Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Główne pomieszczenie

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Główne pomieszczenie
    To tutaj odbywa się magia balsamowania. Pomieszczenie wyposażone jest w dwa solidne stoły sekcyjne do zabiegów, zlew, specjalistyczne urządzenia do pompowania płynów balsamacyjnych oraz inne niezbędne sprzęty. Mocne, przenośne oświetlenie można dowolnie ustawiać, zapewniając precyzyjne warunki pracy. Ruchome stoliki z narzędziami i płynami dezynfekcyjnymi utrzymują sterylność. Wnętrze w chłodnej, neutralnej kolorystyce podkreśla techniczny, profesjonalny charakter, sprzyjając skupieniu i precyzji.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    28.07.2001?

    W zagraconym mieszkaniu cuchnęło zgnilizną. Odór wżarł się w książki ułożone w nierówne stosy, przesiąknął pokrywający się pleśnią ostatni posiłek przygotowany na stole obok rozłożonej wieczornej gazety, formował się w gęstą chmurę wiszącą w powietrzu i klejącą się do ubrań zaraz po przekroczeniu progu. Radio ustawione na parapecie wygrywało niepoprawnie skoczną melodię, kiedy Asterin wyważyła drzwi i dostała się do środka, natychmiast przykładając rękę do nosa. Na Hel, ten fetor. Jej żołądek nigdy nie był tak wrażliwy jak teraz; istnienie rozwijające się w łonie wprowadziło w niej chaos, słabość, która szarpnęła trzewiami, zakręciła nimi jak zawartością butelki. Swąd śmierci jak dotąd jej nie przeszkadzał, znała go, nauczyła się nim oddychać, a jednak dziś w mijających sekundach walczyła o to, żeby nie zrzygać się na własne buty. Paradoksalnie pomagał fakt, że zjawiła się tu w konkretnym celu: zamierzała odnaleźć Svena Hedberga, choćby miała wyszarpnąć go spod ziemi. Kto by pomyślał, że ziemia już się o niego upominała?
    Czekała na niego sześć dni temu w umówionym miejscu o umówionej porze, lecz się nie zjawił. Nie dał znaku życia (z perspektywy czasu rozumiała dlaczego, najwyraźniej już wtedy życia miał w sobie niewiele), nie zameldował się wiadomością przesłaną przez wiewiórkę, a to pozostawiało dwie możliwości - albo zdradził, albo jego rola informatora wyciekła. Obie opcje były dla niego niebezpieczne, za pierwszą sama by go zabiła, za drugą: zabiłoby go wielu. Asterin rozpytywała więc o niego nonszalancko, jak gdyby wcale jej na nim nie zależało, a kiedy okazało się, że nikt od pewnego czasu go nie widział, wreszcie zaklęciem wyważyła drzwi jego mieszkania i natknęła się na napęczniałe od rozkładu ciało o szklistych oczach, leżące na podłodze jak niedbale ciśnięta tam marionetka.
    Do diabła, wraz z nim - umarła ważna część jej planów. W miejscu, które miał wypełnić odpowiedziami, znów pojawiły się luki, szare i szczerzące do niej kpiąco kły; od Svena niczego się już nie dowie, a ta myśl znów targnęła jej żołądkiem, jakby za niewiedzą kryło się coś odrażającego, podobnego wyziewom gnijącego ciała.
    Musiała dowiedzieć się jak zginął. Musiała znaleźć choćby jeden refleks światła, mogącego rozjaśnić szereg niewiadomych; odnalazła więc w jego mieszkaniu dużą podróżną walizkę i upchnęła do niej truchło szczęśliwie smukłego galdra, zabierając go ze sobą na ciepłe midgardzkie ulice, na których mijała niczego nieświadomych przechodniów, zajętych wczesnonocnymi rozrywkami. Osnuwały ją gromkie rozmowy i salwy śmiechów dobiegające z przepływających obok niej barów, jednak Asterin wsłuchiwała się wyłącznie w odgłos kółek walizki ciągniętej za pomocą niewidzialnej dłoni wykrzesanej zaklęciem. Nie miałaby tyle siły, żeby taszczyć leniwego Svena przez miasto mocą własnych kończyn.
