:: Midgard :: Forsteder :: Mieszkania :: Felix Sommerfelt
Strona 1 z 2 • 1, 2
Biblioteka
3 posters
Mistrz Gry
Biblioteka Sob 16 Mar - 16:34
Biblioteka
Biblioteka znajduje się na piętrze i mieści zbiory zbierane latami przez Sommerfelta. Znajdują się tu książki na przeróżne tematy, posegregowane na jasno oznaczone kategorie. Biblioteka to w istocie dwa połączone ze sobą pomieszczenia rozdzielone tylko łukiem. Przy regałach stoi kilka rozmieszczonych strategicznie foteli, by nie trzeba było iść z wybraną książką zbyt daleko. Panuje tu przyjemny zapach kleju introligatorskiego, skóry i starego papieru.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pon 15 Kwi - 12:22
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
10.06.2001
Sommerfelt jednak nie kłamał z tą przemianą. Faktycznie wychodził z tego kompletny sajgon. Nik wcale nie był z tego powodu zadowolony, jednak wyszedł z założenia, że poznanie nowych zaklęć zawsze się przyda. Potem będzie kombinować, co w zasadzie powinien zrobić dalej. Fakt, że nie powinien siedzieć w trakcie sam, ale tutaj składowych było o wiele, wiele więcej. Jego geny, sklep, którym ktoś będzie musiał się zająć, wypady nad wodę… Zanim przekroczy ostatnią linię, musiał ułożyć sobie ostateczny plan i to od a do z. Mimowolnie wyszczerzył się na myśl, co zrobiłby Felix, gdyby to jemu zwalił się na łeb. Byłoby pewnie dosyć zabawnie, ale jeszcze aż tak bezczelny nie był, żeby planować coś takiego. Mimo wszystko, to wiązałoby się ze zdradzeniem większej ilości rzeczy, niż był na to gotowy. Komukolwiek i kiedykolwiek. To był największy minus całej tej przemiany na czele z własną słabością. Nienawidził być słaby.
Odsunął jednak od siebie te myśli, w końcu zaklinacz sam go zaprosił. To był jego główny cel najpierw. Był pewny, że uda mu się namówić mężczyznę do zaprezentowania mu kilku zaklęć, dlatego też musiał zaopatrzyć się w ofiarę do testów. Ofiara, będąca dobrze zakonserwowaną panną w średnim wieku, naraziła się konkretnie Nikowi, nie miał więc żadnych wyrzutów sumienia dosypując jej pewnych ziółek do herbaty. Problemem było jedynie dotarganie związanej i zakneblowanej baby pod okno zaklinacza w taki sposób, żeby nikt go z nią nie zauważył. Na szczęście i to mu się udało, przy wydanej pomocy aury i kilku zaklęć. Zostawił ją w krzakach pod oknem i profilaktycznie podsunął jej nasenne ziółka, żeby się nie obudziła i nie narobiła rabanu. Upewnił się, że wszystko idzie zgodnie z planem i obejrzał sobie dom Felixa. I wszystko, wszyściutko, byłoby dobrze, gdyby nie dostrzegł uchylonego okna na piętrze. W oczach natychmiast zapaliły mu się radosne iskierki, a w układ krwionośny uderzyła adrenalina i ekscytacja. Dawno nie wbijał nigdzie przez okno, nie było takiej potrzeby, jakoś dłuższy czas nie brał żadnych zleceń na kradzieże z włamaniem. Przeważnie zlecenia zmiany własności załatwiał w zupełnie inny sposób, ale teraz... Teraz uznał, że całkiem dobrym pomysłem będzie przez to okno wejść. Brak drabiny nie był bardzo upierdliwy, a przynajmniej nie dla kogoś, kto był wystarczająco uparty, dokładnie jak Holt. Blisko domu - i okna - było bowiem sporej wielkości drzewo, a po drzewach zdecydowanie wspinać się umiał. Lekką niedogodnością był tylko fakt, że musiał zrobić to po cichu, ale i z tym sobie poradził.
Wdrapał się na drzewo, wybierając co grubsze konary. Na wysokości mniej więcej pierwszego piętra zaczął zbliżać się do okna, jednak mimo wszystko grube konary się skończyły, a te cienkie najprawdopodobniej złamałyby się pod nim. Oszacował odległość i około półtora metra przy jego wzroście nie było zbyt daleką odległością do zaskoczenia z drzewa. Wspiął się jeszcze wyżej i zeskoczył, lądując na parapecie i wdrapał się do środka. Poniewczasie zorientował się, że mógł po prostu wejść na dach, co byłoby prostsze z powodu okazalszego drzewa kawałek dalej i zsunąć się na parapet otwartego okna, ale skoro już był w środku, to się nie zastanawiał nad tym więcej. O dziwo wcale nie zamierzał go okradać - rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu, które okazało się być sypialnią zaklinacza i beztrosko wyszedł, zaglądając przez drzwi tu i tam. Zafascynowała go przede wszystkim wanna w łazience, od razu wyobraził sobie siebie w niej, taplającego się w gorącej wodzie... Westchnął z żalem i wyszedł, kierując się już do biblioteki, skąd słyszał ruch - najwyraźniej tam znajdował się gospodarz domu. Nik nie miał żadnych wyrzutów sumienia, jednak postarał się, żeby Felix usłyszał jego kroki, zanim pokazał mu się na oczy.
- Cześć Felix. Fajna chata. - uśmiechnął się szeroko na przywitanie. - Szanuję za wielkość wanny.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Pon 15 Kwi - 21:43
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Czy spodziewał się, że Nikowi potrzebny będzie dokładnie jeden dzień, by pojawić się na progu jego domu? Tak. Właśnie tego się spodziewał bazując tylko i wyłącznie na entuzjazmie, jaki wykazywał w kontekście pracy nad artefaktem. Być może była to po prostu kwestia nowości, tego że Felix nie przetrzymał go jak każdego normalnego klienta, nie wpisał na koniec kolejki w swoim kalendarzu, pracując najpierw nad tymi zamówieniami, jakie chronologicznie przyjął wcześniej i od razu zaczął zbierać informacje. Nie odczekał wystarczająco, by przestudzić nieco zapał Nika, a przede wszystkim... Przede wszystkim swój własny. Mało było zamówień, które ekscytacją spędzały Sommerfeltowi sen z powiek, popychały do nierozsądnego rzucania absolutnie wszystkiego, by cały czas poświęcić nowej, błyszczącej zagadką podniecie.
Na szczęście miał wystarczająco rozsądku, by nie zawieść pozostałych klientów, nie odłożyć na bok innych artefaktów – po prostu musiał trochę przearanżować plan dnia. Dni. Odpuścić paru godzinom snu tu i tam. Przez lata nabrał wystarczającej wprawy, by zaklinać nawet najtrudniejsze klątwy i w którymś momencie zaczął się po prostu trochę nudzić.
Sam poszedł do czytelni Wielkiej Biblioteki jeszcze dwa razy od tego pierwszego dnia, kiedy zrobił wstępne notatki – zdążył je rozwinąć, odnaleźć dodatkowe szczegóły, wbić sobie do głowy niemal słowo w słowo zależności, na jakich bazowali pierwsi rzemieślnicy. Jeśli kogokolwiek zdziwiło, że chodził po domu lub zapleczu salonu i mamrotał do siebie, mentalnie rozrysowując mapę wytyczającą ścieżkę, którą mogliby podążyć, nikt się nawet nie zająknął – tylko gosposia, starsza pani Frida pracująca co drugi lub trzeci dzień, zatrzymała go raz i przyłożyła mu wierzch dłoni do czoła. Zgryźliwie rzucił tylko, że nie miał gorączki, na resztę jej pobytu tamtego dnia zaszywając się w pracowni, do której wejścia nie znała. Nikt nie znał. Nikt, kto nie był Amandine. Jego małym słoneczkiem, przez które ostatnio z pewnością przybyło mu siwych włosów – przez ten dziwny, jakby zabarwiony nastoletnią potrzebą udowodnienia czegoś bunt. Miał tylko nadzieję, że wiedziała, co robi, pozwalając Severinowi na poufałość – albo że on poważnie potraktuje bezpośrednie ostrzeżenie, które wysłał mu w liście. Ewentualnie wystarczyłoby mu jedno słowo z ust Amandine, by po prostu nakopać temu cholernemu klanowcowi do dupy i porzucić go gdzieś w rowie, by sam doczołgiwał się do domu. Mógł też znaleźć mu ładną, skromną parcelę na porzuconym cmentarzu w lesie. Wszystko zależałoby od okoliczności i aktualnego widzimisię.
Zaskakująco pozwalając sobie na chwilę wieczornego odpoczynku, Felix siedział w bibliotece ze szklanką whisky w ręce i książką wspartą na kolanie przerzuconym niedbale przez drugą nogę. Było cicho – Frida wyszła parę godzin temu, a Amandine nie planowała go dzisiaj odwiedzać, umówiona z koleżanką. Taka cisza – niemal absolutna, specyficznie wibrująca w uszach - zwykle go deprymowała, przypominała o tym, że był sam. Że jeśli jego zdradliwe kości postanowią się rozrosnąć, był zdany tylko na siebie. Miał na usługach medyka, któremu płacił normalną pensję za bycie dostępnym o każdej porze dnia i nocy, ale ten musiał najpierw dowiedzieć się, że w ogóle był potrzebny. Kiedyś myślał o daniu mu z pary pierścienia opieki, który by nosił i informował o niebezpieczeństwie dla zdrowia i życia, ale wywoływało to w Felixie jakieś nieprzyjemne swędzenie, zdenerwowanie że obcy facet miałby dostać coś, co zwykło się rezerwować dla członków rodziny lub kochanków. Nosił kiedyś taki od Almy – nie oddał mu go przed wyjazdem, a egoistycznie zabrał i trzymał na dnie szuflady, wyciągając go i oglądając tylko wtedy, gdy czuł się cholernie sentymentalny. Czyli prawie nigdy.
Parę zdawałoby się przypadkowych dźwięków niosących się po piętrze podniosło mu na karku drobne włoski, kazało nasłuchiwać bez ruchu. Skrzypienie, dźwięki kroków, zamykania i otwierania drzwi zbliżające się od strony sypialni w kierunku biblioteki. Wbił spojrzenie ciemnych oczu w wejście, kciukiem obracając na palcu pierścień rykoszetu, którego nie zdejmował nawet do snu. Gdyby złodziej chciał się go pozbyć, spotkałby się z niemiłą niespodzianką – chociaż który złodziej zachowywałby się tak rozmyślnie głośno?
Felix sapnął z rozdrażnieniem, gdy w drzwiach biblioteki pojawiła się uśmiechnięta twarz Nika, który zdecydowanie nie wszedł do jego domu przez drzwi frontowe. A nawet gdyby próbował, nie miał klucza. Musiałby zadzwonić dzwonkiem, który przez cały czas uparcie milczał.
- Którędy wszedłeś? – spytał, nieco już spokojniej przysuwając do ust szklankę z resztką alkoholu i wysączając ją jednym dłuższym łykiem. - Dachem czy oknem? – dopytał, musząc na przyszłość wiedzieć, z której strony jego dom wymagał dodatkowych zabezpieczeń. Westchnął teatralnie, odstawiając pustą już szklankę na stolik i wspierając policzek na zwiniętej lekko pięści.
- Wiesz, po coś mam te drzwi frontowe. Podpowiadam, że nie tylko dla ozdoby.
Na szczęście miał wystarczająco rozsądku, by nie zawieść pozostałych klientów, nie odłożyć na bok innych artefaktów – po prostu musiał trochę przearanżować plan dnia. Dni. Odpuścić paru godzinom snu tu i tam. Przez lata nabrał wystarczającej wprawy, by zaklinać nawet najtrudniejsze klątwy i w którymś momencie zaczął się po prostu trochę nudzić.
Sam poszedł do czytelni Wielkiej Biblioteki jeszcze dwa razy od tego pierwszego dnia, kiedy zrobił wstępne notatki – zdążył je rozwinąć, odnaleźć dodatkowe szczegóły, wbić sobie do głowy niemal słowo w słowo zależności, na jakich bazowali pierwsi rzemieślnicy. Jeśli kogokolwiek zdziwiło, że chodził po domu lub zapleczu salonu i mamrotał do siebie, mentalnie rozrysowując mapę wytyczającą ścieżkę, którą mogliby podążyć, nikt się nawet nie zająknął – tylko gosposia, starsza pani Frida pracująca co drugi lub trzeci dzień, zatrzymała go raz i przyłożyła mu wierzch dłoni do czoła. Zgryźliwie rzucił tylko, że nie miał gorączki, na resztę jej pobytu tamtego dnia zaszywając się w pracowni, do której wejścia nie znała. Nikt nie znał. Nikt, kto nie był Amandine. Jego małym słoneczkiem, przez które ostatnio z pewnością przybyło mu siwych włosów – przez ten dziwny, jakby zabarwiony nastoletnią potrzebą udowodnienia czegoś bunt. Miał tylko nadzieję, że wiedziała, co robi, pozwalając Severinowi na poufałość – albo że on poważnie potraktuje bezpośrednie ostrzeżenie, które wysłał mu w liście. Ewentualnie wystarczyłoby mu jedno słowo z ust Amandine, by po prostu nakopać temu cholernemu klanowcowi do dupy i porzucić go gdzieś w rowie, by sam doczołgiwał się do domu. Mógł też znaleźć mu ładną, skromną parcelę na porzuconym cmentarzu w lesie. Wszystko zależałoby od okoliczności i aktualnego widzimisię.
Zaskakująco pozwalając sobie na chwilę wieczornego odpoczynku, Felix siedział w bibliotece ze szklanką whisky w ręce i książką wspartą na kolanie przerzuconym niedbale przez drugą nogę. Było cicho – Frida wyszła parę godzin temu, a Amandine nie planowała go dzisiaj odwiedzać, umówiona z koleżanką. Taka cisza – niemal absolutna, specyficznie wibrująca w uszach - zwykle go deprymowała, przypominała o tym, że był sam. Że jeśli jego zdradliwe kości postanowią się rozrosnąć, był zdany tylko na siebie. Miał na usługach medyka, któremu płacił normalną pensję za bycie dostępnym o każdej porze dnia i nocy, ale ten musiał najpierw dowiedzieć się, że w ogóle był potrzebny. Kiedyś myślał o daniu mu z pary pierścienia opieki, który by nosił i informował o niebezpieczeństwie dla zdrowia i życia, ale wywoływało to w Felixie jakieś nieprzyjemne swędzenie, zdenerwowanie że obcy facet miałby dostać coś, co zwykło się rezerwować dla członków rodziny lub kochanków. Nosił kiedyś taki od Almy – nie oddał mu go przed wyjazdem, a egoistycznie zabrał i trzymał na dnie szuflady, wyciągając go i oglądając tylko wtedy, gdy czuł się cholernie sentymentalny. Czyli prawie nigdy.
Parę zdawałoby się przypadkowych dźwięków niosących się po piętrze podniosło mu na karku drobne włoski, kazało nasłuchiwać bez ruchu. Skrzypienie, dźwięki kroków, zamykania i otwierania drzwi zbliżające się od strony sypialni w kierunku biblioteki. Wbił spojrzenie ciemnych oczu w wejście, kciukiem obracając na palcu pierścień rykoszetu, którego nie zdejmował nawet do snu. Gdyby złodziej chciał się go pozbyć, spotkałby się z niemiłą niespodzianką – chociaż który złodziej zachowywałby się tak rozmyślnie głośno?
Felix sapnął z rozdrażnieniem, gdy w drzwiach biblioteki pojawiła się uśmiechnięta twarz Nika, który zdecydowanie nie wszedł do jego domu przez drzwi frontowe. A nawet gdyby próbował, nie miał klucza. Musiałby zadzwonić dzwonkiem, który przez cały czas uparcie milczał.
- Którędy wszedłeś? – spytał, nieco już spokojniej przysuwając do ust szklankę z resztką alkoholu i wysączając ją jednym dłuższym łykiem. - Dachem czy oknem? – dopytał, musząc na przyszłość wiedzieć, z której strony jego dom wymagał dodatkowych zabezpieczeń. Westchnął teatralnie, odstawiając pustą już szklankę na stolik i wspierając policzek na zwiniętej lekko pięści.
- Wiesz, po coś mam te drzwi frontowe. Podpowiadam, że nie tylko dla ozdoby.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pon 15 Kwi - 23:36
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
W sumie równie dobrze mógł się pojawić u Sommerfelta jeszcze wczoraj. Byłoby to bardzo w jego własnym stylu, gdyby nie to, że jednak musiał dbać i o swój interes. Nadrobić pewne rzeczy, by z czystym sumieniem siedzieć na głowie zaklinacza i w miarę własnych możliwości pomagać z artefaktem. No i zostawała oczywiście kwestia zakazanej magii, o której zamierzał napomknąć Felixowi. Nadałby się na nauczyciela, tylko Nik musiałby go dobrze urobić ku temu. Ale wszystko po kolei.
Wędrując po domu Felixa tak naprawdę nawet się nie krył ze swoją obecnością. Nie miał przecież na celu wyniesienia czegoś z tego lokum, zależało mu tylko na tym, by sobie pozwiedzać. No i sprawdzić, czy uda mu się tu włamać. Udało się, z delikatnym, acz bardzo przyjemnym wysiłkiem, więc temat był wyczerpany, przynajmniej dla Nika. Że mógł zaalarmować zaklinacza? Cóż. Skoro udało mu się wejść bez przeszkód, znaczy miał gówniane zabezpieczenia. Powinien mu zwrócić na to uwagę. Sam nie wiedział tak naprawdę, dlaczego, ale coś mu mówiło, że po prostu powinien i już. Chyba zwyczajnie nie chciał pozbyć się Felixa, bo jego towarzystwo było miłe. Nawet jeśli zrzędził, czepiał się i rzucał durnymi tekstami. Wbrew sobie Nik zwyczajnie go polubił, więc i bezczelnie kombinował, jak tu częściej pakować mu się na łeb. No ale do tego musiał mieć zabezpieczenia, żeby mu ktoś ukradkiem nie wbił na chatę podczas snu. I jeszcze zrobiłby mu krzywdę. Nah, to się Nikowi wcale a wcale nie podobało. Wyraz twarzy Felixa, gdy już pokazał mu się na oczy, był całkowicie przewidywalny i wywołał jeszcze szerszy uśmiech Nika.
- Hmmm. A jak ci powiem, to nauczysz mnie zaklęć? - wypalił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy i wszedł do pomieszczenia, wyciągając z tylnej kieszeni spodni notatnik. Pogadał z tym i owym, miał więc w miarę uzupełnioną wiedzę w temacie. Zaraz potem jednak potrząsnął głową. - Oknem w sypialni. Wlazłem po drzewie. Pewnie nie każdemu chciałoby się skakać z gałęzi, niemniej jest to jakieś wejście. Dopiero potem mi wpadło do głowy, że drugie drzewo jest grubsze i łatwiej z niego wejść na dach. Z dachu natomiast można by się zsunąć do okna... Chociaż z tego, co mówisz, na dachu też jest jakieś wejście. Nie wiem, jak kwestia innych okien. - wzruszył ramionami, trochę tak jakby mu ten fakt zwisał. No ale nie zwisał.
- Po co drzwiami, jak tak jest o wiele zabawniej? - roześmiał się, układając cztery litery na fotelu. Zmrużył delikatnie oczy. - Jak bardzo chcesz, mogę obejść dom dookoła. I posprawdzać ewentualne dodatkowe ścieżki wejścia. Powiedzmy, że to moje zajęcie uboczne. - zaproponował, w wyrazie dobrej woli. Ale to przecież wcale a wcale nie było tak, że Nik przywiązywał się do ludzi. Po prostu mu zależało, żeby Felix skończył artefakt. A jak będzie martwy, okradziony czy cokolwiek, to na pewno tego nie zrobi. Proste i logiczne, dbał o swoje interesy. I właśnie dlatego teraz wstał z fotela i podszedł do okna, sprawdzając z zaciekawieniem jego grubość i możliwość otwarcia. Drogi zawsze były dwie, te po cichu i te z hukiem, w zależności od tego, co bardziej interesowało złodzieja.
- I po co komuś drzwi frontowe? Od tyłu wchodzi się przyjemniej. A prócz tego masz dodatkowe ćwiczenia sportowe, gdy używasz drzew i okien. Same plusy, nie sądzisz? - posłał mu szeroki uśmiech.
Wędrując po domu Felixa tak naprawdę nawet się nie krył ze swoją obecnością. Nie miał przecież na celu wyniesienia czegoś z tego lokum, zależało mu tylko na tym, by sobie pozwiedzać. No i sprawdzić, czy uda mu się tu włamać. Udało się, z delikatnym, acz bardzo przyjemnym wysiłkiem, więc temat był wyczerpany, przynajmniej dla Nika. Że mógł zaalarmować zaklinacza? Cóż. Skoro udało mu się wejść bez przeszkód, znaczy miał gówniane zabezpieczenia. Powinien mu zwrócić na to uwagę. Sam nie wiedział tak naprawdę, dlaczego, ale coś mu mówiło, że po prostu powinien i już. Chyba zwyczajnie nie chciał pozbyć się Felixa, bo jego towarzystwo było miłe. Nawet jeśli zrzędził, czepiał się i rzucał durnymi tekstami. Wbrew sobie Nik zwyczajnie go polubił, więc i bezczelnie kombinował, jak tu częściej pakować mu się na łeb. No ale do tego musiał mieć zabezpieczenia, żeby mu ktoś ukradkiem nie wbił na chatę podczas snu. I jeszcze zrobiłby mu krzywdę. Nah, to się Nikowi wcale a wcale nie podobało. Wyraz twarzy Felixa, gdy już pokazał mu się na oczy, był całkowicie przewidywalny i wywołał jeszcze szerszy uśmiech Nika.
- Hmmm. A jak ci powiem, to nauczysz mnie zaklęć? - wypalił pierwszą rzecz, która przyszła mu do głowy i wszedł do pomieszczenia, wyciągając z tylnej kieszeni spodni notatnik. Pogadał z tym i owym, miał więc w miarę uzupełnioną wiedzę w temacie. Zaraz potem jednak potrząsnął głową. - Oknem w sypialni. Wlazłem po drzewie. Pewnie nie każdemu chciałoby się skakać z gałęzi, niemniej jest to jakieś wejście. Dopiero potem mi wpadło do głowy, że drugie drzewo jest grubsze i łatwiej z niego wejść na dach. Z dachu natomiast można by się zsunąć do okna... Chociaż z tego, co mówisz, na dachu też jest jakieś wejście. Nie wiem, jak kwestia innych okien. - wzruszył ramionami, trochę tak jakby mu ten fakt zwisał. No ale nie zwisał.
- Po co drzwiami, jak tak jest o wiele zabawniej? - roześmiał się, układając cztery litery na fotelu. Zmrużył delikatnie oczy. - Jak bardzo chcesz, mogę obejść dom dookoła. I posprawdzać ewentualne dodatkowe ścieżki wejścia. Powiedzmy, że to moje zajęcie uboczne. - zaproponował, w wyrazie dobrej woli. Ale to przecież wcale a wcale nie było tak, że Nik przywiązywał się do ludzi. Po prostu mu zależało, żeby Felix skończył artefakt. A jak będzie martwy, okradziony czy cokolwiek, to na pewno tego nie zrobi. Proste i logiczne, dbał o swoje interesy. I właśnie dlatego teraz wstał z fotela i podszedł do okna, sprawdzając z zaciekawieniem jego grubość i możliwość otwarcia. Drogi zawsze były dwie, te po cichu i te z hukiem, w zależności od tego, co bardziej interesowało złodzieja.
- I po co komuś drzwi frontowe? Od tyłu wchodzi się przyjemniej. A prócz tego masz dodatkowe ćwiczenia sportowe, gdy używasz drzew i okien. Same plusy, nie sądzisz? - posłał mu szeroki uśmiech.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Sro 17 Kwi - 20:15
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Wejście oknem było... Cóż. Drogą, którą bez wątpienia obrałby pewien gatunek złodzieja. Okienne szkło w całym domu Sommerfelta zostało na początku wzmocnione zaklęciami, uniemożliwiając wybicie z zewnątrz, ale jakoś nikomu nie przeszło dotąd przez myśl, by postawić bariery między domem a kilkoma drzewami rosnącymi w pobliżu. Żaden galdr nie był przecież tak głupi, by przedkładać swoją sprawność fizyczną nad możliwość rzucania zaklęć, prawda? Prawda?
Cholerne niedopatrzenie. Jedne z większych, potencjalnie skrajnie niebezpiecznych, za które powinien ukręcić łeb facetowi najętemu do nałożenia zabezpieczeń na dom. Felix wiedział, że w większości byłby w stanie poradzić sobie z nieproszonym gościem, ale czasem bywała też u niego Amandine i to o jej bezpieczeństwo dbał o wiele zacieklej, bardziej bezkompromisowo.
Zrobiło mu się zimno, mimo że za oknem sypialni jego przybranej córki nie rosło żadne drzewo, ale cóż to był za problem przystawić drabinę?
Zjeżył się wyraźnie, mrużąc mimowolnie oczy na pierwsze słowa Nika, gdy ten wypalił bezczelnie, że powie, którędy dokładnie wszedł, jeśli Felix zostanie jego nauczycielem – a Sommerfelt nigdy nie reagował dobrze na naciski. Zbyt gorąco odzywała się w nim duma i upartość, zbyt gwałtownie stawał okoniem w gardle każdemu, kto próbował coś na siłę z nim ugrać, finalnie uzyskując kompletnie odwrotne efekty. Był złośliwy i pamiętliwy, gdy ktoś nadepnął mu na odcisk, Holt wykonał jednak metaforyczny krok w tył, spokojnie i rzeczowo tłumacząc, jaką drogą dostał się do domu. Przeciętny obywatel pewnie patrzyłby na blondyna z mieszaniną zaskoczenia i być może oburzenia czy strachu, ale Felix notował w myślach jego uwagi, planując następnego dnia rano sprowadzić na teren kogoś, kto naprawiłby te wszystkie niedopatrzenia. Z dwojga złego powinien się chyba cieszyć, że wejście oknem wypróbował ktoś, kto nie nastawał na jego życie i zdrowie.
Kiwnął lekko głową, jakby bezgłośnie dziękował za wytknięcie dziur w ochronie.
- Dodatkowe spojrzenie nie zaszkodzi – przytaknął po chwili namysłu, wodząc spojrzeniem za blondynem, gdy ten ledwo co zajął miejsce na drugim fotelu i zaraz wstał, podchodząc do jednego z okien, przyglądając się jego zawiasom i klamce. Felix parsknął cicho, kręcąc nieznacznie głową.
- Są nie do zbicia z zewnątrz – podrzucił, choć chyba niekoniecznie była to informacja, jaką należało dzielić się z obcymi. Tłumaczył to sobie w ten sposób, że Nik zaoferował pomóc, a on zamierzał z niej skorzystać. Opinia i ekspertyza złodzieja – bo to właśnie nim najwyraźniej był też czasem Holt – znaczyła o wiele więcej niż zapewnienia kogoś, kto nigdy nie próbował sforsować żadnych zabezpieczeń.
Kolejne, bez wątpienia dobrane z rozmysłem tak, by mieć drugie dno słowa, wzięły Felixa z zaskoczenia do tego stopnia, że przesunął na czoło dłoń, którą podpierał dotąd policzek, śmiejąc się cicho – pomyślałby kto, że taki ordynarny humor rozbawi poważnego pana zaklinacza.
Pokręcił lekko głową, wygodniej rozpierając się w fotelu, w którym przekręcił się na tyle, by nie musieć wykręcać się cały, żeby móc spoglądać na Nika. Wcześniejsze spięcie i złość wyparowały z niego jak kamfora, zastąpione nierozważną, ale jak bardzo przyjemną swobodą.
Zatrzymał się na moment, skupił na tym, czy nie czuł zewnętrznego nacisku jak wtedy w salonie, gdy pierwszy raz dyskutowali o artefakcie, ale z cichym zaskoczeniem stwierdził, że chyba wszystko było jak trzeba.
- W porządku – rzucił wreszcie, w książkę którą wciąż trzymał wspartą na kolanie wkładając wszytą w grzbiet zakładkę i zamykając tom. - Sprawdź dom. Obejrzyj go pod kątem swoich... Umiejętności – kąt ust drgnął mu lekko, ale nie był to kpiący uśmieszek. - W zamian mogę ci coś pokazać. Jakieś zaklęcie albo dwa, których nie znasz – zaproponował z zaskakującą szczodrością, doskonale zdając sobie sprawę, że sam wykonał pełne koło i wrócił do propozycji, która go z początku rozdrażniła. Miał się za człowieka rozsądnego, kierującego się rozumem, ale czasem... Częściej niż chciałby to przyznać, rządziły nim emocje. Chwilowe zachcianki lub ich brak.
Cholerne niedopatrzenie. Jedne z większych, potencjalnie skrajnie niebezpiecznych, za które powinien ukręcić łeb facetowi najętemu do nałożenia zabezpieczeń na dom. Felix wiedział, że w większości byłby w stanie poradzić sobie z nieproszonym gościem, ale czasem bywała też u niego Amandine i to o jej bezpieczeństwo dbał o wiele zacieklej, bardziej bezkompromisowo.
Zrobiło mu się zimno, mimo że za oknem sypialni jego przybranej córki nie rosło żadne drzewo, ale cóż to był za problem przystawić drabinę?
Zjeżył się wyraźnie, mrużąc mimowolnie oczy na pierwsze słowa Nika, gdy ten wypalił bezczelnie, że powie, którędy dokładnie wszedł, jeśli Felix zostanie jego nauczycielem – a Sommerfelt nigdy nie reagował dobrze na naciski. Zbyt gorąco odzywała się w nim duma i upartość, zbyt gwałtownie stawał okoniem w gardle każdemu, kto próbował coś na siłę z nim ugrać, finalnie uzyskując kompletnie odwrotne efekty. Był złośliwy i pamiętliwy, gdy ktoś nadepnął mu na odcisk, Holt wykonał jednak metaforyczny krok w tył, spokojnie i rzeczowo tłumacząc, jaką drogą dostał się do domu. Przeciętny obywatel pewnie patrzyłby na blondyna z mieszaniną zaskoczenia i być może oburzenia czy strachu, ale Felix notował w myślach jego uwagi, planując następnego dnia rano sprowadzić na teren kogoś, kto naprawiłby te wszystkie niedopatrzenia. Z dwojga złego powinien się chyba cieszyć, że wejście oknem wypróbował ktoś, kto nie nastawał na jego życie i zdrowie.
Kiwnął lekko głową, jakby bezgłośnie dziękował za wytknięcie dziur w ochronie.
- Dodatkowe spojrzenie nie zaszkodzi – przytaknął po chwili namysłu, wodząc spojrzeniem za blondynem, gdy ten ledwo co zajął miejsce na drugim fotelu i zaraz wstał, podchodząc do jednego z okien, przyglądając się jego zawiasom i klamce. Felix parsknął cicho, kręcąc nieznacznie głową.
- Są nie do zbicia z zewnątrz – podrzucił, choć chyba niekoniecznie była to informacja, jaką należało dzielić się z obcymi. Tłumaczył to sobie w ten sposób, że Nik zaoferował pomóc, a on zamierzał z niej skorzystać. Opinia i ekspertyza złodzieja – bo to właśnie nim najwyraźniej był też czasem Holt – znaczyła o wiele więcej niż zapewnienia kogoś, kto nigdy nie próbował sforsować żadnych zabezpieczeń.
Kolejne, bez wątpienia dobrane z rozmysłem tak, by mieć drugie dno słowa, wzięły Felixa z zaskoczenia do tego stopnia, że przesunął na czoło dłoń, którą podpierał dotąd policzek, śmiejąc się cicho – pomyślałby kto, że taki ordynarny humor rozbawi poważnego pana zaklinacza.
