Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Café Norden

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Café Norden
    Café Norden to niewielka kawiarnia w sąsiedztwie Placu Kupieckiego, która mieści się w niezwykle wąskiej i ciasnej uliczce między dwoma, niepozornymi kamienicami, przez co wyjątkowo łatwo ją przeoczyć. Otwarty stosunkowo niedawno lokal jeszcze nie został odkryty przez zbyt wielu mieszkańców Midgardu – zazwyczaj jest tutaj bardzo spokojnie, co zdaje się szczególnie nie przeszkadzać młodym właścicielom z Finlandii, którym najwyraźniej zależało na stworzeniu miejsca na uboczu. Kawiarnia podzielona jest  na dwie części: pierwsza z nich mieści pięć stolików, a druga, która jest bardziej wnęką niż osobnym pomieszczeniem, zaledwie dwa, będąc tym samym idealnym miejscem dla osób ceniących prywatność i ciszę. Po prawej stronie od wejścia znajduje się również wysoki, wykonany z drewna regał, gdzie można znaleźć wiele ciekawych książek udostępnianych z prywatnej biblioteczki właściciel.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    12.06.2001

    Gdyby Es nie zarządził wyjścia z hali, Blanca zrobiłaby to raptem parę chwil później. Gdy w którejś chwili stała się świadoma, jak bardzo zmęczona i obolała jest po podróży – i jak bardzo przeceniła dzisiaj swoje siły – trudno było jej skupić się na czymś innym. Choć więc sama zaproponowała Barrosowi jeszcze jedne kółko – i naprawdę gotowa była je z nim zrobić – z częściowo tylko skrywaną ulgą przywitała sygnał do wymarszu.
    Nie była gotowa przyznać tego na głos, ale bardzo, bardzo potrzebowała usiąść. Cień, jaki dostrzegła w spojrzeniu Esa i spięcie, jakie wkradło się nagle w postawę mężczyzny – te być może też miały coś do powiedzenia.
    Nie była pewna, czy powinni się rozejść, czy po opuszczeniu kompleksu powinni po prostu pożegnać się, albo jedno powinno odprowadzić drugie i tyle. Pomijając już to, że od wieków nie chodziła na randki – z Esem przecież było inaczej. To nie tak, że czaili się na siebie dopiero, że nie wiedzieli o sobie zupełnie nic i do niczego nie mieli prawa. Jasne, ich sytuacja skomplikowała się, musieli zrobić te kilka, może kilkanaście kroków w tył – ale to wciąż nie sprawiało, by byli sobie obcy.
    Szczerze mówiąc, Blanca nie do końca wiedziała, jak odnaleźć się w tej nowej sytuacji.
    Gdy w efekcie to Es pociągnął ją gdzieś dalej, w jedną z bocznych uliczek, ścisnęła tylko jego dłoń nieco mocniej i z ochotą poszła za nim. Nie chciała, by wracał do Vai i sama też nie chciała wracać do dzielonego mieszkania. Nie chciała być sama ani w grupie ludzi, z którymi nie miała teraz ochoty przebywać. Chciała bardzo wielu rzeczy, których znaczna większość była bezsprzecznie związana z Esem.
    Kawiarnia, do której ją zaprowadził była mała, cicha i zaskakująco pusta jak na to, że pora była idealna na wieczorne spacery i spotkania towarzyskie. Blanca od wejścia rozglądała się z ciekawością, a gdy kelner zaproponował im stolik na uboczu – we wnęce raczej niż oddzielnym pomieszczeniu – Vargas niemal westchnęła z ulgą.
    Była głodna, spragniona i zmęczona, ale jeszcze bardziej złakniona chwili spokoju i bycia z Esem... Po prostu bycia. Najdłużej, jak tylko mogła.
    Zdjęła bluzę i odwiesiła ją na pobliski wieszak, zaraz z westchnieniem opadając na niezbyt szeroką, za to rozkosznie miękką kanapę przy stoliku. Do wyboru mieli jeszcze fotel, ale Blanca nie chciała siedzieć naprzeciwko Barrosa, tylko obok. Tuż obok, z dłonią w jego dłoni albo na jego udzie, z policzkiem wspartym o jego ramię.
    Tak, jak przez drogę od klubu sportowego niewiele się odzywała, tak teraz, w zaciszu pustej niemal kawiarni, znów potrzebowała mówić i, z drugiej strony, słuchać doskonale znajomego głosu Esa. Potrzebowała tylu interakcji, na ile mogliby się tu teraz zdobyć, jakby w ten sposób mogła zgromadzić ich trochę na zapas, zamknąć w słoiku i sięgać po nie jak po cukierki za każdym razem, gdy zaczynała tęsknić za bardzo.
    - Sal mówił, że wpadłeś na chwilę po powrocie z Brazylii – zauważyła teraz cicho, nie od razu sięgając do kawiarnianego menu. – Byłam w Finlandii. W Parku Narodowym Koli – dodała, jakby to coś wyjaśniało, choć oczywiście niewiele to mówiło – tak naprawdę ani Esowi, ani jej. Choć była tam już i widziała, nadal nie potrafiłaby z absolutną pewnością wskazać tego miejsca na mapie. – Dużo lasów, trochę wzgórz i cholernie zimne jezioro – dodała więc to, co dużo łatwiej było zrozumieć im obojgu i uśmiechnęła się miękko. – Potrzebowałam przewietrzyć głowę, tak myślę.I może też wyczerpać się fizycznie, jakbym w ten sposób mogła się ukarać.
    Odetchnęła powoli, w zamyśleniu gładzą lekko rogi kart menu.
    - Powiedziałam Yami, że rezygnuję z projektu – powiedziała wreszcie cicho. – Rozmawiałam z nią jeszcze przed wyjazdem. Nie złożę oficjalnego wypowiedzenia, ale... – Chrząknęła cicho. – Przez jakiś czas będą musieli radzić sobie sami. Dokończyć co zaczęłam. Ja... – Przygryzła wargę lekko. – Nie wiem, kiedy wrócę – czy wrócę – ale nie chciałam jeszcze definitywnie z tym zrywać. A złożenie papierów byłoby definitywne. Gdybym raz odeszła, Yami nigdy nie przyjęłaby mnie z powrotem. – Blanca uśmiechnęła się gorzko. Znała swoją kuzynkę aż nazbyt dobrze. Wiedziała, że ta nie daje drugich szans. – Dopisałaby moje nazwisko do badań, gdyby kiedykolwiek je publikowali – wciąż jest tam cholernie dużo mojej pracy – ale... – Wzruszyła ramionami i nie dokończyła.
