When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000)
2 posters
Freja Ahlström
When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:16
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Nieprzytomna, ledwo wybudzona ze snu, nie była w stanie rozsądnie gospodarować rozpierzchniętymi myślami. Wiadomość od znajomego oficera musiała przeczytać kilkukrotnie. Zlepek liter naprzemiennie wyostrzał się i rozmywał, aż tonęły w ciemności przetykanej blaskiem księżyca niemrawo wyglądającego zza chmur. Naprężony umysł nagle w lot pochwycił sens elegancko nakreślonych zdań. Ze strachem kiełkującym w piersi chyżo stanęła na nogach, a po przebraniu się w pierwsze z brzegu ubrania pognała do drzwi, zostawiając za sobą zdezorientowaną kotkę.
Grzecznie podziękowała za przyniesienie kubka gorącej herbaty do gabinetu. Ciepło wijące się pod skórą dłoni rozciągało swe wici niemal wszędzie, dzięki czemu prędko poczuła się nieco lepiej. Do pełni harmonii brakowało uzupełnienia rozległej historii całego zajścia. Niepewność lęgnąca się w rozbujałej wyobraźni podpowiadała najgorsze scenariusze. Ilość idących za nimi pytań sprawiła, że wraz z niepokojem pojawiła się również nieposkromiona w swej gwałtowności złość, której pojawienia upatrywała się w niegospodarnym dysponowaniu rozsądkiem. W tym przypadku nie przyjęłaby argumentów związanych z koniecznością oddania młodości przyzwolenia na rozdmuchane wojaże. Dynamika podenerwowania i strachu targała umysłem to w jedną, to w drugą stronię, czyniąc w błękitnych oczach dawno niewidziane iskry. Bardziej martwiła się stanem siostrzenicy niż faktycznym powodem zatrzymania, ale wszystko to ginęło pośród stresu wyżerającego z piersi swobodny oddech. Z grymasem niezadowolenia wyciągnęła przed sobą drżące dłonie. Spoglądając na nie nie mogła nie zadać sobie pytania o to, czy właśnie tak czują się rodzice niesfornych dzieci wkraczających w przemianę dorosłości. Z gorzkim, pełnym niewdzięczności śmiechem wydobywający się zza ust uświadomiła sobie, że właśnie nadrabia braki.
Chrzęst otwieranych drzwi spadł na ciszę jak grom. Zaraz za oficerem pojawiła się niewyraźna sylwetka Lumikki, której stan nawet po względnych oględzinach mogła uznać za zadowalający. Na pożegnanie jedynie skinął głową.
Nie zamierzała krzyczeć. Była wyjątkowo daleka od stosowania przemocy w sposób wyniosły, głośny, ceniąc bardziej wyrafinowane metody zwrócenia młodego umysłu na popełnioną gafę. Spoglądając na siostrzenicę z trudem opierała się złamaniu tej zasady. Ilość nerwów jątrzących się pod skórą wprawiała w nastrój emocjonalnego załamania. Spoglądając na sprawczynię całego zamieszania nie omieszkała tego zataić, wszak iskierki czające się w głębi oczu tym razem nie były oznaką dobrego samopoczucia. Złość przeżerała się przez mięśnie, kości, docierała do zakończeń nerwowych i krwioobiegu, aż ostatecznie nieustanie krążyła po ciele. Podsycana niepokojem stała się niemal nieposkromionym narzędziem zniszczenia. Napięta do granic możliwości zbliżała się do niej pełna... wszystkiego, bo inaczej nie potrafiłaby nazwać nerwowo drgającego kłębka stresu. Mimo sprzeczności nie zamierzała zaprzeczać temu, że całym sercem kochała Lumikki i dlatego objęła ją mocno, głaszcząc uspokajająco po plecach. Obie zapamiętają ten dzień na długo.
— Wystraszyłaś mnie. — Na razie nie chciała się od niej oderwać. Odruchowo lgnęła do znajomego ciepła, a tym samym poczucia bliskości ze strony rodziny. Poczucie to złagodziło kłębiące się emocje, ale nie wyciszyło ich zupełnie - nie zamierzała odpuszczać jej poważnej rozmowy dotyczącej przyczyny całego zamieszania. Ponad to komisariat nie był najlepszym miejscem na rozważanie osobistych udręczek. — Zaraz zabiorę Cię stąd do siebie. Masz coś, co... zostawiłaś w celi i musisz się po to wrócić? — łagodność słów niebywale mocno kontrastowała z ogromem emocji przetaczających się przez spojrzenie. Odsunęła się nieco, wciąż trzymając krewniaczkę w ramionach, chcąc uważniej przyjrzeć się twarzy skalanej trudami ostatnich wydarzeń. Nawet nikły ślad krzywdy widoczny w krzywiźnie ust czy przejrzystości oczu sprawiłby, że stanęłaby przed nią jak lwica gotowa bronić swych młodych, pomimo nieprzyjemnej otoczki tego miejsca.
Grzecznie podziękowała za przyniesienie kubka gorącej herbaty do gabinetu. Ciepło wijące się pod skórą dłoni rozciągało swe wici niemal wszędzie, dzięki czemu prędko poczuła się nieco lepiej. Do pełni harmonii brakowało uzupełnienia rozległej historii całego zajścia. Niepewność lęgnąca się w rozbujałej wyobraźni podpowiadała najgorsze scenariusze. Ilość idących za nimi pytań sprawiła, że wraz z niepokojem pojawiła się również nieposkromiona w swej gwałtowności złość, której pojawienia upatrywała się w niegospodarnym dysponowaniu rozsądkiem. W tym przypadku nie przyjęłaby argumentów związanych z koniecznością oddania młodości przyzwolenia na rozdmuchane wojaże. Dynamika podenerwowania i strachu targała umysłem to w jedną, to w drugą stronię, czyniąc w błękitnych oczach dawno niewidziane iskry. Bardziej martwiła się stanem siostrzenicy niż faktycznym powodem zatrzymania, ale wszystko to ginęło pośród stresu wyżerającego z piersi swobodny oddech. Z grymasem niezadowolenia wyciągnęła przed sobą drżące dłonie. Spoglądając na nie nie mogła nie zadać sobie pytania o to, czy właśnie tak czują się rodzice niesfornych dzieci wkraczających w przemianę dorosłości. Z gorzkim, pełnym niewdzięczności śmiechem wydobywający się zza ust uświadomiła sobie, że właśnie nadrabia braki.
Chrzęst otwieranych drzwi spadł na ciszę jak grom. Zaraz za oficerem pojawiła się niewyraźna sylwetka Lumikki, której stan nawet po względnych oględzinach mogła uznać za zadowalający. Na pożegnanie jedynie skinął głową.
Nie zamierzała krzyczeć. Była wyjątkowo daleka od stosowania przemocy w sposób wyniosły, głośny, ceniąc bardziej wyrafinowane metody zwrócenia młodego umysłu na popełnioną gafę. Spoglądając na siostrzenicę z trudem opierała się złamaniu tej zasady. Ilość nerwów jątrzących się pod skórą wprawiała w nastrój emocjonalnego załamania. Spoglądając na sprawczynię całego zamieszania nie omieszkała tego zataić, wszak iskierki czające się w głębi oczu tym razem nie były oznaką dobrego samopoczucia. Złość przeżerała się przez mięśnie, kości, docierała do zakończeń nerwowych i krwioobiegu, aż ostatecznie nieustanie krążyła po ciele. Podsycana niepokojem stała się niemal nieposkromionym narzędziem zniszczenia. Napięta do granic możliwości zbliżała się do niej pełna... wszystkiego, bo inaczej nie potrafiłaby nazwać nerwowo drgającego kłębka stresu. Mimo sprzeczności nie zamierzała zaprzeczać temu, że całym sercem kochała Lumikki i dlatego objęła ją mocno, głaszcząc uspokajająco po plecach. Obie zapamiętają ten dzień na długo.
— Wystraszyłaś mnie. — Na razie nie chciała się od niej oderwać. Odruchowo lgnęła do znajomego ciepła, a tym samym poczucia bliskości ze strony rodziny. Poczucie to złagodziło kłębiące się emocje, ale nie wyciszyło ich zupełnie - nie zamierzała odpuszczać jej poważnej rozmowy dotyczącej przyczyny całego zamieszania. Ponad to komisariat nie był najlepszym miejscem na rozważanie osobistych udręczek. — Zaraz zabiorę Cię stąd do siebie. Masz coś, co... zostawiłaś w celi i musisz się po to wrócić? — łagodność słów niebywale mocno kontrastowała z ogromem emocji przetaczających się przez spojrzenie. Odsunęła się nieco, wciąż trzymając krewniaczkę w ramionach, chcąc uważniej przyjrzeć się twarzy skalanej trudami ostatnich wydarzeń. Nawet nikły ślad krzywdy widoczny w krzywiźnie ust czy przejrzystości oczu sprawiłby, że stanęłaby przed nią jak lwica gotowa bronić swych młodych, pomimo nieprzyjemnej otoczki tego miejsca.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Noc spędzona w areszcie nie była tak uciążliwa jak świadomość tego, co do niej doprowadziło. Wpadła po uszy w kłopoty, z których czuła, że nie wyjdzie bez szwanku. Urażona duma i zdeptane poczucie, że przecież z każdej sytuacji jest w stanie wybrnąć, paliły ją w wątłej piersi i nie pozwalały na zaczerpnięcie pełnego oddechu. Światła, skierowane w jej oczy przez kruczych, drażniły i przyprawiały o zawroty głowy. Czuła mdłości podchodzące do gardła i słabość w nogach przez całą drogę na komendę. Wściekłe słowa podszyte kpiną, zdradzające jej tożsamość bez zająknienia, wpijały się w mięśnie i powodowały sztywnienie szczęki. Widziała też dokładnie zdziwienie, złość i zrezygnowanie malujące się w oczach jej towarzysza, porażonego ujawnionym nazwiskiem i tym, kto w rzeczywistości doprowadził go do spotkania z funkcjonariuszami prawa. Czuła wstyd zalegający na czubkach uszu w postaci czerwieni rozszerzonych naczynek krwionośnych i wiedziała, że nie będzie w stanie wytłumaczyć się przed nim, dlatego też wybrała milczenie. Wbijając się w kąt celi, obserwowała pęknięcia na ścianach i zdawało się jej, że są teraz najbardziej fascynującymi tworami na Ziemi. Wprawdzie co jakiś czas łapała się na chęci, by jednak sprawdzić, jak radzi sobie przemytnik, jednak ostatecznie dawała za wygraną i dalej podążała błękitem po farbie pokrytej siateczką drobnych rys. Nie była w stanie zasnąć, gdy w końcu przestali zadawać pytania. Gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że ktoś z rodziny się po nią upomni, choć bała się konfrontacji i tego, co mgli jej uczynić w konsekwencji nieprzemyślanych decyzji, którym się poddała.
Chciała zniknąć, przecierając zaschnięte na twarzy linie po łzach cieknących jeszcze chwilę temu po krzywiźnie policzków. Chciała zniknąć, otaczając podkurczone nogi chudymi rękami i wbijając między nie swe oczy. Chciała zniknąć, gdy w końcu przyszła upragniona chwila i szczęk kluczy w zamku więzienia. Jeszcze bardziej pragnęła obrócić się w nicość, gdy zaślepiona światłami żarówek, dostrzegła w znajome oblicze ciotki. Zawiodła całą rodzinę, jednak w tym momencie myślała tylko i wyłącznie o krzywdzie, którą wyrządziła właśnie jej – tej, którą uważała za ideał, tej, ku której chciała zawsze podążać, by stać się choć odrobinę podobną. Tymczasem starła wszystkie wartości, które powinny jej przyświecać i zdeptała zaufanie, jakim ją obdarzono.
Nie odezwała się ani słowem, choć oczy szkliły się od boleści i zmęczenia, które wstępowało w chude ciało, dopiero teraz poddane prawdziwemu osądowi. Niczym zdawały się drwiące spojrzenia kruczych, którzy wiedzieli, że schwytali kogoś, kto powinien stronić od takich sytuacji – dopięli swego i mieli możność, by przedstawić ją światu w złym świetle; sama na to zapracowała i musiała się pogodzić z prawdą.
– Ciociu… – jęknęła słabo, tłamsząc głos, by przypadkiem, choć przecież zdawała się do niej mówić, nie usłyszała pełnego nędzy westchnienia. Zacisnęła mocno pięści, by rozżalenie nie wypłynęło na wierzch, gdy były jeszcze w pomieszczeniu, gdzie wszyscy ich widzieli. Niepewnym wpierw krokiem, następnie o wiele żwawiej, podążyła ku sylwetce Frei – obietnicy, że koszmar więzienia zaraz się skończy. Również kobieta podążyła ku spotkaniu, by w końcu zamknąć młodą Oldenburg w objęciu. Dziewczyna nie potrafiła już dłużej wytrzymać, więc bezwiednie podniosła dłonie i przywarła do ciepła jej ciała, odnajdując w nim odrobinę wytchnienia. Przyłożyła policzek do miękkości ubrania i poczuła, że kąciki oczu stają się wilgotne, wraz ze słowami, które wypowiedziała Freja.
– Przepraszam – nie umiała nic więcej wydusić, gardło zaciśnięte żelazną klamrą strachu wciąż pozostawało niewzruszone na wszelakie próby podjęcia dalszego dialogu. Pytanie, które pojawiło się po chwili, zmusiło Lumikki, by odwróciła się na moment i spojrzała w stronę drzwi, za którymi znajdowało się wejście do samego aresztu i cel, ułożonych ciasno tuż obok siebie. – Nie… Nie… N-nic. Nic. – Zająknęła się, jakby w obawie, że jednak coś pozostało i że będzie zmuszona ponownie wejść tam, gdzie czekał wstyd i poczucie winy. W końcu postanowiła spojrzeć w oczy Frei, choć zrobiła to z niemałym wysiłkiem, gdyż pragnęła odwlec najbardziej nieprzyjemne doświadczenia.
