Knajpa „Wybity Kieł”
3 posters
Mistrz Gry
Knajpa „Wybity Kieł” Nie 26 Maj - 19:35
Knajpa „Wybity Kieł”
Wybity Kieł nosi miano jednej z większych spelun dzielnicy Ymira Starszego. Umiejscowiony na granicy z Przesmykiem Lokiego w pełni zasługuje na swoją renomę, choć nie narzeka na brak klienteli. Można spotkać tu zarówno ślepców, przestępców, jak i czasem nawet oficerów Kruczej Straży. To idealne miejsce na spotkania z informatorami, bo nikt tu na nikogo nie patrzy, by nie przyciągnąć niepożądanego wzroku. Oficjalnie na mundurowych patrzy się tu bardzo krzywo, ale właściciel przymyka oko na ciemne interesy tak długo, jak nikt nie rozwala mu baru. Od wszystkich wymaga, by się zachowywali, a podstawową zasadą jest „żadnego mordobicia i magii, inaczej wpierdol”. Plotki twierdzą, że Dirk Aarden, właściciel Kła, jest ślepcem, ale nikt nigdy tego nie zweryfikował. Warto pamiętać, by nie wkurzać barmana, bo to on leje ci piwo i nigdy nie wiadomo, co do niego dorzuci. Jeśli potrzebujesz informacji, podłego trunku lub potańczyć, Wybity Kieł jest właśnie dla ciebie, w oparach dymu i hałasie muzyki z każdego zakątka świata.
Vaia Cortés da Barros
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Nie 26 Maj - 20:07
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
20.06.2001
Spotkanie z Asterin było… odświeżające. Chyba zdążyłam zapomnieć, jak przyjemne mogły być zakupy ciuchów i to ciuchów „dla siebie”, a nie „do pracy”. Minimalna różnica, ale jakże przyjemna. Dlatego też, patrząc na jutrzejszy dzień, zapragnęłam następnej rozrywki. „Wybity Kieł” znałam jeszcze z czasów pływania na statku, gdy zawijaliśmy tutaj do portu. To tutaj szukałam informacji o ojcu, to tutaj zaczęłam poznawać pierwszych informatorów i folklor Midgardu. Sentyment? Pewnie tak, ale kto nie był sentymentalny? Niektórzy jedynie ukrywali swój sentyment mocniej. W pełni to rozumiałam, w pewnych kręgach bycie sentymentalnym było strzałem we własną stopę. Nie zmieniało to jednak faktu, że lubiłam Wybity Kieł, bo był inny. Bardziej „szary” niż większość knajp. Przypominał mi dawne przybytki, które odwiedzałam pod protekcją Alejandro. Ciekawe, co tam u niego…?
Dirk Aarden był też jednym z tych nielicznych, którzy kojarzyli Kartel, jego członków i ich ciemne sprawki. I miał kontakty wszędzie, gdzie potrzeba było je mieć. Stety lub też niestety nikt nigdy nie zdołał znaleźć na niego żadnych dowodów, a może po prostu nie szukał? Albo znikał w odmętach nieszczęsnego Przesmyku Lokiego, siedziby wszystkich ślepców, który jako Wysłanniczka w miarę poznałam. Na tyle, na ile Przesmyk dało się poznać oczywiście. Atmosfera Kła zawsze była taka sama. Ciężka od dymu, z dudniącą muzyką, odczuwalną na każdej części ciała, gdy serce natychmiast zaczynało bić w jej rytmie. Jak zawsze moje oczy przybierają delikatny, złoty odcień kocich, gdy idę w stronę baru, skrzętnie uważając, by na nikogo nie wpaść i by nikt nie wpadł na mnie, balansując między człowiekiem a kotem w doskonałej równowadze, która nadal czasem mnie zaskakiwała. Dotyk dozwolony tylko od przyjaciół, dziś i teraz, gdy moje totemiczne zwierzę jest tak wysoko pod skórą. Lubię te momenty, zwłaszcza, że ze złotymi oczami nawet nie wyróżniam się w Wybitym Kle. Większe dziwadła nosiła podłoga tej knajpy.
Za barem o dziwo nie stoi sam Dirk, a jego syn, Alan. Kiedyś śmialiśmy się z jego inicjałów, AA, jak anonimowi alkoholicy. Przez chwilę się zastanawiam, chowając dłoń do kieszeni spodni, znajdując na ślepo tkwiącą w nich monetę z czaszką, ale nie wyjęłam jej. Nie szukam tutaj ślepców, nie szukam Kartelu. Szukam rozrywki i tego jednego hipnotyzera-zaklinacza, którego jestem ciekawa. Wychowywana wśród kapłanów voodoo, szamanów i innej maści dziwnych magów mam swoje własne zdanie na temat hipnozy i jestem zbyt ciekawa, czy mężczyzna to oszust czy wręcz przeciwnie.
- Alan! Kopę lat. – śmieję się lekko, przywołując miękko barmana i czekając, aż skończy aktualne zajęcie.
- Vaiana Cortés. Córka Węża w naszych skromnych progach. Czy zmieniłaś już nazwisko?
- Przerzuciłam się na ślubne. Nie potrzeba do niego akcentu. Co polecasz?
- Aguardente nie mam. Nie schodzi. Ale piwo się zawsze znajdzie. Przychodzisz tu dla kogoś konkretnego?
- To niech będzie piwo. Si. Zaklinacz, podobno hipnotyzer… Niby moje rejony, ale niekoniecznie.
- Ach. Loke. Nazwiska ci nie podam, i tak nie wymówisz. Tam pod ścianą. Tylko grzecznie, Vi.
- Ja zawsze jestem grzeczna. Dzięki. – zgarniam swoje piwo, płacę za nie (otwarty rachunek w takim miejscu mijał się z celem) i salutuję Aardenowi młodszemu, kierując się we wskazane miejsce. Wyróżniam się, zawsze się wyróżniam wśród wysokich Skandynawów o jasnej skórze, z bluzkami namiętnie odsłaniającymi pokryte bliznami ramiona, ze skórzanymi spodniami przylegającymi do ciała niczym druga skóra, ze swoimi ciężkimi buciorami, z burzą czarnych loków sięgających do pasa, z dźwięczącymi bransoletkami na rękach i przede wszystkim ich ilością.
- Można? – pytam swobodnie, podchodząc do stolika, z iskrzącymi ciekawością oczami. Knajpa nie jest jakoś specjalnie pełna, są wolne miejsca, rozsiane tu i ówdzie, ale nie da się ukryć, że to konkretne daje najlepszy widok na całą salę, bar i zgromadzonych ludzi. – Podobno umiesz hipnotyzować. – często walę prosto z mostu. Inaczej się po prostu nie opłaca.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Loke Sjöström
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Pon 27 Maj - 19:01
Loke SjöströmŚlepcy
online
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Poznaję Ymira Starszego coraz lepiej. To miejsce, które na pierwszy rzut oka może wydawać się chaotyczne i nieprzystępne, skrywa w sobie wiele sekretów, co nie ujrzały jeszcze światła dziennego. Czuję się, jakbym z każdym dniem w Midgardzie odkrywał kolejne warstwy tego skomplikowanego świata. Wiem, gdzie lepiej się w Ymirze dla własnego bezpieczeństwa nie zapuszczać. Wiem, gdzie w okolicy mają najlepsze, lokalne jedzenie. Wiem też, gdzie sprzedają najparszywszy alkohol, podobnie jak wiem, gdzie łatwo ubić interesy — w cieniu starych kamienic, w zaułkach i barach, które tętnią życiem nawet po zmroku. „Wybity Kieł” jest w rzeczywistości jednym z niewielu miejsc na mapie Midgardu, które zrzesza klientelę wszelkiego rodzaju — różni się trochę od mało znanej i ukrytej przed oczami widzących Piwnicy Lokiego, gdzie spotkać można wyłącznie ślepców. Tutaj Krucza Straż w cywilu miesza się z tymi, którzy znają się na magii zakazanej; nie brakuje złodziei oraz tych, co szukają zarobku.
