący kompozytor. Miejsce narodzin wielkich osobistości, powtarzała z westchnieniem zachwytu.
Zadowolona z reakcji zajęła wskazane przez nieznajomego miejsce, zakładając nogę na nogę i przenosząc spojrzenie na półki za barem, uginające się niemal od ciężaru licznych butelek. Na bladej twarzy przez chwilę malował się wyraz głębokiego zastanowienia, jakby sama nie wiedziała na co ma ochotę. Właściwie tak było. Nie miała konkretnych planów na dalszą część dnia, wiedziała za to jedno: lampka drogiego, białego wina to zawsze dobre wyjście.
- Poproszę Kaiserspritzer z winogron Grüner Veltliner - odezwała się do barmanki po niemiecku, wieńcząc prośbę słodkim uśmiechem, którym po chwili znów obdarzyła ciemnowłosego mężczyznę. Język tutejszych brzmiał w jej ustach tak naturalnie, jakby był ojczystym i w poniekąd rzeczywiście tak było. Ojciec wychowywał ich w poszanowaniu do austriackich korzeni i tradycji, od maleńkości rozmawiał z nimi zarówno po niemiecku, jak i nordycku, by jego język ojczysty nie był im obcy. Z nim i braćmi rozmawiała wyłącznie w ten sposób. Do mężczyzny, do którego zdecydowała się przysiąść, zwróciła się jednak znów po nordycku, bez niemieckiego akcentu.
- Mój ojciec urodził się i wychował w Salzburgu. Mam tu dziadków i rodzinę, których odwiedzam - wyjaśniła Gretchen, wspierając łokieć o blat i podbródek na dłoni, kiedy pojawił się przed nią oszroniony kieliszek. - A ty? Och, gdzie moje maniery... Jak ci na imię? - spytała uprzejmym tonem, święcie przekonana, że jej twarz i nazwisko rodowitym Norwegom, Szwedom i Duńczykom powinno być przecież już znane, skoro pojawiało się na dużym ekranie i na łamach gazet.
Zadowolona z reakcji zajęła wskazane przez nieznajomego miejsce, zakładając nogę na nogę i przenosząc spojrzenie na półki za barem, uginające się niemal od ciężaru licznych butelek. Na bladej twarzy przez chwilę malował się wyraz głębokiego zastanowienia, jakby sama nie wiedziała na co ma ochotę. Właściwie tak było. Nie miała konkretnych planów na dalszą część dnia, wiedziała za to jedno: lampka drogiego, białego wina to zawsze dobre wyjście.
- Poproszę Kaiserspritzer z winogron Grüner Veltliner - odezwała się do barmanki po niemiecku, wieńcząc prośbę słodkim uśmiechem, którym po chwili znów obdarzyła ciemnowłosego mężczyznę. Język tutejszych brzmiał w jej ustach tak naturalnie, jakby był ojczystym i w poniekąd rzeczywiście tak było. Ojciec wychowywał ich w poszanowaniu do austriackich korzeni i tradycji, od maleńkości rozmawiał z nimi zarówno po niemiecku, jak i nordycku, by jego język ojczysty nie był im obcy. Z nim i braćmi rozmawiała wyłącznie w ten sposób. Do mężczyzny, do którego zdecydowała się przysiąść, zwróciła się jednak znów po nordycku, bez niemieckiego akcentu.
- Mój ojciec urodził się i wychował w Salzburgu. Mam tu dziadków i rodzinę, których odwiedzam - wyjaśniła Gretchen, wspierając łokieć o blat i podbródek na dłoni, kiedy pojawił się przed nią oszroniony kieliszek. - A ty? Och, gdzie moje maniery... Jak ci na imię? - spytała uprzejmym tonem, święcie przekonana, że jej twarz i nazwisko rodowitym Norwegom, Szwedom i Duńczykom powinno być przecież już znane, skoro pojawiało się na dużym ekranie i na łamach gazet.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Ivar Soelberg
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Wto 5 Lip - 12:51
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Historia kształtowała, budziła pogłosie dawnych wydarzeń i odbijała się echem w umysłach słuchaczy, nie była przy tym najprzyjemniejszą z nauk, lecz miała w sobie wiele wartości, niezwykle cennych. Soelberg niegdyś był bardziej, niż obecnie skupiony na jej analizowaniu, doszukiwaniu się i zgłębianiu, tak wiedzy praktycznej jak i zrozumienia faktów i przyczyn owych. Częstokroć odnosiły się one w głównej mierze do zainteresowań oficera i jego rodzinnej tradycji, chcąc być dobrym śledczym, wysłannikiem, czy w przyszłości kimś więcej, musiał w swojej opinii poszerzać nieustannie wiedzę, o nowe, a istotne kwestie, jakie mogą się przydać podczas służby.
Śledził uważnie, acz z pewną rezerwą błękit drapieżnych oczu złotowłosej, miał nieodparte wrażenie, czającego się wyzwania w jej postawie, w mowie ciała, kuszące i pełne wdzięku ruchy pozostawały zauważalne, lecz nie były dobitniej analizowane. Idąc na żywioł, pragnął zaciągnąć kobietę w wir przyjemnej niezobowiązującej konwersacji, mającej na celu złapanie wspólnego języka i poznanie się odrobinę lepiej. Atrakcyjny wygląd, był jej zaletą, a magnetyzm, jakim emanowała sprawiał, że wielu spośród zebranych spoglądało nań mimowolnie, jakby pozbawieni wpływu na swe reakcje, ich oczy ciągnęły za nią, był to obrazek, który dostrzegł po chwili dopiero, aczkolwiek budził on zastanowienie i lekkie rozbawienie. Kobiety potrafiły omamić, nawet bez specjalnego wysilania się, a te obdarzone szczyptą inteligencji i naturalnym wdziękiem, mogły zdobyć praktycznie wszystko, czego tylko zapragnęły.
Naiwność i czar zauroczenia, potrafiły zdziałać prawdziwe cuda i był, to klucz, swego rodzaju dźwignia, po jaką można sięgnąć i wykorzystać w celach prywatnych, ale i służbowych. Praca i myśli o nie odstępowały Ivara, nawet w momencie, tak zwyczajnie miłym potrafiły zagnieździć się w myślach rzucając podszepty, szukając czegoś, co zaabsorbuje na dłużej, co da możliwość do analizy i snucia teorii.
Zamówiony alkohol wiele mówił o człowieku, a ten, jaki zażyczyła sobie towarzyszka rozmowy nosił w sobie młodość, elegancję i przyjemność z degustacji. Gdy ponownie zwróciła na niego swe oczy, obdarzył ją lekkim sympatycznym uśmiechem. – Rodzina i jej magnetyzm cię tu przyciągnęły z dalekiej Skandynawii. – Stwierdził, niesiony ciekawością jej osoby, stosunkowo błahą i prostą, ale od raczkowania należało zacząć, nim dojdzie do chodzenia, czy zbiją się na odwagę pierwszego lotu? Pozostanie tajemnicą. Pytanie, które padło, paść musiało niezaprzeczalnie, anonimowość pozostawała dobra w publicznych łazienkach. – Ivar, Ivar Soelberg – Przedstawił się w pełnej formie i wyciągnął dłoń, ku blondynce.
