:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren
3 posters
Bezimienny
12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:42
12.03.2001
Niebo nad luźnym wieńcem jej jasnych, pszenicznych włosów przybrało odcień błękitu; radosny, czysty z niewielką liczbą pierzastych kleksów obłoków. Powietrze, o wiele lżejsze - przynajmniej tak uważała - traciło stalowy posmak bezwzględnej tyranii zimy. Rozchylone rzędami niczym dłonie w modlitwie nagie gałęzie drzew były pełne nadziei, nadziei na nadchodzącą jutrzenkę nowej pory roku, błogosławionej przez boginię Ostarę. Odpoczynek od pracy zaczął się wyśmienicie; Hvískr, oczywiście, podążał wytrwale za nią, krążąc w powietrzu lub przysiadając za bramą dyskretnego dystansu, wciąż nie spuszczając jej sylwetki z uważnych, ciemnych paciorków ślepi. Wiedziała, że potrzebuje podobnych, wzorzystych chwil, podobnej cząstki wolności spijanej jak orzeźwienie wspaniałej substancji trunku. Sytuacja, w której znalazła się Krucza Straż, nie uległa w najbliższych tygodniach polepszeniu; sama była zmuszona zgłaszać na początku marca zaginięcie jednego ze swych sąsiadów, który, na dopełnienie tragedii pozostawił pod jej opieką wytrwale oczekującego nadejścia właściciela czworonoga. Ciemne, spowijające wizje, odkrycia oraz przewidywania udzielały się wszystkim bez względu na niezachwianie i bagaż dźwiganego doświadczenia. Wszystko stało się jednym słowem niemal przytłaczające, a ona sama obserwowała wielu wyżej postawionych oficerów tonących wśród bezradności nierozwikłanej masy przeróżnych, wciąż prowadzonych śledztw. Udała się w stronę Ogrodów Baldura, wspólnie uznaną za doskonały początek dla pierwszego powitalnie-wiosennego spaceru. Nawet, jeśli obecnie nie rozkwitały pełnią swojego barwnego piękna, rzeźby przedstawiające panteon bogów, herosów i bliższe, historyczne postaci mające niepodważalny udział w powstawaniu Midgardu, tworzyły wyjątkowo malowniczy, urzekający obraz. Przystanęła na skwerku, który tego dnia nie był jeszcze zatłoczony; chłód nadal kąsał, nadgryzając najmniejsze, odsłonięte partie skóry i wykrzesując na policzkach poświatę lekkich rumieńców.
- Słyszałeś o zwyczaju panującym w tym miejscu? - rzuciła lekko po prostym powitaniu do Soelberga, nanosząc na płótno twarzy nienatarczywy uśmiech. Nawet, gdy była blisko, zdawała się wciąż odległa; zupełnie, jakby część myśli, część jej osoby należała gdzie indziej, ukryta jak senna mara. Była pomimo tego paradoksalnie uważna, zawsze niezwykle celnie zbierając wnioski z masy spostrzeżeń splecionej działaniem zmysłów. Pole widzenia, dzielone z jej pierzastym przyjacielem pozwalało ponadto wyciągać jej wiele innych wniosków, niedostępnych dla reszty ludzi, pozbawionych tej wyjątkowej więzi.
- Podobno, jeśli wrzuci się do źródełka monetę, można liczyć na przypływ pomyślności - zakończyła serdecznie i mało zobowiązująco; z odcienia jej tonu głosu trudno było rozczytać, czy wierzy rzeczywiście w opowieść niesioną na ustach licznych obywateli czy niespecjalnie pokłada w niej swoją ufność. Rozejrzała się dookoła, zanim jeszcze ruszyli; być może w kierunku pierwszych, namacalnych oznak wiosny, być może z innej przyczyny, która na ten moment przykuła szczodre wiązki uwagi i bystrą jasność spojrzenia.
Mistrz Gry
12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:42
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'Ostara – Midgard' :
Zostajecie zaczepieni przez mężczyznę, który w drżących rękach trzyma napisany list. Oznajmia, że wyznaje w nim uczucia swojej ukochanej, ale paraliżuje go strach przed wręczeniem jej osobiście koperty; nie chce wysługiwać się wiewiórką, ponieważ pragnie zobaczyć jej bezpośrednią reakcję. Jeśli mu pomożecie i wręczycie wskazanej, widocznej nieco dalej kobiecie epistolarny podarek, możecie rzucić k6; wynik parzysty oznacza odwzajemnienie uczuć i radosne spotkanie ukochanych, wynik nieparzysty oznacza oburzenie wybranki, która zarzeka się, że ma już narzeczonego, a adorator nie potrafi najwyraźniej tego przyjąć do wiadomości.