Być może cela nie była tak zła…
Nie chciała poczuć namacalnych dowodów zszargania kobiecego zaufania, jednak była świadoma, że nie może uciekać do końca życia przed konsekwencjami. Widziała ogrom emocji, które szarpały krewniaczką i to właśnie ona – Lumikki – była wszystkiemu winna. Opuściła oczy ze smutkiem.
– Czy możemy wyjść? Potrzebuję chyba świeżego powietrza… – Chwyciła się jedynej deski ratunku, która przychodziła jej do głowy.
Chciała zniknąć, przecierając zaschnięte na twarzy linie po łzach cieknących jeszcze chwilę temu po krzywiźnie policzków. Chciała zniknąć, otaczając podkurczone nogi chudymi rękami i wbijając między nie swe oczy. Chciała zniknąć, gdy w końcu przyszła upragniona chwila i szczęk kluczy w zamku więzienia. Jeszcze bardziej pragnęła obrócić się w nicość, gdy zaślepiona światłami żarówek, dostrzegła w znajome oblicze ciotki. Zawiodła całą rodzinę, jednak w tym momencie myślała tylko i wyłącznie o krzywdzie, którą wyrządziła właśnie jej – tej, którą uważała za ideał, tej, ku której chciała zawsze podążać, by stać się choć odrobinę podobną. Tymczasem starła wszystkie wartości, które powinny jej przyświecać i zdeptała zaufanie, jakim ją obdarzono.
Nie odezwała się ani słowem, choć oczy szkliły się od boleści i zmęczenia, które wstępowało w chude ciało, dopiero teraz poddane prawdziwemu osądowi. Niczym zdawały się drwiące spojrzenia kruczych, którzy wiedzieli, że schwytali kogoś, kto powinien stronić od takich sytuacji – dopięli swego i mieli możność, by przedstawić ją światu w złym świetle; sama na to zapracowała i musiała się pogodzić z prawdą.
– Ciociu… – jęknęła słabo, tłamsząc głos, by przypadkiem, choć przecież zdawała się do niej mówić, nie usłyszała pełnego nędzy westchnienia. Zacisnęła mocno pięści, by rozżalenie nie wypłynęło na wierzch, gdy były jeszcze w pomieszczeniu, gdzie wszyscy ich widzieli. Niepewnym wpierw krokiem, następnie o wiele żwawiej, podążyła ku sylwetce Frei – obietnicy, że koszmar więzienia zaraz się skończy. Również kobieta podążyła ku spotkaniu, by w końcu zamknąć młodą Oldenburg w objęciu. Dziewczyna nie potrafiła już dłużej wytrzymać, więc bezwiednie podniosła dłonie i przywarła do ciepła jej ciała, odnajdując w nim odrobinę wytchnienia. Przyłożyła policzek do miękkości ubrania i poczuła, że kąciki oczu stają się wilgotne, wraz ze słowami, które wypowiedziała Freja.
– Przepraszam – nie umiała nic więcej wydusić, gardło zaciśnięte żelazną klamrą strachu wciąż pozostawało niewzruszone na wszelakie próby podjęcia dalszego dialogu. Pytanie, które pojawiło się po chwili, zmusiło Lumikki, by odwróciła się na moment i spojrzała w stronę drzwi, za którymi znajdowało się wejście do samego aresztu i cel, ułożonych ciasno tuż obok siebie. – Nie… Nie… N-nic. Nic. – Zająknęła się, jakby w obawie, że jednak coś pozostało i że będzie zmuszona ponownie wejść tam, gdzie czekał wstyd i poczucie winy. W końcu postanowiła spojrzeć w oczy Frei, choć zrobiła to z niemałym wysiłkiem, gdyż pragnęła odwlec najbardziej nieprzyjemne doświadczenia.
Być może cela nie była tak zła…
Nie chciała poczuć namacalnych dowodów zszargania kobiecego zaufania, jednak była świadoma, że nie może uciekać do końca życia przed konsekwencjami. Widziała ogrom emocji, które szarpały krewniaczką i to właśnie ona – Lumikki – była wszystkiemu winna. Opuściła oczy ze smutkiem.
– Czy możemy wyjść? Potrzebuję chyba świeżego powietrza… – Chwyciła się jedynej deski ratunku, która przychodziła jej do głowy.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Brzemię zmartwień przybiło matowe spojrzenie, niegdyś żywe i pełne blasku, tak teraz ledwo przypominało siebie. Umęczone nieustannym stresem ciało już na pierwszy rzut oka błagalnie wołało o pomoc. Trzymając siostrzenicę w ramionach mogła mówić o ogromnym szczęściu. Nie dość, że była cała i względnie zdrowa, to na dodatek dowiedziała się o zajściu w miarę szybko i mogła ukrócić niefartowny zbieg okoliczności. Dłuższy pobyt w celu mógłby przynieść im obu o wiele więcej zszarganych nerwów. Zamiast trzęść się ze strachu w oczekiwaniu na oficjalny komunikat Kruczej Straży już teraz mogły opuścić nienawistne ściany posterunku, choć na razie musiała skupić się na wtłoczeniu w ochłodzone ciało Lumikki skondensowanej dawki ciepła. Obawiała się, że inaczej nie dotarłyby do drzwi mieszkania.
Z czułością spijała każde słowo wypowiedziane przez drżące z przejęcia usta. Kurtyna utkana ze stresu opadła w gwałtownym motłochu złości oraz rozżalenia, nienachalnie ustępując pod wartkim strumieniem troski płynącej prosto z serca. Wątła wiara rozsiewała zwątpienie w zasadność podjętych kroków, które w ostatecznym rozrachunku doprowadziły do ujrzenia świata zza krat. Słodycz szczerych przeprosin wraz z niepewnym spojrzeniem ujęło rozwichrzone na cztery strony Midgardu myśli w jedno miejsce. Wciąż była na nią zła, lecz ciało powoli zaczynało odrzucać złość wżerającą się głęboko w ciało na poczet krystalicznie czystych chęci zapewnienia ostoi opieki i bezpieczeństwa, tak, aby mogła poczuć się lepiej.
— Oczywiście. Już wychodzimy.
Drogę do bramy kamienicy przebyły tak szybko, jak było to możliwe. Zamykając za sobą drzwi mieszkania mimowolnie odetchnęła z ulgą, choć najgorsze czekało na nie tuż po pierwszym brzasku poranka. Biorąc siostrzenicę pod ramię zaprowadziła ją do pokoju gościnnego, który wyglądał tak, jakby właśnie oczekiwał na pojawienie się niezapowiedzianego gościa - zapach świeżej pościeli niemal drażnił nozdrza, w wazonie na komodzie pysznił się bukiet dorodnych kwiatów, a na fotelu leżała schludnie ułożona koszula nocna i para wełnianych skarpet. Dopiero tutaj pozwoliła sobie ponownie objąć wymęczone ciało siostrzenicy na tyle mocno, na ile nie pozwoliła sobie jeszcze na posterunku.
— Bałam się o Ciebie, Lumikki. — Szeptała w obawie przed uniesieniem głosu. — Znajomy oficer z Kruczej Straży poinformował mnie o twojej sytuacji i czym prędzej ruszyłam przed siebie — zdzierając z umysłu senne marzenia nie wahała się ani chwili. Z pewnością jeszcze znajdzie dni, w których będzie mogła oddawać się im do oporu, tymczasem miała zdecydowanie ważniejsze rzeczy na głowie. Dawno nie czuła tak wielkiego strachu. Bała się zwłaszcza tego, że nie będzie potrafiła pomóc i zostanie zmuszona do bezsilnego przyglądania się cierpieniu jednej z osób najbliższych sercu. Również dlatego delikatnie poprowadziła ją na skraj łóżka, jakby przerwanie kontaktu choć na chwilę mogło sprawić powrót koszmaru sprzed godziny. Zajmując miejsce tuż obok wyszeptała proste, klasyczne zaklęcia, a na etażerce nagle pojawił się talerz z bajecznie pachnącym wypiekiem w postaci bułeczek z nadzieniem o smaku jabłek z cynamonem, z dodatkiem ciepłej szklanki mleka.
— Zjesz, jeśli jesteś głodna. W innym przypadku możesz to po prostu zostawić.
Mogła się spytać, czy potrzebuje jedzenia, lecz biorąc pod uwagę stres i szok gromadzącego się nieprzerwanie od blisko doby wolała wyprzedzić okoliczności. W razie potrzeby była gotowa podać wszystko wprost do rąk siostrzenicy, przy okazji muskając opuszkami palców skórę nabierającą kolorytu w sprzyjających temu warunkach. Czy właśnie tak czuli się rodzice w obawie przed krzywdą swoich dzieci? Mimowolnie zaczęła się nad tym zastanawiać, a również nad tym, co zrobi ojciec Lumikki po dowiedzeniu się prawdy.
Z czułością spijała każde słowo wypowiedziane przez drżące z przejęcia usta. Kurtyna utkana ze stresu opadła w gwałtownym motłochu złości oraz rozżalenia, nienachalnie ustępując pod wartkim strumieniem troski płynącej prosto z serca. Wątła wiara rozsiewała zwątpienie w zasadność podjętych kroków, które w ostatecznym rozrachunku doprowadziły do ujrzenia świata zza krat. Słodycz szczerych przeprosin wraz z niepewnym spojrzeniem ujęło rozwichrzone na cztery strony Midgardu myśli w jedno miejsce. Wciąż była na nią zła, lecz ciało powoli zaczynało odrzucać złość wżerającą się głęboko w ciało na poczet krystalicznie czystych chęci zapewnienia ostoi opieki i bezpieczeństwa, tak, aby mogła poczuć się lepiej.
— Oczywiście. Już wychodzimy.
Drogę do bramy kamienicy przebyły tak szybko, jak było to możliwe. Zamykając za sobą drzwi mieszkania mimowolnie odetchnęła z ulgą, choć najgorsze czekało na nie tuż po pierwszym brzasku poranka. Biorąc siostrzenicę pod ramię zaprowadziła ją do pokoju gościnnego, który wyglądał tak, jakby właśnie oczekiwał na pojawienie się niezapowiedzianego gościa - zapach świeżej pościeli niemal drażnił nozdrza, w wazonie na komodzie pysznił się bukiet dorodnych kwiatów, a na fotelu leżała schludnie ułożona koszula nocna i para wełnianych skarpet. Dopiero tutaj pozwoliła sobie ponownie objąć wymęczone ciało siostrzenicy na tyle mocno, na ile nie pozwoliła sobie jeszcze na posterunku.
— Bałam się o Ciebie, Lumikki. — Szeptała w obawie przed uniesieniem głosu. — Znajomy oficer z Kruczej Straży poinformował mnie o twojej sytuacji i czym prędzej ruszyłam przed siebie — zdzierając z umysłu senne marzenia nie wahała się ani chwili. Z pewnością jeszcze znajdzie dni, w których będzie mogła oddawać się im do oporu, tymczasem miała zdecydowanie ważniejsze rzeczy na głowie. Dawno nie czuła tak wielkiego strachu. Bała się zwłaszcza tego, że nie będzie potrafiła pomóc i zostanie zmuszona do bezsilnego przyglądania się cierpieniu jednej z osób najbliższych sercu. Również dlatego delikatnie poprowadziła ją na skraj łóżka, jakby przerwanie kontaktu choć na chwilę mogło sprawić powrót koszmaru sprzed godziny. Zajmując miejsce tuż obok wyszeptała proste, klasyczne zaklęcia, a na etażerce nagle pojawił się talerz z bajecznie pachnącym wypiekiem w postaci bułeczek z nadzieniem o smaku jabłek z cynamonem, z dodatkiem ciepłej szklanki mleka.
— Zjesz, jeśli jesteś głodna. W innym przypadku możesz to po prostu zostawić.
Mogła się spytać, czy potrzebuje jedzenia, lecz biorąc pod uwagę stres i szok gromadzącego się nieprzerwanie od blisko doby wolała wyprzedzić okoliczności. W razie potrzeby była gotowa podać wszystko wprost do rąk siostrzenicy, przy okazji muskając opuszkami palców skórę nabierającą kolorytu w sprzyjających temu warunkach. Czy właśnie tak czuli się rodzice w obawie przed krzywdą swoich dzieci? Mimowolnie zaczęła się nad tym zastanawiać, a również nad tym, co zrobi ojciec Lumikki po dowiedzeniu się prawdy.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Możliwość opuszczenia posterunku przyjęła z nieopisaną wdzięcznością. Ubrana w płaszcz, wcisnęła twarz w wysoki kołnierz i zupełnie skulona poddała się woli Frei, przyzwalającej by w końcu mogły opuścić oświetlony jaskrawym światłem hol i wniknąć w szarość ulic Midgardu. Nie chciała, by ktokolwiek ją zobaczył, nie w takim stanie, gdy była bliska załamania nerwowego, czarnej rozpaczy wżerającej się we wszystkie komórki ciała i myśli. Jeszcze ostatkiem siły myślała o swoim wspólniku, którego pozostawiła: jednak nie miała odwagi, by zatrzymać krewniaczkę i poprosić ją, by szepty jeszcze jedno słowo za Arthurem. Stchórzyła być może w najważniejszym momencie, jednak słowa grzęzły jej w gardle i nie mogła nic na to poradzić. Zmęczenie obecne na obliczu wskazywało jedynie, że powinna w końcu odetchnąć i choć na chwilę oddać się błogości braku myśli o tym, co złego uczyniła.
