:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
10.03.2001 – Kuchnia – U. Sorsa & Bezimienny: U. Lofgren
2 posters
Untamo Sorsa
10.03.2001 – Kuchnia – U. Sorsa & Bezimienny: U. Lofgren Sro 21 Sie - 22:00
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
10.03.2001
Pachnące skwarki podskakiwały na patelni, gdy tylko uniósł z niej pokrywę, a zaklęcie, którym podgrzewał naczynie zelżało. Syknął krótko, z niezadowoleniem obserwując drobne plamki tłuszczu, osiadające na blacie kuchennym i pokręcił głową. Po wszystkim uśmiechnął się jednak ukradkiem, do stojącej w tym samym pomieszczeniu, drobnej dziewczyny w wieku jego córki. Ulla Lofgren była córką jego przyjaciela z Kruczej Straży, dziewczyną, która podążała drogą swojego ojca i teraz, kiedy patrzył na nią z pewną troską, miał tylko nadzieję, że nigdy nie skończy tak jak on. Młoda Strażniczka wyglądała przecież tak niepozornie - jej długie, zmierzwione włosy wydawały się przeszkadzać przy pracy przy biurku, a młodzieńcze rysy twarzy sprawiały, że na ten moment nie budziła jeszcze większego poważania samym swoim wizerunkiem.
Ciekawe czy za kilkanaście lat, kiedy on sam będzie na emeryturze i w pewnym sensie - pozbawiony sił, których obecnie miał jeszcze tak wiele, znowu będą spotykać się na kolacjach, które przypominać miały domowe obiady? Wtedy ona założy już rodzinę, cieszyć się będzie z uśmiechów swoich dzieci, a nie myśleć o kimś, kto z wyrzutów sumienia, sympatii i współczucia zdecydował się wziąć dziewczynę pod swoje skrzydła.
- Podaj mi komle - powiedział, wskazując na talerzy z parującymi, ziemniaczanymi kluskami. Danie kuchni norweskiej, które lata temu wykonywała jeszcze jego matka, ulepił sam. Nigdy nie miał problemów z gotowaniem, pomimo iż to jakiwło się w konserwatywnym świecie jako zajęcie bardziej kobiece, niż męskie. Dopiero teraz jednak, a raczej od czasu kiedy Essi została osobą niepełnosprawną umysłowo i fizycznie, był wręcz zmuszony do karmienia siebie i jej. Relaksujące zajęcie to, pozwoliło mu na zdobywanie sympatii znajomych i sąsiadków, których z wielką chęcią zapraszał do siebie i karmił. Samotność była ciężka, a jeżeli znaleźć mógł tak prosty sposób na otoczenie się ludźmi mu przychylnymi, czemu miałby się powstrzymywać? - Chcesz więcej tłuszczu? Czy się odchudzasz? - zapytał nieco zaczepnie, jednak myśl tą po chwili miał wyjaśnić. - Ostatnio w magibusie przez ramię czytałem artykuł o tym jaka sylwetka będzie modna na lato. Odynie, nie pytaj co mnie podkusiło... Mówiono, że dziewczyny które chcą dobrze wyglądać, muszą jeść tylko sałatki - zamarudził, jak to na człowieka w średnim wieku przystało, chociaż w mniej złośliwy sposób niż można by się było tego spodziewać. - Moja mama zawsze mówiła Klarze, że młode dziewczyny muszą jeść mięso, bo tylko wtedy są zdrowe.
Podał Ulrice jej talerz i wskazał dłonią, by razem udali się do stołu.
