Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999)
2 posters
Yasmin Forfang
Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:18
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin nie miała łatwego życia. Nie dość, że dorastała bez matki, także jej ojciec zmarł wcześnie, zostawiając ją samą. Chociaż od jego odejścia minęło już trochę czasu, dziewczyna nie potrafiła pozbierać się po jego stracie. Przez jakiś czas nie musiała pracować, ale gdy zaczęło brakować pieniędzy, zaczęła szukać zatrudnienia. Śniąca bez wyższego wykształcenia nie miała łatwo, ale próbowała załapać się na dłużej w kilku miejscach. Najłatwiej było dostać się do kawiarni, by pracować w charakterze kelnerki. Tam też pracowała przez kilka miesięcy, do czasu aż lokal został zamknięty. Później dostała się do sklepu, ale wygryzła ją ostatecznie osoba z lepszymi wynikami sprzedaży. Yas żałowała, że nie skończyła studiów, miałaby lepsze perspektywy na przyszłość. Kiedy zaczęła pomagać w księgarni, pomyślała, że może tam jej się uda złapać na dłużej jakąś pracę. Ale nie, kiedy po kilku miesiącach przyszło uszczuplić grono pracowników, panna Forfang była pierwsza do wyrzucenia. Nie za brak dyscypliny, była sumienna. Powiedziano jej, że po prostu potrzeba kogoś bardziej kompetentnego. I tak to było. Zawsze miała pecha i nie potrafiła nigdzie długo zagrzać miejsca. Nie z własnej winy...
Kiedy przeczytała ogłoszenie o pracę w kwiaciarni, zakreśliła ją kółkiem w gazecie i przez jakiś czas biła się z myślami. Miała rękę do kwiatów, interesowała ją biologia, botanika i florystyka, ale czy ktoś zatrudni osobę bez wykształcenia w tym kierunku? Musiała jakoś znaleźć pracę, więc od czegoś musiała zacząć. Znowu. Nie chciała zwlekać, bo ktoś mógł ją ubiec, dlatego więc przygotowała swoje osiągnięcia i drogę zawodową, którą schowała do teczki. Długie włosy zaplotła w misterny warkocz, ubrała się ładnie, chociaż bez przesadnej elegancji, tam nie potrzebowano przecież modelki, a kogoś, kto nie boi się pobrudzić czy poranić rąk. Taka praca. Z nadzieją, która umierała ostatnia, wyszła z domu i udała się pod adres kwiaciarni.
Znała to miejsce, bowiem czasem je odwiedzała. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Było tam ciepło, powietrze zaś przesycone było zapachami kwiatów, głównie róż.
- Dzień dobry – powiedziała do jednej z pracownic, która akurat zajmowała się ozdabianiem jednej z kompozycji kwiatowych. - Przepraszam bardzo, z kim mogłabym porozmawiać o pracy? O ile ogłoszenie jest ciągle aktualne – zapytała i czekała na odpowiedź. Oznajmiono jej, że dobrze trafiła, gdyż pan Rosenkrantz jest obecny w kwiaciarni.
Kobieta odłożyła bukiet, by zaprowadzić Yasmin na zaplecze. Tam znalazła się oko w oko z młodym mężczyzną.
- Dzień dobry – przywitała się. - Nazywam się Yasmin Forfang. Widziałam ogłoszenie, że szukacie państwo pracowników. Chciałam zgłosić swoją kandydaturę – powiedziała. Gotowa była wyciągnąć teczkę ze swoimi danymi i karierą, ale wpierw czekała na jakiś odzew ze strony pana Rosenkrantza.
Yasmin czuła się trochę niepewnie, ale starała się by nie było widać drżenia jej rąk. Nie lubiła rozmów o pracę. Miała ich serdecznie dość, ale mus to mus. Trzeba było jakoś sobie z tym poradzić.
Kiedy przeczytała ogłoszenie o pracę w kwiaciarni, zakreśliła ją kółkiem w gazecie i przez jakiś czas biła się z myślami. Miała rękę do kwiatów, interesowała ją biologia, botanika i florystyka, ale czy ktoś zatrudni osobę bez wykształcenia w tym kierunku? Musiała jakoś znaleźć pracę, więc od czegoś musiała zacząć. Znowu. Nie chciała zwlekać, bo ktoś mógł ją ubiec, dlatego więc przygotowała swoje osiągnięcia i drogę zawodową, którą schowała do teczki. Długie włosy zaplotła w misterny warkocz, ubrała się ładnie, chociaż bez przesadnej elegancji, tam nie potrzebowano przecież modelki, a kogoś, kto nie boi się pobrudzić czy poranić rąk. Taka praca. Z nadzieją, która umierała ostatnia, wyszła z domu i udała się pod adres kwiaciarni.