Nie odezwała się również w trakcie podróży do mieszkania Frei, nie była pewna, czy jakakolwiek rozmowa byłaby na miejscu. Wolała szybko i niepostrzeżenie udać się do ostoi spokoju, by w nieprzenikniony murach odnaleźć w końcu ukojenie dla kołatającego serca. Gdy przestąpiła próg, podobnie jak jej krewniaczka, mimowolnie odetchnęła z ulgą. Czuła ją nawet wtedy, gdy była świadoma, że dopiero teraz rozpocznie się prawdziwa konfrontacja, rozmowa o tym, co się stało i dlaczego pozwoliła sobie na tak niedorzeczne zachowanie. Brała jednak wszystko w całości, uważając, że i tak spotka ją tu o wiele łaskawszy los, niż w domu rodzinnym. Zsunęła więc z barków płaszcz i zdjęła buty. Czuła, że stopy ma przemarznięte, a ciało wciąż dygocze w nerwowym spazmie. Pozwoliła jednak, aby Freja ponownie objęła ją swoimi ramionami i poprowadziła do pomieszczenia, które najwyraźniej czekało na jej przybycie. Do oczu cisnęły się jej łzy wdzięczności i radości. Widziała wszystkie przedmioty, które ułożyła specjalnie dla niej i była pełna podziwu dla dobroci, którą posiadała w sobie kobieta. Bezwładnie poddała się gestom czułości, wciskając policzek w miękką pierś, słysząc bicie jej serca i słowa, które wypowiadała pełna obaw, ale i odległej ulgi, że póki co, już po wszystkim, że pierwszy kryzys został zażegnany.
– Przepraszam, przepraszam… – Oczy piekły, a łzy sączyły się z nich pomimo szczerych chęci pozostania w nienagannym opanowaniu. – Nie chciałam sprawić ci bólu, nie chciałam nikogo zmartwić, ale… ale… nie myślałam o konsekwencjach, jestem taka głupia – załkała, wiedząc, że gorące łzy wsiąkają właśnie w ubranie Frei i wykwitają na materiale dwiema plamami, z chwili na chwilę coraz większymi. Nie wiedziała kiedy, została posadzona na skraju łóżka. Wszystkie drobne chwile uciekały jej niepostrzeżenie. Czas zdawał się zupełnie zmienić swój naturalny bieg, nie potrafiła tego wyjaśnić. Umęczone ciało opadło na miękkość materaca. Dopiero wtedy pozwoliła sobie wyjrzeć z objęć ciotki i sprawdzić, co dzieje się dookoła. – Dziękuję… – wyszeptała, gdy zobaczyła przygotowany posiłek, pachnący tak intensywnie, że jej ślinianki zaczęły wariować produkując ślinę, którą musiała szybko przełknąć. Zaczerwieniła się zawstydzona swoją prostą reakcją i spojrzała niepewnie na Freję. Czy aby na pewno mogła sięgnąć po wypiek? Choć spędziła w celi ledwie kilkanaście godzin, to już taka odrobina starczyła, by bała się jakiegokolwiek ruchu, pozostając wciąż w szoku nieznanego. Nie umiała wyobrazić sobie sytuacji, w której zostałaby skazana na o wiele dłuższy pobyt za kratami. Siedziała w milczeniu długą chwilę. Wbiła błękit oczu w splecione na kolanach dłonie i nie miała odwagi, by rozpocząć tłumaczenie się, choć podskórnie czuła potrzebę, by zrzucić z siebie cały ciężar. Maskując wewnętrzne rozdarcie, sięgnęła w końcu po bułeczkę, choć miętosiła ją w dłoniach jeszcze chwilę, nim pozwoliła sobie ugryźć. Przeżuwając kawałek wypieku, ponownie poczuła, jak oczy nabiegają jej wilgocią, a słodycz miesza się ze słonym posmakiem łez. – Tak strasznie mi głupio. Powinnaś zostawić mnie, albo wygnać precz. Jesteś zbyt dobra – ponownie słowa rozmyły się w łkaniu, gdy ugryzła bułeczkę, a jej policzki zaokrągliły się niczym u małego chomika. Wciąż nie potrafiła zebrać myśli na tyle, by powiedzieć coś więcej, poza nieustannymi przeprosinami i zapewnieniami, że cierpi z powodu swojej własnej głupoty.
Nie odezwała się również w trakcie podróży do mieszkania Frei, nie była pewna, czy jakakolwiek rozmowa byłaby na miejscu. Wolała szybko i niepostrzeżenie udać się do ostoi spokoju, by w nieprzenikniony murach odnaleźć w końcu ukojenie dla kołatającego serca. Gdy przestąpiła próg, podobnie jak jej krewniaczka, mimowolnie odetchnęła z ulgą. Czuła ją nawet wtedy, gdy była świadoma, że dopiero teraz rozpocznie się prawdziwa konfrontacja, rozmowa o tym, co się stało i dlaczego pozwoliła sobie na tak niedorzeczne zachowanie. Brała jednak wszystko w całości, uważając, że i tak spotka ją tu o wiele łaskawszy los, niż w domu rodzinnym. Zsunęła więc z barków płaszcz i zdjęła buty. Czuła, że stopy ma przemarznięte, a ciało wciąż dygocze w nerwowym spazmie. Pozwoliła jednak, aby Freja ponownie objęła ją swoimi ramionami i poprowadziła do pomieszczenia, które najwyraźniej czekało na jej przybycie. Do oczu cisnęły się jej łzy wdzięczności i radości. Widziała wszystkie przedmioty, które ułożyła specjalnie dla niej i była pełna podziwu dla dobroci, którą posiadała w sobie kobieta. Bezwładnie poddała się gestom czułości, wciskając policzek w miękką pierś, słysząc bicie jej serca i słowa, które wypowiadała pełna obaw, ale i odległej ulgi, że póki co, już po wszystkim, że pierwszy kryzys został zażegnany.
– Przepraszam, przepraszam… – Oczy piekły, a łzy sączyły się z nich pomimo szczerych chęci pozostania w nienagannym opanowaniu. – Nie chciałam sprawić ci bólu, nie chciałam nikogo zmartwić, ale… ale… nie myślałam o konsekwencjach, jestem taka głupia – załkała, wiedząc, że gorące łzy wsiąkają właśnie w ubranie Frei i wykwitają na materiale dwiema plamami, z chwili na chwilę coraz większymi. Nie wiedziała kiedy, została posadzona na skraju łóżka. Wszystkie drobne chwile uciekały jej niepostrzeżenie. Czas zdawał się zupełnie zmienić swój naturalny bieg, nie potrafiła tego wyjaśnić. Umęczone ciało opadło na miękkość materaca. Dopiero wtedy pozwoliła sobie wyjrzeć z objęć ciotki i sprawdzić, co dzieje się dookoła. – Dziękuję… – wyszeptała, gdy zobaczyła przygotowany posiłek, pachnący tak intensywnie, że jej ślinianki zaczęły wariować produkując ślinę, którą musiała szybko przełknąć. Zaczerwieniła się zawstydzona swoją prostą reakcją i spojrzała niepewnie na Freję. Czy aby na pewno mogła sięgnąć po wypiek? Choć spędziła w celi ledwie kilkanaście godzin, to już taka odrobina starczyła, by bała się jakiegokolwiek ruchu, pozostając wciąż w szoku nieznanego. Nie umiała wyobrazić sobie sytuacji, w której zostałaby skazana na o wiele dłuższy pobyt za kratami. Siedziała w milczeniu długą chwilę. Wbiła błękit oczu w splecione na kolanach dłonie i nie miała odwagi, by rozpocząć tłumaczenie się, choć podskórnie czuła potrzebę, by zrzucić z siebie cały ciężar. Maskując wewnętrzne rozdarcie, sięgnęła w końcu po bułeczkę, choć miętosiła ją w dłoniach jeszcze chwilę, nim pozwoliła sobie ugryźć. Przeżuwając kawałek wypieku, ponownie poczuła, jak oczy nabiegają jej wilgocią, a słodycz miesza się ze słonym posmakiem łez. – Tak strasznie mi głupio. Powinnaś zostawić mnie, albo wygnać precz. Jesteś zbyt dobra – ponownie słowa rozmyły się w łkaniu, gdy ugryzła bułeczkę, a jej policzki zaokrągliły się niczym u małego chomika. Wciąż nie potrafiła zebrać myśli na tyle, by powiedzieć coś więcej, poza nieustannymi przeprosinami i zapewnieniami, że cierpi z powodu swojej własnej głupoty.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Czerpała pociechę z trzymania siostrzenicy w ramionach. Nie była uradowana jedynie z szlochu wydobywającego się z jej piersi oraz łez snujących się z oczu, których końca mogła wypatrywać na próżno. Każdy, choćby najmniejszy ślad smutku ranił ją na równi mocno co ostrze wsuwające się w ciało, zwłaszcza, że chodziło tu o bezsilność wobec ukorzenia niespokojnych myśli zrodzonych w ciemności celi. Myślała wyłącznie o złagodzeniu jej boleści. Ukorzyła złość trzeszczącą w kościach, pomstę na brak odpowiedzialności i burzliwe namiętności, zastępując wszystkie te przymioty spokojem oraz pragnieniem zapewnienia Lumikki bezpieczeństwa. Domowa otulina roztaczana przez ściany mieszkania nie była tym, czego w pełni potrzebowała, wszak rodowa siedziba Oldenburgów mieściła się daleko poza granicami Midgardu, lecz na ten moment to musiało wystarczyć. Chciała dołożyć wszelkich starań, żeby jak najszybciej pozbyła się przykrych wspomnień z aresztu.
Słowa wypływające zza ust dziewczyny wsiąkały razem z łzami w materiał ubrania, skąd wytyczały bolesną ścieżkę do głębin serca. Na próżno próbowała powstrzymać się bólem.
— Jesteś już ze mną i to jest najważniejsze. Dzisiaj masz już dość wrażeń i nie będę dokładać Ci niczego ponad twoje siły — łagodny tembr głosu otulił drżące ciało siostrzenicy. Nie zamierzała jeszcze dzisiaj wyciskać z niej szczegółów dotyczących zatrzymania, na to miały jeszcze czas. Noc nie była dobrym sprzymierzeńcem roztrząsania swoich lęków, niepewności i obaw. Na razie zamierzała dostarczyć umęczonej duszy tego, czego potrzebowała najbardziej po dniu wypełnionym tak wieloma wrażeniami - spokoju. Sama również nie mogła oprzeć się wrażeniu, że po przyłożeniu głowy do poduszki zaśnie prędzej niż zdarzało się to podczas samotnie spędzonych nocy, często pozbawiona nawet towarzystwa kapryśnej kotki.
Przyglądanie się emocjom ściągającym rysy Lumikki były nowym, nieprzyjemnym doświadczeniem. Nie sądziła, że myśli obrysowujące kruche ściany umysłu będą silne na tyle, aby zatrzymać potrzebę sięgnięcia po jedzenie. Zamiast przygany znowu zaoferowała jedynie ciepłe, zachęcające spojrzenie. Musiała zrozumieć, że w tym otoczeniu nie ma się czego bać i może powoli wracać do siebie, niezależnie od czekających na nią konsekwencji.
— O czym ty w ogóle mówisz? — delikatnie wytarła jej mokre policzki wierzchem dłoni, próbując nie zakłócić jedzenia bułeczki. — Jak mogłabym Cię zostawić, Lumi? Nigdy tego nie zrobię, choćbyś popełniła największe głupstwo. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie zbyt ważna.
Echo słów wypowiedzianych podczas rozmowy w galerii wróciło rykoszetem. I choć więzy krwi zaprzeczały silnemu pokrewieństwu, tak poczuwała się do obowiązku troszczenia się o nią w każdy możliwy sposób. Zwłaszcza świadczyła o tym sytuacja, w której się znajdowały i fakt, że zaniechała poinformowania Oldenburgów w pierwszej kolejności po otrzymaniu wiadomości. Na samą myśl o reakcji jarla skrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Nie trwało to długo ze względu na pojawienie się śnieżnobiałej kuli sierści, która swoim mruczeniem potrafiła uzdrowić niejednego zbłąkanego wędrowca. Kotka zręcznie wskoczyła na łóżko i zajęła miejsce na jednej z poduszek, łypiąc na nie złotymi ślepiami.
— Hnoss zapewne dotrzyma Ci towarzystwa w nocy — uśmiechając się delikatnie wciąż starała się osuszyć poliki siostrzenicy, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba. — Potrzebujesz czegoś jeszcze? — wolała upewnić się, czy ma tu wszystko czego chciała. Na razie sięgnęła po talerz i trzymała go tuż przy sobie, aby nie musiała tak daleko sięgać po jedzenie. Miała na uwadze również to, z jakim niezdecydowaniem sięgnęła po pierwszy kęs.
Słowa wypływające zza ust dziewczyny wsiąkały razem z łzami w materiał ubrania, skąd wytyczały bolesną ścieżkę do głębin serca. Na próżno próbowała powstrzymać się bólem.
— Jesteś już ze mną i to jest najważniejsze. Dzisiaj masz już dość wrażeń i nie będę dokładać Ci niczego ponad twoje siły — łagodny tembr głosu otulił drżące ciało siostrzenicy. Nie zamierzała jeszcze dzisiaj wyciskać z niej szczegółów dotyczących zatrzymania, na to miały jeszcze czas. Noc nie była dobrym sprzymierzeńcem roztrząsania swoich lęków, niepewności i obaw. Na razie zamierzała dostarczyć umęczonej duszy tego, czego potrzebowała najbardziej po dniu wypełnionym tak wieloma wrażeniami - spokoju. Sama również nie mogła oprzeć się wrażeniu, że po przyłożeniu głowy do poduszki zaśnie prędzej niż zdarzało się to podczas samotnie spędzonych nocy, często pozbawiona nawet towarzystwa kapryśnej kotki.
Przyglądanie się emocjom ściągającym rysy Lumikki były nowym, nieprzyjemnym doświadczeniem. Nie sądziła, że myśli obrysowujące kruche ściany umysłu będą silne na tyle, aby zatrzymać potrzebę sięgnięcia po jedzenie. Zamiast przygany znowu zaoferowała jedynie ciepłe, zachęcające spojrzenie. Musiała zrozumieć, że w tym otoczeniu nie ma się czego bać i może powoli wracać do siebie, niezależnie od czekających na nią konsekwencji.