    Nie umiała chyba wprost przyznać, że zwyczajnie nie była gotowa tak całkiem się z tą pracą pożegnać, zamknąć za sobą drzwi i spalić mosty. Jeszcze nie była i wcale nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie.
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie miał podobnych rozterek do tych Blanki – nie zastanawiał się, czy powinni się już rozejść i czy należałoby odprowadzić kobietę do drzwi mieszkania, które do niedawna było jeszcze ich wspólnym domem. Tym zastępczym, na emigracji i dzielonym z resztą badaczy. Nie było idealne, ale... Było. Mogli siadywać obok siebie kiedy chcieli, wystarczyło, że przeszli z jednego pokoju do drugiego i już mogli nadstawiać policzki do buziaków, przytulać się, gdy potrzebowali poprawy humoru. Teraz nie wiedzieli na jak długo utracili podobny luksus i Es nie zamierzał skracać spędzanego razem czasu tylko dlatego, że być może coś należało. Nie mógł ich wspólnych wyjść mierzyć tą samą miarę co randek, na które chodziło się dopiero poznając człowieka – na to było już zdecydowanie za późno.
    Przebodźcowany tym co zaszło na hali, poprowadził Blankę w boczną uliczkę, do kawiarni którą znalazł przypadkiem, paradoksalnie tego samego dnia na samotnym spacerze. Zajrzał wtedy przez witrynę do środka, zobaczył nieco ciasne, ale zaskakująco przytulne wnętrze i jakoś tak... Nogi poniosły go same. A fakt, że zaskakująco byli teraz jedynymi gośćmi tylko utwierdzał Barrosa w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję – w końcu chciał uciec od tłumu i jego wścibskich spojrzeń, od których mrówki pełzły mu po ramionach i wstyd zatykał gardło, a nie od samej Vargas.
    Z ulgą powitał stolik na uboczu gwarantujący, że nie staną się główną atrakcją, jeśli ktoś poza nimi zdecyduje się wejść do kawiarni i zawieszając skórzaną kurtkę obok bluzy Blanki usiadł koło niej, wspierając udo o jej. Mieli wystarczająco miejsca, by nie siedzieć ramię w ramię, ale przecież nie o to chodziło. Zupełnie nie o to.
    Przytaknął bez słowa, gdy zaczęła nagle wspominać o jego wizycie w trakcie jej niezapowiedzianej nieobecności i przekrzywił nieco głowę, by łatwiej móc przyglądać się profilowi kobiety. Park Narodowy. Wsparł dłoń na jej udzie i pochylił się lekko, wtykając noc w ciemne kosmyki, by wziąć głęboki wdech. To dlatego wydawało mu się na hali, że jej bluza pachniała ziemią i żywicą. Wypuszczając kajmana pod skórę bez trudu wyłapywał teraz te wonie, pozwalał im łaskotać przyjemnie nos w połączeniu z unikalnym zapachem skóry Blanki i łagodzić wcześniejsze napięcie.
    - Rozumiem – wymamrotał cicho, owiewając jej ucho ciepłym oddechem. - To ma sens.
    Nie przerywał jej i nie próbował sztucznie wypełniać ciszy, gdy na chwilę zaległa między nimi, szukając w niej znamion tego samego komfortu, który raz już udało im się wspólnie wypracować. Przymknął oczy, czołem wspierając się o bok głowy kobiety, nosem leniwie wodząc w jej słabo związanych włosach – nie było mu jednak wystarczająco wygodnie, więc po prostu podniósł rękę, rozsupłowując gumkę trzymającą jej kucyk w całości.
    Powiedziałam Yami, że rezygnuję z projektu.
    Zamarł na moment, częściowo tylko rozumiejąc konsekwencje tej decyzji, ale pojmując jak duży to był krok dla Blanki, która ponad dwa tygodnie wcześniej kazała mu wypierdalać, bo śmiał wytknąć, że praca nad tym projektem nie była ważniejsza od innych problemów. Najwyraźniej coś zdążyła zrozumieć w trakcie ich rozłąki, skoro zdecydowała się porzucić coś, czego w ostatnich miesiącach trzymała się tak desperacko, mimo całej krzywdy jaką jej wyrządzało.
    Powiedzenie, że się cieszy, wydawało mu się cholernie nieodpowiednie, nawet jeśli naprawdę tak sądził. Przesunął dłoń wspartą na jej udzie niżej, na kolano i ścisnął lekko.
    - Włożyłaś w niego dużo serca i wysiłku. Nie mogą tego przekreślić, nieważne co zrobisz dalej – powiedział cicho, nosem delikatnie przesuwając wzdłuż ucha Blanki. - Opowiedz mi o tym Parku – poprosił po chwili. - Co tam robiłaś?
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Przez wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni czy tygodni straciła pewność, jaką wcześniej miała w związku z Esem. Nie była pewna, jak się do niego odnosić – jak może się do niego odnosić – i jaki dotyk będzie w porządku, a jaki stanie się już przekraczaniem tej granicy, którą chwilowo postawili między sobą. Pod tym względem dzisiejsze wyjście było zaskakująco normalnie, tylko, że...
    Wraz z opuszczeniem hali i rozgoszczeniem się w kawiarni znów zaczęła niepotrzebnie myśleć, niepotrzebnie się krępować. To dlatego drgnęła lekko, gdy Es wsparł dłoń na jej udzie, gdy wsunął nos w jej włosy i gdy bez pytania zdjął jej gumkę, rozsypując ciemne kosmyki. Nie dlatego, że to było złe, ale dlatego, że się nie spodziewała. Że wciąż nie wiedziała, jaka bliskość będzie w porządku.
    Każda, odpowiadała sobie prędko w głowie, zaraz jednak znajdując całą masę argumentów na obalenie tego przekonania. Nie. Wcale nie każda.
    Skoro jednak Barros tak naturalnie sięgał po nią, nie potrafiła sobie zabronić podobnej czułości. Ułożyła dłoń na jego udzie i pogładziła lekko, w którejś chwili otarła się też z nieznacznym uśmiechem rozbawienia o czubek jego nosa – jak kot, którym była. Teraz już zdecydowanie była.
