:: Midgard :: Forsteder :: Mieszkania :: Einar Halvorsen
Łazienka
3 posters
Mistrz Gry
Łazienka Sro 30 Gru - 4:25
Łazienka
Utrzymana w pospolitym, klasycznym wystroju łazienka nie wyróżnia się żadnym, szczególnym wachlarzem cech. Umywalka i lustro, niezbędne do podstawowej pielęgnacji, znajdują się bliżej drzwi. Nie ulega wątpliwości, że najważniejsza w całym tym pomieszczeniu jest wanna, pozwalająca na zaznawanie wygody długich kąpieli – niestety niezbyt dużej wielkości, zdolna pomieścić jedną osobę. Na rozstawionych po pomieszczeniu półkach znajdują się różne środki, takie jak pianka do golenia, szczoteczka do zębów i inne, których obecności należy się w takim miejscu spodziewać.
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Sob 27 Kwi - 21:25
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
16-17.06.2001
Nie chciała w żadnym stopniu odrzucać Einara, nie po to prosiła go o pomoc, by teraz odrzucić. Ale kot też dobrze rozumie odrzucenie, odtrącany tyle razy, aż z obawy przed kolejnym razem został wytłumiony tak mocno, że oboje znaleźli się tu i teraz. Vaia wie, jakie to jest uczucie i pod żadnym pozorem nie chce fundować go komukolwiek. A już na pewno nie Einarowi, który przyszedł, choć nie musiał. Strażniczka nie myśli - nie chce myśleć - o tym, co by się stało, gdyby faktycznie odpłynęła, tutaj lub w lesie. Gdyby znalazł ją ktoś, kto znajdować w żadnym wypadku nie powinien. Dreszcz przepływa przez jej ciało, gdy sobie uświadamia te niuanse, a także to, że to ona tu zawiniła, nie Halvorsen. Fala niezrozumienia, jej własnej dumy...
Widzi zaciskające się zęby mężczyzny, widzi, jak spina się, gdy splata ich palce ze sobą, nie pozwalając mu użyć magii. Rozumie to, ma w pełni rację, bo ona tu zawiniła. Posyła mu przepraszające spojrzenie lekko złocistych oczu, trochę mniej dzikich i kocich niż wcześniej. Ale sam uścisk dłoni był delikatny, ostrożny, jakby w żadnym wypadku nie chciała zrobić mu krzywdy. Bo i nie chciała przecież, chciała jedynie go zatrzymać. Jakoś uprosić, żeby mimo wszystko nie zostawiał jej tu samej. Ciche, pełne ulgi westchnięcie ucieka z ust Brazylijki, gdy Einar mimo wszystko odwzajemnia jej uścisk, obejmuje ją ramieniem, dając potrzebne ciepło i chwilową ulgę bliskości.
- Mój kot. - mruczy w odpowiedzi, jakby było to coś oczywistego, najbardziej logicznego pod słońcem. Parska cichutkim śmiechem, bo może jednak nie jest to aż tak oczywiste. - Ta drrrruga część mnie. Wewnętrzne zwierzę totemowe. Zwykle u sterrrrów jest ludzka część, ale nie zawsze. - tłumaczy mu chętnie, bo pytania znaczą, że chociaż na chwilę przestał być na nią zły.
- Dziękuję. - szepcze z wdzięcznością, kiedy decyduje się zabrać ją do siebie. Tak, to jest o wiele lepsze, niż samotna wędrówka. Czuje moment, gdy zmieniają miejsce, gdy Einar zabiera ją do siebie. Uśmiecha się delikatnie, zanim w końcu odsuwa się, tylko o pół kroku, zaczesując pozlepiane włosy za ucho.
- Powiedziałabym, że niezbędnie potrzebuję kąpieli, ale rrrraczej nie będę w stanie tyle wytrzymać… Corrrraz mocniej zasypiam. Ale też nie chciałabym ci niczego pobrrrrudzić, bo pewnie jestem cała w krrrrwi i kurzu z jaskini... Zrrrresztą już cię pobrrrudziłam... Przeprrraszam. - westchnęła miękko, z lekkim zawstydzeniem i odsunęła się, znowu z zaciekawieniem rozglądając się po jego przedpokoju. Lubi swoje mieszkanko w dzielnicy Trzech Skaldów, ale musi przyznać, że Forsteder ma coś w sobie. Ale nie zamieniłaby się ze swoim, nigdy w życiu.
Ściąga z siebie kurtkę, rozcierając zaraz potem ramiona. W domu Einara nie jest aż tak zimno, jak w jaskini, ale to nie jest jeszcze poziom temperatury, której teraz potrzebuje. Zaraz za kurtką ściąga buty, nagle zawstydzona swoim stanem psychicznym, fizycznym i całym brudem, który do niej przylgnął.
- Masz może trochę wody? - pyta bardzo nieśmiało, przygryzając niepewnie dolną wargę. Nie wie, co ma ze sobą zrobić, nie wie, co powinna dalej zrobić.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Sob 27 Kwi - 22:45
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nie może tego rozwikłać. Jej słowa tworzą zagadkę, zgrzytają, ścierając się między sobą niczym źle zestawione fragmenty układanki. Szarpnięcie teleportacji daje mu kilka chwil, by odetchnąć, ułożyć wszystko na nowo (ponosi ponowną klęskę). Nie może tego rozwikłać. Nie obejmuje umysłem mozaiki motywów które kierowały Vaią. Wszystko pozostające w połączeniu z sytuacją wydaje się nielogiczne. Pomimo obszernego listu nadal nie potrafi przyswoić, dlaczego postanowiła podjąć się tak dużego ryzyka.
- Dziwne - ocenił wcześniej. - To brzmi jak niemalże opętanie - dziwne, niecodzienne, nieznane. Nie wiedział, w jaki sposób uzdolnione magicznie osoby spoglądały na fylgie, rozumiał, że mogły grać tutaj rolę oczywiste różnice w ich kulturze. Sam nie przywiązywał szczególnej wagi do swojego opiekuńczego ducha. Większość jego snów była pusta, pozbawiona jego obecności i wybarwiona atramentem koszmarów. W chwilach, gdy zamykał powieki, powracał do niego strach oraz obrzydzenie nakierowane do samego siebie, wymierzone jak sztylet celujący w klatkę piersiową. Był przede wszystkim samotny jak porzucony kundel wałęsający się po krwiobiegu ruchliwych, szumiących ulic.
- Brud jest najmniejszym problemem, jaki obecnie mamy - oznajmia i wzrusza sucho ramionami. Nie przejmują go plamy, nie przejmuje go brud naniesiony na powierzchnię koszuli (o wiele więcej brudu nosi pod swoją skórą). Zna zapach i konsystencję krwi, w szczególności własnej. Jest już zmęczony, chce tylko, aby Vaia poczuła się wkrótce lepiej, chce skończyć nadgryziony swoją opieką rozdział. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, aby stała się jej krzywda. W jednej chwili był skłonny ją rzeczywiście porzucić, chociaż wiedział, że w tym wypadku nie zdołałby zmrużyć oczu.
- Jesteś głodna? - dopytał, wręczając jej szklankę z wodą. Usiadł na krześle, wpatrując się początkowo w nieokreślony punkt, rozmytym, zamyślonym spojrzeniem. Miał w sobie wiele wątpliwości, choć na początku nie umiał ich jeszcze nazwać. Pozwolił, aby milczenie zasznurowało się ściśle na jego ustach, dopiero po kilku chwilach formując konstrukcję słów.
- Opowiesz mi - zaczął, nie spiesząc się z dobieraniem zdania - co właściwie się tam wydarzyło? - List był enigmatyczny. Wspominał stosunkowo dużo na temat Zacisza Fylgii oraz momentu, w którym dotarła do niego po raz pierwszy. Pokazał jej tę świątynię, pokazał jedyne miejsce, w którym mógł się odnaleźć, nie łaknąc silnie ucieczki. Dzisiaj od tamtej chwili minęło już kilka lat, a ich wcześniejsza relacja, chociaż przykryta kurzem gęstej rozłąki, odżywała na nowo, zyskując właściwe kształty. Patrzył się teraz na nią, nie błądząc dłużej po elementach nieistotnej scenerii. Próbował teraz zrozumieć, próbował przyjąć jej historię, jej decyzję, jaką podjęła pomimo znamion olbrzymiej nieostrożności.
- Dziwne - ocenił wcześniej. - To brzmi jak niemalże opętanie - dziwne, niecodzienne, nieznane. Nie wiedział, w jaki sposób uzdolnione magicznie osoby spoglądały na fylgie, rozumiał, że mogły grać tutaj rolę oczywiste różnice w ich kulturze. Sam nie przywiązywał szczególnej wagi do swojego opiekuńczego ducha. Większość jego snów była pusta, pozbawiona jego obecności i wybarwiona atramentem koszmarów. W chwilach, gdy zamykał powieki, powracał do niego strach oraz obrzydzenie nakierowane do samego siebie, wymierzone jak sztylet celujący w klatkę piersiową. Był przede wszystkim samotny jak porzucony kundel wałęsający się po krwiobiegu ruchliwych, szumiących ulic.
- Brud jest najmniejszym problemem, jaki obecnie mamy - oznajmia i wzrusza sucho ramionami. Nie przejmują go plamy, nie przejmuje go brud naniesiony na powierzchnię koszuli (o wiele więcej brudu nosi pod swoją skórą). Zna zapach i konsystencję krwi, w szczególności własnej. Jest już zmęczony, chce tylko, aby Vaia poczuła się wkrótce lepiej, chce skończyć nadgryziony swoją opieką rozdział. Nie miał zamiaru dopuścić do tego, aby stała się jej krzywda. W jednej chwili był skłonny ją rzeczywiście porzucić, chociaż wiedział, że w tym wypadku nie zdołałby zmrużyć oczu.
- Jesteś głodna? - dopytał, wręczając jej szklankę z wodą. Usiadł na krześle, wpatrując się początkowo w nieokreślony punkt, rozmytym, zamyślonym spojrzeniem. Miał w sobie wiele wątpliwości, choć na początku nie umiał ich jeszcze nazwać. Pozwolił, aby milczenie zasznurowało się ściśle na jego ustach, dopiero po kilku chwilach formując konstrukcję słów.
- Opowiesz mi - zaczął, nie spiesząc się z dobieraniem zdania - co właściwie się tam wydarzyło? - List był enigmatyczny. Wspominał stosunkowo dużo na temat Zacisza Fylgii oraz momentu, w którym dotarła do niego po raz pierwszy. Pokazał jej tę świątynię, pokazał jedyne miejsce, w którym mógł się odnaleźć, nie łaknąc silnie ucieczki. Dzisiaj od tamtej chwili minęło już kilka lat, a ich wcześniejsza relacja, chociaż przykryta kurzem gęstej rozłąki, odżywała na nowo, zyskując właściwe kształty. Patrzył się teraz na nią, nie błądząc dłużej po elementach nieistotnej scenerii. Próbował teraz zrozumieć, próbował przyjąć jej historię, jej decyzję, jaką podjęła pomimo znamion olbrzymiej nieostrożności.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Sob 27 Kwi - 23:59
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Opętanie brzmi... źle. Vaia już nie komentuje tego, nie chce komentować, w pełni świadoma tego, że takich rzeczy nie da się wyjaśnić, tak samo jak nie da się wyjaśnić momentu, gdy zmienia postać i wszystkich odczuć, które temu towarzyszą. Że zabranie tej możliwości byłoby wewnętrzną tragedią, porównywalną do utraty kończyny. Na pewno to nie jest opętanie, prędzej mogłaby to nazwać rozdwojeniem jaźni, gdy nie zgadza się z własnym totemem, ale tego też nie potrafi Einarowi wyjaśnić. Ale przede wszystkim jednak nie jeży się na te słowa, po prostu je notuje i zostawia w pamięci, by kiedyś znów poruszyć ten temat i być może wtedy lepiej wyjaśnić to dziwne dla mężczyzny zagadnienie.
Kiedy człowiek jest u sterów, jest jej łatwiej interpretować jego słowa. To nie zarzut, nie pretensja czy cokolwiek innego o negatywnym wydźwięku. To po prostu niewiedza. Może i ciekawość wymieszana ze zdziwieniem. To nie są złe rzeczy, więc nie traktuje ich w taki sposób. Kot stulił nieco uszy, jakby w przeprosinach za problemy, których narobił, ale Vaia za specjalnie nie narzeka. Znowu czuje się kompletna i jest jej łatwiej, nawet jeśli nie umie wyjaśnić pewnych rzeczy.
- Problemem? - marszczy delikatnie nosek. Teraz to ona nie rozumie, więc potrzebuje wyjaśnienia. Nie jest napastliwa czy rozdrażniona, bardziej zmieszana niewiedzą i plączącymi się ze zmęczenia słowami, ale kieruje się za Einarem do kuchni, by się napić. Wyschnięte usta potrzebują nawilżenia, a ona sama potrzebuje uzupełnić płyny. Z wdzięcznością przyjmuje szklankę, opróżniając ją w kilku łykach i sadowi się na krześle, opierając brodę na łokciach.
- Pewnie tak, ale nie sądzę, żebym coś utrzymała w żołądku. Nie teraz. - przyznaje uczciwie i też milknie, pozwalając powiekom na chwilę opaść. Tak tylko, na chwilę, by nadwerężone światłem tęczówki odpoczęły przez moment i nawet nie wie, jak szybko odpływa w drzemkę, czujną jak na żołnierza przystało i wybudza się z tego stanu natychmiast, gdy Einar zaczyna mówić. Pytać. Potrząsa głową, próbując oprzytomnieć, a po tym wszystkim, co zrobiła, nie ma nawet odwagi poprosić o jakiś koc, żeby w niego zawinąć.
- Mhmr... - mruczy potakująco i jeszcze raz potrząsa głową, tłumiąc ziewnięcie. - W dużym skrócie poszłam porozmawiać z moim wewnętrznym zwierzęciem. Totemem, jak to mówicie. Od jakiegoś czasu tłumiłam go zbyt mocno, aż w końcu zaczęła się swoistego rodzaju walka, które będzie u steru. Efektem są… błędy. Ranienie bliskich osób. Wybuchy złości... Czułam się, jakby część mnie się zagubiła. Zniknęła. Chciałam ją odzyskać. - wyjaśniła, sennym tonem, na chwilę milknąc, by zebrać dalej myśli i słowa. - To nie jest takie łatwe, by porozmawiać z nim. Dogadać się. U nas to się nazywa wędrówką duszy do wnętrza siebie. Można to też nazwać medytacją, transem... Chodzi o to, że taka podróż pozwala odnaleźć siebie. Czasem poskładać, gdy coś popęka. A czasem po prostu pozwala uleczyć siebie na poziomie duszy. Ale tam w środku, jest inaczej, niż na zewnątrz. Przyjemniej. Spokojniej. To też taka ucieczka od złej rzeczywistości. Powrót nie jest łatwy. Dusza po prostu nie zawsze chce stamtąd wyjść i wtedy potrzeba pomocy kogoś z zewnątrz, by ją wyciągnęła. Trochę na siłę. - tym razem stłumienie ziewnięcia jest kompletnie niemożliwe, więc po prostu zasłania usta, by poddać się długiej sesji ziewania.
- I właśnie z tego powodu poprosiłam cię o pomoc. Bo mimo wszystko zdawałam sobie sprawę, że czas w transie i w rzeczywistości płynie inaczej, rozjeżdża się i mogę tam w środku nie wyłapać momentu. Albo po prostu nie chcieć wrócić, bo tam jest przyjemnie. Chociaż przyznam, że liczyłam, że nie będziesz musiał tego oglądać. - parsknęła cicho.
