16.05.2001 – Pracownia Alchemiczna – B. Guildenstern & T. Tougaard
2 posters
Toke Tougaard
Re: 16.05.2001 – Pracownia Alchemiczna – B. Guildenstern & T. Tougaard Sro 7 Lut - 18:19
Toke TougaardŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Aarhus, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : zmiennokształtny
Zawód : złodziej wspomnień, kontratenor
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), dziecko Lokiego
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 10 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
16.05.2001
Nie był przyzwyczajony do prezentów. A przynajmniej nie do tych anonimowych, zostawianych przed drzwiami mieszkania bez żadnej notatki, czy nawet najmniejszej wskazówki, co do nadawcy. Dostawał, i owszem, niezliczone bukiety, gdy na scenie, po głębokim ukłonie oddawanym przy akompaniamencie oklasków, wracał na powrót do wyprostowanej postawy i z wystudiowanym uśmiechem przyjmował naręcze doskonale skomponowanych kwiatów. Nawet to stanowiło część odgrywanej roli. Jednak gdy obracał w palcach niewielką fiolkę z eliksirem, która bezwiednie przywodziła mu na myśl podobną krystaliczną ampułkę niemal zawsze noszoną na szyi i pod światło oglądał przelewający się w niej płyn, spoglądał na nią raczej podejrzliwie, a nie z uznaniem.
Słyszał oczywiście o nagłym szaleństwie, które ostatnio ogarnęło galdrów. Dziwiła go ich niemal dziecinna naiwność, bo ustanie morderstw trawiących Midgard od paru miesięcy było w jego przekonaniu jedynie początkiem jakiejś większej sprawy. Odczuwał to podskórnie, mimo że sam na ten moment nie angażował się w żadną zorganizowaną działalność, obserwując jedynie z boku to, co działo się ostatnimi czasy na ulicach. Mógł się oczywiście mylić, a jego przeczucia okazać się wymysłami wyssanymi z palca, podchodził jednak dosyć posępnie do powszechnego społecznego rozprężenia. Zastanawiał się, co dokładnie kryło się za serią tamtych morderstw, rozważając czy śmierć Nørgaarda należało uznać za pozytywny obrót wydarzeń.
Tajemnicza fiolka spoczywająca w niewielkiej misce na półce w przedpokoju, dokładnie tej, do której codziennie trafiał pęk kluczy, leżała w niej już na tyle długo, aby przerodzić się w jedną z tych nieuchwytnych myśli kołaczących się gdzieś z tyłu głowy, czasem niepostrzeżenie wysuwając się na pierwszy plan aktualnych rozmyślań, pojawiając się w nich zupełnie nagle, jakby znikąd.
Chwycił więc ją dzisiaj spontanicznie, w przelocie, zamykając ją w uścisku szczupłej dłoni, gdy wybierał się na spacer, nagle nadając swoim krokom kierunek zdecydowanie bardziej określony niż początkowo zakładał. Ktoś polecił mu pewnego alchemika, przy tym z klanowym nazwiskiem. Nie bez problemu znalazł jego adres, krążył dłuższą chwilę po dzielnicy Ragnhildy Potężnej szukając odpowiedniej ulicy, aby w końcu wypatrzeć z daleka szyld. Wspiął się po schodach na piętro, energicznie otwierając drzwi prowadzące do wnętrza pracowni. Uniósł lekko brwi na widok wiszącego nad ladą kształtu, w tej ciemności w pierwszej chwili nie rozpoznając w nim wypchanego krokodyla.
Powolnym wzrokiem ślizgał się po kolejnych elementach Pracowni, cierpliwie wypatrując właściciela. Miał wrażenie, że ten skrywał się na zapleczu. Odchrząknął więc teatralnie, chcąc powiadomić alchemika o swojej obecności.
