Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Zaplecze

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Zaplecze
    Oprócz głównej części sklepu na pierwszym piętrze można także znaleźć gabinet, w którym Björn najczęściej zajmuje się całą papierologią, a także zaplecze bezpośrednio połączone z pracownią. To właśnie tutaj, za zasuwanymi drzwiami ze złotym obramowaniem, młody Guildenstern spędza najwięcej czasu. Regularnie dogląda bulgoczących kociołków, suszy zioła, które zwykle zwisają z wysokiego sufitu i dniami i nocami pracuje nad nowymi receptami. Na zapleczu mieści się również specjalna szafa wykonana z dębu zamykana na klucz, gdzie mieszczą się dodatkowe porcje eliksirów na sprzedaż. Całe pomieszczenie, podobnie jak sklep, także utrzymane jest w kolorze butelkowej zieleni.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    2 V 2001 r.

    Nie sądziła, że będzie musiała do niego wrócić tak szybko. Po spotkaniu w motylarni szczerze wierzyła, że będzie dobrze. Banał? Być może, ale Blanca naprawdę tego potrzebowała. Od kromlecha nic nie szło tak, jak powinno... Zresztą, wcześniej przecież też nie. Vargas liczyła, że może Meksyk - jej rodzinne Zacatecas - będzie lekiem, którego potrzebowała. Że ciepłe, meksykańskie słońce, słodkie wypieki babci Guadalupe, towarzystwo Ignacio i Mi i wspólne wyjścia z dawnymi znajomymi - że to wszystko załatwi. Bo mogło, prawda? Miała podstawy wierzyć, że tak właśnie będzie.
    Nie było.
    To znaczy, rzeczywiście odpoczęła. Ostatecznie była na wakacjach z Esem, w swoim najlepszym miejscu na świecie; jej ulubiony kuzyn się żenił, Mateo był dokładnie tym złotym dzieckiem, które pamiętała, a babcia zapewniła dokładnie taką porcję rodzinnego ciepła, jakiego Blanca potrzebowała.
    Poza tym była jednak jeszcze Yami, własny ocelot Blanki i ostatnie popołudnie w meksykańskim barze.
    W efekcie o ponownych odwiedzinach Björna myślała zaraz po powrocie i to, że nie pojawiła się u niego niemal prosto po zejściu z pokładu magicznego sterowca zawdzięczała co najwyżej zmęczeniu i wątpliwościom, na poradzenie sobie z którymi potrzebowała kolejnych kilku dni.
    Teraz, stojąc na progu pracowni, odetchnęła głęboko. Nie była pewna, jakich argumentów użyje, jeśli Guildenstern jej odmówi. Miał przecież do tego prawo. Prosiła go o silniejsze prochy mniej niż miesiąc temu, teraz chciała kolejnych. Mógł… Mógł chcieć z nią rozmawiać. Pytać. Szukać jakichś wyjaśnień. Nie była pewna, czy będzie to robił, ale mógł.
    A ona nie wiedziała, czy będzie potrafiła rozmawiać. Sama sobie nie potrafiła wielu rzeczy wytłumaczyć, jak więc miała wyjaśniać cały ten bałagan komuś innemu?
    Zanim zdążyła się rozmyślić, z bezgłośnym westchnieniem weszła do środka - i zmarszczyła brwi lekko. Pracownia z pewnością była otwarta - przyszła późno, tuż przed zmierzchem, ale wciąż jeszcze w godzinach otwarcia lokalu - a jednak pomieszczenie było puste. Blanca przygryzła lekko wargę i, po chwili wahania, ruszyła na zaplecze.
    Miała nieznośną tendencję nie czekać na zaproszenie, by zajrzeć tam, gdzie niekoniecznie powinna.
    - Hej, Björn? Mogę? - spytała teraz, ostrożnie odsuwając drzwi i wtykając głowę do środka.
    Zapach przeróżnych ziół i wywarów uderzył ją w nozdrza, drażniąc lekko. Zmarszczyła nos lekko. To nie był zły zapach, po prostu nie była przyzwyczajona.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    W obliczu niespokojnych wydarzeń czas płynął dla Björna nieuchronnie, nie pozwalając mu nawet na chwilę wytchnienia. Zdawał sobie sprawę z tego, że dla własnego komfortu musiał tymczasowo wycofać się ze swojej działalności wywrotowej. Dotychczasowa współpraca z Magisterium, podobnie jak z nieżyjącym już profesorem magii rytualnej, przebiegała gładko, lecz coraz bardziej przerażał go myśl, że Krucza Straż mogłaby niby to przypadkiem natknąć się na trop młodego Guildensterna. Gwałtowne zmiany, na które nikt — a już na pewno nie midgardzcy ślepcy — do końca nie był przygotowany, sprawiły, że niemal każdy, kto był zaślepiony magią zakazaną, nie mógł czuć się już bezpieczny. Choć przyłapany przez Kruczą Straż na gorącym uczynku Lauge Nørgaard popełnił w ostatniej chwili samobójstwo, związany był bowiem rytuałem przysięgi, by nie wyjawić prawdy o Magisterium, to Björn nie miał pewności, czy nie udało im się przypadkiem czegoś więcej dowiedzieć o innych kolaborantach. W odpowiedzi na to zagrożenie ograniczył na tyle, ile było to możliwe, swoje pobyty w okolicach Ymira Starszego i Przesmyku Lokiego; zabezpieczył dodatkowo eliksiry, których oficjalnie nie powinien był sprzedawać, mimo że popyt na nie rósł z każdym dniem, jakby wszyscy chcieli się przygotować na najgorsze.
