Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Sklep zielarski „Herbaarium”

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Sklep zielarski „Herbaarium”

    Niewielki, dobrze oświetlony sklepik z roślinami o nazwie „Herbaarium” przylegający do salonu tatuażu „Turplīk” w dzielnicy Ymira Starszego. Składa się z pomieszczenia sklepu oraz zaplecza. Sam sklep podzielony jest na dwie części, pierwsza z nich jest zawalona wszelkiego rodzaju donicami z żywymi roślinami, druga mieści różnego typu pudełka, słoiczki i inne pojemniki zawierające ususzone części roślin lub składniki z nich wypreparowane. Zaplecze jest natomiast miejscem, gdzie Niklas oprawia swoje zdobycze i pracuje z roślinami. Z niego można przejść także nad sklep, gdzie mieści się mieszkanie właściciela. Na drzwiach sklepu wpisane są godziny otwarcia wraz z notką, że w szczególnym wypadku mogą ulec zmianie, a wtedy należy wysłać wiewiórkę do właściciela.


    Właściciel: Niklas Holt
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    04.05.2001

    Bywały czasem dni, że sklep był zamknięty. Nie żeby Nik wtedy nie pracował, zwyczajnie nie miał czasu dla klientów. Dokładnie tak było i teraz, gdy siedział na zapleczu, bardzo ostrożnie oddzielając liście szaleju od łodygi. Zadanie wymagało precyzji i skupienia, z klientami na głowie byłoby to praktycznie niemożliwe, a byle czego sprzedawać nie zamierzał. Szalej słynął z toksycznych właściwości, dlatego pewnie powinien używać rękawic ochronnych, problem polegał na tym, że wtedy nie miał żadnego wyczucia w palcach. Ileż liści różnych roślin zdążył zniszczyć, marnując cały wysiłek potrzebny na ich zdobycie, zanim zrozumiał, że po prostu powinien pracować gołymi rękami - i mocno uważać, by sobie krzywdy nie zrobić. Rękawic używał tylko tam, gdzie już nie miał wyjścia. Jedynie nos zasłaniał profilaktycznie chustką, by nie nawdychać się jakichś oparów.
    Brzdęk dzwonka nad drzwiami sklepu wyrwał go ze skupienia do tego stopnia, że aż uniósł głowę. Przecież zamknął drzwi, przekręcając w nich stary, mosiężny klucz...? Przynajmniej tak mu się wydawało, ale może jednak zapomniał? W sumie to też mu się zdarzało, zwłaszcza, gdy w planach miał pracę z roślinami.
    - Zamknięte! - niski, przyjemny dla ucha głos mężczyzny rozległ się po sklepie, dobiegając zza zasłoniętego materiałem wejścia na zaplecze. Liczył, że klientowi to wystarczy i pojmie aluzję, żeby wyjść i ewentualnie wrócić jutro. Wprawdzie na drzwiach były wypisane dni i godziny otwarcia, ale z dopiskiem, że w szczególnych wypadkach może się to zmienić. I teraz właśnie taki szczególny wypadek był.
    Pochylił się nad jednym z listków, jednak nie zaczął pracy czekając, aż usłyszy ponowny dzwonek oznajmiający, że klient posłuchał milczącego nakazu i po prostu sobie poszedł. Jednak gdy po niezbyt długiej chwili taki dźwięk nie nadszedł, mężczyźnie nie pozostało nic innego, jak jedynie wstać od stołu, opuścić zasłaniającą usta i nos chustę na szyję i wyjść z zaplecza. Rąk nie mył, spodziewając się tego, że osobiście pozbędzie się "intruza" i zaraz wróci do pracy. Łokciem odsłonił kurtynę, by zaraz pojawić się w progu, ubrany w ciemne materiałowe spodnie robocze, odrobinę przybrudzone ziemią i jasną koszulę z podwinietymi do łokci rękawami, puszczoną po wierzchu spodni. Nie pasowała do stroju jedynie kolorowa chusta, zawiązana na szyi na modłę "zachodnich bandytów", by łatwo było ją zaciągnąć na nos. Jednak na widok niespodziewanego gościa intensywnie błękitne oczy rozbłysły rozbawieniem, a kącik ust uniósł się w wyrazie charakterystycznego, asymetrycznego uśmiechu.
    - Kogóż moje oczy widzą. - odezwał się, zdając sobie sprawę, że szalej będzie musiał trochę poczekać. - Daj mi chwilę, to zabezpieczę towar i jestem cały Twój. - puścił mężczyźnie oczko i zniknął za kurtyną, by tam zająć się niedokończoną pracą. Nie mógł przecież pozwolić, by szalej się zmarnował, nawet dla Guildensterna. Zresztą i tak gdyby był to ktokolwiek inny, zostałby bardzo uprzejmie wyproszony ze sklepu z prośbą o przyjście następnego dnia. Widok Björna zresztą sprawił, że zaczął się zastanawiać nad jeszcze jedną kwestią. Był prawie że stuprocentowo pewny, że jednak zamknął drzwi do sklepu. Spojrzał na Sansę, chrupiącą orzeszka obok swojej roślinnej imienniczki, Sansewierii. W pierwszej kolejności ściągnął z szyi chustę, odkładając ją grzecznie na bok i oddzielone liście schował do specjalnego pudełka, na którym na szybko napisał nazwę zawartości. Trochę gorzej było za to z zabezpieczeniem całej rośliny, ale przecież nie wypadało kazać czekać mężczyźnie, zanim Nik nie skończy pracy. Zresztą Björn zazwyczaj przychodził z ciekawymi zleceniami.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn coraz częściej stawał w obliczu nawarstwiających się wyzwań związanych z prowadzeniem swojego sklepu. Bywały dni, kiedy był zmuszony go zamknąć w środku tygodnia, zwłaszcza wtedy, gdy miał nieprzewidziane sprawunki do załatwienia do mieście lub musiał udać się na Kenaz, co — choć zazwyczaj robił z niechęcią — było konieczne ze względu na brak odpowiedniego personelu, Do tej pory nie udało mu się znaleźć nikogo, kto sprostałby jego podstawowym wymaganiom; komu mógłby z czasem powierzyć swoje tajemnice skrywane na zapleczu, było to bowiem zadaniem o wiele trudniejszym, niż początkowo mu się wydawało. Od pewnego czasu młody Guildenstern miał coraz więcej klientów spod ciemnej gwiazdy, a jego biznes alchemiczny kwitł jak nigdy, mimo iż podświadomie zdawał sobie sprawę, że było to głównie spowodowane jego aktywnością w Przesmyku Lokiego. Mimo że Björn unikał bycia w centrum uwagi, zdając sobie sprawę, że w rzeczywistości niewielu znało prawdziwą naturę dziedzica Guildensternów, nie mógł powstrzymać się od regularnych wizyt w okolicach Ymira Starszego. Choć dzielnica ta uchodziła za najbiedniejszą w całej Midgardzie, to właśnie tam magia zakazana rozprzestrzeniała się jak zaraza. Dla Björna był również miejscem, gdzie choć na chwilę mógł oderwać się od swojej codziennej roli, zdjąć maskę idealnego syna i spotkać innych, podobnych sobie ludzi, którzy byli poza jego zasięgiem.
    Był świadom, że te wizyty za każdym razem niosły ze sobą ryzyko, zwłaszcza teraz, gdy wyszła na jaw niewygodna prawda o Nørgaardzie, lecz tym razem jego celem nie był pełen niebezpieczeństw Przesmyk Lokiego. Postanowił za to zrobić sobie przerwę od codziennych obowiązków, gdy okazało się, że po kilku nieudanych próbach zabrakło mu kilku ważnych ziół do realizacji zupełnie nowego projektu alchemicznego, i odwiedzić swojego dobrego znajomego, który miał niewielki sklep zielarski w okolicach placu Ymira Starszego. Dostawa prosto ze statku Kompanii Morskiej, na której Björn polegał, z nieznanych mu powodów była opóźniona o kilka dni, co mimowolnie wpłynęło na harmonogram jego prac, jak i humor, który od kilku dni pozostawiał wiele do życzenia. Spotkanie z Niklasem było zatem nie tylko okazją do zaopatrzenia się w potrzebne zioła do dalszych eksperymentów naukowych, ale także do krótkiej, niezobowiązującej rozmowy. Mimo krótkiego okresu znajomości, poznali się bowiem podczas jednych z zajęć, gdy Björn podczas pierwszego roku studiów na czwartym stopniu wtajemniczenia wykładał w Instytucie Kenaz podstawy alchemii, to udało im się nawiązać nić porozumienia, która przetrwała do dnia dzisiejszego, w ostatnim czasie przenosząc się na grunt biznesowy.
    To tylko ja, Björn — odezwał się donośnym głosem Guildenstern, gdy przekroczył próg sklepu Holta. Kiedy mężczyzna wyszedł do niego cały przybrudzony ziemią, Guildenstern uśmiechnął się lekko na jego widok. — Co tam ciekawego robisz? — zapytał z zainteresowaniem w głosie, pozwalając mu wrócić na zaplecze i dokończyć to, co robił. Oparł się nieco ostentacyjnie o stary, drewniany mebel, rozglądając się przy okazji kątem oka po pomieszczeniu w celu znalezienia nowych roślin. — Cały mój, mówisz? — odpowiedział z niemałym rozbawieniem Guildenstern, po czym skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Nigdzie mi się dziś nie spieszy. Wpadłem dowiedzieć się, co u ciebie i uzupełnić moje zapasy.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Dzielnica Ymira Starszego była idealnym miejscem, by prowadzić swój biznes. Zwłaszcza tego typu, jak dostarczanie roślinnych ingrediencji potrzebnych alchemikom. Nik nigdy nie odmawiał klientom, a przy tym był zwyczajnie dyskretny. Rzadko się zdarzało, by pytał, po co komu dany składnik, tak długo, jak klient był w stanie zapłacić. Właśnie to i bliskość Przesmyku sprawiały, że nie musiał narzekać na brak zleceń, a interes jakoś się kręcił. Wystarczało, by miał zajęcie i mógł przeżyć. A przy tym czasem i nauczyć się nowych rzeczy.
    Zwłaszcza, gdy klientem był dziedzic jakże szanowanego klanu Guildensternów. Jako Estończyk z biednej rodziny nie miał opcji, by wkręcić się w tamte kręgi, ale nawet i nie chciał. Zwłaszcza po tym, co wyszło na jaw w związku z Nørgaardem. Do teraz krzywił się na myśl o ciałach znajdowanych w Midgardzie i swojej każdorazowej nadziei, by nie był to jego brat. Może i uciekł z domu, może i się pokłócili, ale nadal pamiętał o nim. Jednak czasem obserwując Björna mógł choć trochę dowiedzieć się, jak wyglądało życie „tam na górze”. Zaskakujące było właściwie to, że się zaprzyjaźnili, rzekomo będąc w równym wieku, choć rzecz jasna Holt nie zamierzał nigdy przyznawać się do tego oszustwa. Tak było wygodniej i zdecydowanie bezpieczniej, nawet jeśli początkowo na zajęciach budziło to pewne problemy. Wtedy jeszcze nie wiedział, co sądzić o mężczyźnie, ale teraz? Nawet go polubił i cieszył się, że ta znajomość nie zerwała się po zakończeniu jego własnej edukacji. Całkiem przyjemnie rozmawiało się z alchemikiem, a zwłaszcza, gdy przychodził z jakimiś zleceniami.
    - Mam świeży szalej, który próbuję rozdzielić. Trochę to potrwa, żeby mi się nie zniszczył. – wyjaśnił, bo nie widział najmniejszego sensu, by ukrywać swój zielarski stan posiadania. Bądź co bądź o to chodziło, żeby sprzedać, zarobić i mieć z czego opłacić chociażby rachunki. - Mówię. - uśmiechnął się tajemniczo, z lekkim błyskiem w błękitnych oczach, zanim zniknął na zapleczu. Pozostawił mężczyźnie możliwość dowolnej interpretacji swoich słów.
    Tak po prawdzie nie trwało długo, zanim wrócił z zaplecza, tym razem już bez chustki na szyi i z porządnie wymytymi rękami. Całkiem skutecznie przyswoił sobie lekcję, żeby się z tym pilnować. Dość rzec, że nie jeden raz udało mu się delikatnie podtruć nieodpowiednimi roślinami. No ale taki już był urok Holta, nie zawsze łapał, gdzie leżała granica. Skoro jednak Björn miał ochotę także i porozmawiać, to postanowił zapewnić im chociażby minimum prywatności, co polegało po prostu na przekręceniu w zamku drzwi mosiężnego klucza.
    - Proponuję zacząć od tego, czego konkretnie potrzebujesz do swoich zapasów. Od razu sprawdzę, czy wszystko mam. – wyciągnął zza lady sporej wielkości notatnik, podzielony alfabetycznie, w którym miał w zwyczaju zapisywać stan posiadania. Tak było prościej, niż sprawdzanie po odpowiednich półkach i szufladach, które nierzadko były tuż pod sufitem, wymagając użycia drabiny, zanim się do nich dostał. – A co u mnie… Biznes się jakoś kręci. Mamy początek maja, coraz łatwiej jest zdobywać rośliny, nie muszę więc polegać na dostawcach, bo z nimi bywa różnie. I cóż to się stało, że Ci się nie spieszy. Zazwyczaj to wpadasz i wypadasz. – drobniutka złośliwość ze strony Niklasa? Ależ oczywiście, że tak. Jednak co ciekawe, fossegrim bywał złośliwy tylko dla tych, których naprawdę i szczerze lubił. Dla tych z przeciwnego krańca linii potrafił być lodowato uprzejmy.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn nie wyobrażał sobie prowadzenia swojego biznesu w żadnym innym miejscu niż w dzielnicy Ragnhildy Potężnej. To właśnie tutaj, blisko wody i otoczony ludźmi, których znał i kochał, czuł się jak w domu, nawet jeśli w ostatnim czasie ich relacje byłyy skomplikowane i pozostawiały wiele do życzenia. Był tu Hallmund, który, mimo swojego sędziwego wieku, nadal regularnie zaglądał do portu i siedziby Kompanii Morskiej; ojciec Ragnar zawsze dotrzymywał mu kroku i pilnował najważniejszych spraw firmy. Był też nieszczęsny Ingvar, który — choć był jego młodszym bratem — w dalszym ciągu był nieodłączną częścią rodzinnego interesu Guildensternów. Mimo że Björn, pomimo początkowo wielkich oczekiwań, zakończył bardzo szybko swoją karierę w Kompanii Morskiej, pomagając tylko od czasu do czasu w sprawach administracyjnych, nie wyobrażał sobie posiadania sklepu gdzie indziej. Kiedy po długich poszukiwaniach znalazł w okolicy portu miejsce pod swoją przyszłą pracownię i apartament, gdyż kamienica, którą po długich pertraktacjach zakupił, była połączona z częścią mieszkalną, to po raz pierwszy poczuł, że był prawdziwym Guildensternem. To woda była jego żywiołem, choć w niektórych przypadkach była również największym przekleństwem w życiu młodego Björna.
    Co racja, to racja. — Mężczyzna skinął tylko głową, gdy usłyszał słowa Holta. — Szalej potrafi być problematyczny. Byłeś ostatnio na wyprawie? — zapytał Björn, starając się jednocześnie przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz wybrał się na własnoręczne zbieranie jakichkolwiek składników. W miarę upływu czasu coraz trudniej mu było to pogodzić ze zobowiązaniami w Instytucie Kenaz, dlatego coraz częściej polegał na usługach lokalnych dostawców. Było to najwygodniejsze rozwiązanie ze względu na zbliżającą się obronę doktoratu z ekwilibrystyki alchemicznej, nad którym pracował w niemal każdej wolnej chwili. — Zanim przejdziemy do interesów, mam coś dla ciebie — oznajmił dumnym i jednocześnie pełnym wdzięczności głosem Guildenstern, wyciągając wreszcie zza pazuchy niewielkie pudełko. Była w nim smukła, sztywna gałązka nieznanego gatunku drzewa, która roztaczała bladą poświatę. — Otrzymałem ją kilka dni temu od pewnego sprzedawcy, który do mnie co jakiś czas przychodzi, ale pomyślałem, że to ciebie właśnie zaciekawi. Uratowałeś mnie ostatnio po raz kolejny z dostawą, a chciałem ci się jakoś odwdzięczyć — powiedział Björn, uśmiechając się przyjacielsko do Holta, najwyraźniej lekko zaskoczonego prezentem.
    A jeśli chodzi o to, co mi trzeba, to przede wszystkim dużej ilości żywego złota i... — Już miał recytować na pamięć wszystkie niezbędne składniki, które potrzebował do eliksirów, gdy postanowił z kieszeni kurtki wyciągnąć karteczkę z zapisanymi składnikami. Wręczył ją Niklasowi, pozwalając mu przy tym, by zajął się skompletowaniem niezbędnych dla Björna roślin. — Tak będzie łatwiej — wyjaśnił z lekkim uśmiechem, słysząc zabarwiony drobną złośliwością komentarz ze strony Holta. — To prawda, coraz łatwiej jest zdobywać rośliny... Ja mam jednak pecha, bo moje dostawy zostały o kilka dni opóźnione, więc postanowiłem dziś zamknąć pracownię i pozałatwiać kilka spraw na mieście. Jedną z nich była wizyta w twoim sklepie — wyjaśnił pokrótce Björn, po czym usiadł na jednym z krzeseł.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Czasem kusiło go przenieść się bliżej wody, bliżej natury, ale za dobrze wiedział, że żeby jego własne geny dały mu spokój, nie denerwując okazjonalną depresją, gdy się zapomniał, musiałby najlepiej przeprowadzić się na Wyspę Łabędzi albo jakieś podobne miejsce. Może las przy Krętej Strudze też by się nadał? Pewnie tak. Port mógłby być za mało, poza tym z okolic portu miałby za daleko. Do Przesmyka, do klientów i w zasadzie znając życie nie czułby się tam za dobrze. Herbaarium było w dobrym miejscu, z salonem tatuażu za ścianą i bliskością tej nie do końca krystalicznej klienteli, by nie rzec wręcz: szemranej. Ale woda była czymś, do czego zawsze go ciągnęło, gdyby nie inne zobowiązania to kto wie, może wpadłoby mu do głowy, by zaciągnąć się na jakiś statek i spróbować morskiego życia…? Kto wie, Nik był zdolny do wielu rzeczy, zakładając, że mu się w ogóle chciało. Przynajmniej ciężka praca nie była mu obca.
    - Nie tak dokładnie ostatnio. Tydzień, półtora temu. Szalej to najświeższa sprawa, z dzisiaj. Ale to szedłem tylko po niego, a nie po wszystko, co się znajdzie. – skinął głową, z lekkim uśmiechem, żeby nie powiedzieć, że po prostu poszedł się „poszlajać” po lesie, a piękną sadzonkę szaleju dorwał to tak właściwie z przypadku. Ale czy miało to jakieś większe znaczenie…? W większości, jak gdzieś szedł, to potem przynosił różne składniki. Już miał nawet skomentować, że Björn pewnie nie miał czasu na takie samodzielne wyprawy, gdy mężczyzna całkowicie zbił go z pantałyku.
    Powiedzieć, że był zaskoczony, to powiedzieć, że ogień jest ciepły. Mina Nika wskazywała na czyste niedowierzanie połączone z kompletnym zaskoczeniem. Fossegrim nie miał w zwyczaju spodziewania się po innych czegokolwiek dobrego. Przez głowę przeleciało mu mnóstwo pomysłów i pytań, zaczynając od klasycznie opryskliwego „czego chcesz w zamian”,  przez „jak bardzo to jest trefne”, a kończąc na pełnym niedowierzania „to naprawdę dla mnie?” Handel handlem, tutaj mogło się zdarzyć wszystko, ale prezent? Dla niego? To było dopiero dziwne. I bardzo, bardzo musiał się wysilić i ugryźć się w język, żeby nie zapytać o koszty. Za to potarł ręką kark, ewidentnie speszony gestem mężczyzny, choć jego wyjaśnienia pozwoliły mu w miarę odzyskać równowagę. Tyle dobrze, że speszenie nie przywołało na twarz delikatnego rumieńca, co czasem mu się zdarzało. Przynajmniej na tyle, by bardzo ostrożnie wziąć pudełko do rąk, kładąc je na biurku w takim miejscu, by przypadkiem nie trącić gałązki. Mimo szeroko pojętego zaskoczenia nie był głupi, nie zamierzał dotykać drewna gołymi rękami. A zajęcie rośliną pomogło mu wyzbyć się całkowicie speszenia, jako że był w swoim żywiole, mając w rękach coś, czego nigdy wcześniej nie dotykał.
    - Zaciekawi? Można tak powiedzieć. – asymetryczny uśmiech został zastąpiony tym prawdziwym, szerokim, sprawiającym, że nawet oczy mu się śmiały, iskrząc delikatną radością. Dłuższe przyglądanie się i sprawdzenie szybkie w wielkim almanachu sprawiło, że mógł powiedzieć coś więcej. – Ta gałązka nie pochodzi z żadnego rodzimego gatunku drzewa. Jest zbyt delikatna, by przetrwać nasze zimy. To magiczne drzewo z południa Europy, mające całkiem solidne właściwości ochronne… jesteś pewny, że chcesz mi to dać? – tak na wszelki wypadek wolał się jednak upewnić, bo taki prezent nie był byle czym. Żeby potem nie było, że Guildenstern będzie tego żałował.
    - I daj spokój z tym ratowaniem, zawsze możesz do mnie przyjść. Po to tu jestem. – wzruszył ramionami, jednak znowu czując się speszonym. – I… dzięki. – chwila delikatnej niepewności jednak bardzo szybko minęła, gdy mógł wrócić do swojego biznesowego trybu, odbierając od mężczyzny karteczkę.
    - Duża ilość to ile? – spytał od razu, wertując notes, by sprawdzić stan rzadkiego składnika. – I przede wszystkim: na kiedy? – sięgnął po ołówek leżący na biurku i zaczął robić notatki na karteczce, by zaraz potem zacząć grzebać po półkach. W ostatecznym rozrachunku okazało się jednak, że miał praktycznie wszystko z listy, poza wymaganą ilością żywego złota i jeszcze jednego składnika, jednak tamten był nieco prostszy do zdobycia niż złoto jako takie.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    To i tak niedawno — zauważył Björn, ubolewając z powodu braku czasu, który uniemożliwiał mu wyprawy tak często, jak dawniej. Uwielbiał bowiem przebywać na łonie natury, nierzadko łącząc to z zbieraniem składników, ale w ostatnim czasie musiał skupić się na swojej pracowni. Nadal nie znalazł odpowiedniego pracownika, który mógłby pomóc mu w codziennych obowiązkach, dlatego najlepszym rozwiązaniem w tym momencie było zaopatrywanie się w składniki u lokalnych sprzedawców. Jednym z jego najbardziej zaufanych i kompetentnych dostawców był właśnie Nik, który wielokrotnie ratował go z dostawami, gdy inni zawodzili w terminach. Dlatego też postanowił mu się odwdzięczyć, wiedząc, że Holt na to zasługiwał — gdyby nie on, w ostatnich miesiącach Björn prawdopodobnie nie byłby w stanie przeprowadzić niektórych eksperymentów niezbędnych do ukończenia doktoratu. — Następnym razem musimy się wybrać razem. Oczywiście, jak tylko będę miał więcej czasu, bo ostatnio... Sam wiesz. — Björn tylko westchnął ciężko pod nosem, po czym machnął lekceważąco ręką w powietrzu. Nik mógł tylko się domyślić, że młody Guildenstern uginał się pod natłokiem pracy, od kilku lat dzieląc swoje życie między Instytutem Kenaz a pracownią. Było to zadanie niewątpliwie trudne, gdyż wymagało balansowania na granicy dwóch światów, które — choć były ze sobą częściowo powiązane — rządziły się swoimi prawami.
    Oczywiście, że zaciekawi — powiedział bez najmniejszego wahania w głosie Björn, poklepując go po ramieniu w przyjacielskim geście, kiedy Nik otworzył pudełko, w którym znajdowała się mała gałązka nieznanego gatunku drzewa, rozświetlona bladym blaskiem. — Widzisz, wiedziałem, że się zorientujesz, że nie pochodzi z terenów magicznej Skandynawii. —  Björn uśmiechnął się lekko do Holta, który niemal od razu na podstawie wyglądu gałązki wysnuł kilka teorii, co niemal od razu mu uświadomiło, że prezent był dobrym wyborem. — Tak, Nik, jestem pewien, że chcę ją dla ciebie zostawić. To w podzięce za ostatnią pomoc — podkreślił jeszcze raz Guildenstern, mając nadzieję, że mężczyzna przyjmie prezent bez większego kwestionowania jego gestu. Jeśli była do tego okazja, Bjorb lubił odwdzięczać się tym, którzy mu pomagali, a znajomość z Nikiem była dla niego istotna, nie tylko z biznesowego punktu widzenia — nawet jeśli ostatecznie nie znali się za dobrze, to Holt w rzeczywistości był jedną z nielicznych osób w jego gronie, na którą mógł liczyć w każdej sytuacji.
    Duża ilość żywego złota to co najmniej dwadzieścia sztuk. — Björn zdawał sobie sprawę, że mogło to być nie lada wyzwanie — przecież był to rodzaj rośliny, który ciężko było spotkać na terenach Midgardu. Jej zasoby były ograniczone, dlatego nie miał pewności, czy Nik pomoże mu w tej kwestii. — Wiem, że to spora ilość, więc przyda mi się cokolwiek — Guildenstern był przygotowany na to, że jego eksperymenty mogą okazać się fiaskiem, w związku z czym wolał zaopatrzyć się w większą ilość składników. — Na już — odpowiedział niepewnie, nie do końca zdając sobie sprawę, czy mężczyzna będzie w stanie poradzić sobie z tym wyzwaniem. — A tak poważnie, dwa-trzy dni. Maksymalnie do końca tego tygodnia, jeśli masz już coś na miejscu — zaryzykował Björn, wyczekując jakiejkolwiek reakcji z jego strony.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Półtora tygodnia to był bardzo długi czas, w którym mogło się zdarzyć bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim w ciągu półtora tygodnia mogły wyrosnąć nowe rośliny, można było wpakować się w kłopoty, rozwiązać je i wpakować się w następne. Albo zrobić nawet 3-4 wyprawy po składniki, pod warunkiem rzecz jasna, że coś nie pójdzie się walić. Zresztą życie było zbyt krótkie, by przejmować się takimi rzeczami.
    - Daj znać, kiedy. – powiedział tak po prostu, na luzie. – Zawsze znajdę czas na wyprawę po składniki. A ty sobie trochę odpoczniesz, bo ci jeszcze głowa wybuchnie od tej całej pracy i komu wtedy będę spylał cały zapas roślin, bo dostawcy zawiedli? – zaśmiał się lekko, nie przyznając się do tego, że nie raz i nie dwa dostając zlecenie od Björna zdarzało mu się zarwać noc po to, by je w całości dostarczyć na drugi dzień. Czasem na trzeci. Starał się nie zawodzić, nigdy, wiedząc, że to jedyna szansa, by mógł utrzymać się na rynku. Nie miał takich kontaktów jak niektórzy, ale przynajmniej wypracował sobie reputację. I to nie tylko tę „dobrą”. – Znajdź sobie jakąś pomoc. Wyglądasz na kogoś, kto na gwałt potrzebuje przynajmniej kilku dni spokoju. Zajedziesz się. – i mówił to nawet z własnego doświadczenia. Gdy dopiero zaczął rozkręcać sklep też tak sądził, że musi wszystko podporządkować pracy, że musi to, musi tamto… Nie miał nawet czasu, żeby ukoić swoją naturę. Nie kończyło się to szczęśliwie, ale potrzebował czasu, by zrozumieć, że jak odpuści sobie na dzień czy dwa, to nikt mu głowy nie urwie, a wypoczęty i zadowolony miał więcej chęci, by zajmować się swoją roślinnością.
    - Gdybym się nie zorientował, to co by to był ze mnie za botanik. – parsknął trochę rozbawiony, jednak całkiem mile połechtany niespodziewanym komplementem. Skinął jednak głową, a choć nadal lekko dziwnie się czuł, to wypuszczenie z rąk gałązek przekraczało aktualnie jego możliwości. Zapytał? Zapytał. Upewnił się? Upewnił. Skoro Guildenstern faktycznie chciał mu podarować gałązki, to nie zamierzał więcej oponować. – Mówiłem, że nie ma sprawy. Ale i tak dzięki. Bez względu na wszystko i tak ci pomocy nie odmówię. – podkreślił, bo w istocie tak było. Lubił Björna, tak zwyczajnie, a to nie było tak, że lubił wiele osób. I to nie tak, jak po prostu klienta, a po prostu jak kumpla. Kumpla, których naprawdę nie miał wiele, z obawy przed zdradzeniem swojej natury. Mogli sobie mówić o podziwie dla artystycznych umiejętności fossegrimów, ale Nik i tak wiedział swoje. I nie wierzył nikomu, kto twierdził inaczej.
    - 20 sztuk żywego złota. – powtórzył bardzo powoli. Na pewno miał coś w zapasach, ale nie tyle. Wpatrzył się w mężczyznę, zastanawiając się, jak szybko da radę zgromadzić taką ilość. I to do końca tygodnia. Musiałby wyjść już teraz. Zarwać noce i może udałoby mu się zdobyć z 5 sztuk. Do końca miesiąca pewnie dałby radę zdobyć te 20, ale nie tygodnia. Zamaszystą kreską skreślił żywe złoto z listy w notatniku, dopisując datę.
    - Mam jakieś 3 sztuki w tej chwili. – oznajmił, kierując się do gablotki zamykanej na skomplikowany magiczny zamek-układankę. Włamania w końcu zdarzały się wszędzie. Odblokował zamknięcie i wyciągnął szklany słoiczek, w którym przechowywał złoto. Zablokował szafkę i wrócił do Björna, kładąc przed nim pojemnik. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał przy tym. Miał jeszcze dwie kolejne rośliny, skitrane na zapleczu. Miał nimi zapłacić za artefakt, którego szukał od pewnego czasu, a raczej za informacje o nim, wymiana barterowa z artefaktnikiem… Westchnął bezgłośnie. Artefakt poczeka. – Poczekaj. Może mam coś jeszcze z tyłu. – powiedział w końcu, bo jakoś tak… nie chciał go zawieźć, tak zwyczajnie. Zniknął na zapleczu, przeszukując te mniej legalne skrytki, rozsiane po jego części budynku. Znalezienie dwóch pozostałych roślinek było proste, ale Nik szukał jeszcze czegoś. Runiczne talary, które znalazł swego czasu grzebiąc w pewnym domu. Były tak schowane, że nawet właściciel o nich nie wiedział. W końcu znalazł woreczek, w którym znajdowały się obydwie monetki i wrócił na sklep.
    - Znalazłem jeszcze dwie. Ale więcej w tej chwili nie mam. Może do końca tygodnia znajdę więcej, ale nie obiecuję. Żywe złoto znajduje się okropnie ciężko. – oczywistym było, że zrobi wszystko, żeby je znaleźć. Ale niestety to była jedna z nielicznych rzeczy, na które nie mógł dać gwarancji, nawet jeśli przetrzepywał w głowie listę ludzi, którzy mogliby jeszcze mieć żywe złoto. – I mam coś jeszcze. W bonusie dla klienta, przy którym nigdy nie można się nudzić. – zaśmiał się lekko, podsuwając w jego stronę mieszek z monetami.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Ja rozumiem, Nik, naprawdę rozumiem. — Björn doskonale wiedział, że mógł polegać na Niku w kwestiach biznesowych. Był jednym z nielicznych dostawców w Midgardzie, którzy nigdy go nie zawiedli ani nie naruszyli jego zaufania, dlatego też młody Guildenstern dbał o utrzymanie dobrej relacji z nim, nie mogąc się też wyzbyć sentymentu, którym darzył go od czasów studenckich. Choć minęło kilka miesięcy od powrotu Björna do Midgardu, to w dalszym ciągu pamiętał, jak Holt pomógł mu w kryzysowej sytuacji, dostarczając niezbędne towary i ingrediencje, gdy na nowo próbował otworzyć swoją pracownię, co nie było wcale łatwym zadaniem. To jednak, przynajmniej w mniemaniu Guildensterna, uczyniło ich partnerami na dłużej niż jedna transakcja. Był świadomy że znalezienie tak niezawodnego dostawcy było jak znalezienie skarbu, dlatego też starał się budować z Nikiem trwałą relację opartą na wzajemnym szacunku i zaufaniu. — Dobrze wiem, że muszę trochę odpocząć… Gdybym tylko mógł, wyjechałbym na kilka dni z Midgardu, ale dopóki nie skończę pisać doktoratu, nie mogę sobie na to pozwolić — przyznał zgodnie z prawdą, uśmiechając się do Holta blado. Musiał jeszcze tylko wytrzymać kolejne tygodnie, zaciskając zęby i pokonując trudności.
    Tylko że, jak już ci pewnie mówiłem, to nie jest takie proste, jak by się mogło wydawać — westchnął Björn z lekkim zawodem w głosie, po czym wzruszył bezradnie ramionami. — Nie szukam kogoś, kto nie ma najmniejszego pojęcia o alchemii. Ludzie często myślą, że praca za ladą ogranicza się tylko do obsługi klientów, ale to o wiele więcej niż to — kontynuował poważnym tonem głosu alchemik, wyrażając śmiało swoje obawy. Z jednej strony miał nadzieję, że Holt choć częściowo zrozumie jego perspektywę i zauważy, że wymaga to więcej niż tylko podstawowej wiedzy, a z drugiej — Nik nie zdawał sobie sprawy, że biznes Björna ma swoje ukryte aspekty. Mimo że plotki krążyły w niektórych kręgach, młody Guildenstern dbał o to, by tylko ci najbardziej zaufani wiedzieli o nielegalnych eliksirach, które były dostępne za kulisami. To jeszcze nie był ten moment, w którym był gotów zdradzić Holtowi tajemnice swojej działalności — póki miał o nim dobre zdanie, wolał, by tak zostało.
    Wiem, że to całkiem sporo — zauważył mężczyzna, zdając sobie sprawę z tego, że dostępność żywego złota na terenach magicznej Skandynawii pozostawiała wiele do życzenia. Była to roślina trudno dostępna, która nie dość, że była droga, to jeszcze niełatwo było ją znaleźć. Nik był jego ostatnią nadzieją w tej kwestii — po drodze zdążył już wcześniej zwiedzić inne sklepy, w których okazjonalnie dokonywał zakupów. —  Wiesz, ile będzie, tyle będzie. Nie chcę też, żebyś próbował zdobyć je za wszelką cenę — zapewnił go Guildenstern, po czym zmarszczył ze zdziwieniem brwi, gdy zauważył przed sobą mieszek z monetami. — Odynie, co to takiego? — Przyjrzał się bliżej, oczekując odpowiedzi z jego strony.
    Widzący
    Nik Holt
    Nik Holt
    https://midgard.forumpolish.com/t3451-niklas-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3474-nik-holthttps://midgard.forumpolish.com/t3475-sansahttps://midgard.forumpolish.com/f94-nik-holt


    Niektórzy mogli nazywać Herbaarium tylko i wyłącznie sklepem, ale dla Nika było czymś więcej. Było niezależnością i ukryciem tożsamości, bo kto szukałby go tak bardzo „na widoku”? Na samym początku, gdy dopiero rozkręcał interes, handlując głównie wśród studentów, nie miał pojęcia, czemu tamtego dnia uparł się we własnej głowie, by Björnowi dostarczyć wszystko, czego potrzebował. Wtedy nie myślał o tym, czy mu się to opłaci, czy mu się zwróci albo czy będzie miał z tego cokolwiek. To był jeden z tych nielicznych momentów, gdy nie myślał jedynie o sobie, a zwyczajnie pomógł, bo mógł. Inna rzecz, że od tamtego momentu jego interes kręcił się coraz lepiej, ale nie mógł wiedzieć, że tak się stanie, zanim to zrobił.
    - Dużo ci jeszcze tego doktoratu zostało? – zainteresował się, patrząc na mężczyznę z ciekawością. – Patrząc na ciebie stwierdzam, że cieszę się, że nie wpadłem na taki sam pomysł. – zażartował sobie, ale za dobrze zdawał sobie sprawę, że żeby jeszcze podjąć naukę na IV stopniu wtajemniczenia, musiałby z czegoś zrezygnować. Nie zdołałby ciągnąć sklepu, zbierać roślin, uczyć się i jeszcze zajmować się pozostałymi rzeczami. Coś ucierpiałoby na pewno, nie wspominając o wizytach nad wodą i zwyczajnym świętym spokojem.
    - Oczywiście, że tak. Prócz obsługi klienta musisz przy okazji wiedzieć, co sprzedajesz. W innym wypadku, niestety, niepowodzenie klienta leci na twoje konto, a nie jego. Obrywa sklep i jego właściciel. A przy okazji trzeba jeszcze się orientować, kto jest naprawdę zainteresowany kupnem, a kto tylko się nudzi i zawraca tyłek. – wykrzywił wargi w rozbawionym uśmiechu. Powiedzmy, że w pewnym aspekcie Nik miał łatwiej, bo sprzedawał „tylko” rośliny. Jeśli jednak brać pod uwagę, że były to przeważnie składniki alchemiczne, okazywało się, że nie jest to aż takie proste. Z wywarami alchemicznymi musiało być dokładnie tak samo. Pomijając rzecz jasna fakt, że i Nik nie rozgłaszał zbyt szeroko swojej niespecjalnie legalnej działalności. Nie miał pojęcia, co Guildenstern o nim sądził, poza tym, że ufał mu w kwestii składników. A to znaczyło, że lepiej było się nie wychylać z mniej legalną działalnością. W końcu gdyby ktoś szepnął słówko nie tam, gdzie trzeba, to wtedy miałby przechlapane. Może kiedyś.
    - Jeśli tam radę, to przyniosę pozostałe 15 sztuk. Znasz mnie. Pewne rodzaje poszukiwań traktuję jako swoiste wyzwanie. Nie da się jednak zagwarantować, że będą owocne, nie przy tak rzadkich roślinach. Ale zrobię, co się da. – rzucił całkiem swobodnie, bo i tak i tak by to zrobił. A gdyby jakimś dziwnym cudem zyskał go jeszcze więcej, to nie będzie miał najmniejszego problemu, by je sprzedać. Albo wykorzystać do czegokolwiek innego. Zwłaszcza, że skoro teraz oddał Björnowi dwie rośliny, będzie musiał znaleźć nowe dla artefaktnika. Uśmiechnął się za to z dużą dozą satysfakcji, słysząc pytanie o mieszek.
    - Talary. Runiczne. Nie pytaj mnie, co oznaczają, bo to nie moja działka. Ale pomyślałem, że z twoimi dojściami nie będziesz miał najmniejszego problemu, by je zidentyfikować i dowiedzieć się, do czego służą. Są dla ciebie. – uśmiechnął się szeroko na widok zdziwienia mężczyzny. Zdecydowanie taka reakcja go satysfakcjonowała. – Możesz mi najwyżej kiedyś opowiedzieć, czego się o nich dowiedziałeś. – dorzucił całkiem niezobowiązująco.


    Dance with the waves
    Move with the sea.
    Let the rhythm of the water
    Set your soul free.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Wiesz... — Przyłożył palec do ust w geście zamyślenia, zastanawiając się nad prawidłową odpowiedzią na to pytanie. — Może nie dużo, ale jest kilka rzeczy, które wymagają poprawek, a mój przesadny perfekcjonizm nie pozwala mi tego tak zostawić. — Björn na pierwszy rzut oka mógł wydawać się chaotyczną i niezorganizowaną, ale w rzeczywistości był niezwykle dokładny i skrupulatny. To, co mogło wydawać się przypadkowym zbiorem zainteresowań i zadań, w rzeczywistości było starannie zaplanowanym i przemyślanym procesem. Nauczył się jednak tego dopiero z alchemią — to właśnie zgłębienie tej dziedziny magii nie tylko rozszerzyło jego horyzonty, ale także umocniło charakter młodego Guildensterna. Stał się bardziej świadomy i zrównoważony w podejściu do życia, opanowanie tajemnic alchemii wymagało bowiem nie tylko głębokiej wiedzy i praktyki, ale również cierpliwości i zdyscyplinowania, cech, które stały się integralną częścią jego osobowości. — W każdym razie, czas mnie goni. Lipiec się już zbliża — zauważył lekko przerażonym głosem Guildensten, po czym westchnął cicho pod nosem. Gdyby tylko było to możliwe, najchętniej przesunąłby swoją obronę dla bezpieczeństwa o kilka miesięcy, lecz nie mógł już dłużej z tym zwlekać.
    Dokładnie tak. To nie tylko sprzedaż. — Radosny uśmiech na twarzy ukazywał zadowolenie z porozumienia się z Nikiem, choć w jego głosie dało się wyczuć lekkie zaniepokojenie, wynikające z potrzeby znalezienia czasowego wsparcia w prowadzeniu firmy podczas trudnego okresu nauki. — Gdybyś akurat nie miał swojego biznesu, to bym cię od razu zatrudnił. — Puścił mu z niemałym rozbawieniem oczko, zacierając przez moment granice między żartem a prawdziwymi intencjami. W ich rozmowie od samego początku tkwiła wyraźnie zauważalna nić współpracy i zrozumienia, przekraczająca ramy biznesowej wymiany zdań. Niklas, podobnie jak Björn, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że prowadzenie swojego rozwijającego się biznesu i zatrudnienie pracownika to coś więcej niż tylko wymiana usług czy produktów — była to również wymiana poglądów i pomysłów, nierozerwalnie związana z dbaniem o relacje z klientami. — Ale, jeśli nic się nie zmieni, będę musiał po prostu zatrudnić kogoś na chwilę. Przynajmniej do czasu doktoratu — wyjaśnił na koniec Björn z malującym się zaskoczeniem na twarzy, oglądając prezent, który otrzymał właśnie od Holta.
    Cokolwiek będziesz miał, będzie dla mnie zbawieniem. Ufam ci, Nik. — W jego słowach tkwiła głęboka ufność, że mężczyzna nie zawiedzie go i dostarczy obiecany towar na czas. Zależało mu na tej dostawie, gdyż był świadomy tego, że od niej mogły zależeć dalsze losy jego doktoratu. — Ale wiesz, że nie musiałeś? — zauważył, spoglądając na talary ozdobione runicznymi znakami. Był wdzięczny za ten gest, który postanowił przyjąć, chowając je do swojej torby. — Na pewno ci o wszystkim opowiem, gdy dowiem się o nich czegoś więcej. — zapewnił go z wdzięcznością młody Guildenstern. — Dziękuję, Nik. A tymczasem muszę się już zbierać. Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia na mieście. Jesteśmy w kontakcie. — Na sam koniec uiścił zapłatę za żywe złoto znajdujące się w szklanym pojemniku, po czym zgrabnie włożył go do torby na ramię. Skinął lekko głową w kierunku Niklasa, a następnie opuścił lokal, gotowy na kolejne wyzwania, które dziś jeszcze na niego czekały.

    Björn i Nik z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.