:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen
2 posters
Villemo Holmsen
06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:10
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
06.04.2001
Promienie słońca iskrzyły się na załamaniach wody, która płynąc wartkim nurtem rozbijała się o kamienie i ginęła w poszyciu leśnym. Jedynie dźwięk, kojący i śpiewny zdradzał położenie tajemniczego źródełka owianego legendami. Jej siostry zwykle czas spędzały przy jeziorach, ale ta jedna, ukochała wartko płynący nurt, taki, który porywał liście oraz drobne gałązki, chłodził swym strumieniem i kusił.
Wielu straciło dla niego głowę.
Wielu błąkało się godzinami w wiecznym pragnieniu odkrycia miejsca, gdzie wszelkie choroby staną się jedynie niemiłym wspomnieniem.
Idąc lasem, stawiała kroki w miękkim mchu. Bose stopy zapadły się w zielonym dywanie, tłumiąc jej nadejście. Bliskość natury sprawia, że oczy mieniły się srebrzystym blaskiem, a włosy czystym złotem.
Na malinowych ustach pojawił się delikatny, pełen obietnic uśmiech, a przecież był kłamstwem, jak wiele w jej życiu zdarzeń, gdzie utkana z aury i słów delikatna zasłona maski opadała miękko na ziemię tworząc istną suknię jej codzienności.
A on szedł za nią.
Wpatrzony jak w obrazek nieszczęśnik, nieświadom tego w jak piękną i groźną pułapkę wpadł.
Zimą trwała w swym istnieniu, ale wiosną budziła się w czystej swej postaci. Napawając się własnym istnieniem, choć nie czerpała przyjemności z odbierania ostaniego oddechu. Nie tak. Nie w ten sposób.
Patrzyła jak zatracają się w jej spojrzeniu, jak mgła zasłania umysł, tłumi wszelki rozsądek. jak odkrywają przed nią swoje pragnienia i natarczywymi dłońmi zdzierają materiał chcąc nasycić się zakazanym widokiem, na wspomnienie którego tracą oddech.
Przystanęła na polanie, szum potoku był jej nutą, naturą tego z czego się wywodziła.
-Masz gościa… - Powiedziała śpiewnie, cicho niczym akompaniament do szumu wody. Siostra trwała w stuporze, takim, w którym sama była. Zaprzeczeniu własnego istnienia, którego zabija od środka zostawiając rany wiecznie zaognione. Nie dało się ich uleczyć, lecz nie chciała, aby pojawiało się ich więcej. Jeżeli mogła siostrę uchronić, zrobi to.
Bo choć mówili, że niksy niszczą świat, odbierają rozsądek to nie wiedzieli, jak wiele bólu skrywało się za ich pięknem.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:11
Las wydawał się otulać przychylnością.
Nie skąpił swej złowieszczej aury, lecz też nie odtrącał;
jedynie czasem popychał strudzonych wędrowców w dalsze zakamarki, jakby podsuwając złowieszczym istotom ofiary – w podzięce za ochronę, otulonego enigmą zagajnika.
Selja jednak nie korzystała z dobrodziejstwa, unikając kontaktu z tymi, którzy winni błądzić wieczorem po spelunach i najgorszych pubach, a nie wśród dzikiej flory, gdzie fauna bywała równie zdradziecka. Nawet siostry nie były w stanie jej przekonać do zmiany zdania, bowiem to wydawało się być niepodważalne i jednoznaczne.
Nie zamierzała uczestniczyć w wyrokach.
Tego popołudnia tkwiła nad brzegiem jeziora. Obserwowała spokojną taflę, na której pojawiały się mniejsze fale, aż wreszcie z uśmiechem na ustach zanurzała smukłe palce w wodzie. Była jeszcze chłodna na wiosenne kąpiele, dlatego też nie ryzykowała zanurzeniem się pod powierzchniom; irracjonalnie żyła w przeświadczeniu, że pewnego razu dostrzeże twarz Otto – bladą i bez życia, a przecież starała się ze wszystkich sił zostawić przeszłość za sobą. B e z s k u t e c z n i e.
Na dźwięk liści, uniosła niemrawo spojrzenie, chwilę później odwracając się i dostrzegając sylwetkę jednej z niks. Serce Vourinen zakołatało w piersi, zaś delikatna tkanka wargi rozcięta została przez wbijane w zeń zęby. Nie musiała długo spoglądać na mężczyznę, by zrozumieć, co tylko doprowadziło młodziutką kobietę do nieznacznej irytacji.
Znała tę grę. Wiedziała, jaki miał być efekt ich spotkania, lecz jasnowłosa istota nie chciała brać w tym udziału.
Była zbyt łaskawa – mówiły.
Nie przypominała jednej z nich – powtarzały skrupulatnie.
- Niepotrzebnie się fatygowałaś – odparła bez zastanowienia, robiąc krok w przód. Spoglądała na nieznajomego w pewnego rodzaju zadumie, starając się wyplewić z siebie współczucie. Nie broniła siostrom ingerencji w świadomość wędrowców i tych, którzy szukali towarzystwa, jednakże sama lękała się kierować w nich całą swą złość i żal, którym obdarzała ludzki gatunek. - Cóż ci uczynił, że postanowiłaś skazać go na wiadomy los? Wierzę, że nie chodziło o mnie – rzuciła z subtelną nicią uśmiechu na bladym obliczu, aż wreszcie zwróciła się w kierunku tafli jeziora. - A jeśli tak, to… Muszę pozostać niewdzięczna.
Nie skąpił swej złowieszczej aury, lecz też nie odtrącał;
jedynie czasem popychał strudzonych wędrowców w dalsze zakamarki, jakby podsuwając złowieszczym istotom ofiary – w podzięce za ochronę, otulonego enigmą zagajnika.
Selja jednak nie korzystała z dobrodziejstwa, unikając kontaktu z tymi, którzy winni błądzić wieczorem po spelunach i najgorszych pubach, a nie wśród dzikiej flory, gdzie fauna bywała równie zdradziecka. Nawet siostry nie były w stanie jej przekonać do zmiany zdania, bowiem to wydawało się być niepodważalne i jednoznaczne.
Nie zamierzała uczestniczyć w wyrokach.
