:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
Strona 2 z 2 • 1, 2
27.10.2000 – Ukryta farma – F. Hilmirson & Bezimienny: S. Rosenkrantz
4 posters
Funi Hilmirson
27.10.2000 – Ukryta farma – F. Hilmirson & Bezimienny: S. Rosenkrantz Wto 27 Sie - 9:17
Funi HilmirsonŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : dorywczy pracownik do niczego, prawie kapłan, augur
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), intrygant (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 17 / magia zakazana: 17 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
First topic message reminder :
Mimo pozornie rozhulanego, wszędobylskiego – nierzadko tam, gdzie nie był mile widziany –usposobienia, oznaczone złotą czcionką miejsce intrygującego pokazu było dla niego orzechem zaskakująco niełatwym do zgryzienia. Okazywało się, że choć zdawał się być w nieustannym ruchu, zwłaszcza odkąd hucznie opuścił mury świątynne, i zaglądał w najbardziej osobliwe miejsca w poszukiwaniu dalszych wskazówek od Odyna, które rozwiałyby nieustanne wątpliwości co do jego przyszłości, w gruncie rzeczy całe życie poruszał się ścieżkami bardzo ściśle wyselekcjonowanymi, do których rzadko kiedy dołączał nowy szlak, zazwyczaj tylko z konieczności lub gdy nuda doskwierała mu zbyt mocno w znanych już sobie kątach, co w gruncie rzeczy było sprawami jednoznacznymi. Horyzonty te, niestety, nie obejmowały tajemniczej ukrytej farmy i obawiał się, że jak sama jej nazwa wskazywała, nie była czymś oznaczonym hiperboliczną ilością neonowych strzałek. Musiał wprawdzie poruszyć aż niebo i ziemię, by poprawnie wykreślić kierunek swoich kroków; niebo miało na imię Greta, najpiękniejszą kaskadę złotych włosów oraz parę przejrzyście lazurowych oczu, w których bardzo chętnie nurkował w poszukiwaniu odpowiedzi na swój problem, ziemia natomiast siedziała przyczajona obok niej z bladą twarzą podziobaną bliznami po magicznym trądziku i sinymi półksiężycami pod wrogim spojrzeniem koloru błota, wyraźnie otumanionym czymś, czego nazwy Funi nie chciał nawet znać. Potrzebna informacja objawiła mu się więc w zapyziałym kącie Przesmyku Lokiego, w bagnie zaćpanego wzroku i delirycznym bełkocie, który nieomal wyprowadził go z równowagi swoją upojoną powolnością. Zaraz potem niebo z obruszającą stanowczością odrzuciło jego zaproszenie na wspólny seans perskich klątw w wykonaniu irańskiego mistrza o ekstrawaganckim imieniu Ed, jak pozwolił sobie go przedstawić dla ułatwienia. Przypuszczał zresztą, że niebo mogło być mu w tej chwili równie dalekie, co odurzona narkotykiem ziemia, choć ze względu na jej urodę postanawiał tego wspaniałomyślnie nie dostrzegać, inaczej cały jej urok musiałby dekapitować rozpędem rozczarowania i odruchowej niechęci.
Koniec końców do wskazanej mu w intrygującej ulotce lokacji trafił na tarczy, bo choć nie prowadził za rękę złotowłosej Grety, na języku rozpływała mu się słodycz truskawkowego lizaka, a w kieszeni szeleścił zapas przygotowany na wypadek, gdyby miał w trakcie imprezy zapaść na spadek cukru. Przez ledwo trzymający się drewniany płot przelazł górą, zatrzymując się na chwilę okrakiem na poprzecznej desce, by z lekkim powątpiewaniem zlustrować spojrzeniem stojący w pewnej oddali budynek farmy. Przez chwilę obserwował okolicę, brak ruchu pośród łysych pól, na których błyszczał mróz, odchylił się do tyłu, by spojrzeć w gwiazdy, jakby miały mu cokolwiek wyjaśnić, jak miał w zwyczaju robić, zawsze i niezmiennie bez żadnej odezwy ze strony akuratnego sklepienia nad jego głową (czasem był to popękany tynk, czasem spód stołu oklejony starymi gumami do żucia, czasem, jak dzisiaj, niebo). W końcu z donośnym beztroskim mlaśnięciem, przerzucając lizak do drugiego policzka, zeskoczył z ogrodzenia i niezrażony niczym, a nawet pełen entuzjazmu, ruszył w kierunku osamotnionych włości o szemranej reputacji – nie chciał, w istocie, kazać przeznaczeniu na siebie czekać.