— O czym ty w ogóle mówisz? — delikatnie wytarła jej mokre policzki wierzchem dłoni, próbując nie zakłócić jedzenia bułeczki. — Jak mogłabym Cię zostawić, Lumi? Nigdy tego nie zrobię, choćbyś popełniła największe głupstwo. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie zbyt ważna.
Echo słów wypowiedzianych podczas rozmowy w galerii wróciło rykoszetem. I choć więzy krwi zaprzeczały silnemu pokrewieństwu, tak poczuwała się do obowiązku troszczenia się o nią w każdy możliwy sposób. Zwłaszcza świadczyła o tym sytuacja, w której się znajdowały i fakt, że zaniechała poinformowania Oldenburgów w pierwszej kolejności po otrzymaniu wiadomości. Na samą myśl o reakcji jarla skrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Nie trwało to długo ze względu na pojawienie się śnieżnobiałej kuli sierści, która swoim mruczeniem potrafiła uzdrowić niejednego zbłąkanego wędrowca. Kotka zręcznie wskoczyła na łóżko i zajęła miejsce na jednej z poduszek, łypiąc na nie złotymi ślepiami.
— Hnoss zapewne dotrzyma Ci towarzystwa w nocy — uśmiechając się delikatnie wciąż starała się osuszyć poliki siostrzenicy, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba. — Potrzebujesz czegoś jeszcze? — wolała upewnić się, czy ma tu wszystko czego chciała. Na razie sięgnęła po talerz i trzymała go tuż przy sobie, aby nie musiała tak daleko sięgać po jedzenie. Miała na uwadze również to, z jakim niezdecydowaniem sięgnęła po pierwszy kęs.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Długie rzęsy uginały się pod naporem łez sączących się spod przymkniętych powiek. Cierpiała, jej dusza rozpadała się na setkę kawałków, a łkanie dobywało się z piersi, choć czuła powoli wstępujące w ciało zmęczenie. Ołowiany płaszcz opadał na jej barki i te uginały się posłusznie, gdy miętosiła w dłoniach drobną bułeczkę, której smak niknął w słoności wilgoci torującej sobie drogę poprzez gładkie policzki. Nie potrafił wciąż zrozumieć, dlaczego Freja była tak dobra i dlaczego nie zganiła jej jeszcze przed wyjściem z komendy. Czuła jednak, że akceptacja była tym, czego najbardziej łaknęła, niczym kwiat pozbawiony przez długie dni zbawiennego deszczu. Zacisnęła palce na cieście, które ugięło się pod ich ciężarem i spojrzała na ciotkę. Kolejny raz, pełna wdzięczności i nadziei, że nie jest to jedynie sen, kpina losu i mara, którą zsyłają jej bogowie, by cierpiała jeszcze bardziej.
Westchnęła przeciągle i zjadła to, co miała pod ręką. Pokiwała spiesznie głową, gdy usłyszała zapewnienie kobiety. Wciąż musiała faktycznie rozprawić się z konsekwencjami czynów, jednak nie była to odpowiednia pora, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa. Miękkość łóżka kusiła, jednak za wszelką cenę nie chciała zostać sama. Nie, jeszcze nie, wolała, by krewniaczka towarzyszyła jej, póki zupełna niemoc nie odetnie dopływu światła, póki sen nie otoczy jej szczelnie i nie wypuści ze swych ramion. Wiedziała, że gdy pokój przepełni się pustką, ona nie wygra z demonami czyhającymi się w jej głowie – nie ucieknie przed ogarami sumienia, pędzącymi w szaleńczej gonitwie, by rozszarpać resztki jej dumy i dobrego imienia.
– Bo czuję, że tak powinno być… – Podjęła zrezygnowana. – Bo pewnie tego by chciał dziadek, gdyby o wszystkim wiedział. On niewiele wybacza. Mam poczucie, że gdy się dowie, odetnie mnie od wszystkiego – nuta infantylnego lęku o swoją osobę wdarła się w jej głos i przecięła szlochem już niemal spokojną wypowiedź. – Po prostu wiem, że zrobiłam coś skrajnie złego, ale dopiero teraz to do mnie dociera. Wtedy tak o tym nie myślałam. – Czerwień zagościła na jej policzkach i uderzyła również w uszy, których końcówki zaczęły ją piec. Dopiero teraz trzeźwiała i stawała oko w oko z prawdą. Nie była człowiekiem odpowiedzialnym, a jedynie dzieckiem, nie zdającym sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które na siebie sprowadziła. Lumi weszła na poważny ton, jednak szybko musiała przerwać, gdy nieopodal dostrzegła puszyste ciałko kota. Uśmiechnęła się pomimo goryczy, którą czuła na podniebieniu.
– Witaj mała… – szepnęła i wyciągnęła niepewnie palce, by dotknąć futerka, jednak obawiała się, że i kotka wyczuje w niej coś skażonego, brudnego, godnego jedynie politowania. Szybko więc ułożyła rękę na udzie i powstrzymała się przed czułością. – Cieszę się. – Ponownie uniosła błękit spojrzenia na Freję i otworzyła usta, by odpowiedzieć na jej pytanie. Widząc, że przeniosła nieco bliżej talerz, sięgnęła po kolejną bułeczkę, czując ścisk w żołądku. Instynkt nakazał jej napełnić żołądek, który wciąż przywierał do kręgosłupa, pusty i wykręcony w supeł. – Czy mogłabyś posiedzieć tu ze mną jeszcze? Już tyle dla mnie zrobiłaś, ale potrzebuję chyba towarzystwa. Mam wrażenie, że jeśli zostanę sama, to rozpadnę się zupełnie. W celi… – głos zachrypł jej wyraźnie. – W celi siedziałam niemal sama i same złe myśli nawiedzały moją głowę. – Wciąż nie miała odwagi, by przyznać się, że przez nią wylądował w niej również człowiek, który był najmniej odpowiedzialny za całe zamieszanie. Była winna wszystkim nieszczęściom, które go spotkały. Przyłożyła głowę do ramienia ciotki, opierając na nim jej ciężar. Ciepło bijące od ciała powoli odbudowywało poczucie bezpieczeństwa i przynależności – zupełnie wydartej, gdy funkcjonariusze wykręcali jej ręce za plecami i bezceremonialnie prowadzili na posterunek. Bez czułości, z obietnicą kary, która musiała ją spotkać.
Ołowiany płaszcz zmęczenia okrył również jej ręce i klatkę piersiową, unoszącą się miarowo, gdy łapała oddech. Ciężkie, piekące powieki nie chciały jednak pogrążyć się w śnie.
Westchnęła przeciągle i zjadła to, co miała pod ręką. Pokiwała spiesznie głową, gdy usłyszała zapewnienie kobiety. Wciąż musiała faktycznie rozprawić się z konsekwencjami czynów, jednak nie była to odpowiednia pora, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa. Miękkość łóżka kusiła, jednak za wszelką cenę nie chciała zostać sama. Nie, jeszcze nie, wolała, by krewniaczka towarzyszyła jej, póki zupełna niemoc nie odetnie dopływu światła, póki sen nie otoczy jej szczelnie i nie wypuści ze swych ramion. Wiedziała, że gdy pokój przepełni się pustką, ona nie wygra z demonami czyhającymi się w jej głowie – nie ucieknie przed ogarami sumienia, pędzącymi w szaleńczej gonitwie, by rozszarpać resztki jej dumy i dobrego imienia.
– Bo czuję, że tak powinno być… – Podjęła zrezygnowana. – Bo pewnie tego by chciał dziadek, gdyby o wszystkim wiedział. On niewiele wybacza. Mam poczucie, że gdy się dowie, odetnie mnie od wszystkiego – nuta infantylnego lęku o swoją osobę wdarła się w jej głos i przecięła szlochem już niemal spokojną wypowiedź. – Po prostu wiem, że zrobiłam coś skrajnie złego, ale dopiero teraz to do mnie dociera. Wtedy tak o tym nie myślałam. – Czerwień zagościła na jej policzkach i uderzyła również w uszy, których końcówki zaczęły ją piec. Dopiero teraz trzeźwiała i stawała oko w oko z prawdą. Nie była człowiekiem odpowiedzialnym, a jedynie dzieckiem, nie zdającym sobie sprawy z niebezpieczeństwa, które na siebie sprowadziła. Lumi weszła na poważny ton, jednak szybko musiała przerwać, gdy nieopodal dostrzegła puszyste ciałko kota. Uśmiechnęła się pomimo goryczy, którą czuła na podniebieniu.
– Witaj mała… – szepnęła i wyciągnęła niepewnie palce, by dotknąć futerka, jednak obawiała się, że i kotka wyczuje w niej coś skażonego, brudnego, godnego jedynie politowania. Szybko więc ułożyła rękę na udzie i powstrzymała się przed czułością. – Cieszę się. – Ponownie uniosła błękit spojrzenia na Freję i otworzyła usta, by odpowiedzieć na jej pytanie. Widząc, że przeniosła nieco bliżej talerz, sięgnęła po kolejną bułeczkę, czując ścisk w żołądku. Instynkt nakazał jej napełnić żołądek, który wciąż przywierał do kręgosłupa, pusty i wykręcony w supeł. – Czy mogłabyś posiedzieć tu ze mną jeszcze? Już tyle dla mnie zrobiłaś, ale potrzebuję chyba towarzystwa. Mam wrażenie, że jeśli zostanę sama, to rozpadnę się zupełnie. W celi… – głos zachrypł jej wyraźnie. – W celi siedziałam niemal sama i same złe myśli nawiedzały moją głowę. – Wciąż nie miała odwagi, by przyznać się, że przez nią wylądował w niej również człowiek, który był najmniej odpowiedzialny za całe zamieszanie. Była winna wszystkim nieszczęściom, które go spotkały. Przyłożyła głowę do ramienia ciotki, opierając na nim jej ciężar. Ciepło bijące od ciała powoli odbudowywało poczucie bezpieczeństwa i przynależności – zupełnie wydartej, gdy funkcjonariusze wykręcali jej ręce za plecami i bezceremonialnie prowadzili na posterunek. Bez czułości, z obietnicą kary, która musiała ją spotkać.
Ołowiany płaszcz zmęczenia okrył również jej ręce i klatkę piersiową, unoszącą się miarowo, gdy łapała oddech. Ciężkie, piekące powieki nie chciały jednak pogrążyć się w śnie.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Nie pragnęła być silna. Nie miała ku temu predyspozycji, wszak od tak dawna tułała się pośród gąszcza lasu swoich słabości, tak, że zlękniona dusza z napięciem wyczekiwała pojawienia się spokoju nocy. Czasami zostawała jednak rzucona ku przepaści i chciała podnosić tych, którzy śmieli w siebie wątpić z racji popełnionych błędów. Każdy miał do nich prawo i siostrzenica zawsze powinna o tym pamiętać, jednak nie mogła winić ją za to, że dzisiaj nie była w stanie oddać się tym rozmyślaniom.
Obawy żywione wobec domniemanej postawy dziadka były uzasadnione. Jarl rodu Oldenburg nie miał w zwyczaju pobłażać nikomu, a co za tym idzie również nie przewidywał wybaczenia wobec wybryków młodszego pokolenia. Szanowała go jako człowieka, lecz im starszy się robił, tym częściej zapominał o przywarach młodości.
— Na szczęście w niczym go nie przypominam — pozwoliła obawom Lumikki wydostać się na zewnątrz w postaci łez, choć sam ich widok niepomiernie wzbudzał poczucie smutku i bezsilności. — Zawsze znajdę dla Ciebie miejsce. Ten pokój będzie jest twój niezależnie od tego, co się stanie. Każdy z nas ma prawo do podejmowania decyzji, które w ostatecznym rozrachunku postrzegamy jako nieodpowiedzialne albo bezmyślne — ciche westchnięcie przedarło się przez nieznacznie otwarte usta. Miała nadzieję, że dzięki temu sen przyniesienie upragnione ukojenie, a jutrzejszy poranek przyniesie choć odrobinę mniej smutku. Spoglądając na zapłakaną twarz siostrzenicy mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad tym, gdzie w tym wszystkim znajdą się jej prawdziwi rodzice i po jakiej stronie się opowiedzą. Takiemu zachowaniu niezwłocznie należało się upomnienie, ale równie koniecznie wydawało się wskazanie dziewczynie jasnego drogowskazu i okazanie wsparcia, ponieważ to w nich powinna doszukiwać się prawdziwej ostoi bezpieczeństwa.
Mimo to zawsze chciała, żeby czuła się tu jak w domu. Pomogłaby jej nawet wtedy, gdy sytuacja przewyższałaby posiadane siły.
Pojawienie się kotki mogło rozchmurzyć atmosferę panującą w pokoju, który wkrótce wypełnił się przyjemnym dla ucha mruczeniem. Niestety Hnoss zbyt szybko ułożyła się wygodnie na poduszce, a Lumikki zabrała swoją dłoń w geście, którego na razie nie rozumiała. Wiedziała tylko, że każdy moment spędzony w areszcie wyrządził jej krzywdę. Jedynym pocieszeniem były bułeczki znikające z przysuniętego talerza - być może jedzenie było ostatnim życzeniem na liście, ale kojarząc zwyczaje Kruczej Straży miała pojęcie o tym, że w ciągu dnia nie miała co liczyć na lepszy posiłek.
— Och, Lumi... Zostanę z tobą tak długo jak zechcesz. — Mogła spędzić przy niej całą noc, byle mieć pewność, że zapadła w spokojny sen. Sama nie miała na niego ochoty, nie po ogromnie wrażeń przetaczających się przez ciało w trakcie oczekiwania na pojawienie się siostrzenicy na komisariacie. Zaciskając palce na talerzu wzięła głęboki wdech. — Mogłabym zostać nawet do rana, jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej. Nie bój się o to poprosić.