- Klara wyjechała na Islandię na praktyki, od kiedy sytuacja z Wyzwolonymi zrobiła się gorąca, opiekun jej praktyk przeniósł się do tamtejszej placówki - wytłumaczył brak swojej córki na obiedzie. Zresztą - te ostatnimi czasy i tak częściej jadał ze znajomymi czy sam, niż z córką - widocznie nie było im po drodze. - Rozmawiałem o nich z wicekomendant. W sensie... No o Wyzwolonych - usiadł na krześle, na którym zawsze siadał (miał swoje ulubione miejsce przy stole z widokiem na drzwi wyjściowe. - Smacznego, swoją drogą - wtrącił, ale szybko wrócił na właściwe tory rozmowy. - Ale wydaje mi się, że ten temat jest dla niej... Niewygodny. Pewnie politycznie niewygodny - objaśnił, powoli przechodząc do jedzenia.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Bezimienny
Re: 10.03.2001 – Kuchnia – U. Sorsa & Bezimienny: U. Lofgren Sro 21 Sie - 22:00
Tworzyły ich różne gliny i utrwaliły odmienne języki ognia ambicji, których rozgrzany oddech wyścielał wnętrzności pieca, wzmacniając kontury kształtów, początkowo plastycznych pod naciskami garncarskich dłoni dzieciństwa oraz adolescencji; ona, pomimo przekroczonych bezwzględnie swoich wrót dorosłości, była wciąż niestabilna, niczym imago, które dopiero przebiło wyschnięty kokon, czekając, aż płachty skrzydeł dojrzeją do pełnej formy; nie znała wciąż samej siebie, nie w zupełności, po kres horyzontu duszy. Nie mogła obecnie liczyć na całkowitą trafność wysnutych przez siebie wizji, na trwałe, oszlifowane przekonanie, jakim będzie człowiekiem, kim stanie się w przyszłych latach, gdy porcje pyłu kurzące się w jej umyśle zdołają nareszcie opaść. Pomimo tego, odnosiła wrażenie (zawsze, niemal niezmiennie), że w ich wyborze kariery oficerów Kruczej Straży znajdowała się pewna, skrywana skrzętnie przed światem nuta egoizmu. Na warstwie chęci pomocy zaległa okrywa śniedzi dążącej, by zyskać wolność mieniącą się na jej płytach jak złote kosmyki słońca. Szukali, choćby krótkiej wolności od własnych, stłoczonych obaw, przechodząc na terytoria trosk różnorodnych ludzi, obcych, niepowiązanych.
Kiedy gratulowała oficerowi Sorsie awansu na stopień zastępcy dowódcy Wydziału Kryminalno-Śledczego, niektóre ze swoich stwierdzeń zachowała we wnętrzu; wiedziała, że doskonale podoła wyznaczonym mu, nowym obowiązkom ze względu na niewątpliwe, czerpane latami doświadczenie. Właściwa osoba na równie właściwym miejscu; cieszyła się, że nareszcie jego oddanie profesji funkcjonariusza zyskało choćby pierwiastek docenienia przez szereg najwyższych szczebli.
- Słucham? - wyrwana z lepkiej żywicy zamyślenia, przez krótki moment wyraźniej obecna ciałem niż pokładami ducha (spełniając pomimo tego wdrożoną przed chwilą prośbę - podała knedle bez zbędnej szczypty opóźnienia). - Nie, nie odchudzam się… Skąd podobne pytanie? - uniosła barwę spojrzenia nasączoną zdziwieniem, czystym, pozbawionym irytacji czy innych cząstek emocji. Nawet, jeśli Klara była przecież w jej wieku - rozumiała, że bez wątpienia brakuje mu w tym momencie jej obecności - wyrwa różnicy pokoleń sprawiała, że spoglądali inaczej na otoczenie świata. Sama nie była jednak wyraźnie zainteresowana kwestią diety sałatkowej, nie zwracała uwagi na podobne rozmowy i wykrzykniki trendów objętych w nagłówkach gazet, nie zamierzała ich w żaden sposób oceniać, ani tym bardziej wdrażać w rutynę swojego życia. Spośród nowości zdecydowanie największy entuzjazm budziła w niej technologia, zarówno całkiem magiczna jak utworzona przez śniących, których dynamiczny rozwój, odkąd sięgała pamięcią, rozświetlał w niej fascynację.