Znała to miejsce, bowiem czasem je odwiedzała. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale wzięła głęboki oddech i weszła do środka. Było tam ciepło, powietrze zaś przesycone było zapachami kwiatów, głównie róż.
- Dzień dobry – powiedziała do jednej z pracownic, która akurat zajmowała się ozdabianiem jednej z kompozycji kwiatowych. - Przepraszam bardzo, z kim mogłabym porozmawiać o pracy? O ile ogłoszenie jest ciągle aktualne – zapytała i czekała na odpowiedź. Oznajmiono jej, że dobrze trafiła, gdyż pan Rosenkrantz jest obecny w kwiaciarni.
Kobieta odłożyła bukiet, by zaprowadzić Yasmin na zaplecze. Tam znalazła się oko w oko z młodym mężczyzną.
- Dzień dobry – przywitała się. - Nazywam się Yasmin Forfang. Widziałam ogłoszenie, że szukacie państwo pracowników. Chciałam zgłosić swoją kandydaturę – powiedziała. Gotowa była wyciągnąć teczkę ze swoimi danymi i karierą, ale wpierw czekała na jakiś odzew ze strony pana Rosenkrantza.
Yasmin czuła się trochę niepewnie, ale starała się by nie było widać drżenia jej rąk. Nie lubiła rozmów o pracę. Miała ich serdecznie dość, ale mus to mus. Trzeba było jakoś sobie z tym poradzić.
Bezimienny
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:18
W waszym rodzinnym przedsiębiorstwie, które z roku na rok rozrastało się coraz bardziej, wciąż było wam trzeba rąk do pracy. W samym Midgardzie Rosenkrantzowie posiadali kilka mniejszych lub większych filii, a niepozorna „Belladona”, oficjalnie należąca do linii twojego ojca, przechodziła wreszcie długo wyczekiwany przez ciebie rozkwit. Ciężko na to pracowałeś, by rozwinąć swoje skrzydła; by pokazać wszystkim dookoła, że we właściwy sposób wykorzystujesz swój talent. Talent, który otrzymałeś przy narodzinach od samych bogów – nie chciałeś go marnować, dlatego zająłeś się florystyką i botaniką, choć, jak szybko się okazało, nie był on wystarczający, gdyż nie mogłeś być wszechobecny i wypełniać obowiązków innych pracowników. Myśl o zatrudnieniu nowych osób nie przyszła do twojej głowy prędko – w rzeczywistości zaskakująco dobrze pracowało ci się w starym składzie, lecz gdy tylko odeszła Lidia, która postanowiła przeprowadzić się do innego miasta, przytłoczony nadmiarem obowiązków podjąłeś decyzję, by wziąć wreszcie sprawy w swoje ręce i poszukać kogoś odpowiedniego do pracy. W przeciągu ostatnich dni zdążyło odwiedzić cię kilka osób, lecz żadna z nich nie odpowiadała twoim wysokim standardom, nie potrafiąc przykuć twojego wzroku nawet na sekundę. A tego ci przecież było trzeba – kogoś charakterystycznego i utalentowanego, kto będzie dopełniał wizerunek „Belladony”. Aż próg kwiaciarni niespodziewanie przekroczyła ona – ciemnowłosa dziewczyna o specyficznej urodzie, której nie dało się pod żadnym pozorem pominąć.
