:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa
3 posters
Untamo Sorsa
01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:07
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
01.12.2000
Każdy inaczej radził sobie ze stratą. Niektórzy ostentacyjnie nosili czarne szaty jeszcze miesiącami, być może szukając dla siebie współczucia nawet wśród absolutnych nieznajomych. Inni zamykali się w swoich czterech ścianach, zapominając czasami o tym by się umyć, zjeść czy wyspać. Kolejni włączali sobie ten nieszczęsny tryb oderwanego od świata łazęgi, przemierzając na ślepo kilometry i zbierając myśli, w swoim zamotaniu mało nie wpadając pod rozpędzony tramwaj.
I nieważne jak w tej sytuacji zachowywał się Untamo. Naprawdę. W tym momencie liczyło się po prostu jak zachowa się jego córka. Córka, która prezentowała jeszcze inne, niesprecyzowane wcześniej sposoby na ratowanie udręczonej duszy., wolała rzucić się w wir zatracenia - tańca, muzyki, alkoholu czy czegoś jeszcze gorszego. Filozofii oczywiście, nie narkotyków. W końcu Untamo wierzył, że jego Ukochana Klara nigdy nie sięgnęłaby po coś tak nieodpowiedzialnego, szczególnie jeżeli studiując medycynę doskonale znała destrukcyjne działanie większości z nich.
Jeszcze kilka dni temu, kiedy zaprosił swoją córkę na obiad, spędzili kilka godzin wspólnie. Głównie w milczeniu, bo skierowany na urlop Sorsa niewiele miał w końcu do powiedzenia. W końcu o czym mógł rozmawiać z córką, jeżeli nie o pracy? O zaginięciach czy trupach? Nudne, stare i związane z robotą. Oglądane ostatnio filmy czy słuchana ostatnio muzyka też nie wchodziły w grę, Untamo w końcu nie miał czasu na większość rozrywek. Zbyt wielka różnica wieku nie sprzyjała zresztą wspólnym tematom.
Klara też nie wydawała się mówić zbyt dużo. Albo ze względu na ogólne rozbicie, ale może i brak poczucia więzi z ojcem. Tego oczywiście obawiał się najmocniej, jednak jako silny mężczyzna mógł jedynie zacisnąć zęby i iść dalej.
Prosto do akademika. Rano, gdzieś po dziesiątej byle nie budzić córki zbyt wcześnie. Przedostał się przez barierę czujnego wzroku dozorczyni w podobnym wieku, wykorzystując do tego swój niezaprzeczalny urok osobisty i smutne spojrzenie trochę podstarzałego już szczeniaka. Zresztą - ta znała go już, w końcu kiedy dwa lat temu Klara przenosiła się do tego akademika, rozmawiali o tym, że jej syn również był pracownikiem Kruczej Straży.
Nim jednak Sorsa zdążył go odszukać, ten już rzucił pracę. W końcu nie była to praca ani łatwa, ani mało odpowiedzialna… Po prostu nie dla każdego.
Ale teraz nie liczyło się to wszystko - teraz wspiął się na drugie piętro, gdzie w pokoju 304, zaraz na końcu korytarza i na przeciwko pokoju 305 mieściło się pomieszczenie zajmowane przez tą, której poszukiwał. Spojrzał na zegarek zapięty na nadgarstku byle tylko przystanąć jeszcze na krótki moment. Zastanowił się w głowie w jaki sposób powinien powitać córkę by ta była najbardziej zadowolona z jego przybycia i jak zagadać do niej byle spędzić z nią więcej czasu. W końcu mogli przekazać sobie jedynie pakuneczek ubrany w papierową torebkę i rozejść się, ale nie o to chodziło. W końcu gdyby tak chciał, mógłby po prostu zostawić jej to na recepcji.
Zapukał. Jedynie co usłyszał zza drzwi to cisza. Być może gdyby mocniej wytężył zmysły, mógłby posłyszeć też skrzypienie parkietu czy pospieszne zbieranie się do wyjścia.
Jako, że nikt nie odpowiedział na jego uprzejme wezwanie - jeszcze raz bez zrozumienia spojrzał na zegarek, a potem chwycił za klamkę. Otwarte. Popchnął drzwi do środka, aż te odbiły się o szafkę z butami ustawioną w przedsionku pokoju.
Nim jednak zauważył coś więcej, z pokoju wybiegł mężczyzna. Untamo znajdował się obecnie w takim szoku, by nie móc zareagować skutecznie i na czas. Obejrzał się tylko za zamykanymi pospiesznie drzwiami do pokoju 305. Tymi zaraz za jego plecami.
Czyżby pomylił numery? Konsternacja na twarzy inspektora zakwitła niczym łąka wiosną. Gdy szok opuścił jego zmęczone ciało opamiętał się i zrozumiał, że z pokoju Klary wybiegł właśnie jakiś obcy, śmierdzący potem i strawionym alkoholem student.
Sorsa wszedł do pomieszczenia pewnym krokiem, porzucając po drodze pakunek który ze sobą taszczył.
– Klara? - zapytał, spodziewając się jej widoku. Zamiast zobaczyć swoją córkę, Untamo zobaczył siedzącego na podłodze chłopaka, mogącego być zarówno młodszym jak i jej rówieśnikiem. Oparty plecami o łóżko Viktor znajdował się w półśnie, gdy Sorsa podszedł do niego i przykucnął przy nim, krzywiąc się na nieprzyjemny zapach alkoholu którym nasiąko już całe pomieszczenie.
– A ty to kto? - zapytał, próbując przebić się przez jego odurzenie.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:07
S a m o t n o ś ć ; subiektywny, emocjonalny stan odczuwania izolacji społecznej i poczucia odcięcia od innych.
Brak życzliwej duszy pośród napierającego ze wszystkich stron tłumu. Głos, który ochrypł od zbyt długiego milczenia. Zakurzony kubek przeznaczony dla gościa. Długie dialogi we własnej głowie. Nieusprawiedliwione poczucie winy. Roztrząsanie każdej sytuacji. Wreszcie desperacja; próba wyrwania się z marazmu za wszelką cenę. Przypadkowe spotkanie.
A l k o h o l ; napój zawierający etanol, jedna z najpopularniejszych używek.
Gorzki smak trunku piekącego w przełyk. Szum w głowie, lekkość ciała. Śmiech. Zabawa. Niemożliwość zapamiętania tego, co wokół się dzieje. Czy to było ważne? Ktoś przyniósł więcej. Błoga bezradność ogarniająca wszystkie kończyny. Ona prosi, żeby został na noc.
P o r a n e k ; początek dnia bezpośrednio po wschodzie Słońca.
Bezlitosne światło wpadające do środka przez niezasunięte żaluzje, tworzące na skórze złociste paski. Zbudził go charakterystyczny szelest materiału zarzucanego na ciało w popłochu. Sen jeszcze nie puszczał go ze swych objęć, lecz nie trzymał go już tak mocno w swoim uścisku. W jaki sposób znalazł się w pokoju Klary? Kim był chłopak, który stojąc nad nim pośpiesznie zarzucał wymiętą koszulę na nagi tors? Miał całkiem przyjemną aparycję, w jego typie; szkoda zatem, że zniknął tak szybko, zanim Viktor zdążył zapytać go chociażby o imię i kierunek studiów. Pozostawała tylko nadzieja, że być może spotkają się jeszcze kiedyś, albo u Klary, albo na kampusie.
Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł plecami o łóżko, przymykając oczy. Wypity poprzedniego wieczoru alkohol zdawał się wciąż krążyć w jego żyłach, czyniąc głowę lekką. Potrzebował jeszcze chwili na zebranie sił zanim będzie w stanie opuścić akademik. Nie było mu to jednak dane; zaraz potem usłyszał nieznajomy głos tuż nad swoją głową. Otworzył leniwie powieki przyglądając się przybyszowi. Był starszy od Viktora o dwadzieścia, albo nawet i trzydzieści lat i był pewien, że nigdy wcześniej go nie widział.
— Mógłbym zapytać o to samo — prychnął, odsuwając się od nieznajomego z wrogością w błękitnych oczach. Znał zaklęcia, które z łatwością mogłyby wyrządzić mu krzywdę; jedna inkantacja z dziedziny magii zakazanej, by powalić intruza. Wszystko dla nieobecnej gospodyni, którą, mimo, że nie byli szczególnie blisko, gotów był chronić. — Dlaczego wchodzi pan do pokojów studentek pod ich nieobecność? Powiadomić kierownictwo domu studenckiego? Może powinny się tym zainteresować władze uczelni? Albo lepiej, Krucza Straż?
Kto w ogóle zezwolił na to, aby obcy człowiek wszedł do akademika, kiedy wokół giną galdrowie, gdy nad Midgardem zawisły czarne chmury, kiedy każdy dzień mógł być ostatnim, a nowopoznany przyjaciel wbić nóż w plecy?
Być może nieco przesadził ze swoją reakcją, lecz zamiary miał szlachetne. Och, gdyby tylko wiedział, z kim miał do czynienia — wówczas wybiegłby z pokoju razem z nieznajomym chłopakiem i uciekał tak szybko, jak tylko pozwoliłyby mu nogi, na oślep, byle tylko jak najdalej od przedstawiciela Kruczej Straży.
W s t y d; wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności.
Brak życzliwej duszy pośród napierającego ze wszystkich stron tłumu. Głos, który ochrypł od zbyt długiego milczenia. Zakurzony kubek przeznaczony dla gościa. Długie dialogi we własnej głowie. Nieusprawiedliwione poczucie winy. Roztrząsanie każdej sytuacji. Wreszcie desperacja; próba wyrwania się z marazmu za wszelką cenę. Przypadkowe spotkanie.
A l k o h o l ; napój zawierający etanol, jedna z najpopularniejszych używek.
Gorzki smak trunku piekącego w przełyk. Szum w głowie, lekkość ciała. Śmiech. Zabawa. Niemożliwość zapamiętania tego, co wokół się dzieje. Czy to było ważne? Ktoś przyniósł więcej. Błoga bezradność ogarniająca wszystkie kończyny. Ona prosi, żeby został na noc.
P o r a n e k ; początek dnia bezpośrednio po wschodzie Słońca.
Bezlitosne światło wpadające do środka przez niezasunięte żaluzje, tworzące na skórze złociste paski. Zbudził go charakterystyczny szelest materiału zarzucanego na ciało w popłochu. Sen jeszcze nie puszczał go ze swych objęć, lecz nie trzymał go już tak mocno w swoim uścisku. W jaki sposób znalazł się w pokoju Klary? Kim był chłopak, który stojąc nad nim pośpiesznie zarzucał wymiętą koszulę na nagi tors? Miał całkiem przyjemną aparycję, w jego typie; szkoda zatem, że zniknął tak szybko, zanim Viktor zdążył zapytać go chociażby o imię i kierunek studiów. Pozostawała tylko nadzieja, że być może spotkają się jeszcze kiedyś, albo u Klary, albo na kampusie.
