Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Sypialnia

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sypialnia
    Sypialnia jest najbardziej barwnym pomieszczeniem w mieszkaniu i najbardziej przypomina jej pokój z domu rodzinnego w Brazylii. Na ścianach wiszą rośliny, o dziwo żywe, które w ciepłym pomieszczeniu czują się znakomicie. Łóżko jest wielkie, acz niestandardowe, bo jest to jedynie materac ułożony na podłodze. Jest jednak wystarczająco miękki i wygodny, obłożony dodatkowo kocami. Prócz tego w pomieszczeniu znajdują się dwie duże szafy, komoda i kilka mniejszych szafek.
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    20.06.2001

    Minęło kilka godzin od momentu ich wspólnych zakupów - godzin, w trakcie których Przesmyk upomniał się o nią grzmiącym, niespodziewanym wezwaniem i gniewnym błyskiem w wujowskim oku, zapowiedzią nadciągających nad ich głowy burzowych chmur. Z początku Asterin spodziewała się kolejnej tyrady (pod adresem własnym lub ściśle podlegającej jej grupy), prawdopodobnie okupionej limem pod okiem, wykręceniem kończyny albo rozcięciem wargi, ale na miejscu okazało się, że wściekłość mafijnego hegemona nie biegła w jej kierunku. Miała po prostu być jej świadkiem. Stać u jego boku, gdy galdr w krwawy sposób przypomni swoim ludziom, jak bardzo nieopłacalne potrafiły być porażki. Zjawiła się więc, oczywiście, że się zjawiła. Z zimnym grymasem odciśniętym na twarzy, obojętnym i bezlitosnym, spoglądała na masakrę jednego z najciężej zawinionych i nie mrugnęła okiem, nie zrobiła tego nawet kiedy trzech pozostałych zbrukało własne ciała różnymi wydzielinami i w pomieszczeniu rozniósł się dławiący fetor ludzkiego przerażenia. Nie mieli szans. Gdyby nie podarował im życia, wszyscy skończyliby martwi, zmieleni na miazgę niepodobną do człowieka - i również wszyscy z nich o tym wiedzieli. Później krzywizną własnego uśmiechu odpowiedziała na dyskretny uśmiech, który posłał jej Wujek, zaraz przed tym, jak okręciła się na pięcie i wyszła; uśmiechaj się, póki wciąż masz wargi, chuju.
    A gdy w końcu skierowała się do mieszkania Vai, wyglądała jak ostatnia łajza.
    Podmokłe kałuże osnutej zmrokiem alejki Ymira pozostawiły ślady na krańcach jej nogawek, bluzka przesiąkła stęchlizną gryzącego nozdrza tytoniu i innych zapachów, o których niespecjalnie miała ochotę myśleć, więc przed wejściem do kamieniczki, w spowitej cieniami uliczce wolnej od towarzystwa, Asterin wymamrotała pod nosem ciche klæða, oddając sobie garść świeżości. Żyły zajarzyły się czernią, biel spowiła oczy, ale wciśnięta gdzieś w najdalszy kąt od ludzkich skupisk, po prostu to przeczekała. W międzyczasie nieznośne pulsowanie w skroniach zaczynało wreszcie się wyciszać: szum krwi przygasał, adrenalina bladła, a do głowy powracała przyjemna cisza, oddzielająca przestępcze życie grubą kreską od tego… cokolwiek dzieliła z Vaią. Od tej innej i obcej normalności; nietypowości, która być może byłaby jej codziennością, gdyby los potoczył się inaczej.
    Załomotała do drzwi i błysnęła szelmowskim uśmiechem, czysta, pachnąca, z włosami ściśniętymi w luźną kitkę, a gdy tylko przejście stanęło otworem, Asterin bezceremonialnie weszła do środka, łapczywym spojrzeniem wodząc po wnętrzu mieszkania.
    - Już jestem - zakomunikowała oczywistość i sięgnęła do torby przewieszonej przez ramię, z której wydobyła butelkę wina. Może nie najlepszego, nie ekskluzywnego, ale dobrego, kupionego po drodze w sklepie, którego renoma nie budziła wątpliwości w porównaniu do spelun Przesmyku - gdzie alkohol całkiem dosłownie wypalał gardło. - Ładnie - skomentowała wystrój, prosty, ale ciepły, kojarzący się jej z… z miejscem, z którego pochodziła Vaia, nieważne więc jakim, skoro po prostu dalekim. - Pomyślałam, że łatwiej zniesiesz przekopywanie się przez zawartość twojej szafy z drobnym wsparciem morale - podsunęła gospodyni butelkę z kocią swobodą. Zdążyła już upchnąć w niej nowe zakupy? Wcisnęła je na dno garderoby, prędko zapomniane, wyparte i zakazane?

    Klæða (Lavo) – czyści i prasuje ubrania.
    20 | 28 + 10 = 38
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Asterin Eggen' has done the following action : kości


    'k100' : 28
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    W zasadzie w pewien sposób Vaia spodziewała się, że od razu trafią do jej mieszkania, ale po namyśle wyszło jej, że całkiem logiczny był fakt, że tak się nie stało. Asterin musiała przecież odtransportować swoje rzeczy do domu, pewnie też miała jakieś inne plany – liczenie na to, że blondynka bez wahania zgodzi się na „już, teraz” było no… odrobinkę naiwne ze strony Barros. Umówiły się więc na ten sam dzień, ale kilka godzin później, co Vai jak najbardziej pasowało. W międzyczasie zresztą sama zdążyła wyjść na miasto i załatwić kilka swoich rzeczy, choć powstrzymała się przed zakupem większej ilości ciuchów. No, może poza jednymi spodniami, które leżały na niej jak druga skóra i błagały, by zabrała je ze sobą do domu. Kimże była, by im odmawiać…
    Kiedy wróciła, Asterin jeszcze nie było – nawet i dobrze, mimo wszystko nie chciała, by kobieta czekała na nią pod drzwiami – więc w zasadzie od razu zabrała się za wywalenie wszystkiego ze swojej własnej szafy. Przejrzała wzrokiem ciuchy, których jakoś wiele nie było i na wieszak od razu trafiła zakupiona dzisiaj błyszcząca kreacja (potem przecież i tak zawali ją innymi rzeczami), a dziwne półprzezroczyste coś i piżamka do szuflady, w której trzymała bieliznę. Tego nie ruszała, bo chyba raczej tej części garderoby nie będzie wymieniała…? Chyba. Nie była tego pewna.
    Tak czy siak sypialnia zaczęła przypominać pobojowisko z ciuchami ułożonymi w schludne kupki, gdy w usłyszała łomot do drzwi. Zerwała się z miejsca i na bosaka popędziła do drzwi, zaraz potem odblokowując trzy zamki i uchylając wejście. Widząc samą Asterin miała zamiar wciągnąć ją bezceremonialnie do środka, ale na szczęście blondynka sama weszła bez pytania i bardzo dobrze.
    - Bardzo mnie to cieszy. – roześmiała się i z powrotem zaryglowała drzwi. – Sąsiadka. Upierdliwe babsko, do tego monitoring osiedlowy. Nie mam ochoty, żeby się tu wtarabaniła. – przetłumaczyła blondynce i zmierzyła wzrokiem butelkę alkoholu, szczerząc ząbki. To wcale a wcale nie był taki zły pomysł, a nawet wręcz przeciwnie, Vaia była bardzo zadowolona z tego powodu.