– Dzień dobry – odpowiadasz automatycznie ciepłym, choć niskim głosem, mimo iż wcale on do ciebie nie pasuje. Zmieniasz się jednak jak kameleon, gdy musisz przemawiać do klientów, zachęcając ich do zakupu kwiatów, lecz szybko okazuje się, że kobieta wcale nie jest kolejną klientką. Po tym, jak jedna z pracownic, która akurat zajmowała się ozdabianiem jednej z kompozycji kwiatowych, odesłała ją do ciebie, prezentujesz jej swój charakterystyczny półuśmiech. – Elias. Elias Rosenkrantz – przedstawiasz się kulturalnie, gdy słyszysz, że przyszła tutaj na rozmowę o pracę. – To prawda, ogłoszenie wciąż aktualne. Wywiesiliśmy je zaledwie kilka dni temu. – I wciąż, pomimo początkowych przewidywań i płonnych nadziei, nie udało wam się znaleźć odpowiedniego pracownika, a z każdą kolejną kandydaturą było coraz gorzej. Chwilę później kierujesz ją w stronę gabinetu, by odciąć się od gwaru panującego w kwiaciarni, po czym zamykasz drzwi i siadasz na skórzanym fotelu, gdzie zwykł usadawiać się twój ojciec. – W takim razie, może mi pani coś o sobie i swoim doświadczeniu opowiedzieć, pani... Forfang? – upewniasz się, nie do końca potrafiąc właściwie określić jej pochodzenie, gdyż zdecydowanie nie wpasowywała się w fizjonomię typowego mieszkańca magicznej Skandynawii. Jednak jedno było pewne – już od samego wejścia przykuła twoją uwagę, co, w przeciwieństwie do reszty kandydatek, dawało jej przewagę. Przynajmniej na razie.
– Dzień dobry – odpowiadasz automatycznie ciepłym, choć niskim głosem, mimo iż wcale on do ciebie nie pasuje. Zmieniasz się jednak jak kameleon, gdy musisz przemawiać do klientów, zachęcając ich do zakupu kwiatów, lecz szybko okazuje się, że kobieta wcale nie jest kolejną klientką. Po tym, jak jedna z pracownic, która akurat zajmowała się ozdabianiem jednej z kompozycji kwiatowych, odesłała ją do ciebie, prezentujesz jej swój charakterystyczny półuśmiech. – Elias. Elias Rosenkrantz – przedstawiasz się kulturalnie, gdy słyszysz, że przyszła tutaj na rozmowę o pracę. – To prawda, ogłoszenie wciąż aktualne. Wywiesiliśmy je zaledwie kilka dni temu. – I wciąż, pomimo początkowych przewidywań i płonnych nadziei, nie udało wam się znaleźć odpowiedniego pracownika, a z każdą kolejną kandydaturą było coraz gorzej. Chwilę później kierujesz ją w stronę gabinetu, by odciąć się od gwaru panującego w kwiaciarni, po czym zamykasz drzwi i siadasz na skórzanym fotelu, gdzie zwykł usadawiać się twój ojciec. – W takim razie, może mi pani coś o sobie i swoim doświadczeniu opowiedzieć, pani... Forfang? – upewniasz się, nie do końca potrafiąc właściwie określić jej pochodzenie, gdyż zdecydowanie nie wpasowywała się w fizjonomię typowego mieszkańca magicznej Skandynawii. Jednak jedno było pewne – już od samego wejścia przykuła twoją uwagę, co, w przeciwieństwie do reszty kandydatek, dawało jej przewagę. Przynajmniej na razie.
Yasmin Forfang
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:18
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
- Miło mi poznać, panie Rosenkrantz – powiedziała dziewczyna. Była ciekawa jakim był człowiekiem i czy uda im się nawiązać współpracę. Wiedziała, że jej doświadczenie zawodowe było dość niezłe, ale z drugiej strony nigdy nie pracowała w kwiaciarni, więc musiałaby się uczyć wszystkiego od początku. Ale dla chcącego nic trudnego.
Przeszli do gabinetu, by tam w spokoju porozmawiać i Yasmin poczuła, że zaczyna się denerwować. Może to i dobrze, bo gdyby czuła się zbyt pewnie, można by uznać, że czuje iż już wygrała. Usiadła naprzeciwko Eliasa, a poproszona o zabranie głosu, zaczęła mówić.
- Pracowałam w kilku miejscach, w kawiarni, ale zamknięto lokal. Później w sklepie, a także w księgarni, ale niestety i tak spędziłam tylko kilka miesięcy. Szybko się uczę, nie mam problemów z nawiązaniem kontaktu z klientem. A jeśli chodzi o wykształcenie, studiowałam biologię w Oslo, jednak z racji spraw prywatnych musiałam je przerwać. Zaczęłam pracować niedługo po powrocie do Midgardu – wzięła głęboki oddech i kontynuowała.