ekwipunek: Oko Lokiego
27.10.2000
Mimo pozornie rozhulanego, wszędobylskiego – nierzadko tam, gdzie nie był mile widziany –usposobienia, oznaczone złotą czcionką miejsce intrygującego pokazu było dla niego orzechem zaskakująco niełatwym do zgryzienia. Okazywało się, że choć zdawał się być w nieustannym ruchu, zwłaszcza odkąd hucznie opuścił mury świątynne, i zaglądał w najbardziej osobliwe miejsca w poszukiwaniu dalszych wskazówek od Odyna, które rozwiałyby nieustanne wątpliwości co do jego przyszłości, w gruncie rzeczy całe życie poruszał się ścieżkami bardzo ściśle wyselekcjonowanymi, do których rzadko kiedy dołączał nowy szlak, zazwyczaj tylko z konieczności lub gdy nuda doskwierała mu zbyt mocno w znanych już sobie kątach, co w gruncie rzeczy było sprawami jednoznacznymi. Horyzonty te, niestety, nie obejmowały tajemniczej ukrytej farmy i obawiał się, że jak sama jej nazwa wskazywała, nie była czymś oznaczonym hiperboliczną ilością neonowych strzałek. Musiał wprawdzie poruszyć aż niebo i ziemię, by poprawnie wykreślić kierunek swoich kroków; niebo miało na imię Greta, najpiękniejszą kaskadę złotych włosów oraz parę przejrzyście lazurowych oczu, w których bardzo chętnie nurkował w poszukiwaniu odpowiedzi na swój problem, ziemia natomiast siedziała przyczajona obok niej z bladą twarzą podziobaną bliznami po magicznym trądziku i sinymi półksiężycami pod wrogim spojrzeniem koloru błota, wyraźnie otumanionym czymś, czego nazwy Funi nie chciał nawet znać. Potrzebna informacja objawiła mu się więc w zapyziałym kącie Przesmyku Lokiego, w bagnie zaćpanego wzroku i delirycznym bełkocie, który nieomal wyprowadził go z równowagi swoją upojoną powolnością. Zaraz potem niebo z obruszającą stanowczością odrzuciło jego zaproszenie na wspólny seans perskich klątw w wykonaniu irańskiego mistrza o ekstrawaganckim imieniu Ed, jak pozwolił sobie go przedstawić dla ułatwienia. Przypuszczał zresztą, że niebo mogło być mu w tej chwili równie dalekie, co odurzona narkotykiem ziemia, choć ze względu na jej urodę postanawiał tego wspaniałomyślnie nie dostrzegać, inaczej cały jej urok musiałby dekapitować rozpędem rozczarowania i odruchowej niechęci.