'Ostara – Midgard' :
Zostajecie zaczepieni przez mężczyznę, który w drżących rękach trzyma napisany list. Oznajmia, że wyznaje w nim uczucia swojej ukochanej, ale paraliżuje go strach przed wręczeniem jej osobiście koperty; nie chce wysługiwać się wiewiórką, ponieważ pragnie zobaczyć jej bezpośrednią reakcję. Jeśli mu pomożecie i wręczycie wskazanej, widocznej nieco dalej kobiecie epistolarny podarek, możecie rzucić k6; wynik parzysty oznacza odwzajemnienie uczuć i radosne spotkanie ukochanych, wynik nieparzysty oznacza oburzenie wybranki, która zarzeka się, że ma już narzeczonego, a adorator nie potrafi najwyraźniej tego przyjąć do wiadomości.
Ivar Soelberg
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:43
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W powietrzu czuło się wiosnę, przyroda budziła się powoli ze snu, chociaż zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, tak niezaprzeczalnie nadchodziły dni pełne słońca i ciepła, za którym mieszkańcy Skandynawii zatęsknili trzymani przez tyle miesięcy w zimowym, bezlitosnym uścisku siarczystego mrozu, stąd pierwsze oznaki wiosny wychylającej się zza śnieżnej kurtyny witali tak serdecznie. Nie inny był Soelberg, chociaż praca i związane z nią obowiązki przesłaniały zdawać by się mogło wzrok Wysłannika, to dostrzegał zmiany w krajobrazie, choćby podczas samych spacerów w drodze do pracy, jego lico chłonęło serdeczniejsze muśnięcia słońca z lekkim uśmiechem, a oczy radował widok wzrastającej soczystej zieleni wokół. I choć czasy nastały nieprzyjemne, tak wiosna dawała nadzieję na lepsze dni po ciężkiej zimie. Wierzył w to szczerze przekonany, że w nadchodzących tygodniach będą zdolni do przywrócenia prządku w mieście i na jego obrzeżach, że miesiące ciężkiej pracy, obfitującej w nadgodziny w końcu zaowocują, a wyniki staną się zadowalające dla wszystkich.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się przyjemnie poranna kawa i obfite śniadanie spożyte, bez presji czasu już kwalifikowały poranek do całkiem miłych, a obecny spacer w lubianych przez oficera ogrodach, które widzi z okien swej sypialni dopełniał tego obrazka. Powitanie z Ullą, było krótkie, a dziewczyna płynnie zainicjowała rozmowę o fontannie, ten uśmiechnął się jedynie samymi kącikami ust wyczuwając pozytywne nastawienie płynące od stażystki. Miewał momenty, że zapominał się, iż dzieckiem już nie była i chociaż kroczyła pewnie ścieżką przetartą przez ojca, tak czuł, że czeka ją los znacznie lepszy. Być może była to jedynie silna sugestia umysłu i mrzonka, ale przeczucie rzadko kiedy go zawodziło.
– I bez magicznej fontanny radzisz sobie nie najgorzej – stwierdził, spoglądając na młodą kobietę, chcąc wyczytać z jej twarzy wszystko: od trosk, co spędzają sen z powiek; po szczęścia momenty, jakie przeżyła w ostatnim czasie. Kątem oka dostrzegł zarys człowieka zbliżający się do nich i momentalnie spoważniał. Obrzucił nieznajomego obojętnym spojrzeniem. Jego prośba zawisła w powietrzu, a Ivar przeniósł spojrzenie na stażystkę, ciekaw jak ta się zachowa.
Dzisiejszy dzień zapowiadał się przyjemnie poranna kawa i obfite śniadanie spożyte, bez presji czasu już kwalifikowały poranek do całkiem miłych, a obecny spacer w lubianych przez oficera ogrodach, które widzi z okien swej sypialni dopełniał tego obrazka. Powitanie z Ullą, było krótkie, a dziewczyna płynnie zainicjowała rozmowę o fontannie, ten uśmiechnął się jedynie samymi kącikami ust wyczuwając pozytywne nastawienie płynące od stażystki. Miewał momenty, że zapominał się, iż dzieckiem już nie była i chociaż kroczyła pewnie ścieżką przetartą przez ojca, tak czuł, że czeka ją los znacznie lepszy. Być może była to jedynie silna sugestia umysłu i mrzonka, ale przeczucie rzadko kiedy go zawodziło.
– I bez magicznej fontanny radzisz sobie nie najgorzej – stwierdził, spoglądając na młodą kobietę, chcąc wyczytać z jej twarzy wszystko: od trosk, co spędzają sen z powiek; po szczęścia momenty, jakie przeżyła w ostatnim czasie. Kątem oka dostrzegł zarys człowieka zbliżający się do nich i momentalnie spoważniał. Obrzucił nieznajomego obojętnym spojrzeniem. Jego prośba zawisła w powietrzu, a Ivar przeniósł spojrzenie na stażystkę, ciekaw jak ta się zachowa.
