Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Zakątek Frigg

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Zakątek Frigg
    Zakątek Frigg to najbardziej wysunięte miejsce w dzielnicy Ragnhildy Potężnej, o którym nie każdy z galdrów zdaje sobie sprawę. To niewielki taras na wzgórzu z kamienną fontanną, skąd rozpościera się widok na jezioro Golddajávri z odpowiedniej wysokości. Niełatwo tutaj jednak dotrzeć – choć utrudnia to niezwykle kręta droga pod górę, całość wynagradza niezwykły spokój i malowniczy krajobraz, który potrafi wprawić w zachwyt zwłaszcza podczas zachodów i wschodów słońca. Uznawany za jedno z bardziej romantycznych miejsc w okolicy, nie bez powodu zyskał nazwę związaną z boginią miłości, która stała się jego patronką.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    21.05.2001

    Słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc świat kolorami ciemnego złota przechodzącego w oranż o wielu odcieniach, tu wśród drzew osłonięty od wiatru, który gnał strzępy chmur od wschodu miał widok na jezioro Golddajávri. Szum fontanny i radosny śpiew ptaków skrytych w zazielenionych koronach drzew nastrajał pozytywnie, choć przez umysł marynarza sunęły ciemne chmury, tak starał się, aby te nie zgasiły w nim radości, która wiązała się ze spotkanie z kochanką. Ostatnie tygodnie były niewątpliwie budujące pomimo wielu sprzeczności, jakoś trwali w tym mętliku, jaki sami na własne życzenie sobie przygotowali, chyba nie wiedząc w pełni na, co tak naprawdę się piszą. Był przygotowany dosłownie na wszystkie scenariusze, zwłaszcza po ostatnim spotkaniu, które można śmiało stwierdzić, było przypadkowe, jakby przemknął na moment zaledwie do innego świata, tego należącego bezapelacyjnie do niej. Kontemplując wydarzenia, jakie miały tam miejsce, czuł narastający uścisk w żołądku. Nie lubił, kiedy nienazwana wcześniej emocja budowała wokół jego serca mury, to go pozbawiało dobrych myśli i stanowiło pułapkę dla umysłu. Jakby zapętlony w tym obrazie rzeczywistości nie potrafił wypłynąć na szerokie wody oceanu, a zamiast tego, wciąż tkwił uwięziony w zatoce, to go dręczyło, ta bezsilność. Pragnienie, aby podejść do złotowłosej; objąć ją czule i szepnąć na ucho kilka komplementów, było w nim tak silne tej nocy, że jedynie siła charakteru oraz ramię innego mężczyzny otaczające młodą damę sprawiały, iż poniechał jakichkolwiek śmielszych ruchów. Tak teraz z chłodnym umysłem, mógł stwierdzić, że w miejscu trzymała go również strach, co spętał rozum i serce jednym łańcuchem, wszak wystawiając ją na siebie, jedynie przysporzyłby jej problemów, od których ostatnio odganiała się z trudem. Towarzystwo mężczyzny o szlachetnym profilu i charakterystycznym nosie u boku Vivian, był owszem bolesny, a nawet poczucie pewnej niesprawiedliwości dosięgła marynarza, kiedy widział, jak ten nachylał się, nad kobietą niewątpliwie szepcząc jej do ucha słowa miłe kobiecemu sercu. Był dla niej jak powietrze, przez ulotny moment zauważony, a sądząc po wyrazie twarzy, była bardziej zaskoczona, niżeli szczęśliwa, jakby jego obecność mogła popsuć jej tamten wieczór.
    Tłumił te emocje w sobie, doskonale zdając sobie sprawę, że relacja z nią wymagała ogromu poświecenia i znoszenia takich sytuacji. Niestety nie odczuwał w tym wszystkim jej skruchy, jakby bawiła się w dwóch światach. A to, co względem siebie czuli, było tajemnicą, która łączyła ich, ale nie miała realnego odzwierciedlenia. Trudno o akceptacje czegoś, co nawet nie zostało przedyskutowane. Czy tak miała wyglądać ich relacja? Miał rywalizować z innymi; bogatszymi, przystojniejszymi, ciekawszymi mężczyznami na każdym kroku stojąc z boku i przyglądając się, temu wszystkiemu w milczeniu?
    Odczuwał niechęć. Głęboko skrywany żal i uczucie przygnębienia. Targające nim uczucia były tak silne, jak to, co względem niej czuł, a czego jeszcze w pełnej okazałości nie zostało powiedziane, bo i kiedy? Nie było szans na to, nieustannie zagubiona w swoim świecie, musiała gnać przed siebie, by dostosować się pod dyktando rodziny.
    Kiedy ostatnie promienie słońca zgasły za horyzontem; pierwszy oddech nocy osiadł na rozgrzanych policzkach, musnął kark, wywołując gęsią skórkę. Obiecał sobie, że da jej czas do północy, mogła mieć problemy, wszak z wymknięciem się z mieszkania lub pracy. Usiadł na kamiennej balustradzie ślepo wpatrzony w gasnące światło na  zachodzie.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Powoli starała się wrócić do naturalnego porządku życia, sprzed ataku i traumy, kiedy wszystko miało ustalony harmonogram, a ataki paniki nie determinowały jej codzienności. Małymi kroczkami starała się osiągnąć to, co kiedyś było dla niej oczywiste, czego nie doceniała właściwie. Coraz dłużej pracowała, utrzymując skupienie i precyzję, ale wciąż pozostawała w warsztacie, jakby kontakt z klientem na tym etapie był poza jej możliwościami. Bała się konfrontacji, że w przypadku nieprzyjemności wybuchnie i narazi na szwank cały sklep. Musiała znosić humory klientów, prezentując szeroki, a przede wszystkim ciepły uśmiech, niezależnie od okoliczności. Wydawało jej się, że obecnie nie będzie w stanie się do tego zmusić, że jej temperament wygra z rozwagą, więc chciała tego za wszelką cenę uniknąć. Nie w nieskończoność, tylko do czasu, aż nie poczuje się pewniej.
    Bo przecież widziała postępy, czuła je w sobie, ale też widziała w oczach bliskich, a nawet zachowaniu obcych - już nie traktowali ją jak chorą albo upośledzoną. Może dlatego, że jej wygląd i zachowanie uległo poprawie, zaczęła o siebie dbać, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Jej cera nabrała zdrowego koloru, choć wciąż próbowała wrócić do ówczesnej wagi, to ubraniami maskowała wystające kości. Wysławiała się spokojnie i już nie uciekała rozbieganymi oczami, starała się nie szukać zagrożeń za każdym rogiem, nawet jeśli ten podskórny strach nie opuszczał jej ani na moment.