Tego popołudnia tkwiła nad brzegiem jeziora. Obserwowała spokojną taflę, na której pojawiały się mniejsze fale, aż wreszcie z uśmiechem na ustach zanurzała smukłe palce w wodzie. Była jeszcze chłodna na wiosenne kąpiele, dlatego też nie ryzykowała zanurzeniem się pod powierzchniom; irracjonalnie żyła w przeświadczeniu, że pewnego razu dostrzeże twarz Otto – bladą i bez życia, a przecież starała się ze wszystkich sił zostawić przeszłość za sobą. B e z s k u t e c z n i e.
Na dźwięk liści, uniosła niemrawo spojrzenie, chwilę później odwracając się i dostrzegając sylwetkę jednej z niks. Serce Vourinen zakołatało w piersi, zaś delikatna tkanka wargi rozcięta została przez wbijane w zeń zęby. Nie musiała długo spoglądać na mężczyznę, by zrozumieć, co tylko doprowadziło młodziutką kobietę do nieznacznej irytacji.
Znała tę grę. Wiedziała, jaki miał być efekt ich spotkania, lecz jasnowłosa istota nie chciała brać w tym udziału.
Była zbyt łaskawa – mówiły.
Nie przypominała jednej z nich – powtarzały skrupulatnie.
- Niepotrzebnie się fatygowałaś – odparła bez zastanowienia, robiąc krok w przód. Spoglądała na nieznajomego w pewnego rodzaju zadumie, starając się wyplewić z siebie współczucie. Nie broniła siostrom ingerencji w świadomość wędrowców i tych, którzy szukali towarzystwa, jednakże sama lękała się kierować w nich całą swą złość i żal, którym obdarzała ludzki gatunek. - Cóż ci uczynił, że postanowiłaś skazać go na wiadomy los? Wierzę, że nie chodziło o mnie – rzuciła z subtelną nicią uśmiechu na bladym obliczu, aż wreszcie zwróciła się w kierunku tafli jeziora. - A jeśli tak, to… Muszę pozostać niewdzięczna.
Villemo Holmsen
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:12
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Były siostrami choć wybrały dla siebie inny los. Rozumiała rozterki serca, ból istnienia i świadomość życia na granicy, na rozdrożu, gdzie nie wiadomo, którędy iść więc wytaczały własne ścieżki. Przedzierając się przez pnącza uprzedzeń, ostrze krzewy ludzkiej nienawiści, raniąc dłonie o kolce przekłamań, którymi karmione są dzieci każdej nocy, w treściach baśni czytanych do poduszki.
Żyła z ukryciu, w cieniu własnego strachu wierząc, że los swój musi oddać w czyjeś dłonie. Lękała się każdego dnia, że to kim jest i czym się zajmuje wyjdzie na jaw. Za dnia oprowadzając po galerii, w nocy zaś oddając własne ciało, kreując światy, spełniając marzenia. Zerwała więzy jakiś czas temu, porzuciła wysokie mury więzienia w jakim dała się zamknąć, zapominając kim jest.
Nadal lęk ją otaczał. Nadal każdego dnia czytała gazety, oglądała się przez ramię słysząc skandowanie Wyzwolonych. Przestała się wstydzić tego kim jest, toksyna otaczająca jej istnienie nie mogła przeszkodzić w cieszeniu się życiem, a to pozwlało jedynie wtedy kiedy odrzucało się kajdany - narzucone przez innych, ale też przez samą siebie.
-Jego los jest w twoich rękach. - Mężczyzna przystanął i obejrzał się na Villemo. Otumaniony całkowicie jej aurą, zdawał się nie dostrzegać tego, w jakiej sytuacji się znalazł. Niksa niespiesznie wyminęła go i stanęła obok Selji. -Ty decydujesz, co się z nim stanie. - Powoli pociągała za nitki czaru, sprawiała, że zaczynały puszczać więzy jakimi spętała nieszczęśnika. Zamglone spojrzenie zaczynało nabierać barw, dziwnego niezrozumienia tego gdzie się znajduje, ale nadal na tyle spętany, by nie rzucić się do ucieczki lub z okrzykiem nienawiści na ustach. Nie tego chciała, nie taki był cel tego spotkania.
Nie leżało w jej charakterze topienie nieszczęśników dla zwykłej zabawy. Nie ciągnęło jej do zemsty ani nie kierowała nią żądza krwi. Lubiła galdrów, ceniła ich pasję, chęć do życia i odkrywania tego co nieznane.
Pożądała emocji, wszystkich jakie wypełniały ludzkie serca, sprawiały, że kraty żeber zdawały się pękać od ich napływu.
Toksyna puszczała kolejnymi splotami uwięziony umysł człowieka.
Zawsze emocji było za mało. Doznania zbyt płytkie, zbyt jałowe. Dopiero spotkanie z wrogiem sprawiło, że odkryła nowe prądy, posmakowała źródła, które nie dawało w pełni ukojenia, ale pozwalało zapomnieć, zachłysnąć się własnym istnieniem.
Mogła tańczyć i śpiewać uwolniona z łańcuchów własnej natury.
Tego samego pragnęła dla każdej swojej siostry, takiej jak Selja, uwięzionej we wspomnieniach o twarzy człowieka, który już nigdy nie wróci.
Żyła z ukryciu, w cieniu własnego strachu wierząc, że los swój musi oddać w czyjeś dłonie. Lękała się każdego dnia, że to kim jest i czym się zajmuje wyjdzie na jaw. Za dnia oprowadzając po galerii, w nocy zaś oddając własne ciało, kreując światy, spełniając marzenia. Zerwała więzy jakiś czas temu, porzuciła wysokie mury więzienia w jakim dała się zamknąć, zapominając kim jest.
Nadal lęk ją otaczał. Nadal każdego dnia czytała gazety, oglądała się przez ramię słysząc skandowanie Wyzwolonych. Przestała się wstydzić tego kim jest, toksyna otaczająca jej istnienie nie mogła przeszkodzić w cieszeniu się życiem, a to pozwlało jedynie wtedy kiedy odrzucało się kajdany - narzucone przez innych, ale też przez samą siebie.