Koniec końców do wskazanej mu w intrygującej ulotce lokacji trafił na tarczy, bo choć nie prowadził za rękę złotowłosej Grety, na języku rozpływała mu się słodycz truskawkowego lizaka, a w kieszeni szeleścił zapas przygotowany na wypadek, gdyby miał w trakcie imprezy zapaść na spadek cukru. Przez ledwo trzymający się drewniany płot przelazł górą, zatrzymując się na chwilę okrakiem na poprzecznej desce, by z lekkim powątpiewaniem zlustrować spojrzeniem stojący w pewnej oddali budynek farmy. Przez chwilę obserwował okolicę, brak ruchu pośród łysych pól, na których błyszczał mróz, odchylił się do tyłu, by spojrzeć w gwiazdy, jakby miały mu cokolwiek wyjaśnić, jak miał w zwyczaju robić, zawsze i niezmiennie bez żadnej odezwy ze strony akuratnego sklepienia nad jego głową (czasem był to popękany tynk, czasem spód stołu oklejony starymi gumami do żucia, czasem, jak dzisiaj, niebo). W końcu z donośnym beztroskim mlaśnięciem, przerzucając lizak do drugiego policzka, zeskoczył z ogrodzenia i niezrażony niczym, a nawet pełen entuzjazmu, ruszył w kierunku osamotnionych włości o szemranej reputacji – nie chciał, w istocie, kazać przeznaczeniu na siebie czekać.
ekwipunek: Oko Lokiego
( oh I know they call me crazy )
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
Mistrz Gry
The member 'Prorok' has done the following action : kości
'k6' : 6
'k6' : 6
Funi Hilmirson
Funi HilmirsonŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : biedny
Zawód : dorywczy pracownik do niczego, prawie kapłan, augur
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : kuna
Atuty : zaślepiony (I), intrygant (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 17 / magia zakazana: 17 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 6
Między trzonowce schwytał nerwowo spłacheć własnego policzka, przygryzając miękką tkankę w wyraźnie niecierpliwej, coraz bardziej niespokojnej zadumie – roztrząsał swoje wątpliwości, słowa Böjre tymczasem roztrząsały mu składność myśli, rozbijając nimi dotąd jednoznacznie ukierunkowany nurt, wrzucając weń swoje paniczne trajkotanie jak ciskane na oślep kamienie, których osiadłe na dnie łby rozdzierały bystrą refleksję w spienione, chaotyczne bałwany dysharmonijnej szamotaniny z samym sobą. Częścią siebie nie chciał tchórzyć, pragnął wciąż dopełnić wszystkiego zgodnie z planem, kosztem swojej niewinności, kosztem nawet siebie zupełnie – ostatecznie tutejsza midgardzka dola nie miała żadnego znaczenia, była zaledwie próbą, krótkim torem przeszkód, u którego mety miały otworzyć się przed nim złote wrota pośmiertnej uczty; częścią siebie zatracał się jednak coraz silniej w nagłej słabości, której raz popuścił smyczy, najpierw nieuważnym pytaniem, później przedwczesną zgodą na zawieszenie broni, a której teraz nie potrafił z siebie strząsnąć. Wypełniała mu kończyny ociężałym ołowiem niezdecydowania wobec czynu tak ostatecznego jak odebranie komuś życia, komuś ważnemu, komuś, za kim będą wypatrywać czujne latarki niezliczonych par oczu; wyobrażał sobie ich jaskrawe światło wypalające mu źrenice przenikliwym podejrzeniem, ściskające je kąsającą dociekliwością w skurczone jamki, z których oglądałby świat, wiecznie czujny, wiecznie spłoszony, niezdolny do spoczynku, zamęczony przez ujadające nad karkiem krucze dzioby wyczuwające osiadłą mu na rękach krew.
W rozedrganej, lapidarnej realizacji midgardzka dola wydawała mu się teraz heretycko umiłowana, pomimo oczu wznoszonych ku niebu w ustawicznej auspicji; oblana słodkim lukrem uciech, jakich nie miał jeszcze dość, świadomy, że wciąż zlizywał tylko resztki z litościwych palców ulotnych szczęść, że nie przegryzł się jeszcze nawet przez zarumienioną powłoczkę, nie skosztował jej miąższu. Herezja, napominał siebie zaraz, toczy mnie herezja, ale choć wciąż zaciskał palce na nożu, nie potrafił go na ponów podnieść, jakby tchórzostwo zalepiło mu całkiem żyły ciężarem większym niż jego wola. Druga dłoń wyraźnie rozluźniała kurcz na materiale koszuli, jakby gotowa wypuścić ofiarę ze swoich wnyków, poruszona jej histerycznym jazgotem.
