(Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988)
2 posters
Ivar Soelberg
(Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:42
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
20/21.06.1988
Świat tonął w karmazynowo złotej palecie barw zachodzącego słońca, jego ognisto-gazowy krąg znikał za horyzontem w toniach fiordu, który w tym świetle wyglądał niezwykle majestatycznie jego pofałdowana, skalista i porośnięta gdzieniegdzie karłowatymi iglakami faktura przywodziła na myśl wrota Valhalli, bądź innego boskiego świata. Szare tęczówki Soelberga niemo wpatrzone w ten urzekający obraz, były wręcz zahipnotyzowane urokiem sprezentowanym przez naturę w dniu wszakże, nie byle jakim, a Midsommar. Święto Nocy Świętojańskiej budziło w nim niezrozumiałe poczucie radości, która pragnęła być uzewnętrzniona i pokazana światu. Z natury wszak poważny i stroniący od nadmiernego eksponowania swego uśmiechu w tym dniu mógł zrobić wyjątek. Z wiklinowym koszem pod ręką stał na wzgórzu i czekał, aż jego towarzyszka do niego dołączy.
Nie wiedział, skąd wpadł mu do głowy pomysł na tę wycieczkę i dlaczego akurat zwrócił się z jego realizacją do niej. Ale podejrzewał, że było to spowodowane emocjami, jakie żywił względem ciemnowłosej, a do których niekoniecznie, chciał się przed światem przyznawać, ba przed sobą samym nawet miał opory. Swobodne myśli, jakie nawiedzały go popołudniami, które spędzał na nauce lub analizie materiałów przerabianych na wykładach stanowczo zbyt często, uderzały nieoczekiwanie w takich chwilach sprawiając, że koncentracja i powaga zostawały zachwiane na rzecz frywolnych i wielce sugestywnych wyobrażeń o kobiecie, która w jego życiu była od niemal zawsze. Niby cień przemykający zawsze trzymający się w odstępie od niego, a jednak mający go zawsze na widoku. Nie musiał oglądać się, aby wiedzieć, że gdzieś tam w tłumie twarzy odnajdzie ją i jej oczy wpatrzone w niego. Kąciki ust drgnęły delikatnie w grymasie niezadowolenia. Ziarno goryczy zniszczy nawet najwykwintniejszy posiłek, a tym okazywały się: rodzina, obowiązek i honor. Ich relacja z góry skazana była na porażkę, a jednak to do niej wystosował zaproszenie na spacer, na wspólne świętowanie.
Lekki wietrzyk od fiordu przyciągnął ciepłe powietrze. Przymknął powieki i zacisnął dłonie, w pełni panował nad twarzą, gdyby tej sztuki był pozbawiony, to niewątpliwie szczery uśmiech zadowolenia zagościłby na jego obliczu. Gdy na powrót otworzył oczy, dojrzał grupki innych ludzi w oddali. Stosy na polanach dziś zapłoną złotymi językami płomieni, a pieśni i hulanki obudzą pradawne duchy lasu.
– Odpowiada ci to miejsce? – zapytał, by przerwać ciszę.
Bezimienny
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:42
Pamiętała kiedy się to zaczęło, jak mogłaby zapomnieć. Kiedy kilka lat temu Baldur spojrzał na nią zza szarych tęczówek nastolatka, a Freja i Frigg szepnęły jej w uszy zaklęcia, które miały wodzić jej sny i myśli przez resztę życia. Tak czuła wtedy, przez ten cały czas, jak i teraz.
Niby w nawyku gry, którą prowadziła od długiego czasu - śledziła go i bawiła się faktem, że prawdopodobnie wyszukuje ją wzrokiem pośród szerokiego grona osób bawiących się podczas Midsommar. Byli umówieni na później, ale cieszył ją jego widok, na tyle, że choćby sam fakt jego istnienia dawał jej niezrozumiałe szczęście. Lubiła go obserwować z odległości. Była na jego wszystkich meczach w rozgrywkach hokejowych, bywała też na jego treningach na widowni i miała kalendarz ze wszystkimi następnymi zmaganiami drużyny. Pomagała jego trenerowi w sprawach organizacyjnych, aby być na bieżąco i dopytywała się o jego formę i problemy. W klasie zawsze siedziała tuż za nim i zawsze służyła słowem, radą i pomocą z nauką w szkole. Zakolegowała się poniekąd nawet z jego młodszym bratem Eitrim, choć tamten bardzo często wpadał w kłopoty, a ona ich zaś sprawnie unikała. Czasem jakiemuś nicponiowi co tamtemu dokuczał potrafiła wywinąć parę numerów takich, że ten zaczął się oglądać za siebie, miast prowokować brata Ivara. Na cwaniaków miała swoje metody. Nigdy jednak Ivara ostro nie zaczepiła, po prostu była, tak blisko na ile śmiała i na ile było to możliwe. Liczyła, że w końcu zauważy. Zauważy że mu pomaga, jego bratu również i że coś ich łączy.
To, że Soelbergowie mieli w tradycji służbę Kruczej Straży, a ona była z niesławnego klanu Lundqvist i to, że ojciec obiecał jej ułożyć życie było niesprawiedliwe i równie nieważne. Wypierała to, serce już wiedziało dla kogo bić. Jak przyjdą problemy to była pewna, że znajdzie sposób, to było takie oczywiste, choć nie miała pojęcia co przyniesie przyszłość, która jednak barwiła się ponuro w kolory strachu i nienawiści wobec ojca. Tylko musiało im się udać, nic więcej i aż tyle.
A lata mijały, szeptały nienajlepsze wróżby. Skracany dystans zawsze przyprawiał krew w ruch, uśmiech w skromny nieśmiały wyraz, a głowę o nieogarnięty zamęt. Gdy bywali sami, na tyle, że nie potrafiła niekiedy skleić choćby jednego zdania, kręcąc się wokoło utartych tematów, jakby wiatr wdarł się przez uszy i wywiał wszystkie znane jej słowa, sprawiając że czuła się jak idiotka. Typowa cicha i wzorowa uczennica akademii Odala, która jednej rzeczy nie miała jak nauczyć się z książek. Tak było przez większość czasu. Ten jednak nieubłaganie dawał jej do zrozumienia, że dłużej nie może się bać i musi. Musi mu to powiedzieć, choć strach już od wczesnych lat gościł w jej duszy za sprawą rodzinnych problemów i kierował jej poczynaniami. Zwłaszcza, że ją zaprosił. W końcu. Musiała się tylko odważyć, miała wyjątkową okazję. Nie mogła być już dłużej nieśmiała. Jak na złość we wszystkich kwestiach potrafiła wykazać się słowem i opanowaniem, ale nie w tej, na której zależało jej najbardziej...
Wkrótce nadejdą studia. Ona pójdzie do instytutu w Kenaz, a on w Tiwaz. Ich ścieżki się rozejdą, a może nie?
Dziś się zeszły w atmosferę dnia wypełnionego szczęściem uroczystości. Kukułka wołała raz ostatni do zachodu słońca, kiedy w krok nieśpiesznego spaceru szukali miejsce gdzie wspólnie mieli posiedzieć w ramach pikniku. Ptak odleciał, gdy zbliżyli się do cienia rzucanego przez samotny dąb. Niewysokie kępy rozmaitych roślin polnych kołysały się pod wpływem orzeźwiającego powiewu. Zapachy ogniska, okolicznego lasu i traw polany wypełniały wdychane rześkie powietrze, które nie było zmącone parnością. Niebo było bezchmurne.