Bezimienny
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:43
Wdech i następnie wydech - oczekiwanie skrywa się w kiściach płuc, w miękkich, stłoczonych pnączach za barierkami żeber. Chce, by powietrze stało się już przejrzyste i otrząśnięte z mrozu, chce pierwszych, ciepłych promieni, złotego, słonecznego wodospadu, który przelewa się z oceanu nieba, muskając przyziemne kształty. Chce ujrzeć barwy zieleni, doświadczyć na własnej skórze, nurkować w pejzażach parków, czuć zapach kwiatów, których wzorzyste suknie rozchylają się, pełne niezwykle śmiałej zaczepności. Lubiła wiosnę, ceniła tę porę roku i wszystkie inne, dostępne chwile wytchnienia od surowości klimatu. Północ nigdy nie była litościwa; momenty jej skromnej laski były przykrótkie i wymagały zawsze właściwej celebracji.
- Tak sądzisz? - zaśmiała się krótko, pełna odrobinę prowokującej serdeczności. Nie wybiegała w przyszłość, pragnęła żyć tu i teraz, nie czując przy tym potrzeby zapewnienia sobie dodatkowych korzyści, o ile tylko legendy, głoszone przez zabobonnych obywateli miasta, mogły stać się prawdziwe. Dostrzegała, że Ivar najwyraźniej podziela jej pogląd, skoro nie wrzucił najmniejszego talara do płytkiego, wytworzonego za ramą zdobień, niewielkiego źródełka.
Nie nacieszyli się długo wymianą zdań; niedługo później podszedł do nich mężczyzna, z uporem prosząc aby przekazać liścik do wskazywanej kobiety, będącej obiektem jego uczuć. Soelberg był neutralny, nie mówił nic, a ona sama poniekąd z czystej litości - nie chciała, aby nastała niezręczna przełęcz milczenia, postanowiła odnieść się do wniesionej propozycji.
- Nie uważa pan, że znacznie lepiej przekazać to osobiście? Niektóre rzeczy powinno się mówić w cztery oczy… - sprzeciwiała się poglądom nieznajomego, dlatego, że sama bardzo ceniła sobie otwartość. Zachowanie mężczyzny było sprzeczne z jej poglądami, przyglądała mu się uważnie i po kolejnych, nieustępliwych prośbach, wzięła tylko kopertę nie obarczając faktu choć nikłym, dodatkowym komentarzem.
Kobieta, w której był zadurzony, przyjęła treść listu z oburzeniem; wyznała jej, że uporczywy adorator miał już wiele okazji, aby zrozumieć oraz przyjąć stan rzeczy - nie była nim w żaden sposób zainteresowana. Powstrzymała się od cichego westchnięcia, obarczonego zwyczajnym, tak błahym zażenowaniem. Koperta wylądowała koniec końców w gardle najbliższego kosza na śmieci, a nieznajomy, dostrzegając najwyraźniej z oddali podniesiony ton głosu obiektu swoich westchnień i grymas twarzy zaczerwienionej w powstałej natychmiast złości, zrezygnował, nie oczekując na osobiste wyjaśnienia. W chwili, kiedy wróciła do Soelberga, tajemniczy jegomość oddalił się w swoim, nieznanym innym kierunku.
- Niestety - wzruszyła ramionami. - Uczucia nie zostały odwzajemnione - powiedziała bez większego przejęcia. Cała ta sytuacja nie kosztowała jej wiele czasu; potraktowała ją jako zaledwie eksperyment. Ze względu na posiadaną profesję, lubiła obserwować ludzi, ich poczynania, ich losy, lubiła rozczytywać emocje zapisane zawiłym pismem spojrzenia oraz mimicznych linii.
- Z tego, co usłyszałam, próbował różnych sposobów. Nie mógł pogodzić się z tym, że jego wybranka jest już szczęśliwie zaręczona - dodała dyskretnym tonem, kontynuując spacer i krocząc dalej przed siebie; na płótnie uważnego spojrzenia rozwidlały się języki różnorakich ścieżek wiodących przez terytoria słynnych, midgardzkich ogrodów.
- Cóż - przyznała - nie wszystkie historie mogą się dobrze skończyć - w dźwiękach wdrożonych głosek nie pobrzmiewało współczucie, nie było również pogardy. Kolejne, drobne wspomnienie, kolejny paciorek wydarzenia nawleczony na nitkę losu; nic mniej i podobnie nic więcej.
- Tak sądzisz? - zaśmiała się krótko, pełna odrobinę prowokującej serdeczności. Nie wybiegała w przyszłość, pragnęła żyć tu i teraz, nie czując przy tym potrzeby zapewnienia sobie dodatkowych korzyści, o ile tylko legendy, głoszone przez zabobonnych obywateli miasta, mogły stać się prawdziwe. Dostrzegała, że Ivar najwyraźniej podziela jej pogląd, skoro nie wrzucił najmniejszego talara do płytkiego, wytworzonego za ramą zdobień, niewielkiego źródełka.
Nie nacieszyli się długo wymianą zdań; niedługo później podszedł do nich mężczyzna, z uporem prosząc aby przekazać liścik do wskazywanej kobiety, będącej obiektem jego uczuć. Soelberg był neutralny, nie mówił nic, a ona sama poniekąd z czystej litości - nie chciała, aby nastała niezręczna przełęcz milczenia, postanowiła odnieść się do wniesionej propozycji.