Ja jestem w tym wszystkim gdzieś pomiędzy, niezaangażowany w barwne życie tego lokalu, ale też nieobojętny, gdy wymaga tego sytuacja. Przychodzę tu jedynie od czasu do czasu, by odetchnąć od zaduchu panującym w Przesmyku Lokiego i zamienić kilka słów z Aardenem, który czasem odsyła do mnie zaufanych klientów szukających pomocy wędrownego hipnotyzera i zaklinacza. Kiedy wchodzę do „Wybitego Kła” żwawym krokiem, wymijając po drodze mniej lub bardziej znane mi twarze, staram się wtopić w tło, by nie rzucać się niepotrzebnie w oczy. Przesuwam się między stolikami, unikając spojrzeń i rozmów, aż w końcu docieram do jednego z ciemniejszych kątów, z którego mogę obserwować całe pomieszczenie. Zamawiam to, co zwykle, przyzwyczajając się do tego, że selekcja alkoholi w tym miejscu jest raczej ograniczona. Gdy na moim stoliku ląduje kufel piwa, zapalam papierosa.
— Słucham? — Zaciągam się dymem, kierując spojrzenie na nieznajomą kobietę o burzy kręconych włosów. Przez moment zadziwia mnie swoją bezpośredniością, lecz szybko sobie uświadamiam, że wolę kogoś takiego, niż jakby ktoś miał owijać w bawełnę. — Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. — Odchylam się lekko na drewnianym, skrzypiącym krześle i mrużę oczy, przyglądając się jej uważnie, po czym jednoznacznym gestem dłoni wskazuję na wolne miejsce. — No dobra, kochaniutka, siadaj. Masz szczęście, że mam trochę czasu — zauważam z dziarskim uśmiechem, by dodać po chwili: — Cco cię do mnie sprowadza? Kłopoty — Cokolwiek by to nie było, wyciąganie informacji jest moją specjalnością i pomysłem na życie.
Ja jestem w tym wszystkim gdzieś pomiędzy, niezaangażowany w barwne życie tego lokalu, ale też nieobojętny, gdy wymaga tego sytuacja. Przychodzę tu jedynie od czasu do czasu, by odetchnąć od zaduchu panującym w Przesmyku Lokiego i zamienić kilka słów z Aardenem, który czasem odsyła do mnie zaufanych klientów szukających pomocy wędrownego hipnotyzera i zaklinacza. Kiedy wchodzę do „Wybitego Kła” żwawym krokiem, wymijając po drodze mniej lub bardziej znane mi twarze, staram się wtopić w tło, by nie rzucać się niepotrzebnie w oczy. Przesuwam się między stolikami, unikając spojrzeń i rozmów, aż w końcu docieram do jednego z ciemniejszych kątów, z którego mogę obserwować całe pomieszczenie. Zamawiam to, co zwykle, przyzwyczajając się do tego, że selekcja alkoholi w tym miejscu jest raczej ograniczona. Gdy na moim stoliku ląduje kufel piwa, zapalam papierosa.
— Słucham? — Zaciągam się dymem, kierując spojrzenie na nieznajomą kobietę o burzy kręconych włosów. Przez moment zadziwia mnie swoją bezpośredniością, lecz szybko sobie uświadamiam, że wolę kogoś takiego, niż jakby ktoś miał owijać w bawełnę. — Widzę, że wieści szybko się rozchodzą. — Odchylam się lekko na drewnianym, skrzypiącym krześle i mrużę oczy, przyglądając się jej uważnie, po czym jednoznacznym gestem dłoni wskazuję na wolne miejsce. — No dobra, kochaniutka, siadaj. Masz szczęście, że mam trochę czasu — zauważam z dziarskim uśmiechem, by dodać po chwili: — Cco cię do mnie sprowadza? Kłopoty — Cokolwiek by to nie było, wyciąganie informacji jest moją specjalnością i pomysłem na życie.
Vaia Cortés da Barros
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Pią 31 Maj - 15:39
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Skandynawia jest… skomplikowana. Ma mnóstwo warstw, niczym cebula i w jakiś sposób nie jest łatwo wsiąknąć w tutejszy tłum, zniknąć w nim i zasymilować się do końca. Nawet nie wiem, czy chcę asymilować się do końca, ale to nie ma aż takiego znaczenia. „Wybity Kieł” jako chyba jedyny nie dzieli innych na podstawie pochodzenia, bo wyjąwszy portowe karczmy, nigdzie indziej nie da się spotkać takiej mieszanki, jak tutaj. Ale to dobrze. Łatwiej się rozejrzeć, łatwiej być sobą, nawet jeśli tak naprawdę połowę tutejszych bywalców należałoby zamknąć.
Wzdycham wewnętrznie, ukradkiem, w pełni świadoma faktu, że czego bym nie zrobiła, zawsze będę na służbie i zawsze będę szukać zagrożenia. To silniejsze ode mnie, wkodowane latami pracy i moją przeszłością. Chyba z grzeczności dla Dirka Aardena odwracam wzrok, gdy dwóch oznaczonych Pieczęcią Lokiego próbuje swoich sił w magicznym pojedynku, ale nie jestem w stanie powstrzymać cichego parsknięcia, gdy Alan ustawia ich do pionu i wyrzuca z knajpy. Zasady są dla wszystkich, nie? Podobno po trzeciej awanturze dostaje się wiecznego bana na wstęp tutaj, ale chyba nie widziałam nikogo, kto złamałby niepisany kodeks więcej niż raz. Ludzie nie są aż tak głupi. A może i są? Nie mnie o tym sądzić.
Wspomniany przez Aardena Młodszego Loke wygląda idealnie przeciętnie. Byłby łatwy do zgubienia w tłumie, gdyby chciał, nie wygląda groźnie, więc w sumie hipnotyzerem byłby idealny. Wykrzywiam wargi niechętnie, gdy nazywa mnie per „kochaniutka”. Kurwa serio?
- Jestem Vi. – poprawiam go, może trochę oschle, bo za mocno skojarzył mi się z moją sąsiadką z dołu, wścibskim babsztylem, przy którym prywatność nie istnieje i wzdrygam się lekko. No, w życiu nie przypomina wyglądem tej starej pindy – może jakby zapuścił wąsa i przytył tak z 70 kilo, to moglibyśmy się zacząć zastanawiać – ale słownictwo ma podobne. Kochaniutka, a phie.
- Jeśli wiesz, gdzie słuchać i czego szukać, to tak, rozchodzą się. – siadam na miejscu, upijając łyk piwa i lekko się uśmiecham. W końcu nie chcę zrobić złego wrażenia, prawda? – I nie, żadne kłopoty. O wiele bardziej prozaiczna rzecz. Ciekawość. – rzucam beztrosko, zastanawiając się, czy wyciągać papierosa, czy dać sobie jeszcze z tym siana. Powietrze w „Kle” aż prosi się, żeby wyciągnąć własnego fajka, ale raz, że nie chce mi się aż tak palić, a dwa, nie chce mi się użerać z moim towarzyszem, gdyby jednak on palący nie był. – Spotkałam na swojej drodze kilku chwalących się podobnymi umiejętnościami. Powiedzmy, że z różnym efektem. Jestem ciekawa, jak dobry jesteś. – dodała uczciwie, bo znajomość kogoś, kto umiał hipnotyzować, jak cholera przydałaby się Kruczym. Łatwiejsze wyciąganie pewnych rzeczy z potencjalnych świadków. Robili podobne numery jeszcze za czasów Quetzal. Inaczej niektóre sprawy ciągnęłyby się po dziś dzień.
Wzdycham wewnętrznie, ukradkiem, w pełni świadoma faktu, że czego bym nie zrobiła, zawsze będę na służbie i zawsze będę szukać zagrożenia. To silniejsze ode mnie, wkodowane latami pracy i moją przeszłością. Chyba z grzeczności dla Dirka Aardena odwracam wzrok, gdy dwóch oznaczonych Pieczęcią Lokiego próbuje swoich sił w magicznym pojedynku, ale nie jestem w stanie powstrzymać cichego parsknięcia, gdy Alan ustawia ich do pionu i wyrzuca z knajpy. Zasady są dla wszystkich, nie? Podobno po trzeciej awanturze dostaje się wiecznego bana na wstęp tutaj, ale chyba nie widziałam nikogo, kto złamałby niepisany kodeks więcej niż raz. Ludzie nie są aż tak głupi. A może i są? Nie mnie o tym sądzić.