Uśmiechała się cały czas. Nie potrafiła inaczej - Tak. Emm, podoba mi się! - Zapewniła żywo, czyniąc kilka wyprzedzających kroków, jakby sprawdzała okolicę wnet szybkim obrotem i zlustrowaniem okolicy. Czerwono czarna kraciasta spódnica zafalowała w szybkim ruchu odsłaniając nieco nogi. Biały bezrękawnik trzymał się jednak posłusznie bioder, nie to co rozpuszczone krótkie włosy na głowie, co weszły jej na twarz. Szybko je poprawiła w prostym odruchu - Pięknie jest - Uniknęła spojrzenia mu w oczy, chwytając prędko za koc, który niosła w prostej bawełnianej torbie. Rozwinęła go jak dywan - Klæða! - I wyprasowała, aby idealnie się prezentował. Zaklęcie rzuciła pewnie, zadowolona z siebie. Choć wolała, żeby te muffinki co specjalnie upiekła na tę okazję też jej wyszły równie dobrze. Nie zabrała ich ze wstydu. Wolała nie chwalić się zdolnością zwęglania wypieków.
Teraz w końcu wejrzała mu w oczy, stojąc naprzeciwko, szukając jakichś słów. Zatrzymała się na tym, kiedy dostrzegła opanowaną minę Ivara.
Niby w nawyku gry, którą prowadziła od długiego czasu - śledziła go i bawiła się faktem, że prawdopodobnie wyszukuje ją wzrokiem pośród szerokiego grona osób bawiących się podczas Midsommar. Byli umówieni na później, ale cieszył ją jego widok, na tyle, że choćby sam fakt jego istnienia dawał jej niezrozumiałe szczęście. Lubiła go obserwować z odległości. Była na jego wszystkich meczach w rozgrywkach hokejowych, bywała też na jego treningach na widowni i miała kalendarz ze wszystkimi następnymi zmaganiami drużyny. Pomagała jego trenerowi w sprawach organizacyjnych, aby być na bieżąco i dopytywała się o jego formę i problemy. W klasie zawsze siedziała tuż za nim i zawsze służyła słowem, radą i pomocą z nauką w szkole. Zakolegowała się poniekąd nawet z jego młodszym bratem Eitrim, choć tamten bardzo często wpadał w kłopoty, a ona ich zaś sprawnie unikała. Czasem jakiemuś nicponiowi co tamtemu dokuczał potrafiła wywinąć parę numerów takich, że ten zaczął się oglądać za siebie, miast prowokować brata Ivara. Na cwaniaków miała swoje metody. Nigdy jednak Ivara ostro nie zaczepiła, po prostu była, tak blisko na ile śmiała i na ile było to możliwe. Liczyła, że w końcu zauważy. Zauważy że mu pomaga, jego bratu również i że coś ich łączy.
To, że Soelbergowie mieli w tradycji służbę Kruczej Straży, a ona była z niesławnego klanu Lundqvist i to, że ojciec obiecał jej ułożyć życie było niesprawiedliwe i równie nieważne. Wypierała to, serce już wiedziało dla kogo bić. Jak przyjdą problemy to była pewna, że znajdzie sposób, to było takie oczywiste, choć nie miała pojęcia co przyniesie przyszłość, która jednak barwiła się ponuro w kolory strachu i nienawiści wobec ojca. Tylko musiało im się udać, nic więcej i aż tyle.
A lata mijały, szeptały nienajlepsze wróżby. Skracany dystans zawsze przyprawiał krew w ruch, uśmiech w skromny nieśmiały wyraz, a głowę o nieogarnięty zamęt. Gdy bywali sami, na tyle, że nie potrafiła niekiedy skleić choćby jednego zdania, kręcąc się wokoło utartych tematów, jakby wiatr wdarł się przez uszy i wywiał wszystkie znane jej słowa, sprawiając że czuła się jak idiotka. Typowa cicha i wzorowa uczennica akademii Odala, która jednej rzeczy nie miała jak nauczyć się z książek. Tak było przez większość czasu. Ten jednak nieubłaganie dawał jej do zrozumienia, że dłużej nie może się bać i musi. Musi mu to powiedzieć, choć strach już od wczesnych lat gościł w jej duszy za sprawą rodzinnych problemów i kierował jej poczynaniami. Zwłaszcza, że ją zaprosił. W końcu. Musiała się tylko odważyć, miała wyjątkową okazję. Nie mogła być już dłużej nieśmiała. Jak na złość we wszystkich kwestiach potrafiła wykazać się słowem i opanowaniem, ale nie w tej, na której zależało jej najbardziej...
Wkrótce nadejdą studia. Ona pójdzie do instytutu w Kenaz, a on w Tiwaz. Ich ścieżki się rozejdą, a może nie?
Dziś się zeszły w atmosferę dnia wypełnionego szczęściem uroczystości. Kukułka wołała raz ostatni do zachodu słońca, kiedy w krok nieśpiesznego spaceru szukali miejsce gdzie wspólnie mieli posiedzieć w ramach pikniku. Ptak odleciał, gdy zbliżyli się do cienia rzucanego przez samotny dąb. Niewysokie kępy rozmaitych roślin polnych kołysały się pod wpływem orzeźwiającego powiewu. Zapachy ogniska, okolicznego lasu i traw polany wypełniały wdychane rześkie powietrze, które nie było zmącone parnością. Niebo było bezchmurne.
Uśmiechała się cały czas. Nie potrafiła inaczej - Tak. Emm, podoba mi się! - Zapewniła żywo, czyniąc kilka wyprzedzających kroków, jakby sprawdzała okolicę wnet szybkim obrotem i zlustrowaniem okolicy. Czerwono czarna kraciasta spódnica zafalowała w szybkim ruchu odsłaniając nieco nogi. Biały bezrękawnik trzymał się jednak posłusznie bioder, nie to co rozpuszczone krótkie włosy na głowie, co weszły jej na twarz. Szybko je poprawiła w prostym odruchu - Pięknie jest - Uniknęła spojrzenia mu w oczy, chwytając prędko za koc, który niosła w prostej bawełnianej torbie. Rozwinęła go jak dywan - Klæða! - I wyprasowała, aby idealnie się prezentował. Zaklęcie rzuciła pewnie, zadowolona z siebie. Choć wolała, żeby te muffinki co specjalnie upiekła na tę okazję też jej wyszły równie dobrze. Nie zabrała ich ze wstydu. Wolała nie chwalić się zdolnością zwęglania wypieków.
Teraz w końcu wejrzała mu w oczy, stojąc naprzeciwko, szukając jakichś słów. Zatrzymała się na tym, kiedy dostrzegła opanowaną minę Ivara.