Kiedy człowiek jest u sterów, jest jej łatwiej interpretować jego słowa. To nie zarzut, nie pretensja czy cokolwiek innego o negatywnym wydźwięku. To po prostu niewiedza. Może i ciekawość wymieszana ze zdziwieniem. To nie są złe rzeczy, więc nie traktuje ich w taki sposób. Kot stulił nieco uszy, jakby w przeprosinach za problemy, których narobił, ale Vaia za specjalnie nie narzeka. Znowu czuje się kompletna i jest jej łatwiej, nawet jeśli nie umie wyjaśnić pewnych rzeczy.
- Problemem? - marszczy delikatnie nosek. Teraz to ona nie rozumie, więc potrzebuje wyjaśnienia. Nie jest napastliwa czy rozdrażniona, bardziej zmieszana niewiedzą i plączącymi się ze zmęczenia słowami, ale kieruje się za Einarem do kuchni, by się napić. Wyschnięte usta potrzebują nawilżenia, a ona sama potrzebuje uzupełnić płyny. Z wdzięcznością przyjmuje szklankę, opróżniając ją w kilku łykach i sadowi się na krześle, opierając brodę na łokciach.
- Pewnie tak, ale nie sądzę, żebym coś utrzymała w żołądku. Nie teraz. - przyznaje uczciwie i też milknie, pozwalając powiekom na chwilę opaść. Tak tylko, na chwilę, by nadwerężone światłem tęczówki odpoczęły przez moment i nawet nie wie, jak szybko odpływa w drzemkę, czujną jak na żołnierza przystało i wybudza się z tego stanu natychmiast, gdy Einar zaczyna mówić. Pytać. Potrząsa głową, próbując oprzytomnieć, a po tym wszystkim, co zrobiła, nie ma nawet odwagi poprosić o jakiś koc, żeby w niego zawinąć.
- Mhmr... - mruczy potakująco i jeszcze raz potrząsa głową, tłumiąc ziewnięcie. - W dużym skrócie poszłam porozmawiać z moim wewnętrznym zwierzęciem. Totemem, jak to mówicie. Od jakiegoś czasu tłumiłam go zbyt mocno, aż w końcu zaczęła się swoistego rodzaju walka, które będzie u steru. Efektem są… błędy. Ranienie bliskich osób. Wybuchy złości... Czułam się, jakby część mnie się zagubiła. Zniknęła. Chciałam ją odzyskać. - wyjaśniła, sennym tonem, na chwilę milknąc, by zebrać dalej myśli i słowa. - To nie jest takie łatwe, by porozmawiać z nim. Dogadać się. U nas to się nazywa wędrówką duszy do wnętrza siebie. Można to też nazwać medytacją, transem... Chodzi o to, że taka podróż pozwala odnaleźć siebie. Czasem poskładać, gdy coś popęka. A czasem po prostu pozwala uleczyć siebie na poziomie duszy. Ale tam w środku, jest inaczej, niż na zewnątrz. Przyjemniej. Spokojniej. To też taka ucieczka od złej rzeczywistości. Powrót nie jest łatwy. Dusza po prostu nie zawsze chce stamtąd wyjść i wtedy potrzeba pomocy kogoś z zewnątrz, by ją wyciągnęła. Trochę na siłę. - tym razem stłumienie ziewnięcia jest kompletnie niemożliwe, więc po prostu zasłania usta, by poddać się długiej sesji ziewania.
- I właśnie z tego powodu poprosiłam cię o pomoc. Bo mimo wszystko zdawałam sobie sprawę, że czas w transie i w rzeczywistości płynie inaczej, rozjeżdża się i mogę tam w środku nie wyłapać momentu. Albo po prostu nie chcieć wrócić, bo tam jest przyjemnie. Chociaż przyznam, że liczyłam, że nie będziesz musiał tego oglądać. - parsknęła cicho.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Nie 28 Kwi - 23:42
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Zapomniał obecnie o tym, jak bardzo miał jej za złe obarczenie go podobnym obowiązkiem. Zapomniał; głównie dlatego, że w danej chwili straciło to na głębi znaczenia. Nawet on nie był przecież na tyle obojętny, by pomiąć po przeczytaniu list o podobnej treści. Był wściekły, ponieważ sądził, że mogła wybrać kogoś innego, mogła go nie obarczać, mogła powiedzieć komuś z o wiele bliższych jej osób. Teraz, gdy pierwsze z odczuć ostygły, mieli szansę swobodnie porozmawiać. Wyjaśnić tę sytuację, w której sieć został nieuchronnie uwikłany, której czy tego chciał albo niekoniecznie, był nieodłączną częścią.
- Nie mam na myśli nic złego. Musimy skupić się na tym, abyś na ten moment wypoczęła - oznajmił gładko. - Nad resztą pochylimy się później - mówił najzupełniej spokojnie. Domyślał się, że jego słowa mogły być niewłaściwe odebrane. Przestał uważać Vaię za zbędny balast, postawiony przed dokonanym faktem chciał zwyczajnie jej pomóc, dokończyć to, co rozpoczął. Brud i przyschnięta krew nie stanowiły najmniejszego wyzwania w obliczu korzystania z magii. Wystarczyła zaledwie jedna inkantacja, aby powstałe plamy zniknęły z jego koszuli. Sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej, gdy chodziło o zdrowie i samopoczucie kobiety. Nadal lękał się, że mogła istnieć konieczność zawołania medyków, że mogła niespodziewanie poczuć się znacznie gorzej, dyssymulując swoje rzeczywiste objawy.
Wysłuchał ją z odpowiednim skupieniem, nie przerywając w najmniejszy sposób prowadzonej przez nią wypowiedzi. Wiele szczegółów wymykało się jego rozumowaniu, głównie ze względu na to, że miał w zwyczaju oceniać świat w zupełnie odmiennych kategoriach. Był do bólu skupiony na swej naturze i konieczności przetrwania w społeczeństwie, a duchowe aspekty wymykały mu się z uścisku złączonych kurczliwie rąk. Do części rzeczy zwyczajnie nie przykładał wagi.
- Nigdy nie patrzyłem na fylgie w taki sposób. Wiem, że niektórzy potrafią przybrać ich postać, ale… - spuścił przez moment wzrok, poszukując w gąszczu myśli właściwej formy stwierdzenia. Fylgie były przychylne nawet potomkom huldr, zupełnie, jakby miały stanowić ochłap pocieszenia dla wyklętych odmieńców, pogardzanych zarówno przez bogów jak i przez innych ludzi. Wiedział, jaką postać przyjmował jego duch, czasami po przebudzeniu odnosił nawet wrażenie, że usiłował mu cokolwiek przekazać, nie był w stanie spamiętać pomimo tego mówionych przez niego zdań.
- Nie sądziłem, że to będzie aż tak skomplikowane. Ja swoją widuję rzadko, podczas niektórych snów - przyznał cicho. Pierwszą, dostrzegalną barierę stanowiły różnice kulturowe, drugą była absolutna niewiedza na temat podobnych rytuałów. Podczas nauki w Akademii opanował jedynie grunty niezbędnych podstaw umożliwiających mu prześlizgnięcie się z pierwszego stopnia na drugi. Nie miał wielu ambicji poza samym malarstwem i nie wstydził się do tego przyznawać.
- Mimo to cieszę się, skoro zdołałaś sobie wiele poukładać - zakończył szczerze. - Byłem zaskoczony twoim listem. Obawiałem się, że nie będę w stanie ci pomóc, jeśli będziesz tego potrzebować.
- Nie mam na myśli nic złego. Musimy skupić się na tym, abyś na ten moment wypoczęła - oznajmił gładko. - Nad resztą pochylimy się później - mówił najzupełniej spokojnie. Domyślał się, że jego słowa mogły być niewłaściwe odebrane. Przestał uważać Vaię za zbędny balast, postawiony przed dokonanym faktem chciał zwyczajnie jej pomóc, dokończyć to, co rozpoczął. Brud i przyschnięta krew nie stanowiły najmniejszego wyzwania w obliczu korzystania z magii. Wystarczyła zaledwie jedna inkantacja, aby powstałe plamy zniknęły z jego koszuli. Sytuacja prezentowała się zupełnie inaczej, gdy chodziło o zdrowie i samopoczucie kobiety. Nadal lękał się, że mogła istnieć konieczność zawołania medyków, że mogła niespodziewanie poczuć się znacznie gorzej, dyssymulując swoje rzeczywiste objawy.
Wysłuchał ją z odpowiednim skupieniem, nie przerywając w najmniejszy sposób prowadzonej przez nią wypowiedzi. Wiele szczegółów wymykało się jego rozumowaniu, głównie ze względu na to, że miał w zwyczaju oceniać świat w zupełnie odmiennych kategoriach. Był do bólu skupiony na swej naturze i konieczności przetrwania w społeczeństwie, a duchowe aspekty wymykały mu się z uścisku złączonych kurczliwie rąk. Do części rzeczy zwyczajnie nie przykładał wagi.
- Nigdy nie patrzyłem na fylgie w taki sposób. Wiem, że niektórzy potrafią przybrać ich postać, ale… - spuścił przez moment wzrok, poszukując w gąszczu myśli właściwej formy stwierdzenia. Fylgie były przychylne nawet potomkom huldr, zupełnie, jakby miały stanowić ochłap pocieszenia dla wyklętych odmieńców, pogardzanych zarówno przez bogów jak i przez innych ludzi. Wiedział, jaką postać przyjmował jego duch, czasami po przebudzeniu odnosił nawet wrażenie, że usiłował mu cokolwiek przekazać, nie był w stanie spamiętać pomimo tego mówionych przez niego zdań.
- Nie sądziłem, że to będzie aż tak skomplikowane. Ja swoją widuję rzadko, podczas niektórych snów - przyznał cicho. Pierwszą, dostrzegalną barierę stanowiły różnice kulturowe, drugą była absolutna niewiedza na temat podobnych rytuałów. Podczas nauki w Akademii opanował jedynie grunty niezbędnych podstaw umożliwiających mu prześlizgnięcie się z pierwszego stopnia na drugi. Nie miał wielu ambicji poza samym malarstwem i nie wstydził się do tego przyznawać.
- Mimo to cieszę się, skoro zdołałaś sobie wiele poukładać - zakończył szczerze. - Byłem zaskoczony twoim listem. Obawiałem się, że nie będę w stanie ci pomóc, jeśli będziesz tego potrzebować.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Pon 29 Kwi - 14:05
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Jakimś cudem emocje się uspokoiły, były trochę inne, delikatniejsze. Może nie całkiem swobodne, bo jednak wydarzenia z Zacisza Fylgii stały między nimi niczym ściana, ale i tak było lepiej. I Vaia miała nadzieję, że będzie już tylko lepiej, dlatego też i bez wahania odpowiadała na jego pytania, zwłaszcza, że przecież i tak i tak obiecała mu wyjaśnienia. Jej nie robiło za dużo, czy udzieli ich teraz czy później, ale Einar najwyraźniej preferował usłyszeć teraz. Utrzymywanie przytomności nie było aż takie proste, ale możliwe do wykonania. Zależało jej, żeby się chociaż trochę rozchmurzył.
- Wiem, Einar, wiem. Po prostu czasem bariera językowa przeszkadza bardziej niż zazwyczaj. - wyjaśniła mu z delikatnym uśmiechem. - Wypoczynek to też nie będzie z mojej strony duży problem, jestem kotem, zasnę na wszystkim. Nie pogardziłabym tylko jakimś kocem i kawałkiem podłogi. - dodała uspokajająco, nie chcąc mu robić problemów swoją osobą. Vaia zawsze starała się nie być problematyczna, a im dłużej analizowała sytuację, tym bardziej zdawała sobie sprawę, jak duży problem zrobiła Einarowi swoją prośbą. Powinna najpierw spytać, czy w ogóle chciałby jej z tym pomóc, zamiast po prostu informować. No tak, kolejna rzecz, którą spaprała po drodze. Westchnęła bezgłośnie, układając brodę na rękach na stole i z tej perspektywy patrząc na malarza. Gdyby była kotem, uszy miałaby spuszczone po sobie i przyklejone do czaszki, wyglądając jak smutna owca.
- Wiem, że każdy widzi to inaczej. Traktuje inaczej. Może też tutaj odbiór fylgii jest inny, niż w mojej ojczyźnie. Trudno mi to określić, pokazuję ci tylko moją perspektywę. No ale z tego, co wiem na swój temat, moi przodkowie raczyli napytać sobie biedy głupimi decyzjami, także wiesz. Leci po pokoleniach do przodu. - zaśmiała się lekko, pijąc do monety, o której Einar nie wiedział. Vaia niechętnie mówiła, co to jest i po co jej ona, ale jednocześnie zawsze miała ją przy sobie. Masochistyczna pamiątka, jak bardzo różniła się od ojca, który był w jej życiu cholernie ważną osobą.
- Ja chciałam nauczyć się zmiany w chwili, kiedy u partnera w Warcie zauważyłam tę zdolność. Wydawała mi się jedyną opcją, która odpędzi moje koszmary, pozwoli stać się silniejszą. I faktycznie pozwoliła, nie powiem, że nie, ale w tamtym okresie bardzo panikowałam na myśl, że mogłabym zostać jakimkolwiek kotowatym. Wtedy pierwszy raz odbyłam taki rytuał, ale pod okiem właśnie abueli Esmeraldy. Było... inaczej. Pozwoliło mi pogodzić się z drugą naturą, długa, stara historia, mniejsza o to. - machnęła ręką, nie chcąc mówić konkretnie, skąd się wziął jej strach, bo to prowadziło do porwania, o którym nawet nie chciała myśleć. Pamiętać. Nie uważała też, żeby czymś złym było to, że Einar lub ktokolwiek inny nie chciał zagłębiać się w kwestie totemu lub zmiany. Każdy miał to, co kochał, różnorodność była bardzo ważna.
- Wbrew pozorom to nie tak, że te najgorsze rzeczy zdarzają się często. - westchnęła cichutko. - Przepraszam, że cię wystraszyłam sobą i listem. Nie chciałam. W ogóle nie przypuszczałam, że będziesz musiał mnie wybudzać. Ten rytuał wcale nie jest niebezpieczny, tylko właśnie lepiej się zabezpieczyć. Nie byłam świadoma, w jak bardzo złym stanie psychicznym byłam, wchodząc w ten rytuał. Ale na pewno nie było opcji, żeby ta druga mieszanka mnie nie wybudziła. I fizycznie to potem wywołuje tylko zmęczenie. Zesztywniałe ciało. Ja tylko reaguję zimnem, ale no to ja. Zawsze tak reaguję na zmęczenie. - posłała mu bardzo przepraszające spojrzenie.
- Wiem, Einar, wiem. Po prostu czasem bariera językowa przeszkadza bardziej niż zazwyczaj. - wyjaśniła mu z delikatnym uśmiechem. - Wypoczynek to też nie będzie z mojej strony duży problem, jestem kotem, zasnę na wszystkim. Nie pogardziłabym tylko jakimś kocem i kawałkiem podłogi. - dodała uspokajająco, nie chcąc mu robić problemów swoją osobą. Vaia zawsze starała się nie być problematyczna, a im dłużej analizowała sytuację, tym bardziej zdawała sobie sprawę, jak duży problem zrobiła Einarowi swoją prośbą. Powinna najpierw spytać, czy w ogóle chciałby jej z tym pomóc, zamiast po prostu informować. No tak, kolejna rzecz, którą spaprała po drodze. Westchnęła bezgłośnie, układając brodę na rękach na stole i z tej perspektywy patrząc na malarza. Gdyby była kotem, uszy miałaby spuszczone po sobie i przyklejone do czaszki, wyglądając jak smutna owca.
