Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Galeria en Sofagris

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Galeria en Sofagris

    Nieduża, świeżo otwarta galeria, której właściciel ceni sobie młodych artystów. Galeria organizuje wiele konkursów dla amatorów, za swoją misję uznając odkrywanie oraz promowanie nowych talentów. Z głównej, przestronnej i dobrze oświetlonej sali pełnej wąskich słupów, na których prezentowane są prace, można przejść do trzech mniejszych pomieszczeń utrzymanych kolejno w odcieniach czerwieni, błękitu oraz zieleni. Przy zakupie biletu możliwe jest wypożyczenie składanego krzesełka – darmowe, jeśli kupi się jedno z prezentowanych dzieł lub reprodukcję w mniejszym formacie.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    21.05.2001

    Nigdy nie chciał uważać, że piękno jest wyjątkowe - męczyły go własne rysy, naniesione w monotonnej codzienności na lśniącą powierzchnię lustra, męczyła go toń spojrzenia i gładkość membrany skóry, noszącej nadal akcenty rześkiej i beztroskiej młodości. Zdarzało się, że rozmyślał o swojej twarzy jak o starannej masce naciągniętej z dbałością na pysk nieprzyjemnej, budzącej wstręt kreatury - ludzie, spętani sznurami aury, powtarzali mu, że jest piękny, on jednak uśmiechał się, nie wierząc nigdy ich słowom, czując, że jego piękno jest zaledwie wydmuszką, cienkim płaszczem skorupy narzuconej na owrzodziałe kratery popełnionych występków. Linda nie nazywała go bezpośrednio demonem, odmieńcem, skazą niszczącą wypielęgnowany całokształt społeczeństwa - z jej wymęczonych, spłowiałych ust nie padały podobne określenia, odnosił jednak wrażenie, przełykane za każdym razem jak pełen goryczy trunek, że bezustannie nim gardzi, że chciałaby, w głębi duszy, by przypominał bardziej tych wszystkich chłopców, uśmiechniętych i pozbawionych osobliwości zwierzęcego ogona. Mówiła, że ukrywając go oraz odcinając, aż nie spadł z krwią na podłoże w powietrzu śliskim od krzyku i wyciśniętych łez, działa dla jego dobra - możliwe, że miała rację, choć równocześnie stworzyła w nim nieuchronny wstręt do samego siebie, obrzydzenie i wstyd bezustannie żywione do posiadanej natury, żywione bezkresnym lękiem i pęczniejące pod pokrywami czaszki.  
    Obecne, rozświetlające się w pełnej krasie popołudnie, zapowiadało się co najmniej intrygująco - usłyszał od zaprzyjaźnionych twórców solidną rekomendację, by udać się na nadchodzący wernisaż. Może cię zaciekawić, powiedział mu jeden rzeźbiarz, sącząc przy tym leniwie tytoniową mgłę papierosa. Nie miał szczególnych planów, stąd postanowił przychylić się do serdecznej zachęty - oprócz tworzenia sztuki, lubił z nią najzwyczajniej obcować i prowadzić na jej temat dyskusje. Nie miał, co prawda, formalnego wykształcenia w zakresie malarstwa, uważał jednak, że posiada sam dostateczną wrażliwość, aby prowadzić dialog z widzianym przez siebie dziełem i przyjąć jego odczucia - albo odczucia własne, które zdołało wzbudzić. Bez najmniejszego pośpiechu, chociaż zarazem z żywą pewnością siebie, pociągnął za szkielet klamki i wsunął się do wnętrza galerii - samotnie, decydując, że na początku chce poznać kompozycje bez narzuconego odgórnie towarzystwa. Twórczość jednego z przedstawionych artystów okazała się dla niego szczególnie zajmująca - niecodzienna, odmienna od doskonale znanych, postrzeganych standardów. Piękno - to oczywiste, najprostsze, stawało się w sztuce czymś najzupełniej banalnym i pospolitym, przeglądane przez niego płótna okazały się jednak zaprzeczeniem tej wielokrotnie utartej, wysłużonej reguły. Dostrzegał, że nie wszyscy reagują ze szczerym - albo nieszczerym - entuzjazmem, zamieniając kilka słów z mężczyzną, który udzielał im później odpowiedzi. Śledził go początkowo cierpliwie, wpatrzony dyskretnie w jego poczynania i postanowił podejść do niego tak szybko, jak rozrzedziła się gromada kilku urażonych, prężących się w wyniosłości dam.
    - Widzę, że dzisiejszy wernisaż budzi wiele emocji - zagaił, rozprowadzając na twarzy staranny, serdeczny uśmiech. Emocje były czymś, co sam niezwykle oceniał - sztuka bez emocji jest martwa, jest sucha, bezużyteczna. Nosił w sobie ich wiele, od rozpaczy, po gniew, nienawiść i samą, kaleką w jego przypadku miłość.
    - Wszystkie - zaznaczył - oprócz znużenia.
    Sam wydawał się zaledwie rozbawiony, wpatrzony z mieszanką politowania oraz pobłażliwości w niektórych odwiedzających - mieli rzecz jasna prawo do swoich surowych ocen, nie każdy wiersz, każdy obraz czy inny owoc szeroko pojmowanej twórczości mógł trafić do swoich wszystkich, tak samo poruszonych odbiorców.
    - To pan jest autorem tych obrazów? - postanowił się upewnić - intuicja podpowiadała, że tak.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?