Björn Guildenstern
Re: 16.05.2001 – Pracownia Alchemiczna – B. Guildenstern & T. Tougaard Sro 28 Lut - 21:06
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn unikał myśli o wyjeździe z Midgardu tak, jakby unikał odbicia swojego oblicza w lustrze. Próbował, ile w jego mocy, utrzymać dystans między sobą a ostatnimi wydarzeniami związanymi z Magisterium oraz działalnością ślepców. Nie chciał, aby prawda o nim wyszła na jaw, choć głęboko wiedział, że z dnia na dzień staje się coraz trudniejsze zachowanie tego dystansu. Ostatnie tygodnie przynosiły więcej niepokoju niż zazwyczaj. Maj przemknął tak szybko, jakby był tylko błyskawicznym wstępem do serii nieprzewidywalnych wydarzeń. Tym razem miał nadzieję, że to tylko przelotna burza, a potem wszystko wróci do normy. Jednakże życie podsumowane listą zadań, której nie wykonał, zobowiązaniami, których nie dotrzymał, oraz ludźmi, którym musiał kłamać lub unikać, pokazywało, że powrót do normy było czymś nieosiągalnym. Björn doskonale wiedział, że musi zająć się swoimi osobistymi sprawami, choćby tylko po to, aby uspokoić swoją rodzinę. Od dłuższego czasu świadomie zaniedbywał relacje rodzinne, a listy od najbliższych gromadziły się na biurku, czekając na odpowiedź, która się nie pojawiała. Jego wymówką był nie tylko zbliżający się koniec doktoratu, ale i praca — poświęcał się jej bowiem w wolnym czasie, zaniedbując swoje życie towarzyskie.
Karcił go za to ojciec, nie wspominając już o matce, która była niezadowolona z ostatnich poczynań Björna — podkreślała niemal przy każdej możliwej okazji jego przedłużające się kawalerstwo. Jego siostra Bylgja z pewnością nie była zadowolona też z tego, że zwyczajnie nie miał dla niej czasu — mijali się jedynie w murach Instytutu Kenaz, nie potrafiąc znaleźć chwili na dłuższą rozmowę. Jedyną osobą, która najmniej go obchodziła, był jego młodszy brat, choć kolejny konflikt między nimi stale wisiał w powietrzu, jak burza zbierająca się na horyzoncie, gotowa rozszarpać tymczasowy spokój. Nic więc dziwnego, że Björn skupiał się o wiele bardziej na pracy niż na utrzymywaniu prawidłowych relacji międzyludzkich. Przesiadywanie od wczesnych godzin porannych na zapleczu, warzenie eliksirów i pisanie doktoratu stawało się jego ucieczką od rzeczywistości. W jego świecie pełnym fiolek i mieszadeł panował porządek i kontrola, w przeciwieństwie do chaosu, jaki czuł od pewnego czasu w swoim życiu prywatnym. Z rozmyślań nad ostatnimi problemami wyrwało go jednak pojawienie się klienta; Björn wyłonił się z zaplecza, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk odchrząknięcia.
— Dzień dobry — odezwał się kulturalnie Björn, przerywając ciszę, która panowała w pracowni. Nieznajomy nie przypominał żadnego z dotychczasowych klientów. Młody Guildenstern zazwyczaj cieszył się wiernym gronem stałych klientów, a nowe twarze były rzadkością, dlatego też każda osoba, która wchodziła do jego sklepu, wzbudzała od pewnego czasu jego podejrzliwość. Być może była to tylko jego paranoja, ale po ostatnich doświadczeniach nauczył się uważać na każdego, kto przekraczał próg jego pracowni. — W czym mogę pomóc? — zadał standardowe pytanie, pozwalając sobie jednocześnie na lekki uśmiech.
Karcił go za to ojciec, nie wspominając już o matce, która była niezadowolona z ostatnich poczynań Björna — podkreślała niemal przy każdej możliwej okazji jego przedłużające się kawalerstwo. Jego siostra Bylgja z pewnością nie była zadowolona też z tego, że zwyczajnie nie miał dla niej czasu — mijali się jedynie w murach Instytutu Kenaz, nie potrafiąc znaleźć chwili na dłuższą rozmowę. Jedyną osobą, która najmniej go obchodziła, był jego młodszy brat, choć kolejny konflikt między nimi stale wisiał w powietrzu, jak burza zbierająca się na horyzoncie, gotowa rozszarpać tymczasowy spokój. Nic więc dziwnego, że Björn skupiał się o wiele bardziej na pracy niż na utrzymywaniu prawidłowych relacji międzyludzkich. Przesiadywanie od wczesnych godzin porannych na zapleczu, warzenie eliksirów i pisanie doktoratu stawało się jego ucieczką od rzeczywistości. W jego świecie pełnym fiolek i mieszadeł panował porządek i kontrola, w przeciwieństwie do chaosu, jaki czuł od pewnego czasu w swoim życiu prywatnym. Z rozmyślań nad ostatnimi problemami wyrwało go jednak pojawienie się klienta; Björn wyłonił się z zaplecza, kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk odchrząknięcia.
