Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    It's so hard to fight the demons (V. Cortés & V. Forsberg, czerwiec 1998)

    2 posters
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Uroki pracy w mundurówce – nawet po pracy pracujesz. Już dawno powinna skończyć dyżur, ale wpadło zawiadomienie o trupie. Możliwe, że otrutym, w Dzielnicy Ymira Starszego zdarzało się wszystko, jak już zdążyła się dowiedzieć. Nie dziwiła się jakoś specjalnie. Ymir kojarzył jej się trochę z niektórymi fawelami, tymi najbrutalniejszymi i z największą ilością różnego rodzaju syfu. Wysłała więc jedynie wiewióra do Sarnai, że może wrócić bardzo późno w nocy (zdecydowanie nie chciała, by Eskola wzięła ją za nocnego włamywacza) i udała się na miejsce zbrodni. Czy raczej odnalezienia trupa, bo zdążyła się pozbyć złudzeń, że takie sprawy rozwiązuje się łatwo i że wszystko jest oczywiste.
    Nie było jeszcze tak późno, by kamienica była pogrążona we śnie. Mniej więcej późny wieczór, nie sprawdziła na zegarze. Stąd też jedna czy dwie ciekawskie mordki pojawiły się w drzwiach, gdy szła do mieszkania. Posłała delikatny uśmiech dzieciakom, ale te od razu się schowały. Nie mogła powiedzieć, by nie była do tego przyzwyczajona, ale zawsze to jakoś tak… drażniło. Bolało. Trup natomiast wyglądał jak trup. Blady. Z otwartymi oczami. Ran nie posiadał, przynajmniej widocznych. Tym pewnie zajmie się patolog w strażnikowej kostnicy. Zresztą nie było jak na razie ani patologa ani toksykologa, więc zostało jedynie wypytać sąsiadów.
    Eh, kochała tę robotę. Połowa jak zawsze udawała, że ich nie ma, reszta niczego nie widziała. Truposza – elegancko zwanego denatem – też nikt nie znał. No jasne, pierwszy raz go na oczy widzieli, nigdy nie wychodził z domu, takie tam. Znała te wymówki na pamięć. U siebie doskonale wiedziałaby, co z takimi robić. Tutaj? No niespecjalnie, za krótko tu była i będzie trzeba pewnie i tak ponownie wysłać jakiegoś starszego stażem członka straży. Piętro po piętrze schodziła w dół, nie dowiadując się praktycznie niczego. Nie, żeby budziło to w niej jakieś specjalne zdziwienie. Nikt nigdy nie chciał gadać w takich miejscach. Już sięgała po paczkę papierosów, sprytnie schowaną w kieszeni, kiedy w drzwiach jednego z mieszkań, gdzieś na dole, usłyszała krzyki. Najpierw krzyki, a potem odgłosy uderzenia. Poczuła, jak każdy jeden włosek na skórze podnosi jej się do góry, jednak nie zdążyła nic zrobić, bo cichutki głosik spod ściany zwrócił jej uwagę.
    - Tata się zdenerwował na mamę. Przeze mnie. – pisnął dzieciak, płci męskiej na oko, tuląc mocno do siebie dzieciaka drugiego, płci nieokreślonej. Jedno i drugie ze śladami pobicia. Vaia przymknęła oczy i policzyła do pięciu. Raz. Dwa. Trzy. Cztery.
    - To nie jest twoja wina. – pięć. Jej głos był łagodny i delikatny, gdy kucała przy dzieciakach. Delikatnie wzięła dłoń chłopca w swoją, szepcząc kilka zaklęć, które natychmiast usunęły sińce. W oczach malucha pojawił się najpierw strach a potem podziw. – Nigdy nie myśl, że to wy cokolwiek zawiniliście albo wasza mama. Co by się nie wydarzyło, nikt nie ma prawa was uderzyć. Ani was ani mamy. Tak, tata też nie. – całe jej jestestwo burzyło się przed nazywaniem tego gnoja ojcem, ale nie miała trochę innego wyjścia. Zaraz potem trzasnęły drzwi tego mieszkania, a facet huknął na przerażone dzieciaki i poszedł. Kot natomiast zerwał się ze smyczy.