    Widzący
    Vil Kütt
    Vil Kütt
    https://midgard.forumpolish.com/t2367-vil-kutt#28050https://midgard.forumpolish.com/t2378-vil-kutt#28134https://midgard.forumpolish.com/t2377-kirke#28133


    Galeria en Sofagris - miejsce, gdzie początkujący artyści mogli rozwinąć skrzydła. Vil nie był początkującym artystą. Skrzydła miał podcięte, niezdolne do lotu, bo nie był artystą pożądanym. Jego poczucie estetki kłóciło się z tym, które wywołała zachwyt na twarzy midgardzkich socjety. Spijał z ich ust krytykę. Wzbudzał kontrowersje. Okrzyki odrazy. Chociaż otaczał się pięknymi ludźmi i pięknymi przedmiotami, chociaż upajał się ich obecnością, chociaż obcował ze sztuką na wielu płaszczyznach, chociaż bywał na wielu wernisażach, jego obrazy nadal wymykały się spod ram narzuconego przez społeczeństwa konaniu piękna, celebrowanego, h umiłowanego. Bo piękno, zdaniem Estończyka, było ulotne, jak każda chwila, w której usta wyginęły się w uśmiechu, jak każdy moment, kiedy w piersi brakowało tchu. Znikała z zasięgu spojrzenia. Uginało się pod ciężarem znamion, blizn. Nie było odporne na upływ czasu. Niszczało pod opuszkami palców. Było jak dotyk, który pozostawiał na skórze chwilowe ciepło - nie trwało wieczność.
    W milczeniu obserwował tych, co przekroczyli próg galerii, by na własne oczy przyjrzeć się obrazom namalowanych pędzlami nieznanych artystów. Sam przechadzał się wzdłuz prac, niektórych niezaszyczajac odrobiną uwagi, bo emanowaly bylejakoscią, powtarzalnością. Były nużące, nudne, pozbawione arystycznych walorów.
    Okrzyk przerwał szelst rozmów i wzbił się pod same sklepienie bydynku. Kütt przeniósł wzrok na źródło tego dźwięku. Kobieta, która mogła mieć co najwyzej dwadzieścia piec lat, upadła, zemdlala. Jej cera przybrała barwę śniegu. Wygiął kąciku ust ku górze.
    - Kto w galerii wiesza takie paskudztwa? - właścicielem  oburzenia był mężczyzna, którego towarzyszka odmlała.
    Vil poczuł w mostku ukłucie satysfakcji. Jego obrazy były inne, pozbawione monotonni. Bo nie przeszły bez echa. Bo prowokowały odruchy wymiotne. Bo były źródłem bezsenności, niezadowolenia.  Bo wzbudzały emocje, których paletą barw nie dało się objąć.
    Usłyszał tuż obok głos, zanim ujrzał jego właściciela. Ten głos brzmiał zupełnie inaczej. Mógł sobie bez trudu wyobrazi wykrzywione w uśmiechu usta, które wyprodukowały te dźwięki.
    - Bo to sztuka, która nie boi się wzbudzać emocji – powiedział – i nie podąża drogą kompromisów  - dodał. Słowa te pozostawić powinien dla siebie, w obszarze niedostępnym dla innych, nie były przeznaczone dla obcych uszu, a jednak właśnie tam się znalazły.  
    Obdarzył mężczyznę ukradkowym spojrzeniem, usta natomiast wykrzywił w grymasie subtelnego uśmiechu. Turpizm nie cieszył się uznaniem, nie cieszył się popularnością. Wzbudzał wstręt, obrzydzenie. Przypominał o brzydocie, jaka skrywała się pod ochłapami ludzkiej skóry. Przypominał o tym, co uniknione - śmierci. Starość, choroba, która  dotykała każdego, nie powinna być tematem tabu, podobnie, jak etap rozkładu zwłok, które Kütt uwiecznił na trzech obrazach, jakby w ramach odpowiedzi na to, co się dzieje z człowiekiem po śmierci.
    Jedno spojrzenie, które poświecił swojemu tymczasowemu rozmówcy, wystarczyło. Jego tożsamość przestała być dla Kutta powodem niestrawności. Einar Halvorsen. Człowiek, który nauczył Midgard czym była sztuka.
    - Tak, intuicja cię nie zawodzi - od razu, bez subtelnej sugestii, że "pan" w ustach kogoś, kto był w tutejszym środowisku uznany za artystę przez duże "A", brzmiało jak zupełnie niepotrzebna uprzejmość, a może nawet wyraz drwiny, porzucił konwenanse, przechodząc od razu na ty, które dużo lepiej współgrała z jego naturą.
    Rysy twarzy Halvorsen nie wykrzywił w grymasie obrzydzenia. W jego spojrzeniu nie dostrzegł odrazy. W zielono-niebieskim odcieniu tęczówek dostrzegł coś, czego nie widywał na co dzień u osób, które kontemplowały jego obrazy. Ich toń został rozświetlona przez błysk, być może oznakę fascynacji.
    Nikt nie zrozumie artysty równie dobrze, co drugi artysta. Nie była to żadna prawda objawiona.
    - Viljar Kütt - przedstawił się zatem, by "pan" zostało zastąpione przez imię. Aura, która bila od Einara, skutecznie mu to umożliwiła. Wyciągnął ku niemu dłoń w geście przypieczętowania tego spotkania.
    Widzący
    Einar Halvorsen
    Einar Halvorsen
    https://midgard.forumpolish.com/t544-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t564-einar-halvorsenhttps://midgard.forumpolish.com/t568-iskrahttps://midgard.forumpolish.com/f72-einar-halvorsen


    Malarstwo zakorzeniło się w jego życiu zupełnie niespodziewanie, podsycone instynktem jak wartkie mrugnięcie powiek i każdy strumień oddechu przywłaszczony przez płuca. Nie pamiętał momentu, gdy zetknął się po raz pierwszy z bladym wyrazem kartki - z wiedzą, że zechce nadać jej różnorodność barw oraz znaczenie kształtów. To było dawno, zbyt dawno, aby wywołał jasny, wyostrzony epizod jak klatki z przebiegu filmu błyszczące na ciemnej taśmie. Malarstwo było jedynym, w czym umiał czuć się szlachetny, czysty i powołany do więcej niż przesyconej brudem fizyczności. Było jego dowodem, dowodem na pewną wartość, przy którym zrzucał tendencje oraz wspomnienia jak stary, zużyty kombinezon niszczącej się warstwy skóry. Czuł się wtedy inaczej - i wiedział, że czuł się lepiej, lepiej ze samym sobą, z każdą myślą i każdym wdrożonym kolejno ruchem, mogącym w tej chwili tworzyć zamiast żarłocznie niszczyć.
    Na swojej pierwszej wystawie przechadzał się z pełnią dumy pod zabudową żeber - wygrzewał się w świetle spojrzeń jak wąż, który nie mógł przeżyć bez cudzych pokładów ciepła. Marzył, by stać się inny, próbował zawsze zaprzeczyć własnemu pochodzeniu, w którym widział przeszkodę - nie byli w stanie go kochać, gdyby tylko poznali tę niewygodną prawdę. Utworzył siebie na nowo, miraż przed wzrokiem innych, z wydartą, zwierzęcą skazą z jaką stałby się nikim, jedynie ciałem, w które szyderczo chcieliby wtopić palce. Słysząc szczodre opinie ozdobione uznaniem, dostępował wszystkiego, czego sam silnie pragnął, a czego świat, zimny i nieprzyjemny, chciał mu zawsze poskąpić. Ludzie dostrzegali w nim więcej, gdy wchodzili w relacje z postrzeganym obrazem, gdy dotykali cząstkę wyrwaną z miękkiego wnętrza, zamkniętą na płaskim płótnie.
    Nie przeszkadzało mu płynne porzucenie skorupy formalności - wręcz przeciwnie, pudrowanie słów kurtuazją częściej stanowiło przeszkodę podczas wymiany zdań niż okazało pierwiastek przydatności. Nużyły go sztywne tony i zesztywniałe profile większości przedstawicieli możnych sfer społeczeństwa, lgnął do nich, nie mogąc żyć bez ich aprobaty i zgłaszanych zamówień, równocześnie też męcząc się oraz tracąc oddech w powietrzu pełnym zaduchu od fałszywego teatru obrzędów i obyczajów. Wiedział, wprost doskonale, jak byli przeżarci kłamstwem, znał bardzo dobrze sumienia samotnych, rozgoryczonych żon, dostrzegał przebłysk obrączki wsuniętej na palec męskiej, zaborczej dłoni, kładzionej na krzywiźnie jego bioder i niecierpliwie wsuwanej pod powłokę materiału koszuli. Obdarzał świat nienawiścią, był brzydki o wiele bardziej niż pojedyncza skaza zwierzęcego ogona, miał szpetną twarz pełną sińców, bruzdy przerosłych blizn oraz zęby, które zbyt wiele razy posmakowały cudzej krwi, spijając ją niczym nektar. W sztuce tworzonej przez Viljara dostrzegał niechybną słuszność - obrazy nigdy nie były grą kompromisów, musiały wypływać z wnętrza. Na jego twarzy panoszył się lekki uśmiech, gdy słuchał jego wypowiedzi, z jaką się zresztą zgadzał.
    - Einar Halvorsen - powiedział mu bez wahania. Nie uważał siebie za osobę która nie musi się przedstawiać - był rozpoznawalny nie tylko przez wzgląd na sztukę, co również przez czar charyzmy sunący nad jego skórą niczym przyjemna mgiełka. Uścisnął rękę w przykrótkim, malarskim porozumieniu - tego dnia dość niewiele miało być przecież o nim. Wernisaż nie należał do niego, był ledwie jednym z odbiorców schwytanych w sieci pomieszczeń.
    - Ciekawi mnie, czy przyjmowałeś kiedyś zlecenia na obrazy.
    Tak, ciekawiło go, intrygował go odbiór prac widzianego artysty dlatego nie zawahał się pytać. Jak często odnajdywał nabywców, uznanych pewnie przez innych za obłąkanych ekscentryków? Czy malował na zamówienie, a może tworzył wyłącznie według własnego uznania i nie przyjmował najmniejszych śladów sugestii? Miał wiele pytań, choć na ten moment zamieścił je w pojedynczym i prostym dociekaniu.
    Nie musiał się przecież spieszyć.


    there's a price to be paid
    You're keeping in step In the line Got your chin held high and you feel just fine 'Cause you do What you're told But inside your heart it is black and it's hollow and it's cold just how deep do you believe?




    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.