    Przyznając się do rezygnacji z projektu, niemal spodziewała się, że Es uśmiechnie się szeroko, przyzna, jak bardzo go to cieszy, bardzo jednoznacznie pokaże, że to była jedyna słuszna decyzja, jaką Blanca mogła podjąć. Nawet jednak, jeśli faktycznie była na taką reakcję gotowa i jeśli wierzyła, że nie wzruszyłoby to jej jakoś specjalnie – to, że mężczyzna niczego takiego nie powiedział było miłe. Cholernie miłe. Otuliło jej serce jakimś ciepłem, którego dotąd nie sądziła, by potrzebowała.
    Uśmiechnęła się przelotnie na uznanie jej wysiłków za fakt – i roześmiała się lekko, gdy Es przesunął nosem wzdłuż jej ucha. Ze zdumieniem odkryła, że ciepło, jakie w którejś chwili wkradło jej się na policzki, było niczym więcej jak łagodnym rumieńcem zakłopotania.
    Bogowie, czyżby zrobiła się wstydliwa? Nieśmiała?
    Opowiedz mi o Parku.
    Mimowolnie wtuliła się w Esa bardziej.
    - Łaziłam – odparła bez wahania, bo to przecież było najprostsze podsumowanie tego, po co tam pojechała. – Ja... Wybrałam trasę trochę na chybił trafił, szczerze mówiąc, już w drodze. Nie jechałam tam zwiedzać, tylko... Nie wiem. Zmęczyć się.Ukarać. Wzruszyła lekko ramionami. – Więc to właśnie robiłam. Łaziłam tak długo, aż nogi zaczynały wchodzić mi w dupę – i jeszcze dłużej. – Uśmiechnęła się przelotnie. Była niemal pewna, że gdy wreszcie wróci do domu, odkryje jeszcze conajmniej kilka dodatkowych miejsc ze zdartą skórą i kilka dodatkowych odcisków, które bolały, a które póki co całkiem nieźle ignorowała.
    Gdy tylko o tym pomyślała, świadomość wyczerpania uderzyła ją w dwójnasób. Westchnęła cicho i ucałowała Esa miękko w czubek nosa.
    - Przemieniłam się na część trasy – dodała po chwili wahania. – Ja... – Chrząknęła cicho. – Nie było lepiej. To znaczy, było o tyle, że pozbierałam się sama. I zatrzymałam śniadanie. – Uśmiechnęła się krzywo. – Ale to cholernie boli. Zmiana kształtu. Czy ty... Czy u ciebie też tak było? Na początku? – Musiała spytać, choć była niemal pewna, że zna odpowiedź. Nie było tak. Była przekonana, że Es znosił swoje początki przemiany lepiej.
    Gryzła wnętrze policzka przez chwilę, odruchowo gładząc udo Barrosa, trochę w górę, trochę w dół, starając się ignorować rosnącą potrzebę, by sięgnąć pod jego ciuchy, musnąć nagą skórę, przytulić się do odsłoniętej piersi.
    Widząc kelnera kręcącego się w głównej sali i zerkającego ku nim od czasu do czasu – patrzącego raczej na wciąż zamknięte menu niż na któreś z nich – uśmiechnęła się przelotnie.
    - Powinniśmy coś wybrać – rzuciła cicho i przysunęła broszurę bliżej. – Jestem strasznie głodna – przyznała. Nie jadła nic od chwili wyjazdu z Finlandii.
    Przez chwilę przeglądała ofertę kawiarni z umiarkowanym zainteresowaniem.
    - A ty? – spytała w pewnej chwili unosząc głowę znad menu i zerkając na Esa. – Jak ci się mieszka z Vaią? – zapytała i nie mogła pozbyć się wrażenia, że najlepszym przymiotnikiem na opisanie jej tonu było teraz uprzejmie. Myśl, że Barros dzieli teraz mieszkanie z inną kobietą niezmiennie ją kłuła – paradoksalnie tym bardziej, im bardziej świadoma była zażyłości między Esem a Vaią, tego, jak długo się znali i tego, jak wiele ich łączyło. Mężczyzna mógł mówić, że traktuje Wysłanniczkę jak siostrę, ale Blanca... Blance trudno było nie oceniać swoją miarą. Nie umiała tego w tej chwili i nie była pewna, czy będzie potrafiła potem.
    Nie ufała Vai, jedyne więc, co mogła zrobić, to po prostu nie robić scen. Jej zazdrość to jej problem.
    Westchnęła bezgłośnie, dopiero teraz orientując się, że od dobrej chwili gładzi miękko, niemal czule, lakierowane strony menu. Przestała to robić od razu, gdy tylko się na tym złapała.
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Logicznie zdawał sobie sprawę, że nie powinien pozwalać na podobną poufałość i bliskość, którą mieli te parę tygodni wcześniej. Jakaś jego część, ta wciąż zraniona byciem zepchniętym na mniejszy priorytet i wyznaniami kłamstwa oraz złamania jedynej obietnicy, której chciał, by dotrzymała, podpowiadała, że powinien ją karać. Wytykać potknięcia, traktować przynajmniej oschle, nie pozwalać na dotyk inny, niż na który dałby jej wprost pozwolenie. Mógłby. Przypuszczał, że Blanca nawet nie protestowałaby zbyt mocno, jeśli sądzić tylko po skrusze, jaką wykazała parę dni wcześniej. Tylko kim by się wtedy stał? Kiedy uznałby, że już dość?
    Nie zamierzał zapominać, ale mroziło go na samą myśl, że mógłby się zachowywać podobnie do byłej żony i poczuciem winy manipulować drugą osobą. W jego świecie miłość tak nie wyglądała.
    Siedział więc obok, wdychał zapach jej skóry wymieszany z odległą wonią lasu, zastanawiając się jakby to było, gdyby zaczęli razem chodzić na takie wycieczki – czy to był tylko jednorazowy wyskok ze strony Vargas, czy potrzeba zakorzeniona głęboko w kościach, której nie dawała wcześniej upustu. Kąt ust drgnął mu, gdy mówiła o chodzeniu tak długo, że czuła się to w miejscach, w których czuć się nie powinno i uniósł nieco głowę na wspomnienie przemiany. Cieszył się, że czuła się lepiej niż przy pierwszej, pewnie gwałtownej zmianie kształtu, ale w jej słowach nie słyszał radości. Nawet jej okrucha. Niczego, co świadczyłoby o tym, że nowa umiejętność sprawiała jej chociaż odrobinę przyjemności i nie po raz pierwszy przeszło mu przez myśl, że popełnił błąd, oferując jej naukę.
    Zaciskając usta w wąską linię, pokręcił lekko głową.