Wychylając się z zajmowanego miejsca odłożyła naczynie z brzękiem z powrotem na etażerkę. Nie czekając na odpowiedź przysunęła się bliżej niej, chcąc jeszcze mocniej wyrazić swoje wsparcie.
Obawy żywione wobec domniemanej postawy dziadka były uzasadnione. Jarl rodu Oldenburg nie miał w zwyczaju pobłażać nikomu, a co za tym idzie również nie przewidywał wybaczenia wobec wybryków młodszego pokolenia. Szanowała go jako człowieka, lecz im starszy się robił, tym częściej zapominał o przywarach młodości.
— Na szczęście w niczym go nie przypominam — pozwoliła obawom Lumikki wydostać się na zewnątrz w postaci łez, choć sam ich widok niepomiernie wzbudzał poczucie smutku i bezsilności. — Zawsze znajdę dla Ciebie miejsce. Ten pokój będzie jest twój niezależnie od tego, co się stanie. Każdy z nas ma prawo do podejmowania decyzji, które w ostatecznym rozrachunku postrzegamy jako nieodpowiedzialne albo bezmyślne — ciche westchnięcie przedarło się przez nieznacznie otwarte usta. Miała nadzieję, że dzięki temu sen przyniesienie upragnione ukojenie, a jutrzejszy poranek przyniesie choć odrobinę mniej smutku. Spoglądając na zapłakaną twarz siostrzenicy mimowolnie zaczęła się zastanawiać nad tym, gdzie w tym wszystkim znajdą się jej prawdziwi rodzice i po jakiej stronie się opowiedzą. Takiemu zachowaniu niezwłocznie należało się upomnienie, ale równie koniecznie wydawało się wskazanie dziewczynie jasnego drogowskazu i okazanie wsparcia, ponieważ to w nich powinna doszukiwać się prawdziwej ostoi bezpieczeństwa.
Mimo to zawsze chciała, żeby czuła się tu jak w domu. Pomogłaby jej nawet wtedy, gdy sytuacja przewyższałaby posiadane siły.
Pojawienie się kotki mogło rozchmurzyć atmosferę panującą w pokoju, który wkrótce wypełnił się przyjemnym dla ucha mruczeniem. Niestety Hnoss zbyt szybko ułożyła się wygodnie na poduszce, a Lumikki zabrała swoją dłoń w geście, którego na razie nie rozumiała. Wiedziała tylko, że każdy moment spędzony w areszcie wyrządził jej krzywdę. Jedynym pocieszeniem były bułeczki znikające z przysuniętego talerza - być może jedzenie było ostatnim życzeniem na liście, ale kojarząc zwyczaje Kruczej Straży miała pojęcie o tym, że w ciągu dnia nie miała co liczyć na lepszy posiłek.
— Och, Lumi... Zostanę z tobą tak długo jak zechcesz. — Mogła spędzić przy niej całą noc, byle mieć pewność, że zapadła w spokojny sen. Sama nie miała na niego ochoty, nie po ogromnie wrażeń przetaczających się przez ciało w trakcie oczekiwania na pojawienie się siostrzenicy na komisariacie. Zaciskając palce na talerzu wzięła głęboki wdech. — Mogłabym zostać nawet do rana, jeśli poczujesz się dzięki temu lepiej. Nie bój się o to poprosić.
Wychylając się z zajmowanego miejsca odłożyła naczynie z brzękiem z powrotem na etażerkę. Nie czekając na odpowiedź przysunęła się bliżej niej, chcąc jeszcze mocniej wyrazić swoje wsparcie.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:17
Nie chciała myśleć teraz o rodzicach – zdawali się jej zbyt surowi, choć przecież matka zawsze traktowała ją z łagodnością i miłością. Jednak nawet pomimo tego wiedziała, że są odlegli, że Astrid Oldenburg była zbyt pochłonięta swymi pacjentami i problemami, które działy się na jej oddziale w szpitalu Lindgrena. Podobnie ojciec – doszczętnie nurzający się w świecie polityki i tego, co było korzystne, a co nie, dla ich rodu. Zdecydowanie to, co zrobiła Lumikki, wpisywało się na poczet ujemnego wyniku w punktowaniu swej pozycji w świecie galdrów. Ich rodzina nigdy nie miała łatwo, a chęć bycia pomostem pomiędzy tradycją, a tym, co nowe, zdawało się stawać ością w gardle tradycjonalistów. W tym momencie część z nich mogła zaśmiać się z politowaniem i wskazać na dziewczę palcem „oto co robi zbytnia pobłażliwość i wolność, gdy nikt rózgą nie uczy pokory i służalczości, zwłaszcza młodych dam”. Wbrew pozorom zachowanie Lumikki mogło być im na rękę, gdyż wielu czekało na moment upadku i głośny huk spowodowany gruchotaniem kości przy zderzeniu z dnem. Być może nie opadła jeszcze na nie, jednak była bliska. Chichot dziejów zaczynał świdrować w jej głowie ogromną dziurę, jednak nie potrafiła dłużej myśleć: ani o smutku w oczach matki, ani o surowości rysującej się na obliczu ojca. Choć bała się tego, co przyjdzie. Westchnęła cichutko i przyjęła słowa Frei z wdzięcznością; była jej tak bliska, tak namacalnie dobra i cierpliwa. Mogłaby powtarzać wciąż i wciąż – jak bardzo jej dziękuje, ile wdzięczności w sobie nosi i będzie nosiła, bo nigdy nie zapomni tego gestu. Nie wyprze się ręki, która z odwagą sięgała po nią nawet w najciemniejszą, najbardziej beznadziejną noc.
Ponownie czuła się jak pięciolatka, która biegła do swej niani z krwawiącym kolanem, z pobrudzoną sukienką i rozdartą pończochą. Umorusana po nos w ziemi i przerażona, gdy znowu zbyt śliska kora drzewa zdradliwie posyłała ją na zieloną trawę i wyciskała z piersi ostatni dech. Kryła się wtedy w jej ramionach i ściskała ciepłe fałdy ubrań, mocząc biały fartuch kobiety swymi łzami. Dostawała pomoc i pocieszenie, by matce pokazać się już zupełnie czysta i z zacerowaną dziurą, z sukienką idealnie ułożoną na chudym ciałku. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wciąż czasami potrzebowała tej troski i delikatności: miała szczęście i odnalazła je w postaci Frei.
Odprowadziła kotkę swym spojrzeniem, wciąż nie mając odwagi, by zaburzyć jej spokój i wziąć na ręce, choć czuła w sobie ogromną pokusę. Nieśmiały uśmiech drgał na jej ustach, gdy przeżuwała resztę bułeczki – już nieco spokojniejsza i z całą pewnością najedzona. Było jej o wiele lepiej, cieplej, przyjemniej i bezpiecznie. Łzy wciąż piekły, jednak spazmatyczny ruch klatki piersiowej ustabilizował się niemal zupełnie i powrócił do równowagi.
Ucieszyła się, gdy usłyszała, że Freja będzie jej jeszcze towarzyszyć; nie chciała powiedzieć jej, że się boi, jednak lękliwość wylewała się wyraźnie z błękitu dziewczęcych oczu. Choć przecież nikt nie wyrządził jej żadnej krzywdy na komendzie, to jednak chłód celi przeszywał ją na wskroś i potęgował dreszcze. Pokiwała delikatnie głową z radością unosząc nieznacznie kąciki zaróżowionych ust.
– Dziękuję, będę ci za to bardzo wdzięczna – urwała i wyraźnie zastanawiała się przez dłuższą chwilę, jakby nagle odczuła dziwny wstyd przed wyrażeniem jasno swej prośby. Chciała faktycznie, by Freja z nią pozostała do samego rana. Nie wiedziała, czy nie jest to kaprys zbyt odważny. Taki, który nie przystoi kobiecie w jej wieku; przecież dawno porzuciła dzieciństwo. Czuła jednak podskórnie, że jeśli o to nie poprosi, będzie snuła się bez celu przez całą noc po salonie, lub będzie przewracać się z boku na bok. – Zostań, proszę. – Szept wyrwał się ledwo słyszalnie, jednak była pewna, że Freja go usłyszała. Obserwowała ze spokojem, jak ciotka odkłada talerzyk i przysuwa się bliżej; ciepło jej ciała działało kojąco na nerwy. Nie potrafiła się oprzeć i w końcu osunęła się bezwiednie na jej kolana, układając na nich głowę – czyniła tak wielokrotnie, gdy była jeszcze na tyle mała, by ledwo sięgać do klawiszy fortepianu stojącego w salonie pani mecenas. – Opowiedz mi coś, coś dobrego… – łaknęła innego tematu, który wprawiłby ją w lepszy nastrój i pozwolił choć na chwilę zapomnieć. Zmęczenie igrało z nią, jednak wciąż czuła, że nie zaśnie.
Ponownie czuła się jak pięciolatka, która biegła do swej niani z krwawiącym kolanem, z pobrudzoną sukienką i rozdartą pończochą. Umorusana po nos w ziemi i przerażona, gdy znowu zbyt śliska kora drzewa zdradliwie posyłała ją na zieloną trawę i wyciskała z piersi ostatni dech. Kryła się wtedy w jej ramionach i ściskała ciepłe fałdy ubrań, mocząc biały fartuch kobiety swymi łzami. Dostawała pomoc i pocieszenie, by matce pokazać się już zupełnie czysta i z zacerowaną dziurą, z sukienką idealnie ułożoną na chudym ciałku. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że wciąż czasami potrzebowała tej troski i delikatności: miała szczęście i odnalazła je w postaci Frei.
Odprowadziła kotkę swym spojrzeniem, wciąż nie mając odwagi, by zaburzyć jej spokój i wziąć na ręce, choć czuła w sobie ogromną pokusę. Nieśmiały uśmiech drgał na jej ustach, gdy przeżuwała resztę bułeczki – już nieco spokojniejsza i z całą pewnością najedzona. Było jej o wiele lepiej, cieplej, przyjemniej i bezpiecznie. Łzy wciąż piekły, jednak spazmatyczny ruch klatki piersiowej ustabilizował się niemal zupełnie i powrócił do równowagi.
Ucieszyła się, gdy usłyszała, że Freja będzie jej jeszcze towarzyszyć; nie chciała powiedzieć jej, że się boi, jednak lękliwość wylewała się wyraźnie z błękitu dziewczęcych oczu. Choć przecież nikt nie wyrządził jej żadnej krzywdy na komendzie, to jednak chłód celi przeszywał ją na wskroś i potęgował dreszcze. Pokiwała delikatnie głową z radością unosząc nieznacznie kąciki zaróżowionych ust.
– Dziękuję, będę ci za to bardzo wdzięczna – urwała i wyraźnie zastanawiała się przez dłuższą chwilę, jakby nagle odczuła dziwny wstyd przed wyrażeniem jasno swej prośby. Chciała faktycznie, by Freja z nią pozostała do samego rana. Nie wiedziała, czy nie jest to kaprys zbyt odważny. Taki, który nie przystoi kobiecie w jej wieku; przecież dawno porzuciła dzieciństwo. Czuła jednak podskórnie, że jeśli o to nie poprosi, będzie snuła się bez celu przez całą noc po salonie, lub będzie przewracać się z boku na bok. – Zostań, proszę. – Szept wyrwał się ledwo słyszalnie, jednak była pewna, że Freja go usłyszała. Obserwowała ze spokojem, jak ciotka odkłada talerzyk i przysuwa się bliżej; ciepło jej ciała działało kojąco na nerwy. Nie potrafiła się oprzeć i w końcu osunęła się bezwiednie na jej kolana, układając na nich głowę – czyniła tak wielokrotnie, gdy była jeszcze na tyle mała, by ledwo sięgać do klawiszy fortepianu stojącego w salonie pani mecenas. – Opowiedz mi coś, coś dobrego… – łaknęła innego tematu, który wprawiłby ją w lepszy nastrój i pozwolił choć na chwilę zapomnieć. Zmęczenie igrało z nią, jednak wciąż czuła, że nie zaśnie.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Czułe ramiona snu wciąż znajdowały się zbyt daleko. Powieki lekko zamykały się i otwierały, jakby nawet tak delikatny ruch odstręczał poczucie znużenia kołaczące się jak marzenie po dniu pełnym wyczerpujących doświadczeń. Jako pocieszenie znalezienia się w takim stanie traktowała wyłącznie możliwość przyglądania się siostrzenicy. Wprawne oko wychwytywało każdą, nawet najbardziej drobną zmianę w ułożeniu jej ciała, napięciu mięśni czy łunie smutku przedzierającej się przez spojrzenie. Nie mogła nadziwić się nabyciu tej umiejętności. Zawsze sądziła, że przysługuje tylko rodzicom posiadającym własne, a nie przybrane dzieci pochodzące z rodzinnych powiązań. Mimo niezrozumienia nie zamierzała grymasić. Dziękowała bogom za wplecenie tej cząstki w ciasny splot losu. Sposobność odczytania jasnego komunikatu z jaśniejącego lica oraz unormowanego rytmu oddechu było darem, który w takich chwilach ceniła ponad miarę.
— Zostanę, Lumi — rzekła na tyle pewnie, na ile potrzebowało tego targane lękiem serce. Ucieszyła się, że przyjęła podsuniętą sugestię i postanowiła o to poprosić, choć przez moment rozważała pozostanie w obrębie sypialni bez pytania się o pozwolenie. Zaoferowanie kolejnej dawki bliskości przyszło dość niespodziewane wraz z głową siostrzenicy układającej się na kolanach. Wspomnienia zamierzchłej przeszłości poruszyły się nieznacznie w manifeście bliźniaczo podobnych obrazów, choć wiek występujących w nich postaci zdecydowanie różnił się od rzeczywistego stanu. Ciepło dziecięcej iskry powolutku rozprzestrzeniło się sukcesywnie wzdłuż ciała.
Uśmiechając się czule wplotła smukłe palce w rozsypane kosmyki włosów Lumikki i w geście największej delikatności zaczęła je przeczesywać, ciesząc się doznaniem jedwabistego dotyku naznaczającego skórę.