– A jeśli idzie o mnie, to odwiedzam starego przyjaciela, bywam sentymentalny. – Dodał, po zakończonej prezentacji. – Czym się zajmujesz? – Brzmienie nazwiska coś sugerowało, niejasne wspomnienie, lecz wolał się upewnić, co do przypuszczeń.
Śledził uważnie, acz z pewną rezerwą błękit drapieżnych oczu złotowłosej, miał nieodparte wrażenie, czającego się wyzwania w jej postawie, w mowie ciała, kuszące i pełne wdzięku ruchy pozostawały zauważalne, lecz nie były dobitniej analizowane. Idąc na żywioł, pragnął zaciągnąć kobietę w wir przyjemnej niezobowiązującej konwersacji, mającej na celu złapanie wspólnego języka i poznanie się odrobinę lepiej. Atrakcyjny wygląd, był jej zaletą, a magnetyzm, jakim emanowała sprawiał, że wielu spośród zebranych spoglądało nań mimowolnie, jakby pozbawieni wpływu na swe reakcje, ich oczy ciągnęły za nią, był to obrazek, który dostrzegł po chwili dopiero, aczkolwiek budził on zastanowienie i lekkie rozbawienie. Kobiety potrafiły omamić, nawet bez specjalnego wysilania się, a te obdarzone szczyptą inteligencji i naturalnym wdziękiem, mogły zdobyć praktycznie wszystko, czego tylko zapragnęły.
Naiwność i czar zauroczenia, potrafiły zdziałać prawdziwe cuda i był, to klucz, swego rodzaju dźwignia, po jaką można sięgnąć i wykorzystać w celach prywatnych, ale i służbowych. Praca i myśli o nie odstępowały Ivara, nawet w momencie, tak zwyczajnie miłym potrafiły zagnieździć się w myślach rzucając podszepty, szukając czegoś, co zaabsorbuje na dłużej, co da możliwość do analizy i snucia teorii.
Zamówiony alkohol wiele mówił o człowieku, a ten, jaki zażyczyła sobie towarzyszka rozmowy nosił w sobie młodość, elegancję i przyjemność z degustacji. Gdy ponownie zwróciła na niego swe oczy, obdarzył ją lekkim sympatycznym uśmiechem. – Rodzina i jej magnetyzm cię tu przyciągnęły z dalekiej Skandynawii. – Stwierdził, niesiony ciekawością jej osoby, stosunkowo błahą i prostą, ale od raczkowania należało zacząć, nim dojdzie do chodzenia, czy zbiją się na odwagę pierwszego lotu? Pozostanie tajemnicą. Pytanie, które padło, paść musiało niezaprzeczalnie, anonimowość pozostawała dobra w publicznych łazienkach. – Ivar, Ivar Soelberg – Przedstawił się w pełnej formie i wyciągnął dłoń, ku blondynce.
– A jeśli idzie o mnie, to odwiedzam starego przyjaciela, bywam sentymentalny. – Dodał, po zakończonej prezentacji. – Czym się zajmujesz? – Brzmienie nazwiska coś sugerowało, niejasne wspomnienie, lecz wolał się upewnić, co do przypuszczeń.
Gretchen Holzinger
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sro 6 Lip - 19:42
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
- Ja, powiedzmy, że tak - odparła Gretchen z enigmatycznym uśmiechem, unosząc przy tym lekko brew, stwarzając wrażenie, że za jej wizytą w Salzburgu kryje się więcej powodów, jakiś sekret. Tajemnicy tak naprawdę nie było wcale, musiała tu przyjechać, tego życzył sobie ojciec, podtrzymywania kontaktów z austriacką częścią rodziny i pielęgnowania własnych korzeni. Złościło to pannę Holzinger szczególnie, gdy była nastolatką i czas wolała spędzać w towarzystwie przyjaciół, poznając uroki dorosłości - to znaczy alkohol, randki i inne używki. Odkąd odkryła, że doskonałą wymówką są narty i dziadkowie nie złoszczą się, że nie siedzi z nimi przy stole nad ich tradycyjną, kartoflaną saładką, stała się częstym gościem ośrodków narciarskich, chociaż w Skandynawii ich nie brakowało
- Miło mi cię poznać, panie Soelberg - wyrzekła, podając mu dłoń z promiennym uśmiechem, który zbladł, kiedy zapytał czym się zajmuje. Nie poznał jej zatem, co jak zwykle sprawiło Gretchen przykrość. Usta na krótki moment wygięły się w smutną podkówkę. Zwróciła uwagę na to, że uścisk dłoni miał pewny i silny, nie miażdżył kobiecych palców, lecz nawet to nie zatarło złego wrażenia. Kim jesteś Ivarze, że nie czytasz gazet? - Gretchen Holzinger[/b] - odpowiedziała krótko, wkładając do swojego drinka słomkę, bo po prostu je lubiła. Pokiwała ze zrozumieniem głową, jakby doskonale rozumiała sentymenty wobec starych przyjaciół. Nie rozumiała, sama podobnych nie miewała, bo rzadko pozwalała na to, aby w jej życiu ktoś zagościł na dłużej. Większość uznawała za niegodnych swojej wagi. Zwłaszcza, jeśli nie mieli odpowiednio grubego portfela, olśniewającej urody, bądź czegokolwiek, co mogłoby ją zainteresować. Soelberg z pewnością posiadał jedno z tych trzech rzeczy - wyjątkowo przystojną twarz i postawną sylwetkę, dlatego zdecydowała się zagaić rozmowę i przysiąść. Obecność w tym ośrodku i wyjazd do austriackich Alp pozwalał tez sądzić, że talarów mu nie brakowało. Gretchen wydawała się specjalistką w ocenianiu zasobności cudzego portfela. Mogła wycenić zegarek na męskim nadgarstku wyłącznie na podstawie jednego spojrzenia. Nie jeden rzeczoznawca mógł się od niej uczyć.