    Pajęcza Lilia przywitała ją eleganckimi żłobieniami w drzwiach, nadających przejściu mistycznego charakteru. W metaforycznym sensie całkiem jej to pasowało - jak wrota oddzielające królestwo żywych od umarłych, mające w sobie więcej z baśniowych legend niż surowej, wyblakłej rzeczywistości. Eggen nigdy wcześniej nie odwiedzała tego miejsca, nie miała powodu; nie znała również jego właściciela, choć to i owo zdołało dotrzeć do jej uszu. Szepty o jego profesjonalizmie sprawiły, że w potrzebie skierowała się właśnie tutaj, unosząc dłoń do drzwi, w które zastukała mocno, nieustępliwie. Pora była późna, ale sakiewka w jej torbie mogła to słodko zrównoważyć, zapewne z nawiązką w stosunku do zwyczajnych i przewidywalnych zleceń wpisanych do harmonogramu. Sven może i nie żył, ale to nie znaczyło, że nie miał w sobie odpowiedzi, których poszukiwała, nawet zastępczych.
    Po chwili odpowiedział jej stukot kroków dobiegających zza wejścia i cichy zgrzyt uchylanych wrót. Przyzwyczajona do tego przez niski wzrost, Asterin zadarła głowę, by móc osadzić spojrzenie na egzotycznych rysach widocznych zza pokrytego ornamentami przejścia, na oczach i włosach ciemnych jak noc, na delikatnym błysku kolczyków wbitych w uszy. Spodziewała się raczej stetryczałego starca niż krzepkiego i dość wysokiego człowieka z innego świata, ale zaskoczenie nie znalazło odzwierciedlenia na jej twarzy; pozostała opanowana i swobodna, kiedy przyciągała walizkę do swojego boku.
    - Victor Eliassen-Choi? - upewniła się, dopiero teraz rozumiejąc tajemnicę drugiego członu jego nazwiska. - Potrzebuję autopsji. Pilnej, dyskretnej i dobrze płatnej - powiedziała i poklepała wierzch walizki, jednocześnie dając mu do zrozumienia, gdzie znajdował się denat. Na Przesmyku każdy przymknąłby oko na pudło wielkości człowieka, ale musiała przemierzyć dzielnice, w których takie zjawisko wzbudziłoby podejrzenia - szczególnie Kruczej Straży, jeśli przebrzydłe ptaszyska kręciły się wśród cywilów bez mundurów.
    Ślepcy
    Victor Eliassen-Choi
    Victor Eliassen-Choi
    https://midgard.forumpolish.com/t3960-victor-eliassen-choi#41851https://midgard.forumpolish.com/t3961-victor-hyun-eliassen-choihttps://midgard.forumpolish.com/t3962-kostekhttps://midgard.forumpolish.com/


    Dzień był cichy i spokojny, jak niemal każdy tutaj. Praca nie przynosiła pośpiechu ani tłumu klientów, co sprawiało, że atmosfera wypełniała się melancholią. Tego dnia miał tylko jeden zabieg balsamacji do wykonania. Była to starsza kobieta, która zmarła nagle na skutek udaru. Smutna śmierć, pozbawiona jakiegokolwiek dramatyzmu, pełna nagłości, która nie dała jej ani jej bliskim szansy na pożegnanie. To przykre, że odeszła w tak niespodziewany sposób, lecz w pewnym sensie można powiedzieć, że doświadczyła piękna spokojnej śmierci, która przyszła bez przedłużającego cierpienia.