Wspomniany przez Aardena Młodszego Loke wygląda idealnie przeciętnie. Byłby łatwy do zgubienia w tłumie, gdyby chciał, nie wygląda groźnie, więc w sumie hipnotyzerem byłby idealny. Wykrzywiam wargi niechętnie, gdy nazywa mnie per „kochaniutka”. Kurwa serio?
- Jestem Vi. – poprawiam go, może trochę oschle, bo za mocno skojarzył mi się z moją sąsiadką z dołu, wścibskim babsztylem, przy którym prywatność nie istnieje i wzdrygam się lekko. No, w życiu nie przypomina wyglądem tej starej pindy – może jakby zapuścił wąsa i przytył tak z 70 kilo, to moglibyśmy się zacząć zastanawiać – ale słownictwo ma podobne. Kochaniutka, a phie.
- Jeśli wiesz, gdzie słuchać i czego szukać, to tak, rozchodzą się. – siadam na miejscu, upijając łyk piwa i lekko się uśmiecham. W końcu nie chcę zrobić złego wrażenia, prawda? – I nie, żadne kłopoty. O wiele bardziej prozaiczna rzecz. Ciekawość. – rzucam beztrosko, zastanawiając się, czy wyciągać papierosa, czy dać sobie jeszcze z tym siana. Powietrze w „Kle” aż prosi się, żeby wyciągnąć własnego fajka, ale raz, że nie chce mi się aż tak palić, a dwa, nie chce mi się użerać z moim towarzyszem, gdyby jednak on palący nie był. – Spotkałam na swojej drodze kilku chwalących się podobnymi umiejętnościami. Powiedzmy, że z różnym efektem. Jestem ciekawa, jak dobry jesteś. – dodała uczciwie, bo znajomość kogoś, kto umiał hipnotyzować, jak cholera przydałaby się Kruczym. Łatwiejsze wyciąganie pewnych rzeczy z potencjalnych świadków. Robili podobne numery jeszcze za czasów Quetzal. Inaczej niektóre sprawy ciągnęłyby się po dziś dzień.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Loke Sjöström
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Wto 4 Cze - 20:45
Loke SjöströmŚlepcy
online
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek wrócę do magicznej Skandynawii. Kiedy opuszczałem ją w wieku dwudziestu lat, myślałem, że pozostawiam wszystko za sobą. Nie miałem innego wyjścia, jeśli chciałem przeżyć i nie dać się złapać tym, którzy na mnie polowali. Próbowałem jako zmora rozpocząć nowe życie z dala od miejsc, które kojarzyły mi się z bólem i trudnościami. Zostawiłem za sobą rodzinę, przyjaciół, a nawet swoją tożsamość. Miałem płonne nadzieje, że nowe życie pozwoli mi zapomnieć o tym, co było, i da mi szansę na świeży start. Przez wiele lat podróżowałem po świecie, szukając swojego miejsca; odwiedzałem różne kraje, poznawałem nowych ludzi i doświadczałem rzeczy, o których wcześniej nawet nie śniłem, bo nie sądziłem, że kiedykolwiek zostanę skazany na wieczną tułaczką. Powrót do Skandynawii był decyzją trudną i nieplanowaną, podyktowaną niespodziewanymi doniesieniami z moich stron, ale w głębi duszy zawsze wiedziałem, że pewnego dnia będę musiał stawić czoła przeszłości i przywrócić do życia zaginionego Loke Sjöströma.
— Mów mi Loke. — W dalszym ciągu dziwnie czuję się ze świadomością, że w Midgardzie znowu używam swojego imienia. Nie jestem Linusem ani Lennartem, nie wymyślam już na poczekaniu kolejnych, przypadkowych imion. Każde nowe miejsce, każda nowa tożsamość dawała mi chwilowe poczucie bezpieczeństwa — to były jednak tylko maski, które umiejętnie przywdziewałem, by chronić się przed moim prawdziwym ja. A teraz znowu mam na imię Loke. Tylko poczekać, aż ktoś mnie sprawdzi i dotrze do mojej przyszłości, bo już powoli zaczynam czuć, jak niewidzialne nici mojej przeszłości zaczynają się coraz bardziej splatać z teraźniejszością. — Och, no proszę, obserwatorka z ciebie. Może szpieg? — komentuję z nieśmiało czającym się na ustach półuśmiechem, bacznie spoglądając w kierunku nowo poznanej kobiety o burzy kręconych włosów, której pozwoliłem się dosiąść do mojego stolika w kącie lokalu. Zdaje się, że moja sława hipnotyzera powoli zaczyna się rozprzestrzeniać. Jak zaraza.
— Nie chwalę się na prawo i lewo, ale pomagam, gdy trzeba — oznajmiam jej pewnym tonem głosu, nie do końca przekonany jej motywacjami. Nie każdy musi wiedzieć, jakie atuty mam w rękawie; zachowanie pewnych umiejętności w tajemnicy może być korzystne, a czasami nawet niezbędne. — Twoja osobista ciekawość nie jest powodem, który mnie jakoś przekonuje. Oczekujesz, księżniczko, że pokażę ci na co mnie stać? — W oczekiwaniu na jej reakcję gaszę papierosa w popielniczce i upijam łyk alkoholu. — To nie cyrk.
— Mów mi Loke. — W dalszym ciągu dziwnie czuję się ze świadomością, że w Midgardzie znowu używam swojego imienia. Nie jestem Linusem ani Lennartem, nie wymyślam już na poczekaniu kolejnych, przypadkowych imion. Każde nowe miejsce, każda nowa tożsamość dawała mi chwilowe poczucie bezpieczeństwa — to były jednak tylko maski, które umiejętnie przywdziewałem, by chronić się przed moim prawdziwym ja. A teraz znowu mam na imię Loke. Tylko poczekać, aż ktoś mnie sprawdzi i dotrze do mojej przyszłości, bo już powoli zaczynam czuć, jak niewidzialne nici mojej przeszłości zaczynają się coraz bardziej splatać z teraźniejszością. — Och, no proszę, obserwatorka z ciebie. Może szpieg? — komentuję z nieśmiało czającym się na ustach półuśmiechem, bacznie spoglądając w kierunku nowo poznanej kobiety o burzy kręconych włosów, której pozwoliłem się dosiąść do mojego stolika w kącie lokalu. Zdaje się, że moja sława hipnotyzera powoli zaczyna się rozprzestrzeniać. Jak zaraza.
— Nie chwalę się na prawo i lewo, ale pomagam, gdy trzeba — oznajmiam jej pewnym tonem głosu, nie do końca przekonany jej motywacjami. Nie każdy musi wiedzieć, jakie atuty mam w rękawie; zachowanie pewnych umiejętności w tajemnicy może być korzystne, a czasami nawet niezbędne. — Twoja osobista ciekawość nie jest powodem, który mnie jakoś przekonuje. Oczekujesz, księżniczko, że pokażę ci na co mnie stać? — W oczekiwaniu na jej reakcję gaszę papierosa w popielniczce i upijam łyk alkoholu. — To nie cyrk.
Vaia Cortés da Barros
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Czw 6 Cze - 9:05
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Gdyby ktoś zapytał mnie tak siedem, może osiem lat temu, gdzie widzę siebie w tym roku, na pewno nie powiedziałabym o zimnej Skandynawii. A jednak, byłam tutaj, bujałam się na dwa nazwiska, choć coraz rzadziej już używałam panieńskiego. Jakby na to nie patrzyć, bycie jedną z Barrosów dawało trochę większe poczucie wspólnoty, zwłaszcza, że Dom raczej nie palił się do powiększania rodziny. No i zniknął, gówniarz jeden. Mimo wszystko tęskniłam. Za Brazylią, za jej ciepłem, za atmosferą tamtych miejsc, których „Wybity Kieł” był całkiem przyjemną namiastką. Razem ze swoją klientelą, którą czasem mam ochotę zamknąć w pudle - Dirk by mnie chyba zjadł za to - a czasem usiąść z nimi i rżnąć w karty. Prędzej w sumie patrzyć, jak inni grają, ale i tak jest s tego świetna zabawa.