– To nie żart; to wszystko sen – wpadł mu między słowa, podsuwając, jego zniżony groźbą, zaskakująco spokojny głos nakładający się na podniesione tony rozpaczliwych tłumaczeń.
Gwałtownie szarpnięta klamka w drzwiach trzasnęła, zawiasy jęknęły w proteście przeciw użytej na nich sile; Funi, pamiętając jeszcze podejrzane dźwięki na skraju lasku, odruchowo poruszył nieznacznie ręką, chowając sztylet za swoim udem przed wzrokiem wchodzącego. Kołnierz koszuli Böjre ścisnął jeszcze raz krótko, jakby przezornie chciał go uciszyć, zanim jeszcze podniesie alarm – poza tym obserwował intruza jak ogłuszony, czując jak wraz z jego wtargnięciem wątłe trzewia chaty kurczą się nagle jeszcze bardziej, strop usuwa się na świadomość, drewniane ściany zamykają się wokół ciaśniej, oddech tłoczy się w piersi jak w klaustrofobicznej klatce.
Zanim zdążył sam się odezwać, powitalne słowa mężczyzny skutecznie związały mu głos – spojrzał w stronę Sissel, jakby poszukując u niej wsparcia, podpowiedzi bądź odpowiedzi, ale ta na niego nie patrzyła. Dokończ, co miałeś zrobić – stanowcze i bezdyskusyjne, gwałtownie chwytające jego przytomność za gardło, siłą przywracając ją do rygorystycznie doskonałego pionu; choć jego własna równowaga była wciąż rozbita i rozchybotana, kręgosłup usztywniała mu cudza wola, przepływająca z rozkoszną, władczą łatwością przez podatny, zachęcająco pusty korytarz rdzenia, wydobywając go spod brzemienia konieczności podjęcia tej decyzji samemu.
Potem echo otrzeźwiająco okrutnego zaklęcia – zaklęcia, którego nigdy nie odważył się nawet ważyć na własnym języku; z trudem zmusił się, by odwrócić spojrzenie od bezwładnego ciała Esfandiara, błyszczącej olśniewająco skorupy, kryjącej już tylko krwawą miazgę przetrąconego serca. Funi miał wrażenie, że obserwuje siebie jakby z boku: że widzi, jak zaciska gwałtownie palce na odsłoniętej szyi, wyuczonym latami sztubackich bójek ruchem podcina otumanionemu mężczyźnie nogi, naciskając jednocześnie nasadą dłoni o kościste rozwidlenie obojczyka, by przewrócić go na ziemię, pochyla się nad nim natychmiast, przysiadając na nim bezceremonialnie, osłabłe, wierzgające ręce unieruchamiając pod swoimi kolanami.
Wbrew jego obawom, nóż wszedł w ciało zaskakująco gładko.
Pamiętał jeszcze melodię kołysanki, którą w dzieciństwie śpiewał mu kapłan Borge, ale nie potrafił przypomnieć sobie jej słów.
W rozedrganej, lapidarnej realizacji midgardzka dola wydawała mu się teraz heretycko umiłowana, pomimo oczu wznoszonych ku niebu w ustawicznej auspicji; oblana słodkim lukrem uciech, jakich nie miał jeszcze dość, świadomy, że wciąż zlizywał tylko resztki z litościwych palców ulotnych szczęść, że nie przegryzł się jeszcze nawet przez zarumienioną powłoczkę, nie skosztował jej miąższu. Herezja, napominał siebie zaraz, toczy mnie herezja, ale choć wciąż zaciskał palce na nożu, nie potrafił go na ponów podnieść, jakby tchórzostwo zalepiło mu całkiem żyły ciężarem większym niż jego wola. Druga dłoń wyraźnie rozluźniała kurcz na materiale koszuli, jakby gotowa wypuścić ofiarę ze swoich wnyków, poruszona jej histerycznym jazgotem.