Ivar Soelberg
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
W promieniach zachodzącego słońca wyglądała zjawiskowo, jej delikatny uśmiech tak rzadko spotykany sprawiał, że serce momentalnie przyspieszało rytmu, to jak unikała jego wzroku, było na swój sposób urocze. Wiedział jaka była i wątpił, by często podobnie reagowała. Ciemne włosy tańczące na wietrze już nie tak długie, jak niegdyś, wszak nie zdał się na odwagę, by powiedzieć, jak bardzo mu się one podobały, lecz w dalszym ciągu dodawały jej uroku. Zawirowała w obrocie, a czerwono czarna szachownica jej spódnicy rozmyła się, przekraczając stałe granice kolorów. Lekkie westchnienie, jak gdyby majestatyczna panorama fiordu stanowiła jeno dodatek tej scenerii, którą od kilku sekund obserwował. Czuł w głębi serca, że dokonał słusznego wyboru, zapraszając właśnie ją w to miejsce, w tym dniu. Obawiał się, że czas i to, co los im szykuje skutecznie, pokrzyżuje wszelkie plany ich dalszej relacji. Tej przeplatanki cichych i skrytych westchnięć i spojrzeń wyrażających więcej niż tysiąc słów. Czasem łapał się w myślach, iż mógłby wyrazić coś od siebie, coś więcej próżne zapewnienie o uczuciu, które i tak jest bez przyszłości, po cóż zatem marnować słowa i zadręczać i tak już przygnębione serca? Hamował wszelkie przejawy romantyzmu i heroizmu wiedząc, że niczego nie jest w stanie jej zagwarantować, a ucieczka dwójki kochanków w nieznane sprawdzała się dobrze jedynie na kartach romansów. Prawdziwe życie jest zbyt okrutne, aby taki scenariusz dopuścić do spełnienia. Myślał rozsądnie, a przynajmniej maskował uczucia logiką i ambicjami, które pielęgnował od najmłodszych lat. Czy poświęcenie i wyrzeczenie się pasji, powołania dla ukochanej osoby było dobre? I tak i nie. Jeśli jednak zadawał sobie te pytanie w myślach, sądził, że wybór jest oczywisty i czar zauroczenia prędzej lub później minie.
Będąc jednak tak blisko niej, wręcz na wyciągnięcie ręki nie potrafiłby ponownie zadecydować. Rozsądek i obojętność niczym marmurowa fasada pękały, czy to naturalne powstrzymywać emocje i dusić je w sobie? Byli na łące, na wzgórzu w otoczeniu karłowatych iglaków i krzewów, a ściana lasu ciemna i nieprzenikniona, nawet w promieniach zachodzącego słońca stanowiła kurtynę dla ich wyznań.
Podszedł, przełamując wątpliwości. Biel koszuli kontrastowała z opalenizną i czarnymi – kruczymi włosami. Chwyt na wiklinowym koszu zelżał, a uśmiech na twarzy stał się rzeczywistością, a nie jak dotychczas cieniem gotowym ulecieć przy podmuchu wiatru. Objął ją wolną ręką w talii i lekko, acz stanowczo przyciągnął do siebie po to, tylko aby móc się pochylić nad jej ramieniem. – Pięknie wyglądasz – szepnął i musnął wargami policzek, prostując się. Wypuścił ją, lecz spojrzeniem nie odrywał się od niej. – Mamy słodkie wino i przekąski. Mam nadzieję, że jesteś głodna? – Zapytał, a w szarych tęczówkach migotały iskierki zadowolenia.
Będąc jednak tak blisko niej, wręcz na wyciągnięcie ręki nie potrafiłby ponownie zadecydować. Rozsądek i obojętność niczym marmurowa fasada pękały, czy to naturalne powstrzymywać emocje i dusić je w sobie? Byli na łące, na wzgórzu w otoczeniu karłowatych iglaków i krzewów, a ściana lasu ciemna i nieprzenikniona, nawet w promieniach zachodzącego słońca stanowiła kurtynę dla ich wyznań.
Podszedł, przełamując wątpliwości. Biel koszuli kontrastowała z opalenizną i czarnymi – kruczymi włosami. Chwyt na wiklinowym koszu zelżał, a uśmiech na twarzy stał się rzeczywistością, a nie jak dotychczas cieniem gotowym ulecieć przy podmuchu wiatru. Objął ją wolną ręką w talii i lekko, acz stanowczo przyciągnął do siebie po to, tylko aby móc się pochylić nad jej ramieniem. – Pięknie wyglądasz – szepnął i musnął wargami policzek, prostując się. Wypuścił ją, lecz spojrzeniem nie odrywał się od niej. – Mamy słodkie wino i przekąski. Mam nadzieję, że jesteś głodna? – Zapytał, a w szarych tęczówkach migotały iskierki zadowolenia.
Bezimienny
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Takiego preludium spotkania się nie spodziewała. Dotknięta i złapana. Muśnięta z uczuciem. Niby iskrą, która dobiegła źródła i ożywiła żar wędrujący po ciele. Stojąc w obliczu zmagań tylu lat i pragnień nie potrafiła zaoponować, czy aby spotkanie nie nabiera za szybko rozpędu. Nie zakłopotana, ale raczej i wręcz przerażona, że nie wie co powinna w takiej sytuacji rzec, czy na samych bogów, zrobić. Zgubiła spojrzenie w trawach, promieniejąc uśmiechem i rumieńcami, przyzwalała milczeniem i skruchą w trzymanych kurczowo dłoniach. Komplement szeptem dotarł uszu, ale głośno i przyjemnie rozśpiewał się w głowie, zmuszając ją do nieznacznego wzniesienia barków od niespodziewanego przytłoczenia sytuacją.
Ivar puścił, to i nieświadomie palce zaczęła wyginać, jakby próbowała je wyłamać, jako że miały same wpaść na pomysł co uczynić a jakoś nie wpadły. A był tak blisko. Zacisnęła momentalnie usta, po to aby znów je rozluźnić uśmiechem i spojrzeć spod nieco pochylonej głowy, w wzwyż, ku górującemu nad nią mężczyźnie.
- Naturalnie - Odpowiedziała, nie szczędząc na twarzy radości i stresu, który ją omamiał. Z tym drugim jednak oswajała się myślami. Potrzebowała czasu, teraz. Jak na ironię po tych wszystkich wysiłkach, aby w końcu mieć wspólną chwilę, chciała wykonać krok w tył. Nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się szerzej i przełamała się, zachęcając aby to usiąść na kocu. Usadowiła się z przykurczonymi kolanami i chwyciła się za nie w nieco przygarbionej pozie. Potrzebowała pomyśleć, potrzebowała pomyśleć - Pogoda nam dopisuje, jakby sam Thor miał dzisiaj w smaku Midsommar - Usta musiały coś powiedzieć, choćby poruszyć jakikolwiek temat, tak banalny i beznadziejny jak pogoda. Zaiste, pewnie Ivar o niczym innym nie chciał pogadać. Kończyli akademię, wybiorą się na studia i czekają ich ważne zmiany, a ona o pogodzie, jak stara babcia przy stole. Jej słowa zabrzmiały echem w głowie, jakby miały być zaklęciem wywołującym świetne pomysły. Magicznie jednak żaden się nie pojawił, poza powiewem pustki, uświadamiającym, że w głowie cudownie rzeczy się nie pojawiają i musi to z siebie wydobyć sama. Nie żeby o tym nie wiedziała, ale musiała sobie przypomnieć. Dobrze że chociaż o oddychaniu nie potrzebowała powtórki.
Skup się.
- Jak koledzy z drużyny? Nie obrażą się, że spędzasz ze mną możliwe że ostatnie Midsommar. To dla nich chyba pożegnanie, nieprawdaż? - zapytała, automatycznie niezadowolona z użytych słów i zaciskając raz drugi usta. Samokrytyka w odróżnieniu od pomysłów miała magiczne właściwości i potrafiła się wcisnąć wszędzie i cudownie pojawić. Zwłaszcza kiedy potrzebowała pewności siebie. Aczkolwiek pytanie trafiało tam gdzie chciała. Choć naokoło to trafiało w tematykę - co dalej?
Ivar puścił, to i nieświadomie palce zaczęła wyginać, jakby próbowała je wyłamać, jako że miały same wpaść na pomysł co uczynić a jakoś nie wpadły. A był tak blisko. Zacisnęła momentalnie usta, po to aby znów je rozluźnić uśmiechem i spojrzeć spod nieco pochylonej głowy, w wzwyż, ku górującemu nad nią mężczyźnie.