— Moja boska imienniczka, Freja, miała za towarzyszy dwa śnieżnobiałe koty — głos spływał łagodnie niczym kaskada miodu, mleka i malin. — Bogini strzegła ich imion z tak wielką zapalczywością, że pozostali bogowie zamieszkujący Asgard nigdy nie posiedli tej wiedzy. Nawet Loki nie odważył się wykraść tej tajemnicy. Wdzięczność stworzeń była na tyle ogromna, że pozwoliły zaprząc się do rydwanu i przemierzać razem ze swoją przestworza. Ponoć to właśnie dzięki nim otrzymała od krasnoludów swój złoty naszyjnik Brisingamen. Zasiadając przy stole wiecznej uczty zawsze zajmowała miejsce równe Odynowi, a koty po królewsku rozsiadały się tuż u jej stóp. Nawet Ojciec Bogów patrzył na nie z podziwem, ponieważ nie raz widział ich odwagę w trakcie trwania przy boku Frei w czasie wojny. Żadne zwierzęta nigdy nie poznały smaku chwały tak bardzo jak one.
Ukradkiem zerknęła na niczego nieświadomą Hnoss. Kotka, korzystając z ciszy i spokoju, drzemała rozciągnięta na całą długość poduszki. Starając się nie parsknąć śmiechem z powrotem skupiła całą uwagę na obliczu siostrzenicy.
— Zostanę, Lumi — rzekła na tyle pewnie, na ile potrzebowało tego targane lękiem serce. Ucieszyła się, że przyjęła podsuniętą sugestię i postanowiła o to poprosić, choć przez moment rozważała pozostanie w obrębie sypialni bez pytania się o pozwolenie. Zaoferowanie kolejnej dawki bliskości przyszło dość niespodziewane wraz z głową siostrzenicy układającej się na kolanach. Wspomnienia zamierzchłej przeszłości poruszyły się nieznacznie w manifeście bliźniaczo podobnych obrazów, choć wiek występujących w nich postaci zdecydowanie różnił się od rzeczywistego stanu. Ciepło dziecięcej iskry powolutku rozprzestrzeniło się sukcesywnie wzdłuż ciała.
Uśmiechając się czule wplotła smukłe palce w rozsypane kosmyki włosów Lumikki i w geście największej delikatności zaczęła je przeczesywać, ciesząc się doznaniem jedwabistego dotyku naznaczającego skórę.
— Moja boska imienniczka, Freja, miała za towarzyszy dwa śnieżnobiałe koty — głos spływał łagodnie niczym kaskada miodu, mleka i malin. — Bogini strzegła ich imion z tak wielką zapalczywością, że pozostali bogowie zamieszkujący Asgard nigdy nie posiedli tej wiedzy. Nawet Loki nie odważył się wykraść tej tajemnicy. Wdzięczność stworzeń była na tyle ogromna, że pozwoliły zaprząc się do rydwanu i przemierzać razem ze swoją przestworza. Ponoć to właśnie dzięki nim otrzymała od krasnoludów swój złoty naszyjnik Brisingamen. Zasiadając przy stole wiecznej uczty zawsze zajmowała miejsce równe Odynowi, a koty po królewsku rozsiadały się tuż u jej stóp. Nawet Ojciec Bogów patrzył na nie z podziwem, ponieważ nie raz widział ich odwagę w trakcie trwania przy boku Frei w czasie wojny. Żadne zwierzęta nigdy nie poznały smaku chwały tak bardzo jak one.
Ukradkiem zerknęła na niczego nieświadomą Hnoss. Kotka, korzystając z ciszy i spokoju, drzemała rozciągnięta na całą długość poduszki. Starając się nie parsknąć śmiechem z powrotem skupiła całą uwagę na obliczu siostrzenicy.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Opowiadano jej różne historie – karmiła się nimi od kołyski, choć w momencie, gdy samodzielnie zaczęła składać litery, nie prosiła już nigdy więcej o to, by wyręczano ją w tej czynności. Sama snuła własne scenariusze i czytała to, co ją interesowało. Zbyt mocno polegając na sobie, niemal zupełnie zapomniała o prostej przyjemności płynącej z melodii głosu śpiewającego kolejne zdania, które układały się w pejzaże wyjętych z mitologii scen. Przymknęła oczy, uspokojona zapewnieniem ciotki. Choć wciąż czuła zawstydzenie własnymi pragnieniami – co powiedzieliby o niej inni członkowie rodziny? Starczało, że w wielu sytuacjach uważali ją jeszcze za dziecko, teraz mieliby zaś niezbity dowód na to, że wcale jeszcze nie stała się zupełnie kobietą, a ledwie ją udaje, ubrana w dorosłe ciuchy, które kryły w rzeczywistości ciało i umysł dziecka. Westchnęła cichutko, by nie zmącić spokoju Frei, by przypadkiem nie przestała opowiadać jej najpiękniejszej historii, jaką ostatnio słyszała. Bo choć znała ja doskonale, to teraz wydawała się jej niezwykle świeża i realistyczna. Lubiła myśleć o swojej krewniaczce jako o prawdziwemu wcieleniu bogini – miała w sobie tyleż odwagi, piękna i determinacji co ona. Nie znała drugiej takiej kobiety i nawet matczyna postać tonęła w jej blasku. Nigdy nie przyznawała się do tego, gdyż wiedziała, że zostałaby skarcona, przywołana do porządku i obrzucona oburzonym spojrzeniem ojca. Nie dbała jednak o to w tym momencie, bo to nie od swych rodziców otrzymała pomoc w najbardziej krytycznym momencie.
Wtuliła policzek w miękki materiał ubrania kobiety, poddając się jej czułości, dokładnie rejestrując drogę opuszek wędrujących po kosmykach jej włosów. Ponownie czuła się jak kilkuletnia dziewczynka, która uwielbiała, gdy niańka Nessa układała jej pukle, przeczesując ogromną, srebrną szczotką. Ostoja bezpieczeństwa – tak właśnie myślała o miejscu, w którym się znalazła i nie potrafiła ukryć kolejnego westchnienia zachwytu, wydostającego się z lekko drżącego ciała. Poczuła, że w ślad za sennością pojawiło się charakterystyczne wyziębienie, ściągające ku sobie luźne do tej pory ramiona. Nie odważyła się jednak, by podnieść głowę w poszukiwaniu koca. Nie chciała burzyć niezwykłości momentu, obawiając się, że spłoszy Freję i zniechęci do dalszego snucia opowieści. Objęła jej kolana dłońmi i czuła, że mogłaby tak trwać do samego rana. Kącikiem oka wychwyciła poruszenie Hnoss, zupełnie nie zwracającej uwagi na ich obecność.
– Freja jest niezwykła, zupełnie jak ty, ciociu. – przyznała sennym głosem, gdy kobieta zakończyła swoją opowieść. – To piękna historia. Dziękuję ci za nią. – Odwróciła twarz i otworzyła oczy, by spojrzeć na swoją towarzyszkę, choć błękit tęczówek zaniósł się już senną szklistością. – To przedziwne, wzbudzać taką wdzięczność i podziw u tak kapryśnych stworzeń – dodała i ponownie pozwoliła sobie na zakłócenie spokoju kotki swoim spojrzeniem. Czasami miała wrażenie, że towarzyszka jej krewniaczki rozumiała wszystko doskonale i w głębi duszy porównywała się swoją wspaniałością do zasiadających w Asgardzie kotów.
Poczuła ogromną chęć pogrążenia się w pachnącej, śnieżnobiałej pościeli, z nadzieją, że bogowie oszczędzą jej kolejnych cierpień, a tkane sny będą przyjemne. Ziewnęła przeciągle i dopiero po kilku chwilach zreflektowała się, w niezręcznym geście zasłaniając usta dłonią.
– Przepraszam. – Zaśmiała się szczerze, rozciągając kąciki zaróżowionych ust w grymasie wesołości. Było jej dobrze i poczuła, że ciężar spięcia rozpuścił się niczym blok lodu, spływając teraz po ciele przyjemną falą zmęczenia. Wyciągnęła dłoń, by chwycić palce Frei. – Cieszę się, że to ty po mnie przyszłaś. Choć początkowo bałam się, jestem ci wdzięczna. Byłabym nawet wtedy, gdybyś mnie zgromiła. To nic złego, zwłaszcza, że wiem, iż twoja reprymenda płynęłaby z głębi serca. Za to jestem ci wdzięczna. Że jesteś tak szczera wobec mnie, bez tych wszystkich zabiegów, które uskuteczniają moi rodzice. – Senna szczerość obficie sączyła się kolejnymi słowami, choć czuła, że język zaczyna coraz mniej współpracować, plącząc się i gubiąc rytm wypowiedzi.
Wtuliła policzek w miękki materiał ubrania kobiety, poddając się jej czułości, dokładnie rejestrując drogę opuszek wędrujących po kosmykach jej włosów. Ponownie czuła się jak kilkuletnia dziewczynka, która uwielbiała, gdy niańka Nessa układała jej pukle, przeczesując ogromną, srebrną szczotką. Ostoja bezpieczeństwa – tak właśnie myślała o miejscu, w którym się znalazła i nie potrafiła ukryć kolejnego westchnienia zachwytu, wydostającego się z lekko drżącego ciała. Poczuła, że w ślad za sennością pojawiło się charakterystyczne wyziębienie, ściągające ku sobie luźne do tej pory ramiona. Nie odważyła się jednak, by podnieść głowę w poszukiwaniu koca. Nie chciała burzyć niezwykłości momentu, obawiając się, że spłoszy Freję i zniechęci do dalszego snucia opowieści. Objęła jej kolana dłońmi i czuła, że mogłaby tak trwać do samego rana. Kącikiem oka wychwyciła poruszenie Hnoss, zupełnie nie zwracającej uwagi na ich obecność.
– Freja jest niezwykła, zupełnie jak ty, ciociu. – przyznała sennym głosem, gdy kobieta zakończyła swoją opowieść. – To piękna historia. Dziękuję ci za nią. – Odwróciła twarz i otworzyła oczy, by spojrzeć na swoją towarzyszkę, choć błękit tęczówek zaniósł się już senną szklistością. – To przedziwne, wzbudzać taką wdzięczność i podziw u tak kapryśnych stworzeń – dodała i ponownie pozwoliła sobie na zakłócenie spokoju kotki swoim spojrzeniem. Czasami miała wrażenie, że towarzyszka jej krewniaczki rozumiała wszystko doskonale i w głębi duszy porównywała się swoją wspaniałością do zasiadających w Asgardzie kotów.
Poczuła ogromną chęć pogrążenia się w pachnącej, śnieżnobiałej pościeli, z nadzieją, że bogowie oszczędzą jej kolejnych cierpień, a tkane sny będą przyjemne. Ziewnęła przeciągle i dopiero po kilku chwilach zreflektowała się, w niezręcznym geście zasłaniając usta dłonią.
– Przepraszam. – Zaśmiała się szczerze, rozciągając kąciki zaróżowionych ust w grymasie wesołości. Było jej dobrze i poczuła, że ciężar spięcia rozpuścił się niczym blok lodu, spływając teraz po ciele przyjemną falą zmęczenia. Wyciągnęła dłoń, by chwycić palce Frei. – Cieszę się, że to ty po mnie przyszłaś. Choć początkowo bałam się, jestem ci wdzięczna. Byłabym nawet wtedy, gdybyś mnie zgromiła. To nic złego, zwłaszcza, że wiem, iż twoja reprymenda płynęłaby z głębi serca. Za to jestem ci wdzięczna. Że jesteś tak szczera wobec mnie, bez tych wszystkich zabiegów, które uskuteczniają moi rodzice. – Senna szczerość obficie sączyła się kolejnymi słowami, choć czuła, że język zaczyna coraz mniej współpracować, plącząc się i gubiąc rytm wypowiedzi.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Ani razu nie śmiała porównać się do swojej boskiej imienniczki. O ile myślała o niej często, wszak ilekroć spoglądając na swe imię, tyle razy dostrzegała złoty blask na granicy kąta widzenia, tak nie miała odwagi równać się promiennemu obliczu i myśleć o sobie jako o kimś choćby zbliżonym do ideału. Dlatego poczuła się tak bardzo poruszona komplementem z ust siostrzenicy - rzadko bywało, aby została niemal wprost porównana do największej z asgardzkich bogiń, wcielenia miłości, dumnej wojowniczce sprawującą pieczę nad polami Fólkvangr. Poczuła, że poliki zostały muśnięte skazą rumieńca, zwłaszcza, że w komnacie i tak było dość ciepło.
— Nie ma za co, kochanie — odparła, a zadowolenie kiełkujące w piersi nie było przyczyną samej Frei, lecz zostało uwarunkowane pozbyciem się niezdrowego napięcie w ciele przez zrelaksowaną Lumikki. Odkąd opuściły areszt właśnie to obrała za swój cel i nareszcie udało się go osiągnąć. — Może właśnie dlatego są dla nas tak cenne? Niektórym przypominają nas samych, więc łatwo się z nimi utożsamić.
Hnoss wciąż drzemała w najlepsze. Nie uważała, że powinna zaszczycić je choćby cichutkim miauknięciem, ponieważ sen na miękkiej poduszce był o wiele ważniejszy niż cokolwiek innego, chyba, że oznaczało to pojawienie się dźwięku otwieranej puszki. Mimo tych upodobań wciąż była bardzo mądrym stworzeniem i w istocie również miała wrażenie, że pojmuje większość słów z ludzkiej mowy. W odpowiedzi na pojawienie się tej niedorzecznej myśli uśmiechnęła się nieco szerzej. Najważniejsze było to, że towarzyszyła im dzisiaj w chwili zwątpienia i swoim mruczeniem ukoiła zszargane nerwy.
Ziewnięcie wydobywające się zza ust Lumikki nie było czymś zadziwiającym. Pora była dość późna, a wrażenia dzisiejszego dnia prędzej czy później musiała opuścić adrenalina, w zamian pojawiło się ogłuszające zmęczenie.