– To nie żart; to wszystko sen – wpadł mu między słowa, podsuwając, jego zniżony groźbą, zaskakująco spokojny głos nakładający się na podniesione tony rozpaczliwych tłumaczeń.
Gwałtownie szarpnięta klamka w drzwiach trzasnęła, zawiasy jęknęły w proteście przeciw użytej na nich sile; Funi, pamiętając jeszcze podejrzane dźwięki na skraju lasku, odruchowo poruszył nieznacznie ręką, chowając sztylet za swoim udem przed wzrokiem wchodzącego. Kołnierz koszuli Böjre ścisnął jeszcze raz krótko, jakby przezornie chciał go uciszyć, zanim jeszcze podniesie alarm – poza tym obserwował intruza jak ogłuszony, czując jak wraz z jego wtargnięciem wątłe trzewia chaty kurczą się nagle jeszcze bardziej, strop usuwa się na świadomość, drewniane ściany zamykają się wokół ciaśniej, oddech tłoczy się w piersi jak w klaustrofobicznej klatce.
Zanim zdążył sam się odezwać, powitalne słowa mężczyzny skutecznie związały mu głos – spojrzał w stronę Sissel, jakby poszukując u niej wsparcia, podpowiedzi bądź odpowiedzi, ale ta na niego nie patrzyła. Dokończ, co miałeś zrobić – stanowcze i bezdyskusyjne, gwałtownie chwytające jego przytomność za gardło, siłą przywracając ją do rygorystycznie doskonałego pionu; choć jego własna równowaga była wciąż rozbita i rozchybotana, kręgosłup usztywniała mu cudza wola, przepływająca z rozkoszną, władczą łatwością przez podatny, zachęcająco pusty korytarz rdzenia, wydobywając go spod brzemienia konieczności podjęcia tej decyzji samemu.
Potem echo otrzeźwiająco okrutnego zaklęcia – zaklęcia, którego nigdy nie odważył się nawet ważyć na własnym języku; z trudem zmusił się, by odwrócić spojrzenie od bezwładnego ciała Esfandiara, błyszczącej olśniewająco skorupy, kryjącej już tylko krwawą miazgę przetrąconego serca. Funi miał wrażenie, że obserwuje siebie jakby z boku: że widzi, jak zaciska gwałtownie palce na odsłoniętej szyi, wyuczonym latami sztubackich bójek ruchem podcina otumanionemu mężczyźnie nogi, naciskając jednocześnie nasadą dłoni o kościste rozwidlenie obojczyka, by przewrócić go na ziemię, pochyla się nad nim natychmiast, przysiadając na nim bezceremonialnie, osłabłe, wierzgające ręce unieruchamiając pod swoimi kolanami.
Wbrew jego obawom, nóż wszedł w ciało zaskakująco gładko.
Pamiętał jeszcze melodię kołysanki, którą w dzieciństwie śpiewał mu kapłan Borge, ale nie potrafił przypomnieć sobie jej słów.