— Dzień dobry — odezwał się kulturalnie Björn, przerywając ciszę, która panowała w pracowni. Nieznajomy nie przypominał żadnego z dotychczasowych klientów. Młody Guildenstern zazwyczaj cieszył się wiernym gronem stałych klientów, a nowe twarze były rzadkością, dlatego też każda osoba, która wchodziła do jego sklepu, wzbudzała od pewnego czasu jego podejrzliwość. Być może była to tylko jego paranoja, ale po ostatnich doświadczeniach nauczył się uważać na każdego, kto przekraczał próg jego pracowni. — W czym mogę pomóc? — zadał standardowe pytanie, pozwalając sobie jednocześnie na lekki uśmiech.
Toke Tougaard
Re: 16.05.2001 – Pracownia Alchemiczna – B. Guildenstern & T. Tougaard Pon 25 Mar - 19:17
Toke TougaardŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Aarhus, Dania
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : zmiennokształtny
Zawód : złodziej wspomnień, kontratenor
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : łasica
Atuty : akrobata (I), złotousty (II), dziecko Lokiego
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 10 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Toke tak długo lawirował we własnych ramach bezprawia, stąpał po cienkiej linie przestępstwa, że nie czuł już na karku ciepłego oddechu zagrożenia, które mogłoby zmusić go do ucieczki i nakłonić do nagłego wyjazdu z Midgardu. Rzadko zapuszczał się także w zakamarki Przesmyku Lokiego. Prawdopodobnie dlatego, jak dotąd, byłoby mu z Magisterium zupełnie nie po drodze, chociaż do jego uszu niekiedy docierały pewne strzępki, podszepty, aluzje padające z ust Thei, że tacy jak oni potrafią się zjednoczyć. Nie czuł przynależności, był samotnym wilkiem, zawsze wydawało mu się, że trudno byłoby mu odnaleźć się w stadzie będąc zmuszonym do podporządkowania się odgórnym rozkazom. Wolność wyboru i możliwość decydowania o własnym losie były czymś, co szczególnie sobie cenił. Odkąd z góry nie spoglądało już na niego odynowe oko ojca, z trudem znosił ideę poddaństwa. Jego mecenaska próbowała roztoczyć nad nim coś na kształt złotej klatki, oczywiście zapewniając go, że do dla jego dobra, że tylko w ten sposób miał szansę na rozwój prawdziwej kariery. Od kiedy znalazł się pod opieką Oldenburga swobodny oddech i poczucie rzeczywistego panowania nad własnym losem przychodziły mu o wiele łatwiej, nie czuł już pozornie opiekuńczych szponów mentorki uparcie zaciśniętych na swoim ramieniu. Przyszło mu nagle na myśl, że ta mała fiolka, którą trzymał teraz w kieszeni, znaleziona kilka dni wcześniej na progu mieszkania, mogła być niewinnym podarkiem właśnie od niej. Podarkiem mającym w sobie niewiele z prezentu, będącym raczej cichą, subtelną zemstą. Może właściwości przechowywanego w niej eliksiru miały doprowadzić do jego zguby, aniżeli przynieść radość. W końcu porzucił swoją dawną mentorkę zupełnie nagle, zupełnie nie oglądając się za siebie. Pozostawiając po sobie nie tylko dziurę w budżecie, ale i puste miejsce w łóżku, w którym pojawiał się w końcu wcale nie tak rzadko. Przynajmniej Edgar nie miał wobec niego podobnych wymagań.
Właśnie nachylał się w panującej w pracowni ciemności nad jedną z gablot, w której znajdowały się jakieś tajemnicze alchemiczne utensylie, gdy do jego uszu dotarł w końcu głos właściciela. W pierwszej chwili wydał mu się nieco szorstki, podszyty nieufnością, Toke przybrał więc jeden ze swych najbardziej zawadiackich uśmiechów i zwrócił zielone spojrzenia w stronę mężczyzny.