Podniósł się do pozycji siedzącej i oparł plecami o łóżko, przymykając oczy. Wypity poprzedniego wieczoru alkohol zdawał się wciąż krążyć w jego żyłach, czyniąc głowę lekką. Potrzebował jeszcze chwili na zebranie sił zanim będzie w stanie opuścić akademik. Nie było mu to jednak dane; zaraz potem usłyszał nieznajomy głos tuż nad swoją głową. Otworzył leniwie powieki przyglądając się przybyszowi. Był starszy od Viktora o dwadzieścia, albo nawet i trzydzieści lat i był pewien, że nigdy wcześniej go nie widział.
— Mógłbym zapytać o to samo — prychnął, odsuwając się od nieznajomego z wrogością w błękitnych oczach. Znał zaklęcia, które z łatwością mogłyby wyrządzić mu krzywdę; jedna inkantacja z dziedziny magii zakazanej, by powalić intruza. Wszystko dla nieobecnej gospodyni, którą, mimo, że nie byli szczególnie blisko, gotów był chronić. — Dlaczego wchodzi pan do pokojów studentek pod ich nieobecność? Powiadomić kierownictwo domu studenckiego? Może powinny się tym zainteresować władze uczelni? Albo lepiej, Krucza Straż?
Kto w ogóle zezwolił na to, aby obcy człowiek wszedł do akademika, kiedy wokół giną galdrowie, gdy nad Midgardem zawisły czarne chmury, kiedy każdy dzień mógł być ostatnim, a nowopoznany przyjaciel wbić nóż w plecy?
Być może nieco przesadził ze swoją reakcją, lecz zamiary miał szlachetne. Och, gdyby tylko wiedział, z kim miał do czynienia — wówczas wybiegłby z pokoju razem z nieznajomym chłopakiem i uciekał tak szybko, jak tylko pozwoliłyby mu nogi, na oślep, byle tylko jak najdalej od przedstawiciela Kruczej Straży.
W s t y d; wszechogarniające poczucie własnej niedoskonałości, ułomności.
Untamo Sorsa
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:08
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Nozdrza uniosły się, gdy zaciągał się przesiąkniętym alkoholowym smrodkiem powietrzem. Ubrania wierzchnie jego córki zostały zabrane z wieszaka – wiedział to. Oznaczało to tym samym, że Klara musiała opuścić już akademik albo na chwilę, albo i na dłużej. W końcu dziewczyna doskonale wiedziała czym jest odpowiedzialność, która pozwala pić do późna, ale i pozostaje bezlitosna jeżeli chodzi o wczesne wstawanie.
Na szczęście jednak nie musiała uczyć się tego od ojca, który w pewnych kwestiach pozostawał wręcz wzorowy – Klara nigdy nie widziała go w takim stanie, by zataczał się lub majaczył w trakcie upojenia. Zresztą, każdy rozsądny w jego sytuacji wolałaby raczej nie przepuszczać pieniędzy w tak głupi sposób, szczególnie mając na utrzymaniu niezdolną do nawet najmniejszej pracy matkę czy ambitną córkę, której chciał wskazać w życiu jak najlepszą i jak najbardziej lukratywną drogę. Wrodzona oszczędność to tylko niewielki szczegół.
Gdy Viktor odezwał się do Sorsy, odsuwając się pospiesznie, serce mężczyzny zabiło nieco mocniej, jakby spodziewając się, że zaraz będzie musiało popchnąć ciało do gwałtowniejszych działań. I chociaż po chłopaku w takim stanie nie spodziewał się nagłych pokazów agresji, po chwili skrzywił się słysząc jego pyskówki. Powstał z pozycji kucającej i wciąż wgapiając się pełnym niezadowolenia, ale i wyraźnie oceniającym spojrzeniem, wysłuchał go do końca.
- Krucza Straż, no proszę. Ale z ciebie rozpuszczony gówniarz – skomentował głośno, widocznie gdzieś mając to, że ktoś z pokoju obok mógłby usłyszeć jego zaborcze wołania. Oczka wściekle latały mu, gdy przerzucał wzrok między prawą i lewą źrenicą młodego studenta, a dłonie zaczęły się za równo zaciskać, jak i powolnie pokrywać zimnym potem. Wyobrażał sobie, że łapie go za chabety, byle tylko w amoku nie pomylić kroków. Wtem ponownie pochylił się nad jego sylwetką, by złapać chłopaka za ramię i bez chwili zawahania, mocno zaciskając palce na jego jasnej skórze – podciągnąć go do góry, byle zmusić do powstania. – Bezczelny sukinsyn. A informuj sobie kogo chcesz, tylko się ośmieszysz. Tylko z łapami precz od mojej córki, rozumiesz? Jeszcze raz spotkam cię w jej pokoju, a nie ręczę za siebie!
Zastanawiał się czy nie powinien zdzielić chłopaka. Zawodowe zboczenie sugerowało jednak, że powinien solidnie hamować swoje zapędy. Nie mógł pozwalać sobie na tak wiele, już nie w tym wieku, w którym potrafił swobodnie myśleć czymś więcej ponad emocjami czy hymnami buzujących hormonów. Zamiast tego zwyczajnie szarpnął nim w kierunku drzwi wyjściowych. Jeżeli ten się przewróci – trudno, to jego pijana i niezdarna wina.
Na szczęście jednak nie musiała uczyć się tego od ojca, który w pewnych kwestiach pozostawał wręcz wzorowy – Klara nigdy nie widziała go w takim stanie, by zataczał się lub majaczył w trakcie upojenia. Zresztą, każdy rozsądny w jego sytuacji wolałaby raczej nie przepuszczać pieniędzy w tak głupi sposób, szczególnie mając na utrzymaniu niezdolną do nawet najmniejszej pracy matkę czy ambitną córkę, której chciał wskazać w życiu jak najlepszą i jak najbardziej lukratywną drogę. Wrodzona oszczędność to tylko niewielki szczegół.
Gdy Viktor odezwał się do Sorsy, odsuwając się pospiesznie, serce mężczyzny zabiło nieco mocniej, jakby spodziewając się, że zaraz będzie musiało popchnąć ciało do gwałtowniejszych działań. I chociaż po chłopaku w takim stanie nie spodziewał się nagłych pokazów agresji, po chwili skrzywił się słysząc jego pyskówki. Powstał z pozycji kucającej i wciąż wgapiając się pełnym niezadowolenia, ale i wyraźnie oceniającym spojrzeniem, wysłuchał go do końca.
- Krucza Straż, no proszę. Ale z ciebie rozpuszczony gówniarz – skomentował głośno, widocznie gdzieś mając to, że ktoś z pokoju obok mógłby usłyszeć jego zaborcze wołania. Oczka wściekle latały mu, gdy przerzucał wzrok między prawą i lewą źrenicą młodego studenta, a dłonie zaczęły się za równo zaciskać, jak i powolnie pokrywać zimnym potem. Wyobrażał sobie, że łapie go za chabety, byle tylko w amoku nie pomylić kroków. Wtem ponownie pochylił się nad jego sylwetką, by złapać chłopaka za ramię i bez chwili zawahania, mocno zaciskając palce na jego jasnej skórze – podciągnąć go do góry, byle zmusić do powstania. – Bezczelny sukinsyn. A informuj sobie kogo chcesz, tylko się ośmieszysz. Tylko z łapami precz od mojej córki, rozumiesz? Jeszcze raz spotkam cię w jej pokoju, a nie ręczę za siebie!
Zastanawiał się czy nie powinien zdzielić chłopaka. Zawodowe zboczenie sugerowało jednak, że powinien solidnie hamować swoje zapędy. Nie mógł pozwalać sobie na tak wiele, już nie w tym wieku, w którym potrafił swobodnie myśleć czymś więcej ponad emocjami czy hymnami buzujących hormonów. Zamiast tego zwyczajnie szarpnął nim w kierunku drzwi wyjściowych. Jeżeli ten się przewróci – trudno, to jego pijana i niezdarna wina.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:08
Szarpnięty do góry nie wydał z siebie ani jednego dźwięku, lecz każdy pojedynczy mięsień w ciele Viktora napiął się ostrzegawczo. A więc mężczyzna, którego wziął za Odyn-wie-kogo okazał się być ojcem Klary; tak przynajmniej twierdził, rzucając się z łapami na zawieszonego pomiędzy stanem upojenia, a trzeźwości Vårvika, którego usta zacisnęły się w wąską kreskę, dłonie zamknęły w pięściach, ukazując pobielałe kostki, a jasne oczy ciskały iskrami. Skłamałby, gdyby stwierdził, że pewnym sensie nie testował Untamo, nie badał na ile może sobie pozwolić, nie sprawdzał, gdzie leżą jego granice, by następnie podjąć próbę ich przekroczenia — celowe wpędzanie się w sytuacje potencjalnie niebezpieczne stanowiło swoistą metodę autoagresji. Natomiast Viktor od dnia aukcji pragnął po cichu, aby ktoś wreszcie ukrócił jego mękę, aby zacisnął ręce na chudej szyi, skręcił kark, zepchnął ze schodów. Tym, czego nie chciał i bał się jak ognia było aresztowanie, przesłuchiwanie, zawód malujący się na twarzy Ingrid. Popadał w paranoję, nasłuchiwał każdego kroku niczym zapędzone w róg zwierzę niezdolne do ucieczki. Jednocześnie było mu źle ze sobą, czuł wszechogarniający wstyd i rozczarowanie własną osobą, lecz tym, co najbardziej zabolało, było to to, co zobaczył w oczach najdroższej mu osoby.
Sukinsyn.
— Nie była suką — prychnął, zapierając się w progu, przez który mężczyzna uparcie próbował go przepchnąć. — Nie masz prawa mówić tak o mojej matce.
Być może w jego żyłach krążyły resztki wypitego poprzedniego dnia alkoholu; być może było to coś więcej, niż jedynie kilka piw i wódka. Nie miało to jednak większego znaczenia — liczyło się jedynie to, że używki napełniały Viktora butnością, która z kolei nakazała mu się wyślizgnąć z uścisku mężczyzny i wrócić w głąb pokoju, gdzie zaczął zbierać z podłogi swoje rzeczy, wciąż patrząc na przybysza gniewnie. Przypominał tym jednak przerażona małą pandę czerwoną, aniżeli lwa.
— I nigdy nawet nie dotknąłem Klary — dodał oburzony sugestią, jakoby z panną Sorsa miało łączyć go coś więcej, niż koleżeńska sympatia. Obrzydliwe, obrzydliwe i homofobiczne insynuacje.
Właściwie, to Vårvik nikogo nigdy nie dotknął. Jakoś tak nie było okazji.
Sukinsyn.
— Nie była suką — prychnął, zapierając się w progu, przez który mężczyzna uparcie próbował go przepchnąć. — Nie masz prawa mówić tak o mojej matce.
Być może w jego żyłach krążyły resztki wypitego poprzedniego dnia alkoholu; być może było to coś więcej, niż jedynie kilka piw i wódka. Nie miało to jednak większego znaczenia — liczyło się jedynie to, że używki napełniały Viktora butnością, która z kolei nakazała mu się wyślizgnąć z uścisku mężczyzny i wrócić w głąb pokoju, gdzie zaczął zbierać z podłogi swoje rzeczy, wciąż patrząc na przybysza gniewnie. Przypominał tym jednak przerażona małą pandę czerwoną, aniżeli lwa.