Pokręcił lekko głową, wygodniej rozpierając się w fotelu, w którym przekręcił się na tyle, by nie musieć wykręcać się cały, żeby móc spoglądać na Nika. Wcześniejsze spięcie i złość wyparowały z niego jak kamfora, zastąpione nierozważną, ale jak bardzo przyjemną swobodą.
Zatrzymał się na moment, skupił na tym, czy nie czuł zewnętrznego nacisku jak wtedy w salonie, gdy pierwszy raz dyskutowali o artefakcie, ale z cichym zaskoczeniem stwierdził, że chyba wszystko było jak trzeba.
- W porządku – rzucił wreszcie, w książkę którą wciąż trzymał wspartą na kolanie wkładając wszytą w grzbiet zakładkę i zamykając tom. - Sprawdź dom. Obejrzyj go pod kątem swoich... Umiejętności – kąt ust drgnął mu lekko, ale nie był to kpiący uśmieszek. - W zamian mogę ci coś pokazać. Jakieś zaklęcie albo dwa, których nie znasz – zaproponował z zaskakującą szczodrością, doskonale zdając sobie sprawę, że sam wykonał pełne koło i wrócił do propozycji, która go z początku rozdrażniła. Miał się za człowieka rozsądnego, kierującego się rozumem, ale czasem... Częściej niż chciałby to przyznać, rządziły nim emocje. Chwilowe zachcianki lub ich brak.
Nik Holt
Re: Biblioteka Sro 17 Kwi - 21:48
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Teraz wszedł oknem, następnym razem mógłby wybrać dach. Albo włamać się przez drzwi. Dróg było dużo różnych, po prawdzie mógłby nawet przeciąć dach magią. Nik nie wybrzydzał i nie zawsze wybierał najłatwiejsze drogi. Nie uważał też rezygnacji z zaklęć za głupotę, zwłaszcza, gdy prowadziło to do celu. Ile domów obrobił już w ten sposób? Wszyscy, większość, zabezpieczała się magią i przed magią. Nie widzieli nic innego, bo byli galdrami. Nik to w pełni rozumiał, sam korzystał przecież z mocy, ale korzystał i z tego, że inni byli zbyt zadufani i korzystali tylko z niej. Hipokryzja wersja Nik Holt, odcinek 635335357. Zerkał jednak z uwagą na Felixa, gdy tłumaczył mu swój sposób dostania się do jego lokum. Chyba chęci pomocy w zabezpieczeniach nie można było nazwać troską o interes, ale Nik nie przejmował się tym faktem.
Nazwijmy to kaprysem złodzieja.
Ciekawiło go, jak trudno będzie dostać się do domu Sommerfelta następnym razem. Choć oczywiście nie zamierzał oszukiwać i zostawiać sobie furtek... Nie no, jasne, że zamierzał. Dla samego funu z rozgryzania jego zabezpieczeń. Brak czegokolwiek na oknie zaskoczył go tylko troszeczkę. Odrobinkę. No dobra, wcale. Nikt na to nie zwracał uwagi, na drzewa, gałęzie i tego typu rzeczy też nie. Niech się Sommerfelt jeży ile chce, ale w ostatecznym rozrachunku przyda mu się taka wojna podjazdowa. Kaprysy Holta bywały nieobliczalne. Cieszył się tylko, że w oczach zaklinacza widział zaciekawienie, a nie wkurw czy strach. To było w pewien sposób miłe.
- Polecam się. Tylko bądź uprzejmy tego nie rozpowiadać, bo stracę fuchę. - kącik ust mu drgnął, ale mimo wszystko sprawdzał uważnie i klamkę i zawiasy i całe okno. Przynajmniej póki mężczyzna nie odezwał się na temat zabezpieczenia. Wtedy Nik odwrócił się do niego, z mieszaniną zaskoczenia, politowania i rozczulenia, doprawionego odrobiną rozbawienia. Był rozczulający z tą jego pewnością siebie w kwestii zbicia szyby.
- Zaklęć nie odmówię, wanny też nie. - puścił mu oczko, rzucając na stół swój notes z notatkami. - Daj mi 5 minut. Nie planowałem lekcji jak należy się włamywać, więc nie mam przy sobie odpowiednich instrumentów. Zaraz wracam. W notesie są moje notatki o różnych genetykach i coś tam o artefaktach. - wyjaśnił, po czym zniknął.
Zwyczajnie teleportował się do domu, po czym po obiecanych 5 minutach wrócił z małą sakiewką. Rozciągnął się, strzelił karkiem, a potem rękami. Na twarzy nie miał już swojego uśmieszku, a pełnię powagi, w błękitnych oczach również.
- Po pierwsze, teleportacja. Jeśli wcześniej wpuściłeś do domu złodzieja, teleportuje się tu. Ale to jest łatwe do obejścia. Więc to bardziej dygresja niż faktyczna uwaga. A co do okna. - wyciągnął z sakiewki bardzo znajomy Felixowi sygnet z diamentem. Ten sam, który ktoś mu ukradł kilka lat temu jeszcze w Estonii. Teraz był zadbany, metal błyszczący, tak samo jak diament w nim - Nik najwyraźniej bardzo dbał o pierścień. Tyle, że sam diament wystawał zaostrzoną krawędzią. - To jest sygnet. Z diamentem. Tak, kiedyś pojebałem go jednemu typowi. Sporo tego miał, pewnie nawet nie zauważył. I patrz teraz. - podszedł do zabezpieczonego okna i otworzył je, stając przed zewnętrzną stroną szyby. Rzucił krótkie zaklęcie, by nie było go słychać i w ramach demonstracji ostrożnie zaczął rysować diamentem po szkle. Po niedługiej chwili blisko klamki był wycięty kawał szkła, a Nik zademonstrował, jak przez powstałą dziurę wkłada rękę do środka i porusza klamką.
- Nie muszę rozbijać okna. Mogę je zwyczajnie przeciąć. Diamentem. - przyłożył wycięte szkło z powrotem na miejsce i zgrabnym zaklęciem połączył kawałki tak, że nie było śladu po cięciu. - Natomiast jakiekolwiek patyki mogą posłużyć do stworzenia drabiny, więc usunięcie drzew za wiele nie da. Nie problem wziąć kilka gałęzi, mieszkasz na obrzeżach. Teraz drzwi frontowe. Pewnie też mają mnóstwo zabezpieczeń przed magią, prawda? Pokażę na drzwiach tutaj. - zabrał swoje instrumenty i pokazał mu klasyczny włam przez grzebanie w zamku. A potem zwyczajnie przeciął blokadę. Następnie wykręcił klamkę od zewnątrz, co było trudniejsze, ale nadal skuteczne.
- Po co mi magia, skoro wystarczy mi po prostu czas?
Nazwijmy to kaprysem złodzieja.
Ciekawiło go, jak trudno będzie dostać się do domu Sommerfelta następnym razem. Choć oczywiście nie zamierzał oszukiwać i zostawiać sobie furtek... Nie no, jasne, że zamierzał. Dla samego funu z rozgryzania jego zabezpieczeń. Brak czegokolwiek na oknie zaskoczył go tylko troszeczkę. Odrobinkę. No dobra, wcale. Nikt na to nie zwracał uwagi, na drzewa, gałęzie i tego typu rzeczy też nie. Niech się Sommerfelt jeży ile chce, ale w ostatecznym rozrachunku przyda mu się taka wojna podjazdowa. Kaprysy Holta bywały nieobliczalne. Cieszył się tylko, że w oczach zaklinacza widział zaciekawienie, a nie wkurw czy strach. To było w pewien sposób miłe.
- Polecam się. Tylko bądź uprzejmy tego nie rozpowiadać, bo stracę fuchę. - kącik ust mu drgnął, ale mimo wszystko sprawdzał uważnie i klamkę i zawiasy i całe okno. Przynajmniej póki mężczyzna nie odezwał się na temat zabezpieczenia. Wtedy Nik odwrócił się do niego, z mieszaniną zaskoczenia, politowania i rozczulenia, doprawionego odrobiną rozbawienia. Był rozczulający z tą jego pewnością siebie w kwestii zbicia szyby.
- Zaklęć nie odmówię, wanny też nie. - puścił mu oczko, rzucając na stół swój notes z notatkami. - Daj mi 5 minut. Nie planowałem lekcji jak należy się włamywać, więc nie mam przy sobie odpowiednich instrumentów. Zaraz wracam. W notesie są moje notatki o różnych genetykach i coś tam o artefaktach. - wyjaśnił, po czym zniknął.
Zwyczajnie teleportował się do domu, po czym po obiecanych 5 minutach wrócił z małą sakiewką. Rozciągnął się, strzelił karkiem, a potem rękami. Na twarzy nie miał już swojego uśmieszku, a pełnię powagi, w błękitnych oczach również.
- Po pierwsze, teleportacja. Jeśli wcześniej wpuściłeś do domu złodzieja, teleportuje się tu. Ale to jest łatwe do obejścia. Więc to bardziej dygresja niż faktyczna uwaga. A co do okna. - wyciągnął z sakiewki bardzo znajomy Felixowi sygnet z diamentem. Ten sam, który ktoś mu ukradł kilka lat temu jeszcze w Estonii. Teraz był zadbany, metal błyszczący, tak samo jak diament w nim - Nik najwyraźniej bardzo dbał o pierścień. Tyle, że sam diament wystawał zaostrzoną krawędzią. - To jest sygnet. Z diamentem. Tak, kiedyś pojebałem go jednemu typowi. Sporo tego miał, pewnie nawet nie zauważył. I patrz teraz. - podszedł do zabezpieczonego okna i otworzył je, stając przed zewnętrzną stroną szyby. Rzucił krótkie zaklęcie, by nie było go słychać i w ramach demonstracji ostrożnie zaczął rysować diamentem po szkle. Po niedługiej chwili blisko klamki był wycięty kawał szkła, a Nik zademonstrował, jak przez powstałą dziurę wkłada rękę do środka i porusza klamką.
- Nie muszę rozbijać okna. Mogę je zwyczajnie przeciąć. Diamentem. - przyłożył wycięte szkło z powrotem na miejsce i zgrabnym zaklęciem połączył kawałki tak, że nie było śladu po cięciu. - Natomiast jakiekolwiek patyki mogą posłużyć do stworzenia drabiny, więc usunięcie drzew za wiele nie da. Nie problem wziąć kilka gałęzi, mieszkasz na obrzeżach. Teraz drzwi frontowe. Pewnie też mają mnóstwo zabezpieczeń przed magią, prawda? Pokażę na drzwiach tutaj. - zabrał swoje instrumenty i pokazał mu klasyczny włam przez grzebanie w zamku. A potem zwyczajnie przeciął blokadę. Następnie wykręcił klamkę od zewnątrz, co było trudniejsze, ale nadal skuteczne.
- Po co mi magia, skoro wystarczy mi po prostu czas?
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Czw 18 Kwi - 16:00
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Z niezmiennym zaciekawieniem obserwował przy pracy ludzi, którzy się na niej znali – a jeśli nie miał ku temu okazji, bo nie każdy chciał przecież zdradzać tajniki swojego fachu, z nie mniejszą przyjemnością słuchał tylko tłumaczenia na sucho. Ludzie kompetentni, którzy wiedzieli, o czym mówili i robili to z pewnością rosnącą w nich latami, byli w oczach Felixa najwartościowszym gatunkiem galdrów. To oni mieli w rękach moc kłócić się z utartymi schematami, to oni popychali naukę do przodu i kształtowali rzeczywistość na wiele następnych lat. To właśnie ludzie oddani swoim dziedzinom powinni być poważani i szanowani nie mniej od klanowców, których nierzadko jedynym osiągnięciem było to, że się urodzili, dziedzicząc cząstkę splendoru swoich przodków. Niechęć do nich wyrosła z przestarzałego konceptu klanów mających do powiedzenia więcej niż przeciętni obywatele nie przeszkadzała jednak Felixowi uczynić z nich swoich klientów – złote talary nie śmierdziały, nieważne skąd przyszły.
- To się rozumie samo przez się – rzucił, wykonując ręką bliżej niedookreślony ruch, doskonale przecież rozumiejąc, że nie może rozpowiadać na prawo i lewo, że w poprawieniu zabezpieczeń domu pomagał mu złodziej. Sprowokowałoby to zbyt wiele pytań – i to nie tylko w kontekście owego złodzieja, a samego Sommerfelta, wszystkich osób jakimi zwykł się otaczać. Uniósł brew z lekkim zdziwieniem, gdy Nik tak po prostu rzucił na stolik swój notes i zniknął po oświadczeniu, że zaraz wróci.
W bibliotece znów zrobiło się cicho – nienaturalnie wręcz, choć był to zwykły stan pomieszczeń w domu zaklinacza. Po pokojach rzadko przechadzał się ktoś inny niż sam właściciel, jego gosposia lub Amandine. Właściwie to nigdy – Felix nie zapraszał klientów lub gości dalej niż do salonu znajdującego się na parterze, a ostatnim razem gdy miał jednonocną przygodę, spędził ten czas w miłym, eleganckim hotelu. Jego dom był azylem - chociaż najwyraźniej nie tak bezpiecznym jak sądził.
Po ledwie chwili zastanowienia przysunął sobie notes, pobieżnie przeglądając notatki popełnione przez Nika i bez pytania o to nieobecnego właściciela, ołówkiem zaczął zaznaczać interesujące fragmenty oraz zaginać rogi stron, na których znajdowały się te informacje. Nie zdążył przejrzeć wszystkiego, zanim Holt znów zmaterializował się w jego bibliotece, ale było tego wystarczająco, by nie kręcił nosem na współudział w procesie tworzenia artefaktu.
Mruknął tylko pod nosem na wspomnienie teleportacji, zdając sobie sprawę, że była ona rażącą dziurą w ochronie i to taką, której nie mógł załatać. Nie mógł otoczyć domu ochronną linią uniemożliwiającą przeniknięcie murów, bo potrzebował, by niektóre osoby były w stanie szybko do niego dotrzeć – lub by on mógł się równie prędko wydostać i znaleźć pomoc, gdyby drzewozrost postanowił w końcu na poważnie spróbować ukrócić jego marny żywot, zamiast tylko go zatruwać.
Błysk światła odbijający się na złotym sygnecie przyciągnął uwagę zaklinacza, przez dłuższą chwilę utrzymując ją na przedmiocie, który pokazywał Nik – nie mógł być pewny, nie z tej odległości, ale przyciemnione żłobienie na brzegu przypominające wężowe sploty wydawało się znajome. Zmarszczył nieco brwi, chwilowo odsuwając ten temat na bok, skupiając się na demonstracji przy oknie. Wychylił się nieco do przodu na swoim fotelu, z ciemnymi oczami błyszczącymi zainteresowaniem przyglądając się rzuconemu zaklęciu i marszcząc się nieco, gdy ostry brzeg diamentu przejechał po szkle, by z dziecinną wręcz łatwością pozwolić ot tak wyjąć fragment szyby.
Zaklął pod nosem, gdy tak łatwo jak dostał się do klamki, Nik połączył znów taflę w jedno, nie zostawiając na niej najmniejszej skazy. Najwyraźniej poza niedookreślonymi jeszcze zdolnościami wpływania na ludzką wolę, blondyn miał do zaoferowania o wiele więcej – z cichą iskrą ekscytacji krzeszącą się gdzieś w jego wnętrzu, Felix zastanawiał się, co jeszcze odkryje. I z czego prędzej czy później będzie mógł skorzystać, odbierając swoją przysługę za artefakt, choć zaczynał być coraz pewniejszy, że oględziny i pomoc w poprawie bezpieczeństwa domu mogłyby stanowić godziwą zapłatę. Nie zamierzał tego jednak sam proponować – w każdym razie jeszcze nie teraz. Może nigdy.
Wstał z fotela, gdy Holt skierował swoją uwagę na drzwi i podszedł bliżej, kucając ledwie krok czy dwa od miejsca, w którym pracował, uważnie przyglądając się jak w skupieniu operował narzędziami.
- Cholera jasna – mruknął, kiedy klamka została wykręcona i odłożona na podłogę, a drzwi mógłby otworzyć już każdy. Przetarł twarz dłonią, opierając kciuk na wardze i odruchowo przygryzając jego opuszek jak w tych momentach, gdy miał przed sobą wyjątkowo zawiłą zagadkę.
- Proponujesz coś konkretnego, zanim poobkładam klątwami każde zewnętrzne wejście? – spytał w którymś momencie, przenosząc nagle spojrzenie na Nika i śmiało patrząc w jego jasne oczy. Wiedział, że wolałby w ten sposób nie zabezpieczać swojego domu – zbyt duże natężenie klątw w jednym miejscu nie napawało go szczególnym optymizmem, ani nie sprzyjało aurze miejsca, ale gdyby musiał?
- Poza mieszkaniem w piwnicy z jednym wejściem?
- To się rozumie samo przez się – rzucił, wykonując ręką bliżej niedookreślony ruch, doskonale przecież rozumiejąc, że nie może rozpowiadać na prawo i lewo, że w poprawieniu zabezpieczeń domu pomagał mu złodziej. Sprowokowałoby to zbyt wiele pytań – i to nie tylko w kontekście owego złodzieja, a samego Sommerfelta, wszystkich osób jakimi zwykł się otaczać. Uniósł brew z lekkim zdziwieniem, gdy Nik tak po prostu rzucił na stolik swój notes i zniknął po oświadczeniu, że zaraz wróci.
W bibliotece znów zrobiło się cicho – nienaturalnie wręcz, choć był to zwykły stan pomieszczeń w domu zaklinacza. Po pokojach rzadko przechadzał się ktoś inny niż sam właściciel, jego gosposia lub Amandine. Właściwie to nigdy – Felix nie zapraszał klientów lub gości dalej niż do salonu znajdującego się na parterze, a ostatnim razem gdy miał jednonocną przygodę, spędził ten czas w miłym, eleganckim hotelu. Jego dom był azylem - chociaż najwyraźniej nie tak bezpiecznym jak sądził.
Po ledwie chwili zastanowienia przysunął sobie notes, pobieżnie przeglądając notatki popełnione przez Nika i bez pytania o to nieobecnego właściciela, ołówkiem zaczął zaznaczać interesujące fragmenty oraz zaginać rogi stron, na których znajdowały się te informacje. Nie zdążył przejrzeć wszystkiego, zanim Holt znów zmaterializował się w jego bibliotece, ale było tego wystarczająco, by nie kręcił nosem na współudział w procesie tworzenia artefaktu.
Mruknął tylko pod nosem na wspomnienie teleportacji, zdając sobie sprawę, że była ona rażącą dziurą w ochronie i to taką, której nie mógł załatać. Nie mógł otoczyć domu ochronną linią uniemożliwiającą przeniknięcie murów, bo potrzebował, by niektóre osoby były w stanie szybko do niego dotrzeć – lub by on mógł się równie prędko wydostać i znaleźć pomoc, gdyby drzewozrost postanowił w końcu na poważnie spróbować ukrócić jego marny żywot, zamiast tylko go zatruwać.
Błysk światła odbijający się na złotym sygnecie przyciągnął uwagę zaklinacza, przez dłuższą chwilę utrzymując ją na przedmiocie, który pokazywał Nik – nie mógł być pewny, nie z tej odległości, ale przyciemnione żłobienie na brzegu przypominające wężowe sploty wydawało się znajome. Zmarszczył nieco brwi, chwilowo odsuwając ten temat na bok, skupiając się na demonstracji przy oknie. Wychylił się nieco do przodu na swoim fotelu, z ciemnymi oczami błyszczącymi zainteresowaniem przyglądając się rzuconemu zaklęciu i marszcząc się nieco, gdy ostry brzeg diamentu przejechał po szkle, by z dziecinną wręcz łatwością pozwolić ot tak wyjąć fragment szyby.
Zaklął pod nosem, gdy tak łatwo jak dostał się do klamki, Nik połączył znów taflę w jedno, nie zostawiając na niej najmniejszej skazy. Najwyraźniej poza niedookreślonymi jeszcze zdolnościami wpływania na ludzką wolę, blondyn miał do zaoferowania o wiele więcej – z cichą iskrą ekscytacji krzeszącą się gdzieś w jego wnętrzu, Felix zastanawiał się, co jeszcze odkryje. I z czego prędzej czy później będzie mógł skorzystać, odbierając swoją przysługę za artefakt, choć zaczynał być coraz pewniejszy, że oględziny i pomoc w poprawie bezpieczeństwa domu mogłyby stanowić godziwą zapłatę. Nie zamierzał tego jednak sam proponować – w każdym razie jeszcze nie teraz. Może nigdy.
Wstał z fotela, gdy Holt skierował swoją uwagę na drzwi i podszedł bliżej, kucając ledwie krok czy dwa od miejsca, w którym pracował, uważnie przyglądając się jak w skupieniu operował narzędziami.
- Cholera jasna – mruknął, kiedy klamka została wykręcona i odłożona na podłogę, a drzwi mógłby otworzyć już każdy. Przetarł twarz dłonią, opierając kciuk na wardze i odruchowo przygryzając jego opuszek jak w tych momentach, gdy miał przed sobą wyjątkowo zawiłą zagadkę.
- Proponujesz coś konkretnego, zanim poobkładam klątwami każde zewnętrzne wejście? – spytał w którymś momencie, przenosząc nagle spojrzenie na Nika i śmiało patrząc w jego jasne oczy. Wiedział, że wolałby w ten sposób nie zabezpieczać swojego domu – zbyt duże natężenie klątw w jednym miejscu nie napawało go szczególnym optymizmem, ani nie sprzyjało aurze miejsca, ale gdyby musiał?
- Poza mieszkaniem w piwnicy z jednym wejściem?
Nik Holt
Re: Biblioteka Czw 18 Kwi - 17:54
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Technicznie w ogóle nie powinien tego robić. Gdyby to gdziekolwiek wyszło, miałby solidne problemy ze strony Kruczej i nie tylko od nich. Jego umiejętności nie dało się wyjaśnić w logiczny sposób, a do tego jego szeroka klientela mogłaby zacząć wątpić. Wszyscy zleceniodawcy wiedzieli, że Nik w większości umie załatwić wszystko, ale na szczęście nigdy nikt się nie zastanawiał, jak. Zdradzając teraz te wszystkie sekrety Felixowi mógł strzelać sobie w stopę, ale coś mu mówiło, że zaklinacz go nie wrobi. Nik nie zamierzał mu zwracać uwagi na oczywistość, że ktoś umiejący się włamywać będzie potrafił także obejść w końcu wszystko, co Sommerfelt wymyśli. Albo i nie. Przez chwilę, gdy organizował swoje instrument pojawiła mu się myśl, po co to robił. Nie umiał tego wyjaśnić, pewnie miał kaprys, ale gdzieś w środku, podświadomie, znał odpowiedzi. Tego nie dało się do końca wyjaśnić dbaniem o interes, ale nie można było powiedzieć, jeszcze, żeby mu zależało na Felixie. Ale może tak po prostu chciał mu pokazać, że nie jest tylko małym, bezczelnym gnojkiem, ale też i potrafi coś więcej. Niekonieczne w magii.
Widział niezadowolone spojrzenie zaklinacza, gdy wspomniał o teleportacji, ale przynajmniej tymczasowo tego nie skomentował. Najpierw skupił się na swobodnej demonstracji, jak łatwo było obejść jego zabezpieczenia. Samo okno sprawiło, że cicho się zaśmiał z reakcji mężczyzny. Żeby nie zgubić swojego doskonałego narzędzia pracy, po wycięciu szyby włożył sygnet na palec. Miał jednak szczuplejsze - i pewnie dłuższe - palce od poprzedniego właściciela, więc pierścień musiał sobie dostosować do własnej dłoni zaklęciem. Z odruchu sygnet wylądował na serdecznym palcu lewej ręki, gdzie nie przeszkadzał za mocno i przekręcił diament do wnętrza dłoni. Wtedy dopiero ruszył do drzwi.
Czuł, jak Felix patrzy mu na ręce i nie utrudniał mu tego, nawet spokojnie przesunął się lekko, by mężczyzna miał lepszy widok. W którymś momencie zaczął nawet tłumaczyć, co konkretnie robi i czym. Dorzucając przy tym, że technicznie jak się wie, co jest potrzebne, to można sobie odpowiednie narzędzia wyczarować. Na szczęście nie była to aż tak powszechna wiedza, co mogło być na plus dla Felixa, ale zdecydowanie nie dla Nika. Podniósł się w końcu, przywracając zamek i klamkę do stanu pierwotnego i wyprostował się.
- Teraz ty mnie będziesz dłużny przysługę. - mruknął mu do ucha, uśmiechając się lekko. Obejrzał sobie uważnie drzwi i zamyślił się lekko. - W kwestii teleportacji. Widziałem gdzieś rozwiązanie z tarczami otwieranymi konkretnymi sygnaturami magicznymi, ale to nie do mnie z tym. Nie wiem, jak to założyć i jak to działa, dosyć upierdliwe. A jeśli chodzi o drzwi. Brak tradycyjnych kluczy i zamków. Im bardziej wymyślniejszy zamek, tym trudniej go rozpracować. Złodziej jest nastawiony na zysk. Im więcej pułapek i blokad tym większa szansa, że uzna rzecz nie wartą wysiłku. Widziałem raz drzwi bez zamka, otwierały się magią, na coś w jakiejś pierdółce do włosów jednej dziewczyny. Zdejmowała to, przykładała do drzwi, pstryk, otwarte. Wchodziła, tsk, nie ma zamka, nie ma klamki. Póki nie ogarniesz, jak działa zamek, jaka jest specyfika zaklęć użytych do zabezpieczenia, nie wiesz, jak to rozpracować. Prywatnie? Zostawiłbym drzwi w spokoju, za dużo czasu na przebicie się. Zostaje magia przemiany, ale ile złodziejów do tego stopnia będzie się na niej znało? No właśnie. Drzwi na hasło za łatwo oszukać i podsłuchać hasło, nie polecam. Przez ściany nie ma sensu przebijać, tarcze zewnętrzne wystarczą. Zabezpieczenia na drzwi przede wszystkim przed wszelkimi znaczeniami, magicznymi lub fizycznymi. Okno - dokładnie tak samo. Coś blokującego magię przemiany też. - zaczął mówić i opowiadać, z dużym zastanowieniem nad tym, co właściwie jeszcze można by zrobić. Sam się sobie dziwił. - Jeśli nie będę w stanie dostać się do klamki nic nie zrobię. Także to chyba na tyle na chwilę obecną, ale nie gwarantuję, że jeszcze na coś nie wpadnę po drodze. - umilkł na chwilę, opierając się o drzwi ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Wyraźnie szukał jeszcze jakiś informacji, które miałby do zaoferowania Felixowi.
- Tyle, że z klątwami bym w sumie nie szarżował. Do domów takich jak Twój nie włamuje się ot tak. Jasne, ja wszedłem przez okno, ale dla sportu i funu. I spodziewałeś się mnie. Więc zamiast unieszkodliwiać złodzieja, wolałbym dowiedzieć się, kto go nasłał i po co. - dorzucił, zostawiając resztę samemu Sommerfeltowi. On się już naprodukował.
Widział niezadowolone spojrzenie zaklinacza, gdy wspomniał o teleportacji, ale przynajmniej tymczasowo tego nie skomentował. Najpierw skupił się na swobodnej demonstracji, jak łatwo było obejść jego zabezpieczenia. Samo okno sprawiło, że cicho się zaśmiał z reakcji mężczyzny. Żeby nie zgubić swojego doskonałego narzędzia pracy, po wycięciu szyby włożył sygnet na palec. Miał jednak szczuplejsze - i pewnie dłuższe - palce od poprzedniego właściciela, więc pierścień musiał sobie dostosować do własnej dłoni zaklęciem. Z odruchu sygnet wylądował na serdecznym palcu lewej ręki, gdzie nie przeszkadzał za mocno i przekręcił diament do wnętrza dłoni. Wtedy dopiero ruszył do drzwi.
Czuł, jak Felix patrzy mu na ręce i nie utrudniał mu tego, nawet spokojnie przesunął się lekko, by mężczyzna miał lepszy widok. W którymś momencie zaczął nawet tłumaczyć, co konkretnie robi i czym. Dorzucając przy tym, że technicznie jak się wie, co jest potrzebne, to można sobie odpowiednie narzędzia wyczarować. Na szczęście nie była to aż tak powszechna wiedza, co mogło być na plus dla Felixa, ale zdecydowanie nie dla Nika. Podniósł się w końcu, przywracając zamek i klamkę do stanu pierwotnego i wyprostował się.
- Teraz ty mnie będziesz dłużny przysługę. - mruknął mu do ucha, uśmiechając się lekko. Obejrzał sobie uważnie drzwi i zamyślił się lekko. - W kwestii teleportacji. Widziałem gdzieś rozwiązanie z tarczami otwieranymi konkretnymi sygnaturami magicznymi, ale to nie do mnie z tym. Nie wiem, jak to założyć i jak to działa, dosyć upierdliwe. A jeśli chodzi o drzwi. Brak tradycyjnych kluczy i zamków. Im bardziej wymyślniejszy zamek, tym trudniej go rozpracować. Złodziej jest nastawiony na zysk. Im więcej pułapek i blokad tym większa szansa, że uzna rzecz nie wartą wysiłku. Widziałem raz drzwi bez zamka, otwierały się magią, na coś w jakiejś pierdółce do włosów jednej dziewczyny. Zdejmowała to, przykładała do drzwi, pstryk, otwarte. Wchodziła, tsk, nie ma zamka, nie ma klamki. Póki nie ogarniesz, jak działa zamek, jaka jest specyfika zaklęć użytych do zabezpieczenia, nie wiesz, jak to rozpracować. Prywatnie? Zostawiłbym drzwi w spokoju, za dużo czasu na przebicie się. Zostaje magia przemiany, ale ile złodziejów do tego stopnia będzie się na niej znało? No właśnie. Drzwi na hasło za łatwo oszukać i podsłuchać hasło, nie polecam. Przez ściany nie ma sensu przebijać, tarcze zewnętrzne wystarczą. Zabezpieczenia na drzwi przede wszystkim przed wszelkimi znaczeniami, magicznymi lub fizycznymi. Okno - dokładnie tak samo. Coś blokującego magię przemiany też. - zaczął mówić i opowiadać, z dużym zastanowieniem nad tym, co właściwie jeszcze można by zrobić. Sam się sobie dziwił. - Jeśli nie będę w stanie dostać się do klamki nic nie zrobię. Także to chyba na tyle na chwilę obecną, ale nie gwarantuję, że jeszcze na coś nie wpadnę po drodze. - umilkł na chwilę, opierając się o drzwi ze skrzyżowanymi na piersi rękami. Wyraźnie szukał jeszcze jakiś informacji, które miałby do zaoferowania Felixowi.
- Tyle, że z klątwami bym w sumie nie szarżował. Do domów takich jak Twój nie włamuje się ot tak. Jasne, ja wszedłem przez okno, ale dla sportu i funu. I spodziewałeś się mnie. Więc zamiast unieszkodliwiać złodzieja, wolałbym dowiedzieć się, kto go nasłał i po co. - dorzucił, zostawiając resztę samemu Sommerfeltowi. On się już naprodukował.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Pią 19 Kwi - 16:14
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Pomyślałby kto, że czas z zasady przeznaczony na pracę zostanie wypełniony oględzinami zabezpieczeń nałożonych na dom tak dawno temu, że Felix już prawie o nich nie myślał, przekonany co do ich skuteczności. Nikt jak dotąd nie włamał się przecież do środka – nawet podstawiony ogrodnik próbował ogłuszyć go poza murami – ale chyba wychodziło na to, że albo nikt nie był wystarczająco sprytny, albo życzenie jego matki, gdy nadawała mu imię oznaczające szczęściarza w końcu po latach zaczynało przynosić efekty. Tak czy inaczej postawiony przed oczywistymi lukami w ochronie nie mógł ich zignorować – nie byłby lepszy od pierwszego lepszego głupca, gdyby to zrobił, a miał się przecież za człowieka sprytnego. Przygotowanego na wiele niekorzystnych okoliczności.