    Praca zaczęła się od przygotowania ciała. Pierwszym krokiem było usunięcie płynów ustrojowych oraz treści żołądkowych – żmudna, mechaniczna czynność, jednak niezbędna dla dalszych etapów balsamacji. W międzyczasie przygotowywał specjalny roztwór, który za chwilę miał wprowadzić do ciała. Ten płyn miał za zadanie powstrzymać proces rozkładu, zabezpieczając ciało, aby pozostało w jak najlepszym stanie aż do pogrzebu. Następnie przystąpił do mycia ciała. Każdy ruch był starannie przemyślany, pełen ostrożności i precyzji. Delikatnie ogolił włosy na twarzy zmarłej, wiedząc, że skóra po śmierci staje się cienka niczym pergamin. Jeden nieostrożny ruch, a musiałby walczyć z zamaskowaniem rany, której nie można byłoby potem ukryć. Zamknął powieki kobiety, przykrywając je specjalnymi nasadkami, a następnie zaszył usta – wiedział, że klejenie nie wchodzi w grę ze względu na stan i wiek zmarłej. Każdy detal, każda decyzja miała na celu zapewnienie godnego wyglądu, który nie zburzyłby spokoju zmarłej. Nadszedł czas na wprowadzenie roztworu. Włączył maszynę, a potem zajął się ciałem, delikatnie je masując. Taki dotyk pomagał rozprowadzić płyn, a on jednocześnie kontrolował paznokcie i uszy, upewniając się, że płyn równomiernie rozchodzi się w tkankach. Kiedy zakończył ten etap, starannie zamknął miejsce wprowadzenia płynu, a także uszczelnił wszelkie drobne rany, które mogłyby być źródłem wycieku. Teraz nadeszła najpiękniejsza część jego pracy – ubieranie zmarłej. Wyjął ubrania, które rodzina zostawiła, aby przygotować kobietę na ostatnią drogę. Musiał przeciąć tkaninę, aby móc swobodnie ubrać ją w elegancki strój. Każdy fragment garderoby był zakładany z należytą troską, by w tej finalnej chwili kobieta wyglądała pięknie, jakby po prostu spała, pogrążona w spokojnym śnie. Następnie przystąpił do wykonania makijażu i ułożenia fryzury – subtelnego retuszu, który przywracał jej twarzy życie, delikatne, ludzkie rysy. Pomimo swojej cynicznej natury i specyficznej fascynacji śmiercią, dostrzegał w zmarłych coś, o czym wielu zapominało – to wciąż byli ludzie, zasługujący na szacunek i godność. Był najlepszy w tym, co robił, bo nigdy nie tracił tej świadomości. Choć śmierć była nieodłącznym elementem jego codzienności, to w każdym ciele widział historię i człowieczeństwo, i dążył do tego, by swoim działaniem zapewnić im spokój, na jaki zasługiwali.
    Niedługo później podjechała karawana z zaprzyjaźnionego domu pogrzebowego, a on zdążył już przebrać się w swój formalny strój. Ciemność jego ubioru zdawała się idealnie odzwierciedlać powagę chwili – czarny golf, czarne spodnie od garnituru, a na to wszystko narzucił elegancką kamizelkę, tworząc spójną, stonowaną całość. Najważniejszym elementem jego stroju był czarny hanbok z delikatną białą lamówką przy kołnierzu, który dodawał mu nuty wyjątkowości. Tak przygotowany, wsiadł do karawanu i udał się na pogrzeb , gdzie jego obecność nie ograniczała się tylko do formalności – czuwał nad ciałem, poprawiał makijaż i upewniał się, że wszystko przebiega bez zakłóceń. Kiedy trumna została umieszczona w centralnym punkcie kaplicy, pochylił się nad nią, by ostatni raz zadbać o szczegóły. Ułożył dłonie kobiety, w których trzymała rysunek swojego wnuka – ostatnie pożegnanie dziecka z babcią, pełne niewinności i szczerej miłości. Poprawił jej włosy, upewnił się, że ubranie leży gładko, a makijaż wygląda naturalnie. Każdy gest, każda poprawka miała na celu zachowanie godności i spokoju, jakie tej kobiecie się należały. Ceremonia była przepełniona emocjami – łzami, wspomnieniami, ale także wdzięcznością za życie, które minęło. Rodzina podchodziła do niego, dziękując ze łzami w oczach. Odpowiadał na to spokojnym uśmiechem, mówiąc, że to nic takiego – dla niego była to część pracy, ale z szacunkiem do każdego, kogo mu powierzono.
    Gdy wrócił do pracowni, miał w planach zająć się dokumentacją – ta niekończąca się biurokracja, która wciąż czekała na swoją kolej. Zanurzył się w ciszy swojego biura, gotów przebrnąć przez stosy papierów, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Westchnął, jego myśli uciekły od planów na popołudnie. "No to nici z planów" – pomyślał, podnosząc się i podchodząc do drzwi. Otworzył je i zobaczył młodą kobietę. Wyglądała na dwudziestolatkę, jej twarz była świeża, pełna życia, jakby czas nie zdążył jeszcze odcisnąć na niej swojego piętna. Może już kiedyś ją widział, może mignęła mu gdzieś przelotnie, ale nie chciał teraz przeszukiwać swojej pamięci, próbując przypomnieć sobie imię. Wolał skupić się na teraźniejszości, na tym, co przyniósł mu ten niespodziewany gość.