    Pomimo delikatnego niepokoju, który w ostatnim czasie zawładnął jego umysłem, Björn starał się utrzymywać stały rytm pracy, dzieląc go między pracownią a Instytutem Kenaz, gdzie przez kilka godzin w tygodniu prowadził ostatnie wykłady ze studentami w tym semestrze jako doktorant. Choć nie mógł się odpędzić od obowiązków związanych z nowymi zleceniami, jego aktualnym priorytetem było ukończenie pracy naukowej przed nadejściem czerwca, by najpóźniej w lipcu móc obronić doktorat z ekwilibrystyki alchemicznej. W momencie, w którym Guildenstern nanosił ostatnie poprawki do swojej pracy przy biurku na zapleczu, charakterystyczny dźwięk dzwonka oznajmiający pojawienie się nowego klienta przerwał mu zadumę, a zaraz potem do jego uszu dobiegł znajomy głos Blanki. Choć bezwiednie uśmiechnął się pod nosem, nadal nie potrafił całkowicie oswoić się z jej obecnością; nie była bowiem — przynajmniej w jego rozumieniu — integralną częścią Midgardu, lecz rozdziału, który dla Björna pozostawał zamknięty. Mężczyzna odłożył od razu notatki w bezpieczne miejsce, w międzyczasie zaglądając do bulgoczącego kociołka, po czym gestem zaprosił Vargas do środka.
    Blanca — wypowiedział imię swojej znajomej z lekkim zaskoczeniem w głosie, co z pewnością nie mogło umknąć jej uwadze. Ostatnim razem widzieli się w motylarni, gdy Björn przyniósł jej to, o co go prosiła. — Śmiało. Co ty tutaj robisz? Wszystko w porządku? — upewnił się na wszelki wypadek Guildenstern. Przyszła późno, tuż przed zmierzchem, mieszcząc się jeszcze w granicach codziennego otwarcia pracowni, choć Björn nierzadko przesiadywał w niej po godzinach. — Siadaj. Napijesz się  może czegoś ciepłego? — zapytał, wskazując na przygotowaną na biurku parzenicę ziołową, która zawsze go uspokajała.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Zaskoczenie w głosie Björna było zrozumiałe, wciąż jednak wciskało się pod skórę Blanki niczym mała drzazga. Zignorowała to, cały ten dyskomfort, zestaw własnych obaw. Skoro już przyszła, skoro nie wyszła zanim Guildenstern zarejestrował jej obecność, to naprawdę niewiele więcej mogła teraz zrobić. Nie mówić, to wciąż mogła. Ale czy naprawdę chciała?
    Wszystko w porządku?
    Zawahała się. Tak, chciała odpowiedzieć w odruchu niemal bezwarunkowym. Dla niej przecież zawsze była w porządku. Była iskierką, słoneczkiem. Wszystko było dobrze, zawsze.
    Tylko, że wcale nie.
    - Nie do końca – przyznała więc teraz z ociąganiem, z zakłopotaniem trąc lekko czoło.
    Westchnęła cicho i weszla do środka, z sapnięciem opadając na wskazany przez  Björna fotel.
    - Chętnie. – Z wdzięcznością przyjęła kubek parzenicy i odetchnęła powoli.
    Jeszcze przez dobrą chwilę nic nie mówiła. Zamiast tego rozglądała się po gabinecie, grzała dłonie od kubka, wąchała z przyjemnością ziołowy napar, w zapachach wypełniających pracownię próbowała rozpoznać poszczególne rośliny i eliksiry. W tym ostatnim nie była jednak dobra, alchemia czy zielarstwo nigdy nie były jej specjalnie bliskie.
    Zerknęła na bulgoczący kociołek, stertę papierów na biurku Björna. W zamyśleniu potarła udo, wyczuwalną przez jeansy bliznę po kromlechu.
    Zwlekała, jak zawsze.
    - Co to? Ładnie wygląda – spytała, ruchem głowy wskazując jedno z ziół suszących się na haczykach pod ścianą. Drobne kwiatki, nieduże liście, charakterystyczny zapach.
    Grała na czas i niespecjalnie potrafiła się z tym kryć. Może zresztą wcale nie próbowała.
    Wreszcie westchnęła ciężko, skrzywiła się przelotnie, rozgoryczona własną niezdolnością do stawienia czoła swoim lękom.
    - Co jeszcze możesz mi zaproponować? – wypaliła znienacka, pytanie zupełnie wyrwane z kontekstu. Kontynuacja rozmowy, którą ostatnio toczyli w motylarni.
    Uciekła wzrokiem, przez chwilę obracając tylko kubek w dłoniach. Gdy znów spojrzała na Björna, wcale nie była mniej zdenerwowana – ale bardziej zdeterminowana. Słowa zaczęły przychodzić łatwiej.
    - Ja... Chyba jestem ci winna jakieś wyjaśnienia – zaczęła od początku, starannie formuując kolejne zdania. – Kromlech. Es. Szpital. O tym mówiłam w motylarni, ale to nie jest... To jest bardziej skomplikowane. Trudniejsze. Dużo brzydsze niż bym chciała. – Jakkolwiek by się nie starała, nie potrafiła mówić jasno, nie całkiem. Dobierała słowa, tworzyła zdania – i wiedziała, że żadne z nich będzie zupełnie przejrzyste, w pełni zrozumiałe. Nie potrafiła jednak inaczej. Nie była w tym dobra – w rozmawianiu.
    - I ja – brnęła jednak dalej, bo wiedziała, że jeśli przestanie, zacznie się zastanawiać. Weźmie pod uwagę, że Björn wcale nie chce tych jej wywodów słuchać, że jej problemy nie interesują specjalnie nikoga poza nią samą, że jej lęki – cóż, że powinna poradzić sobie z nimi jak dorosła, którą przecież była. Zaczęłaby myśleć i wyszłaby stąd z niczym.
    A tego bardzo nie mogła zrobić. Nie mogła wyjść z pustymi rękami.
    - Ja też jestem dużo trudniejsza i brzydsza – zaśmiała się krótko, niespecjalnie rozbawiona, pukając się w palcem w głowę, źródło tej całej brzydoty.
    Upiła ostrożny łyk parzenicy, gryzła przez chwilę wnętrze policzka.