- Nie uważa pan, że znacznie lepiej przekazać to osobiście? Niektóre rzeczy powinno się mówić w cztery oczy… - sprzeciwiała się poglądom nieznajomego, dlatego, że sama bardzo ceniła sobie otwartość. Zachowanie mężczyzny było sprzeczne z jej poglądami, przyglądała mu się uważnie i po kolejnych, nieustępliwych prośbach, wzięła tylko kopertę nie obarczając faktu choć nikłym, dodatkowym komentarzem.
Kobieta, w której był zadurzony, przyjęła treść listu z oburzeniem; wyznała jej, że uporczywy adorator miał już wiele okazji, aby zrozumieć oraz przyjąć stan rzeczy - nie była nim w żaden sposób zainteresowana. Powstrzymała się od cichego westchnięcia, obarczonego zwyczajnym, tak błahym zażenowaniem. Koperta wylądowała koniec końców w gardle najbliższego kosza na śmieci, a nieznajomy, dostrzegając najwyraźniej z oddali podniesiony ton głosu obiektu swoich westchnień i grymas twarzy zaczerwienionej w powstałej natychmiast złości, zrezygnował, nie oczekując na osobiste wyjaśnienia. W chwili, kiedy wróciła do Soelberga, tajemniczy jegomość oddalił się w swoim, nieznanym innym kierunku.
- Niestety - wzruszyła ramionami. - Uczucia nie zostały odwzajemnione - powiedziała bez większego przejęcia. Cała ta sytuacja nie kosztowała jej wiele czasu; potraktowała ją jako zaledwie eksperyment. Ze względu na posiadaną profesję, lubiła obserwować ludzi, ich poczynania, ich losy, lubiła rozczytywać emocje zapisane zawiłym pismem spojrzenia oraz mimicznych linii.
- Z tego, co usłyszałam, próbował różnych sposobów. Nie mógł pogodzić się z tym, że jego wybranka jest już szczęśliwie zaręczona - dodała dyskretnym tonem, kontynuując spacer i krocząc dalej przed siebie; na płótnie uważnego spojrzenia rozwidlały się języki różnorakich ścieżek wiodących przez terytoria słynnych, midgardzkich ogrodów.
- Cóż - przyznała - nie wszystkie historie mogą się dobrze skończyć - w dźwiękach wdrożonych głosek nie pobrzmiewało współczucie, nie było również pogardy. Kolejne, drobne wspomnienie, kolejny paciorek wydarzenia nawleczony na nitkę losu; nic mniej i podobnie nic więcej.
Ivar Soelberg
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:44
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Ze śladową dawką ciekawości obserwował zaistniałe sceny miłosnego tragizmu postaci nieszczęśliwie zakochanej. Zachowując milczenie oraz złudną obojętność pozwalał, aby to młoda koleżanka przejęła stery odgrywanej sceny. Szarość spojrzenia zlustrowałam, bez wyrazu obiekt westchnień natarczywego adoratora przypatrując się mowie ciała i wychwytując słowa kierowane, niby wyjaśnienie w kierunku młodej stażystki, która odnalazła się w roli posłańca. Kropką kończącą to rozdanie, było wrzucenie listu do kosza na śmieci. Wysłannika zastanowiła siła uczuć wylanych na papier, tych co spętały umysł człowieka pozbawionego wszelkich nadziei na szczęśliwe zakończenie, tej akurat historii, nie wątpił, że ludzie targani czarem zauroczenia zdolni byli do szlachetnych, ale i lekkomyślnych nieraz czynów. Scena ta wzbudziła w nim jakąś część wrażliwości, lecz nie pochylał się nad nią specjalnie długo, ot raptem, jeno chwilę, by w momencie powrotu towarzyszki spaceru uraczyć ją spojrzeniem i w pełni skupić się na tym, jakie refleksje w niej to wywołało, a może nic zupełnie i przejdzie, nad wydarzeniem obojętnie? Ciekaw był bardziej, tego co Ulla powie, jak skomentuje tę sytuację, niż losu tego nieodwzajemnionego uczucia.
Kiedy zaczęła mówić nie przerywał jej. Szli spacerowym tempem, tuż przy gęstwinie żywopłotu obierając tę ścieżkę, bez wahania rozważał zajęcie w późniejszym etapie spaceru, którejś z ławeczek, by na twarz wystawioną, ku niebu spłynęły liźnięcia promieni słonecznych.
– Takie jest życie. – Podsumował przemyślenia dziewczyny, ta nie oceniała, nie krytykowała. Sam również tego nie zamierzał czynić. Zmieniając temat myśl na pierwszy plan powróciła ciekawość dotycząca bezpośrednio Ull. – Zaprzyjaźniłaś się już z kimś w kruczej? – zerknął na dziewczynę, nieco żywiej, niż poprzednio. Nie zamierzał jej oceniać, ot jedynie był zwyczajnie ciekaw. Niektórzy ludzie potrzebowali przyjaciół i bliskich osób inni zaś byli urodzonymi samotnikami, chciał wiedzieć, do jakiej grupy zaliczała się jego znajoma. Było to jedno z ostatnich pytań dotyczących pracy, nie chciał, aby temat ten całkowicie zdominował ich rozmowę dlatego balansował na skraju, by móc płynnie przeskoczyć do innych rzeczy, a i samemu chętny był do odpowiadania na jej pytania, o ile takowe miała. Nie poganiał dziewczyny w odpowiedziach, mogli jeśli, by tego zapragnęła spacerować w ciszy ciesząc się, tym, że mogli się spotkać i Soelberg w zupełności, by to docenił.