- Przeniósł się tu, czy stąd pochodzi? - spytała lekko, lecz nie czuła się szczególnie zaintrygowana. Ożywiła się za to mogąc opowiedzieć o sobie. - Jestem aktorką - oznajmiła wreszcie, takim tonem, jakby każdy powinien to wiedzieć i odrzuciła nonszalanckim gestem złociste włosy na plecy. Intensywne spojrzenie błękitnych oczu skupiła na Ivarze, uśmiechając się przy tym słodko. Doskonale zdawała sobie sprawę z własnej urody, z tego jak działała na mężczyzn (i przy dobrych wiatrach nie tylko mężczyzn) i wiedziała jak to wykorzystać. W przypadku Gretchen nie chodziło wyłącznie o umiejętność wyeksponowania własnych wdzięków, sztukę rozmowy i flirt - roztaczała wokół siebie czar, lepki jak pajęczyna, sprawiający, że nie mogli oderwać od niej oczu, nie potrafili jej odmówić. Wykorzystywała swój dar dla własnych celów i swojej rozrywki , tak jak teraz, próbując oczarować nieznajomego./ Ot, dla własnego kaprysu. Poczuła przy tym wyraźniej ogon, który zabandażowała ciasto do ciała, chociaż nosiła swój niezawodny pasek, który maskował istnienie skazy. - Widziałeś może Czas umierać? - Każdy powinien to przecież zobaczyć. - Film o nekromancie, który pragnie przywrócić do życia swoją córkę. Grałam ją - wyjaśniła z dumą Gretchen, wsuwając słomkę do ust i nie odwracając wzroku od Ivara, ciekawa jak wiele wysiłku będzie kosztowało ją podporządkowanie go swojej woli.
rzucam na aurę huldry: 67+30 (charyzma)+10 (atut) = 107
- Miło mi cię poznać, panie Soelberg - wyrzekła, podając mu dłoń z promiennym uśmiechem, który zbladł, kiedy zapytał czym się zajmuje. Nie poznał jej zatem, co jak zwykle sprawiło Gretchen przykrość. Usta na krótki moment wygięły się w smutną podkówkę. Zwróciła uwagę na to, że uścisk dłoni miał pewny i silny, nie miażdżył kobiecych palców, lecz nawet to nie zatarło złego wrażenia. Kim jesteś Ivarze, że nie czytasz gazet? - Gretchen Holzinger[/b] - odpowiedziała krótko, wkładając do swojego drinka słomkę, bo po prostu je lubiła. Pokiwała ze zrozumieniem głową, jakby doskonale rozumiała sentymenty wobec starych przyjaciół. Nie rozumiała, sama podobnych nie miewała, bo rzadko pozwalała na to, aby w jej życiu ktoś zagościł na dłużej. Większość uznawała za niegodnych swojej wagi. Zwłaszcza, jeśli nie mieli odpowiednio grubego portfela, olśniewającej urody, bądź czegokolwiek, co mogłoby ją zainteresować. Soelberg z pewnością posiadał jedno z tych trzech rzeczy - wyjątkowo przystojną twarz i postawną sylwetkę, dlatego zdecydowała się zagaić rozmowę i przysiąść. Obecność w tym ośrodku i wyjazd do austriackich Alp pozwalał tez sądzić, że talarów mu nie brakowało. Gretchen wydawała się specjalistką w ocenianiu zasobności cudzego portfela. Mogła wycenić zegarek na męskim nadgarstku wyłącznie na podstawie jednego spojrzenia. Nie jeden rzeczoznawca mógł się od niej uczyć.
- Przeniósł się tu, czy stąd pochodzi? - spytała lekko, lecz nie czuła się szczególnie zaintrygowana. Ożywiła się za to mogąc opowiedzieć o sobie. - Jestem aktorką - oznajmiła wreszcie, takim tonem, jakby każdy powinien to wiedzieć i odrzuciła nonszalanckim gestem złociste włosy na plecy. Intensywne spojrzenie błękitnych oczu skupiła na Ivarze, uśmiechając się przy tym słodko. Doskonale zdawała sobie sprawę z własnej urody, z tego jak działała na mężczyzn (i przy dobrych wiatrach nie tylko mężczyzn) i wiedziała jak to wykorzystać. W przypadku Gretchen nie chodziło wyłącznie o umiejętność wyeksponowania własnych wdzięków, sztukę rozmowy i flirt - roztaczała wokół siebie czar, lepki jak pajęczyna, sprawiający, że nie mogli oderwać od niej oczu, nie potrafili jej odmówić. Wykorzystywała swój dar dla własnych celów i swojej rozrywki , tak jak teraz, próbując oczarować nieznajomego./ Ot, dla własnego kaprysu. Poczuła przy tym wyraźniej ogon, który zabandażowała ciasto do ciała, chociaż nosiła swój niezawodny pasek, który maskował istnienie skazy. - Widziałeś może Czas umierać? - Każdy powinien to przecież zobaczyć. - Film o nekromancie, który pragnie przywrócić do życia swoją córkę. Grałam ją - wyjaśniła z dumą Gretchen, wsuwając słomkę do ust i nie odwracając wzroku od Ivara, ciekawa jak wiele wysiłku będzie kosztowało ją podporządkowanie go swojej woli.
rzucam na aurę huldry: 67+30 (charyzma)+10 (atut) = 107
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Mistrz Gry
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sro 6 Lip - 19:42
The member 'Gretchen Holzinger' has done the following action : kości
'k100' : 67
'k100' : 67
Ivar Soelberg
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sro 6 Lip - 20:22
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Tajemniczy uśmiech wypłynął nieznacznie na szerokie wody konwersacji, kobieta stanowczo odbiegała od pewnych schematów rodzinne pogadanki, musiały ją nużyć, a gdy starsi wiekiem znajomi zaczynali pleść swoje historie życia, traciła zainteresowanie rozmową, miał wrażenie, że schemat ten był często spotykany u kobiet jej podobnych, to jest bogatych i pragnących błyszczeć intensywniej i dostojniej niż niejedna gwiazda to, że w efekcie kończyły częstokroć, jako kawałek pokolorowanego szkiełka i to w dodatku nawet specjalnie uważnie przez złotnika nieoszlifowanego, to inna sprawa. Wysokie mniemanie o sobie i swojej wartości miało ręce i nogi, w momencie, kiedy faktycznie przedstawiało się wartość swoimi osiągnięciami. Czując, że myśli zaczynają krążyć wokół tematów dość nieprzyjemnych, a raczej takich, które w złym świetle mogłyby stawiać poznaną kobietę, zaprzestał. Nie chciał psuć sobie wieczoru, negatywnie nastawiając się, być może zaskoczy go swą osobą i poczuje ukucie wyrzutu za przytyki, mimowolnie kierowane przez obraz stereotypów w młodą i rozkwitającą gwiazdeczkę.
Uścisk dłoni, przyjemny nie do przesadyzmu delikatny, ale subtelny zdradzał, że kobieta siedząca naprzeciwko, miała w sobie głęboko zakorzenioną pewność siebie, ale i charakter, który przebijał się przez wymalowane pędzlem artysty piękno, momentami zbyt ostre i noszące w sobie ślady nienaturalności, przez co wydawała się odbiegać od pewnych schematów ogólnie pojętego piękna. Oczy i układ kości policzkowych przyciągały wzrok, usta zdawały się, być stworzone do wyważonych i słodkich słów oraz minek, lecz przeczucie, iż te mogłyby, gdyby tylko chciały rozciągnąć się w złowieszczym i wiele znaczącym uśmiechu nie opuszczało umysłu oficera. Zimne piwo chłodziło, a pragnienie niegwałtownie, ale starannie przypominało o sobie. Stąd ucieczki wzrokiem, od jej szczupłej linii ciała.