    - Boję się, Björn – wyrzuciła wreszcie, najprościej – najkrócej – jak mogła. – Ciągle. Bez przerwy. I złoszczę się, czasem zasadnie, w większości przypadków zupełnie bez powodu. Bez prawdziwego powodu. Nie mogę spać, bo ciągle... – parsknęła cicho. – Po prostu – nie mogę spać.
    Potarła kark nerwowo, za wszelką cenę starając się nie myśleć, że wygląda teraz jak wzorcowy przykład uzależnienia.
    - Potrzebuję czegoś mocniejszego – wyrzuciła wreszcie. – Czegoś więcej niż Pochłaniacz i to... Cokolwiek to było, co dałeś mi w motylarni. – Uśmiechnęła się przelotnie uśmiechem nie sięgającym jej oczu. I w motylarni, i teraz, wzięłaby od Guildensterna wszystko, biorąc na wiarę zapewnienia, że dane zioła – czy mieszanka ziół – jej pomogą. Rozsądnie czy nie, ufała mu.
    - Czegoś, co zaknebluje te cholerne... – sapnęła i nie dokończyła, zamiast tego znów bliżej niesprecyzowanym gestem wskazując własną głowę.
    Głowę, w której od dawna już miała zdecydowanie za dużo.
    Przyglądała się Björnowi przez chwilę, wreszcie odetchnęła cicho.
    - Przepraszam – rzuciła po prostu, w jednym słowie mieszcząc całe poczucie winy, że zawraca mu głowę, zrzuca na jego barki swoje problemy, oczekuje cudownego rozwiązania. – Po prostu nie znam tu nikogo innego. – Niedopowiedzenie, znała przecież jeszcze parę osób, paru tutejszych. Nikogo jednak, kto mógłby pomóc jej w tej konkretnej sprawie.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Było w niej coś dziwnego od samego początku, gdy niespodziewanie zjawiła się w jego pracowni. Zamiast uśmiechniętej i zadowolonej z życia Blanki, miał przed sobą kobietę, której oblicze malowały emocje wymieszane z zakłopotaniem. Poprzednie spotkanie w motylarni przemknęło spokojnie — nadrobili zaległości, a potem młody Guildenstern przekazał jej to, co przyszła znaleźć. Teraz jednak wyczuł, że coś było nie tak, że Blanca nie przyszła tu tylko po to, by porozmawiać. To nie była zwykła wizyta — gdyby miała zamiar spotkać się z nim w celach towarzyskich, najpewniej napisałaby do niego krótki list, by umówić się w innym, bardziej neutralnym miejscu. Po dłuższym zastanowieniu Björn postanowił pozostać cicho, obserwując, jak Blanca prowadzi rozmowę. Z każdą chwilą zdawał sobie sprawę, że kobieta stawała się coraz bardziej zakłopotana zaistniałą sytuację. Postanowił jednak pod żadnym pozorem nie przerywać, pozwolić jej samej wybrać temat i tempo spotkania; jedynie podał Vargas filiżankę ziołowej parzenicy w celu złagodzenia napięcia, która w trudniejszych, bardziej nerwowych chwilach pomagała mu się uspokoić. Jednak nawet to zdawało się nie wystarczyć, by rozładować napiętą atmosferę, dlatego też postanowił wreszcie się odezwać, próbując dowiedzieć się, co tak naprawdę zajmowało myśli Blanki i jaki był cel jej niezapowiedzianej wizyty. Bo Vargas nie przyszła tu bez powodu.
    Właśnie wyglądasz, jakby coś było nie tak — zaczął niepewnie Björn, starając się jak najdokładniej postawić trafną, choć jednocześnie ostrożną diagnozę. Od pewnego czasu miał świadomość istnienia problemów, z jakimi Vargas musiała się mierzyć, ale nie mógł być pewien, czy to właśnie one były bezpośrednią przyczyną jej obecnego stanu. Dotychczasowe obserwacje i przemyślenia zlewały się w jego umyśle, wprowadzając go w jeszcze większy dyskomfort. — To tylko lament niksy. Wygląda niepozornie, ale to bardzo groźna roślina, która w niektórych przypadkach może nawet doprowadzić do śmierci, jeśli nie jest odpowiednio ususzona — wytłumaczył pokrótce Blance, choć odczuwał, że rozmowa na ten temat była jedynie kolejną formą odwrócenia uwagi od prawdziwego powodu jej wizyty. — Pamiętam. — Kiwnął głową na potwierdzenie Björn, chcąc jednocześnie zachować stoicki spokój i zainteresowanie. — Dlaczego to jest teraz bardziej skomplikowane...? Możesz mi to wyjaśnić, Blanca? — Nie mieli jeszcze okazji zgłębić tajemnic swoich wszystkich życiowych opowieści. Zaledwie niedawno, bo w lutym, Blanca odkryła częściowo prawdę o pochodzeniu Björna i o tym, kim tak naprawdę był. Teraz jednak pozostawało główne pytanie: kim zatem była Blanca Vargas, jeśli nie tą dziewczyną, którą Björn poznał podczas swoich podróży?
    Każdy z nas ma swoje tajemnice. — Björn wiedział o tym najlepiej — na swoich barkach nosił sekrety, o których nie mógł nikomu powiedzieć. — Ale... Ale nie pomogę ci, dopóki nie dowiem się, o co tutaj chodzi — postawił warunek, nie spuszczając z niej ani na moment wzroku. — To, o co mnie teraz prosisz, jest bardzo niebezpieczne. Łatwo się od tego uzależnić. — Nie odmawiał jej wsparcia, lecz nie mógł jednocześnie zostawić Vargas z tym samej. To była szansa, by nie tylko pomóc Blance, ale także ochronić ją przed potencjalnymi zagrożeniami, które mogły wiązać się z jej niecodzienną prośbą. — Możesz mi zaufać — zachęcił ją spokojnym głosem do zwierzeń, jednocześnie zdając sobie sprawę z jej beznadziejnego położenia. Blanca, nie licząc swoich towarzyszy, z którymi przybyła do Midgardu, nie znała tu prawie nikogo. A przynajmniej tak mu się wydawało, że była tu osamotniona.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Była naiwna sądząc, że nie spyta. Wydawałoby się, że zna już Björna na tyle, by wiedzieć, że mężczyzna nie zignoruje jej, nie da jej po prostu tego, o co prosiła, że okaże troskę, której – akurat w tym momencie – wcale nie oczekiwała. Może nie spędzali ze sobą dużo czasu, może ich relacja była bardziej z doskoku, ale, cholera, przecież coś o nim wiedziała, coś zdążyła już zauważyć.