- Naturalnie - Odpowiedziała, nie szczędząc na twarzy radości i stresu, który ją omamiał. Z tym drugim jednak oswajała się myślami. Potrzebowała czasu, teraz. Jak na ironię po tych wszystkich wysiłkach, aby w końcu mieć wspólną chwilę, chciała wykonać krok w tył. Nie zrobiła tego. Uśmiechnęła się szerzej i przełamała się, zachęcając aby to usiąść na kocu. Usadowiła się z przykurczonymi kolanami i chwyciła się za nie w nieco przygarbionej pozie. Potrzebowała pomyśleć, potrzebowała pomyśleć - Pogoda nam dopisuje, jakby sam Thor miał dzisiaj w smaku Midsommar - Usta musiały coś powiedzieć, choćby poruszyć jakikolwiek temat, tak banalny i beznadziejny jak pogoda. Zaiste, pewnie Ivar o niczym innym nie chciał pogadać. Kończyli akademię, wybiorą się na studia i czekają ich ważne zmiany, a ona o pogodzie, jak stara babcia przy stole. Jej słowa zabrzmiały echem w głowie, jakby miały być zaklęciem wywołującym świetne pomysły. Magicznie jednak żaden się nie pojawił, poza powiewem pustki, uświadamiającym, że w głowie cudownie rzeczy się nie pojawiają i musi to z siebie wydobyć sama. Nie żeby o tym nie wiedziała, ale musiała sobie przypomnieć. Dobrze że chociaż o oddychaniu nie potrzebowała powtórki.
Skup się.
- Jak koledzy z drużyny? Nie obrażą się, że spędzasz ze mną możliwe że ostatnie Midsommar. To dla nich chyba pożegnanie, nieprawdaż? - zapytała, automatycznie niezadowolona z użytych słów i zaciskając raz drugi usta. Samokrytyka w odróżnieniu od pomysłów miała magiczne właściwości i potrafiła się wcisnąć wszędzie i cudownie pojawić. Zwłaszcza kiedy potrzebowała pewności siebie. Aczkolwiek pytanie trafiało tam gdzie chciała. Choć naokoło to trafiało w tematykę - co dalej?
Ivar Soelberg
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Rozpędzone myśli ledwie nadążały za serca podszeptami, których wcale nie brakowało, gdy trzymał ją w objęciach, wręcz przysiągłby, że mógłby pokusić się o znacznie więcej, a jednak pozwolił sobie, aby wypuścić ją i stracić tę niewątpliwą przewagę. Chciał naturalnie, by ten wieczór był inny, ale liczył się z jej zdaniem i pragnął, o dziwo czegoś więcej. Ta krótka chwila, podczas której uległ pragnieniu objęcia jej, sprawiła mu niewypowiedzianą przyjemność. W szkole narażeni na plotki nie ośmieliliby się tak zaryzykować, a tutaj w obliczu przyrody byli sami. Wyczuwał jednak dziwne napięcie dziewczyny, jakby była zaskoczona jego inicjatywą i zarazem onieśmielona. Takiej jej nie znał i tym zaskoczyła go. Nie twierdził, bowiem nigdy, żeby Judith należała do tych lękliwych i wstydliwych, no może trochę i to zawsze w jego towarzystwie, a jednak spodziewał się uśmiechu lub kąśliwej uwagi. Przełknął słyszalnie ślinę i podrapał się po skroni. W zamyśleniu i jednocześnie znajdując pretekst do spoglądania na nią.
Gdy usiadła, śledził jej ruchy, a po chwili dołączył do niej siadając naprzeciwko, jakby jawnie ignorował zachód słońca i jego bajkowy spektakl nad fiordem, a skupiony wyłącznie na niej, chciał sprawić, by czuła się wyjątkowo. – Mhm… – krótkie potwierdzenie wypowiedzianych przez nią słów miało utwierdzić w przekonaniu, że tak w istocie było. Bogowie i ich plany oraz życzenia na chwilę, chciał zapomnieć o bożym świecie i jego troskach oraz zmartwieniach, jednakże musiał przyznać dziewczynie racje. Aczkolwiek powiedziałby, że gromowładny sprzyja mu również w innych aspektach tego dnia. Wolał nie zdradzać się z tą myślą i pozostawił ją wyłącznie dla siebie.
Zaśmiał się – szczerze i niezwykle pogodnie, a dźwięczny śmiech ożywił ptaki w okolicy do wygrywania krótkich melodii. Otarł wierzchem dłoni łzę, która ni stąd, ni zowąd urwała się i przejrzysty diament cieczy spływał niespiesznie po policzku, który już poznał smak brzytwy i porannego golenia. – Cóż, myślę, że i oni mają podobne plany, co i ja na tę noc, aczkolwiek wątpię, aby ich towarzyszki były w połowie tak urocze jak ty i chyba zarezerwowaliśmy najlepszą miejscówkę w okolicy – szelmowski uśmiech rozjaśnił jego oblicze, a perłowe ząbki zaświeciły niemal równie jasno, co zachodzące słońce. – To wyjątkowa data w naszym kalendarzu – dodał po chwili już mniej pewnie, ba nawet coś na kształt rumieńca poczęło wychodzić na jego ogorzałe od słońca policzki. Całe szczęście siedział plecami pod słońce, a tym samym jego partnerka miała utrudnione zadanie z weryfikacją tych oznak.
– Napijesz się? – sięgnął po wino do koszyka, ale po chwili zmitygował się i zaczął rozkładać całą jego zawartość przed nimi, a to co mogłoby zakłócić ich komfort siedzeniowy zostało w koszu czekając cierpliwie na swoją kolej. – Mamy smørrebrød z tak licznymi i zwariowanymi wariacjami, że jeśli jakaś kanapeczka cię zaskoczy smakiem to wiedz, że to moje dzieło – był słabym kucharzem, ale miał cierpliwość potrzebną do osiągnięcia przy odrobinie wysiłku upragnionego celu. Nie mógł na tym polu równać się z babcią, ani bratem, ale i tak dawał sobie jakoś radę. Kanapki potrafił zrobić, a nawet pasty z krewetek. Inna sprawa tyczyła się wypieków i przy tym akurat pomogła mu babcia, gdy wyznał co ma w planach, bez słowa wzięła na siebie odpowiedzialność za wypiek i oto powstał torcik czekoladowy z owocami lasu. Zabezpieczony i już pokrojony prezentował się jak na witrynach cukierni wprost idealnie. – Proszę, częstuj się – uśmiechnął się i spojrzał wyczekująco na Judith. Nie bardzo świadom co miał teraz robić. A serca podszepty, jak na złość milczały.
Gdy usiadła, śledził jej ruchy, a po chwili dołączył do niej siadając naprzeciwko, jakby jawnie ignorował zachód słońca i jego bajkowy spektakl nad fiordem, a skupiony wyłącznie na niej, chciał sprawić, by czuła się wyjątkowo. – Mhm… – krótkie potwierdzenie wypowiedzianych przez nią słów miało utwierdzić w przekonaniu, że tak w istocie było. Bogowie i ich plany oraz życzenia na chwilę, chciał zapomnieć o bożym świecie i jego troskach oraz zmartwieniach, jednakże musiał przyznać dziewczynie racje. Aczkolwiek powiedziałby, że gromowładny sprzyja mu również w innych aspektach tego dnia. Wolał nie zdradzać się z tą myślą i pozostawił ją wyłącznie dla siebie.
