Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Galeria en Sofagris

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Galeria en Sofagris

    Nieduża, świeżo otwarta galeria, której właściciel ceni sobie młodych artystów. Galeria organizuje wiele konkursów dla amatorów, za swoją misję uznając odkrywanie oraz promowanie nowych talentów. Z głównej, przestronnej i dobrze oświetlonej sali pełnej wąskich słupów, na których prezentowane są prace, można przejść do trzech mniejszych pomieszczeń utrzymanych kolejno w odcieniach czerwieni, błękitu oraz zieleni. Przy zakupie biletu możliwe jest wypożyczenie składanego krzesełka – darmowe, jeśli kupi się jedno z prezentowanych dzieł lub reprodukcję w mniejszym formacie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    20 VI 2001 r.

    Choć ekscytacja związana z wczorajszymi zaręczynami jeszcze nie minęła – Blanca nie sądziła, by stało się to szybciej niż za tydzień, a tak naprawdę może dopiero wtedy, gdy osiądą już na wspólnym mieszkaniu – szara rzeczywistość nie dawała o sobie zapomnieć. Choć więc wyrwali z Esem dla siebie trochę czasu, przenosząc się na parę dni z dwóch oddzielnych mieszkań do wspólnego pokoju hotelowego, nie było wcale tak, że mogli spędzać w nim całe dnie. Barros wciąż miał poumawiane spotkania na wstępne oglądanie mieszkań, Blanca wciąż miała pracę – i spotkanie z Guildensternem, na które umówili się przed niespełna dwoma tygodniami.
    Odkąd zupełnym przypadkiem okazało się, że Björn – czy raczej któryś z jego znajomych – może pomóc jej w wybiciu się w artystycznym świecie, objąć ją patronatem lub po prostu udzielić kilku dobrych rad, jak sobie radzić, Blanca nie zamierzała zmarnować tej okazji.
    W efekcie znów tu była, w tej samej galerii w której nie tak dawno temu odbierała swoje wyróżnienie. Od tego czasu wystawa została przeniesiona z głównej sali do jednej z mniejszych – zielonej – poza tym jednak akty Blanki, podobnie jak obrazy innych nagrodzonych w konkursie artystów, wciąż miały się tu dobrze. Stojąc teraz przed jednym z nich, patrząc na własne ciało odwzorowane na płótnie – przez nią samą, bo Vargas była tyleż samo autorką co modelką tych konkretnych dzieł – denerwowała się wcale nie mniej niż przy okazji minionego konkursu.
    Wciąż była zadowolona ze swoich obrazów i wciąż była absolutnie pewna, że wyglądają dobrze – zarówno pod względem techniki wykonania, jak i, nieskromnie mówiąc, stanowiącego główny temat ciała. Jej problem polegał jednak na tym, że Björn tak naprawdę dotąd nie widział żadnej z jej prac, a ona chyba nie całkiem wyjaśniła, jaką dziedziną sztuki się zajmuje. Choć więc na obrazach nie było jej twarzy, Blanca czuła zasadne obawy, że Guildenstern przypomni sobie jej tatuaż – zdobił jej plecy już w czasach, gdy poznali się z Björnem w Ameryce – i na jego podstawie rozpozna jej ciało na płótnie. Teoretycznie nie miała się czego wstydzić, tylko, że... Dziwnie było jej z myślą, że miała pokazywać Björnowi właśnie takie obrazy.
    Z drugiej strony, wcale przecież nie miała pewności, czy już ich nie widział. Wystawa trwała już jakiś czas, równie dobrze więc mógł już tu być, zupełnym przypadkiem widzieć już każdy jeden z nich.
    Obrazy nie były jednak jedynym źródłem jej niepewności. Była przecież jeszcze garść innych rzeczy, którymi chciała się z Björnem podzielić. Planowała wspomnieć mu o terapii – odwyku – który zamierzała niedługo rozpocząć. Chciała mu o tym powiedzieć, bo pamiętała, jak niepokoił się, gdy przyszła do niego po silniejsze zioła. Być może opowiedziałaby mu też o tym, jak wiele działo się ostatnio między nią i Esem.
    I zaręczyny. Oczywiście, że zamierzała o nich wspomnieć. Spośrod wszystkich osób, które planowała zaprosić na ślub, gdy już uda się go zorganizować, Guildenstern był jedną z ważniejszych. Jego obecność na weselu nie podlegała dyskusji.
    Już na dwadzieścia minut przed czasem kręciła się więc niespokojnie po galerii, co i raz trąc nerwowo nadgarstek czy wyłamując palce. Gdy zaś wreszcie usłyszała za sobą kroki i, zaraz potem, znajomy głos, jeszcze raz odetchnęła głęboko – i odwróciła się do przyjaciela z szerokim uśmiechem.
    - Hej – przywitała się miękko i ucałowała policzek Björna. – Zastanawiałam się, czy nie rozmyślisz się w ostatniej chwili – rzuciła z rozbawieniem, choć tak naprawdę doskonale wiedziała, że gdyby plany miały się zmienić, Guildenstern dałby jej znać odpowiednio wcześniej. Może nie był najlepszym z jej przyjaciół, ale z pewnością był jednym z tych, na których mogła najbardziej polegać.