    Gala była sprawdzianem - pierwszym publicznym wystąpieniem od ataku, dlatego sumiennie się przygotowała, by nie zawieść dziadka, który miał na nią oko. Musiała być nieskazitelna i chyba jej się udało oszukać wszystkich, więc jej przedstawienie musiało dorównywać grze aktorskiej. Szczególnie że pojawiły się tam elementy, które potencjalnie mogły wyprowadzić ją z równowagi. Sztuka sama w sobie budziła skrajne emocje, które ledwo opanowała, a dodatkowe bodźce w postaci Arthura i Einara mogły okazać się jej zgubą, gdyby nie godziny przepracowane ze specjalistami i odpowiednia dawka leków, które wyciszyły ją, ale nie ogłupiły. Starała się zachować umiar, co było wyzwaniem, bo najchętniej zjadłaby wszystkie dostępne tabletki w nadziei na natychmiastowy efekt.
    List Arthura nie wywołał zaskoczenia, wiedziała, że będzie chciał się spotkać i omówić to, co się wydarzyło. Też tego chciała, ale jednocześnie bała się, że rozmowa pójdzie w złym kierunku, że pokłócą się, że to wywoła jej agresję i tym samym zaprzepaści postęp, który do tej pory poczyniła. Bała się, bo wiedziała, co będzie miał jej do zarzucenia i wiedziała, co sama ma mu do powiedzenia, ale im szybciej to omówią, tym szybciej będą mogli wrócić do normalności, ich normalności.
    Po pracy wróciła do domu i zjadła z Karlem kolację, po czym zamknęła się w pokoju. Włożyła sukienkę, nałożyła makijaż, a na wyjściu zgarnęła kurtkę i wymknęła się niepostrzeżenie. Nie musiała nikogo pytać o zgodę, a im mniej Karl wiedział, tym bezpieczniej dla niego. Nie chciała, żeby musiał dla niej kłamać w przypadku przesłuchania dziadka, dlatego lepiej było go nie angażować. Bała się wędrować samotnie po zmroku, jeszcze nie zdołała tego przezwyciężyć, dlatego drogę do zakątka Frigg pokonała pod postacią kota, co zdecydowanie ułatwiło jej wspinaczkę na wzgórze. Dopiero na tarasie, widząc czekającego mężczyznę, odważyła się przemienić z powrotem.
    - Mam nadzieję, że nie czekasz długo - odezwała się, podchodząc bliżej, a jej oblicze było nieprzeniknione, jakby sama nie wiedziała, czy powinna być zła, czy poczekać aż on coś powie? Widząc jego twarz tak blisko, kiedy był na wyciągnięcie ręki i kiedy nie musiała martwić się etykietą, jej emocje skręciły na pozytywne rejony. Chciała zachować neutralny ton, dopóki on nie nada rytmu rozmowie, ale nie potrafiła się opanować i po prostu rzuciła mu się w ramiona.
    - Tak tęskniłam... widząc cię w tak wytwornym wydaniu, nie mogłam nawet podejść. A marzyłam, żeby cię wyciskać takiego przystojnego - mówiła tuż przy jego uchu, ciągle zaciskając mu ręce na szyi. Jego ciepło, zapach, całość sprawiała, że czuła się tak przyjemnie bezpiecznie. Oderwała się, chcąc spojrzeć mu w twarz. - Co tam właściwie robiłeś?
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Pełne oczekiwania napięcie nie opuszczało go, nawet na moment; czas zdawał się płynąć znacznie wolniej, a myśli momentami przybierały na sile z taką mocą, iż nerwowo zaciskał dłonie kurczowo obejmując kamienną balustradę, ta zimna i nieprzyjemna struktura w dotyku sprowadzała go na ziemię. Emocjonalność stanowiła jego słaby punkt, a na tle relacji z Vivian przyprawiała go nieraz o zawrót głowy. Tak w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak i negatywnym, był zauroczony kobietą pochodzącą z klanu i chociaż z początku liczył, że uda im się ułożyć sprawy po myśli w drodze, ku wspólnej przyszłości, tak z biegiem czasu zdawał sobie sprawę ze swej głupoty w tych nazbyt śmiało wybiegających pragnieniach. Nie mógł oczekiwać niczego i na dobrą sprawę, tak właśnie było. Nie był, aż tak naiwny, aby łudzić się nadzieją na wspólną przyszłość. Ta znaczyła się swą dramaturgią od samego początku, lecz w żadnym wypadku nie było w jego intencji, aby życie kobiety, którą darzył uczuciem zmienić w koszmar i skazać na wydziedziczenie. Chociaż, być może nazbyt trapił się tym wszystkim. Nie był sam w rywalizacji o względy Vivian wydawało się, że los pragnie za wszelką cenę udowodnić mu, jak bardzo nie pasuje do tej kobiety. Podczas gali odczuł to boleśnie, a zazdrość zakiełkowała w sercu marynarza. Poczuł się zepchnięty na margines, a spojrzenie, jakim uraczyła go złotowłosa, pozostawiało tym większy żal – nie spodziewała się go tam, a on ją przyłapał, jak bryluje na czerwonym dywanie w towarzystwie innego. Żałosne były zatem jego przemyślenia: o niej, o nich, o wspólnej przyszłości – nie mieli takowej. Nie musiał przechodzić tak bolesnej lekcji pokory, aby to wiedzieć, ale było to niewątpliwie potrzebne, ot podziałało jak zimny prysznic.
    Dlaczego zatem tak zapalczywie o niej marzył? Nieustannie we śnie i na jawie. Dlaczego pragnie ujrzeć ją w blasku zachodzącego słońca i otulić ramionami? Jakim cudem, pomimo całej otoczki nie potrafi postawić sprawy jasno, by nie powiedzieć ostatecznie zamknąć ten rozdział?
    Vi przyciągała spojrzenia, elektryzowała, wzbudzała pożądanie i potrafiła odgadywać męskie pragnienia. Naturalnie wychodziło jej wszystko to, co dla wielu kobiet pozostawało często nieosiągalne. W tym wszystkim delikatna i kobieca, a jednocześnie wyczuwało się bijącą, nieco mroczniejszą aurę, która wychodziła z niej w tych nielicznych momentach, gdy byli sami. Kupiła go sobą. Wiedział, że dla świata pozostaje wydmuszką, ot dobrze wychowaną damą, jakich wiele. Dostrzegał w tej kobiecie tak wiele, a jednocześnie odnosił przykre wrażenie, że ona sama tego nie widzi.
    Zagryzł wargi w zadumie nad urokiem blondynki. Mieszanka bezradności, zazdrości, pożądania i zauroczenia – kotłowała się w nim nieznośnie. Było to o tyle irytujące, że wyłącznie niepotrzebnie nakręcał się, nad wszystkie te emocje oraz odczucia wypływało jedno – podekscytowanie.