    Tak, zgadza się – odpowiedział niskim, beznamiętnym głosem. Jego ton był neutralny, pozbawiony emocji, jakby stanowił naturalną barierę między jego wnętrzem a światem zewnętrznym. – Proszę, zapraszam – dodał, wskazując jej dłonią, żeby weszła do środka. Nie zdziwił go widok walizki, którą przyniosła. Była to praktyczna opcja – dyskretniejsza i łatwiejsza niż przenoszenie jej zawartości w rękach. Spojrzał na nią uważnie, jakby próbując wyczytać z jej twarzy zamiary i emocje, a potem odwrócił się, kierując ją w głąb pracowni.
    Gdy weszli do środka, powolnym ruchem zdjął swoje nakrycie i odwiesił je na haczyk przy drzwiach. Czarny hanbok, teraz już niepotrzebny, wisiał jak cichy świadek wydarzeń, które właśnie miały się rozpocząć. Potem, nie wypowiadając ani słowa, poprowadził ją korytarzem do głównego pomieszczenia, miejsca, gdzie miała odbyć się cała procedura. Każdy jego krok był cichy i pewny, a ciężka cisza zdawała się zawieszać między nimi niczym niewidoczna zasłona.
    Gdy dotarli, zapalił mocne, białe światła, które rozświetliły przestrzeń, ujawniając każdy kąt pomieszczenia. Jasność ta była niemal brutalna, nie pozostawiała miejsca na tajemnice, obnażając całą rzeczywistość w najdrobniejszych szczegółach. W tej chwili, cała atmosfera przybrała niemal kliniczny charakter – sterylność, surowość, pełna precyzji rutyna. Bez pośpiechu sięgnął po jednorazowy fartuch, który zarzucił na siebie, dokładnie przykrywając swoje ubranie. Następnie umył ręce w specjalnej umywalce, dbając o każdy zakamarek skóry, jakby jego dłonie miały się stać narzędziem, które musi być absolutnie wolne od zanieczyszczeń. Założył rękawiczki, czepek oraz maskę, tworząc barierę między sobą a rzeczywistością, która czekała na niego w tej przestrzeni. Następnie, obrócił się do kobiety, podając jej fartuch i rękawiczki. Jego ruchy były spokojne, bez zbędnych gestów, jakby każdy moment został wcześniej starannie zaplanowany i wyćwiczony. Czekał aż ubierze się odpowiednio, zanim podszedł do walizki, która cicho spoczywała na stole, tajemnicza i nieco niepokojąca.
    Mogę? – zapytał, tym samym spokojnym, wyważonym tonem Jego ręka, mimo że stabilna, zawisła na chwilę nad walizką, oczekując zgody kobiety.
    Jest pani w stanie określić, jak świeże jest ciało i w jakim miejscu zostało znalezione? – zadał pytanie, które dla laika mogło wydać się proste, ale w rzeczywistości niosło w sobie istotę tego, co miało ich czekać. Musiał mieć ogólny ogląd sytuacji, zanim przystąpił do dalszych działań. Każdy szczegół miał znaczenie, a każde słowo, które usłyszy, mogło wpłynąć na to, jak potoczy się ta procedura.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    To nie dobre geny, a próżność. Przygotowane własnymi dłońmi maści Idun wcierane w twarz, żeby zatrzeć wspomnienia Przesmyku odbite na płótnie skóry; z chorobliwą starannością wypleniała z siebie zmarszczki i śliwkowe cienie pod oczami, chociaż odbicie w zwierciadle nie mogło wymazać z jej przeszłości dekad zepsucia. Godzin spędzonych na ulicy niezależnie od pogody, spódnicy podwijanej w ciemnych zaułkach, smrodu oddechów łaskoczących szyję, dłoni błądzacych po ciele i zaciskających się na smukłym gardle, talarów rzucanych pod nogi z oślizgłym rechotem satysfakcji. Nie mogło wykorzenić z niej śladów dawnego nałogu i narkotycznego głodu, przemieniającego ją niegdyś w zwierzę tropiące upragnioną zdobycz. Poza tym - ten krótki epizod nauczył ją siły substancji, które pędziła i sprzedawała w różnorodnych tętnicach miasta, bez współczucia patrząc na narkomanów modlących się o to, by starczyło im pieniędzy na jej towary. Mazidło z czosnku syberyjskiego, konwalii i mchu miało na powrót upodobnić ją do człowieka, przynajmniej w oczach świata, skoro we własnych pozostawała pokaleczona. Odbierało lat, dodawało zaś świeżości, której brakowało jej duszy, starszej niż powinna być. Dlatego Victor mimowolnie uznał ją za młodszą, ale gdyby o tym wiedziała, zapewne by jej to schlebiało: to oznaczało, że litry maści nie poszły na marne.