    - To się działo tak szybko, że nawet nie pamiętam, czy bolało – zaczął, wciąż mówiąc w ten sam, wyraźnie cichszy i łagodniejszy sposób co od czasu ostatniego kółka na hali. - Przy swoim pierwszym razie zostałem kajmanem przez prawie dwa tygodnie. Jak wyszedłem z jeziora to ludzka postać była tą niepoprawną i dziwną – umilkł na moment, mimowolnie zerkając na własną dłoń, zwijając i rozkładając znów palce, jakby chciał się sprawdzić, czy wciąż tak uważa.
    - Jeśli później bolało, to chyba jego spokój mi to wynagradzał i zatarł wspomnienie – dodał jeszcze w zamyśleniu, zanim znów wsparł policzek gdzieś na ciemnej głowie Blanki. - Nie musisz tego robić, jeśli przemiana nie sprawia ci przyjemności. Nie o to chodzi, żebyś się męczyła.
    Z umiarkowanym zainteresowaniem zerknął na wciąż zamknięte menu, nie odczuwając aż tak intensywnego głodu.
    - Szkoda, że nie powiedziałaś, zabrałbym cię gdzieś, gdzie normalnie dają jeść. W sumie wciąż możemy wyjść – zaproponował, ale Blanca kręciła już lekko głową, wskazując w menu interesującą ją pozycję, gofry w kształcie... Kształcie. Czegoś z nóżkami albo kokardką? Pewnie by to rozpoznali, gdyby lepiej znali skandynawską kulturę. Sam planował wypić jedynie herbatę, dobrej kawy opijał się ostatnio u Vai. O wilku mowa...
    - Jest w porządku, dostałem swoje klucze – rzucił, wyczuwając lekkie napięcie w głosie Blanki. Nie rozumiał, dlaczego temat Vaiany tak bardzo ją drażnił, skoro powiedział, że traktował ją jak siostrę, a sama Vargas nie wycofała pozwolenia, by sypiał, z kim miał ochotę. Coś tu... Coś tu się nie składało do kupy. Chyba że chodziło o coś, co w ogóle nie przyszło mu do głowy.
    - Naprawiłem jej kran – powiedział za to z wyraźną dumą w głosie, uśmiechając się sam do siebie.
    Kelner, który wcześniej zerkał ku nim, wreszcie uznał, że nadszedł czas na przyjęcie zamówienia i podszedł bliżej, pytając, na co mieli ochotę. Brak chęci do interakcji z ludźmi, którzy nie byli Blanką, wcale nie zdążył Esowi minąć – nachylił się tylko do ucha kobiety, mówiąc, by zamówiła dla niego jedną z herbat i lekko chwycił zębami małżowinę, wywołując u kelnera ciche chrząknięcie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie była zaskoczona odpowiedzią Esa, może dlatego więc nie czuła się po niej w żaden sposób gorzej. Nawet, jeśli miło byłoby wiedzieć, że jej aktualne problemy są czymś typowym, że każdy przez to przechodzi – i każdemu prędzej czy później mija, to Blanca oswoiła się już z myślą, że jej dyskomfort jest po prostu kolejną z cech charakterystycznych tylko dla niej. Wadą fabryczną, możnaby powiedzieć, podobnie jak jej iskrzyca.
    Na kolejne słowa Esa potrząsnęła jednak głową stanowczo.
    - Nie, to nie tak – zaprotestowała bez wahania. – Ja chcę się przemieniać. Jakkolwiek przerażające to jest na początku, zwierzęca postać jest... – urwała na chwilę, próbując znaleźć jak najlepsze słowa do opisania własnych uczuć. – Wiele bym dała by mieć taką wolność już lata temu – podsumowała wreszcie i uśmiechnęła się miękko.
    Naprawdę nie chciała, by Barros sądził, że się do tego zmusza. Bo nawet, jeśli rzeczywiście to robiła – a robiła – to nie chodziło przecież o to, by to jemu sprawić przyjemność. Vargas nie kłamała mówiąc, że chciałaby się przemieniać. To, że zmuszała się do tego teraz – cóż, raczej trudno się dziwić, trudno witać z entuzjazmem ból czy gwałtowne mdłości. Blanca nie sądziła jednak, by mogła uporać się ze swoimi problemami nie przemieniając się. Więc choć bolało – naprawdę chciała to robić. I jeszcze bardziej chciała, by Es to zrozumiał.
    - Ja... Chciałabym przemieniać się przy tobie. Przynajmniej teraz, na początku. Boję się bólu – zaśmiała się z zażenowaniem. – A przy tobie jest łatwiej – zawahała się, potarła nadgarstek, skrępowana. – Chyba po prostu dlatego, że wiem, że nie pozwolisz, by stała mi się krzywda – przyznała ciszej, zacisnęła lekko dłoń na udzie mężczyzny.
    Od początku nie doceniała troski Esa tak, jak powinna, częściej jeżąc się na jego potrzebę kontroli niż dziękując za to, że dbał o jej nezpieczeństwo.
    Znów umilkła, odzywając się ponownie dopiero, gdy Barros zaproponował restaurację.
    - Nie, nie, jest w porządku. Naprawdę. Nakarmią mnie i tutaj – zapewniła z rozbawieniem, wskazując gofry z serem w kształcie czegoś, co z pewnością było jakimś zwierzęciem, choć trudno było powiedzieć, jakim. Blanca była przekonana, że jeśli weźmie takie dwa, a do tego jeszcze dzbanek z którejś z tutejszych herbat, żadna restauracja nie będzie jej potrzebna.
    Jak zdawkową odpowiedź Esa na temat aktualnego miejsca zamieszkania przywitała tylko skinieniem głowy – nie czuła się na siłach i chęciach, by drążyć i udawać, że to temat jak każdy inny – tak na wzmiankę o kranie roześmiała się szczerze.
    - Fantastycznie. Przećwicz się u niej i późniejszy remont czegoś naszego załatwimy w tydzień. – Wyszczerzyła zęby w szerszym uśmiechu.
    Dużo łatwiej było jej fantazjować o hipotetycznym jeszcze mieszkaniu niż zastanawiać się, dlaczego tak cholernie przeszkadzała jej myśl o Esie dzielącym lokum z kobietą, która nie była nią. Podobnie jak Barros, Blanca nie zapomniała o danym mu – i niecofniętym – przyzwoleniu, i podobnie jak on widziała, że coś nie do końca się tu klei. Że ona nie jest konsekwentna.