- Wiem, że każdy widzi to inaczej. Traktuje inaczej. Może też tutaj odbiór fylgii jest inny, niż w mojej ojczyźnie. Trudno mi to określić, pokazuję ci tylko moją perspektywę. No ale z tego, co wiem na swój temat, moi przodkowie raczyli napytać sobie biedy głupimi decyzjami, także wiesz. Leci po pokoleniach do przodu. - zaśmiała się lekko, pijąc do monety, o której Einar nie wiedział. Vaia niechętnie mówiła, co to jest i po co jej ona, ale jednocześnie zawsze miała ją przy sobie. Masochistyczna pamiątka, jak bardzo różniła się od ojca, który był w jej życiu cholernie ważną osobą.
- Ja chciałam nauczyć się zmiany w chwili, kiedy u partnera w Warcie zauważyłam tę zdolność. Wydawała mi się jedyną opcją, która odpędzi moje koszmary, pozwoli stać się silniejszą. I faktycznie pozwoliła, nie powiem, że nie, ale w tamtym okresie bardzo panikowałam na myśl, że mogłabym zostać jakimkolwiek kotowatym. Wtedy pierwszy raz odbyłam taki rytuał, ale pod okiem właśnie abueli Esmeraldy. Było... inaczej. Pozwoliło mi pogodzić się z drugą naturą, długa, stara historia, mniejsza o to. - machnęła ręką, nie chcąc mówić konkretnie, skąd się wziął jej strach, bo to prowadziło do porwania, o którym nawet nie chciała myśleć. Pamiętać. Nie uważała też, żeby czymś złym było to, że Einar lub ktokolwiek inny nie chciał zagłębiać się w kwestie totemu lub zmiany. Każdy miał to, co kochał, różnorodność była bardzo ważna.
- Wbrew pozorom to nie tak, że te najgorsze rzeczy zdarzają się często. - westchnęła cichutko. - Przepraszam, że cię wystraszyłam sobą i listem. Nie chciałam. W ogóle nie przypuszczałam, że będziesz musiał mnie wybudzać. Ten rytuał wcale nie jest niebezpieczny, tylko właśnie lepiej się zabezpieczyć. Nie byłam świadoma, w jak bardzo złym stanie psychicznym byłam, wchodząc w ten rytuał. Ale na pewno nie było opcji, żeby ta druga mieszanka mnie nie wybudziła. I fizycznie to potem wywołuje tylko zmęczenie. Zesztywniałe ciało. Ja tylko reaguję zimnem, ale no to ja. Zawsze tak reaguję na zmęczenie. - posłała mu bardzo przepraszające spojrzenie.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Nie 5 Maj - 23:30
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Martwił się - i było to jedno z odczuć, których doświadczał rzadko. Mógłby je porównywać do drzazgi wbitej w podatną, cienką taflę naskórka, palącą doznaniem bólu. Najczęściej nie przejmował się losem innych, spotkanych przez siebie ludzi - kłamał, obiecując oddanie i rozgniatając ich serca tłukące się niczym szkło. Nie poruszały go szczególnie tragedie, kiedy wystarczający tragizm tkwił w jego esencji życia. W przypadku między innymi Vai było całkiem inaczej - emocje były gęste i szczere, wrzące w postronkach jego naczyń. Nie chciał, aby stała się jej krzywda i czuł, że jedynie o włos wyminęła się z dowolnym nieszczęściem, ryzykiem przypisanym do odprawionego przez nią rytuału. Nie wystarczały jej szczodre zapewnienia o jego bezpieczeństwie, nieufność okazała się pełnić nadrzędną rolę, a w wyobraźni nadal tańczyły mu mgliste widma nieprzychylnych sytuacji. Szczęście w nieszczęściu, całość zdołała skończyć się całkiem dobrze. Szczęście w nieszczęściu.
- Nawet nie myśl, że pozwolę ci zasnąć na podłodze - odpowiedział spokojnie, choć wystosował ton nieznoszący sprzeciwu. Skoro zaoferował jej już swoją gościnność, musiała mieć ona odpowiedni poziom. Nie miał zamiaru się ośmieszać, porzucając ją samą sobie na niewygodnej kanapie lub co gorsza podłodze.
Dalszą część opowieści wysłuchał tak jak poprzednią, nie przerywając, skupiając się na kolejnych strofach jej wypowiedzi. Mimo, że nie rozumiał zupełnie rytuału ani nie opanował zdolności przemiany w zwierzę, wędrówka w głąb siebie mogła mieć jego zdaniem rzeczywiście lecznicze właściwości. Lecznicze dla samej duszy, o ile tylko ta mogła mieć szansę na naprawę. W swoim przypadku wychodził z założenia, że nie ma już dla niego ratunku. Był doszczętnie popsuty - wybrakowany jeszcze w momencie narodzenia przez piętno swojej genetyki.
- Byłem co najmniej zaniepokojony, widząc cię w takim stanie. Nie mam zbyt dużej wiedzy na temat rytuałów, dlatego bałem się, że przyrządzę źle opisany wywar - spuścił przez moment wzrok. Nie nadawał się do powierzonego mu zadania i nie bał się tego przyznać. Nie chodziło tutaj o sam fakt dodatkowego obowiązku, co o poczucie zupełnego braku kompetencji. Budziło to w nim frustrację, napędzało przekleństwa, których nie skąpił w miejscu uznawanym za święte, gdzie nie powinien dopuszczać się podobnego, mało wybrednego słownictwa.
- Darzysz mnie bardzo dużym zaufaniem - podsumował. Zbyt dużym, mógłby powiedzieć, ale nie miał zamiaru już tego kontynuować. Nie znała go dosyć dobrze, gdyby znała go dobrze, przenigdy nie powierzyłaby mu podobnej misji. Gdyby znała go dobrze, mogłaby się zupełnie już od niego odwrócić. Znał dobrze swoje wady i wiedział, że nie był dobrą osobą. Brakowało mu bardzo dużo do zasłużenia na miano osoby, na której można polegać.
- Najwyższa pora, abyś nareszcie wypoczęła - powiedział, nie chcąc przedłużać, gdy widział obejmujące ją coraz silniej zmęczenie. - Chodź. Przygotuję ci łóżko.
- Nawet nie myśl, że pozwolę ci zasnąć na podłodze - odpowiedział spokojnie, choć wystosował ton nieznoszący sprzeciwu. Skoro zaoferował jej już swoją gościnność, musiała mieć ona odpowiedni poziom. Nie miał zamiaru się ośmieszać, porzucając ją samą sobie na niewygodnej kanapie lub co gorsza podłodze.
Dalszą część opowieści wysłuchał tak jak poprzednią, nie przerywając, skupiając się na kolejnych strofach jej wypowiedzi. Mimo, że nie rozumiał zupełnie rytuału ani nie opanował zdolności przemiany w zwierzę, wędrówka w głąb siebie mogła mieć jego zdaniem rzeczywiście lecznicze właściwości. Lecznicze dla samej duszy, o ile tylko ta mogła mieć szansę na naprawę. W swoim przypadku wychodził z założenia, że nie ma już dla niego ratunku. Był doszczętnie popsuty - wybrakowany jeszcze w momencie narodzenia przez piętno swojej genetyki.
- Byłem co najmniej zaniepokojony, widząc cię w takim stanie. Nie mam zbyt dużej wiedzy na temat rytuałów, dlatego bałem się, że przyrządzę źle opisany wywar - spuścił przez moment wzrok. Nie nadawał się do powierzonego mu zadania i nie bał się tego przyznać. Nie chodziło tutaj o sam fakt dodatkowego obowiązku, co o poczucie zupełnego braku kompetencji. Budziło to w nim frustrację, napędzało przekleństwa, których nie skąpił w miejscu uznawanym za święte, gdzie nie powinien dopuszczać się podobnego, mało wybrednego słownictwa.
- Darzysz mnie bardzo dużym zaufaniem - podsumował. Zbyt dużym, mógłby powiedzieć, ale nie miał zamiaru już tego kontynuować. Nie znała go dosyć dobrze, gdyby znała go dobrze, przenigdy nie powierzyłaby mu podobnej misji. Gdyby znała go dobrze, mogłaby się zupełnie już od niego odwrócić. Znał dobrze swoje wady i wiedział, że nie był dobrą osobą. Brakowało mu bardzo dużo do zasłużenia na miano osoby, na której można polegać.
- Najwyższa pora, abyś nareszcie wypoczęła - powiedział, nie chcąc przedłużać, gdy widział obejmujące ją coraz silniej zmęczenie. - Chodź. Przygotuję ci łóżko.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Pon 6 Maj - 13:17
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Einar wydawał się wiedzieć o Vai więcej, niż była skłonna zdradzić. Tylko ci, którzy naprawdę dobrze ją znali, wiedzieli, że jej wersja „nic mi nie jest/nic mi nie będzie” znacząco potrafiła się różnić od tej ogólnie przyjętej przez większe społeczeństwa. I nie było to spowodowane faktem, że Vaia próbowała kogoś okłamać. Vaia po prostu troszeczkę inaczej podchodziła do swojego zdrowia lub bezpieczeństwa. Coś, co dla innych było niebezpieczne, dla niej potrafiło być koniecznością lub wyzwaniem. I tak, rytuał mógł się schrzanić, a pobudka mogła nie zadziałać. Oczywiście nie brała pod uwagę niepowodzenia, na wszelki wypadek się zabezpieczyła listem do Einara - może naprawdę nie powinna robić mu problemów? - z tym, że to miało w ogóle nie być potrzebne. Halvorsen mógł mieć sporo racji twierdząc, że mogło potoczyć się wszystko w złym kierunku - zaczynając przecież od tego, że mogło go nawet nie być w Midgardzie. Ale jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście, a Vaia czasem bywała jak rudy kot. Nawet jeśli była czarna.
Roześmiała się mimowolnie na jego słowa, gdy kategorycznie stwierdził, że nie da jej spać na podłodze. Powędrowała myślami w stronę swojego łóżka, które z dużą dozą uporu można by zaklasyfikować pod kategorię „spania na podłodze”. W końcu był to po prostu materac leżący na podłodze, udekorowany pościelą, poduszkami i puchatymi kocami. I Vaia kochała swoje „legowisko”. Coś jej jednak mówiło, że Einar nie potraktowałby tego w taki sposób, więc grzecznie się z nim zgodziła. No i naprawdę chciała spać, jakikolwiek spór tylko odsunąłby tę możliwość w czasie.
Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się nad słowami mężczyzny. Nie miał wiedzy o rytuałach... Paradoksalnie Vaia też nie miała. Znała ich tylko kilka, przynajmniej z tych magicznych, reszta była bardziej obrzędami, jeśli już miałaby szukać odpowiednich słów. Jednak według niej przyrządzenie tej drugiej mieszanki było o wiele łatwiejsze, bo przecież polegało tylko na utarciu w odpowiedniej kolejności i spaleniu. Einar jednak mógł na to patrzyć w zupełnie inny sposób. Westchnęła cichutko, patrząc na niego.
- Pewnych rzeczy nie sposób jest uniknąć. Acz mogłam cię uprzedzić, że będę w transie i jak to mniej więcej może wyglądać. A co do mieszanki jako takiej... Dla mnie to było coś prostego. Utrzeć w odpowiedniej formie kolejności i potem spalić. Ale to dla mnie. - powtórzyła westchnięcie, przymykając znowu oczy. - Przepraszam, że cię w to wciągnęłam. - powiedziała cicho, opierając brodę na rękach. Nagle czuła się tak cholernie zagubiona i bezbronna. Rytuał miał pomóc jej się poskładać, a było prawdę mówiąc jeszcze gorzej. Przynajmniej teraz. Zarzuty Einara wbijały się pod skórę niczym igiełki kaktusów, małe, niewidoczne, niemożliwe do wyjęcia, a bolące przy każdym jednym dotknięciu i ruchu. Posłała Einarowi zranione spojrzenie, bo naprawę czuła się zraniona. I kompletnie nie potrafiła pojąć, co zrobiła źle.
- To źle? Ufać komuś? Ufać tobie? - spytała cicho, naprawdę nie pojmując. Nie była stąd, nie rozumiała wielu niuansów, a teraz to już w ogóle nie rozumiała nic. Nieświadoma rozterek moralnych Einara chciała teraz już tylko zwinąć się w kuleczkę i pójść spać. Bez protestów wstała z krzesełka i ruszyła za Einarem, patrząc na jego plecy.
- Nie chciałabym ci niczego ubrudzić krwią… - powiedziała cicho, tłumiąc już kolejne ziewnięcie. Wsunęła ręce w kieszenie spodni i trochę nieprzytomnie obserwowała Einara, gdy przygotowywał jej miejsce do spania.
Roześmiała się mimowolnie na jego słowa, gdy kategorycznie stwierdził, że nie da jej spać na podłodze. Powędrowała myślami w stronę swojego łóżka, które z dużą dozą uporu można by zaklasyfikować pod kategorię „spania na podłodze”. W końcu był to po prostu materac leżący na podłodze, udekorowany pościelą, poduszkami i puchatymi kocami. I Vaia kochała swoje „legowisko”. Coś jej jednak mówiło, że Einar nie potraktowałby tego w taki sposób, więc grzecznie się z nim zgodziła. No i naprawdę chciała spać, jakikolwiek spór tylko odsunąłby tę możliwość w czasie.
Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się nad słowami mężczyzny. Nie miał wiedzy o rytuałach... Paradoksalnie Vaia też nie miała. Znała ich tylko kilka, przynajmniej z tych magicznych, reszta była bardziej obrzędami, jeśli już miałaby szukać odpowiednich słów. Jednak według niej przyrządzenie tej drugiej mieszanki było o wiele łatwiejsze, bo przecież polegało tylko na utarciu w odpowiedniej kolejności i spaleniu. Einar jednak mógł na to patrzyć w zupełnie inny sposób. Westchnęła cichutko, patrząc na niego.
- Pewnych rzeczy nie sposób jest uniknąć. Acz mogłam cię uprzedzić, że będę w transie i jak to mniej więcej może wyglądać. A co do mieszanki jako takiej... Dla mnie to było coś prostego. Utrzeć w odpowiedniej formie kolejności i potem spalić. Ale to dla mnie. - powtórzyła westchnięcie, przymykając znowu oczy. - Przepraszam, że cię w to wciągnęłam. - powiedziała cicho, opierając brodę na rękach. Nagle czuła się tak cholernie zagubiona i bezbronna. Rytuał miał pomóc jej się poskładać, a było prawdę mówiąc jeszcze gorzej. Przynajmniej teraz. Zarzuty Einara wbijały się pod skórę niczym igiełki kaktusów, małe, niewidoczne, niemożliwe do wyjęcia, a bolące przy każdym jednym dotknięciu i ruchu. Posłała Einarowi zranione spojrzenie, bo naprawę czuła się zraniona. I kompletnie nie potrafiła pojąć, co zrobiła źle.
- To źle? Ufać komuś? Ufać tobie? - spytała cicho, naprawdę nie pojmując. Nie była stąd, nie rozumiała wielu niuansów, a teraz to już w ogóle nie rozumiała nic. Nieświadoma rozterek moralnych Einara chciała teraz już tylko zwinąć się w kuleczkę i pójść spać. Bez protestów wstała z krzesełka i ruszyła za Einarem, patrząc na jego plecy.