    Zaskoczyła go w momencie, kiedy się tego zupełnie nie spodziewał. Jak zjawa nagle stanęła na skraju magicznego zakątka. Marynarz momentalnie, jak na pstryknięcie palców zażegnał wewnętrzną wojnę, pozostając nieskażony złą myślą. Bez chwili namysł wybiegł jej na spotkanie w kilku energicznych krokach pokonał dzielący ich dystans i z uśmiechem na twarzy porwał kochankę w ramiona unosząc z lekkością górę. Złączeni w uścisku zatracili na moment szarą rzeczywistość.
    Cieszę się, że cię widzę – słowa utonęły w znanej mu dobrze miękkości jej głosu. Radość ze spotkania, z widoku Vivian roznosiła go dosłownie i w przenośni. Zmarszczył czoło w grymasie niezadowolenia, kiedy przypomniała mu o gali, a jego uścisk zelżał na moment wyraźnie. – Cóż… ty również bardzo ładnie wyglądałaś – mruknął nieco ciszej. Kąciki ust lekko uniosły się, ku górze, gdy zadała mu pytanie. Również obdarzył ją przenikliwym spojrzeniem, nieznacznie oddalając twarz – Przyszedłem na przedstawienie, cóż i taki prostak, jak ja może od czasu do czasu zerknąć do miejsc kultury, prawda? – Patrzył z czającym się wyzwaniem w oczach, jakby szukał dalszych pytań, choć to ona została przyłapana na gorącym uczynku, tak na niego kierowała swą ciekawość, jakiej nie chciał tak łatwo ugasić.
    Vi, zanim coś powiesz, koniecznie muszę zrobić jedną rzecz, której nie miałem sposobności wykonać tam – w ruchu nieznacznie zawadiackim, a zainspirowany pewną rzeźbą kochanków przechylił ją przez biodro, tak swobodnie, jakby ćwiczyli to dziesiątki razy i pocałował ją. Jego dłonie – silne i mocne; pewnie trzymały kochankę w objęciach.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Nie mogła odpowiadać za myśli i odczucia Arthura, więc nie próbowała nawet odgadywać, co dzieje się w jego głowie. Chciała żeby byli ze sobą szczerzy i mogli dzielić się tymi dobrymi, ale także tymi złymi myślami. Ich przyszłość z góry skazana na porażkę, zależała tylko od nich. Nie winiłaby go, gdyby jednak stwierdził, że życie w cieniu go nie satysfakcjonuje i woli znaleźć kobietę, która będzie w stanie dać mu wszystko to, czego ona nie potrafiła. Będzie to kolejny cios w jej życiu, ale nie mogła myśleć tylko o sobie, skazując go na nieszczęśliwe życie kochanka, który nie zostanie zaakceptowany w oczach społeczeństwa.
    Nie miała zielonego pojęcia, co przyniesie los, sama jeszcze gubiła się we własnych odczuciach, a mętlik w głowie potęgował się wraz ze wzrostem problemów, ale wiedziała tyle, że nie chce stracić swojego marynarza, że czuje tak silne przyciąganie, jakby ich los był przesądzony i zawsze mieli do siebie wracać. Niemniej nie będzie to życie usłane różami.
    - Bardzo ładnie? - prychnęła oburzona, bo te słowa nie przypominały wcale komplementu. Na gali prezentowała się nienagannie, była tego świadoma, bo włożyła wiele wysiłku, żeby zadbać o każdy aspekt, dlatego nie podobało jej się to drobne umniejszenie.
    Na odpowiedź, zmrużyła powieki, patrząc na niego z niedowierzaniem. Czy naprawdę zamierzał tak to rozegrać? Myślał że jest głupia albo ślepa? Że nie widziała, jak podchodził do Villemo z kwiatami, jako jedynej tam? Owszem, była zazdrosna, była zaborcza, a już najbardziej na świecie nienawidziła kłamstw i krętactwa. To zagranie podsyciło wrażenie, że ma więcej za uszami, niż chciałby się przyznać i zaczęła się obawiać, że nie powie jej prawdy, nawet jeśli usłyszy bezpośrednie pytanie.
    Mimo piętrzących się wątpliwości, zamknął jej usta - dosłownie; pozwoliła przechylić się do tyłu, wyginając odpowiednio ciało i wyciągając do góry podbródek w bajkowej pozie, odwzajemniając pocałunek. W jego ramionach czuła się bezpiecznie, wiedziała, że jej nie wypuści. Na moment przeniosła się w krainę szczęścia, jej umysł zalała przyjemność i więcej pragnień, a w brzuchu rozszalało się stado motyli. Ale magiczna chwila nie mogła trwać wiecznie, a wraz z powrotem do pozycji pionowej, wróciły też bieżące problemy i wątpliwości.
    - Ja też żałuję, że nie mogliśmy spędzić tamtego wieczoru wspólnie - powiedziała łagodnie, ale za moment jej twarz przybrała bardziej surowy wyraz. Nie potrafiła udawać i odkładać w czasie swoich emocji, wolała to załatwić od razu.
    - Ale wracając. Dlaczego kłamiesz? Przyszedłeś na takie przedstawienie pierwszy raz, nie bez powodu. Chcę go poznać - nie podobało jej się, że już na wstępie kręcił. Sama miała szereg wad, szczególnie w ostatnim czasie była chodzącą katastrofą, ale zawsze starała się być szczera, nie odpowiadała półprawdami ani nie kręciła, gdy wprost o coś zapytał. Może jego intencja była inna, ale poczuła ukłucia zdenerwowania, przez co odsunęła się tak, żeby już się nie dotykali. Przerwanie kontaktu fizycznego nie było tu złośliwością, a przejściem do rzeczy. Mieli sobie wiele do powiedzenia, on z pewnością również miał pytania, a więc chciała to już mieć za sobą, by oboje wiedzieli na czym stoją.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Kąciki ust podrywają się do lotu w reakcji na słowa kobiety, ta bawi się słowem i uderza celnie, lecz marynarz przyjmuje tę falę na pierś i nie ulega jej tak łatwo, zdaje sobie sprawę ze swych słów, które wypowiedziane szczerze mogły niedostatecznie odzwierciedlić uczucia, jakie mu towarzyszyły, gdy ją po raz pierwszy dostrzegł na czerwonym dywanie, jeszcze przed tym, jak utonęła pod ramieniem mężczyzny o charakterystycznym profilu. Instynktownie wyczuwał, że była podminowana niezależnie, co powiedziałby odnośnie wyglądu, jaki prezentowała w żadnym wypadku nie nastroiłyby jej pozytywnie, wręcz wyczuwał w powietrzu unoszącą się konfrontację, której nie sposób uniknąć, dlatego poddawał się temu, co miało nadejść bez wymyków.