-Jego los jest w twoich rękach. - Mężczyzna przystanął i obejrzał się na Villemo. Otumaniony całkowicie jej aurą, zdawał się nie dostrzegać tego, w jakiej sytuacji się znalazł. Niksa niespiesznie wyminęła go i stanęła obok Selji. -Ty decydujesz, co się z nim stanie. - Powoli pociągała za nitki czaru, sprawiała, że zaczynały puszczać więzy jakimi spętała nieszczęśnika. Zamglone spojrzenie zaczynało nabierać barw, dziwnego niezrozumienia tego gdzie się znajduje, ale nadal na tyle spętany, by nie rzucić się do ucieczki lub z okrzykiem nienawiści na ustach. Nie tego chciała, nie taki był cel tego spotkania.
Nie leżało w jej charakterze topienie nieszczęśników dla zwykłej zabawy. Nie ciągnęło jej do zemsty ani nie kierowała nią żądza krwi. Lubiła galdrów, ceniła ich pasję, chęć do życia i odkrywania tego co nieznane.
Pożądała emocji, wszystkich jakie wypełniały ludzkie serca, sprawiały, że kraty żeber zdawały się pękać od ich napływu.
Toksyna puszczała kolejnymi splotami uwięziony umysł człowieka.
Zawsze emocji było za mało. Doznania zbyt płytkie, zbyt jałowe. Dopiero spotkanie z wrogiem sprawiło, że odkryła nowe prądy, posmakowała źródła, które nie dawało w pełni ukojenia, ale pozwalało zapomnieć, zachłysnąć się własnym istnieniem.
Mogła tańczyć i śpiewać uwolniona z łańcuchów własnej natury.
Tego samego pragnęła dla każdej swojej siostry, takiej jak Selja, uwięzionej we wspomnieniach o twarzy człowieka, który już nigdy nie wróci.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:13
Okrucieństwo jawiło się niczym najgorsza z możliwych zbrodni, której Selja wystrzegała się przez długie lata. Widziała ją w gestach ludzi, jakoby chełpili się potęgą władzy, którą posiadali;
jasnowłosa istota lasu – marzyła wyłącznie o ciszy i prozaicznym spokoju, jaki zaznawała pośród gęstwiny lasu, otaczającego jej drewnianą chatę porośniętą dzikim bluszczem. Wybrała to z własnej przekory i egoistycznych pobudek, choć wielokrotnie słyszała, że powinna wrócić do świata żywych.
Starała się, mimo iż z każdym kolejnym dniem było to bardziej problematyczne niż cokolwiek innego. Raz po raz decydowała się na stawianie pewniejszych kroków i tylko jedna myśl gnała ją w kierunku świata z a p o m n i a n e g o.
Czasem pozwalała sobie na rozmyślanie – co by było gdyby go odnalazła,
a co jeśli postanowiłby ją schwytać dla zwierzęcych pragnień.
Była zbyt wrażliwa na krzywdę innych, dlatego sumienie dziewczęcia nie godziło się na zadawanie ciosów raz po raz. Wolała uciec, przyjąć miano tchórza, aniżeli stać się katem. Z trudem wyrzekała się głęboko zakorzenionej natury, bo im dalej w tym brnęła – tym częściej łapała się na potrzebie spełnienia dzikich fantazji;
nie mogła być jak one.
Karciła się za to w myślach, tak jak i teraz spoglądała na Villemo z pewnego rodzaju wyrzutem. Wodziła ją na pokuszenie, lecz Selja Vourinen wiedziała, że nie dopuści się czynu karygodne. Tak bardzo niezgodne z jej wiarą i przekonaniami.
- Dobrze, że mam ten wybór – uśmiechnęła się pobłażliwie, podchodząc do nieznajomego mężczyzny. Opuszki palców drobnej istoty zetknęły się z policzkami niedoszłej ofiary. Badała fakturę jego skóry, spoglądając na niego z pewnego rodzaju niezrozumieniem. Dziecięca naiwność pchała go w ramiona starszej siostry, która choć w dobrych intencjach przyprowadziła go do młodszej, zapomniała o przesadnie dobrym sercu kobiety o jasnych włosach.
- Możesz już odejść… – wypowiedziała te słowa spokojnie, pozwalając wargom na nieznaczne wygięcie. Nie był to kpiący uśmiech. - Zabłądziłeś, a jeśli pozostaniesz tu nieco dłużej, to zapewne ukochana nie zdoła dowiedzieć się o twojej śmierci – w tonie Selji wybrzmiała pobłażliwa nuta.
Kiedy nieproszony w te strony człowiek odzyskał część pokracznej świadomości, wbił w niksę spojrzenie pełne konsternacji. Drżał ze złości, odpychając ją od siebie i rzucając się do szaleńczego biegu. Vourinen wiedziała, że wystarczyła jedna inkantacja, by ten straciła świadomość i możliwość powrotu do swej rzeczywistości skąpanej w szarawych kolorach, lecz nie uczyniła nic.
Zwróciła się jednak do Holmsen.
- Niepotrzebnie go tu przyprowadziłaś – szepnęła bardziej do siebie, aniżeli wprost, poruszając się z delikatnością i przechodząc kilka kroków od niej. - Moje myśli zaprząta ktoś, kogo poznałam kilka dni temu… Chciałabym go spotkać ponownie – przyznała w końcu. Wspomnienie tamtego chłopca sprawiło, że serce jasnowłosej zabiło gwałtownie w piersi, uderzając z impetem o żebrowe więzienie. Drżała na myśl o nim, bo nie wiedziała nic, zaś on zaskarbiał sobie jej czas, gdy myśli gnały ku niemu i jego aroganckiej bezczelności. - On… Prawdopodobnie nie wie, kim jestem.
jasnowłosa istota lasu – marzyła wyłącznie o ciszy i prozaicznym spokoju, jaki zaznawała pośród gęstwiny lasu, otaczającego jej drewnianą chatę porośniętą dzikim bluszczem. Wybrała to z własnej przekory i egoistycznych pobudek, choć wielokrotnie słyszała, że powinna wrócić do świata żywych.
Starała się, mimo iż z każdym kolejnym dniem było to bardziej problematyczne niż cokolwiek innego. Raz po raz decydowała się na stawianie pewniejszych kroków i tylko jedna myśl gnała ją w kierunku świata z a p o m n i a n e g o.