Ciekawe, że to jeden niepozorny chłopak powiedział mu więcej niż ktoś, kto z zapewniania innym bezpieczeństwa uczynił cały interes.
Teraz ty mnie będziesz dłużny przysługę.
Wzdrygnął się mimowolnie, gdy ciepły oddech owiał mu ucho, znów czując muśnięcie tego samego rozdrażnienia, co wtedy w salonie poddawany działaniu... Czegoś. Aury lub specjalnej umiejętności. Doskonale pamiętał wyraz jego twarzy, kiedy usiadł mu na kolanach, jakby miał do tego pełne prawo.
Felix podniósł się z kucek z cichym westchnięciem i otrzepał dłonie, choć nie miał prawa zebrać się na nich żaden brud. Odruchowo splótł ręce na klatce piersiowej, palcami popukując jedno z przedramion, w myślach odrzucając część rozwiązań podpowiadanych przez Nika jako zbyt skomplikowane w jego specyficznej sytuacji – nie mógłby nałożyć sygnatur wszystkich ratowników z Lindgrena na dom, gdyby kiedyś musieli się tu pojawić, części znajomych którym udzieliłby schronienia też wolał nie mówić wprost, że znaleźli się w grupie uprzywilejowanej. Z drzwiami było łatwiej, tam... Tam być może dałoby się wykorzystać specjalne klucze. Blokada na magię przemiany... Czy w Nordkinn czasem nie korzystali z czegoś takiego?
W którymś momencie mruknął przeciągle, pocierając policzek pokryty równo przyciętym zarostem, nagle zdając sobie sprawę, ile dodatkowych kwestii pojawiło się na jego liście do zrobienia – i to dokładnie u jej szczytu. Będzie musiał wprowadzić w nie Amandine, musiała być świadoma wszystkich poprawek.
- To i tak więcej niż wymyślił mój tak zwany specjalista od ochrony – rzucił cierpko. - Jesteś sprytniejszy niż wyglądasz, Niklas – dodał po chwili, uśmiechając się kątem ust. - Może kiedyś cię zatrudnię. Od dawna marzy mi się podpierdolić gacie jarla Sørensenów i wystawić ich na pośmiewisko – powiedział jeszcze z rozbawieniem, w domyśle pozostawiając czy był to po prostu głupi żart, czy faktycznie miał na pieńku z tym konkretnym klanem.
- Widzisz – podjął jeszcze po chwili, odpychając się od ściany, o którą wsparł się ramieniem. - Z klątwami to wcale nie jest tak, że wszystkie zabijają od razu. Albo zabijają w ogóle. Czasem po prostu wystarczająco uprzykrzają życie, żeby unieszkodliwić wybraną osobę. Weźmy taką klątwę Marsjasza. W uproszczeniu przez kilka godzin obdziera ze skóry na całym ciele. Z doświadczenia ofiara powie ci wszystko, czego sobie tylko zażyczysz. Wyda ci szefa, współpracowników, dostawców, a nawet własną babcię, byle tylko zdjąć z niej klątwę – wzruszył lekko ramionami, jakby mówił o czymś trywialnym, a nie klątwie za której nakładanie wchodziło się w konflikt z prawem. Nie wspominał o tym, że najprościej byłoby kogoś ogłuszyć, może po prostu związać i przeszukać jego umysł darem Odyna – Wszechojciec dwukrotnie odmówił Felixowi sięgnięcia po umiejętność nazwaną od jego imienia. Rozważanie hipotetycznych scenariuszy nie miało sensu.
- Następnym razem pukaj do drzwi – rzucił wreszcie. - Klątwy trudniej się ściąga niż nakłada. Byłoby szkoda, gdybym nie zdążył.
Przeszedł kilka kroków dzielących go od stolika, na którym zostawił czytaną wcześniej książkę i pustą szklankę po whisky – popukał w nią w wyraźnie rozmyślnym rytmie, a naczynie wypełniło się kolejną porcją bursztynowego alkoholu i dwiema kostkami lodu. Wziął łyk, przez chwilę po prostu kontemplując smak i delikatne pieczenie w tyle gardła, zanim obrócił się z powrotem do Nika.
- Sygnet, którym ciąłeś szkło. Pokaż go – powiedział, oczekując zwyczajnego podania błyskotki, by mógł ją sobie obejrzeć bliżej źródła światła, zapominając jeszcze, że Holt tak przecież nie działał. Że był bezczelny i zbyt pewny siebie. Felix zdążył tylko zobaczyć iskry rozbawienia w jego jasnych oczach i drgające w cieniu uśmiechu kąciki ust, zanim podniósł rękę wierzchem dłoni w górę, prezentując schowany w niej diament.
Oczywiście. Nie mogło być przecież tak prosto.
Wywracając nieco oczami, zaklinacz zrobił te dwa kroki z powrotem w jego stronę, jedną ręką ujmując go bez pytania za nadgarstek i delikatnie obracając dłoń z sygnetem tak, by móc sobie obejrzeć błyskotkę i te same smukłe palce, które wcześniej uznał za idealne do gry na pianinie. Z każdą mijającą chwilą poczernione żłobienia w kształcie wężowych łusek zdawały się coraz bardziej znajome.
- Trzymaj – rzucił, podając Nikowi szklankę, którą miał w drugim ręku i wolną dłonią wykonał odpowiedni ruch.
- Stækkunar – rzucił pewnie, powiększając sygnet i zdejmując go z palca blondyna, gdy sam zaczął się zsuwać. Zaklęcie zatrzymało się, gdy był już rozmiarów bransoletki, a każdy detal dało się zobaczyć jak na dłoni. Sommerfelt przesunął kciukiem wzdłuż lśniącego, ewidentnie regularnie polerowanego brzegu, paznokciem zahaczył płytkie żłobienia, sprawdził, że diament u szczytu wężowego łba został po prostu odwrócony do góry nogami. Poznawał te kształty. Cholera, pamiętał, jak męczył się, by dokładnie odwzorować unikalny wzór łusek.
- Mówiłeś, że gdzie go ukradłeś? – spytał, obracając wyrób, zaglądając na wewnętrzną stronę obrączki. Były tam, tuż obok otwartego kosza na kamień, w który został brutalnie wciśnięty odwrócony diament – inicjały, których nie dało się dojrzeć, gdy sygnet był normalnych rozmiarów, ale powiększony dla łatwiejszego studiowania detali? Splecionych ze sobą liter F i S nie można było przeoczyć. - W Estonii? – podpowiedział, podnosząc roziskrzone spojrzenie na twarz blondyna.
Ciekawe, że to jeden niepozorny chłopak powiedział mu więcej niż ktoś, kto z zapewniania innym bezpieczeństwa uczynił cały interes.
Teraz ty mnie będziesz dłużny przysługę.
Wzdrygnął się mimowolnie, gdy ciepły oddech owiał mu ucho, znów czując muśnięcie tego samego rozdrażnienia, co wtedy w salonie poddawany działaniu... Czegoś. Aury lub specjalnej umiejętności. Doskonale pamiętał wyraz jego twarzy, kiedy usiadł mu na kolanach, jakby miał do tego pełne prawo.
Felix podniósł się z kucek z cichym westchnięciem i otrzepał dłonie, choć nie miał prawa zebrać się na nich żaden brud. Odruchowo splótł ręce na klatce piersiowej, palcami popukując jedno z przedramion, w myślach odrzucając część rozwiązań podpowiadanych przez Nika jako zbyt skomplikowane w jego specyficznej sytuacji – nie mógłby nałożyć sygnatur wszystkich ratowników z Lindgrena na dom, gdyby kiedyś musieli się tu pojawić, części znajomych którym udzieliłby schronienia też wolał nie mówić wprost, że znaleźli się w grupie uprzywilejowanej. Z drzwiami było łatwiej, tam... Tam być może dałoby się wykorzystać specjalne klucze. Blokada na magię przemiany... Czy w Nordkinn czasem nie korzystali z czegoś takiego?
W którymś momencie mruknął przeciągle, pocierając policzek pokryty równo przyciętym zarostem, nagle zdając sobie sprawę, ile dodatkowych kwestii pojawiło się na jego liście do zrobienia – i to dokładnie u jej szczytu. Będzie musiał wprowadzić w nie Amandine, musiała być świadoma wszystkich poprawek.
- To i tak więcej niż wymyślił mój tak zwany specjalista od ochrony – rzucił cierpko. - Jesteś sprytniejszy niż wyglądasz, Niklas – dodał po chwili, uśmiechając się kątem ust. - Może kiedyś cię zatrudnię. Od dawna marzy mi się podpierdolić gacie jarla Sørensenów i wystawić ich na pośmiewisko – powiedział jeszcze z rozbawieniem, w domyśle pozostawiając czy był to po prostu głupi żart, czy faktycznie miał na pieńku z tym konkretnym klanem.
- Widzisz – podjął jeszcze po chwili, odpychając się od ściany, o którą wsparł się ramieniem. - Z klątwami to wcale nie jest tak, że wszystkie zabijają od razu. Albo zabijają w ogóle. Czasem po prostu wystarczająco uprzykrzają życie, żeby unieszkodliwić wybraną osobę. Weźmy taką klątwę Marsjasza. W uproszczeniu przez kilka godzin obdziera ze skóry na całym ciele. Z doświadczenia ofiara powie ci wszystko, czego sobie tylko zażyczysz. Wyda ci szefa, współpracowników, dostawców, a nawet własną babcię, byle tylko zdjąć z niej klątwę – wzruszył lekko ramionami, jakby mówił o czymś trywialnym, a nie klątwie za której nakładanie wchodziło się w konflikt z prawem. Nie wspominał o tym, że najprościej byłoby kogoś ogłuszyć, może po prostu związać i przeszukać jego umysł darem Odyna – Wszechojciec dwukrotnie odmówił Felixowi sięgnięcia po umiejętność nazwaną od jego imienia. Rozważanie hipotetycznych scenariuszy nie miało sensu.
- Następnym razem pukaj do drzwi – rzucił wreszcie. - Klątwy trudniej się ściąga niż nakłada. Byłoby szkoda, gdybym nie zdążył.
Przeszedł kilka kroków dzielących go od stolika, na którym zostawił czytaną wcześniej książkę i pustą szklankę po whisky – popukał w nią w wyraźnie rozmyślnym rytmie, a naczynie wypełniło się kolejną porcją bursztynowego alkoholu i dwiema kostkami lodu. Wziął łyk, przez chwilę po prostu kontemplując smak i delikatne pieczenie w tyle gardła, zanim obrócił się z powrotem do Nika.
- Sygnet, którym ciąłeś szkło. Pokaż go – powiedział, oczekując zwyczajnego podania błyskotki, by mógł ją sobie obejrzeć bliżej źródła światła, zapominając jeszcze, że Holt tak przecież nie działał. Że był bezczelny i zbyt pewny siebie. Felix zdążył tylko zobaczyć iskry rozbawienia w jego jasnych oczach i drgające w cieniu uśmiechu kąciki ust, zanim podniósł rękę wierzchem dłoni w górę, prezentując schowany w niej diament.
Oczywiście. Nie mogło być przecież tak prosto.
Wywracając nieco oczami, zaklinacz zrobił te dwa kroki z powrotem w jego stronę, jedną ręką ujmując go bez pytania za nadgarstek i delikatnie obracając dłoń z sygnetem tak, by móc sobie obejrzeć błyskotkę i te same smukłe palce, które wcześniej uznał za idealne do gry na pianinie. Z każdą mijającą chwilą poczernione żłobienia w kształcie wężowych łusek zdawały się coraz bardziej znajome.
- Trzymaj – rzucił, podając Nikowi szklankę, którą miał w drugim ręku i wolną dłonią wykonał odpowiedni ruch.
- Stækkunar – rzucił pewnie, powiększając sygnet i zdejmując go z palca blondyna, gdy sam zaczął się zsuwać. Zaklęcie zatrzymało się, gdy był już rozmiarów bransoletki, a każdy detal dało się zobaczyć jak na dłoni. Sommerfelt przesunął kciukiem wzdłuż lśniącego, ewidentnie regularnie polerowanego brzegu, paznokciem zahaczył płytkie żłobienia, sprawdził, że diament u szczytu wężowego łba został po prostu odwrócony do góry nogami. Poznawał te kształty. Cholera, pamiętał, jak męczył się, by dokładnie odwzorować unikalny wzór łusek.
- Mówiłeś, że gdzie go ukradłeś? – spytał, obracając wyrób, zaglądając na wewnętrzną stronę obrączki. Były tam, tuż obok otwartego kosza na kamień, w który został brutalnie wciśnięty odwrócony diament – inicjały, których nie dało się dojrzeć, gdy sygnet był normalnych rozmiarów, ale powiększony dla łatwiejszego studiowania detali? Splecionych ze sobą liter F i S nie można było przeoczyć. - W Estonii? – podpowiedział, podnosząc roziskrzone spojrzenie na twarz blondyna.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pią 19 Kwi - 17:19
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Paradoksalnie to wcale nie były jakieś wielkie luki w zabezpieczeniach, bo… nie obejmowały strony fizycznej i zniszczeń mechanicznych. Galdrowie nie mieli w zwyczaju myśleć o takich sprawach, ale Nika fachu uczył facet wychowywany wśród śniących. Trochę żałował, że tamtego już od dawna nie ma, ale jego wiedza przetrwała w głowie Nika. I teraz w głowie Felixa, chociaż akurat w tym wypadku blondyn był pewny, że gdyby tak przeszedł się po domu i ogrodzie pod kątem włamania do domu, znalazłby dla siebie więcej luk i potrzeb. Może kiedyś to zrobi, jak będzie miał powód. Wystarczyło, że wyprodukował się pod kątem okien i drzwi. Tyle powinno wystarczyć, zresztą tak naprawdę nie był do końca pewny, czy poza nim w Midgardzie ktoś jeszcze potrafił bawić się w instrumenty do włamu śniących. Jednak byli galdrami. Operowali magią, a nie siłą fizyczną.
- Był galdrem. Galdrowie mają to do siebie, że nie patrzą na nic, co nie jest magią. A ja miałem dobrego nauczyciela. – przyznał wprost, bo jakby na to nie spojrzeć, właśnie w taki sposób dorobił się tego pięknego sygnetu, którego używał do cięcia okien. Jak dotąd błyskotka nigdy go nie zawiodła, nigdy też nie pomyślał, by ją w jakikolwiek sposób zakląć. To była sentymentalna pamiątka pierwszego udanego zlecenia, którą przerobił na użyteczne narzędzie, bo przecież Niklas Holt w ogóle nie był sentymentalny.
- Wybij to sobie z głowy. Przyjmuję tylko poważne zlecenia. – prychnął, krzywiąc się okrutnie, gdy Felix powiedział o gaciach jarla. Zwariował chyba, Nik nigdy w życiu by się na to nie zgodził. – Biżuteria, jakaś broń, artefakty. Roślinki. Jasne, z tym nie ma problemu. Ale ryzykować własnym łbem dla gaci? Popierdoliło cię facet i to solidnie. Szanuję. – zaśmiał się lekko, miło połechtany komplementem. W błękitnych oczach widać było satysfakcję z tego, że Sommerfelt doceniał jego wiedzę. Zdecydowanie podobał mu się i ten fakt i sam zaklinacz. Lubił osoby potrafiące doceniać cudze umiejętności.
- Ty się znasz na klątwach, to Twoja działka. Ale warto wiedzieć. – mrugnął do niego, notując sobie to jednak w głowie. Jakby mu kiedyś wpadło do łba włamywać się do domu Felixa, to zdecydowanie trzeba brać ze sobą kogoś na wabia, żeby obrywał klątwami, a Nik pozostał względnie nienaruszony. Nie powiedział tego jednak na głos, jedynie uśmiechał się szeroko, bo jego uwagi były brane pod uwagę. Eh, trochę próżności tkwiło nawet w nim, bardzo lubił być doceniany. – Postaram się. – dodał też niewinnie słysząc o klątwach. Chyba w życiu jeszcze nigdy żadną nie dostał, ale zawsze mógł być ten pierwszy raz nawet, jeśli go nie chciał. Będzie trzeba uważać i tyle.
- Ale ktoś tu wszedł w tryb rozkazywania… Nieładnie tak. – zaśmiał się, z błyskiem w oczach. Ale jednak postanowił być miły i posłuchać tej jakże bezczelnej prośby i zwyczajnie z tłumionym uśmieszkiem uniósł dłoń w górę, prezentując sygnet w taki sposób, nadal na własnej dłoni. No bo niby po co miał go zdejmować? Tak też się go dało obejrzeć…
Zaśmiał się z reakcji Felixa, jednak nie walczył z nim, gdy zaklinacz złapał go za nadgarstek i pozwolił przekręcić swoją dłoń, umożliwiając mu oględziny. Nie zmieniało to jednak faktu, że Sommerfelt był dość delikatny, a to było na swój sposób miłe. Bardzo miłe nawet. Zgarnął podaną mu szklankę z alkoholem, powoli nią zakręcił i całkowicie bezczelnie upił łyk whisky, nie zwracając nawet uwagi, z której strony szklanki pił. Ot skoro dają, to brać, nie? Mocny alkohol palił w gardło, miłe, przyjemne uczucie.
- Eeeeej! Nie zniszcz mi go. Dobra rzecz. – obruszył się z niepokojem w głosie, kiedy pierścień zaczął się powiększać i zsuwać mu z palca. Pozwolił jednak na to, powoli kręcąc szklanką z alkoholem, aż lód grzechotał w jej wnętrzu. Nie krępował się, powoli sącząc nie swój alkohol. Obserwował działania Felixa, jak sprawdził łuski węża na sygnecie, jak obejrzał przekręcony diament, jak oczy nagle zaczęły mu iskrzyć i Nik poczuł się naprawdę bardzo, bardzo nieswojo. Coś tu było cholernie nie tak i miał ochotę zabrać mu powiększony pierścień i zabrać się stąd w cholerę.
- Nie mówiłem. – rzucił szorstko, czując dreszcz płynący po kręgosłupie. Powoli zrobił krok w bok, rozszerzając ewentualne pole manewru i zesztywniał na całym ciele, zaciskając palce na prawie pustej już szklance, gdy Felix wyjechał z tą Estonią. Kurwa. Dopiero teraz dostrzegł inicjały i połączył fakty. Tego się zdecydowanie nie spodziewał. Jego serce może i pominęło jedno czy dwa uderzenia, ale Holt był całkiem dobry w improwizacji. Natychmiast złapał za sygnet, zabierając go z rąk Felixa i odskoczył kawałek dalej, w jednym łyku opróżniając szklankę z alkoholem.
- Może tak może nie. – rzucił bezczelnie, odkładając na stolik szafkę i sięgnął po swoje narzędzia, w razie czego, gdyby Sommerfelt chciał ponownie pozbawić go narzędzia pracy. – Jaki zbieg okoliczności, czyżby to był twój? – nie zamierzał oddawać sygnetu, mógł go lepiej pilnować i wcale nie było mu głupio. Tłumaczyć się też nie zamierzał. – Ups?
- Był galdrem. Galdrowie mają to do siebie, że nie patrzą na nic, co nie jest magią. A ja miałem dobrego nauczyciela. – przyznał wprost, bo jakby na to nie spojrzeć, właśnie w taki sposób dorobił się tego pięknego sygnetu, którego używał do cięcia okien. Jak dotąd błyskotka nigdy go nie zawiodła, nigdy też nie pomyślał, by ją w jakikolwiek sposób zakląć. To była sentymentalna pamiątka pierwszego udanego zlecenia, którą przerobił na użyteczne narzędzie, bo przecież Niklas Holt w ogóle nie był sentymentalny.
- Wybij to sobie z głowy. Przyjmuję tylko poważne zlecenia. – prychnął, krzywiąc się okrutnie, gdy Felix powiedział o gaciach jarla. Zwariował chyba, Nik nigdy w życiu by się na to nie zgodził. – Biżuteria, jakaś broń, artefakty. Roślinki. Jasne, z tym nie ma problemu. Ale ryzykować własnym łbem dla gaci? Popierdoliło cię facet i to solidnie. Szanuję. – zaśmiał się lekko, miło połechtany komplementem. W błękitnych oczach widać było satysfakcję z tego, że Sommerfelt doceniał jego wiedzę. Zdecydowanie podobał mu się i ten fakt i sam zaklinacz. Lubił osoby potrafiące doceniać cudze umiejętności.
- Ty się znasz na klątwach, to Twoja działka. Ale warto wiedzieć. – mrugnął do niego, notując sobie to jednak w głowie. Jakby mu kiedyś wpadło do łba włamywać się do domu Felixa, to zdecydowanie trzeba brać ze sobą kogoś na wabia, żeby obrywał klątwami, a Nik pozostał względnie nienaruszony. Nie powiedział tego jednak na głos, jedynie uśmiechał się szeroko, bo jego uwagi były brane pod uwagę. Eh, trochę próżności tkwiło nawet w nim, bardzo lubił być doceniany. – Postaram się. – dodał też niewinnie słysząc o klątwach. Chyba w życiu jeszcze nigdy żadną nie dostał, ale zawsze mógł być ten pierwszy raz nawet, jeśli go nie chciał. Będzie trzeba uważać i tyle.
- Ale ktoś tu wszedł w tryb rozkazywania… Nieładnie tak. – zaśmiał się, z błyskiem w oczach. Ale jednak postanowił być miły i posłuchać tej jakże bezczelnej prośby i zwyczajnie z tłumionym uśmieszkiem uniósł dłoń w górę, prezentując sygnet w taki sposób, nadal na własnej dłoni. No bo niby po co miał go zdejmować? Tak też się go dało obejrzeć…
Zaśmiał się z reakcji Felixa, jednak nie walczył z nim, gdy zaklinacz złapał go za nadgarstek i pozwolił przekręcić swoją dłoń, umożliwiając mu oględziny. Nie zmieniało to jednak faktu, że Sommerfelt był dość delikatny, a to było na swój sposób miłe. Bardzo miłe nawet. Zgarnął podaną mu szklankę z alkoholem, powoli nią zakręcił i całkowicie bezczelnie upił łyk whisky, nie zwracając nawet uwagi, z której strony szklanki pił. Ot skoro dają, to brać, nie? Mocny alkohol palił w gardło, miłe, przyjemne uczucie.
- Eeeeej! Nie zniszcz mi go. Dobra rzecz. – obruszył się z niepokojem w głosie, kiedy pierścień zaczął się powiększać i zsuwać mu z palca. Pozwolił jednak na to, powoli kręcąc szklanką z alkoholem, aż lód grzechotał w jej wnętrzu. Nie krępował się, powoli sącząc nie swój alkohol. Obserwował działania Felixa, jak sprawdził łuski węża na sygnecie, jak obejrzał przekręcony diament, jak oczy nagle zaczęły mu iskrzyć i Nik poczuł się naprawdę bardzo, bardzo nieswojo. Coś tu było cholernie nie tak i miał ochotę zabrać mu powiększony pierścień i zabrać się stąd w cholerę.
- Nie mówiłem. – rzucił szorstko, czując dreszcz płynący po kręgosłupie. Powoli zrobił krok w bok, rozszerzając ewentualne pole manewru i zesztywniał na całym ciele, zaciskając palce na prawie pustej już szklance, gdy Felix wyjechał z tą Estonią. Kurwa. Dopiero teraz dostrzegł inicjały i połączył fakty. Tego się zdecydowanie nie spodziewał. Jego serce może i pominęło jedno czy dwa uderzenia, ale Holt był całkiem dobry w improwizacji. Natychmiast złapał za sygnet, zabierając go z rąk Felixa i odskoczył kawałek dalej, w jednym łyku opróżniając szklankę z alkoholem.
- Może tak może nie. – rzucił bezczelnie, odkładając na stolik szafkę i sięgnął po swoje narzędzia, w razie czego, gdyby Sommerfelt chciał ponownie pozbawić go narzędzia pracy. – Jaki zbieg okoliczności, czyżby to był twój? – nie zamierzał oddawać sygnetu, mógł go lepiej pilnować i wcale nie było mu głupio. Tłumaczyć się też nie zamierzał. – Ups?
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Sob 20 Kwi - 22:02
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Podobała mu się ta zaskakująco swobodna rozmowa, nawet jeśli w pewnym sensie rozmawiali o interesach – bezpieczeństwo i informacje o tym, jak je zachować, stanowiły wartościowy towar. Podobnie jak tłumaczenia Nika, które natychmiast nie pozwalały Felixowi opanować złodziejskich umiejętności, ale były jak okienko za kurtynę tego, co dotąd stanowiło dla niego pilnie strzeżony sekret. Wiedza stanowiła potężne narzędzie. Najpotężniejsze ze wszystkich, jeśli tylko znalazła się w odpowiednio bystrych i zdeterminowanych rękach – nie było co do tego żadnych wątpliwości, gdy wystarczyło wskazać, że to Odyn, bóg który wiele poświęcił dla poszerzania swojej wiedzy, uznawany był za najważniejszego z najważniejszych.
Felix też gotów był poświęcić wzrok w jednym oku, by uzyskać jego błogosławieństwo, ale został odrzucony – w świątyni zapewne powiedzieliby mu, że ślepcy niemili byli bóstwom, ale uznawał podobny pogląd za obrzydliwą propagandę. Jak Wszechojciec mógłby potępiać tych, którzy zdobywali się na poświęcenie część siebie, by zyskać dostęp do potężnych umiejętności? Miał więc swoją wiarę, swoje poglądy. Nie przestał przekazywać datków na świątynię Odyna – ludzie w niej mogli zostać zaślepieni strachem, ale bądź co bądź, dbali o miejsce kultu.
Zaśmiał się, nie kryjąc wesołości, gdy oburzenie Nika na samą sugestię zlecenia kradzieży gaci jarla odbiło się okropnym grymasem na jego przystojnej twarzy, przegonionym zaraz uśmiechem. Holt był cwaniakiem – to widziało się już z daleka, dostrzegało w pełnych pewności siebie ruchach, podświadomie zauważało błyski w oczach i usta układające się płynnie w wyćwiczone, przymilne wygięcia – ale tym jego typem, któremu chciało się wybaczać, wzruszać ramionami na część bezczelności, gdy nie wbijała się zbyt mocno szpilkami. Felix nie znał go za dobrze, ale był przekonany, że często ładował się w kłopoty i samym urokiem osobistym z kłopotów tych nawykł się wykręcać.
Chciał przy nim opuścić gardę, choć wydawało się to kompletnie irracjonalnym pomysłem – mało komu udało się dostąpić tego zaszczytu, zobaczyć prawdziwą twarz zaklinacza, a nie tylko maski nakładane dla klientów, okazjonalnych współpracowników, czy ludzi których zatrudniał w swoim salonie oraz domu. Nik... Nik widział już przebłyski, tam nad strumieniem i przy dostarczeniu paczki z kamieniami. Może dlatego nie potrafił wejść przy nim w tryb eleganckiego profesjonalisty nastawionego tylko i wyłącznie na to, by zadowolić swojego klienta tak, jak robił to w salonie i przy większości zleceń na artefakty.
Dopiero oglądając znów sygnet, tym razem bliżej, zaczął znów czuć w dole brzucha zaciskający się lekko węzeł niepokoju.
- Nie panikuj, to proste zaklęcie – rzucił krótko, kiedy zaskoczył Holta powiększeniem błyskotki, oglądając ją zaraz z uwagą, tylko raz kręcąc nieco głową na fakt, że poczęstował się alkoholem, który mu podał. Bezczelny, zwyczajnie bezczelny.
Z początku chciał tylko zobaczyć jakość wykonania – takie zawodowe skrzywienie – zanim wspomnienia zaczęły klarować się w jego głowie. Pierwsza błyskotka, którą zrobił sam dla siebie, z metalu pozyskanego ze starego pierścienia, który znalazł w rzeczach wuja Andersa po jego śmierci. Musiał albo o nim zapomnieć, albo była z nim związana historia tak ważna, że wuj nigdy go nie sprzedał, nawet gdy brakowało im na medyczne eliksiry. Zobaczyć go teraz, po kilku latach od czasu, gdy myślał, że przepadł na zawsze w rękach złodzieja... Mieszanina emocji, która zawirowała dziko pod mostkiem Felixa, była zbita i ciemna, najeżona kolcami smutku oraz wściekłości. Nagła świadomość, że to Nik musiał być tym złodziejem zostawiła mu w tyle gardła obrzydliwą gorycz, wzięła w ryzy całą wcześniejszą wesołość i swobodę.
Powinien był bez ostrzeżenia ugodzić go zaklęciem, upewnić się, że nigdzie nie ucieknie, a potem kawałek po kawałku wyciągnąć z niego historię tej kradzieży, nakarmić wieloletni żal związany z utratą pamiątki jego bólem. Zamiast tego jak ostatni amator bawił się jedzeniem, chwilowo czerpiąc satysfakcję z nagłego spięcia blondyna, które finalnie nie trwało długo – capnął znów sygnet z jego dłoni, odsuwając się na w miarę bezpieczną odległość i jak gdyby nigdy nic opróżniając do dna szklankę z alkoholem. Sommerfelt chciał go udusić własnymi rękoma.
- Mały sukinsynu – syknął, robiąc krok w jego kierunku, jakby faktycznie zaraz miał otoczyć jego szyję dłońmi. - Musiałeś zabrać akurat ten, co? Kurwa. Dam ci dokładnie jedną szansę, żebyś go oddał. To pieprzona pamiątka – wycedził z niezadowoleniem przez zęby, przez chwilę pozwalając rozumowi wziąć górę, poddać się jego sugestii, że łatwiej było wejść z Nikiem w jakiś układ, niż próbować ganiać go potem po całym Midgardzie, byle tylko odzyskać jedną małą błyskotkę o sentymentalnej wartości.
- Znaj moją dobroć – zmrużył oczy, zwijając i zaraz rozluźniając palce ułożone odruchowo w gest niezbędny do rzucenia zaklęcia porażającego nogi. - Oddaj sygnet. Dostaniesz za niego drugi – krzywił się wewnętrznie na sam fakt pokazywania w ten sposób słabości, nadawania czemu tak drobnemu ogromnej wartości. - Równie dobry, ale taki za który nie będę planował, jak najszybciej upierdolić ci łeb przy samej dupie.
Odczekał moment równy oddechowi, zanim stuknął zwiniętą luźno pięścią w stolik, przy którym stał.
- Po raz pierwszy. Decyduj.
Felix też gotów był poświęcić wzrok w jednym oku, by uzyskać jego błogosławieństwo, ale został odrzucony – w świątyni zapewne powiedzieliby mu, że ślepcy niemili byli bóstwom, ale uznawał podobny pogląd za obrzydliwą propagandę. Jak Wszechojciec mógłby potępiać tych, którzy zdobywali się na poświęcenie część siebie, by zyskać dostęp do potężnych umiejętności? Miał więc swoją wiarę, swoje poglądy. Nie przestał przekazywać datków na świątynię Odyna – ludzie w niej mogli zostać zaślepieni strachem, ale bądź co bądź, dbali o miejsce kultu.
Zaśmiał się, nie kryjąc wesołości, gdy oburzenie Nika na samą sugestię zlecenia kradzieży gaci jarla odbiło się okropnym grymasem na jego przystojnej twarzy, przegonionym zaraz uśmiechem. Holt był cwaniakiem – to widziało się już z daleka, dostrzegało w pełnych pewności siebie ruchach, podświadomie zauważało błyski w oczach i usta układające się płynnie w wyćwiczone, przymilne wygięcia – ale tym jego typem, któremu chciało się wybaczać, wzruszać ramionami na część bezczelności, gdy nie wbijała się zbyt mocno szpilkami. Felix nie znał go za dobrze, ale był przekonany, że często ładował się w kłopoty i samym urokiem osobistym z kłopotów tych nawykł się wykręcać.