- Nie chciałabym ci niczego ubrudzić krwią… - powiedziała cicho, tłumiąc już kolejne ziewnięcie. Wsunęła ręce w kieszenie spodni i trochę nieprzytomnie obserwowała Einara, gdy przygotowywał jej miejsce do spania.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Pon 6 Maj - 20:52
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Czasami, gdy nawiązywał nowe znajomości, zastanawiał się, w jaki sposób je straci. Ludzie pojawiali się i równie szybko też opuszczali jego życie, okryci ponurym cieniem rozczarowania. Nie winił ich o zryw gniewu, o nagłe szarpnięcia oburzenia i podniesiony dosadnie ton frustracji - wiedział, że bardzo często ponosił zupełną winę. Tym gorzej, mógłby dodać, tym gorzej, skoro pozostawał świadomy wszystkich wykroczeń i popełnianych błędów - i nie uczynił do tej pory nic więcej, aby im zapobiegać. Nie zmienił się na przestrzeni lat, a już na pewno nie zmienił się pod podobnym względem, lawirując beztrosko i unikając przejawów cięższej odpowiedzialności. Spoglądając na Vaię, czuł obawę, że zdoła ją wkrótce zawieść, że przejrzy go i zobaczy, jak wiele brudu nosi pod pozornie urokliwymi powłokami, zobaczy jego brzydotę.
- Nie wiem, czy zasłużyłem na takie zaufanie - wyszeptał jakby nieśmiało. Nie zasługiwał. Nie znał jej dosyć dobrze, tak samo jak ona nie znała jego. Nie powinna powierzać swojego bezpieczeństwa osobie takiej jak on. Wystarczyłby jedynie niekorzystny zbieg okoliczności, mógł nie odczytać listu, koperta mogła się zawieruszyć pomiędzy innymi, szczodrymi deklaracjami zaślepionych poświatą aury osób. Czuł, że spośród wielu występków, tego nie umiałby sobie wybaczyć, nie umiałby się wybielić. W jego odczuciu Vaia zasługiwała na kogoś znacznie lepszego. Kogoś, na kogo rzeczywiście mogła liczyć, nie tylko w takich sytuacjach, kto nie był wypaczonym odmieńcem obdarzonym przewrotną, daleką od moralności naturą. Bez względu na to, znajdowała się aktualnie u niego. Nie musiała przepraszać - to on powinien przeprosić, że nie był wystarczający, że nie mógł stawać się lepszym, nie potrafił. Podjęli swoje decyzje i musieli się starać, aby całe zdarzenie skończyło się w dobry sposób. Nie miał w planach jej dużo bardziej przemęczać kolejnymi dysputami na temat tego, co mogło wtedy mieć miejsce, jak mogła się przygotować. Nie miał praw jej oceniać, miał tylko prawo podsumować, że nie czuł się odpowiednim kandydatem do pomocy w newralgicznych, naglących sytuacjach.
- Twoje obawy byłyby chociaż trochę uzasadnione, gdybym należał do śniących - powstrzymał się od westchnięcia - ale i nawet wtedy byłyby niedorzeczne - rzucił w jej kierunku spojrzenie, gdy kończył przygotowanie posłania. Magia czyniła większość powszednich problemów najzupełniej łatwymi. Plamy i inne zabrudzenia, jakie mogły powstać na powierzchni materiału, były niezmiernie łatwe do usunięcia pojedynczą inkantacją. Nie rozumiał, dlaczego przejmowała się czymś równie błahym, równocześnie nie bojąc się ryzyka przedłużonego pozostawania w transie podczas jej rodzimego obrządku.
- Połóż się - powiedział - i o nic więcej się nie martw - zwracał się do niej ze spokojem i skromnie naniesioną troską. Sam zajął miejsce na krześle znajdującym się we wnętrzu sypialni. Czuł, że będzie musiał regularnie doglądać Vai, obawiając się, że mógł pożałować decyzji o niezabraniu kobiety do szpitala. Jej zapewnienia nie były wystarczające, niepokój, choć odrobinę mniej natężony niż wcześniej, nie zdołał go całkowicie opuścić.
- Nie wiem, czy zasłużyłem na takie zaufanie - wyszeptał jakby nieśmiało. Nie zasługiwał. Nie znał jej dosyć dobrze, tak samo jak ona nie znała jego. Nie powinna powierzać swojego bezpieczeństwa osobie takiej jak on. Wystarczyłby jedynie niekorzystny zbieg okoliczności, mógł nie odczytać listu, koperta mogła się zawieruszyć pomiędzy innymi, szczodrymi deklaracjami zaślepionych poświatą aury osób. Czuł, że spośród wielu występków, tego nie umiałby sobie wybaczyć, nie umiałby się wybielić. W jego odczuciu Vaia zasługiwała na kogoś znacznie lepszego. Kogoś, na kogo rzeczywiście mogła liczyć, nie tylko w takich sytuacjach, kto nie był wypaczonym odmieńcem obdarzonym przewrotną, daleką od moralności naturą. Bez względu na to, znajdowała się aktualnie u niego. Nie musiała przepraszać - to on powinien przeprosić, że nie był wystarczający, że nie mógł stawać się lepszym, nie potrafił. Podjęli swoje decyzje i musieli się starać, aby całe zdarzenie skończyło się w dobry sposób. Nie miał w planach jej dużo bardziej przemęczać kolejnymi dysputami na temat tego, co mogło wtedy mieć miejsce, jak mogła się przygotować. Nie miał praw jej oceniać, miał tylko prawo podsumować, że nie czuł się odpowiednim kandydatem do pomocy w newralgicznych, naglących sytuacjach.
- Twoje obawy byłyby chociaż trochę uzasadnione, gdybym należał do śniących - powstrzymał się od westchnięcia - ale i nawet wtedy byłyby niedorzeczne - rzucił w jej kierunku spojrzenie, gdy kończył przygotowanie posłania. Magia czyniła większość powszednich problemów najzupełniej łatwymi. Plamy i inne zabrudzenia, jakie mogły powstać na powierzchni materiału, były niezmiernie łatwe do usunięcia pojedynczą inkantacją. Nie rozumiał, dlaczego przejmowała się czymś równie błahym, równocześnie nie bojąc się ryzyka przedłużonego pozostawania w transie podczas jej rodzimego obrządku.
- Połóż się - powiedział - i o nic więcej się nie martw - zwracał się do niej ze spokojem i skromnie naniesioną troską. Sam zajął miejsce na krześle znajdującym się we wnętrzu sypialni. Czuł, że będzie musiał regularnie doglądać Vai, obawiając się, że mógł pożałować decyzji o niezabraniu kobiety do szpitala. Jej zapewnienia nie były wystarczające, niepokój, choć odrobinę mniej natężony niż wcześniej, nie zdołał go całkowicie opuścić.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Nie 12 Maj - 21:37
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Vaia podchodziła do ludzi bardzo prosto. Pewne znajomości zanikały samoistnie, inne zostawały na lata, a jeszcze inne potrafiły przekształcić się w zupełnie inne relacje między ludźmi. Nie zastanawiała się jednak, co z nich wyjdzie, pozwalając po prostu rozwijać się wszystkiemu w swoim własnym tempie. Ktoś mógłby powiedzieć, że zdawała się na Norny, inny mógłby mówić o przeznaczeniu, Barros natomiast nauczyła się, że na pewne rzeczy miała wpływ, a na inne nie. W kwestii relacji międzyludzkich zostawało jedynie mieć nadzieję, że tej drugiej osobie zależało dokładnie tak samo mocno, co jej. Nie rozumiała kompletnie podejścia Einara, czemu denerwował się, że mu zaufała, czemu uważał, że nie powinna. To było dla niej niespotykane, zwykle ludzie cieszyli się z tego, że inni im ufają. Norweg natomiast prezentował sobą szereg emocji, których w tej chwili nie była w stanie zinterpretować.
- Hmmmm. - mruknęła z lekkim zdziwieniem, patrząc na niego jak na dziwne zjawisko magiczne, jak kot potrafił patrzeć na nową rzecz w pokoju. Z zaciekawieniem i jednocześnie zdziwieniem. - A czemu miałbyś nie zasłużyć? Nie zrobiłeś niczego, co mogłoby przekreślić zaufanie. - powiedziała lekko, wzruszając ramionami. Naprawdę go nie rozumiała i nie miała siły, by chociażby próbować. Jutro spróbuje. Kiedy odpocznie, wyśpi się i wymyje. Jakiś szósty zmysł, kobieca intuicja, podpowiadały jej że w jego słowach i zachowaniu było coś więcej. Jakaś mała zadra z tym związana, tak jak ona miewała swoje zadry, irracjonalne dla innych osób. Może kiedyś jej opowie, teraz nie było na to ani miejsce ani czas. Wzruszyła ramionami, kiedy wytknął jej obawy. Może i miał rację, w jakiś sposób, ale Vaia i tak nie czuła się z tym dobrze. Fuknęła więc tylko, jak kot, aż w końcu opieranie się magnetycznemu przyciąganiu łóżka było wręcz nierealne.
Bez większego już oporu wpakowała się pod kołdrę, mrucząc cichutko pod wpływem ciepła okrycia. Zwinęła się wygodnie na krańcu łóżka, zajmując stosunkowo niewielką powierzchnię - bycie drobnym chociaż raz się do czegoś przydawało. Zmrużyła za to oczy widząc, że gospodarz postanowił spać na krześle. No chyba sobie żartował.
- Obiecuję nie zabierać całej kołdry. Zwłaszcza, jakbyś poratował dodatkowym kocem...? - niewinne spojrzenie zamieniło się w zachęcające poklepanie pustej części łóżka, dosyć sporej, żeby mężczyzna zdołał się przy niej wyspać. - Nie będziesz przecież spać na krześle. A ja się nie rozpycham tylko zwijam w kłębek dla oszczędności ciepła. - zgarnęła jedną poduszkę, układając na niej częściowo głowę i częściowo tuląc przedmiot do siebie. Uparcie trzymała oczy otwarte, chociaż kleiły się już same z siebie i coraz mocniej. Mrugnięcia, żeby nawilżyć oczy, kończyły się coraz dłuższymi chwilami, gdy miała powieki całkiem opuszczone. Aż po którymś takim „mrugnięciu” już się nie otworzyły, a zawinięta w burrito Vaia po prostu głęboko zasnęła, na szczęście z równym oddechem. Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało się jej dalej stać, poza oczywiście kilkunastogodzinnym snem do dnia następnego.
- Hmmmm. - mruknęła z lekkim zdziwieniem, patrząc na niego jak na dziwne zjawisko magiczne, jak kot potrafił patrzeć na nową rzecz w pokoju. Z zaciekawieniem i jednocześnie zdziwieniem. - A czemu miałbyś nie zasłużyć? Nie zrobiłeś niczego, co mogłoby przekreślić zaufanie. - powiedziała lekko, wzruszając ramionami. Naprawdę go nie rozumiała i nie miała siły, by chociażby próbować. Jutro spróbuje. Kiedy odpocznie, wyśpi się i wymyje. Jakiś szósty zmysł, kobieca intuicja, podpowiadały jej że w jego słowach i zachowaniu było coś więcej. Jakaś mała zadra z tym związana, tak jak ona miewała swoje zadry, irracjonalne dla innych osób. Może kiedyś jej opowie, teraz nie było na to ani miejsce ani czas. Wzruszyła ramionami, kiedy wytknął jej obawy. Może i miał rację, w jakiś sposób, ale Vaia i tak nie czuła się z tym dobrze. Fuknęła więc tylko, jak kot, aż w końcu opieranie się magnetycznemu przyciąganiu łóżka było wręcz nierealne.
Bez większego już oporu wpakowała się pod kołdrę, mrucząc cichutko pod wpływem ciepła okrycia. Zwinęła się wygodnie na krańcu łóżka, zajmując stosunkowo niewielką powierzchnię - bycie drobnym chociaż raz się do czegoś przydawało. Zmrużyła za to oczy widząc, że gospodarz postanowił spać na krześle. No chyba sobie żartował.
- Obiecuję nie zabierać całej kołdry. Zwłaszcza, jakbyś poratował dodatkowym kocem...? - niewinne spojrzenie zamieniło się w zachęcające poklepanie pustej części łóżka, dosyć sporej, żeby mężczyzna zdołał się przy niej wyspać. - Nie będziesz przecież spać na krześle. A ja się nie rozpycham tylko zwijam w kłębek dla oszczędności ciepła. - zgarnęła jedną poduszkę, układając na niej częściowo głowę i częściowo tuląc przedmiot do siebie. Uparcie trzymała oczy otwarte, chociaż kleiły się już same z siebie i coraz mocniej. Mrugnięcia, żeby nawilżyć oczy, kończyły się coraz dłuższymi chwilami, gdy miała powieki całkiem opuszczone. Aż po którymś takim „mrugnięciu” już się nie otworzyły, a zawinięta w burrito Vaia po prostu głęboko zasnęła, na szczęście z równym oddechem. Nic nie wskazywało na to, by cokolwiek miało się jej dalej stać, poza oczywiście kilkunastogodzinnym snem do dnia następnego.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Nie 19 Maj - 23:19
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nie zrobił niczego złego. Ostatkiem sił powstrzymał swoją dłoń przed zwinięciem się w kamień pięści. Mógł - i powinien - kłócić się z jej stwierdzeniem, mimo tego krawędzie jego ust nie zadrżały w najmniejszym przejawie odpowiedzi. Nie umiał, wprost nie potrafił jej wyjaśnić i przede wszystkim nie chciał. Nie chciał, żeby poznała go dokładnie z tej strony, złej, zabrudzonej i lepkiej od rozrzutnego wyuzdania. Nie sądził, że traktował ich relację w należyty sposób - domyślał się, że wprowadzenie emocjonalnych komplikacji, których jak zawsze był głównym winowajcą, zbliżając ich ku sobie już przy pierwszym spotkaniu po kilkuletniej przerwie w znajomości, nie mogło przynieść im niczego dobrego. Co więcej - i co najgorzej - wychodziła z założenia, że można na nim polegać, z czym sam się absolutnie nie zgadzał. Wiedział, że prędzej czy później rozczaruje się jego zachowaniem, prędzej czy później jej ufność zostanie roztrzaskana o klify surowej rzeczywistości. Być może nie był tak zły, jak sam zazwyczaj uważał, kierując się w tym przypadku postawą altruizmu, być może nie był tak zły, skoro udał się do świątyni fylgii i pośród cedzonych przekleństw postanowił mimo wszystko jej pomóc. Wiedział, pomimo tego, że nie był też dostatecznie dobry, nie w sposób, na jaki mógł zasługiwać drugi człowiek.
Dalsza dyskusja nie miała większego sensu. Wolał sam spać na krześle, choć nie chciał sprawiać wrażenia, że kobieta go odpycha, że brzydzi się znaleźć obok. Zauważał, że Vaia była niespokojna z powodu nałożonego na nią, przymglonego zmęczenia i nie miał zamiaru spotęgować w jej wnętrzu dalszych, rozdrażnionych emocji. Sam również był wycieńczony, oczywiście nie w stopniu porównywalnym do kobiety, mimo tego cała wędrówka oraz czynności powiązane z pomocą wymieszaną z oddechem udzielającej się nerwowości, aby nie okazało się, że przyszedł do niej za późno, wpływały na jego nastrój i narzucały na ciało poświatę monotonnej senności.