Po krótkim, bliźniaczym smacznego, wstrzymała się gdzieś w połowie przeżuwanego kęsa. Trybiki myśli wznowiły wytrwałą pracę; mimo, że o rozmowie wciąż nie wiedziała wiele, wiedziała wystarczająco. Przełknęła cząstkę posiłku, przytwierdzając spojrzenie do fizjonomii mężczyzny. Odczekała przez moment, chcąc zważyć zastygłe słowa, gładzące ospałą krtań.
- Wszyscy wiemy o plotkach, krążących pośród mieszkańców - zaczęła mówić stłumionym poufałością tonem. Czasami odnosiła wrażenie, że pozwalała sobie na stanowczo zbyt wiele, wywlekając na światło dzienne stanowczo zbyt niewygodne, gryzące ich skóry treści. Nie trzeba było jednakże wybrać kariery przyszłego oficera wywiadu, by zdobyć podobne informacje; plotki szumiały ciągle niczym kołtuny chwastów ogłuszających młode i pełne nadziei pędy. W przeciwieństwie do części równie młodych stażystów, dopiero przystępujących przez progi Kruczej Straży - nie idealizowała swojego miejsca pracy. To samo miejsce, kilkanaście lat wcześniej - odebrało jej ojca.
- Wygląda na to - stwierdziła - że mogą okazać się prawdziwe - doprowadziła zdanie do zwieńczonego końca, czując, że jej dłoń zacisnęła się silniej na rękojeści sztućca. Mówiła jednak to, co uznała za słuszne - nie pilnowała się w jego towarzystwie podobnie jak pośród innych przełożonych, zwłaszcza, kiedy nie przebywali w kwaterze przepełnionej oczami i uszami postronnych funkcjonariuszy. Podczas wspólnych posiłków oraz toczonych rozmów, oboje, na swój sposób leczyli wrzód samotności; powstałej z różnych powodów, chociaż zawsze, bezwzględnie, sprowadzanej tylko-aż do jednego.
Do pustki, której przenigdy nie byli w stanie załatać.
Kiedy gratulowała oficerowi Sorsie awansu na stopień zastępcy dowódcy Wydziału Kryminalno-Śledczego, niektóre ze swoich stwierdzeń zachowała we wnętrzu; wiedziała, że doskonale podoła wyznaczonym mu, nowym obowiązkom ze względu na niewątpliwe, czerpane latami doświadczenie. Właściwa osoba na równie właściwym miejscu; cieszyła się, że nareszcie jego oddanie profesji funkcjonariusza zyskało choćby pierwiastek docenienia przez szereg najwyższych szczebli.
- Słucham? - wyrwana z lepkiej żywicy zamyślenia, przez krótki moment wyraźniej obecna ciałem niż pokładami ducha (spełniając pomimo tego wdrożoną przed chwilą prośbę - podała knedle bez zbędnej szczypty opóźnienia). - Nie, nie odchudzam się… Skąd podobne pytanie? - uniosła barwę spojrzenia nasączoną zdziwieniem, czystym, pozbawionym irytacji czy innych cząstek emocji. Nawet, jeśli Klara była przecież w jej wieku - rozumiała, że bez wątpienia brakuje mu w tym momencie jej obecności - wyrwa różnicy pokoleń sprawiała, że spoglądali inaczej na otoczenie świata. Sama nie była jednak wyraźnie zainteresowana kwestią diety sałatkowej, nie zwracała uwagi na podobne rozmowy i wykrzykniki trendów objętych w nagłówkach gazet, nie zamierzała ich w żaden sposób oceniać, ani tym bardziej wdrażać w rutynę swojego życia. Spośród nowości zdecydowanie największy entuzjazm budziła w niej technologia, zarówno całkiem magiczna jak utworzona przez śniących, których dynamiczny rozwój, odkąd sięgała pamięcią, rozświetlał w niej fascynację.
Po krótkim, bliźniaczym smacznego, wstrzymała się gdzieś w połowie przeżuwanego kęsa. Trybiki myśli wznowiły wytrwałą pracę; mimo, że o rozmowie wciąż nie wiedziała wiele, wiedziała wystarczająco. Przełknęła cząstkę posiłku, przytwierdzając spojrzenie do fizjonomii mężczyzny. Odczekała przez moment, chcąc zważyć zastygłe słowa, gładzące ospałą krtań.