Chciał przy nim opuścić gardę, choć wydawało się to kompletnie irracjonalnym pomysłem – mało komu udało się dostąpić tego zaszczytu, zobaczyć prawdziwą twarz zaklinacza, a nie tylko maski nakładane dla klientów, okazjonalnych współpracowników, czy ludzi których zatrudniał w swoim salonie oraz domu. Nik... Nik widział już przebłyski, tam nad strumieniem i przy dostarczeniu paczki z kamieniami. Może dlatego nie potrafił wejść przy nim w tryb eleganckiego profesjonalisty nastawionego tylko i wyłącznie na to, by zadowolić swojego klienta tak, jak robił to w salonie i przy większości zleceń na artefakty.
Dopiero oglądając znów sygnet, tym razem bliżej, zaczął znów czuć w dole brzucha zaciskający się lekko węzeł niepokoju.
- Nie panikuj, to proste zaklęcie – rzucił krótko, kiedy zaskoczył Holta powiększeniem błyskotki, oglądając ją zaraz z uwagą, tylko raz kręcąc nieco głową na fakt, że poczęstował się alkoholem, który mu podał. Bezczelny, zwyczajnie bezczelny.
Z początku chciał tylko zobaczyć jakość wykonania – takie zawodowe skrzywienie – zanim wspomnienia zaczęły klarować się w jego głowie. Pierwsza błyskotka, którą zrobił sam dla siebie, z metalu pozyskanego ze starego pierścienia, który znalazł w rzeczach wuja Andersa po jego śmierci. Musiał albo o nim zapomnieć, albo była z nim związana historia tak ważna, że wuj nigdy go nie sprzedał, nawet gdy brakowało im na medyczne eliksiry. Zobaczyć go teraz, po kilku latach od czasu, gdy myślał, że przepadł na zawsze w rękach złodzieja... Mieszanina emocji, która zawirowała dziko pod mostkiem Felixa, była zbita i ciemna, najeżona kolcami smutku oraz wściekłości. Nagła świadomość, że to Nik musiał być tym złodziejem zostawiła mu w tyle gardła obrzydliwą gorycz, wzięła w ryzy całą wcześniejszą wesołość i swobodę.
Powinien był bez ostrzeżenia ugodzić go zaklęciem, upewnić się, że nigdzie nie ucieknie, a potem kawałek po kawałku wyciągnąć z niego historię tej kradzieży, nakarmić wieloletni żal związany z utratą pamiątki jego bólem. Zamiast tego jak ostatni amator bawił się jedzeniem, chwilowo czerpiąc satysfakcję z nagłego spięcia blondyna, które finalnie nie trwało długo – capnął znów sygnet z jego dłoni, odsuwając się na w miarę bezpieczną odległość i jak gdyby nigdy nic opróżniając do dna szklankę z alkoholem. Sommerfelt chciał go udusić własnymi rękoma.
- Mały sukinsynu – syknął, robiąc krok w jego kierunku, jakby faktycznie zaraz miał otoczyć jego szyję dłońmi. - Musiałeś zabrać akurat ten, co? Kurwa. Dam ci dokładnie jedną szansę, żebyś go oddał. To pieprzona pamiątka – wycedził z niezadowoleniem przez zęby, przez chwilę pozwalając rozumowi wziąć górę, poddać się jego sugestii, że łatwiej było wejść z Nikiem w jakiś układ, niż próbować ganiać go potem po całym Midgardzie, byle tylko odzyskać jedną małą błyskotkę o sentymentalnej wartości.
- Znaj moją dobroć – zmrużył oczy, zwijając i zaraz rozluźniając palce ułożone odruchowo w gest niezbędny do rzucenia zaklęcia porażającego nogi. - Oddaj sygnet. Dostaniesz za niego drugi – krzywił się wewnętrznie na sam fakt pokazywania w ten sposób słabości, nadawania czemu tak drobnemu ogromnej wartości. - Równie dobry, ale taki za który nie będę planował, jak najszybciej upierdolić ci łeb przy samej dupie.
Odczekał moment równy oddechowi, zanim stuknął zwiniętą luźno pięścią w stolik, przy którym stał.
- Po raz pierwszy. Decyduj.
Nik Holt
Re: Biblioteka Nie 21 Kwi - 10:48
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
W innym dniu, innej chwili, innym momencie i innych czasach może pochyliłby się nad oknem i drzwiami i nauczył Sommerfelta tajników włamywania się do cudzych domów. Zaklinacz wyglądał na chętnego do poszerzania wiedzy, a Nik chyba wyjątkowo nie widział problemu w pokazaniu mu tego czy tamtego... Ale to w innych czasach. Teraz był zbyt zadowolony z doceniającego go spojrzenia Felixa. I już kombinował, jak zaskoczyć go następnym razem - w głowie uczepił się bardzo mocno pytania, czy wszedł dachem. Co było na dachu, że można było nim wejść…? Zdecydowanie musiał się tego dowiedzieć, ale to innym razem. Później. Teraz musiał Felixowi wybić z głowy kradzieże gaci.
Zmrużył oczy, jakby w ten sposób próbował mężczyźnie uświadomić, jakże kretyński był to pomysł. Bo i na logikę, co właściwie miałby z tymi gaciami zrobić? Wywiesić sobie jako trofeum? Może jeszcze te prosto z dupy jarla...? Niedoczekanie, to było jedno z tych zleceń, których Nik nie podjąłby się za żadne skarby świata. Co innego gdyby ktoś mu tak kazał podrąbać biżuterię Sørensenów. O z tym nie miałby żadnych problemów. Ale jak już mówił zaklinaczowi, to było jedno z tych włamów, które robiło się na konkretne zlecenie. Inaczej skórka nie była warta wyprawki, gdzie niby mógłby je sprzedać? Plus o takiej kradzieży byłoby... głośno. Naprawdę głośno.
I musiał przyznać, że jak rzadko, towarzystwo zaklinacza mu odpowiadało. No, własnych masek nie zdejmował, nie umiał inaczej, ale mimo wszystko złośliwostki rezerwował zawsze dla tych, których polubił. A wtedy też i spuszczał z tonu, stąd bezinteresowne - no, pozornie - skomentowanie zabezpieczeń domu i brak skrupułów przy zademonstrowaniu błyskotki. Dziwnie się do sygnetu przywiązał, a choć na uwagę Sommerfelta oczywiście jedynie przewrócił oczami, to mimo wszystko mu ulżyło. Nie chciał, żeby go zniszczył. Może i mógł sobie ukraść inne, ale ten był pierwszy. Najlepszy. Wprawdzie tamtego dnia ukradł i kilka innych rzeczy, ale tylko ten sygnet sobie zachował, sam nie wiedział czemu. I teraz ciął nim szkło, gdy było to potrzebne.
Tyle, że nie powinien najwyraźniej mówić tego Felixowi. Widział zmianę na jego twarzy, widział spięcie ciała i coś paskudnie mrocznego w jego oczach. Momentalnie przygotował się do obrony, wypity alkohol jedynie dodawał mu odwagi. Podstawową zasadą Nika było nie przyznawać się, że czuje jakikolwiek strach. Że czegokolwiek się boi. Ale kiedy Felix zaczął zbliżać do niego, bez namysłu zrobił krok w tył.
- Nie taki mały. - zmierzył go bezczelnym wzrokiem, chociaż serce uderzało mu jak młotem, w tempie galopującego konia. - Brałem wtedy dużo rzeczy. Co się nawinęło pod rękę. - odbijał jego słowa, jednak cały czas trzymał w dłoni pierścień wielkości pieprzonej bransoletki. Nie chciał się z nim rozstawać. Cały problem polegał na tym, że mimo wszystko najwyraźniej dla drugiego mężczyzny to też była cholerna pamiątka. A Nik był mimo wszystko uparty.
- Trzeba było lepiej pilnować swoich rzeczy, to nie wybrałby mojego towarzystwa. - odpalił mu arogancko, cały czas nieufnie obserwując Felixa. Już dawno powinien zwiać stąd w pizdu. Miał w jednej ręce sygnet - skurczenie go do normalnej wielkości nie powinno być trudne - a w drugiej swoje pilniczki i inne takie do włamów. Nic go tu nie trzymało, dosłownie nic.
- I tak byś nie upierdolił. Musiałbyś mnie najpierw złapać. - przeciągał strunę i wiedział o tym. Ale nie potrafił inaczej. Wyrzucał sobie sentyment z każdej jednej strony, klnąc pod własnym adresem najwybredniejszymi przekleństwami. Był kapryśnym mężczyzną, zatrzymanie sygnetu było kaprysem, potem stał się pamiątką, a teraz mógł wszystko spieprzyć… Jasne, mógł zwiać. Zapaść się pod ziemię. Ale... chyba na artefakcie zależało mu mocniej. I... w jakiś sposób na towarzystwie tego cholernego Sommerfelta, któremu dawno temu urządził włam na chatę i buchnął sygnet i kilka innych rzeczy. Zacisnął w uporze wargi, piorunując go wzrokiem. Wściekły, pełen mroku Felix był dziwnie... gorący. Kuszący. Intrygujący na kilku dodatkowych płaszczyznach, niż wcześniej.
- Sygnet z diamentem mogę sobie sprawić sam. Albo cokolwiek innego z diamentem, byle cięło szkło. - powiedział powoli, podchodząc na sztywnych nogach, wypatrując jakiegokolwiek zagrożenia ze strony mężczyzny. Nik był szurnięty, ale nie głupi. Powoli odłożył pierścień, cholernie niechętnie zresztą, ale odłożył. Oddał. - Chcę artefakt na tym gwiaździstym kamyczku, który ci ostatnio przyniosłem. - powiedział twardo, wyciągając dłoń do sygnetu, ale zatrzymał ją w pół ruchu, nie dotykając błyskotki. To było coś w rodzaju "ale", że w każdej chwili mógł sięgnąć po pamiątkę Felixa - i swoją - gdyby ten coś kombinował.
Zmrużył oczy, jakby w ten sposób próbował mężczyźnie uświadomić, jakże kretyński był to pomysł. Bo i na logikę, co właściwie miałby z tymi gaciami zrobić? Wywiesić sobie jako trofeum? Może jeszcze te prosto z dupy jarla...? Niedoczekanie, to było jedno z tych zleceń, których Nik nie podjąłby się za żadne skarby świata. Co innego gdyby ktoś mu tak kazał podrąbać biżuterię Sørensenów. O z tym nie miałby żadnych problemów. Ale jak już mówił zaklinaczowi, to było jedno z tych włamów, które robiło się na konkretne zlecenie. Inaczej skórka nie była warta wyprawki, gdzie niby mógłby je sprzedać? Plus o takiej kradzieży byłoby... głośno. Naprawdę głośno.
I musiał przyznać, że jak rzadko, towarzystwo zaklinacza mu odpowiadało. No, własnych masek nie zdejmował, nie umiał inaczej, ale mimo wszystko złośliwostki rezerwował zawsze dla tych, których polubił. A wtedy też i spuszczał z tonu, stąd bezinteresowne - no, pozornie - skomentowanie zabezpieczeń domu i brak skrupułów przy zademonstrowaniu błyskotki. Dziwnie się do sygnetu przywiązał, a choć na uwagę Sommerfelta oczywiście jedynie przewrócił oczami, to mimo wszystko mu ulżyło. Nie chciał, żeby go zniszczył. Może i mógł sobie ukraść inne, ale ten był pierwszy. Najlepszy. Wprawdzie tamtego dnia ukradł i kilka innych rzeczy, ale tylko ten sygnet sobie zachował, sam nie wiedział czemu. I teraz ciął nim szkło, gdy było to potrzebne.
Tyle, że nie powinien najwyraźniej mówić tego Felixowi. Widział zmianę na jego twarzy, widział spięcie ciała i coś paskudnie mrocznego w jego oczach. Momentalnie przygotował się do obrony, wypity alkohol jedynie dodawał mu odwagi. Podstawową zasadą Nika było nie przyznawać się, że czuje jakikolwiek strach. Że czegokolwiek się boi. Ale kiedy Felix zaczął zbliżać do niego, bez namysłu zrobił krok w tył.
- Nie taki mały. - zmierzył go bezczelnym wzrokiem, chociaż serce uderzało mu jak młotem, w tempie galopującego konia. - Brałem wtedy dużo rzeczy. Co się nawinęło pod rękę. - odbijał jego słowa, jednak cały czas trzymał w dłoni pierścień wielkości pieprzonej bransoletki. Nie chciał się z nim rozstawać. Cały problem polegał na tym, że mimo wszystko najwyraźniej dla drugiego mężczyzny to też była cholerna pamiątka. A Nik był mimo wszystko uparty.
- Trzeba było lepiej pilnować swoich rzeczy, to nie wybrałby mojego towarzystwa. - odpalił mu arogancko, cały czas nieufnie obserwując Felixa. Już dawno powinien zwiać stąd w pizdu. Miał w jednej ręce sygnet - skurczenie go do normalnej wielkości nie powinno być trudne - a w drugiej swoje pilniczki i inne takie do włamów. Nic go tu nie trzymało, dosłownie nic.
- I tak byś nie upierdolił. Musiałbyś mnie najpierw złapać. - przeciągał strunę i wiedział o tym. Ale nie potrafił inaczej. Wyrzucał sobie sentyment z każdej jednej strony, klnąc pod własnym adresem najwybredniejszymi przekleństwami. Był kapryśnym mężczyzną, zatrzymanie sygnetu było kaprysem, potem stał się pamiątką, a teraz mógł wszystko spieprzyć… Jasne, mógł zwiać. Zapaść się pod ziemię. Ale... chyba na artefakcie zależało mu mocniej. I... w jakiś sposób na towarzystwie tego cholernego Sommerfelta, któremu dawno temu urządził włam na chatę i buchnął sygnet i kilka innych rzeczy. Zacisnął w uporze wargi, piorunując go wzrokiem. Wściekły, pełen mroku Felix był dziwnie... gorący. Kuszący. Intrygujący na kilku dodatkowych płaszczyznach, niż wcześniej.
- Sygnet z diamentem mogę sobie sprawić sam. Albo cokolwiek innego z diamentem, byle cięło szkło. - powiedział powoli, podchodząc na sztywnych nogach, wypatrując jakiegokolwiek zagrożenia ze strony mężczyzny. Nik był szurnięty, ale nie głupi. Powoli odłożył pierścień, cholernie niechętnie zresztą, ale odłożył. Oddał. - Chcę artefakt na tym gwiaździstym kamyczku, który ci ostatnio przyniosłem. - powiedział twardo, wyciągając dłoń do sygnetu, ale zatrzymał ją w pół ruchu, nie dotykając błyskotki. To było coś w rodzaju "ale", że w każdej chwili mógł sięgnąć po pamiątkę Felixa - i swoją - gdyby ten coś kombinował.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Nie 21 Kwi - 20:09
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Było zbyt miło i zanim się obejrzał, Felix opuścił gardę z zupełnie niecharakterystyczną dla siebie łatwością. Chociaż gderał, podobała mu się ta nieformalność, odejście od potrzeby wypowiadania się ważąc każde najmniejsze słowo, pilnowania się, by chociaż odrobina jego prawdziwego charakteru nie wyszła na wierzch. Złośliwostki, których wymiana zarezerwowana była w jego głowie dla osób najbliższych – gdyby ktoś posłuchał z boku, jak rozmawiał na przykład z Amandine, uznałby, że nienawidzi dziewczyny albo traktuje ją z pobłażaniem, ale to że mógł… To była dla niego prawdziwa bliskość. Swoim sposobem wypowiedzi i doprawiającą go bezczelnością Nik zrobił krok bliżej niż większość, nie zatrzymał się tuż przed zwyczajową ścianą utrzymującą klientów na dystans. Być może Felix powinien był go za nią rozsądnie wypchnąć, ale teraz było już za późno.
Już zdążył pobłażyć mu wtedy w salonie, gdy próbował wpłynąć na niego w jakiś sposób i wpakował się na kolana, w bibliotece uświadamiając o tej szczególnie bolesnej części nauki magii zakazanej i teraz, wybaczając włamanie do własnego domu, bo wyłożył potem po kolei, na co Sommerfelt powinien zwrócić uwagę przy poprawie bezpieczeństwa. Bywali tacy ludzie, z którymi natychmiast odnajdywało się nić porozumienia i choć nie zgadzali się dotąd niemal w żadnej kwestii, mimo wszystko chciał Holta w pobliżu – nawet gdyby na głos zapierał się rękoma i nogami przez zarzutami o sympatii, twierdząc, że był wrzodem na jego tyłku.
W jakiś sposób przypominał mu samego siebie sprzed lat – był tak samo uparty, tak samo bezczelny, tak samo dążył do swoich celów. Felix zdążył się nauczyć, kiedy ukrywać swoje ostre krawędzie, jemu tej wiedzy jeszcze czasem brakowało, ale gdyby wskazać mu drogę… Mógłby go wielu rzeczy nauczyć – nie tylko zakazanej magii.
I nagle to wszystko poszło w drzazgi – wszystkie te przemyślenia, ta swoista miękkość, której Nik nie mógł być świadomy, nie znając Sommerfelta dłużej, bo wydarzenia z przeszłości podniosły łeb, stawiając ich w zupełnie niechcianych rolach złodzieja i jego ofiary. Wściekłość, która gwałtownie przetaczała się zaklinaczowi w żyłach w większości wywołana była świadomością, że jedyna pamiątka po wujku będącym dla niego jak ojciec znajdowała się na wyciągnięcie ręki, ale kotłowało się w niej też poczucie zdrady, do której logicznie rzecz biorąc nie miał aż tak wielkich praw. Cała sympatia do blondyna w jednej chwili została zepchnięta na dalszy plan przez rozum i zimną kalkulację, które jak na pstryknięcie przywróciły mu dyscyplinę.
Z satysfakcją zobaczył, jak Nik zrobił krok w tył, nie ukrywając ostrożności. Nie zaszczycił odpowiedzią głupich komentarzy o tym, że powinien był lepiej pilnować swoich rzeczy, bo przecież nie zostawiał ich byle gdzie – to on włamał się do mieszkania, które wynajął na dłuższą wycieczkę, jak pospolity złodziejaszek. Jak na okoliczności, zaproponował mu szczodrą wymianę, którą Holt powinien był jak najszybciej przyjąć, w dodatku padając jeszcze na kolana i bijąc czołem przeprosiny, a nie drażnić zaklinacza. Z tego nigdy nie wychodziło nic dobrego.
Musiałbyś mnie najpierw złapać.
Sommerfelt syknął cicho pod nosem, prostując się i powtarzając sobie, że zamordowanie go teraz przysporzyłoby więcej kłopotów niż korzyści.
- Spróbuj. Mam przysługi u połowy Przesmyku Lokiego, sprawdźmy, ile im to zajmie – powiedział, nie blefując. Gdyby zaistniała taka potrzeba – a kaprys kwalifikował się jako ważna potrzeba aż nadto – wykorzystałby wszystkie naraz, poinformował, że kto pierwszy dostarczy mu Holta żywego, zostanie zwolniony z przysługi. Co więcej, że dostanie za to nagrodę. Felix był pewien, że niejeden chciałby skorzystać.
Na szczęście dla siebie Nik przekalkulował najwyraźniej, że mądrzej było oddać sygnet – w całej jego postawie widać było ostrożność, gotowość do ucieczki, gdyby dłoń zaklinacza choćby drgnęła, ale zbliżył się powoli, odłożył powiększoną wciąż błyskotkę na stolik między nimi.
Chcę artefakt na tym gwiaździstym kamyczku, który ci ostatnio przyniosłem.
Niewiele brakowało, by Sommerfelt roześmiał mu się w twarz – kąt ust drgnął mu lekko, ręka przesunęła się po blacie tak, by nakryć sygnet.
- Ten kamyczek jest wart więcej niż twój sklep – rzucił zgryźliwie, dłuższą chwilę po prostu spoglądając w jasne, lodowato niebieskie oczy Nika, mimowolnie licząc upływające leniwie sekundy. Dopiero po dłuższej chwili chwili, gdy żaden z nich nie wykonał ruchu, by się wycofać, wykrzywił lekko usta.
- Nie będę ci nic winny. Żadnych zaklęć, diamentu ani przysługi – oznajmił, nie zamierzając się w tej kwestii targować. Dopiero wtedy przysunął sygnet bliżej, wrzucił go do szufladki stolika i sięgnął nad blatem do poły koszuli Holta, mocnym szarpnięciem pociągając go w dół, dokładnie na tyle, by zniwelować przewagę wzrostu, którą nad nim miał.
- Na przyszłość dobrze ci radzę – zaczął powoli. - Sprawdź najpierw, kogo okradasz. Nie każdy będzie tak wyrozumiały.
Już zdążył pobłażyć mu wtedy w salonie, gdy próbował wpłynąć na niego w jakiś sposób i wpakował się na kolana, w bibliotece uświadamiając o tej szczególnie bolesnej części nauki magii zakazanej i teraz, wybaczając włamanie do własnego domu, bo wyłożył potem po kolei, na co Sommerfelt powinien zwrócić uwagę przy poprawie bezpieczeństwa. Bywali tacy ludzie, z którymi natychmiast odnajdywało się nić porozumienia i choć nie zgadzali się dotąd niemal w żadnej kwestii, mimo wszystko chciał Holta w pobliżu – nawet gdyby na głos zapierał się rękoma i nogami przez zarzutami o sympatii, twierdząc, że był wrzodem na jego tyłku.
W jakiś sposób przypominał mu samego siebie sprzed lat – był tak samo uparty, tak samo bezczelny, tak samo dążył do swoich celów. Felix zdążył się nauczyć, kiedy ukrywać swoje ostre krawędzie, jemu tej wiedzy jeszcze czasem brakowało, ale gdyby wskazać mu drogę… Mógłby go wielu rzeczy nauczyć – nie tylko zakazanej magii.
I nagle to wszystko poszło w drzazgi – wszystkie te przemyślenia, ta swoista miękkość, której Nik nie mógł być świadomy, nie znając Sommerfelta dłużej, bo wydarzenia z przeszłości podniosły łeb, stawiając ich w zupełnie niechcianych rolach złodzieja i jego ofiary. Wściekłość, która gwałtownie przetaczała się zaklinaczowi w żyłach w większości wywołana była świadomością, że jedyna pamiątka po wujku będącym dla niego jak ojciec znajdowała się na wyciągnięcie ręki, ale kotłowało się w niej też poczucie zdrady, do której logicznie rzecz biorąc nie miał aż tak wielkich praw. Cała sympatia do blondyna w jednej chwili została zepchnięta na dalszy plan przez rozum i zimną kalkulację, które jak na pstryknięcie przywróciły mu dyscyplinę.
Z satysfakcją zobaczył, jak Nik zrobił krok w tył, nie ukrywając ostrożności. Nie zaszczycił odpowiedzią głupich komentarzy o tym, że powinien był lepiej pilnować swoich rzeczy, bo przecież nie zostawiał ich byle gdzie – to on włamał się do mieszkania, które wynajął na dłuższą wycieczkę, jak pospolity złodziejaszek. Jak na okoliczności, zaproponował mu szczodrą wymianę, którą Holt powinien był jak najszybciej przyjąć, w dodatku padając jeszcze na kolana i bijąc czołem przeprosiny, a nie drażnić zaklinacza. Z tego nigdy nie wychodziło nic dobrego.
Musiałbyś mnie najpierw złapać.
Sommerfelt syknął cicho pod nosem, prostując się i powtarzając sobie, że zamordowanie go teraz przysporzyłoby więcej kłopotów niż korzyści.
- Spróbuj. Mam przysługi u połowy Przesmyku Lokiego, sprawdźmy, ile im to zajmie – powiedział, nie blefując. Gdyby zaistniała taka potrzeba – a kaprys kwalifikował się jako ważna potrzeba aż nadto – wykorzystałby wszystkie naraz, poinformował, że kto pierwszy dostarczy mu Holta żywego, zostanie zwolniony z przysługi. Co więcej, że dostanie za to nagrodę. Felix był pewien, że niejeden chciałby skorzystać.
Na szczęście dla siebie Nik przekalkulował najwyraźniej, że mądrzej było oddać sygnet – w całej jego postawie widać było ostrożność, gotowość do ucieczki, gdyby dłoń zaklinacza choćby drgnęła, ale zbliżył się powoli, odłożył powiększoną wciąż błyskotkę na stolik między nimi.
Chcę artefakt na tym gwiaździstym kamyczku, który ci ostatnio przyniosłem.
Niewiele brakowało, by Sommerfelt roześmiał mu się w twarz – kąt ust drgnął mu lekko, ręka przesunęła się po blacie tak, by nakryć sygnet.
- Ten kamyczek jest wart więcej niż twój sklep – rzucił zgryźliwie, dłuższą chwilę po prostu spoglądając w jasne, lodowato niebieskie oczy Nika, mimowolnie licząc upływające leniwie sekundy. Dopiero po dłuższej chwili chwili, gdy żaden z nich nie wykonał ruchu, by się wycofać, wykrzywił lekko usta.
- Nie będę ci nic winny. Żadnych zaklęć, diamentu ani przysługi – oznajmił, nie zamierzając się w tej kwestii targować. Dopiero wtedy przysunął sygnet bliżej, wrzucił go do szufladki stolika i sięgnął nad blatem do poły koszuli Holta, mocnym szarpnięciem pociągając go w dół, dokładnie na tyle, by zniwelować przewagę wzrostu, którą nad nim miał.
- Na przyszłość dobrze ci radzę – zaczął powoli. - Sprawdź najpierw, kogo okradasz. Nie każdy będzie tak wyrozumiały.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pon 22 Kwi - 13:59
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Czasem wydawało się, że Nik po prostu nie potrafił inaczej. Nie potrafił spuścić z tonu, nie potrafił się cofnąć o krok, odpuścić lub się wycofać, tylko parł do przodu, do tego rozpychając się łokciami. Czy może konkretniej - nie potrafił tego zrobić przy Felku. Przecież przy Blance kilkanaście dni temu to zrobił, nawet jeśli wtedy trochę się ujarał, to jednak ściągnął jedną czy dwie maski. Trzy dni temu zrzucił ich większość przy Sirkku i nie miał z tym jakiegoś większego problemu. A przy Sommerfelcie? No nie dało się. Skrywał wszystko, co technicznie dobre, uwypuklając nawet do przesady wszystkie swoje złe cechy, pokazując jedynie tę twardą, fałszywą osobowość, którą stworzył po ucieczce z domu. Ale jednocześnie pilnował się przy nim zdecydowanie mniej, bo jak inaczej nazwać to, że tak beztrosko zdradził mu sekrety własnego fachu i tym samym swoją skuteczność? I wejścia przez okno w żadnym wypadku nie traktował jako włamanie - przecież było otwarte, prawda? No i nie chciał niczego zabrać, a po prostu zaspokoić swoją ciekawość, czy się tak da. No i dało się, a że Felek się trochę pultał…
No i ta jego odporność. Odkąd Sirkku potwierdziła mu wszystko o kwestii przemiany zaczął się zastanawiać, czy Felix byłby w stanie przetrwać jego aurę, która całkowicie wymknie się spod kontroli. Bo słaby i z gorączką nie będzie w stanie tego pilnować, a tym mógłby skrzywdzić kobietę, a Sommerfelt wyglądał na kogoś, kto mógłby mu się oprzeć. A gdyby jeszcze miał artefakt... Ale z drugiej strony to wymagałoby zaufania, którego Nik okazać nie potrafił. Obawiał się reakcji i całości, bał się, że to by nie wyszło, bo wszyscy zdradzali i wbijali noże w plecy. Poza pewnymi wyjątkami, ale czy Felix do nich należał… Nik w to trochę wątpił. Przynajmniej w kontekście swojej osoby.
Osoby, którą zaklinacz aktualnie próbował zamordować wzrokiem. Wzrok mu nie przeszkadzał jakoś specjalnie, wzrok nie był krzywdzący, ale bardziej obawiał się, że mężczyzna mógł zacząć ciskać w niego zaklęciami. Mimo tego jednak rzucał każdym komentarzem, który przyszedł mu do głowy, jak to na Nika przystało. Po prostu taki już był. Po części taki miał charakter, po części tak wyglądał mechanizm obronny Holta.
- Dajesz. Zobaczymy kto na tym wyjdzie lepiej. - powiedział bez najmniejszej chwili zawahania, przyjmując słowa Felixa jako wyzwanie. Mógł sobie mieć przysługi u różnych osób. Mógł mieć znajomości. Ale Nikowi nie paliło się do bycia złapanym, a teraz zaczynał mieć coraz więcej opcji obrony. Skoro mężczyzna tak chciał się bawić, Nik nie widział problemu - tylko czy to któremukolwiek z nich wyszłoby to na dobre? Może po prostu myśl, że byłby zmuszony porzucić towarzystwo zaklinacza była dziwnie nieprzyjemna.
Przymrużył za to oczy, kiedy Felix nakrył sygnet swoją ręką. O nie, tak się nie zamierzał bawić. Błyskawicznie nakrył jego rękę swoją, nijak nie przejmując się kwestią naruszania jego przestrzeni osobistej. Kiedy początkowe zagrożenie minęło, Nik zaczął zwracać uwagę na inne rzeczy. Na błyski w jego oczach. Wykrzywione usta. Mimowolnie zaczął patrzyć na niego w zupełnie inny sposób niż chociażby nad strumieniem.
- A sygnet jest dla ciebie warty więcej niż cokolwiek innego. - odparował zręcznie, nie zamierzając odpuścić. Chciał sygnet z powrotem, cholernie żałując pozbycia się swojej pamiątki, ale mógł go wymienić w taki sposób. Teraz następowało pytanie, co było cenniejsze dla Felixa, sygnet czy kamień.
- Oczywiście, że będziesz. - prychnął. - Chyba sobie żartujesz. Pokazałem ci luki w zabezpieczeniach. Powiedziałem, jak je naprawić i na co zwrócić uwagę. Zaoferowałem się, że zrobię więcej. Ani wcześniej ani teraz nic ci nie zrobiłem ani nie okradłem, a mogłem. Dałem ci zlecenie, którego nie dostałbyś od nikogo innego, a prócz tego zgodziłem się na twoje warunki i to bez protestów. Ba, zaproponowałem nawet swoje usługi, te legalne. Już same dwa pierwsze sprawiają, że masz wobec mnie dług jak cholera, Felix. Jak sądzisz ile bym dostał za magiczną zawartość twojego domu? - odpalił mu całkowicie bezczelnie i aż sapnął, kiedy Felix złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
Kurwa. To było gorące i musiał to przyznać. Oczy Nika rozbłysły ogniem, gdy złapał za kark mężczyznę, nic sobie nie robiąc z jego gróźb. Wyrozumiały? Wystarczyło nie mówić, że ukradł. Proste i logiczne.
- A to moja zaliczka. - szepnął i wpił się mocno w jego usta, bo to było jedyne, co mógł teraz zrobić. Co chciał zrobić. Wkurwiony Sommerfelt był naprawdę gorący, zwłaszcza gdy próbował mu grozić.
No i ta jego odporność. Odkąd Sirkku potwierdziła mu wszystko o kwestii przemiany zaczął się zastanawiać, czy Felix byłby w stanie przetrwać jego aurę, która całkowicie wymknie się spod kontroli. Bo słaby i z gorączką nie będzie w stanie tego pilnować, a tym mógłby skrzywdzić kobietę, a Sommerfelt wyglądał na kogoś, kto mógłby mu się oprzeć. A gdyby jeszcze miał artefakt... Ale z drugiej strony to wymagałoby zaufania, którego Nik okazać nie potrafił. Obawiał się reakcji i całości, bał się, że to by nie wyszło, bo wszyscy zdradzali i wbijali noże w plecy. Poza pewnymi wyjątkami, ale czy Felix do nich należał… Nik w to trochę wątpił. Przynajmniej w kontekście swojej osoby.