- Myślę, że coś się znajdzie - potwierdził jeszcze, znajdując koc w jednej z rozstawionych nieopodal szaf. Przykrył niedługo później Vaię i ułożył się obok. Materac był wystarczająco obszerny, aby ich pomieścić, uchylając się z nieznacznym skrzypieniem pod ciężarem ich ciał. Nie mógł przez dłuższą chwilę zasnąć, dopiero później, w bliżej nieznanym, niewyraźnym momencie narzuconym w nieokreślonym punkcie na osi czasu, poddał się błogości własnego odpoczynku. Kiedy obudził się, Vaia dalej spała, wsłuchiwał się przez pewien czas w jej miarowy oddech, nie chcąc mimo tego przerywać jej obecnego stanu. Domyślał się, że musiała odpowiednio zregenerować się po wyraźnym, obciążającym ją przemęczeniu rytuałem. Wysunął się delikatnie z pościeli, co jakiś czas zaglądając do sypialni, tak, jakby bał się, że mogło stać się cokolwiek złego, co mogłoby wymagać wezwania znienawidzonych przez kobietę medyków. Dopiero później zdecydował się odświeżyć; wrócił do pomieszczenia ponownie, z kosmykami włosów poskręcanymi nieznacznie od wilgoci, starannie wystrzyżonymi zalążkami zarostu, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Zatrzymał się, obserwując, czy zdołała się już obudzić. Minęło wystarczająco dużo czasu.
Dalsza dyskusja nie miała większego sensu. Wolał sam spać na krześle, choć nie chciał sprawiać wrażenia, że kobieta go odpycha, że brzydzi się znaleźć obok. Zauważał, że Vaia była niespokojna z powodu nałożonego na nią, przymglonego zmęczenia i nie miał zamiaru spotęgować w jej wnętrzu dalszych, rozdrażnionych emocji. Sam również był wycieńczony, oczywiście nie w stopniu porównywalnym do kobiety, mimo tego cała wędrówka oraz czynności powiązane z pomocą wymieszaną z oddechem udzielającej się nerwowości, aby nie okazało się, że przyszedł do niej za późno, wpływały na jego nastrój i narzucały na ciało poświatę monotonnej senności.
- Myślę, że coś się znajdzie - potwierdził jeszcze, znajdując koc w jednej z rozstawionych nieopodal szaf. Przykrył niedługo później Vaię i ułożył się obok. Materac był wystarczająco obszerny, aby ich pomieścić, uchylając się z nieznacznym skrzypieniem pod ciężarem ich ciał. Nie mógł przez dłuższą chwilę zasnąć, dopiero później, w bliżej nieznanym, niewyraźnym momencie narzuconym w nieokreślonym punkcie na osi czasu, poddał się błogości własnego odpoczynku. Kiedy obudził się, Vaia dalej spała, wsłuchiwał się przez pewien czas w jej miarowy oddech, nie chcąc mimo tego przerywać jej obecnego stanu. Domyślał się, że musiała odpowiednio zregenerować się po wyraźnym, obciążającym ją przemęczeniu rytuałem. Wysunął się delikatnie z pościeli, co jakiś czas zaglądając do sypialni, tak, jakby bał się, że mogło stać się cokolwiek złego, co mogłoby wymagać wezwania znienawidzonych przez kobietę medyków. Dopiero później zdecydował się odświeżyć; wrócił do pomieszczenia ponownie, z kosmykami włosów poskręcanymi nieznacznie od wilgoci, starannie wystrzyżonymi zalążkami zarostu, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. Zatrzymał się, obserwując, czy zdołała się już obudzić. Minęło wystarczająco dużo czasu.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Pon 27 Maj - 11:50
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Kompletnie nie pojmowała niczego w jego reakcjach, nagłej złości, którą kocie zmysły wykrywały automatycznie i podświadomości. Einar był zły o coś, co powiedziała, jakby z jakichś powodów przeszkadzało mu jej zaufanie. Nie pojmowała tego kompletnie, Halvorsen był enigmą, której nie potrafiła rozszyfrować. Może nie powinna nawet próbować go rozszyfrowywać, ale kocia ciekawość jednak wiedziała swoje i chciała dowiedzieć się więcej. Tyle, że nie teraz, kiedy bardziej miała ochotę zwyczajnie się w Einara wlepić i tak zasnąć, czując czyjąś bliskość i ciepełko...
- Dzięki. - wymamrotała już w półśnie, zawijając się w kocyk niczym prawdziwy kot, którym w końcu była. I bardzo, bardzo grzecznie trzymała się „swojej” części einarowego łóżka, choć w pewnym momencie zapragnęła we śnie większej ilości kołdry, zgarniając całe ciepełko dla siebie. Oddech miała jednak równy i głęboki, nie było w nim nic, co mogłoby budzić niepokój, no może poza faktem, że nawet jak na siebie spała naprawdę długo i zdecydowanie więcej niż wspomniane 12 godzin. No ale przecież ostrzegała Einara, że może tak być.
Medyków zdecydowanie nie potrzebowała i ewidentnie było z nią już o wiele lepiej. Nie potrzebowała już tyle ciepła, bo zdążyła rozplątać się z kołdry i koca, obiema rękami obejmując poduszkę z ugiętym jednym kolanem. Zaschnięta krew zlała się z karmelową skórą Vai, podkreślając jeszcze bardziej jej ciemniejszą karnację. Widać było, że dziewczyna jest ewidentnie rozluźniona i przyjemnie rozespana, kiedy Einar oglądał, czy żyje, Vaia rozciągnęła się na calutką długość i mało przytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez chwilę ogarniała, co się w ogóle wokół niej działo, po cymyz kolejnym ziewnięciem usiadła na łóżku, padając wzrokiem na Einara.
- Heeeeeej? - przetarła oczy, zgarniając z oczu zabłąkane kosmyki włosów. - Długo spałam? Mam nadzieję, że ci nie podprowadziłam kołdry w nocy. - dodała, lekko zaspanym tonem. Zaraz potem jednak wygrzebała się z pościeli - nawet jeśli najchętniej jeszcze by w niej została - i znów się przeciągnęła, próbując się dobudzić. Spojrzała na mężczyznę z nieśmiałym uśmiechem, zastanawiając się, na ile mogła go jeszcze wykorzystywać po tym, co zrobiła wczoraj. Chyba wczoraj, nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd zasnęła.
- Mogę jeszcze trochę naciągnąć Twoją gościnność? - zapytała całkiem swobodnie, mając w planach po pierwsze prysznic, a po drugie kawę, żeby zacząć jako tako kontaktować. - I jeszcze raz przepraszam za całą sytuację. - podeszła do Halvorsena, wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek, uważając, by nie pobrudził się od niej. Kocie zmysły bezbłędnie wyczuwały, że chwilę wcześniej się odświeżył, więc po co miała go zmuszać do kolejnych kąpieli?
- Daj mi chwilę, dobudzę się… Jak chcesz, mogę nam zrobić jakieś śniadanie, bo mi jakoś głupio tak wykorzystywać cię z noclegiem i wszystkim. - założyła za ucho kosmyk włosów, uśmiechając się delikatnie. Zdecydowanie czuła się lepiej, wypoczęta po całym rytuale, tyle że zdecyduj potrzebowałaś się wymyć, bo krew zaczynała koszmarnie swędzieć. I przy okazji irytować zmysły jaguarundi.
- Dzięki. - wymamrotała już w półśnie, zawijając się w kocyk niczym prawdziwy kot, którym w końcu była. I bardzo, bardzo grzecznie trzymała się „swojej” części einarowego łóżka, choć w pewnym momencie zapragnęła we śnie większej ilości kołdry, zgarniając całe ciepełko dla siebie. Oddech miała jednak równy i głęboki, nie było w nim nic, co mogłoby budzić niepokój, no może poza faktem, że nawet jak na siebie spała naprawdę długo i zdecydowanie więcej niż wspomniane 12 godzin. No ale przecież ostrzegała Einara, że może tak być.
Medyków zdecydowanie nie potrzebowała i ewidentnie było z nią już o wiele lepiej. Nie potrzebowała już tyle ciepła, bo zdążyła rozplątać się z kołdry i koca, obiema rękami obejmując poduszkę z ugiętym jednym kolanem. Zaschnięta krew zlała się z karmelową skórą Vai, podkreślając jeszcze bardziej jej ciemniejszą karnację. Widać było, że dziewczyna jest ewidentnie rozluźniona i przyjemnie rozespana, kiedy Einar oglądał, czy żyje, Vaia rozciągnęła się na calutką długość i mało przytomnym wzrokiem rozejrzała się po pomieszczeniu. Przez chwilę ogarniała, co się w ogóle wokół niej działo, po cymyz kolejnym ziewnięciem usiadła na łóżku, padając wzrokiem na Einara.
- Heeeeeej? - przetarła oczy, zgarniając z oczu zabłąkane kosmyki włosów. - Długo spałam? Mam nadzieję, że ci nie podprowadziłam kołdry w nocy. - dodała, lekko zaspanym tonem. Zaraz potem jednak wygrzebała się z pościeli - nawet jeśli najchętniej jeszcze by w niej została - i znów się przeciągnęła, próbując się dobudzić. Spojrzała na mężczyznę z nieśmiałym uśmiechem, zastanawiając się, na ile mogła go jeszcze wykorzystywać po tym, co zrobiła wczoraj. Chyba wczoraj, nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd zasnęła.
- Mogę jeszcze trochę naciągnąć Twoją gościnność? - zapytała całkiem swobodnie, mając w planach po pierwsze prysznic, a po drugie kawę, żeby zacząć jako tako kontaktować. - I jeszcze raz przepraszam za całą sytuację. - podeszła do Halvorsena, wspięła się na palce i cmoknęła go w policzek, uważając, by nie pobrudził się od niej. Kocie zmysły bezbłędnie wyczuwały, że chwilę wcześniej się odświeżył, więc po co miała go zmuszać do kolejnych kąpieli?
- Daj mi chwilę, dobudzę się… Jak chcesz, mogę nam zrobić jakieś śniadanie, bo mi jakoś głupio tak wykorzystywać cię z noclegiem i wszystkim. - założyła za ucho kosmyk włosów, uśmiechając się delikatnie. Zdecydowanie czuła się lepiej, wypoczęta po całym rytuale, tyle że zdecyduj potrzebowałaś się wymyć, bo krew zaczynała koszmarnie swędzieć. I przy okazji irytować zmysły jaguarundi.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Pią 5 Lip - 21:53
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Oceniał siebie surowo - nie miał w wielu aspektach potrzeby doskonalenia, jednak dostrzegał wady rozrośnięte zropiałymi szczelinami na pasmach jego wnętrza, dostrzegał swoje zepsucie, przełykając każdą jego kroplę pod nadzorem wyjątkowo trzeźwej świadomości. Wiedział, że nigdy nie był szczególnie oraz szlachetnie dobry, utwierdzał się w powyższym przekonaniu do równie zatwardziałego stopnia, aż przestał sam zauważać, że nie był wyłącznie zły, przesiąknięty do cna zatęchłymi występkami. Miał w sobie cząstkę łagodności, delikatnej i ciepłej, tej, której nie potrafiły wyplenić podburzone instynkty szumiące pod sklepieniem umysłu jak kołyszące się wściekle kołtuny ściśniętych chwastów. Umiał, wbrew swoim częstym obawom, troszczyć się o inne osoby - i troszczył się w tym momencie o Vaię, czuwając w rytmie jej sennego oddechu, bojąc się, że ulegnięcie jej prośbie o niewzywanie medyków mogło przynieść jej szkodę, bojąc się, że mógł w tamtej chwili popełnić ogromny błąd. W momencie, gdy rozchyliła jeszcze ciężkie, złączone odpoczynkiem powieki, odczuł niewysłowioną ulgę, napięcie, które dotychczas zalegało pajęczyną w jego sercu, uległo momentalnie przerwaniu i rozproszeniu.
- Nie zwróciłem uwagi - oznajmił bez większej troski; był Norwegiem przyzwyczajonym do znacznie bardziej drastycznych temperatur niż lekkiej poświaty ochłodzenia spowodowanej odsłonięciem skóry we wnętrzu własnego domu. - Długo - nie zawahał się przyznać - więcej niż dziesięć godzin - dodał po krótkotrwałym zastanowieniu, czując, że później stracił najzwyczajniej rachubę. Krótki pocałunek rozniecił w nim impuls przyjemności, kładąc się niczym bandaż na podirytowanie jej wcześniejszą konstelacją słów - wolał, aby nie wychodziła zbyt szybko i równocześnie pragnął, by czuła się jak u siebie, nie przejmując się aktualnie niczym o podobnie nieistotnej wadze. Vaia była jednak uparta, zauważał, że znacznie częściej zwracała uwagę na innych niż tylko na samą siebie. Pewnie dlatego odnalazła swoje miejsce w Kruczej Straży, gdy zdecydowała się pozostać na terenach Skandynawii.
- Nigdzie cię nie wyganiam - zapewnił. - Chcę mieć pewność, że wróciłaś do pełni swoich sił - powiedział, usiłując zaznaczyć, że przede wszystkim zależy mu na poprawie jej samopoczucia. Spoglądał na nią miękko, nie oszczędzając na ofiarowanej jej uwadze, chwytał spojrzeniem uśmiech zatrzymany nienachalnie na jej wargach, napełniający go dodatkowym spokojem i czystym ciepłem sympatii. Nie miał zamiaru pozwalać jej na przyrządzenie śniadania, zwłaszcza, gdyby zaplanowała uczynić to samodzielnie, godziłoby to zupełnie w jego pojęcie pomocy i gościnności. Nie było drogi odwrotu, utracił jej trajektorię w momencie, gdy postanowił odpowiedzieć na jej list, wyruszając w kierunku opisanego przez nią miejsca, miejsca, które sam jej pokazał jeszcze kilka lat wcześniej.
- Odpocznij - ponowił prośbę, nalegając, aby nie rozpraszała się zbędnymi w jego odczuciu troskami. - Daj mi znać, kiedy będziesz gotowa - mówił dalej, kładąc z niespieszną serdecznością każde z kolejnych słów. Zaczekał, aż sama zdecyduje, czy woli na początku udać się do kuchni czy może obecnie chętniej wsunie się w objęcia kąpieli. Niczego jej nie narzucał - poza wyłączną chęcią upewnienia się, że wszystko jest na ten moment w porządku, tak po prostu, bez żadnych, niepotrzebnie rozbudowanych uzasadnień.
- Nie zwróciłem uwagi - oznajmił bez większej troski; był Norwegiem przyzwyczajonym do znacznie bardziej drastycznych temperatur niż lekkiej poświaty ochłodzenia spowodowanej odsłonięciem skóry we wnętrzu własnego domu. - Długo - nie zawahał się przyznać - więcej niż dziesięć godzin - dodał po krótkotrwałym zastanowieniu, czując, że później stracił najzwyczajniej rachubę. Krótki pocałunek rozniecił w nim impuls przyjemności, kładąc się niczym bandaż na podirytowanie jej wcześniejszą konstelacją słów - wolał, aby nie wychodziła zbyt szybko i równocześnie pragnął, by czuła się jak u siebie, nie przejmując się aktualnie niczym o podobnie nieistotnej wadze. Vaia była jednak uparta, zauważał, że znacznie częściej zwracała uwagę na innych niż tylko na samą siebie. Pewnie dlatego odnalazła swoje miejsce w Kruczej Straży, gdy zdecydowała się pozostać na terenach Skandynawii.