- Miło mi. - rzucam beztrosko, zastanawiając się, czy jego imię ma coś wspólnego z nordyckim bogiem chaosu i nie tylko. Nie, żebym była jakąś ekspertką od tutejszej mitologii, ale podstawy poznać musiałam, siłą rzeczy. Loki, Loke, brzmi to wystarczająco podobnie, bym mogła się zastanawiać nad takimi rzeczami. Tyle, że chyba pytanie o to byłoby w złym tonie? Cholera wie. Pewnie bym spytała, ale nie chcę zrażać faceta od razu.
- Może szpieg, może obserwator, a może po prostu „Kieł” tak bardzo przypomina moje dawne okolice, że nie sposób zauważać pewnych niuansów. I nie zwracać uwagi na ewentualne kłopoty. - wyjaśniam swobodnie, bo jak sądzę przyznawanie się tutaj do własnego zawodu nie jest zbyt mądre. Nie wstydzę się bycia Strażniczką, lubię tę pracę i jestem z niej dumna, ale czasem lepiej pomijać pewne fakty. Dziwnym trafem pochodzenie z faweli - których odpowiednikiem tutaj jest chyba dzielnica Ymira Starszego i częściowo Przesmyk - wyjaśnia logicznie wiele rzeczy. Zaraz potem jednak wybucham cichym śmiechem na oburzenie Loke, któremu nie podoba się moja ciekawość. Nie jemu pierwszemu oczywiście, ale nie da się ukryć, że to zabawne.
- Nie lubisz mnie. - z błyskiem w oczach upijam łyk piwa. - Podobno ciekawość zabiła kota, ale bez niej byłoby nudno. - stwierdzam lekko, po czym poważnieję, obserwując salę. Częściowo salę, częściowo rozmówcę. - Może i nie cyrk, ale dlaczego w takim razie niektórzy nadal zachowują się jak małpy? Oto jest pytanie, mój drogi. - wykrzywiam wargi. Księżniczką też nie jestem i nawet nie próbuję być. Księżniczki nie mają blizn i z zasady nie potrafią sierpowym łamać nosów.
- Raczej mam nadzieję, że będziesz w stanie rozwiać moje wątpliwości. - wyciągam papierosa, bo chociaż nie wierzę w powodzenie, to co mi zabrania spytać? Podsuwam Loke paczkę i odpalam jednego. - Mam znajomego. - oznajmiam krótko. Tak, każdy ich ma. Ale przecież nie będę mówić o sobie. Zaciągam się dymem i zaczynam mówić. - Dawno dawno temu znajomy przeżył coś, co wykrzywiło mu psyche. Do tego stopnia, że bywają dni, że nie można do niego podejść i złapać go za rękę, bo panikuje. Znajomy nie pamięta, co się wtedy wydarzyło i z pewnych względów pamiętać nie chce. Wychowywałam się wśród szamanów, hipnotyzerów, kapłanów voodoo i wszelkiej maści doktorów duchowych i nie tylko. Żaden nie potrafi mu pomóc wszyscy twierdzą, że do wyleczenia musi sobie przypomnieć, co się wydarzyło i przepracować traumę. Znajomy nie chce pamiętać, ale za to chce, żeby można było go normalnie tykać, bez ryzyka, że przyleje komuś w mordę. - proste, logiczne i nie do zrobienia. Ciula tam, skoro te wspomnienia wyparłam - wyjąwszy cholernego jaguara i jego wilczego pana - to są na tyle ciulate, że lepiej ich sobie nie przypominać.
- Miło mi. - rzucam beztrosko, zastanawiając się, czy jego imię ma coś wspólnego z nordyckim bogiem chaosu i nie tylko. Nie, żebym była jakąś ekspertką od tutejszej mitologii, ale podstawy poznać musiałam, siłą rzeczy. Loki, Loke, brzmi to wystarczająco podobnie, bym mogła się zastanawiać nad takimi rzeczami. Tyle, że chyba pytanie o to byłoby w złym tonie? Cholera wie. Pewnie bym spytała, ale nie chcę zrażać faceta od razu.
- Może szpieg, może obserwator, a może po prostu „Kieł” tak bardzo przypomina moje dawne okolice, że nie sposób zauważać pewnych niuansów. I nie zwracać uwagi na ewentualne kłopoty. - wyjaśniam swobodnie, bo jak sądzę przyznawanie się tutaj do własnego zawodu nie jest zbyt mądre. Nie wstydzę się bycia Strażniczką, lubię tę pracę i jestem z niej dumna, ale czasem lepiej pomijać pewne fakty. Dziwnym trafem pochodzenie z faweli - których odpowiednikiem tutaj jest chyba dzielnica Ymira Starszego i częściowo Przesmyk - wyjaśnia logicznie wiele rzeczy. Zaraz potem jednak wybucham cichym śmiechem na oburzenie Loke, któremu nie podoba się moja ciekawość. Nie jemu pierwszemu oczywiście, ale nie da się ukryć, że to zabawne.
- Nie lubisz mnie. - z błyskiem w oczach upijam łyk piwa. - Podobno ciekawość zabiła kota, ale bez niej byłoby nudno. - stwierdzam lekko, po czym poważnieję, obserwując salę. Częściowo salę, częściowo rozmówcę. - Może i nie cyrk, ale dlaczego w takim razie niektórzy nadal zachowują się jak małpy? Oto jest pytanie, mój drogi. - wykrzywiam wargi. Księżniczką też nie jestem i nawet nie próbuję być. Księżniczki nie mają blizn i z zasady nie potrafią sierpowym łamać nosów.
- Raczej mam nadzieję, że będziesz w stanie rozwiać moje wątpliwości. - wyciągam papierosa, bo chociaż nie wierzę w powodzenie, to co mi zabrania spytać? Podsuwam Loke paczkę i odpalam jednego. - Mam znajomego. - oznajmiam krótko. Tak, każdy ich ma. Ale przecież nie będę mówić o sobie. Zaciągam się dymem i zaczynam mówić. - Dawno dawno temu znajomy przeżył coś, co wykrzywiło mu psyche. Do tego stopnia, że bywają dni, że nie można do niego podejść i złapać go za rękę, bo panikuje. Znajomy nie pamięta, co się wtedy wydarzyło i z pewnych względów pamiętać nie chce. Wychowywałam się wśród szamanów, hipnotyzerów, kapłanów voodoo i wszelkiej maści doktorów duchowych i nie tylko. Żaden nie potrafi mu pomóc wszyscy twierdzą, że do wyleczenia musi sobie przypomnieć, co się wydarzyło i przepracować traumę. Znajomy nie chce pamiętać, ale za to chce, żeby można było go normalnie tykać, bez ryzyka, że przyleje komuś w mordę. - proste, logiczne i nie do zrobienia. Ciula tam, skoro te wspomnienia wyparłam - wyjąwszy cholernego jaguara i jego wilczego pana - to są na tyle ciulate, że lepiej ich sobie nie przypominać.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Loke Sjöström
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Nie 16 Cze - 19:49
Loke SjöströmŚlepcy
online
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Gdyby ktoś zapytał mnie kilkanaście lat temu, gdzie będę w przyszłości, odpowiedziałbym ze wzruszeniem ramion: nie wiem. W tamtym czasie moje życie wydawało się być pełne możliwości, a przyszłość była tajemnicza i pełna obietnic, ale szybko okazało się, że los miał dla mnie zupełnie inne plany. Nie przewidziałem tego, co się wydarzy; nie spodziewałem się, że kiedykolwiek, a przynajmniej nie tak szybko, otrę się o śmierć, a później będę zmuszony podpisać cyrograf z demonem. Cyrograf, który zmusił mnie do tego, by opuścić moją rodzinną miejscowość i zacząć żywot włóczęgi. To wydarzenie całkowicie zmieniło moje życie i skierowało mnie na ścieżkę, na której nigdy siebie nie widziałem. Na początku nie wiedziałem, z czym to się wiąże; nie miałem pojęcia, co znaczy być zmorą, ale tak bardzo chciałem wtedy żyć, że nie widziałem innej opcji, jak zaakceptować propozycję nie do odrzucenia. Nie ja pierwszy i nie ostatni, który dał się nabrać na wieczne potępienie i tułaczkę. Jeśli chciało się przeżyć, a mnie nie brakowało chęci do życia — mam przecież wtedy niespełna dwadzieścia lat.
