No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999)
2 posters
Vivian Sørensen
No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Miesiąc temu rozpoczęła pracę w salonie jubilerskim Sørensen w Midgardzie, po tym, jak przebłagała rodziców, by nie wracać do Odense. Nie podobało im się, że będzie mieszkać z Karlem, jakby bali się, że gdy zaczną spędzać razem więcej czasu, brat nakładzie jej do głowy swoich tez o wolności, a tego przecież nie chcieli. Wystarczy, że jedno z ich dzieci odłączyło się od posłusznego stadka i nie wybrało branży jubilerskiej.
Czasami zazdrościła Karlowi odwagi, że wbrew wszystkim, przeciwstawił się całej rodzinie i zaczął zajmować się tym, co sprawia mu radość, mimo że do dziś ponosi konsekwencje tej decyzji. Wspierała go równie mocno, co on ją, wychodząc z założenia, że rodzina ma wystarczającą ilość jubilerów, a jedna osoba nie robi wielkiej różnicy. Sama natomiast nie widziała się w żadnej innej roli, bo od dziecka interesowała się biżuterią i pomagała tworzyć najpierw dziadkowi, potem ojcu, a później braciom. Zakorzenili w niej pasję do tej pracy i w jakimś stopniu była im wdzięczna, bo nie musiała szukać swojej drogi życiowej - od początku wiedziała, co będzie robiła. Był w tym swojego rodzaju komfort, ale też presja, której starała się sprostać, a największą nakładała na siebie ona sama. Chciała być lepsza, chciała udowodnić swoją wartość, chciała naprawić reputację rodziny, przywrócić im dawną świetność… ale jako kobieta najlepiej nadawała się do odpowiednio zamążpójścia i rodzenia dzieci, przynajmniej według jej rodziny.
Walczyła i nie poddawała się, choć nigdy nie była dość dobra, nigdy nie dorówna starszym braciom. Nie mogła pracować w tym samym salonie, co oni, chciała zaznać samodzielności, wolności od ich kontroli, nawet pozornej. Nawet niespecjalnie się sprzeciwiali, jakby chcieli zaznać trochę spokoju od niej i jej niewyparzonego języka. Po krótkich negocjacjach przekonała również rodziców i Karl wygospodarował jej pokój w swoim mieszkaniu, dzięki czemu była w stanie się utrzymać na początku swojej drogi zawodowej. Właściwie, gdyby chciała, mogłaby pewnie poprosić rodziców o własne mieszkanie, ale wolała sama odłożyć i nie być od nich zależna.
Praca w sklepie jubilerskim była dla niej spełnieniem marzeń, przychodziła jej naturalnie, bo przecież zajmowała się tym od dziecka, tyle że nie profesjonalnie. Musiała nabrać obycia, wprawy, dlatego początkowo pracowała z bardziej doświadczonym pracownikiem, który wprowadzał ją w mechanizm działalności, jak wszystko wygląda pod względem technicznym, a potem dopiero dopuścił ją do tworzenia. Nie uważała się za nie wiadomo kogo, słuchała uważnie wszystkich rad i wykonywała robotę zgodnie z zaleceniami, żeby uniknąć błędów czy nieporozumień.
Po miesiącu została sama na posterunku, a jej „mentor" zdecydował, że poradzi sobie z samodzielnym wykonaniem biżuterii i całą obsługą dookoła, łącznie z zamówieniem materiałów. Czuła ogromną presję, żeby nie zawieźć, bo o efektach na pewno dowie się jej rodzina. Musiała pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić swoją wartość. Wszystko miała już gotowe, a właściwie niemal gotowe, bo brakowało jeszcze kamienia do pierścionka, którego zamówiła zgodnie z zasadami wcześniej. Diament powinien dojść dzisiaj, więc ze zniecierpliwieniem czekała na kuriera, w międzyczasie dopracowując szczegóły złotego pierścionka, do którego przytwierdzi kamień. Nie miał żadnych szczególnych właściwości, ale zamówiła go ważna persona i żadne opóźnienia nie wchodziły w grę, a czas leciał nieubłaganie.
Czasami zazdrościła Karlowi odwagi, że wbrew wszystkim, przeciwstawił się całej rodzinie i zaczął zajmować się tym, co sprawia mu radość, mimo że do dziś ponosi konsekwencje tej decyzji. Wspierała go równie mocno, co on ją, wychodząc z założenia, że rodzina ma wystarczającą ilość jubilerów, a jedna osoba nie robi wielkiej różnicy. Sama natomiast nie widziała się w żadnej innej roli, bo od dziecka interesowała się biżuterią i pomagała tworzyć najpierw dziadkowi, potem ojcu, a później braciom. Zakorzenili w niej pasję do tej pracy i w jakimś stopniu była im wdzięczna, bo nie musiała szukać swojej drogi życiowej - od początku wiedziała, co będzie robiła. Był w tym swojego rodzaju komfort, ale też presja, której starała się sprostać, a największą nakładała na siebie ona sama. Chciała być lepsza, chciała udowodnić swoją wartość, chciała naprawić reputację rodziny, przywrócić im dawną świetność… ale jako kobieta najlepiej nadawała się do odpowiednio zamążpójścia i rodzenia dzieci, przynajmniej według jej rodziny.
Walczyła i nie poddawała się, choć nigdy nie była dość dobra, nigdy nie dorówna starszym braciom. Nie mogła pracować w tym samym salonie, co oni, chciała zaznać samodzielności, wolności od ich kontroli, nawet pozornej. Nawet niespecjalnie się sprzeciwiali, jakby chcieli zaznać trochę spokoju od niej i jej niewyparzonego języka. Po krótkich negocjacjach przekonała również rodziców i Karl wygospodarował jej pokój w swoim mieszkaniu, dzięki czemu była w stanie się utrzymać na początku swojej drogi zawodowej. Właściwie, gdyby chciała, mogłaby pewnie poprosić rodziców o własne mieszkanie, ale wolała sama odłożyć i nie być od nich zależna.
Praca w sklepie jubilerskim była dla niej spełnieniem marzeń, przychodziła jej naturalnie, bo przecież zajmowała się tym od dziecka, tyle że nie profesjonalnie. Musiała nabrać obycia, wprawy, dlatego początkowo pracowała z bardziej doświadczonym pracownikiem, który wprowadzał ją w mechanizm działalności, jak wszystko wygląda pod względem technicznym, a potem dopiero dopuścił ją do tworzenia. Nie uważała się za nie wiadomo kogo, słuchała uważnie wszystkich rad i wykonywała robotę zgodnie z zaleceniami, żeby uniknąć błędów czy nieporozumień.