- Nigdzie cię nie wyganiam - zapewnił. - Chcę mieć pewność, że wróciłaś do pełni swoich sił - powiedział, usiłując zaznaczyć, że przede wszystkim zależy mu na poprawie jej samopoczucia. Spoglądał na nią miękko, nie oszczędzając na ofiarowanej jej uwadze, chwytał spojrzeniem uśmiech zatrzymany nienachalnie na jej wargach, napełniający go dodatkowym spokojem i czystym ciepłem sympatii. Nie miał zamiaru pozwalać jej na przyrządzenie śniadania, zwłaszcza, gdyby zaplanowała uczynić to samodzielnie, godziłoby to zupełnie w jego pojęcie pomocy i gościnności. Nie było drogi odwrotu, utracił jej trajektorię w momencie, gdy postanowił odpowiedzieć na jej list, wyruszając w kierunku opisanego przez nią miejsca, miejsca, które sam jej pokazał jeszcze kilka lat wcześniej.
- Odpocznij - ponowił prośbę, nalegając, aby nie rozpraszała się zbędnymi w jego odczuciu troskami. - Daj mi znać, kiedy będziesz gotowa - mówił dalej, kładąc z niespieszną serdecznością każde z kolejnych słów. Zaczekał, aż sama zdecyduje, czy woli na początku udać się do kuchni czy może obecnie chętniej wsunie się w objęcia kąpieli. Niczego jej nie narzucał - poza wyłączną chęcią upewnienia się, że wszystko jest na ten moment w porządku, tak po prostu, bez żadnych, niepotrzebnie rozbudowanych uzasadnień.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Pon 8 Lip - 12:39
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Sama Vaia twierdziła, że posiada więcej wad niż zalet. Owszem, te drugie też się pojawiały, chociażby w postaci dbania o innych, ale wady definitywnie przeważały. Potrafiła jednak dostrzegać dobre cechy w innych i Einar zdecydowanie był z tych dobrych ludzi. Nie widziała w nim żadnych złych cech, a w końcu miała doświadczenie w wyszukiwaniu takich, na wskroś przesiąkniętych podłością. Troska Halvorsena była czymś, co usadziło ją w miejscu wtedy w jaskini, a teraz zaskakiwała ją bardziej niż byłaby w stanie powiedzieć na głos. To było coś nowego, coś innego, może i troszeczkę dziwnego. Niespotykanego w normalnym trybie. Czymś, do czego odwykła przez lata pracy i samotności, jednak uczyła się na nowo. Nigdy nie powiedziałaby więc, że Einar był zły. Nie dla niej.
- To dobrze, że nie zwróciłeś. - uśmiechnęła się kącikami ust, domyślając się jednak, że nawet gdyby faktycznie zabrała mu kołdrę, to by jej o tym nie powiedział. Wydawał się zbyt przejęty jej stanem, by mieć pretensje o cokolwiek z tych rzeczy, ale Vaia i tak nie umiała tego zrozumieć. Przecież naprawdę nic jej nie było.
- Wróciłam, wróciłam. Nic mi nie jest. Widzisz, nawet jestem bardziej ludzka niż kocia. - zaśmiała się cicho, jednak nie oponowała. Choć nie potrafiła zrozumieć tej troski, to umiała ją zaakceptować i nie oponować na głos, choć czasem i tak wewnętrznie protestowała przeciwko takiemu przejmowaniu się nią. Przecież nie było się czym (kim?) przejmować. Wspięła się na palce, by z odruchu przytulić mężczyznę w ramach podziękowania, bo przecież dotyk o wiele lepiej przekazywał to, czego słowa nie zawsze umiały. Całą jej wdzięczność za pomoc i przechowanie, a także delikatne poczucie winy, że wpuściła go na taką minę. Einar ładnie pachniał. Balansując na linii równowagi między kotem a człowiekiem musnęła nosem jego szyję, wzdychając przyjemny zapach, zanim do głowy doszła informacja, że przecież sama była brudna od krwi i lepka od potu. Dopiero wtedy odskoczyła niczym oparzona.
- Oż cholera! Nie chciałam cię pobrudzić. - westchnęła głęboko. No i właśnie dlatego tłumiła kota i instynkty, bo „futrzak”, jak czasem zwała swój totem, często potrzebował dotyku i niekoniecznie brał przy tym pod uwagę, że mógłby kogoś pobrudzić. Spojrzała smutnym spojrzeniem na Einara, wyraźnie w przepraszający sposób. - Wiesz, ja się może po prostu umyję, bo się cała lepię, miałbyś może pożyczyć coś do ubrania się później? Nie wzięłam nic na zmianę… - ułożyła dłonie na karku z miną „tak, jestem winna”. Jej oczy pociemniały delikatnie, a język powoli zwilżył dolną wargę. - Przepiorę, co się da... - dodała, przeczesując palcami włosy i powstrzymując się przed rozdrapaniem swędzącego karku. - Najpierw prysznic. - ponownie cmoknęła go w policzek i poczekała, aż wskaże jej drogę, by mogła zdjąć z siebie pobrudzone życie i wpakować się pod przyjemnie ciepłą wodę.
- To dobrze, że nie zwróciłeś. - uśmiechnęła się kącikami ust, domyślając się jednak, że nawet gdyby faktycznie zabrała mu kołdrę, to by jej o tym nie powiedział. Wydawał się zbyt przejęty jej stanem, by mieć pretensje o cokolwiek z tych rzeczy, ale Vaia i tak nie umiała tego zrozumieć. Przecież naprawdę nic jej nie było.
- Wróciłam, wróciłam. Nic mi nie jest. Widzisz, nawet jestem bardziej ludzka niż kocia. - zaśmiała się cicho, jednak nie oponowała. Choć nie potrafiła zrozumieć tej troski, to umiała ją zaakceptować i nie oponować na głos, choć czasem i tak wewnętrznie protestowała przeciwko takiemu przejmowaniu się nią. Przecież nie było się czym (kim?) przejmować. Wspięła się na palce, by z odruchu przytulić mężczyznę w ramach podziękowania, bo przecież dotyk o wiele lepiej przekazywał to, czego słowa nie zawsze umiały. Całą jej wdzięczność za pomoc i przechowanie, a także delikatne poczucie winy, że wpuściła go na taką minę. Einar ładnie pachniał. Balansując na linii równowagi między kotem a człowiekiem musnęła nosem jego szyję, wzdychając przyjemny zapach, zanim do głowy doszła informacja, że przecież sama była brudna od krwi i lepka od potu. Dopiero wtedy odskoczyła niczym oparzona.
- Oż cholera! Nie chciałam cię pobrudzić. - westchnęła głęboko. No i właśnie dlatego tłumiła kota i instynkty, bo „futrzak”, jak czasem zwała swój totem, często potrzebował dotyku i niekoniecznie brał przy tym pod uwagę, że mógłby kogoś pobrudzić. Spojrzała smutnym spojrzeniem na Einara, wyraźnie w przepraszający sposób. - Wiesz, ja się może po prostu umyję, bo się cała lepię, miałbyś może pożyczyć coś do ubrania się później? Nie wzięłam nic na zmianę… - ułożyła dłonie na karku z miną „tak, jestem winna”. Jej oczy pociemniały delikatnie, a język powoli zwilżył dolną wargę. - Przepiorę, co się da... - dodała, przeczesując palcami włosy i powstrzymując się przed rozdrapaniem swędzącego karku. - Najpierw prysznic. - ponownie cmoknęła go w policzek i poczekała, aż wskaże jej drogę, by mogła zdjąć z siebie pobrudzone życie i wpakować się pod przyjemnie ciepłą wodę.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Pon 8 Lip - 22:34
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Z każdą, napływającą chwilą stawał się coraz bardziej przytłoczony; nie z winy Vai oraz jej przywiązania ale z ponurej, grzęznącej w nim nieprzyjemnie świadomości o własnej roztaczanej aurze. Jego natura bywała często przekleństwem zatruwającym meandry cudzych umysłów, rozcierającym w warstwę pyłu rozsądek. Nie wiedział na ile zachowanie kobiety było szczere, na ile jej chęć bliskości, chęć pozornie niewinnego dotyku wynikała z podatności na unoszący się ponad jego skórą czar. Była w tej chwili wycieńczona i odsłonięta, a on bał się, okrutnie bał się, że niepotrzebnie mącił jej w głowie, bał się że wykorzysta tę sytuację, tę słabość w nieodpowiedni sposób, bał się, że nie zdoła zatrzymać instynktownych zachcianek, które to zaprowadzą ich w zupełnie niewłaściwym kierunku. Strach, który w tym momencie odczuwał, rozrastał się kosmatą tkanką tuż przy kurczącym się z ożywieniem sercu. Vaia ponownie przełamała smugę dzielącej ich odległości, czubek jej nosa figlarnie musnął membranę jego skóry; nie wiedział nawet w którym momencie przechylił głowę, trącając delikatnie jej skroń, nadal zabrudzoną i lepką, jednak wyraźnie doszukującą się choćby bladej pieszczoty. Wyobraził sobie przez krótki, nieprzyzwoity moment że mógłby pocałować ją w usta, a wkrótce później z fałszywym widmem beztroski i roześmianiem pomóc jej pozbyć się nieprzyjemnych pamiątek po rytuale, w którego przebieg była uwikłana. Było to ledwie wstępem do scenariusza, za który zaczynał siebie dość prędko nienawidzić; czuł się żałośnie, świadomy, że zawsze kończył w ten sposób, nie był w stanie niczego uszanować.
- Poszukam czegoś dla ciebie - skinął głową, przyjemnie zajmując swoje myśli atrapą tymczasowej troski. Zajęcie, banalnie proste, pozwoliło mu zamaskować nawoływania wwiercających się rozterek. Znalazł dla niej ubrania; koszulę, która była bez wątpienia za duża na jej ramiona nawet gdy sam miał dość drobną jak na przedstawiciela Skandynawii sylwetkę. Nie przedłużał niczego niepotrzebnie, pokazał jej łazienkę, prowadząc ją korytarzem aż do właściwych drzwi i następnie sam wsunął się do wnętrza pomieszczenia. Przygotował oprócz tego dla niej osobny, czysty ręcznik. Kątem spojrzenia dosięgnął tafli lustra; jego własny, zawieszony dookoła szyi miał na sobie kilka rdzawych plamek po ostatnim zetknięciu.
- Teraz wszystko powinno być gotowe - oznajmił, delikatnie, nienachalnie ją przy tym obserwując. Nie wiedział, jak do końca powinien się zachować; chciał zostać przy niej, ponieważ nie miał pewności czy nie zasłabnie, wyrządzając sobie przy tym potencjalną krzywdę; chciał ją zostawić samą, aby zapewnić jej odpowiedni komfort, wiedząc, że nie chciała najpewniej prezentować się przed nim w takie sposób, odnosząc oprócz tego wrażenie, że jego obecność byłaby w stanie jedynie doprowadzić do innego nieszczęścia. Był zażenowany samym sobą i własnymi, drzemiącymi pod powłokami tendencjami; wierzył, że bez nich wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, bardziej klarowne, przystępne.
- Poszukam czegoś dla ciebie - skinął głową, przyjemnie zajmując swoje myśli atrapą tymczasowej troski. Zajęcie, banalnie proste, pozwoliło mu zamaskować nawoływania wwiercających się rozterek. Znalazł dla niej ubrania; koszulę, która była bez wątpienia za duża na jej ramiona nawet gdy sam miał dość drobną jak na przedstawiciela Skandynawii sylwetkę. Nie przedłużał niczego niepotrzebnie, pokazał jej łazienkę, prowadząc ją korytarzem aż do właściwych drzwi i następnie sam wsunął się do wnętrza pomieszczenia. Przygotował oprócz tego dla niej osobny, czysty ręcznik. Kątem spojrzenia dosięgnął tafli lustra; jego własny, zawieszony dookoła szyi miał na sobie kilka rdzawych plamek po ostatnim zetknięciu.
- Teraz wszystko powinno być gotowe - oznajmił, delikatnie, nienachalnie ją przy tym obserwując. Nie wiedział, jak do końca powinien się zachować; chciał zostać przy niej, ponieważ nie miał pewności czy nie zasłabnie, wyrządzając sobie przy tym potencjalną krzywdę; chciał ją zostawić samą, aby zapewnić jej odpowiedni komfort, wiedząc, że nie chciała najpewniej prezentować się przed nim w takie sposób, odnosząc oprócz tego wrażenie, że jego obecność byłaby w stanie jedynie doprowadzić do innego nieszczęścia. Był zażenowany samym sobą i własnymi, drzemiącymi pod powłokami tendencjami; wierzył, że bez nich wszystko byłoby o wiele łatwiejsze, bardziej klarowne, przystępne.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Wto 9 Lip - 22:38
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Uśmiechnęła się do siebie, tak delikatnie i swobodnie, gdy chociaż na chwilę odwzajemnił jej ruch, pozwolił się przytulić. Barros niestety lubiła się przytulać, lubiła dotyk i bliskość i wbrew pozorom ta bliskość czy nawet wejście na kolana nie oznaczało od razu chęci czy wprowadzenia do czegoś więcej. Po prostu od czasu do czasu - no, dosyć często - potrzebowała poczuć bliskość, jak kot, który mimo bycia samotnikiem od czasu do czasu domagał się glasków i chciał spać na kolanach. Vaia nie różniła się zbytnio od kotów w tym temacie, łącznie z byciem wybrednym co do tego, na czyich kolanach miała ochotę uciąć sobie drzemkę.
- Gracias. - uśmiechnęła się lekko, czekając na Einara, aż najpierw znalazł jej koszulę - złotawe oczy błysnęły lekko, lubiła koszule - i podążyła za nim wprost do łazienki. Oczywiście teraz, gdy była wypoczęta, z dziecięcą ciekawością rozglądała się po korytarzu i łazience, nie rozpoznając żadnego z tych miejsc. - Einarrr? Zmieniłeś lokum? Inaczej zapamiętałam twoje mieszkanie. - w jej głosie słychać było ciekawość, gdy próbowała umieścić na mapie Midgardu nowy dom Halvorsena. Oczywiście pamiętała tylko jego mieszkanie z czasów morskich podróży, z czasów kolumbijskich portów, przemytów i gróźb.
W oczekiwaniu na odpowiedź z wprawą ściągnęła najpierw stanik od bikini, a potem szorty i majtki, ot by faktycznie przeprać rzeczy z pozasychanej krwi. W niczym nie krępowała się mężczyzny, nagość między nimi była niejako naturalna po takim czasie. Zresztą przecież wszystko miał okazję widzieć, gdy się spotkali nie tak dawno... A nie, jednak nie. Blizna po nożu z podwójnym ostrzem, zdobiąca jej brzuch, była całkowicie nowa. Teraz też mógł oglądać w pełni wygojony tatuaż, biegnący od punktu między łopatkami i rozszerzający się ku pośladkom, by w końcu objąć ich połowę. Krwawy osad przysłaniał czarne linie, ale i tak były widoczne. Wyróżniały się na jej skórze, tak jak Vaia wyróżniała się wśród mieszkańców Skandynawii. Wśród gringos.
- Lepiej ich nie wypiorę. - oceniła, zostawiając rzeczy, by ociekły z wody. Dopiero wtedy weszła pod prysznic, stając tyłem do wnętrza łazienki i od razu ustawiając ciepłą wodę. No, bardzo ciepłą, chwila więc minęła, zanim z głębokim pomrukiem szczęścia pozwoliła strumieniom wody otulić nagie ciało.
- Ooooh tak... - westchnęła, przymykając oczy i odchylając głowę w tył, by całej się zmoczyć. Dopiero wtedy, całkiem na oślep zaczęła poszukiwać jakiegokolwiek żelu pod prysznic, by móc zmyć z siebie cały brud.