— Mnie również — odpowiadam automatycznie, bez większego entuzjazmu w głosie. W moim otoczeniu, nawet jeśli się uśmiecham, wszystko potrafi zmienić się w mgnieniu oka w ponurą atmosferę. Jestem zmorą, która roztacza wokół siebie aurę — czasem bardziej lub mniej kontrolowanie, ale gdy komuś nie ufam, pozwalam sobie na więcej. Często wystarczy jeden mój gest, jedno spojrzenie, aby otaczający mnie ludzie poczuli się nieswojo lub wpadli w melancholijny nastrój. Mam w sobie coś, co przyciąga uwagę, ale jednocześnie odstrasza; ta dychotomia sprawia, że jestem kimś, kogo trudno zignorować. — Skąd cię zatem przywiało? — pytam z zainteresowaniem, doskonale widząc, że Vaia nie pochodziła stąd. Sam byłem w pewnym sensie tutaj obcy, ale byli też bardziej obcy w tym mieście ode mnie. — Obstawiam jakiś ciepły kraj, więc oświeć mnie skąd. — Vaia miała w sobie coś egzotycznego, jej ciemne oczy i oliwkowa cera wyróżniały się wśród bledszych twarzy typowych mieszkańców Midgardu.
— Nie wiem, czy cię nie lubię. To się jeszcze okaże — odpowiadam zgodnie z prawdą. Nawet jeśli podchodzę do innych z dystansem, pozwalam sobie na to, by przyjrzeć się ludziom bliżej, dając im szansę na pokazanie, kim naprawdę są. Zazwyczaj staram się unikać pochopnych ocen, choć nie zawsze jest to łatwe. Pozwalam sobie jednak zignorować jej komentarz, gdy słyszę, jak wreszcie przechodzi do rzeczy — wolę, gdy ludzie nie owijają w bawełnę. — Są różne sposoby na podobne przypadki. Można wprowadzić w trans i przywołać pamięć na moment, bo takie rzeczy da się wyciągnąć z głębi umysłu, ale nie musi być tego świadomy. Nie musi nawet wiedzieć, że coś takiego się wydarzyło. Można też spróbować oszukać jego pamięć i ciało, jednak nie ukrywam, że wszystko zależy od człowieka.
— Mnie również — odpowiadam automatycznie, bez większego entuzjazmu w głosie. W moim otoczeniu, nawet jeśli się uśmiecham, wszystko potrafi zmienić się w mgnieniu oka w ponurą atmosferę. Jestem zmorą, która roztacza wokół siebie aurę — czasem bardziej lub mniej kontrolowanie, ale gdy komuś nie ufam, pozwalam sobie na więcej. Często wystarczy jeden mój gest, jedno spojrzenie, aby otaczający mnie ludzie poczuli się nieswojo lub wpadli w melancholijny nastrój. Mam w sobie coś, co przyciąga uwagę, ale jednocześnie odstrasza; ta dychotomia sprawia, że jestem kimś, kogo trudno zignorować. — Skąd cię zatem przywiało? — pytam z zainteresowaniem, doskonale widząc, że Vaia nie pochodziła stąd. Sam byłem w pewnym sensie tutaj obcy, ale byli też bardziej obcy w tym mieście ode mnie. — Obstawiam jakiś ciepły kraj, więc oświeć mnie skąd. — Vaia miała w sobie coś egzotycznego, jej ciemne oczy i oliwkowa cera wyróżniały się wśród bledszych twarzy typowych mieszkańców Midgardu.
— Nie wiem, czy cię nie lubię. To się jeszcze okaże — odpowiadam zgodnie z prawdą. Nawet jeśli podchodzę do innych z dystansem, pozwalam sobie na to, by przyjrzeć się ludziom bliżej, dając im szansę na pokazanie, kim naprawdę są. Zazwyczaj staram się unikać pochopnych ocen, choć nie zawsze jest to łatwe. Pozwalam sobie jednak zignorować jej komentarz, gdy słyszę, jak wreszcie przechodzi do rzeczy — wolę, gdy ludzie nie owijają w bawełnę. — Są różne sposoby na podobne przypadki. Można wprowadzić w trans i przywołać pamięć na moment, bo takie rzeczy da się wyciągnąć z głębi umysłu, ale nie musi być tego świadomy. Nie musi nawet wiedzieć, że coś takiego się wydarzyło. Można też spróbować oszukać jego pamięć i ciało, jednak nie ukrywam, że wszystko zależy od człowieka.
Vaia Cortés da Barros
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Wto 18 Cze - 17:00
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Delikatnie mrużę oczy, z większą czynnością obserwując mężczyznę. Jest... inny. Nie chodzi o to, że mało rozmowny, bo do tego jestem przyzwyczajona. Przeważnie wśród znajomych to ja jestem ta gadatliwa, nawet jeśli potrafię milczeć, gdy trzeba. Brak entuzjazmu mnie nie zraża, chyba dlatego, że kocia ciekawość naprawdę teraz wiedzie prym. A może to złudna nadzieja, że można mnie naprawić chociaż w tym sensie? Łapię się na tym, że analizuję go, jak strażniczka, szukam ewentualnych słabych punktów, rozważam, czy mnie zaatakuje. To już naprawdę skrzywienie zawodowe, zwłaszcza, że tu jest przecież bezpiecznie. Nagle zdaję sobie sprawę, dlaczego moje kocie ja każe mi tu siedzieć, zamiast odpuścić temat. Bo jest w nim coś innego, z jednej strony intrygują mnie jego umiejętności, a z drugiej ma w sobie coś takiego, co każe trzymać się od niego z daleka. Rzadko spotyka się takie osoby, a jeśli nawet, mają wiele za uszami. Mój ojciec taki był. Dla mnie był najwspanialszym rodzicem, nawet jeśli ślepcem, ale widziałam, jak inni woleli trzymać się od niego z daleka. Inni, ale podobni. Cóż, na pewno nie odpuszczę, nie teraz. Powoli popalam papierosa, by zaraz potem uśmiechnąć się delikatnie. To pytanie pada często, dużo osób jest ciekawych. Mogłabym być złośliwa i skomentować to jakoś. Wystarczyłoby przecież bardzo proste „z daleka”. Ale w sumie po co? Nie wstydzę się pochodzenia, zabawa w kotka i myszkę zwykle mnie nie bawi, bo mam jej za dużo w pracy.
- I dosyć dobrze obstawiasz. - w sumie to trochę zabawne z mojego punktu widzenia, to określenie „ciepłe kraje”. Czyli Skandynawia, Europa i ogólnie te bliskie Midgardu państwa powinny być nazywane „zimnymi krajami”? Ciekawość Loke wydaje się być autentyczna, a przynajmniej dosyć szczera. - Brasilia. - mówię po naszemu, z mocnym portugalskim akcentem, choć równie dobrze mogłabym użyć hiszpańskiego. Płynnie przeskakuję z jednego akcentu na drugi, tak samo jak z językami. - I zdecydowanie jest tam cieplej niż tutaj. - chyba tylko resztki dobrego wychowania hamują mnie przed stwierdzeniem, że nasze zimy są cieplejsze niż lato tutaj. Nigdy nie przypuszczałabym, że zostanę ekspertką w dziedzinie zaklęć ogrzewających?