    Nie dane jej było jednak zastanawiać się nad tym dłużej – inna rzecz, że nie chciała dzisiaj tego robić – bo gdy tylko przy stoliku pojawił się kelner, jasnym stało się, że Es postanowił ją wystawić. Wciągnęła powietrze glęboko na wymruczane jej od ucha zamówienie, zaczerwieniła się już aż nadto wyraźnie na lekką pieszczotę – i ciche chrząknięcie kelnera. Czując, jak płoną jej policzki, naprędce wyrecytowała zamówienie – dwa gofry z serem, dzbanek herbaty tropikalnej, i drugi, mniejszy, czaj masali z przyprawami korzennymi, a do tego jeszcze całkiem uroczo wyglądające ciacho w kształcie brzoskwini, którego Es teoretycznie nie chciał, a w praktyce na pewno potrzebował. A gdy potem znów zostali sami, odruchowo klepnęła Barrosa w udo karcąco.
    - Co ty robisz? – sapnęła cicho, czując ciepło rozlewające się jej już także po dekolcie. – Mogłeś sobie sam zamówić – burknęła. – I nie możesz mi tak... – urwała na widok rozbawienia na twarzy Esa, rozbawienia, dumy z samego siebie i jeszcze czegoś, czego nie potrafiła nazwać, a co sprawiało, że po jej kręgosłupie ześlizgiwał się cholernie przyjemny – i cholernie nie na miejscu – dreszcz.
    - Nie rób tak – mruknęła wreszcie tylko.
    Nie powie mu przecież, że przez taką bliskość powrót do mieszkania będzie dla niej jeszcze trudniejszy, a tęsknota, z jaką mierzyła się ostatnio co wieczór, jeszcze bardziej uciążliwa.
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie był zachwycony słysząc o tym, że przemiana bolała Blankę, przede wszystkim dlatego, że nie potrafił jej niczego w tej kwestii doradzić, choć tak chwalił się, jak wiele miał doświadczenia. Nagle wszystko, co wiedział, okazywało się warte funta kłaków, gdy Vargas przedstawiała mu konkretny problem, który nigdy go nie dotyczył. Był naiwny uważając, że poznał już wszystko, co dotyczyło tej umiejętności i chyba nabierał pokory, myśląc przelotnie o tym, by odwiedzić bibliotekę. Tylko w takiej pierwszej lepszej nie znajdzie chyba tomów na tak specyficzny temat? Może uniwersytecka? Jeśli w ogóle wpuszczali w swoje progi ludzi nie będących studentami...
    Z chwilowych rozmyślań wyrwały go dalsze słowa Blanki, jej ufność w to, że jeśli będzie obok, kiedy się przemieni, nie stanie się jej krzywda – budziła mu w sercu ciepło, karmiła poczucie satysfakcji z bycia potrzebnym.
    - Powiedz tylko kiedy – przytaknął, trącając lekko jej ramię własnym. Oczywiście, że nie zamierzał jej zawieść – nie kiedy w nieco zawoalowany sposób prosiła, by pomógł jej uporać się ze strachem. Poza tym... Egoistycznie chciał zobaczyć jej przemianę z bliska, dotknąć futra ocelota, spojrzeć w kocie oczy i przekonać się jak ostre miał pazury. Jak dotąd wyczuwał go tylko w subtelnej zmianie zapachu, słyszał od innych, że się udało, ale... Ale. Cholera, bolało go, że nie był obok za pierwszym razem. Ani nawet za drugim. Drażniło i swędziało w miejscu, którego nie mógł podrapać, by ukoić dziwne wrażenie.
    Gdy rozmowa naturalnie popłynęła w kierunku tymczasowego lokum Esa, zaśmiał się cicho na entuzjazm, jaki wywołała w Blance informacja, że dokonał udanej naprawy kranu.
    - Skróciłem też przewody w wiszących lampach, bo waliłem w nie czołem – rzucił z rozbawieniem. - Na pewno został do naprawy prysznic, wydaje mi się, że szafki w kuchni też wiszą na słowo honoru. Zanim stamtąd wyjdę, będę ekspertem – żartował sobie, chociaż wcale nie uważał, by akurat umiejętność dokręcenia kranu czy paru śrubek miała dać mu doświadczenie niezbędne do wykonania hipotetycznego remontu. Jeszcze nie zaczął się rozglądać za mieszkaniami, ale powinien to zrobić – najlepiej od jutra. Zapyta Vaię, a potem może napisze też do Alexa. Potem. Wszystko potem, gdy niechęć do interakcji z ludźmi minie, a lęk się rozwieje.
    Zdawał sobie sprawę, że nie uprzedził Blanki o konieczności składania zamówienia za nich oboje, ani nie ułatwiał jej tego, mamrocząc słowa niezrozumiałe dla kelnera tuż przy jej uchu i kąsając je, ale najzwyczajniej w świecie chciał to robić. Chciał móc się przez chwilę nie przejmować rzeczami, które nie miały realnego wpływu na jego życia i po prostu podążać za nawet drobnymi zachciankami. Było coś upajającego w tym, że mógł i że jedyną reakcją kelnera było ciche chrząknięcie. Czerwień na policzkach astronomki unosiła nieco kąciki jego ust.
    Nie przejął się specjalnie karcącym klepnięciem w udo, które przecież nie zabolało ani trochę, z satysfakcją obserwując jak karmazyn na skórze Blanki spływa zdradziecko w dół przez jej szyję i dekolt, chowając się też zapewne pod nim. W ciemnych oczach tańczyły mu łobuzerskie iskry.
    - Skoro chwilowo zrezygnowałaś z projektu Serrano – podjął po chwili, dając kobiecie moment na odsapnięcie, chociaż wcale się nie odsunął, wciskając rękę między oparcie kanapy a plecy Vargas i obejmując ją w talii. - To co planujesz robić w wolnym czasie? Bywać więcej w Katedrze?
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Była absolutnie pewna, że jej rumieńce podsycają tylko łobuzerskie zapędy Esa – coś, co jeszcze nie tak dawno temu uznałaby za jeden wielki wymysł, a nie faktyczną cechę charakteru Barrosa. On przecież… On przecież nie był taki. Buc. Arogant. Obrońca lub agresor, zależnie od potrzeb. Ale nie łobuz. Nie uliczny cwaniak. I z pewnością nie amant.
    Blanca była absolutnie pewna, że Es tak naprawdę się nie zmienił – po prostu zaczął pokazywać jej więcej. Więcej tego, co siedziało w nim już od lat, stłumione może tylko przez Camilę, przez oczekiwania rodziny, ale bo przez jakieś przekonania, które Barros nawkładał sobie do głowy sam.