Była swobodna, zapewne bardziej niż powinna. Niż wypadało. Naga, u obcego mężczyzny w domu. Ale Einar nie był obcy i nie uważała, by był typem, który wariował widząc kawałek tyłka czy piersi. Zresztą nawet nie była pewna, czy został w łazience, bo nie pobrudziła go przecież aż tak. Liczyła się teraz tylko jej mała randka z gorącą wodą, przyjemnie zdobiącą skórę mokrymi kroplami. Włosy zostawiła sobie na koniec, zaczynając od powolnego namydlania całego ciała. Biała piana zabarwiła się delikatnym różem, zmywając krew z jej skóry, pokrywając ją delikatnym zapachem żelu pod prysznic. Tak naprawdę wykąpała by się nawet i w zimnej wodzie, ale ta rozgrzana wywoływała cichutkie, pełne szczęścia mruczenie. Czasem, zwłaszcza teraz, trudno było oddzielić człowieka od kota i Vaia nawet nie próbowała tego robić. Była dumna ze swoich umiejętności, były użyteczne w pracy i nie widziała już potrzeby, by je tłumić.
- Gracias. - uśmiechnęła się lekko, czekając na Einara, aż najpierw znalazł jej koszulę - złotawe oczy błysnęły lekko, lubiła koszule - i podążyła za nim wprost do łazienki. Oczywiście teraz, gdy była wypoczęta, z dziecięcą ciekawością rozglądała się po korytarzu i łazience, nie rozpoznając żadnego z tych miejsc. - Einarrr? Zmieniłeś lokum? Inaczej zapamiętałam twoje mieszkanie. - w jej głosie słychać było ciekawość, gdy próbowała umieścić na mapie Midgardu nowy dom Halvorsena. Oczywiście pamiętała tylko jego mieszkanie z czasów morskich podróży, z czasów kolumbijskich portów, przemytów i gróźb.
W oczekiwaniu na odpowiedź z wprawą ściągnęła najpierw stanik od bikini, a potem szorty i majtki, ot by faktycznie przeprać rzeczy z pozasychanej krwi. W niczym nie krępowała się mężczyzny, nagość między nimi była niejako naturalna po takim czasie. Zresztą przecież wszystko miał okazję widzieć, gdy się spotkali nie tak dawno... A nie, jednak nie. Blizna po nożu z podwójnym ostrzem, zdobiąca jej brzuch, była całkowicie nowa. Teraz też mógł oglądać w pełni wygojony tatuaż, biegnący od punktu między łopatkami i rozszerzający się ku pośladkom, by w końcu objąć ich połowę. Krwawy osad przysłaniał czarne linie, ale i tak były widoczne. Wyróżniały się na jej skórze, tak jak Vaia wyróżniała się wśród mieszkańców Skandynawii. Wśród gringos.
- Lepiej ich nie wypiorę. - oceniła, zostawiając rzeczy, by ociekły z wody. Dopiero wtedy weszła pod prysznic, stając tyłem do wnętrza łazienki i od razu ustawiając ciepłą wodę. No, bardzo ciepłą, chwila więc minęła, zanim z głębokim pomrukiem szczęścia pozwoliła strumieniom wody otulić nagie ciało.
- Ooooh tak... - westchnęła, przymykając oczy i odchylając głowę w tył, by całej się zmoczyć. Dopiero wtedy, całkiem na oślep zaczęła poszukiwać jakiegokolwiek żelu pod prysznic, by móc zmyć z siebie cały brud.
Była swobodna, zapewne bardziej niż powinna. Niż wypadało. Naga, u obcego mężczyzny w domu. Ale Einar nie był obcy i nie uważała, by był typem, który wariował widząc kawałek tyłka czy piersi. Zresztą nawet nie była pewna, czy został w łazience, bo nie pobrudziła go przecież aż tak. Liczyła się teraz tylko jej mała randka z gorącą wodą, przyjemnie zdobiącą skórę mokrymi kroplami. Włosy zostawiła sobie na koniec, zaczynając od powolnego namydlania całego ciała. Biała piana zabarwiła się delikatnym różem, zmywając krew z jej skóry, pokrywając ją delikatnym zapachem żelu pod prysznic. Tak naprawdę wykąpała by się nawet i w zimnej wodzie, ale ta rozgrzana wywoływała cichutkie, pełne szczęścia mruczenie. Czasem, zwłaszcza teraz, trudno było oddzielić człowieka od kota i Vaia nawet nie próbowała tego robić. Była dumna ze swoich umiejętności, były użyteczne w pracy i nie widziała już potrzeby, by je tłumić.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Sob 20 Lip - 19:02
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Nie miał w zwyczaju zaufać innym bardziej, niż było to konieczne; chociaż podskórnie pragnął cudzej obecności, nie starał się zmieniać ścieżek prowadzonego życia. Został skazany na samotność nie tylko przez pochodzenie, przez piętno swojej genetyki, piętno niechcianego odmieńca; wręcz przeciwnie, wybierał w pełni świadomie, z premedytacją samotność jako swoją ucieczkę bojąc się bliższej, stabilnej formy zażyłości. Każda odpowiedzialność stawała się ciężką klatką, której pręty zaciskały się ciasnym zgryzem dookoła jego świadomości. Mógł usiłować wmieszać się w społeczeństwo, na zawsze pozostawał pomimo tego półdziki, ostrożny jak dokarmiane ludzką ręką zwierzę gnające w cienie gęstwiny przy impulsie każdego, gwałtowniejszego ruchu. Nie był w stanie trzymać wielu osób blisko, nawet teraz, gdy Vaia przebywała w jego domu bał się, że w niewłaściwej chwili jego ogon odrośnie, bał się, że zauważy cechy uderzające w nią informacją, z kim miała rzeczywiście do czynienia. Bał się, że pomagając jej, mógł zaszkodzić sobie bez względu na to jak samolubne mogły się okazywać podobne, nawiedzające go w okrucieństwie myśli. Bał się, że mogła spostrzec jak łatwo hipnotyzuje ją sobą, jak jego aura osacza zakamarki jej podatnego umysłu. Bał się, że zdołał popełnić błąd, nawet, gdy w głębi siebie wiedział, że postępował słusznie. Nie mógł jej tak zostawić. Nie był w stanie odmówić jej pomocy.
- Tak - powiedział jej zgodnie z prawdą. - Potrzebowałem domu z przestrzenią na pracownię - wyjaśnił. W poprzednim mieszkaniu brakowało mu odpowiednio wydzielonego miejsca. Teraz pod względem domu był szczęśliwy, nawet gdy pomieszczenia nie były naznaczone na stałe niczyją obecnością, nawet, kiedy drastycznie często pomiędzy ścianami osadzała się niczym szron mętna cisza.
Ochłonął dopiero w chwili, kiedy odwrócił się w jej stronę plecami. Zapomniał przez krótki moment o wszystkich, wgryzających się obawach wczepionych niczym żarłoczne i nienawistne larwy. Swoboda i nasączone odprężeniem wytchnienie wplecione w miarowy, monotonny szum wody w cudaczny sposób koiło jego zmysły. Vaia nie była najwyraźniej tak osłabiona, jak na początku się trwożył, długi odpoczynek pozwolił jej zregenerować znaczne zasoby sił. Zatrzymał swoje spojrzenie na tafli lustra i wkrótce od niego uciekł, wpatrzony w obrysy umywalki. Nie przepadał za widokiem własnej fizjonomii, za konfrontacją, z jakiej przenigdy nie miał wyjść zwycięsko, za prawdą na temat siebie, którą mógł tłumić przed innymi, a której nie potrafił zataić przecież przed sobą. Przepłukał odrobinę swoją twarz i rozczesał włosy, wymamrotał zaklęcie strącające rdzawe plamki zatrzymane na powierzchni ręcznika. Przez pewien, dosyć krótki, banalny odcinek czasu zniknął za drzwiami łazienki; wrócił, zapinając pozostałe guziki koszuli, w pełni gotowy, aby powitać oczekujący ich dzień.
- ...i jak? Wszystko dobrze? - postanowił się upewnić, kiedy postąpił kilka kroków w jej stronę. Pozbył się wcześniejszego zmieszania, patrząc się na nią miękko, ze światłem serdecznego uśmiechu. - Co najchętniej zjadłabyś na śniadanie?
- Tak - powiedział jej zgodnie z prawdą. - Potrzebowałem domu z przestrzenią na pracownię - wyjaśnił. W poprzednim mieszkaniu brakowało mu odpowiednio wydzielonego miejsca. Teraz pod względem domu był szczęśliwy, nawet gdy pomieszczenia nie były naznaczone na stałe niczyją obecnością, nawet, kiedy drastycznie często pomiędzy ścianami osadzała się niczym szron mętna cisza.
Ochłonął dopiero w chwili, kiedy odwrócił się w jej stronę plecami. Zapomniał przez krótki moment o wszystkich, wgryzających się obawach wczepionych niczym żarłoczne i nienawistne larwy. Swoboda i nasączone odprężeniem wytchnienie wplecione w miarowy, monotonny szum wody w cudaczny sposób koiło jego zmysły. Vaia nie była najwyraźniej tak osłabiona, jak na początku się trwożył, długi odpoczynek pozwolił jej zregenerować znaczne zasoby sił. Zatrzymał swoje spojrzenie na tafli lustra i wkrótce od niego uciekł, wpatrzony w obrysy umywalki. Nie przepadał za widokiem własnej fizjonomii, za konfrontacją, z jakiej przenigdy nie miał wyjść zwycięsko, za prawdą na temat siebie, którą mógł tłumić przed innymi, a której nie potrafił zataić przecież przed sobą. Przepłukał odrobinę swoją twarz i rozczesał włosy, wymamrotał zaklęcie strącające rdzawe plamki zatrzymane na powierzchni ręcznika. Przez pewien, dosyć krótki, banalny odcinek czasu zniknął za drzwiami łazienki; wrócił, zapinając pozostałe guziki koszuli, w pełni gotowy, aby powitać oczekujący ich dzień.
- ...i jak? Wszystko dobrze? - postanowił się upewnić, kiedy postąpił kilka kroków w jej stronę. Pozbył się wcześniejszego zmieszania, patrząc się na nią miękko, ze światłem serdecznego uśmiechu. - Co najchętniej zjadłabyś na śniadanie?
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Sob 20 Lip - 23:35
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Oh nie dało się ukryć, że hipnotyzował ją swoją osobą. Przyciągał w każdy możliwy sposób, aż chciała wcisnąć się w jego tors, wtulić się i tak zostać. Jedyne jednak, co ratowało Einara od stosu pytań, to niepewność Vaiany, bo Strażniczka nie miała pewności, ile z tych odczuć jest jej własnych, a ile kocich. W ogóle nie brała pod uwagę, że te chęci mógłby wywoływać u niej sam Halvorsen, zwalała więc wszystko na siebie i swoje niezaspokojone potrzeby bliskości. Prawdę mówiąc najchętniej znowu wtuliłaby się w jego bok i po prostu tak została, choć przynajmniej obecnie gorąca woda wygrywała z wszystkimi innymi życzeniami. A także z myślami, które przecież mogłyby powędrować do Einara i jego dotyku, który z automatu sprawiał, że chciała więcej i więcej.
- Wydaje mi się, że teraz masz tu mnóstwo przestrzeni. - skomentowała, zanim jeszcze szum płynącej wody zagłuszył wszystko inne. Przynajmniej zagłuszał też iście kocie pomruki, gdy zmywała z siebie warstewkę potu i krwi, zostawiając karmelową skórę lśniącą od wody.
Domyła się naprawdę porządnie, nie chcąc, by jej własny nos drażniła woń starej krwi. Nie była padlinożercą, żeby jej to nie przeszkadzało. Dopiero na końcu skupiła się na włosach, płucząc je i myjąc tak długo, aż woda była czysta i bez koloru, a nie zabarwiona czerwienią. Jeśli z tego powodu zużyła Halvorsenowi sporą ilość ciepłej wody, to raczej musiał jej to wybaczyć. Barros zawsze przywiązywała sporą wagę do higieny, co dzieliła zresztą ze swoim totemem.
- Mmmmm. - zamruczała na pytanie mężczyzny, gdy wrócił do łazienki. Zastał Vaię wciągającą na wciąż wilgotny tyłek - okryty już bielizną, tak samo jak i piersi - długie i obcisłe dżinsy, które powstały z szortów, jeszcze kilka chwil wcześniej namakających w zlewie. Sięgnęła po pożyczoną koszulę - nie łudźmy się, i tak i tak jej nie odda, bo zapomni - i metodycznie zaczęła zapinać wszystkie guziki. Wypoczęta i czysta mogła już stawić czoło następnym godzinom dnia dzisiejszego.
- Einarrrr, wszystko. Nie jestem ultra wybredna. A do tego głodna jak cholera. Serio się nie przejmuj i chodź, pomogę ci. I tak mi głupio, że aż tak cię wykorzystuję. - nie potrafiła powstrzymać tej chęci, znowu podeszła bliżej i wtuliła się w mężczyznę. Teraz jednak nie musiała się niczym przejmować, czysta i po kąpieli mogła się lepić do niego... To było zresztą naturalne, potrzebowała teraz bliskości, dla zwykłego złapania równowagi i zakotwiczenia w rzeczywistości. Niewielki skutek uboczny rytuału, była bardziej „miziasta”.
To było naturalne, jednak naturalnym w żadnym stopniu nie był fakt, że nie minęło dużo czasu, zanim jej ręce zaczęły błądzić po plecach Einara, co wcale nie było jej zamiarem. Szybko złapała się na tym i równie swobodnie odsunęła się, nie dając nic po sobie poznać. Przecież do cholery nie była aż tak niewyżyta, co jest grane!
- To pokazuj tę kuchnię. Kawa najpierw. - zakomenderowała ze śmiechem, gdzieś wewnątrz czując pierwsze nutki niechęci do swojej osoby. Zdurniała czy co, żeby mieć ochotę na dobieranie się do malarza. Nigdy taka nie była, co jej nagle odpaliło? Skutek uboczny rytuału czy jaka cholera...? I zdecydowanie chciała wrócić do tej bliskości, więc kuchnia była bezpieczna. Kuchnia i kawa, którą zamierzała zrobić dla nich obojga.
- Czekaj... Ty pijesz kawę, prawda? - speszyła się odrobinę.
- Wydaje mi się, że teraz masz tu mnóstwo przestrzeni. - skomentowała, zanim jeszcze szum płynącej wody zagłuszył wszystko inne. Przynajmniej zagłuszał też iście kocie pomruki, gdy zmywała z siebie warstewkę potu i krwi, zostawiając karmelową skórę lśniącą od wody.
Domyła się naprawdę porządnie, nie chcąc, by jej własny nos drażniła woń starej krwi. Nie była padlinożercą, żeby jej to nie przeszkadzało. Dopiero na końcu skupiła się na włosach, płucząc je i myjąc tak długo, aż woda była czysta i bez koloru, a nie zabarwiona czerwienią. Jeśli z tego powodu zużyła Halvorsenowi sporą ilość ciepłej wody, to raczej musiał jej to wybaczyć. Barros zawsze przywiązywała sporą wagę do higieny, co dzieliła zresztą ze swoim totemem.
- Mmmmm. - zamruczała na pytanie mężczyzny, gdy wrócił do łazienki. Zastał Vaię wciągającą na wciąż wilgotny tyłek - okryty już bielizną, tak samo jak i piersi - długie i obcisłe dżinsy, które powstały z szortów, jeszcze kilka chwil wcześniej namakających w zlewie. Sięgnęła po pożyczoną koszulę - nie łudźmy się, i tak i tak jej nie odda, bo zapomni - i metodycznie zaczęła zapinać wszystkie guziki. Wypoczęta i czysta mogła już stawić czoło następnym godzinom dnia dzisiejszego.