    - Byłeś tu już kiedyś? – spytała teraz lekko, jeszcze przez chwilę odwlekając moment, w którym pokaże mężczyźnie obrazy.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Od kilku dni Björn miał dziwne przeczucie, że coś się wkrótce wydarzy, choć wciąż nie miał pojęcia, co takiego. Próbował pracować i nie wychodzić ze swojej pracowni, choć nie mógł się skupić, popełniając coraz więcej błędów przy wykonywaniu podstawowych czynności. Zbliżało się Midsommar, jedno z jego ulubionych świąt w kalendarzu nordyckim, jednak entuzjazm został przyćmiony przez uczucie niepokoju, które pogłębił list oznajmiający mu o uroczystej kolacji w Kamiennej Fortecy. Oficjalne zaproszenia i wizyty w rodzinnym Bergen nigdy nie zwiastowały niczego dobrego, a już na pewno  nie w przypadku Guildensternów, często kończyły się bowiem nieprzyjemnymi rozmowami i napięciami. Wszyscy zdawali się być pozornie uprzejmi, ale pod powierzchnią czaiły się stare urazy i niewypowiedziane pretensje, zwłaszcza jeśli w pobliżu — albo na przeciwko niego przy stole — znajdował się Brage. Miał nadzieję, że jego obawy okażą się bezpodstawne, ale jednocześnie przygotowywał się na to, co mogło nadejść. W końcu bycie Guildensternem oznaczało zawsze bycie gotowym na najgorsze.
    Kolejny list, który otrzymał tego samego dnia, był tym razem ku jego zaskoczeniu od Blanki, co pozwoliło mu się oderwać na moment od ponurych myśli na temat zbliżającego się spotkania w Kamiennej Fortecy. Kiedy ostatnim razem odwiedziła go w jego pracowni, po raz pierwszy zdał sobie sprawę z pogłębiającego się uzależnienia, z jakim od pewnego czasu zmierzała się Vargas. Nie wiedział, czy dobrze wtedy postąpił; czy powinien był jej pomagać akurat w ten sposób, udostępniając jej niedostępne na rynku i niekoniecznie bezpieczne specyfiki. Chciał ją jednak wesprzeć jako przyjaciel, nawet jeśli to oznaczało złamanie kilku zasad. Nie potrafił odmówić Vargas, gdy widział, jak bardzo potrzebuje pomocy, choć zastanawiał się wielokrotnie, czy nie narobił przypadkiem swoją decyzją więcej szkód niż pożytku. Björn miał się o tym dziś przekonać, jednak tym razem mieli zobaczyć się w galerii en Sofagris, o której nigdy nie słyszał, dlatego znalezienie jej stanowiło dla niego nie lada wyzwanie.
    Tutaj jesteś! — Na twarzy Björna pojawił się promienny uśmiech, gdy zobaczył Vargas w umówionym miejscu. — Dlaczego miałbym się rozmyślić? — zapytał retorycznie, odwzajemniając powitanie, choć poniekąd zdawał sobie sprawę, dlaczego mogła tak pomyśleć. — Jestem tu w sumie pierwszy raz — odpowiedział krótko Guildenstern, rozglądając się kątem oka po galerii. — Musiałem nawet kogoś przypadkowego zapytać o drogę, bo nie wiedziałem do końca, gdzie jest to całe en Sofagris. Nie znam aż tak dobrze Trzech Skaldów — przyznał, mimo iż nie należało do tajemnic, że większość czasu spędzał w dzielnicy portowej. — To jakieś nowe miejsce na mapie Midgardu? — zapytał z ciekawością w głosie.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Uśmiechnęła się łagodnie, dając Björnowi chwilę, by się rozejrzał. Galeria nie była może najpiękniejszą, jaką dane było odwiedzić Blance – z samej Brazylii pamiętała przynajmniej dwie, które zachwyciły ją bardziej – ale jeśli Guildenstern nigdy przedte tu nie był, miejsce wciąż mogło robić wrażenie. Samo w sobie dosyć proste, zgromadziło w swoich ścianach zaskakująco ciekawą kolekcję dzieł – tym bardziej interesującą, że przynajmniej w połowie złożoną z prac debiutantów. Obok dzieł, które można było więc kojarzyć z innych wystaw łatwo było dostrzec tu prace nieprezentowane nigdzie wcześniej i... No właśnie, te nagrodzone w takim czy innym konkursie. Tak jak jej akty.
    - Szczerze mówiąc – nie wiem – roześmiała się lekko, bo faktycznie, nie wiedziała. Galeria istniała już, gdy razem z zespołem stawiali pierwsze kroki w Midgardzie, Blanca nie była jednak pewna, czy otworzyła się miesiąc czy może rok przed ich przyjazdem.
    - Chociaż to całkiem możliwe – przyznała teraz po namyśle. – Biorąc pod uwagę, jak wielu początkujących artystów wystawia, niewykluczone, że dopiero pracuje na swoją markę. – Uśmiechnęła się przelotnie. – Renomowane miejsca zwykle za bardzo się cenią, by zawieścić na ścianach kogoś, kto nie ma już wyrobionego nazwiska. – Wzruszyła lekko ramionami bo, jakkolwiek przykre mogło to być, taka była prawda. Stawianie pierwszych artystycznych kroków cale nie było łatwe – bardzo prędko trzeba było zrewidować swoje przekonania i uświadomić sobie, że talent, choćby nie wiadomo jak wielki, to niekoniecznie najważniejszy czynnik otwierający drogę do wielkiej kariery.