Czasem pozwalała sobie na rozmyślanie – co by było gdyby go odnalazła,
a co jeśli postanowiłby ją schwytać dla zwierzęcych pragnień.
Była zbyt wrażliwa na krzywdę innych, dlatego sumienie dziewczęcia nie godziło się na zadawanie ciosów raz po raz. Wolała uciec, przyjąć miano tchórza, aniżeli stać się katem. Z trudem wyrzekała się głęboko zakorzenionej natury, bo im dalej w tym brnęła – tym częściej łapała się na potrzebie spełnienia dzikich fantazji;
nie mogła być jak one.
Karciła się za to w myślach, tak jak i teraz spoglądała na Villemo z pewnego rodzaju wyrzutem. Wodziła ją na pokuszenie, lecz Selja Vourinen wiedziała, że nie dopuści się czynu karygodne. Tak bardzo niezgodne z jej wiarą i przekonaniami.
- Dobrze, że mam ten wybór – uśmiechnęła się pobłażliwie, podchodząc do nieznajomego mężczyzny. Opuszki palców drobnej istoty zetknęły się z policzkami niedoszłej ofiary. Badała fakturę jego skóry, spoglądając na niego z pewnego rodzaju niezrozumieniem. Dziecięca naiwność pchała go w ramiona starszej siostry, która choć w dobrych intencjach przyprowadziła go do młodszej, zapomniała o przesadnie dobrym sercu kobiety o jasnych włosach.
- Możesz już odejść… – wypowiedziała te słowa spokojnie, pozwalając wargom na nieznaczne wygięcie. Nie był to kpiący uśmiech. - Zabłądziłeś, a jeśli pozostaniesz tu nieco dłużej, to zapewne ukochana nie zdoła dowiedzieć się o twojej śmierci – w tonie Selji wybrzmiała pobłażliwa nuta.
Kiedy nieproszony w te strony człowiek odzyskał część pokracznej świadomości, wbił w niksę spojrzenie pełne konsternacji. Drżał ze złości, odpychając ją od siebie i rzucając się do szaleńczego biegu. Vourinen wiedziała, że wystarczyła jedna inkantacja, by ten straciła świadomość i możliwość powrotu do swej rzeczywistości skąpanej w szarawych kolorach, lecz nie uczyniła nic.
Zwróciła się jednak do Holmsen.
- Niepotrzebnie go tu przyprowadziłaś – szepnęła bardziej do siebie, aniżeli wprost, poruszając się z delikatnością i przechodząc kilka kroków od niej. - Moje myśli zaprząta ktoś, kogo poznałam kilka dni temu… Chciałabym go spotkać ponownie – przyznała w końcu. Wspomnienie tamtego chłopca sprawiło, że serce jasnowłosej zabiło gwałtownie w piersi, uderzając z impetem o żebrowe więzienie. Drżała na myśl o nim, bo nie wiedziała nic, zaś on zaskarbiał sobie jej czas, gdy myśli gnały ku niemu i jego aroganckiej bezczelności. - On… Prawdopodobnie nie wie, kim jestem.
Villemo Holmsen
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:13
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Zawsze był wybór.
Nauczyła się tego w blasku brylantowych kolczyków, w łapczywych dłoniach błądzących po jej skórze, w zachłannych pocałunkach spajających westchnienia rozkoszy z malinowych ust. Posmakowała tego w pragnieniach utkanych z aury obcej a jednocześnie tak bliskiej, wrogiej a tańczącej wraz z nią na parkiecie zakazanych scen, które tak chętnie odtwarzała w pamięci w ciemności samotnych nocy.
Wybór należał do nich, czym chciały się stać.
Czym [i]mogły[i] pozostać.
Przystanęła z boku obserwując toczącą się scenę. Niczym widownia przyglądała się aktorom, którzy odtwarzali wydarzenie jakie miało miejsce wiele razy, z innymi twarzami, z innymi imionami. Istniały tylko dwa scenariusze - życie lub śmierć. Trzeci nigdy nie istniał, choć mogły żyć w takim złudzeniu.
Umysł zatruty pragnął tylko ich spojrzeń, a w sercu na zawsze osiadał cierp wspomnienia piękna, którego potem łaknęli i mimowolnie szukali, aż w końcu trafiali tam skąd nie było już powrotu.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
-Wcześniej byś uniosła się gniewem, wyrzuciła mnie poza swoją świadomość… - Zauważyła kiedy obejrzała się za mężczyzną uciekającym przed swym losem. Ziarno jednak zostało zasiane.
Już nigdy nie będzie taki sam.
Szarym spojrzeniem wróciła do siostry. Wsłuchiwała się w brzmienie słów, w drżenie głosek, w cichy szmer oddechu, poruszonego, tak jak wzburzone bywa serce.
Ujęła dłoń niksy w swoją w delikatnym geście zrozumienia.
-Opowiedz o nim więcej… - Zachęciła ciepłym, miłym głosem.
Serce niks było kruche, jak delikatne bywa szkło. Każda rysa, każde pęknięcie było widoczne, nigdy nie dało się tego ukryć, a jednocześnie było ich dumą.
Mogli krzyczeć o nieczułości, o okrucieństwie skrytym za piękną fasadą.
Nie znali prawdy.
Nie rozumieli.
Nigdy nie mieli pojąć jak wiele cierpienia miał w sobie ich śpiew i taniec. Nie chciały być towarzyszką śmierci, ale nie miały wyboru.
Miały wybór tylko na swoje czyny.
I na to, jak bardzo ich serca będą krwawić z ich powodu.
Targane kolejami losu związywały ich nitki z innymi, licząc, że uplecione warkocze nie zamienią się w samo zaciskające się w węzły.
Nauczyła się tego w blasku brylantowych kolczyków, w łapczywych dłoniach błądzących po jej skórze, w zachłannych pocałunkach spajających westchnienia rozkoszy z malinowych ust. Posmakowała tego w pragnieniach utkanych z aury obcej a jednocześnie tak bliskiej, wrogiej a tańczącej wraz z nią na parkiecie zakazanych scen, które tak chętnie odtwarzała w pamięci w ciemności samotnych nocy.
Wybór należał do nich, czym chciały się stać.
Czym [i]mogły[i] pozostać.