Osoby, którą zaklinacz aktualnie próbował zamordować wzrokiem. Wzrok mu nie przeszkadzał jakoś specjalnie, wzrok nie był krzywdzący, ale bardziej obawiał się, że mężczyzna mógł zacząć ciskać w niego zaklęciami. Mimo tego jednak rzucał każdym komentarzem, który przyszedł mu do głowy, jak to na Nika przystało. Po prostu taki już był. Po części taki miał charakter, po części tak wyglądał mechanizm obronny Holta.
- Dajesz. Zobaczymy kto na tym wyjdzie lepiej. - powiedział bez najmniejszej chwili zawahania, przyjmując słowa Felixa jako wyzwanie. Mógł sobie mieć przysługi u różnych osób. Mógł mieć znajomości. Ale Nikowi nie paliło się do bycia złapanym, a teraz zaczynał mieć coraz więcej opcji obrony. Skoro mężczyzna tak chciał się bawić, Nik nie widział problemu - tylko czy to któremukolwiek z nich wyszłoby to na dobre? Może po prostu myśl, że byłby zmuszony porzucić towarzystwo zaklinacza była dziwnie nieprzyjemna.
Przymrużył za to oczy, kiedy Felix nakrył sygnet swoją ręką. O nie, tak się nie zamierzał bawić. Błyskawicznie nakrył jego rękę swoją, nijak nie przejmując się kwestią naruszania jego przestrzeni osobistej. Kiedy początkowe zagrożenie minęło, Nik zaczął zwracać uwagę na inne rzeczy. Na błyski w jego oczach. Wykrzywione usta. Mimowolnie zaczął patrzyć na niego w zupełnie inny sposób niż chociażby nad strumieniem.
- A sygnet jest dla ciebie warty więcej niż cokolwiek innego. - odparował zręcznie, nie zamierzając odpuścić. Chciał sygnet z powrotem, cholernie żałując pozbycia się swojej pamiątki, ale mógł go wymienić w taki sposób. Teraz następowało pytanie, co było cenniejsze dla Felixa, sygnet czy kamień.
- Oczywiście, że będziesz. - prychnął. - Chyba sobie żartujesz. Pokazałem ci luki w zabezpieczeniach. Powiedziałem, jak je naprawić i na co zwrócić uwagę. Zaoferowałem się, że zrobię więcej. Ani wcześniej ani teraz nic ci nie zrobiłem ani nie okradłem, a mogłem. Dałem ci zlecenie, którego nie dostałbyś od nikogo innego, a prócz tego zgodziłem się na twoje warunki i to bez protestów. Ba, zaproponowałem nawet swoje usługi, te legalne. Już same dwa pierwsze sprawiają, że masz wobec mnie dług jak cholera, Felix. Jak sądzisz ile bym dostał za magiczną zawartość twojego domu? - odpalił mu całkowicie bezczelnie i aż sapnął, kiedy Felix złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
Kurwa. To było gorące i musiał to przyznać. Oczy Nika rozbłysły ogniem, gdy złapał za kark mężczyznę, nic sobie nie robiąc z jego gróźb. Wyrozumiały? Wystarczyło nie mówić, że ukradł. Proste i logiczne.
- A to moja zaliczka. - szepnął i wpił się mocno w jego usta, bo to było jedyne, co mógł teraz zrobić. Co chciał zrobić. Wkurwiony Sommerfelt był naprawdę gorący, zwłaszcza gdy próbował mu grozić.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Wto 23 Kwi - 15:37
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał do czynienia z kimś, kto grałby mu na nerwach w sposób, w jaki robił to Nik – owszem, bywali klienci po wizytach których zamykał się w swoim gabinecie, odmawiając kontaktu wszystkim poza Amandine, ale nigdy nie było aż tak. Mógł się wściekać, mógł rzucać kurwami, siadając do pracy nad ich zleceniami, ale koniec końców wiedział, że to tylko biznes i że najgorsze, co mogli zrobić, to powiedzieć swoim znajomym, że wykonanie dla nich biżuterii zajęło więcej czasu, niż z początku przewidywał. Był jednak rzemieślnikiem, ekspertem w swojej dziedzinie – jego praca broniła się sama, bo wielu było takich, którzy nie mieli problemu, by poczekać nieco dłużej na coś, czego nie znaleźliby nigdzie indziej. Z klientami w swoim złotniczym biznesie zawsze wychodził na plus, podobnie rzecz się miała przy zaklinaniu.
Skąd więc tyle tych przeczących sobie emocji, burzliwie kotłujących mu się pod skórą, gdy przychodziło do Holta? Wątpił, żeby chodziło tylko o jego bezczelne usposobienie – z takimi chojrakami radził już sobie nie raz i nie dwa. Dopuścił go za blisko do procesu tworzenia artefaktu? Nie. Nie określił jasno granic od samego początku, już przy pierwszym spotkaniu, gdy tylko dostarczał mu paczkę? Może. Może dokładnie w tym leżał problem.
Nie. Wcześniej był jeszcze strumień. Tam byli tylko dwójką zwykłych ludzi, poznaną w dosyć niestandardowych okolicznościach – specjalnie nie podał mu wtedy swojego nazwiska, nie chcąc rozmawiać o pracy, gdyby został rozpoznanym.
Chyba wolał jednak, gdy ludzie z zasady nabierali do niego jakiegoś dystansu i szacunku – cała ta swoboda była przereklamowana. To właśnie przez nią stał teraz w impasie z małym złodziejaszkiem, któremu wydawało się, że mógł ugrać więcej, niż powinien i że nie zakrztusi się kawałem, jaki usiłował sobie z niego wygryźć.
Felix uniósł znacząco brew, kiedy Nik głupio szarżował dalej, ewidentnie w ogóle nie zastanawiając się, czy szczucie zaklinacza by spuścił za nim wszystkie swoje psy, mogło mu wyjść na dobre. Zapewne nie – nie jeśli chciał zachować swój sklep w Midgardzie, swoje życie tutaj jako takie. Sommerfelt mógł wydawać się czasem potulny, skoncentrowany tylko na biznesie i pozwalający obelgom spłynąć po nim jak po kaczce i w większości istotnie tak było – do momentu, gdy ktoś nie przekroczył niedookreślonej granicy, jaką wyrysował sobie w głowie. Wystarczyły raptem trzy spotkania, by Holt niebezpiecznie się do niej zbliżył.
Zmrużył oczy, czując dłoń na własnej.
Sygnet jest dla ciebie warty więcej niż cokolwiek innego.
- Za dużo sobie wyobrażasz, Niklas – syknął z podsycanym tylko rozdrażnieniem, coraz bardziej czując, że cała ta dyskusja, te negocjacje i towarzyszące im burzliwe emocje prędzej czy później będą musiały znaleźć ujście. Nie zapowiadało się na to, by żaden z nich odpuścił – Felix na pewno nie zamierzał. Nie po tym, jak Holt włamał mu się do domu i odsłonił się jako złodziej pamiątki sprzed lat, nie okazując w tej kwestii pokory. Przypominało to zderzenia dwóch krzemieni, przy których na boki sypały się iskry.
Zamierzał zachować sygnet ze złota po wuju, ale niekoniecznie płacąc za niego walutą w postaci własnej duszy czy kamienia ze starożytnego grobowca. Wuj był mu drogi, ale nie żył już od wielu lat – bardziej musiał martwić się o żywych i o ich interesy. Odzyskanie sygnetu w ogólnym rozrachunku stanowiło kaprys.
Czuł jak coś zaczęło rozpychać mu się we wnętrzu klatki piersiowej na kolejne słowa blondyna, jak nadawało ciału dziwnej lekkości, wsączało w żyły adrenalinę i dawało poczucie, że gdyby tylko tego chciał, zdążyłby cisnąć mu w pierś zaklęciem, zanim by się zorientował. Szarpnięcie go za koszulkę było odruchem, któremu nie poddałby się myśląc całkiem trzeźwo. To nie był on – nie taki swój obraz budował od lat.
Dotyk palców na karku chociaż daleki od delikatnego, wywołał gwałtowny, gorący dreszcz. Felix nie słuchał już tego, co mówił Nik, za bardzo skupiony na szumie krwi w skroniach. Nie opierał się pocałunkowi, z którego nie dałby rady uciec przytrzymywany na karku, zamiast tego odpowiadając, kąsając boleśnie dolną wargę Holta, zanim popchnął go o krok do tyłu, uwolnioną nagle dłonią napierając na jego ramię i gwałtownie przyparł go do ściany, wciskając kolano między uda.
Wszystkie te krzesane wcześniej iskry spadły wreszcie w miejscu, które wybuchło płomieniem, popychając, by kąsać i całować zaskakująco miękkie wargi, szarpnąć brzeg koszulki, szukając palcami ciepłej skóry.
Skąd więc tyle tych przeczących sobie emocji, burzliwie kotłujących mu się pod skórą, gdy przychodziło do Holta? Wątpił, żeby chodziło tylko o jego bezczelne usposobienie – z takimi chojrakami radził już sobie nie raz i nie dwa. Dopuścił go za blisko do procesu tworzenia artefaktu? Nie. Nie określił jasno granic od samego początku, już przy pierwszym spotkaniu, gdy tylko dostarczał mu paczkę? Może. Może dokładnie w tym leżał problem.
Nie. Wcześniej był jeszcze strumień. Tam byli tylko dwójką zwykłych ludzi, poznaną w dosyć niestandardowych okolicznościach – specjalnie nie podał mu wtedy swojego nazwiska, nie chcąc rozmawiać o pracy, gdyby został rozpoznanym.
Chyba wolał jednak, gdy ludzie z zasady nabierali do niego jakiegoś dystansu i szacunku – cała ta swoboda była przereklamowana. To właśnie przez nią stał teraz w impasie z małym złodziejaszkiem, któremu wydawało się, że mógł ugrać więcej, niż powinien i że nie zakrztusi się kawałem, jaki usiłował sobie z niego wygryźć.
Felix uniósł znacząco brew, kiedy Nik głupio szarżował dalej, ewidentnie w ogóle nie zastanawiając się, czy szczucie zaklinacza by spuścił za nim wszystkie swoje psy, mogło mu wyjść na dobre. Zapewne nie – nie jeśli chciał zachować swój sklep w Midgardzie, swoje życie tutaj jako takie. Sommerfelt mógł wydawać się czasem potulny, skoncentrowany tylko na biznesie i pozwalający obelgom spłynąć po nim jak po kaczce i w większości istotnie tak było – do momentu, gdy ktoś nie przekroczył niedookreślonej granicy, jaką wyrysował sobie w głowie. Wystarczyły raptem trzy spotkania, by Holt niebezpiecznie się do niej zbliżył.
Zmrużył oczy, czując dłoń na własnej.
Sygnet jest dla ciebie warty więcej niż cokolwiek innego.
- Za dużo sobie wyobrażasz, Niklas – syknął z podsycanym tylko rozdrażnieniem, coraz bardziej czując, że cała ta dyskusja, te negocjacje i towarzyszące im burzliwe emocje prędzej czy później będą musiały znaleźć ujście. Nie zapowiadało się na to, by żaden z nich odpuścił – Felix na pewno nie zamierzał. Nie po tym, jak Holt włamał mu się do domu i odsłonił się jako złodziej pamiątki sprzed lat, nie okazując w tej kwestii pokory. Przypominało to zderzenia dwóch krzemieni, przy których na boki sypały się iskry.
Zamierzał zachować sygnet ze złota po wuju, ale niekoniecznie płacąc za niego walutą w postaci własnej duszy czy kamienia ze starożytnego grobowca. Wuj był mu drogi, ale nie żył już od wielu lat – bardziej musiał martwić się o żywych i o ich interesy. Odzyskanie sygnetu w ogólnym rozrachunku stanowiło kaprys.
Czuł jak coś zaczęło rozpychać mu się we wnętrzu klatki piersiowej na kolejne słowa blondyna, jak nadawało ciału dziwnej lekkości, wsączało w żyły adrenalinę i dawało poczucie, że gdyby tylko tego chciał, zdążyłby cisnąć mu w pierś zaklęciem, zanim by się zorientował. Szarpnięcie go za koszulkę było odruchem, któremu nie poddałby się myśląc całkiem trzeźwo. To nie był on – nie taki swój obraz budował od lat.
Dotyk palców na karku chociaż daleki od delikatnego, wywołał gwałtowny, gorący dreszcz. Felix nie słuchał już tego, co mówił Nik, za bardzo skupiony na szumie krwi w skroniach. Nie opierał się pocałunkowi, z którego nie dałby rady uciec przytrzymywany na karku, zamiast tego odpowiadając, kąsając boleśnie dolną wargę Holta, zanim popchnął go o krok do tyłu, uwolnioną nagle dłonią napierając na jego ramię i gwałtownie przyparł go do ściany, wciskając kolano między uda.
Wszystkie te krzesane wcześniej iskry spadły wreszcie w miejscu, które wybuchło płomieniem, popychając, by kąsać i całować zaskakująco miękkie wargi, szarpnąć brzeg koszulki, szukając palcami ciepłej skóry.
Nik Holt
Re: Biblioteka Wto 23 Kwi - 16:36
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Piorunował Felixa wzrokiem, nie zamierzając cofnąć się ani o krok. Elegancik uważał, że mógł mu rozkazywać, że mógł wykorzystać wszystko, czego chciał przeciwko niemu… Nik nie znosił dobrze gróźb pod swoim adresem. I bardzo nie lubił, gdy ktoś zamiast negocjować, rzucał od razu próbami zastraszania. Zawsze wtedy reagował na przekór, zawsze robił to, czego nie powinien, rzucając wyzwanie. Parł do przodu, odbijał piłeczki, narażał się w każdą jedną stronę, nawet się nie wahając. Z Felixem nie było przecież inaczej, nie mogło być inaczej, bo wtedy musiałby zakwestionować kilka rzeczy ze swojego zachowania w stosunku do niego.
I chyba nawet zaczynał je kwestionować. Przy Felixie zachowywał się zupełnie inaczej, robił rzeczy, których nie zrobiłby w stosunku do nikogo innego, a jednocześnie bezczelnie grał mu na nerwach, prowokował i sprawdzał, jak daleko może się posunąć. Gdyby jeszcze potrafił spuścić z tonu, zwłaszcza, gdy przychodziło do tego nieszczęsnego sygnetu Sommerfelta, o który zrobiła się taka afera. No buchnął mu go, kiedyś, to był jego pierwszy włam w końcu, nie krył się przecież, że kradziony. Jaki problem był z oddaniem błyskotki zaklinaczowi? I tu w grę wchodził jego prywatny sentyment, przekora i kapryśność. Nie zamierzał odpuścić, nie bo po prostu nie, dla zasady. Skoro zdołał się włamać, gówniarzem będąc, to znaczyło, że zabezpieczenia domostwa były gówniane i na pewno nie zwracali uwagi na takie niuanse, jakie wykorzystywał Nik.
A poza tym wkurwiony Somemrfelt był ciekawym zjawiskiem i trudno było od niego oderwać wzrok, chociaż akurat do tego Nik w życiu by się nie przyznał. Tak samo jak do tego, że mężczyzna był całkiem miłym dla oka obiektem, choć dopiero teraz zaczynał patrzeć na niego w nieco innym kontekście. Zdecydowanie nie sądził, że tak to się skończy. Nad strumieniem irytował go trochę, a potem całkiem przyjemnie mu się rozmawiało. A potem był mu po prostu potrzebny do artefaktu. Więc teraz stał w punkcie bez wyjścia, w teorii, i wcale nie zamierzał odpuścić. Nie jemu. I nie w takim momencie. Posłał mu totalnie bezczelny uśmiech na to uniesienie brwi, nic sobie nie robiąc z ewidentnej groźby, przynajmniej z pozoru. Bo można było być pewnym, że coś wymyśli, żeby wyszło na jego.
- Skoro sobie wyobrażam za dużo, to mi go oddaj, proste. Albo sobie nie wyobrażam, a wtedy chcę tamten kamień. – rzucił kapryśnym tonem, uśmiechając się coraz szerzej na jego irytację, która budowała w środku Holta dziwnego rodzaju potrzebę, której jeszcze nie umiał zdefiniować. Atmosfera w pomieszczeniu robiła się coraz bardziej gorąca, niczym w niecce wypełnionej gazem, która czekała tylko na iskrę, by wybuchnąć. Szarpnięcie za koszulę Nika jedynie podsycało ten moment, wypełniając jego żyły oczekiwaniem na coś, czego w ogóle by się nie spodziewał.
Pierwsze uderzenie skrzesało iskry, drugie też, ale nic poza tym. Wszystko wokół iskrzyło, złość Nika na siebie samego, na Felixa, jego własna bezczelność i spojrzenie dalekie od złości per se, bo chciał więcej, chciał zatkać jego usta, wyjść na swoje i… w końcu bańka pękła. Iskry podpaliły to, co podpalić miały i Holt przestał się hamować, wpijając własne wargi w te Somemrfelta. A reszty się całkowicie nie spodziewał.
Spodziewał się pretensji i odepchnięcia, może zaklęć, na pewno wyzwisk i awantury. Oporu ze strony zaklinacza. Nie spodziewał się odpowiedzi, w jakimś sensie entuzjastycznej i z zaskoczeniem jęknął, czując ból płynący z ugryzienia. Następne, co czuł, to ściana pod plecami i kolano wciśnięte między jego własne uda, wywołujące dziwne oczekiwanie w żyłach. To było… zdecydowanie coś. Felix nie wyglądał na kogoś, kto by tak potrafił. Kto by tak chciał zrobić i musiał przyznać, że mu się to spodobało. Na dobre kilka chwil.
Przeniósł rękę z karku Felixa wyżej, wplatając palce w jego włosy i mocno wpijając się w jego usta, bez najmniejszego wahania. Syknął jedynie, czując wciskające się pod koszulkę dłonie, kochał dotyk, kochał być dotykany, zwłaszcza na nagim ciele. I kochał dotykać, a rozniecony ogień domagał się ujścia i ugaszenia. Wolną ręką przejechał po piersi Felixa, rozrywając delikatne guziki koszuli i w niczym nie przejmując się tym, że w swoim pragnieniu mógł uszkodzić materiał, a jedynie chciał dostać się do nagiej skóry, zadrapać ją i zsunąć się niżej, dopieszczając brzuch, by finalnie zjechać prosto na przód jego spodni, jakby sprawdzając, czy obaj reagują tak samo.
I chyba nawet zaczynał je kwestionować. Przy Felixie zachowywał się zupełnie inaczej, robił rzeczy, których nie zrobiłby w stosunku do nikogo innego, a jednocześnie bezczelnie grał mu na nerwach, prowokował i sprawdzał, jak daleko może się posunąć. Gdyby jeszcze potrafił spuścić z tonu, zwłaszcza, gdy przychodziło do tego nieszczęsnego sygnetu Sommerfelta, o który zrobiła się taka afera. No buchnął mu go, kiedyś, to był jego pierwszy włam w końcu, nie krył się przecież, że kradziony. Jaki problem był z oddaniem błyskotki zaklinaczowi? I tu w grę wchodził jego prywatny sentyment, przekora i kapryśność. Nie zamierzał odpuścić, nie bo po prostu nie, dla zasady. Skoro zdołał się włamać, gówniarzem będąc, to znaczyło, że zabezpieczenia domostwa były gówniane i na pewno nie zwracali uwagi na takie niuanse, jakie wykorzystywał Nik.
A poza tym wkurwiony Somemrfelt był ciekawym zjawiskiem i trudno było od niego oderwać wzrok, chociaż akurat do tego Nik w życiu by się nie przyznał. Tak samo jak do tego, że mężczyzna był całkiem miłym dla oka obiektem, choć dopiero teraz zaczynał patrzeć na niego w nieco innym kontekście. Zdecydowanie nie sądził, że tak to się skończy. Nad strumieniem irytował go trochę, a potem całkiem przyjemnie mu się rozmawiało. A potem był mu po prostu potrzebny do artefaktu. Więc teraz stał w punkcie bez wyjścia, w teorii, i wcale nie zamierzał odpuścić. Nie jemu. I nie w takim momencie. Posłał mu totalnie bezczelny uśmiech na to uniesienie brwi, nic sobie nie robiąc z ewidentnej groźby, przynajmniej z pozoru. Bo można było być pewnym, że coś wymyśli, żeby wyszło na jego.
- Skoro sobie wyobrażam za dużo, to mi go oddaj, proste. Albo sobie nie wyobrażam, a wtedy chcę tamten kamień. – rzucił kapryśnym tonem, uśmiechając się coraz szerzej na jego irytację, która budowała w środku Holta dziwnego rodzaju potrzebę, której jeszcze nie umiał zdefiniować. Atmosfera w pomieszczeniu robiła się coraz bardziej gorąca, niczym w niecce wypełnionej gazem, która czekała tylko na iskrę, by wybuchnąć. Szarpnięcie za koszulę Nika jedynie podsycało ten moment, wypełniając jego żyły oczekiwaniem na coś, czego w ogóle by się nie spodziewał.
Pierwsze uderzenie skrzesało iskry, drugie też, ale nic poza tym. Wszystko wokół iskrzyło, złość Nika na siebie samego, na Felixa, jego własna bezczelność i spojrzenie dalekie od złości per se, bo chciał więcej, chciał zatkać jego usta, wyjść na swoje i… w końcu bańka pękła. Iskry podpaliły to, co podpalić miały i Holt przestał się hamować, wpijając własne wargi w te Somemrfelta. A reszty się całkowicie nie spodziewał.
Spodziewał się pretensji i odepchnięcia, może zaklęć, na pewno wyzwisk i awantury. Oporu ze strony zaklinacza. Nie spodziewał się odpowiedzi, w jakimś sensie entuzjastycznej i z zaskoczeniem jęknął, czując ból płynący z ugryzienia. Następne, co czuł, to ściana pod plecami i kolano wciśnięte między jego własne uda, wywołujące dziwne oczekiwanie w żyłach. To było… zdecydowanie coś. Felix nie wyglądał na kogoś, kto by tak potrafił. Kto by tak chciał zrobić i musiał przyznać, że mu się to spodobało. Na dobre kilka chwil.
Przeniósł rękę z karku Felixa wyżej, wplatając palce w jego włosy i mocno wpijając się w jego usta, bez najmniejszego wahania. Syknął jedynie, czując wciskające się pod koszulkę dłonie, kochał dotyk, kochał być dotykany, zwłaszcza na nagim ciele. I kochał dotykać, a rozniecony ogień domagał się ujścia i ugaszenia. Wolną ręką przejechał po piersi Felixa, rozrywając delikatne guziki koszuli i w niczym nie przejmując się tym, że w swoim pragnieniu mógł uszkodzić materiał, a jedynie chciał dostać się do nagiej skóry, zadrapać ją i zsunąć się niżej, dopieszczając brzuch, by finalnie zjechać prosto na przód jego spodni, jakby sprawdzając, czy obaj reagują tak samo.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Wto 23 Kwi - 20:12
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Felix starał się zbytnio nie roztrząsać kwestii, co wuj Anders przez większość życia zastępujący mu ojca i matkę, pomyślałby o jego życiowych wyborach. Co do szczętu wręcz dobrotliwy mężczyzna, który próbował wpoić bratankowi szlachetne zasady, jakimi jego zdaniem powinien kierować się każdy, powiedziałby na fakt, że odwrócił się od tych wskazówek, poddał egoizmowi, nie poprzestał na doskonaleniu złotniczego fachu, a zainteresował się magią zakazaną i klątwami? Jak zareagowałby teraz, słuchając jak Felix groził Nikowi przez kawałek metalu tylko dlatego, że kiedyś znajdował się w jego rękach? Zapewne byłby zdumiony. Rozczarowany. Uśmiechnąłby się smutno i powiedział, że nic materialnego nigdy nie miało większej wartości niż cudze zdrowie i życie.
Zaklinacz nie pozwalał Andersowi nawiedzać jego myśli zbyt często, bo chociaż sam uważał, że postępował dobrze, tak by zapewnić sobie stabilizację, jakiej nigdy naprawdę nie miał, wiedział, że wuj nie pochwaliłby tego stylu życia. Że wolałby, by gnił w biedzie, w strachu o każdy następny dzień, ale w zgodzie z literą prawa. Jego widmo nawiedzające myśli o przypadkowych porach dnia i nocy, wywoływało w Felixie jednocześnie melancholię i wściekłość.
Powinien był odpuścić Nikowi, pozwolić mu dalej używać sygnetu, który obiektywnie nie miał aż tak wielkiej wartości jak inne jego wyroby, ale nie potrafił. Coś pokręconego, zaprawionego starymi uczuciami nie pozwalało odwrócić wzroku i być może... Być może zgodziłby się zrobić dla niego artefakt z jedną z Nocy Kairu ukrytych w sejfie, gdyby podszedł do tego bardziej dyplomatycznie. Gdyby próbował ułagodzić go gładkimi słowami, zaproponował coś w zamian, nawet niewielkiego, by Sommerfelt finalnie nie czuł się, jakby przegrywał, zgadzając się na ten układ. Gdyby nie szedł w zapartę, nie oczekiwał wszystkiego, nie próbował wydzierać mu z rąk kontroli nad sytuacją, gdy raz już ją tego wieczora stracił przez włamanie do domu.
Czuł się przy Niku wytrącony z równowagi, jakby każdy krok robił na linie rozciągniętej nad przepaścią i cholernie mu się to nie podobało. Nie podobało, jednocześnie będąc czymś nowym i podniecającym.
Może dlatego nagły, gwałtowny pocałunek wcale go tak nie zdziwił, wydając się kompletnie naturalną konsekwencją całej, z chwili na chwilę coraz gorętszej dyskusji. W żyłach krążyło mu już wystarczająco adrenaliny, by odpowiedział niemal natychmiast, naparł na usta Nika, ukąsił je i popchnął go na ścianę, nie bez satysfakcji słuchając zaskoczonego jęknięcia, które uciekło mu z ust. Zwykle kiedy z kimś był, odbywało się to w atmosferze swoistego porozumienia i spokoju, przypominało niemal subtelny rytuał, z którego obie strony miały wyjść usatysfakcjonowane. Felix niewiele rzeczy pozostawiał przypadkowi, a ten pożar który wybuchnął mu wściekle w klatce piersiowej nijak się miał do kontroli i dojrzałej komunikacji, jaką praktykował z partnerami.
Zamruczał z zadowoleniem w tyle gardła, czując palce wplatające się w krótkie włosy i językiem rozsunął wargi Nika. Kompletnie jak nie on nie zaprotestował na szarpnięcia guzików jedwabnej koszuli, ani na cichy klekot przynajmniej jednego czy dwóch z nich spadających na podłogę – mocniej naparł na dłoń blondyna, czując jego dotyk jak gorące znamię i samemu wbijając mu palce w bok i wyżej, w przestrzenie między żebrami. Chciał zostawić na nim ślad, choć nie miało to żadnego sensu.
Chwycił za nadgarstek jego zsuwającą się w dół dłoń, uniósł ją i przybił do ściany, przytrzymując tam w miejscu. Biodrami naparł na jego własne, ostatni raz kąsając dolną wargę i ciągnąc ją przez chwilę, zanim pochylił się tylko na tyle na ile pozwalały palce wplecione we włosy, ustami sięgając delikatnego miejsca między żuchwą a szyją. Złożył tam zaskakująco miękki pocałunek, zanim przygryzł skórę, ssąc w sposób mający zostawić wyraźny, karmazynowy ślad.
Serce waliło mu jak młotem napędzane mieszaniną złości i podniecenia.
Zaklinacz nie pozwalał Andersowi nawiedzać jego myśli zbyt często, bo chociaż sam uważał, że postępował dobrze, tak by zapewnić sobie stabilizację, jakiej nigdy naprawdę nie miał, wiedział, że wuj nie pochwaliłby tego stylu życia. Że wolałby, by gnił w biedzie, w strachu o każdy następny dzień, ale w zgodzie z literą prawa. Jego widmo nawiedzające myśli o przypadkowych porach dnia i nocy, wywoływało w Felixie jednocześnie melancholię i wściekłość.
Powinien był odpuścić Nikowi, pozwolić mu dalej używać sygnetu, który obiektywnie nie miał aż tak wielkiej wartości jak inne jego wyroby, ale nie potrafił. Coś pokręconego, zaprawionego starymi uczuciami nie pozwalało odwrócić wzroku i być może... Być może zgodziłby się zrobić dla niego artefakt z jedną z Nocy Kairu ukrytych w sejfie, gdyby podszedł do tego bardziej dyplomatycznie. Gdyby próbował ułagodzić go gładkimi słowami, zaproponował coś w zamian, nawet niewielkiego, by Sommerfelt finalnie nie czuł się, jakby przegrywał, zgadzając się na ten układ. Gdyby nie szedł w zapartę, nie oczekiwał wszystkiego, nie próbował wydzierać mu z rąk kontroli nad sytuacją, gdy raz już ją tego wieczora stracił przez włamanie do domu.
Czuł się przy Niku wytrącony z równowagi, jakby każdy krok robił na linie rozciągniętej nad przepaścią i cholernie mu się to nie podobało. Nie podobało, jednocześnie będąc czymś nowym i podniecającym.
Może dlatego nagły, gwałtowny pocałunek wcale go tak nie zdziwił, wydając się kompletnie naturalną konsekwencją całej, z chwili na chwilę coraz gorętszej dyskusji. W żyłach krążyło mu już wystarczająco adrenaliny, by odpowiedział niemal natychmiast, naparł na usta Nika, ukąsił je i popchnął go na ścianę, nie bez satysfakcji słuchając zaskoczonego jęknięcia, które uciekło mu z ust. Zwykle kiedy z kimś był, odbywało się to w atmosferze swoistego porozumienia i spokoju, przypominało niemal subtelny rytuał, z którego obie strony miały wyjść usatysfakcjonowane. Felix niewiele rzeczy pozostawiał przypadkowi, a ten pożar który wybuchnął mu wściekle w klatce piersiowej nijak się miał do kontroli i dojrzałej komunikacji, jaką praktykował z partnerami.
Zamruczał z zadowoleniem w tyle gardła, czując palce wplatające się w krótkie włosy i językiem rozsunął wargi Nika. Kompletnie jak nie on nie zaprotestował na szarpnięcia guzików jedwabnej koszuli, ani na cichy klekot przynajmniej jednego czy dwóch z nich spadających na podłogę – mocniej naparł na dłoń blondyna, czując jego dotyk jak gorące znamię i samemu wbijając mu palce w bok i wyżej, w przestrzenie między żebrami. Chciał zostawić na nim ślad, choć nie miało to żadnego sensu.
Chwycił za nadgarstek jego zsuwającą się w dół dłoń, uniósł ją i przybił do ściany, przytrzymując tam w miejscu. Biodrami naparł na jego własne, ostatni raz kąsając dolną wargę i ciągnąc ją przez chwilę, zanim pochylił się tylko na tyle na ile pozwalały palce wplecione we włosy, ustami sięgając delikatnego miejsca między żuchwą a szyją. Złożył tam zaskakująco miękki pocałunek, zanim przygryzł skórę, ssąc w sposób mający zostawić wyraźny, karmazynowy ślad.
Serce waliło mu jak młotem napędzane mieszaniną złości i podniecenia.
Nik Holt
Re: Biblioteka Wto 23 Kwi - 22:11
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Dyplomacja rzadko kiedy była jego mocną stroną. Był szczwanym, pamiętliwym lisem, który siebie samego nazywał demonem. Lubił mieć sytuację pod kontrolą, jaka by nie była. Potrafił improwizować i korzystać ze swoich masek, najczęściej używając tej jednej, dzięki której przeważnie był brany za bezczelnego, acz mało szkodliwego. Przy Felixie było odrobinę inaczej. Nie miał nic przeciwko własnej bezczelności czy innym wadom, którymi się szczycił, ale inna rzecz miała się ze „szkodliwością”. Nie chciał być uważany przez zaklinacza za kogoś, kto niczego nie potrafi, poza wkurzaniem innych ludzi. Jego reputacja nie była najlepsza, wsiąkł w ciemne sprawki już dawno, ale żeby w tym siedzieć, musiał mieć coś w głowie. Chociażby po to, żeby nikt go nie zrobił w przysłowiowe bambuko i nie wywalił z interesu.