Sięgnął do kieszonki na piersi i wyjął z niej fiolkę, której zawartość zdawała się nieco błyszczeć pośród cieni pracowni. Obracał ją przez moment w palcach, aby po chwili pozwolić jej spocząć na wyciągniętej dłoni, w jej zagłębieniu transparentny flakon wyglądał niczym okazała perła w rozchylonej muszli. Zrobił parę kroków w jego stronę.
- Polecono mi pana - zaczął, pozwalając, aby to zdanie zawisło na moment w powietrzu, jakby czekając na jego reakcję. Zdawał sobie sprawę, że pewnie niejednokrotnie słyszał już to zdanie, był jednak ciekawy czy Guildenstern przyjmie ten zawoalowany komplement bez mrugnięcia okiem, czy może przynajmniej obdaruje go cierpkim uśmiechem. - Liczyłem na to, że będzie mi pan w stanie powiedzieć jaki dokładnie eliksir znajduje się w środku. - Wyciągnął w jego stronę fiolkę, czekając aż na moment zetkną się ich palce. - Dostałem go w prezencie. Anonimowym. Nie wiem czy powinienem się niego cieszyć, czy raczej obawiać jego właściwości.
Właśnie nachylał się w panującej w pracowni ciemności nad jedną z gablot, w której znajdowały się jakieś tajemnicze alchemiczne utensylie, gdy do jego uszu dotarł w końcu głos właściciela. W pierwszej chwili wydał mu się nieco szorstki, podszyty nieufnością, Toke przybrał więc jeden ze swych najbardziej zawadiackich uśmiechów i zwrócił zielone spojrzenia w stronę mężczyzny.
Sięgnął do kieszonki na piersi i wyjął z niej fiolkę, której zawartość zdawała się nieco błyszczeć pośród cieni pracowni. Obracał ją przez moment w palcach, aby po chwili pozwolić jej spocząć na wyciągniętej dłoni, w jej zagłębieniu transparentny flakon wyglądał niczym okazała perła w rozchylonej muszli. Zrobił parę kroków w jego stronę.
- Polecono mi pana - zaczął, pozwalając, aby to zdanie zawisło na moment w powietrzu, jakby czekając na jego reakcję. Zdawał sobie sprawę, że pewnie niejednokrotnie słyszał już to zdanie, był jednak ciekawy czy Guildenstern przyjmie ten zawoalowany komplement bez mrugnięcia okiem, czy może przynajmniej obdaruje go cierpkim uśmiechem. - Liczyłem na to, że będzie mi pan w stanie powiedzieć jaki dokładnie eliksir znajduje się w środku. - Wyciągnął w jego stronę fiolkę, czekając aż na moment zetkną się ich palce. - Dostałem go w prezencie. Anonimowym. Nie wiem czy powinienem się niego cieszyć, czy raczej obawiać jego właściwości.
Björn Guildenstern
16.05.2001 – Pracownia Alchemiczna – B. Guildenstern & T. Tougaard Pią 3 Maj - 20:22
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Odkąd wrócił do Midgardu, na nowych klientów zawsze patrzył podejrzliwie. Nie miał ich zbyt wielu — do jego pracowni przychodzili ci zazwyczaj najbardziej zaufani i wierni, ale za każdym razem, kiedy ktoś bliżej mu nieznany przekraczał próg jego sklepu, budziło to w nim mieszane uczucia. Z jednej strony, był szczerze zainteresowany, co może ich tu sprowadzić — czy był to kolejny, zwykły klient, poszukujący porady czy konkretnych eliksirów, czy też ktoś z Magisterium, kto chciał mieć na niego oko. Nigdy nie miał pewności do tego, kto stał po drugiej stronie — choć nie miał żadnego potwierdzenia, wielokrotnie zdawało mu się, że go sprawdzali, czy postępuje zgodnie z ustaleniami. Z tego też powodu Guildenstern zawsze starał się czytać między wierszami, analizować każde słowo i gest, szukając ukrytych motywacji i intencji. To podejście pozwalało mu unikać pułapek i niespodzianek, które mogłyby na stałe zagrozić jego sklepowi i nieposzlakowanej reputacji dziedzica klanu. Nikt go nie podejrzewał o bycie ślepcem, dlatego w dalszym ciągu czuł się względnie bezpieczny ze swoją tajemnicą — na tyle, na ile mógł w obliczu ostatnich, krwawych wydarzeń, które zawładnęły światem galdrów. Jednak Björn wiedział, że była to najprawdopodobniej tylko cisza przed burzą.