Kiedy zaczęła mówić nie przerywał jej. Szli spacerowym tempem, tuż przy gęstwinie żywopłotu obierając tę ścieżkę, bez wahania rozważał zajęcie w późniejszym etapie spaceru, którejś z ławeczek, by na twarz wystawioną, ku niebu spłynęły liźnięcia promieni słonecznych.
– Takie jest życie. – Podsumował przemyślenia dziewczyny, ta nie oceniała, nie krytykowała. Sam również tego nie zamierzał czynić. Zmieniając temat myśl na pierwszy plan powróciła ciekawość dotycząca bezpośrednio Ull. – Zaprzyjaźniłaś się już z kimś w kruczej? – zerknął na dziewczynę, nieco żywiej, niż poprzednio. Nie zamierzał jej oceniać, ot jedynie był zwyczajnie ciekaw. Niektórzy ludzie potrzebowali przyjaciół i bliskich osób inni zaś byli urodzonymi samotnikami, chciał wiedzieć, do jakiej grupy zaliczała się jego znajoma. Było to jedno z ostatnich pytań dotyczących pracy, nie chciał, aby temat ten całkowicie zdominował ich rozmowę dlatego balansował na skraju, by móc płynnie przeskoczyć do innych rzeczy, a i samemu chętny był do odpowiadania na jej pytania, o ile takowe miała. Nie poganiał dziewczyny w odpowiedziach, mogli jeśli, by tego zapragnęła spacerować w ciszy ciesząc się, tym, że mogli się spotkać i Soelberg w zupełności, by to docenił.
Bezimienny
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:44
…bo życie rzeczywiście takie było, drastyczne i niemożliwe zbyt często do przewidzenia, niesprawiedliwe, szorstkie. Życie zbyt często gniotło się w salwach bólu i miało zdarte kolana, serce rozdeptane na bruku jak rozmiękczony liść. Nie miała nigdy w zwyczaju klęczeć z żalem nad losem, który zwykł ją doświadczać, nawet, jeśli miał szpetne, wynaturzone rysy, portret tyrana o naciągniętych niepokojąco wargach tworzących kłamliwy uśmiech. Jej ojciec nie zasłużył na śmierć; jej ojciec nie zasłużył na śmierć, chociaż bez wątpienia liczył się z jej ryzykiem, jej oddechem skropionym tuż u nasady karku, obecnym w życiu każdego funkcjonariusza Kruczej Straży. Misje, rozkazy, sprzeczności interesów i ugryzienia zaklęć, kto pierwszy wbije się w tętnicę drugiego? Tam, gdzie walczono, zawsze spływała krew.
Pogodzić się z czyimś losem - zadanie łatwe, szmer miłosnych podchodów przerwany przez zgrzyt odmowy, przez kakofonię gniewu, przez gorycz zażenowania. Nie znała przecież mężczyzny, nie znała również kobiety, aby ich perypetie mogły ją dłużej dotknąć, utrzymać w swoim uścisku. Zmienili temat, ruszając stróżką alejki.
Zaprzyjaźnić?
Uniosła nieznacznie brwi.
- Przyjaźń to silne słowo - wygłasza najpierw ostrożnie, przyjaźń traktuje zawsze z niezwykłą, należną czcią. Jej przyjacielem, nawet pomimo mgły ostatniego milczenia, mógł zostać Lasse, choć pozostawał poza obrębem pracowników kwatery Kruczej Straży i tym samym nie mógł tworzyć ogniwa jej kiełkującej wypowiedzi. Znajomych fizjonomii jest wiele, niemal wszyscy witają się z należną serdecznością; znajomych, choć niekoniecznie należących do przyjaciół, niekoniecznie tak bliskich własnej, płochliwe duszy.
- Nigdy nie wiem, kiedy powinnam zacząć go używać. Nie masz może podobnie?
Określenia przyjaźń używa zawsze z dużą rezerwą i nawarstwioną nieufnością, zupełnie, jakby nie była pewna, w którym przypadku nie urazi jego dużej wartości. Pozornie przecież naiwna, skrywała się za dystansem zbrylonym w rozległy mur. Poruszając się ulicami miasta, niemal zawsze musiała odgrywać rolę, musiała nakładać maski, musiała usypiać czujność. Kto zasługiwał na to, aby nazywać go przyjacielem? Kto z kolei - niekoniecznie?