Po miesiącu została sama na posterunku, a jej „mentor" zdecydował, że poradzi sobie z samodzielnym wykonaniem biżuterii i całą obsługą dookoła, łącznie z zamówieniem materiałów. Czuła ogromną presję, żeby nie zawieźć, bo o efektach na pewno dowie się jej rodzina. Musiała pokazać się z jak najlepszej strony, udowodnić swoją wartość. Wszystko miała już gotowe, a właściwie niemal gotowe, bo brakowało jeszcze kamienia do pierścionka, którego zamówiła zgodnie z zasadami wcześniej. Diament powinien dojść dzisiaj, więc ze zniecierpliwieniem czekała na kuriera, w międzyczasie dopracowując szczegóły złotego pierścionka, do którego przytwierdzi kamień. Nie miał żadnych szczególnych właściwości, ale zamówiła go ważna persona i żadne opóźnienia nie wchodziły w grę, a czas leciał nieubłaganie.
Bezimienny
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
Jesień zawiewała mroźnym wiatrem smagając poliki do czerwoności, plącząc wystające spod grubej czapy przemarznięte strąki poplątanych wiatrem włosów. Ot, zwyczajny dzień w jego pracy, gdy gnał niczym sam wicher spiesząc z dowożeniem paczek do klientów, byle tylko wyrobić się z dotarciem do domu przed 19:00. Dzisiejsze zlecenia należały do najzwyklejszych. Co prawda miał odebrać kilka przesyłek od handlarza szlachetnymi kamieniami ze Sztokholmu, ale z tego co wiedział nie było to nic na tyle cennego, by wymagało jakichś szczególnych środków ostrożności. Ot, zwyczajne przesyłki, jakie doręczał codziennie. Część z nich przywiózł do sortowni w stolicy Szwecji, odbierając przy okazji te przeznaczone do wydania w Midgardzie. Jedna z przesyłek od handlarza miała trafić do jubilera. Nie była ani jakoś specjalnie duża, ani ciężka. Akurat sklep jubilerski znajdował się na ostatniej pozycji jego dzisiejszego kursu. Przez co noszenie jej ze sobą nie było tak bardzo uciążliwe.
Po drodze złapał w locie jakąś bułę, bo w tym całym zamieszaniu zapominał czasem o “paliwie dla nóg”, co przypominało mu się dodatkowym uczuciem chłodu przedzierającego się przez nieco już schodzony płaszcz. Zwykle wypady po przesyłki poza obręb Midgardu oznaczały dla niego jedno - przewóz nierejestrowanych przesyłek, które dostarczał dla wyjątkowych klientów. Dlatego też często zgłaszał się na ochotnika do przejazdu po towary. Nie miał stałych tras, wybierał je “losowo”, ale nigdy nie zostawiał tego wyboru zrządzeniu losu, bo ten lubił płatać niezłe figle.
Czas tego dnia leciał nieubłaganie szybko i nim chłopak się spostrzegł, gonitwa wskazówek na rozpędzonej tarczy zegara nieubłaganie zbliżała się do godziny 0.
Jukka wpadł do Sørensen na dwa kwadranse przed zamknięciem. Zziajany wbiegł do sklepu, niemal potknął się o własne nogi i ostatecznie wykonując jakiś skomplikowany piruet uratował się od upadku i zatrzymał się tuż przed ladą czy raczej szklaną gablotą nie rozbijające jednak żadnych szkieł..
- Dzień dobry. Szukam Vivian Sørensen. Mam dla niej przesyłkę. - przyjemny wyraz twarzy, który nie zdradzał trudów przebytej podróży, rozpromienił i tak już jaśniejące blaskiem luksusu i bogactwa wnętrze. Po potwierdzeniu tożsamości adresatki, wygrzebał ze swojej torby niewielki pakunek, przed wydaniem którego pobrał autograf. - Wymagania świata śniących. - oznajmił zaznaczając skąd pochodzi przesyłka. Jak pani Sørensen czekała na coś spektakularnego ze świata - ostudził jej oczekiwania. Ot, zwyczajny pakunek przesyłany przez zwyczajną firmę kurierską, jakich wiele. Co prawda Jukka nie nosił na sobie żadnych wymyślnych emblematów, specjalnych ubrań w określonych barwach i fasonach, z uwzględnieniem logo, ale kurierem był dobrym. Zawsze dokładał wszelkich starań, by wszystko było dostarczone na czas. Czasem przesyłki dostarczane w tak subtelny i nie rzucający się w oczy sposób, były bardziej pożądane i niekiedy znacznie bardziej cenne niż te ubezpieczane na konkretną wartość.
Właściwie po doręczeniu przesyłki był już wolny i mógł sobie pójść, ale lubił błyskotki. Okazja, jakim był ważny powód na znalezienie się w tym miejscu miałaby przejść niezauważona? Nigdy! Jukka rozejrzał się z niekrytym zachwytem, przyglądając się misternym zdobieniom i zupełnej prostocie. Różnorodność znajdującego się tutaj asortymentu przytrzymała go w sklepie na kolejną chwilę. Zaczął się zastanawiać czy nie jest to lepsza alternatywa niż czający się za drzwiami jesienny ziąb.
Po drodze złapał w locie jakąś bułę, bo w tym całym zamieszaniu zapominał czasem o “paliwie dla nóg”, co przypominało mu się dodatkowym uczuciem chłodu przedzierającego się przez nieco już schodzony płaszcz. Zwykle wypady po przesyłki poza obręb Midgardu oznaczały dla niego jedno - przewóz nierejestrowanych przesyłek, które dostarczał dla wyjątkowych klientów. Dlatego też często zgłaszał się na ochotnika do przejazdu po towary. Nie miał stałych tras, wybierał je “losowo”, ale nigdy nie zostawiał tego wyboru zrządzeniu losu, bo ten lubił płatać niezłe figle.
Czas tego dnia leciał nieubłaganie szybko i nim chłopak się spostrzegł, gonitwa wskazówek na rozpędzonej tarczy zegara nieubłaganie zbliżała się do godziny 0.
Jukka wpadł do Sørensen na dwa kwadranse przed zamknięciem. Zziajany wbiegł do sklepu, niemal potknął się o własne nogi i ostatecznie wykonując jakiś skomplikowany piruet uratował się od upadku i zatrzymał się tuż przed ladą czy raczej szklaną gablotą nie rozbijające jednak żadnych szkieł..
- Dzień dobry. Szukam Vivian Sørensen. Mam dla niej przesyłkę. - przyjemny wyraz twarzy, który nie zdradzał trudów przebytej podróży, rozpromienił i tak już jaśniejące blaskiem luksusu i bogactwa wnętrze. Po potwierdzeniu tożsamości adresatki, wygrzebał ze swojej torby niewielki pakunek, przed wydaniem którego pobrał autograf. - Wymagania świata śniących. - oznajmił zaznaczając skąd pochodzi przesyłka. Jak pani Sørensen czekała na coś spektakularnego ze świata - ostudził jej oczekiwania. Ot, zwyczajny pakunek przesyłany przez zwyczajną firmę kurierską, jakich wiele. Co prawda Jukka nie nosił na sobie żadnych wymyślnych emblematów, specjalnych ubrań w określonych barwach i fasonach, z uwzględnieniem logo, ale kurierem był dobrym. Zawsze dokładał wszelkich starań, by wszystko było dostarczone na czas. Czasem przesyłki dostarczane w tak subtelny i nie rzucający się w oczy sposób, były bardziej pożądane i niekiedy znacznie bardziej cenne niż te ubezpieczane na konkretną wartość.