- Wszyscy wiemy o plotkach, krążących pośród mieszkańców - zaczęła mówić stłumionym poufałością tonem. Czasami odnosiła wrażenie, że pozwalała sobie na stanowczo zbyt wiele, wywlekając na światło dzienne stanowczo zbyt niewygodne, gryzące ich skóry treści. Nie trzeba było jednakże wybrać kariery przyszłego oficera wywiadu, by zdobyć podobne informacje; plotki szumiały ciągle niczym kołtuny chwastów ogłuszających młode i pełne nadziei pędy. W przeciwieństwie do części równie młodych stażystów, dopiero przystępujących przez progi Kruczej Straży - nie idealizowała swojego miejsca pracy. To samo miejsce, kilkanaście lat wcześniej - odebrało jej ojca.
- Wygląda na to - stwierdziła - że mogą okazać się prawdziwe - doprowadziła zdanie do zwieńczonego końca, czując, że jej dłoń zacisnęła się silniej na rękojeści sztućca. Mówiła jednak to, co uznała za słuszne - nie pilnowała się w jego towarzystwie podobnie jak pośród innych przełożonych, zwłaszcza, kiedy nie przebywali w kwaterze przepełnionej oczami i uszami postronnych funkcjonariuszy. Podczas wspólnych posiłków oraz toczonych rozmów, oboje, na swój sposób leczyli wrzód samotności; powstałej z różnych powodów, chociaż zawsze, bezwzględnie, sprowadzanej tylko-aż do jednego.
Do pustki, której przenigdy nie byli w stanie załatać.
Untamo Sorsa
Re: 10.03.2001 – Kuchnia – U. Sorsa & Bezimienny: U. Lofgren Sro 21 Sie - 22:00
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Chyba faktycznie ich pokolenia różniły się za bardzo – widział to nawet po ubiorze, który różnił się, nawet jeżeli obydwoje nie pozostawali „modni”. Widział to w sposobie wysławiania się, w podejściu do pracy, w podejściu do zakładania rodziny, a nawet w przypadku rozmów przy stole, które kreowały pomiędzy nimi jakąś chłodną przestrzeń.
Untamo był świadom – nigdy nie stworzą relacji na różnych zasadach. Zawsze będzie dla niej starszym „kolegą”, a może raczej „kolegą ojca”, który poczuwał się do tego, by spędzać z nią czas – nie wiedzieć czy z sympatii, czy powinności. Zawsze będzie w wyższej pozycji – doświadczenia życiowego, stażu pracy czy prozaicznego wieku. Przyzwyczajony do funkcjonowania z niezależną nastolatką, jaką swego czasu była Klara, nie reagował na skąpe odpowiedzi Ulli gniewem czy frustracją – czuł jednak, że ta pozsiadała myśli mu nieujawnione. Skrywała coś, a być może bała się o czymś wspomnieć.
Naciskanie nic nie da, przecież było to oczywiste, ale może zastosowanie uprzejmej dociekliwości wystarczy? Zatajonej pod równie uprzejmym tonem?
- Plotkach dotyczących…? – mówił, wcale nie udając, że nie słyszał nic. Wydawał się poszukiwać toku jej myślenia – dojść, o który właściwie temat jej chodziło. Wyzwoleni, poruszeni przez niego w pełnej szczerości, byli tylko jednym z wielu tematów, obecnie znajdujących się na językach mieszkańców. – Pomimo tego, że mam dostęp do większej ilości informacji niż ty, niewiele wiem na pewno. W kwestii pogoni za genetycznymi, ale i w kwestii ślepców. Serce mi pęka, kiedy to mówię, ale ludzie nam nie ufają. Coraz mniej osób wierzy, że umiemy utrzymać porządek, skoro tak często na ulicach dzieją się ostatnio zamieszki – jakoś na krótką chwilę stracił apetyt. Gardło zacisnęło się niczym imadło, a myśli ciążyły niczym stal. Nie wiedział ile mógł powiedzieć Ulli jako stażystce, wiedział jednak, że chciał by znała jego zdanie jako przyjaciółka rodziny. – Ich słowa… Mogą faktycznie okazać się prawdziwe. Wyjątkowe czasy wymagając wyjątkowych rozwiązań. A władze trochę boją się je podejmować… – wypowiedź zakończył westchnieniem i powrócił do przerzucania posiłku na talerzu.