- Odpowiadając jednak na samo twoje pytanie, oczywiście poznałam już trochę osób w kwaterze. Mam znacznie bliżej niż dalej do skończenia stażu - dodała. Nawet, jeśli nie była szczególną duszą towarzystwa, nie unikała ludzi. Pełny, oficerski tytuł, majaczył w jej przypadku wyraźnie na horyzoncie, jak kula słońca wznosząca się przy poranku. Myśl o wkroczeniu w nowy etap kariery napawała ją, co oczywiste, starannie tonowaną ekscytacją; była przy tym cierpliwa, świadoma, jak wiele jeszcze jest przed nią, jak wiele swoich zdolności powinna jeszcze oszlifować.
Stagnacja jest synonimem porażki, a sama Ulrika Löfgren dokładnie tak, jak podczas aktualnej przechadzki - nie chciała się zatrzymywać.
Pogodzić się z czyimś losem - zadanie łatwe, szmer miłosnych podchodów przerwany przez zgrzyt odmowy, przez kakofonię gniewu, przez gorycz zażenowania. Nie znała przecież mężczyzny, nie znała również kobiety, aby ich perypetie mogły ją dłużej dotknąć, utrzymać w swoim uścisku. Zmienili temat, ruszając stróżką alejki.
Zaprzyjaźnić?
Uniosła nieznacznie brwi.
- Przyjaźń to silne słowo - wygłasza najpierw ostrożnie, przyjaźń traktuje zawsze z niezwykłą, należną czcią. Jej przyjacielem, nawet pomimo mgły ostatniego milczenia, mógł zostać Lasse, choć pozostawał poza obrębem pracowników kwatery Kruczej Straży i tym samym nie mógł tworzyć ogniwa jej kiełkującej wypowiedzi. Znajomych fizjonomii jest wiele, niemal wszyscy witają się z należną serdecznością; znajomych, choć niekoniecznie należących do przyjaciół, niekoniecznie tak bliskich własnej, płochliwe duszy.
- Nigdy nie wiem, kiedy powinnam zacząć go używać. Nie masz może podobnie?
Określenia przyjaźń używa zawsze z dużą rezerwą i nawarstwioną nieufnością, zupełnie, jakby nie była pewna, w którym przypadku nie urazi jego dużej wartości. Pozornie przecież naiwna, skrywała się za dystansem zbrylonym w rozległy mur. Poruszając się ulicami miasta, niemal zawsze musiała odgrywać rolę, musiała nakładać maski, musiała usypiać czujność. Kto zasługiwał na to, aby nazywać go przyjacielem? Kto z kolei - niekoniecznie?
- Odpowiadając jednak na samo twoje pytanie, oczywiście poznałam już trochę osób w kwaterze. Mam znacznie bliżej niż dalej do skończenia stażu - dodała. Nawet, jeśli nie była szczególną duszą towarzystwa, nie unikała ludzi. Pełny, oficerski tytuł, majaczył w jej przypadku wyraźnie na horyzoncie, jak kula słońca wznosząca się przy poranku. Myśl o wkroczeniu w nowy etap kariery napawała ją, co oczywiste, starannie tonowaną ekscytacją; była przy tym cierpliwa, świadoma, jak wiele jeszcze jest przed nią, jak wiele swoich zdolności powinna jeszcze oszlifować.
Stagnacja jest synonimem porażki, a sama Ulrika Löfgren dokładnie tak, jak podczas aktualnej przechadzki - nie chciała się zatrzymywać.
Ivar Soelberg
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:44
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Energia spojrzenia uleciała, mimowolnie wraz z nadciągającymi ołowiano-szarymi chmurami rozważań, tyczących przyjaźni; jego pytanie, zdawać by się mogło normalne i niezobowiązujące niosło, jednakże na swych barkach ciężar trudny do oszacowania w szczerej odpowiedzi, jakiej oczekiwał i domyślając się, tegoż jego postawa uległa nieznacznej zmianie. A jednak słowa kobiety przynoszą dziwną iskrę rozbawienia, tego czającego się podskórnie, które niekoniecznie chciał objawiać przed światem.
– Tak – odpowiada ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, widocznie zamyślony: – Bywało, że pomyliłem się – to nic złego, gdy popełniamy błędy, czasem jednak fakt mają one swoje konsekwencje, a w przypadku tak delikatnym, jednocześnie dotykającym pewnej głębi emocjonalnej można śmiało założyć, że taka pomyłka, bywała nierzadko najzwyczajniej w świecie bolesna, lecz to jedynie kolejna lekcja od życia, aby nie angażować się emocjonalnie, zbytnio; nie dawać wszystkiego na tacy, bo można się sparzyć. Kiedyś był znacznie, mniej rozważny na tym polu, samemu również wystawiając się w roli tego, który nie docenił.