Właściwie po doręczeniu przesyłki był już wolny i mógł sobie pójść, ale lubił błyskotki. Okazja, jakim był ważny powód na znalezienie się w tym miejscu miałaby przejść niezauważona? Nigdy! Jukka rozejrzał się z niekrytym zachwytem, przyglądając się misternym zdobieniom i zupełnej prostocie. Różnorodność znajdującego się tutaj asortymentu przytrzymała go w sklepie na kolejną chwilę. Zaczął się zastanawiać czy nie jest to lepsza alternatywa niż czający się za drzwiami jesienny ziąb.
Vivian Sørensen
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Cały dzień. Czekała cały dzień na przesyłkę, która nie nadchodziła, co nie nastrajało jej zbyt pozytywnie. Każde poboczne opóźnienie wpływało na jej komfort i jakość pracy, a że klient był ważny dla firmy, presja spędzała jej sen z powiek. Jeśli coś pójdzie nie tak, udowodni wszystkim, którzy w nią wątpią, że mają rację i nie jest jeszcze gotowa na samodzielną pracę. Pomijając innych, zawiedzie przede wszystkim swoje oczekiwania względem siebie.
Te problemy w żadnym stopniu nie dotyczyły kuriera, który najwyraźniej celowo postanowił dręczyć strapiony umysł jubilerki, czekającej na diament, bo przedłużał dostarczenie paczki do granic możliwości. W połowie dnia była na tyle zdenerwowana, że nie potrafiła skupić się na niczym innym, przez co pomyliła kilkukrotnie zamówienia i spakowała zły produkt - klienci musieli się wracać i nie byli szczególnie zadowoleni, co tym bardziej odbiło się na już niespokojnej kobiecie.
W ostatniej godzinie pracy straciła nadzieję i czuła się zwyczajnie pokonana, bo bez przesyłki nie skończy projektu na czas i zawiedzie. Ciężko było jej zachować pogodny wyraz twarzy, ale starała się, by klienci nie odczuli jej frustracji, a poza drobnymi pomyłkami chyba się udało. Ostatnia godzina zwykle była najluźniejsza, klienci rzadko przychodzili pod koniec pracy, więc najczęściej wystarczyło uporządkować biżuterię, posprzątać sklep, ewentualnie skończyć inne zobowiązania. Miała ochotę płakać z powodu niepowodzenia, ale dopóki była w pracy, nie zamierzała pokazywać słabości, mimo że zaszklone oczy mogły temu przeczyć.
I wtedy zjawił się on - wpadł na ostatnią chwilę, niemal się wywracając, ale ostatecznie stanął przed ladą, przed nią i jak gdyby nigdy nic powiedział o przesyłce. Przez moment patrzyła na niego, jakby go nie usłyszała, zastanawiając się, czy był na tyle złośliwy, czy jednak nie zdawał sobie sprawy.
- Dzień dobry. Spodziewałam się jej wcześniej - mruknęła, siląc się na uprzejmy uśmiech, który nawet wyszedł przekonująco. Podpisała się na kawałku papieru, skoro takie były wymogi i od razu zaczęła rozdzierać papier, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, a zawartość jest nienaruszona. Paczka nie była dobrze zabezpieczona, co trochę ją zdziwiło, ale brnęła dalej, pomagając sobie nożykiem do listów.
- To żart? - zapytała cicho, jakby do siebie, przerzucając drobne przedmioty w opakowaniu. Nie były to żadne diamenty, a jakieś przeklęte kryształki, w ogóle nieprzydatne w jubilerstwie. Żołądek podszedł jej do gardła, a ciśnienie prawdopodobnie przebije jej za moment bębenki w uszach. Całą nadzieję, która w niej odżyła, gdy mężczyzna przekroczył próg, nagle strawiły płomienie zawodu.
- P-przepraszam. Co to jest? Nie zamawiałam tego, to pomyłka - zawołała kuriera, zanim zdążył wyjść ze sklepu, stawiając otwartą przesyłkę na bladzie przed sobą i demonstrując zawartość. - Zamawiałam diament.
Te kryształki w środku nie były nawet przystosowane do dalszej obróbki, przypominały bardziej jakąś gotową już ozdobę, którą można sobie powiesić w pokoju. Patrzyła wyczekująco na mężczyznę, by zaczął się tłumaczyć, zabrał omyłkową paczkę i dał jej prawidłową, a za wszelką cenę starała się ukryć panikę czającą się w oczach.
Te problemy w żadnym stopniu nie dotyczyły kuriera, który najwyraźniej celowo postanowił dręczyć strapiony umysł jubilerki, czekającej na diament, bo przedłużał dostarczenie paczki do granic możliwości. W połowie dnia była na tyle zdenerwowana, że nie potrafiła skupić się na niczym innym, przez co pomyliła kilkukrotnie zamówienia i spakowała zły produkt - klienci musieli się wracać i nie byli szczególnie zadowoleni, co tym bardziej odbiło się na już niespokojnej kobiecie.
W ostatniej godzinie pracy straciła nadzieję i czuła się zwyczajnie pokonana, bo bez przesyłki nie skończy projektu na czas i zawiedzie. Ciężko było jej zachować pogodny wyraz twarzy, ale starała się, by klienci nie odczuli jej frustracji, a poza drobnymi pomyłkami chyba się udało. Ostatnia godzina zwykle była najluźniejsza, klienci rzadko przychodzili pod koniec pracy, więc najczęściej wystarczyło uporządkować biżuterię, posprzątać sklep, ewentualnie skończyć inne zobowiązania. Miała ochotę płakać z powodu niepowodzenia, ale dopóki była w pracy, nie zamierzała pokazywać słabości, mimo że zaszklone oczy mogły temu przeczyć.
I wtedy zjawił się on - wpadł na ostatnią chwilę, niemal się wywracając, ale ostatecznie stanął przed ladą, przed nią i jak gdyby nigdy nic powiedział o przesyłce. Przez moment patrzyła na niego, jakby go nie usłyszała, zastanawiając się, czy był na tyle złośliwy, czy jednak nie zdawał sobie sprawy.
- Dzień dobry. Spodziewałam się jej wcześniej - mruknęła, siląc się na uprzejmy uśmiech, który nawet wyszedł przekonująco. Podpisała się na kawałku papieru, skoro takie były wymogi i od razu zaczęła rozdzierać papier, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, a zawartość jest nienaruszona. Paczka nie była dobrze zabezpieczona, co trochę ją zdziwiło, ale brnęła dalej, pomagając sobie nożykiem do listów.
- To żart? - zapytała cicho, jakby do siebie, przerzucając drobne przedmioty w opakowaniu. Nie były to żadne diamenty, a jakieś przeklęte kryształki, w ogóle nieprzydatne w jubilerstwie. Żołądek podszedł jej do gardła, a ciśnienie prawdopodobnie przebije jej za moment bębenki w uszach. Całą nadzieję, która w niej odżyła, gdy mężczyzna przekroczył próg, nagle strawiły płomienie zawodu.