Przystanęła z boku obserwując toczącą się scenę. Niczym widownia przyglądała się aktorom, którzy odtwarzali wydarzenie jakie miało miejsce wiele razy, z innymi twarzami, z innymi imionami. Istniały tylko dwa scenariusze - życie lub śmierć. Trzeci nigdy nie istniał, choć mogły żyć w takim złudzeniu.
Umysł zatruty pragnął tylko ich spojrzeń, a w sercu na zawsze osiadał cierp wspomnienia piękna, którego potem łaknęli i mimowolnie szukali, aż w końcu trafiali tam skąd nie było już powrotu.
Uśmiechnęła się nieznacznie.
-Wcześniej byś uniosła się gniewem, wyrzuciła mnie poza swoją świadomość… - Zauważyła kiedy obejrzała się za mężczyzną uciekającym przed swym losem. Ziarno jednak zostało zasiane.
Już nigdy nie będzie taki sam.
Szarym spojrzeniem wróciła do siostry. Wsłuchiwała się w brzmienie słów, w drżenie głosek, w cichy szmer oddechu, poruszonego, tak jak wzburzone bywa serce.
Ujęła dłoń niksy w swoją w delikatnym geście zrozumienia.
-Opowiedz o nim więcej… - Zachęciła ciepłym, miłym głosem.
Serce niks było kruche, jak delikatne bywa szkło. Każda rysa, każde pęknięcie było widoczne, nigdy nie dało się tego ukryć, a jednocześnie było ich dumą.
Mogli krzyczeć o nieczułości, o okrucieństwie skrytym za piękną fasadą.
Nie znali prawdy.
Nie rozumieli.
Nigdy nie mieli pojąć jak wiele cierpienia miał w sobie ich śpiew i taniec. Nie chciały być towarzyszką śmierci, ale nie miały wyboru.
Miały wybór tylko na swoje czyny.
I na to, jak bardzo ich serca będą krwawić z ich powodu.
Targane kolejami losu związywały ich nitki z innymi, licząc, że uplecione warkocze nie zamienią się w samo zaciskające się w węzły.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:14
Westchnęła ciężko, gdy kolejne słowa uleciały spomiędzy warg przepięknej niksy o blond włosach. Przyglądała jej się przez dobrą chwilę, by ocenić – jak wiele zdołało się w nich zmienić.
Villemo była znacznie dojrzalsza. Być może bardziej stonowana.
Selja zaś była przepełniona jeszcze dziewczęcym urokiem, którym raz po raz obdarzała każdego, gdy zbliżył się zbyt bardzo. Dzisiaj jednak okazała łaskę, która zawisła nad głowami obu kobiet, a serce jednej z nich drżało w obawie o konsekwencje, bo kolejnym razem może nie okazać przychylność.
- Wiele rzeczy zdołało się zmienić, moja droga, nie unoszę się już gniewem – powiedziała zgodnie z prawdą, po czym wypuściła powietrze ze świstem. Wolała myśleć o tym, co działo się teraz w jej umyśle, aniżeli odkładać to w czasie tak nierzeczywistym i nieosiągalnym, bowiem – Vourinen była spragniona normalności, choć strach wciąż paraliżował jej ciało, gdy tylko marzyła o tym, by znaleźć się jak najbliżej ludzi.
(Szczególnie – tego konkretnego człowieka.)
Zrobiła kilka kroków w przód, wystawiając buzie ku słońcu skrytemu za chmurami. Oddech się spłycał z każdą kolejną chwilą, zaś serce drżało w obawie przed tym, co mogło się wydarzyć w niedługim czasie. Była rozemocjonowana i przepełniona feerią nieokreślonych emocji, gdy tylko rozmyślała o mężczyźnie tak odległym i jednocześnie tak bliskim, choć nawet jego imię pozostawało jedną, wielką niewiadomą.
Przygryzła nerwowo policzek, zaraz potem uśmiechając się przekornie. Prośba Holmsen była nietypowa, a mimo to blondwłosa istota chciała podjąć się próby określenia go w jakikolwiek sposób. Zadrżała nieznacznie, po czym uniosła błękit spojrzenia na swą przyjaciółkę.
- Nierozsądny – ucięła w jednym słowie, po czym roześmiała się dźwięcznie, a melodyjność ów nut wkradała się do podświadomości każdego, kto mógł znaleźć się zbyt blisko. - Widziałam go tylko raz, bo zbłądził tutaj w poszukiwaniu specyfików do swoich eliksirów… Początkowo sądził, że pozbawię go życia, ale ja tylko poprosiłam, by nigdy tu nie wracał – przyznała zgodnie z prawdą. Nie zamierzała patrzeć na to, jak dzikie stworzenia rozszarpują jego ciało, a potem ptaki wyżerają truchło. Wolała żyć w przekonaniu, że jest bezpieczny – z dala od dzikości tego, co dla wielu pozostawało nieznane.
- Jednak wiesz, jacy oni są… – zawiesił głos, a kąciki ust poszybowały nieco ku górze. - Oni zawsze wracają.
Villemo była znacznie dojrzalsza. Być może bardziej stonowana.
Selja zaś była przepełniona jeszcze dziewczęcym urokiem, którym raz po raz obdarzała każdego, gdy zbliżył się zbyt bardzo. Dzisiaj jednak okazała łaskę, która zawisła nad głowami obu kobiet, a serce jednej z nich drżało w obawie o konsekwencje, bo kolejnym razem może nie okazać przychylność.
- Wiele rzeczy zdołało się zmienić, moja droga, nie unoszę się już gniewem – powiedziała zgodnie z prawdą, po czym wypuściła powietrze ze świstem. Wolała myśleć o tym, co działo się teraz w jej umyśle, aniżeli odkładać to w czasie tak nierzeczywistym i nieosiągalnym, bowiem – Vourinen była spragniona normalności, choć strach wciąż paraliżował jej ciało, gdy tylko marzyła o tym, by znaleźć się jak najbliżej ludzi.
(Szczególnie – tego konkretnego człowieka.)
Zrobiła kilka kroków w przód, wystawiając buzie ku słońcu skrytemu za chmurami. Oddech się spłycał z każdą kolejną chwilą, zaś serce drżało w obawie przed tym, co mogło się wydarzyć w niedługim czasie. Była rozemocjonowana i przepełniona feerią nieokreślonych emocji, gdy tylko rozmyślała o mężczyźnie tak odległym i jednocześnie tak bliskim, choć nawet jego imię pozostawało jedną, wielką niewiadomą.