( oh I know they call me crazy )
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
there will be no turning back
I don't care if things get ugly
once the word of god is spoken
there's no way to take it back
Prorok
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Szybkie, wprawne ruchy, jakie towarzyszyły nieznajomemu, od chwili kiedy niemal przemocą wdarł się w przestrzeń chatki, mogły budzić trwogę. Mężczyzna nie przykładał jednak większej wagi do wrażenia, jakie wywoływał w postronnych, choć niejednokrotnie obijało mu się o uszy od przełożonych, że powinien popracować nad ogólną prezencją i wzbudzanymi w ludziach odczuciami. Może kiedyś – jutro, za tydzień, za miesiąc weźmie poprawkę na tak mało istotne elementy, obecnie jednak skoncentrowany był wyłącznie na posprzątaniu tego burdelu. Wiedział, co robić. Wiedział, jak robić, by bezładnie porozrzucane przez tych geniuszy zbrodni elementy układanki, w której środku znaleźli się Funi z Sissel, zaczęły na nowo stanowić jedność: właściwy i jedyny słuszny obraz tej – jeszcze chwilę wcześniej zwiastującej koszmarne zakończenie – sytuacji.
Nie musiał zerkać w stronę Hilmirsona, by zdawać sobie sprawę z tego, że rozdarcie, jakie wywołał w nim Böjre było większe, niż początkowo mu się wydawało; zawahanie młodzika trwało zbyt długo, wytrwale jednak nie podnosił wzroku znad ciała Esfandiara, poddając się skrupulatnemu przetrząsaniu jego szat w poszukiwaniu jakichkolwiek detali, które mogłyby naprowadzić Kruczą Straż lub przypadkowego spacerowicza na ich trop. Ostatecznie musieli – musiał, on sam, bo przecież nie będzie angażował zółtodziobów do tak istotnego zadania – doprowadzić to miejsce do stanu używalności, upozorować nieszczęśliwy wypadek, może jakiś napad, cokolwiek co tylko odwróciłoby uwagę społeczności i stróżów prawa od ślepców.
- Młody, z pasją! – Mężczyzna nie wytrzymał, podnosząc się w końcu z kucek. Z głosu zniknęły jednak zajadłość i wrogość, które zastąpione zostały nutą zatroskania. Dopiero teraz, kiedy pierwsze wrażenie jakie wywołał swoją niespodziewaną wizytą zaczęło opadać, dało dostrzec się, że ciemne, głęboko osadzone pod krzaczastymi brwiami oczy noszą cień chronicznego zmęczenia, nie zaś permanentnej złości; że w kędziorach równie ciemnych włosów zaplątały się pojedyncze leśne okruchy; że – prawdopodobnie – gdyby poznać go bliżej, okazałby się całkiem w porządku gościem. – Niech bogowie zobaczą twoje oddanie – dorzucił z przekąsem, podchodząc do Funiego. Ujął wprawnie jego dłoń, w której trzymał zbroczony krwią pracownika Kolegium nóż, by pokazać mu, jak głębokie powinny być kolejne cięcia. Sztylet sunął układnie po wcześniej nakreślonych, rozmazujących się przy każdym nieostrożnym dotknięciu liniach run, jakby sam wiedział, jaką ścieżkę powinien obrać, by rzeźbić rytualne układy znaków na podatnej muśnięciom ostrza membranie. – Doskonale. – Chytry uśmiech na krótki moment zakradł się pomiędzy pobrużdżoną bliznami twarz. – A teraz wynoście się. Oboje. Na dzisiaj nie macie tu już czego szukać i o czym gadać w ciągu najbliższych tygodni – zaznaczył, a w końcówce jego wypowiedzi Funi oraz Sissel łatwo mogli wychwycić niewypowiedzianą groźbę. Nim jednak opuścili pomieszczenie, zostawiając nieznajomego z ciałami dwójki osób, w dłoń Funiego wsunięty został mały, pomięty kawałek papieru, na którym niezgrabnym, prawie dziecięcym pismem naniesiono lakoniczną informację: W kamienicy Kärkkäinenów pytaj o Perttu.
Nie minęło wiele czasu – z dużą dozą prawdopodobieństwa Funi i Sissel nie zdążyli jeszcze specjalnie oddalić się od farmy, kiedy mrok nocy rozproszony został przez jasną łunę. Płomienie zachłannie zaczęły pochłaniać szkielet budynku wraz z kryjącymi się wewnątrz tajemnicami.