    Na przykład to, że nierzadko był lepszym człowiekiem niż prawdopodobnie sądził.
    Możesz mi to wyjaśnić?
    Przez moment popijała tylko kolejne łyki parzenicy, niespecjalnie przejmując się tym, że gorący napar prawdopodobnie sparzy jej język. Stwierdzenie, że traktowała te gorąco jako swego rodzaju karę – za upór, za naiwność, za bardzo wiele rzeczy, które ostatnio wychodziły na pierwszy plan za każdym razem, gdy myślała o sobie, o tym, jaka była jako człowiek – nie byłoby przesadą.
    Kromlech. Es. Szpital.
    Pierwsze krótkie stwierdzenia, które teraz powinna rozbudować. Jak? A może powinna dodać jeszcze więcej, sięgnąć we wcześniejsze lata? Nie była pewna. Potarła czoło, skrępowana.
    Nie pomogę ci, dopóki nie dowiem się, o co tutaj chodzi.
    Bardzo starała się, by nie pokazać po sobie rozczarowania – rozczarowania, do którego tak naprawdę niespecjalnie miała prawo. To ona przychodziło tu po prośbie – głupiej prośbie – a Björn był z nich dwojga tym rozsądniejszym, przynajmniej w tej chwili. Nie mogła się za to obrażać.
    Założyła nogę na nogę, machała przez chwilę stopą w powietrzu, zastanawiając się, od czego zacząć.
    - Gromadzę problemy jak Pokémony – zaczęła, zaraz potem uzmysławiając sobie, że Guildenstern raczej nie wiedział, co miało oznaczać to porównanie. – Pokémony to takie... A, mniejsza z tym, nieważne. Gromadzę problemy jak talie kart tarota. Jak porcelanowe słoniki, stroiki z suchych kwiatów, albo nie wiem, makramy – poprawiła się.
    - Kromlech – rzuciła, zdecydowana zacząć właśnie od tego. Niekoniecznie zgodnie z chronologią, ale paradoksalnie ten temat był dla niej najłatwiejszy. Najłatwiejszy, by opowiedzieć – najtrudniejszy, by naprawdę go przepracować. – Mieliśmy tam znaleźć mapę. Może artefakt. Cokolwiek, co popchnęłoby nasz projekt do przodu. Ja... Byłam odpowiedzialna za przygotowanie. Upewnienie się, co może na nas tam czekać – zaśmiała się bez cienia rozbawienia. – Przygotowałam nas tak, że wylądowaliśmy w szpitalu i naprawdę niewiele brakowało, by Es stamtąd nie wyszedł. Ja? Mój ból to naprawdę mały problem w porównaniu do tego, że mogłam pośrednio zabić typa, którego... – zacięła się, tyleż samo zdławiona wyolbrzymionym poczuciem winy, co koniecznością nazwania uczuć, których od czasu rozwodu przecież bardzo skutecznie unikała.
    Nie sądziła, by w tym przypadku parzenica ze wszystkim sobie poradziła.
    - To wraca do mnie w koszmarach, wiesz? Ten kromlech. Smród tamtejszych korytarzy, poderżnięte gardło jednej z hien... – zaśmiała się cicho, trochę histerycznie. – Ja nie walczę. Znam zaklęcia, umiem ich używać, ale nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Wiem, że to inna sytuacja. Że te zwierzęta, one... – Pokręciła głową. – Zostalibyśmy tam, gdybyśmy się nie bronili. I że to tylko zwierzę, nie drugi człowiek. Ale ja nigdy nikogo nie zabiłam, ani w taki sposób, ani w żaden inny.
    Przelotna myśl, że na te konkretne emocje znalazłoby się pewnie stosowne określenie kliniczne, pojawiła się nagle, wbijając się pod skórę Blanki niczym wsuwana coraz dalej igła.
    Milczała potem chwilę, obracając ponure wspomnienia w głowie jak szczególnie interesujący artefakt.
    - Es – przeskoczyła nagle, tak, jak robiła zazwyczaj, gdy przechodziło jej mówić o własnych uczuciach. Nie potrafiła tego. Nie potrafiła prowadzić takich rozmów.
    - Kocham go – rzuciła krótko, nim zdążyła się zastanowić – nim zdążyła się powstrzymać. – I cholernie się tego boję – zaśmiała się gorzko. – Byłam kiedyś zamężna, Jo był świetnym facetem, ale ja... Ja byłam dzieciakiem. Nie potrafiłam o niego – o nas – zadbać. I chyba potrzebowałam zupełnie czegoś innego niż on. – Postukała nerwowo palcami w delikatną porcelanę filiżanki. – I boję się, że teraz jest dokładnie tak samo. Że z jednej strony jest dobrze – ale z drugiej wciąż potrzebuję czegoś innego. Że wszystko się powtórzy. Przez chwilę będzie się układało, a potem go skrzywdzę. Esa. Tylko, że tym razem to on mnie zostawi, a ja sobie z tym nie poradzę, bo nie...
    Jak miała ubrać w słowa, że dawno już nie czuła niczego takiego, jak w stosunku do Barrosa?