- Podoba mi się twoje podejście. - oznajmiam uczciwie i całkiem szczerze. - To nieczęste, by chcieć coś lub kogoś najpierw poznać, a nie od razu określać ewentualną sympatię lub jej brak. - lekko unoszę kufel w górę, jakbym proponowała, by za to wypić. Zresztą trochę proponuję, ciekawa reakcji mężczyzny. Jednych poznaje się przy alkoholu, innych podczas sporów, a jeszcze innych prowadząc dyskusje. Loke chyba nie jest zwolennikiem bezowocnych, długich rozmów, choć tego nie mogę stwierdzić po tak krótkiej chwili znajomości. Na pewno nie jest gadatliwy, ale to mi nie przeszkadza. Czasem milczeniem można przekazać więcej niż słowami.
Słucham jego odpowiedzi raz, że z zaskoczeniem, a dwa że z delikatnym szacunkiem. To jeszcze nie znaczy, że jego umiejętności są tak duże, jak mówią plotki, ale nie da się ukryć, że podszedł do tematu dosyć rzetelnie.
- Wprowadzić w trans i wyciągnąć te wspomnienia, jednak nie zmuszając go, by o tym pamiętał? - unoszę lekko brwi, bo to coś nowego. Jak dotąd wszyscy twierdzili, że muszę sobie przypomnieć. W życiu. - Tak się w ogóle da? - jasne, że jestem sceptyczna. Może nie tak dokładnie sceptyczna, co nieufna, ale to jest coś bardzo nowego. Nie uważam się za ekspertkę od duchowości, ale podstawy znam. Tylko podstawy.
- Oszukiwanie ciała i pamięci brzmi trochę jak przepis na katastrofę. Teraz oszukasz, a za jakiś czas wszystko wróci jak przerwana tama. Tego raczej kolega chciałby uniknąć. - mówię gładko, jednak z zaciekawieniem w oczach. Mogłabym mu zaproponować próbne hipnotyzowanie mnie, ale... to nie brzmi jak głupi pomysł. Mimo wszystko widziałam, co potrafią dobrzy hipnotyzerzy. Chociaż jeśli zdecyduję się ogarnąć swój problem, to będę musiała wyzbyć się wrodzonej nieufności dotyczącej grzebania sobie w głowie.
- I dosyć dobrze obstawiasz. - w sumie to trochę zabawne z mojego punktu widzenia, to określenie „ciepłe kraje”. Czyli Skandynawia, Europa i ogólnie te bliskie Midgardu państwa powinny być nazywane „zimnymi krajami”? Ciekawość Loke wydaje się być autentyczna, a przynajmniej dosyć szczera. - Brasilia. - mówię po naszemu, z mocnym portugalskim akcentem, choć równie dobrze mogłabym użyć hiszpańskiego. Płynnie przeskakuję z jednego akcentu na drugi, tak samo jak z językami. - I zdecydowanie jest tam cieplej niż tutaj. - chyba tylko resztki dobrego wychowania hamują mnie przed stwierdzeniem, że nasze zimy są cieplejsze niż lato tutaj. Nigdy nie przypuszczałabym, że zostanę ekspertką w dziedzinie zaklęć ogrzewających?
- Podoba mi się twoje podejście. - oznajmiam uczciwie i całkiem szczerze. - To nieczęste, by chcieć coś lub kogoś najpierw poznać, a nie od razu określać ewentualną sympatię lub jej brak. - lekko unoszę kufel w górę, jakbym proponowała, by za to wypić. Zresztą trochę proponuję, ciekawa reakcji mężczyzny. Jednych poznaje się przy alkoholu, innych podczas sporów, a jeszcze innych prowadząc dyskusje. Loke chyba nie jest zwolennikiem bezowocnych, długich rozmów, choć tego nie mogę stwierdzić po tak krótkiej chwili znajomości. Na pewno nie jest gadatliwy, ale to mi nie przeszkadza. Czasem milczeniem można przekazać więcej niż słowami.
Słucham jego odpowiedzi raz, że z zaskoczeniem, a dwa że z delikatnym szacunkiem. To jeszcze nie znaczy, że jego umiejętności są tak duże, jak mówią plotki, ale nie da się ukryć, że podszedł do tematu dosyć rzetelnie.
- Wprowadzić w trans i wyciągnąć te wspomnienia, jednak nie zmuszając go, by o tym pamiętał? - unoszę lekko brwi, bo to coś nowego. Jak dotąd wszyscy twierdzili, że muszę sobie przypomnieć. W życiu. - Tak się w ogóle da? - jasne, że jestem sceptyczna. Może nie tak dokładnie sceptyczna, co nieufna, ale to jest coś bardzo nowego. Nie uważam się za ekspertkę od duchowości, ale podstawy znam. Tylko podstawy.
- Oszukiwanie ciała i pamięci brzmi trochę jak przepis na katastrofę. Teraz oszukasz, a za jakiś czas wszystko wróci jak przerwana tama. Tego raczej kolega chciałby uniknąć. - mówię gładko, jednak z zaciekawieniem w oczach. Mogłabym mu zaproponować próbne hipnotyzowanie mnie, ale... to nie brzmi jak głupi pomysł. Mimo wszystko widziałam, co potrafią dobrzy hipnotyzerzy. Chociaż jeśli zdecyduję się ogarnąć swój problem, to będę musiała wyzbyć się wrodzonej nieufności dotyczącej grzebania sobie w głowie.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Loke Sjöström
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Pią 5 Lip - 10:01
Loke SjöströmŚlepcy
online
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Słysząc nazwę Brasilia, moje myśli natychmiast przenoszą się w egzotyczne rejony Ameryki Południowej, gdzie ta nowoczesna metropolia pełni rolę serca politycznego i kulturalnego Brazylii. Mimo że nigdy nie miałem okazji odwiedzić tego kraju, moje wyobrażenia o nim opierają się na tym, co przekazywały mi media i opowieści innych, napotykanych na drodze podróżników. Widzę oczami karnawał w Rio de Janeiro, słynący z niezapomnianych parad i tańców samby, wyobrażając sobie tłumy ludzi tańczących na ulicach, muzykę przeszywającą tłumy i atmosferę radości, która ogarnia miasto podczas tego wielkiego święta. Potem przypominam sobie o Copacobanie czy Ipanemie, które przyciągały turystów z całego świata swoim białym piaskiem i błękitnym morzem, ale na tym moja ograniczona wiedza na temat tego kontynentu się kończyła. Ameryka Południowa nigdy nie była moim obiektem zainteresowania; wydawała mi się zbyt odległa od tego, co znałem i gdzie się wychowałem, choć nie mogłem wykluczać, że kiedyś będę musiał ruszyć dalej. Dalej, niż bym chciał. Dlatego na ten moment, póki było to możliwe, wolałem zostać w Europie, która była dla mnie domem.
— Nietrudno znaleźć miejsce, gdzie jest cieplej — żartuję mimowolnie, puszczając jej oczko. Midgard, z jego kapryśną pogodą, był miejscem, gdzie nauczyłem się doceniać każde przebłyski słońca i ciepłe dni. Choć w dalszym ciągu ciężko było mi się przyzwyczaić do zimna, które panowało w tej części świata, to miasto miało w sobie coś magicznego, co sprawiało, że chciałem tu zostać dłużej niż powinienem. — Co cię w takim razie tu sprowadza? Chciałaś zobaczyć zimę po raz pierwszy? — droczę się z premedytacją, po czym upijam łyk alkoholu, nie spuszczając z nowo poznanej kobiety wzroku. — Cóż… Nauczyłem się, że nie warto oceniać książki po okładce. — To była prawda, której nauczyłem się na własnej skórze. Wielokrotnie przekonałem się, że pierwsze wrażenia mogą być mylące, a ludzie skrywają w sobie znacznie więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Nie wiedziałem, jak było z Vaią, ale nie chciałem jej oceniać po kilku wymienionych słowach.