To co opanowali do perfekcji, poza wspólnym leczeniem się z samotności, była z pewnością zdolność do obrzydzania sobie posiłku gorzkimi tematami. Uśmiechnął się do tej myśli, chociaż w stosunku do ostatnich wypowiedzianych słów mogło wyglądać to nienaturalnie. Zdał sobie z tego sprawę, więc wyjaśnił:
- Ja jako siwy facet mam powinność marudzić, ale jeżeli dalej tak pójdzie, zestarzejesz się razem ze mną… – chciał podlać ich rozmowę chociaż odrobiną serdecznej przekory. Przecież obydwoje zasługiwali na trochę frywolnego odpoczynku.
Untamo był świadom – nigdy nie stworzą relacji na różnych zasadach. Zawsze będzie dla niej starszym „kolegą”, a może raczej „kolegą ojca”, który poczuwał się do tego, by spędzać z nią czas – nie wiedzieć czy z sympatii, czy powinności. Zawsze będzie w wyższej pozycji – doświadczenia życiowego, stażu pracy czy prozaicznego wieku. Przyzwyczajony do funkcjonowania z niezależną nastolatką, jaką swego czasu była Klara, nie reagował na skąpe odpowiedzi Ulli gniewem czy frustracją – czuł jednak, że ta pozsiadała myśli mu nieujawnione. Skrywała coś, a być może bała się o czymś wspomnieć.
Naciskanie nic nie da, przecież było to oczywiste, ale może zastosowanie uprzejmej dociekliwości wystarczy? Zatajonej pod równie uprzejmym tonem?
- Plotkach dotyczących…? – mówił, wcale nie udając, że nie słyszał nic. Wydawał się poszukiwać toku jej myślenia – dojść, o który właściwie temat jej chodziło. Wyzwoleni, poruszeni przez niego w pełnej szczerości, byli tylko jednym z wielu tematów, obecnie znajdujących się na językach mieszkańców. – Pomimo tego, że mam dostęp do większej ilości informacji niż ty, niewiele wiem na pewno. W kwestii pogoni za genetycznymi, ale i w kwestii ślepców. Serce mi pęka, kiedy to mówię, ale ludzie nam nie ufają. Coraz mniej osób wierzy, że umiemy utrzymać porządek, skoro tak często na ulicach dzieją się ostatnio zamieszki – jakoś na krótką chwilę stracił apetyt. Gardło zacisnęło się niczym imadło, a myśli ciążyły niczym stal. Nie wiedział ile mógł powiedzieć Ulli jako stażystce, wiedział jednak, że chciał by znała jego zdanie jako przyjaciółka rodziny. – Ich słowa… Mogą faktycznie okazać się prawdziwe. Wyjątkowe czasy wymagając wyjątkowych rozwiązań. A władze trochę boją się je podejmować… – wypowiedź zakończył westchnieniem i powrócił do przerzucania posiłku na talerzu.