    - Projekt – przeskoczyła znowu zamiast tego, uciekając przed tym, czego nie potrafiła wyjaśnić. – Wiele lat poświęciłam astronomii i wiele kolejnych planuję poświęcić. Chcę się kształcić, odkrywać, chcę… Bardzo wiele rzeczy – parsknęła cicho. – A wszystko to może trafić szlag, bo nie jesteśmy w stanie przedstawić wyników, które usatysfakcjonowałyby komisję odpowiedzialną za granty. Mogą nam ukrócić finansowanie, Björn. Być może będziemy zmuszeni wrócić do Brazylii za miesiąc, może za dwa.
    Umilkła na chwilę.
    - Ten projekt jest wszystkim, co mam – w kontekście pracy, kariery naukowej – dodała ciszej. Nie była wcale pewna, czy ktokolwiek zdawał sobie sprawę, jak wiele te konkretne badania znaczą dla Blanki. Nie sądziła, by Es w pełni to rozumiał i, tak naprawdę, chyba nawet Yami nie miała pojęcia o skali przywiązania Vargas do projektu.
    A prawda była taka, że fiasko tych badań byłoby dla Blanki cholerną katastrofą. Nie dlatego, że wypadłaby ze świata nauki – tak by się nie stało, wciąż była przecież świetną astronomką, wciąż miałaby inne projekty, którymi mogłaby się zająć; wciąż miałaby tę specjalizację, którą tak bardzo chciała zrobić. Tylko że to wszystko było niczym w porównaniu z oczekiwaniami, jakie Meksykanka miała wobec bieżących badań. Projekt Yami łączył wszystko, co było dla niej ważne, spajał wszystkie jej zainteresowania w jedno i – o dziwo – naprawdę obiecywał złote góry. Dawał szansę na realne odkrycia, które znacznie podbiłyby karierę Blanki – i które, przede wszystkim, spełniłyby jej własne marzenia.
    Myśl, że może to wszystko stracić, była przerażająca tym bardziej, że pod wszystko krył się nie tylko projekt, ale też Es, całe to życie, które bardzo powoli zaczęła tu budować.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Nie mógł nie spytać i nie zainteresować się losem Blanki. Jeśli miał jej w jakikolwiek pomóc, chciał znać historię, która się za tym wszystkim kryła. Björn doskonale wiedział, jak to jest nosić w sobie tajemnicę i nie móc jej nikomu wyjawić. Brakowało mu w jego otoczeniu kogoś, komu mógł o tym powiedzieć; wielokrotnie chciał zrzucić ten ciężar, który od wielu miesięcy w sobie nosił, lecz wiedział, że bezpieczniej będzie to zachować dla siebie. Pojawiały się jednak plotki w środowisku ślepców, których obecności nie dało się zignorować, dlatego też w ostatnim czasie postanowił się nie wychylać i nie angażować w sprawy Magisterium. Dla własnego bezpieczeństwa. Nie wiedział jednak, co powie mu Blanca; nie spodziewał się, by była to sprawa podobnej wagi — z tego, co mu było wiadomo, choć pozory mogły mylić, Vargas trzymała się z daleka od magii zakazanej. Dla młodego Guildensterna było już za późno — nie dało się cofnąć tego, co się wydarzyło, przemiana była bowiem procesem nieodwracalnym. Za każdym razem, gdy rzucał zaklęcia, żyły pokrywały się czernią, a oczy — bielmem, co ukrywał za wszelką ceną przed całym światem. Nosił nie tylko czarne golfy i długie płaszcze, które miały mu pomóc w ukrywaniu zmian przy każdorazowym korzystaniu z magii, ale miał i naszyjnik z krakenem, który gwarantował mu możliwość relatywnie swobodnego funkcjonowania w społeczeństwie, tworząc iluzję i zakrywając zmiany. Przynajmniej do czasu.
    Co…? — zapytał ze zdziwieniem Björn, gdy nie zrozumiał porównania użytego przez Blancę. Mógł się jednak domyślić, że miało ono związek ze światem śniących, który był mu stosunkowo obcy. Björn wiedział tylko tyle, co było trzeba, nigdy nie zgłębiając się zbytnio w ich kulturę, choć wiedział, że galdrowie mieli z nimi więcej wspólnego, niż chcieliby na głos przyznać. Kiedy jednak wyklarowała swoją wypowiedź, przytaknął jej jedynie głową na znak, że słucha. — Blanca… Ja… Ja rozumiem, że to nie jest takie łatwe. Sam… Sam skrzywdziłem kogoś, kogo nie powinienem, ale czasami tak jest, że w niektórych sytuacjach trzeba się bronić. Samoobrona nie jest niczym złym — kontynuował Guuildenstern, mimo iż podejrzewał, że prawdopodobnie otrzymał część historii ze strony Blanki. Nie miał jednak wątpliwości, że odbiła się ona na jej psychice. — Zwierzęta, podobnie jak ludzie, potrafią być nieprzewidywalne. Najważniejsze, że udało wam się stamtąd wyjść, ale co wam przyszło do głowy, by ryzykować swoim życiem bez kogoś, kto nie zna tutejszych okolic? — wypalił nagle Björn, szczerze zdziwiony postępowaniem Vargas i Barrosa. Kolejna informacja związana z ich romansem wywołała jeszcze większe zdziwienie na jego twarzy.