Holzinger – powtórzył w myślach patrząc, jak jego stary przyjaciel zabawia przy barze po drugiej stronie lokalu trzy młode Austriaczki, uśmiechnął się, pogodnie na ten widok świadom, że życie bywa za krótkie, by pozostawać w matni samotności i nie cieszyć się radością zeń płynącą, nawet jeśli tylko to rozmowa, ot niezobowiązujący flirt, to i tak przyjemność i już nawet nie wybiegając w szersze przewidywania, co do następstw tegoż, każdemu należała się ta chwila relaksu i zapomnienia od trosk i zmartwień. Czasami tylko ludzie bali się lub nie mieli śmiałości, by po nią sięgnąć. Alkohol wówczas często przychodził z pomocą ośmielając i przełamując pierwsze lody.
Wrócił spojrzeniem, ale i nieznacznym skrętem ciała do Gretchen. Uśmiechnął się wymijająco, na zadane pytanie, wiedział, że ją to nie interesuje. Bardziej zapewne odczuła jego brak ożywienia w momencie, gdy przedstawiała się, jak każda młoda gwiazda pragnęła być rozpoznawalna i uwielbiana, czasem nawet czczona. Nie chciał uświadamiać zbyt prędko, jak fatalnie trafiła z wyborem rozmówcy na ten wieczór, bowiem Soelberg sympatią darzył garstkę aktorów, znacznie bliżej mu było do muzyki, i tu potrafił okazać rodzaj podziwu dla kompozytorów i ludzi żyjących muzyką, a wyróżniających się na tle innych. Być może wynikało, to z jego osobistej miłości do instrumentu, jakim były skrzypce i tego, co człowiek może z nich wydobyć.
– To zapewne, jest bardzo dobry film, nie omieszkam go obejrzeć, kiedy wrócę do Midgardu. – Nekromantów, miewał na co dzień, lecz obraz, jaki ci mogli przedstawiać na wielkim ekranie, mógł być… interesujący.
Ruchy i mowa ciała blondynki świadczyły o dumie płynącej z podjętej roli i samozadowolenia z tego tytułu. Nie umniejszał jej talentowi, wprawdzie go nie widział, ale nie skreślał ambicji. Młodość rządziła się swoimi prawami i byłby hipokrytą osądzając ją i drwiąc z jej poczucia spełniania się. Sam przecież był podobny; dumny i pewny swego, ambitny ponad wszystko. – Jakie to uczucie widząc siebie na ekranie w dniu premiery, gdy elegancko ubrana obserwujesz swoją postać? – Autentycznie, był ciekaw. Nachylił się lekko ku niej, chcąc złamać granicę oddzielającą ich od siebie. – Masz w sobie niejasny magnetyzm. To zapewne wina tych wielkich błękitnych oczu. – Błysk w żelaznym spojrzeniu, które tego wieczora pozostawało dziwnie uśpione ożyło nagle, lecz nic nie zapowiadało, aby zimno wyzierające zeń wdarło się pomiędzy nich.
Charyzma: 12+47=59
Atut: Odporny II
Uścisk dłoni, przyjemny nie do przesadyzmu delikatny, ale subtelny zdradzał, że kobieta siedząca naprzeciwko, miała w sobie głęboko zakorzenioną pewność siebie, ale i charakter, który przebijał się przez wymalowane pędzlem artysty piękno, momentami zbyt ostre i noszące w sobie ślady nienaturalności, przez co wydawała się odbiegać od pewnych schematów ogólnie pojętego piękna. Oczy i układ kości policzkowych przyciągały wzrok, usta zdawały się, być stworzone do wyważonych i słodkich słów oraz minek, lecz przeczucie, iż te mogłyby, gdyby tylko chciały rozciągnąć się w złowieszczym i wiele znaczącym uśmiechu nie opuszczało umysłu oficera. Zimne piwo chłodziło, a pragnienie niegwałtownie, ale starannie przypominało o sobie. Stąd ucieczki wzrokiem, od jej szczupłej linii ciała.
Holzinger – powtórzył w myślach patrząc, jak jego stary przyjaciel zabawia przy barze po drugiej stronie lokalu trzy młode Austriaczki, uśmiechnął się, pogodnie na ten widok świadom, że życie bywa za krótkie, by pozostawać w matni samotności i nie cieszyć się radością zeń płynącą, nawet jeśli tylko to rozmowa, ot niezobowiązujący flirt, to i tak przyjemność i już nawet nie wybiegając w szersze przewidywania, co do następstw tegoż, każdemu należała się ta chwila relaksu i zapomnienia od trosk i zmartwień. Czasami tylko ludzie bali się lub nie mieli śmiałości, by po nią sięgnąć. Alkohol wówczas często przychodził z pomocą ośmielając i przełamując pierwsze lody.
Wrócił spojrzeniem, ale i nieznacznym skrętem ciała do Gretchen. Uśmiechnął się wymijająco, na zadane pytanie, wiedział, że ją to nie interesuje. Bardziej zapewne odczuła jego brak ożywienia w momencie, gdy przedstawiała się, jak każda młoda gwiazda pragnęła być rozpoznawalna i uwielbiana, czasem nawet czczona. Nie chciał uświadamiać zbyt prędko, jak fatalnie trafiła z wyborem rozmówcy na ten wieczór, bowiem Soelberg sympatią darzył garstkę aktorów, znacznie bliżej mu było do muzyki, i tu potrafił okazać rodzaj podziwu dla kompozytorów i ludzi żyjących muzyką, a wyróżniających się na tle innych. Być może wynikało, to z jego osobistej miłości do instrumentu, jakim były skrzypce i tego, co człowiek może z nich wydobyć.
– To zapewne, jest bardzo dobry film, nie omieszkam go obejrzeć, kiedy wrócę do Midgardu. – Nekromantów, miewał na co dzień, lecz obraz, jaki ci mogli przedstawiać na wielkim ekranie, mógł być… interesujący.
Ruchy i mowa ciała blondynki świadczyły o dumie płynącej z podjętej roli i samozadowolenia z tego tytułu. Nie umniejszał jej talentowi, wprawdzie go nie widział, ale nie skreślał ambicji. Młodość rządziła się swoimi prawami i byłby hipokrytą osądzając ją i drwiąc z jej poczucia spełniania się. Sam przecież był podobny; dumny i pewny swego, ambitny ponad wszystko. – Jakie to uczucie widząc siebie na ekranie w dniu premiery, gdy elegancko ubrana obserwujesz swoją postać? – Autentycznie, był ciekaw. Nachylił się lekko ku niej, chcąc złamać granicę oddzielającą ich od siebie. – Masz w sobie niejasny magnetyzm. To zapewne wina tych wielkich błękitnych oczu. – Błysk w żelaznym spojrzeniu, które tego wieczora pozostawało dziwnie uśpione ożyło nagle, lecz nic nie zapowiadało, aby zimno wyzierające zeń wdarło się pomiędzy nich.