— I nigdy nawet nie dotknąłem Klary — dodał oburzony sugestią, jakoby z panną Sorsa miało łączyć go coś więcej, niż koleżeńska sympatia. Obrzydliwe, obrzydliwe i homofobiczne insynuacje.
Właściwie, to Vårvik nikogo nigdy nie dotknął. Jakoś tak nie było okazji.
Untamo Sorsa
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:08
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Może nie powinien tak bezmyślnie rzucać słów na wiatr – może nie powinien używać określeń, które jego samego zabolałyby sromotnie, szczególnie teraz, kiedy sam musiał radzić sobie z utratą najbliższej mu po córce osoby. Może faktycznie nie powinien celować w matkę, jednak dobierając oszczerstwo średnio myślał o jego sensie czy etymologii, po prostu mając na celu ulżenie sobie w niezadowoleniu w taki czy inny sposób.
W końcu nie robił tego dla przyjemności. Nie czerpał rozrywki ze sprawiania ludziom przykrości, nie był taki. Gdy przemyśli wszystko w głowie po sprawie, kiedy już chęć chronienia córki za wszelką cenę przejdzie weryfikację ostudzonego już serca, które dopuści umysł do głosu – na pewno będzie żałował swojej nieuzasadnionej porywczości. Będzie próbował albo szukać zrozumienia wśród znajomych, którzy zasugerują, że pewnie zrobili by tak samo, albo spróbuje wynagrodzić Viktorowi krzywdy. Z nawiązką, bo właśnie tak cienki pozostawał momentami pozornie twardy, wsławiony Kruczy Strażnik.
- Co? Kurwa mać, będziesz teraz rozważać obelgi? – zapytał tylko zrezygnowany, kiedy to chłopak przyczepił się do obrażania jego matki. – Czy może uważasz, że „kurwa mać” to też stwierdzenie, że twoja mama byłą kurwą? Wynoś się! Wynoś się z tego pokoju.
Mówiąc to ponownie zbliżył się do niego i zrywając z podłogi rzeczy, które zapewne należały do niego. Nie ważne, że mogło w trakcie tego dojść do szarpaniny między nimi, Sorsa próbował po prostu złapać tak wiele ubrań jak się dało, nawet tych należących chyba do mężczyzny który przed chwilą zamknął się za drzwiami naprzeciwko. Złapał je w obie ręce i nawet gdyby Viktor próbowałby mu je wyrwać, byłby gotowy szybkim, niedbale wyinkantowanym zaklęciem otworzyć drzwi i wyrzucić te przedmioty za próg, na deski parkietu korytarza.
- Myślisz, że czytam ci w myślach? Skąd mam mieć pewność? Kim był ten drugi i co robiliście w nocy u mojej córki? Poza tym gdzie jest Klara? Co? – warknął, a gdyby Viktor sam nie pofatygował się ku wyjściu, po raz kolejny byłby gotowy mu pomóc, tym razem już z nieco inną manierą, próbując położyć dłoń na jego plecach, by wypchnąć go do wyjścia, a nie szarpać jak wtedy. – Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w towarzystwie Klary, zgłoszę sytuację Straży.
Czasami to działało. W końcu nie każdy obywatel znał swoje wszystkie prawa, czasami z samego strachu przed odpowiedzialnością zamykał się i nie donosił na obnoszącego się władzą Strażnika. Czasami. Sorsa był jednak gotowy podjąć to ryzyko, był gotowy przecierpieć nawet upomnienie czy naganę szefa – byle tylko zapewnić bezpieczeństwo Klarze. To chyba normalne.
W końcu nie robił tego dla przyjemności. Nie czerpał rozrywki ze sprawiania ludziom przykrości, nie był taki. Gdy przemyśli wszystko w głowie po sprawie, kiedy już chęć chronienia córki za wszelką cenę przejdzie weryfikację ostudzonego już serca, które dopuści umysł do głosu – na pewno będzie żałował swojej nieuzasadnionej porywczości. Będzie próbował albo szukać zrozumienia wśród znajomych, którzy zasugerują, że pewnie zrobili by tak samo, albo spróbuje wynagrodzić Viktorowi krzywdy. Z nawiązką, bo właśnie tak cienki pozostawał momentami pozornie twardy, wsławiony Kruczy Strażnik.
- Co? Kurwa mać, będziesz teraz rozważać obelgi? – zapytał tylko zrezygnowany, kiedy to chłopak przyczepił się do obrażania jego matki. – Czy może uważasz, że „kurwa mać” to też stwierdzenie, że twoja mama byłą kurwą? Wynoś się! Wynoś się z tego pokoju.
Mówiąc to ponownie zbliżył się do niego i zrywając z podłogi rzeczy, które zapewne należały do niego. Nie ważne, że mogło w trakcie tego dojść do szarpaniny między nimi, Sorsa próbował po prostu złapać tak wiele ubrań jak się dało, nawet tych należących chyba do mężczyzny który przed chwilą zamknął się za drzwiami naprzeciwko. Złapał je w obie ręce i nawet gdyby Viktor próbowałby mu je wyrwać, byłby gotowy szybkim, niedbale wyinkantowanym zaklęciem otworzyć drzwi i wyrzucić te przedmioty za próg, na deski parkietu korytarza.
- Myślisz, że czytam ci w myślach? Skąd mam mieć pewność? Kim był ten drugi i co robiliście w nocy u mojej córki? Poza tym gdzie jest Klara? Co? – warknął, a gdyby Viktor sam nie pofatygował się ku wyjściu, po raz kolejny byłby gotowy mu pomóc, tym razem już z nieco inną manierą, próbując położyć dłoń na jego plecach, by wypchnąć go do wyjścia, a nie szarpać jak wtedy. – Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w towarzystwie Klary, zgłoszę sytuację Straży.
Czasami to działało. W końcu nie każdy obywatel znał swoje wszystkie prawa, czasami z samego strachu przed odpowiedzialnością zamykał się i nie donosił na obnoszącego się władzą Strażnika. Czasami. Sorsa był jednak gotowy podjąć to ryzyko, był gotowy przecierpieć nawet upomnienie czy naganę szefa – byle tylko zapewnić bezpieczeństwo Klarze. To chyba normalne.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Nieznajomy
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:09
Nie potrafiła długo spać po alkoholu. Po prostu poranny ból głowy był tak uporczywy, że wybudzał ją z jedynego spokojnego stanu, na który mogła liczyć w noc po takiej imprezie. Dlatego pomimo przespania może trzech, czterech godzin, nawet nie umiała określić o której przyszli do akademika, obudziła się wcześnie, a zastało ją palące uczucie puski w żołądku (zapewne po pijackim pawiu w środku nocy) i okropna suchość w ustach. I ból głowy. Okropny ból głowy. A no i spała wbita w ścianę przez kościsty łokieć Viktora, od którego chyba miała siniaka pod żebrami. Nie mogła być zła, w końcu pewnie to nieświadomie, jednak wypomni na pewno. Uniosła zaspaną głowę z mniejszej z poduszek, którą z resztą chyba zaśliniła, gdy spała z rozsmarowanym po miękkim materiale policzkiem. Pomimo prawie zerowej koordynacji ruchowej, udało jej się przetoczyć przez Viktora nawet go nie budząc, bo spał jak rasowy leniwiec, nawet nie chrapnął pod kobiecym ciężarem. W pokoju panował bałagan. Nieporadnie zdejmowali z siebie po powrocie niewygodne do spania ubrania, więc leżały one wszędzie, a dziewczyna po prostu kucnęła przy swojej torebce i sprawdziła finanse.
Ha, nie wydała wczoraj nic. Wspaniale. Za to wypaliła wszystkie papierosy. I chyba opróźnili wszystkie jej zapasy alkoholu w pokoju, bo na podłodze lezały dwie puste butelki. Nie pamiętała tego, ale najwyraźniej po imprezie było im mało.
Nastepne poczynania były oczywiste. Wciągnęła na siebie spodnie, włosy przyklepała dłońmi, oczy otarła w pewien specjalny sposób, który nieco ścierał wczorajszą maskarę z dolnych powiek, sprawiając, że wyglądała... Wczorajszo, ale nadal dumnie, jakby nie została sponiewierana alkoholem. Potrzebowała jedzenia. Tunnbrödsrulle były sprzedawane w małej budzie niedaleko, dlatego właśnie tam się udała. Włozyła skórzany płaszcz, czarną czapkę i udała się więc na polowanie. Na papierosy i jedzenie.
I wróciła pełna sukcesu. Kupiła trzy tunnbrödsrulle, dla siebie i dwóch kolegów, którzy nocowali sobie u niej. Marius i Viktor byli jej dobrymi przyjaciółmi, jeden z nich nawet wiedział, kim był jej ojciec (może właśnie dlatego wyleciał z pokoju jak z procy). Nie spodziewała się jednak burdelu, który zastanie, gdy otworzy drzwi do swojego pokoju, który był bardzo podejrzany już kiedy do niego szła korytarzem. Zobaczyła na ziemi zgubioną skarpetkę…
Stanęła przed drzwiami i otworzyła je, stając zaskoczona widokiem dwóch mężczyzn, którzy najwyraźniej obaj chcieli pokazać dobitnie swoje miejsce w jej pokoju. Przesunęła spojrzeniem po całej sytuacji, a następnie oblizała suche wargi.
- Tata? - Jej głos powinien być wyższy, ale coś stało się z jej gardłem i aż musiała odchrząknąć zaraz po odezwaniu się. - Co wy wyrabiacie?!
Ha, nie wydała wczoraj nic. Wspaniale. Za to wypaliła wszystkie papierosy. I chyba opróźnili wszystkie jej zapasy alkoholu w pokoju, bo na podłodze lezały dwie puste butelki. Nie pamiętała tego, ale najwyraźniej po imprezie było im mało.
Nastepne poczynania były oczywiste. Wciągnęła na siebie spodnie, włosy przyklepała dłońmi, oczy otarła w pewien specjalny sposób, który nieco ścierał wczorajszą maskarę z dolnych powiek, sprawiając, że wyglądała... Wczorajszo, ale nadal dumnie, jakby nie została sponiewierana alkoholem. Potrzebowała jedzenia. Tunnbrödsrulle były sprzedawane w małej budzie niedaleko, dlatego właśnie tam się udała. Włozyła skórzany płaszcz, czarną czapkę i udała się więc na polowanie. Na papierosy i jedzenie.