    Tego się nie spodziewałem, ale… — Björn wiedział, że trudno jest radzić innym w kwestiach uczuć, szczególnie gdy sam miał ograniczone doświadczenia w tych sprawach. Jednak chciał Blance przekazać wsparcie, nawet jeśli sam nie był pewny, czy jego słowa będą miały znaczenie. — Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz. To, co było kiedyś, to przeszłość. Jestem przekonany, że teraz jesteś innym człowiekiem. — Być może to, co powiedział, było zbyt ogólne, ale wierzył, że odnajdzie w nich choć odrobinę pocieszenia. — A co do projektu... — zaczął się zastanawiać na głos, czy byłby w stanie jej w jakikolwiek sposób pomóc. Od pewnego czasu wiedziała o tym, że był Guildensternem i pochodził z jednej z najpotężniejszych rodzin w magicznej Skandynawii. — Nie próbowałaś znaleźć jakiegoś alternatywnego źródła finansowania tutaj, na miejscu? Gdybym wiedział coś więcej o projekcie, może mógłbym wam pomóc i szepnąć parę słów odpowiednim osobom — zadeklarował się, jednocześnie podejmując decyzję o spełnieniu jej prośby. Zniknął na moment na zapleczu, po czym wrócił z czymś silniejszym od tego, co go wcześniej prosiła. Spojrzał na nią uważnie, jakby chciał się upewnić, że nie popełnia w tej sytuacji żadnego błędu.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Gdyby się dobrze zastanowić, naprawdę niewiele o Björnie wiedziała – i może dlatego zakładała, że od tak da jej to, czego chciała, może dlatego tak opierała się przed mówieniem. Gdyby znała go lepiej, wiedziała więcej o tym, co przeszedł i jak patrzy na świat – może krępowałaby się mniej, może wręcz uznałaby, że Guildenstern jest doskonałą osobą, by jej wysłuchać. Może widywałaby się z nim częściej, a ich relacja wyewoluowałaby w coś bliższego przyjaźni niż zwykłej znajomości, jednej z wielu, jakie oboje mieli.
    Teoretycznie wciąż nie było za późno, by to naprawić. Wciąż mogli poznać się lepiej. Wciąż mogli dać sobie czas i okoliczności, by mówić, mówić, mówić – najpierw jedno, potem drugie. Wciąż mogli spróbować sobie zaufać na tyle, by odsłonić więcej kart, otworzyć się bardziej, bardziej i bardziej, tak bardzo, by nie mieć przed sobą już nic do ukrycia. Mogli. Blanca nie była jednak pewna, czy tak potrafi. Czy jest na to gotowa.
    Jednak mówiła, a słowa, raz uwolnione, wylewały się z niej gwałtownie, jedno za drugim, splatając w mniej lub bardziej sensowne ciągi, mniej lub bardziej zrozumiałe stwierdzenia, mniej lub bardziej pełne obrazy tego, co kryło się w jej sercu – i co spędzało jej sen z powiek.
    I Björn, on też mówił. Nie tak dużo, jak ona, dość jednak, by podsycić w niej nieśmiałe pragnienie, by chociaż raz w życiu być absolutnie szczerą. By raz nie zastanawiać się, czy może, czy druga osoba rzeczywiście chce jej słuchać – by po prostu wyrzucić z siebie wszystko, dać sobie chociaż cień szansy, by poczuć się lepiej. Wciąż wybierała, wciąż podawała Guildensternowi tylko część tego, co kłębiło jej się w głowie – i tak było to jednak znacznie więcej, niż dała ostatnio komukolwiek innemu.
    Zapytana o powody, dla których zapuścili się do kromlecha, westchnęła ciężko i pokręciła głową.
    - Projekt. To zawsze jest projekt – przyznała i przetarła twarz dłonią, jakby licząc, że w ten sposób zetrze z siebie chociaż część wyczerpania. - Myśleliśmy, że... To miała być prosta wycieczka. Wejść, znaleźć mapę, tabliczkę, schemat – cokolwiek – i wrócić. Nic nie sugerowało, że to będzie... Przygotowywałam nas, Björn. Sprawdzałam źródła, czytałam o tym miejscu. Nic nie sugerowało, że będzie niebezpiecznie. – Milczała przez chwilę. - Zwykle chodzi z nami Isac, ale akurat miał zajęcia, a my nie... – Odetchnęła powoli. - Nie chcieliśmy czekać. Mamy coraz mniej czasu, żeby czekać.
    Przez krótką chwilę żuła tylko dolną wargę nerwowo, zaśmiała się tylko krótko na innego człowieka – była nim, nie była jednak pewna, czy rzeczywiście zmiany, jakie w niej zaszły, były zmianami na lepsze – i spojrzała na Guildensterna z zaskoczeniem, gdy wspomniał o możliwych alternatywach.
    Nie pomyśleli o tym. Ona o tym nie pomyślała, nie sądziła jednak, by Yami była lepsza. By ktokolwiek z zespołu to rozważał. Od lat wszyscy byli przywiązani do Instytutu Joaquima Leitão, uczepieni go jak rzep psiego ogona. Trwało to tak długo, że chyba przestali zauważać inne możliwości. Jakby praca naukowa była ograniczona do grantów, do łaski i niełaski instytutów – a przecież nie była. Prywatne finansowanie projektów było tak samo popularne w Ameryce Południowej jak tutaj. Dlaczego o tym nie pomyśleli?
    - Ja... Muszę porozmawiać z Yami, ale moglibyśmy przysłać ci papiery – przyznała ostrożnie, w duchu wciąż rozważając nowe możliwości. - Jakieś podsumowanie, portfolio, coś, co mógłbyś… – Wzruszyła ramionami. - Co może byłoby coś dla kogoś warte. Skrót naszych dotychczasowych badań. – Skrzywiła się przelotnie na myśl, że tak naprawdę niewiele mieli do zaprezentowania poza ambitnym planem – i ryzykiem niepowodzenia towarzyszącym im na każdym kroku.
    Gdy zniknął na chwilę na zapleczu, Blanca wciąż myślała o drzwiach, które być może się dla nich otwierały.
    - Dlaczego to robisz? – zapytała nagle, gdy Björn znów do niej dołączył.
    Wzrok mimowolnie uciekł jej do woreczka leżącego w dłoni Guildensterna – niewątpliwie silniejszych ziół, o które prosiła – ale nie wyciągała po niego ręki od razu, prędko wracając spojrzeniem do Norwega.
    - Dlaczego chcesz nam pomóc? – spytała wprost, przy czym nie wynikało to z nieufności, a raczej zaskoczenia.