    Nawet pozornie łagodząca wypowiedź nie zmieniła obrazu rzeczywistości. Nadchodził sztorm, a ciężkie ołowiane chmury zasnuły widoki na przyjemną nieinwazyjną schadzkę, choć przecież i on miał swoje żale, które potrafił jednak zdławić, tak jemu za drobny gest będzie się liczyło przewiny, zabawne. A może to zazdrość? – przez umysł marynarza przemknęła ta ewentualność. Brak możliwości rozmowy podczas gali i późniejsze widoki, jakie on i ona zauważali, a jakie nie były im miłe. Nawet nie próbował analizować myśli Vivian, jakby ta sztuka była zanadto skomplikowana. Kobieca natura była nieraz nieodgadniona.
    Kłamię? – roześmiał się szczerze, bo uderzyła go tym oskarżeniem, bezpodstawnym, bezzasadnym, absurdalnym. Uderzyła go również tym wycofaniem. Celowo brała go na „przesłuchanie”, aby to on pierwszy nie zaczął zadawać pytań. – W którym momencie cię okłamałem? – spoważniał. Wyraz twarzy momentalnie uległ zmianie, mogła oskarżać go o wiele, ale kłamstwo? To było niedorzeczne.
    Vivian nie zarzucaj mi kłamstwa. Odpowiedziałem ci na pytanie. Prosto i klarownie, a ty od razu, że kłamię… wolne żarty. – Zacisnął usta, a błękit oczu wyrażał rozżalenie, wręcz smutek czynionymi subiekcjami. – Dostałem zaproszenie od głównej aktorki, to moja przyjaciółka. Wręczyłem jej kwiaty, to tyle. Bez żadnych podtekstów, czy dwuznaczności. A ty oskarżasz mnie o kłamstwo… – poczuł się, tak jakby go spoliczkowała. – Cieszę się, że nie masz nic sobie do zarzucenia. Ładną tworzyliście parę w istocie, aż trudno było oderwać od was wzrok. – W jego słowach pobrzmiewał ból, którego opanowanie nie potrafiło zdławić. – Ty mi zarzucasz kłamstwo. Gdy nie okłamałem cię. A sama, ech… tak chcesz to rozgrywać? – Oparł się rękami o balustradę, sięgając wzrokiem, przed siebie wir emocji targał nim wewnętrznie. Złość, smutek, zazdrość tańczyły w rytmie rozkołatanego w piersi serca. – Nie masz pojęcia, co czułem. Widząc cię uśmiechniętą, spijającą komplementy z jego ust, gdy pod ramię eskortował cię przez czerwony dywan – zwiesił głowę w pustce między ramionami, był oszołomiony tym wszystkim.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    To prawda, nie przyszła tu z pozytywnym nastawieniem, bardziej neutralnym w zależności jak rozmowa się potoczy. I potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby od wejścia nie próbował jej zmanipulować.
    - Wolne żarty? Przed chwilą powiedziałeś zwyczajnie, że przyszedłeś na przedstawienie, a nie zrobiłeś tego sam z siebie. Dostałeś zaproszenie - niedopowiedzenie również było kłamstwem, więc jego oburzenie było bezpodstawne. Dopiero teraz przedstawił faktyczny stan sytuacji, co wprowadziło ją w jeszcze większą złość. Villemo była jego przyjaciółką?  - To twoja przyjaciółka? Od kiedy?
    Krew jej się gotowała, bo przecież zdawała sobie sprawę z natury kobiety, wiedziała jak aura niksy wpływa na mężczyzn. Nie wierzyła w platoniczną relacje tej dwójki, szczególnie że Arthur ma raczej miękki charakter, podatny w szczególności na krzywdę słabszych, czym łatwo go do siebie przekonać. I kto z tej dwójki był naiwny? Nie mogła oczywiście zdradzić sekretu Villemo, choć jeśli faktycznie się przyjaźnili, to powinien o tym wiedzieć. Kolejnym ciosem był fakt, że w rozmowie z niksą, Vivian mówiła o Arthurze, a ta nawet się nie zająknęła o znajomości z nim.
    - Dużo masz przyjaciółek? - syknęła, wyraźnie rozdrażniona jego postawą, bo wcześniej widziała w oczach jego pełne oddanie, był w nią wpatrzony i nawet nie podejrzewała, że za plecami spotyka się z innymi kobietami. Fakt, nie ustalili granic, ale widocznie miała o nim mylne wrażenie.
    - Oczywiście, że nie mam sobie nic do zarzucenia, nie zrobiłam nic złego. Grałam zgodnie z regułami tego świata, o którym ty nie masz zielonego pojęcia - wytknęła mu z zaciętym wyrazem twarzy. Na niczym jej nie przyłapał, postąpiłaby tak samo niezależnie od tego, czy uczestniczyłby w gali, czy też nie. - Owszem, mieliśmy wyglądać na ładną parę, żeby dać pożywkę mediom. To Vermund Eriksen, mój dobry znajomy, którego rodzina również pozostaje neutralna pod względem politycznym. Wspólny front był pstryczkiem, ale zwyczajnie dobrze się z nim bawiłam. Pomógł mi przetrwać tę noc.
    Nie zamierzała przepraszać, jego oskarżenia były absurdalne. Fakt, że był zazdrosny tego nie usprawiedliwiał.
    - Gdybyś wcześniej powiedział mi, że wybierasz się na galę, ostrzegłabym cię, co może się wydarzyć. Tymczasem zachowałeś to w sekrecie ze swoją przyjaciółką - warknęła, a choć złość rozkładała się teraz między nim, a Villemo, to tylko on był na tyle blisko, by mogła wylać jad.
    - Usłyszałam plotki... brukowce zauważyły moje zniknięcie z przestrzeni publicznej. Nie wiesz, ile mnie kosztowało, żeby grać dawną siebie, kiedy w środku rozpadałam się na kawałki - westchnęła, odwracając spojrzenie na fontannę. Nie miał prawa jej oceniać, a najwyraźniej myślał tylko o sobie.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Niedopowiedzenia chodzą parami Vivian żywiła go nimi przez pewien czas, a zapewne, gdyby nie czysty przypadek, nigdy nie dowiedziałby się, chociażby o liście dziadka, więc teraz ona miała czelność czepiać się słówek? Tak bardzo pragnęła go pogrążyć – nazwać kłamcą, że wyolbrzymiała jego słowa. Kwaśny uśmiech leniwie wypełzł na oblicze spokojnego marynarza.
    Pretensjonalność i drapieżność w ciekawości pełzała, ta domieszka agresji, jaką ociekały kolejne wypowiadane przez blondynkę słowa. Zastanawiało go, to wzburzenie, dlaczego atakuje go, zamiast dać spokój, to drąży temat. Jakby zapomniała słowa deklaracji składanej podczas urodzin. On nie zapomniał. Widocznie myliła się w ocenie sytuacji, ale przecież nie przyzna się do błędu, ona ich nie popełnia, czyż nie tak? Jest kobietą, która może wszystko, a to inni mają skakać wokół niej, tak jak im zagra. Coraz bardziej żałował wyjścia do teatru, chociaż pokazywało to, jak zaborcza potrafiła być Vivian. Jak zazdrośni potrafią być oni obydwoje. Drażniło go to.