I wróciła pełna sukcesu. Kupiła trzy tunnbrödsrulle, dla siebie i dwóch kolegów, którzy nocowali sobie u niej. Marius i Viktor byli jej dobrymi przyjaciółmi, jeden z nich nawet wiedział, kim był jej ojciec (może właśnie dlatego wyleciał z pokoju jak z procy). Nie spodziewała się jednak burdelu, który zastanie, gdy otworzy drzwi do swojego pokoju, który był bardzo podejrzany już kiedy do niego szła korytarzem. Zobaczyła na ziemi zgubioną skarpetkę…
Stanęła przed drzwiami i otworzyła je, stając zaskoczona widokiem dwóch mężczyzn, którzy najwyraźniej obaj chcieli pokazać dobitnie swoje miejsce w jej pokoju. Przesunęła spojrzeniem po całej sytuacji, a następnie oblizała suche wargi.
- Tata? - Jej głos powinien być wyższy, ale coś stało się z jej gardłem i aż musiała odchrząknąć zaraz po odezwaniu się. - Co wy wyrabiacie?!
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:09
Powoli wypuścił powietrze z płuc, starając się ze wszystkich sił, aby młodzieńcza butność nie pogorszyła jego sytuacji. Powoli zaczęło do niego docierać, że Untamo nie przyszedł tutaj, aby aresztować Viktora za praktykowanie magii zakazanej, a zatem wszelka agresja skierowana w stronę mężczyzny była co najmniej bezzasadna i podejrzana. A przecież Vårvik wcale taki nie był, przez całe życie próżno było doszukiwać się w nim chociaż cienia agresji (przynajmniej skierowanej na kogoś innego, niż on sam), był wycofany, trzymał swoje emocje na wodzy i nie pozwalał na to, aby negatywne uczucia przejmowały kontrolę nad jego zachowaniem. Z pewnością wina leżała po stronie nielegalnych praktyk; to one uczyniły młodego galdra cynicznym, bardziej mrocznym, zupełnie do siebie niepodobnym.
Postanowił zatem zmienić taktykę i na kolejne pytanie wzruszył jedynie ramionami. Być może gdyby nie okoliczności, w jakich przyszło się im spotkać, wdałby się w miłą pogawędkę dotyczącą etymologii inwektyw. Teraz jednak był zbyt zajęty pośpiesznym nakładaniem rozrzuconej odzieży oraz zbieraniem arycyważnych notatek, które nie wiedzieć czemu huragan Viktor rozrzucił poprzedniego wieczora (zdawało mu się, że chyba krzyczał o braku spójności pomiędzy informacjami w nich zawartych, lecz w jaki sposób miały być spójne, gdy trzymał kartki do góry nogami i bez chronologicznego porządku?), jednocześnie mając oczy dookoła głowy. Nigdy nie wiadomo, czy z którejś ze stron nie nadejdzie cios.
— Spaliśmy, szanowny panie Sorsa. Na podłodze, obok łóżka Klary — skinął głową w kierunku wysłużonej karimaty, będącej stałą częścią ekwipunku niejednej wyprawy, skrzętnie przy tym pomijając fakt, że większość nocy spędził obok przyjaciółki; nie sądził bowiem, aby był w stanie przekonać wzburzonego ojca co do tego, że nic nie łączy go z jego córką. Wystarczyło, że tylko oni znają prawdę. Świat lubił dopowiadać swoją. — A ten chłopak… — przeniósł spojrzenie na drzwi, za którymi zaledwie kilka minut wcześniej zniknął kompan — Och, znajomy z akademika, proszę się nie martwić. Ma narzeczoną i świata poza nią nie widzi.
Kłamstwo. Nie wiedział nawet, że Marius ma na imię Marius, ani czy w ogóle był studentem, lecz nie przeszkadzało mu to w dorobieniu ckliwej historii o nieistniejącej partnerce.
Groźba zaangażowania Kruczej Straży w jego znajomość ze studentką wydawała się Viktorowi co najmniej śmieszna; nie istniał żaden paragraf, który zabroniłby dwójce dorosłych osób spędzać ze sobą czas. Jako nastolatek zapewne nabrałby się na słowa Untamo i posłusznie trzymał z daleka od panny Sorsa. Sęk w tym, że nie był już chłopcem, który drżał, gdy ktoś podnosił na niego głos. Chciał odpowiedzieć. Odpyskować. Triumfalnie zwrócić mu uwagę na to, że nie miał racji. Zamiast tego wysilił się na słaby uśmiech, unosząc lekko dłonie w geście poddania się, gdy mężczyzna popychał go w stronę drzwi. Nie miał zamiaru wchodzić w dalszą polemikę z kimś, kto kipiał złością.
Położył prawą rękę na klamce, lecz zanim zdążył na nią nacisnąć, ta ustąpiła pod ciężarem z drugiej strony.
— Klara — wypowiedział znajome imię, jakby w obawie, że stojąca przed nimi dziewczyna jest jedynie iluzją, która lada moment pryśnie niczym mydlana bańka — Twój tata pomaga mi znaleźć drogę do wyjścia. To miłe z jego strony.
Odwrócił głowę w stronę Untamo, szczerząc przy tym zęby. Nie no, przy córce go nie pobije, prawda?
Postanowił zatem zmienić taktykę i na kolejne pytanie wzruszył jedynie ramionami. Być może gdyby nie okoliczności, w jakich przyszło się im spotkać, wdałby się w miłą pogawędkę dotyczącą etymologii inwektyw. Teraz jednak był zbyt zajęty pośpiesznym nakładaniem rozrzuconej odzieży oraz zbieraniem arycyważnych notatek, które nie wiedzieć czemu huragan Viktor rozrzucił poprzedniego wieczora (zdawało mu się, że chyba krzyczał o braku spójności pomiędzy informacjami w nich zawartych, lecz w jaki sposób miały być spójne, gdy trzymał kartki do góry nogami i bez chronologicznego porządku?), jednocześnie mając oczy dookoła głowy. Nigdy nie wiadomo, czy z którejś ze stron nie nadejdzie cios.
— Spaliśmy, szanowny panie Sorsa. Na podłodze, obok łóżka Klary — skinął głową w kierunku wysłużonej karimaty, będącej stałą częścią ekwipunku niejednej wyprawy, skrzętnie przy tym pomijając fakt, że większość nocy spędził obok przyjaciółki; nie sądził bowiem, aby był w stanie przekonać wzburzonego ojca co do tego, że nic nie łączy go z jego córką. Wystarczyło, że tylko oni znają prawdę. Świat lubił dopowiadać swoją. — A ten chłopak… — przeniósł spojrzenie na drzwi, za którymi zaledwie kilka minut wcześniej zniknął kompan — Och, znajomy z akademika, proszę się nie martwić. Ma narzeczoną i świata poza nią nie widzi.
Kłamstwo. Nie wiedział nawet, że Marius ma na imię Marius, ani czy w ogóle był studentem, lecz nie przeszkadzało mu to w dorobieniu ckliwej historii o nieistniejącej partnerce.
Groźba zaangażowania Kruczej Straży w jego znajomość ze studentką wydawała się Viktorowi co najmniej śmieszna; nie istniał żaden paragraf, który zabroniłby dwójce dorosłych osób spędzać ze sobą czas. Jako nastolatek zapewne nabrałby się na słowa Untamo i posłusznie trzymał z daleka od panny Sorsa. Sęk w tym, że nie był już chłopcem, który drżał, gdy ktoś podnosił na niego głos. Chciał odpowiedzieć. Odpyskować. Triumfalnie zwrócić mu uwagę na to, że nie miał racji. Zamiast tego wysilił się na słaby uśmiech, unosząc lekko dłonie w geście poddania się, gdy mężczyzna popychał go w stronę drzwi. Nie miał zamiaru wchodzić w dalszą polemikę z kimś, kto kipiał złością.
Położył prawą rękę na klamce, lecz zanim zdążył na nią nacisnąć, ta ustąpiła pod ciężarem z drugiej strony.
— Klara — wypowiedział znajome imię, jakby w obawie, że stojąca przed nimi dziewczyna jest jedynie iluzją, która lada moment pryśnie niczym mydlana bańka — Twój tata pomaga mi znaleźć drogę do wyjścia. To miłe z jego strony.
Odwrócił głowę w stronę Untamo, szczerząc przy tym zęby. Nie no, przy córce go nie pobije, prawda?
Untamo Sorsa
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:09
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Bezzasadność oskarżeń, całe wiadro obaw i kilka łyżek frustracji – wszystko to złożyło się na spaczony obraz Untamo, kiełkujący zapewne w umyśle biednego, Odynowi ducha winnego Viktora. W końcu Sorsa przecież nie był taki, na wszystko co święte, nie unosił ręki na niewinnych chłopców. Szkoda tylko, że w głowie założył głupio jedynie złe intencje i obecne motanie się w tłumaczeniach, byle tylko oberwać jak najmniej. Byle ugłaskać Kruczego Strażnika jak najskuteczniej.
Dlaczego wszystko to tak bardzo go irytowało? Czy wciąż chodziło tylko o bezpieczeństwo jego młodej Klary, czy może o chęć ulżenia sobie po długich dniach przepełnionych smutkiem, bezradnością, żałobą… Psia krew, to wszystko nieważne. Nieważne, że spali na podłodze. Nieważne, że zachowywali się prawdopodobnie w miarę dobrze, pozwalając sobie jedynie na drobne upojenie (każdemu na studiach się to zdarzało, nawet on, zmuszony do łapania prac dorywczych czasami zarywał nocki kosztem późniejszego przysypiania w trakcie zajęć uczelnianych czy zarobkowych…). Sorsa nie uspokoił się i oddychał ciężko, do pewnego momentu. Momentu, w którym próbując wyrzucić młodzieńca za drzwi, pchając go w ich kierunku, zaobserwował anomalię.
Drzwi otworzyły się, nim Varvik jeszcze wcisnął ich klamkę. Ba, otworzyły się pod wpływem działań kogoś, do kogo tu przybył. Klara w swojej pełnej okazałości objawiła się ich dwójce. Ratując zarówno Viktora, jak i zbierając chwilę temu rozrzucone po całym pomieszczeniu nerwy własnego ojca. Sorsa wyprostował się i momentalnie przesunął swoje dłonie za plecy, byle tylko nie zdradzić faktu, że mocniej bijące na widok córki serce przyprawia je o drżenie. Te zresztą uspokoił szybko, zaledwie po dwóch głębszych oddechach.
- Klara – powtórzył niemal machinalnie po Viktorze, bardzo spokojnym, zrezygnowanym i może przepraszającym nawet tonem. Przy córce ciężko było mu zachować chwilę temu noszoną maskę złośnika. Nie mógł w końcu oprzeć się wrażeniu, że ta mogłaby nie chcieć go tu dłużej widzieć, gdyby ten przyznał się do tego, jak fatalnie obchodzi się z jej męskimi znajomymi. W końcu gdyby sypiała w jednym pokoju z przyjaciółkami, na tych ich „babskich wieczorkach”, podszedłby do tego inaczej. Nie każdy chłopiec był w końcu Untamo. Nie każdy podchodził do kobiet z takim szacunkiem jak on. – Tak, pomyślałem, że na niego już może czas.
Zawtórował na odpowiedź Varvika, jednak nie zareagował w żadne sposób na jego kpiący uśmieszek. Po prostu spojrzał na niego, zapamiętał każdy szczegół i w duszy skomentował Viktora, podsumowując go sobie jako jeszcze większego palanta niż wcześniej. Zastanawiał się, co Klara musiała w nim widzieć.