– Z czasem, to samo przyjdzie, a wówczas będziesz wiedziała; to się czuje – uśmiecha się ciepło, patrząc na twarz kobiety, która zamierzała świadomie podążać ścieżką rojącą się, od wszelkich trudów i wyzwań. Los jej nie oszczędzi, wręcz przeciwnie już w tak młodym wieku doświadczył surowo, a z czasem, będzie tylko gorzej. Chociaż, być może mylnie odczuwał siłę, jaka w niej drzemie, tak samemu wracając do czasów, gdy kończył staż, miał w sobie ogrom zapału. Pragnął działania i akcji, momentami, nazbyt narwany, podsycony ambicją, w jakiej tliły się ideały; parł przed siebie na własną zgubę rozpędzony – ślepy, nie dostrzegł muru, co stanął mu na drodze i od jakiego się odbił z hukiem. Ta brutalna rzeczywistość obdarła go boleśnie z młodzieńczych fantazji, zrzucając na barki karb odpowiedzialności, jakiej musiał sprostać, bo w przeciwnym razie nie podołałby tej pracy.
– Mam odczucie, że podchodzisz do tego wszystkiego z ogromnym wewnętrznym spokojem. – Dawała wrażenie dojrzalszej, niż w rzeczywistości była, to nie ulegało złudzeniu dziwił się nieznacznie, temu, z jaką łatwością rozwiązywała problemy, nawet natury tak delikatnej, jaka miała miejsce z początku ich spaceru. Dostrzegał w niej wytrwałość, lecz brakowało mu na jej twarzy iskry szczęścia, być może wpadał w błędne koło swej analizy, ale to go odrobinę nurtowało. – Co wywołuje na twojej twarzy uśmiech, taki wiesz… zupełnie szczery – dynamika dialogi odrobinę przyspieszyła, a sam oficer pragnął zadbać o przyjemną, koleżeńską, ciepłą atmosferę.
Nie zatrzymywali się; spacerowym tempem kroczyli śmiało przed siebie.
– Tak – odpowiada ze wzrokiem wbitym w przestrzeń, widocznie zamyślony: – Bywało, że pomyliłem się – to nic złego, gdy popełniamy błędy, czasem jednak fakt mają one swoje konsekwencje, a w przypadku tak delikatnym, jednocześnie dotykającym pewnej głębi emocjonalnej można śmiało założyć, że taka pomyłka, bywała nierzadko najzwyczajniej w świecie bolesna, lecz to jedynie kolejna lekcja od życia, aby nie angażować się emocjonalnie, zbytnio; nie dawać wszystkiego na tacy, bo można się sparzyć. Kiedyś był znacznie, mniej rozważny na tym polu, samemu również wystawiając się w roli tego, który nie docenił.
– Z czasem, to samo przyjdzie, a wówczas będziesz wiedziała; to się czuje – uśmiecha się ciepło, patrząc na twarz kobiety, która zamierzała świadomie podążać ścieżką rojącą się, od wszelkich trudów i wyzwań. Los jej nie oszczędzi, wręcz przeciwnie już w tak młodym wieku doświadczył surowo, a z czasem, będzie tylko gorzej. Chociaż, być może mylnie odczuwał siłę, jaka w niej drzemie, tak samemu wracając do czasów, gdy kończył staż, miał w sobie ogrom zapału. Pragnął działania i akcji, momentami, nazbyt narwany, podsycony ambicją, w jakiej tliły się ideały; parł przed siebie na własną zgubę rozpędzony – ślepy, nie dostrzegł muru, co stanął mu na drodze i od jakiego się odbił z hukiem. Ta brutalna rzeczywistość obdarła go boleśnie z młodzieńczych fantazji, zrzucając na barki karb odpowiedzialności, jakiej musiał sprostać, bo w przeciwnym razie nie podołałby tej pracy.
– Mam odczucie, że podchodzisz do tego wszystkiego z ogromnym wewnętrznym spokojem. – Dawała wrażenie dojrzalszej, niż w rzeczywistości była, to nie ulegało złudzeniu dziwił się nieznacznie, temu, z jaką łatwością rozwiązywała problemy, nawet natury tak delikatnej, jaka miała miejsce z początku ich spaceru. Dostrzegał w niej wytrwałość, lecz brakowało mu na jej twarzy iskry szczęścia, być może wpadał w błędne koło swej analizy, ale to go odrobinę nurtowało. – Co wywołuje na twojej twarzy uśmiech, taki wiesz… zupełnie szczery – dynamika dialogi odrobinę przyspieszyła, a sam oficer pragnął zadbać o przyjemną, koleżeńską, ciepłą atmosferę.
Nie zatrzymywali się; spacerowym tempem kroczyli śmiało przed siebie.