Zaśmiał się – szczerze i niezwykle pogodnie, a dźwięczny śmiech ożywił ptaki w okolicy do wygrywania krótkich melodii. Otarł wierzchem dłoni łzę, która ni stąd, ni zowąd urwała się i przejrzysty diament cieczy spływał niespiesznie po policzku, który już poznał smak brzytwy i porannego golenia. – Cóż, myślę, że i oni mają podobne plany, co i ja na tę noc, aczkolwiek wątpię, aby ich towarzyszki były w połowie tak urocze jak ty i chyba zarezerwowaliśmy najlepszą miejscówkę w okolicy – szelmowski uśmiech rozjaśnił jego oblicze, a perłowe ząbki zaświeciły niemal równie jasno, co zachodzące słońce. – To wyjątkowa data w naszym kalendarzu – dodał po chwili już mniej pewnie, ba nawet coś na kształt rumieńca poczęło wychodzić na jego ogorzałe od słońca policzki. Całe szczęście siedział plecami pod słońce, a tym samym jego partnerka miała utrudnione zadanie z weryfikacją tych oznak.
– Napijesz się? – sięgnął po wino do koszyka, ale po chwili zmitygował się i zaczął rozkładać całą jego zawartość przed nimi, a to co mogłoby zakłócić ich komfort siedzeniowy zostało w koszu czekając cierpliwie na swoją kolej. – Mamy smørrebrød z tak licznymi i zwariowanymi wariacjami, że jeśli jakaś kanapeczka cię zaskoczy smakiem to wiedz, że to moje dzieło – był słabym kucharzem, ale miał cierpliwość potrzebną do osiągnięcia przy odrobinie wysiłku upragnionego celu. Nie mógł na tym polu równać się z babcią, ani bratem, ale i tak dawał sobie jakoś radę. Kanapki potrafił zrobić, a nawet pasty z krewetek. Inna sprawa tyczyła się wypieków i przy tym akurat pomogła mu babcia, gdy wyznał co ma w planach, bez słowa wzięła na siebie odpowiedzialność za wypiek i oto powstał torcik czekoladowy z owocami lasu. Zabezpieczony i już pokrojony prezentował się jak na witrynach cukierni wprost idealnie. – Proszę, częstuj się – uśmiechnął się i spojrzał wyczekująco na Judith. Nie bardzo świadom co miał teraz robić. A serca podszepty, jak na złość milczały.
Bezimienny
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Kiedy zasiadł naprzeciwko trema nie chciała odpuścić. W blasku nie potrafiła spostrzec wyrazu zacienionej twarzy, kontrast pozostawiał przed jej oczyma ciemną plamę, aż mrużyła oczy, bezskutecznie próbując zobaczyć coś więcej.
Zdezorientował ją w pierwszym momencie kiedy się zaśmiał, jakby przegonił ją myślami o dwa kroki.
Jego słowa układały się w jakąś melodię. Muzykę, w którą się wsłuchiwała, ignorując zarazem znaczenie słów. Chciała aby mówił. Chciała usłyszeć tę melodię, wiedziała jak brzmi. Grała jej w sercu żywo od lat a dziś szczególnie. I wiedziała, że chce pozwolić sobie ją zaśpiewać, choć nie znała właściwych słów.
Kolejny komplement ponownie połaskotał uszy i przyprawił o ciarki, ale nie przykurczyła się tym razem, pozwalając, aby prąd ożywił jej ciało. Mowa o dacie poruszyła ją nieco, ale nie skomentowała tego. Słońce jej przeszkadzało wystarczająco długo, żeby zrozumieć, że czas zmienić pozę. To też przesunęła się żwawo po kocu w jego stronę, aby usiąść obok niego, również plecami do słoneczka. Nie potrzebowała jego promieni, aby czuć żar na czole i policzkach. Dzieliła ich ledwie przestrzeń, ponownie.
- Możemy - Rzekła, sięgając po wino i kubki, aby nalać, kiedy Ivar zaprezentował kanapki. Bardzo żałowała teraz, że spaliła przypadkiem wypieki, ale puściła to po chwilowej beznamiętnej minie, aby to w końcu z niej wybrnąć i pochwalić Ivara za starania - Ależ wyglądają fikuśnie! - Przyznała, wahając się chwilę, aby to sięgnąć po którąś i skosztować wedle jego sugestii - Są pyszne! - Rzekła z pełnymi ustami i spojrzała tym razem swoim ostrym przenikliwym wzrokiem, tym który ten już znał dobrze z akademii. Dziś jednak zupełnie nie przypominała znaną siebie.
- Kto ci pomagał? Przyznaj się! - Rzuciła oskarżające pytanie, ale retorycznym, zabarwionym żartem tonem. Kulinarny może to wyczyn nie był, ale zrobił je specjalnie dla nich, własnoręcznie. To było widać, że to jego dzieło. I było smaczne, nie jak spalone babeczki jagodowe - Mój wypiek szlag trafił - Przyznała nieco zawiedziona, ale uniosła brwi zwracając uwagę na i podziwiając tort - Zaś ten tutaj został wykonany nie tylko z sercem, ale i z niemałą wprawą - pochwaliła, czując jak gorąc się z niej przelewa i jak jej umysł pływa odurzony już zupełnie. Przysunęła się bliżej. Zatrzymując się na jego barku. Odłożyła kanapkę na bok. Niepewność, stres, szczęście i wszystkie inne pochodne emocji wymieszały się już w bezładną masę i osiągnęły jej limit.
Czuła, że płynie. Patrzyła na swoje dłonie, które powoli znalazły i ujęły jego dłoń, zamykając swoimi mniejszymi palcami na niej symboliczny uścisk. Podniosła z rąk wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
Rozwarte nieznacznie usta wyrażały głos strachu, ale i rozpacz samotności. Czerwień na policzkach ogrom przejęcia. Przysłonięte, ciążącymi rzęsami na osuniętych powiekach, ciemnobrązowe oczy - jedno pytanie i nadzieję. Brwi nad nimi trwały sztywno ściągnięte, chmurząc czoło, wbrew reszcie jej oblicza sceptycznie, jakby spodziewały się tylko i wyłącznie odmowy.
Na języku nie znalazła słów, a oddech zamarł w milczeniu.
Zdezorientował ją w pierwszym momencie kiedy się zaśmiał, jakby przegonił ją myślami o dwa kroki.
Jego słowa układały się w jakąś melodię. Muzykę, w którą się wsłuchiwała, ignorując zarazem znaczenie słów. Chciała aby mówił. Chciała usłyszeć tę melodię, wiedziała jak brzmi. Grała jej w sercu żywo od lat a dziś szczególnie. I wiedziała, że chce pozwolić sobie ją zaśpiewać, choć nie znała właściwych słów.
Kolejny komplement ponownie połaskotał uszy i przyprawił o ciarki, ale nie przykurczyła się tym razem, pozwalając, aby prąd ożywił jej ciało. Mowa o dacie poruszyła ją nieco, ale nie skomentowała tego. Słońce jej przeszkadzało wystarczająco długo, żeby zrozumieć, że czas zmienić pozę. To też przesunęła się żwawo po kocu w jego stronę, aby usiąść obok niego, również plecami do słoneczka. Nie potrzebowała jego promieni, aby czuć żar na czole i policzkach. Dzieliła ich ledwie przestrzeń, ponownie.