    - Dzięki. Taki kawałek rodzinnych stron. – przyznała odrobinkę nieśmiało. – I to jest bardzo dobre myślenie moja droga. Zaczęłam robić już wstępne porządki, czyli po prostu wytargałam na podłodze to, co mam. Zaraz będziemy przeglądać, co kategorycznie zostaje, a czego można się pozbyć… - od razu było widać, że na stertkach były głównie spodnie, koszule, T-shirty i jakieś bluzy. Praktycznie żadnej sukienki, może jedna czy dwie spódniczki. Odebrała od Asterin butelkę i poszła po kieliszki. To, że ona sama najczęściej piła z gwinta nie oznaczało od razu, że inni robili tak samo. Odłożyła wszystko na jedną z szafek – tę, w której miała wszelkiego typu „pierdółki” do rytuałów magicznych rodem z Brazylii – i klapnęła na łóżku, patrząc na blondynkę.
    - Dobra, to od czego chcesz zacząć? Dwie wielkie szafy i komoda to na ciuchy, szafy bardziej, w komodach to takie bardziej bieliźniane rzeczy. – wyjaśniła. – W ogóle to czuj się jak u siebie i się nie krępuj. I tak wydaje mi się, że dzisiaj jesteśmy same, a jakby Es wrócił, to nie będzie przeszkadzał. – kącik ust jej lekko drgnął, bo co jak co, ale Barros w jej garderobę się nie wcinał. Nawet, jeśli łaziła w koszulce, którą od niego kiedyś „pożyczyła”.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Trzy zamki - pragmatycznie, rozsądnie, szczególnie gdy było się Kruczą Strażniczką. Kimś, kogo bez wahania należałoby wyeliminować w ramach wyrównania rachunków, zakopać w bezimiennej mogile gdzieś na obrzeżach miasta, w paszczy gęstego boru, i kimś, kogo Asterin nie potrafiła zniszczyć w ten sposób - jeszcze, lub być może nigdy.
    - Sąsiadka włazi ci do domu? - upewniła się z mimowolnym parsknięciem, obrzuciwszy system zamkowy dłuższym spojrzeniem. Sposób obrony przed natrętną mieszkanką kamienicy zdawał się przygotowany na wyrost, jeden rygiel powinien w zupełności wystarczyć, jednak z drugiej strony Eggen nie znała możliwości rzeczonej kobiety, ani uporu, który mógł jej towarzyszyć. Może była demonem w ludzkiej skórze. - Skoro wtarabania się akurat do ciebie, pewnie masz coś na sumieniu - zauważyła prowokacyjnie. Mężczyzn lub kobiety zapraszanych wieczorami i wychodzących o brzasku? Libacje do późna, z dźwiękami tłuczonego szkła i hucznych śmiechów? Inne sekrety, rozpalające wyobraźnię kogoś, kogo oceniła jako wyjątkowo zdeterminowaną staruszkę? Sama miała tyle szczęścia, że mieszkający na Ymirze sąsiedzi wiedzieli, kim była. Znali jej renomę i możliwości, a więc trzymali stosowny dystans, spuściwszy wzrok, ilekroć ich mijała; co bardziej otwarci kiwali głową, ale nie rozpoczynali rozmów, co było jej na rękę. Nie szukała towarzystwa w swojej kamienicy. Nie szukała sposobów na odgonienie samotności, wręcz otaczała się nią jak bezpiecznym kokonem, czymś nie doświadczanym zbyt często na Przesmyku.
    - Jesteś przygotowana, świetnie - kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko, bo zdawało się jej, że widzi w Vi iskierkę prawdziwego, szczerego entuzjazmu. Wciąż bladą i delikatną, ale jaśniejącą własnym wewnętrznym światłem, jak gdyby długo oczekiwała na ten moment i potrzebowała tylko stanowczego kopnięcia, by ruszyć się na owej ścieżce. Może to zaledwie mylne wrażenie, ale Asterin chciała wierzyć, że właśnie tak było. Zerknęła więc do sypialni, tymczasowego odzieżowego pobojowiska przygotowanego przez gospodynię, i uśmiechnęła się jeszcze szerzej na widok posegregowanych pagórków tkanin - jednych bardziej kolorowych, innych wypłowiałych i już na pierwszy rzut oka poważnie znoszonych.
    Zanim na dobre weszła do pokoju, zostawiła buty przy drzwiach, a lekką, letnią kurtkę zawiesiła na wieszak, po czym zagłębiła się w prywatnym królestwie przyjaciółki, przemierzając trasę od sekcji do sekcji. Będą miały sporo pracy, ale nie tak wiele, jak sądziła. Vaia miała zdecydowanie mniej ubrań, niż Asterin, upychając zdobycze w szafach, w których powoli przestawały się mieścić; zagłębiwszy dłonie w pierwszej stercie, niespiesznie unosiła tkaninę po tkaninie i oglądała ją z każdej strony, kątem oka raz po raz spoglądając na Barros.
    - Od t-shirtów, bo zdaje się, że masz ich najwięcej. Niektóre nadają się już tylko na piżamy - westchnęła i obróciła trzymaną w dłoniach koszulkę tak, by Vi mogła bez trudu spojrzeć na jej front. Czarny materiał już dawno zatracił głęboką barwę, teraz w najlepszym wypadku mógłby uchodzić za ciemną szarość, ale jego powierzchnia była zmechacona, niewyjściowa. - Na przykład tu. Nadruku zaraz w ogóle nie będzie widać - oceniła, bo płaty kolorów faktycznie odchodziły od motywu umieszczonego na wysokości dekoltu i brzucha, Asterin miała wręcz problem z tym, żeby pojąć, co przedstawiał. Oczywiście, w pewnych kręgach mogłoby to zostać docenione jako abstrakcja, ale raczej nie o to im chodziło. - Masz takich więcej? Zminimalizujemy straty, te, które jeszcze da się wykorzystać na prawo, a te, które przypominają dupę Odyna, na lewo - zarządziła z entuzjazmem, odłożywszy dotychczas trzymaną koszulkę na lewą stronę łóżka, po czym sięgnęła do kieliszka z winem i wypiła zeń kilka solidnych łyków. Zapowiadała się dobra zabawa, choć coś przykuło jej uwagę i jej oczy zwęziły się jak oczy węża, który właśnie wypatrzył ofiarę. - Jakby Es wrócił? - powtórzyła po niej przeciągle, podejrzliwie, i przechyliła głowę do ramienia, zdradzając ostrą na krańcach ciekawość. Barros twierdziła, że nikogo nie ma, tymczasem wystarczyło wejść do wnętrza jej mieszkania, by już natrafić na niespodziankę.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Posłała Asterin smutny, a nawet wręcz rozpaczliwy uśmiech słysząc pytanie o sąsiadce pakującej się jej na kwadrat. Prawdę mówiąc nie miała pojęcia, jak właściwie wytłumaczyć blondynce, gdzie leżał faktyczny problem. Zaraz potem też prychnęła wymownie.