    Nic mnie z nią nie łączy prócz przyjaźni. A na pewno nie to, o czym myślisz. Niech mnie kraken pochłonie jeśli kłamię! – Milczał stanowczo, zbyt długo, za bardzo rozpędziła się w ferowaniu wyroków i osądów, przypuszczeń i podejrzeń. Była jak spuszczony ze smyczy wściekły pies, którego nadmiar bodźców z otoczenia przyprawiał o błędny osąd sytuacji. Nie lubił kłótni z tą kobietą. Daleki zawsze od podsycania pożaru, czuł się jak rozbitek na bezludnej wyspie – osamotniony w tym. Bo chociaż przedstawiał wszystko jasno, tak jego czyny również świadczyły o oddaniu wobec Vivian, mimo tego, był osądzany przez nią w sposób, który od razu go skreślał.
    Wątpię, byś potrafiła zachować emocje na wodzy w odwrotnej sytuacji. Zauważ, że grałaś wyjątkowo przekonująco do tego stopnia, że do tej chwili myślałem, iż to ten drugi. – Błękit oczu aż wrzał od tłumionej irytacji. Nie lubił momentów, w których stawiała się w tej roli, czuł, że wywyższa się ma nad nim przewagę, co ona może, tego jemu nie dotknąć, nie poruszyć. Tłumaczenie, jakie mu zaprezentowała, wcale go nie uspokoiło, chociaż wewnętrznie odetchnął, tak czuł się potraktowany niesprawiedliwie. Dokładnie tak samo, jak on z miejsca osądził ją. Uśmiechnął się żałośnie, co zazdrość z nimi robiła?
    Przepraszam, że wkroczyłem na przedsionek twojego świata, bez zapowiedzi. Więcej się to nie powtórzy. I tak czułem się tam jak kretyn. Niepasujący element i w dodatku, ech… nie zrozumiesz. – Zacisnął usta i stłumił gniew. Fala cisnęła go wprost w jego objęcia, ale nie dawał za wygraną – po prostu nie chciał. Szukał odpowiednich słów, które ugasiłyby pożar, lecz nie znajdował ich, był bezradny. Kolejny raz, wobec niej pozostawał taki, nigdy to uczucie tak często nie uderzało w niego. Miał przed sobą kobietę, którą kochał, a skakali sobie do gardeł w gniewie podsycanym zazdrością. Jakby nie mogli przejść nad tym do porządku dziennego i nacieszyć się chwilą tylko dla siebie; wyrwaną z okowów czasu, jaki im nie sprzyjał.
    Westchnął głośno.
    Podszedł do niej i bez słowa położył jej dłoń na ramieniu. – Wiem, coś o tym, o wewnętrznym rozpadzie i walce z samym sobą. W takich chwilach, jak tam na gali zdaje sobie sprawę, że nigdy nie będę częścią twojego świata. I to mnie dobija. – Patrzył w bok na fontannę. – Nie chcę cię stracić – wyszeptał, niemal bezgłośnie.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Wcale nie próbowała go pogrążyć, była zwyczajnie zazdrosna i emocje przysłaniały jej aktualnie zdrowy rozsądek, ale nie wyolbrzymiała niczego, po prostu bazowała na jego słowach. To że w pierwszym okresie relacji o czymś nie mówiła, to nie znaczyło, że kłamała. Ale gdy zadała bezpośrednie pytanie, a on próbował się wykręcić półprawdą, to było kłamstwo.
    - Ona jest… bardzo atrakcyjna, więc nie wierzę, że ci się nie podoba, że nie czujesz pożądania - odparła na jego zapewnienia, starając się nie zdradzić za wiele, ale jednocześnie wyjaśnić swój punkt widzenia. Była zła. Po prostu zła, a on był powodem jej gniewu, więc teraz zamiast jęczeć, musiał wytrzymać szalejący huragan. Widział ją już w gorszym stanie, aktualnie wstrzymywała swoje zapędy, bo byłoby dużo gorzej.
    Irytował ją swoim spokojem, chciała żeby się z nią kłócił, żeby wykrzyczał, co mu leży na sercu, bo właściwie nawet nie wiedziała. Sama musiała dać upust złości, nie biorąc jeńców.
    - Odpowiadaj na pytania. Od kiedy? Ile jeszcze jest takich przyjaciółek? - ostatnie słowo wysyczała, widząc teraz całkowicie inną odsłonę mężczyzny. Nie wiedziała, czy wierzy w przyjaźń damsko-męską, nie zastanawiała się nad tym głębiej, ale teraz ciężko było jej w nią uwierzyć, szczególnie z kobietą-niksą. To kwestia czasu aż jej zapragnie, aż padnie ofiarą aury przez jej nieuwagę lub jakieś inne motywy. Ale skoro tak, może sama powinna poszukać więcej męskich przyjaciół, żeby udowodnić tezę o przyjaźni.
    - Może nie, ale nie jesteśmy w odwrotnej sytuacji - wywróciła oczami, bo takie gdybanie nie miało najmniejszego sensu. Natomiast dalszy część wypowiedzi zaskoczył ją. I zezłościł.
    - Naprawdę masz o mnie tak niskie mniemanie? - zapytała, podchodząc bliżej, żeby spojrzeć mu w oczy. Ten wieczór zapowiadał się coraz lepiej. - Myślisz, że mogłabym ci to zrobić? Paradować przed twoim nosem z osobą, o którą masz pełne prawo być zazdrosnym?
    Pokręciła głową i odwróciła się plecami. Była zwyczajnie zawiedziona i poddawała w wątpliwość, dlaczego miałby chcieć być z taką osobą.
    - Nie byłeś żadnym kretynem. Gdybym wiedziała, mogłabym cię chociaż trochę przygotować do tego, co sama doświadczam od dziecka - westchnęła ciężko, odwracając się, by na niego spojrzeć. A potem znów palnął coś, co jeszcze bardziej ją wkurzyło. - No tak, głupia dziewczyna nie jest w stanie zrozumieć twojego punktu widzenia. Dziękuję.
    Ironia ociekała z jej słów, a ze złości zaczęły drżeć jej dłonie. Czuła jak fala nieopanowanych emocji jest coraz bliżej, a tak dobrze jej ostatnio szło w kontrolowaniu wybuchów. Miała ochotę rzucić się na niego z pięściami, ale powstrzymywała się resztkami sił. Gdy położył dłoń na jej ramieniu, strzepnęła ją i odsunęła się, próbując zachować dystans.