    Wokół nie było nikogo, więc Vaia poszła za facetem, nie myśląc nad tym, co robi, że jeśli ktokolwiek ją zobaczy, to może być nieciekawie. Nie widziała też więc, jak równie mocno pobita kobieta wyszła ze śmieciami z mieszkania, ledwo idąc i nieco kulejąc, zapewne od urazu. Barros miała w tej chwili jeden, jedyny cel.
    - Tknij żonę i dzieciaki jeszcze raz, a pożałujesz. – powiedziała cicho, osaczając faceta za kamienicą.
    - Bo co mi zrobisz? Moja baba, moje bachory, będę robił, co chciał.
    ­- To teraz się zastanowisz trzy razy, czy aby na pewno „co chciał”. – warknęła, unikając ciosu, jako że facet postanowił chyba pokazać jej, kto tu rządzi. Pomylił się. Najpierw dostał w żołądek, potem w twarz. Poprawiła ciosem pod żebra, jej popisowym. Stłukła go, na kwaśne jabłko tak, że wyglądał aktualnie gorzej od swojej żony. – Ostrzegałam. Dotkniesz ich jeszcze raz, a skończysz jeszcze gorzej. – wywarczała prawie bezgłośnie, podczas gdy facet trząsł się jak osika.


    You die before me and I'll kill you.
    Ślepcy
    Verner Forsberg
    Verner Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3662-verner-forsberg#37169https://midgard.forumpolish.com/t3673-verner-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3672-konwalia#37290https://midgard.forumpolish.com/f128-verner-forsberg


    Kiedyś lubił wezwania do pracy w terenie. Właściwie po to został Kruczym Strażnikiem — w laboratorium czy pracowni mógł siedzieć zawsze i wszędzie, ale tylko konsultant toksykologii na usługach prawa miał dostęp do mieszkań potencjalnych i wcale-nie-potencjalnych trucicieli. Na początku zachwycał go dostęp (zawsze niespodziewany, poszatkowany i niepełny; a przy tym zapewniający iskrę zaskoczenia i ekscytacji) do nielegalnych składników i receptur. Zwykle receptur zresztą brakowało, nikt normalny nie trzymał przecież w domu dowodów, więc zostawał po godzinach i próbował odtwarzać je z zabezpieczonych trucizn. Codziennie się czegoś uczył, aż nauka przestała mu wystarczać. Zaczął analizować to, co sprawiło, że przestępcy wpadli. Czasem była to niechlujność w pozbywaniu się śladów trucizn, używanie zbyt prymitywnych eliksirów albo kupowanie i podawanie trucizny przez beztalencie z dziedziny alchemii (za słabe lub za mocne dawki niweczyły całą zbrodnię) — wszystko, co potrafił wykryć sam Verner. Łącząc swoją naturalną smykałkę do alchemii z nabieranym doświadczeniem zaczął zresztą wykrywać zbrodnie z pozoru doskonałe, zbierając poklask u kolegów. Czasem z kolei truciciele wpadli wcale nie z powodu trucizn i te przypadki zaczęły fascynować go coraz bardziej: rola przypadku, donosu, zbiegu okoliczności, podejrzanych kroków na schodach, szarpaniny z przyszłym trupem. Z pozoru losowe zdarzenia, które potrafiły pogrążyć wprawnego truciciela. Łapał się na myśli, że mimowolnie analizuje każdy taki przypadek i zastanawia się, co samemu zrobiłby lepiej. Nigdy jeszcze nikogo nie otruł, w każdym razie nie na śmierć, ale robienie tego we własnych myślach było uzależniające.
    Było. Bo choć dzisiaj przyszło wezwanie i choć powinna ucieszyć go myśl, że po kilkumiesięcznej przerwie znów znajdzie się w podejrzanym mieszkaniu, to poczuł tylko niezrozumiałą irytację. Czy to dlatego, że zgodnie z zaleceniami lekarza powinien bardziej regularnie spać? Praca zaczęła mu utrudniać rytm snu i nie wiedział, jak pogodzić ją z menadą i zastanawiał się nad urlopem, ale przecież  jeszcze się nie paliło. Dla ciekawej sprawy zrobiłby wyjątek, a ta musiała być ciekawa skoro wezwali go wieczorem.