- P-przepraszam. Co to jest? Nie zamawiałam tego, to pomyłka - zawołała kuriera, zanim zdążył wyjść ze sklepu, stawiając otwartą przesyłkę na bladzie przed sobą i demonstrując zawartość. - Zamawiałam diament.
Te kryształki w środku nie były nawet przystosowane do dalszej obróbki, przypominały bardziej jakąś gotową już ozdobę, którą można sobie powiesić w pokoju. Patrzyła wyczekująco na mężczyznę, by zaczął się tłumaczyć, zabrał omyłkową paczkę i dał jej prawidłową, a za wszelką cenę starała się ukryć panikę czającą się w oczach.
Bezimienny
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
- Przykro mi, nie ja rozpisuję harmonogramy dostaw.- wzruszył ramionami. Trochę to nie do końca była prawda. Sam ustalał sobie ścieżkę dostaw, chociaż… niektóre przesyłki, zwłaszcza te doręczane poza rejestracją bywały nieco lepiej opłacane. Te traktował priorytetowo. Przesyłka do pani Sørensen nie była oznaczona jako cenna, delikatna, łatwo psująca się. Nie posiadała żadnej informacji o tym, co może znajdować się w środku. Ani o specjalnym traktowaniu, zaleceniach postępowania. Tym bardziej brak było załączonegobileciku na temat priorytetowego potraktowania sprawy. Poza tym, była na tyle lekka i poręczna, że nie miał nic przeciwko temu, żeby nosić ją aż do ostatniego adresata. Miał ją dostarczyć dziś i z tego się wywiązał. Zdążył. Adresatka była w miejscu, w którym się spodziewał. Drzwi były otwarte. Jego część zadania została wykonana.
Właśnie pakował papiery, rozmyślał o tym, co zrobi zresztą wolnego wieczoru i zamierzał się do opuszczenia sklepu, gdy usłyszał niezadowolenie właścicielki. Nie lubił takich sytuacji. Nie zdarzały się co prawda nagminnie, ale jednak nie dało się ich uniknąć. Jukka odwrócił się wyrwany do odpowiedzi. Nim wydusił z siebie cokolwiek westchnął zdradzając zniecierpliwienie.
- Nie wiem co to jest. – odpowiedział spokojnie, chociaż mina blondynki nie wróżyła niczego dobrego. - Na przesyłce są pani dane, więc przesyłka jest dla pani. – odpowiedział nauczony doświadczeniem, mając na końcu języka – „jaka cena, taki towar”. Komentarz jednak zachował dla siebie. Nie chciał się wdawać w słowne utarczki, bo mu to nie było do niczego potrzebne. Przyjrzał się zawartości – szkiełkom.
- I to nie jest diament? – zapytał zachowując powagę. Naprawdę nie znał się na tym. Dla niego kamyki czy diamenty… dopóki się świeciły mieniąc w słońcu i nie rozkruszały przy byle jakim nacisku – były diamentami jeśli tak zostały nazwane przez znawcę. Nie znał się na kamieniach i szkiełkach, chociaż gdyby pewnie dotyczyło to bezpośrednio jego osoby – szybko by się w tej dziedzinie rozeznał. Podrapał się po głowie lekko zakłopotany, starając się wywnioskować czego w związku z tym od niego chciała. - Rozumiem, że chce pani dokonać zwrotu? – zapytał niepewnie. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, czego oczekiwała od niego. Niemożliwego. Zatrzymania czasu, odzyskania czegoś, co być może nie istniało lub nie zostało w ogóle nadane. Odzyskania zagubionej przesyłki. Wzięcia winy na siebie… Albo jakichś innych działań. Czegokolwiek chciała – było mu to nie na rękę. Miał plany na wieczór i żadne z tych planów nie obejmowało nadgodzin, dodatkowej roboty, nieprzyjemności, dodatkowego zaangażowania.
Zanim pani Sørensen rozkręciła się na dobre kurier zaczął sobie odtwarzać w pamięci miniony dzień. Zastanawiając się z kim miał dzisiaj do czynienia, jak wyglądała jego trasa, co działo się z przesyłkami, które dotychczas doręczył, aż w końcu doszedł do poranka, gdy odbierał paczki od jubilera. Szwed już wtedy wydał mu się jakiś niewyraźny i roztargniony. Czy to możliwe, by sam pomylił się przy pakowaniu? - To miał być tylko jeden kamień? – dociekał usiłując sobie przypomnieć wielkość paczek, które zabierał od jubilera i starając się sobie przypomnieć co się z nimi stało. Nie czuł się winny co do tego, że Sørensen nie otrzymała oczekiwanej paczki. Dostrzegał jednak jakiś przebłysk desperacji w jej głosie, ruchach, biciu serca, rumieńcach, które oblały jej twarz równie nagle, co nagle oddały jej bladość. Zastanawiał się tylko dlaczego to było aż tak niepokojące. - Miał jakieś magiczne właściwości? – to było pytanie dość niedyskretne, ale… Jukka w gruncie rzeczy był dobrym chłopcem. Jakkolwiek nie miał ochoty mieszać się w sprawę zamienionej przesyłki, tak było coś w pannie Vivian, co nie pozwalało mu na to, by zostawiać ją samą z jej kłopotami.
Właśnie pakował papiery, rozmyślał o tym, co zrobi zresztą wolnego wieczoru i zamierzał się do opuszczenia sklepu, gdy usłyszał niezadowolenie właścicielki. Nie lubił takich sytuacji. Nie zdarzały się co prawda nagminnie, ale jednak nie dało się ich uniknąć. Jukka odwrócił się wyrwany do odpowiedzi. Nim wydusił z siebie cokolwiek westchnął zdradzając zniecierpliwienie.
- Nie wiem co to jest. – odpowiedział spokojnie, chociaż mina blondynki nie wróżyła niczego dobrego. - Na przesyłce są pani dane, więc przesyłka jest dla pani. – odpowiedział nauczony doświadczeniem, mając na końcu języka – „jaka cena, taki towar”. Komentarz jednak zachował dla siebie. Nie chciał się wdawać w słowne utarczki, bo mu to nie było do niczego potrzebne. Przyjrzał się zawartości – szkiełkom.
- I to nie jest diament? – zapytał zachowując powagę. Naprawdę nie znał się na tym. Dla niego kamyki czy diamenty… dopóki się świeciły mieniąc w słońcu i nie rozkruszały przy byle jakim nacisku – były diamentami jeśli tak zostały nazwane przez znawcę. Nie znał się na kamieniach i szkiełkach, chociaż gdyby pewnie dotyczyło to bezpośrednio jego osoby – szybko by się w tej dziedzinie rozeznał. Podrapał się po głowie lekko zakłopotany, starając się wywnioskować czego w związku z tym od niego chciała. - Rozumiem, że chce pani dokonać zwrotu? – zapytał niepewnie. Nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, czego oczekiwała od niego. Niemożliwego. Zatrzymania czasu, odzyskania czegoś, co być może nie istniało lub nie zostało w ogóle nadane. Odzyskania zagubionej przesyłki. Wzięcia winy na siebie… Albo jakichś innych działań. Czegokolwiek chciała – było mu to nie na rękę. Miał plany na wieczór i żadne z tych planów nie obejmowało nadgodzin, dodatkowej roboty, nieprzyjemności, dodatkowego zaangażowania.