    Ta myśl z kolei poprowadziła ją znów do powodu, dla którego się tu znaleźli. Odetchnęła powoli, potarła kark z zakłopotaniem, wreszcie cofnęła się o krok, oglądając się na obrazy.
    - Moje prace są tam. Inne wyróżnione na tym samym konkursie – też – wskazała, dziwnie czując się z tą nagłą niezręcznością. Nie wstydziła się swoich prac – wiedziała przecież, że są doskonałe; nigdy nie była przesadnie samokrytyczna. Mimo tego... Było coś dziwnego w pokazywaniu ich przyjacielowi, który dotąd nie wiedział nawet, że Blanca zajmuje się sztuką – nie mówiąc już o tym, jakim rodzajem sztuki.
    - Śmiało – zachęciła teraz i zaraz roześmiała się, kręcąc głową z rozbawieniem. – Miejmy to za sobą – podsumowała żartobliwie.
    Naprawdę jednak tak się teraz czuła. Pierwsze koty za płoty, potem będzie lepiej.
    Poprowadziła Björna do prac konkursowych, strategicznie pozwalając mu najpierw obejrzeć dzieła innych twórców, te faktycznie nagrodzone pierwszą, drugą czy trzecią lokatą. Każdy z tych obrazów był raczej odważny, śmiało polemizował z tematyką wstydu, wolności, nagości. Nie było w tym nic zaskakującego, taki był przecież temat konkursu – konkursu, o którym, jak sobie teraz uzmysłowiła, Blanca wcale nie opowiedziala Björnowi za dużo. W zasadzie chyba nic poza tym, że się odbył, że prace wciąż wiszą w en Sofagris, i że jej własne obrazy zostały w nim wyróżnione.
    Z perspektywy czasu – mogła jednak zrobić Guildensternowi trochę więcej wprowadzenia.
    Teraz jednak było za późno, pozostało więc tylko odhaczyć pierwsze prezentacje i... Cóż, liczyć na to, że nie spalą się razem ze wstydu, nie?
    - Te są moje – powiedziała wreszcie, gdy po krótkim spacerze wzdłuż ściany z pozostałymi pracami zatrzymali się przed jej własnymi.
    Jej obrazami – i jej ciałem odmalowanym śmiało na mniejszych i większych płótnach. Vargas nie odzywała się. Splotła ręce nerwowo za plecami, prześlizgnęła się wzrokiem po własnych pracach. Wciąż były dobre. Wciąż zachwycały.
    I wciąż głównym tematem było jej własne ciało.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    W takim razie bardzo możliwe, że to nowe miejsce. — Promienny, lekki uśmiech zagościł na twarzy Björna, gdy zaczął się rozglądać z zainteresowaniem w oczach po całej galerii. — Wydawało mi się, że byłem już we wszystkich galeriach, a tu proszę, Blanca Vargas pokazała mi coś zupełnie nowego. I to w moim mieście! — zaśmiał się Björn, w przyjacielskim geście szturchając stojącą obok dziewczynę. Sztuka nigdy nie była w kręgu zainteresowań Björna. Lubił czytać książki, od zawsze był uznawany za mola książkowego, lecz niewiele wiedział na temat malarstwa czy innych dziedzin artystycznych. Zawsze fascynowała go za to literatura — potrafił zanurzać się godzinami w świecie książek, chłonąc każde słowo i delektując się każdą historią. Jego półki uginały się pod ciężarem tomów z klasyczną czy specjalistyczną literaturą, ale mimo tej miłości do literatury, sztuka w tradycyjnym sensie — malarstwo, rzeźba, muzyka — nigdy go nie pociągała. Jako dobrze wychowany człowiek potrafił rozpoznać talent i kunszt artystów, jednak był w stanie się w pełni zaangażować. Znacznie bardziej wolał alchemię, naukę, która była dla niego o wiele bardziej fascynująca.
    To prawda, słyszałem co nieco o tym, że nie łatwo jest zadebiutować  — zaczął Björn, chcąc przytoczyć przykład swojego dawnego znajomego. — Miałem kiedyś kolegę, który studiował alchemię, choć zawsze bardziej z niego był artysta niż alchemik. Próbował się przebić, ale bez odpowiedniego zaplecza finansowego czy nawet wsparcia jest ciężko. Talent i pasja to jedno, ale bez odpowiednich zasobów nawet najwięksi geniusze mogą pozostać nieodkryci — powiedział młody Guildenstern, nie spodziewając się, że Blanca zaprosi go do en Sofagris, by zaprezentować swoje prace, mimo iż zdążyła mu wspomnieć o konkursie, w którym postanowiła wziąć udział. — Z tej strony jeszcze cię nie znałem. Wiedziałem, że astronomia to twoja pasja, ale malarstwo? — Na twarzy Björna dało się zobaczyć niemałe zdziwienie. Było to jednak pozytywne zaskoczenie, gdyż akty, które prezentowały się na ścianach galerii, można było zaliczyć do udanych, choć nie znał się na sztuce.