    - Nie. Mamy inne charaktery, inne doświadczenia, więc z całym szacunkiem, ale nie wiesz, jak się czułam. Jak się czuję na co dzień - nie kwestionowała jego odczuć, ale jak sam zauważył ich światy są kompletnie różne. - A ja nie będę częścią twojego świata. Musimy to zaakceptować. Albo nie.
    Nie będzie go do niczego zmuszać, ale uważała, że tylko od nich zależy, jak ich relacja się potoczy.
    - A ja nie chcę stracić ciebie. Ale wiem, że to samolubne z mojej strony, by podtrzymywać to, co jest między nami, mając świadomość, że w tym czasie mógłbyś znaleźć kobietę, która da ci wszystko, czego zamarzysz. Boję się, że w końcu to sobie uświadomisz i odejdziesz.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zatroskał się widocznie świadom emocji, jakie wypływały z ust Vivian, niejednoznacznie wyczuwał głębszy kontekst, mające swe korzenie w zazdrości – nie schlebiało mu to. Był wyraźnie zakłopotany świadomością, iż posuwała się w swych wyobrażeniach do wyciągania śmielszych podejrzeń w tym jednym kierunku zmierzających.
    Chociaż znamy się już trochę, tak nigdy żadne z nas nie przekroczyło tej granicy. Wierz lub nie, ale nie myślę o innych kobietach. – Zamierzał uciąć ten temat wspomnienie o niksie, nawet jeśli ulotne tak nie powinno wypływać w tej rozmowie, gdyż w jego oczach pozostawała wyłącznie dobrą duszą, nikim więcej. Świadom pewnych kwestii znał powody tego zachowania i był pewny, że aktorka nie wykorzystałaby swoich możliwości, aby nim zawładnąć. To dość naiwne podejście dla wielu, ale nie dla niego. Uciekał zatem od tematu, jaki drażnił złotowłosą, chcąc uciąć go i nie pozwolić, by dręczyła ją zła myśl. Wiedział z własnego doświadczenia, jakie było to szkodliwe, wręcz niszczące.
    Starał się zachować spokój to prawda, że był bliski eksplozji, temu przełamaniu, jakie mogłoby wyrządzić więcej szkód, niż pożytku. Wbrew pozorom chciał roztaczać nad nią płaszcz ochronny, zapewniać o bezpieczeństwie i nie zrazić jej do siebie. Błądził w labiryncie utkanym z niepewnych słów, błędnej interpretacji. Kroczył momentami, zbyt śmiało, a czasem za lekko akcentował pewne kwestie. Jednak w tym wszystkim patrząc na nią w te łagodne oczy i ilekroć pragnienie podniesienia głosu urastało podsycane kłótnią, tak gasło momentalnie. Nie rozczulał się nad nią. Nie dawał taryfy ulgowej. Od samego początku ich znajomości trudno było zliczyć na palcach jednej ręki, momenty gdy pękał i wyrażał swoje niezadowolenie, tak słowem, jak i czynem. Może faktycznie powinni się pokłócić? Odetchnąć od siebie przez jakiś czas? Z drugiej strony jednak, co to da? Czy nie lepiej próbować rozmowy, nawet gdy czasem ta może zaboleć? Nie chciał marnować czasu na dni ciszy. Żal mu było, każdej minuty spędzonej w złości. Tak niewiele ich mieli, by tracić je na daremno.
    Nie mam, zbyt wielu bliskich osób. Niewątpliwie możesz dać mi nauczkę i prowokować zazdrość pokazując się z kolegami na mieście. Ale myślę, że tego nie zrobisz… bo jesteś dobrą osobą, która nie chce, nikogo skrzywdzić. I ja nie chcę cię krzywdzić. Chciałbym, abyś wiedziała, że dla mnie jesteś tylko ty. – Uśmiecha się lekko, tak wiele słów oraz czynów przedstawiał w ostatnim czasie, jak i już wcześniej, iż powinna wyczuwać jego determinację. Po co miałby przekreślać relację, dla jakiej obydwoje ryzykowali? Na co to wszystko, jeśli nie łączyła ich więź silniejsza od wszystkiego innego? Przeznaczenie, a może kaprys losu, czy to jedno i to samo? Nie wiedział i wątpił, by kiedykolwiek zgłębił tę tajemnicę.
    Fala słów zalewa go – staje przed nią z próbą zrozumienia, tego wszystkiego. Pragnie  zażegnać konflikt, który zatlił się między nimi. Ugasić pożar tlący się w piersi niewiasty, ale jest świadom słów, jakie ta wypowiada. Przytakuje niepewnie na niektóre z nich, lecz nie dobywa głosu. Pozwala, aby mówiła, chce, żeby wyrzuciła to wszystko, co dusiła w sobie i dopiero z końcem posyła jej wiele mówiące spojrzenie.
    Zbyt rzadko rozmawiamy tak szczerze, jak dziś. Nie lubię wywoływać w tobie gniewu. Patrzeć jak drżysz i jak ciskasz we mnie piorunami z oczu. – Podrapał się w zakłopotaniu po potylicy. – Mam na myśli to, że mino naszych różnic, tego skąd pochodzimy, możemy próbować sięgnąć wspólnego języka. Zazdrość, podejrzliwość i niepewność relacji, budować na zaufaniu. To trudne, bywa bolesne, ale jest konieczne. – Patrząc obiektywnie na ich sytuację, ta była tragiczna i związek ten, był skazany na porażkę, a jednak uparcie trwali przy sobie. Nierozerwalnie.
    Znalazłem już kobietę, która daje mi to wszystko, może nie tak dosłownie, jakby można tego było oczekiwać. Ale… czym jest uczucie bez odrobiny poświęcenia? – niepomny na wcześniejszą żywą reakcję ponownie zbliżył się do niej i dotknął ramienia. – Nawet jeśli nie jest pisane nam szczęśliwe zakończenie, chciałbym trwać u twego boku najdłużej, jak to możliwe. Ciesząc się, że jesteś. – musnął dłonią policzek dziewczyny, a uśmiech leniwie rozpromienił jego twarz, mimo nocy i nikłego blasku ostatnich latarni widział ją wyraźnie, była zachwycająco piękna, znacznie piękniejsza, niż tam na gali. Nie mówił jej tego, bo reakcja mogłaby być wprost odwrotna do zamierzonej, ale z łatwością, mogła wyczytać to uwielbienie z jego oczu.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    - Nie jestem pewna, czy będę potrafiła to zaakceptować, Arthur - powiedziała, mając świadomość jak toksycznie to brzmi. I gdyby była to zwykła śmiertelniczka, pewnie nie miałaby takich dylematów, ale że w grę wchodziła aura niksy, tak jego wszelkie zapewnienia traciły na wartości, bo sytuacja mogła zmienić się w jednej sekundzie. - Nie zdajesz sobie sprawy, że ja również znam Villemo i uważałam ją za swoją przyjaciółkę. W tym momencie nie wiem, co mam myśleć. Muszę z nią najpierw porozmawiać. Nie chciała dłużej ciągnąć tego tematu, bo nie miał większego sensu. Była zazdrosna, to fakt, ale miała ku temu bardzo racjonalne powody. I dopóki nie wyjaśni pewnych kwestii z kobietą, nie będzie wiedziała na czym stoi, bo w tym konkretnym przypadku to ona miała władzę. Jednym ruchem mogła ugiąć Arthura do swojej woli, a choć Vivian wierzyła w dobroć niksy, to widziała też momenty zawahania i wątpliwości; wszystko mogło się zmienić w zależności od sytuacji.