— Z polecenia? — Uniósł z zainteresowaniem brew, by przyjrzeć się nieznajomemu. Jego twarz wydawała mu się dziwnie znajoma. Choć nie mógł jej przypasować do konkretnego imienia i nazwiska, miał wrażenie, że kiedyś już go gdzieś widział. Być może było to tylko złudzenie, lecz próbował przypomnieć sobie, skąd mógł być znany. Czy to ktoś z jego przeszłości, ktoś z czasów, kiedy błąkał się po zakamarkach Przesmyku? W jego umyśle powstawały tysiące pytań, ale brakowało jednoznacznych odpowiedzi. Odpowiedzi, które nie miały teraz wielkiego znaczenia, klient bowiem przyszedł do niego z konkretnym problemem, a obowiązkiem Guildensterna było mu pomóc. — Tym bardziej mi miło, jeśli z polecenia. Björn. Jestem właścicielem tej pracowni — postanowił się przedstawić mniej formalnym tonem, choć nie miał w zwyczaju tego robić za każdym razem, gdy ktoś przekraczał próg sklepu Przeczucie jednak po cichu mu podpowiadało, by to zrobić — zaufanych, powracających klientów nigdy dość, zwłaszcza jeśli dana relacja mogła przynieść obu stronom korzyści.
— Już się przyglądam — odpowiedział krótko Guildenstern, gdy nieznajomy mężczyzna pokazał mu fiolkę z tajemniczą cieczą. — Z anonimowymi prezentami lepiej uważać. W większości przypadków to trucizny, nawet jeśli początkowo nic na to nie wskazuje — dodał zgodnie ze swoimi obserwacjami, patrząc uważnie na mężczyznę, jakby w oczekiwaniu na jego reakcję. — Otworzył pan ją? Robił cokolwiek? — zapytał na wszelki wypadek, chcąc dowiedzieć się, czy miał jakieś spostrzeżenia na temat mikstury. — Zaraz wszystkiego się dowiemy — zapewnił go z lekkim uśmiechem na ustach, gdy przyglądał się bliżej flakonowi.
— Z polecenia? — Uniósł z zainteresowaniem brew, by przyjrzeć się nieznajomemu. Jego twarz wydawała mu się dziwnie znajoma. Choć nie mógł jej przypasować do konkretnego imienia i nazwiska, miał wrażenie, że kiedyś już go gdzieś widział. Być może było to tylko złudzenie, lecz próbował przypomnieć sobie, skąd mógł być znany. Czy to ktoś z jego przeszłości, ktoś z czasów, kiedy błąkał się po zakamarkach Przesmyku? W jego umyśle powstawały tysiące pytań, ale brakowało jednoznacznych odpowiedzi. Odpowiedzi, które nie miały teraz wielkiego znaczenia, klient bowiem przyszedł do niego z konkretnym problemem, a obowiązkiem Guildensterna było mu pomóc. — Tym bardziej mi miło, jeśli z polecenia. Björn. Jestem właścicielem tej pracowni — postanowił się przedstawić mniej formalnym tonem, choć nie miał w zwyczaju tego robić za każdym razem, gdy ktoś przekraczał próg sklepu Przeczucie jednak po cichu mu podpowiadało, by to zrobić — zaufanych, powracających klientów nigdy dość, zwłaszcza jeśli dana relacja mogła przynieść obu stronom korzyści.
— Już się przyglądam — odpowiedział krótko Guildenstern, gdy nieznajomy mężczyzna pokazał mu fiolkę z tajemniczą cieczą. — Z anonimowymi prezentami lepiej uważać. W większości przypadków to trucizny, nawet jeśli początkowo nic na to nie wskazuje — dodał zgodnie ze swoimi obserwacjami, patrząc uważnie na mężczyznę, jakby w oczekiwaniu na jego reakcję. — Otworzył pan ją? Robił cokolwiek? — zapytał na wszelki wypadek, chcąc dowiedzieć się, czy miał jakieś spostrzeżenia na temat mikstury. — Zaraz wszystkiego się dowiemy — zapewnił go z lekkim uśmiechem na ustach, gdy przyglądał się bliżej flakonowi.