    Ze zdziwienia, że Björn, mimo że nie wiedział nic o ich badaniach, gotów był dać im szansę – przynajmniej spróbować znaleźć im kogoś, kto mógłby pomóc. Kogo mogłyby zainteresować marzenia zgrai astronomów i historyków, który mógłby dać im to, co coraz bardziej niechętnie dawał im Instytut.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn wiedział, że wciąż mogli się poznać lepiej, prawdą było bowiem to, że nie znali się tak dobrze, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Poznali się w zupełnie innej rzeczywistości, gdzie Blanca wiodła swobodne, normalne życie, podczas gdy młody Guildenstern miał po raz pierwszy szansę w swoim życiu zapomnieć o swoim dziedzictwie i zaczerpnąć wolności. Wolności, której na co dzień mu brakowało, ale gdy już się nią zachłysnął, trudno było mu wrócić na stałe do magicznej Skandynawii. Po tym, jak wrócił, co motywował niedokończonymi sprawami i tęsknotą za rodziną, długo nie potrafił zaakceptować obecnej sytuacji, lecz zaczął się do niej przyzwyczajać i dzielić swoje życie między powinnościami dziedzica Guildensternów i członka Magisterium. Życie na dwa fronty nie należało do najłatwiejszych — musiał się kryć niemal na każdym kroku, ale w ostatecznym rozrachunku każdy miał własne sekrety. Jak się okazało — nie inaczej było w przypadku Blanki. Ujawniła przed nim część historii, której nie miał okazji wcześniej poznać — nie był jednak gotowy na podobny ruch, by wyjawić jej prawdę na temat swojej mniej chlubnej działalności.
    Wiesz, Blanca, magiczna Skandynawia rządzi się swoimi prawami — zaczął ostrożnie Björn, patrząc poważnym, pełnym przestrogi wzrokiem na Vargas. — Mam wrażenie, że częściej niż zwykle dzieją się tutaj dziwne… rzeczy. —  Jego głos stał się nieco zachrypnięty, gdyż nie raz doświadczył tajemniczych zdarzeń, których nie sposób było wytłumaczyć zwykłymi regułami rzeczywistości. Nie był zaskoczony tym, że początkowo niewinna wyprawa zboczyła z planu i zamieniła się w niebezpieczeństwo. Ta część świata była pełna potężnych sił i nieznanych jeszcze zjawisk, których nawet najmądrzejsi galdrowie nie potrafiliby w pełni zrozumieć. Ale w tym właśnie tkwiła magia Skandynawii — w nieustannym zaskakiwaniu i próbach, jakie stawiała przed tymi, którzy odważyli się ją eksplorować. — Następnym razem dobrze byłoby wziąć kogoś, kto zna okoliczne tereny — zasugerował Björn, nawet jeśli w dalszym ciągu nie miał pewności, czy Blanca weźmie sobie tę uwagę do serca.
    Porozmawiaj z Yami — zachęcił ją młody Guildenstern z lekkim uśmiechem czającym się na twarzy. Jeśli chcieli zostać na dłużej w Skandynawii, znalezienie prywatnego finansowania wydawało mu się teraz jedyną, sensowną opcją w tym przypadku. Lata pracy nie mogły być tak zwyczajnie przekreślone przez brak satysfakcji ze strony zagranicznej komisji przyznającej granty. — Dlaczego? Po prostu. — Wzruszył bezradnie ramionami, nie zastanawiał się bowiem nad konkretnym powodem, dla którego to właśnie robił. — Ty też mi pomogłaś, gdy byłem u was. Teraz moja kolej — dodał po chwili namysłu Björn, w międzyczasie przygotowując to, po co do niego przyszła. — Poza tym, znam ludzi i na pewno łatwiej będzie mi coś załatwić. A szepnąć parę słów o was nic nie kosztuje. — zadeklarował Guildenstern, po czym wręczył Blance nie tylko woreczek z ziołami, ale także dodatkowy eliksir. — To drugie pomoże ci się nie uzależnić zbyt szybko. Tylko, proszę, bądź rozsądna.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    W którymś momencie wszystkiego stało się dla niej już za dużo. Wiedziała, że Guildenstern nie miał złych intencji, ale jednocześnie coraz trudniej było jej go słuchać. Wcale nie była przy tym przekonana, że gdyby od razu wiedziała, na jaką rozmowę się zanosi – że czułaby się wtedy lepiej. Nie, pewnie nie. Pewnie wciąż nie byłaby gotowa na te wszystkie słowa, na troskę Björna, na jego uwagę – słowem, na to wszystko, na co Vargas, jej zdaniem, nie zasługiwała.
    W efekcie teraz przestała mówić. Wciąż słuchała, słowa Guildensterna wciąż do niej trafiały, po prostu coraz mniej umiała na nie odpowiadać. Kiwała więc tylko głową na znak zgody, że następnym razem zachowają się rozsądniej, by uniknąć powtórki z kromlecha. Kiwała głową na potwierdzenie, że tak, porozmawia z Yami – że spróbuje jej wytłumaczyć, że praca dla sektora prywatnego nie jest w żaden sposób gorsza od badań czysto uniwersyteckich. Że, tak naprawdę, może udałoby się uniknąć połowy aktualnych problemów, gdyby Serrano nie zapierała się wcześniej przed poszukaniem inwestorów poza Instytutem. Wreszcie – pokiwała głową na znak, że rozumie i docenia propozycję Guildensterna, że jego argumenty mają dla niej sens.
    I milczała. Milczała, bo jej własne słowa grzęzły jej w gardle, bo była zbyt wyczerpana, zbyt przerażona, po prostu zbyt.
    Nim Björn wrócił, dopiła napar i odstawiła pustą filiżankę ostrożnie na stolik. Nerwowo skubała podłokietnik fotela jeszcze przez chwilę i drgnęła wyraźniej dopiero, gdy mężczyzna podsunął jej woreczek z ziołami i buteleczkę z eliksirem. Zmarszczyla lekko brwi na ten drugi, jej twarz znów wygładziła się jednak, gdy Guildenstern wyjaśnił, co kryła niewielka fiolka.