    W ich relacji nie brakowało nieporozumień, choć momentami zazdrościła mu cierpliwości, z jaką znosił jej wybuchy. Potrafiła pokazać pazury jeszcze przed atakiem, co pewnie zdążył zauważyć choćby podczas spotkania, gdy pierwszy raz zabrał ją do domu i ugotował obiad. Na ogół była jednak ugodowa i czuła, nie prowokowała niepotrzebnych kłótni, zdecydowanie bardziej wolała miło spędzać czas. Niemniej niektóre sytuacje i określone zachowanie wyprowadzało ją z równowagi, a Arthur jako jedna z najbliższych osób, miał na nią ogromny wpływ, dlatego wszelkie nieprawidłowości przeżywała dwa razy bardziej.
    - Byłam dobrą osobą. Teraz? Jestem zepsuta - po ataku wiele się zmieniło, nie była już tą delikatną, psotliwą dziewczyną. Zdecydowanie mogła prowokować jego zazdrość, mogła zrobić znacznie więcej. I chociaż nie chciała go ranić, to pod wpływem emocji mogła zrobić coś głupiego. Szczególnie że nie doszła jeszcze do pełni zdrowia psychicznego, wolała nie być prowokowana.
    Widziała jego zaangażowanie na każdym kroku, ale zaczynała przypuszczać że zachowuje się podobnie w stosunku do każdej napotkanej niewiasty. Pewnie to niesprawiedliwy osąd, może nawet błędny, ale pamiętała ich pierwsze spotkania, kiedy nie było mowy o żadnym uczuciu. I myśląc, że powiela te schematy z innymi, czuła złość. Czy mogła wierzyć w jego zapewnienia? Z drugiej strony, czy poza dzisiejszą wpadką, miała solidne podstawy, żeby mu nie ufać? Był na każde jej skinienie, wpatrzony jak w obrazek. Czy mógłby ją okłamywać?
    - Mam nadzieję że szczerze - mruknęła jeszcze, pijąc do jego kłamstwa. Ona również nie lubiła się na niego złościć, zwykle nie miała powodów. Teraz coś w nią wstąpiło i domagała się krwi.
    - Nie chcę się usprawiedliwiać, ale ze mną naprawdę jeszcze nie jest dobrze. Pracuję nad tym, ale czasami jest cholernie ciężko. Wiem, że przez to, i tobie utrudniam życie, a nie chcę być kotwicą, ciągnącą cię na dno - westchnęła, bo naprawdę walczyły w niej dwa wilki: jeden był egoistyczny i chciał Arthura tylko dla siebie, natomiast drugi chciał odciąć się od mężczyzny, żeby uwolnić go od bagażu, o który nie prosił.
    Kolejny raz przekraczał dystans, który budowała, który był jej potrzebny do zachowania w miarę trzeźwego umysłu. Jego słowa dodawały nadziei, gdyby nie to, że jej umysł nastawiony był na szukanie dziury w całym.
    - Najdłużej jak to możliwe - powtórzyła, mrużąc złowrogo powieki. - Ach tak. Czyli w momencie, w którym zrobi się niewygodnie, pójdziesz szukać szczęścia gdzie indziej?
    Zakompleksione, niepewne dziewczę, drżące ze strachu przed stratą, czepiało się kurczowo każdego słówka, które mogło być znakiem, co nadchodzi.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Był dobry, chociaż sam siebie tak by na pewno nie określił, bowiem zbyt wiele grzechów ciążyło na jego sumieniu, aby w ten sposób mógł się określić. Nie mniej Vivian, nie miała pojęcia, o tak wielu kwestiach z jego życia. Wątpił szczerze, by kiedykolwiek chciał obarczyć ją wiedzą, tym ciężarem wspomnień. Patrząc na nią, widział dziewczynę zmagającą się ze swoimi demonami: presja otoczenia, surowe polecenia jarla, traumatyczne przeżycie, to wszystko ciążyło na niej z widocznym skutkiem. Dlatego nie mógł zrzucić z barków kolejnego bagażu, była słaba, a przynajmniej znacznie słabsza, niż to pokazywała przed światem, owszem dzielnie walczyła i starała się, ale przykre przeżycia, jakich doświadczyła skutecznie, wywlokły na światło dzienne obraz kruchej porcelanowej figurki wychowywanej pod kloszem.
    Stawianie warunków, to jakże dziecinne zachowanie, jakim czasem potrafiła go uraczyć, było w gruncie rzeczy momentami urocze, ale nie zawsze. Jakby słowa nie pasowały do ust dojrzałej kobiety, nawet jeśli przez leki jej percepcja ginęła za mgłą otumanienia, tak już przed atakiem uraczyła go kilkukrotnie zachowaniami przystającymi raczej niedojrzałej podfruwajce, niżeli kobiecie z klanu. Uśmiech znaczył się wyraźnie na twarzy marynarza, który taktownie milczał, kiedy kolejne słowa wypływały z ust blondynki. Jego oczy zdradzały wiele, może i wszystko.
    Wyznania, jakie padły, były przecież tak oczywiste, to tylko słowa – owszem, ale po nich mogła zrozumieć intencje, czyny, jakimi ją otaczał i wszystko wokół, a kiedy był tak szczery w tym, co mówił, a ona wychwytywała wyłącznie elementy zazdrości, kilka puzzli, bez większego znaczenia dla układanki, jego wiara malała.
    Zrazu poczuł się źle. Najzwyczajniej w świecie, zignorowany, mógłby wyznać jej w słowach prostszych miłość, a ona drążyłaby temat, który pozostawał już zakończony. Nie ufała mu. Pragnęła pełni kontroli podczas gdy ona sama, mogła robić, co tylko chciała. Schwytanie marynarzyka stało się dla niej celem samym w sobie, a nie dążeniem do rozwiązania problemu, jaki zaprzątał głowę Arthurowi. To się nie liczyło. Liczyła się wyłącznie ona. Dość egoistyczne podejście.
    Potrafił rozmawiać z ludźmi, którzy spoglądali na świat w ten sposób. Nauczył się tego, by nie dawać sobą manipulować, momentalnie wyczuwał ludzi toksycznych, nawet jeśli ci sami nie potrafiliby tego przyznać, że postępują niewłaściwie. Nauczył się tego na własnych błędach i potknięciach.