Charyzma: 12+47=59
Atut: Odporny II
Mistrz Gry
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sro 6 Lip - 20:22
The member 'Ivar Soelberg' has done the following action : kości
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Gretchen Holzinger
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sob 23 Lip - 14:59
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Nie potrafiła być sama. Nigdy tak naprawdę nie była. Zawsze miała przy sobie rodziców i młodszych braci, których uważała za swych najbliższych przyjaciół, mimo że łączyły ich wszystkich dość... skomplikowane relacje. W szkole prędko zdobyła wianuszek przyjaciół, zarówno dziewcząt, jak i chłopców; potrafiła być czarująca i rozkoszna, do tego kłamała jak najęta i prędko nauczyła się co mówić, aby wzbudzić w kimś sympatię - lubiła myśleć, że ma do tego wrodzony dar. Ekstrawertyczne usposobienie łaknęło cudzego towarzystwa, to nasilało się z upływem lat; pragnęła wciąż mieć kogoś obok, czuć cudzą obecność. Zabawne było w tym wszystkim to, że jednocześnie bardzo szybko się nimi nudziła. Ludzie w jej życiu pojawiali się i odchodzili, właściwie to ona odtrącała ich, szukając nieustannie nowych wrażeń i doświadczeń. Ekscytowały ją nowe znajomości, starych nie żałowała. Nie tęskniła, choć tęskniono za nią. Niewielu pozwalała pozostać w swoim życiu na dłużej. Nawet bez lisiego ogona z takim podejściem Gretchen Holzinger byłaby dla drugiego człowieka koszmarem, nie szanując cudzych uczuć, bawiąc się nimi w niemal socjopatyczny sposób.
Tego jednak Ivar Soelberg wiedzieć nie mógł. Nie miała tego przecież wypisanego na twarzy - wprost przeciwnie. Oko cieszyły łagodne, dziewczęce rysy upodabniające Gretchen do postaci z obrazu przedstawiającego nimfy i driady, piękne boginki; błękitne tęczówki przywodziły na myśl czyste wody krystalicznych, górskich jezior. Potrafiła sprawiać dobre wrażenie i kłamać jak najęta, udawała wręcz doskonale, była przecież aktorką. Swoje prawdziwe myśli i uczucia chowała głęboko za maską promiennego uśmiechu, zwłaszcza teraz, gdy niczym lisica zwęszyła okazję i wzięła na cel kolejną ofiarę; w głowie nie miała nawet sprecyzowanych planów, działała pod wpływem chwili i kaprysu. Równie dobrze mogła się rozmyślić i odejść bez słowa po upływie dziesięciu minut.
- Oczywiście, że jest bardzo dobry - wyrzekła blondynka z pełnym przekonaniem, jakby to była oczywista oczywistość. Bo ja w nim gram, dopowiedziała w myślach, pociągając drinka ze słomki. - Jaki jest twój ulubiony film? - ciągnęła dalej, brnąc w swój ulubiony temat, w którym mogła błyszczeć i opowiadać o sobie - to lubiła najbardziej. Uśmiechnęła się więc szeroko, gdy zamiast rozwodzić się niepotrzebnie nad swoim przyjacielem, zaczął zadawać słuszne pytania - o nią. - Och, to wspaniałe uczucie, naprawdę, kiedy widzisz efekt końcowy ciężkiej pracy tylu osób... - mówiła niewinnym tonem, machając przy tym lekko ręką; sugerowała, że to ich wspólna praca - reżysera, scenarzysty, producentów, kostiumografów, charakteryzatorów, operatorów, montażystów i dziesiątek innych - jednak największe zasługi przypisywała oczywiście sobie samej. Nie wypadało jednak być tak nieskromnym. Niekiedy musiała udawać, żeby sprawiać dobre wrażenie i nie wyjść na egocentryczkę i narcyza w ciągu pierwszych pięciu minut. - Ojejku, bardzo mi schlebiasz - zaśmiała się jak niewinny głuptasek, który czuje się zaskoczony jego zachowaniem; brakowało jedynie rumieńców na bladych policzkach. Odchyliła się jakby zawstydzona jego bliskością. - Bardzo dziękuję. Nikt mi jeszcze tego nie mówił.
Przynajmniej dzisiaj.
Tego jednak Ivar Soelberg wiedzieć nie mógł. Nie miała tego przecież wypisanego na twarzy - wprost przeciwnie. Oko cieszyły łagodne, dziewczęce rysy upodabniające Gretchen do postaci z obrazu przedstawiającego nimfy i driady, piękne boginki; błękitne tęczówki przywodziły na myśl czyste wody krystalicznych, górskich jezior. Potrafiła sprawiać dobre wrażenie i kłamać jak najęta, udawała wręcz doskonale, była przecież aktorką. Swoje prawdziwe myśli i uczucia chowała głęboko za maską promiennego uśmiechu, zwłaszcza teraz, gdy niczym lisica zwęszyła okazję i wzięła na cel kolejną ofiarę; w głowie nie miała nawet sprecyzowanych planów, działała pod wpływem chwili i kaprysu. Równie dobrze mogła się rozmyślić i odejść bez słowa po upływie dziesięciu minut.
- Oczywiście, że jest bardzo dobry - wyrzekła blondynka z pełnym przekonaniem, jakby to była oczywista oczywistość. Bo ja w nim gram, dopowiedziała w myślach, pociągając drinka ze słomki. - Jaki jest twój ulubiony film? - ciągnęła dalej, brnąc w swój ulubiony temat, w którym mogła błyszczeć i opowiadać o sobie - to lubiła najbardziej. Uśmiechnęła się więc szeroko, gdy zamiast rozwodzić się niepotrzebnie nad swoim przyjacielem, zaczął zadawać słuszne pytania - o nią. - Och, to wspaniałe uczucie, naprawdę, kiedy widzisz efekt końcowy ciężkiej pracy tylu osób... - mówiła niewinnym tonem, machając przy tym lekko ręką; sugerowała, że to ich wspólna praca - reżysera, scenarzysty, producentów, kostiumografów, charakteryzatorów, operatorów, montażystów i dziesiątek innych - jednak największe zasługi przypisywała oczywiście sobie samej. Nie wypadało jednak być tak nieskromnym. Niekiedy musiała udawać, żeby sprawiać dobre wrażenie i nie wyjść na egocentryczkę i narcyza w ciągu pierwszych pięciu minut. - Ojejku, bardzo mi schlebiasz - zaśmiała się jak niewinny głuptasek, który czuje się zaskoczony jego zachowaniem; brakowało jedynie rumieńców na bladych policzkach. Odchyliła się jakby zawstydzona jego bliskością. - Bardzo dziękuję. Nikt mi jeszcze tego nie mówił.