— O reprymendzie porozmawiamy jutro, kiedy po śniadaniu nabierzesz sił i poczujesz się lepiej — powiedziała, zdobywając się na puszczenie zawadiackiego oka. Ominięcie poważnej rozmowy nie wchodziło w grę mimo posiadania najlepszych intencji. Musiała wiedzieć nie tylko o tym, co kierowało nią podczas podejmowania pewnych decyzji, ale również znać okoliczności całego zdarzenia. Pocieszająco uścisnęła delikatnie ich splecione dłonie, ułamek chwili później składając czuły pocałunek na czole. — Twoje uznanie bardzo mi schlebia, Lumikki. Jesteś moim oczkiem w głowie i zawsze będę Cię chronić. Nigdy o tym nie zapomnij.
W świetlistej wici krosna pojawił się strumień ciemności. Wyzwolił się mimowolnie, zapewne tylko czekając na pojawienie się dogodnej chwili. Nie chcąc przesadnie martwić siostrzenicy swoimi bolączkami odwróciła wzrok i westchnęła cicho, po czym ostrożnie wyswobodziła swoją dłoń z jej dłoni.
— Pójdę do siebie, przebiorę się i wrócę. Ty w tym czasie również zmień swoje ubrania na te, które są na kanapie. Dobrze?
Dopiero po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi mogła ostrożnie, na palcach, wyjść z pokoju gościnnego i skierować się do swojej sypialni. Ignorując rosnącą gulę dyskomfortu wciągnęła na siebie piżamę, tą, którą dopiero co zrzuciła z siebie w gorączkowym poszukiwaniu ubrań mogących wytrzymać zimno panujące na komisariacie.
— Nie ma za co, kochanie — odparła, a zadowolenie kiełkujące w piersi nie było przyczyną samej Frei, lecz zostało uwarunkowane pozbyciem się niezdrowego napięcie w ciele przez zrelaksowaną Lumikki. Odkąd opuściły areszt właśnie to obrała za swój cel i nareszcie udało się go osiągnąć. — Może właśnie dlatego są dla nas tak cenne? Niektórym przypominają nas samych, więc łatwo się z nimi utożsamić.
Hnoss wciąż drzemała w najlepsze. Nie uważała, że powinna zaszczycić je choćby cichutkim miauknięciem, ponieważ sen na miękkiej poduszce był o wiele ważniejszy niż cokolwiek innego, chyba, że oznaczało to pojawienie się dźwięku otwieranej puszki. Mimo tych upodobań wciąż była bardzo mądrym stworzeniem i w istocie również miała wrażenie, że pojmuje większość słów z ludzkiej mowy. W odpowiedzi na pojawienie się tej niedorzecznej myśli uśmiechnęła się nieco szerzej. Najważniejsze było to, że towarzyszyła im dzisiaj w chwili zwątpienia i swoim mruczeniem ukoiła zszargane nerwy.
Ziewnięcie wydobywające się zza ust Lumikki nie było czymś zadziwiającym. Pora była dość późna, a wrażenia dzisiejszego dnia prędzej czy później musiała opuścić adrenalina, w zamian pojawiło się ogłuszające zmęczenie.
— O reprymendzie porozmawiamy jutro, kiedy po śniadaniu nabierzesz sił i poczujesz się lepiej — powiedziała, zdobywając się na puszczenie zawadiackiego oka. Ominięcie poważnej rozmowy nie wchodziło w grę mimo posiadania najlepszych intencji. Musiała wiedzieć nie tylko o tym, co kierowało nią podczas podejmowania pewnych decyzji, ale również znać okoliczności całego zdarzenia. Pocieszająco uścisnęła delikatnie ich splecione dłonie, ułamek chwili później składając czuły pocałunek na czole. — Twoje uznanie bardzo mi schlebia, Lumikki. Jesteś moim oczkiem w głowie i zawsze będę Cię chronić. Nigdy o tym nie zapomnij.
W świetlistej wici krosna pojawił się strumień ciemności. Wyzwolił się mimowolnie, zapewne tylko czekając na pojawienie się dogodnej chwili. Nie chcąc przesadnie martwić siostrzenicy swoimi bolączkami odwróciła wzrok i westchnęła cicho, po czym ostrożnie wyswobodziła swoją dłoń z jej dłoni.
— Pójdę do siebie, przebiorę się i wrócę. Ty w tym czasie również zmień swoje ubrania na te, które są na kanapie. Dobrze?
Dopiero po otrzymaniu twierdzącej odpowiedzi mogła ostrożnie, na palcach, wyjść z pokoju gościnnego i skierować się do swojej sypialni. Ignorując rosnącą gulę dyskomfortu wciągnęła na siebie piżamę, tą, którą dopiero co zrzuciła z siebie w gorączkowym poszukiwaniu ubrań mogących wytrzymać zimno panujące na komisariacie.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Czuła, że w końcu odpoczywa, z dala od wszystkich trudności, którym była poddawana. Nareszcie mogła odetchnąć i beztrosko wysłuchać opowieści, zerkając co jakiś czas na spokojne oblicze swej ciotki. Wiedziała, że nie uniknie rozmowy tyczącej się wybryków, których się dopuściła. Kobieta jednak zadbała o nią i poczyniła odpowiedni grunt pod przyszłe analizowanie ciągu niefortunnych zdarzeń. Lumikki była naprawdę pewna tego, że zrobi to jedynie z troski i nie narazi jej na zbędne szarganie nerwów. Musiała odebrać swoją karę, uspokoić zmartwienie kiełkujące w sercu krewniaczki, bo choć odebrała ją z aresztu, to wciąż nie znała szczegółów. Lumi do tej pory podarowała jedynie kilka łzawych zdań, przesyconych rozedrganymi emocjami, a przecież nie o to tu chodziło. Z resztą czuła, że sama będzie potrzebowała podobnego pochylenia się nad problemem. Dla dobra siebie, dla dobra przyszłości – w pewnym sensie przygotowując się na to, co mieli jej powiedzieć rodzice.
Kiwnęła głową, zgadzając się z Freją, dźwigając niespiesznie ciało, omiotła spojrzeniem pomieszczenie, ponownie lądując uwagą na śnieżnobiałej kulce, gdyż Hnoss nadal spała i zajmowała jedną z poduszek. W tym momencie nie miała serca jej budzić i zmuszać do zmiany pozycji. Gdyby musiała, ułożyłaby się pewnie tuż obok, na samym skraju pościeli, byle tylko nie narazić się na jej nerwowe miauknięcie. Zaśmiała się cicho do swoich myśli – zupełnie niefrasobliwych i dziecięcych. Jej policzki zaróżowiły się nieznacznie, jednak posłała kobiecie uśmiech, pełen szczerości i radości, również jej spojrzenie błyskało wesoło spod przymkniętych, ciężkich powiek.
– Nie zapomnę ciociu, nigdy. Nie mogłabym. – Starała się być przepełniona entuzjazmem, jednak w obecnej sytuacji, przy zmęczeniu wylewającym się z ciała, nie wyszło to tak, jak tego oczekiwała. Miała tylko nadzieję, że Freja nie poczyta jej tego jako czegoś złego.
Gdy kobieta zarządziła, że pora przebrać się w wieczorny strój, posłusznie wstała z łózka, obserwując jeszcze jak towarzyszka odchodzi i znika za drzwiami.
Leniwie przeciągnęła się, prostując kości. Spojrzała w lusterko przy toaletce, na swoje włosy, zmierzwione od wilgoci powietrza, na podkrążone oczy i ubrania, które wyglądały równie nieświeżo. Prezentowała się bardzo kiepsko, nawet jak na własne standardy, które z rzadka obejmowały przesadne zamartwianie się tym, czy dobrze wyglądała. Westchnęła z dezaprobatą i zaczęła zdejmować ciuchy, brak ich ciężaru okazał się zbawienny, jednak nie mogła stać tak w nieskończoność. Drapowatość gęsiej skórki pokryła jej ciało, wołając, by sięgnęła po miękką, upraną piżamę. Pachniała pięknie, gdy mimowolnie wsunęła nos pomiędzy zagięcia materiału. Otulona już całkiem, przystanęła ponownie przy lusterku, by przeczesać palcami kosmyki i spiąć je w kucyk.
Dopiero teraz, gdy wciąż oczekiwała na Freję, odważyła się, by podejść do łóżka i usiąść obok śnieżnobiałej kotki. W dłoniach trzymała szklankę z mlekiem i popijając je niespiesznie, wysunęła paluszki, by musnąć aksamitne futerko. Myślała, że zwierzę spłoszy się i ucieknie, fukając z niezadowolenia, jednak rozczarowała się przyjemnie. Hnoss poddała się pieszczocie, uchylając jedno oko i spoglądając na Lumikki. Dziewczyna uśmiechnęła się do stworzenia i ułożyła dłoń na okrągłym łebku. Było jej dobrze, ciepło i bezpiecznie, tylko z tyłu głowy przemykała czerń świadomości, że wtedy, gdy ona mogła cieszyć się swobodą, ktoś inny tkwił w zimnej celi pochwycony w nieprzejednany karcer metalowych krat. Była jednak tak zmęczona, że wszystko to spajało się w jedną, niewyraźną plamę. Wiedziała, że dopiero z nastaniem dnia przeanalizuje wszystko prawdziwie przytomna.
Kiwnęła głową, zgadzając się z Freją, dźwigając niespiesznie ciało, omiotła spojrzeniem pomieszczenie, ponownie lądując uwagą na śnieżnobiałej kulce, gdyż Hnoss nadal spała i zajmowała jedną z poduszek. W tym momencie nie miała serca jej budzić i zmuszać do zmiany pozycji. Gdyby musiała, ułożyłaby się pewnie tuż obok, na samym skraju pościeli, byle tylko nie narazić się na jej nerwowe miauknięcie. Zaśmiała się cicho do swoich myśli – zupełnie niefrasobliwych i dziecięcych. Jej policzki zaróżowiły się nieznacznie, jednak posłała kobiecie uśmiech, pełen szczerości i radości, również jej spojrzenie błyskało wesoło spod przymkniętych, ciężkich powiek.
– Nie zapomnę ciociu, nigdy. Nie mogłabym. – Starała się być przepełniona entuzjazmem, jednak w obecnej sytuacji, przy zmęczeniu wylewającym się z ciała, nie wyszło to tak, jak tego oczekiwała. Miała tylko nadzieję, że Freja nie poczyta jej tego jako czegoś złego.
Gdy kobieta zarządziła, że pora przebrać się w wieczorny strój, posłusznie wstała z łózka, obserwując jeszcze jak towarzyszka odchodzi i znika za drzwiami.
Leniwie przeciągnęła się, prostując kości. Spojrzała w lusterko przy toaletce, na swoje włosy, zmierzwione od wilgoci powietrza, na podkrążone oczy i ubrania, które wyglądały równie nieświeżo. Prezentowała się bardzo kiepsko, nawet jak na własne standardy, które z rzadka obejmowały przesadne zamartwianie się tym, czy dobrze wyglądała. Westchnęła z dezaprobatą i zaczęła zdejmować ciuchy, brak ich ciężaru okazał się zbawienny, jednak nie mogła stać tak w nieskończoność. Drapowatość gęsiej skórki pokryła jej ciało, wołając, by sięgnęła po miękką, upraną piżamę. Pachniała pięknie, gdy mimowolnie wsunęła nos pomiędzy zagięcia materiału. Otulona już całkiem, przystanęła ponownie przy lusterku, by przeczesać palcami kosmyki i spiąć je w kucyk.
Dopiero teraz, gdy wciąż oczekiwała na Freję, odważyła się, by podejść do łóżka i usiąść obok śnieżnobiałej kotki. W dłoniach trzymała szklankę z mlekiem i popijając je niespiesznie, wysunęła paluszki, by musnąć aksamitne futerko. Myślała, że zwierzę spłoszy się i ucieknie, fukając z niezadowolenia, jednak rozczarowała się przyjemnie. Hnoss poddała się pieszczocie, uchylając jedno oko i spoglądając na Lumikki. Dziewczyna uśmiechnęła się do stworzenia i ułożyła dłoń na okrągłym łebku. Było jej dobrze, ciepło i bezpiecznie, tylko z tyłu głowy przemykała czerń świadomości, że wtedy, gdy ona mogła cieszyć się swobodą, ktoś inny tkwił w zimnej celi pochwycony w nieprzejednany karcer metalowych krat. Była jednak tak zmęczona, że wszystko to spajało się w jedną, niewyraźną plamę. Wiedziała, że dopiero z nastaniem dnia przeanalizuje wszystko prawdziwie przytomna.
Freja Ahlström
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Freja AhlströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Malmö, Szwecja
Wiek : 44 lata
Stan cywilny : wdowa
Status majątkowy : bogaty
Zawód : mecenas
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kot
Atuty : złotousty (II), artysta: malarstwo (I), agresor (I)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 20 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 25 / wiedza ogólna: 15
Chłód jedwabnej koszuli otulił ciało spragnione odpoczynku. Zmęczenie zadomowiło się w nim na dobre, dając temu wyraz w nieporadnych ruchach palców figurujących pomiędzy guzikami oraz zabawnie ociężałych rozmyślaniach. Mętne wody skrywające tragizm żywej przeszłości musiały przestać zwodzić jej umysł, inaczej nie będzie w stanie dopilnować Lumikki na równi z postawionymi przez siebie samą oczekiwaniami już w chwili, gdy posiadła błogosławieństwo ujrzenia rumianych policzków i gwieździstego spojrzenia dziewczynki po raz pierwszy. Mimo obolałej duszy zdołała pokochać ją równie mocno co własne dzieci. Niczym chytry lis wykradła miłość z ramion rodziców na własny, egoistyczny użytek, by choć przez moment poczuć się znów pełna, jakby tamtego wieczoru zamknęła okna na klucz i nie pozwoliła skraść rdzeni jej istnienia.