    Powiodła spojrzeniem po jego ubiorze, tak niecodziennym w mirażu Midgardu, a jednocześnie pasującym do obcych rysów męskiej twarzy. Monochromatyczna kompozycja nie kojarzyła się jej z żadnym elementem tutejszej mody, a szkoda, bo na pierwszy rzut oka zdawała się dość intrygująca i ekstrawagancka. Jak w podobnym komplecie prezentowałby się Verner? Przez ułamek sekundy spróbowała wyobrazić sobie twarz Forsberga na miejscu Victora, ale szybko zaniechała tych prób, przypominając sobie o zadaniu, z którym się tu zjawiła. Na mrzonki jeszcze przyjdzie czas, najpierw musiała wyszarpać odpowiedzi z martwego, zimnego ciała informatora, za którego zamierzała wymierzyć sprawiedliwość. Nie chodziło nawet o to, że tego chciała; jego śmierć wystawiała ją na bezpośrednie niebezpieczeństwo, jeśli ktoś odkrył wspólne konszachty, jakich się dopuszczali. Do rozszyfrowania tej tajemnicy Eliassen-Choi był zatem niezbędny - słynący ze skrupulatności i niecodziennie wyrozumiałego podejścia wobec zmarłych, określany w kuluarach jako profesjonalista w każdym calu. Nikt inny nie przyszedł jej na myśl, kiedy rozważała, do kogo się udać, i Asterin miała nadzieję, że zainwestowane w niego zaufanie przyniesie satysfakcjonujące owoce. Człowiek taki jak on mógł zresztą stać się cennym sojusznikiem w nieokreślonej jeszcze godzinie, a Hel świadkiem, że razem z Magnusem powinni skupić wszystkie siły na budowaniu własnej siatki koneksji.
    Bez słowa weszła do eleganckiego holu, zaklęciem wciąż ciągnąc za sobą walizkę, której kółka zazgrzytały na polerowanym parkiecie. Przemierzyła za Victorem zawijasy zakrętów, aż znaleźli się w sterylnym pomieszczeniu, które, o dziwo, było jej obce mimo ogromu śmierci obecnej w jej życiu. Wszystko tu połyskiwało surową stalą, srebrne przyrządy poukładane w schludne aranżacje sprawiały wrażenie zimnych i w pewien sposób enigmatycznych.
    Asterin przywykła do otwierania ciał bezlitosnym, gwałtownym czarem, beznamiętnie przyglądała się płynącej krwi, sterczącym kościom i rozrywanym wnętrznościom, ale obecna w pokoju aura… napawała ją czymś zupełnie innym. Jakby śmierć nagle stała się nauką, zamiast koniecznością i sportem.
    Uważnie rozejrzała się po wnętrzu, nim spojrzenie znów osiadło na egzotycznych rysach mężczyzny, ukrywającego niecodzienne ubranie pod alabastrowym kitlem. Z zaskoczeniem stwierdziła, że mu to pasowało; biel podkreślała jasny odcień skóry i heban jego włosów, współgrała z głęboką czernią oczu, stawał się pomnikiem monochromatyczności, gotowym zmierzyć się z barwą wydobywanych wnętrzności i fioletowawych kończyn. Kiedy natomiast zaproponował jej bliźniaczy uniform, uniosła brwi i niemal podejrzliwie przyjęła fartuch, zakładając go na siebie w cichym zdumieniu, widocznym jedynie w oczach. Nie spodziewała się zostać częścią medycznego procesu, ale skłamałaby mówiąc, że jej to nie zaciekawiło, ani że nagle nie miała na to ochoty.