    - Taaaa, mam mnóstwo na sumieniu. - prychnęła. - Nie jestem ze Skandynawii, mieszkam sama, wracam w różnych godzinach i ewidentnie nie mam rodziny. Szanowna pani, sto kilo żywej wagi co najmniej, uważa natomiast, że jej obowiązkiem jej wiedzieć wszystko o wszystkich, komentować wystrój mojego mieszkania, wpierdalać się w życie osobiste i narzekać na wszystko, co odstaje od, jej zdaniem, jedynego słusznego modelu życia. Czyli piątki dzieci, męża i jedynego celu życiowego w postaci gotowania tejże gromadce obiadów. I kto to widział dziewczynę samą bez męża, kto to widział puchate dywany i ogrzewanie podłogowe, kto to widział pracę w różnych godzinach, ale wcale jej to nie przeszkadza w narzekaniu, że powinnam coś zrobić, bo sąsiadka mieszka sama z mężem i nie mają dzieci, sąsiad nosi spodnie z łańcuchami, a kolejna sąsiadka zatrzasnęła jej drzwi przed nosem, a dzieci spod czwórki hałasują. Ach no i drugi sąsiad to na pewno przestępca i mam go zamknąć, bo nie mówi jej dzień dobry i nie chciał zanieść jej zakupów. - wyrecytowała śpiewkę tego osiedlowego monitoringu. Oczywiście było tego o wiele więcej, ale to chyba wystarczyło, by Asterin zrozumiała konieczność tylu zamków. Choć tutaj też wchodziła w grę delikatna paranoja Vai, ale kto w jej pracy by nie miał ciągłego poczucia zagrożenia? To chyba było wpisane w ten zawód. Chlapnęła sobie wina i westchnęła lekko, przyglądając się, jak Asterin bierze ze sterty pierwszą lepszą koszulkę.
    - Pewnie tak. Zwykle kupuję spory zapas, bo łatwo się niszczą. - przyznała jej rację w kwestii górnej części ubioru i podniosła tyłek z łóżka, marszcząc lekko brwi na widok t-shirtu, który wyjęła blondynka. W sumie sama nie była w stanie ocenić, co przedstawiał nadruk. W zasadzie to nawet nie pamiętała już pochodzenia tej konkretnej sztuki odzieży. - Szczerze, to gdy przeprowadzałam się z Brazylii tutaj, to brałam rzeczy trochę na chybi-trafi z szafy, więc pewnie takich potworków będzie sporo. - sięgnęła po kolejny T-shirt. Ten nie miał żadnego nadruku, ale za to posiadał sporą dziurę na wysokości żeber. Po chwili namysłu Vaia zidentyfikowała przyczynę. - Héctor. Cholerna wiewiórka. I jak wygląda dupa Odyna? - posłała jej zaciekawiona i podejrzliwe spojrzenie, trochę się śmiejąc z tego określeniami. Dziurawa koszulka wylądowała po lewej stronie, a Vi złapała za następną, monitorując przy okazji, co brała w ręce Asterin. Domyślała się, że sporo pójdzie do wywalenia.
    - Piżamowe rzeczy są w komodzie. - dodała tak profilaktycznie i na kupkę na wprost ułożyła esową koszulkę z kapibarą. Co poradzić, uwielbiała ją. Wymruczane zaklęcie odświeżyło kolory i materiał.
    - Yup. Ale mówię, wątpię, żeby przeszkadzał. Raczej nie wpieprza się w moją garderobę, chyba że jest pokrwawiona. - kompletnie nie rozumiała spojrzenia blondynki. A przynajmniej jeszcze nie załapała, o co jej chodzi. - No i nie powiem, żeby był ultra towarzyską osobą. - dodała, prostując się znad kupki t-shirtów. Załapała jej pytanie dopiero po chwili i parsknęła śmiechem. - Es to brat. Nie doszukuj się paskudo! Brat, który u mnie pomieszkuje aktualnie, ku mojej radości, bo mi trochę nudno samej bywało. - prychnęła chichocząc. - Już się dowiedziałam, że mi burdel z mieszkania robi, że co to za porządki, że sąsiadka sobie nie życzy i że jest dla mnie za stary. A w ogóle to powinnam sobie znaleźć lokalnego chłopa. - parsknęła szczerze i pokręciła głową. - Ej ej ej, to zostaw! Ona ma być taka podarta! Zobacz, że jest zaobrębiona! To są dziury artystyczne, przykrywka w wersji lump uliczny. - zachichotała.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Barwna opowieść przyjaciółki wypełniła przestrzeń między nimi gamą sytuacji, które Asterin widziała oczyma wyobraźni nawet bez konieczności przymykania powiek. Znała takich ludzi i ich ponadprzeciętne możliwości, ich zdolność do psucia krwi bogom ducha winnym sąsiadom, jak gdyby od tego zależała ich własna świetlana przyszłość. Wzrok zatrzymany na twarzy Vai wyrażał pełne politowania rozbawienie, w trakcie którego bez trudu nadążała za meandrującym scenariuszem, a gdy ostatnie słowo wydobyło się z gardła gospodyni, zaśmiała się cicho pod nosem.
    - Już ją lubię. Nasłałabym ją na kumpla, żeby go powkurwiać - oceniła ze złośliwym migotem zamkniętym w spojrzeniu. Na myśli miała Magnusa, którego w obecności Kruczej Strażniczki nie nazwałaby bratem; poza Przesmykiem mało kto zdawał sobie sprawę z ich pokrewieństwa, ale wystarczyłby jeden rzut okiem do akt ślepców, by fasada przyjaźni runęła, a na jej miejscu powstały pytania i wnioski. Z drugiej strony - równie dobrze mogłaby gęgającą staruszkę nasłać na Vernera i obserwować gdzieś z bezpiecznego zakątka, jak sobie z nią poradzi - tyle że znając jego pozorną doskonałość, zapewne przekabaciłby kobietę na swoją stronę i wymierzał nią jak ostrze przeznaczone swoim wrogom.
    - Na szczęście nie musisz się do nich już przywiązywać. Nigdy nie uważałam, że miejsce potworów jest w szafach, a te tutaj, cóż, powiedzmy, że niektóre są wyjątkowo szkaradne - podsumowała przypadkowość jej garderoby i uśmiechnęła się szeroko, z charakterstyczną sobie zaczepnością. Zdrapane w praniu nadruki, wypłowiałe tkaniny, fragmenty podziurawione przez ząbki gryzonia, takie właśnie przesiewały spośród pozostałych, skrupulatnie oceniając każdy eksponat i wydzielając mu miejsce albo po prawej, albo po lewej. - Nie wiem, nie pokazywał mi - parsknęła, przy okazji zarządziwszy własną przerwę, podczas której sięgnęła do kieliszka z winem i wychyliła kilka łyków. Trunek nie był nawet w połowie tak mocny, żeby ją upić, jednak przyjemnie relaksował mięśnie i taką też wyznaczyła mu rolę. - Ale nie byłabym zdziwiona, gdyby przehandlował jeden pośladek w zamian za… Co on tam miał, mądrość? To teraz za coś innego. Może za zmysł estetyczny - nonszalancko zahaczała o herezję, niewiele robiąc sobie z religijności. Bogowie nigdy nie uczynili dla niej nic dobrego, same Norny każdego dnia naradzały się ile jeszcze kłód można będzie cisnąć pod jej nogi, Asterin odpłacała się zatem złośliwością na ich bezduszność, bo tylko tyle mogła osiągnąć z posępnego padołu profanum.