- Możemy - Rzekła, sięgając po wino i kubki, aby nalać, kiedy Ivar zaprezentował kanapki. Bardzo żałowała teraz, że spaliła przypadkiem wypieki, ale puściła to po chwilowej beznamiętnej minie, aby to w końcu z niej wybrnąć i pochwalić Ivara za starania - Ależ wyglądają fikuśnie! - Przyznała, wahając się chwilę, aby to sięgnąć po którąś i skosztować wedle jego sugestii - Są pyszne! - Rzekła z pełnymi ustami i spojrzała tym razem swoim ostrym przenikliwym wzrokiem, tym który ten już znał dobrze z akademii. Dziś jednak zupełnie nie przypominała znaną siebie.
- Kto ci pomagał? Przyznaj się! - Rzuciła oskarżające pytanie, ale retorycznym, zabarwionym żartem tonem. Kulinarny może to wyczyn nie był, ale zrobił je specjalnie dla nich, własnoręcznie. To było widać, że to jego dzieło. I było smaczne, nie jak spalone babeczki jagodowe - Mój wypiek szlag trafił - Przyznała nieco zawiedziona, ale uniosła brwi zwracając uwagę na i podziwiając tort - Zaś ten tutaj został wykonany nie tylko z sercem, ale i z niemałą wprawą - pochwaliła, czując jak gorąc się z niej przelewa i jak jej umysł pływa odurzony już zupełnie. Przysunęła się bliżej. Zatrzymując się na jego barku. Odłożyła kanapkę na bok. Niepewność, stres, szczęście i wszystkie inne pochodne emocji wymieszały się już w bezładną masę i osiągnęły jej limit.
Czuła, że płynie. Patrzyła na swoje dłonie, które powoli znalazły i ujęły jego dłoń, zamykając swoimi mniejszymi palcami na niej symboliczny uścisk. Podniosła z rąk wzrok, aby spojrzeć mu w oczy.
Rozwarte nieznacznie usta wyrażały głos strachu, ale i rozpacz samotności. Czerwień na policzkach ogrom przejęcia. Przysłonięte, ciążącymi rzęsami na osuniętych powiekach, ciemnobrązowe oczy - jedno pytanie i nadzieję. Brwi nad nimi trwały sztywno ściągnięte, chmurząc czoło, wbrew reszcie jej oblicza sceptycznie, jakby spodziewały się tylko i wyłącznie odmowy.
Na języku nie znalazła słów, a oddech zamarł w milczeniu.
Ivar Soelberg
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Czekał cierpliwie specjalnie grał tak, aby to ona zapragnęła przyjść do niego, a nie odwrotnie. Te małe zwycięstwo podyktowane odrobiną sprytu i szczyptą przekory sprawiło, że była tuż obok tak blisko, że niemal czuł ciepło jej ciała. Podobała mu się ta chwila, ten moment zdecydowania widoczny w jej oczach, gdy podnosiła się z miejsca dając za wygraną ze słońca promieniami.
Gdy czerwony trunek wydostał się cieniutkim strumieniem na światło dzienne, jego wzrok utkwił w ciemnowłosej. Ta czynność wymagająca skupienia, aby nie splamić koca ciemną plamą sprawiała, że zastygł w milczeniu nawet stłumił oddech. Wszakże to nie on polewał, lecz ona, a jednak nie mógł się odpędzić od obserwowania jej przy tej czynności. Starania i cierpliwość włożona w przygotowanie kanapeczek opłaciła się. Już sama radość malująca się na twarzy Judith sprawiła, że serce w piersi Ivara zabiło szybciej. To był ten moment, w którym poczuł się dumny i szczęśliwy, iż trud jaki włożył w przygotowywanie piknikowych przekąsek nie poszedł na marne. Była kobietą, była z klanu, więc takie drobiazgi nie powinny stanowić dla niej niczego specjalnego, a jednak udało się.
– Cieszę się – odparł, szczerze dumny ze swego dzieła i sięgnął po kubeczek z winem. Jego owocowy aromat uderzył go w nozdrza, a słodycz ukryta pod tą pierwszą falą zapachu powitała go na języku maskując w zupełności gorycz alkoholu, wręcz idealnie wyważone w harmonii z słodyczą owoców. Pierwszy i drugi łyk były stonowane i rozsądne. Odstawił kubeczek, lecz wargi nosiły na sobie smak trunku czuł, że po czasie będą się lekko lepiły od jego słodkości, ale nie przeszkadzało mu to specjalnie. Mieli tyle przekąsek, które idealnie wkomponują się smakowo w ich degustację, że wszelkie nawet najdrobniejsze wady staną się zaletami. I to było mu na rękę wszakże, po to doradzał się dziadka, którą butelkę wybrać z jego zapasów.
Zmieszanie pojawiło się nagle, jak burzowa chmura na czystym niebie, by na sekundę przesłonić słońca złoty krąg i w cieniu skąpać świat. – Babcia z ciastem, ale kanapeczki sam robiłem! – Odparł nieco urażony, jednak jej szczerość sprawiła, że nie chował urazy długo, wręcz przeciwnie równie szybko, co się pojawiła znikła. A gdy przyznała się do porażki, miał ochotę ją przytulić, pocieszyć, powiedzieć, że jeszcze będą mieli tysiące okazji do tego, aby spróbować jej wypieków. Milczał, jednak wiedząc, że to byłoby kłamstwo. Nie chciał jej robić złudnej nadziei, ani sobie. Uśmiech, tylko tę monetę miał i to nią zapłacił za jej szczerość. Milczenie czasem, było cholernie trudne, a jednak krążyło przekonanie, że jest takie cenne.
– Fakt, małe arcydzieło i smakuje równie dobrze masz moje słowo, ale co tam słowo spróbujesz i ocenisz sama! – Przerwał milczenie nieco nad wyraz entuzjastycznym tonem. Wiedział, że mogła wyczuć tę słabość, wszak czytała z niego jak nikt inny, a jednak łudził się nadzieją, że zwali to na emocje, na radość ze spotkania i szczęście dzielenia tych chwil w jej towarzystwie.
Miał wrażenie, że ją przyciąga, jakby wpadała w jego atmosferę i powoli, sukcesywnie, milimetr po milimetrze znajdowała się coraz to bliżej jego ciała, aż wreszcie się złączyli. Przyjął ten fakt za coś oczywistego nawet nie drgnął, aby przypadkiem nie oderwać się od niej i nie stracić tej chwili. Zastygł w bezruchu. Jej inicjatywa, bogowie kolejna w ciągu kilku minut! Sprawiła, że niedawne posunięcia tak śmiałe i pewne stały się jeno mglistym wspomnieniem, a teraz niepewny tego co miał zrobić przyjął jej dłoń i spojrzał na nią. Tonął.
Serce waliło mu jak zamknięty w klatce ptak, który właśnie zwietrzył szansę na wydostanie się z niewoli. Przysiągłby, że jeszcze chwila, a zobaczy, jak te wyrwie się ze ścian żeber i przebije na wolność. Wiedział, czego oczekuje, czytał i widział na srebrnym ekranie nieraz te kluczowe momenty i wyśmiewał za każdym razem niepewność i opieszałość zaangażowanych, a teraz będąc w tej samej sytuacji, był bliski panicznej ucieczce i skąpaniu się w zimnych wodach fiordu. Przełknięcie śliny było, aż nadto słyszalne. Jej zamknięte oczy, bliskość ust, zapach wdzierający się do nozdrzy sprawiał, że pragnął ją pocałować, a jednocześnie obawiał się tego. Nie wiedział kiedy dłoń powędrowała na ramie przepływając po nim lekko, gładząc je subtelnie i sięgnęła policzka. Była taka niewinna, a jemu zaczynało brakować cierpliwości. Poddał się podszeptom serca, tak jak to uczynił na samym początku, gdy objął ją czule. Tak i teraz delikatnie i badawczo musnął wpierw jej usta, dając możliwość ucieczki, zaprzeczenia jawnym sygnałom, by z każdą sekundą trwania tej chwili pozwalać sobie na więcej, na coraz to śmielsze ruchy, jakby lata dyskretnej przyjaźni i skrywanych emocji nagle mogły wyjść na światło dzienne. Przelał całą swą tęsknotę i radość, w tym magicznym złączeniu błądząc rękami po jej ciele, po tali, po biodrach, a gdy się wreszcie oderwał. Patrzył jej w oczy, a szczęście chwili niemal nie rozsadziło go od środka.