    - Śmiało, on już się nie obrazi - mruknęła w odpowiedzi i skinęła głową, w zapraszającym geście wskazując na walizkę. Doceniła, że zapytał o pozwolenie, zamiast od razu sięgnąć do zamka i wydobyć ciało denata na zewnątrz; okazało się to wręcz szarmanckie. Sven na pewno by się ucieszył. - Cuchnie, jakby nie żył przynajmniej od kilku dni. Był też sztywny, więc urazy na kościach rąk i nóg mogą pochodzić od moich zaklęć. Musiałam go upchnąć do środka - wyjaśniła rzeczowo, bez zająknięcia, rumieńców czy śladów torsji podchodzących do gardła. Konieczność odkrycia prawdy o śmierci Hedberga napawała ją złością, zamiast żalem czy, nie daj Hel, skrępowaniem. Widziała zbyt wiele i dokonała zbyt wiele, żeby zwłoki robiły na niej wrażenie. - Znalazłam go w jego mieszkaniu - uzupełniła, krążąc wokół stołu jak zaintrygowany sęp. Postać Victora wprawiała ją w zastanowienie, praktycznie bez oporów przyjął ją w środku nocy i nie dopytywał o szczegóły jej tożsamości, nie zadawał niewygodnych pytań, wpuścił ją nawet do swojego prywatnego królestwa i pozwolił wziąć udział w czymś, czego praktycznie nie znała. Dla samych talarów? Czy może podświadomie szukał na Przesmyku pewnego zakotwiczenia, wyczuwając, że mogłaby mu to dać? - Chcę się dowiedzieć, co go wykończyło. Czy śmierć zadało zaklęcie, a jeśli tak, to jakie. Czy został otruty, a jeśli tak, to czym - ciągnęła skupiona. Świat Przesmyku i jego pochodnych miał to do siebie, że wielu graczy na interesującej ją szachownicy wykształciło ulubione metody mordu, wizytówki, po których można było ich rozpoznać, i liczyła, że tak będzie również w tym przypadku. - Szepty sugerowały, że rozpozna pan takie rzeczy - dodała bez słodyczy ani czczego pochlebstwa, lecz racjonalnie, spokojnie, z cieniem krzywego uśmiechu majaczącym na linii ust. Doświadczony w fachu medyk, jak o nim mówiono, zapewne przywykł do odnoszenia się do jego zdolności z wyważonym szacunkiem, którego Asterin nie zamierzała mu skąpić - podobnie jak pieniędzy, jeśli dostarczy jej pożądane odpowiedzi. I zaufania, jeśli rzeczywiście okaże się go godny.
    Ślepcy
    Victor Eliassen-Choi
    Victor Eliassen-Choi
    https://midgard.forumpolish.com/t3960-victor-eliassen-choi#41851https://midgard.forumpolish.com/t3961-victor-hyun-eliassen-choihttps://midgard.forumpolish.com/t3962-kostekhttps://midgard.forumpolish.com/


    Victor spoglądał na przestrzeń swojego królestwa, gdzie śmierć stawała się czymś więcej niż tylko zimnym końcem istnienia. Była nie tyle zjawiskiem, co esencją, poezją splecioną z nauką i sztuką – pięknem, które mógł zrozumieć tylko on. Śmierć była jego najwierniejszą towarzyszką, kochanką, której oddał się całkowicie, i zarazem jedynym bogiem, przed którym klękał. Był jej kapłanem, nieosiągalnym dla innych, dla których ten fenomen pozostawał jedynie mroczną tajemnicą. Patrząc na nich, ślepych i głuchych na subtelności życia i śmierci, czuł, że nigdy nie poprowadziłby ich tą ścieżką. Wiedział, że droga, którą wybrał, była bez powrotu – nie wszyscy zasługiwali na to, by nią kroczyć.