Bezimienny
Re: 12.03.2001 – Skwer z fontanną – I. Soelberg & Bezimienny: U. Löfgren Sro 21 Sie - 16:45
Ślady złamanych serc, kaskady kroków grzęznące w ścieżkach goryczy, żałość, która podgryza zachłannie łupę aorty - rozczarowanie mogło mieć wiele twarzy. Rozczarowanie było dzisiaj mężczyzną, było szkieletem atramentu umieszczonym na liście w nadziei rozsypanej jak proszek z jednym podmuchem wiatru, było gniewem kobiety, jej oburzeniem rozgrzanym, palącym w palce. Zapomniała już o nich - obcy zupełnie ludzie, obce sprawy, prywatność, w którą stała się niefortunnie wdrożona, nie potrzebując podobnych informacji - skupiska zasłyszanych pogłosek miały służyć wyłącznie celom zawodowym, obnażając przestępstwa przez mięso do samych kości. Nie była nigdy prawdziwie zakochana - niekiedy zastanawiała się, czym jest płomienne i trwałe zauroczenie, rytm serca wystukiwany pod klawiszami żeber, cudza, ciągła obecność - nie była pewna, czy będzie w stanie ją kiedykolwiek poznać. Nie czuła, pomimo tego, na sobie oddechu presji, nie czuła nagłej potrzeby, że musi się ustatkować, pomyśleć o swoim życiu, życiu odmiennym niż jedynie związane z własną profesją, z kończącym się, bliskim kresu stażem oficera. Była równie przyziemna jak całkowicie, ulotnie nierzeczywista, z głową trzymaną w chmurach, z nieoszlifowaną i błogą, pragnącą bez przerwy trwać dziewczęcością. W towarzystwie Ivara czuła się nade wszystko swobodnie, idąc prężnie przed siebie i wysłuchując mówionych przez niego słów. Dzisiaj, w tej chwili, byli w stanie zapomnieć - choćby przez krótki moment oddalić się od rygorów oczekujących ich obowiązków, w przypadku Soelberga o wiele większych, uwikłanych w funkcjonowanie najbardziej prestiżowego oddziału Kruczej Straży. Rzadko trwoniła czas na obawy związane ze swoim życiem zawodowym, była świadoma czyhających zagrożeń, jednak nie chciała równocześnie pogrążać się w grząskim strachu. Ryzykowali wiele - zbyt wiele, ktoś byłby w stanie natychmiast dopowiedzieć - mogąc w jednej chwili nie wrócić do progów domu, odejść zupełnie nagle i skonać w cieniach zaułków, w milczeniu i samotności i początkowej niewiedzy swoich współtowarzyszy. Nie żałowała - nigdy, ani przez moment wyboru, jakiego się podjęła pomimo obiekcji matki.
Wiedziała, że mówił prawdę, więc tylko kiwnęła głową - wierzyła zawsze w istnienie głosu odczucia, intuicji szepczącej w głowie, gdzieś z tyłu, wobec której człowiek powinien być posłusznym. Tak - wtedy będzie się pewnym, gdy przyjdzie właściwy moment. Wtedy będzie się czuć, że to właściwe określenie.
- Nie mam pojęcia - roześmiała się, czysto, beztrosko, przez krótką, trwającą chwilę. - Nie zastanawiam się nad tym - dodała. Zmierzała tuż obok niego, rytmicznym, dopasowanym tempem, delektując się wyśmienitym nastrojem - czuła, że zamiast kroczyć po twardym, szorstkim podłożu, byłaby w stanie płynąć dziś ponad ziemią, choćby kilka zbłąkanych centymetrów, zapomnianych przez restrykcje natury.
- Najlepsze uśmiechy - zwróciła się w jego stronę - zawsze są spontaniczne - widzisz, uśmiecham się właśnie teraz, szczerze, bez wymuszenia, wprost instynktownie podnosząc kąciki krawędzi ust. Najczęstszą maską, jaką na siebie nakładała, była maska głupiutkiej, nierozważnej kobiety, z łatwością niknącej w tłumie, zupełnie nieszkodliwej, niezdolnej do wyciągania większych i złożonych spostrzeżeń.
- Chyba, że nie lubisz niespodzianek? - dopytała z zaczepną żartobliwością.
Ulla i Ivar z tematu
Wiedziała, że mówił prawdę, więc tylko kiwnęła głową - wierzyła zawsze w istnienie głosu odczucia, intuicji szepczącej w głowie, gdzieś z tyłu, wobec której człowiek powinien być posłusznym. Tak - wtedy będzie się pewnym, gdy przyjdzie właściwy moment. Wtedy będzie się czuć, że to właściwe określenie.
- Nie mam pojęcia - roześmiała się, czysto, beztrosko, przez krótką, trwającą chwilę. - Nie zastanawiam się nad tym - dodała. Zmierzała tuż obok niego, rytmicznym, dopasowanym tempem, delektując się wyśmienitym nastrojem - czuła, że zamiast kroczyć po twardym, szorstkim podłożu, byłaby w stanie płynąć dziś ponad ziemią, choćby kilka zbłąkanych centymetrów, zapomnianych przez restrykcje natury.
- Najlepsze uśmiechy - zwróciła się w jego stronę - zawsze są spontaniczne - widzisz, uśmiecham się właśnie teraz, szczerze, bez wymuszenia, wprost instynktownie podnosząc kąciki krawędzi ust. Najczęstszą maską, jaką na siebie nakładała, była maska głupiutkiej, nierozważnej kobiety, z łatwością niknącej w tłumie, zupełnie nieszkodliwej, niezdolnej do wyciągania większych i złożonych spostrzeżeń.
- Chyba, że nie lubisz niespodzianek? - dopytała z zaczepną żartobliwością.
Ulla i Ivar z tematu