Za przeprowadzoną rozgrywkę Sissel otrzymuje 30 PD, Funi natomiast dostaje 60 PD, 1 punkt do magii zakazanej oraz -1 punkt do reputacji, który należy rozliczyć w odpowiednim temacie.
wszyscy z tematu
Nie musiał zerkać w stronę Hilmirsona, by zdawać sobie sprawę z tego, że rozdarcie, jakie wywołał w nim Böjre było większe, niż początkowo mu się wydawało; zawahanie młodzika trwało zbyt długo, wytrwale jednak nie podnosił wzroku znad ciała Esfandiara, poddając się skrupulatnemu przetrząsaniu jego szat w poszukiwaniu jakichkolwiek detali, które mogłyby naprowadzić Kruczą Straż lub przypadkowego spacerowicza na ich trop. Ostatecznie musieli – musiał, on sam, bo przecież nie będzie angażował zółtodziobów do tak istotnego zadania – doprowadzić to miejsce do stanu używalności, upozorować nieszczęśliwy wypadek, może jakiś napad, cokolwiek co tylko odwróciłoby uwagę społeczności i stróżów prawa od ślepców.
- Młody, z pasją! – Mężczyzna nie wytrzymał, podnosząc się w końcu z kucek. Z głosu zniknęły jednak zajadłość i wrogość, które zastąpione zostały nutą zatroskania. Dopiero teraz, kiedy pierwsze wrażenie jakie wywołał swoją niespodziewaną wizytą zaczęło opadać, dało dostrzec się, że ciemne, głęboko osadzone pod krzaczastymi brwiami oczy noszą cień chronicznego zmęczenia, nie zaś permanentnej złości; że w kędziorach równie ciemnych włosów zaplątały się pojedyncze leśne okruchy; że – prawdopodobnie – gdyby poznać go bliżej, okazałby się całkiem w porządku gościem. – Niech bogowie zobaczą twoje oddanie – dorzucił z przekąsem, podchodząc do Funiego. Ujął wprawnie jego dłoń, w której trzymał zbroczony krwią pracownika Kolegium nóż, by pokazać mu, jak głębokie powinny być kolejne cięcia. Sztylet sunął układnie po wcześniej nakreślonych, rozmazujących się przy każdym nieostrożnym dotknięciu liniach run, jakby sam wiedział, jaką ścieżkę powinien obrać, by rzeźbić rytualne układy znaków na podatnej muśnięciom ostrza membranie. – Doskonale. – Chytry uśmiech na krótki moment zakradł się pomiędzy pobrużdżoną bliznami twarz. – A teraz wynoście się. Oboje. Na dzisiaj nie macie tu już czego szukać i o czym gadać w ciągu najbliższych tygodni – zaznaczył, a w końcówce jego wypowiedzi Funi oraz Sissel łatwo mogli wychwycić niewypowiedzianą groźbę. Nim jednak opuścili pomieszczenie, zostawiając nieznajomego z ciałami dwójki osób, w dłoń Funiego wsunięty został mały, pomięty kawałek papieru, na którym niezgrabnym, prawie dziecięcym pismem naniesiono lakoniczną informację: W kamienicy Kärkkäinenów pytaj o Perttu.
Nie minęło wiele czasu – z dużą dozą prawdopodobieństwa Funi i Sissel nie zdążyli jeszcze specjalnie oddalić się od farmy, kiedy mrok nocy rozproszony został przez jasną łunę. Płomienie zachłannie zaczęły pochłaniać szkielet budynku wraz z kryjącymi się wewnątrz tajemnicami.
Za przeprowadzoną rozgrywkę Sissel otrzymuje 30 PD, Funi natomiast dostaje 60 PD, 1 punkt do magii zakazanej oraz -1 punkt do reputacji, który należy rozliczyć w odpowiednim temacie.
wszyscy z tematu
Strona 2 z 2 • 1, 2