    Teraz jednak patrzył, jak kobieta przygotowuje się. Ubierała się w strój, który Victor znał aż za dobrze, a on pozwalał sobie na chwilę refleksji. Czy powinien to zgłosić? Myśl ta przemknęła przez jego umysł, tylko po to, by zostać odrzuconą. Nie, zdecydowanie nie. Kobieta mu zaufała, a on nie miał zamiaru tego zaufania zdradzić. Była jednym ze ślepców, a ślepcy powinni trzymać się razem. Coś w niej wywołało w nim to znajome, głębokie uczucie ekscytacji – przyniosła mu przypadek, który zapowiadał się niezwykle interesująco. A to, zawsze umiał docenić.
    Żadne ślady po tej sekcji nie miały pozostać. Nic. Jakby ich spotkanie nigdy się nie wydarzyło, jakby ciało nigdy nie trafiło na stół. Jedyny ślad, który miał pozostać, to ten, który zapisał się w ich umysłach – milczące porozumienie, sekretny pakt między nimi. Bez słów, bez oskarżeń, tylko ta cicha, niezłomna umowa. Jedno chroni drugie. Tylko tyle i aż tyle. Podając jej czepek, Victor rzucił jeszcze jedno krótkie spojrzenie na jej złote włosy. Wolał, by nie miały styczności z zimnymi zwłokami.
    Victor kucnął przy walizce, a gdy otrzymał zgodę, otworzył ją bez wahania. Powietrze nagle zgęstniało od ciężkiego, przytłaczającego zapachu śmierci. Stęchły fetor rozkładu, o wiele szybszego niż powinien być, wdarł się do jego nozdrzy, wypełniając całą przestrzeń. Zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę – czy ciało mogło być wystawione na działanie ciepła? Sauna? Kuchnia w restauracji? Nie, to mało prawdopodobne. Pogoda była zbyt zimna, otoczenie nie sprzyjało tak szybkiemu gniciu. Wilgoć. Tak, to ona musiała być kluczem. Osobliwa śmierć, niewątpliwie. Ciało jednak nie przypominało typowego topielca – zbyt "czyste" i nienaruszone, jakby uśmiercone w sposób bardziej… nienaturalny. Magia. Ten wniosek odbił się echem w jego myślach.
    Na jego twarzy nie było jednak najmniejszego drgnienia, żadnego śladu emocji. Jakby zapach rozkładu i widok zwłok były dla niego równie codzienne, jak filiżanka czarnej kawy o poranku, wypalona przydymionym papierosem. Bez wysiłku wyjął ciało z walizki, układając je na stole. Poruszał się z wprawą, jakby dźwiganie martwego ciała nie wymagało od niego żadnego wysiłku – czy to siła, czy umiejętność, nie miało znaczenia. Dla niego ciało było teraz jedynie narzędziem do zbadania, pozbawione wagi, zarówno fizycznej, jak i moralnej.
    Słowa kobiety ledwie zarejestrował – jej głos docierał do niego, ale jego umysł już skupił się na tym, co było przed nim. Skinął jedynie lekko głową, uznając jej wypowiedź za wystarczającą. Jej przyznanie się do złamania kończyn ofiary za pomocą magii wzbudziło w nim lekki niepokój. Nie przepadał za tym – manipulowanie ciałem za pomocą mocy, które nie podlegały naturalnym prawom, zawsze wprowadzało niechciany chaos do jego metodycznych badań. Jednak fakt, że kobieta była szczera, zmienił nieco jego ocenę. W końcu wiedza i prawda zawsze były bardziej wartościowe od kłamstw i tajemnic.
    Victor poprawił ułożenie ciała z precyzją, jakby miał do czynienia z materiałem, a nie z martwym człowiekiem. Jego ruchy były chłodne, bez cienia emocji. Sięgnął po wielkie nożyce, te same, których używał krawiec, aby bezlitośnie rozciąć ubranie nieboszczyka. Metaliczny dźwięk ostrzy rozbrzmiał w ciszy, przerywając momentalnie jej ponury spokój. Ubranie pękało pod naporem nożyc, odsłaniając nabrzmiałe, zdeformowane ciało, które zdawało się wręcz kipieć od gnijących tkanek.