Może włamanie mu się do domu było głupim pomysłem. Głupim kaprysem, który bezmyślnie zrealizował, bo taki już był. Wpadł mu do głowy pomysł, realizacja była dość łatwa, więc po prostu to zrobił. Inna rzecz, że nie pomyślał o tym, że Sommerfelt może nie być zachwycony z tego powodu i rzecz jasna nie był - Nik na jego miejscu pewnie też by nie był - i teraz musiał to chociaż trochę połatsć. I we własnym mniemaniu to zrobił, pokazując to wszystko, narażając własny tyłek, a w efekcie było coraz gorzej i gorzej.
Może odrobinę zawinił, chociaż nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Sygnet był w pewien sposób pamiątką, ważną dla niego i nie chciał się go pozbywać, ale jednocześnie myśl o pięknym, gwiaździstym kamieniu, tak pięknym w jego rękach sprawiała, że chciał właśnie tego. Pewnie na upartego mógłby zaproponować coś na wymianę, ale we własnym mniemaniu dał już wystarczająco, zwłaszcza, że jak dotąd nie dostał niczego, czego by chciał. A do tego jeszcze Felix próbował mu grozić i w Niku po prostu się gotowało, w każdy możliwy sposób. I musiał znaleźć ku temu ujście, a że od metaforycznej nienawiści do seksu był tylko krok...
Pewnie wystarczyłby mu tylko pocałunek, żeby ochłonąć, ale reakcje Felixa rozpaliły go jeszcze bardziej. A przez to chciał jeszcze więcej, chciał dać ujście wszystkim swoim emocjom, a ten sposób był lepszy niż inne, zwłaszcza, że zaklinacz był chętny. Gwałtowny, dziki seks bywał cholernie przyjemny, a ten napędzany złością miał coś w sobie. Przygryziona warga i przyciśnięcie do ściany jasno mówiły, że Sommerfelt nie miał nic przeciwko.
Może włamanie mu się do domu było głupim pomysłem. Głupim kaprysem, który bezmyślnie zrealizował, bo taki już był. Wpadł mu do głowy pomysł, realizacja była dość łatwa, więc po prostu to zrobił. Inna rzecz, że nie pomyślał o tym, że Sommerfelt może nie być zachwycony z tego powodu i rzecz jasna nie był - Nik na jego miejscu pewnie też by nie był - i teraz musiał to chociaż trochę połatsć. I we własnym mniemaniu to zrobił, pokazując to wszystko, narażając własny tyłek, a w efekcie było coraz gorzej i gorzej.
Może odrobinę zawinił, chociaż nie miał żadnych wyrzutów sumienia. Sygnet był w pewien sposób pamiątką, ważną dla niego i nie chciał się go pozbywać, ale jednocześnie myśl o pięknym, gwiaździstym kamieniu, tak pięknym w jego rękach sprawiała, że chciał właśnie tego. Pewnie na upartego mógłby zaproponować coś na wymianę, ale we własnym mniemaniu dał już wystarczająco, zwłaszcza, że jak dotąd nie dostał niczego, czego by chciał. A do tego jeszcze Felix próbował mu grozić i w Niku po prostu się gotowało, w każdy możliwy sposób. I musiał znaleźć ku temu ujście, a że od metaforycznej nienawiści do seksu był tylko krok...
Pewnie wystarczyłby mu tylko pocałunek, żeby ochłonąć, ale reakcje Felixa rozpaliły go jeszcze bardziej. A przez to chciał jeszcze więcej, chciał dać ujście wszystkim swoim emocjom, a ten sposób był lepszy niż inne, zwłaszcza, że zaklinacz był chętny. Gwałtowny, dziki seks bywał cholernie przyjemny, a ten napędzany złością miał coś w sobie. Przygryziona warga i przyciśnięcie do ściany jasno mówiły, że Sommerfelt nie miał nic przeciwko.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Sro 24 Kwi - 19:16
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Gwałtowność miała to do siebie, że prędzej czy później trzeba było stawić czoła konsekwencjom swoich nierozważnych wyborów. Spojrzeć im w twarz, przyznać, że schrzaniło się po całości, przekląć burzliwe emocje i próbować ratować to, co uratować się jeszcze dało. Dlatego właśnie Felix wolał patrzeć na pewne rzeczy z dystansem, wyszarpywać dla siebie chwile niezbędne, by ostudzić rozdrażnienie, kiedy się pojawiało i podejść do rozwiązywania problemów logicznie, kalkulując najlepsze rozwiązanie. Porywczość nie popłacała – ani w życiu, ani w pracowni gdy precyzyjnie nakładał klątwy na przedmioty, doskonale świadomy faktu, że jeden błąd, chwilowe rozproszenie w najgorszym przypadku może przypłacić życiem.
Felix Sommerfelt się nie rozpraszał, ani nie dawał emocjom rządzić swoim życiem. Był kalkulującym i cynicznym sukinsynem, który prawdziwą złość manifestował na zimno, z gotowym planem zagłady przeciwnika. To coś – ta gwałtowność, złość wylewająca się z niego jak kropla przelewająca czarę goryczy – to nie był on. Nie wiedział, co go opętało, ale później zastanawiając się nad tym w ciszy, miał uznać, że nie mogło się już powtórzyć – ani z Nikiem, ani z kimkolwiek innym. Podobne zachowanie najzwyczajniej w świecie nie było bezpieczne i żadna, ŻADNA związana z nim przyjemność (euforia), nie była tego warta w ogólnym rozrachunku.
Nik wcale nie pomagał mu się opanować, reagując z entuzjazmem, wyciągając ręce i między pocałunkami szarpiąc koszulę, byle dotknąć ukrytej pod nią nagiej skóry. Dawno nie był z nikim, w kim głód kierował każdym ruchem – znał zachłanność, sam poddawał się jej, ale było to bardziej... Nie czułe, ale chyba cierpliwe. Świadome, że donikąd nie trzeba było się spieszyć, bo zdążą.
Z Holtem czuł się, jakby popchnięto go prosto na linię startową wyścigu, ze smyczy spuszczając wygłodniałe psy wraz ze strzałem oznaczającym start.
Ogień trawił wnętrzności Felixa, gdy kąsał jego wargi i szyję, wbijał palce w ciało i czuł paznokcie drapiące rozgrzaną skórę. Drżenie i jęk blondyna odblokowywały w jego mózgu jakąś zapomnianą i zakurzoną część, która szalała teraz rozwalając starannie poukładane myśli oraz przekonania jak domki z kart. Chciał go teraz, zaraz – i dlatego właśnie mieć go nie mógł.
To by było za proste, za ordynarne, za... Za bardzo nie jak on.
Rozum przebił się przez rozognione reakcje organizmu i myśli jak ostre uderzenie pioruna, fantomowym zapachem ozonu – jak powietrze w trakcie burzy, jak moment przed eksplozją nieuważnie zaklinanego artefaktu - otrzeźwiając Felixa. Zamarł na moment, z biodrami przyciśniętymi do bioder Nika, wciąż kąsając delikatną skórę na jego szyi, zanim powoli i z rozmysłem przesunął językiem po wyraźnym, podbiegłym czerwienią śladzie. Rozluźnił nieco uścisk na nadgarstku ręki, którą trzymał przy ścianie, zanim jeszcze raz przycisnął usta do jego szyi i cofnął się o krok, przez moment pozwalając sobie patrzeć, do jakiego stanu go doprowadził. Jak oddychał ciężko, a oczy mu błyszczały, a przy żuchwie pysznił się ślad.
Odetchnął, kciukiem ocierając dolną wargę, zanim niechętnie cofnął się jeszcze krok i jeszcze, siadając w tym samym fotelu, który okupował tuż przed wizytą Holta.
- W porządku – rzucił zaskakująco spokojnie, choć w jego głosie słychać było lekką chrypę. - Dostaniesz ten kamień.
Nie dbając jeszcze o rozchełstaną koszulę, w której brakowało guzików, sięgnął po porzuconą na stoliku szklankę i zastukał w jej ściankę tak, jak zrobił to wcześniej, by wypełniła się alkoholem i wziął wolny łyk, krzywiąc się lekko.
Kontrola, logika, rozum. Tak czuł się pewnie. A jeśli siedział na fotelu z nieelegancko rozrzuconymi nogami – cóż, był we własnym domu. Mógł w nim robić, co mu się żywnie podobało.
Felix Sommerfelt się nie rozpraszał, ani nie dawał emocjom rządzić swoim życiem. Był kalkulującym i cynicznym sukinsynem, który prawdziwą złość manifestował na zimno, z gotowym planem zagłady przeciwnika. To coś – ta gwałtowność, złość wylewająca się z niego jak kropla przelewająca czarę goryczy – to nie był on. Nie wiedział, co go opętało, ale później zastanawiając się nad tym w ciszy, miał uznać, że nie mogło się już powtórzyć – ani z Nikiem, ani z kimkolwiek innym. Podobne zachowanie najzwyczajniej w świecie nie było bezpieczne i żadna, ŻADNA związana z nim przyjemność (euforia), nie była tego warta w ogólnym rozrachunku.
Nik wcale nie pomagał mu się opanować, reagując z entuzjazmem, wyciągając ręce i między pocałunkami szarpiąc koszulę, byle dotknąć ukrytej pod nią nagiej skóry. Dawno nie był z nikim, w kim głód kierował każdym ruchem – znał zachłanność, sam poddawał się jej, ale było to bardziej... Nie czułe, ale chyba cierpliwe. Świadome, że donikąd nie trzeba było się spieszyć, bo zdążą.
Z Holtem czuł się, jakby popchnięto go prosto na linię startową wyścigu, ze smyczy spuszczając wygłodniałe psy wraz ze strzałem oznaczającym start.
Ogień trawił wnętrzności Felixa, gdy kąsał jego wargi i szyję, wbijał palce w ciało i czuł paznokcie drapiące rozgrzaną skórę. Drżenie i jęk blondyna odblokowywały w jego mózgu jakąś zapomnianą i zakurzoną część, która szalała teraz rozwalając starannie poukładane myśli oraz przekonania jak domki z kart. Chciał go teraz, zaraz – i dlatego właśnie mieć go nie mógł.
To by było za proste, za ordynarne, za... Za bardzo nie jak on.
Rozum przebił się przez rozognione reakcje organizmu i myśli jak ostre uderzenie pioruna, fantomowym zapachem ozonu – jak powietrze w trakcie burzy, jak moment przed eksplozją nieuważnie zaklinanego artefaktu - otrzeźwiając Felixa. Zamarł na moment, z biodrami przyciśniętymi do bioder Nika, wciąż kąsając delikatną skórę na jego szyi, zanim powoli i z rozmysłem przesunął językiem po wyraźnym, podbiegłym czerwienią śladzie. Rozluźnił nieco uścisk na nadgarstku ręki, którą trzymał przy ścianie, zanim jeszcze raz przycisnął usta do jego szyi i cofnął się o krok, przez moment pozwalając sobie patrzeć, do jakiego stanu go doprowadził. Jak oddychał ciężko, a oczy mu błyszczały, a przy żuchwie pysznił się ślad.
Odetchnął, kciukiem ocierając dolną wargę, zanim niechętnie cofnął się jeszcze krok i jeszcze, siadając w tym samym fotelu, który okupował tuż przed wizytą Holta.
- W porządku – rzucił zaskakująco spokojnie, choć w jego głosie słychać było lekką chrypę. - Dostaniesz ten kamień.
Nie dbając jeszcze o rozchełstaną koszulę, w której brakowało guzików, sięgnął po porzuconą na stoliku szklankę i zastukał w jej ściankę tak, jak zrobił to wcześniej, by wypełniła się alkoholem i wziął wolny łyk, krzywiąc się lekko.
Kontrola, logika, rozum. Tak czuł się pewnie. A jeśli siedział na fotelu z nieelegancko rozrzuconymi nogami – cóż, był we własnym domu. Mógł w nim robić, co mu się żywnie podobało.
Nik Holt
Re: Biblioteka Sro 24 Kwi - 20:15
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jakby nie wyglądały przygody Nika, nigdy ich nie żałował. No, samych zbliżeń nie żałował, bo od czasu do czasu zdarzało mu się żałować wyboru partnera czy partnerki, jeśli byli potem zbyt upierdliwi. W końcu dosyć solidnie żałował swojego pierwszego kochanka, a i pare kobiet znalazłoby się na liście. Ale samego seksu nie żałował nigdy, bo zwyczajnie lubił to robić. Lubił uwodzić, lubił nawet być uwodzony, choć z jego potrzebą posiadania sytuacji pod kontrolą zwykle to on był tym uwodzicielem. Ale całość tej przyjemności polegała właśnie na tym, by poddać się chwili, by brać i dawać w tym samym czasie, czasem czule, powoli i delikatnie, a czasem tak jak teraz, z ogniem, pasją i gwałtownością, której niekiedy sam po sobie się nie spodziewał.
Był zły na Felixa, to bezsprzecznie. Ale jednocześnie zwyczajnie go pragnął. Chciał zatopić ręce i usta w jego nagim ciele, zwyczajnie chciał go mieć, spróbować. Dawno nikt nie wzbudzał w nim tak różnych odczuć, z dwóch różnych krańców tego samego kija. Z jednej strony nienawiść, bo Felix wyciągał z niego wszelkie negatywne rzeczy, próbując narzucać mu swoją kontrolę (jakby Nik nie próbował tego samego z nim) i zmuszając do ustępstw (na jego miejscu Holt pewnie robiłby to samo), a z drugiej strony pożądanie, bo mimo wszystko miał to coś, czego Nik miał w zwyczaju szukać w kochankach. Miał ten ogień, te iskry w oczach i element zaskoczenia, który teraz trzymał blondyna przy ścianie.
Nie planował tego, nie planował chaosu uczuć, które zalęgły się w jego piersi i na pewno nie planował zaliczki w takiej postaci. Ale absolutnie nie zamierzał protestować, odpowiadając na jego gesty z równą gwałtownością. Gwałtowność też potrafiła być dobra, gdy trzeba było ugasić ogień rozpalający się gdzieś w brzuchu… Łapał oddech gwałtownymi haustami, niczego nie planując, poddając się chwili, gdy nagle…
wszystko zniknęło.
Oczy Nika były ciemne i zamglone z przyjemności, klatka piersiowa poruszała się w szybkim oddechu, koszulka została pomięta i nieco podwinięta, odsłaniając kawałek nagiej skóry nad linią spodni. W spodniach odznaczało się wyraźne wybrzuszenie, wargi miał opuchnięte i wyglądał zdecydowanie jak facet, który aż prosił się o konkretny numerek w łóżku. A Somemrfelt odszedł. Do pociemniałych oczu dopiero po chwili zaczęło docierać, co się właściwie wydarzyło i iskry przyjemności zamieniły się w te pełne wściekłości. Opuścił dłonie, obydwie, wciskając je w kieszenie bluzy, by zaklinacz nie widział, jak zaciska je w pięści. Zrozumiałby odmowę, naprawdę. Nie obraziłby się. Ale rozpalić i zostawić? To był cios poniżej pasa.
- Świetnie. – wychrypiał i zaraz potem odkaszlnął, pozbywając się zdradzieckiego zabarwienia głosu. – Doskonale. – uśmiechnął się paskudnie, jakby tylko na tym mu zależało. Bo i zależało, ale był wściekły. Zbyt wściekły prawdę mówiąc, choć potrafił nie zrobić czegoś głupiego. No, prawie. Zmierzył wzrokiem Sommerfelta, jego rozwaloną koszulę, odsłaniającą kawałek nagiej piersi. Rozłożone nogi.
Prychnął pod nosem i ruszył w jego stronę, jakby chciał mu coś zrobić, ale jedynie bez pytania zabrał mu szklankę z alkoholem z ręki i upił łyk, podchodząc do okna. Stał teraz tyłem do Felixa, powoli sądził alkohol i uspokajał oddech, choć kłębiących się w środku uczuć nie dało się wyciszyć. Był wkurwiony i prędzej czy później będzie musiał odreagować. Ale nie teraz. Potem. Pozwolił sobie przez chwilę napawać się własną wściekłością, zanim zszedł do poziomu reakcji zarezerwowanego dla osób, których serdecznie nie znosił. W jednej sekundzie Felix wylądował na tej liście, a w miejscu trzymał go tylko cholerny artefakt, na którym zależało mu bardziej, niż pokazanie mężczyźnie, co właściwie o nim sądzi. A nie było to nic miłego.
- Zastanawiam się, co byłoby łatwiejsze do założenia. – powiedział po krótkiej chwili, nie odwracając się. Jego głos, choć spokojny, wyraźnie ochłódł. – Wisior musiałby być na dość długim łańcuszku, więc nie brzmi to źle. Bransoleta? Jak dla mnie odpada, musiałbym ją nosić na ręce, a personalnie nie przepadam za takim rodzajem biżuterii. I ciężko coś komuś wsadzić na nadgarstek. Zostaje jeszcze pierścień, ale z drugiej strony… trochę za prosto zgubić go w listowiu. – gładko przeszedł do interesów, jakby wydarzenia sprzed chwili nie miały miejsca. Jakby całkowicie wyrzucił je z pamięci, choć wcale tak nie było. Holt był pamiętliwy, o czym mało kto wiedział. Jeśli ktoś raz nacisnął mu na odcisk, to z nim zostawało, na zawsze. Nie zawsze szukał okazji, by się odegrać, ale pamiętał. Do końca. – Co szanowny pan sądzi? – spytał luźno, bez jakiejkolwiek drwiny w głosie. Nik nie drwił. Był zwyczajnie sztywnie uprzejmy, jak do każdego, kogo nie trawił. Złośliwostki, przekomarzanki i bezczelność rezerwował tylko dla tych, których polubił, mniej lub bardziej. I nawet to, że Sommerfelt był odporny na jego aurę nie miało aż takiego znaczenia. I pomyśleć, że kilka dni wcześniej przez sekundę rozważył, że może Felix mógłby oprzeć mu się, gdyby stracił kontrolę… Prędzej szlag go trafi i Helheim zamarznie. Ścisnął własną aurę jeszcze mocniej, bo użycie jej w takiej chwili, nawet nieświadome i delikatne, byłoby poniżej godności zielarza.
Był zły na Felixa, to bezsprzecznie. Ale jednocześnie zwyczajnie go pragnął. Chciał zatopić ręce i usta w jego nagim ciele, zwyczajnie chciał go mieć, spróbować. Dawno nikt nie wzbudzał w nim tak różnych odczuć, z dwóch różnych krańców tego samego kija. Z jednej strony nienawiść, bo Felix wyciągał z niego wszelkie negatywne rzeczy, próbując narzucać mu swoją kontrolę (jakby Nik nie próbował tego samego z nim) i zmuszając do ustępstw (na jego miejscu Holt pewnie robiłby to samo), a z drugiej strony pożądanie, bo mimo wszystko miał to coś, czego Nik miał w zwyczaju szukać w kochankach. Miał ten ogień, te iskry w oczach i element zaskoczenia, który teraz trzymał blondyna przy ścianie.
Nie planował tego, nie planował chaosu uczuć, które zalęgły się w jego piersi i na pewno nie planował zaliczki w takiej postaci. Ale absolutnie nie zamierzał protestować, odpowiadając na jego gesty z równą gwałtownością. Gwałtowność też potrafiła być dobra, gdy trzeba było ugasić ogień rozpalający się gdzieś w brzuchu… Łapał oddech gwałtownymi haustami, niczego nie planując, poddając się chwili, gdy nagle…
wszystko zniknęło.
Oczy Nika były ciemne i zamglone z przyjemności, klatka piersiowa poruszała się w szybkim oddechu, koszulka została pomięta i nieco podwinięta, odsłaniając kawałek nagiej skóry nad linią spodni. W spodniach odznaczało się wyraźne wybrzuszenie, wargi miał opuchnięte i wyglądał zdecydowanie jak facet, który aż prosił się o konkretny numerek w łóżku. A Somemrfelt odszedł. Do pociemniałych oczu dopiero po chwili zaczęło docierać, co się właściwie wydarzyło i iskry przyjemności zamieniły się w te pełne wściekłości. Opuścił dłonie, obydwie, wciskając je w kieszenie bluzy, by zaklinacz nie widział, jak zaciska je w pięści. Zrozumiałby odmowę, naprawdę. Nie obraziłby się. Ale rozpalić i zostawić? To był cios poniżej pasa.
- Świetnie. – wychrypiał i zaraz potem odkaszlnął, pozbywając się zdradzieckiego zabarwienia głosu. – Doskonale. – uśmiechnął się paskudnie, jakby tylko na tym mu zależało. Bo i zależało, ale był wściekły. Zbyt wściekły prawdę mówiąc, choć potrafił nie zrobić czegoś głupiego. No, prawie. Zmierzył wzrokiem Sommerfelta, jego rozwaloną koszulę, odsłaniającą kawałek nagiej piersi. Rozłożone nogi.
Prychnął pod nosem i ruszył w jego stronę, jakby chciał mu coś zrobić, ale jedynie bez pytania zabrał mu szklankę z alkoholem z ręki i upił łyk, podchodząc do okna. Stał teraz tyłem do Felixa, powoli sądził alkohol i uspokajał oddech, choć kłębiących się w środku uczuć nie dało się wyciszyć. Był wkurwiony i prędzej czy później będzie musiał odreagować. Ale nie teraz. Potem. Pozwolił sobie przez chwilę napawać się własną wściekłością, zanim zszedł do poziomu reakcji zarezerwowanego dla osób, których serdecznie nie znosił. W jednej sekundzie Felix wylądował na tej liście, a w miejscu trzymał go tylko cholerny artefakt, na którym zależało mu bardziej, niż pokazanie mężczyźnie, co właściwie o nim sądzi. A nie było to nic miłego.
- Zastanawiam się, co byłoby łatwiejsze do założenia. – powiedział po krótkiej chwili, nie odwracając się. Jego głos, choć spokojny, wyraźnie ochłódł. – Wisior musiałby być na dość długim łańcuszku, więc nie brzmi to źle. Bransoleta? Jak dla mnie odpada, musiałbym ją nosić na ręce, a personalnie nie przepadam za takim rodzajem biżuterii. I ciężko coś komuś wsadzić na nadgarstek. Zostaje jeszcze pierścień, ale z drugiej strony… trochę za prosto zgubić go w listowiu. – gładko przeszedł do interesów, jakby wydarzenia sprzed chwili nie miały miejsca. Jakby całkowicie wyrzucił je z pamięci, choć wcale tak nie było. Holt był pamiętliwy, o czym mało kto wiedział. Jeśli ktoś raz nacisnął mu na odcisk, to z nim zostawało, na zawsze. Nie zawsze szukał okazji, by się odegrać, ale pamiętał. Do końca. – Co szanowny pan sądzi? – spytał luźno, bez jakiejkolwiek drwiny w głosie. Nik nie drwił. Był zwyczajnie sztywnie uprzejmy, jak do każdego, kogo nie trawił. Złośliwostki, przekomarzanki i bezczelność rezerwował tylko dla tych, których polubił, mniej lub bardziej. I nawet to, że Sommerfelt był odporny na jego aurę nie miało aż takiego znaczenia. I pomyśleć, że kilka dni wcześniej przez sekundę rozważył, że może Felix mógłby oprzeć mu się, gdyby stracił kontrolę… Prędzej szlag go trafi i Helheim zamarznie. Ścisnął własną aurę jeszcze mocniej, bo użycie jej w takiej chwili, nawet nieświadome i delikatne, byłoby poniżej godności zielarza.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Pią 26 Kwi - 16:01
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Gdyby miał więcej niż chwilę lub dwie, Felix uznałby, że mając już pewien wgląd w charakter Nika, powinien spodziewać się złości. Nie dlatego, że w ogóle odpowiedział na pocałunek, który Holt przycisnął mu do ust, biorąc sobie bez pozwolenia coś, o co powinien zapytać, a dlatego że został potraktowany z równą bezczelnością. Że zaklinacz najpierw wyciągnął po niego ręce, pokazał, co mógłby mieć, a potem zrobił krok w tył i stanowczo uciął podobne fantazje. Nie znając za dobrze charakteru Felixa, z perspektywy osoby trzeciej nasuwała się tylko jedna interpretacja – zrobił to złośliwie, żeby utrzeć Nikowi nosa.
Wystarczyłoby tylko zapytać, by dowiedzieć się, jak daleko było się od prawdy. Sommerfelt nie próbowałby go okłamywać. Raczej.
Odsuwając się, pozwolił sobie jeszcze przez moment przyglądać się swojemu dziełu – mgle w porażająco błękitnych oczach, pomiętej koszulce odsłaniającej fragment płaskiego brzucha i wybrzuszeniu w spodniach, które prosiło się, by docisnąć do niego dłoń, wyciągnąć z gardła Nika jeszcze parę słodkich odgłosów. Gdyby poddał się kaprysowi pewnie już by się nie odsunął.
Usadzony na fotelu nie spuszczał z niego wzroku, przyglądając się kiełkującej złości znad brzegu szklanki, tylko trochę zawiedziony, że reakcja Holta poszła w tym najbardziej przewidywalnym kierunku. Zmrużył nieco oczy na widok brzydkiego, krzywego uśmiechu, któremu blisko było do grymasu, nie zniżając się do komentarza, gdy szklanka z alkoholem została bezczelnie wyjęta mu z dłoni.
Rozdrażnienie, które wcześniej rozpierzchło się w gwałtownym pocałunku i wędrujących dłoniach, znów zaczęło lekko lizać wnętrzności Felixa, skutecznie studząc jego potrzebę.
Zastanawiam się, co było łatwiejsze do założenia.
Ach tak. Więc właśnie tak Nik chciał grać i ratować swoją godność. W porządku.
Wyciągając się nieco w fotelu, zaklinacz sięgnął po pozostawiony na stoliku sygnet, zmniejszył go z powrotem do normalnych rozmiarów i zaczął obracać w palcach, słuchając wywodu Holta. Tak jak zawsze lubił dyskutować o projektach, tak teraz niespecjalnie miał na to ochotę. Wywrócił oczami na bycie nazwanym szanownym panem, doskonale wyczuwając, że w ustach Nika równało się to swego rodzaju obeldze.
- To tylko kwestia preferencji – zaczął, przenosząc spojrzenie na szyję blondyna i nawet z pewnej odległości dostrzegając wyraźny, satysfakcjonujący ślad, jaki zostawiły jego zęby i usta. - I stylu życia. Jeśli grzebiesz w donicach, pierścień nie jest najlepszym wyborem, mimo że palce w ciągu dnia puchną, więc z tym zsuwaniem to tak niekoniecznie. Bransoleta... Można wykonać taką, która będzie się zapinać jak kajdanki i nie przesuwać. Można ją wtedy łatwo zapiąć komuś na ramieniu, jeśli dodamy zaklęcie, by sama dostosowywała rozmiar – ciągnął, zamykając wreszcie sygnet w dłoni i pocierając jego powierzchnię kciukiem. Starał się omijać odwrócony diament, nie mając ochoty pokaleczyć sobie palców.
- Są też kolczyki albo klipsy, ale to mało praktyczne, skoro masz to zakładać komuś – z pewnym powątpiewaniem wypowiedział ostatnie słowo, podkreślając je zmianą tonacji. - Kolia i diadem... Nie. Skoro ma być w nim kamień, to tylko zawieszka do łańcuszka, pierścień, bransoleta albo broszka. Te pierwsze łatwo ukryjesz pod ubraniem i zarzucisz na szyję. Pozostałe... – urwał na moment, lustrując Holta spojrzeniem od stóp do głów. - Będą za bogate do twojego stylu i przyciągną uwagę. Ale to twój wybór.
Skrzywił się lekko, gdy przypadkiem przejechał opuszkiem palca po ostro wyszlifowanym diamencie, płytko rozcinając skórę.
Wystarczyłoby tylko zapytać, by dowiedzieć się, jak daleko było się od prawdy. Sommerfelt nie próbowałby go okłamywać. Raczej.
Odsuwając się, pozwolił sobie jeszcze przez moment przyglądać się swojemu dziełu – mgle w porażająco błękitnych oczach, pomiętej koszulce odsłaniającej fragment płaskiego brzucha i wybrzuszeniu w spodniach, które prosiło się, by docisnąć do niego dłoń, wyciągnąć z gardła Nika jeszcze parę słodkich odgłosów. Gdyby poddał się kaprysowi pewnie już by się nie odsunął.
Usadzony na fotelu nie spuszczał z niego wzroku, przyglądając się kiełkującej złości znad brzegu szklanki, tylko trochę zawiedziony, że reakcja Holta poszła w tym najbardziej przewidywalnym kierunku. Zmrużył nieco oczy na widok brzydkiego, krzywego uśmiechu, któremu blisko było do grymasu, nie zniżając się do komentarza, gdy szklanka z alkoholem została bezczelnie wyjęta mu z dłoni.
Rozdrażnienie, które wcześniej rozpierzchło się w gwałtownym pocałunku i wędrujących dłoniach, znów zaczęło lekko lizać wnętrzności Felixa, skutecznie studząc jego potrzebę.
Zastanawiam się, co było łatwiejsze do założenia.
Ach tak. Więc właśnie tak Nik chciał grać i ratować swoją godność. W porządku.
Wyciągając się nieco w fotelu, zaklinacz sięgnął po pozostawiony na stoliku sygnet, zmniejszył go z powrotem do normalnych rozmiarów i zaczął obracać w palcach, słuchając wywodu Holta. Tak jak zawsze lubił dyskutować o projektach, tak teraz niespecjalnie miał na to ochotę. Wywrócił oczami na bycie nazwanym szanownym panem, doskonale wyczuwając, że w ustach Nika równało się to swego rodzaju obeldze.
- To tylko kwestia preferencji – zaczął, przenosząc spojrzenie na szyję blondyna i nawet z pewnej odległości dostrzegając wyraźny, satysfakcjonujący ślad, jaki zostawiły jego zęby i usta. - I stylu życia. Jeśli grzebiesz w donicach, pierścień nie jest najlepszym wyborem, mimo że palce w ciągu dnia puchną, więc z tym zsuwaniem to tak niekoniecznie. Bransoleta... Można wykonać taką, która będzie się zapinać jak kajdanki i nie przesuwać. Można ją wtedy łatwo zapiąć komuś na ramieniu, jeśli dodamy zaklęcie, by sama dostosowywała rozmiar – ciągnął, zamykając wreszcie sygnet w dłoni i pocierając jego powierzchnię kciukiem. Starał się omijać odwrócony diament, nie mając ochoty pokaleczyć sobie palców.
- Są też kolczyki albo klipsy, ale to mało praktyczne, skoro masz to zakładać komuś – z pewnym powątpiewaniem wypowiedział ostatnie słowo, podkreślając je zmianą tonacji. - Kolia i diadem... Nie. Skoro ma być w nim kamień, to tylko zawieszka do łańcuszka, pierścień, bransoleta albo broszka. Te pierwsze łatwo ukryjesz pod ubraniem i zarzucisz na szyję. Pozostałe... – urwał na moment, lustrując Holta spojrzeniem od stóp do głów. - Będą za bogate do twojego stylu i przyciągną uwagę. Ale to twój wybór.