    Nie, chyba zirytowało go to, że mógłby teraz być w domu i czytać Magnolii atlas roślin na dobranoc. Jeszcze pewnie nic nie rozumiała, ale to nic, z pewnością odziedziczy intelekt po nim. Gdy wróci, znajdzie już żonę i córkę pogrążone we śnie. Regina narzekała, że dziecko budzi się w środku nocy, ale Magnolia była już coraz większa i spała coraz dłużej i nie będzie budził jej w środku nocy, do cholery.
    Zwlekał trochę z wyjściem z siedziby Kruczej, jakby to mogło sprawiać, że wezwanie się rozpłynie i będzie mógł wrócić do córki (do żony nigdy nie chciało mu się wracać i chyba przyzwyczaił kolegów do tego, że chętnie zostawał po godzinach, ale od narodzin Magnolii coś się zmieniło), ale w końcu koledzy powiedzieli mu, że de Barros dotrze tam skąd indziej i uznał, że im szybciej tym lepiej i teleportował się w wyznaczone miejsce. Odrobinę zirytowany zresztą, bo choć nigdy nie powiedziałby tego na głos, to czuł się niepewnie w dzielnicach biedoty i czułby się lepiej gdyby wszedł tam z Vaią, a nie sam.
    No i oczywiście, że wszystko było spieprzone, bo dyskretnie znalazł się na ulicy — do klatki wejdzie cicho, czy jakoś tak — a w bocznym zaułku już słyszał odgłosy kłótni i bójki. No po prostu, kurwa, pięknie.
    Nie miał zamiaru się w to mieszać i najchętniej teleportowałby się w cholerę, ale nagle rozpoznał głos... de Barros? Uniósł wysoko brwi. Powinien jej pomóc? Nie chciało mu się jej pomagać, nie był dobry w pojedynki i te wszystkie sprawy, ale tak trzeba. O, wezwie posiłki, to doskonały pomysł. Stąpał cicho, dyskretnie i zajrzał do zaułka, ale wtedy przekonał się, że po pierwsze nikt nie zwraca na niego uwagi, a po drugie wcale nie musiał pomagać de Barros. Z uniesionymi brwiami i mimowolnym, coraz szerszym uśmiechem obserwował, jak bije tego faceta nieprzytomnie, skutecznie, i z całą pewnością bezprawnie. Gdy przestała by wziąć oddech, momentalnie spoważniał i postąpił jeszcze o kilka kroków do przodu, akurat na tyle blisko, by w ciszy zaułka usłyszeć jej sykliwe słowa.
    - Czy to przesłuchanie? - odezwał się gdy pobity facet obrócił głowę, by z mieszaniną błagania i lęku zerknąć w jego stronę. No cóż, nie było już po co się ukrywać. Nie zaszczycił ofiary Vai spojrzeniem, w zamian utkwiwszy wymowny wzrok w niej. Może w Brazylii prowadzicie tak przesłuchania, ale nie w Midgardzie - cisnęło mu się na usta, ale nie przezornie ugryzł się w język. Była wkurwiona i nie chciał jej wkurwić jeszcze bardziej; nie, gdy samemu stał z nią w ciemnym zaułku. Był jej kolegą i Kruczym Strażnikiem, ale kobiety są przecież nieprzewidywalne. - Bił dzieci? - upewnił się z pozorną obojętnością. Gdy zamrugał, zobaczył pod powiekami swoją córeczkę i miał nadzieję, że to tylko wspomnienie, a nie milisekundowy sen. - Będziesz mieć problem - zwrócił się do Vai, choć nie używając jej imienia. Myślał przytomnie, lepiej żeby ten facet nie poznał jej imienia ani nazwiska - jeśli to wyjdzie. - uświadomił jej oczywistą oczywistość.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Może przesadziła. Tak bardzo, bardzo delikatnie przesadziła, tłukąc faceta tak, by poczuł, jak to jest. Nie znaczyło, że zrobiła mu jakąś dużą krzywdę, bo jakby na to nie spojrzeć, Barros umiała lać tak, by nie uszkodzić niczego, ale żeby ofiara odczuwała ból. Facet był dużo słabszy od niej, ale nie był słabszy pd żony czy dzieci. Każdy cios Vai bym precyzyjny i odpowiednio obliczony. W końcu uznała, że już wystarczająco oberwał, więc mogła mu odpuścić. Pytanie zadane za plecami sprawiło, że napięła lekko mięśnie i odwróciła się w stronę pytającego, rozpoznając Forsberga. Wcale nie była przejęta faktem, że złapał ją na czynie potencjalnie nielegalnym tudzież bezprawnym. Były rzeczy ważne i ważniejsze, a ona i tak przed oczami miała swojego małego sąsiada, a potem synka Hectora. Ciekawe, co się działo z tym palantem... W sumie po 15 latach to dzieciak prędzej tłukł ojca niż na odwrót.