    Widok nie był ani trochę optymistyczny. Ciało wyglądało, jakby zostało wyciągnięte z wody po kilku dniach – spuchnięte, pełne ciemnych, wilgotnych plam. Victor czuł, że rozkład posunął się za daleko, zbyt szybko. Jego umysł pracował na pełnych obrotach, analizując każdy detal. Krew, jeśli jeszcze w ogóle pozostała w żyłach, musiała być już zbyt gęsta, pozbawiona życiodajnych czerwonych krwinek. Myśl o tym, że nawet magia może nie pomóc w odkryciu prawdy, przemknęła mu przez głowę. Z każdą sekundą było coraz bardziej jasne, że ma do czynienia z czymś nienaturalnym.
    Zaczynał rutynowo, od zewnętrznej obdukcji ciała. Delikatnie badał powierzchnię skóry, szukając śladów, które mogłyby zdradzić tajemnicę śmierci tego człowieka. Nagle przemówił, jego głos był niskim, chłodnym szeptem, który odbił się od ścian pomieszczenia.
    Wygląda na to, że ktoś chciał zafałszować przyczynę śmierci za pomocą magii. Sprawił, by wyglądało to na utonięcie — powiedział, wskazując na nabrzmiałe ciało. Każdy detal wskazywał na działanie sił, które pragnęły ukryć prawdziwy czas zgonu. — Prawdopodobnie umarł bliżej tego momentu, niż się wydaje — dodał, rzeczowy jak zawsze, i kontynuował swoje badania.
    Kiedy delikatnie nacisnął jamę brzuszną, jego dłonie momentalnie znieruchomiały. Coś było nie tak. Ciało, choć na zewnątrz twarde i napęczniałe, w środku wydawało się zupełnie inne – jak balon wypełniony wodą. Jego wnętrzności nie miały już tej gęstej, organicznej struktury, jakby ktoś precyzyjnie zamienił je na bezkształtną masę. Victor wpatrywał się w ciało, czując narastające napięcie.
    Będzie problem — mruknął pod nosem. Wiedział, że coś naprawdę złego się wydarzyło. To nie było zwykłe morderstwo. Na razie nie musiał jeszcze otwierać denata, ale wszystko wskazywało na to, że wkrótce będzie musiał stawić czoła jeszcze bardziej niepokojącym odkryciom.
    Victor wciąż wolał wyciągnąć jak najwięcej informacji, zanim podejmie się bardziej inwazyjnych działań. Sięgnął po probówkę, jego ruchy były precyzyjne, niemal rytualne. Skupił się, wypowiadając zaklęcie niemal szeptem, niczym mroczną modlitwę.
    Dreyir — wymruczał, a w tej samej chwili z martwego ciała zaczęła sączyć się krew. Gęsta jak smoła, pozbawiona swej dawnej czerwieni, płynęła powoli, opornie, jakby sama walczyła z wydostaniem się na zewnątrz. Victor szybko zebrał próbkę do fiolki, a jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Magia była użyteczna, lecz nawet ona nie mogła zmienić natury tego ciała, które wydawało się bardziej martwe niż zwykle.
    Prófa blóðið — powiedział cicho, podając probówkę kobiecie. — Powiedz mi, jaki kolor przybierze — dodał, skinieniem głowy wskazując, by wzięła ją do ręki. Wiedział, że chwilę potrwa, zanim krew zmieni barwę, ale potrzebował jej zajęcia, choćby po to, by podtrzymać jej uwagę. Czasem nawet najprostsze zadania, jak obserwacja koloru krwi, mogły być dla niego ważne. Może bardziej chodziło o to, by miała co robić, podczas gdy on zagłębiał się w mroczne tajemnice ciała.
    Jego dłonie wróciły do badania zwłok, poruszając się z precyzją chirurga. Szukał dalej, jak detektyw tropiący ślady zbrodni zakopanej pod warstwami tajemnic i fałszu. Kim był ten człowiek? Co go spotkało? Za co? W każdej fałdzie skóry, w każdym stwardniałym mięśniu, kryły się odpowiedzi, które Victor musiał wydobyć.

    Dreyir(20) 21+20 =42
    Prófa blóðið (60) 42+20=62 sukces
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Victor Eliassen-Choi' has done the following action : kości


    #1 'k100' : 21

    --------------------------------

    #2 'k100' : 42



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.