- Przyniosłem ci z domu szalik, który ostatnio zostawiłaś. I przyniosłem puszkę z ciastkami, ale to taki szczegół. Zresztą. Zjedzcie sobie może razem… – zapowiedział, wracając do miejsca, w którym przed chwilą złożył papierową torbę. Podniósł ją i podchodząc do Klary, podał jej grube rączki siatki. – Miłego dnia, skarbie. I może wywietrz tu trochę, bo pachnie tu jak w gorzelni.
Mówiąc to, Untamo pochylił się lekko ku głowie córki i pocałował w pożegnalnym geście bok jej głowy. Potem obejrzał się jeszcze za Varvikiem, byle puścić mu jeszcze jedno, ostatnie, chłodne spojrzenie tak, żeby Klara go nie zauważyła.
Czy bał się zostać pomiędzy ich dwójką? A może po prostu nie chciał? Nieważne. Ważne, że zaraz opuścił ich towarzystwo.
Untamo z tematu
Dlaczego wszystko to tak bardzo go irytowało? Czy wciąż chodziło tylko o bezpieczeństwo jego młodej Klary, czy może o chęć ulżenia sobie po długich dniach przepełnionych smutkiem, bezradnością, żałobą… Psia krew, to wszystko nieważne. Nieważne, że spali na podłodze. Nieważne, że zachowywali się prawdopodobnie w miarę dobrze, pozwalając sobie jedynie na drobne upojenie (każdemu na studiach się to zdarzało, nawet on, zmuszony do łapania prac dorywczych czasami zarywał nocki kosztem późniejszego przysypiania w trakcie zajęć uczelnianych czy zarobkowych…). Sorsa nie uspokoił się i oddychał ciężko, do pewnego momentu. Momentu, w którym próbując wyrzucić młodzieńca za drzwi, pchając go w ich kierunku, zaobserwował anomalię.
Drzwi otworzyły się, nim Varvik jeszcze wcisnął ich klamkę. Ba, otworzyły się pod wpływem działań kogoś, do kogo tu przybył. Klara w swojej pełnej okazałości objawiła się ich dwójce. Ratując zarówno Viktora, jak i zbierając chwilę temu rozrzucone po całym pomieszczeniu nerwy własnego ojca. Sorsa wyprostował się i momentalnie przesunął swoje dłonie za plecy, byle tylko nie zdradzić faktu, że mocniej bijące na widok córki serce przyprawia je o drżenie. Te zresztą uspokoił szybko, zaledwie po dwóch głębszych oddechach.
- Klara – powtórzył niemal machinalnie po Viktorze, bardzo spokojnym, zrezygnowanym i może przepraszającym nawet tonem. Przy córce ciężko było mu zachować chwilę temu noszoną maskę złośnika. Nie mógł w końcu oprzeć się wrażeniu, że ta mogłaby nie chcieć go tu dłużej widzieć, gdyby ten przyznał się do tego, jak fatalnie obchodzi się z jej męskimi znajomymi. W końcu gdyby sypiała w jednym pokoju z przyjaciółkami, na tych ich „babskich wieczorkach”, podszedłby do tego inaczej. Nie każdy chłopiec był w końcu Untamo. Nie każdy podchodził do kobiet z takim szacunkiem jak on. – Tak, pomyślałem, że na niego już może czas.
Zawtórował na odpowiedź Varvika, jednak nie zareagował w żadne sposób na jego kpiący uśmieszek. Po prostu spojrzał na niego, zapamiętał każdy szczegół i w duszy skomentował Viktora, podsumowując go sobie jako jeszcze większego palanta niż wcześniej. Zastanawiał się, co Klara musiała w nim widzieć.
- Przyniosłem ci z domu szalik, który ostatnio zostawiłaś. I przyniosłem puszkę z ciastkami, ale to taki szczegół. Zresztą. Zjedzcie sobie może razem… – zapowiedział, wracając do miejsca, w którym przed chwilą złożył papierową torbę. Podniósł ją i podchodząc do Klary, podał jej grube rączki siatki. – Miłego dnia, skarbie. I może wywietrz tu trochę, bo pachnie tu jak w gorzelni.
Mówiąc to, Untamo pochylił się lekko ku głowie córki i pocałował w pożegnalnym geście bok jej głowy. Potem obejrzał się jeszcze za Varvikiem, byle puścić mu jeszcze jedno, ostatnie, chłodne spojrzenie tak, żeby Klara go nie zauważyła.
Czy bał się zostać pomiędzy ich dwójką? A może po prostu nie chciał? Nieważne. Ważne, że zaraz opuścił ich towarzystwo.
Untamo z tematu
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Nieznajomy
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:09
Mogła się spodziewać, że kiedyś taki dzień nadejdzie. Dzień, w którym ojciec przyjdzie niezapowiedziany i odkryje w jej pokoju coś, czego nie chciał się dowiedzieć. I właściwie mogła być wdzięczna, że akurat stało się to teraz... Mógł odkryć przecież kogoś, z kim naprawdę spędziła noc na miłosnym uniesieniu, albo gorzej, mógł odkryć ją samą na potężnym uniesieniu jakimś eliksirem. Na szczęście, nie zażywała ich na tyle często, by prawdpodobieństwo wystąpienia takiej sytuacji było wysokie. Została przyłapana tylko raz... I nie przez Untamo, który nadal o tamtym wypadku nie wiedział. Inaczej zapewne jego delikatne serce już dawno byłoby złamane - albo jej zachowaniem, albo jej brakiem zaufania.
Może gdyby nie to, jak bardzo czuła się głodna i jak bardzo bolała ją teraz głowa, nie zareagowałaby tak jak teraz - a jej postawa, jej mina pokryła się takim zirytowaniem, że momentalnie atmosfera w pomieszczeniu stała się gęsta jak mleko. Ba, jak śmietana. Przymknęła oczy ze złością. - Naprawdę, jeśli chcecie się pobić, to wyjdźcie z mojego pokoju, a najlepiej przed akademik. I nie mówcie, że jesteście ode mnie. - Fuknęła. Ciekawe jest to, że za imprezę najczęściej wiele konsekwencji nie czekało, czasami ludzie się nawet do niej dołączali. Ale bójka? Za to mogła wylecieć na zbity pysk w ciągu dwóch dni. Zwłaszcza, jesli jeszcze coś by zniszczyli.
- Tato... - Nie zdązyła się porządnie wściec, a Untamo w miarę ją uspokoił swoim pociesznie speszonym podejściem do niej. Tak sobie pomyslał… To brzmiało kuriozalnie. Przymknęła jedno oko westchnęła ciężko, biorąc od niego torby w dłonie. - Chwila, zaczekaj. - Kiedy Sorsa mijał już wyjście, szybko rzuciła wszystko co miała na rękach na niepościelone łóżko, po czym otworzyła szufladę i z samego dna wygrzebała mały woreczek z dosyc lekką zawartością w środku. - Kupiłam coś dla Ciebie. I proszę… uprzedź jak masz przyjść. - Nie miała zamiaru tłumaczyć się z tego co tu zastał. Była dorosłą osobą, w dodatku w takim wieku, że rzadko da się uniknąć potężnych imprez. Na pewno to rozumiał… Tylko czemu nie rozumiał też tego, że mogła wchodzić z kimś w relacje trochę bardziej skomplikowane niż pożyczenie od siebie notatek? - Pa. - Stanęła na palcach, żeby ucałować lekko policzek mężczyzny, aby pożegnać go kompletnie beznamiętnym, a nawet nieco zawiedzionym spojrzeniem i wróciła do pokoju. Zamknęła drzwi, nawet nie pozwalając Viktorowi, żeby miał możliwość się stąd ulotnić, po czym zgodnie z radą otworzyła okno. Na oścież. - A gdzie Marius? - spytała, siadając ciężko na łóżku, po czym wyciągnęła z tej torby, którą ze sobą przyniosła jedzenie, kupione dla siebe i Varvika.
Po chwili milczenia, musiało w końcu paść pytanie.
- Z jakiej paki w ogóle postanowiłeś zacząć prowokować mojego ojca do bójki? - Spytała po czym ugryzła tunnbrödsrulle i dokończyła z jedzeniem w ustach. - Wiesz, że on jest krukiem, nie?
Może gdyby nie to, jak bardzo czuła się głodna i jak bardzo bolała ją teraz głowa, nie zareagowałaby tak jak teraz - a jej postawa, jej mina pokryła się takim zirytowaniem, że momentalnie atmosfera w pomieszczeniu stała się gęsta jak mleko. Ba, jak śmietana. Przymknęła oczy ze złością. - Naprawdę, jeśli chcecie się pobić, to wyjdźcie z mojego pokoju, a najlepiej przed akademik. I nie mówcie, że jesteście ode mnie. - Fuknęła. Ciekawe jest to, że za imprezę najczęściej wiele konsekwencji nie czekało, czasami ludzie się nawet do niej dołączali. Ale bójka? Za to mogła wylecieć na zbity pysk w ciągu dwóch dni. Zwłaszcza, jesli jeszcze coś by zniszczyli.
- Tato... - Nie zdązyła się porządnie wściec, a Untamo w miarę ją uspokoił swoim pociesznie speszonym podejściem do niej. Tak sobie pomyslał… To brzmiało kuriozalnie. Przymknęła jedno oko westchnęła ciężko, biorąc od niego torby w dłonie. - Chwila, zaczekaj. - Kiedy Sorsa mijał już wyjście, szybko rzuciła wszystko co miała na rękach na niepościelone łóżko, po czym otworzyła szufladę i z samego dna wygrzebała mały woreczek z dosyc lekką zawartością w środku. - Kupiłam coś dla Ciebie. I proszę… uprzedź jak masz przyjść. - Nie miała zamiaru tłumaczyć się z tego co tu zastał. Była dorosłą osobą, w dodatku w takim wieku, że rzadko da się uniknąć potężnych imprez. Na pewno to rozumiał… Tylko czemu nie rozumiał też tego, że mogła wchodzić z kimś w relacje trochę bardziej skomplikowane niż pożyczenie od siebie notatek? - Pa. - Stanęła na palcach, żeby ucałować lekko policzek mężczyzny, aby pożegnać go kompletnie beznamiętnym, a nawet nieco zawiedzionym spojrzeniem i wróciła do pokoju. Zamknęła drzwi, nawet nie pozwalając Viktorowi, żeby miał możliwość się stąd ulotnić, po czym zgodnie z radą otworzyła okno. Na oścież. - A gdzie Marius? - spytała, siadając ciężko na łóżku, po czym wyciągnęła z tej torby, którą ze sobą przyniosła jedzenie, kupione dla siebe i Varvika.
Po chwili milczenia, musiało w końcu paść pytanie.
- Z jakiej paki w ogóle postanowiłeś zacząć prowokować mojego ojca do bójki? - Spytała po czym ugryzła tunnbrödsrulle i dokończyła z jedzeniem w ustach. - Wiesz, że on jest krukiem, nie?