Chcąc zmyć z siebie oznaki zmartwień przejrzała się w lustrze. Przesunęła opuszkami palców po kościach policzkowych i ramie obojczyków, aby ostatecznie ułożyć dłoń w miejscu nierównie bijącego serca. Wzburzony rytm wybrzmiewał w ogłuszającym szumie krwi. Głębokie wdechy tylko pozornie porządkowały chaos, wszak wciąż nie doszła do siebie w pełni i mierzyła się z boleśnie rzeczywistymi koszmarami. Dopiero obowiązek wzywający do zapewnienia Lumikki otoczki bezpieczeństwa otrzeźwił ją na tyle, by była w stanie zmierzyć się z burą kwintesencją ułomnego umysłu.
Względnie spokojna wróciła się z powrotem w stronę pokoju gościnnego. Nie chcąc wejść w najmniej odpowiednim momencie zapukała, aby dopiero po pozwoleniu wejść do środka. Na widok Hnoss rozpieszczonej pod czułym dotykiem zaśmiała się cicho. Poniekąd spodziewała się takiego obrazka. Wiedziała, że kotka nie wytrzyma długo i nawet będąc w pół śnie nie mogłaby powstrzymać się przed przyjęciem wyrafinowanej formy przyjemności.
— Odnoszę wrażenie, że nie będzie chciała ustąpić mi miejscówki — powiedziała z przymrużeniem oka, w istocie nie mając zamiaru ruszać kotki z zajmowanego przez nią miejsca. Zamiast narzekać na niewygodę sięgnęła po jedną z poduszek leżących na sofie i ułożyła ją przy wezgłowiu, tuż na brzegu łóżka. Będzie miała szczęście, jeśli w nocy nie zleci z łoskotem na podłogę. Powoli układając się pod kocem spojrzała ku Lumikki, jakby chcąc się upewnić, że widok ten jest na równi realny co ból skrywany pod sercem. Skrzętnie schowała wszelkie oznaki dyskomfortu - na dzisiaj miału już wystarczająco dużo wrażeń.
Pozostało tylko jedno pragnienie, którego nie mogła odłożyć na później. Wiedziała, że siostrzenica nie marzy o niczym innym jak oddaniu się w ramiona snu, lecz musiała zapytać o to teraz. Nie mogła czekać do brzasku poranka.
— Mam dla Ciebie propozycję — rzekła cichutko, niemal szeptem, jakby bojąc się powstałej reakcji. Mimo to nie mogła trzymać ich w niepewności. — Chciałabym, żebyś ze mną zamieszkała. Zrozumiem, jeśli potrzebujesz czasu do namysłu i nie odpowiesz mi teraz.
Starała się brzmieć neutralnie, nienachalnie, w żaden sposób nie mając na celu wpłynąć na podjętą decyzję. Gdyby nawet odpowiedź okazała się przecząca, nie miała zamiaru mieć do niej żalu - była przecież dorosła i mogła robić to, na co miała ochotę.
Chcąc zmyć z siebie oznaki zmartwień przejrzała się w lustrze. Przesunęła opuszkami palców po kościach policzkowych i ramie obojczyków, aby ostatecznie ułożyć dłoń w miejscu nierównie bijącego serca. Wzburzony rytm wybrzmiewał w ogłuszającym szumie krwi. Głębokie wdechy tylko pozornie porządkowały chaos, wszak wciąż nie doszła do siebie w pełni i mierzyła się z boleśnie rzeczywistymi koszmarami. Dopiero obowiązek wzywający do zapewnienia Lumikki otoczki bezpieczeństwa otrzeźwił ją na tyle, by była w stanie zmierzyć się z burą kwintesencją ułomnego umysłu.
Względnie spokojna wróciła się z powrotem w stronę pokoju gościnnego. Nie chcąc wejść w najmniej odpowiednim momencie zapukała, aby dopiero po pozwoleniu wejść do środka. Na widok Hnoss rozpieszczonej pod czułym dotykiem zaśmiała się cicho. Poniekąd spodziewała się takiego obrazka. Wiedziała, że kotka nie wytrzyma długo i nawet będąc w pół śnie nie mogłaby powstrzymać się przed przyjęciem wyrafinowanej formy przyjemności.
— Odnoszę wrażenie, że nie będzie chciała ustąpić mi miejscówki — powiedziała z przymrużeniem oka, w istocie nie mając zamiaru ruszać kotki z zajmowanego przez nią miejsca. Zamiast narzekać na niewygodę sięgnęła po jedną z poduszek leżących na sofie i ułożyła ją przy wezgłowiu, tuż na brzegu łóżka. Będzie miała szczęście, jeśli w nocy nie zleci z łoskotem na podłogę. Powoli układając się pod kocem spojrzała ku Lumikki, jakby chcąc się upewnić, że widok ten jest na równi realny co ból skrywany pod sercem. Skrzętnie schowała wszelkie oznaki dyskomfortu - na dzisiaj miału już wystarczająco dużo wrażeń.
Pozostało tylko jedno pragnienie, którego nie mogła odłożyć na później. Wiedziała, że siostrzenica nie marzy o niczym innym jak oddaniu się w ramiona snu, lecz musiała zapytać o to teraz. Nie mogła czekać do brzasku poranka.
— Mam dla Ciebie propozycję — rzekła cichutko, niemal szeptem, jakby bojąc się powstałej reakcji. Mimo to nie mogła trzymać ich w niepewności. — Chciałabym, żebyś ze mną zamieszkała. Zrozumiem, jeśli potrzebujesz czasu do namysłu i nie odpowiesz mi teraz.
Starała się brzmieć neutralnie, nienachalnie, w żaden sposób nie mając na celu wpłynąć na podjętą decyzję. Gdyby nawet odpowiedź okazała się przecząca, nie miała zamiaru mieć do niej żalu - była przecież dorosła i mogła robić to, na co miała ochotę.
Bezimienny
Re: When we were young (F. Ahlström & L. Oldenburg, październik 2000) Nie 10 Gru - 1:18
Z rozważań wyrwało ją ciche stukanie. Wylądowała myślami na powrót w pokoju gościnnym, rozłożona na łóżku gładziła futerko Hnoss. Kotka mruczała wyraźnie, gdy dotknęła jej podbródka, poczuła charakterystyczne wibracje dobywające się z głębi zwierzęcego gardła. Jednostajny rytm wprawiał ją w bardzo dobre samopoczucie, wyciszał i koił nerwy. Odwróciła spokojnie głowę w kierunku drzwi, zapraszając Freję do środka. Posłała jej krótkie spojrzenie, by znowu otoczyć pieszczotą puchatą kulkę. Czasami zastanawiała się, czy nie powinna postarać się o jakieś zwierzę domowe, które dotrzymywałoby jej towarzystwa – miała jednak sporo obaw, zwłaszcza o to, ze z uwagi na ciągły bieg i wykonywaną pracę, nie będzie mogła poświęcić stworzeniu wystarczająco dużo czasu. Choć samotność w niektórych momentach doskwierała jej wyjątkowo. Nie przyznawała się oczywiście do tego, czując jakby odnajdywanie smutku w osamotnionych wieczorach było jakąś faktyczną ujmą i skazą.
Rozbawiona pozwoliła sobie na krótki śmiech, choć oczy wyraźnie zachodziły jej mgłą, a usta układały się do kolejnego, niespodziewanego ziewnięcia. Obwiodła opuszką palca po delikatnym uchu Hnoss.
– Może jednak jakoś się zmieścimy we trójkę – skwitowała żart ciotki, śledząc jak kobieta układa się powoli na łóżku. Przez jej głowę również przebiegł scenariusz, w którym w nocy słyszy łoskot opadającego ciała i miała nadzieję, że mimo wszystko pozostanie to jedynie w sferze wyobrażeń. Nie chciała, aby krewniaczka, czyniąc dla niej tak wiele dobrego, ucierpiała jeszcze bardziej. Nie wybaczyłaby sobie tego chyba do końca życia. Starczało, że jej nerwy były już wyjątkowo zszargane po wizycie w siedzibie kruków.
Ospale podążyła w ślad Frei, odchylając miękką kołdrę i robiąc sobie miejsce. Zsunęła ze stóp wełniane kapcie i ułożyła się. Teraz nadeszła prawdziwa fala zmęczenia, wydobywająca się obficie z utrudzonego całym dniem ciała. Zamruczała rozkosznie, przeciągając się wśród zapachu świeżo wypranej pościeli. Widząc niepewność malującą się na kobiecej twarzy, nieco przystopowała z ochoczym pragnieniem, by oddać się w objęcia snu. Obróciła się do niej, chwytając przejrzysty błękit tęczówek.
Pytanie, które padło, wprawiło ją wpierw w osłupienie, bo nie spodziewała się podobnej propozycji. Otworzyła szeroko usta, czując że otrzymała więcej, niż na to w rzeczywistości zasługiwała. Zdawała sobie sprawę, do jakiego poświęcenia nagina się jej krewniaczka, chcąc przyjąć całą odpowiedzialność za jej osobę – dając schronienie i pełniąc straż w przyszłych dniach. Pokiwała głową, rozumiała że nie musi natychmiast odpowiadać, lecz serce rwało się do jedynego, słusznego stwierdzenia. Obecność w tym domu miała okazać się balsamem na zbolałą duszę, lekiem na rozkołatane nerwy i wszystkie lęki.
– Ja.. – zająknęła się – To niezwykła propozycja, nie sądziłam, że kiedykolwiek... – zawahanie było wciąż obecne w jej słowach. Zacisnęła palce na rogu pościeli, by następnie w nieprzewidywanym ruchu przesunąć się i opaść w ramiona Frei. – Tak, bardzo tego chcę, bardzo... – wyrzuciła, najpierw głośno, następnie poprawiając się, bo przecież musiała słyszeć ją dobrze. Objęła panią mecenas ramionami, przytulając się do jej klatki piersiowej, zatrzymując oddech na moment, gdy wychwyciła przyspieszone bicie jej serca. – Obiecuję, że nie będę problemem i jak tylko stanę na nogi, to odwdzięczę się, nie będę zabierać ci więcej czasu, niż to konieczne – przyrzekła i osunęła się w pościel, skłaniając do tego samego swoją towarzyszkę. Nie wiedziała kiedy przyszedł sen, otulający ją lekko, dający wytchnienie i pewność, że teraz może wszystko będzie bardziej znośne i łatwiejsze. Bo nie była zupełnie sama, miała kogoś, na kogo mogła liczyć nawet w najtrudniejszych momentach swojego życia.
Lumikki i Freja z tematu
Rozbawiona pozwoliła sobie na krótki śmiech, choć oczy wyraźnie zachodziły jej mgłą, a usta układały się do kolejnego, niespodziewanego ziewnięcia. Obwiodła opuszką palca po delikatnym uchu Hnoss.
– Może jednak jakoś się zmieścimy we trójkę – skwitowała żart ciotki, śledząc jak kobieta układa się powoli na łóżku. Przez jej głowę również przebiegł scenariusz, w którym w nocy słyszy łoskot opadającego ciała i miała nadzieję, że mimo wszystko pozostanie to jedynie w sferze wyobrażeń. Nie chciała, aby krewniaczka, czyniąc dla niej tak wiele dobrego, ucierpiała jeszcze bardziej. Nie wybaczyłaby sobie tego chyba do końca życia. Starczało, że jej nerwy były już wyjątkowo zszargane po wizycie w siedzibie kruków.
Ospale podążyła w ślad Frei, odchylając miękką kołdrę i robiąc sobie miejsce. Zsunęła ze stóp wełniane kapcie i ułożyła się. Teraz nadeszła prawdziwa fala zmęczenia, wydobywająca się obficie z utrudzonego całym dniem ciała. Zamruczała rozkosznie, przeciągając się wśród zapachu świeżo wypranej pościeli. Widząc niepewność malującą się na kobiecej twarzy, nieco przystopowała z ochoczym pragnieniem, by oddać się w objęcia snu. Obróciła się do niej, chwytając przejrzysty błękit tęczówek.
Pytanie, które padło, wprawiło ją wpierw w osłupienie, bo nie spodziewała się podobnej propozycji. Otworzyła szeroko usta, czując że otrzymała więcej, niż na to w rzeczywistości zasługiwała. Zdawała sobie sprawę, do jakiego poświęcenia nagina się jej krewniaczka, chcąc przyjąć całą odpowiedzialność za jej osobę – dając schronienie i pełniąc straż w przyszłych dniach. Pokiwała głową, rozumiała że nie musi natychmiast odpowiadać, lecz serce rwało się do jedynego, słusznego stwierdzenia. Obecność w tym domu miała okazać się balsamem na zbolałą duszę, lekiem na rozkołatane nerwy i wszystkie lęki.
– Ja.. – zająknęła się – To niezwykła propozycja, nie sądziłam, że kiedykolwiek... – zawahanie było wciąż obecne w jej słowach. Zacisnęła palce na rogu pościeli, by następnie w nieprzewidywanym ruchu przesunąć się i opaść w ramiona Frei. – Tak, bardzo tego chcę, bardzo... – wyrzuciła, najpierw głośno, następnie poprawiając się, bo przecież musiała słyszeć ją dobrze. Objęła panią mecenas ramionami, przytulając się do jej klatki piersiowej, zatrzymując oddech na moment, gdy wychwyciła przyspieszone bicie jej serca. – Obiecuję, że nie będę problemem i jak tylko stanę na nogi, to odwdzięczę się, nie będę zabierać ci więcej czasu, niż to konieczne – przyrzekła i osunęła się w pościel, skłaniając do tego samego swoją towarzyszkę. Nie wiedziała kiedy przyszedł sen, otulający ją lekko, dający wytchnienie i pewność, że teraz może wszystko będzie bardziej znośne i łatwiejsze. Bo nie była zupełnie sama, miała kogoś, na kogo mogła liczyć nawet w najtrudniejszych momentach swojego życia.
Lumikki i Freja z tematu