Przygryzła nerwowo policzek, zaraz potem uśmiechając się przekornie. Prośba Holmsen była nietypowa, a mimo to blondwłosa istota chciała podjąć się próby określenia go w jakikolwiek sposób. Zadrżała nieznacznie, po czym uniosła błękit spojrzenia na swą przyjaciółkę.
- Nierozsądny – ucięła w jednym słowie, po czym roześmiała się dźwięcznie, a melodyjność ów nut wkradała się do podświadomości każdego, kto mógł znaleźć się zbyt blisko. - Widziałam go tylko raz, bo zbłądził tutaj w poszukiwaniu specyfików do swoich eliksirów… Początkowo sądził, że pozbawię go życia, ale ja tylko poprosiłam, by nigdy tu nie wracał – przyznała zgodnie z prawdą. Nie zamierzała patrzeć na to, jak dzikie stworzenia rozszarpują jego ciało, a potem ptaki wyżerają truchło. Wolała żyć w przekonaniu, że jest bezpieczny – z dala od dzikości tego, co dla wielu pozostawało nieznane.
- Jednak wiesz, jacy oni są… – zawiesił głos, a kąciki ust poszybowały nieco ku górze. - Oni zawsze wracają.
Villemo Holmsen
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:14
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Starając się przetrwały zmieniały się, tworzyły nowe oblicza, kreowały siebie na nowo. Sprawiały, że ukrywały siebie przed oczami innych, dusząc się w kajdanach przetrwania. Zamiast stawać się zawsze sobą, udawały kogoś innego.
Mężczyzna odszedł unikając losu, o jakim nigdy nie miał się dowiedzieć.
Czy uniknął śmierci?
A może paru chwil, których nigdy nie zapomni.
Złudzenie szczęścia i spełnienia - tym właśnie były.
Iluzją.
Rościli sobie prawa do narzucania im obrazu jakim były, sądząc, że doskonale wszystko zrozumieli, a byli niczym pył u ich stóp.
Obserwowała drugą niksę, patrzyła jak walczyła ze swoimi pragnieniami, lękami, marzeniami - tym wszystkim z czym sama się zmagała, ale jakiś czas temu obiecała sobie, że strach nie będzie kierował jej życiem.
Postanowiła wziąć los we własne ręce i rzucić wyzwanie Nornom, chociaż te mogły się zemścić.
Uśmiechnęła się miękko, kiedy padł opis. Krótki, a jakże bardzo obrazowy. Czyż wielu z nich było nierozsądnych? Inaczej, nigdy by nie podeszli do niksy. Przechyliła nieznacznie głowę, uważna i skupiona na każdym słowie jaki wypowiadała siostra. Westchnęła cicho mocniej ściskając palce dziewczyny, trwało to krótką chwilę. Ledwie parę sekund.
-Zawsze… - Zgodziła się na wspomnienie pewnego Kruczego Strażnika, który na zawsze pozostanie w jej pamięci, choć ich ścieżki dawno się rozeszły. Nie mógłby trwać u jej boku. Nie, kiedy zawsze był podatny na jej urok. -Co z tym zrobisz?
Każda z nich ulegała pragnieniom serca.
To bowiem krzyczało w rozdarciu istnienia, chcąc poznać słodko - gorzkie uczucie jakim przywiązujesz się do drugiej osoby. Śpiewało o słodkim śnie, o tej fali kołyszącej ku nieznanym wodom, gdzie mogły poznawać nowe doznania i smaki życia, choć ostatecznie wracały poranione ostrzami rzeczywistości.
-Miał ciemne włosy, niczym noc. - Zaczęła po chwili milczenia. -Baryton głosu, który pieścił uszy. - Uśmiechnęła się delikatnie, ciepło z rozmarzeniem w oczach. -Mocne, duże dłonie i tę troskę oraz naiwność, która nie pasowała do aparycji. - Zaśmiała się melodyjnie, a cień smutku osiadł w kącikach warg. -Pozwoliłam mu odejść, choć bardzo chciałam przywiązać do siebie i nigdy nie puszczać. - Uniosła spojrzenie na przyjaciółkę. -Kiedy przychodzi czas, należy ich wypuścić.
Zawsze wtedy była delikatna i czuła.
Sądzili, że są odporni, że kochają z własnej woli, ale zawsze wiedziała, że nigdy w pełni nie potrafili się oprzeć, nawet jak trzymała aurę przy sobie. Nie pozwalała jej ich oplatać.
Nigdy nie mogli jej ignorować.
Przekleństwo
Szukały tego prawdziwego uczucia, same tworząc jego złudzenie.
Ironia ich istnienia.
Mężczyzna odszedł unikając losu, o jakim nigdy nie miał się dowiedzieć.
Czy uniknął śmierci?
A może paru chwil, których nigdy nie zapomni.
Złudzenie szczęścia i spełnienia - tym właśnie były.
Iluzją.
Rościli sobie prawa do narzucania im obrazu jakim były, sądząc, że doskonale wszystko zrozumieli, a byli niczym pył u ich stóp.
Obserwowała drugą niksę, patrzyła jak walczyła ze swoimi pragnieniami, lękami, marzeniami - tym wszystkim z czym sama się zmagała, ale jakiś czas temu obiecała sobie, że strach nie będzie kierował jej życiem.
Postanowiła wziąć los we własne ręce i rzucić wyzwanie Nornom, chociaż te mogły się zemścić.
Uśmiechnęła się miękko, kiedy padł opis. Krótki, a jakże bardzo obrazowy. Czyż wielu z nich było nierozsądnych? Inaczej, nigdy by nie podeszli do niksy. Przechyliła nieznacznie głowę, uważna i skupiona na każdym słowie jaki wypowiadała siostra. Westchnęła cicho mocniej ściskając palce dziewczyny, trwało to krótką chwilę. Ledwie parę sekund.
-Zawsze… - Zgodziła się na wspomnienie pewnego Kruczego Strażnika, który na zawsze pozostanie w jej pamięci, choć ich ścieżki dawno się rozeszły. Nie mógłby trwać u jej boku. Nie, kiedy zawsze był podatny na jej urok. -Co z tym zrobisz?