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:10
Obserwował rodzinną scenę z narastającym pragnieniem ucieczki; czuł się jak niekomfortowo stając pomiędzy ojcem i córką, niepasujący do sytuacji jak biały guzik przyszyty do czarnego płaszcza, nieprzystający jak plama czerwonego wina na śnieżnobiałej koszuli, bezczelnie wdzierający się w cudze życie z butami i zostawiający błoto na dopiero co odkurzonym dywanie. Chciał odejść, wyjść, ulotnić się jak najszybciej, pobiec do swojej skromnej kawalerki, zamknąć się od środka, zasłonić zasłony i owinąć się kocem i przeleżeć tak do wiosny, przeczekać najgorsze, odwrócić się plecami do świata i przespać problemy. Lub lepiej — stracić pamięć, całkowicie zapomnieć o tym, kim był i czego się dopuścił.
Milczał więc uparcie, kiedy Klara rozmawiała z ojcem, błądząc wzrokiem po białym suficie, wyobrażając sobie, że wcale go tu nie ma, że jego policzki nie płoną po nieprzyjemnej wymianie zdań przerwanej pojawieniem się Klary. Wreszcie jednak Untamo odszedł, a Viktor poczuł, jakby z jego barków zdjęto właśnie niewyobrażalny ciężar. Własny płaszcz wyśliznął się z pobielałych od ściskania palców, niedbale lądując na podłodze, a on sam odchylił nieco głowę do tyłu, przyjmując z wdzięcznością powiew świeżego powietrza.
Wzruszył bezradnie ramionami. Marius... Więc tak miał na imię chłopak, który pośpiesznie wybiegł z pokoju, gdy pan Sorsa postanowił wpaść w niezapowiedziane odwiedziny, pozostawiając biednego studenta sam na sam ze wściekłym ojcem. Nigdy nie pytał Klarę o powód, dla którego z nim nie mieszkała, teraz jednak wszystko zaczynało układać się w logiczną całość — sam nie wytrzymałby z zaborczym furiatem i wyfrunął z rodzinnego gniazda tak szybko, jak to było możliwe.
Nawet nie spojrzał na wyciągnięte przez przyjaciółkę jedzenie. Na samą myśl o nim żołądek kurczył się nieprzyjemnie.
— Wiem. To znaczy, nie wiedziałem, że to twój ojciec, myślałem, że jakiś… A potem miałem cichą nadzieję, że po tym przez kilka dni będę nieprzytomny i nie będę musiał oglądać swojego głupiego ryja — odparł z powagą, po czym usiadł na łóżku Klary i ukrył twarz w dłoniach. Minęło kilka chwil, zanim zdecydował się odszukać wzrokiem Klarę.— Odjebałem na aukcji, wiesz? Chciałem ci powiedzieć wczoraj, ale wszyscy dobrze się bawili i tylko zepsułbym imprezę…
Opadł na materac, czując jak ten ugina się pod jego plecami, jakby chciał go wciągnąć, zamknąć i nigdy nie puścić. Niestety, było to tylko złudzenie, w głowie wciąż kręciło się nieprzyjemnie po wydarzeniach poprzedniej dni, drapało go w gardle i dopiero teraz, kiedy nieco opadły emocje, czuł, jak każdy milimetr ciała boli niemiłosiernie.
— Pocałowałem kogoś… — wyznał, zanim dziewczyna zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie. I tak zaczęłaby mu wiercić dziurę w brzuchu, zatem lepszym wydało mu się wyznanie prawdy, zanim zasypie go grad pytań. — ...faceta... — dodał ciszej, w obawie, że tymi słowami zniszczy ich przyjaźń. Nie wszyscy akceptowali odmienność, a Viktor czuł się bardzo inny w kwestii dobierania obiektów westchnień.
Milczał więc uparcie, kiedy Klara rozmawiała z ojcem, błądząc wzrokiem po białym suficie, wyobrażając sobie, że wcale go tu nie ma, że jego policzki nie płoną po nieprzyjemnej wymianie zdań przerwanej pojawieniem się Klary. Wreszcie jednak Untamo odszedł, a Viktor poczuł, jakby z jego barków zdjęto właśnie niewyobrażalny ciężar. Własny płaszcz wyśliznął się z pobielałych od ściskania palców, niedbale lądując na podłodze, a on sam odchylił nieco głowę do tyłu, przyjmując z wdzięcznością powiew świeżego powietrza.
Wzruszył bezradnie ramionami. Marius... Więc tak miał na imię chłopak, który pośpiesznie wybiegł z pokoju, gdy pan Sorsa postanowił wpaść w niezapowiedziane odwiedziny, pozostawiając biednego studenta sam na sam ze wściekłym ojcem. Nigdy nie pytał Klarę o powód, dla którego z nim nie mieszkała, teraz jednak wszystko zaczynało układać się w logiczną całość — sam nie wytrzymałby z zaborczym furiatem i wyfrunął z rodzinnego gniazda tak szybko, jak to było możliwe.
Nawet nie spojrzał na wyciągnięte przez przyjaciółkę jedzenie. Na samą myśl o nim żołądek kurczył się nieprzyjemnie.
— Wiem. To znaczy, nie wiedziałem, że to twój ojciec, myślałem, że jakiś… A potem miałem cichą nadzieję, że po tym przez kilka dni będę nieprzytomny i nie będę musiał oglądać swojego głupiego ryja — odparł z powagą, po czym usiadł na łóżku Klary i ukrył twarz w dłoniach. Minęło kilka chwil, zanim zdecydował się odszukać wzrokiem Klarę.— Odjebałem na aukcji, wiesz? Chciałem ci powiedzieć wczoraj, ale wszyscy dobrze się bawili i tylko zepsułbym imprezę…
Opadł na materac, czując jak ten ugina się pod jego plecami, jakby chciał go wciągnąć, zamknąć i nigdy nie puścić. Niestety, było to tylko złudzenie, w głowie wciąż kręciło się nieprzyjemnie po wydarzeniach poprzedniej dni, drapało go w gardle i dopiero teraz, kiedy nieco opadły emocje, czuł, jak każdy milimetr ciała boli niemiłosiernie.
— Pocałowałem kogoś… — wyznał, zanim dziewczyna zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie. I tak zaczęłaby mu wiercić dziurę w brzuchu, zatem lepszym wydało mu się wyznanie prawdy, zanim zasypie go grad pytań. — ...faceta... — dodał ciszej, w obawie, że tymi słowami zniszczy ich przyjaźń. Nie wszyscy akceptowali odmienność, a Viktor czuł się bardzo inny w kwestii dobierania obiektów westchnień.
Nieznajomy
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:10
Klara zdjęła z siebie kurtkę i potarła dłonie energicznym ruchem. Na dworze było okropnie zimno, a Klara była zmarźluchem. Złapała za zaplątany gdzieś na skraju łóżka koc i otuliła się nim niczym ponczo, chowając całą szyję tak, że z jej kocykowego blopa wystwał niemal tylko zmarznięty od zimna nos. Postanowiła też przytulić się do pierwszej ciepłej rzeczy obok siebie, czyli do Viktorka, opierając się ramieniem o niego i kładąc przy tym głowę na jego ramieniu. To był głupi pomysł, żeby otworzyć okno.
- Jakiś kto? Jaki inny stary piernik mógłby przyjść do pokoju młodej dziewczyny w akademiku? Nie wpuściliby pewnie nieznajomego. - Pokręciła lekko głową. - Myśl Viktorek, to nie boli.
Jej tata nie był furiatem ani trochę… Po prostu bronił rodzinnego gniazda. Jak każdy ojciec, bronił swojej córki przed złymi panami. Fakt faktem, prędzej pewnie wkroczyłaby do łóżka kolezanki na całonocne igraszki niż do Viktora. Czuła od niego pewne sygnały, które sprawiały, że momentalnie przypisywała go do katerogii "przyjaciel". Tata by tego nie zrozumiał, chciał ją bronic przed całym światem, nie zdając sobie sprawy, że świat już dawno ją dorwał.
Kiedy trochę zmieniła się atmosfera, ponownie się wyprostowała, by w spokoju zjeść swoje śniadanie, póki jeszcze nie miało temperatury sopla lodu. Wzięła pierwszego gryza, drugiego gryza i w sumie... Odechciało jej się. Ale ważne, że na żołądku coś było. Zawinęła jedzenie znowu w serwetkę i odłożyła gdzieś na szafkę nocną. - Na aukcji było fajnie. Wpadłam spóźniona, ale ziomek, z którym poszłam kupił mi prezent. Jest bogaty... Nazwij mnie farciarą. Ale co odwaliłeś?
Miała tak sucho w gardle, że naprawdę już czuła, że musi się czegoś napić. Zaklęciem przywołała sobie jedną z butelek, która leżała na ziemi... Chyba jeszcze była w niej końcówka soku.
Przesunęła językiem po zębach, zastanawiając się przez chwilę nad słowami swojego przyjciela, jednak na zaskoczoną nie wyglądała. Chociaż on wydawał się niesamowicie przejęty, nie udzieliło się to Klarze, ale rozumiała, że temat może byc dla niego nieco uciążliwy i wstydliwy. - Serio? Widzisz, ja też. - Wypaliła, uśmiechając się z rozbawieniem. A żeby to jednego... W ciągu ostatniego miesiąca. - Kto to? Jakis frajer? - Brzmiał, jakby to był problem, więc zakładała, że to ktoś problematyczny.
- Jakiś kto? Jaki inny stary piernik mógłby przyjść do pokoju młodej dziewczyny w akademiku? Nie wpuściliby pewnie nieznajomego. - Pokręciła lekko głową. - Myśl Viktorek, to nie boli.
Jej tata nie był furiatem ani trochę… Po prostu bronił rodzinnego gniazda. Jak każdy ojciec, bronił swojej córki przed złymi panami. Fakt faktem, prędzej pewnie wkroczyłaby do łóżka kolezanki na całonocne igraszki niż do Viktora. Czuła od niego pewne sygnały, które sprawiały, że momentalnie przypisywała go do katerogii "przyjaciel". Tata by tego nie zrozumiał, chciał ją bronic przed całym światem, nie zdając sobie sprawy, że świat już dawno ją dorwał.
Kiedy trochę zmieniła się atmosfera, ponownie się wyprostowała, by w spokoju zjeść swoje śniadanie, póki jeszcze nie miało temperatury sopla lodu. Wzięła pierwszego gryza, drugiego gryza i w sumie... Odechciało jej się. Ale ważne, że na żołądku coś było. Zawinęła jedzenie znowu w serwetkę i odłożyła gdzieś na szafkę nocną. - Na aukcji było fajnie. Wpadłam spóźniona, ale ziomek, z którym poszłam kupił mi prezent. Jest bogaty... Nazwij mnie farciarą. Ale co odwaliłeś?
Miała tak sucho w gardle, że naprawdę już czuła, że musi się czegoś napić. Zaklęciem przywołała sobie jedną z butelek, która leżała na ziemi... Chyba jeszcze była w niej końcówka soku.