Przynajmniej dzisiaj.
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Ivar Soelberg
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Pią 29 Lip - 20:09
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Lubił i cenił samotność nie przedkładał jej ponad wszystko, lecz bywały chwile, gdy zwyczajnie potrzebował oddechu. Wówczas przychodziły samotne wędrówki po górach, biwaki pod gołym niebem, picie whisky przy w blasku i cieple ogniska. Czuł radość w takich momentach w pewnym sensie odkrywał tajemnice własnego ja. Było to coś z rodzaju medytacji i zrozumienia własnego siebie – harmonii z samym sobą. Przetarte szlaki stanowiły wyznacznik pokonanych przeszkód, każde nowe wyzwanie rodziło ekscytację. Wybierał różne drogi czasem kończyło się, tylko długim marszem przez las, a czasem wspinaczką wysokogórską zawsze wracał z tych wypadów odświeżony, pełen sił i pogody ducha. Chociaż trudno czasami, było po nim poznać dobry nastrój, to tak w istocie wiele dla niego znaczyły te wyjazdy. Bywało, że samotności szukał w murach własnego mieszkania, gdy brata pochłaniała praca lub inne obowiązki, a on pozostawał sam. Z muzyką wydobywającą się z zaklętego gramofonu w tle, z ciepłem złocistych płomieni w kominku i kryształem dobrego alkoholu w dłoni. Nie czuł wówczas braku towarzystwa innych ludzi. Czuł się w takich momentach naprawdę szczęśliwy i odpoczywał. Czasem kot wieczny cień Soelberga przysiadał mu na kolanach lub plątał się nieopodal, ale i on nie zabiegał w takich chwilach o atencję, jakby instynktownie wyczuwając mężczyznę i jego pragnienia.
Znał kilka osobistości ze świata muzyki i kina, niegdyś w bliskim towarzystwie jego brata błyszczała inna aktorka, o równie pociągającej aurze, niczym magnes przyciągający opiłki żelaza, tak skutecznie działała na mężczyzn, była przy tym niezwykle kobieca i subtelna. Zapamiętał ją zapewne przez tę aurę właśnie, a może tylko przez wzgląd na brata, któremu lubił wytykać pewne kwestie z ich relacji? Miał nawet z tego, co sobie przypominał plakat tej kobiety, na złość młodszemu. Teraz pewnie gryzie kurz na strychu. Uśmiechnął się do wspomnień.
Zamyślił się. Rzucone przez złotowłosą pytanie sprawiło, że musiał pomyśleć nad odpowiedzią, gdyż nigdy nie przywiązywał wagi do miana ulubionego filmu, po prostu, było kilka produkcji, jakie chętnie oglądał, ale nie prowadził spersonalizowanego rankingu. Popijając łyk zimnego piwa złapał w locie odpowiedź na zadane pytanie, była ona jednak nieprecyzyjna.
– Lubię filmy śniących. W szczególności stare westerny. – Kwaśny uśmiech, przemknął przez twarz mężczyzny, nie wiedział, co Gretchen na to odpowie, czy w ogólne ceniła kinematografię niemagicznych ludzi. On sam uznał to za odpowiedź, jaka zrodziła się z sentymentu do puszczanych w latach młodości przez dziadka filmów o kowbojach, ich przygodach i pojedynkach.
– Bez gwiazd film nawet ze świetnym scenariuszem, nie miałby prawa zostać hitem. – Podchwycił ton wypowiedzi i postanowił połechtać jej ego, być może nie eksploduje od nadmiaru komplementów?
Cofnął się czuł, że pochylając się w jej kierunku wchodzi na grząskie bagno, ot moczary tonące we wiecznej zasłonie mgieł. Nie sposób odgadnąć czy opary unoszące się nad tym miejscem były zatrutymi wyziewami, czy li tylko wilgocią. Stopniowo wycofał się wyłapując idealną ku temu sposobność. Rzucony pospiesznie komplement odrobinę go ocucił wypił zaledwie trzy piwa, a zwykle po siedmiu zaczyna odczuwać jakiekolwiek skutki działania alkoholu. Kobieta przed nim umiejętnie mamiła i grała swoją rolę.
– Nie wątpię, trudno przeoczyć. – Dodał, uśmiechając się, kącikami ust.
Znał kilka osobistości ze świata muzyki i kina, niegdyś w bliskim towarzystwie jego brata błyszczała inna aktorka, o równie pociągającej aurze, niczym magnes przyciągający opiłki żelaza, tak skutecznie działała na mężczyzn, była przy tym niezwykle kobieca i subtelna. Zapamiętał ją zapewne przez tę aurę właśnie, a może tylko przez wzgląd na brata, któremu lubił wytykać pewne kwestie z ich relacji? Miał nawet z tego, co sobie przypominał plakat tej kobiety, na złość młodszemu. Teraz pewnie gryzie kurz na strychu. Uśmiechnął się do wspomnień.
Zamyślił się. Rzucone przez złotowłosą pytanie sprawiło, że musiał pomyśleć nad odpowiedzią, gdyż nigdy nie przywiązywał wagi do miana ulubionego filmu, po prostu, było kilka produkcji, jakie chętnie oglądał, ale nie prowadził spersonalizowanego rankingu. Popijając łyk zimnego piwa złapał w locie odpowiedź na zadane pytanie, była ona jednak nieprecyzyjna.
– Lubię filmy śniących. W szczególności stare westerny. – Kwaśny uśmiech, przemknął przez twarz mężczyzny, nie wiedział, co Gretchen na to odpowie, czy w ogólne ceniła kinematografię niemagicznych ludzi. On sam uznał to za odpowiedź, jaka zrodziła się z sentymentu do puszczanych w latach młodości przez dziadka filmów o kowbojach, ich przygodach i pojedynkach.
– Bez gwiazd film nawet ze świetnym scenariuszem, nie miałby prawa zostać hitem. – Podchwycił ton wypowiedzi i postanowił połechtać jej ego, być może nie eksploduje od nadmiaru komplementów?
Cofnął się czuł, że pochylając się w jej kierunku wchodzi na grząskie bagno, ot moczary tonące we wiecznej zasłonie mgieł. Nie sposób odgadnąć czy opary unoszące się nad tym miejscem były zatrutymi wyziewami, czy li tylko wilgocią. Stopniowo wycofał się wyłapując idealną ku temu sposobność. Rzucony pospiesznie komplement odrobinę go ocucił wypił zaledwie trzy piwa, a zwykle po siedmiu zaczyna odczuwać jakiekolwiek skutki działania alkoholu. Kobieta przed nim umiejętnie mamiła i grała swoją rolę.
– Nie wątpię, trudno przeoczyć. – Dodał, uśmiechając się, kącikami ust.