    Tak czy inaczej, Blanca sapnęła tylko cicho, widząc, jak bardzo nieprzejęty był mężczyzna jej upomnieniem, nie opierała się jednak, gdy Es objął ją mocniej, przygarniając do siebie. Z westchnieniem wsparła się wygodniej o jego bok, przez chwilę konteplując tylko ciężar i ciepło jego dłoni na własnym ciele.
    Na pytanie Barrosa nie odpowiedziała od razu głównie dlatego, że... Nie wiedziała. Nie to, że o sama nie stawiała przed sobą podobnej zagwozdki – od dobrych kilku, kilkunastu dni zastanawiała się, co tak naprawdę chciałaby ze sobą zrobić – ale raczej po prostu nie zdążyła jeszcze znaleźć odpowiedzi.
    Czasem jednak odpowiedzi znajdują się same, wystarczy tylko ubrać je w słowa.
    - Też – przytaknęła na wzmiankę o Katedrze, to jednak przecież nie było wszystko. Z zaskoczeniem stwierdziła, że przecież doskonale wie, co chciałaby robić – że wie to już od dawna. Po prostu dotąd nie brała tej opcji na poważnie, bo... W zasadzie nie wiedziała czemu.
    - Chciałabym działać artystycznie – stwierdziła więc teraz z przekonaniem, trochę tylko zawstydzona, jakby te plany – w porównaniu do kariery naukowej – były niczym wartym uwagi. – Ta wystawa, wyróźnienia, które mi przyznano... – Wróciła myślami do wspomnianego konkursu – i przygryzła policzek mocno, aż nazbyt dokładnie przypominając sobie, jak potoczyła się wtedy gala wręczenia nagród. – Dużo od tamtego czasu myślałam i może... To znaczy, myślę po prostu... – zaczęła się plątać – Chciałabym spróbować. Urządzić w naszym mieszkaniu jakąś małą pracownię, studio, jeśli byłoby na to miejsce. Zdobyć więcej klientek. Klientów – poprawiła się szybko, bo tak naprawdę to wcale nie musiały być przecież kobiety. – Nie sądzę, żebym kiedykolwiek mogła się z tego utrzymać, ale z samej pracy naukowej też tak naprawdę nie mogę, więc to w sumie żadna różnica – parsknęła cicho, nie kryjąc goryczy, jaka wkradła się w jej słowa.
    Odetchnęła powoli, mimowolnie gładząc udo Esa.
    - Chcę spróbować – powtórzyła wreszcie i uśmiechnęła się przelotnie. – Sprawdzić, czy tak będzie mi lepiej.
    Myśl, by miała zupełnie porzucić pracę badawczą była w tej chwili zupełną abstrakcją, ale... W zasadzie, czemu nie? Czy, gdyby okazało się, że w branży artystycznej realizuje się tak samo lub nawet bardziej – czy to naprawdę byłoby takie straszne, raz na zawsze zerwać z instytutami, z całą tą pracą naukową?
    Nie miała na to w tej chwili odpowiedzi.
    Gdy w którejś chwili kelner wrócił z ich zamówieniem, Blanca uśmiechnęła się miękko, podziękowała grzecznie i śmiało podsunęła ciastko Esowi.
    - Wcinaj – rzuciła lekko i uśmiechnęła się. – Żeby nikt potem nie mówił, że o ciebie nie dbam.
    Rozlała im herbaty do filiżanek i pochyliła się nad goframi, przez moment z przyjemnością obwąchując je tylko. Kiedy zaś wreszcie wzięła pierwszego gryza, rozpromieniła się z dziecięcą niemal radością.
    - Dobre – obwieściła z entuzjazmem. – Całkiem zabawne, bo słodkie jak gofry, tylko, że z serem zamiast dżemu. – Śmiało wzięła jeszcze jeden kęs, i kolejny, i kolejny.
    Gofry były świetne, a ona była tak strasznie głodna.
    Ponownie odezwała się dopiero, gdy nasyciła pierwszy głód. Po jednym z dwóch gofrów nie było już śladu, pierwsza filiżanka herbaty także została już osuszona niemal do dna. Blanca uzupełniła ją ponownie i biorąc w rękę talerzyk z drugim gofrem, znów wtuliła się bardziej w Esa. Potrzebowała raptem jednej chwili więcej i kontrolnego zerknięcia na główną salę, by upewnić się, że kelner nie będzie im na razie zawracał głowy, by dodatkowo przerzuciła jeszcze nogi przez uda Esa, układając się przy nim jeszcze wygodniej – i jeszcze bardziej zajmując go całego dla siebie. Jakby w ten sposób mogla podkreślić, jak bardzo jest jej – udowodnić, że mimo ostatniej kłótni, zupełnie nic się nie zmieniło.
    - Es? – spytała wtedy wreszcie, nie spiesząc się już z kolejnymi gryzami tosta. – A gdybym chciała zrobić ci zdjęcia? – spytała i zaraz chrząknęła cicho. – Nie takie zdjęcia – zastrzegła, pamiętając, jak bawili się aparatem ostatnim razem. – Pomyślałam, że moglibyśmy pójść nad jezioro i... Twój kajman. Łuski. Nie pełna przemiana, tylko częściowa. Jestem ciekawa, jakby to wyglądało. Co mogłabym z tym zrobić.
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Nie był pewien, czy potrafiłby zachowywać się aż tak swobodnie w towarzystwie osób, które znał, lub które należały do jego rodziny – choć urodziny ciotki Juliany udowodniły mu ostatnio, że często niepokoju i wstydu potrafił zdusić. Że umiał mniej lub bardziej okazywać czułość, ale nie aż tak swobodnie. Na pewno nie tak jak teraz, przy tym zupełnie obcym młodzieńcu, który kelnerował w kawiarni, do której zaprowadził Blankę. Coś w nim rwało się do tej bezczelności, do otwartego pokazu uczuć, stanięcia społecznym oczekiwaniom okoniem w gardle.
    Kiedy spytał o to, co Meksykanka zamierzała robić ze swoim wolnym czasem, nie oczekiwał, że przedstawi mu jakiś konkretny, przygotowany szczegółowo plan – był bardziej ciekawy tego, w którym kierunku zamierzała iść. Jeśli w ogóle miała czas o tym pomyśleć. Kiwnął lekko głową, gdy przytaknęła na wspomnienie Katedry – miało to dużo sensu, biorąc pod uwagę jej ambicję i potrzebę pracy naukowej, a skoro niedawno dostała się tam do ciekawego projektu...