Przesunęła językiem po zębach, zastanawiając się przez chwilę nad słowami swojego przyjciela, jednak na zaskoczoną nie wyglądała. Chociaż on wydawał się niesamowicie przejęty, nie udzieliło się to Klarze, ale rozumiała, że temat może byc dla niego nieco uciążliwy i wstydliwy. - Serio? Widzisz, ja też. - Wypaliła, uśmiechając się z rozbawieniem. A żeby to jednego... W ciągu ostatniego miesiąca. - Kto to? Jakis frajer? - Brzmiał, jakby to był problem, więc zakładała, że to ktoś problematyczny.
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:10
Czując przyjemny ciężar głowy przyjaciółki na swoim ramieniu westchnął jedynie, po czym objął ją; delikatnie i czule, wplótł palce w ciemne, gęste włosy, bawiąc się miękkimi kosmykami. Potrzebował bliskości drugiego człowieka tak desperacko, że kiedy tylko nadarzała się okazja, czerpał z niej całymi garściami. — Na walkirie, nie wymagasz ode mnie zbyt dużo w tym stanie? — jęknął zbolały, a zaraz potem wyszczerzył zęby w zawadiackim uśmiechu, a sama Klara otrzymała szturchnięcie w bok. Było, minęło — miał tylko cichą nadzieję, że już nigdy więcej nie spotka jej ojca. Czuł w kościach, że podczas dzisiejszego spotkania żadna ze stron nie wyrwała na drugiej dobrego wrażenia.
— Klara, to poważna sprawa! — wywrócił oczami, wypuszczając dziewczynę ze swoich objęć. Dobrze, że przynajmniej jej dopisywał apetyt. — On jest... pamiętasz, jak mówiłem, że od czasu do czasu widuję się z wychowawcą z Tovoi? — zaczął niepewnie, nie mogąc wyzbyć się przeczucia, jakoby w pokoju zrobiło się bardziej gorąco. Podniósł się z łóżka, wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i usiadł na parapecie (oczywiście uprzednio częstując przyjaciółkę). Dopiero gdy dym wypełnił jego płuca był w stanie mówić dalej. — No więc... Safír jest ode mnie dwanaście lat starszy i błagam, odpuść sobie wszelkie kazania... Wiem, że to nie ma racji bytu, byłem pijany, wygłupiłem się i... cholera, żałuję wszystkiego, ale jednocześnie nie żałuję niczego. Jest dla mnie ważny, najważniejszy.
Wypuścił gwałtownie powietrze na wspomnienie swoich ust na ustach Fenrissona; pocałunku zbyt krótkiego, by mógł zostać odwzajemnionym, lecz podejrzewał, że nawet gdyby okoliczności im sprzyjały, nie miałby na co liczyć.
— A jak ten twój ziomek? Moje życie miłosne właściwie nie istnieje, więc chociaż podsłucham o twoim...
— Klara, to poważna sprawa! — wywrócił oczami, wypuszczając dziewczynę ze swoich objęć. Dobrze, że przynajmniej jej dopisywał apetyt. — On jest... pamiętasz, jak mówiłem, że od czasu do czasu widuję się z wychowawcą z Tovoi? — zaczął niepewnie, nie mogąc wyzbyć się przeczucia, jakoby w pokoju zrobiło się bardziej gorąco. Podniósł się z łóżka, wyciągnął z kieszeni płaszcza paczkę papierosów i usiadł na parapecie (oczywiście uprzednio częstując przyjaciółkę). Dopiero gdy dym wypełnił jego płuca był w stanie mówić dalej. — No więc... Safír jest ode mnie dwanaście lat starszy i błagam, odpuść sobie wszelkie kazania... Wiem, że to nie ma racji bytu, byłem pijany, wygłupiłem się i... cholera, żałuję wszystkiego, ale jednocześnie nie żałuję niczego. Jest dla mnie ważny, najważniejszy.
Wypuścił gwałtownie powietrze na wspomnienie swoich ust na ustach Fenrissona; pocałunku zbyt krótkiego, by mógł zostać odwzajemnionym, lecz podejrzewał, że nawet gdyby okoliczności im sprzyjały, nie miałby na co liczyć.
— A jak ten twój ziomek? Moje życie miłosne właściwie nie istnieje, więc chociaż podsłucham o twoim...
Nieznajomy
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:11
Przytulił się… I w jej opinii nawet trochę zbyt czule. Może coś go gryzło? Tak wyglądał. Przyszedł do najgorszej osoby, jesli tak było. Klara z trudnem wykazywała jakies resztki empatii, a w dodatku ostatnie tygodnie nie były dla niej proste z powodu śmierci babci... I smutku ojca. - Ja daję radę to Ty też. - Mruknęła tylko, wyprostowując się delikatnie. Szkoda jej tego co się stało... Nie chciała, żeby ojciec wdawał się w konflikty z jej powodu.
- Dobra, dobra, wierzę. - Przewróciła oczami. Viktor zachowywał się jakby co najmniej niebo spadało, a pocałunek o niczym przecież nie świadczy... Takie rzeczy można robić nawet dla sprawdzenia, z ciekawości. - Zaraz, chwila... - Aż oderwała plecy od ściany i spojrzała na Viktora w szoku. - Safír? Safír Fenrisson? - To było głupie pytanie, przecież w Tovoi nie mógł pracować drugi Safír, prawda? Dobrze, że od razu się przyznał, że mężczyzna jest od niego aż tyle starszy. Jednak przed oczami Klary zawitało stare wspomnienie, z właśnie mężczyzną w roli głównej. A przed oczami miała Viktora. Zachowującego się niewinnie jak nieobsrana łaka, jak dwunastolatka, która pierwszy raz cmoknęła kolegę z klasy...
Sorsa szybko podniosła się z łóżka i zajrzała do szafy.
- Ten mój nijak, ja się nie przejmuję tak jak Ty. Przespałam się z facetem, wyszłam nad ranem, nigdy więcej go nie spotkam. Życie. - Wzruszyła ramionami lekko. - Powiedz mi, Viki... Czy Ty na niego lecisz? - Nie, w sumie nie potrzebowała odpowiedzi. - Nieważne. Powinieneś trzymać się od niego z daleka.
Klara była pewna, że to nie jest znajomość, która będzie służyć Varvikowi. A później to ona będzie musiała ocierać jego łzy.
- Dobra, dobra, wierzę. - Przewróciła oczami. Viktor zachowywał się jakby co najmniej niebo spadało, a pocałunek o niczym przecież nie świadczy... Takie rzeczy można robić nawet dla sprawdzenia, z ciekawości. - Zaraz, chwila... - Aż oderwała plecy od ściany i spojrzała na Viktora w szoku. - Safír? Safír Fenrisson? - To było głupie pytanie, przecież w Tovoi nie mógł pracować drugi Safír, prawda? Dobrze, że od razu się przyznał, że mężczyzna jest od niego aż tyle starszy. Jednak przed oczami Klary zawitało stare wspomnienie, z właśnie mężczyzną w roli głównej. A przed oczami miała Viktora. Zachowującego się niewinnie jak nieobsrana łaka, jak dwunastolatka, która pierwszy raz cmoknęła kolegę z klasy...
Sorsa szybko podniosła się z łóżka i zajrzała do szafy.
- Ten mój nijak, ja się nie przejmuję tak jak Ty. Przespałam się z facetem, wyszłam nad ranem, nigdy więcej go nie spotkam. Życie. - Wzruszyła ramionami lekko. - Powiedz mi, Viki... Czy Ty na niego lecisz? - Nie, w sumie nie potrzebowała odpowiedzi. - Nieważne. Powinieneś trzymać się od niego z daleka.
Klara była pewna, że to nie jest znajomość, która będzie służyć Varvikowi. A później to ona będzie musiała ocierać jego łzy.
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:11
Dasz radę brzmiało dziwnie patetycznie w ustach Klary, ale skąd miała wiedzieć o wszystkim, co przeżywał Viktor, skoro starał się wszystko tłumić? Tylko dziś, teraz, czuł się zdesperowany, samotny, nie miał komu się wygadać; zawsze przeżywał wszystko mocniej, intensywniej i nie lubił tej części siebie i coraz częściej wątpił, czy wybrał właściwy kierunek studiów — za mocno się przejmował sprawami, których zmienić nie mógł.
— Tak, Safír Fenrisson — potwierdził skinieniem głowy. Znała go? Skąd? Och, czy to w ogóle miało znaczenie? Midgard, wbrew pozorom, nie był wcale aż tak wielkim miastem, ścieżki śniących i galdrów przecierały się w najmniej spodziewanych momentach.
— Chciałbym być w tej kwestii choć tak w połowie odważny i beztroski jak ty — westchnął, błądząc spojrzeniem po terenie kampusu rozciągającego się pod ich stopami. Grupka roześmianych dziewcząt opuściła właśnie jeden z akademików, śpiesząc się na zajęcia. Ktoś z nich wracał, gdzieś na parkingu dwójka wykładowców żarliwie o czymś dyskutowała. Nikt z nich nie miał pojęcia o przyglądającym się ich studentowi, a co dopiero o trawiących go zmartwienia.
Wrócił wzrokiem do pokoju, przyglądając się przyjaciółce; był ostatnią osobą, która oceniałaby Klarę za jej podejście do relacji z płcią przeciwną (a może nawet tą samą?). W pewnym sensie zazdrościł jej nawet tej pewności siebie i braku emocjonalnego zaangażowania.
— Wydaje mi się… Nie, jestem pewien, że go kocham — wyznał półszeptem, przytulając policzek do chłodnej szyby. Żołądek raz za razem zaciskał się nieprzyjemnie i nie wiedział już, czy był to efekt wypitego dzień wcześniej alkoholu, czy stresu, który towarzyszył mu nieprzerwanie od dnia aukcji.
Parsknął śmiechem. Oczywiście, że powinien trzymać się od Safíra z daleka; nie miał mu nic do zaoferowania poza wiadrem pełnym obciążenia psychicznego, wanną nieprzepracowanych traum oraz całym oceanem swojej miłości, która — choć czysta i szczera, być może nieco naiwna, odrobinę ślepa na niektóre fakty, ździebko głucha na pewne argumenty — nie była w stanie zapewnić Fenrissonowi tego, czego potrzebował. A potrzebował kogoś silnego, odpowiedzialnego, dorosłego; innymi słowy kogoś, kto nie był Viktorem.
— Dlaczego? — wiedział (a przynajmniej zdawało mu się, że wie, że to on jest problemem), a mimo to uległ prymitywnej ciekawości. Ciekawe, jakich argumentów użyje panna Sorsa?
— Tak, Safír Fenrisson — potwierdził skinieniem głowy. Znała go? Skąd? Och, czy to w ogóle miało znaczenie? Midgard, wbrew pozorom, nie był wcale aż tak wielkim miastem, ścieżki śniących i galdrów przecierały się w najmniej spodziewanych momentach.