    - Czyli masz dedykowane piżamy? No, no, proszę. Myślałam, że jak spierzesz jakiś t-shirt do granic wytrzymałości, wtedy ten awansuje na piżamę - stwierdziła, bez wytchnienia przekopując wraz z Barros kolejne egzemplarze koszulek, spośród których sporo odkładała na stronę przeznaczoną przeżyciu. Wyzbycie się z garderoby przyjaciółki większości odzieży pozostawiłoby ją w pustce i zmusiło do wydania zbyt dużej ilości gotówki na nowe rzeczy, lepiej więc było planować przyszłość z rozmysłem, krok po kroku - aby przez przypadek nie puścić jej z torbami. - Kiedyś sama tak robiłam - przyznała i lekko wzruszyła ramieniem. Kiedyś, gdy była zaledwie dzieckiem w wujowskich nogach, ryzykowną inwestycją, jaka musiała na siebie zarobić, zanim doczeka się nagród - ale i wcześniej, kiedy w ścianach rodzinnego domu kłębiła się bieda popiskująca w garnkach i wypełniająca szafy większą liczbą moli niż ubrań.
    Wspomnienia gniazda, z którego wyrosła, na moment zabarwiły jej myśli goryczą, z której wyswobodziła ją kwestia Estebana. Asterin zerknęła na przyjaciółkę podejrzliwie, a by zaakcentować własną ciekawość, podparła dłoń na biodrze, oczekująca bardziej szczegółowych odpowiedzi, które szczęśliwie nadeszły już niebawem.
    - No wiesz? A myślałam, że kryje się za tym coś ciekawego. Nie wchodzicie sobie na głowę? - zapytała, kącik jej ust drgnął ku górze. Oczywiście, że jej sąsiadka miała co do tego własną teorię, wzorzystą interpretację, ale czy Eggen mogła się jej dziwić? Wystarczyło zaledwie przytoczone w rozmowie imię, żeby sama doszła do podobnych wniosków, a ich brak odbił się w niej niezaspokojoną potrzebą małego pikantnego skandalu. - Nikogo nie potrzebujesz i niczego nie powinnaś, jeśli nie chcesz - dodała stanowczo, to z pewnością nie oczekiwało na dyskusję, nie było też czymś, w co ingerować mogli inni ludzie. Miłość czy seks potrzebowały zainteresowania samej Vai, ale i kogoś, kto nie okaże się kompletnym patałachem, wobec czego płeć miała naprawdę niewielkie znaczenie. - Mhm, niech będzie - odłożyła więc koszulkę na odpowiednią kupkę, aczkolwiek coś wezbrało w niej buntem. Czy nie tym była? Lumpem ulicznym? Czerwiem żywiącym się na gnijących tkankach Przesmyku, kimś, kto w innych okolicznościach stałby się nieświadomą przykrywki towarzyszką w brudnych kuluarach alejki, tyle że dla niej, choć ubierała się podobnie, takie ubrania nie były fałszem, a zbroją. - Co potem? Spodnie? - spytała swobodnie, bo cierpkość rozmyślań pozostała zamknięta pod sklepieniem czaszki. Doskonale znała swoją rolę i to, co się z nią wiązało; znała charakterystykę mikroświata, w którym mieszkała, oraz roli, którą przyjęła, w oczach reszty społeczeństwa. I nie doskwierało jej to. Wiedz czym jesteś, a nikt nie wykorzysta tego przeciwko tobie.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Na twarzy Vai pojawiło się czyste powątoiewanie, gdy Asterin postanowiła nasłać jej sąsiadkę na swojego kumpla. Strażniczka nie wnikała, na jakiego, nie musiała znać i nie znała wszystkich znajomych blondynki, czasem najwyżej, jeśli ta wymieniła kogoś z imienia. Sama zresztą też rzadko kiedy operowała imionami swoich znajomych, ot taki nawyk. Imiona nic by Asterin nie powiedziały, w Midgardzie miała stosunkowo wąskie grono, a w Brazylii się już nie liczyło. Mimo wszystko jednak takiej sąsiadki nie życzyłaby żadnemu wrogowi... Przymknęła na chwilę oczy i westchnęła głęboko.
    - Chciałabym powiedzieć, że tak nie wolno, ale cholernie chętnie zobaczyłabym starcie tej baby z moim dawnym dowódcą. - uśmiechnęła się szeroko. - To byłoby spotkanie, które obstawialiby wszyscy dookoła. - zaczęła chichotać. Udawanie, że nie bawił jej ten widok, było bardzo bezcelowe i dała sobie z tym siana. Nie miało to najmniejszego sensu. Asterin chyba też bawił widok sąsiadki napuszonej na jej znajomego, więc były zdecydowanie do przodu.
    - No i właśnie dlatego jesteś mi potrzebne. - klasnęła w dłonie. - Kompletnie nie znam się na odzieży, modzie i w dodatku jestem zbyt przywiązana do starych ciuchów. Jakby co - wywalaj, co uważasz za słuszne, postaram się aż tak nie protestować. A przynajmniej motywować, czemu chcę zostawiać takie potworki. I na koszty nie patrz, raczej nie wywalimy wszystkiego. - stwierdziła z delikatnym namysłem. W pełni była świadoma faktu, że była beznadziejna w kwestiach odzieżowych i że wypadałoby trochę chociaż zmienić garderobę. Do Brazylii się nie wybierała, więc musiała zaopatrzyć się tutaj. I zrobić miejsce na nowe zaopatrzenie. Wsłuchała się w sprawę Odyna, jego tyłka i darów i zaczęła się śmiać. Tego się już na pewno nie spodziewała, choć sama pewnie nie odważyłaby się tak mówić o niektórych religiach z Brazylii.
    - Wiesz, zważywszy na to, że Odyn jest zdaje się stary, to nie dam głowy, czy jego tyłek chciałabyś oglądać. - wyszczerzyła się bardzo złośliwie. - Taki pomarszczony jak rodzynki... - rzuciła niewinnie, sięgając po swój kieliszek. Trzeba było przyznać, że wino było naprawdę smaczne, wchodziło lepiej od wody i przyjemnie rozluźniało. I wprowadzało miły, swobodny nastrój, a o to chyba chodziło. Nie była pewna, ale mniej przeszkadzała jej kupka rzeczy do wyrzucenia.
    - Teoretycznie mam. Chociaż to bardziej zestawienie typu spodenki i jakiś luźny t-shirt. - przyznała uczciwie. - Niespecjalnie zwracam na to uwagę. - przynajmniej odkąd była sama. A w dwójkę najlepiej spało się w ogóle bez ubrań, ale tym chyba nie chciała się dzielić. Od czasu do czasu Vaia bywała jednak dosyć nieśmiała. - Nie ma w tym nic złego. - obruszyła się delikatnie na słowa Asterin. - Po prostu przeważnie nie mam czasu. Nie chce mi się uczciwie mówiąc. Zwłaszcza samej. - dodała szczerze, wyrzucając dwie następne sprane koszulki. Ewidentnie była trochę zmieszana tym wyznaniem, bo przy przyjaciółce pewnie wyglądała teraz jak lump. Przynajmniej tyle dobrze, że nigdy w tych pospieranych nie wychodziła do ludzi, pytanie jedynie, po co je trzymała.