Gretchen Holzinger
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Sro 21 Wrz - 15:26
Gretchen HolzingerWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : okolice Salzburga
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : bogaty
Genetyka : huldra
Zawód : aktorka, wschodząca gwiazda, skandalistka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : bażant
Atuty : intrygant (II), artysta: aktorstwo (I), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 5
Dostrzegała różnicę pomiędzy samotnością, a czasem wyłącznie dla siebie. Zawsze miała wokół siebie braci, krewnych i przyjaciół, może raczej znajomych, bo nikogo nie darzyła szczerą i serdeczną przyjaźnią, zawsze wyżej stawiała samą siebie, lecz z nikim nie spędzała przecież czasu na okrągło. Bywały takie dni, gdy i Gretchen potrzebowała ciszy i spokoju, pustej przestrzeni wokół, by się zrelaksować, oczyścić głowę ze zbędnych myśli, zadbać o siebie, bo to sprawiało jej ogromną przyjemność. Długie kąpiele i staranne pielęgnacje ciała należały do częstych rytuałów, które ją wyciszały nie mniej, niż medytacje przy kadzidłach i kolorowych świecach - wyczytała kiedyś, że to pomaga w osiągnięciu równowagi i przyciąga dobrą energię. Właściwie niewiele zrozumiała z tego wywodu o dalekowschodniej filozofii, nie przeszkadzało to jednak w Gretchen w siadaniu pu turecku na dywanie z zamkniętymi oczyma, w absolutnej ciszy. Powinna była wtedy nie myśleć o niczym, ale średnio jej to wychodziło, więc zazwyczaj wspominała najprzyjemniejsze chwile, planowała kolejne rozrywki lub snuła fantazje o wielkiej, międzynarodowej karierze. Otwierała wówczas oczy w o wiele bardziej radosnym nastroju, odprężona, uznawała więc, że medytacja spelnia swoją funkcję. Lubiła takie chwile, potrzebowała ich wręcz niekiedy, tak jak każdy, zdecydowanie jednak bardziej preferowała inne sposoby spędzania czasu. Głównie w towarzystwie, szczególnie jeśli spotkania te okraszone były używkami wszelkiego rodzaju; panna Holzinger uważała, że w życiu wszystkiego trzeba spróbować, dlatego nie wahała się sięgać po nielegalne substancje, od których łatwo można się uzależnić. Zarzekała się, oczywiście, że jej to nie dotyczy.
Tutaj nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w tym towarzystwie, którego nie znała. Popijała jedynie swoje wino z sodą, marząc o czymś zdecydowanie mocniejszym, od którego nie tylko zakręciłoby się w głowie. Dobrze, że nieznajomy podchwycił temat filmów, przyciągając uwagę huldry na dłużej; o tym mogła mówić całymi godzinami, bo właściwie nawet nie rozmawiać.
- Widziałam wiele filmów śniących. Uwielbiam je. Tata często mnie na nie zabierał. Ze starych westernów... Hmmm... - podjęła ochoczo, mrużąc oczy w zastanowieniu, próbując przypomnieć sobie odpowiedni tytuł. Nieszczególnie przepadała za tym gatunkiem, preferowała dramaty i romanse, w ostateczności thrillery, lecz ich nie unikała, przekonana, że o filmach powinna wiedzieć jak najwięcej - bo w każdym gatunku pragnęła sprawdzić się jako aktorka. - Dobry, zły i brzydki, widziałeś? - wykrzyknęła niemal, odnajdując w pamięci ten film, choć fabułę pamiętala jak przez mgłę. Klasnęła przy tym lekko dłońmi, wyraźnie z siebie zadowolona. Ivar jej przytaknął, mile łechtając ego, na co zareagowała kolejnym, promiennym uśmiechem i odgarnęła złociste włosy przez ramię, jakby stała właśnie na czerwonym dywanie. - Cóż, niezaprzeczalnie na aktorach spoczywa największy ciężar i trud - przyznała, jakby nieśmiałym tonem; trudno było Gretchen nawet udawać skromną. Właśnie dlatego powinno się nas wielbić, mówiło syreni spojrzenie błękitnych oczu. Potrzebowała uwagi, kwitła w jej blasku, pragnęła cudzego zachwytu. Zawsze i wszędzie. Tak na czerwonym dywanie, podczas przyjecia, tak i tutaj - w górskim ośrodku, gdzie większość gości pragnęła się skupić na rozrywkach jakie oferowały austriackie stoki jak z obrazka.
- A ty? Czym się zajmujesz?
Tutaj nie mogła sobie na to pozwolić. Nie w tym towarzystwie, którego nie znała. Popijała jedynie swoje wino z sodą, marząc o czymś zdecydowanie mocniejszym, od którego nie tylko zakręciłoby się w głowie. Dobrze, że nieznajomy podchwycił temat filmów, przyciągając uwagę huldry na dłużej; o tym mogła mówić całymi godzinami, bo właściwie nawet nie rozmawiać.
- Widziałam wiele filmów śniących. Uwielbiam je. Tata często mnie na nie zabierał. Ze starych westernów... Hmmm... - podjęła ochoczo, mrużąc oczy w zastanowieniu, próbując przypomnieć sobie odpowiedni tytuł. Nieszczególnie przepadała za tym gatunkiem, preferowała dramaty i romanse, w ostateczności thrillery, lecz ich nie unikała, przekonana, że o filmach powinna wiedzieć jak najwięcej - bo w każdym gatunku pragnęła sprawdzić się jako aktorka. - Dobry, zły i brzydki, widziałeś? - wykrzyknęła niemal, odnajdując w pamięci ten film, choć fabułę pamiętala jak przez mgłę. Klasnęła przy tym lekko dłońmi, wyraźnie z siebie zadowolona. Ivar jej przytaknął, mile łechtając ego, na co zareagowała kolejnym, promiennym uśmiechem i odgarnęła złociste włosy przez ramię, jakby stała właśnie na czerwonym dywanie. - Cóż, niezaprzeczalnie na aktorach spoczywa największy ciężar i trud - przyznała, jakby nieśmiałym tonem; trudno było Gretchen nawet udawać skromną. Właśnie dlatego powinno się nas wielbić, mówiło syreni spojrzenie błękitnych oczu. Potrzebowała uwagi, kwitła w jej blasku, pragnęła cudzego zachwytu. Zawsze i wszędzie. Tak na czerwonym dywanie, podczas przyjecia, tak i tutaj - w górskim ośrodku, gdzie większość gości pragnęła się skupić na rozrywkach jakie oferowały austriackie stoki jak z obrazka.
- A ty? Czym się zajmujesz?