    - Skądże znowu. - odpowiedziała powoli na pytanie Vernera, przez chwilę zastanawiając się, o czym właściwie on pierdolił. Oczy Vaiany iskrzyły się złotem, jednak po chwili ściemniały, gdy w końcu się zorientowała, o co mu chodzi. No tak, przesłuchanie i trup u góry. - To była samoobrona. Zaatakował mnie. - stwierdziła całkowicie beznamiętnie i, paradoksalnie, zgodnie z prawdą. Facet za nią jęknął, ale zignorowała ten dźwięk. I tak i tak by mu wlała, z przyczyn oczywistych, ale teraz miała po prostu wymówkę i to dobrą. Była w mundurze, atak na oficera kruczej na służbie... Facet sam się prosił. Zaraz jednak przekręciła głowę do „ofiary” własnej głupoty.
    - Szanowny pan orientuje się może, kto zamieszkiwał lokal u góry? Mieszkanie 85b, taki mężczyzna w średnim wieku, jasne włosy, dosyć umięśniony... - opisała uprzejmie denata. Ku jej zaskoczeniu dostali w odpowiedzi imię, nazwisko, potencjalne zajęcie i listę gości wyjęczaną lekko wystraszonym głosem. W odpowiedzi Vaia uśmiechnęła się, bardzo grzecznie i uprzejmie. - Dziękuję pięknie w imieniu Kruczej Straży. Bardzo bym prosiła, żeby następnym razem pan nie atakował osobników w mundurze, że względu na pracę jesteśmy dosyć paranoiczni. - odprowadziła faceta wzrokiem, gdy zrozumiał, że nic więcej mu się nie stanie i postanowił się ewakuować. Nie przeszkadzała mu w tym, zwyczajnie nie chciała rozmawiać z Vernerem, zanim facet nie zniknie z zasięgu słuchu. Posłała mu jedynie spojrzenie, mówiące o tym, że tu jeszcze wróci. Jej uśmiech zaraz potem zniknął jak kamfora, dopiero wtedy też podjęła temat.
    - Dzieci. Synek na oko 8, 9 lat. Ma jedną sztukę młodszego rodzeństwa, płci nieokreślonej. Siedzieli na schodach, kuląc się ze strachu, gdy gość w mieszkaniu tłukł błagającą o litość żonę, bo, cytuję chłopca, "zdenerwował się na mamę przez niego". - powiedziała całkiem beznamiętnie, wyciągając papierosa. Odpaliła go, w pełni świadoma, że jej oczy znowu iskrzą złotem kota, bo sama myśl o tym irytowała ich oboje. Zaciągnęła się kilka razy, zanim podeszła do Vernera, zadzierając wysoko głowę, by na niego spojrzeć.
    - Szczerze? - spytała cicho. - Nie obchodzi mnie to. Nawet gdyby mieli mi wpisać syf w papiery, Verner. Obchodzi mnie tylko to, że to ścierwo zastanowi się pięć razy, zanim znowu podniesie rękę na swoją rodzinę. - w głos Barros wkradło się zmęczenie całego dnia pracy, który jeszcze się przecież nie skończył. Wypaliła papierosa i zgasiła peta w stojącej kawałek dalej popielniczce.
    - Chodź, wszyscy czekają na ciebie. Jest problem z ustaleniem, co właściwie mogło go zabić… i co właściwie miał w domu. Mnóstwo dziwnych substancji. - przerzuciła się swobodnie na sprawę. Cały problem z Vaią polegał na tym, że jej to naprawdę nie obchodziło, czy będzie miała problemy. Były inne, ważniejsze rzeczy. A poza tym w Brazylii widziała wystarczająco dużo syfu, żeby trup robił jej różnicę. Ale widok pobitych dzieci, które wcale nie wdały się w bójkę z kolegami, wkurzał ją zawsze tak samo. Przypominał, po co miała tę cholerną odznakę. Nie tylko po to, żeby wsadzić do pierdla wszystkich ślepców.


    You die before me and I'll kill you.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.