Każda z nich ulegała pragnieniom serca.
To bowiem krzyczało w rozdarciu istnienia, chcąc poznać słodko - gorzkie uczucie jakim przywiązujesz się do drugiej osoby. Śpiewało o słodkim śnie, o tej fali kołyszącej ku nieznanym wodom, gdzie mogły poznawać nowe doznania i smaki życia, choć ostatecznie wracały poranione ostrzami rzeczywistości.
-Miał ciemne włosy, niczym noc. - Zaczęła po chwili milczenia. -Baryton głosu, który pieścił uszy. - Uśmiechnęła się delikatnie, ciepło z rozmarzeniem w oczach. -Mocne, duże dłonie i tę troskę oraz naiwność, która nie pasowała do aparycji. - Zaśmiała się melodyjnie, a cień smutku osiadł w kącikach warg. -Pozwoliłam mu odejść, choć bardzo chciałam przywiązać do siebie i nigdy nie puszczać. - Uniosła spojrzenie na przyjaciółkę. -Kiedy przychodzi czas, należy ich wypuścić.
Zawsze wtedy była delikatna i czuła.
Sądzili, że są odporni, że kochają z własnej woli, ale zawsze wiedziała, że nigdy w pełni nie potrafili się oprzeć, nawet jak trzymała aurę przy sobie. Nie pozwalała jej ich oplatać.
Nigdy nie mogli jej ignorować.
Przekleństwo
Szukały tego prawdziwego uczucia, same tworząc jego złudzenie.
Ironia ich istnienia.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:14
W oczach jasnowłosej niksy była dostrzegalna fascynacja. Przypominała wszak kogoś nieidealnego – jednocześnie będąc tą, która pragnęła wyłącznie spokoju. Tamten mężczyzna rozpalił w młodziutkiej kobiecie coś niezwykłego, jakoby stało się to nierozerwalną częścią ponurej egzystencji, która ulatywała spomiędzy smukłych palców.
Poszukiwała aprobaty i zaprzeczenia, bo wszystko czego zamierzała się podjąć – wydawało się złe i nieodpowiednie. Uśmiechnęła się nawet przekornie na samą myśl, że przecież to nic złego, że znowu kogoś pragnęła. Przypominał jej wszak Otto;
łobuzerski uśmiech i błysk w oku sprawiały, że serce Selji biło gwałtownie, zaś wspomnienia kotłowały się wokół jego sylwetki. Potem przychodziła jednak szara rzeczywistość, w której to Vourinen zdawała sobie sprawę, że dla mężczyzn – takie jak ona – są ledwie przygodą.
Spoglądała na towarzyszkę, zastanawiając się nad sensem jej pytania. Serce biło gwałtownie, a oddech spłycał się znacznie, kiedy tak raz po raz analizowała wszystko. Sądziła, że świat jest dość przewrotny i już nigdy więcej na siebie nie wpadną, a mimo to – uwierzyła, że przeznaczenie da się oszukać.
- Chciałabym, żeby raz jeszcze w sposób nierozsądny pojawił się w lesie… Poproszę go wtedy, żeby pokazał mi świat ludzi na nowo – wyjaśniła enigmatycznie, odpowiadając przekornym uśmiechem. Tak naprawdę chodziło o coś więcej.
Zawsze przecież taki był sens.
Selja nie rozumiała też, dlaczego jej serce tak szybko biło na samo wspomnienie mężczyzny. Nie łączyło ich wszak nic, a mimo to – pragnęła jeszcze mocniej.
Potem usłyszała kolejne słowa, które sprawiły, że kobiece brwi nieznacznie się zmarszczyły. Zdawało się, że myśli o czymś intensywnie, a jedynie słuchała Villemo, która mówiła o czymś ze swojej perspektywy. Jasnowłosa poruszyła się niespokojnie, robiąc kilka kroków i łapiąc powietrze w płuca.
- Oddałaś go innej? – spytała, bo historia ta nie brzmiała, jakby starsza kobieta skrzywdziła mężczyznę, który silnie odbił się w jej umyśle. Przeszłość wydawała się być żywa, dlatego młodsza niksa postanowiła nieco przekroczyć granice, zadając jeszcze jedno pytanie. - A teraz? Kto jest teraz? – słowa uleciały w eter, a na dziewczęcym licu pojawił się przekorny uśmiech.
Nie wiedziała czy uzyska jakąkolwiek odpowiedź
chciała mieć jedynie nadzieje, że jej uczucia mogły być prawdziwe.
Poszukiwała aprobaty i zaprzeczenia, bo wszystko czego zamierzała się podjąć – wydawało się złe i nieodpowiednie. Uśmiechnęła się nawet przekornie na samą myśl, że przecież to nic złego, że znowu kogoś pragnęła. Przypominał jej wszak Otto;
łobuzerski uśmiech i błysk w oku sprawiały, że serce Selji biło gwałtownie, zaś wspomnienia kotłowały się wokół jego sylwetki. Potem przychodziła jednak szara rzeczywistość, w której to Vourinen zdawała sobie sprawę, że dla mężczyzn – takie jak ona – są ledwie przygodą.
Spoglądała na towarzyszkę, zastanawiając się nad sensem jej pytania. Serce biło gwałtownie, a oddech spłycał się znacznie, kiedy tak raz po raz analizowała wszystko. Sądziła, że świat jest dość przewrotny i już nigdy więcej na siebie nie wpadną, a mimo to – uwierzyła, że przeznaczenie da się oszukać.
- Chciałabym, żeby raz jeszcze w sposób nierozsądny pojawił się w lesie… Poproszę go wtedy, żeby pokazał mi świat ludzi na nowo – wyjaśniła enigmatycznie, odpowiadając przekornym uśmiechem. Tak naprawdę chodziło o coś więcej.
Zawsze przecież taki był sens.
Selja nie rozumiała też, dlaczego jej serce tak szybko biło na samo wspomnienie mężczyzny. Nie łączyło ich wszak nic, a mimo to – pragnęła jeszcze mocniej.
Potem usłyszała kolejne słowa, które sprawiły, że kobiece brwi nieznacznie się zmarszczyły. Zdawało się, że myśli o czymś intensywnie, a jedynie słuchała Villemo, która mówiła o czymś ze swojej perspektywy. Jasnowłosa poruszyła się niespokojnie, robiąc kilka kroków i łapiąc powietrze w płuca.