    Przekrzywił nieco głowę, zerkając na przytuloną do jego boku kobietę, kiedy mówiła też o przeznaczeniu części czasu na rozwijanie artystycznych pasji, za które przecież zdobyła już w Midgardzie wyróżnienie w konkursie. To... Prawdę mówiąc miało to cholernie dużo sensu.
    - Możemy z zasady szukać mieszkania z jednym pokojem więcej niż potrzebujemy – zaproponował, choć doskonale już wiedział, że nawet jeśli z jakiegoś powodu Blanca mu nie przytaknie wytykając problem kosztów, nie pokaże jej żadnego lokum, które nie spełniałoby tego warunku. Skoro chciała się rozwijać w czymś, co dawało jej radość i stanowiło potencjalne dodatkowe źródło zarobku, kim był, by podcinać jej skrzydła? Życie nie składało się tylko i wyłącznie z obowiązków, potrzeba w nim było pasji.
    Otarł się policzkiem o czubek jej głowy, kiedy parsknęła gorzko.
    - Dobrze. Wygląda na to, że oboje będziemy próbować nowych rzeczy – wymamrotał, choć sam jeszcze nie miał przecież na siebie konkretnego planu. Wiedział jedynie, że nie chciał wracać do zawodu, jaki wykonywał wcześniej i do którego miał największe predyspozycje – chyba. Nie dowie się, jeśli nie spróbuje innych rzeczy, jakkolwiek przerażające by to nie było.
    Kątem oka przyglądał się kelnerowi, który przyniósł ich zamówienie, większą uwagą obdarzając deser w kształcie brzoskwini, o jakim właściwie nic nie mówił, ale kiedy stał teraz na stoliku, wyglądał naprawdę apetycznie.
    … żeby nikt potem nie mówił, że o ciebie nie dbam.
    Przewrócił nieznacznie oczami, choć na jego ustach gościł delikatny uśmiech. Zanim rozbił łyżeczką czekoladową skorupkę ukrytą pod musem, przez chwilę obserwował Blankę i jej zachwyt nad goframi – nachylił się na moment, bez pytania podgryzając kawałek na spróbowanie. Przytaknął, że faktycznie dobry, bezczelnie udając, że nie widział oburzenia na twarzy kobiety. W ramach rekompensaty podsunął jej na łyżeczce trochę musu kawałkami świeżych owoców z własnego deseru. Ze słodkich rzeczy zwykle preferował tylko brigadeiro matki – i może część wypieków Sala - ale musiał przyznać, że deser był wyjątkowo smaczny. Ku własnemu zaskoczeniu dokończył cały, popijając kwaskowatą słodycz korzenną herbatą.
    Widząc, że Blanca w którymś momencie podniosła nogi z podłogi, uniósł ręce, ułatwiając jej przerzucenie ich przez własne kolana, zanim wsparł dłoń na jednej z łydek.
    Es?
    Mruknął pytająco, kręcąc filiżanką na dnie której pływało kilka fusów. Zaraz jednak podniósł wzrok, spoglądając na Vargas ze zdziwieniem, słysząc jaki miała pomysł – zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca czemuś gorętszemu, podekscytowanemu.
    - Ja... Chętnie. Nigdy nie myślałem, jak to wygląda – umilkł na moment, popukując palcem w bok filiżanki, parskając zaraz cicho. - To znaczy, myślałem tylko, jak potrzebowałem kogoś nastraszyć zębami. Nie wiem, czy nadaję się na modela, ale możemy spróbować – dodał, po chwili jeszcze kiwając lekko głową, jakby sam sobie musiał przełożyć, że istotnie było to coś wartego spróbowania. Nie czuł się źle będąc przed obiektywem aparatu Blanki wcześniej, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Jeśli żadne z tych zdjęć nie będzie się nadawało do pokazania szerszemu odbiorcy, przynajmniej spędzą razem popołudnie, a to zawsze był dobry plan.
    - Tylko musimy zabrać coś do jedzenia. Częściowe przemiany bardziej męczą – rzucił, nie jako przytyk, czy żeby wskazywać dziury w logice Blanki, a jako proste stwierdzenie faktu.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Sapnęła z oburzeniem, gdy Es podgryzł jej gofra, strosząc się jednak raczej tylko dla zasady niż z faktycznego niezadowolenia – co zresztą szybko stało się jasne, gdy teatralną irytację zastąpił łagodny uśmiech rozbawienia. Uśmiech, który nie znikł, poszerzając się co najwyżej tylko, gdy Blanca zaczęła bezczelnie przyglądać się zmaganiom Barrosa z uroczym ciastkiem. Wiedziała. Wiedziała, że będzie mu odpowiadał.
    Usatysfakcjonowana zasłodzeniem swojego mężczyzny, bez zastanowienia cmoknęła go w policzek zanim znów ułożyła się przy nim wygodniej i niespiesznie dokończyła gofra.
    Jeśli pierwsze zdziwienie Esa na propozycję zdjęć podsyciło trochę niepewność Blanki, tak późniejszy entuzjazm wszystko jej wynagrodził. Meksykanka uśmiechnęła się szeroko, a gdy parę łyków herbaty później odstawiła filiżankę na stolik i uwolniła ręce, śmiało objęła Barrosa i pogładziła go lekko po piersi.
    - Nadajesz się – stwierdziła bez wahania. – To znaczy, każdy sądzi, że się nie nadaje, ale uwierz mi, będzie świetnie – zapewniła z przekonaniem. Naprawdę tak uważała – i to nawet nie dlatego, że Es był jej, że sama tak strasznie straciła dla niego głowę. Odsuwając nawet własną miłość i własne pożądanie na bok, musiałaby przyznać, że Barros był cholernie dobrym obiektem do uwieczniania. Obiektem, który, jako artystka, chciała mieć dla siebie równie mocno jak pragnęła go jako kobieta.
    - Pewnie – przytaknęła ochoczo na wzmiankę o jedzeniu. – Nie dam ci głodować przecież. – Uśmiechnęła się z rozbawieniem. – Poza tym, skoro już będziemy nad jeziorem, to zróbmy sobie piknik. Szkoda zmarnować okazję.
    Potem milczała już raczej, tuląc się tylko do boku mężczyzny i gładząc go odruchowo. Nie była pewna, w którym momencie przymknęła oczy, i ile czasu było jej potrzeba, by zupełnie się rozleniwiła, w końcu czując się naprawdę dobrze – bezpiecznie. Tak, jak nie potrafiła się czuć, gdy Esa nie było obok.
    - Moglibyśmy tu zostać – wymamrotała w którejś chwili. – Albo gdzieś indziej. Zabrałabym cię ze sobą. Albo ty mógłbyś zabrać mnie – mruczała cicho, chwilowo ignorując niechęć Barrosa do odwiedzania ich do niedawna wspólnego mieszkania i swoje własne opory przed wpadaniem do Vai. – Może w końcu bym się wyspała – wymamrotała, jeszcze mocniej obejmując Esa i rozważając przez moment, czy nie wcisnąć mu się na kolana, zwinąć na nich i tak zostać, nie bacząc na uwagę, jaką mogą przykuć i ewentualne protesty bardziej rozsądnego Barrosa.
    Ostatecznie jednak westchnęła tylko ciężko zamiast tego i wcisnęła nos w zagłębienie szyi mężczyzny, głęboko wdychając znajomy, kojący zapach.
    Jakby na potwierdzenie swojego niedospania, wyczerpania ostatnimi tygodniami i wisienki na torcie w postaci zmęczenia podróżą, Blanca ziewnęła w którejś chwili szeroko i sapnęła w ramię Esa. Mogłaby tak zasnąć. Naprawdę mogłaby. Nie przeszkadzałby jej nawet większy ruch w kawiarni ani znaczące spojrzenia pracowników, którzy w którymś momencie z pewnością chcieliby pójść do domu. To, że Barros już od dobrej chwili gładził ją po włosach, tylko utwierdzało ją w tym przekonaniu. Mogła tu zostać. Chciała.
    Zostałaby gdziekolwiek, gdzie był Es.
    Widzący
    Esteban Barros
    Esteban Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t2153-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2162-esteban-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t2163-pedrohttps://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Były czasem momenty – takie jak teraz – że z całą mocą przypominał sobie, jak łatwo rozmawiało mu się z Blanką, kiedy akurat nie kłócili się o jej nieostrożne zachowanie, albo gardło Esa nie było zatkane lękiem. Jak zdawali się łapać w lot tok rozumowania drugiego, odbijali od niego bez trudu, snuli plany czy wymieniali się wspomnieniami. Bardzo sobie to cenił, tę zaskakującą swobodę, ale chyba nigdy jej o tym nie powiedział wprost – sam nie był pewien czemu. Bał się wyśmiania? Zbagatelizowania czegoś, co dla niego było tak ważne, że na samą myśl robiło mu się lekko na sercu? Wytknięcia, że rozmawialiby jeszcze częściej, gdyby nie jego dziwaczne ograniczenia?
    Jej wiara w to, że nadaje się na modela do zdjęć, była w jakiś sposób rozczulająca, choć Es uważał, że brała się głównie z tego, że byli razem i po prostu lubiła na niego patrzeć tak, jak on lubił patrzeć na nią i opowiadać każdemu, kto chciał słuchać, jaka to była mądra i śliczna. Przytaknął na plany pikniku, zastanawiając się, czy mógł zabrać z lodówki Vai trochę więcej brazylijskich przysmaków, które nagotowała, czy jednak powinien coś przygotować sam. Cóż, miał jeszcze czas.
    Nie przerywał ciszy, gdy całkiem naturalnie otoczyła ich miękkim kokonem – gładził tylko ramię Blanki, słuchając jak jej oddech wyrównuje się z chwili na chwilę. Uśmiechnął się nieznacznie kątem ust, gdy nagle zaczęła całkiem niedorzecznie proponować zostanie w kawiarni, albo wyjście gdzieś indziej, prawdopodobnie po to, by mogła gdzieś przyłożyć głowę do poduszki i zasnąć. Nie trzeba było być geniuszem, by zauważyć, że Vargas ledwo trzymała oczy otwarte, próbując nie odpłynąć już od dłuższej chwili. To, że w którymś momencie zaczął lekko głaskać jej ciemne włosy, zapewne nie pomagało.
    Może w końcu bym się wyspała.
    Odetchnął cicho, czując lekkie ukłucie w okolicach serca i próbując odepchnąć rodzące mu się w głowie, całkowicie niepotrzebne cyniczne komentarze – że mogła podziękować Yamileth za tę sytuację. Że sama powinna była pomyśleć, zanim kazała mu się wynosić. Próbował tego nie pokazywać, ale miał w sobie dużo żalu, z którym nie do końca wiedział, co zrobić.
    - Poczekaj tu chwilę, zapłacę. A potem pójdziesz spać – rzucił, na ewentualne protesty odpowiadając krótkim całusem przyciśniętym do jej skroni, zanim wyplątał się z rąk kobiety i spod jej nóg przerzuconych mu przez kolana.
    Kiedy zbliżył się do lady, oczy kelnera zrobiły się okrągłe jak złote talary, a on sam w wyraźnym roztargnieniu próbował powoli dukać słowa po hiszpańsku, które nie kleiły się w żadne konkretne zdanie. Patrząc na niego z pewnym rozbawieniem i uśmiechem unoszącym lekko kącik ust, Es pozwolił mu jeszcze przez chwilę się męczyć, krążyć wokół najbardziej podstawowych słów oznaczających kartkę, filiżankę i pomarańczę, zanim pokręcił głową z cichym:
    - Nie przemęczaj się.
    Zapłacił za ich zamówienie, zostawiając napiwek, który chyba trochę ugłaskał wzburzenie młodego mężczyzny, który był na tyle uprzejmy, że próbował porozumieć się z obcokrajowcem w jego języku – nawet jeśli absolutnie ten język kaleczył zarówno brakiem zrozumienia jak i podstawowego akcentu.
    - Chodź, skarbie. Idziesz do łóżka – zarządził, gdy wrócił do stolika, wyciągając do Blanki rękę i pomagając jej wstać mimo wyraźnych protestów oraz marudzenia. Podał jej bluzę, pomógł nakierować ręce do otworów na rękawy i zapiął zamek, zagarniając najpierw ciemne kosmyki na plecy kobiety, by się w niego przypadkiem nie wkręciły.
    W drodze na stare miasto, do kamienicy gdzie jeszcze do niedawna mieszkali wszyscy razem, Es trzymał astronomkę za rękę, nie spiesząc się specjalnie – sam też nie miał przecież ochoty rozstawać się z nią.
    Odprowadził Blankę aż pod drzwi i dopiero tam zsunął swoją skórzaną kurtkę, zarzucając ją na jej ramiona.
    - Żeby ci się lepiej spało – rzucił z lekkim tylko zawstydzeniem, zanim przycisnął jej do policzka całusa na dobranoc.

    Blanca i Esteban z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.