To co opanowali do perfekcji, poza wspólnym leczeniem się z samotności, była z pewnością zdolność do obrzydzania sobie posiłku gorzkimi tematami. Uśmiechnął się do tej myśli, chociaż w stosunku do ostatnich wypowiedzianych słów mogło wyglądać to nienaturalnie. Zdał sobie z tego sprawę, więc wyjaśnił:
- Ja jako siwy facet mam powinność marudzić, ale jeżeli dalej tak pójdzie, zestarzejesz się razem ze mną… – chciał podlać ich rozmowę chociaż odrobiną serdecznej przekory. Przecież obydwoje zasługiwali na trochę frywolnego odpoczynku.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Bezimienny
Re: 10.03.2001 – Kuchnia – U. Sorsa & Bezimienny: U. Lofgren Sro 21 Sie - 22:01
Nigdy nie uważała, że świat ma słuszne proporcje - nigdy nie spoglądała na pejzaż szarej codzienności, łudząc się, że większość spotkanych ludzi, przechodniów o twarzach z bladą, spłowiałą obojętnością, ma zawsze dobre intencje. Nie przystąpiła do Kruczej Straży z nadrzędną, szlachetną myślą, że zdoła odmienić srogą i szorstką w dotyku rzeczywistość - wierzyła, w zamian za to, że całe jej poświęcenie pracy przyniesie odrobinę przebłysków skromnej choć niewątpliwie potrzebnej wszystkim nadziei. Miała w zamiarze kontynuować ścieżkę, której serpentynami podążał wcześniej jej ojciec - poruszać się po terenach stromych i niewygodnych, z oddechem śmierci czyhającym tuż przy nasadzie karku. Myśl o udaniu się w ślady dawnego Wysłannika Forsetiego zstąpiła na nią zupełnie nieświadomie i naturalnie niczym szept intuicji, jak instynktowne spostrzeżenie. Przeciwnie do niego o wiele lepiej odnajdywała się w samym zaskarbieniu sobie przeróżnych informacji - już na samym początku wstąpiła w szeregi oficerów z udzielającą się, głośną myślą, że będzie oficerem wywiadu.
Wyzwoleni, pojawiający się na ulicach miasta, byli organizacją, jakiej nie sposób zignorować, zaprzeczyć jej szkodliwemu istnieniu dudniącemu wyrażanymi donośnie poglądami. Widziała niekiedy grupki pragnące skłonić przechodniów do poszerzenia swoich rzędów uprzedzeń wobec przedstawicieli większości genetyk, widziała rozwieszone plakaty powielające przyjęte, zabarwione jaskrawością stereotypy, przypisujące określonym osobom wyłącznie negatywne cechy szkodzące ogólnemu społeczeństwu. Była wprost przekonana, że udało im się przekonać część osób - niestety - część niesłychanie podatną na różne manipulacje. Ryzyko wzrastającej wrogości wzmagało się przecież z każdą, kolejną, huczącą demonstracją, każdym wystawianiem na próbę przysługujących praw. Miała świadomość licznych, daleko idących zagrożeń - jej umiejętność więzi z przybrańcem, chociaż nabyta, wybrana w przypływie świadomej woli, budziła zawsze emocje i kontrowersje, stąd pojmowała dość dobrze pęczniejącą ponad głowami sytuację, atmosferę zaciskającą się coraz silniej na kruchym obwodzie szyi.
Chciałaby się nie martwić; odetchnąć czystą beztroską, zachłysnąć się bez przeczucia, które pełzało jak czerw; bez uporczywych trzasków mechanizmu tworzących się zamaszyście obaw. Chciała - choć równocześnie nie była obecnie w stanie.
- Dojrzałość jest przywilejem. Niestety, ale na swoją będę musiała jeszcze zapracować - wskrzesiła uśmiech do próby doprawienia mdłej sytuacji rozbawieniem. Półżartobliwość w zamian za półżartobliwość; niezależnie od podjętego tematu czuła się nade wszystko swobodnie, w międzyczasie przeżuwając kolejne kęsy posiłku, zanim ostatecznie wystygnie. Dojrzałość jest przywilejem, na który wielu moich krewnych nie mogło sobie pozwolić. Nie zależało jej na tym, aby się zestarzeć, mieć swoją gromadkę wnuków, które mogłaby rozpieszczać, nie zależało jej na błogiej stabilności; jedynym, czego pragnęła, było życie w rozdziale tu-i-teraz oraz spełnianie się w wyznaczonych celach i pasji.