    - Nie. Oboje mamy specyficzne podejście do towarzystwa swojego i innych osób. Jest moja sypialnia, jest salon i jest przecież mój dach. Jak nie mamy ochoty siedzieć ze sobą to jest gdzie się zaszyć. - wyjaśniła, bo faktycznie dla niej samej mieszkanie z Estebanem nie było trudnością. Fakt, musiała się przestawić, ale zasadniczo była z tego faktu zadowolona. Nie mogła tylko ręczyć za samego Barrosa, ale w zasadzie byli do siebie przyzwyczajeni. No i z kimś obok zawsze było prościej. Skrzywiła się delikatnie na słowa blondynki.
    - Asti. Jestem gliną. Wysłanniczką. Uważasz, że ktokolwiek zniósłby taki tryb pracy? A nawet gdyby. Mam za dużo wad, żeby jakikolwiek związek mógł się udać. I za dużo demonów z przeszłości. Pogodziłam się z tym, że będę sama, ale żadna stara baba nie będzie mi się w to wpierdalać. - zaburczała pod adresem sąsiadki, a jej oczy przybrały delikatnie złoty odcień. Mimo wszystko ta wstawka nie zepsuła jej humoru, bo zaraz potem lekko się uśmiechnęła na widok wyrazu twarzy kobiety.
    - Żartowałam. Ta koszulka to jakaś pozostałość po przykrywkach jeszcze z Brazylii, był jeden gang, który właśnie chodził w takich pociętych. Cholera mnie brała, bo musiałam ukrywać blizny, bo były zbyt charakterystyczne. Nie mam pojęcia, skąd się wzięła w bagażu. Chyba można ją wywalić, bo nie sądzę, żeby się tu przydała. Za zimno macie. - pokazała jej język, całkowicie nieświadoma cierpkich myśli kobiety. Była święcie przekonana, że jej wyraz twarzy był wywołany wyglądem ciuszka, nienadającym się do niczego, a nie określeniem lumpa. Bo nigdy w życiu o nikim tak nie myślała, Vi była jedną z tych osób, które doskonale znały biedę i świat ulicy.
    - Si. Spodnie. Spódnic i tak nie mam, sukienek też. Więc mamy spodnie, bluzy i różne koszulowate rzeczy plus jakieś cieplejsze kurtki, swetry... - wskazała nieduże kupki ubrań. Choć jakby się zastanowić, cała podłoga była nimi usiana. - Jesteś głodna? Bo mój żołądek do przerobieniu t-shirtów domaga się posiłku. - w sumie z koszulek zostało tylko kilka sztuk, więc zdecydowanie trzeba było zaopatrzyć się w więcej. Zaraz potem przytargała do pokoju talerz pełny empanadas. I kolejną butelkę wina, bo ich robiła się coraz bardziej pusta.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Z o wiele większą przyjemnością Asterin postawiłaby byłego dowódcę Vai przed gorszym problemem niż wścibska, natrętna sąsiadka. Jej myśli rozbłysły krwiożerczym karminem, bezdusznym pragnieniem zemsty na każdym, kto w swoim życiu nosił mundur (choć wciąż nie wiedziała, czy potrafiłaby tego samego życzyć Barros, tak jak nie życzyła już Vernerowi; chciałaby myśleć, że tak, ale los bywał kapryśny, a uczucia nieprzewidywalne), w ramach rewanżu skwitowała więc jej słowa jedynie złośliwym uśmiechem. Nie chciała pytać o tego człowieka. Nie chciała zgrywać ignorantki i dopytywać co takiego uczynił, żeby sobie na to zasłużyć, bo wiedziała, że jego konto musiała przepełniać lista nazwisk takich jak jej. Z mściwą śmiałością projektowała winy kilku Kruczych na nich wszystkich, bezpieczniej było więc milczeć, udając proste i nieskomplikowane rozbawienie tematem.
    - Kwestia praktyki. Mnie tego też nikt nie uczył - wymruczała z uśmiechem. Nikogo innego nie dopuściła tak blisko swojego solennie pielęgnowanego sekretu, może z wyjątkiem Vernera - który domyślił się prawdy już po pierwszym błysku jej oczu na widok drogiego prezentu. Teraz w pobliżu jej estetycznej natury znajdowała się również Vaia, niespodziewana przyjaciółka, z którą przekroczyła następną granicę znajomości - dosłownie, bo w ten sposób kojarzyła zaproszenie do cudzego mieszkania. Do intymności uwitej w ścianach i meblach, do naleciałości charakteru bijących z każdego kąta. - Z początku nie było mnie stać na ładne rzeczy. Patrzyłam na wystawy, na to, jak są skomponowane, i uczyłam się czegoś, czego nie miałam na własność. Praktyka przyszła później. Sama na pewno wiesz, że obserwacja to spora część doświadczenia - nonszalancko wzruszyła ramionami, podarowawszy jej kolejny okruch własnej przeszłości, dziś zamkniętej za ciężkimi drzwiami. Wyciąganie wniosków na podstawach manekinów, wyobrażanie sobie jak wyglądałaby w takich kreacjach - Asterin jako dziecko, przesmykowa znajda pod skrzydłem starszego brata uwalanym krwią, nie spodziewała się, że pewnego dnia zarobi tyle, żeby móc komfortowo rozpieszczać samą siebie ładnymi ubraniami i biżuterią, a jednak wygryzła sobie do tego prawo. Wywalczyła ku uciesze Wujka, który w ten sposób ją wyćwiczył. - Wszystkiego nie, ale to i tak bez sensu, żebyś musiała nagle zaopatrzyć się w osiemdziesiąt procent nowej garderoby. Powolutku - błysnęła zębami w jeszcze szerszym uśmiechu. - Ale doceniam entuzjazm i wiarę - dodała rozbawiona, na kwestię Odyna zatrzymawszy się w miejscu z zaniepokojoną miną. Uniosła dłoń ku górze, gestem wmuszając ciszę w ściany pokoju, i tak zastygła na kilka uderzeń serca, po czym z teatralnie nabożną, poważną miną stwierdziła, - No patrz, aż się dziwię, że nie pierdolnął w nas gromem.
    Ciszę wypełnił potem śmiech, krótki ale dźwięczny, zaskakująco swobodny, następnie przekształcony w krótkie skinięcie na kwestię piżamową. Oczywiście, że nie było w tym nic złego, ani przez chwilę nie uważała, że było. Dla niej po prostu było to pewnym etapem, zamkniętym z satysfakcją. Nieprzyjemnym, kiedy monetę ciężej było poświęcić na piżamę, niż na jedzenie. Nierzadko zdarzało się, że podkradała Magnusowi znoszone, podziurawione t-shirty, bo wydawały się jej ciekawsze niż jej własne; wyobrażała sobie, że naprawdę w nich pływa, tak były na niej wielkie.