    Chciałbym, abyś czasem mnie słuchała, bo mam wrażenie, że mówię do samego siebie. – Uśmiechnął się lekko, niewymuszenie. – To, co powiedziałem, to co robię, jak robię i z kim. Cóż staram się, być wobec ciebie, jak najbardziej wyrozumiały, chcę tej relacji, chcę ciebie, ale nie jeśli mi nie potrafisz zaufać, to co z nami jest nie tak? – Nie miał szczęścia w miłości, a kiedy złapał okruch tejże, to pragnął walczyć o nią, ale czy za wszelką cenę? – Zaakceptowałem wiele rzeczy w tej „relacji” twoje słowa, dotarły do mnie, owszem. Ale uważam, że przemawiają przez ciebie, bardzo złe emocje, których nie lubię. – Mówił w dalszym ciągu spokojnie, nic go nie zdradzało, wobec kobiety, którą miał przed sobą. Cierpliwość, ten spokój przychodziły naturalnie, bez wysiłku, po prostu były.
    Potrafisz być wredna, zaborcza, a nawet toksyczna, bądź sobie taka. Znam twoje wady i zalety. Ale nie przeginaj, bo w tej relacji, jesteśmy sobie równi, a ty jak mi się zdaje, chcesz tę harmonię zakłócić, być ponadto. – Zmrużył błękitne oczy, przesłonięte gęstymi rzęsami wpijały się w nią przenikliwie. – Albo akceptujemy siebie i stawiamy na zaufanie, albo rozstajemy się, to proste, ja zadeklarowałem ci słowa, których znaczenie może dotrze do ciebie po tej rozmowie, nie oczekując na wzajemność… – nie odwracał od niej wzroku. To była prosta decyzja, mogła odwrócić się na pięcie i wrócić do swojego życia jak z bajki, bez kotwicy, która ją ciągnie w dół.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Nie rozumiał jej. Widziała to w jego oczach, w tym gasnącym świetle. Wiedziała, że tak będzie, byli z dwóch różnych światów, ale myślała, że przynajmniej będzie bardziej wyrozumiały.
    Gdyby wiedziała, jak naprawdę o niej myśli, prawdopodobnie odwróciłaby się na pięcie, nie oglądając się za siebie. Nie oczekiwała ślepego oddania, ale mężczyzna, którego darzy uczuciem nie powinien myśleć o niej w kategoriach samych negatywów - że jest słaba? Biorąc pod uwagę, co przeszła? Walczyła każdego dnia i choć miała różne momenty, to nie poddała się, mimo że mogła. Niedojrzała? Człowiek uczy się całe życie, więc może wiele w tej kwestii jej brakowało, ale do czasu ataku żyła w swojej bańce, przyzwyczajona do określonych standardów. Zresztą co właściwie znaczy niedojrzała? Że popełnia błędy? Mówi głupoty? Lubi stawiać na swoim? Bardzo łatwo wytykać drugiej osobie, bez głębszej analizy i zrozumienia. Nie oczekiwała tego, ale nie sądziła, że tak surowo na nią patrzy, bo skoro tak go to odpychało, to po co to wszystko?
    - Nie chodzi o zaufanie - westchnęła ciężko. Nie mogła mu powiedzieć o co chodzi, nie zdradzając Villemo, ale jej zazdrość nie wynikała z tego, że wątpiła w jego uczucie, po prostu obawiała się, że aura niksy będzie silniejsza.
    - Ach tak? Co takiego "zaakcpetowałeś"? - wysyczała przez zaciśnięte zęby, bo chętnie się dowie, co takiego dla niej poświęcił i czy wyrzyga wszystko po kolei, rozliczając ją z każdej pomyłki.
    Wytykał jej najmniejsze błędy, mimo że po ataku uzyskała od niego niesamowite wsparcie, tak teraz coraz częściej okazywał zniecierpliwienie i brak zrozumienia. I zdawała sobie sprawę, że to ona była tu ciężarem, ale nie chciała tego odczuwać od jednej z najbliższych osób. Faktycznie teraz przemawiały przez nią negatywne emocje, nie mogła zrozumieć, dlaczego mówi do niej w ten sposób. Patrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy.
    - Bardzo się mylisz i przykro mi, że tak mnie odbierasz. Nigdy nie stawiałam się ponad, przeciwnie, od czasu wypadku czuję się dużo niżej, bo wiem, że zasługujesz na kogoś lepszego - miała łzy w oczach, miała dość tej sytuacji. Nie potrzebowała dobijania, nie potrzebowała wymieniania jaka potrafi być, szczególnie w tym kontekście. Owszem, może czasem ktoś musiał ustawić ją do pionu, ale nie w takim momencie ani miejscu. Ukłucia w klatce były odzwierciedleniem nerwów, które targały nią od środka. Nie wiedziała, jak sobie z nimi poradzić - chciała krzyczeć, ciskać w niego przedmiotami, dopóki nie dostrzeże, co jej robi.
    - Zastanów się nad swoimi słowami, kto kogo nie akceptuje. Gdybyś tylko pomyślał, zorientowałbyś się, że pomimo wszystkiego, co mam na głowie, próbuję stanąć na nogi, a ty stałeś się dla mnie latarnią, prowadzą mnie w bezpieczną przystań. Tęsknię za tobą, gdy cię nie ma, myślę o tobie w każdej wolnej chwili, a moje uczucia z dnia na dzień rosną - słowa przerodziły się w szloch, emocje przysłoniły rozsądek. Tak, to kolejny pokaz jej niedojrzałości. - Ale teraz już wiem. Co o mnie myślisz. Wredna, zaborcza, toksyczna. Jestem dla ciebie ciężarem, już nawet nie próbujesz tego ukrywać.
    Ich bajka nie miała szczęśliwego zakończenia. Uczestniczyli najwyraźniej w innych rozmowach, bo nie znalazła deklaracji uczuć. Chciał trwać u jej boku najdłużej, jak to możliwe, co samo w sobie było kiepską deklaracją, z góry przesądzającą zakończenie. Czuła się zrównana z ziemią, szczególnie słysząc ultimatum i groźbę rozstania. Naprawdę tak chciał to rozegrać? W momencie, kiedy była wzburzona i nie myślała do końca racjonalnie? Skoro miała same wady (o zaletach jakoś rzadko wspominał), to czy w ogóle chciał tej relacji?
    - Nie chcę dłużej rozmawiać. Potrzebuje ochłonąć. Wracam do domu - zakomunikowała, pozostawiając kwestię otwartą. Nie miała dziś siły na więcej, chciała tylko zaszyć się w pokoju i przepłakać resztę nocy. Chyba po prostu się zawiodła. Odwróciła się, obierając drogę powrotną.

    Vivian i Arthur z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.