Zanim pani Sørensen rozkręciła się na dobre kurier zaczął sobie odtwarzać w pamięci miniony dzień. Zastanawiając się z kim miał dzisiaj do czynienia, jak wyglądała jego trasa, co działo się z przesyłkami, które dotychczas doręczył, aż w końcu doszedł do poranka, gdy odbierał paczki od jubilera. Szwed już wtedy wydał mu się jakiś niewyraźny i roztargniony. Czy to możliwe, by sam pomylił się przy pakowaniu? - To miał być tylko jeden kamień? – dociekał usiłując sobie przypomnieć wielkość paczek, które zabierał od jubilera i starając się sobie przypomnieć co się z nimi stało. Nie czuł się winny co do tego, że Sørensen nie otrzymała oczekiwanej paczki. Dostrzegał jednak jakiś przebłysk desperacji w jej głosie, ruchach, biciu serca, rumieńcach, które oblały jej twarz równie nagle, co nagle oddały jej bladość. Zastanawiał się tylko dlaczego to było aż tak niepokojące. - Miał jakieś magiczne właściwości? – to było pytanie dość niedyskretne, ale… Jukka w gruncie rzeczy był dobrym chłopcem. Jakkolwiek nie miał ochoty mieszać się w sprawę zamienionej przesyłki, tak było coś w pannie Vivian, co nie pozwalało mu na to, by zostawiać ją samą z jej kłopotami.
Vivian Sørensen
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Puściła jego komentarz mimo uszu, bo był wyjątkowo niewzruszony, jakby nawet nie miał na tyle przyzwoitości, by wziąć winę na siebie, nie mówiąc już o jakimkolwiek współczuciu dla kobiety, która cały dzień czekała na paczkę.
Nie wiedziała dokładnie, jak działa firma kurierska i jaki mają tam podział obowiązków, dlatego nie była w pozycji, by mu cokolwiek wytykać. A zresztą lepiej późno niż wcale, prawda? Ważne, że otrzymała swoją przesyłkę i będzie mogła ruszyć z robotą, stąd przypływ nadziei, gdy trzymała niewielki karton, który okazał się… zły.
Zawartość na pewno nie należała do niej, nic takiego nie zamawiała. Gniew i frustracja wzbierały coraz wyżej, aż ciężko było jej kontrolować własną mimikę. Chciała być miła i załatwić to na spokojnie, ale właśnie się okazało, że polegnie w swoim pierwszym samodzielnym zadaniu i nie mogła się z tym pogodzić. Mogła oczywiście obwiniać siebie, i to robiła, ale jednocześnie czuła niepohamowany gniew na biednego posłańca, który nie zdawał sobie sprawy z problemu, czym jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi.
- Nie jest moja, ja tego nie zamawiałam - zaczęła ponownie, cedząc każde słowo, resztkami samokontroli wzbraniając się przed wybuchem. Skoro kurier nie kwapił się do wyjaśnienia sprawy, sama zaczęła w głowie szukać ewentualnych przyczyn tej pomyłki.
- Może to błąd w etykietach? Nadawca się pomylił? Albo ktoś je przemienił? Może... - gorączkowo szukała powodu, jakby nie chciała przyjąć tej porażki. Musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby odzyskać właściwą paczkę i wyrobić się z zamówieniem, tak, to jedyne wyjście. Jeszcze przecież jest czas, jeszcze może coś z tym zrobić i wyjść z tego obronną ręką.
Tylko że im dłużej patrzyła na twarz kuriera, tym bardziej przerażała ją beznadziejność sytuacji. Skoro nawet nie wiedział, jak wygląda diament, to jak ma jej pomóc? Nie może przecież zostawić jej z tym problemem samą sobie.
- Czy to jest diament? - zapytała spokojnym tonem, zwiastującym burzę. Podniosła kryształki z pudełka i zaświeciła mu nimi przed oczami. - Czy TO wygląda na diament? - zapytała odrobinę bardziej nerwowym głosem, ale nawet nie pozwoliła mu odpowiedzieć. - OCZYWIŚCIE, że to NIE JEST diament. - mówiąc to, cisnęła przedmiotem o podłogę, a kryształki rozbiły się na milion kawałków, prezentując swoją kruchość.
- DIAMENT nie rozbiłby się w ten sposób- powiedziała jeszcze, już kompletnie rozeźlona, a wtedy zdała sobie sprawę z gwałtowności swojego czynu i na moment się zawstydziła.
- Zapłacę za to - westchnęła jeszcze i odsunęła się na moment, masując uspokajająco skronie. Cała sytuacja trochę ją przerastała i absolutnie nie chciała się wyżywać na chłopaku, dlatego próbowała się opanować, włączyć zdrowy rozsądek i znaleźć logiczne rozwiązanie.
- Nie chcę dokonać zwrotu, chcę otrzymać moją paczkę - odparła po raz kolejny, obstając przy swojej wersji. Nie wiedziała, co robić, a desperacja była wręcz wymalowana na jej twarzy. Usiadła zrezygnowana na stołku nieopodal, z bezradności zbierało jej się na płacz, ale wtedy chłopak zaczął dopytywać, znów częstując ją nadzieją.
- Jeden kamień, w całości. Miałam go dopiero poddać obróbce. Nie ma magicznych właściwości. Wygląda mniej więcej tak - tu pokazała mu swój szkicownik z nieoszlifowanym kamieniem i patrzyła na niego wyczekująco, jakby od tego, co teraz powie, zależało jej życie.
Nie wiedziała dokładnie, jak działa firma kurierska i jaki mają tam podział obowiązków, dlatego nie była w pozycji, by mu cokolwiek wytykać. A zresztą lepiej późno niż wcale, prawda? Ważne, że otrzymała swoją przesyłkę i będzie mogła ruszyć z robotą, stąd przypływ nadziei, gdy trzymała niewielki karton, który okazał się… zły.
Zawartość na pewno nie należała do niej, nic takiego nie zamawiała. Gniew i frustracja wzbierały coraz wyżej, aż ciężko było jej kontrolować własną mimikę. Chciała być miła i załatwić to na spokojnie, ale właśnie się okazało, że polegnie w swoim pierwszym samodzielnym zadaniu i nie mogła się z tym pogodzić. Mogła oczywiście obwiniać siebie, i to robiła, ale jednocześnie czuła niepohamowany gniew na biednego posłańca, który nie zdawał sobie sprawy z problemu, czym jeszcze bardziej wyprowadzał ją z równowagi.
- Nie jest moja, ja tego nie zamawiałam - zaczęła ponownie, cedząc każde słowo, resztkami samokontroli wzbraniając się przed wybuchem. Skoro kurier nie kwapił się do wyjaśnienia sprawy, sama zaczęła w głowie szukać ewentualnych przyczyn tej pomyłki.
- Może to błąd w etykietach? Nadawca się pomylił? Albo ktoś je przemienił? Może... - gorączkowo szukała powodu, jakby nie chciała przyjąć tej porażki. Musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby odzyskać właściwą paczkę i wyrobić się z zamówieniem, tak, to jedyne wyjście. Jeszcze przecież jest czas, jeszcze może coś z tym zrobić i wyjść z tego obronną ręką.
Tylko że im dłużej patrzyła na twarz kuriera, tym bardziej przerażała ją beznadziejność sytuacji. Skoro nawet nie wiedział, jak wygląda diament, to jak ma jej pomóc? Nie może przecież zostawić jej z tym problemem samą sobie.
- Czy to jest diament? - zapytała spokojnym tonem, zwiastującym burzę. Podniosła kryształki z pudełka i zaświeciła mu nimi przed oczami. - Czy TO wygląda na diament? - zapytała odrobinę bardziej nerwowym głosem, ale nawet nie pozwoliła mu odpowiedzieć. - OCZYWIŚCIE, że to NIE JEST diament. - mówiąc to, cisnęła przedmiotem o podłogę, a kryształki rozbiły się na milion kawałków, prezentując swoją kruchość.
- DIAMENT nie rozbiłby się w ten sposób- powiedziała jeszcze, już kompletnie rozeźlona, a wtedy zdała sobie sprawę z gwałtowności swojego czynu i na moment się zawstydziła.
- Zapłacę za to - westchnęła jeszcze i odsunęła się na moment, masując uspokajająco skronie. Cała sytuacja trochę ją przerastała i absolutnie nie chciała się wyżywać na chłopaku, dlatego próbowała się opanować, włączyć zdrowy rozsądek i znaleźć logiczne rozwiązanie.
- Nie chcę dokonać zwrotu, chcę otrzymać moją paczkę - odparła po raz kolejny, obstając przy swojej wersji. Nie wiedziała, co robić, a desperacja była wręcz wymalowana na jej twarzy. Usiadła zrezygnowana na stołku nieopodal, z bezradności zbierało jej się na płacz, ale wtedy chłopak zaczął dopytywać, znów częstując ją nadzieją.
- Jeden kamień, w całości. Miałam go dopiero poddać obróbce. Nie ma magicznych właściwości. Wygląda mniej więcej tak - tu pokazała mu swój szkicownik z nieoszlifowanym kamieniem i patrzyła na niego wyczekująco, jakby od tego, co teraz powie, zależało jej życie.
Bezimienny
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:50
Jukka stał wpatrzony w nią z niedowierzaniem niczym ciele wpatrzone w malowane wrota. Z durnowatą miną, którą zdawała się potwierdzać, że nie nadawał się nawet do roli kuriera. Ledwie przymknął rozdziawione usta, bo nawet nie sposób było przebić się przez narastające oburzenie kobiety. Chociaż usiłował kilkukrotnie wcisnąć się w tej rozkręcający się monolog furii, kończyło się tylko na głośniejszym wdechu. Dlatego postanowił ugryźć się w język jeśli o docinki i komentarze chodziło, i niechętnie, z ociąganiem tłumaczył i podsuwał pewne ewentualne scenariusze działań, będąc przekonanym, że cokolwiek zaproponuje spotka się z jej sprzeciwem, bo chciała coś zupełnie innego niż otrzymała. Doskonale rozumiał jej rozczarowanie. Sam był rozczarowany. Życiem. I komplikacja planów na wieczór.
Nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, dosięgnął go gniew jubilera. Nie ma chyba nic potężniejszego i nieobliczalnego niż gniew kobiety. Chciał się przed nim schować, ale nie było gdzie, nie było czasu. Uniósł jedynie ręce chcąc łapać konstrukcję kryształków, którymi zaczęła miotać ale nie zdołał ich złapać, gdy z charakterystycznym jazgotem spotkały się z podłożem rozbijając w barwną miazgę. Jukka spoglądał na nią zdziwiony nie wiedząc zupełnie jak powinien się zachować. Niby widział już wiele. Słyszał też wiele komentarzy. Część z tego przeznaczona była pośrednio dla niego, część dla handlarzy…jednak nikt jeszcze przy nim nie zniszczył przesyłki, której jak twierdził "nie zamawiał". To był dosadnie wyrażony przekaz, że nie chce nic zwracać, ale jak w takiej sytuacji miałby jej pomóc odzyskać to, na czym jej zależało?
Dał sobie i jej trochę czasu. Podrapał się po głowie mocno zakłopotany.
- Musiała pani to niszczyć?- chociaż bardzo się starał kąśliwość tej uwagi była zauważalna, co dopełniało nieco wyzywające spojrzenie. Oblizał spierzchnięte od wiatru wargi. Zastanawiał się co z tym zrobić.
- Lubisz utrudniać życie innym - westchnął pochylając się nad tym bajzlem, który im zaserwowała pokazem swojej chwilowej furii. Mówił do siebie, ale nie był w tym zbyt dyskretny. Wziął kilka głębokich wdechów korzystając z okazji, że wyczekiwała co powie. Zapewnił sobie tym samym kilka dodatkowych sekund na opracowanie jakiegoś planu.
- Jedyny moment w którym mogło dojść do pomyłki, było pakowanie. - kurier usiadł na podłodze przesuwając kamyczki, a raczej to co po nich zostało na jedną kupkę, żeby mu nie przeszkadzało. Gdy już miał czyste pole manewru, rozłożył notes i śledził naniesione na kartki znaczki, cyfry i bardziej zrozumiałe zapiski. - Od tego nadawcy przejąłem 7 przesyłek, z czego trzy zostawiłem w sortowni w Sztokholmie. - szansa na to, że upragniona przesyłka była w Midgardzie wynosiła solidne 50%. Odtwarzanie trasy dostaw było czymś, czego nie robił często. Nie często musiał zajmować się szukaniem zagubionych paczek. Przesuwał palcem po znacznikach, a wyraz jego twarzy zmieniał się niczym szkiełka kalejdoskopu układając się w całą plejadę różnych emocji odznaczających się bardzo wyraźnie w chwilowych grymasach. - Jedną z nich była większa, więc możliwość, że tej wyczekanej nie ma w Midgardzie maleje. - nie chciał jej rozdrażniać. Pominął wieść o tym, co chwilę później wyczytał na swoich zapiskach, że jedna z adresatek, której dzisiejszego dnia robił doręczenie od tego handlarza domagała się otwarcia przy nim przesyłki, więc wraz z nią wnikliwie przyglądał się soczyście zielonym kamyczkom zawieszonym na srebrnym łańcuszku o dość skomplikowanym splocie. Szansa znowu zmalała.
Odchrząknął.
- Widzę, że bardzo pani zależy na tym kamieniu. - zaczął powoli wstając z podłogi. Coś rozważał.Wahał się. Nie był pewien, czy powinien, ale każdy chciał żyć.-Rozumiem, że zależy pani na czasie. Za drobną opłatą "drobną", to oczywiście metafora, bo doskonale oboje wiedzieli, że nie powinien tego robić i koszt musiał być odpowiednio wysoki, by mógł w razie niepowodzenia sobie pomóc. - mógłbym spróbować ustalić do kogo trafiła pani paczka i ją odzyskać. Nie mogę dać gwarancji, że uda mi się to zrobić dzisiaj. Jest to ryzykowne przedsięwzięcie i nie do końca właściwe.- no niezbyt legalne i nie chciał tak ryzykować. Potrzebował nieco zachęty i potwierdzenia, że Sørensen wie na co się pisze.
Nim zdołał w jakikolwiek sposób zareagować, dosięgnął go gniew jubilera. Nie ma chyba nic potężniejszego i nieobliczalnego niż gniew kobiety. Chciał się przed nim schować, ale nie było gdzie, nie było czasu. Uniósł jedynie ręce chcąc łapać konstrukcję kryształków, którymi zaczęła miotać ale nie zdołał ich złapać, gdy z charakterystycznym jazgotem spotkały się z podłożem rozbijając w barwną miazgę. Jukka spoglądał na nią zdziwiony nie wiedząc zupełnie jak powinien się zachować. Niby widział już wiele. Słyszał też wiele komentarzy. Część z tego przeznaczona była pośrednio dla niego, część dla handlarzy…jednak nikt jeszcze przy nim nie zniszczył przesyłki, której jak twierdził "nie zamawiał". To był dosadnie wyrażony przekaz, że nie chce nic zwracać, ale jak w takiej sytuacji miałby jej pomóc odzyskać to, na czym jej zależało?
Dał sobie i jej trochę czasu. Podrapał się po głowie mocno zakłopotany.
- Musiała pani to niszczyć?- chociaż bardzo się starał kąśliwość tej uwagi była zauważalna, co dopełniało nieco wyzywające spojrzenie. Oblizał spierzchnięte od wiatru wargi. Zastanawiał się co z tym zrobić.
- Lubisz utrudniać życie innym - westchnął pochylając się nad tym bajzlem, który im zaserwowała pokazem swojej chwilowej furii. Mówił do siebie, ale nie był w tym zbyt dyskretny. Wziął kilka głębokich wdechów korzystając z okazji, że wyczekiwała co powie. Zapewnił sobie tym samym kilka dodatkowych sekund na opracowanie jakiegoś planu.
- Jedyny moment w którym mogło dojść do pomyłki, było pakowanie. - kurier usiadł na podłodze przesuwając kamyczki, a raczej to co po nich zostało na jedną kupkę, żeby mu nie przeszkadzało. Gdy już miał czyste pole manewru, rozłożył notes i śledził naniesione na kartki znaczki, cyfry i bardziej zrozumiałe zapiski. - Od tego nadawcy przejąłem 7 przesyłek, z czego trzy zostawiłem w sortowni w Sztokholmie. - szansa na to, że upragniona przesyłka była w Midgardzie wynosiła solidne 50%. Odtwarzanie trasy dostaw było czymś, czego nie robił często. Nie często musiał zajmować się szukaniem zagubionych paczek. Przesuwał palcem po znacznikach, a wyraz jego twarzy zmieniał się niczym szkiełka kalejdoskopu układając się w całą plejadę różnych emocji odznaczających się bardzo wyraźnie w chwilowych grymasach. - Jedną z nich była większa, więc możliwość, że tej wyczekanej nie ma w Midgardzie maleje. - nie chciał jej rozdrażniać. Pominął wieść o tym, co chwilę później wyczytał na swoich zapiskach, że jedna z adresatek, której dzisiejszego dnia robił doręczenie od tego handlarza domagała się otwarcia przy nim przesyłki, więc wraz z nią wnikliwie przyglądał się soczyście zielonym kamyczkom zawieszonym na srebrnym łańcuszku o dość skomplikowanym splocie. Szansa znowu zmalała.
Odchrząknął.
- Widzę, że bardzo pani zależy na tym kamieniu. - zaczął powoli wstając z podłogi. Coś rozważał.Wahał się. Nie był pewien, czy powinien, ale każdy chciał żyć.-Rozumiem, że zależy pani na czasie. Za drobną opłatą "drobną", to oczywiście metafora, bo doskonale oboje wiedzieli, że nie powinien tego robić i koszt musiał być odpowiednio wysoki, by mógł w razie niepowodzenia sobie pomóc. - mógłbym spróbować ustalić do kogo trafiła pani paczka i ją odzyskać. Nie mogę dać gwarancji, że uda mi się to zrobić dzisiaj. Jest to ryzykowne przedsięwzięcie i nie do końca właściwe.- no niezbyt legalne i nie chciał tak ryzykować. Potrzebował nieco zachęty i potwierdzenia, że Sørensen wie na co się pisze.
Vivian Sørensen
Re: No pressure, no diamonds (V. Sørensen, J. Tikkala, listopad 1999) Nie 10 Gru - 2:51
Vivian SørensenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Odense, Dania
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : złotnik w sklepie jubilerskim Sørensen w Midgardzie
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : długowłosy kot
Atuty : twórca (II), złotousty (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 16 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 15 / sprawność fizyczna: 10 / charyzma: 21 / wiedza ogólna: 10
Nigdy nikogo nie oceniała na podstawie powierzchownych rzeczy jak wygląd, ubranie, wykonywana praca itd. Starała się nikomu nie umniejszać, ba, być na tyle wyrozumiałą i cierpliwą, że każdy może popełniać błędy, każdy może mieć gorszy dzień, a każdy rodzaj pracy ma swoje trudności. Ale teraz, kiedy patrzyła na twarz kuriera, miała wrażenie, że jest skrajnie niekompetentny. Wpatrywał się w nią oniemiały, zupełnie jakby mówiła do słupa, bo nie reagował na jej jawne wzburzenie, choć niezadowolony klient to przecież jego problem. Po wyglądzie, szczególnie twarzy, zgadywała, że jest młodszy od niej, może w tym samym wieku? Może był niedoświadczony, może to jego pierwsze zlecenie? Mogłaby mu teraz wymyślać usprawiedliwienia i pisać je na kolanie, ale to nie zmieniłoby jej smutnej rzeczywistości, w której zawiedzie nie tylko klientów, przełożonych i rodzinę, ale przede wszystkim samą siebie. Presja, którą na siebie nałożyła, ciążyła jej jak kamień u szyi, ale wciąż podrywała głowę do góry, próbując udawać, że wcale nie jest ciężki.
Jej reakcja, choć uzasadniona, była nieco przesadzona i żałowała rozbicia kryształków niemal w tym samym momencie, w którym nimi rzuciła, ale teraz nie mogła się wycofać i przyznać do błędu, nie. Należało zrobić groźną minę i trwać przy swoim, choć w normalnych okolicznościach zdziwienie i zakłopotanie kuriera wprawiłoby ją w rozbawienie. Gdyby nie zależało jej na czasie, żaden wybuch nie miałby miejsca, ale mleko się rozlało, a jego resztki nadal leżały rozbite na podłodze.
- To była demonstracja - warknęła jeszcze, bo oczywiście, że nie musiała niczego niszczyć, tak samo, jak on nie musiał przyjść do niej na ostatnią chwilę, tak samo, jak handlarz nie musiał wysyłać jej złej paczki. Cała ta sytuacja była nakręcona przez jeden błąd i należało znaleźć jego źródło.
Drugą uwagę puściła mimo uszu, bo nie chciała się nakręcać, przeciwnie, oddychała miarowo, by uspokoić nerwy i zacząć racjonalnie myśleć. Było jej głupio za swoje zachowanie, ale bardziej zależało jej na odzyskaniu właściwej przesyłki. I znów poczuła przypływ nadziei, gdy chłopak zaczął wertować kartki i szukać przyczyny pomyłki. Patrzyła na niego z góry (bo usiadł), gdy analizował swoje zapiski, milczała, by nie wyrywać go ze skupienia, które miało jej przecież pomóc. Była gotowa odszukać wszystkie siedem paczek i spędzić całą noc na pracy, niż poddać się bez walki. Nie wiedziała też, czy może ufać kurierowi, w końcu widziała go pierwszy raz w życiu, ale desperacja pozbawiła ją możliwości wyboru. Równie dobrze mógł ukraść diament i udawać głupiego z tą całą pomyłką, ale mimo wszystko wyczuwała od niego szczere intencje, choć nie bezinteresowne, bo ostatecznie chciał przede wszystkim zarobić. Na jej nieszczęściu.
- Zapłacę, bo tak, zależy mi na kamieniu i na czasie, dlatego nie zostawię tej sprawy w rękach przypadku. Zamykam sklep i idę z tobą, musimy znaleźć tę paczkę dzisiaj - warunek nie ulegał negocjacjom, bo po tym, co jej zademonstrował, nie wierzyła w jego możliwości, a poza tym nawet nie potrafił rozpoznać diamentu. Nawet jeśli ich działania nie będą do końca legalne, to nie będzie pierwszy raz, kiedy panna Sørensen lekko rozminie się z prawem, a teraz wręcz musiała to zrobić. Musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby zakończyć zlecenie w czasie i nie potrzebowała pustych obietnic, potrzebowała efektów, dlatego sama o nie zadba. U boku kuriera oczywiście, bo sama nie miała odpowiedniej ilości danych, nie wiedziałaby, od czego zacząć, a tak będzie nadzorować każdy krok, pośpieszać działania i odnajdą paczkę szybciej i sprawniej, niż miałby to zrobić w pojedynkę.
- Zgoda? - zapytała jeszcze, podając mu rękę, jakby mieli od tej pory stać się partnerami zbrodni.
Zaraz potem zaczęła pakować swoje rzeczy, w okamgnieniu posprzątała rozbite kryształki (czyżby miała wprawę), a że już wcześniej ogarniała sklep do zamknięcia, teraz zostało niewiele kroków, więc po chwili stali już przed budynkiem, a dziewczyna wpatrywała się w kuriera wyczekująco, by przedstawił jej dokładny plan działania.
Vivian i Jukka z tematu
Jej reakcja, choć uzasadniona, była nieco przesadzona i żałowała rozbicia kryształków niemal w tym samym momencie, w którym nimi rzuciła, ale teraz nie mogła się wycofać i przyznać do błędu, nie. Należało zrobić groźną minę i trwać przy swoim, choć w normalnych okolicznościach zdziwienie i zakłopotanie kuriera wprawiłoby ją w rozbawienie. Gdyby nie zależało jej na czasie, żaden wybuch nie miałby miejsca, ale mleko się rozlało, a jego resztki nadal leżały rozbite na podłodze.
- To była demonstracja - warknęła jeszcze, bo oczywiście, że nie musiała niczego niszczyć, tak samo, jak on nie musiał przyjść do niej na ostatnią chwilę, tak samo, jak handlarz nie musiał wysyłać jej złej paczki. Cała ta sytuacja była nakręcona przez jeden błąd i należało znaleźć jego źródło.
Drugą uwagę puściła mimo uszu, bo nie chciała się nakręcać, przeciwnie, oddychała miarowo, by uspokoić nerwy i zacząć racjonalnie myśleć. Było jej głupio za swoje zachowanie, ale bardziej zależało jej na odzyskaniu właściwej przesyłki. I znów poczuła przypływ nadziei, gdy chłopak zaczął wertować kartki i szukać przyczyny pomyłki. Patrzyła na niego z góry (bo usiadł), gdy analizował swoje zapiski, milczała, by nie wyrywać go ze skupienia, które miało jej przecież pomóc. Była gotowa odszukać wszystkie siedem paczek i spędzić całą noc na pracy, niż poddać się bez walki. Nie wiedziała też, czy może ufać kurierowi, w końcu widziała go pierwszy raz w życiu, ale desperacja pozbawiła ją możliwości wyboru. Równie dobrze mógł ukraść diament i udawać głupiego z tą całą pomyłką, ale mimo wszystko wyczuwała od niego szczere intencje, choć nie bezinteresowne, bo ostatecznie chciał przede wszystkim zarobić. Na jej nieszczęściu.
- Zapłacę, bo tak, zależy mi na kamieniu i na czasie, dlatego nie zostawię tej sprawy w rękach przypadku. Zamykam sklep i idę z tobą, musimy znaleźć tę paczkę dzisiaj - warunek nie ulegał negocjacjom, bo po tym, co jej zademonstrował, nie wierzyła w jego możliwości, a poza tym nawet nie potrafił rozpoznać diamentu. Nawet jeśli ich działania nie będą do końca legalne, to nie będzie pierwszy raz, kiedy panna Sørensen lekko rozminie się z prawem, a teraz wręcz musiała to zrobić. Musiała zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby zakończyć zlecenie w czasie i nie potrzebowała pustych obietnic, potrzebowała efektów, dlatego sama o nie zadba. U boku kuriera oczywiście, bo sama nie miała odpowiedniej ilości danych, nie wiedziałaby, od czego zacząć, a tak będzie nadzorować każdy krok, pośpieszać działania i odnajdą paczkę szybciej i sprawniej, niż miałby to zrobić w pojedynkę.
- Zgoda? - zapytała jeszcze, podając mu rękę, jakby mieli od tej pory stać się partnerami zbrodni.
Zaraz potem zaczęła pakować swoje rzeczy, w okamgnieniu posprzątała rozbite kryształki (czyżby miała wprawę), a że już wcześniej ogarniała sklep do zamknięcia, teraz zostało niewiele kroków, więc po chwili stali już przed budynkiem, a dziewczyna wpatrywała się w kuriera wyczekująco, by przedstawił jej dokładny plan działania.
Vivian i Jukka z tematu