Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Weranda

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Weranda
    Przed domem wybudowano werandę by postawić solidne, ciężkie drewniane meble, a na ławach stosy skór i poduszek, które miały dawać dodatkowe ciepło w zimne wieczory lub chłodne poranki. Obok zbudowano okrągłe palenisko, w którym często pali się ogień rozświetlający łunę nocy, wtedy dopiero można dostrzec w gęstwinach leśnych, które nie zostały przerobione na ogródki, że mieści się w Forseder jeszcze jeden dom.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    10.05.2001


    W prawym barku go rwało, a na udzie widniał ogromny siniak, podobnie na wysokości żeber. Potwora mocno go poturbowała, była szybka, nim się obejrzał lotem koszącym ściął własnym ciałem mniejsze krzaki, a potem z gruchotem wylądował na skałach. Cudem uniknął rozbicia głowy i śmierci na miejscu Choć gorszym by było przetrącenie kręgosłupa i bezwład nóg. Wtedy by się doczołgał do urwiska i z niego zrzucił.
    Noga za nogą wraz z kubkiem kawy i nieodłącznym papierosem w kąciku ust doczłapał na werandę. Z ulgą usiadł pomiędzy skórami na ławach i oparł się plecami o drewnianą ścianę domu. Ptaki wdzierały się na gałęziach drzew, a po chwili dołączył do nich odgłos kroków. Tych, które doskonale znał od przeszło trzech lat.
    -Nie potrzebuje niańki. - Mruknął otwierając oczy oraz strzepując popiół z papierosa do kamiennej popielniczki jaką miał pod ręką. Vaiana czasami zachowywała się apodyktyczna kwoka, tylko zamiast dzioba miała pod ręką kastek. O wiele bardziej skuteczne narzędzie do zadawania ran i bólu. Sięgnął wolną ręką po drugi kubek z kawą, aby podać go kobiecie. To był już stały rytuał, że porankiem, raz na jakiś czas przychodziła, ale zawsze była kiedy wracał z misji. Liczyła siniaki i szwy jakich się nabawił.
    Mógł się krzywić, ale przyzwyczaił się do jej obecności, choć na głos nigdy tego nie powiedział. Wyciągając nogi przed sobą i krzyżując je w kostkach poczekał, aż zajmie miejsce. Czekał na tyradę słów albo milczenia.
    Czasami zastanawiał się jak to jest, że człowiek tak szybko się do pewnych rzeczy przyzwyczaja. A kiedy pierwszy raz się spotkali nie spodziewał się, że stworzą relację, którą można było już nazwać przyjaźnią. Przynajmniej z jego strony, ponieważ nie zwykł nawiązywać szybko i łatwo bliższe kontakty z innymi. Łowcy żyli krótko, znikali na długie tygodnie i nigdy nie było wiadomo w jakim stanie wrócą z misji albo czy w ogóle wrócą. Zawsze istniała szansa, że dana misja będzie ich ostatnią.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Niebezpieczna praca miała to do siebie, że bardzo łatwo było z niej nie wrócić. Nawet zbyt łatwo. Każde spotkanie mogło być ostatnim, a kiedy ilość przyjaciół możesz policzyć na palcach jednej ręki, uczysz się czerpać z tych spotkań całymi garściami. Bo nigdy nie wiesz, kiedy nie będzie już do kogo przyjść. A że zawsze martwiła się o przyjaciół, którzy dziwnym trafem szpitale omijali szerokim łukiem… Zostawało jej wykorzystywać to, co sama potrafiła, nawet jeśli innych traktowała delikatniej niż siebie samą.
    - Mmmmm. Ale kawę zrobiłeś. – zaśmiała się cicho, zgarniając kubek z aromatycznym naparem, bez którego poranki nie istniały. Sama nie pamiętała, od kiedy to się zaczęło, skąd wiedziała, kiedy wracał, żeby po prostu na niego czekać. Kiedy stał się jednym z tych nielicznych przyjaciół, którzy jej zostali. Usadowiła wygodnie tyłek na ławie tuż obok, swoim zwyczajem wtulając się w ramię Agnara. To był jeden z tych dni, w których bardziej zależało jej na kimś bliskim obok, w kogo mogłaby się chociaż na chwilę wtulić i tak zostać, bez niepotrzebnych pytań. Jak każdy miewała takie momenty, problem tkwił tylko w tym, że takich „osób do tulenia” miała cholernie mało.
    - Mocno oberwałeś? – spytała po niedługiej chwili milczenia, co można było również intepretować jako „pomóc ci to opatrzyć?”. Na początku może bywała za ostra z pomocą, ze zwykłego strachu przed utratą jakże przyjemnej znajomości, potem strach zelżał. Potem po prostu pytała, czasem jedynie z delikatnym naciskiem. Dzisiaj nacisku nie było, nie miała ochoty na spory w tym temacie.
    Uśmiechnęła się do samej siebie. Niby na nią narzekał. Krzywił się, gdy przychodziła. Ale… zawsze były dwa kubki gorącej kawy i wygodne miejsce na ciepłych skórach. Cisza i spokój domku były odskocznią i dla niej samej od gwaru miasta, las nawet jeśli oby, przypominał te znajome. Przymknęła oczy, raz na jakiś czas jedynie unosząc w górę kubek z kawą, by upić łyk czy drugi, zanim wystygnie.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Zawsze robił kawę. Zawsze wiedział, że się zjawi, jakby miała wszyty pod skórę radar, który odpalał się kiedy wracał z misji. W szpitalach się nie zjawiał, tylko od razu w siedzibie Łowców, gdzie naczelny lekarz miał wprawę w zszywaniu ich ran i wyklinaniu głupoty, która sprawiła, że dali się tak poharatać. Agnara też nie ominęła zrzędliwa gatka, o tym, że dał się podejść jak dziecko.
    Inna sprawa, że zszywał ich perfekcyjnie. Liczne blizny na ciele to wiele szwów nałożonych sprawną ręką ich człowieka.
    -Brak kawy może sprawić, że dołączy do kolekcji śliwa pod okiem. - Uśmiechnął się krzywo czekając aż się usadowi i wtuli w ramię. Dobrze, w to, które mniej bolało, choć nie tak jak czasami potrafiło. Mógł mówić, że miał całkiem sporo szczęścia. Nie wiadomo czy następnym razem też tak będzie. Spojrzał przed siebie powoli sącząc kawę. Takie momenty cenił, kiedy mógł zanurzyć się w cichy, choć przecież cicho wcale nie było. Przyroda trwała i żyła. Nie dla niego wielkie rodowe spory, nie dla niego było życie jarla, choć patrzono w jego kierunku. Najstarszy syn, zbliżał się do wieku, w którym zostawało się następcą. Liczył jednak, że wybiorą kogoś młodszego. Nie miał żony, nie miał dzieci i nie zanosiło się, aby ten stan miał się zmienić. On przynajmniej nie planował zmian. Nie gardził towarzystwem kobiet, wręcz przeciwnie - miewał kochanki, kobiety, które przez jakiś czas trwały u jego boku, ale od samego początku wiedziały jaki jest układ. Żadna nie mogła liczyć, że stanie się panią Eriksen sądząc, że będzie mogła wprowadzać swoje zasady w życie Agnara. Żadna też nie przykuła jego uwagę na tyle, aby ją rozpatrywał pod tym kątem. -Hmm? - Usłyszał głos Vai, ale słowa dotarły do niego dopiero po dłuższej sekundzie. -Mniej niż ostatnio. - Zgasił papierosa w popielniczce i upił znów solidny łyk z kubka. Nie było nacisku z jej strony, nie rwała się do pomocy jak zwykle to bywało, a nacisk na ramię świadczył o tym, że dzisiaj ściągały ją własne demony. Zmrużył nieznacznie oczy uważniej się przyglądając kobiecie z ukosa. - Wiesz gdzie jest worek treningowy. - Powiedział w końcu zaciskając szorstką dłoń na jej palcach. Po przedramieniu biegła czerwona pręga. -Dzisiaj nim nie będę.



    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Może i miała, a może to był jakiś taki talent, odziedziczony po ojcu, którego nawet jakby chciała, nie mogła się wyprzeć. A może po prostu miała chody tu czy tam i zwyczajnie wiedziała. Nigdy nie zdradziła tej tajemnicy, a kawa na stole jasno mówiła, że choćby warczał i burczał, była mile widziana, nawet kiedy fuczała na niego, że dał się tak poharatać. Ot wyraz troski wersja Vaia – nie jej wina, że miewała więcej męskich kumpli niż żeńskich.
     - A wiesz, że to kusząca opcja? – posłała mu rozbawione spojrzenie, śmiejąc się cicho pod nosem. No i to był powód, że lubiła Eriksena. Za bardzo przypominał jej stare, dobre czasy. I dokładnie tak samo się obijał, choć musiała przyznać, lekarza mieli dobrego. Po tylu latach rozpoznawała konowałów po sposobie leczenia, a ten tutaj na pewno nim nie był. Tyle, że ssał w znieczulenia, ale to już był raczej problem łowców niż jej. – Ale raczej byłby to złamany nos. Tak tylko mówię. – dorzuciła niewinnie, zagryzając wargę, żeby nie zacząć się śmiać, choć drżące ramiona jasno na to wskazywały.
    Za brak kawy chyba jeszcze nigdy nikomu nie przyłożyła. No, za brak kawy to nie, ale za sprzątnięcie sprzed nosa ostatniego kubka tego boskiego naparu i owszem. Chociaż nie dało się ukryć, że w Midgardzie ten napój zdecydowanie kulał i nie zawsze smakował tak, jak powinien, a ze sprowadzaniem go bywały problemy. Przynajmniej u Agnara mogła liczyć na porządną kawę. Bycie singielką miało zdecydowanie wiele plusów, nikt nie ciosał kołków na głowie za brutalną pracę, ruchomy czas i wieczne sińce. Ale… bywało, że potrzebowała kogoś do lepienia. I do tego bardzo przydawali się przyjaciele, zwłaszcza tacy, którzy nie doszukiwali się w tym geście niczego więcej. Jak to dobrze, że kiedyś trafiła na Eriksena, nie wyobrażała sobie już braku tych ich przepychanek słownych i czasem wspólnych treningów.
    - Mniej niż ostatnio… Czyli na pół zdychasz i udajesz, że jest w porządku. Okey, zapamiętane. – parsknęła, kręcąc głową, było więc wiadome, że prędzej czy później uczepi się, żeby na te rany spojrzeć. A przynajmniej rzucić kilka zaklęć znieczulających albo innych, potrzebnych. Po co miał jakoś specjalnie cierpieć… Mruknęła cicho, zaciskając dłoń na jego palcach, dziwnie zadowolona z tego gestu. Przekręciła głowę, tylko po to, żeby móc spojrzeć mu w oczy, mrużąc swoje własne.
    - Ehhh, pajaro! – prychnęła wymownie, co samo z siebie wskazywało, że było to jakieś rodzime wyzwisko Vai. – Wyglądasz jak gówno zbite kijami. – poinformowała go w swoim własnym stylu. – Jak będę chciała Ci spuścić wpierdol, to poczekam, aż będziesz zdrowy. Bo teraz to aż żal patrzeć, a tym bardziej bić. Pokaż się. – odsunęła się z wygodnego miejsca, trochę niechętnie też puszczając jego dłoń. Za to uważnie zaczęła przyglądać się prędze na jego przedramieniu, zrzucając z ramion kurtkę, żeby nie drażniła jej dłużej. Ale mimo złośliwego tonu i tak w jej oczach malowała się troska, podszyta jakimś niepokojem.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    -Będzie pasować do tego na ramieniu. - Uśmiechnął się krzywo. Nie było kończyny i miejsca, która nie nosiło śladów jego pracy. Jedne trwałe, drugie tylko tymczasowe. Blizny po pazurach, zębach, kamieniach ale również pięściach czy też nożach. Potworów było wiele na tym padole, a niektóre z nich nie chodziły na czterech łapach. Nos złamany miał wiele razy, czego kobieta była świadkiem. Nawet raz sama go składała kiedy akurat pod ręką nie było ich medyka.
    Kawa przyjemną goryczką spływała w dół podniebienia. Nie słodził, nie dodawał mleka, choć wiedział, że są amatorzy napojów kawowych. Za to jego słabością było ciasto migdałowe, które idealnie komponowało się z gorzką kawą. Jak na złość dzisiaj go nie miał.
    Odpowiadało mu życie jakie wiódł. Nie narzekał na nie i cieszył się chwilami spokoju jak ten.
    Nie potrzebował żony, która dzień w dzień wypatruje go z okna nie wiedząc czy wróci a jak wróci to w jakim stanie. Stałaby się wdową już w dniu ślubu. Tak jak poprzednia żona, która zmarła kiedy był w trakcie misji. Wrócił do domu pogrążonego w żałobie. Choć nie mówił tego otwarcie, do dzisiaj sumienie go momentami gryzło. Nie kochał jej, to było małżeństwo ustawione przez jarlów, ale szanował i jednocześnie współczuł życia jakie jej zgotowały rodziny. Wyszła za krwawego Eriksena, opinia ta zaś z biegiem lat nie ulega zmianie. Wręcz się pogorszyła. Stali zawsze z boku, nie angażowali się w wielką politykę rodów, a teraz oczekiwano od nich ruchu. Decyzje musiał podjąc jarl, ale pod skóra czuł, że decyzja ta mocno wpłynie też na całą rodzinę. Nie koniecznie tak, jakby sobie tego życzył.
    Zaśmiał się chrapliwie kiedy skomentowała jego stan i pokiwał głową.
    -Mniej więcej tak. - Potrafiła go rozbawić, tak szczerze i prawdziwie, jak mało kto. Uwagami i trafnymi spostrzeżeniami oceniała jego stan w mgnieniu oka. Ktoś patrzący z zewnątrz mógł błędnie założyć, że są parą kiedy siedzieli tak obok siebie. Ich zaś łączyła relacja zupełnie odmienna, taka, o której wielcy znawcy mówili, że nigdy nie może zaistnieć. -Widzisz, w moim świecie "gówno zbite kijami" to materiał na najnowszą kolekcję modową dla łowców. - Skomentował od razu dopijając kawę. - Co do wpierdolu, to z przyjemnością odłożę tę batalię na później; w końcu każda porażka smakuje lepiej, kiedy przeciwnik jest w pełni sił. - Skrzywił usta w nieznacznym uśmiechu po czym poddał się oględzinom bez większego sprzeciwu. Pręga biegła przez całe przedramię i znikała pod koszulą. Czerwona, zaogniona świadczyła o tym, że otrzymał obrażenie niczym z bicza. dało się też dostrzec otarcia i powoli wykwitający siniak wokół. Będzie nosił ten ślad potyczki jeszcze przez dłuższy czas.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Złamany nos był podstawowym obrażeniem płynącym z ich fachu, Vaia też już nie liczyła, ile razy miewała uszkodzoną tę część twarzy. Kiedyś nawet udało się komuś przetrącić jej żuchwę. Nauka nastawiania różnych wybitych kości była podstawą, dlatego całkiem cieszyła się, że jednak kiedyś postanowiła nauczyć się podstaw magii medycznej. Choć przynajmniej oszczędziła Agnarowi odkażania w sposób, jak robiła to na sobie. I wbrew wszystkiemu naprawdę potrafiła być delikatna dla poranionych kumpli, nawet jeśli lubili się głupio ciskać na chęć pomocy.
    Czarna kawa była doskonałym środkiem na obudzenie się i zyskanie w miarę dobrego nastroju do momentu, w którym ktoś go po prostu nie zepsuje: czyli idealna na powrót do pracy, którego wcale nie chciała. Ot zwyczajnie jeden z gorszych dni, gdy samotność doskwierała za mocno i naprawdę cieszyła się, że Agnar tak samo jak ona wyśmiewał komentarze mające ich ze sobą zeswatać. Nie było takiej opcji, w życiu nie zamierzała tracić tak dobrego kumpla. Relacja, którą mieli, odpowiadała jej w zupełności zwłaszcza dlatego, że nie musiała zaciskać zębów, żeby się wpasować. Może czasem myślała o wejściu z kimś w głębszą relację, o znalezieniu sobie tak zwanej drugiej połówki... A potem przypominał jej się jej ostatni poważny związek i te przed nim. I ochota na związek też. Zresztą prędzej czy później zaczęłyby się uwagi w kwestii pracy, jej znikania, powrotów w stadium jednego wielkiego siniaka. Po co jej to, lepsza była kawa na werandzie o świcie i pełne zawoalowanej troski gesty.
    - No właśnie. Więc najpierw przejdź do stadium mumii w bandażach, a potem się z nich wyplącz. I wtedy możemy się bawić. - wyszczerzyła się bezczelnie, strzelając karkiem. Nie raz słyszała, że przyjaźń damsko-męska nie mogła istnieć i za każdym razem wyśmiewała to stwierdzenie tak samo. Jakby nie istniała, nie mogłaby się drzeć na całą komendę "ty cholerna przerośnięta jaszczurko!" albo siedzieć tutaj, wlepiona w ramię Agnara ze świadomością, że jeśli coś się spieprzy, to zawsze będzie miała gdzie zwiać od tłumów.
    - W konkursie na najmocniej zbite zająłbyś… Trzecie miejsce? Do pierwszego jeszcze trochę Ci brakuje... - stwierdziła niewinnie, by potem uśmiechnąć się szeroko. - A jak się Tobą zajmę, to już w ogóle zlecisz z podium na sam koniuszek. - oznajmiła beztrosko, przesuwając dłonią nad siniakami i otwarciami, likwidując je poprzez ciche mruczenie łacińskich odpowiedników zaklęć. - Oczywiście. Wygrać z chodzącym siniakiem to jak przegrać. Masz coś jeszcze z takich gorszych? Jakieś bandaże do wymiany? - a niech mu będzie, mogła się pobawić w pielęgniarkę. Wprawdzie totalnie nie nadawałaby się do pracy w szpitalu, ale okazjonalnie i dla wybranych mogła. - Co to w ogóle było? Nie przypominam sobie za bardzo czegoś, co zostawia pręgi jak od bicza... - mruknęła zamyślona, śledząc ostrożnie ślad, by nie sprawić mu jakiegoś większego bólu.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Miał nie raz okazję widzieć przetrąconą żuchwę u Vai, tak samo jak liczne siniaki i zadrapania. Najczęściej w takich sytuacjach kierował się do swojej apteczki, gdzie przechowywał liczne maści i opatrunki. Co jak co, ale Łowcy wiedzieli jak zadbać o uszkodzenia skóry. Nie czynił jej pogadanek, że kobiecie nie wypada. Miał w dupie co wypada a co nie, życie rządziło się swoimi prawami. Zbyt wiele już zobaczył, zbyt wiele doświadczył, aby przejmować się takimi sprawami, jak kobieta z limem pod okiem, nabytym w czasie bójki w jaką sama się wdała. Zwykle wtedy podawał lód, aby złagodzić objawy. Vai była kumpelą, która w gładki sposób dostała się do jego życia, znalazła swoje miejsce i umościła się w nim niczym kura na grzędzie. Bywała gderliwa, ale już przywykł i nie wyobrażał sobie innej rzeczywistości.
    -Jak mnie zawiną w bandaże to już będą składać do grobu. - Parsknął lekko rozbawiony tą wizją, a potem kiwnął głową. -Nie będziesz musiała długo czekać. - Bo prawda była taka, że wiele ran goiło się na nim jak na psie. Nie potrzebował długich tygodni wypoczynku. Poddał się oględzinom bez marudzenia, pozwolił, aby oglądała każdą ranę, a potem się nią zajęła mamrocząc pod nosem zaklęcia. Czuł jak energia przepływa przez jego ciało, jak charakterystyczne mrowienie skupia się wokół uszkodzonej tkanki. Palce kobiety były ciepłe, wręcz gorące, ale wiedział jak działa magia; rozumiał jej mechanizmy. Trwał w milczeniu wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Nie wyobrażał sobie życia w innym miejscu. Przywykł do tego domku. Niedużego, skrytego w roślinności, usytuowanego na uboczu, gdzie nie rzucał się w oczy, a Eriksen mógł zaznać w nim chwili spokoju.
    Dopiero kiedy uwaga Vai skupiła się na czerwonej prędze wrócił do niej spojrzeniem niebieskich tęczówek. -Storsjöodjuret - odpowiedział od razu. -Zwykle są łagodne, ale ten był wielokrotnie atakowany. Mieliśmy go przenieść. Jednak o tym nie wiedział i się bronił. - Skrzywił się nieznacznie. Wielu myślało, że Łowcy są tylko od zabijania. Nie mieli pojęcia ile istot i stworzeń musieli chronić przed głupotą i przesądami. Ludzie bywali większymi potworami, zwłaszcza wtedy kiedy bili staruszkę albo żonę pasem, wtedy lubili uważać, że są istoty potworniejsze od nich. Jakoś łatwiej im się żyło. Eriksen gardził takimi ludźmi. -Mam ranę po szpikulcu. Możesz zerknąć. - Z tymi słowami wstał powoli z ławy, aby skierować kroki do wnętrza domu. Tam gdzie stała apteczka z całym naręczem opatrunków i maści. Czuł jak szwy go ciągną, jak zesztywniałe mięśnie odmawiają współpracy. Medyk zalecił kąpiele w gorących źródłach.


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Wypada, nie wypada... Dotarła do etapu, że wyśmiewała takie teksty, nie przejmując się ich brzmieniem. Zresztą nie miała nawet wokół siebie osób, które chrzaniłyby takie bzdury, już nie. Ostatnia osoba, która to robiła, zmarła 13 lat wcześniej. Czasem tęskniła za czasami, gdy wszystko było normalne, ale z zasady lubiła swoje życie. I przede wszystkim lubiła towarzystwo Agnara, który nie pieprzył bzdur, nie komentował siniaków i innych urazów, a do tego miał kawę. Vaia była naprawdę prosta w obsłudze i nigdy nie sądziła, że znajdzie na świecie jeszcze jedną osobę, która tak po ludzku będzie umiała ją zrozumieć. I może dlatego czasem przesadzała z tą swoją troską, ale nauczyła się, kiedy upierać się przy swoim, a kiedy dać spokój. Facet też potrzebował trochę blizn, by potem się nimi chwalić. Ból był kwestią całkowicie względną.
    - Nie spiesz się tak do grobu, dyskusje z duchami są kijowe. - rzuciła z żywym rozbawieniem, w końcu nie takie rzeczy słyszała i widziała w życiu. No i pomijając to naprawdę nie chciała iść na jego pogrzeb, w żadnym możliwym momencie. Był takim stałym elementem życia, znikającym na wiele dni, ale będącym, zawsze. Zawsze, gdy to się liczyło.
    - Trzymam cię za słowo, ese. Brakowałoby mi twojego zrzędzenia, że przesadzam. - zaśmiała się lekko, jednak wyraźnie uspokoił ją tą deklaracją. W kwestii rekonwalescencji nigdy się nie wypowiadała, sama dostawała szału, gdy ktoś kazał jej wypoczywać, zwłaszcza gdy czuła się dobrze. W takich właśnie momentach rozpierała ją energia, a jakieś ćwoki vel medycy kazali jej wtedy leżeć… No pogrzało ludzi, pogrzało.
    Magia przepływała przez jej ciało znajomym strumieniem, mrowiła palce, poddając się intencji czynienia dobrego, leczenia, a nie krzywdzenia. Zabrała ręce dopiero, gdy była usatysfakcjonowana jego stanem, skoro już się tak ładnie dawał opatrywać, zamierzała z tego skorzystać.
    - Stor-co...? To chyba jedno z tych słów, których nawet nie jestem w stanie wymówić. - roześmiała się szczerze, jednak nazwa zagnieździła się gdzieś w pamięci, wraz z opisem, czego robić zdecydowanie nie powinna przy tym stworzeniu. - Ludzie to skurwysyny. Nie podskoczą do równych sobie, tylko atakują słabszych. - rzuciła z czystą pogardą w głosie. Ona też gardziła tymi, którzy bili żony czy dzieci, nie miała dla nich litości przy zatrzymaniach i najwięcej mieli zarzutów o "agresję przy zatrzymaniu". A że od zawsze potrafiła robić piękne, duże oczy i z przejęciem opowiadać o ataku  podczas zatrzymania... Wszyscy wierzyli. Albo po prostu chcieli wierzyć. Nigdy się nie czepiali.
    - Oho, czyli nasze łagodne stworzonko ma szpikulec. Wyskakuj z ciuchów i to pokaż. - kącik ust jej zadrgał, gdy wydawała rozkazy, jednak w żartobliwym tonie niż z faktycznym żądaniem posłuszeństwa. Chociaż jeśli miała obejrzeć ranę, to musiał ją odsłonić.
    Poczekała spokojnie, aż Agnar wróci z apteczką - w tym czasie dopiła swój przydział kawy i ukradkiem podpiła tę mężczyzny. Dopiero gdy wrócił zabrała się za oględziny. Wymieniła opatrunki, nałożyła maści, niektóre obrażenia potraktowała magią leczniczą. Pełen serwis medyczny można było rzec, jak rzecz jasna na kogoś, kto obrażenia raczej zadawał, niż leczył.
    - Mięśnie ci posztywniały. Powinieneś je rozgrzać i rozluźnić. Inaczej będą się dłużej goić. - powiedziała łagodnie, nieświadomie powtarzając zalecenia medyka. Zresztą nie mówiła tego tak o, a z własnego doświadczenia, w końcu pod kątem obrażeń ich robota była dosyć podobna. - Gorąca kąpiel pewnie byłaby całkiem adekwatna. Takie nasiąkanie w ciepłej wodzie całkiem nieźle rozluźnia takie spięte kawałki. - cóż, nigdy nie kryła się z tym, że była kocim miłośnikiem wody. A ze względu na midgardzkie temperatury i odruchowe już rzucanie na siebie zaklęć rozgrzewających, gorąca kąpiel była najlepsza po paskudnym, zimowym dniu.
    Usatysfakcjonowana stanem zdrowia Agnara znowu zwinęła się na ławie, wtulając wygodnie w jego bok. To była jej wersja relaksu, w towarzystwie kogoś, kto to akceptował. I przy okazji bez ciągłej konieczności bycia czujną na wypadek ataku. Uwielbiała tę okolicę, samotnia w środku miasta. No ale na dom już nie byłoby jej stać. Chociaż swoje mieszkanko też kochała. Nawet jeśli nie pasowało to chłodnego klimatu Skandynawii.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Agnar Eriksen
    Agnar Eriksen
    https://midgard.forumpolish.com/t1757-agnar-eriksen#18223https://midgard.forumpolish.com/t1761-agnar-eriksenhttps://midgard.forumpolish.com/t1762-roguehttps://midgard.forumpolish.com/f153-agnar-eriksen


    Narzekanie i mruczenie pod nosem było cechą charakterystyczną Agnara. Język mu się rozwiązywał kiedy mówił o stworzeniach i istotach z jakimi przyszło mu się mierzyć. Niezbyt wylewny, raczej powściągliwy w wyrażaniu emocji, okazywał swoją troskę czynami nie zaś słowami. Choć tymi ostatnimi potrafił się skutecznie posługiwać, gdy miał na to ochotę. Nie należał też do tych ludzi, którzy ciągle prawili morały. Zdarzało mu się, gdy druga osoba czyniła prawdziwą głupotę. Taką, za którą się dostaje nagrodę Darwina. Vai wracała pobita, z siniaki nie mniejszymi niż jego własne. Taka była, taką ją polubił, choć nie mówił tego na głos.
    Teraz z cierpliwością wymalowaną na twarzy poddawał się jej zabiegom i pomocy. Inna sprawa, że został mocno poturbowany. Nie spodziewali się, aż takiej agresji. Stworzenie musiało być wielokrotnie atakowane i niepokojone, skoro na ich widok od razu rzuciło się do obrony. Magia była ciepła. Niosła ukojenie, ta której on używał głównie śmierć. Taka była różnica. Mimowolnie spojrzał na swoje dłonie, które miały na sobie wiele krwi. Wiele żyć nimi odebrał. Czy żałował? Nigdy na to pytanie nie odpowiedział. Nie było sensu. Był kim był, nazwisko i droga życiowa ją obrał uzupełniały się, tworząc to kim się stał. Krwawy Eriksen, Łowca Gleipniru.
    -Ludzie z zasady są dupkami. - Odparł beznamiętnie zdejmując koszulę i tym samym ukazując liczne blizny na ciele. Część z nich widziała wcześniej kiedy jeszcze były zaognionymi ranami. Na lewym barku nadal tkwił tatuaż, który przecięty był grubą blizną. Jedną z tych, które niosły wspomnienia po nieżyjących ludziach. Rana po szpikulcu była głęboka i rozległa, dobrze zszyta przez medyka, ale wymagająca opieki i czyszczenia. Siedział w spokoju kiedy oczyszczała rany, a następnie nakładała maści. -Storsjöodjuret - powtórzył nazwę stworzenia. -Wodne smoki, o czarnych ciałach potrafią osiągać do sześciu metrów. Na grzbiecie posiadają trzy potężne płetwy zakończone ostrymi szpikulcami, a łeb do złudzenia przypomina głowę psa. Ludzie polują na nie, właśnie ze względu na te szpikulce. - Wiedział jak potrzebne są składniki alchemiczne. Rozumiał jak działa ten świat, ale ten okaz ewidentnie był nękany regularnie. Nikt nie zadał mu czystej, prostej śmierci. Godnej śmierci. Gówno prawda, że można tylko żyć godnie. Umierać też można było, a skoro już mieli korzystać z części ciała stworzeń to mogli zadbać o to, aby umierały szybko i bezboleśnie. Istoty, ich mać, wyższe. Ludzie. -Przygotuję ją wieczorem. - Prawda była taka, że miał zamiar zanurzyć się dzisiaj w gorącej wodzie. Pobyć z własnymi myślami, nie niepokojony przez braci. Musiał jak najszybciej wrócić do pełnej sprawności. Naciągając koszulę na grzbiet już planował dalszą część dnia, a głównym jego punktem był święty spokój. Ponownie rozsiadł się na ławie, kawa już zdążyła ostygnąć, za jakiś czas będzie trzeba dorobić nowej. Vai pewnie to zrobi, znała doskonale rozkład domu. Mieszkała tu przez jakiś czas, kiedy niczym kłębek nieszczęścia pojawiła się w jego progu. Zwyczajnie wpuścił ją do środka pozwalając, aby zajęła wolny pokój. Na tak długo jak potrzebowała. Szanowała jego przestrzeń, rozumiała jakimi prawami rządzi się jego świat. Nie miała też zwyczaju zmuszać go do mówienia. Pozwalała sobie i jemu na milczenie. Pozwala na to, aby nie wypowiadali ani jednego słowa, a mimo to nie nudzili się w swoim towarzystwie.
    Utkwił spojrzenie przed siebie. Wodził wzrokiem za ptakiem, który wykonał potrójną śrubę w powietrzu.
    Spokój i cisza.
    Tego teraz potrzebował.

    |zt Agnar


    hunter

    He no longer clung to the simplistic ideals
    of right and wrong or good and evil.
    He understood better than anyone
    that dark and light were intertwined
    in strange and complex ways.

    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Lubiła słuchać opowieści o skandynawskich stworzeniach, może przede wszystkim dlatego, że Agnar potrafił o nich opowiadać. Zwłaszcza, gdy opowiadał o nich z przejęciem i pewnego rodzaju pasją. Tak było lepiej uczyć się o stworzeniach, niż z książek czy innych źródeł. Lubiła brzmienie głosu mężczyzny, nawet jeśli czasem uciekało jej znaczenie jakiegoś słowa. Ale potrafiła uszanować też, gdy chciał milczeć, bo w końcu ludzie między sobą nie różnili się aż tak. Mogła być tą gadatliwą, zawsze mającą coś do powiedzenia, ale jak każdy czasem potrzebowała milczeć. Choć kiedyś, dawno temu, nieżyjący już człowiek powiedział jej, że każdego strażnika czy łowcy trzeba się bać nie wtedy, gdy jest głośny, wszem i wobec oznajmiając swoje emocje, ale właśnie wtedy, gdy milczy, robiąc swoje. Wtedy jest najgroźniejszy. Coś w tym było.
    Przyjemne mrowienie magii leczniczej wywoływało jej uśmiech, tym większy, gdy obserwowała znikające siniaki i zasklepiające się niektóre skaleczenia. Lubiła to robić, lubiła patrzyć, gdy pod jej dłońmi ktoś odzyskiwał chociaż część zdrowia. Gdyby nie urodziła się w faweli, gdyby nie widziała tego wszystkiego, najprawdopodobniej zostałaby medykiem. Ale przecież kochała swój zawód, nie zamieniłaby go na żaden inny, a medycznie spełniać się czasami też miała na kim. Jak dotąd nikt nie narzekał – i słusznie.
    Nie sposób było się nie zgodzić z Agnarem, więc poparła go miękkim mruknięciem. Jego tatuaż niezmiennie budził jej fascynację, ale nigdy nie pytała. Ani o niego ani bliznę. Sama nie lubiła się zwierzać, wychodziła więc z założenia, że może kiedyś, gdy dzień i okoliczności będą odpowiednie. I tak Agnar wiedział o niej sporo. A Vaia mu ufała, bardziej niż innym, bo to w końcu do niego przyszła, gdy fundamenty jej świata się rozwaliły. I naprawiła je, w jakiś sposób.
    - Opis brzmi ciekawie. Muszą być piękne. – mruknęła, próbując sobie wyobrazić tę istotę. – Ten ewidentnie nie chciał oddać swoich szpikulców bez walki. Biedne stworzenie. – mruknęła, by zaraz potem wyszeptać coś w ojczystym języku, dotykając dwoma palcami czoła. To były słowa pożegnania rzucane na morzu, przepijane w tawernie, gdy żegnali tych, którzy zginęli na wodzie. Gdy wznosili toast, pamiętając tych, którzy odeszli. Coś było w opisie pięknego storsjöodjureta, który zginął tylko dlatego, że ludzie byli zbyt głupi i egoistyczni, by uszanować jego istnienie.
    Nie chciało jej się zbyt szybko opuszczać zacisza domu Agnara, więc po prostu tak siedziała. W milczeniu akceptując jego towarzystwo tak, jak on akceptował jej, nawet wtedy, gdy tu pomieszkiwała. Zaskakująco dobrze mieszkało się z Eriksenem, a w jakiś pokrętny sposób wiedziała, że w razie czego, jeśli wszystko się rozsypie, będzie miała gdzie uciec przed wszystkim, bo tu przecież nikt jej nie znajdzie. A nawet gdyby szukali, to Agnar jej nie wyda.
    Patrzyła na las, patrzyła na niebo, pozwalając myślom dryfować. Nie zastanawiać się, co przyniesie jutro albo następne dni. Istnieć tą jedną chwilą i dla tej jednej chwili. W pewnym momencie tylko dorobiła im kawy, obiecując sobie, że któregoś dnia przytarga mu tę brazylijską, żeby mógł poczuć smak jej domu.
    Bo tam był dom, gdzie dobra kawa. A przynajmniej namiastka domu, który straciła bezpowrotnie.

    zt Vaia


    You die before me and I'll kill you.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.