    - A, to bez problemu. Czym się zajmuje? - zapytała, wysłuchawszy odpowiedzi na temat Estebana. Czy był Kruczym tak jak jego siostra? Pozwalała sobie na nienachalną ciekawość, bo miała wrażenie, że Vaia wie, że nie musi dzielić się z nią tym, na co nie miałaby ochoty, i będzie to jak najbardziej w porządku. Skrzywiła się potem w duchu; gliną, wysłanniczką, obrzydliwe słowa skapywały z ust przyjaciółki, jednak szczęśliwie w mimice Asterin nie pojawił się ani okruch jej wewnętrznego zniesmaczenia i obruszenia. Kiedy chciała, potrafiła zachować pokerową twarz, a to niejednokrotnie przydawało się w ich relacji. - Choćby inny wysłannik - zasugerowała pogodnie, aczkolwiek myśl o tym, że Vaia miałaby się związać z funkcjonariuszem budziła w niej wewnętrzny sprzeciw. Zasługiwała na coś lepszego. - Ojej, nie pierdol tyle. Nie masz nawet w połowie tylu wad, ile ci się wydaje, że masz, Vi - wywróciła oczyma, choć w jej głosie zamiast szorstkiego upomnienia zaplątała się czułość, jak zawsze. - Ale to musi być twoja decyzja i jeśli nie chcesz - super, to nie chcesz. A jak zachcesz - cóż, też super. Wtedy ktoś się nawinie - dopowiedziała lekko i aż sobie samej przytaknęła. Nigdzie się nie paliło, mimo upływu lat żadna z nich nie miała daty przydatności do spożycia, nie istniała też siła, która mogłaby im czegokolwiek nakazać - ani sąsiadka, ani nawet trzy zawszone Norny.
    - Za zimno? Toż to błogosławieństwo - parsknęła. - Za to nie wyobrażam sobie życia w tych twoich tropikach. Nic, tylko lejący się z nieba żar stu chujów, codziennie nagrzany asfalt, monsuny i inne problemy - wyolbrzymiała wesoło i zaczepnie, pewna, ze Vaia za sekundę stanie do obrony komfortu swojej ojczyzny. Pasowała do plaż wyłożonych piaskiem miękkim jak aksamit, ale piaskiem tak gorącym, że parzył podeszwy stóp. Pasowała do słońca i palm, do kolorów skrzących się egzotycznym nasyceniem. Cały czas szabrowała też w kupkach ubrań, uważnym spojrzeniem wodząc od rzeczy do rzeczy, a kiedy pojawiła się propozycja jedzenia, kiwnęła głową z entuzjazmem. - A co masz? Coś tamtego-ichniego, tego twojego? - podłapała z nadzieją, nie znała rodzimych smaków Barros, a nic nie stało na przeszkodzie, by była ich ciekawa.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Żonglowała tematami, w naturalny sposób zahaczając o swoją pracę czy dawnych znajomych. Na własne nieszczęście nijak nie podejrzewała nawet, jakie wspomnienia z wymiarem tak zwanej sprawiedliwości miała Asterin. Może gdyby wiedziała, to starałaby się powstrzymywać wstawki. A może chciałaby ją przekonać, że nie wszyscy tacy byli? Na pewno do samej blondynki żywiła czystą sympatię, choć nie była idiotką, domyślała się, że Asterin musi mieć wielu „ślepych” znajomych. Wtedy to ona musiała tłumić swoją własną niechęć, zwalczać kota, który chciał pozbyć się każdego jednego mordercy bez honoru. Gdyby znała prawdę o Eggen... Kto wie, jak bardzo zatrzęsłoby to jej światem. Na szczęście nie wiedziała, bo zapewne nie zniosłaby utraty przyjaciółki. W jakiś sposób blondynka stała się dla niej ważna.
    - Si. Obserwacja sporo daje. Ja się tym nigdy nie interesowałam tak prawdę mówiąc. I teraz masz takiego potworka w wersji ja, który myśli tylko o wygodzie. I czasem, żeby kolory się nie gryzły. - roześmiała się lekko. - Na ulicy były zawsze ważniejsze rzeczy niż ładne ubrania. Na przykład jak dogonić cholernego ladrão z innej dzielnicy, bo zajumał ci patyka. Tęsknię za tym. U was się nie da biegać po dachach. - wyszczerzyła się bezczelnie. Oczywiście, że próbowała i było to zajęcie beznadziejne tutaj, zwłaszcza zimą, taką ze śniegiem i lodem. Oj pamiętała, jak gruchnęła kiedyś z dachu ku radości współpracowników. Auć. To bolało. Teraz się z tego śmiała, wtedy nie było jej w ogóle do śmiechu. - Ale to tylko dobrze, że cię poznałam. Zostaniesz wykorzystana do pomocy mi z tym wszystkim, bo ostatnio doszłam do wniosku, że nie mam w czym chodzić. - stwierdziła bardzo, bardzo dramatycznym tonem, jednocześnie posyłając jej oczko. A potem wzruszyła ramionami. - Tak naprawdę od tak dawna nie kupowałam sobie nowych rzeczy, że... w sumie mogę. I może przydałoby się kilka elegantszych rzeczy, jakbym faktycznie musiała iść na przeszpiegi do jakiegoś eleganckiego miejsca. Ale to już wszystko zależy od ciebie, ja jestem wyjątkowo grzeczna i się dostosuję. - zgarnęła jeden z większych t-shirtów, z niesmakiem rozpoznając, skąd go miała. Syknęła niczym wkurzony kot i, chociaż ciuszek był w naprawdę dobrym stanie i mało noszony, natychmiast wyrzuciła go na kupkę przeznaczoną do pozbycia się. Jakim cudem to się zaplątało w jej rzeczy?! I to jeszcze w Midgardzie?! Na szczęście pytanie o Esa sprawiło, że niechęć w oczach ustąpiła.
    - Aktualnie szuka zajęcia, choć próbuję go namówić, żeby został moją złotą rączką. Oboje siedzimy w magii przemiany, ale on umie naprawić szafki, ale ja już nie zawsze... Prysznic go za to pokonał. - zaśmiała się cicho, wcale się temu nie dziwiąc. Ją samą prysznic pokonał, a kilka razy podchodziła do uszkodzonej armatury. - A wcześniej robił za ochroniarza dla grupki naukowców. - streściła krótko, nie wchodząc w głębsze szczegóły. O Warcie nie było sensu wspominać, namówienie go, żeby wstąpił do Kruczej raczej nie wchodziło w grę. Jasne, żartowała na ten temat, ale... Estebanowi było chyba lepiej poza. A to było najważniejsze. Słysząc za to, że miałaby związać się z innym Wysłannikiem... To natychmiast wzbudziło jej sprzeciw, aż wykrzywiła się okrutnie na twarzy.
    - W życiu nie zwiążę się z kimś z pracy. Nie ma nawet takiej opcji i nigdy nie będzie, de ninguna manera! Nunca! Nunca na minha vida. - wzdrygnęła się, z bardzo jasnym protestem. Także o to, że Vaia zwiąże się z którymkolwiek gliniarzem, Asterin nie musiała się martwić w ogóle. Choć zapewne z zupełnie innych powodów. - Nie mam kogo pierdolić. - dorzuciła już nieco spokojniej, choć z większym rozbawieniem. - I wierz mi, że mam, ale to tam mniejsza o to. Może się znajdzie kiedyś desperat. Za to powiem ci, co chcę teraz. Jeść! - posłała jej wybitnie wymowne spojrzenie gdy doczepiła się do jej upałów. Przecież one były wspaniałe. Morska bryza na skórze, piasek pod stopami i brazylijskie słońce, po którym jej karnacja z koloru karmelu ciemniała do mlecznej kawy.
    - To są empanadas. Z kurczakiem w środku. - wyjaśniła, zabierając się do jedzenia. - Smacznego! Mam nadzieję, że ci zaskakują. A nasze temperatury są wspaniałe. Wyobraź sobie taki rozgrzany, biały piasek pod stopami. A jak ci gorąco, to wchodzisz wprost do oceanu, chłodnej, krystalicznej wody. I wcale nie ma żaru, temperatura jest odpowiednia. - prychnęła w jej stronę udając urazę, którą zaraz zmył łyk wina. - Tu jest za zimno. Przecież u nas w zimie bywa cieplej niż tutaj latem.

    ladrão - port. złodziej
    de ninguna manera! Nunca! - hiszp. nie ma takiej opcji! Nigdy!
    Nunca na minha vida. - port. Nigdy w życiu.


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo
    Ślepcy
    Asterin Eggen
    Asterin Eggen
    https://midgard.forumpolish.com/t3631-asterin-eggen#36721https://midgard.forumpolish.com/t3638-asterin-eggen#36796https://midgard.forumpolish.com/t3639-magnus#36803https://midgard.forumpolish.com/f119-asterin-eggen


    Siniaki i bezcelowa przemoc. Bezcelowa, bo żadne uderzenie ani żadna groźba nie były w stanie otworzyć gardła Asterin i wylać z niego informacji, których wtedy oczekiwano. Dowodów czy zeznań obciążających tak ją, jak i innych pod wodzą Wujka - w końcu nic, co zrobiłaby jej Krucza Straż, nie byłoby gorsze od losu, który by ją spotkał, gdyby Wujek dowiedział się, że sypnęła. Jej milczenie, choć więc konieczne, szarpało za cierpliwość mundurowych, jej zimna, pozornie nieporuszona fasada zachęcała ich do przekraczania granic i sprawdzania samych siebie wobec tego, jak daleko się posuną, by dotrzeć do kolejnych nazwisk. Nie miała wyboru. Nie mogła uratować siebie, bo nie istniała żadna opcja, która byłaby równoznaczna z ratunkiem. A to wszystko przez niego; przez człowieka, który nie mógł pogodzić się wtedy z myślą, że po prostu odeszła. Nie rozumiał dlaczego to zrobiła, a ona nie zatrzymała się, by mu to wyjaśnić, nie widziała zresztą sensu. Wtedy jeszcze nie sądziła, że byłby zdolny odrzucić wygody klanowego życia i zapragnąć czegoś trudniejszego, ale przez to lepszego, i zostawiła go, sądząc, że robi to dla jego dobra. Nienawiść do munduru dzieliła przy tym na dwoje: bo przecież to samo spotkało Magnusa, krew z jej krwi i serce z jej serca. Jej fundament i bezpieczną przystań. Nienawidziła ich po dwakroć.
    - Kolory to i tak już sporo - parsknęła. Gdyby Vai rzeczywiście zależało na samej wygodzie, nie zwracałaby na nie uwagi, ale to, że postępowała inaczej, z pewnym przynajmniej estetycznym wyczuciem, dobrze rokowało. - Ten cały ladrao znaczy jakiegoś labradora, coś w tym guście? Teraz co najwyżej z nim mogłabyś się ścigać o patyki - uśmiechnęła się kwaśno, choć styl jej życia zupełnie inaczej nakazywał rozumieć określenie patyków, za które można było kogoś gonić, a i tak miała wrażenie, że w tym Vaia mogłaby się sprawdzić. Po jaką cholerę była jej praworządność, która sprawiła, że stanęła po dennej stronie barykady? Świat nie był czarno-biały, a ślepcy nie byli źli, nie zabijali każdego, kto napatoczył się im pod nogi, bo to propaganda czyniła z nich wszystkich potwory. Ktoś zadecydował, że magia, którą się parali, była zbyt trudna, by ją kontrolować, więc należało zniewolić albo wybić wszystkich, którzy poznali jej tajniki. Czy Barros kiedykolwiek to zakwestionowała? Czy ślepo uwierzyła w to, że ślepcy stanowią zagrożenie? Owszem, Asterin je stanowiła, ale to wynikało z tego, co robiła i czym się zajmowała. Zabijałaby nawet czystą magią ofensywną, gdyby musiała. - Z przyjemnością - przytaknęła na słowa o byciu modowo wykorzystaną, bo naprawdę, jak się okazało, sprawiało jej to frajdę. - Ale nie możemy chodzić na zakupy za często. Nie chcę wpaść na kolejnego znajomego i musieć się tłumaczyć, że taka dziewczyńskość to też część mnie - wymruczała kąśliwie, aczkolwiek bez prawdziwej pretensji. Będzie to sekret, który podzielą między siebie; sekret, na który Vaia natknęła się zupełnym przypadkiem, a który paradoksalnie zdawał się jeszcze bardziej je zbliżyć. Mimo to Asterin nie chciała ryzykować z kimkolwiek innym. Pielęgnowała swoje tajemnice, bo to pozwalało jej poczuć się bezpiecznie, a każdorazowa utrata kontroli - przede wszystkim nad samą sobą i tym, ile z siebie pozwalała zobaczyć światu - wbijała w jej głowę szpilki. - A ta co ci zrobiła? - spytała z lekko zmrużonymi oczyma, skinąwszy na odrzuconą przez Barros koszulkę. Na pierwszy rzut oka wyglądała na solidną i nawet nie tak mocno spraną, mimo to reakcja Vai była bardziej niż oburzona.
    Później temat Estebana skwitowała cichym, krótkim potaknięciem. Nie znała go, niewiele więc ją obchodził, ale dobrze było wiedzieć, że w ogóle istniał. O dziwo zapewne bez trudu znalazłaby mu robotę wśród ludzi Wujka, ale nie upadła na głowę dość mocno, żeby to zaproponować, jeszcze tego brakowało.
    - Dobra, dobra, nie nuncuj na mnie - prychnęła ze śmiechem, obserwując pokaz egzotycznego temperamentu przyjaciółki. Było w tym coś zaskakująco pokrzepiającego, bo o ile mogłaby czasem odwiedzać Barros w jej lokum, o tyle nigdy nie chciałaby postawić tu nogi, gdyby pod dachem mieszkał jej kruczy lowelas płci dowolnej.  - Porządne priorytety. Stoję za nimi murem - wymamrotała, ponieważ naprawdę w to wierzyła. W to, że nigdy więcej nie pozwoli sobie podążyć za durnym głosem serca, że nie dopuści do siebie żadnego mężczyzny na tyle blisko, by stanowił dla niej zagrożenie. Historia Leifa była zbyt krwawa, a historia z Vernerem… zbyt skomplikowana. Ignorowała więc ciepło rozlewające się w jej wnętrzu kiedy Forsberg pojawiał się obok z tym swoim charyzmatycznym, złośliwym uśmiechem i przeklętym błyskiem zamkniętym w szarych obręczach tęczówek. Udawała, że jej serce nie dzwoni głośniej, a jej myśli płyną tak zimno i beznamiętnie jak zawsze. Ile jeszcze? Ile to potrwa, zanim wygodna fasada obojętności w końcu runie, o ile w ogóle?