— Da się. Jeśli ktoś ma odpowiednie doświadczenie. — Kiedy zaczynałem, hipnoza wydawała mi się jedynie ciekawostką, czymś, czym można zaimponować znajomym. Szybko jednak zrozumiałem, że to coś znacznie głębszego. Podróżowałem po świecie, odwiedzając miejsca, gdzie hipnoza była praktykowana od setek lat. Każdy z moich mentorów wniósł coś unikalnego do mojego arsenału wiedzy, pozwalając mi doskonalić umiejętności, które teraz posiadam. — Może wrócić, ale nie musi. W większości przypadków nie wraca, choć wszystko to kwestia indywidualna. — Nie kłamię. Na przestrzeni lat nauczyłem się, że to zależy od wielu czynników: siły woli, otwartości na zmianę, a czasem nawet zwykłego przypadku.
— Nietrudno znaleźć miejsce, gdzie jest cieplej — żartuję mimowolnie, puszczając jej oczko. Midgard, z jego kapryśną pogodą, był miejscem, gdzie nauczyłem się doceniać każde przebłyski słońca i ciepłe dni. Choć w dalszym ciągu ciężko było mi się przyzwyczaić do zimna, które panowało w tej części świata, to miasto miało w sobie coś magicznego, co sprawiało, że chciałem tu zostać dłużej niż powinienem. — Co cię w takim razie tu sprowadza? Chciałaś zobaczyć zimę po raz pierwszy? — droczę się z premedytacją, po czym upijam łyk alkoholu, nie spuszczając z nowo poznanej kobiety wzroku. — Cóż… Nauczyłem się, że nie warto oceniać książki po okładce. — To była prawda, której nauczyłem się na własnej skórze. Wielokrotnie przekonałem się, że pierwsze wrażenia mogą być mylące, a ludzie skrywają w sobie znacznie więcej, niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Nie wiedziałem, jak było z Vaią, ale nie chciałem jej oceniać po kilku wymienionych słowach.
— Da się. Jeśli ktoś ma odpowiednie doświadczenie. — Kiedy zaczynałem, hipnoza wydawała mi się jedynie ciekawostką, czymś, czym można zaimponować znajomym. Szybko jednak zrozumiałem, że to coś znacznie głębszego. Podróżowałem po świecie, odwiedzając miejsca, gdzie hipnoza była praktykowana od setek lat. Każdy z moich mentorów wniósł coś unikalnego do mojego arsenału wiedzy, pozwalając mi doskonalić umiejętności, które teraz posiadam. — Może wrócić, ale nie musi. W większości przypadków nie wraca, choć wszystko to kwestia indywidualna. — Nie kłamię. Na przestrzeni lat nauczyłem się, że to zależy od wielu czynników: siły woli, otwartości na zmianę, a czasem nawet zwykłego przypadku.
Vaia Cortés da Barros
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Sro 10 Lip - 11:47
Vaia Cortés da BarrosWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Salvador, Brazylia
Wiek : 34 lata
Stan cywilny : rozwódka
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : wysłannik Forsetiego
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : jaguarundi amerykański
Atuty : pięściarz (I), miłośnik pojedynków (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 20 / magia lecznicza: 16 / magia natury: 6 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 22 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 5
Brasilia, kraj kojarzony z karnawałem, z Rio de Janeiro, z sambą. Ciepło, festiwale, tańce i muzyka. Tak, to prawda, tym właśnie jest moja ojczyzna. Ale przecież to tylko jedno z jej obliczy, to, które widzą wszyscy, a zwłaszcza turyści. Pod tą warstwą jest wiele innych rzeczy, spraw, niekoniecznie miłych. Ale mimo wszystko to moja Brazylia. Z której musiałam odejść, ale to nie ma w tej chwili aż takiego znaczenia. Potrafię o tym nie myśleć, a poza tym czego nie robi się dla bliskich. Osób, których nigdy bym nie naraziła.
- Na przykład taka Afryka? - podejmuję pałeczkę, rozbawiona komentarzem. No tak, mój wybór jest w pewien sposób irracjonalny. Marznę tutaj, denerwuję się na pogodę i jeszcze na dobitkę ten śnieg. A mimo to siedzę tu cztery lata i nie palę się do tego, by wyjeżdżać. Przyzwyczaiłam się, mimo marudzenia i cichych fuknięć.
- Widziałam już zimę, w Rosji. Przebija waszą tutaj, ale i tak. Zdecydowanie Skandynawia zasługuje na nazwę zimne kraje. - dla mnie na pewno były to zimne kraje, chociaż użycie tego określenia na głos brzmi zabawnie. Przypomina mi się od razu oburzenie Dirka, gdy pierwszy raz go użyłam. Co ja poradzę, że tu piździ złem, nawet latem. - A co mnie tu sprowadza... Nowy start, amigo. Szukałam nowego startu i tutaj jakoś było najprościej. - stwierdziłam swobodnie. Wdawać się w szczegóły nie było sensu, nawet z moich bliskich znajomych mało kto wiedział, czemu naprawdę zmieniłam kraje, godząc się na tymczasową degradację stanowiskową. Nie powiem, żebym żałowała. W Midgardzie działy się różne dziwne rzeczy i zawsze było co robić. Miałam tylko nadzieję, że nie mówię tego w złym czasie, ale przecież niedługo miały się zacząć obchody Midsommar. Święta zawsze przecież były radosnym czasem.
- Jasne, że nie warto. Może kryć całkiem ciekawe wnętrze, tylko grafik był do kitu. - skomentowałam luźno i całkiem zgodnie z prawdą. Zdarzało mi się zastanawiać, co miał w głowie twórca okładek, bo niektóre całkiem nie pasowały do treści zawartej w książce, skoro już byliśmy w tematach książkowych. Z ludźmi było podobnie, nie każdy zakapior był od razu gangsterem i nie każdy przystojniak miał wspaniałe wnętrze. Ludzie byli o wiele bardziej skomplikowani niż książki. I to mówiłam już całkowicie z doświadczenia.
- Hmmmm. Masz je? - spytałam cicho, patrząc gdzieś w tłum. Nie byłam ufna. Nie potrafiłam się pozbyć tej nieufności, bo doświadczenia miałam jakie miałam. Ale jednocześnie nie potrafiłam się nie zastanawiać, czy mówił prawdę czy tylko mamił mnie ładnymi słowami. Ale czy naprawdę chciałam to ruszać? Przeszłość, z którą mniej lub bardziej nauczyłam się żyć?
- Eu vejo. - mruknęłam powoli. Istniało więc ryzyko, ale ryzyko było zawsze. Spodobało mi się, że nie próbował twierdzić, że ryzyka nie było. Zawsze i wszędzie istniał jakiś procent szans, że coś pójdzie źle, bez względu na jakość i czas przygotowań. - Będę musiała jechać obgadać ze znajomym, czy w ogóle miałby na tyle zaufania, by się na coś takiego zdecydować. - stwierdziłam luźno, bo to nie była decyzja, którą można było podjąć natychmiast. - Ale podoba mi się twoja szczerość. I dopuszczenie niepowodzenia. - przyznałam szczerze. Nie dopytywałam, czym jeszcze się zajmował, pytanie o coś takiego mogło być niebezpieczne.
- Na przykład taka Afryka? - podejmuję pałeczkę, rozbawiona komentarzem. No tak, mój wybór jest w pewien sposób irracjonalny. Marznę tutaj, denerwuję się na pogodę i jeszcze na dobitkę ten śnieg. A mimo to siedzę tu cztery lata i nie palę się do tego, by wyjeżdżać. Przyzwyczaiłam się, mimo marudzenia i cichych fuknięć.
- Widziałam już zimę, w Rosji. Przebija waszą tutaj, ale i tak. Zdecydowanie Skandynawia zasługuje na nazwę zimne kraje. - dla mnie na pewno były to zimne kraje, chociaż użycie tego określenia na głos brzmi zabawnie. Przypomina mi się od razu oburzenie Dirka, gdy pierwszy raz go użyłam. Co ja poradzę, że tu piździ złem, nawet latem. - A co mnie tu sprowadza... Nowy start, amigo. Szukałam nowego startu i tutaj jakoś było najprościej. - stwierdziłam swobodnie. Wdawać się w szczegóły nie było sensu, nawet z moich bliskich znajomych mało kto wiedział, czemu naprawdę zmieniłam kraje, godząc się na tymczasową degradację stanowiskową. Nie powiem, żebym żałowała. W Midgardzie działy się różne dziwne rzeczy i zawsze było co robić. Miałam tylko nadzieję, że nie mówię tego w złym czasie, ale przecież niedługo miały się zacząć obchody Midsommar. Święta zawsze przecież były radosnym czasem.