Skrzywił się lekko, gdy przypadkiem przejechał opuszkiem palca po ostro wyszlifowanym diamencie, płytko rozcinając skórę.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pią 26 Kwi - 16:46
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Płomień pożądania bardzo łatwo było przekuć w płomień złości i irytacji, dokładnie to też zrobił Nik. Nie wpadło mu do głowy pytać dlaczego Felix to zrobił, bo to nie miało za dużego znaczenia. Nie oczekiwał niczego po nim. Nie na początku. A pewne granice miał nawet sam Holt, nawet jeśli bywały dość dalekie, niekiedy płynne i umykające wszelkiej logice. Nikt jednak nie lubił, gdy przekraczano jego własne granice, także nawet jeśli był do bólu przewidywalny ze swoją złością, mało go to obchodziło. Powoli sącząc alkohol tłamsił tę złość, tłamsił irytację, bo choć dostał kamień, który chciał mieć, to mimo wszystko…
Cholerny gnojek. Może gdyby nie był tak wkurzony, doceniłby w pewien sposób bezczelność zaklinacza i jego zagrywkę. Być może nawet postanowiłby w swojej złośliwości nieco go skusić w ten czy inny sposób, ale irytacja i złość wygrywały z wszystkim innym, co mógłby zrobić. Wygrywały z potrzebą, balansując na bardzo cienkiej linii pomiędzy chęcią spuszczenia komuś wpierdolu a przeleceniem kogoś. Wyżyciu się. Tak, zdecydowanie potrzebował się wyżyć, acz na daną chwilę mało go obchodziło, w jaki konkretnie sposób pozwoli emocjom wyjść na światło dzienne. W tym momencie po prostu wpatrywał się w okno, podczas gdy oddech uspokajał mu się do akceptowalnego poziomu. A że zabrał Felixowi alkohol? Cóż. Mógł sam mu zaproponować, ale cóż. To też był dobry sposób na uspokojenie się.
Temat artefaktu był pierwszym, który przyszedł mu do głowy. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że to nie miało najmniejszego sensu, gdy słowa Sommerfelta przepływały przez jego uszy, nierejestrowane w żaden sposób świadomością, a on sam wpatrywał się w jeden punkt za oknem. Powinien usunąć ślad z szyi, ale zdecydował się to zignorować. Bójka byłaby dobrym pomysłem teraz, ale z drugiej strony nie miał najmniejszego humoru na jakiekolwiek podchody i prowokacje. Kotłowało się w nim mimo najszczerszych chęci.
Ale nie zniżył się do tego, by zapytać.
- Przemyślę tę sprawę i zastanowię się nad tym. Chyba, że pan chce zdecydować. – powiedział w końcu, przerywając zapewne zaklinaczowi wywód. A może jednak mu nie przerwał? Nik nie był tego za specjalnie pewny, za to jego ton był już całkowicie spokojny. W kilka sekund przeszedł od złości do obojętności, jakby wszystko to, co się zdarzyło, nie miało najmniejszego znaczenia. Jakby wcale go to nie obchodziło, ani pełne ognia pocałunki, ani sama osoba zaklinacza. Wychwycił wcześniej coś na temat pierścienia, kajdanek i kolczyków, ale prawdę mówiąc poświęcił temu tak mało uwagi, że te informacje były po prostu bezużyteczne. Odchylił na chwilę głowę w tył, krążąc myślami najpierw wokół poprzedniego włamania i drzew, potem przeszedł na krzaki, które były pod domem, prześlizgnął się po ich zawartości, wracając myślami do zakazanej magii…
Wróć. Krzaki. I magia zakazana. No tak, przytargał przecież ze sobą tę pindę, handlującą dziećmi z jakimś dziwnym zapleczem, dzięki któremu ciężko było ją wykończyć zgodnie z prawem. Gdyby jeszcze Nik się tym prawem przejmował… Szkoda było zmarnować okazję. Mógłby się oczywiście teraz odwrócić i stąd wyjść, ale to pokazałoby tylko, że czuł urazę. Nie zamierzał już zdradzać przy Felixie więcej odczuć, niż było to konieczne. Odwrócił się powoli od okna, odkładając uprzejmie szklankę na stolik. Luźnym wzrokiem przeszedł po zranionym palcu mężczyzny, łącząc fakt, że zrobił to sobie diamentem. Gdyby nie wcześniejsza sytuacja zapewne wytknąłby Felixowi bezczelnie, że diament był do cięcia szkła, nie palców. Ale nie wytknął, to nie była jego sprawa. Już nie.
- W krzakach spoczywa, jeszcze żywa, pani Evangeline Brandt. Wsławiona tym, że zbiła majątek na szeroko pojętym handlu. – w głosie Nika zabrzmiała jakaś szczególna nuta, gdy wspomniał o handlu, jednak nie pociągnął myśli. – Początkowo sądziłem, że byłaby dobrym workiem treningowym do magii, jednakowoż obecnie… jest to jedynie problem, łatwy do rozwiązania. Pańska decyzja…? – uniósł lekko brew w górę, szykując się do wyjścia. Zabranie pani Brandt nie przeszkadzało mu za mocno. Znał już kilka zakazanych zaklęć, potrenować z nią mógł na własną rękę. W skrytce Villiama znalazł księgę zakazanej magii, więc równie dobrze mógł skorzystać z tego, co w niej było, metodą prób i błędów. Albo bez większego wahania pójść do Sirkku.
Cholerny gnojek. Może gdyby nie był tak wkurzony, doceniłby w pewien sposób bezczelność zaklinacza i jego zagrywkę. Być może nawet postanowiłby w swojej złośliwości nieco go skusić w ten czy inny sposób, ale irytacja i złość wygrywały z wszystkim innym, co mógłby zrobić. Wygrywały z potrzebą, balansując na bardzo cienkiej linii pomiędzy chęcią spuszczenia komuś wpierdolu a przeleceniem kogoś. Wyżyciu się. Tak, zdecydowanie potrzebował się wyżyć, acz na daną chwilę mało go obchodziło, w jaki konkretnie sposób pozwoli emocjom wyjść na światło dzienne. W tym momencie po prostu wpatrywał się w okno, podczas gdy oddech uspokajał mu się do akceptowalnego poziomu. A że zabrał Felixowi alkohol? Cóż. Mógł sam mu zaproponować, ale cóż. To też był dobry sposób na uspokojenie się.
Temat artefaktu był pierwszym, który przyszedł mu do głowy. Szybko zdał sobie jednak sprawę, że to nie miało najmniejszego sensu, gdy słowa Sommerfelta przepływały przez jego uszy, nierejestrowane w żaden sposób świadomością, a on sam wpatrywał się w jeden punkt za oknem. Powinien usunąć ślad z szyi, ale zdecydował się to zignorować. Bójka byłaby dobrym pomysłem teraz, ale z drugiej strony nie miał najmniejszego humoru na jakiekolwiek podchody i prowokacje. Kotłowało się w nim mimo najszczerszych chęci.
Ale nie zniżył się do tego, by zapytać.
- Przemyślę tę sprawę i zastanowię się nad tym. Chyba, że pan chce zdecydować. – powiedział w końcu, przerywając zapewne zaklinaczowi wywód. A może jednak mu nie przerwał? Nik nie był tego za specjalnie pewny, za to jego ton był już całkowicie spokojny. W kilka sekund przeszedł od złości do obojętności, jakby wszystko to, co się zdarzyło, nie miało najmniejszego znaczenia. Jakby wcale go to nie obchodziło, ani pełne ognia pocałunki, ani sama osoba zaklinacza. Wychwycił wcześniej coś na temat pierścienia, kajdanek i kolczyków, ale prawdę mówiąc poświęcił temu tak mało uwagi, że te informacje były po prostu bezużyteczne. Odchylił na chwilę głowę w tył, krążąc myślami najpierw wokół poprzedniego włamania i drzew, potem przeszedł na krzaki, które były pod domem, prześlizgnął się po ich zawartości, wracając myślami do zakazanej magii…
Wróć. Krzaki. I magia zakazana. No tak, przytargał przecież ze sobą tę pindę, handlującą dziećmi z jakimś dziwnym zapleczem, dzięki któremu ciężko było ją wykończyć zgodnie z prawem. Gdyby jeszcze Nik się tym prawem przejmował… Szkoda było zmarnować okazję. Mógłby się oczywiście teraz odwrócić i stąd wyjść, ale to pokazałoby tylko, że czuł urazę. Nie zamierzał już zdradzać przy Felixie więcej odczuć, niż było to konieczne. Odwrócił się powoli od okna, odkładając uprzejmie szklankę na stolik. Luźnym wzrokiem przeszedł po zranionym palcu mężczyzny, łącząc fakt, że zrobił to sobie diamentem. Gdyby nie wcześniejsza sytuacja zapewne wytknąłby Felixowi bezczelnie, że diament był do cięcia szkła, nie palców. Ale nie wytknął, to nie była jego sprawa. Już nie.
- W krzakach spoczywa, jeszcze żywa, pani Evangeline Brandt. Wsławiona tym, że zbiła majątek na szeroko pojętym handlu. – w głosie Nika zabrzmiała jakaś szczególna nuta, gdy wspomniał o handlu, jednak nie pociągnął myśli. – Początkowo sądziłem, że byłaby dobrym workiem treningowym do magii, jednakowoż obecnie… jest to jedynie problem, łatwy do rozwiązania. Pańska decyzja…? – uniósł lekko brew w górę, szykując się do wyjścia. Zabranie pani Brandt nie przeszkadzało mu za mocno. Znał już kilka zakazanych zaklęć, potrenować z nią mógł na własną rękę. W skrytce Villiama znalazł księgę zakazanej magii, więc równie dobrze mógł skorzystać z tego, co w niej było, metodą prób i błędów. Albo bez większego wahania pójść do Sirkku.
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Nie 5 Maj - 18:52
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Cała ta sytuacja z chwili na chwilę robiła się w odczuciu Felixa coraz bardziej kuriozalna – gdyby ktoś inny niż Nik zrobił jednego wieczora te wszystkie rzeczy, które zrobił on, zapewne leżałby już rozciągnięty na podłodze domowej biblioteki dławiąc się własnym oddechem. Blondyn balansował na granicy cienkiej jak włos, jak dotąd za każdym razem wyczuwając moment, gdy przechylał się niebezpiecznie na jedną ze stron i odskakując, zanim temperament Sommerfelta dawał o sobie znać w ten nieprzyjemny, bolesny sposób. Być może miał w tej kwestii coś do powiedzenia fakt, że Holt próbował go na początku omotać i chociaż nie odniósł sukcesu, zyskał w ten sposób specyficzny rodzaj zainteresowania – ten sam, który przy dyskusji o sygnecie popchnął Felixa, by odpowiedzieć na pocałunek, zamiast sięgać po zaklęcia.
To nie tak, że odpuściłby Nikowi absolutnie wszystko tylko ze względu na fakt, że mu się spodobał – wciąż był na to zbyt interesowny, zbyt rozsądny.
Odpowiadał na pytanie o praktyczność różnych rodzajów biżuterii, choć sądząc po samym zachowaniu blondyna i sposobie w jaki niemal wszedł mu na koniec w słowo, nie spodziewał się, by tak naprawdę został wysłuchany ze zrozumieniem. Wywrócił oczami, przekonany że w niedalekiej przyszłości znowu będzie musiał tłumaczyć plusy i minusy różnych rozwiązań, zakładając, że Holt nie uniesie się honorem i nie pójdzie szukać innego zaklinacza. Byłoby szkoda, gdyby ciekawe zlecenie przypadło komuś z konkurencji, ale przecież nie będzie się płaszczył tylko dlatego, by je utrzymać – gdyby bardzo tego pragnął, mógł popracować nad podobnym artefaktem sam. Gleipnir zapewne słono by zapłacił za taki element wyposażenia dla swoich łowców.
Skrzywił się, gdy przeciął skórę na opuszku palca, bez większego zastanowienia oblizując kroplę krwi. Kątem oka obserwował, jak Nik odwrócił się i odstawił pustą już szklankę na stolik, zanim znów się odezwał. Felix uniósł wzrok, marszcząc wyraźnie brwi na nazwisko kobiety, którą zaciągnął w krzaki otaczające jego dom – jak sam przyznał w innych słowach liczył na to, że czegoś się tu dzisiaj nauczy i przygotował w tym celu worek treningowy. Zaradnie, choć absolutnie irytująco.
- Słyszałem o pani Brandt – rzucił oschle, przekrzywiając nieco głowę, pozwalając ciszy przez dłuższą chwilę wybrzmieć między nimi. - Jeśli wierzyć informacjom o interesach, jakie prowadzi, nikt raczej nie będzie płakał. Może z wyjątkiem rodziny, jeśli jakąś ma – wzruszył lekko ramionami, zanim zwinął dłoń w luźną pięść i nonszalancko zarzucił nogę na nogę, prostując się nieco w fotelu. - To niegrzeczne zapraszać gości bez pozwolenia gospodarza – rzucił z błyskiem w ciemnych oczach. - Ale nie możemy pozwolić, żeby leżeli w krzakach. Zaprosisz panią na górę? – spytał, choć po tonie jego głosu nie można było mieć złudzeń, że bardziej wydawał polecenie niż przedstawiał faktyczny wybór.
Gdy Nik zniknął na chwilę, chyba w jakiś sposób oszołomiony zmianą podejścia Felixa, zaklinacz przesunął dłonią po rozchełstanej koszuli, mamrocząc zaklęcie i naprawiając zerwane z niej guziki. Zdążył jeszcze wystukać na boku szklanki sekwencję wypełniającą ją alkoholem, zanim na podłodze biblioteki wylądowała zdezorientowana kobieta.
- Dobry wieczór, pani Brandt – rzucił swobodnie, niemal pogodnie, ściągając na siebie uwagę handlarki. - Proszę wybaczyć tę przerwę w interesach. Słyszałem, że ostatnio była pani szczególnie zainteresowana towarem z Giętkością Bohlera, handel z trupami cyrkowymi kwitnie? – kontynuował bez większego skrępowania. Lata uprzejmych kontaktów z klientami wypracowały w nim zaskakującą swobodę konwersacji, nawet gdy nie miał na nią specjalnie ochoty. - Zdaję sobie sprawę, jaka to niedogodność zostać wyrwanym ze swoich obowiązków tak nagle i... Ó-fœrr – niemal niedbale wycelował zaklęciem paraliżującym w prawą rękę kobiety, którą poruszyła odrobinę zbyt intencjonalnie. - Widzisz, Niklas? Zdenerwowałeś panią. Zamierzasz jakoś udowodnić, jak ci przykro? – spytał z uniesioną nieco brwią, przyglądając się twarzy blondyna, ciekaw co zrobi. Czy zatańczy do melodii, którą mu zagrał.
To nie tak, że odpuściłby Nikowi absolutnie wszystko tylko ze względu na fakt, że mu się spodobał – wciąż był na to zbyt interesowny, zbyt rozsądny.
Odpowiadał na pytanie o praktyczność różnych rodzajów biżuterii, choć sądząc po samym zachowaniu blondyna i sposobie w jaki niemal wszedł mu na koniec w słowo, nie spodziewał się, by tak naprawdę został wysłuchany ze zrozumieniem. Wywrócił oczami, przekonany że w niedalekiej przyszłości znowu będzie musiał tłumaczyć plusy i minusy różnych rozwiązań, zakładając, że Holt nie uniesie się honorem i nie pójdzie szukać innego zaklinacza. Byłoby szkoda, gdyby ciekawe zlecenie przypadło komuś z konkurencji, ale przecież nie będzie się płaszczył tylko dlatego, by je utrzymać – gdyby bardzo tego pragnął, mógł popracować nad podobnym artefaktem sam. Gleipnir zapewne słono by zapłacił za taki element wyposażenia dla swoich łowców.
Skrzywił się, gdy przeciął skórę na opuszku palca, bez większego zastanowienia oblizując kroplę krwi. Kątem oka obserwował, jak Nik odwrócił się i odstawił pustą już szklankę na stolik, zanim znów się odezwał. Felix uniósł wzrok, marszcząc wyraźnie brwi na nazwisko kobiety, którą zaciągnął w krzaki otaczające jego dom – jak sam przyznał w innych słowach liczył na to, że czegoś się tu dzisiaj nauczy i przygotował w tym celu worek treningowy. Zaradnie, choć absolutnie irytująco.
- Słyszałem o pani Brandt – rzucił oschle, przekrzywiając nieco głowę, pozwalając ciszy przez dłuższą chwilę wybrzmieć między nimi. - Jeśli wierzyć informacjom o interesach, jakie prowadzi, nikt raczej nie będzie płakał. Może z wyjątkiem rodziny, jeśli jakąś ma – wzruszył lekko ramionami, zanim zwinął dłoń w luźną pięść i nonszalancko zarzucił nogę na nogę, prostując się nieco w fotelu. - To niegrzeczne zapraszać gości bez pozwolenia gospodarza – rzucił z błyskiem w ciemnych oczach. - Ale nie możemy pozwolić, żeby leżeli w krzakach. Zaprosisz panią na górę? – spytał, choć po tonie jego głosu nie można było mieć złudzeń, że bardziej wydawał polecenie niż przedstawiał faktyczny wybór.
Gdy Nik zniknął na chwilę, chyba w jakiś sposób oszołomiony zmianą podejścia Felixa, zaklinacz przesunął dłonią po rozchełstanej koszuli, mamrocząc zaklęcie i naprawiając zerwane z niej guziki. Zdążył jeszcze wystukać na boku szklanki sekwencję wypełniającą ją alkoholem, zanim na podłodze biblioteki wylądowała zdezorientowana kobieta.
- Dobry wieczór, pani Brandt – rzucił swobodnie, niemal pogodnie, ściągając na siebie uwagę handlarki. - Proszę wybaczyć tę przerwę w interesach. Słyszałem, że ostatnio była pani szczególnie zainteresowana towarem z Giętkością Bohlera, handel z trupami cyrkowymi kwitnie? – kontynuował bez większego skrępowania. Lata uprzejmych kontaktów z klientami wypracowały w nim zaskakującą swobodę konwersacji, nawet gdy nie miał na nią specjalnie ochoty. - Zdaję sobie sprawę, jaka to niedogodność zostać wyrwanym ze swoich obowiązków tak nagle i... Ó-fœrr – niemal niedbale wycelował zaklęciem paraliżującym w prawą rękę kobiety, którą poruszyła odrobinę zbyt intencjonalnie. - Widzisz, Niklas? Zdenerwowałeś panią. Zamierzasz jakoś udowodnić, jak ci przykro? – spytał z uniesioną nieco brwią, przyglądając się twarzy blondyna, ciekaw co zrobi. Czy zatańczy do melodii, którą mu zagrał.
Nik Holt
Re: Biblioteka Nie 5 Maj - 19:25
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Dar wycofywania się w odpowiednim momencie był czymś, czego Nik kompletnie nie był świadomy i stosował ten fakt instynktownie, samemu odpuszczając temat, a nie dlatego, że widział, że przesadza. Tak naprawdę nie miał w zwyczaju zwracać uwagi, że przegina przysłowiową pałę, a nawet jeśli udało mu się to dostrzec, to zazwyczaj ten fakt ignorował. Dużo oczywiście zależało od okoliczności, ale jakby na to nie spojrzeć, Felix był bardzo trudny do ignorowania. A wywoływanie żywych emocji w zaklinaczu było... powiedzmy, że w pewien sposób punktem honoru. Ciekawiło go, do czego jeszcze Sommerfelt byłby w stanie się posunąć. Teraz jednak tę ciekawość tłumiła zimna złość na to, jak go potraktował.
Spojrzeniem odprowadził dłoń Felixa, gdy zlizywał krew z przeciętego palca. Jego myśli powędrowały w nieco przyjemniejsze rejony i poczuł lekkie szarpnięcie w podbrzuszu na widoki swojej wyobraźni. Natychmiast zdusił te odczucia, nie zamierzał więcej dać się ani sprowokować ani tym bardziej nie zamierzał się wydurniać i ujawniać własnych pragnień. Holt szedł tylko tam, gdzie był zapraszany i na pewno nie zamierzał pozwalać na zabawy swoją osobą w taki sposób. Doszedł do wniosku, że mimo wszystko większą ochotę ma komuś przylać. Im mocniej tym lepiej.
Nie zdziwiło go ani trochę, że Felix słyszał o Evangeline Brandt. W pewnych kręgach była dosyć dobrze znana, albo z działalności przestępczej albo zamiłowania do fikuśnej biżuterii, która niestety wskazywała na kompletny brak jakiegokolwiek gustu. Nik widział te jej precjoza i od razu uznał, że nawet kijem by ich nie tknął, nawet jeśli świecidełka były sporo warte ze względu na ilość złota i szlachetnych kamieni w nich upchniętych. Niestety były zbyt paskudne, by chociażby próbować je kraść i może taki był zamiar właścicielki. Nik nie wnikał w takie niuanse. Starsza pani miała solidnie nawalone we łbie i Nik niestety jej nie trawił. Była więc idealnym workiem treningowym.
- Rodzina podobno się nawet ucieszy. Podobnoż pani Brandt posiada ładny majątek, którym nie chce podzielić się z siostrzeńcami. - odpowiedział uprzejmie, choć kącik ust mu drgnął w zalążku paskudnego uśmiechu. Oj tak, Nik słyszał to czy tamto, w bardzo dużej ilości. Nie zamierzał się jednak do tej wiedzy przyznawać, a sam uśmiech nie doszedł do skutku. Słowa o zapraszaniu spłynęły po nim jak po kaczce. Miał plan, plan nie wyszedł, zdarzało się. Mógł go w ogóle nie informować. Spodziewał się tego, że Felix go wywali razem ze starą wiedźmą. Zresztą nawet był przygotowany do tego, że będzie musiał na cito szukać innego zaklinacza. Jego reakcja zaskoczyła Nika kompletnie i chyba tylko dlatego odruchowo skierował się do wyjścia z biblioteki. Dopiero w drzwiach zorientował się, że grzecznie wykonuje polecenie Felixa i odwrócił się w jego stronę, posyłając mu oschłe spojrzenie. Robił to tylko dlatego, że rozparty pan wielki gospodarz nie miał pojęcia, w których krzakach wsadził babę. I naprawdę chciał jej wlać.
Dopiero wtedy poszedł, a raczej teleportował się, po swoją ofiarę. Nie szczypał się za specjalnie ani też nie traktował jej przesadnie brutalnie. Pozwolił kobiecie zwalić się na ziemię jak workowi kartofli, zdając sobie sprawę, że ziółka przestały działać. Szybkie zerknięcie na zegar uświadomiło mu, że miały do tego pełne prawo - nic przecież nie trwa wiecznie, czyż nie? A substancje roślinne miały to do siebie, że wiele zależało od dawki, wagi i metabolizmu. Uniósł lekko brwi, kiedy Felix zaczął prowadzić uprzejmą dyskusję z typiarą i zachował kamienny wyraz twarzy. Nawet w momencie, kiedy Felix stwierdził, że on zdenerwował Brandt i czy pokaże, jak bardzo mu przykro.
- Oczywiście. - skwitował beznamiętnie, by posłać Sommerfeltowi ostrzegawcze spojrzenie. Wyglądał, jakby mówił „nie przesadź, facet”, jednak mimo to zaszedł od tyłu kobietę. - Bardzo mi przykro. - oznajmił pozornie smutnym tonem, nachylając się do ucha kobiety. - Höfuðverkur. - wyszeptał, z satysfakcją słysząc jęk bólu. - Ładnie proszę o wybaczenie. - utrzymał smutny wyraz twarzy, a kobieta wyjęczała coś nieskładnie w odpowiedzi.
Höfuðverkur – przez II tury powoduje silny, niemal rozsadzający czaszkę ból głowy. Próg: 60.
55 (rzut) + 8 (statystyka): zaklęcie udane
Spojrzeniem odprowadził dłoń Felixa, gdy zlizywał krew z przeciętego palca. Jego myśli powędrowały w nieco przyjemniejsze rejony i poczuł lekkie szarpnięcie w podbrzuszu na widoki swojej wyobraźni. Natychmiast zdusił te odczucia, nie zamierzał więcej dać się ani sprowokować ani tym bardziej nie zamierzał się wydurniać i ujawniać własnych pragnień. Holt szedł tylko tam, gdzie był zapraszany i na pewno nie zamierzał pozwalać na zabawy swoją osobą w taki sposób. Doszedł do wniosku, że mimo wszystko większą ochotę ma komuś przylać. Im mocniej tym lepiej.
Nie zdziwiło go ani trochę, że Felix słyszał o Evangeline Brandt. W pewnych kręgach była dosyć dobrze znana, albo z działalności przestępczej albo zamiłowania do fikuśnej biżuterii, która niestety wskazywała na kompletny brak jakiegokolwiek gustu. Nik widział te jej precjoza i od razu uznał, że nawet kijem by ich nie tknął, nawet jeśli świecidełka były sporo warte ze względu na ilość złota i szlachetnych kamieni w nich upchniętych. Niestety były zbyt paskudne, by chociażby próbować je kraść i może taki był zamiar właścicielki. Nik nie wnikał w takie niuanse. Starsza pani miała solidnie nawalone we łbie i Nik niestety jej nie trawił. Była więc idealnym workiem treningowym.
- Rodzina podobno się nawet ucieszy. Podobnoż pani Brandt posiada ładny majątek, którym nie chce podzielić się z siostrzeńcami. - odpowiedział uprzejmie, choć kącik ust mu drgnął w zalążku paskudnego uśmiechu. Oj tak, Nik słyszał to czy tamto, w bardzo dużej ilości. Nie zamierzał się jednak do tej wiedzy przyznawać, a sam uśmiech nie doszedł do skutku. Słowa o zapraszaniu spłynęły po nim jak po kaczce. Miał plan, plan nie wyszedł, zdarzało się. Mógł go w ogóle nie informować. Spodziewał się tego, że Felix go wywali razem ze starą wiedźmą. Zresztą nawet był przygotowany do tego, że będzie musiał na cito szukać innego zaklinacza. Jego reakcja zaskoczyła Nika kompletnie i chyba tylko dlatego odruchowo skierował się do wyjścia z biblioteki. Dopiero w drzwiach zorientował się, że grzecznie wykonuje polecenie Felixa i odwrócił się w jego stronę, posyłając mu oschłe spojrzenie. Robił to tylko dlatego, że rozparty pan wielki gospodarz nie miał pojęcia, w których krzakach wsadził babę. I naprawdę chciał jej wlać.
Dopiero wtedy poszedł, a raczej teleportował się, po swoją ofiarę. Nie szczypał się za specjalnie ani też nie traktował jej przesadnie brutalnie. Pozwolił kobiecie zwalić się na ziemię jak workowi kartofli, zdając sobie sprawę, że ziółka przestały działać. Szybkie zerknięcie na zegar uświadomiło mu, że miały do tego pełne prawo - nic przecież nie trwa wiecznie, czyż nie? A substancje roślinne miały to do siebie, że wiele zależało od dawki, wagi i metabolizmu. Uniósł lekko brwi, kiedy Felix zaczął prowadzić uprzejmą dyskusję z typiarą i zachował kamienny wyraz twarzy. Nawet w momencie, kiedy Felix stwierdził, że on zdenerwował Brandt i czy pokaże, jak bardzo mu przykro.
- Oczywiście. - skwitował beznamiętnie, by posłać Sommerfeltowi ostrzegawcze spojrzenie. Wyglądał, jakby mówił „nie przesadź, facet”, jednak mimo to zaszedł od tyłu kobietę. - Bardzo mi przykro. - oznajmił pozornie smutnym tonem, nachylając się do ucha kobiety. - Höfuðverkur. - wyszeptał, z satysfakcją słysząc jęk bólu. - Ładnie proszę o wybaczenie. - utrzymał smutny wyraz twarzy, a kobieta wyjęczała coś nieskładnie w odpowiedzi.
Höfuðverkur – przez II tury powoduje silny, niemal rozsadzający czaszkę ból głowy. Próg: 60.
55 (rzut) + 8 (statystyka): zaklęcie udane
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Biblioteka Nie 5 Maj - 19:25
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'k100' : 55
'k100' : 55
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Wto 7 Maj - 19:17
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Kiedyś, lata temu, gdy dopiero uczył się zakazanej magii, Alma prowadzał go do rozmaitych piwnic, opuszczonych magazynów, ruder okupowanych już tylko przez okazjonalnych bezdomnych i pod osłoną nocy pokazywał, jak układać dłonie w odpowiednie gesty. Gdzie najlepiej ugodzić schwytanego specjalnie na okoliczność treningów człowieka, który miał pecha nie posiadać nikogo, kto zaniepokoiłby się jego nieobecnością. Nauka tej gałęzi magii zawsze łączyła się w głowie Felixa z ostrożnością, ze spokojnymi choć stanowczymi szeptami, że przede wszystkim musiał uważać, by nie dać się złapać, bo życie z pieczęcią na dłoni nie będzie się wiele różniło od biedy, z której miał szczęście wyjść. Przez bardzo długi czas, nawet gdy opuścił już Almę i wrócił do Midgardu, miał obsesję na punkcie ostrożności, na oglądaniu się przez ramię za każdym razem, gdy musiał załatwić coś osobiście w Przesmyku Lokiego, na czarowaniu tylko i wyłącznie w zaciszu własnego domu lub obok ludzi, co do których ufał, że nie mieli interesu w wydaniu go Kruczej Straży. To nie było łatwe życie – ale czy cokolwiek w życiu zaklinacza przyszło mu kiedyś bez trudu?
Problem w tym, że ostrożność ta chyba mu trochę obrzydła, spowszedniała. Smakowała gorzko w tyle gardła ilekroć łączył ją z postacią mężczyzny, którego kiedyś kochał, krzesząc iskry buntu. Kiedyś nie pozwoliłby zaciągnąć do wnętrza swojego domu osoby mającej posłużyć za worek treningowy lub ofiarę tortur, nie chcąc żadnych połączeń między sobą a ciałem porzuconym gdzieś, gdzie teoretycznie nikt nie powinien się na nie natknąć. Tylko właściwie dlaczego się tak upierał? Przez lata straż ani razu nie zainteresowała się jego osobą, nie miała powodu, by łączyć porządnego obywatela regularnie łożącego fundusze na cele charytatywne z ciemnymi sprawkami.
Nie zastanawiał się specjalnie, gdy polecił Nikowi przyprowadzić kobietę prowadzącą tak obrzydliwe interesy jak handel dziećmi, na jej widok we własnej bibliotece czując niezdrowe, uzależniające poczucie władzy. Jak król rozparty na tronie, spoglądający z góry na poddanego, na którego mógł wydać dowolny wyrok.
Świadomość ta musowała mu w żyłach, karmiła się wcześniejszą adrenaliną, niebezpiecznie rozrastała na resztkach podniecenia jak pasożyt. Zadowolenie z faktu, że Holt bez słowa wykonał jego polecenie, nie robiło nic by osłabić to uczucie podsycane teraz dodatkowo satysfakcją. Tą jego odmianą, która była gęsta jak melasa i słodka jak miód. Podobało mu się szczucie blondyna, dźganie go metaforycznym palcem między żebra, sprawdzanie jak daleko może się posunąć, zanim odwinie się z obnażonymi zębami. Może mógłby go ukształtować wedle własnego pomysłu, gdyby bardzo tego chciał. Może.
Z zainteresowaniem i uwagą lśniącymi w ciemnych oczach przyglądał się Nikowi chowającemu się za maską obojętności – posługiwał się nią dosyć sprawnie, ale Felix wyczuwał w tym jakąś sztuczność wywołaną być może niewystarczającym doświadczeniem, by wyszlifować umiejętność do perfekcji. Był młody – nie zapytał jak bardzo, czy powinien? - miał jeszcze czas.
Zwinął dłoń w luźną pięść i wsparł na niej policzek, słuchając absolutnie fałszywych przeprosin, przyglądając się jak palce Holta ułożyły się w znajomy symbol i... Czy to rozdrażnienie na pobłażliwość zaklęcia oraz niewielką krzywdę, jaką mogło wyrządzić liznęło mu właśnie wnętrzności, zostawiając między brwiami zmarszczkę?
- Chyba nie jest zadowolona z twoich przeprosin – rzucił, zwracając się bezpośrednio do Holta, chociaż spojrzenie Sommerfelta podążało chwilowo za kiwającą się wolno w przód i w tył kobietą, która w pewnym momencie podniosła ręce, zaciskając palce tak mocno na własnej głowie, że aż pobielały jej knykcie. Jęk jaki zaczął rwać się spomiędzy jej ust, przybierał na sile, wwiercając się drażniąco w uszy.