    - No mam nadzieję, że nie z pandą - burknęła, źle rozumiejąc nazwę, którą zaszafowała Vi. Empanadas, empandas, dla niej to brzmiało identycznie, a pierwsze skojarzenie było cokolwiek obrzydzające. Mimo to sięgnęła po pierwszy z brzegu pierogo-podobny zawijas i odgryzła solidny kęs, niespiesznie przeżuwając bukiet smaków. - Niezłe - stwierdziła po chwili, ale zachwytu odebrał cierpki, kwaśny grymas, który wykrzywił jej twarz na wyobrażenia zaproponowane przez przyjaciółkę. - To od razu jebnij mną na samo dno królestwa Hel, bo czegoś takiego bym nie zniosła. Gdybym chciała takich upałów, weszłabym do kaloryfera - wymamrotała z niedowierzaniem. - Ale teraz jeszcze lepiej rozumiem kwestię twojej garderoby. W tropikalnym skwarze nie ma po co kupować ładnych ubrań, bo po pięciu minutach będą przepocone, bez ani jednej suchej nitki - westchnęła niechętnie. Potworna wizja.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barroshttps://midgard.forumpolish.com/t3600-hectorhttps://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Czasem przemoc była jedynym rozwiązaniem. Vaia znała tę bezsilność, gdy żadne pytanie nie otrzymywało odpowiedzi, gdy emocje brały górę, bo przecież też byli ludźmi. Na pewno nie usprawiedliwiałaby oprawców Asterin, zwłaszcza gdy sama starała się najpierw wyczuć rozmówcę, co zadziała najlepiej - czasem wystarczyło kilka gróźb - ale będąc po drugiej stronie potrafiła ich jakoś zrozumieć. Ale jako ofiara Kartelu, ofiara ślepców potrafiłaby zrozumieć i Asterin, jej odczucia i gniew na przesłuchujących. Życie Barros było na tyle skomplikowane, że tak naprawdę odnalazłaby się po obydwu stronach, a to, że została najpierw Wartowniczką a potem Strażniczką było w dużej mierze przypadkiem. Jej własną definicją sprawiedliwości, która przez lata nabierała swoich barw, bo nawet w głowie Vai świat nigdy nie był czarny i biały. To były odcienie szarości i mówiło to dziecko, którym zaopiekował się jeden z najstraszniejszych gangsterów faweli. Vaia nigdy go nie sprzedała, choć przecież mogła. Nie była tak idealnym gliną, za jakiego mogłaby uznawać ją Asterin.
    - Ladrão. - poprawiła ją ze śmiechem. - To złodziej po waszemu. Złodziej kradnący patyki. W sumie bardziej deski niż patyki, ale mniejsza. Wierz mi, porządny patyk był podstawową potrzebą każdego dzieciaka w faweli, pełnił przynajmniej kilka funkcji i utrata bolała. A psa bym raczej nie dogoniła, choooooociaż… - zamyśliła się głęboko. Jaguarundi były szybkie, więc może udałoby jej się dogonić psa? Tylko z drugiej strony po co miałaby to robić? Chyba tylko po to, żeby sobie udowodnić, że potrafi. Wiele rzeczy robiła w ten sposób.
    Ostatnim też, co można było jej zarzucić, to ślepe podążanie za rozkazami. Skomplikowana była jednak kwestia magii zakazanej, która całkowicie rozbijała się o powiązania rodzinne. Widziała, co jej tíos odstawiali w Kolumbii. Widziała, jak nurzali łapska w narkotykach, współpracując z ludzkimi baronami narkotykowymi. Oj byli świetni w zastraszaniu. A magiczna część Kolumbii? Albo trzymali z Kartelami albo, delikatnie mówiąc, mieli bardzo utrudnione życie. Nie chciała być z nimi łączona, w żaden sposób, ale ich skuteczność znała. I zastraszanie też znała. W tamtych obszarach nie mogła kiwnąć palcem, by nie ruszyli Doma. I Barrosów, bo przecież dostaliby rykoszetem, wiedziała o tym doskonale. Tłumaczenie jednak tego komukolwiek z zewnątrz nie wchodziło w grę. Nie była idealnym gliną, ale nie była bezwzględnym mordercą, jak ojcowska część rodziny. To przynajmniej wyjaśniało, czemu nigdy o tym nie mówił. Odsunęła jednak te myśli, choć nieszczęsna koszulka przypomniała kilka nieprzyjemnych rzeczy.
    - Możemy iść raz w miesiącu na jakieś duże. Albo coś. Nie wiem, gdzie Twoi znajomi nie chodzą? Możemy zawsze skoczyć do któregoś z okolicznych krajów, będę miała od razu wycieczkę krajoznawczą? - lekko nieśmiało rzuciła swoje propozycje i skrzywiła się na pytanie o koszulkę. Chociaż po rytuale mniej się denerwowała już, to musiała przyznać. - Bo to koszulka, którą swego czasu dostałam od mojego ex męża. Dlatego mało noszona, to było niedługo przed tym, gdy się rozstaliśmy. - wyjaśniła pokrótce, niezbyt zresztą szczegółowo i chętnie. Ewidentnie temat ex męża nie był dla niej przyjemny, inna rzecz, że nadal żałowała, że nie przylała mu wtedy w ryj.
    - Nunca znaczy nigdy. - wyjaśniła, nadal z lekkim prychnięciem. - To przybij piątkę! - wyszczerzyła się lekko. Nie wnikała w sercowe sprawy przyjaciółki, choć nie miałaby najmniejszego problemu, by jej wysłuchać. Bądź co bądź zaprosiła ją na swoje kocie terytorium, czego przecież nie robiła zbyt często. Do domu nie zapraszała każdego, tylko tych, przy których czuła się bardzo swobodnie. Którym ufała. Asterin była jedną z tych osób.
    Pandą? Jaką pandą znowu? Dopiero po chwili załapała, o co mogło chodzić Asterin i tylko jęknęła. W życiu by nie wpadła na coś takiego, dlatego pominęła temat.
    - U nas nie ma pand... - miauknęła tylko z cichutką rozpaczą w głosie. Cokolwiek więcej przekraczało możliwości Vai. Zwłaszcza, że Asterin dalej czepiała się ukochanego, brazylijskiego słońca. - Zwariowałaś chyba! Tam wcale nie jest tak gorąco, jest po prostu ciepło! I wcale rzeczy nie są przepocone, chyba że wpadniesz na głupi pomysł ubrania ciepłego swetra. Ewentualnie czegoś czarnego. Wypraszam sobie. - sprychała się wymownie i pokręciła głową.
    Po jedzeniu mogły dalej zająć się ubraniami. W efekcie szafa Vai solidnie się uszczupliła, ale Barros nie miała nic przeciwko temu. W końcu w tym właśnie celu spotkała się teraz z blondynką. I trzeba było przyznać, że takie przerzucanie się tekstami, komentarze pod adresem ciuchów i inne rzeczy sprawiły jej naprawdę mnóstwo frajdy.

    Asterin i Vaia z/t


    when killing them with kindness doesn't work...try voodoo



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.