- Jasne, że nie warto. Może kryć całkiem ciekawe wnętrze, tylko grafik był do kitu. - skomentowałam luźno i całkiem zgodnie z prawdą. Zdarzało mi się zastanawiać, co miał w głowie twórca okładek, bo niektóre całkiem nie pasowały do treści zawartej w książce, skoro już byliśmy w tematach książkowych. Z ludźmi było podobnie, nie każdy zakapior był od razu gangsterem i nie każdy przystojniak miał wspaniałe wnętrze. Ludzie byli o wiele bardziej skomplikowani niż książki. I to mówiłam już całkowicie z doświadczenia.
- Hmmmm. Masz je? - spytałam cicho, patrząc gdzieś w tłum. Nie byłam ufna. Nie potrafiłam się pozbyć tej nieufności, bo doświadczenia miałam jakie miałam. Ale jednocześnie nie potrafiłam się nie zastanawiać, czy mówił prawdę czy tylko mamił mnie ładnymi słowami. Ale czy naprawdę chciałam to ruszać? Przeszłość, z którą mniej lub bardziej nauczyłam się żyć?
- Eu vejo. - mruknęłam powoli. Istniało więc ryzyko, ale ryzyko było zawsze. Spodobało mi się, że nie próbował twierdzić, że ryzyka nie było. Zawsze i wszędzie istniał jakiś procent szans, że coś pójdzie źle, bez względu na jakość i czas przygotowań. - Będę musiała jechać obgadać ze znajomym, czy w ogóle miałby na tyle zaufania, by się na coś takiego zdecydować. - stwierdziłam luźno, bo to nie była decyzja, którą można było podjąć natychmiast. - Ale podoba mi się twoja szczerość. I dopuszczenie niepowodzenia. - przyznałam szczerze. Nie dopytywałam, czym jeszcze się zajmował, pytanie o coś takiego mogło być niebezpieczne.
when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
Loke Sjöström
Re: Knajpa „Wybity Kieł” Wto 16 Lip - 21:41
Loke SjöströmŚlepcy
online
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Na przykład. — Kiwam z rozbawieniem głową na słowa Vai, gdy wspomina o Afryce i uświadamiam sobie po raz kolejny, że chciałbym wiedzieć więcej. Znać cały świat. Bo wciąż wydaje mi się, że nie wiem wystarczająco dużo wiedzy na jego temat. Kiedy byłem niespełna rozumu nastolatkiem, chciałem uciec, ale nie sądziłem, że będę zmuszony bez przerwy przenosić się z miejsca na miejsce. Wymusił na mnie to mój koczowniczy tryb życia, moja natura zmory, która wygnała mnie z granic magicznej Skandynawii. Teraz, po licznych podróżach po Europie, części Afryki i Bliskim Wschodzie, czułem się bardziej jak obywatel świata. Oswoiłem się z różnorodnością kultur i bogactwem tradycji, które kształtowały naszą rzeczywistość, ale teraz, gdy przeprowadziłem się do Midgardu, uświadomiłem sobie, jak bardzo przypominał mi dom. Dom, o którym nie wiedziałem, że gdzieś głęboko pod skórą cicho tęsknię, nawet jeśli nie byłem już od lat tym samym Loke Sjöströmem, co kiedyś. Niewiele ze mnie zostało. — W Rosji akurat mnie nie było. — I nigdy mnie tam szczególnie nie ciągnęło. Wystarczyło mi zimno, którego zaznałem w Finlandii przez prawie połowę mojego życia.
— Najprościej? — Unoszę z lekkim niedowierzaniem brew, zastanawiając się w międzyczasie, dlaczego dla kogoś takiego jak ona nowy start w Midgardzie był czymś łatwym. Czy miała tutaj kogoś, kto ją wspierał? A może była po prostu osobą, która nie bała się radykalnych zmian? Przeklęta ciekawość powoli zaczynała mnie zżerać, a w mojej głowie zaczęły kłębić się pytania, na które — gdyby tylko była taka możliwość — chciałem poznać odpowiedzi. Dostrzegałem dziwną swobodę w jej nonszalanckim zachowaniu, jakby nie było dla niej przeszkód niemożliwych do pokonania, co tylko przypomniało mi to, jak sam w okresie nastoletniego buntu pragnąłem kiedyś uciec od wszystkiego, co znałem, pomimo wszelkich przeciwności losu, dopóki tułaczka nie stała się moją codziennością. — Zależy dla kogo. Dla mnie też to poniekąd nowy start, choć nie wiem, czy najprostszy. — Odkąd dowiedziałem się, że moja siostra skryła się w Midgardzie, zrozumiałem, że muszę ją odszukać, a myśl o niej stała się dla mnie nieustannie krążącą w myślach obsesją, która nie dawała mi chwili spokoju.
— Gdybym nie był pewien swoich umiejętności, to byśmy tutaj teraz nie rozpoznawali. Nie jestem oszustem, jeśli o to ci chodzi, kochaniutka. — Dobrze wiem, w czym jestem dobry, a co jest moją słabością; ta samoświadomość to moja największa siła. Przez lata nauczyłem się, jak radzić sobie z wyzwaniami, a każde doświadczenie tylko umocniło moją wiarę w siebie. — Jak już się zdecydujesz, kto potrzebuje pomocy, to spytaj na barze, a dowiesz się, gdzie mnie znaleźć. — Dopijam ostatni łyk alkoholu, czując, jak jego gorzki smak wypełnia mnie pewnością siebie. Ostatni raz mierzę ją wzrokiem, analizując każdy detal jej twarzy, po czym zrywam się z miejsca i bez słowa pożegnania zmierzam w stronę wyjścia z baru.
Loke i Vaia z tematu
— Najprościej? — Unoszę z lekkim niedowierzaniem brew, zastanawiając się w międzyczasie, dlaczego dla kogoś takiego jak ona nowy start w Midgardzie był czymś łatwym. Czy miała tutaj kogoś, kto ją wspierał? A może była po prostu osobą, która nie bała się radykalnych zmian? Przeklęta ciekawość powoli zaczynała mnie zżerać, a w mojej głowie zaczęły kłębić się pytania, na które — gdyby tylko była taka możliwość — chciałem poznać odpowiedzi. Dostrzegałem dziwną swobodę w jej nonszalanckim zachowaniu, jakby nie było dla niej przeszkód niemożliwych do pokonania, co tylko przypomniało mi to, jak sam w okresie nastoletniego buntu pragnąłem kiedyś uciec od wszystkiego, co znałem, pomimo wszelkich przeciwności losu, dopóki tułaczka nie stała się moją codziennością. — Zależy dla kogo. Dla mnie też to poniekąd nowy start, choć nie wiem, czy najprostszy. — Odkąd dowiedziałem się, że moja siostra skryła się w Midgardzie, zrozumiałem, że muszę ją odszukać, a myśl o niej stała się dla mnie nieustannie krążącą w myślach obsesją, która nie dawała mi chwili spokoju.
— Gdybym nie był pewien swoich umiejętności, to byśmy tutaj teraz nie rozpoznawali. Nie jestem oszustem, jeśli o to ci chodzi, kochaniutka. — Dobrze wiem, w czym jestem dobry, a co jest moją słabością; ta samoświadomość to moja największa siła. Przez lata nauczyłem się, jak radzić sobie z wyzwaniami, a każde doświadczenie tylko umocniło moją wiarę w siebie. — Jak już się zdecydujesz, kto potrzebuje pomocy, to spytaj na barze, a dowiesz się, gdzie mnie znaleźć. — Dopijam ostatni łyk alkoholu, czując, jak jego gorzki smak wypełnia mnie pewnością siebie. Ostatni raz mierzę ją wzrokiem, analizując każdy detal jej twarzy, po czym zrywam się z miejsca i bez słowa pożegnania zmierzam w stronę wyjścia z baru.
Loke i Vaia z tematu