- Einarrrr, wszystko. Nie jestem ultra wybredna. A do tego głodna jak cholera. Serio się nie przejmuj i chodź, pomogę ci. I tak mi głupio, że aż tak cię wykorzystuję. - nie potrafiła powstrzymać tej chęci, znowu podeszła bliżej i wtuliła się w mężczyznę. Teraz jednak nie musiała się niczym przejmować, czysta i po kąpieli mogła się lepić do niego... To było zresztą naturalne, potrzebowała teraz bliskości, dla zwykłego złapania równowagi i zakotwiczenia w rzeczywistości. Niewielki skutek uboczny rytuału, była bardziej „miziasta”.
To było naturalne, jednak naturalnym w żadnym stopniu nie był fakt, że nie minęło dużo czasu, zanim jej ręce zaczęły błądzić po plecach Einara, co wcale nie było jej zamiarem. Szybko złapała się na tym i równie swobodnie odsunęła się, nie dając nic po sobie poznać. Przecież do cholery nie była aż tak niewyżyta, co jest grane!
- To pokazuj tę kuchnię. Kawa najpierw. - zakomenderowała ze śmiechem, gdzieś wewnątrz czując pierwsze nutki niechęci do swojej osoby. Zdurniała czy co, żeby mieć ochotę na dobieranie się do malarza. Nigdy taka nie była, co jej nagle odpaliło? Skutek uboczny rytuału czy jaka cholera...? I zdecydowanie chciała wrócić do tej bliskości, więc kuchnia była bezpieczna. Kuchnia i kawa, którą zamierzała zrobić dla nich obojga.
- Czekaj... Ty pijesz kawę, prawda? - speszyła się odrobinę.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Einar Halvorsen
Re: Łazienka Nie 21 Lip - 8:30
Einar HalvorsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Trondheim, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : huldrekall
Zawód : malarz, portrecista
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : intrygant (I), artysta: malarstwo (II), odmieniec
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 30 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 40 / wiedza ogólna: 10
Wiedział, że przenikając w nurt potoku przechodniów, zaczynał coraz wyraźniej przypominać egzotyczny okaz, eksponat którego ciało umieszczono za źrenicą wzmocnionej zaklęciem szyby, przywierający ciasno do wnętrza wyścielonej gabloty, przeciwnie do rekwizytów wystawionych w muzeach pozbawiony szczodrego objaśnienia na temat obyczajów gatunku i miejsca występowania, ukryty za murem ciasno złączonych ust, za poświęceniem, w którym odrywał swój krowi ogon tak jak pozbywa się pędów chwastów rzucających niechciany i niszczycielski cień. W świecie, gdzie musiał walczyć o właściwe przetrwanie, nie mógł poruszać kwestii swojego pochodzenia, dlatego milczał, milczał i w razie adekwatnej potrzeby kłamał, spoglądając w cudze oczy jak aktor wyuczony bezbłędnie całego scenariusza. Nienawidził piętna, jakim został obdarzony, choć nie był w stanie zarazem bez niego żyć, nienawidził chmar wścibskich, zatrzymanych na krawędziach jego sylwetki spojrzeń, nienawidził, że tylko za pomocą oszustwa mógł wzbudzić jakikolwiek szacunek, mieć szansę na poszerzanie kariery. Vaia nie mogła wiedzieć; pomimo całej sympatii jakiej do niej żywił, nie ufał, że była w stanie go przyjąć takim, jakim naprawdę był; nie sądził zresztą, by istniała potrzeba mówienia jej o dziedzictwie zaplątanym w labiryntach ogrodów jego żył. Bez względu na to, sytuacja zaczęła się coraz bardziej komplikować, coraz silniej przesiąkać w podświadomość, w przeczucie, że coś wydaje się inne, niewłaściwe; jeszcze w łazience kobieta ponownie przełamała dystans, utrzymując go w serdecznym objęciu prędko wymykającym się spod działania kontroli; jej dłonie, nagle zniecierpliwione, przesunęły się niżej po linii kręgosłupa w kierunku wrażliwych lędźwi - to wystarczyło, że odkrył, odkrył niemal natychmiast jak nieświadomie podtruwa ją swoją huldrzą aurą. Odetchnął z ulgą, dostrzegając, że Vaia nie chce poruszać powyższego tematu, niepewna, co właściwie przed chwilą miało miejsce. Niezręczność przypominała ziarno piasku zakleszczone z dyskomfortem w linii zgryzu, uwierające z każdym, wypowiadanym słowem, wychylającym się spomiędzy rozwieranych ust.
- Tak. Dobrze zapamiętałaś - zapewnił ją, decydując podobnie jak ona skupiać się na przyziemnej, szarej rzeczywistości. Nie mógł często przy niej przebywać, tak samo jak nie był w stanie utworzyć z nikim stabilnej i długotrwałej więzi, nie mógł sprowokować jej do łączenia faktów i zadawania niewygodnych pytań. Vaia była uparta, a on nie próbował powstrzymać jej przed pomocą, czując że wyrządziłby w ten sposób o wiele więcej złego i naraził ich na niepotrzebny konflikt. Zwyczajnie nie lubiła zupełnie biernie obserwować jak ktoś wykonuje za nią całą pracę. Nie powinien się dziwić, skoro kilka lat wcześniej wypływała na wyprawy obarczone bagażem niebezpieczeństw, a później, kiedy na stałe zadomowiła się w Midgardzie, wstąpiła w szeregi Kruczej Straży.
- Wybierz, co tylko ci odpowiada - wyciągnął chleb, ser, wędliny oraz inne dodatki niezbędne do prostego śniadania. Wbrew pozorom miał zadowalające umiejętności w kuchni; Linda, kobieta, która go wychowała, liczyła, że podobnie jak ona będzie służyć rodzinie z jaką była związana wieloletnią pracą. Kazała mu wielokrotnie przyswajać odpowiednie wzorce zachowań, uczyła sumienności w prowadzeniu porządków oraz dzieliła się swoimi przepisami na przyrządzanie posiłków. Dosyć szybko udało mu się ubiec jej oczekiwania, gdy w nastoletnim wieku opuścił rodzinne Trondheim, mając pod okiem zaprzyjaźnionego malarza uczyć się odpowiednich technik.
- Zamierzasz iść na Midsommar? - zapytał, wypełniając zaciekawieniem dotychczasową przełęcz ich milczenia. Nie wiedział, na ile Vaia uczestniczyła w życiu i obyczajach mieszkańców Europy Północnej, a każda, prowadzona ze swobodą rozmowa była obecnie szansą na powrót do pozornej normalności.
- Tak. Dobrze zapamiętałaś - zapewnił ją, decydując podobnie jak ona skupiać się na przyziemnej, szarej rzeczywistości. Nie mógł często przy niej przebywać, tak samo jak nie był w stanie utworzyć z nikim stabilnej i długotrwałej więzi, nie mógł sprowokować jej do łączenia faktów i zadawania niewygodnych pytań. Vaia była uparta, a on nie próbował powstrzymać jej przed pomocą, czując że wyrządziłby w ten sposób o wiele więcej złego i naraził ich na niepotrzebny konflikt. Zwyczajnie nie lubiła zupełnie biernie obserwować jak ktoś wykonuje za nią całą pracę. Nie powinien się dziwić, skoro kilka lat wcześniej wypływała na wyprawy obarczone bagażem niebezpieczeństw, a później, kiedy na stałe zadomowiła się w Midgardzie, wstąpiła w szeregi Kruczej Straży.
- Wybierz, co tylko ci odpowiada - wyciągnął chleb, ser, wędliny oraz inne dodatki niezbędne do prostego śniadania. Wbrew pozorom miał zadowalające umiejętności w kuchni; Linda, kobieta, która go wychowała, liczyła, że podobnie jak ona będzie służyć rodzinie z jaką była związana wieloletnią pracą. Kazała mu wielokrotnie przyswajać odpowiednie wzorce zachowań, uczyła sumienności w prowadzeniu porządków oraz dzieliła się swoimi przepisami na przyrządzanie posiłków. Dosyć szybko udało mu się ubiec jej oczekiwania, gdy w nastoletnim wieku opuścił rodzinne Trondheim, mając pod okiem zaprzyjaźnionego malarza uczyć się odpowiednich technik.
- Zamierzasz iść na Midsommar? - zapytał, wypełniając zaciekawieniem dotychczasową przełęcz ich milczenia. Nie wiedział, na ile Vaia uczestniczyła w życiu i obyczajach mieszkańców Europy Północnej, a każda, prowadzona ze swobodą rozmowa była obecnie szansą na powrót do pozornej normalności.
there's a price to be paid
You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?
Vaia Cortés da Barros
Re: Łazienka Nie 21 Lip - 13:03
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Była mu wdzięczna, że słowem nie wspomniał o jej działaniach. O jej zachowaniu. Vaia wstydziła się sama siebie, zawsze przecież zważała na cudze granice, nigdy nie przekraczała ich na siłę, nigdy nie posuwała się zbyt daleko. A teraz to zrobiła, przekroczyła tę niepisaną barierę i była zła na samą siebie, zwłaszcza, że to dziwne pragnienie z tyłu głowy wcale nie przechodziło. Na szczęście była uparta, może nawet za bardzo, ale teraz miało to spory plus. Mogła trzymać ręce z dala od Einara. Mogła zachowywać się normalnie. Potrafiła trzymać w ryzach swoją naturę, potrafiła trzymać w ryzach kota, by nie straszyć innych, więc mogła się powstrzymać przed dotykaniem Einara. Nawet jeśli bardzo tego chciała. Westchnęła bezgłośnie, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech. Cieszyła się wewnętrznie, że nie był na nią zły, że nie irytował się na jej naganne zachowanie. Pomógł jej, przechował u siebie, a Vaia... Zachowywała się kompletnie nie tak. Przeczesała włosy palcami, zbierając z nich wilgoć.
- Uffff. To dobrze. Nie wyobrażam sobie poranka bez kawy. - zaśmiała się, z nieco wymuszoną lekkością, która z każdą chwilą przybierała coraz silniejsze odcienie szarości. Kiedy mogła zająć się czymś innym, nie musiała myśleć o tym, jak bardzo ciągnęło ją do Einara. A przy okazji naprawdę nie potrafiła siedzieć i patrzyć, jak ktoś robi jej posiłek albo sprząta. Tak było lepiej, zostawiła Einarowi kwestię śniadania, a sama zabrała się za robienie im kawy.
- Mmmmm. Kanapki i kawa. Najlepsze śniadanie pod słońcem, zawsze i wszędzie smakuje tak samo dobrze. - zamruczała, zresztą zgodnie z prawdą. Wcześniejsze faux pas odeszło w niepamięć, Vi nie była wybredna co do posiłku, wszystko co wyciągnął Einar po prostu lubiła. Nawet w wersji połączonej, więc narobienie kanapek na ich dwoje nie nastręczało dużo kłopotu. Kawa też powoli powstawała, wypełniając swym aromatem przytulną kuchnię, kojąc tym samym delikatną nerwowość i pobudzając apetyt.
- Si. Chyba tak. Chociaż nie jestem pewna, wiesz, ja niezbyt jeszcze rozumiem wasze święta. - podrapała się po karku, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech znad kubka z kawą. - Ale sądzę, że tak, pójdę. Chociażby dla obserwacji. Lubię poznawać nowe kultury, rzadko mam ku temu okazję. Szukam też punktów wspólnych, ale prawdę mówiąc praktycznie ich nie ma. - przyznała szczerze, przysiadając przy stole i życząc Einarowi smacznego. Zabrała się do jedzenia, napełniając pusty od trzech dni żołądek. Każde żarcie byłoby po takim czasie dobre, ale teraz smakowało jej już wyjątkowo. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo była głodna, więc nie można było powiedzieć, by rozmowa jakoś specjalnie się kleiła, przynajmniej dopóki Vaia nie napełniła brzucha.
Potem mogła już spokojnie dyskutować o... w zasadzie wszystkim. Nie miała nic przeciwko udzielaniu Einarowi wyjaśnień i zadawaniu własnych pytań. O Midsommar, trochę o panteon bogów nordyckich, o inne święta, o życie w Midgardzie... Nie wpadła jednak na to, by pytać o genetyki jakiekolwiek, w końcu nie łączyła faktów ani trochę, jeszcze nie. No i chyba jednak aktualnie najbardziej ciekawiło ją Midsommar jako takie. I oczywiście lato midgardzkie, które chyba do najcieplejszych - w jej opinii - nie należało. Trochę niechętnie żegnała się z Einarem, odważyła się jednaj przytulić go na pożegnanie, ale na bardzo krótką chwilę. Nie chciała powtórki z łazienki.
Einar i Vaia z/t
- Uffff. To dobrze. Nie wyobrażam sobie poranka bez kawy. - zaśmiała się, z nieco wymuszoną lekkością, która z każdą chwilą przybierała coraz silniejsze odcienie szarości. Kiedy mogła zająć się czymś innym, nie musiała myśleć o tym, jak bardzo ciągnęło ją do Einara. A przy okazji naprawdę nie potrafiła siedzieć i patrzyć, jak ktoś robi jej posiłek albo sprząta. Tak było lepiej, zostawiła Einarowi kwestię śniadania, a sama zabrała się za robienie im kawy.
- Mmmmm. Kanapki i kawa. Najlepsze śniadanie pod słońcem, zawsze i wszędzie smakuje tak samo dobrze. - zamruczała, zresztą zgodnie z prawdą. Wcześniejsze faux pas odeszło w niepamięć, Vi nie była wybredna co do posiłku, wszystko co wyciągnął Einar po prostu lubiła. Nawet w wersji połączonej, więc narobienie kanapek na ich dwoje nie nastręczało dużo kłopotu. Kawa też powoli powstawała, wypełniając swym aromatem przytulną kuchnię, kojąc tym samym delikatną nerwowość i pobudzając apetyt.
- Si. Chyba tak. Chociaż nie jestem pewna, wiesz, ja niezbyt jeszcze rozumiem wasze święta. - podrapała się po karku, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech znad kubka z kawą. - Ale sądzę, że tak, pójdę. Chociażby dla obserwacji. Lubię poznawać nowe kultury, rzadko mam ku temu okazję. Szukam też punktów wspólnych, ale prawdę mówiąc praktycznie ich nie ma. - przyznała szczerze, przysiadając przy stole i życząc Einarowi smacznego. Zabrała się do jedzenia, napełniając pusty od trzech dni żołądek. Każde żarcie byłoby po takim czasie dobre, ale teraz smakowało jej już wyjątkowo. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo była głodna, więc nie można było powiedzieć, by rozmowa jakoś specjalnie się kleiła, przynajmniej dopóki Vaia nie napełniła brzucha.
Potem mogła już spokojnie dyskutować o... w zasadzie wszystkim. Nie miała nic przeciwko udzielaniu Einarowi wyjaśnień i zadawaniu własnych pytań. O Midsommar, trochę o panteon bogów nordyckich, o inne święta, o życie w Midgardzie... Nie wpadła jednak na to, by pytać o genetyki jakiekolwiek, w końcu nie łączyła faktów ani trochę, jeszcze nie. No i chyba jednak aktualnie najbardziej ciekawiło ją Midsommar jako takie. I oczywiście lato midgardzkie, które chyba do najcieplejszych - w jej opinii - nie należało. Trochę niechętnie żegnała się z Einarem, odważyła się jednaj przytulić go na pożegnanie, ale na bardzo krótką chwilę. Nie chciała powtórki z łazienki.
Einar i Vaia z/t
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo