:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard
2 posters
Bezimienny
15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:55
09.02.2001
Do pewnych spraw powinnam podchodzić z większą ostrożnością — nie we wszystko powinnam wierzyć i nie każdemu ufać; zastanawiać się — nie raz, nie dwa, chyba nawet nie trzy, ale przynajmniej pięć — nad tym, co wypada mi robić, jak się zachować i co mówić; czy uczestniczenie w niektórych przedsięwzięciach przyniesie komukolwiek, nie tylko mi, konkretne korzyści, czy raczej okaże się zabrnięciem w ślepą uliczkę, z której wydostanie się będzie nie tyle trudne i uciążliwe, co zwyczajnie niemożliwe. Z każdym kolejnym dniem mijającym od chwili, gdy Norny — nie potrafię już bowiem obwiniać o tragedię z przełomu listopada i grudnia nikogo innego, nie potrafię winy zrzucić na nieustannie pozostających bezimiennymi sprawców — odebrały mi Ingmara, rozpruwając moje serce ostrzem bezzasadnej straty, odnoszę nieodparte wrażenie, że od tamtego momentu każda podjęta przeze mnie decyzja jest tą złą, poczynając od gwałtownego, głupiego odizolowania się od wszystkich ludzi, poprzez impulsywne pozbycie się wszystkich rzeczy do niego przynależnych, spoufaleniu się z Gertem Molanderem, na nierozważnym, ryzykownym rzuceniu się w wir pracy kończąc. Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wydaje mi się, że zamiast rzeczywiście leczyć rany upływającym czasem, nieprofesjonalnie tylko uśmierzam samej sobie ból destrukcyjnymi zachowaniami.
Podświadomie wiem, że wyjątkiem wcale nie jest dzisiejsze popołudnie, gdy z pracy, zamiast prosto do domu, zgodnie z zaleceniami Kruczej Straży, kroki swoje kieruję ku ulicom Ostatniej Walkirii, gdzie pośród szeregu domów i szpaleru sklepików podobno skrywa się wejście do skarbnicy wiedzy bogatszej niż cała Wielka Biblioteka. Ciężko mi wyobrazić sobie miejsce mogące wartościowo przerosnąć jedną z najlepiej, najbogaciej zaopatrzonych bibliotek nie tylko w Midgardzie, ale w całej Skandynawii, lecz ukradkiem — zupełnym przypadkiem — zasłyszane informacje o Azylu Ksiąg nie pozostawiły mi jakichkolwiek złudzeń: zasoby tego tajemniczego miejsca, nawet jeśli fizycznie skromne, mogły nieść ze sobą niewyobrażalną wartość historyczną. Nie tak dawno temu – ledwie trzy miesiące wstecz — na własnej skórze doświadczyłam bowiem, jak istotne bywają pozornie nieważkie wzmianki zamieszczane w dziennikach i kronikach.
— Spójrz, to chyba tutaj! — Podekscytowanie w moim głosie jest niewspółmierne do sytuacji. Spotkanego przypadkiem Björna nie poinformowałam bowiem o dokładnym celu podróży, poprosiłam jedynie, pod pretekstem zaczerpnięcia nieco więcej informacji o jego zbliżającym się ślubie, by potowarzyszył mi w drodze do antykwariatu, o istnieniu którego dopiero co się dowiedziałam. Bardzo nie mijam się z prawdą, ostatecznie nie do końca wiem, czym dokładnie jest Azyl Ksiąg, jednak niepozorny, zaniedbany szyld w dość jasny sposób pokazuje, że dotarliśmy na miejsce. Łudząc się jeszcze, że zasłyszane w pracy pogłoski niezupełnie odzwierciedlają prawdę, dość pewnie chwytam za okrągłą klamkę, chcąc otworzyć drzwi. Te jednak ani drgną, w przeciwieństwie do znajdującej się na nich kołatki, która zachybotała się leciutko. Z mniejszą pewnością ujmuję ją w dłoń i zgodnie z zapamiętaną sekwencją uderzeń, stukam w masywne wrota, które po zakończeniu cyklu same ustępują, uchylając się nieco ku wnętrzu. — Zajrzysz też? Może znajdzie się tu coś dla twojej wybranki? — sugeruję ostrożnie, przytrzymując mu drzwi.
Björn Guildenstern
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:55
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Kiedy przypadkowo spotkana Asta zapytała Björna, by dołączył do niej w jej miejskiej wyprawie do antykwaratu, nie zastanawiał się długo, bowiem poszukiwał alternatywy z interesującym księgozbiorem. Dopiero co był w Wielkiej Bibliotece, lecz ta od zawsze wydawała mu się zbyt majestatyczna i przytłaczająca, podziwiał zatem z cichą zazdrością, jak Mølgaard z łatwością się w niej na co dzień odnajdowała, a dodatkowo po ostatnim spotkaniu z Baantjerem miał nieodparte wrażenie, że raczej prędko tam nie wróci. W przeciągu zaledwie kilku miesięcy wydarzyło się zbyt wiele rzeczy, których młody Guildenstern wcale się nie spodziewał — powrót do Midgardu był znacznie cięższy, niż Björn początkowo to zakładał. Marzył o ucieczce z tego przeklętego miasta — przecież wystarczyłoby tylko spakować się do walizki, zabrać odłożone na boku pieniądze i wyjechać bez słowa pożegnania na drugi koniec świata. Przyłapywał się się jednak na tym, że, choć walczył z przymusowym dziedzictwem Guildensternów i celowo wymigiwał się od klanowych powinności, był ostatecznie zbyt przywiązany do swoich przyjaciół czy rodziny. Gdyby uciekł po raz kolejny, zapewne Brage i Bulgja by mu tego nigdy nie wybaczyli, dlatego w perspektywie czasu wolał poczekać, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak zapewne będzie wyglądała jego najbliższa przyszłość.
— To ty jesteś tutaj przewodniczką — odparł bez zastanowienia Björn, kierując się stanowczym krokiem za Astą. Wydawało mu się, że dobrze znał Midgard, lecz dziś okazało się, że niewystarczająco — pomimo tylu lat spędzonych w jego murach, to miasto w dalszym ciągu potrafiło go zaskakiwać, co jakiś czas odkrywając przed nim nowe, tajemnicze miejsca. Kiedy dotarli wreszcie do celu, a oczom Guidlensterna niespodziewanie ukazał się stary, zaniedbany szyld, zerknął porozumiewawczo na Mølgaard. — Nigdy nie byłem w tej okolicy, nawet nie wiem, jakim cudem — dodał mężczyzna, obserwując, jak Asta uderza kołatkami o masywne drzwi kamienicy. O Azylu Ksiąg nigdy osobiście nie słyszał, nie wiedział nawet o istnieniu podobnego antykwariatu, lecz postanowił skorzystać z zaproszenia Mølgaard, nabierając nadziei, że uda im się dziś coś interesującego znaleźć. — Lepiej powiedz mi, skąd wiesz o tym miejscu. Ktoś z pracy ci o tym powiedział? — próbował zgadnąć Björn, w dalszym ciągu podążając za jasnowłosą kobietą, po czym przekroczył próg lokalu. — Od razu dla niej... — westchnął cicho, zmęczony tym, że każdy po kolei próbował poruszać jej temat.
— To ty jesteś tutaj przewodniczką — odparł bez zastanowienia Björn, kierując się stanowczym krokiem za Astą. Wydawało mu się, że dobrze znał Midgard, lecz dziś okazało się, że niewystarczająco — pomimo tylu lat spędzonych w jego murach, to miasto w dalszym ciągu potrafiło go zaskakiwać, co jakiś czas odkrywając przed nim nowe, tajemnicze miejsca. Kiedy dotarli wreszcie do celu, a oczom Guidlensterna niespodziewanie ukazał się stary, zaniedbany szyld, zerknął porozumiewawczo na Mølgaard. — Nigdy nie byłem w tej okolicy, nawet nie wiem, jakim cudem — dodał mężczyzna, obserwując, jak Asta uderza kołatkami o masywne drzwi kamienicy. O Azylu Ksiąg nigdy osobiście nie słyszał, nie wiedział nawet o istnieniu podobnego antykwariatu, lecz postanowił skorzystać z zaproszenia Mølgaard, nabierając nadziei, że uda im się dziś coś interesującego znaleźć. — Lepiej powiedz mi, skąd wiesz o tym miejscu. Ktoś z pracy ci o tym powiedział? — próbował zgadnąć Björn, w dalszym ciągu podążając za jasnowłosą kobietą, po czym przekroczył próg lokalu. — Od razu dla niej... — westchnął cicho, zmęczony tym, że każdy po kolei próbował poruszać jej temat.
Bezimienny
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:56
Przyzwyczaiłam się do utartych szlaków — w dosłownym tych słów znaczeniu: do podążania już od kilku lat tą samą trasą prowadzącą mnie z domu wprost pod mury Kolegium Sprawiedliwości i z powrotem, tymi samymi uliczkami do przetartych nieco ponad mosiężną klamką, dawno już pozbawionych pierwotnego koloru drzwi kamienicy, które, nie pamiętam, by kiedykolwiek było inaczej, wystarczy pchnąć, a otwierają się ze skrzypieniem nienaoliwionych od lat zawiasów, bo któregoś letniego dnia niemal pół wieku temu wciąż mieszkający w tym samym miejscu Ulf Engebretsen zdecydował się na własnoręczną konserwację zamka, przypadkiem usuwając go na dobre; do wybierania podczas górskich wędrówek ścieżek, które z łatwością jest odnaleźć na mapach i których oznaczenie nie niknie pomiędzy gęściej rosnącymi drzewami; do przemierzania wąskich przejść między regałami Wielkiej Biblioteki zgodnie z raz obraną trasą — tą, którą jeszcze podczas stażu pokazał mi opiekujący się mną wówczas pasterz. Przyzwyczaiłam się, że nie muszę pamiętać, gdzie iść; że często nawet nie muszę się nad tym zastanawiać, dość posłusznie podążając za kimś, kto drogę zna lepiej ode mnie, komu bez zastanowienia zawierzyć mogę bezpieczne przewodnictwo. Prycham więc z udawanym niezadowoleniem na jego uwagę, powstrzymując się od zgryźliwego komentarza sugerującego, że polegać mógłby na mnie, jak na Lokim, nie mam bowiem złudzeń co do poziomu mojej orientacji w terenie, pozostawiającej wiele do życzenia, i tego, że nie sprawdziłabym się najlepiej jako przewodnik.
— Możliwe, że komuś przypadkiem wymsknęła się informacja o tym, że część księgozbioru Wielkiej Biblioteki znajduje się… Poza Wielką Biblioteką. — Nie odnosząc się ani słowem do uwagi o omijaniu tej części miasta, odpowiadam ostrożnie na jego pytanie znacznie przyciszonym głosem, nie chcąc, aby taka rewelacja rozniosła się między ludźmi, szczególnie takimi, których najcenniejsze zbiory galdryjskich dzieł interesują w równie wielkim stopniu, co zeszłoroczny śnieg. — I całkiem możliwe, że przypadkiem podsłuchałam, jak ten ktoś dzielił się wskazówkami dotyczącymi dotarcia do takiego miejsca. — Dopowiadając dalszą część historii, na mojej twarzy pojawia się filuterny, nieprzystający do sytuacji uśmiech, który znika z chwilą, kiedy moim oczom ukazują się regały od sufitu po podłogę ciasno zastawione najróżniejszymi woluminami. Zupełnie bezwolnie z ust wyrywa mi się westchnienie zachwytu. — Co takiego mówiłeś? — dopytuję w roztargnieniu, nawet nie odwracając się w stronę Guildensterna.
Kątem oka dostrzegam cień konfidencjonalnie wciśnięty w niewielką wnękę między regałami — ubrany na ciemno pracownik tego osobliwego miejsca przez chwilę w milczeniu śledzi nasze ruchy; czuję, jak jego baczny wzrok prześlizguje się po mojej sylwetce w taki sposób, jakby samą siłą woli chciał mnie zatrzymać przed zbyt pewnym poruszaniem się po lokalu. Ryzykuję jednak, ignorując jego obecność i podchodząc do najbliższego regału, z którego ściągam przypadkową księgę, zainteresowana jej zawartością, ponieważ grzbiet wytarty został do tego stopnia, że pojedyncze litery składające się na tytuł stanowiły niemożliwą do rozszyfrowania zagadkę.
— Możliwe, że komuś przypadkiem wymsknęła się informacja o tym, że część księgozbioru Wielkiej Biblioteki znajduje się… Poza Wielką Biblioteką. — Nie odnosząc się ani słowem do uwagi o omijaniu tej części miasta, odpowiadam ostrożnie na jego pytanie znacznie przyciszonym głosem, nie chcąc, aby taka rewelacja rozniosła się między ludźmi, szczególnie takimi, których najcenniejsze zbiory galdryjskich dzieł interesują w równie wielkim stopniu, co zeszłoroczny śnieg. — I całkiem możliwe, że przypadkiem podsłuchałam, jak ten ktoś dzielił się wskazówkami dotyczącymi dotarcia do takiego miejsca. — Dopowiadając dalszą część historii, na mojej twarzy pojawia się filuterny, nieprzystający do sytuacji uśmiech, który znika z chwilą, kiedy moim oczom ukazują się regały od sufitu po podłogę ciasno zastawione najróżniejszymi woluminami. Zupełnie bezwolnie z ust wyrywa mi się westchnienie zachwytu. — Co takiego mówiłeś? — dopytuję w roztargnieniu, nawet nie odwracając się w stronę Guildensterna.
Kątem oka dostrzegam cień konfidencjonalnie wciśnięty w niewielką wnękę między regałami — ubrany na ciemno pracownik tego osobliwego miejsca przez chwilę w milczeniu śledzi nasze ruchy; czuję, jak jego baczny wzrok prześlizguje się po mojej sylwetce w taki sposób, jakby samą siłą woli chciał mnie zatrzymać przed zbyt pewnym poruszaniem się po lokalu. Ryzykuję jednak, ignorując jego obecność i podchodząc do najbliższego regału, z którego ściągam przypadkową księgę, zainteresowana jej zawartością, ponieważ grzbiet wytarty został do tego stopnia, że pojedyncze litery składające się na tytuł stanowiły niemożliwą do rozszyfrowania zagadkę.
Björn Guildenstern
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:56
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn również przyzwyczaił się do utartych szlaków — zwykle swój wolny czas na co dzień spędzał w portowej dzielnicy Ragnhildy Potężnej, rzadko kiedy wyściubiając swój nos poza zamieszkiwane przez niego okolice. Wszystko, co znajdowało się w pobliżu Ostatniej Walkirii, było dla niego mniej znane — głównie dlatego, że nieszczególnie przepadał za słynną ulicą Handlową, która choć należała do reprezentacyjnej części miasta, to była wiecznie zatłoczona, nie wspominając już o o tym, że prawdopodobieństwo przypadkowego spotkania kogoś znajomego automatycznie wzrastało. Mimo że Guildenstern ostatecznie rzadko kiedy udawał się do nowych miejsc, to nie miał nic przeciwko, by takowe odwiedzić, dając się zaskoczyć Midgardowi – Azyl Ksiąg, do którego zaprowadziła go Asta, zaintrygował go swoim starym, niezwracającej niczyjej uwagi szyldem, który nieprzyjemnie trzeszczał z powodu porywistego wiatru. Zachęcony zaproszeniem Mølgaard i niesprzyjającymi warunkami pogodowymi na zewnątrz, postanowił pewnym krokiem wejść do środka tajemniczego lokalu, wsłuchując się przy tym w historię na temat tego, jak najpewniej jednemu z pasterzy wymsknęła się informacja na temat księgozbioru znajdującego się poza Wielką Biblioteką. Czyżby Rada miała z tym coś wspólnego? — była to bez wątpienia pierwsza myśl, która pojawiła się w głowie Guildensterna.
— To bardzo... ciekawe — zauważył zaintrygowany Björn, podążając w dalszym ciągu za Moldgaard. Zatrzymali się wreszcie przed regałami wypełnionymi zakurzonymi woluminami, a z ich ust niespodziewanie wyrwało się się westchnienie zachwytu. Wszystko jednocześnie wskazywało na to, że znajdowali się we właściwym miejscu. – Cóż, w takim razie wszystko wskazuje na to, że koniecznie musimy się dowiedzieć, dlaczego część księgozbioru Wielkiej Biblioteki znajduje się poza nią. —Bo młody Guildenstern był wręcz przekonany, że musiał istnieć konkretny powód, dla którego tak się właśnie stało. — I kto za tym stoi. — Spojrzał porozumiewawczo na jasnowłosą dziewczynę, jakby chcąc jej wyraźnie zasugerować, że to prawdopodobnie Rada, by nie powiedzieć dosadnie Przymierze Pierwszych, nie pozwoliła na to, by pewne niewygodne, niesprzyjające aktualnej linii władzy — a może nawet zakazane — treści oficjalnie znajdowały się w Wielkiej Bibliotece. — Choć myślę, że chyba nie trzeba daleko szukać — dodał bez namysłu mężczyzna, wzruszając bezradnie ramionami, po czym pozwolił sobie na kilka kroków w przód, by przyjrzeć się jednemu z pierwszych działów, który nieoczekiwanie przykuł jego uwagę. Podobnie jak Asta, mężczyzna postanowił zaryzykować i zignorować czujny wzrok pracownika, szybko chwytając za interesującą go pozycję o roślinach.
— Nic, nic — próbował zbyć temat, choć jednocześnie nie potrafił się powstrzymać, by go kontynuować: – Prawda jest taka, że nawet nie wiem, co czyta. — Nie zamierzał dziś szczególnie silić się na wyszukane kłamstwa, uświadamiając Mølgaard, że w rzeczywistości niewiele wie na temat swojej przyszłej narzeczonej. — Powiedz mi, Asta... — Zbliżył się do niej w pewnym momencie, ściszając swój głos, jakby w obawie, że ktoś mógłby go usłyszeć. – Co dziś się czyta – Jedyna nadzieja w Aście Mølgaard, że była na bieżąco z nowościami literackimi.
— To bardzo... ciekawe — zauważył zaintrygowany Björn, podążając w dalszym ciągu za Moldgaard. Zatrzymali się wreszcie przed regałami wypełnionymi zakurzonymi woluminami, a z ich ust niespodziewanie wyrwało się się westchnienie zachwytu. Wszystko jednocześnie wskazywało na to, że znajdowali się we właściwym miejscu. – Cóż, w takim razie wszystko wskazuje na to, że koniecznie musimy się dowiedzieć, dlaczego część księgozbioru Wielkiej Biblioteki znajduje się poza nią. —Bo młody Guildenstern był wręcz przekonany, że musiał istnieć konkretny powód, dla którego tak się właśnie stało. — I kto za tym stoi. — Spojrzał porozumiewawczo na jasnowłosą dziewczynę, jakby chcąc jej wyraźnie zasugerować, że to prawdopodobnie Rada, by nie powiedzieć dosadnie Przymierze Pierwszych, nie pozwoliła na to, by pewne niewygodne, niesprzyjające aktualnej linii władzy — a może nawet zakazane — treści oficjalnie znajdowały się w Wielkiej Bibliotece. — Choć myślę, że chyba nie trzeba daleko szukać — dodał bez namysłu mężczyzna, wzruszając bezradnie ramionami, po czym pozwolił sobie na kilka kroków w przód, by przyjrzeć się jednemu z pierwszych działów, który nieoczekiwanie przykuł jego uwagę. Podobnie jak Asta, mężczyzna postanowił zaryzykować i zignorować czujny wzrok pracownika, szybko chwytając za interesującą go pozycję o roślinach.
— Nic, nic — próbował zbyć temat, choć jednocześnie nie potrafił się powstrzymać, by go kontynuować: – Prawda jest taka, że nawet nie wiem, co czyta. — Nie zamierzał dziś szczególnie silić się na wyszukane kłamstwa, uświadamiając Mølgaard, że w rzeczywistości niewiele wie na temat swojej przyszłej narzeczonej. — Powiedz mi, Asta... — Zbliżył się do niej w pewnym momencie, ściszając swój głos, jakby w obawie, że ktoś mógłby go usłyszeć. – Co dziś się czyta – Jedyna nadzieja w Aście Mølgaard, że była na bieżąco z nowościami literackimi.
Bezimienny
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:56
Doświadczenie nauczyło mnie, że genezy niektórych spraw nie powinno się dociekać, spuszczając na nią zasłonę wymownego milczenia. Było tak w przypadku kilku zaskakujących, nieoczekiwanych zmian na stanowiskach głównych pasterzy; było tak, kiedy w życie wchodziły kontrowersyjne dekrety dotyczące przechowywania i udostępniania części materiałów i zasobów Wielkiej Biblioteki; było tak, gdy na niemal pół roku zamknięte zostało bez ostrzeżenia archiwum. Za każdym razem kwestia dlaczego pozostawała zawsze niedopowiedziana i niewyjaśniona ostatecznie; za każdym razem, podczas każdego takiego przypadku istniało kilka elementów, których ramy rozmywały się enigmatycznie, nie ujmując w konkretną jedność posłyszanych historii, a ktokolwiek, kto nosił w sobie choćby szczątkowe ambicje poskładania wszystkiego w całość i dotarcia do sedna zdarzenia, zaczynał w końcu borykać się z trudnymi do zignorowania perturbacjami rzutującymi nie tylko na sprawy natury zawodowej, ale również prywatnej. Dawno już zdecydowałam więc, by dla własnego spokoju i komfortu — na pewno jednak zupełnie nieodpowiedzialnie społecznie — ignorować dociekanie wyjaśnień źródła wszelkiego rodzaju osobliwych i bezsprzecznie śliskich sytuacji. Propozycję Björna przyjmuję więc z ogromną dozą sceptycyzmu, przez dłuższą chwilę nie odzywając się ani słowem — jak gdyby bardziej pochłonęło mnie zaznajamianie się z poszczególnymi starodrukami.
— Jesteś pewny, że musimy? — pytam w końcu z pierwszym, od chwili przestąpienia progu tej specyficznej biblioteki, śladem niepokoju dosłyszalnym w tonie mojego głosu. — Niech chociaż to miejsce nie zostanie w bestialski sposób odarte z tajemniczości. — Nie jestem pewna, czy takim argumentem potrafię przekonać go do porzucenia detektywistycznych zapędów i zaniechania poszukiwań motywacji przenosin części bibliotecznego zbioru, mimo to nastawiam się na kategoryczne ucięcie poruszonego tematu — nie tylko dlatego, że faktycznie czuję obawę przed tym, co moglibyśmy odkryć, ale też ze zwykłej potrzeby napawania się świadomością, że gdzieś pomiędzy midgardzkimi, do cna spowszedniałymi miejscami, znajduje się takie, w które aura tajemniczości wnika głębiej, nie rozciągając się tylko na jego fasadzie.
Marszcząc brwi, unoszę na Björna spojrzenie znad wypłowiałych kart, których treść zawiera traktat dotyczący konsekwencji zamknięcia się najważniejszych klanów w tworze obecnie zwanym Radą. Mimo że w pierwszej chwili wydaje mi się, że jestem zaskoczona jego słowami, ostatecznie kąciki ust unoszą mi się w pobłażliwym uśmiechu. Jest coś rozczulającego w fakcie, że Guildenstern nie ma rozeznania na temat interesującej jego narzeczoną literatury.
— Przede wszystkim nie powinieneś się przejmować tym, że… Jej nie zaskoczysz. — W ślad za łagodnym tonem idzie równie łagodny gest: ostrożnie, pokrzepiająco kładę dłoń na ramieniu mężczyzny, by ręką, w której trzymam wciąż wolumin z kontrowersyjną rozprawą wskazać jedną z wyżej usytuowanych półek, gdzie pośród mało zachęcających okładek dostrzegam na grzbietach kilka znajomo brzmiących nazwisk klasycznych autorów. — Sam fakt, że mógłbyś podarować jej coś unikatowego, jak jeden z pierwszych egzemplarzy Pieśni z głębi morza, na pewno byłby dla niej wystarczająco zaskakujący. To dzieło, które przez niemal dwa wieki uznane było za zaginione, dopóki nie wyszło na jaw, że każda próba jego wydania była sabotowana — wyjaśniam mu w lakoniczny i bardzo okrojony sposób zdecydowanie bardziej zawiłą historię wspomnianego dzieła.
— Jesteś pewny, że musimy? — pytam w końcu z pierwszym, od chwili przestąpienia progu tej specyficznej biblioteki, śladem niepokoju dosłyszalnym w tonie mojego głosu. — Niech chociaż to miejsce nie zostanie w bestialski sposób odarte z tajemniczości. — Nie jestem pewna, czy takim argumentem potrafię przekonać go do porzucenia detektywistycznych zapędów i zaniechania poszukiwań motywacji przenosin części bibliotecznego zbioru, mimo to nastawiam się na kategoryczne ucięcie poruszonego tematu — nie tylko dlatego, że faktycznie czuję obawę przed tym, co moglibyśmy odkryć, ale też ze zwykłej potrzeby napawania się świadomością, że gdzieś pomiędzy midgardzkimi, do cna spowszedniałymi miejscami, znajduje się takie, w które aura tajemniczości wnika głębiej, nie rozciągając się tylko na jego fasadzie.
Marszcząc brwi, unoszę na Björna spojrzenie znad wypłowiałych kart, których treść zawiera traktat dotyczący konsekwencji zamknięcia się najważniejszych klanów w tworze obecnie zwanym Radą. Mimo że w pierwszej chwili wydaje mi się, że jestem zaskoczona jego słowami, ostatecznie kąciki ust unoszą mi się w pobłażliwym uśmiechu. Jest coś rozczulającego w fakcie, że Guildenstern nie ma rozeznania na temat interesującej jego narzeczoną literatury.
— Przede wszystkim nie powinieneś się przejmować tym, że… Jej nie zaskoczysz. — W ślad za łagodnym tonem idzie równie łagodny gest: ostrożnie, pokrzepiająco kładę dłoń na ramieniu mężczyzny, by ręką, w której trzymam wciąż wolumin z kontrowersyjną rozprawą wskazać jedną z wyżej usytuowanych półek, gdzie pośród mało zachęcających okładek dostrzegam na grzbietach kilka znajomo brzmiących nazwisk klasycznych autorów. — Sam fakt, że mógłbyś podarować jej coś unikatowego, jak jeden z pierwszych egzemplarzy Pieśni z głębi morza, na pewno byłby dla niej wystarczająco zaskakujący. To dzieło, które przez niemal dwa wieki uznane było za zaginione, dopóki nie wyszło na jaw, że każda próba jego wydania była sabotowana — wyjaśniam mu w lakoniczny i bardzo okrojony sposób zdecydowanie bardziej zawiłą historię wspomnianego dzieła.
Björn Guildenstern
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:56
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Z jednej strony Björn doskonale wiedział, że genezy pewnych spraw nie powinno się nigdy dociekać, a z drugiej — jego wrodzona ciekawość, którą nabył po matce, niekiedy nie dawała mu spokoju. To właśnie ona też popchnęła go w objęcia magii zakazanej; choć początkowo zarzekał się, że nigdy nie przekroczy pewnych granic, to jednak ostatecznie nie mógł się powstrzymać, by nie skosztować tego, przed czym go przestrzegano od najmłodszych lat. Podobnie było w przypadku miejsca, do którego niespodziewanie zabrała go Mølgaard — opowiedziana przez nią historia wzbudziła w nim niezwykłą chęć, by dowiedzieć się, dlaczego część księgozbioru Wielkiej Biblioteki ostatecznie znajdowała się poza jej grubymi murami. Był przekonany, że Rada maczała w tym palce; dobrze wiedział, jak działała polityka, jak jej członkowie chorobliwie pozbywali się wszystkiego, co było dla nich niewygodne i niebezpieczne, co mogło w jakikolwiek, nawet najmniejszy sposób zaszkodzić staremu porządkowi. To jednak wciąż nie było wystarczające, a dowodem na to były księgi traktujące o magii zakazanej — choć Rada robiła wszystko, co w jej mocy, by je zniszczyć, to wciąż było ich dostatecznie wiele, przynajmniej na tyle, by jedną z nich mógł zdobyć Björn. Zastanawiał się więc, jakie skarby krył za sobą Azyl Ksiąg; był szczególnie ciekaw, czy znajdzie tutaj coś, ku czemu oficjalnie nigdy nie powinien był zwrócić swojego wzroku, lecz nie chciał wzbudzać swoich żadnych podejrzeń, nie przy Mølgaard, dlatego też zaczął od poszukiwań książek o alchemii.
— Może... Może masz rację, ale nie wiem, czy dam radę powstrzymać swoją ciekawość — powiedział do Asty, która, jak wszystko wskazywało, chciała kategorycznie uciąć ten temat, skupiając się na wertowaniu ksiąg, dlatego młody Guildenstern postanowił odpuścić, idąc w jej ślady. Wziął w końcu w dłoń jedną z zakurzonych książek, która niespodziewanie przykuła jego uwagę swoim chwytliwym tytułem, a następnie zaczął ją uważnie wertować — ku swojemu rozczarowaniu nie znalazł w niej jednak nic, co mogłoby mu pomóc się bardziej rozwinąć. — Dlaczego? Aż tak trudno zaskoczyć kobietę? –—dopytał nieco skonfundowany Björn, w rzeczywistości nie mając pojęcia, jak właściwie powinien był postępować z dziewczynami. Nie miał na swoim koncie żadnych, płomiennych romansów; nie był nimi nawet zainteresowany, a do plotek, które od lat krążyły na temat jego rzekomych relacji, nigdy się nie odnosił. Teraz jednak miał poślubić córkę Nørgaardów, choć nie wiedział o niej zupełnie nic, z wyjątkiem kilku faktów.
— Pieśni z głębi morza? — Tytuł spodobał mu się niemal od razu, był w końcu bezpośrednio związany z morzem; nigdy jednak nie słyszał zbyt wiele o książce, o której właśnie wspominała Asta.—– A co to takiego? Jakieś romansidło? Wiesz, nie bardzo znam się na literaturze, jeśli nie tyczy się to alchemii lub magii natury... — dopytał jeszcze na wszelki wypadek, gdy Mølgaard wskazała mu na jedną z wyżej usytuowanych półek. Bez problemu jednak sięgnął po egzemplarz, a następnie zaczął go wertować, czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Mølgaard. Westchnął cicho pod nosem, kątem oka zerkając jeszcze na to, co Asta trzymała w ręku, a następnie zabrał się za dalsze poszukiwania. W pewnym momencie w oko wpadł mu pewien tajemniczy egzemplarz, który znajdował się na samym dole regału — zakurzony, wciśnięty pomiędzy inne księgi, zupełnie niepozorny, z obdartą obwolutą. Nie dało się go jednak w ogóle otworzyć, co zakomunikował ze zdziwieniem Aście. Czyżby był zamknięty?
— Może... Może masz rację, ale nie wiem, czy dam radę powstrzymać swoją ciekawość — powiedział do Asty, która, jak wszystko wskazywało, chciała kategorycznie uciąć ten temat, skupiając się na wertowaniu ksiąg, dlatego młody Guildenstern postanowił odpuścić, idąc w jej ślady. Wziął w końcu w dłoń jedną z zakurzonych książek, która niespodziewanie przykuła jego uwagę swoim chwytliwym tytułem, a następnie zaczął ją uważnie wertować — ku swojemu rozczarowaniu nie znalazł w niej jednak nic, co mogłoby mu pomóc się bardziej rozwinąć. — Dlaczego? Aż tak trudno zaskoczyć kobietę? –—dopytał nieco skonfundowany Björn, w rzeczywistości nie mając pojęcia, jak właściwie powinien był postępować z dziewczynami. Nie miał na swoim koncie żadnych, płomiennych romansów; nie był nimi nawet zainteresowany, a do plotek, które od lat krążyły na temat jego rzekomych relacji, nigdy się nie odnosił. Teraz jednak miał poślubić córkę Nørgaardów, choć nie wiedział o niej zupełnie nic, z wyjątkiem kilku faktów.
— Pieśni z głębi morza? — Tytuł spodobał mu się niemal od razu, był w końcu bezpośrednio związany z morzem; nigdy jednak nie słyszał zbyt wiele o książce, o której właśnie wspominała Asta.—– A co to takiego? Jakieś romansidło? Wiesz, nie bardzo znam się na literaturze, jeśli nie tyczy się to alchemii lub magii natury... — dopytał jeszcze na wszelki wypadek, gdy Mølgaard wskazała mu na jedną z wyżej usytuowanych półek. Bez problemu jednak sięgnął po egzemplarz, a następnie zaczął go wertować, czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Mølgaard. Westchnął cicho pod nosem, kątem oka zerkając jeszcze na to, co Asta trzymała w ręku, a następnie zabrał się za dalsze poszukiwania. W pewnym momencie w oko wpadł mu pewien tajemniczy egzemplarz, który znajdował się na samym dole regału — zakurzony, wciśnięty pomiędzy inne księgi, zupełnie niepozorny, z obdartą obwolutą. Nie dało się go jednak w ogóle otworzyć, co zakomunikował ze zdziwieniem Aście. Czyżby był zamknięty?
Bezimienny
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:56
Odkąd pamiętam, ujmowała mnie szczerość innych ludzi — to, z jaką swobodą przychodziło im komunikowanie własnych zamiarów i przyznawanie się do swoich słabości, do tych cech własnego charakteru, które tylko pod pewnymi względami uchodziły za atuty, by w pozostałych przypadkach uznawane mogły być za niewybaczalne mankamenty. Przyuczona do skrzętnego maskowania się ze swoimi przymiotami, do przędzenia na poczekaniu niestworzonych kłamstw, do przywdziewania masek, które ani mi nie pasowały, ani nie leżały wygodnie, zawsze pod wrażeniem byłam osób, którym własne zdanie nie stawało w gardle ością strachu. W pierwszej chwili nie potrafię więc nie uśmiechnąć się lekko na wyznanie Guildensterna, tak proste, tak rozbrajające, że na krótki moment zupełnie zapominam o swoim zamiarze. Oczarowanie to trwa jednak tylko przez chwilę, bowiem już zaraz zagryzam dolną wargę tak mocno, że pod językiem zaczynam czuć metaliczny posmak, nie ustaję mimo to w staraniu zasznurowania sobie ust do czasu, kiedy w niewielkiej, dzielącej mnie od Björna przestrzeni nie wybrzmiewa kolejne pytanie: niezwiązane już w żaden sposób z nurzaniem się w tajemnicach, jakie spowijają miejsce, w jakim się znaleźliśmy — przynajmniej ten jeden raz chcę być słowna nie tylko wobec kogoś, ale przede wszystkim względem samej siebie, zwłaszcza że chęć polemizowania z odmiennym zdaniem kolegi szumi mi w głowie przyjemnym echem wyzwania, którego podjęłabym się ze zwykłej potrzeby uświadomienia go, że racja leży po mojej stronie.
— Odynie, skądże znowu! — zaprzeczam gorączkowo, parskając z rozbawieniem. Szybko zakrywam jednak usta dłonią, reflektując się, że być może w miejscu tym — tak jak w bibliotece — również należy zachowywać nabożną ciszę, by nie przebudzić drzemiących pomiędzy pergaminowymi kartami wolumenów zaprzeszłych klątw. — Myślę, że gdybyś obdarował ją książką kucharską, byłaby tak samo zaskoczona, jak otrzymaniem Pieśni. — Rozbawienie nie znika tak szybko z tonu, w jaki oblekam odpowiedź, kiedy ostrożnie opuszką palca przesuwam po żłobieniach liter na grzbiecie okładki. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek trzymałam ten tytuł w dłoniach, czy jego burzliwą historię znam wyłącznie z ustnych podań. — To zbiór poematów traktujących o szukaniu… ukojenia w morskich głębinach — mówię lakonicznie, podnosząc niepewny już teraz wzrok na swojego towarzysza, nieco tylko zaskoczona jego przypuszczeniem co do natury tekstu, o jakim rozmawiamy. Nie strofuję go jednak za brak odpowiedniej wiedzy, nie wypominam ignorancji wobec, jak mogłoby się innym zdawać, elementarnych wiadomości, szczególnie dla przedstawiciela jednego z czołowych klanów parających się morską żeglugą. Zamiast tego uciekam się do typowego dla pasterzy zachowania, własną konsternację dotyczącą jego niekompletnych informacji przekuwając w ciekawostkę o danej książce. — Właściwie nie powinno mnie dziwić, że o niej nie słyszałeś. Raczej niewłaściwie byłoby opowiadanie zawartych w niej historii żeglarzom, bo tylko obniżyłyby ich morale. Więc jeśli nie boisz się, że mogłaby zrobić z nich użytek… Powinieneś rozważyć jej zakup.
Ostrzegawcze chrząknięcie gdzieś za naszymi plecami sprawiło, że odwróciłam się speszona, przekonana o tym, że znów niebacznie uniosłam głos. Spojrzenie przecina mi się z wciąż kryjącym się w półcieniach pracownikiem, który sugestywnym gestem wskazuje na niepozorną tabliczkę informującą, że zebrane w Azylu księgi nie są na sprzedaż — co więcej, że żadna z nich nie może zostać wyniesiona poza próg lokalu. Nie jestem tym zachwycona, mimo to zdawkowo kiwam głową, chcąc w ten sposób uspokoić mężczyznę: zapewnić, że przyjęłam do wiadomości obowiązujące tu reguły.
— Niemożliwe. Może tylko skleiły się kartki? — sugeruję, słysząc uwagę Björna, lecz w moim głosie brak jest przekonania co do przedstawionej przez siebie hipotezy. Odkładam na wolne miejsce Pieśni, by razem z alchemikiem przyjrzeć się jego znalezisku. — Spróbuj zaklęciem. — Propozycja jest ledwie dosłyszalna, nie zamierzam jednak ryzykować, że naszą rozmowę podsłucha ktokolwiek obcy.
— Odynie, skądże znowu! — zaprzeczam gorączkowo, parskając z rozbawieniem. Szybko zakrywam jednak usta dłonią, reflektując się, że być może w miejscu tym — tak jak w bibliotece — również należy zachowywać nabożną ciszę, by nie przebudzić drzemiących pomiędzy pergaminowymi kartami wolumenów zaprzeszłych klątw. — Myślę, że gdybyś obdarował ją książką kucharską, byłaby tak samo zaskoczona, jak otrzymaniem Pieśni. — Rozbawienie nie znika tak szybko z tonu, w jaki oblekam odpowiedź, kiedy ostrożnie opuszką palca przesuwam po żłobieniach liter na grzbiecie okładki. Nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek trzymałam ten tytuł w dłoniach, czy jego burzliwą historię znam wyłącznie z ustnych podań. — To zbiór poematów traktujących o szukaniu… ukojenia w morskich głębinach — mówię lakonicznie, podnosząc niepewny już teraz wzrok na swojego towarzysza, nieco tylko zaskoczona jego przypuszczeniem co do natury tekstu, o jakim rozmawiamy. Nie strofuję go jednak za brak odpowiedniej wiedzy, nie wypominam ignorancji wobec, jak mogłoby się innym zdawać, elementarnych wiadomości, szczególnie dla przedstawiciela jednego z czołowych klanów parających się morską żeglugą. Zamiast tego uciekam się do typowego dla pasterzy zachowania, własną konsternację dotyczącą jego niekompletnych informacji przekuwając w ciekawostkę o danej książce. — Właściwie nie powinno mnie dziwić, że o niej nie słyszałeś. Raczej niewłaściwie byłoby opowiadanie zawartych w niej historii żeglarzom, bo tylko obniżyłyby ich morale. Więc jeśli nie boisz się, że mogłaby zrobić z nich użytek… Powinieneś rozważyć jej zakup.
Ostrzegawcze chrząknięcie gdzieś za naszymi plecami sprawiło, że odwróciłam się speszona, przekonana o tym, że znów niebacznie uniosłam głos. Spojrzenie przecina mi się z wciąż kryjącym się w półcieniach pracownikiem, który sugestywnym gestem wskazuje na niepozorną tabliczkę informującą, że zebrane w Azylu księgi nie są na sprzedaż — co więcej, że żadna z nich nie może zostać wyniesiona poza próg lokalu. Nie jestem tym zachwycona, mimo to zdawkowo kiwam głową, chcąc w ten sposób uspokoić mężczyznę: zapewnić, że przyjęłam do wiadomości obowiązujące tu reguły.
— Niemożliwe. Może tylko skleiły się kartki? — sugeruję, słysząc uwagę Björna, lecz w moim głosie brak jest przekonania co do przedstawionej przez siebie hipotezy. Odkładam na wolne miejsce Pieśni, by razem z alchemikiem przyjrzeć się jego znalezisku. — Spróbuj zaklęciem. — Propozycja jest ledwie dosłyszalna, nie zamierzam jednak ryzykować, że naszą rozmowę podsłucha ktokolwiek obcy.
Björn Guildenstern
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:57
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn niemal nigdy nie mógł sobie pozwolić na całkowitą szczerość w stosunku do świata. W tym, w którym się wychował, wszyscy nieustannie chowali się za maską słodko-gorzkich kłamstw, rzadko kiedy pozwalając sobie na wyartykułowanie prawdziwych potrzeb, marzeń i nadziei. Nauczył się tego dopiero, gdy podjął decyzję związaną z wyjazdem z Midgardu na drugi koniec świata, gdzie w rzeczywistości po raz pierwszy poczuł, jak naprawdę smakuje wolność. Wolność, której tak bardzo mu brakowało, choć nie wiedział a która miała zostać lada moment mu odebrana. Musiał się przyzwyczaić do nowego stanu rzeczy — przynajmniej na jakiś czas, jeśli chciał zachować pozory, zaspokajając nie tylko potrzeby Rady, ale i Magisterium. Nie czuł się dobrze z presją, która bez uprzedzenia nadciągnęła z dwóch stron, przyciskając go oraz mocniej do muru. Björn zupełnie nieplanowanie znalazł się na samym środku konfliktu, krwawej bitwy między uprzywilejowanymi widzącymi a wyklętymi ślepcami — z jednej strony podjął już decyzję wraz ze swoją przemianą, a z drugiej — nie potrafił się do końca odnaleźć w nowej rzeczywistości. W końcu cały jego świat mógł lada moment runąć niczym domek z kart, gdyby więcej osób dowiedziało się o tym, kim się stał, a na to nie mógł pozwolić.
— Aaa... — odpowiedział Björn z lekkim zażenowaniem widocznym na twarzy, choć przynajmniej w towarzystwie Asty akurat nie było mu wstyd przyznać się do swojej niewiedzy. — Nie wiedziałem o tym, ale może faktycznie by ją to zainteresowało. W sumie brzmi jak coś, co mógłby podarować jej Guildenstern — skwitował krótko alchemik, jednocześnie wskazując kiwnięciem głowy na mężczyznę, który źle zareagował na śmiech Mølgaard. Podobnie jak i w Wielkiej Bibliotece, także tutaj musieli zachować spokój, dlatego mężczyzna tylko odchrząknął cicho, próbując przyjrzeć się książce, która zupełnie przypadkiem wpadła w jego ręce. Mógł spróbować ją teraz otworzyć; miał w końcu przy sobie naszyjnik z krakenem, który tworzył tymczasową iluzję, gdy używał magii, lecz wolał tego nie robić. — Cokolwiek tam się znajduje, nie powinniśmy tego w tym momencie otwierać. Przynajmniej nie tutaj — powiedział konspiracyjnym tonem, niezadowolony z tego, co właśnie powiedział im sprzedawca, pokazując na tabliczkę, która informowała ich o tym, że w Azylu księgi nie są na sprzedaż. Nigdy nie miał w zwyczaju kombinować, lecz do głowy przyszedł mu nagle pewien pomysł.
— Wezmę ją ze sobą — zadeklarował na tyle cicho Guildenstern, by nikt poza nią nie usłyszał. Jeśli miał sprawdzić, co znajdowało się w środku księgi, to na pewno nie tutaj, dlatego też szczerze liczył na współpracę z Mølgaard. — Spróbuj odwrócić jego uwagę. Jakoś dyskretnie — dodał Björn, pozornie odkładając tajemnicze znalezisko z powrotem na półkę. Zapamiętał jednak jego miejsce, w międzyczasie dla zmyłki przeglądając inne księgi — z pewnością były bardzo ciekawe, lecz w tej chwili chciał dowiedzieć się tylko więcej o tej konkretnej. Co się w niej znajdowało, nie wiedział, ale nie została zapieczętowana bez powodu.
— Aaa... — odpowiedział Björn z lekkim zażenowaniem widocznym na twarzy, choć przynajmniej w towarzystwie Asty akurat nie było mu wstyd przyznać się do swojej niewiedzy. — Nie wiedziałem o tym, ale może faktycznie by ją to zainteresowało. W sumie brzmi jak coś, co mógłby podarować jej Guildenstern — skwitował krótko alchemik, jednocześnie wskazując kiwnięciem głowy na mężczyznę, który źle zareagował na śmiech Mølgaard. Podobnie jak i w Wielkiej Bibliotece, także tutaj musieli zachować spokój, dlatego mężczyzna tylko odchrząknął cicho, próbując przyjrzeć się książce, która zupełnie przypadkiem wpadła w jego ręce. Mógł spróbować ją teraz otworzyć; miał w końcu przy sobie naszyjnik z krakenem, który tworzył tymczasową iluzję, gdy używał magii, lecz wolał tego nie robić. — Cokolwiek tam się znajduje, nie powinniśmy tego w tym momencie otwierać. Przynajmniej nie tutaj — powiedział konspiracyjnym tonem, niezadowolony z tego, co właśnie powiedział im sprzedawca, pokazując na tabliczkę, która informowała ich o tym, że w Azylu księgi nie są na sprzedaż. Nigdy nie miał w zwyczaju kombinować, lecz do głowy przyszedł mu nagle pewien pomysł.
— Wezmę ją ze sobą — zadeklarował na tyle cicho Guildenstern, by nikt poza nią nie usłyszał. Jeśli miał sprawdzić, co znajdowało się w środku księgi, to na pewno nie tutaj, dlatego też szczerze liczył na współpracę z Mølgaard. — Spróbuj odwrócić jego uwagę. Jakoś dyskretnie — dodał Björn, pozornie odkładając tajemnicze znalezisko z powrotem na półkę. Zapamiętał jednak jego miejsce, w międzyczasie dla zmyłki przeglądając inne księgi — z pewnością były bardzo ciekawe, lecz w tej chwili chciał dowiedzieć się tylko więcej o tej konkretnej. Co się w niej znajdowało, nie wiedział, ale nie została zapieczętowana bez powodu.
Bezimienny
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:57
Bertel Johansen, jako jeden z opiekunów Azylu Ksiąg, miał liczne obowiązki - do jednego z najważniejszych zaliczało się dopilnowanie, aby nikt nie wynosił poza obszar pomieszczeń drogocennych egzemplarzy. Mężczyzna oprócz tego służył swoją pomocą; dysponował obszerną, godną pozazdroszczenia wiedzą na temat zawartych woluminów, jakimi się opiekował. Chociaż Björn początkowo rozważał głównie o prezencie dla swojej narzeczonej, oczekując porady od znajomej wykształconej w fachu znajomości literatury, jego uwagę przykuła o wiele ciekawsza księga. Zespolone węzłem inkantacji stronice mogły skrywać przeróżne, nowe kręgi tajemnic, co zwłaszcza dla osoby pokroju Guildensterna, zaznajomionej z niezdrową ciekawością, która skądinąd powiodła go - razem z silnymi emocjami i przywiązaniem - w stronę zakazanej magii, była okazją, jakiej nie zamierzał odpuścić. Nic dziwnego, skoro nie chciał oddalić się w tym przypadku, pozostawiając obiekt na pastwę zapomnienia i kapryśności losu; możliwe, ponadto, że samo znalezienie księgi było mu przeznaczone, możliwe, że właśnie ona musiała trafić pozornym przypadkiem obecnie do jego rąk. Wspomnianą księgę należało wnikliwie przebadać, czemu rzecz jasna nie sprzyjało środowisko Azylu oraz strzegąca go kadra opiekunów. Björn mógł się cieszyć szczęściem, bowiem do Bertela Johansena podszedł wyjątkowo uporczywy odwiedzający, młody mężczyzna - mógł być zapewne studentem, który skosztował pierwszych smaków sekretów, jakie posiadał Midgard. Młodzieniec zaczął wyjątkowo natarczywie prosić Johansena, by wskazał mu Księgę Gullveig, niesławny tytuł zawierający wiele kontrowersyjnych, alchemicznych przepisów, z pewnością znany również samemu Guildensternowi. Johansen jednak zaprzeczał, by posiadali takie dzieło w aktualnych zbiorach; być może nie było dostępne dla mało doświadczonych, niezaufanych odwiedzających. Aspirujący alchemik nie chciał jednak uwierzyć w jego słowa, co napełniło Azyl Ksiąg kakofonią nieprzyjemnego, coraz bardziej trzeszczącego napięcia. Przede wszystkim - powstała atmosfera i skłonność do rozproszeń opiekuna - stanowiły niepodważalny ukłon szczęścia w stronę Björna, który, jeśli tylko zachował się odpowiednio dyskretnie, mógł oddalić się, zachowując dla siebie zagadkowy wolumin.
Björn Guildenstern
Re: 15.03.2001 – Azyl Ksiąg – B. Guildenstern & Bezimienny: A. Mølgaard Wto 12 Gru - 18:57
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn zamienił jeszcze kilka słów z Astą o ewentualnych pomysłach na prezent dla swojej przyszłej narzeczonej, lecz bardzo szybko porzucił ten temat, gdy na jednej z dolnych półek zupełnie przypadkiem znalazł starą książkę z pozłacanymi literami, która niemal od razu przyciągnęła jego uwagę. Musiał reagować szybko i dyskretnie, jeśli chciał zatrzymać ją wyłącznie dla siebie; w międzyczasie dowiedział się od Asty, że wszystkie księgi były dostępne tylko na miejscu i teoretycznie nie można było ich wynosić z Azylu Ksiąg, choć nie miał najmniejszego pojęcia, czy były zabezpieczone jakimiś zaklęciami ochronnymi. Pomimo krytycznego spojrzenia Mølgaard, postanowił zaryzykować — ostatecznie nie interesowało go to, czy jego towarzyszka, która postanowiła go tutaj zabrać, popierała jego pomysł czy nie. Kiedy w środku pojawił się nowy gość, który zaczął zadawać pasterzowi pytania, Björn zdał sobie sprawę, że to było jego okazja. Korzystając z chwili nieuwagi, schował starą książkę głębiej pod kurtką, starając się zachować jak największą dyskrecję. Poczekał jeszcze chwilę, ostentacyjnie przyglądając się innym tomom na regałach, by ruszyć w kierunku wyjścia z lokalu.
— Chodźmy już stąd — zawyrokował ściszonym głosem młody Guildenstern, spoglądając kątem oka na Mølgaard, która wyraźnie nie pochwalała jego pomysłu. Było już zdecydowanie za późno, by się z tego wycofać, dlatego Björn miał nadzieję, że nikt go nie przyłapie na kradzieży — w końcu jego zdrowy rozsądek został przytłumiony przez chęć posiadania tej tajemniczej księgi. Był zdania, że nie bez powodu nie dało się jej otworzyć; mógłby spróbować użyć zwykłego zaklęcia, aby ją przejrzeć, ale nie chciał publicznie podejmować niepotrzebnego ryzyka. Mølgaard, podobnie jak inni, nie wiedziała o tym, że był ślepcem i wolał, by tak pozostało. Był świadomy ryzyka i utraty swojej reputacji, ale w tym momencie przewaga chęci posiadania tej księgi była zbyt silna. Kiedy wreszcie niepostrzeżenie wyszli z Azylu Ksiąg, a książka była bezpiecznie schowana pod kurtką, Björn odczuł niewymowną ulgę. — Udało się — oznajmił z wyraźnie słyszalnym zadowoleniem, gdy oddalili się od księgarni, po czym wyciągnął swoją zdobycz, by przyjrzeć się jej na spokojnie. Asta spróbowała ją otworzyć prostym zaklęciem, lecz na próżno, dlatego miał nadzieję, że wspólnie odnajdą sposób na otwarcie jej stron i zgłębienie jej ukrytych treści, nawet jeśli nie była zachwycona tym, co Björn zrobił.
Björn i Asta z tematu
— Chodźmy już stąd — zawyrokował ściszonym głosem młody Guildenstern, spoglądając kątem oka na Mølgaard, która wyraźnie nie pochwalała jego pomysłu. Było już zdecydowanie za późno, by się z tego wycofać, dlatego Björn miał nadzieję, że nikt go nie przyłapie na kradzieży — w końcu jego zdrowy rozsądek został przytłumiony przez chęć posiadania tej tajemniczej księgi. Był zdania, że nie bez powodu nie dało się jej otworzyć; mógłby spróbować użyć zwykłego zaklęcia, aby ją przejrzeć, ale nie chciał publicznie podejmować niepotrzebnego ryzyka. Mølgaard, podobnie jak inni, nie wiedziała o tym, że był ślepcem i wolał, by tak pozostało. Był świadomy ryzyka i utraty swojej reputacji, ale w tym momencie przewaga chęci posiadania tej księgi była zbyt silna. Kiedy wreszcie niepostrzeżenie wyszli z Azylu Ksiąg, a książka była bezpiecznie schowana pod kurtką, Björn odczuł niewymowną ulgę. — Udało się — oznajmił z wyraźnie słyszalnym zadowoleniem, gdy oddalili się od księgarni, po czym wyciągnął swoją zdobycz, by przyjrzeć się jej na spokojnie. Asta spróbowała ją otworzyć prostym zaklęciem, lecz na próżno, dlatego miał nadzieję, że wspólnie odnajdą sposób na otwarcie jej stron i zgłębienie jej ukrytych treści, nawet jeśli nie była zachwycona tym, co Björn zrobił.
Björn i Asta z tematu