    Nie zrozum mnie źle, wiem, że o tym wspominałaś, ale... — zaczął Björn, krzątając się wśród obrazów. — Twoje prace naprawdę robią wrażenie. Te akty, ten sposób, w jaki oddałaś subtelność postaci... — Początkowo nie rozpoznał, że to właśnie Blanca była modelką na wielu z tych obrazów. Dopiero po chwili dotarło do niego, że znał skądś ten tatuaż. Zmarszczył lekko brwi, lecz nic nie powiedział, zastanawiając się, czy Blanca potwierdzi jego domysły. Nie był osobą, która łatwo się peszyła; nie był też zainteresowany kobiecymi wdziękami z oczywistych, choć skrywanych przed całym światem powodów. — Od dawna malujesz? — zapytał, niespiesznie przechadzając się wzdłuż galerii i podziwiając obrazy.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Kiwała głową z zapałem na słowa Björna, bo niewiele było do dodania. Rzeczywistość artystycznych debiutantów była dokładnie tak szaro-bura, jak przedstawiał ją Guildenstern – i Blanca nie zamierzała nawet udawać, że nie był to powód, dla którego zaprosiła tu przyjaciela. Chciała mu pokazać swoje prace, tak, ale poza zwykłą chęcią pochwalenia się miała też dużo mniej romantyczne motywy. Nie myślała o wielkiej karierze, ale raz wygrane wyróżnienie pozwoliło jej myśleć, że mogłaby osiągnąć w tej dziedzinie cokolwiek. Nie zamierzała porzucać swojej pracy naukowej na rzecz bochemy artystycznej, ale kto powiedział, że nie mogłaby obu jakoś połączyć?
    Teraz stali więc naprzeciwko jej prac i Blanca czekała. Czekała, czekała, czekała – i przyglądała się Björnowi tyleż samo z ciekawością, co z obawami. Nie była pewna, jak mężczyzna zareaguje. Czy będzie komentował? Czy, widząc jej akty, zacznie patrzeć na nią inaczej? Czy ich relacja zmieni swój koloryt tylko dlatego, że Blanca zajmowała się taką a nie inną sztuką?
    Najwyraźniej – wcale nie.
    Na pierwsze zaskoczenie Björna przygryzała jeszcze wnętrze policzka nerwowo – krótko odpowiadając tylko, że poza malarstwem lubi też fotografię. Im dłużej jednak Guildenstern przyglądał się obrazom, tym lepiej się czuła. Swobodniej. Bardziej pewnie.
    Skoro nie skomentował od razu – nie w sposób, który kłuł by ją, drażnił, pozostawiał po sobie posmak goryczy – nie sądziła, by zrobił to potem.
    - To ja – potwierdziła wreszcie z przelotnym uśmiechem, zgadując, w którym momencie Björn rozpoznał jednak tatuaż. – Nie stać mnie na modelki, a nie przyszło mi do głowy, by proponować sesję komukolwiek znajomemu – roześmiała się lekko, kłamią tylko trochę. Bo przecież przyszło jej do głowy. Jej ulubiona modelka nie mieszkała jednak w Midgardzie a na drugim końcu świata, a inne... Blanca nie była nieśmiała, ale, z drugiej strony, nie czuła się też dość pewnie, by proponować zrzucanie ciuchów koleżankom. A przynajmniej – nie czuła się dość pewnie wtedy, szykując prace na konkurs.
    Bo teraz wszystko wyglądało trochę inaczej.
    Promieniejąc na komplementy – i już do reszty odprężając się w towarzystwie Björna – razem z nim ruszyła wzdłuż galerii, znów poświęcając uwagę obrazom innych twórców.
    - Od dawna – przytaknęła. – Od dziecka, właściwie, choć – co jasne – nie zaczynałam od takich. Najpierw były kotki i pieski, a dopiero potem gołe dupy – Wyszczerzyła zęby w szerokim, zupełnie nieskrępowanym już uśmiechu.
    - Ze zdjęciami zresztą – to samo. Miałam może z dziesięć lat gdy tata zaczął mnie uczyć, a potem.. Samo poszło. – Wzruszyła lekko ramionami, nie tyle ze skromności – Vargas nigdy nie była fałszywie skromna – co raczej dlatego, że to nie była żadna wielka historia, nie za wiele miała tu do dodania. Dostała aparat w ręce i robiła zdjęcia. Jedno, drugie, naste, setne. Gdyby chciała kiedyś złożyć wszystkie wykonane przez lata fotografie w jeden stos, byłby on z pewnością znacznie wyższy od niej samej.
    - Nie zamierzam przerzucić się na pracę artystyczną, tylko że... – zawahała się. – Odpoczywam przy tym. Przy obrazach, zdjęciach. Przy ludzkich ciałach – i uśmiechach, gdy mogę potem pokazać innym, jak sama ich widzę. – Mimowolnie podążyła myślami do Esa, do tego, jak zmienił się wyraz jego twarzy, gdy pokazała mu zrobione mu fotografie. – Gdybym mogła na tym zacząć zarabiać, myślę, że... – zaśmiała się krótko. – Nie wiem. Może byłabym po prostu trochę szczęśliwsza.
    Nie powiedziała wprost, czego od Björna oczekuje bo, szczerze mówiąc, sama nie była pewna. Na coś liczyła, ale gdyby miała powiedzieć, na co konkretnie – chyba nie umiałaby. Na jego znajomości czy po prostu to, że kiedyś, nawet przypadkiem, szepnie po prostu komuś o jej obrazach? Nie wiedziała.
    Wiedziała za to, co jeszcze – odnośnie szczęścia – powinna powiedzieć.
    - Björn, ja... – zmieniła temat chwilowo i odetchnęła cicho. – Myślałam o tym, co mi ostatnio mówiłeś. O siebie, dając mi ostatnie zioła. I... – chrząknęła cicho. – Wiem, że się martwisz, więc chciałabym, żebyś wiedział. Zacznę terapię. Już całkiem niedługo, znalazłam już terapeutę i... – Roześmiała się krótko, z zakłopotaniem. – To chyba naprawdę najwyższy czas, bym z problemami zaczęła sobie radzić inaczej.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn miał łatwiej — szlachetne pochodzenie i pieniądze. Gdyby chciał spełnić swoją zachciankę i niespodziewanie zostać artystą z dnia na dzień, to zapewne nie musiałby w to włożyć wiele wysiłku. Nawet jeśli byłby całkowitym beztalenciem i pozbawiłby szansy kogoś innego, to okrzyknęliby go artystą na miarę współczesnych czasów. Młody Guildenstern nie rozumiał najnowszej sztuki — te abstrakcyjne kompozycje, które dla niego były jedynie nic nieznaczącymi plamami farby na płótnie, nie miały w jego mniemaniu żadnego sensu. Mimo że nie była to dziedzina, w której czuł się ekspertem, daleko mu było też do wybitnego krytyka, to dla niego sztuka miała być zwyczajnie piękna i harmonijna, pełna wyrafinowanej techniki i głębokiego przekazu, a nie tylko konglomeratem przypadkowych pociągnięć pędzla. To, co pokazała mu Vargas, niemal od razu wzbudziło w naturalny sposób jego zainteresowanie. Choć początkowo nie rozpoznał, że to właśnie Blanca była modelką na wielu z tych obrazów, to stojąca obok niego Blanca bardzo szybko potwierdziła jego podejrzenia, które tylko skwitował delikatnym, choć pełnym uznania uśmiechem. W końcu nie tego się po niej spodziewał.
    To ty — odpowiedział odruchowo Guildenstern, trochę udając zdziwienie, choć Blanca mogła po nim poznać, że zdążył się domyślić. — Odważnie. — Obrazy przed nim nabrały nowego znaczenia. Każda linia, każdy cień i każda barwa były dowodem na nieopisany talent Vargas, którego nie można było jej w żaden sposób odmówić. — Jestem w stanie to zrozumieć. Sam nie wiem, czy odważyłbym się komuś zapozować… — zaczął się zastanawiać, lecz urwał, zdając sobie sprawę, że jego myśli dryfują w zupełnie nowym kierunku. Spojrzał na Blancę z podziwem i szacunkiem, po czym uświadomił sobie szybko, jak wielką odwagą musiała się wykazać, aby stanąć przed płótnem zarówno jako modelka i artystka, tworząc razem integralną część jej sztuki. — W każdym razie, na pewno byłoby to wyzwanie, gdybyś zaproponowała sesję komukolwiek znajomemu — zaśmiał się, wsłuchując się w historię jej artystycznej przygody, gdy spróbowała rozluźnić między nimi atmosferę.
    Tak to jest. Zaczyna się niewinnie, a później... — Nie dokończył swojej wypowiedzi, tylko uśmiechnął się porozumiewawczo do Vargas, po czym pozwolił sobie przejść do kolejnego obrazu. — Już nie bądź taka skromna, że samo wyszło. To nie tylko talent, który bez wątpienia masz, ale także ciężka praca. Na pewno warto mieć odskocznię od codziennej rzeczywistości. — Guildenstern przystanął nagle przed jednym z większych obrazów wiszących na ścianie. Było to dzieło pełne emocji, z wyraźnymi kontrastami światła i cienia, które nadawały mu niezwykłą głębię. — Blanca... Naprawdę cieszę się, że mi to mówisz. Chciałem... Chciałem cię o to jakoś zapytać, ale nawet nie wiedziałem, jak zacząć. Martwiłem się po naszym ostatnim spotkaniu. Nie widziałem cię wcześniej w podobnym stanie. — Jego głos był pełen troski i zrozumienia, chociaż jej słowa o terapii przyniosły mu ulgę.
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Björn mówił o odwadze, a Blanca uśmiechała się coraz szerzej bo teraz, gdy ze strony Guildensterna nie padły żadne komentarze, których się podświadomie obawiała (zupełnie niepotrzebnie, teraz już wiedziała), Vargas dosyć łatwo dryfowała od początkowej tremy do dużo bardziej dla niej typowego zadowolenia z własnej pracy. Blanca nie była przecież ani specjalnie wstydliwa, ani fałszywie skromna. Wiedziała, że potrafi malować; wiedziała, że i jej obrazy, i zdjęcia są świetne; wiedziała wreszcie, że podobne jest także jej ciało – co z kolei naturalnie prowadziło ją do braku oporów w uwiecznianiu samej siebie na płótnie czy kliszy.
    Gdy wspomniał własne wątpliwości, uśmiechnęła się miękko.
    - Nie będziesz wiedział póki nie spróbujesz – stwierdziła, bo dla niej to naprawdę było takie proste. Pozowanie było zabawą, jedną z wielu, jakie można było sobie zafundować w życiu. Rozumiała jednak obawy – niepewność Guildensterna była z grubsza tego samego rodzaju, co jej własne opory przed proponowaniem sesji komuś znajomemu. Teraz, od czasu konkursu, zaczęła już wprawdzie takie propozycje składać – i składała je już nie tylko Esowi – wciąż pamiętała jednak, jak wiele samozaparcia wymagało to od niej na początku.
    Nie było wcale łatwo zaproponować znajomym, by zrzucili dla ciebie ciuchy.
    Roześmiała się potem z lekkim skrępowaniem na wzmiankę o ciężkiej pracy, nie zamierzała jednak protestować. Skinęła głową nieznacznie – tyleż samo na zgodę, co w podziękowaniu – nie odezwała się już jednak aż do chwili późniejszego wyznania.
    Wyznania, które była Björnowi zwyczajnie winna.
    Uśmiechnęła się ostrożnie. Wiedziała, że się martwił i spodziewała się, że jej plany go ucieszą, czym innym było jednak po prostu o tym myśleć, czym innym natomiast – faktycznie usłyszeć, że było to dla niego ważne. Że ona była dla niego ważna.
    - To... – Odetchnęła powoli. – Rzeczywiście było źle. Wtedy – przyznała szczerze. – Teraz... Teraz jest lepiej. Dużo. Nie idealnie – zastrzegła, zaraz jednak uśmiechnęła się miękko. – Ale dużo lepiej.
    Myślała przez chwilę.
    - Sporo się pozmieniało – przyznała ostrożnie. – Zrezygnowałam z projektu – oświadczyła, bo choć teraz, w tej chwili, to nie było już przecież najważniejsze – nic nie było ważniejsze od zaręczyn z Esem – to Blanca zdawała sobie sprawę, że bez tej zmiany nie byłoby kolejnych. Bardziej przełomowym momentem pod tym względem była tylko ostatnia kłótnia z Barrosem, o niej jednak Vargas nie chciala mówić.
    - Yamileth nie była tym faktem zachwycona, reszta zespołu zresztą też nie, ale... – Wzruszyła lekko ramionami. – Tak było lepiej. Dla mnie. A ja dawno nie myślałam o sobie.
    Z zamyśleniem prześlizgnęła się po obrazie, przed którym stali. Nie pamiętała za bardzo autora, była jednak prawie pewna, że jeszcze na gali konkursowej rozmawiała z nim o zastosowanych technikach.
    - Przytuliłam się na chwilę do pracy w Katedrze, ale nie wiem, jak długo tam zostanę – kontynuowała spokojnie, zaraz uśmiechając się jaśniej.
    - Szczerze mówiąc, teraz bardziej niż praca interesuje mnie coś innego. To... – Machnęła ręką w kierunku obrazów, zaraz jednak spoglądając na Björna rozpromieniona. – Ale jeszcze bardziej fakt, że się zaręczyłam. Z Esem – dodała, choć nie sądziła, by wymagało to wyjaśnień.
    - Szykuj garniak, Guildenstern. Niezależnie, gdzie i kiedy będziemy brać ten ślub, będziesz na nim gościem honorowym – roześmiała się lekko.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn nie był osobą, która lubiła krytykować innych — z wyjątkiem Brage i Vernera. W relacjach z większością ludzi starał się być wyważony i pełen zrozumienia, starając się unikać konfrontacji i oceniania innych. Zawsze wierzył, że każdy ma swoje powody i okoliczności, które wpływają na jego działanie, będąc przekonanym, że najlepszym podejściem jest okazanie wsparcia i konstruktywnej pomocy. Sam przez całe życie był oceniany, patrzyli na niego z każdej strony, obserwowali, jak dziedzic Guildensternów dorastał na ich oczach. Nie bali się wytykać mu rzeczy; przypominać mu, że dalej był kawalerem, choć już dawno powinien był znaleźć sobie odpowiednią narzeczoną, by zabezpieczyć przyszłość swojego klanu. Choć w przypadku Brage i Vernera nie potrafił utrzymać swojej naturalnej postawy tolerancji, to nie miał powodów, by pozwolić sobie na komentarze pod adresem Blanki. Mimo że nie znał się za bardzo na sztuce, czego nigdy nie ukrywał, gdyż w jego rodzinie nie dbano szczególnie o jej znajomość, to doceniał pasję i poświęcenie, a to w odczuciu Björna było najważniejsze.
    Pewnie tak — westchnął cicho pod nosem, zastanawiając się nad wizją, którą roztoczyła przed nim Blanca. — Ale moi rodzice na pewno nie byliby z tego pomysłu szczególnie zadowoleni, gdyby kiedykolwiek się dowiedzieli, że do czegoś takiego doszło. Guildenstern i pozowanie nago? Dobre sobie! — W końcu zawsze mieli sprecyzowane oczekiwania co do jego przyszłości i kariery, z trudem znosząc wszelkie odstępstwa. To było jednak nic w przeciwieństwie do tego, co skrywał od wielu miesięcy. Jego problem był większy i bardziej złożony, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać — niezależnie od tego, jak bardzo starał się go ukryć, wpływał na jego życie w sposób, który niełatwo było wyjaśnić. — Planujesz coś więcej? Rozwijać się w tym kierunku? Podbić artystyczną scenę Midgardu? — zaczął ją wypytywać z rosnącym zainteresowaniem w głosie, szczerze ciekaw tego, jaki pomysł na przyszłość miała Blanca. Jego oczy wciąż błądziły po obrazach namalowanych przez Vargas, a każdy detal wydawał się odkrywać coś nowego i fascynującego.
    Cieszę się, że jest lepiej. — Guildenstern uśmiechnął się szczerze, gdy usłyszał zapewnienia ze strony Vargas. Wierzył nie tylko w jej słowa, ale również dostrzegał, że wyglądała znacznie lepiej niż ostatnio, co dla Björna było dobrym znakiem. — Wyglądasz też lepiej. Na... szczęśliwszą? — zauważył zgodnie z prawdą, choć po chwili zdziwił się, gdy dowiedział się o jej decyzji dotyczącej odejścia z projektu. — Och, doprawdy? Tego się nie spodziewałem... Co się stało? — Mógł tylko domyślać się powodów, lecz chciał usłyszeć je bezpośrednio z ust Vargas. — I jak tam w Katedrze? Słyszałem, że to dość… ciekawa instytucja. — Już miał kontynuować ten temat, lecz kiedy usłyszał o zaręczynach z Estebanem, jego oczy rozszerzyły się z wrażenia. — Co...?! — powiedział nieco zbyt głośno i entuzjastycznie, patrząc z niedowierzaniem na Blancę, którą postanowił przytulić w przyjacielskim geście. — Gratulacje! Oczywiście, że przyjdę. Lepiej teraz opowiadaj, co i jak!
    Widzący
    Blanca Vargas
    Blanca Vargas
    https://midgard.forumpolish.com/t2152-blanca-vargas-w-budowie#25https://midgard.forumpolish.com/t2157-blanca-vargas#25618https://midgard.forumpolish.com/t2158-mameluco#25623https://midgard.forumpolish.com/f166-mieszkanie-zespolu-yamileth-serrano


    Często zapominała, że Guildenstern był… Cóż, Guildensternem. Nawet teraz, choć umówiła się z nim przecież także dlatego, że miał kontakty, jednocześnie łatwo wypierała fakt, że za pozycją w społeczeństwie idą też zobowiązania, jakieś zasady, których należało przestrzegać. Przez to, jak i kiedy się poznali, Björn zawsze był dla niej po prostu Björnem. Znajomym – najpierw tylko przelotnym, z czasem coraz lepszym, wreszcie takim, którego śmiało nazywała przyjacielem – nie arystokratą.
    Teraz, gdy przypomniał jej, że artystyczna wizja, którą przed nim roztoczyła, niekoniecznie współgrała z rodzinnymi oczekiwaniami – Blanca roześmiała się tylko i skinęła głową. W porządku, trafna uwaga. Ciężko było z tym dyskutować.
    Na pytanie o dalsze plany kiwnęła głową po raz drugi – choć tym razem z większym wahaniem. Nie z oporami, raczej tylko z niepewnością.
    - Chciałabym – przyznała. – To znaczy, chciałabym przynajmniej spróbować. Strasznie dobrze się bawiłam, robiąc te... – Ruchem głowy wskazała obrazy. – I potem, na gali otwierającej wystawę. To było... Cóż, coś zupełnie innego niż praca z Yamileth. Z zespołem. – Przygryzła wargę lekko, w zamyśleniu przyglądając się swoim i nieswoim dziełom. – Chciałabym spróbować – powtórzyła wreszcie i zerknęła na Guildensterna. – I właściwie pomyślałam, że mógłbyć mi z tym pomóc. Nie pozować – zastrzegła ze śmiechem. – Ale może... – Odetchnęła powoli. Bo to było najtrudniejsze. Poprosić. Powiedzieć wprost, na co liczyła. – Może znasz kogoś, kto mógłby poprzeć mnie swoim nazwiskiem. Załatwić jeszcze z jedną czy dwie wystawy.
    Gdy Björn przyglądał się obrazom, Blanca raczej ślizgała się po nich wzrokiem tylko – wszystkie, także te innych artystów, oglądała już wielokrotnie. Wszystkie były znajome, trochę jakby sama przy nich pracowała. Nie było tak, ale jeszcze przed rozstrzygnięciem konkursu spotykała się przecież z innymi artystami, poznawała ich tak, jak poznawała ich prace.
    Guildenstern wspomniał o szczęściu i roześmiała się, w najlepszy możliwy sposób potwierdzając, że nie pomylił się ze swoją oceną. I nawet, jeśli potem jej uśmiech spełzł nieco, złote tęczówki wciąż lśniły jasno, znacznie jaśniej niż kiedy widzieli się z Björnem ostatnio.
    - Ja chyba po prostu... – zaczęła i zawahała się. – Za dużo mnie to kosztowało. Za bardzo się do tego projektu przywiązałam... Uzależniłam. Chyba w dużej mierze po prostu się od niego uzależniłam. Siebie, swoje życie, swoją karierę – przyznała wreszcie i, gdy przyznała to na głos, nagle było jej... Lepiej. Lżej. Jakby wciąż miała co zrzucać z barków, jakby wcale nie pozbyła się wszystkiego.
    Na wzmiankę o Katedrze uśmiechnęła się przelotnie – rzeczywiście, miejsce zdecydowanie należało do ciekawych – póki co jednak nie podjęła tematu. Nie, skoro miała większego newsa do sprzedania. Ze śmiechem przytuliła się do Björna na chwilę. Nie była zaskoczona jego entuzjazmem, w jakimś sensie spodziewała się go – liczyła właśnie na taką reakcję. Ciepło, jakie rozlało jej się w piersi wciąż było jednak onieśmielające.
    - Tylko, że właściwie nie ma co opowiadać – przyznała z rozbawieniem. – Nawet pierścionka nie mam, żeby pokazać, bo to jakby... Tak wyszło. – Wyszczerzyła zęby. – Ja chyba po prostu nie potrafię czekać. Poszliśmy do botanicznego, posłodziliśmy sobie trochę, zaproponowałam, by za mnie wyszedł. I już – uprościła ze śmiechem. Z drugiej strony, przecież tak właśnie było. Szybko, spontanicznie – ale jednocześnie bardzo, bardzo naturalnie.
    Oni chyba nie potrafili inaczej.
    - I to wszystko raptem wczoraj, więc... – Machnęła ręką w bliżej niesprecyzowanym geście i pokręciła głową ze śmiechem. – Teraz musimy ogarnąć mieszkanie, taki jest najbliższy plan. To, że ja wciąż mieszkam z Yamileth, a Es z Vaią to nie jest... No, to nie jest układ idealny. – Skrzywiła się przelotnie, nieświadoma, jak duże skróty myślowe robi. Bo Björn chyba nie wiedział, kim jest Vaia. I raczej na pewno nie wiedział, że Barros już od jakiegoś czasu nie mieszka we wspólnym mieszkaniu, razem z resztą zespołu.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Powinnaś spróbować — zachęcił ją, dobrze wiedząc, że w życiu trzeba było podążać za marzeniami. Björn od najmłodszych lat czuł na sobie presję, gdyż jego rodzina, wywodząca się z długiej linii żeglarzy i kupców, miała wobec niego jasno sprecyzowane oczekiwania. Ojciec i dziadek przed nim byli związani z Kompanią Morską, wielką organizacją handlową, która od pokoleń była źródłem bogactwa i prestiżu jego rodu. Nic więc dziwnego, że od samego początku chcieli, by Björn poszedł w ich ślady; widząc w nim potencjalnego następcę, który poprowadzi rodzinny interes ku nowym horyzontom, planowali jego przyszłość z niemal żelazną determinacją. serce ciągnęło go w zupełnie innym kierunku. W końcu zdecydował się na alchemię, kierując się nie rozsądkiem, ale pasją, co wywołało niemałe napięcia w rodzinie, szczególnie z młodszym bratem. — Pewnie, mógłbym spróbować szepnąć kilka słów na twój temat. Znam jednego mecenasa sztuki, Edgara Oldenburga. Pewnie mogłaś o nim słyszeć w mediach. W każdym razie, z tego co wiem, szuka młodych artystów do wypromowania — dodał bez problemu, choć widział, że niełatwo było Blance poprosić o pomoc.
    Rozumiem — odpowiedział krótko, gdy Blanca zaczęła mu opowiadać o swoich odczuciach. Björn wiedział, czym było uzależnienie; nie z opowieści, ale z własnego doświadczenia. Jego podróż ku upadkowi zaczęła się niewinnie, jak wiele takich historii. Na początku była to zwykła ciekawość, chęć odkrycia tajemnic, które nie powinny być dostępne dla zwykłych widzących, lecz magia zakazana, ukryta w starych księgach, miała w sobie coś, co go przyciągało. Była obietnicą mocy i wiedzy, która wydawała się być poza zasięgiem młodego Guildensterna. Początkowo traktował to jak niewinny eksperyment, coś, co mógł kontrolować i w każdej chwili zakończyć. Małe zaklęcie czy tworzenie eliksirów z nielegalnych receptur — wszystko wydawało się być pod kontrolą, jednak z każdym kolejnym krokiem i użyciem magii, coś się zmieniało. Björn zaczynał odczuwać coraz większą potrzebę sięgnięcia po zakazaną wiedzę, jakby była to jedyna rzecz, która miała znaczenie. — Uzależnienie potrafi być wyniszczające — przyznał wreszcie z lekką nutką goryczy w głosie, choć w rzeczywistości nie chciał, aby Blanca poznała tę stronę jego historii. Na to było jeszcze za wcześnie.
    Czyli jestem na bieżąco! — zauważył Björn, na moment zapominając o tym, co przed chwilą zakrzątało jego myśli. Radosna nowina na temat zbliżającego się ślubu przyćmiła rozważania Björna na temat jego uzależnienia od magii zakazanej. — Och, tak, domyślam się, że to może nie być najlepsze rozwiązanie. Teraz musicie po prostu pomyśleć, jak zapatrujecie się na wspólną przyszłość —  kontynuował, starając się mówić spokojnie i rzeczowo. Wiedział, że to nie jest łatwy temat, zwłaszcza gdy emocje są tak silne. Blanca musiała być pewna, że jej decyzje są dobrze przemyślane. Björn, choć sam zmagał się z własnymi demonami, chciał, by jego przyjaciółka znalazła szczęście i spokój. Zdawał sobie sprawę, że małżeństwo to nie tylko wspólne życie, ale również wspólne zmaganie się z problemami i wyzwaniami, które mogą pojawić się na ich drodze. — Z tej okazji zapraszam cię na drinka, musimy to uczcić. I twoją wystawę też! — dodał nieco radośniej, licząc, że Blanca zgodzi się na jego propozycję. Nie musiał długo na to czekać — porozmawiali jeszcze przez moment o ostatnich wydarzeniach, po czym wspólnie udali się do jednego z okolicznych barów.

    Björn i Blanca z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.