- Spróbuj Bein-illr – powiedział, dopiero po chwili podnosząc dłoń i układając palce w odpowiedni gest. Było coś masochistycznego w sugerowaniu tego konkretnego zaklęcia, w sposobie w jaki symulowało chorobę, z którą zmagał się całe życie.
- Sprawdźmy, czy zaśpiewa.
Problem w tym, że ostrożność ta chyba mu trochę obrzydła, spowszedniała. Smakowała gorzko w tyle gardła ilekroć łączył ją z postacią mężczyzny, którego kiedyś kochał, krzesząc iskry buntu. Kiedyś nie pozwoliłby zaciągnąć do wnętrza swojego domu osoby mającej posłużyć za worek treningowy lub ofiarę tortur, nie chcąc żadnych połączeń między sobą a ciałem porzuconym gdzieś, gdzie teoretycznie nikt nie powinien się na nie natknąć. Tylko właściwie dlaczego się tak upierał? Przez lata straż ani razu nie zainteresowała się jego osobą, nie miała powodu, by łączyć porządnego obywatela regularnie łożącego fundusze na cele charytatywne z ciemnymi sprawkami.
Nie zastanawiał się specjalnie, gdy polecił Nikowi przyprowadzić kobietę prowadzącą tak obrzydliwe interesy jak handel dziećmi, na jej widok we własnej bibliotece czując niezdrowe, uzależniające poczucie władzy. Jak król rozparty na tronie, spoglądający z góry na poddanego, na którego mógł wydać dowolny wyrok.
Świadomość ta musowała mu w żyłach, karmiła się wcześniejszą adrenaliną, niebezpiecznie rozrastała na resztkach podniecenia jak pasożyt. Zadowolenie z faktu, że Holt bez słowa wykonał jego polecenie, nie robiło nic by osłabić to uczucie podsycane teraz dodatkowo satysfakcją. Tą jego odmianą, która była gęsta jak melasa i słodka jak miód. Podobało mu się szczucie blondyna, dźganie go metaforycznym palcem między żebra, sprawdzanie jak daleko może się posunąć, zanim odwinie się z obnażonymi zębami. Może mógłby go ukształtować wedle własnego pomysłu, gdyby bardzo tego chciał. Może.
Z zainteresowaniem i uwagą lśniącymi w ciemnych oczach przyglądał się Nikowi chowającemu się za maską obojętności – posługiwał się nią dosyć sprawnie, ale Felix wyczuwał w tym jakąś sztuczność wywołaną być może niewystarczającym doświadczeniem, by wyszlifować umiejętność do perfekcji. Był młody – nie zapytał jak bardzo, czy powinien? - miał jeszcze czas.
Zwinął dłoń w luźną pięść i wsparł na niej policzek, słuchając absolutnie fałszywych przeprosin, przyglądając się jak palce Holta ułożyły się w znajomy symbol i... Czy to rozdrażnienie na pobłażliwość zaklęcia oraz niewielką krzywdę, jaką mogło wyrządzić liznęło mu właśnie wnętrzności, zostawiając między brwiami zmarszczkę?
- Chyba nie jest zadowolona z twoich przeprosin – rzucił, zwracając się bezpośrednio do Holta, chociaż spojrzenie Sommerfelta podążało chwilowo za kiwającą się wolno w przód i w tył kobietą, która w pewnym momencie podniosła ręce, zaciskając palce tak mocno na własnej głowie, że aż pobielały jej knykcie. Jęk jaki zaczął rwać się spomiędzy jej ust, przybierał na sile, wwiercając się drażniąco w uszy.
- Spróbuj Bein-illr – powiedział, dopiero po chwili podnosząc dłoń i układając palce w odpowiedni gest. Było coś masochistycznego w sugerowaniu tego konkretnego zaklęcia, w sposobie w jaki symulowało chorobę, z którą zmagał się całe życie.
- Sprawdźmy, czy zaśpiewa.
Nik Holt
Re: Biblioteka Wto 7 Maj - 19:27
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Ostrożność była ważna. Ostrożność była potrzebna. Ostrożność była przereklamowana. Oczywiście, że Nik zadbał, by nikt nie połączył go z panią Brandt, by nikt nawet nie dostrzegł, że zgarnął kobietę wprost z jej biura, do którego było całkiem łatwo się dostać przy otwartym oknie. Był całkowicie poza jakimkolwiek podejrzeniem nawet gdyby jej ciało wypłynęło, bo nikt nie miał powodów, by choćby przypuszczać, że Holt byłby chętny pozbyć się pani Brandt ze świata żywych.
Ryzyko było wkalkulowane w tak zwany zysk, choć nie zawsze był skłonny je podejmować. Bądź co bądź Kruczej Straży wystrzegał się niczym ognia, a swoją drugą działalność ujawniał tylko konkretnym i wybranym. Dla wszystkich wokół był zwykłym handlarzem roślinami, a że przy okazji miewał o wiele bardziej luksusowy towar w postaci narkotyków... Cóż. Nadal nie był pewny, czy dobrze zrobił pokazując je Blance. Na razie jednak nie zapukał do niego nikt podejrzany, więc być może wypadało uznać, że go jednak nie sprzedała. Jednak mimo wszystko lekko niepokój pozostawał. Teraz jednak nie czuł żadnego niepokoju, może najwyżej delikatną irytację na zachowanie Sommerfelta, który wprawdzie jeszcze nie zbliżał się do granicy, ale drażnił Nika kompletnie.
Zdecydował się jednak grać w jego grę. Gdyby nie obecność ich ofiary pewnie przewróciłby oczami, odburknął coś, może nawarczał na Felixa. A tak po prostu utrzymał beznamiętny wyraz twarzy, nieświadom, że nie wychodziło mu to aż tak dobrze, jak sądził. Może z winy złości, która nadal tkwiła wewnątrz niego. Może z ekscytacji, bo mimo wszystko radość z nauki wygrywała z gniewem, przynajmniej aktualnie. A może po prostu zaklinacz tak mocno załaził mu za skórę, że nie potrafił być aż tak opanowany, jakby chciał. Każda z tych opcji była tak samo prawdopodobna, więc Nik po prostu tego nie roztrząsał. Nawet, jeśli wyraz satysfakcji na twarzy Felixa drażnił go w środku, ale w jakiś inny, specyficzny sposób, którego nie umiał nazwać. Dlatego przekierował uwagę na pojękującą z bólu panią Brandt, by zaraz potem cicho parsknąć na komentarz Felixa. Wtedy, na chwilę, pozwolił beznamiętnej masce opaść na rzecz miny zasmuconego szczeniaczka. Oczywiście równie udawanej.
- Przykro mi? Nie nauczyli mnie ładnie przepraszać. - wbił psi wzrok w Felixa, patrząc uważnie na jego ręce i gest zaklęcie. Bein-illr. Posmakował w myślach słów, nie zdradzając się jednak z tym, że magii używać mógł i bez wypowiadania zaklęć na głos. To był atut, który wiele mu dawał.
- Blein-illr. - powiedział miękko, niczym dziecko ciekawe efektów swoich czynów. I jak takie samo dziecko uśmiechnął się z niewinną radością, gdy kobieta wrzasnęła, bo połamane kości przebiły jej skórę. Warto było zapamiętać to zaklęcie, by wykorzystać w przyszłości. Satysfakcja płynąca z twarzy Nika była wszystkim, co było potrzebne do wiedzy o nim - czerpał z tego radość. Bez względu na to, co wcześniej zrobiła mu Sirkku, czuł zadowolenie i radość z tego, że stara wiedźma cierpiała, bo jeśli ktokolwiek powinien cierpieć, to właśnie ona.
A potem przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. Plotki wymawiane po cichu na jej temat. Podniósł się, całkiem beztrosko i miękkim ruchem poszedł do Felixa, częstując się alkoholem z jego szklanki.
- Nie umie śpiewać. Nie te nuty. - skomentował spokojnie, wracając do beznamiętnego wyrazu twarzy. Przysiadł sobie bezczelnie na podłokietniku felixowego fotela. Całą złość, którą czuł, przeniósł na kobietę, z każdym jej krzykiem i każdą złamaną kością był mniej wkurzony, a co za tym idzie, milszy dla Sommerfelta. Poprzednia formalność nieco się wycofała.
- Kiedyś… Znalazłem jeszcze jedno zaklęcie. Takie interesujące. - zaczął towarzysko, zerkając na Felixa, niby kierując słowa do niego, ale cały czas patrzył na ich ofiarę. - Nie jestem tylko pewny, co to konkretnie robi... A może to nawet nie jest zaklęcie? Vaskur. - ułożył palce, patrząc w oczy kobiety z mrokiem, którego zwykle nie pokazywał. Jakby chciał powiedzieć jej coś dodatkowo, obserwując, jak się dusi. To było za te wszystkie sprzedane dzieci - za jego kolegów z estońskich ulic. Mała, prywatna i bardzo satysfakcjonująca zemsta.
Bein-illr – zaklęcie torturujące; powoduje wyjątkowo bolesne, powolne łamanie kości, które najczęściej przebijają skórę. Próg: 45.
43 + 8 > 45, udane
Vaskur – zaklęcie torturujące; powoduje, że ofiara odczuwa wrażenie, jakby tonęła, lecz równocześnie nie może też się udusić. Próg: 65.
65 + 8 > 65, udane
Ryzyko było wkalkulowane w tak zwany zysk, choć nie zawsze był skłonny je podejmować. Bądź co bądź Kruczej Straży wystrzegał się niczym ognia, a swoją drugą działalność ujawniał tylko konkretnym i wybranym. Dla wszystkich wokół był zwykłym handlarzem roślinami, a że przy okazji miewał o wiele bardziej luksusowy towar w postaci narkotyków... Cóż. Nadal nie był pewny, czy dobrze zrobił pokazując je Blance. Na razie jednak nie zapukał do niego nikt podejrzany, więc być może wypadało uznać, że go jednak nie sprzedała. Jednak mimo wszystko lekko niepokój pozostawał. Teraz jednak nie czuł żadnego niepokoju, może najwyżej delikatną irytację na zachowanie Sommerfelta, który wprawdzie jeszcze nie zbliżał się do granicy, ale drażnił Nika kompletnie.
Zdecydował się jednak grać w jego grę. Gdyby nie obecność ich ofiary pewnie przewróciłby oczami, odburknął coś, może nawarczał na Felixa. A tak po prostu utrzymał beznamiętny wyraz twarzy, nieświadom, że nie wychodziło mu to aż tak dobrze, jak sądził. Może z winy złości, która nadal tkwiła wewnątrz niego. Może z ekscytacji, bo mimo wszystko radość z nauki wygrywała z gniewem, przynajmniej aktualnie. A może po prostu zaklinacz tak mocno załaził mu za skórę, że nie potrafił być aż tak opanowany, jakby chciał. Każda z tych opcji była tak samo prawdopodobna, więc Nik po prostu tego nie roztrząsał. Nawet, jeśli wyraz satysfakcji na twarzy Felixa drażnił go w środku, ale w jakiś inny, specyficzny sposób, którego nie umiał nazwać. Dlatego przekierował uwagę na pojękującą z bólu panią Brandt, by zaraz potem cicho parsknąć na komentarz Felixa. Wtedy, na chwilę, pozwolił beznamiętnej masce opaść na rzecz miny zasmuconego szczeniaczka. Oczywiście równie udawanej.
- Przykro mi? Nie nauczyli mnie ładnie przepraszać. - wbił psi wzrok w Felixa, patrząc uważnie na jego ręce i gest zaklęcie. Bein-illr. Posmakował w myślach słów, nie zdradzając się jednak z tym, że magii używać mógł i bez wypowiadania zaklęć na głos. To był atut, który wiele mu dawał.
- Blein-illr. - powiedział miękko, niczym dziecko ciekawe efektów swoich czynów. I jak takie samo dziecko uśmiechnął się z niewinną radością, gdy kobieta wrzasnęła, bo połamane kości przebiły jej skórę. Warto było zapamiętać to zaklęcie, by wykorzystać w przyszłości. Satysfakcja płynąca z twarzy Nika była wszystkim, co było potrzebne do wiedzy o nim - czerpał z tego radość. Bez względu na to, co wcześniej zrobiła mu Sirkku, czuł zadowolenie i radość z tego, że stara wiedźma cierpiała, bo jeśli ktokolwiek powinien cierpieć, to właśnie ona.
A potem przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. Plotki wymawiane po cichu na jej temat. Podniósł się, całkiem beztrosko i miękkim ruchem poszedł do Felixa, częstując się alkoholem z jego szklanki.
- Nie umie śpiewać. Nie te nuty. - skomentował spokojnie, wracając do beznamiętnego wyrazu twarzy. Przysiadł sobie bezczelnie na podłokietniku felixowego fotela. Całą złość, którą czuł, przeniósł na kobietę, z każdym jej krzykiem i każdą złamaną kością był mniej wkurzony, a co za tym idzie, milszy dla Sommerfelta. Poprzednia formalność nieco się wycofała.
- Kiedyś… Znalazłem jeszcze jedno zaklęcie. Takie interesujące. - zaczął towarzysko, zerkając na Felixa, niby kierując słowa do niego, ale cały czas patrzył na ich ofiarę. - Nie jestem tylko pewny, co to konkretnie robi... A może to nawet nie jest zaklęcie? Vaskur. - ułożył palce, patrząc w oczy kobiety z mrokiem, którego zwykle nie pokazywał. Jakby chciał powiedzieć jej coś dodatkowo, obserwując, jak się dusi. To było za te wszystkie sprzedane dzieci - za jego kolegów z estońskich ulic. Mała, prywatna i bardzo satysfakcjonująca zemsta.
Bein-illr – zaklęcie torturujące; powoduje wyjątkowo bolesne, powolne łamanie kości, które najczęściej przebijają skórę. Próg: 45.
43 + 8 > 45, udane
Vaskur – zaklęcie torturujące; powoduje, że ofiara odczuwa wrażenie, jakby tonęła, lecz równocześnie nie może też się udusić. Próg: 65.
65 + 8 > 65, udane
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Mistrz Gry
Re: Biblioteka Wto 7 Maj - 19:27
The member 'Nik Holt' has done the following action : kości
'k100' : 43, 65
'k100' : 43, 65
Felix Sommerfelt
Re: Biblioteka Czw 16 Maj - 22:01
Felix SommerfeltŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Vardø, Norwegia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : złotnik, zaklinacz - właściciel salonu "Oddech Walkirii"
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : sroka
Atuty : zaklęty (I), rzemieślnik (II), odporny (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 25 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 26 / sprawność: 5 / charyzma: 8 / wiedza ogólna: 5
Felix nie sądził, by kiedykolwiek miał się przyzwyczaić do uczenia kogoś nawet, gdy miał odpowiednią wiedzę. Nie potrafił. Z jakiegoś powodu, mimo satysfakcji wynikającej z włożenia komuś w dłonie nowego narzędzia, coś w nim głęboko w środku wiło się zaniepokojone. Nie umiał tego nazwać ani na początku, gdy pokazywał Amandine, jak przy użyciu magii i narzędzi kształtować metale szlachetne, ani później kiedy niewinne lekcje złotnictwa przeszły w przekazywanie tajników splatania klątw i zaklęć mogących zainteresować wymiar sprawiedliwości. Nigdy się to nie zmieniło – jednoczesna satysfakcja i jakaś niepewność towarzyszyły mu za każdym razem. Najpierw przy Amandine i teraz tak samo przy Niku, który uczniem stał się z przypadku. Nie rozumiał tego, ale też nie zastanawiał się specjalnie nad dziwnym węzłem w piersi, gdy czyjeś roziskrzone oczy przyglądały mu się, jakby znał wszystkie sekrety wszechświata – uczucie w końcu zawsze mijało, ciche aż do następnego razu.
Choć na początku rozdrażniony, że Holt miał w sobie tyle bezczelności, by zaciągnąć w jego krzaki worek treningowy – choć nie można mu było odmówić też zaradności – teraz bawił się całkiem nieźle. Trochę jak mistrz marionetek, pociągający tu i ówdzie za sznureczki przyczepione do dwójki aktorów, sprawdzając, w jaki konkretnie taniec może ich wprawić. Pani Brandt była w tej całej sytuacji na całkowicie przegranej pozycji, bo chociaż należała do półświatka ze swoim ohydnym biznesem, Felix nigdy nie słyszał, by należała do grona ślepców. Na ile wiedział, interesowała ją hipnoza, ale jeśli sądzić tylko po zamglonym spojrzeniu, Nik zadbał o to, by nie potrafiła się wystarczająco skupić.
Przyglądał się, jak powtórzył zaklęcie, jakie mu podsunął, z jakąś masochistyczną satysfakcją przenosząc zaraz wzrok na ciało, w którym trzaskały kości, a ich ostra biel przebijała ciało. Drzewozrost wyglądał podobnie, choć nie obejmował więcej niż jednej kości naraz, a jego ostre wyrostki przybierały łagodniejsze kształty, prawie jak gałęzie. Jego choroba, choć sprawiała mu tak wiele bólu i stanowiła źródło niegasnącego niepokoju, była w jakiś sposób elegancka. Zachwycająca w makabryczny sposób.
Te ostre, wywołane zaklęciem potrzaskane odłamki zmieniające ciało w okrwawiony ochłap były po prostu ordynarne.
- Nie umie – przytaknął spokojnie, przekrzywiając lekko głowę i zerkając na chłopaka siadającego na podłokietniku fotela. Wiedział, że jest młody, nietrudno było to dojrzeć w cerze niepoprzecinanej jeszcze zmarszczkami i pewnej nieporadności, która pojawiała się niepytana, ale patrząc teraz na niego, miał pewność, że Nik musiał dorosnąć o wiele szybciej niż powinien. Że coś w jego życiu potoczyło się tak, by nie mógł pozwolić sobie na beztroskę tak długo, jak mógłby tego pragnąć i potrzebować. Zdawał sobie z tego sprawę czy nie, w jego spojrzeniu było coś smutnego.
A może Felix po prostu przenosił na niego własne doświadczenia, bardzo dobrze rozumiejąc przedwczesne dojrzewanie.
Odetchnął bezgłośnie, kiedy Nik sięgnął po zaklęcie Vaskur – ulubiony czar Amandine z dziedziny magii zakazanej, bo nie zostawiał trwałej krzywdy, a świetnie sprawdzał się jako narzędzie zastraszania. Osobiście niezbyt za nim przepadał, wybierając o wiele bardziej ostateczne rozwiązania, bo po prostu nie uważał, by należało marnować cenny czas na ludzi, którzy podnosili na niego ręce.
- Jest dobre, jeśli lubisz bawić się jedzeniem – rzucił z tą samą nieco gderliwą nutą, którą Holt miał już niejednokrotnie okazję słyszeć. Poprawił się na fotelu, jak gdyby nigdy nic pochylając się w jego kierunku, stykając się z nim ramieniem.
- Kofnun jest z tej samej działki, ale pozwala faktycznie kończyć sprawy, a nie tylko wyrywać muszkom nóżki – dodał. - No chyba że to lubisz. Kim jestem, żeby oceniać.
Potrafił dostrzec zastosowanie dla zaklęć torturujących, ale zwykle go nudziły. Ot po prostu. Jeśli potrzebował informacji, wiedział dokładnie kto i za jaką cenę spędzi trochę czasu, by je dla niego zdobyć.
Choć na początku rozdrażniony, że Holt miał w sobie tyle bezczelności, by zaciągnąć w jego krzaki worek treningowy – choć nie można mu było odmówić też zaradności – teraz bawił się całkiem nieźle. Trochę jak mistrz marionetek, pociągający tu i ówdzie za sznureczki przyczepione do dwójki aktorów, sprawdzając, w jaki konkretnie taniec może ich wprawić. Pani Brandt była w tej całej sytuacji na całkowicie przegranej pozycji, bo chociaż należała do półświatka ze swoim ohydnym biznesem, Felix nigdy nie słyszał, by należała do grona ślepców. Na ile wiedział, interesowała ją hipnoza, ale jeśli sądzić tylko po zamglonym spojrzeniu, Nik zadbał o to, by nie potrafiła się wystarczająco skupić.
Przyglądał się, jak powtórzył zaklęcie, jakie mu podsunął, z jakąś masochistyczną satysfakcją przenosząc zaraz wzrok na ciało, w którym trzaskały kości, a ich ostra biel przebijała ciało. Drzewozrost wyglądał podobnie, choć nie obejmował więcej niż jednej kości naraz, a jego ostre wyrostki przybierały łagodniejsze kształty, prawie jak gałęzie. Jego choroba, choć sprawiała mu tak wiele bólu i stanowiła źródło niegasnącego niepokoju, była w jakiś sposób elegancka. Zachwycająca w makabryczny sposób.
Te ostre, wywołane zaklęciem potrzaskane odłamki zmieniające ciało w okrwawiony ochłap były po prostu ordynarne.
- Nie umie – przytaknął spokojnie, przekrzywiając lekko głowę i zerkając na chłopaka siadającego na podłokietniku fotela. Wiedział, że jest młody, nietrudno było to dojrzeć w cerze niepoprzecinanej jeszcze zmarszczkami i pewnej nieporadności, która pojawiała się niepytana, ale patrząc teraz na niego, miał pewność, że Nik musiał dorosnąć o wiele szybciej niż powinien. Że coś w jego życiu potoczyło się tak, by nie mógł pozwolić sobie na beztroskę tak długo, jak mógłby tego pragnąć i potrzebować. Zdawał sobie z tego sprawę czy nie, w jego spojrzeniu było coś smutnego.
A może Felix po prostu przenosił na niego własne doświadczenia, bardzo dobrze rozumiejąc przedwczesne dojrzewanie.
Odetchnął bezgłośnie, kiedy Nik sięgnął po zaklęcie Vaskur – ulubiony czar Amandine z dziedziny magii zakazanej, bo nie zostawiał trwałej krzywdy, a świetnie sprawdzał się jako narzędzie zastraszania. Osobiście niezbyt za nim przepadał, wybierając o wiele bardziej ostateczne rozwiązania, bo po prostu nie uważał, by należało marnować cenny czas na ludzi, którzy podnosili na niego ręce.
- Jest dobre, jeśli lubisz bawić się jedzeniem – rzucił z tą samą nieco gderliwą nutą, którą Holt miał już niejednokrotnie okazję słyszeć. Poprawił się na fotelu, jak gdyby nigdy nic pochylając się w jego kierunku, stykając się z nim ramieniem.
- Kofnun jest z tej samej działki, ale pozwala faktycznie kończyć sprawy, a nie tylko wyrywać muszkom nóżki – dodał. - No chyba że to lubisz. Kim jestem, żeby oceniać.
Potrafił dostrzec zastosowanie dla zaklęć torturujących, ale zwykle go nudziły. Ot po prostu. Jeśli potrzebował informacji, wiedział dokładnie kto i za jaką cenę spędzi trochę czasu, by je dla niego zdobyć.
Nik Holt
Re: Biblioteka Pią 17 Maj - 12:45
Nik HoltWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Kohtla-Järve, Estonia
Wiek : 24 lata (udaje, że ma 29)
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : fossegrim
Zawód : łowca roślin i właściciel sklepu z roślinami
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kruk
Atuty : Miłośnik pojedynków (I), Znawca natury (II), Duch wodospadu
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 8 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 11 / sprawność fizyczna: 7 / charyzma: 10 / wiedza ogólna: 5
Jeśli ktoś zadałby mu to pytanie, Nik bez większego namysłu odpowiedziałby, że wcale nie był sadystą. Nie lubował się w zadawaniu bólu, tortury nie były jego działką, jednak teraz, dzisiaj, było coś magicznego w widoku kości przebijających skórę pani Brandt. Biel pokryta posoką, spływającą na podłogę biblioteki, artystycznie potrzaskana skóra i muzyka krzyku kobiety. Nie, Nik nie był sadystą, ale to była zemsta dziecka, które musiało żyć w strachu przed takimi, jak Evangeline Brandt. Teraz to ona się bała jego i to budziło w Holcie pokłady satysfakcji, której wcześniej nie był nawet świadomy. Wybrał panią Brandt, bo była łatwa w złowieniu i usunięciu z tego świata, a przy okazji mógł się przysłużyć tym czy innym dzieciakom ulicy. Ot zryw dobrego serca.
W pewnym sensie jednak Felix kombinował dobrze. Siedzący przy nim blondyn naprawdę musiał dorosnąć szybciej, czując, że jest zdany głównie na siebie. Aż w końcu został zdany tylko na siebie i efekty tego były teraz doskonale widoczne. Nik był idealnym przykładem dziecka, które musiało się bać tak długo, że w pewnym momencie jest zdolne zrobić wszystko, by więcej tego strachu nie czuć. By tym razem bali się jego, dokładnie tak, jak było teraz z panią Brandt, która patrzyła ze strachem zarówno na niego jak i na Felixa.
Możliwość upuszczenia złości, możliwość odegrania się na handlarce żywym towarem sprawiły, że był nieco lepiej nastawiony do Sommerfelta. Nie był już na niego aż tak wściekły za to, co mężczyzna mu zrobił, jak go potraktował. Można powiedzieć, że poznanie kilku dodatkowych zaklęć zakazanych sprawiło, że był skłonny wybaczyć mu tę zabawę swoją osobą, choć z przyczyn oczywistych nie zamierzał tego zapomnieć. Pewnych rzeczy się po prostu nie powtarzało, ale czemu miał sobie darować poznanie kolejnej porcji zaklęć? Nadal obawiał się przemiany, nadal nie miał pojęcia, co wtedy zrobi, ale chęć bycia silnym przeważała wszystkie obawy, które miał.
- Zrzędzisz. - stwierdził bezczelnie, ale jednocześnie z jakąś ciepłą nutą w głosie. Uśmiechał się przy tym szeroko, bez skrępowania przysuwając się jeszcze bliżej, gdy poczuł przyciśnięte do siebie ramię. - Czasem zabawa jedzeniem tylko wzmaga jego walory smakowe. - powiedział radośnie, z odruchu kładąc dłoń na udzie Sommerfelta.
- Kofnun. - zamruczał złowrogo, ciekaw tak naprawdę efektu, jaki osiągnie swoim zaklęciem. I ten efekt był naprawdę spektakularny. Patrzył, jak poraniona kobieta zaczyna się dusić, obserwował, jak cierpiała i czuł czysty spokój spowodowany tą sytuacją. Myśl o tym, że nie porwie już żadnego innego dziecka była bardzo pokrzepiająca. Informacje też umiał zdobywać, choć raczej handlował rzeczami materialnymi, ale nie zmieniało to faktu, że był zadowolony. Tak zwyczajnie i morderczo zadowolony. Możliwość drobnej zemsty o wiele lepiej nastawiła go do Sommerfelta.
- Chyba zaraz nam tu płuca wypluje, nie sądzisz? - rzucił z udawaną troską, by spojrzeć prosto w oczy Felixa, patrząc na niego z niewinnością wypisaną na twarzy. Wycofał zaklęcie, bo jednak zabicie jej w ten sposób byłoby zbyt szybkie i zbyt mało bolesne w porównaniu z tym, co zrobiła innym dzieciakom. - Trzeba ją otrzeźwić. Svipa! - rzucił twardo, rzucając następne zaklęcie. Smagnięcie batem obudziło kobietę, pozwoliło jej złapać oddech, ale też przez poprzednie rany sprawiło jej o wiele więcej bólu. Napawał się tym, musiał to przyznać i wcale nie czuł się z tym źle.
- Chociaż ona poczuje to, co jej ofiary. - wyszeptał do siebie, unosząc w górę obydwa kąciki ust.
Kofnun (Suffoco) – sprawia, że ofiara zaczyna się dusić.
Próg: zmienny, im więcej wyrzuconych oczek, tym skuteczniejszy i dłuższy proces. Przekroczenie wyniku 100 pozwala na morderstwo z uduszenia.
80 (rzut) + 8 (statystyka) = 88
Svipa (Flagelli) – zadaje uderzenie podobne do smagnięcia batem. Próg: 25
18 (rzut) + 8 (statystyka) > 25, udane
W pewnym sensie jednak Felix kombinował dobrze. Siedzący przy nim blondyn naprawdę musiał dorosnąć szybciej, czując, że jest zdany głównie na siebie. Aż w końcu został zdany tylko na siebie i efekty tego były teraz doskonale widoczne. Nik był idealnym przykładem dziecka, które musiało się bać tak długo, że w pewnym momencie jest zdolne zrobić wszystko, by więcej tego strachu nie czuć. By tym razem bali się jego, dokładnie tak, jak było teraz z panią Brandt, która patrzyła ze strachem zarówno na niego jak i na Felixa.
Możliwość upuszczenia złości, możliwość odegrania się na handlarce żywym towarem sprawiły, że był nieco lepiej nastawiony do Sommerfelta. Nie był już na niego aż tak wściekły za to, co mężczyzna mu zrobił, jak go potraktował. Można powiedzieć, że poznanie kilku dodatkowych zaklęć zakazanych sprawiło, że był skłonny wybaczyć mu tę zabawę swoją osobą, choć z przyczyn oczywistych nie zamierzał tego zapomnieć. Pewnych rzeczy się po prostu nie powtarzało, ale czemu miał sobie darować poznanie kolejnej porcji zaklęć? Nadal obawiał się przemiany, nadal nie miał pojęcia, co wtedy zrobi, ale chęć bycia silnym przeważała wszystkie obawy, które miał.
- Zrzędzisz. - stwierdził bezczelnie, ale jednocześnie z jakąś ciepłą nutą w głosie. Uśmiechał się przy tym szeroko, bez skrępowania przysuwając się jeszcze bliżej, gdy poczuł przyciśnięte do siebie ramię. - Czasem zabawa jedzeniem tylko wzmaga jego walory smakowe. - powiedział radośnie, z odruchu kładąc dłoń na udzie Sommerfelta.
- Kofnun. - zamruczał złowrogo, ciekaw tak naprawdę efektu, jaki osiągnie swoim zaklęciem. I ten efekt był naprawdę spektakularny. Patrzył, jak poraniona kobieta zaczyna się dusić, obserwował, jak cierpiała i czuł czysty spokój spowodowany tą sytuacją. Myśl o tym, że nie porwie już żadnego innego dziecka była bardzo pokrzepiająca. Informacje też umiał zdobywać, choć raczej handlował rzeczami materialnymi, ale nie zmieniało to faktu, że był zadowolony. Tak zwyczajnie i morderczo zadowolony. Możliwość drobnej zemsty o wiele lepiej nastawiła go do Sommerfelta.
- Chyba zaraz nam tu płuca wypluje, nie sądzisz? - rzucił z udawaną troską, by spojrzeć prosto w oczy Felixa, patrząc na niego z niewinnością wypisaną na twarzy. Wycofał zaklęcie, bo jednak zabicie jej w ten sposób byłoby zbyt szybkie i zbyt mało bolesne w porównaniu z tym, co zrobiła innym dzieciakom. - Trzeba ją otrzeźwić. Svipa! - rzucił twardo, rzucając następne zaklęcie. Smagnięcie batem obudziło kobietę, pozwoliło jej złapać oddech, ale też przez poprzednie rany sprawiło jej o wiele więcej bólu. Napawał się tym, musiał to przyznać i wcale nie czuł się z tym źle.
- Chociaż ona poczuje to, co jej ofiary. - wyszeptał do siebie, unosząc w górę obydwa kąciki ust.
Kofnun (Suffoco) – sprawia, że ofiara zaczyna się dusić.
Próg: zmienny, im więcej wyrzuconych oczek, tym skuteczniejszy i dłuższy proces. Przekroczenie wyniku 100 pozwala na morderstwo z uduszenia.
80 (rzut) + 8 (statystyka) = 88
Svipa (Flagelli) – zadaje uderzenie podobne do smagnięcia batem. Próg: 25
18 (rzut) + 8 (statystyka) > 25, udane
Dance with the waves
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Move with the sea.
Let the rhythm of the water
Set your soul free.
Strona 1 z 2 • 1, 2