Gdy czerwony trunek wydostał się cieniutkim strumieniem na światło dzienne, jego wzrok utkwił w ciemnowłosej. Ta czynność wymagająca skupienia, aby nie splamić koca ciemną plamą sprawiała, że zastygł w milczeniu nawet stłumił oddech. Wszakże to nie on polewał, lecz ona, a jednak nie mógł się odpędzić od obserwowania jej przy tej czynności. Starania i cierpliwość włożona w przygotowanie kanapeczek opłaciła się. Już sama radość malująca się na twarzy Judith sprawiła, że serce w piersi Ivara zabiło szybciej. To był ten moment, w którym poczuł się dumny i szczęśliwy, iż trud jaki włożył w przygotowywanie piknikowych przekąsek nie poszedł na marne. Była kobietą, była z klanu, więc takie drobiazgi nie powinny stanowić dla niej niczego specjalnego, a jednak udało się.
– Cieszę się – odparł, szczerze dumny ze swego dzieła i sięgnął po kubeczek z winem. Jego owocowy aromat uderzył go w nozdrza, a słodycz ukryta pod tą pierwszą falą zapachu powitała go na języku maskując w zupełności gorycz alkoholu, wręcz idealnie wyważone w harmonii z słodyczą owoców. Pierwszy i drugi łyk były stonowane i rozsądne. Odstawił kubeczek, lecz wargi nosiły na sobie smak trunku czuł, że po czasie będą się lekko lepiły od jego słodkości, ale nie przeszkadzało mu to specjalnie. Mieli tyle przekąsek, które idealnie wkomponują się smakowo w ich degustację, że wszelkie nawet najdrobniejsze wady staną się zaletami. I to było mu na rękę wszakże, po to doradzał się dziadka, którą butelkę wybrać z jego zapasów.
Zmieszanie pojawiło się nagle, jak burzowa chmura na czystym niebie, by na sekundę przesłonić słońca złoty krąg i w cieniu skąpać świat. – Babcia z ciastem, ale kanapeczki sam robiłem! – Odparł nieco urażony, jednak jej szczerość sprawiła, że nie chował urazy długo, wręcz przeciwnie równie szybko, co się pojawiła znikła. A gdy przyznała się do porażki, miał ochotę ją przytulić, pocieszyć, powiedzieć, że jeszcze będą mieli tysiące okazji do tego, aby spróbować jej wypieków. Milczał, jednak wiedząc, że to byłoby kłamstwo. Nie chciał jej robić złudnej nadziei, ani sobie. Uśmiech, tylko tę monetę miał i to nią zapłacił za jej szczerość. Milczenie czasem, było cholernie trudne, a jednak krążyło przekonanie, że jest takie cenne.
– Fakt, małe arcydzieło i smakuje równie dobrze masz moje słowo, ale co tam słowo spróbujesz i ocenisz sama! – Przerwał milczenie nieco nad wyraz entuzjastycznym tonem. Wiedział, że mogła wyczuć tę słabość, wszak czytała z niego jak nikt inny, a jednak łudził się nadzieją, że zwali to na emocje, na radość ze spotkania i szczęście dzielenia tych chwil w jej towarzystwie.
Miał wrażenie, że ją przyciąga, jakby wpadała w jego atmosferę i powoli, sukcesywnie, milimetr po milimetrze znajdowała się coraz to bliżej jego ciała, aż wreszcie się złączyli. Przyjął ten fakt za coś oczywistego nawet nie drgnął, aby przypadkiem nie oderwać się od niej i nie stracić tej chwili. Zastygł w bezruchu. Jej inicjatywa, bogowie kolejna w ciągu kilku minut! Sprawiła, że niedawne posunięcia tak śmiałe i pewne stały się jeno mglistym wspomnieniem, a teraz niepewny tego co miał zrobić przyjął jej dłoń i spojrzał na nią. Tonął.
Serce waliło mu jak zamknięty w klatce ptak, który właśnie zwietrzył szansę na wydostanie się z niewoli. Przysiągłby, że jeszcze chwila, a zobaczy, jak te wyrwie się ze ścian żeber i przebije na wolność. Wiedział, czego oczekuje, czytał i widział na srebrnym ekranie nieraz te kluczowe momenty i wyśmiewał za każdym razem niepewność i opieszałość zaangażowanych, a teraz będąc w tej samej sytuacji, był bliski panicznej ucieczce i skąpaniu się w zimnych wodach fiordu. Przełknięcie śliny było, aż nadto słyszalne. Jej zamknięte oczy, bliskość ust, zapach wdzierający się do nozdrzy sprawiał, że pragnął ją pocałować, a jednocześnie obawiał się tego. Nie wiedział kiedy dłoń powędrowała na ramie przepływając po nim lekko, gładząc je subtelnie i sięgnęła policzka. Była taka niewinna, a jemu zaczynało brakować cierpliwości. Poddał się podszeptom serca, tak jak to uczynił na samym początku, gdy objął ją czule. Tak i teraz delikatnie i badawczo musnął wpierw jej usta, dając możliwość ucieczki, zaprzeczenia jawnym sygnałom, by z każdą sekundą trwania tej chwili pozwalać sobie na więcej, na coraz to śmielsze ruchy, jakby lata dyskretnej przyjaźni i skrywanych emocji nagle mogły wyjść na światło dzienne. Przelał całą swą tęsknotę i radość, w tym magicznym złączeniu błądząc rękami po jej ciele, po tali, po biodrach, a gdy się wreszcie oderwał. Patrzył jej w oczy, a szczęście chwili niemal nie rozsadziło go od środka.
Bezimienny
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Mrużyła oczy, kiedy czekała aż zatopi swe usta. Musnął, niemalże wstrzemięźliwie, acz coś kazało mu ją objąć. Była w błędzie? Nie chciał jej, ale i nie chciał jej urazić? Zmartwienia trawiące ją od początku spotkania toczyły w gardle gorycz, jak truciznę mącąca umysł. Nie mogąc znieść dłużej już tego smaku, zarzuciła mu ręce na szyję. Zaraz ujęła dłońmi jego głowę, policzki. Ze zeszklonymi oczami wglądała mu w oczy z takiego bliska. Tylko oni. W końcu... Była pewna, że czuje jakiś słodki zapach inny niż zwykle. Gorąc objawił się potem na jej czole, acz dlaczego była pewna, że to wszystko na nic? Że powinna była sobie odpuścić, nim całkiem się pogrąży?
Pocałowała go nagle i namiętnie, ale nieumiejętnie i łapczywie, zaraz zderzając zęby w niechcianą kolizję. Chwilowy ból, sprawił, że otrzeźwiała, odkleiła się i wycofała, jak porażona - Przepraszam - Odsunęła się, licząc że ją puści.
Usiadła z powrotem obok i sięgnęła za kubek z winem, mogąc zająć czymś ręce i spragnione usta. Spojrzała na te wszystkie starania, ogarnęła wzrokiem koc i wyciągnięte przysmaki - Przepraszam - Powtórzyła. Łatwiej było się dalej wycofywać. Tak, znów wpełznąć w objęcia cieni. Dystansu. Nie uciekła jednak tak bardzo, dwie siły rwały ją w przeciwne strony, przysparzając serce o zawrotne tempo.
Nie sądziła, że pierwszy pocałunek, aż tak zaboli. Zaśmiała się wyczuwalnie nerwowo. Tak, w domu to śmiech, czy uśmiech zawsze zasłaniał wszystkie niedoskonałości, to miała opanowane - Wiedziałam, że kiepska jestem w całowaniu - Spojrzała po nim, z krzywym uśmiechem - Ale nie sądziłam, że aż tak - Zaśmiała się ponownie rozładowując nieco napięcie. Z łatwością powstrzymywała drżenie głosu, ale nie dłoni, którą sięgnęła po torcik, aby nałożyć go sobie na jeden z zabranych talerzyków.
Pocałowała go nagle i namiętnie, ale nieumiejętnie i łapczywie, zaraz zderzając zęby w niechcianą kolizję. Chwilowy ból, sprawił, że otrzeźwiała, odkleiła się i wycofała, jak porażona - Przepraszam - Odsunęła się, licząc że ją puści.
Usiadła z powrotem obok i sięgnęła za kubek z winem, mogąc zająć czymś ręce i spragnione usta. Spojrzała na te wszystkie starania, ogarnęła wzrokiem koc i wyciągnięte przysmaki - Przepraszam - Powtórzyła. Łatwiej było się dalej wycofywać. Tak, znów wpełznąć w objęcia cieni. Dystansu. Nie uciekła jednak tak bardzo, dwie siły rwały ją w przeciwne strony, przysparzając serce o zawrotne tempo.
Nie sądziła, że pierwszy pocałunek, aż tak zaboli. Zaśmiała się wyczuwalnie nerwowo. Tak, w domu to śmiech, czy uśmiech zawsze zasłaniał wszystkie niedoskonałości, to miała opanowane - Wiedziałam, że kiepska jestem w całowaniu - Spojrzała po nim, z krzywym uśmiechem - Ale nie sądziłam, że aż tak - Zaśmiała się ponownie rozładowując nieco napięcie. Z łatwością powstrzymywała drżenie głosu, ale nie dłoni, którą sięgnęła po torcik, aby nałożyć go sobie na jeden z zabranych talerzyków.
Ivar Soelberg
Re: (Judith Lundqvist & Ivar Soelberg, czerwiec 1988) Nie 10 Gru - 0:43
Ivar SoelbergWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Göteborg, Szwecja
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : starszy oficer Kruczej Straży (Wysłannicy Forsetiego)
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : borsuk
Atuty : miłośnik pojedynków (I), odporny (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 36 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 27 / charyzma: 12 / wiedza ogólna: 10
Stąpając po niepewnym lodzie, badali się wzajem sprawdzając i kontrolując, to na co mogli sobie pozwolić. Brak doświadczenia maskował pewnością siebie, nie okazując, a przynajmniej starając się nie dawać sygnałów, że błądzi po omacku w labiryncie emocji. Jej namiętność powitał z dozą wyczuwalną, tudzież nie – zaskoczenia, miał jednak nadzieję, że jednak nie odkryła tej skrywanej karty, gdyż podobało mu się to. Jej ucieczka, bo tak to odebrał, była nagła i przywodziła wejście na minę lub bardziej romantyczne w tej sytuacji; falę morską, która obmywa kamienistą plażę i gdy tak śmiało wkradała się w głąb lądu, nagle czuje przyciąganie morza i wraca prędko zostawiając nutkę rozczarowania wymieszaną z zaskoczeniem. Nie powstrzymywał jej, chciał, aby to ona decydowała o tym fakcie starając się umiejętnie dopasować kroki w tym ich „tańcu”, lecz widocznie na chwilę stracił poczucie rytmu i pogubił kroki, bo gdy otworzył oczy Judith jawiła się dalej, niż jeszcze przed momentem.
Nie bardzo wiedząc, co należało w tej chwili powiedzieć spoglądał na jej profil, a później przeniósł ciężar spojrzenia na jedzenie, które przygotował. Stłumił westchnięcie świadom, że w tej chwili, mogłoby ono nieco speszyć i tym bardziej zakłopotać dziewczynę, miast tego przywdział na twarz pozornie niepozorny uśmiech łączący w sobie życzliwość z troską, rzadki widok takiego wyrazu na twarzy Soelberga, ale czy kiedykolwiek, ktokolwiek widział go w podobnej sytuacji? No nie.
– Nie przepraszaj – momentalnie odparował, jakby chcąc ją przekonać, że to, co zrobiła te drobne potknięcie, nie było niczym złym i kiedyś mogą się z tego śmiać, wspominając pierwsze kroki, ku czułości.
Jej śmiech dał mu do zrozumienia, jak bardzo była spięta i zestresowana tą całą sytuacją. Zrobiło mu się odrobinę głupio i poczuł, że wywierał zbyt wielką presję, miast powolutku i sukcesywnie działać. – Doprawdy wiedziałaś to? A to ciekawe, kto ci powiedział? – Spojrzał na nią wyczekująco, a w szarych oczach pojawiły się iskierki wesołości. Miał na końcu języka słówko, które idealnie, by tu mogło wpaść i dopełnić obrazu krotochwili, ale zmitygował się. Nie chcąc jej zrazić, ani zawstydzić jeszcze bardziej. – Mi się podobało – uśmiechnął się, i porwał kanapkę, niemal w dwóch kęsach połykając ją. Uśmiech i radość biły z jego oblicza, niczym drugie słońce.
Ivar i Judith z tematu
Nie bardzo wiedząc, co należało w tej chwili powiedzieć spoglądał na jej profil, a później przeniósł ciężar spojrzenia na jedzenie, które przygotował. Stłumił westchnięcie świadom, że w tej chwili, mogłoby ono nieco speszyć i tym bardziej zakłopotać dziewczynę, miast tego przywdział na twarz pozornie niepozorny uśmiech łączący w sobie życzliwość z troską, rzadki widok takiego wyrazu na twarzy Soelberga, ale czy kiedykolwiek, ktokolwiek widział go w podobnej sytuacji? No nie.
– Nie przepraszaj – momentalnie odparował, jakby chcąc ją przekonać, że to, co zrobiła te drobne potknięcie, nie było niczym złym i kiedyś mogą się z tego śmiać, wspominając pierwsze kroki, ku czułości.
Jej śmiech dał mu do zrozumienia, jak bardzo była spięta i zestresowana tą całą sytuacją. Zrobiło mu się odrobinę głupio i poczuł, że wywierał zbyt wielką presję, miast powolutku i sukcesywnie działać. – Doprawdy wiedziałaś to? A to ciekawe, kto ci powiedział? – Spojrzał na nią wyczekująco, a w szarych oczach pojawiły się iskierki wesołości. Miał na końcu języka słówko, które idealnie, by tu mogło wpaść i dopełnić obrazu krotochwili, ale zmitygował się. Nie chcąc jej zrazić, ani zawstydzić jeszcze bardziej. – Mi się podobało – uśmiechnął się, i porwał kanapkę, niemal w dwóch kęsach połykając ją. Uśmiech i radość biły z jego oblicza, niczym drugie słońce.
Ivar i Judith z tematu