- Czuję się winna rozdrapywania tego tematu, ale… Tak, mam wrażenie, że zastrzeżenia wobec naszej pracy rosną. To jednak nie jest w tym momencie przyczyną mojego niepokoju - wyznała. Nie mogła nagle zamilknąć, wycofać się i udawać, że pozostaje całkowicie niewzruszona na głosy niosące się razem z nurtem przechodniów. Słyszała i widziała wiele; jako przyszła oficer wywiadu próbowała kolekcjonować informacje jak skarby trzymane skrzętnie na półkach swojej czujnej pamięci.
- Chodzi o Wyzwolonych i ich coraz śmielsze poczynania - sprecyzowała główne źródło swoich obaw, dostrzegając coraz agresywniejsze poglądy przedstawiane na plakatach oraz wykrzykiwane w postaci surowych haseł.
Porozmawiali jeszcze chwilę na ten temat, by później udać się w swoją stronę.
Ulla i Untamo z tematu
Wyzwoleni, pojawiający się na ulicach miasta, byli organizacją, jakiej nie sposób zignorować, zaprzeczyć jej szkodliwemu istnieniu dudniącemu wyrażanymi donośnie poglądami. Widziała niekiedy grupki pragnące skłonić przechodniów do poszerzenia swoich rzędów uprzedzeń wobec przedstawicieli większości genetyk, widziała rozwieszone plakaty powielające przyjęte, zabarwione jaskrawością stereotypy, przypisujące określonym osobom wyłącznie negatywne cechy szkodzące ogólnemu społeczeństwu. Była wprost przekonana, że udało im się przekonać część osób - niestety - część niesłychanie podatną na różne manipulacje. Ryzyko wzrastającej wrogości wzmagało się przecież z każdą, kolejną, huczącą demonstracją, każdym wystawianiem na próbę przysługujących praw. Miała świadomość licznych, daleko idących zagrożeń - jej umiejętność więzi z przybrańcem, chociaż nabyta, wybrana w przypływie świadomej woli, budziła zawsze emocje i kontrowersje, stąd pojmowała dość dobrze pęczniejącą ponad głowami sytuację, atmosferę zaciskającą się coraz silniej na kruchym obwodzie szyi.
Chciałaby się nie martwić; odetchnąć czystą beztroską, zachłysnąć się bez przeczucia, które pełzało jak czerw; bez uporczywych trzasków mechanizmu tworzących się zamaszyście obaw. Chciała - choć równocześnie nie była obecnie w stanie.
- Dojrzałość jest przywilejem. Niestety, ale na swoją będę musiała jeszcze zapracować - wskrzesiła uśmiech do próby doprawienia mdłej sytuacji rozbawieniem. Półżartobliwość w zamian za półżartobliwość; niezależnie od podjętego tematu czuła się nade wszystko swobodnie, w międzyczasie przeżuwając kolejne kęsy posiłku, zanim ostatecznie wystygnie. Dojrzałość jest przywilejem, na który wielu moich krewnych nie mogło sobie pozwolić. Nie zależało jej na tym, aby się zestarzeć, mieć swoją gromadkę wnuków, które mogłaby rozpieszczać, nie zależało jej na błogiej stabilności; jedynym, czego pragnęła, było życie w rozdziale tu-i-teraz oraz spełnianie się w wyznaczonych celach i pasji.
- Czuję się winna rozdrapywania tego tematu, ale… Tak, mam wrażenie, że zastrzeżenia wobec naszej pracy rosną. To jednak nie jest w tym momencie przyczyną mojego niepokoju - wyznała. Nie mogła nagle zamilknąć, wycofać się i udawać, że pozostaje całkowicie niewzruszona na głosy niosące się razem z nurtem przechodniów. Słyszała i widziała wiele; jako przyszła oficer wywiadu próbowała kolekcjonować informacje jak skarby trzymane skrzętnie na półkach swojej czujnej pamięci.
- Chodzi o Wyzwolonych i ich coraz śmielsze poczynania - sprecyzowała główne źródło swoich obaw, dostrzegając coraz agresywniejsze poglądy przedstawiane na plakatach oraz wykrzykiwane w postaci surowych haseł.
Porozmawiali jeszcze chwilę na ten temat, by później udać się w swoją stronę.
Ulla i Untamo z tematu