- Oddałaś go innej? – spytała, bo historia ta nie brzmiała, jakby starsza kobieta skrzywdziła mężczyznę, który silnie odbił się w jej umyśle. Przeszłość wydawała się być żywa, dlatego młodsza niksa postanowiła nieco przekroczyć granice, zadając jeszcze jedno pytanie. - A teraz? Kto jest teraz? – słowa uleciały w eter, a na dziewczęcym licu pojawił się przekorny uśmiech.
Nie wiedziała czy uzyska jakąkolwiek odpowiedź
chciała mieć jedynie nadzieje, że jej uczucia mogły być prawdziwe.
Villemo Holmsen
Re: 06.04.2001 – Magiczne źródełko – V. Holmsen & Bezimienny: S. Vuorinen Pon 26 Sie - 21:15
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Złudzenie.
Tym była esencja ich życia. Dawały fałszywą nadzieję na miłość, a potem z okrucieństwem na twarzy odbierały ostatni oddech. Nie miała na swoich rękach czyjegoś życia. Nigdy go nie odebrała, ale nie wahała się przed związaniem woli i świadomości. To przychodziło z łatwością. Wystarczyło jedynie poluzować sznurki aury, pozwolić im na bluszczowy oplot duszący w klatce piersiowej, ściskający serce.
Widziała niejedne oczy, które zaszły mgłą kiedy przejmowała nad nimi władzę. Wdzierała się do najbardziej skrywanych zakamarków umysłu, otwierała zamknięcie pragnienia, tak skrzętnie skrywane w obawie przed osądem.
Jednak nigdy nie mieli własnej woli.
Te jedne oczy nigdy nie zaszły mgłą.
Te jedne, których właściciela wręcz dusiła aurą, a on przekraczał granice z własnej woli.
Uśmiech przyozdobił malinowe usta.
-Oddałam jego wolę. - Nie wiedział czy związał się z inną. -Opuścił Midgard i wiedzie życie z dala ode mnie. - Nie czuła smutku ani żalu, raczej przedziwny spokój. Pomógł jej wyrwać się z okowów własnych lęków, sprawił, że odważyła się wyciągnąć dłoń po coś więcej. -Lubiłam go. - Spojrzała na siostrę trwając chwilę w milczeniu kiedy padło śmielsze pytanie. Nie chciała tworzyć jej nadziei, malować obrazu, który nigdy się nie urzeczywistni. Villemo sama balansowala na cienkiej linie, z której mogła w każdej chwili spaść. Igrała z losem, rzucała wyzwanie Nornom licząc się z tym, że te w końcu wezmą kości losu w swoje dłonie.
Nie dbała o to.
-Teraz jest wyzwanie - odpowiedziała swobodnie jakby mówiła o pogodzie. -Ryzyko i wielka niewiadoma, ponieważ nie jest człowiekiem. - W kąciku ust pojawił się zadziorny uśmiech, pewna przekora i rozbawienie. Ile to potrwa - nie wiedziała. Kiedy znów go spotka - mogła się tylko domyślać. Nic ich nie łączyło poza fascynacją albo łączyło ich aż. Nie starała się szukać odpowiedzi, a jedynie czerpała z każdego spotkania starając się rzucać też jemu wyzwanie każdego dnia. Podejmował za każdym razem, a ona ciekawa była kiedy i czy staną się pewnego dnia dla siebie obcy.
Przystanęła obok niksy dziwnie spokojna i akceptująca swój los.
Villemo i Selja z tematu
Tym była esencja ich życia. Dawały fałszywą nadzieję na miłość, a potem z okrucieństwem na twarzy odbierały ostatni oddech. Nie miała na swoich rękach czyjegoś życia. Nigdy go nie odebrała, ale nie wahała się przed związaniem woli i świadomości. To przychodziło z łatwością. Wystarczyło jedynie poluzować sznurki aury, pozwolić im na bluszczowy oplot duszący w klatce piersiowej, ściskający serce.
Widziała niejedne oczy, które zaszły mgłą kiedy przejmowała nad nimi władzę. Wdzierała się do najbardziej skrywanych zakamarków umysłu, otwierała zamknięcie pragnienia, tak skrzętnie skrywane w obawie przed osądem.
Jednak nigdy nie mieli własnej woli.
Te jedne oczy nigdy nie zaszły mgłą.
Te jedne, których właściciela wręcz dusiła aurą, a on przekraczał granice z własnej woli.
Uśmiech przyozdobił malinowe usta.
-Oddałam jego wolę. - Nie wiedział czy związał się z inną. -Opuścił Midgard i wiedzie życie z dala ode mnie. - Nie czuła smutku ani żalu, raczej przedziwny spokój. Pomógł jej wyrwać się z okowów własnych lęków, sprawił, że odważyła się wyciągnąć dłoń po coś więcej. -Lubiłam go. - Spojrzała na siostrę trwając chwilę w milczeniu kiedy padło śmielsze pytanie. Nie chciała tworzyć jej nadziei, malować obrazu, który nigdy się nie urzeczywistni. Villemo sama balansowala na cienkiej linie, z której mogła w każdej chwili spaść. Igrała z losem, rzucała wyzwanie Nornom licząc się z tym, że te w końcu wezmą kości losu w swoje dłonie.
Nie dbała o to.
-Teraz jest wyzwanie - odpowiedziała swobodnie jakby mówiła o pogodzie. -Ryzyko i wielka niewiadoma, ponieważ nie jest człowiekiem. - W kąciku ust pojawił się zadziorny uśmiech, pewna przekora i rozbawienie. Ile to potrwa - nie wiedziała. Kiedy znów go spotka - mogła się tylko domyślać. Nic ich nie łączyło poza fascynacją albo łączyło ich aż. Nie starała się szukać odpowiedzi, a jedynie czerpała z każdego spotkania starając się rzucać też jemu wyzwanie każdego dnia. Podejmował za każdym razem, a ona ciekawa była kiedy i czy staną się pewnego dnia dla siebie obcy.
Przystanęła obok niksy dziwnie spokojna i akceptująca swój los.
Villemo i Selja z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach