Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Life happens, dance helps (Vivian Sørensen & Severin Rosenkrantz, maj 1991)

    2 posters
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Rzadko bywa na podobnych przyjęciach, niechętnie wplątując się w liczne towarzystwo, jednak tym razem zostali popchnięci przez resztę rodziny. ”Musicie pojawiać się razem w towarzystwie, niech wszyscy o was wiedzą”, podpowiadała matka, będąc niezwykle dumna ze swego syna i jego pięknej małżonki. Severin nie potrafi długo odmawiać matce, ma ona niezwykły dar przekonywania.
    Do Odense przybyli nieznacznie spóźnieni, tak, aby wszyscy poruszeni już byli powitaniami i pierwszym kieliszkiem szampana. Przechadzali się kolejnymi salami, co rusz przystając na moment, by pomówić z kimś znajomym. Choć od ich ślubu minęły już dwa lata, nadal zbierali z tego powodu gratulacje. Tak długo wdzięczyli się do ludzi, że botanika zaczęły boleć policzki. Szczęśliwie znalazł kilku swoich dobrych znajomych, w paru gestach umawiając się na późniejsze spotkanie; najpierw wzywały obowiązki.
    Sączył właśnie drinka, przyglądając się swojej pięknej żonie, która podążała korytarzem na spotkanie z przyjaciółkami. Severin nie miał powodu, by się ich plotkom przysłuchiwać, więc zdecydował, że znajdzie sobie własne towarzystwo. Lawirował między kolejnymi gośćmi przyjęcia, przechodząc do sali balowej, gdzie na parkiecie wirowało kilka par. Orkiestra grała walca o przyjemnej melodii, Rosenkrantz uśmiechnął się pod nosem.
    Znał się z Andersem Sørensenem i potrafił wyczuć w jego głosie, kiedy na myśli miał jakiś niecny plan — taki już z niego żartowniś. W tym wszystkim uwielbiał namawiać innych na dołączenie do pomysłu, zwłaszcza młodszych braci. Severin przysłuchiwał się ich planowi z błąkającym się na twarzy uśmiechem. Sam nigdy nie sięgał do zawstydzania swoich sióstr, uważając to zachowanie za skrajnie dziecinne, lecz w niczym nie przeszkadzało mu docenić kreatywności kolegi. I już nieomal zgodził się im pomóc, stać na czatach i powiedzieć, kiedy dziewczyna nadchodzi, by dać znak reszcie, kiedy zobaczył ją w drzwiach sali. Drobnej postury panna o kasztanowych włosach i pełnych ustach. W sarnich oczach dostrzegł pewne zagubienie i nieśmiałość, jakby nieme wołanie o pomoc. Nerwowe drżenie dłoni, płytki oddech; z całą pewnością wolałaby teraz być w zupełnie innym miejscu. Rosenkrantz wzdycha ciężko. Ma w sobie na tyle litości, by nie pozwolić chłopakom na zniszczenie jej takiego dnia.
    Odstawił kieliszek na tacę przechodzącego kelnera i poprawił poły marynarki. Prezentował się dziś bardzo elegancko, wystrojony w wiosenny garnitur w barwach szarości, z korespondującą kamizelką. Wsunięta do kieszeni czerwona poszetka pasowała kolorystycznie do zapiętego pod szyją krawata. Zbliżając się do młodej dziewczyny, zostawiał za sobą zapach ciężkich perfum.
    - Panno Sørensen, nie mieliśmy jeszcze przyjemności. Severin Rosenkrantz - skłonił się nisko, zachodząc jej drogę. - Czy sprawi mi panna tę przyjemność i pozwoli porwać się do następnego tańca?
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Vivian, w wieku 15 lat, po raz pierwszy uczestniczyła w wydarzeniu towarzyskim, przyjęciu organizowanym przez jedną z prominentnych rodzin w klanie. Rodzice uznali, że najwyższy czas przedstawić ją szerszemu gronu, dlatego gdy stała przed drzwiami reprezentacyjnego budynku, serce biło jej mocniej niż kiedykolwiek. Długa suknia w odcieniach subtelnego różu, adekwatna do okazji, została wybrana oczywiście przez matkę, ale w połączeniu z delikatnym makijażem, biżuterią i pokręconymi włosami, opadającymi na ramiona, zwiększała jej samoocenę i odrobinę poprawiała humor.
    Wchodząc do wnętrza, została przywitana przez gwarną atmosferę rozmów, muzyki i śmiechu. Ściany zdobiły portrety przodków rodziny, a stoły uginające się pod ciężarem przysmaków przywoływały zapachy, które zwykle gościły tylko w jej wyobraźni. Obecność w tak elitarnym towarzystwie była dla niej zarówno zaszczytem, jak i wyzwaniem. Musiała wydawać się pewna siebie i grzeczna, starając się odwzorować maniery, których nauczyła się w swoim domu. Tylko w teorii było to proste. W rzeczywistości czuła się jak mała ryba w wielkim morzu, niepewna, czy zdoła sprostać wymaganiom, które na niej spoczywały. Jarl Sørensenów na pierwszym miejscu stawiał utrzymanie doskonałego wizerunku rodziny, a każdy ich ruch był poddawany surowej ocenie społeczności, szczególnie biorąc pod uwagę błędy przodków i stracone zaufanie społeczności galdrów.
    Każdy krok, każde słowo były analizowane pod kątem zgodności z zasadami i oczekiwaniami rodziców. Wewnętrzny konflikt między pragnieniem spełnienia oczekiwań a chęcią bycia sobą sama sprawiał, że Vivian czuła się jak na linie między dwoma światami. Zmuszona była kontrolować swoje reakcje, unikać kontrowersyjnych tematów i utrzymywać się w ramach ściśle określonych granic, nawet jeśli nie zgadzała się z komentarzami dostojnych panów, wywołującymi obrzydzenie. Każda nieścisłość mogła być interpretowana jako niepowodzenie, a każde odstępstwo od normy rodzinnej budziło niepokój. Rodzice zawsze mieli wysokie oczekiwania co do postępowania Vivian. Wyznaczali jej szlachetne cele, oczekując, że będzie doskonała w każdej dziedzinie życia - od nauki po zachowanie w towarzystwie. Ta presja stawiała na niej ogromny ciężar, a strach przed zawiedzeniem rodziców był jednym z głównych czynników, który utrudniał jej życie w tej złotej klatce.
    Próbowała udawać pewną siebie, ale w rzeczywistości musiała wyglądać jak spłoszone zwierzę, gotowe do ucieczki. Chciała, żeby ten wieczór skończył się jak najszybciej, bo nie potrafiła odnaleźć dla siebie miejsca. Rozmowa z innymi wywoływała mdłości z nerwów, co nie pozwalało jej kosztować przygotowanych dań, szampana nie mogła skosztować ze względu na wiek, a bracia zamiast jej pomagać, śmiali się jej w twarz - jeszcze się z nimi policzy, ale teraz musiała zwyczajnie przetrwać najgorsze.
    W tym momencie drogę zagrodził jej przystojny mężczyzna, a gdy się odezwał, jej serce mocniej zabiło - z przejęcia i ze strachu, że zrobi z siebie idiotkę.
    - Bardzo miło mi pana poznać. Vivian - dygnęła jak przystało na arystokracką panienkę, notując w pamięci jego imię. Nie rozumiała, dlaczego ze wszystkich dostępnych w pomieszczeniu osób, podszedł akurat do niej, ale nie zamierzała narzekać. Zdecydowanie bardziej wolała jego towarzystwo od starej pudernicy, narzekającej na dzisiejszą młodzież i próbującą narzucić swoje przekonania.
    - Och, oczywiście. Chętnie - robiąc krok naprzód, potknęła się o wystający dywan, a próbując odzyskać równowagę, w ludzkim odruchu złapała za ramię mężczyzny. Niemal od razu wydukała "przepraszam" i z rumieńcem na polikach, gwałtownie się cofnęła. Próbowała zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami rodziców, jednak momentami brakowało jej gracji. Wypadałoby chyba poczekać, aż bardziej doświadczony mężczyzna ją poprowadzi. Wtedy pomyślała, że przez jej akt niezdarności zrezygnuje z tańca, dlatego bezmyślnie wypaliła: - Tańczę lepiej niż chodzę.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Nieśmiałość dziewczęcia wcale Severina nie zraziła. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, z czym się boryka i nie zamierzał jej tego bardziej utrudniać. Nie zdążył zareagować, chwycić jej jakoś bardziej stabilnie, kiedy dziewczyna potyka się na nierównej drodze i ląduje uwieszona na jego ramieniu. Nie ma jej tego za złe, wznosi tylko wysoko ciemne brwi, a wyraz twarzy nagle łagodnieje. Zaśmiał się rozbawiony żartem, co pewnie by zrobił, nawet jeśli ten okazał się nie być śmieszny. Nie potrzebowali dodatkowych stresów, należało rozładować sytuację, nim nastrój stanie się pogrzebowy.
    - Jak znajdujesz dzisiejsze przyjęcie, panno Vivian? To twój pierwszy raz, prawda? - zwrócił się do niej wciąż z tytulaturą, jednak zmiękczonej do samego imienia, zgodnie z podsuniętą sugestią. Nie miałby problemu, by całkowicie odrzucić tu konwenanse i zwracać się doń bezpośrednio, ale okoliczności wymagały poważnej postawy, której pozbywać się nie zamierzał. Podobne spędy były formą teatru, na którego deskach występowali wszyscy możni klanów. - Pamiętam, że na moim pierwszym balu okrutnie się stresowałem. Miałem trudności, żeby się bezbłędnie przedstawić, a później złapać rytm podczas tańca, z którym w domu radziłem sobie świetnie - zdradził rąbka tajemnicy, odsłaniając przed panną Sørensen kawałek swojego świata. Na męską twarz wpłynął rozbawiony swoim przeżyciem uśmiech, zupełnie jakby nie wstydził się powracać do tych wspomnień. Zdążył się już wyleczyć z wyrzutów sumienia i tego całego wstydliwego bagażu, jakim sam siebie obarczył, wykazując się skrajnym stresem. Przecież nie będzie tak źle, powtarzała matka, poprawiając marynarkę na jego ramionach. Mimo iż była dość szorstka w obyciu, wynosząc z rodu Bergdahl wszystko to, co harde i nieprzejednane, tak zawsze wiedziała, jak odpowiednio dobrać słowa, by wybrzmiały w jej ustach miękko. - Już nigdy potem nie chciałem wracać, wstydziłem się, bałem, że ktoś o tym będzie pamiętać. Trochę tak było, na następnym balu już znacznie łatwiej było po uśmiechu rozpoznać, kto nie zraził się moimi dwiema lewymi nogami - zaśmiał się, docierając wraz z uwieszoną u ramienia partnerką do sali balowej. Miał wyjątkowe szczęście, bo rodzice nie naciskali na jego rychłe znalezienie małżonki. Chcieli mu dać odpowiedni czas - byle nie za długo! - aby poznać kogoś odpowiedniego, a przede wszystkim zmężnieć. W wieku nastoletnim pozostawał nadal na uboczu, niechętnie grając pierwsze skrzypce. Państwo Rosenkrantz szczerze łudziło się, że ich pierworodny otworzy się wreszcie i zabłyśnie w towarzystwie, jednak nic takiego się nigdy nie wydarzyło.
    Zatrzymał się na skraju sali i przeniósł wzrok na Vivian. Jest w młodym dziewczęciu coś, co rozczula, co przynosi uśmiech na twarz i rumieniec na policzki. To sentyment, nostalgia, a może zazdrość?
    - Gotowa? - upewnił się jeszcze z przelotnym rozbawieniem i puścił jej oczko, by zaraz wprowadzić na parkiet. Orkiestra wygrywała właśnie delikatną melodię w rytmie walca, zachęcając niskimi dźwiękami i przystępnym tempem. Doskonale wiedzieli, w jaki sposób zachęcić ludzi do tańca, prezentując mało wymagające czy onieśmielające utwory, aby każdy, nieprawny nawet tancerz, zdecydował się pojawić na parkiecie. Severin tylko chwilę czekał na odpowiedź, bo niezależnie od tego, czy ją dostał czy też nie, przestąpił kolejny krok, wprowadzając partnerkę na środek sali. Jedną dłoń ułożył na jej talii i nieco do siebie przysunął, niwelując niepotrzebnie dzielące ich centymetry, w drugą zaś wsunął jej palce, zakleszczając nań miękko własne. Bardzo płynnie wszedł w następny takt, zupełnie jakby od tamtych lat swojego pierwszego balu rzeczywiście odrobił pracę domową i osiągnął niezbędną na salonach pewność siebie w tańcu. - Czy masz przestrzeń na odrobinę oddechu, a może rodzina stawia taką presję, że ciężko przejść obok nich obojętnie? - dopytuje, aby przełamać lody.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Wdzięczność przebijała w jej uśmiechu, bo nie dość, że ratował ją od niezręczności, to jeszcze nie wytykał najmniejszych błędów, jak to zrobiła przed chwilą grupka starszych dam, które zawsze mają coś do powiedzenia, niestety rzadko jest to cokolwiek miłego. Mężczyzna onieśmielał ją swoją prezencją, pozycją, a nawet uprzejmością, dlatego łatwiej jej popełnić faux pas.
    - To aż tak widać? - westchnęła mało dystyngowanie, bo ciągłe udawanie na dłuższą metę potrafiło zmęczyć, więc przebłyski jej własnej osobowości przebijały się przez sztywne zasady etykiety.
    - Jest... bardzo miło. A jak Pan się bawił do tej pory? - zwróciła się do niego w podobnym tonie, starając się nie popełnić żadnego błędu, choć jego drobne szlify skrócenia dystansu sprawiały, że czuła się nieco bardziej swobodnie. Wśród pozostałych miała wrażenie, że ktoś stoi za nią, gotowy wbić nóż w plecy, gdyby przyniosła hańbę rodzinie. Jakby nie było na świecie większych problemów niż dobór słów i dygnięć młodej kobiety, wkraczającej na salony.
    Uśmiechnęła się na jego opowieść o własnym debiucie, bo podniósł ją trochę na duchu, że może wcale nie jest taka beznadziejna, tylko początki są trudne.
    - Tak, to tylko wydaje się proste. Ale kiedy wszystkie oceniające spojrzenia są skierowane w moją stronę, nagle zapominam, jak się nazywam - ten banalny zabieg mężczyzny, którym podzielił się kawałkiem "wstydliwej" historii, wzbudził większe zaufanie i sympatię względem niego. - Niemniej mężczyznom więcej się wybacza.
    Kobiecie przecież nie przystoi. A mężczyzna? Każdy popełnia błędy. Musi się wyszumieć. To końskie zaloty. Musi jakoś spożytkować energię. I argument joker - chłopcy później dojrzewają. Ile razy musiała przełknąć zniewagi braci, pozwalać kolegom na niewybredne komentarze, podczas gdy ona była karana za samo niewłaściwe odezwanie się. Walczyła i będzie walczyć z tą niesprawiedliwością, może nie aż tak otwarcie, ale prędzej rzuci się w przepaść, niż da sobą pomiatać jakimś chłystkom. Bracia pomimo wykręcania numerów byli niegroźni, zresztą jarl wcale się z nimi nie cackał, co dawało jej odrobinę satysfakcji, że nie tylko od niej się wymaga.
    Mimo stresu i delikatnej niezdarności nie sposób było jej odmówić gracji charakterystycznej dla panienki z arystokracji. Płynnym krokiem podążyła za nim do sali balowej, próbując zapomnieć, że każdy jej krok będzie tematem rozmów. Nie wiedzieć czemu debiutanci byli jednym z bardziej interesujących punktów, jakby galdrowie nie mogli odpuścić sobie okazji do pastwienia się nad kimś młodym i niedoświadczonym.
    Oddychała głęboko, ale spokojne oblicze Severina dodawało jej otuchy, że jednak wie, co robi i nie pozwoli jej się ośmieszyć. Kiwnęła głową na jego pytanie i ruszyli na środek. Zaciskała mocniej palce na jego dłoni, próbując uspokoić ich drżenie, a potem skupiła się na muzyce i krokach, powoli zapominając o całej reszcie. Jego doświadczenie było wręcz namacalne, każdy ruch jakby od niechcenia, ale perfekcyjny w każdym calu, prowadził ją nie tylko w tańcu, ale także w rozmowie, nadając jej bieg i ton. Sama była na tyle zagubiona, że wolała nie przejmować inicjatywy, przekonana, że palnęłaby coś głupiego przy najmniejszej dawce rozluźnienia. Pomogłoby to na pewno złagodzić spięcie w całym jej ciele, ale chyba tylko to trzymało ją w pionie, by prezentować się nienagannie przed socjetą. Ich bliskość odrobinę peszyła młodą dziewczynę, choć przecież zdawała sobie sprawę, że to zupełnie normalne w tańcu.
    - Nie powinnam narzekać. Wielu chciałoby być na moim miejscu - odpowiedziała, jakby czytała formułkę, która zadowoli rodziców. Ale patrząc na niego, uznała, że przecież może mu zaufać, skoro okazał jej tyle uprzejmości. A jeśli doniesie rodzicom, zawsze może się wyprzeć, prawda? - Kiedyś było łatwiej. Nie zwracali na mnie większej uwagi, chyba że stała mi się krzywda przez głupie pomysły moich braci. Od jakiegoś czasu przygotowywali mnie na ten dzień, nie mogę ich zawieść. Nasza reputacja i tak jest już w kiepskim stanie... nie dziwię się, że nie chcą być na ustach całego Midgardu w kontekście nieokiełznanej córki. Co galdrowie by powiedzieli? Że skoro nie potrafią zapanować nad własną rodziną, to tym bardziej nie panują nad interesem i polityką.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Ciężkie dziewczęce westchnienie zmusza do wykrzywienia ust w uśmiechu. Widzi, że trafił w samo sedno, a reakcja Vivian sprawia, że tym bardziej z nią empatyzuje. Sam wielokrotnie bywał w podobnych sytuacjach, starając się schować swoje emocje, nie zdradzać tego, co w nim siedzi - z różnym efektem.
    - Może odrobinę - puszcza jej konspiracyjnie oczko. Jak na dłoni widać, że młode dziewczę jest prawdziwie zestresowane, ale nie zamierza mówić jej tego wprost. - Przyznaję, że snuję się trochę z jednego kąta w drugi. Moja żona uwielbia takie przyjęcia, do zdecydowanie jej czas - wspomina Signe, która oddaje się właśnie plotkom z koleżankami. - Niemniej wychodzę z założenia, że wszystko zależy od naszego towarzystwa. Im ciekawsze sobie znajdziemy, tym lepiej będziemy się bawić. - Dzieli się połowiczną prawdą, bo w istocie nieco snuje się po pałacu, szukając miejsca dla siebie, ale też na każdym kroku napotyka kogoś, kto chce zamienić z nim kilka słów. Składane są głównie spóźnione gratulacje z okazji ślubu, ale trafiają się także ci, którzy zainteresowani są prowadzonymi właśnie przez Severina badaniami. Na ten temat galdr może rozprawiać długimi godzinami, rozkoszując się szczegółami odnośnie życia i rozwoju roślin. Tymczasowo porzucił róże na rzecz Lilium orientalis, lilii o wyrazistych kwiatach, o intensywnych kolorach i aromacie. Zdaje się być jedną z najbardziej popularnych odmian, co czyni z niej stabilną bazę do badań i manipulacji genami. Jak się okazuje, są osoby, które to interesuje, więc Rosenkrantz jest w siódmym niebie, mogąc rozprawiać na szczególnie interesujący go temat.
    - Oh nie byłbym tego taki pewien - rzuca pogodnym tonem, wracając znów wspomnieniami do dnia swojego debiutu. - Oczekiwania są inne, ale równie wysokie. Śledzą każdy twój krok, wsłuchują się w każde słowo. Oceniają, czy barki są wystarczająco silne, by unieść nań ciężar odpowiedzialności, by utrzymać rodzinę, by kontynuować rodzinne tradycje. Nie jesteś w tym osamotniona. Wszyscy przechodziliśmy przez to samo - wskazuje brodą na otaczających ich ludzi - tylko niektórzy zdążyli już o tym zapomnieć. - Nie do końca może się odnieść do sytuacji kobiet, wydaje mu się, że pozwala im się na wiele i wcale tak ograniczone nie są. Minęły już czasy, kiedy zmuszano młodych do ślubu, lecz oczekiwania są nadal wysokie. - Z biegiem lat oczekiwania się zmieniają, to prawda. - Kilka lat temu naciskano na to, by znalazł sobie żonę, bo jak to najstarszy syn pierwszego syna jarla nie ma jeszcze partnerki. Dzisiaj spogląda się na niego wymownie w oczekiwaniu na potomstwo. Cóż może jednak na to powiedzieć, skoro oboje z Signe usilnie się starają? Bogowie nie są jednak litościwi, głusi na ich prośby, przez cały czas je ignorują. W Severinie nie ma z tego powodu wstydu, czy złości, a jedynie smutek.
    Zasłuchuje się w słowach młodej, dochodząc do wniosku, że mimo tak młodego wieku, jest w niej sporo mądrości. Czy cała dzisiejsza młodzież ma w głowie tyle oleju? To godne podziwu, że przejmuje się reputacją rodziny, podczas jej wychowania musiano włożyć w to sporo pracy, aby wymóc na niej takie poczucie odpowiedzialności.
    - A ty, Vivian? Co chciałabyś, by o tobie mówiono? - dopytuje z zaciekawieniem, chcąc poznać kolejne z przemyśleń młodej kobiety. Wprowadza ją w obrót, pozwala, by suknia zafalowała widowiskowo, przyciągając spojrzenia obserwujących parkiet. Nie jest łasy na atencję, zresztą wolałby, aby nikt się go o nic nie czepiał, dał mu swoistą wolność, ale tym razem nie robił tego dla siebie.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Chciał być miły, to oczywiste, ale jego zawoalowana odpowiedź była jednoznaczna. Musiała wziąć się w garść i zachowywać tak, jak ją przygotowywano, żeby nie wyglądać w oczach innych na nowicjuszkę. Odrobinę mleka już się wylało, ale przy szybkiej reakcji, może uda jej się naprawić takie pierwsze wrażenie. Jej twarz sztywnieje i przybiera ten sympatyczny wyraz młodej panienki z dobrego domu, całkowicie sztuczny, ale jednocześnie pożądany w tym środowisku.
    - Pewnie byłoby łatwiej, gdybym miała tutaj jakąś przyjaciółkę. A tak wszystko wydaje mi się znajome i obce jednocześnie. Moi bracia też chodzą swoimi ścieżkami i nie zwracają na mnie większej uwagi. Chociaż może to i lepiej, jeszcze przysporzyliby mi problemów - potrafili być wyjątkowo złośliwi, najczęściej w najmniej odpowiednim momencie, dlatego wolała nie ryzykować i nie szukać w nich towarzyszy. Może znajdzie tu kogoś zbliżonego wiekiem, z kim dobrze będzie jej się rozmawiało, choć zgodnie z wizją matki, powinna każdemu poświęcić trochę czasu, by zyskać obycie i poznać jak najwięcej osób. Nawet jeśli sama miała ochotę odnaleźć bibliotekę i zatrzasnąć się w niej na resztę wieczoru. - Może z czasem pokocham te przyjęcia, podobnie jak twoja żona.
    Miała nadzieję. W końcu początki zawsze były ciężkie, może więc potrzebowała czasu, żeby się oswoić, a dopiero potem dostrzegać plusy.
    Spojrzała na niego zaskoczona, gdy rozwinął temat wymagań względem mężczyzn. Jej perspektywa faktycznie mogła być trochę zaburzona, przecież postrzegała braci jako wolne duchy rodziny, mogli robić wszystko, co tylko chcieli. No, może poza najstarszym bratem, który zawsze był najbardziej odpowiedzialny. Nie przyszło jej wcześniej do głowy, że może to wcale nie kwestia charakteru, tylko restrykcyjnego wychowania. Nie wiedziała, co się działo za zamkniętymi drzwiami, jakie rozmowy przeprowadzali z ojcem i jakie wymagania były na nich nakładane. Nie zastanawiała się nad tym, po prostu założyła, że jej życie jest cięższe, ponieważ nie dość, że musi im dorównywać, by nie wyjść na gorszą, to jeszcze jako kobieta nie miała mniejsze prawa, miała wrażenie, że wymagania są dużo większe. A tak naprawdę znała tylko swoją perspektywę.
    - Może masz rację - przyznała po chwili ciszy, gdy skupiła się na tańcu, ale też rozważała jego słowa. - Mimo wszystko od kobiety się wymaga, a koniec końców jej zdanie nie jest poważane w równym stopniu, co mężczyzn. Kobieta ma być ładną dekoracją, a nie wygłaszać opinie, które nie mają żadnego wpływu nap poważne decyzje.
    Podsłuchała kiedyś kłótnie rodziców, gdzie ostatecznie to słowo ojca wypłynęło na wierzch, a dodając do tego własne doświadczenia, wnioski same się nasuwały.
    - Jakie były wymagania wobec ciebie? - czy to zbyt wścibskie pytanie? Prawdopodobnie. Ale wspominając o zmieniających się oczekiwaniach, miała wrażenie, że mówi ze swojego doświadczenia, a to wzbudzało jej zainteresowanie.
    - Nie wiem - odparła z konsternacją, bo pytanie zbiło ją z pantałyku. W pierwszym odruchu chciała powiedzieć, że najlepiej jakby wcale nie mówiono, ale czy to była prawda? - Chciałabym zostać jubilerką i ciężką pracą poprawić naszą reputację. Żeby ceniono mnie za umiejętności, żeby moje zdanie miało znaczenie.
    Brzmiało jak bajka, a w rzeczywistości było tym, co wyniosła z domu. Od małego wpajano jej miłość do jubilerstwa, od najmłodszych lat pomagała dziadkowi w warsztacie, od zawsze słyszała, że muszą zrobić wszystko, by ród Sørensenów odzyskał dawną renomę.
    Taniec przychodzi jej zaskakująco płynnie, a przecież nawet nie liczyła kroków ani nie deptała mężczyzny po palcach. Gdy wprowadził ją w obrót, suknia zawirowała efektownie, przyciągając spojrzenia, a jej ciało wygięło się w figurze, która najbardziej komplementowała jej sylwetkę.
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Zmiana, jaka dzieje się na twarzy młodej panny sprawia, że Severin nabiera więcej powietrza w płuca. Serdeczny uśmiech ma w sobie coś sztucznego, podszytego niepewnością i strachem, lecz nie ma się czemu dziwić. W tych salach próżno szukać szczerości, bynajmniej w większych ilościach. Każdy przybiera tu jakąś maskę, oszukuje na swój sposób, sięga do sposobów na przetrwanie. Severin zastanawia się czasem, po co galdrowie uczestniczą w tych przyjęciach, skoro tak naprawdę mało kto w ogóle chce tutaj być.
    Na wzmiankę o braciach wymownie zaciska usta w wąską linijkę, nie dając jednak po sobie poznać, że ma w tym temacie pewne wątpliwości. Ci interesowali się nią bardziej, niż ta zakłada i na jej nieszczęście, nie w sposób, jaki by sobie życzyła. Nie może jej wprost powiedzieć, że zwrócił się do niej tylko dlatego, że doszły go słuchy o niecnych zamiarach Sørensenów.
    - Takie okazje nie są dla wszystkich - wyjaśnia łagodnym tonem, bo przecież sam za nimi przesadnie nie przepada. Także wolałby zamknąć się w bibliotece i mieć głęboko w poważaniu resztę świata. Bez jego obecności przyjęcie się nie zawali, wszyscy nadal będą się świetnie bawić we własnym towarzystwie. Gdyby tylko znał myśli Vivian, sam zaproponowałby przeniesienie kroków w inną stronę i skorzystanie z tego, co może umilić czas i przynieść realną rozrywkę.
    Z bólem serca przysłuchuje się jej słowom, nie chcąc przyznać wprost, że się z nią zgadza. Jest przeciwny kształceniu kobiet na wzór średniowiecznych cnót, odbierając im sprawczość. Ceni sobie siłę charakteru, umiejętność dążenia do własnych celów, niezłomność w postawieniu na swoim. Podziwia odwagę do głoszenia własnego zdania, będąc wciąż pod wrażeniem tych, którym udało się wyrwać z krzywdzących schematów. To dlatego jest wpatrzony w swoją żonę jak w obrazek, bo na każdym kroku daje mu do zrozumienia, że jest kobietą silną i niepozbawioną trzeźwości umysłu. Taką ją pokochał, pyskatą i zdecydowaną, gotową wszelkimi dostępnymi sposobami postawić na swoim. Gdyby przyszło mu żyć u boku kogoś, kto wyłącznie podkłada się czyjejś woli, prędko stałby się nieszczęśliwy.
    - Ah, to są standardowe wymogi. I nie były, a są - stwierdza beztroskim tonem, jakby mówił o najzwyklejszej w świecie rzeczy. - Od mężczyzn wymaga się mądrości, by wygłaszane zdania były inteligentne i wiele wnoszące do tematu. Sceptycznie spogląda się na bezstronność, bo opinie powinny być wygłaszane na każdy temat, od gospodarki, przez sztukę, po politykę, bo nie wypada się na czymś nie znać, nawet jeśli się czymś nie interesuje. - Wprawnie wprowadza dziewczynę w kolejny piruet i na powrót chwyta w ramiona, przyciągając blisko siebie. - Współdziałanie na rzecz rodzinnego biznesu, odpowiednio prędko podjęta decyzja o ślubie, najlepiej z kimś przynależącym do liczącej się rodziny. Choćbyś usłyszała, że masz kierować się uczuciami i intuicją, tak czasem spotyka się to z rozczarowanymi spojrzeniami. Później szybkie wprowadzenie na świat potomków, za których powodzenia i porażki rozliczać będą także ciebie, w końcu stają się twoją wizytówką, dumą i chlubą. - Puszcza jej oczko, zastanawiając się, czy dziewczyna potrafi wychwycić drugie dno rozmowy i spojrzeć na temat nieco bardziej obiektywnie. Rosenkrantz przez lata miał rodzicom za złe, że są wobec niego tak wymagający, kiedy nie zrozumiał, że także i oni związani są oczekiwaniami, bardziej obawiając się opinii na własny temat, niż tego, czy ich dziecko ich lubi. - Historia stara jest, jak świat. Nas zmusza się do grania pierwszych skrzypiec, was do trzymania się na uboczu. Nikt nie pyta, do czego ma się lepsze predyspozycje. - Z zadziwiającą łatwością przychodzi mu sięganie do tego tematu, pewnie dlatego, że jego życie układa się wręcz idealnie. Interesuje się botaniką i spełnia w rodzinnych ogrodach, znalazł miłość swojego życia i uczynił swoją żoną. Jedyne, czego mu brak, to syn, ale na to ma przyjść jeszcze czas.
    Posiadanie tak zgrabnej sylwetki w swoich ramionach łechce ego w ciekawy sposób. Nigdy dotąd się przesadnie na tym nie zastanawiał, ale wrażliwy jest na kobiece piękno. Przez długie lata stronił od miłosnych uniesień, niewiele uwagi poświęcając drugiej płci. Teraz dostrzega jej walory, zwłaszcza mogąc bez żadnych przeszkód przesunąć dłonią wzdłuż wygiętych w łuk pleców, osadzić ją w talii, przycisnąć do siebie nieco mocniej, niż to wymagane i to wszystko bez krzty zastanowienia, czy wstydu. Nie zwalniając kroku, pozwala sobie na puszczenie jej ręki i podciągnięcie wolną dłonią dziewczęcego podbródka, by móc spojrzeć prosto w jej oczy, ignorując potencjalnie wścibskie spojrzenia postronnych.
    - Jesteś już kwietnym pąkiem w tym ogrodzie. Masz wszystko, czego ci trzeba, by dalej wzrastać. Roztaczają się przed tobą liczne możliwości, po które wystarczy sięgnąć - zwraca się do niej nieco ściszonym głosem, by tym mocniej nadstawiła uszu i skupiła się na jego słowach. - Vivian, jestem pod wrażeniem twoich marzeń i z całego serca życzę ci, aby się spełniły. Jestem pewien, że za kilka lat usłyszę o utalentowanej jubilerce, której umiejętności wykraczają poza przeciętność. Liczę, że przez wzgląd na znajomość, przyjmiesz mnie wtedy poza kolejką.
    Wygrywana przez orkiestrę melodia cichnie. Severin wyciąga Vivian na niewielką odległość, aby się przed nią lekko skłonić, musnąć wargami wierzch dłoni i wyprowadzić poza parkiet. Chociaż zobowiązał się wobec samego siebie, że zajmie ją na tylko jeden taniec, tak dość niechętnie podchodzi do myśli, by się z nią tu zwyczajnie rozstać.
    Widzący
    Vivian Sørensen
    Vivian Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1502-vivian-srensen?nid=1#13829https://midgard.forumpolish.com/t1508-vivian-srensen#13842https://midgard.forumpolish.com/t1507-imp#13841https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Była zbyt przejęta, by doszukiwać się jakiegoś ukrytego znaczenia zaciśniętych ust mężczyzny, nie mogła podejrzewać, że wie więcej, niż ona. Nie podejrzewała też swoich braci o niecne plany, bo choć lubili robić jej na złość, to myślała, że chociaż dzisiaj będą starali się jej pomóc, przecież wiedzieli, jak bardzo stresowała się swoim pierwszym wystąpieniem.
    - Nie. Ale dla członków klanów muszą być - tego ją przecież uczyli, prawda? Te bale, spotkania w zamkniętym gronie, wszystko było po coś, wiązała się z tym albo tradycja albo potrzeba, więc jeśli już miałeś to szczęście i urodziłeś się w skandynawskiej arystokracji, to musiałeś tańczyć do ich melodii, bez znaczenia, czy lubisz. Zapytała nawet swojej mamy, co będzie, jeśli nie będzie się potrafiła odnaleźć - usłyszała w odpowiedzi, że praktyka czyni mistrza, więc będzie uczestniczyć w każdym wydarzeniu, dopóki nie nauczy się ich lubić. Dlatego starała się, by nie zniechęcić się już na początku, chociaż do tej pory średnio jej szło. Na razie jedynym jasnym punktem były rozmowa i taniec z Severinem.
    Nie była osamotniona w restrykcyjnym wychowywaniu, jej rówieśniczki zmagały się z podobnymi wymaganiami. Im starsza była, tym więcej zauważała, ale oczekiwano od niej coraz większej doskonałości. Buntowanie się nie doprowadzało do niczego poza karami, więc przestała. Robiła swoje, gdy rodzice nie patrzyli, pielęgnowała swoje pasje, czasem w ukryciu. I nie mogła się doczekać, aż będzie mogła przeprowadzić się do innego miasta i zaznać wolności.
    - Czemu nie można po prostu być sobą? - westchnęła ciężko, choć nie spodziewała się odpowiedzi na to pytanie. Nie on układał system, wszyscy w nim tkwili i nikomu nie przyszło do głowy, że każdemu żyłoby się lepiej bez wzniosłych oczekiwań. Każdy robiłby to, co lubi i spełniał się w tym, a przy odrobinie szczęścia może udałoby się zyskać dowolność w wybieraniu kandydata na żonę czy męża. Po co to wszystko komplikować? Jej młody umysł rwał się do zmian, do nowych porządków; standardowo buntował się przed twardą ręką przodków.
    Po efektywnym obrocie, wraca z powrotem do jego ramion i uderza ją fakt, że po raz pierwszy jest tak blisko obcego mężczyzny. Przystojnego mężczyzny. Ta myśl osiada zawstydzeniem na jej twarzy, nagle onieśmieliła się tą bliskością, tym, że bez problemu wyczuwa jego perfumy. Imponował jej - tym, jak się wypowiada, jak się zachowuje, jak ją traktuje. Próbowała wziąć się w garść, by nie przyłapał jej na głupim spojrzeniu maślanych oczu, z całych sił skupiając się na wypowiadanych przez niego słowach.
    - No dobrze, może mężczyźni nie mają tak beztroskiego życia, jak myślałam. Choć dalej odnoszę wrażenie, że wybacza im się więcej - stare dobre podwójne standardy wiodły tu prym, nie mógł zaprzeczyć. Nastolatka miała jeszcze o tym marne pojęcie, ale już zdążyła zauważyć pewne zależności.
    - Wiesz, w tym scenariuszu wymagań nie chciałabym być ani kobietą ani mężczyzną - stwierdza, gdy skończył mówić o wymaganiach, które go dosięgnęły. Gdyby tylko mieli prawo wyboru. A tak jedyną drogą w stronę wolności było wydziedziczenie i ułożenie sobie życia bez rodziny. Może w skrajnych przypadkach to jedyny ratunek. Vivian pomimo buntowniczego wieku, nie wyobrażała sobie na stałe opuścić rodzinę i odciąć się od nich bezpowrotnie.
    - To działa też w drugą stronę. Ja dziedziczę błędy przodków - od zawsze powtarzano jej, że poprzednie pokolenia zniszczyły reputację rodu przez paranie się magią zakazaną. Stracili wtedy zaufanie i większość majątku, a chociaż minęło tyle lat, dalej nie zdołali w pełni odbudować dawnej świetności. Sama zamierzała to zrobić.
    Nigdy tak na to nie patrzyła, szczególnie że dotąd w praktyce tańca, matka zmuszała braci, żeby towarzyszyli młodszej siostrze. Ale nigdy nie wyglądał tak, jak ten. Taniec z Severinem wydawał jej się bardziej intensywny, wręcz intymny. Sam jego dotyk działał pobudzająco, aż nie wiedziała, jak powinna się zachować. Czując jego palce na podbródku, unosi ostrożnie głowę, szeroko otwartymi oczami patrząc na twarz mężczyzny z piekącymi policzkami. Czy jej serce powinno tak głośno walić? Miała wrażenie, że zdoła je usłyszeć mimo muzyki.
    - Ja... - zamiera na moment, zupełnie oniemiała w nowym doświadczeniu, bo jeszcze nigdy nie czuła takiego podekscytowania komplementami. - Dziękuję.
    Jej uśmiech jest szczery, a oczy szklą się delikatnie ze wzruszenia, migocząc w subtelnym oświetleniu. Lekkim kiwnięciem głową odpowiada na jego słowa, bo oczywiście, że przyjmie go poza kolejką, jeśli tylko będzie chciał.
    Patrzy na niego jak zahipnotyzowana, gdy całuje jej dłoń po skończonym tańcu, a w ostatniej chwili przypomina sobie, że sama powinna okazać szacunek, dlatego ugina kolana w klasycznym dygnięciu.
    - Zrobiło mi się trochę słabo - nie kłamie, bo faktycznie zakręciło jej się w głowie, najpewniej od nadmiaru emocji, których dotąd nie znała. Nie powinna go odciągać od żony, ale egoistycznie nie chciała się jeszcze z nim rozstawać, dlatego zebrała w sobie całą odwagę, by zaproponować: - Czy możemy wziąć coś do picia i zaczerpnąć świeżego powietrza?
    Widzący
    Severin Rosenkrantz
    Severin Rosenkrantz
    https://midgard.forumpolish.com/t3587-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3588-severin-rosenkrantzhttps://midgard.forumpolish.com/t3589-davina#36144https://midgard.forumpolish.com/f115-severin-rosenkrantz


    Uśmiecha się pobłażliwie na to rozczulające pytanie. Dlaczego nie można być po prostu sobą? Odpowiedź na nie nie jest łatwa, ani wygodna. Urodzeni w świecie opatrzonym licznymi zasadami próbują się dopasować, byleby zostać zaakceptowanym przez społeczeństwo. Niełatwo się zeń wyrwać, nie tylko nosząc nazwisko z wysokiego klanu. Na przełomie wieków podobne restrykcje obowiązywały wszystkich, a ci, którzy się z nich wyłamywali, byli spychani na margines, bądź uznawani za szaleńców. Miną jeszcze kolejne długie lata, nim pewne tradycje odejdą w niepamięć, lub przynajmniej zacznie się nań przymykać oko, jak to się obecnie dzieje w niektórych klanach.
    - Masz rację, wybacza się im zdecydowanie więcej - zgadza się, nawiązując do stwierdzenia co do nierówności płci. Było tak od zarania dziejów, choć niektóre z podań religijnych przyjmują wyższość kobiet. Doceniało się ich znaczenie, podkreślano wielkość oraz siłę, lecz mimo to wciąż pozostawały w mniejszości. - To byłoby najłatwiejsze - śmieje się szczerze rozbawiony wyznaniem o przybraniu neutralnej roli. To zdecydowanie wiele by ułatwiło.
    Reputacja Sørensenów pozostawia wiele do życzenia. Na przestrzeni wieków zmieniała się ona dość dynamicznie, od mało sławnych jubilerów, przez znamienitych artystów, po strąconych niemalże na dno wyklętych. Rosenkrantzowie są wobec nich neutralni, jednak opinia o nich nakazuje utrzymywać dystans. Severin niewiele sobie z tego robi, prosząc młodą kobietę do tańca.
    - Masz rację, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by próbować to zmienić. Każdą historię można nadpisać i uzupełnić. To od ciebie zależy, jak ona będzie wyglądać - mówi z pełnym przekonaniem w głosie, choć ma świadomość, że brutalna rzeczywistość lubi rewidować plany marzycieli. Sam ma szczęście pochodzić z klanu o dobrych korzeniach, których zainteresowania i profesje zbieżne są z jego.
    Z niemałym zadowoleniem obserwuje kwitnący na dziewczęcych policzkach rumieniec. Nie przyznaje się do tego na głos, nawet przed sobą, ale podobne odruchy sprawiają mu zadziwiającą przyjemność.
    - Oczywiście. Zaczekaj tu na mnie. - Zostawia ją na moment i udaje się na poszukiwanie napojów. Na orzeźwienie i mdłości najlepsza jest zwykła woda, lecz tej próżno szukać na tacach krążących wśród gości kelnerów. Z braku wyboru - a może bardziej z chęci dalszego pławienia się w dojrzałym blichtrze - pochwyca dwa smukłe kieliszki z szampanem.
    - Zapraszam do ogrodu - zwraca się do niej uroczystym tonem, wręczając kieliszek, jak i ponownie służąc jej ramieniem. Nie czeka na odpowiedź, słowo potwierdzenia, bądź sprzeciwu, zwyczajnie rusza już przed siebie.
    Wprawdzie przyległy do sali balowej taras jest znacznie bliżej, oferując gościom zasłużony odpoczynek i powiew świeżego powietrza, lecz cichy głos z tyłu głowy podpowiada, że będzie tam zbyt tłumnie. Tłok sprawiłby, że ich spotkanie pozostałoby w ramach przyzwoitości - na świeczniku, bez skrępowania, bez podtekstów. Każdy mógłby ich dostrzec, podejść i dołączyć do rozmowy, jednak w ogrodach przebywało znacznie mniej gości, niż wewnątrz pałacu. Daje to przestrzeń do luźniejszego podejścia, do lekkiego nagięcia granic przyzwoitości.
    Wieczorny chłód otula delikatnie ich ramiona, wywołując na skórze lekki dreszcz. Odziany w garnitur Severin może cieszyć się w tej kwestii komfortem. Zerka jednak z ukosa na swoją towarzyszkę, chcąc sprawdzić, czy tej odpowiada temperatura.
    - W ogrodach czuję się najlepiej. To chyba natura Rosenkrantzów - stwierdza pogodnie, kiedy prowadzi młodą damę schodami ku zielonym terenom i wnika pomiędzy wysokie krzewy, gdzie stojący na tarasie goście z trudem dostrzegą ich sylwetki. Nie, żeby miał wobec panny Sørensen niecne zamiary. To zwyczajna niechęć wobec plotek, które mogłyby się pojawić, gdyby ktoś spostrzegł ich stojących w pobliżu wejścia - ale czy tylko? Vivian jest atrakcyjną kobietą, której wdzięki w tym otoczeniu może nieskrępowanie podziwiać, w bladym blasku księżyca i rozstawionych w okolicy latarni. Karmi tym samym swoje estetyczne potrzeby, bo nawet jeśli panna nie do końca jest w jego typie - głównie ze względu na wiek - tak potrafi docenić jej piękno. - Powiedz mi Vivian, czym zajmujesz się poza próbami sprostania oczekiwaniom rodziny? Co sprawia ci prawdziwą przyjemność? - Bo o tej woli rozmawiać, nie o obowiązkach i przymusowych zadaniach, a o tym, co radosne. Sam mógłby godzinami rozprawiać o gatunkach roślin, ale jest ciekaw swojej rozmówczyni i tego, co w sobie kryje. Podczas tańca zdążyła zdobyć jego zainteresowanie i zaskarbić sympatię.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.