— Chciałbym być w tej kwestii choć tak w połowie odważny i beztroski jak ty — westchnął, błądząc spojrzeniem po terenie kampusu rozciągającego się pod ich stopami. Grupka roześmianych dziewcząt opuściła właśnie jeden z akademików, śpiesząc się na zajęcia. Ktoś z nich wracał, gdzieś na parkingu dwójka wykładowców żarliwie o czymś dyskutowała. Nikt z nich nie miał pojęcia o przyglądającym się ich studentowi, a co dopiero o trawiących go zmartwienia.
Wrócił wzrokiem do pokoju, przyglądając się przyjaciółce; był ostatnią osobą, która oceniałaby Klarę za jej podejście do relacji z płcią przeciwną (a może nawet tą samą?). W pewnym sensie zazdrościł jej nawet tej pewności siebie i braku emocjonalnego zaangażowania.
— Wydaje mi się… Nie, jestem pewien, że go kocham — wyznał półszeptem, przytulając policzek do chłodnej szyby. Żołądek raz za razem zaciskał się nieprzyjemnie i nie wiedział już, czy był to efekt wypitego dzień wcześniej alkoholu, czy stresu, który towarzyszył mu nieprzerwanie od dnia aukcji.
Parsknął śmiechem. Oczywiście, że powinien trzymać się od Safíra z daleka; nie miał mu nic do zaoferowania poza wiadrem pełnym obciążenia psychicznego, wanną nieprzepracowanych traum oraz całym oceanem swojej miłości, która — choć czysta i szczera, być może nieco naiwna, odrobinę ślepa na niektóre fakty, ździebko głucha na pewne argumenty — nie była w stanie zapewnić Fenrissonowi tego, czego potrzebował. A potrzebował kogoś silnego, odpowiedzialnego, dorosłego; innymi słowy kogoś, kto nie był Viktorem.
— Dlaczego? — wiedział (a przynajmniej zdawało mu się, że wie, że to on jest problemem), a mimo to uległ prymitywnej ciekawości. Ciekawe, jakich argumentów użyje panna Sorsa?
Nieznajomy
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:11
Ona doskonale wiedziała, jaki Viktor był, jak reagował na te problemy, które dla Klary wydawaly się błahe. Ona miała wrażenie, że po prostu nie potrafił powiedzieć sobie "dość". Nie potrafił określić, kiedy tych emocji było za duzo, kiedy w jednej chwili oddawał komuś całego siebie, choć nie było nawet takiej potrzeby.
Dlatego właśnie cierpial. I dlatego Klara nie cierpiała.
- Kwestia doświadczenia. - Mruknęła pod nosem. Czy była beztroska w kwestii kontaków z mężczyznami? TAK. Jak najbardziej. Tak długo jak żadnej ze stron to nie przeszkadzało, nie było żadnego problemu.
Przymknęła oczy z jakimś niewyjaśnionym spokojem. Te słowa były tak łatwo rzucone, że prawie trudno było w nie uwierzyć. Klara była niemal pewna, że żadna osoba, którą spotkała nie wywołała u niej uczucia miłości. Emocje były tak trudne do wykrzesania, tak bardzo trudne w zdiagnozowaniu. Chociaż był ktoś, kogo kiedyś potrafiła nazwać swoją miłością. Dopiero po latach zastanawiała się czy to na pewno było takie uczucie, bo nie zdawała sobie sprawy czy w ogóle je zna. Zdecydowanie kochała miłością rodzinną. Kochała babcię, kochała tatę… Ale czy drugą osobę, która była niezwiązana z nią krwią?
Nawet swoją matkę darzyła nienawiścią.
- Tym bardziej powinieneś. - powiedziała poważnie, spoglądając na przyjaciela wręcz ciężkim wzrokiem, świdrującym go na wskroś. Co sprawiało, że u niego to uczucie pojawiło się tak po prostu? I już przy pierwszym pocalunku? Czy to te sławne motyle w brzuchu? Zawsze uwazała, że to po prostu mylne skojarzenie, a tak naprawdę połączone było ze stresem. Stresem przed odrzuceniem i zmarnowaniem okazji, przed ośmieszeniem się w oczach kogoś, kto był dla nas ważny. - Bo możesz nie być jedyny.
Argument logiczny nigdy nie przemówi do kogoś, kto rzucił słowem "kocham". Będzie musiała to załatwić… I to jak najszybciej. Pomimo tego, że po przekroczeniu lat dwudziestu granica dojrzałości bardziej się zacierała, były pewne progi wiekowe dojrzałości nie do przeskoczenia. Nie chciała, by Viktor został zmanipulowany w coś, czego nie powinien robić.
Wyciągnęła z szafy ręcznik i kilka fatałaszków do narzucenia na siebie. - Idę pod prysznic. Jeśli chcesz wyjść, nie zamykaj drzwi. - Czuła się taka nieświeża po wczorajszej imprezie.
Dlatego właśnie cierpial. I dlatego Klara nie cierpiała.
- Kwestia doświadczenia. - Mruknęła pod nosem. Czy była beztroska w kwestii kontaków z mężczyznami? TAK. Jak najbardziej. Tak długo jak żadnej ze stron to nie przeszkadzało, nie było żadnego problemu.
Przymknęła oczy z jakimś niewyjaśnionym spokojem. Te słowa były tak łatwo rzucone, że prawie trudno było w nie uwierzyć. Klara była niemal pewna, że żadna osoba, którą spotkała nie wywołała u niej uczucia miłości. Emocje były tak trudne do wykrzesania, tak bardzo trudne w zdiagnozowaniu. Chociaż był ktoś, kogo kiedyś potrafiła nazwać swoją miłością. Dopiero po latach zastanawiała się czy to na pewno było takie uczucie, bo nie zdawała sobie sprawy czy w ogóle je zna. Zdecydowanie kochała miłością rodzinną. Kochała babcię, kochała tatę… Ale czy drugą osobę, która była niezwiązana z nią krwią?
Nawet swoją matkę darzyła nienawiścią.
- Tym bardziej powinieneś. - powiedziała poważnie, spoglądając na przyjaciela wręcz ciężkim wzrokiem, świdrującym go na wskroś. Co sprawiało, że u niego to uczucie pojawiło się tak po prostu? I już przy pierwszym pocalunku? Czy to te sławne motyle w brzuchu? Zawsze uwazała, że to po prostu mylne skojarzenie, a tak naprawdę połączone było ze stresem. Stresem przed odrzuceniem i zmarnowaniem okazji, przed ośmieszeniem się w oczach kogoś, kto był dla nas ważny. - Bo możesz nie być jedyny.
Argument logiczny nigdy nie przemówi do kogoś, kto rzucił słowem "kocham". Będzie musiała to załatwić… I to jak najszybciej. Pomimo tego, że po przekroczeniu lat dwudziestu granica dojrzałości bardziej się zacierała, były pewne progi wiekowe dojrzałości nie do przeskoczenia. Nie chciała, by Viktor został zmanipulowany w coś, czego nie powinien robić.
Wyciągnęła z szafy ręcznik i kilka fatałaszków do narzucenia na siebie. - Idę pod prysznic. Jeśli chcesz wyjść, nie zamykaj drzwi. - Czuła się taka nieświeża po wczorajszej imprezie.
Bezimienny
Re: 01.12.2000 – Dom studencki „Spire” – U. Sorsa, Bezimienny: V. Varvik & Nieznajomy: K. Sorsa Sro 21 Sie - 22:11
Od zawsze był samotny; zauważył to jeszcze na długo zanim matka rzuciła się w otchłań fiordu, a ojczym postanowił pozostać w Tromsø, jakby wraz ze śmiercią Lumi zniknęło wszystko, co łączyło go z przybranym synem. Viktor odkąd pamiętał czuł się wyobcowany — cichy, spokojny (zbyt spokojny jak na swój wiek; pośród mglistych wspomnień pojawiał się pokój pełen zabawek — na pewno nie jego — oraz kobieta o rozmytej twarzy, chyba psycholog dziecięcy. Podejrzewano, że może nie rozwijać się prawidłowo?), nie śmiał się głośno (Mads tego nie lubił), ani nie płakał przy innych, choć oczy piekły od zbierających się pod powiekami łez (stary Vårvik twierdził, że to oznaka słabości, a jemu nie wolno okazywać słabości, bo inaczej świat to go zgniecie).
Nie miał nikogo, więc kiedy tylko pojawił się ktoś, kto okazał mu chociaż odrobinę uwagi, minimum życzliwości, garść wyrozumienia, oddawał się cały, naiwnie wierząc, że w ten sposób uda mu się przy sobie zatrzymać drugą stronę. I przeżywał wszystko, mocno, intensywnie, dorabiał teorię każdemu gestowi, posłanemu uśmiechowi, skrzyżowanemu spojrzeniu, mimo, że wiedział, że nie powinien.
Przełknął nerwowo ślinę, gdy przyjaciółka pozostała przy swoim stanowisku. Przygryzł policzek od środka, kiedy dodała, że Viktor może nie być jedynym, który kocha się w Safirze. Rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie był w stanie wyartykułować pytania. Nie wiedział zresztą, o co powinien zapytać, w głowie pojawiło się tysiąc, nie, dziesiątki tysięcy myśli oraz scenariuszy naraz, wszystkie uparcie zmierzające do tego, że powinien trzymać się z daleka od Fenrissona, bo nie był dla niego wystarczająco dobry. Co taki dzieciak jak on mógłby zaoferować dojrzałemu mężczyźnie, no co? Być może nie o to chodziło Klarze, ale nie miał okazji jej już o to zapytać.
Wyszła, a Viktor poczuł, jak pierwsze gorące krople spływają po policzkach. Pośpiesznie otarł je rękawem, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do mieszkania.
Viktor i Klara z tematu
Nie miał nikogo, więc kiedy tylko pojawił się ktoś, kto okazał mu chociaż odrobinę uwagi, minimum życzliwości, garść wyrozumienia, oddawał się cały, naiwnie wierząc, że w ten sposób uda mu się przy sobie zatrzymać drugą stronę. I przeżywał wszystko, mocno, intensywnie, dorabiał teorię każdemu gestowi, posłanemu uśmiechowi, skrzyżowanemu spojrzeniu, mimo, że wiedział, że nie powinien.
Przełknął nerwowo ślinę, gdy przyjaciółka pozostała przy swoim stanowisku. Przygryzł policzek od środka, kiedy dodała, że Viktor może nie być jedynym, który kocha się w Safirze. Rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie był w stanie wyartykułować pytania. Nie wiedział zresztą, o co powinien zapytać, w głowie pojawiło się tysiąc, nie, dziesiątki tysięcy myśli oraz scenariuszy naraz, wszystkie uparcie zmierzające do tego, że powinien trzymać się z daleka od Fenrissona, bo nie był dla niego wystarczająco dobry. Co taki dzieciak jak on mógłby zaoferować dojrzałemu mężczyźnie, no co? Być może nie o to chodziło Klarze, ale nie miał okazji jej już o to zapytać.
Wyszła, a Viktor poczuł, jak pierwsze gorące krople spływają po policzkach. Pośpiesznie otarł je rękawem, a potem jak gdyby nigdy nic wrócił do mieszkania.
Viktor i Klara z tematu