Gdziekolwiek jesteś
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
- bądź przy mnie
Cokolwiek czujesz
- czuj do mnie
Jakkolwiek nie spojrzysz
- patrz na mnie
Czymkolwiek jest miłość
- kochaj się we mnie
Ivar Soelberg
Re: Sami swoi (G. Holzinger & I. Soelberg, luty 2000) Czw 22 Wrz - 12:01
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Na wyłapane w locie spojrzenie barmana pytające o dolewkę pokiwał przecząco głową prosząc jednocześnie gestem, o rachunek, bez cienia jakiejkolwiek emocji uiścił opłatę zasłuchany w melodyjny, acz momentami brzmiący zbyt obco, zbyt twardo dźwięk głosu kobiety, jakby podskórnie przywykła do wydawania poleceń, co budziło kontrast z jej młodą i sympatyczną z pozoru osobą, jednak ostre rysy twarzy i błysk w oczach mogły zapewniać o nieprzejednanej woli i temperamencie. Spotykał takie kobiety na swej drodze i wiedział doskonale, czego się może po nich spodziewać, nie generalizując, brońcie bogowie, ot jedynie zbroił się w czujność, by nie wpaść w sidła, chociaż powątpiewał, by tą skusiło ich zakładanie. W lokalu na pierwszy rzut oka było kilku samotnych mężczyzn, być może bardziej podatnych na urodę aktorki.
Puszczając w przyszłości film zapewne będzie pamiętał, by spojrzeć na obsadę w nim występującą, być może dzięki temu następnym razem, będzie wyczulony na nazwiska pozornie znanych ludzi. Wątpił jednak by obrazek młodej aktorki, chciał obserwować na wielkim ekranie z własnej woli sposób prezencji i charakter dawał wiele do myślenia. Osobliwy urok być może kruszył lody fanów w nią zapatrzonych niekwestionujących głosu rozsądku pobrzmiewającego w ich umysłach odurzonych jej słodką wolą. Nigdy nie należał do osób ulegający, tego typu rozgrywaniu flirtu, być może przez to lekkie oszołomienie zaczął podważać, każdą swą decyzję kierowaną w stronę Gretchen. Podporządkowanie się, nie leżało w jego naturze nie na tym etapie znajomości, był zbyt dumny, aby to zrobić. Iskierki podejrzliwości czaiły się w szarych tęczówkach, a uśmiech, ot z lekka drwiący cień, przemykał przez twarz oficera za każdym razem, gdy zimne słowa pozbawione wewnętrznego ciepła opuszczały laleczkowatą twarzyczkę.
– To klasyk – kwituje jej słowa i stwierdza. – Do tego jeden z lepszych – dodaje po chwili do rzuconej wypowiedzi, obserwując zachowanie towarzyszki. Jej entuzjazm, kiedy odnalazła w pamięci pasujący tytuł filmu, mógł zwieść, sprawić, że nić sympatii przyciągnie i otworzy drzwi do pewnego uzależnienia. Nie dopuszczał do siebie takiego scenariusza, aczkolwiek w przyszłości, jeśli pozostanie w formie, niewątpliwie z większą łatwością będzie mamiła i łamała serca wielu przedstawicielom płci przeciwnej. Drzemiący w blondynce potencjał, był widoczny gołym okiem warta wykorzystania w celach zawodowych, momentalnie podpowiada rozsądek, ale i ostrzega przed jej niedoświadczeniem. Bywała w wielu miejscach, drzwi wielu salonów otwierały się przed nią zapraszająco, a ten obraz informatora nosił w sobie nutę czegoś odświeżającego. Jej dalsze słowa tonęły w tonie samozachwytu, jaki obserwował z sympatią.
– Obecnie jestem bezrobotnym – gładko skłamał pozostając w cieniu aktorki, nie chciał wychylać się przed szereg, a i tak po dwóch dniach, jak nie szybciej nazwisko oraz imię, a nawet twarz ulotnią się z jej główki torpedowanej nowymi informacjami, mógł być spokojny o to. – Było uroczo, lecz będę się już zbierał. Miłej nocy panno Holzinger – wstając, poczynił na rzecz kobiety ostatni wyraz grzeczności uśmiechając się niezwykle promiennie, jak na siebie.
Ivar i Gretchen z tematu
Puszczając w przyszłości film zapewne będzie pamiętał, by spojrzeć na obsadę w nim występującą, być może dzięki temu następnym razem, będzie wyczulony na nazwiska pozornie znanych ludzi. Wątpił jednak by obrazek młodej aktorki, chciał obserwować na wielkim ekranie z własnej woli sposób prezencji i charakter dawał wiele do myślenia. Osobliwy urok być może kruszył lody fanów w nią zapatrzonych niekwestionujących głosu rozsądku pobrzmiewającego w ich umysłach odurzonych jej słodką wolą. Nigdy nie należał do osób ulegający, tego typu rozgrywaniu flirtu, być może przez to lekkie oszołomienie zaczął podważać, każdą swą decyzję kierowaną w stronę Gretchen. Podporządkowanie się, nie leżało w jego naturze nie na tym etapie znajomości, był zbyt dumny, aby to zrobić. Iskierki podejrzliwości czaiły się w szarych tęczówkach, a uśmiech, ot z lekka drwiący cień, przemykał przez twarz oficera za każdym razem, gdy zimne słowa pozbawione wewnętrznego ciepła opuszczały laleczkowatą twarzyczkę.
– To klasyk – kwituje jej słowa i stwierdza. – Do tego jeden z lepszych – dodaje po chwili do rzuconej wypowiedzi, obserwując zachowanie towarzyszki. Jej entuzjazm, kiedy odnalazła w pamięci pasujący tytuł filmu, mógł zwieść, sprawić, że nić sympatii przyciągnie i otworzy drzwi do pewnego uzależnienia. Nie dopuszczał do siebie takiego scenariusza, aczkolwiek w przyszłości, jeśli pozostanie w formie, niewątpliwie z większą łatwością będzie mamiła i łamała serca wielu przedstawicielom płci przeciwnej. Drzemiący w blondynce potencjał, był widoczny gołym okiem warta wykorzystania w celach zawodowych, momentalnie podpowiada rozsądek, ale i ostrzega przed jej niedoświadczeniem. Bywała w wielu miejscach, drzwi wielu salonów otwierały się przed nią zapraszająco, a ten obraz informatora nosił w sobie nutę czegoś odświeżającego. Jej dalsze słowa tonęły w tonie samozachwytu, jaki obserwował z sympatią.
– Obecnie jestem bezrobotnym – gładko skłamał pozostając w cieniu aktorki, nie chciał wychylać się przed szereg, a i tak po dwóch dniach, jak nie szybciej nazwisko oraz imię, a nawet twarz ulotnią się z jej główki torpedowanej nowymi informacjami, mógł być spokojny o to. – Było uroczo, lecz będę się już zbierał. Miłej nocy panno Holzinger – wstając, poczynił na rzecz kobiety ostatni wyraz grzeczności uśmiechając się niezwykle promiennie, jak na siebie.
Ivar i Gretchen z tematu