    - Dzięki – rzuciła cicho, ostrożnie biorąc obie rzeczy od Björna i pakując je do torby. Dopiero, gdy upewniła się, że ani zioła, ani eliksir nie ucierpią po drodze do domu – dopiero wtedy uniosła wzrok na mężczyznę.
    - Dziękuję, Björn – powtórzyła, jednocześnie podnosząc się z fotela. Z zakłopotaniem potarła nadgarstek. – Ja... Będę ostrożna. Postaram się.
    Zawahała się i nagle, bez uprzedzenia, objęła alchemika i przytuliła się do niego lekko. Dotykiem zawsze mówiła więcej, niż słowami. Wdzięczność dużo łatwiej było jej wyrazić tak, niż o niej mówić – a Guildensternowi miała przecież za co być wdzięczną.
    Potem, znów cofając się o krok, uśmiechnęła się smutno. W tej jednej chwili wydawało się, że od beztroskich dni Ameryce Południowej, gdzie się poznali, dzieliły ich całe lata świetlne. Blanca była absolutnie pewna, że od tego czasu stała się dużo bardziej zgorzkniała, zwyczajnie przytłoczona wszystkim, co się działo i...
    Nie była kimś zupełnie innym, ale z pewnością nie była też tą Blancą, którą Björn poznał podczas swoich podróży.
    Zarzuciła torbę na ramię i chrząknęła cicho. Jeszcze przez moment stała w miejscu, jak słup soli, trochę zakłopotana, trochę niepewna, co zrobić dalej. Wreszcie odetchnęła cicho, parsknęła gorzko i pokręciła głową.
    - Przyjdę kiedyś po prostu cię odwiedzić, a nie dlatego, że czegoś będę chciała. Znowu – zapewniła i ucałowała mężczyznę miękko w policzek.
    - Björn? – zagaiła jeszcze tuż przed wyjściem, z dłonią wspartą już na klamce drzwi. – Porozmawiam z Yami. Zbierzemy jakieś papiery, cokolwiek, co może się przydać i... Bylibyśmy głupi, gdybyśmy chociaż nie spróbowali – zawahała się. – Dziękuję. Naprawdę. Jeśli to się uda, to... Odwdzięczymy się jakoś. Ja ci się odwdzięczę. - Odetchnęła powoli. - Taka pomoc to znacznie więcej, niż dostałeś ode mnie w Ameryce. - Uśmiechnęła się łagodnie.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Atmosfera w pomieszczeniu zaczęła gęstnieć, co nie było niczym dziwnym. Niełatwo było się obnażać przed drugim człowiekiem i mówić o swoich uczuciach, strachu i problemach. Problemach, które zdawały się przytłaczać Vargasa. Björn potrafił to zrozumieć, czuł bowiem, jak ciężar niewysłowionych słów i tajemnic opada na jego ramiona, jakby każde milczenie dodawało kolejny kamień do jego brzemienia. Wielokrotnie walczył ze swoimi emocjami, próbując znaleźć właściwe słowa, które pomogłyby mu wyjść z tego lęku i niepokoju. Ale wciąż tkwił w impasie, zatopiony w oceanie własnych myśli, wśród których nie potrafił odnaleźć wyjścia — nie był w stanie nikomu wyjawić swoich sekretów. Jeszcze nie teraz. Świat nie mógł dowiedzieć się o tym, że dziedzic Guildensternów stanął po przeciwnej stronie barykady i zdradził Radę. Wszyscy, którzy byli mu bliscy, mieli pojęcia o tym, co się wydarzyło podczas jego wyjazdu — nic więc dziwnego, że samotność stała się towarzyszką każdej chwili, gdyż nie mógł podzielić się swoim brzemieniem z nikim z otoczenia. Rozdarcie między lojalnością a własnymi ambicjami rozdzierało go na strzępy, a ciężar sekretu coraz bardziej przygniatał go do ziemi.
    Nie ma sprawy, Blanca — odpowiedział jej krótko Björn, zastanawiając się nad swoim losem i tajemnicami, które w sobie nosił. Musiał zachować pozory spokoju, choć wiedział, że to tylko kwestia czasu, zanim prawda wyjdzie na jaw. — Chociaż tyle mogłem zrobić. Wysłuchać. Uśmiechnął się blado do Blanki, gdy ostrożnie odebrała od niego obie rzeczy i zaczęła pakować je do torby. Miał nadzieję, że nie popełniał w tym momencie kardynalnego błędu — nie chciał wpędzić Vargas w nałóg. Próbował uparcie wierzyć w to, że to, co zrobił, było dla dobra Blanki, że mogło jej pomóc oderwać się od tego, co ją trzymało w szponach strachu. Wiedział jednak, że jeśli nie posłucha jego ostrzeżeń, to może się to źle dla niej skończyć. — Pamiętaj, nie częściej niż raz na dwa dni. Znajdziesz wszystkie informacje na etykiecie — poinformował ją na samo zakończenie, mając nadzieję, iż Blanca wykaże się odpowiedzialnością i będzie przestrzegała zamieszczonych na specyfikach wszystkich informacji.
    Jasne, wiesz, gdzie mnie znaleźć. — Młody Guildenstern miał nadzieję, że gdy spotkają się następnym razem, powód jej wizyty nie będzie bezpośrednio związany z kolejną przysługą. Czuł jednak, że rzeczywistość się diametralnie zmieniła, a to co wydarzyło się w Ameryce Południowej było już zamierzchłą przeszłością i zamkniętym rozdziałem. Uśmiechnął się lekko, gdy pocałowała go miękko w policzek na pożegnanie. — Dobrze, dobrze, nie wiem, czy cokolwiek się uda. Jak tak, to będziemy mogli ewentualnie o czymś pomyśleć, ale najpierw porozmawiaj z Yami. Muszę już wracać do pracy, mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, ale uważaj na siebie, dobrze? — Rzucił jej jeszcze porozumiewawcze spojrzenie na koniec, po czym westchnął cicho pod nosem, gdy Vargas ostatecznie opuściła jego pracownię.

    Blanca i Björn z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.