- Roślinami interesuję się od zawsze. Mam rękę do kwiatów. Dużo czytam, jestem samoukiem. Nie boję się ubrudzić rąk, czy ich poranić. Mieszkam niedaleko, mogłabym przychodzić do pracy wcześnie, przywykłam do wstawania o świcie – powiedziała.
- Nie mam żadnych zobowiązań wobec innych osób czy miejsc. Mieszkam sama, więc nie przeszkadzają mi też długie godziny pracy – wyjaśniła, po czym zastanowiła się, co jeszcze mogłaby powiedzieć na swój temat.
- W Midgardzie mieszkam od dziecka. Jestem śniącą, o ile ma to jakieś znaczenie. Lubię kontakt z ludźmi, ale jeszcze bardziej kocham rośliny. Nie jestem może florystką, co jest mile widziane w tej pracy, ale mogę zapewnić, że wkładam w pracę sto procent zaangażowania. Oczywiście, że są lepsi ode mnie, ale jeśli poszukujecie pracownika oddanego i sumiennego, myślę, że mam szansę przy innych osobach. Zależy mi na tej pracy, bo dotyczy ona dziedziny, z którą jestem związana od zawsze. Widząc ogłoszenie pomyślałam, że to naprawdę coś dla mnie i warto spróbować. Nic nie tracę, mogę zyskać. Jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem, czy mam szansę, prawda? Dlatego przyszłam i chciałam porozmawiać – zakończyła w końcu swoją przemowę.
Była szczera, nikogo nie udawała, po prostu była sobą. Nie bała się ludzi, rozmawiała z nimi otwarcie i bez żadnych problemów. Nie wiedziała jednak, czego oczekuje od niej pracodawca. Jeżeli potrzebował kogoś z wykształceniem, nie miała szans. Ale jeśli kogoś z pasją, być może się uda. Jak zawsze powtarzała: nadzieja umiera ostatnia.
Przeszli do gabinetu, by tam w spokoju porozmawiać i Yasmin poczuła, że zaczyna się denerwować. Może to i dobrze, bo gdyby czuła się zbyt pewnie, można by uznać, że czuje iż już wygrała. Usiadła naprzeciwko Eliasa, a poproszona o zabranie głosu, zaczęła mówić.
- Pracowałam w kilku miejscach, w kawiarni, ale zamknięto lokal. Później w sklepie, a także w księgarni, ale niestety i tak spędziłam tylko kilka miesięcy. Szybko się uczę, nie mam problemów z nawiązaniem kontaktu z klientem. A jeśli chodzi o wykształcenie, studiowałam biologię w Oslo, jednak z racji spraw prywatnych musiałam je przerwać. Zaczęłam pracować niedługo po powrocie do Midgardu – wzięła głęboki oddech i kontynuowała.
- Roślinami interesuję się od zawsze. Mam rękę do kwiatów. Dużo czytam, jestem samoukiem. Nie boję się ubrudzić rąk, czy ich poranić. Mieszkam niedaleko, mogłabym przychodzić do pracy wcześnie, przywykłam do wstawania o świcie – powiedziała.
- Nie mam żadnych zobowiązań wobec innych osób czy miejsc. Mieszkam sama, więc nie przeszkadzają mi też długie godziny pracy – wyjaśniła, po czym zastanowiła się, co jeszcze mogłaby powiedzieć na swój temat.
- W Midgardzie mieszkam od dziecka. Jestem śniącą, o ile ma to jakieś znaczenie. Lubię kontakt z ludźmi, ale jeszcze bardziej kocham rośliny. Nie jestem może florystką, co jest mile widziane w tej pracy, ale mogę zapewnić, że wkładam w pracę sto procent zaangażowania. Oczywiście, że są lepsi ode mnie, ale jeśli poszukujecie pracownika oddanego i sumiennego, myślę, że mam szansę przy innych osobach. Zależy mi na tej pracy, bo dotyczy ona dziedziny, z którą jestem związana od zawsze. Widząc ogłoszenie pomyślałam, że to naprawdę coś dla mnie i warto spróbować. Nic nie tracę, mogę zyskać. Jeśli nie spróbuję, to się nie dowiem, czy mam szansę, prawda? Dlatego przyszłam i chciałam porozmawiać – zakończyła w końcu swoją przemowę.
Była szczera, nikogo nie udawała, po prostu była sobą. Nie bała się ludzi, rozmawiała z nimi otwarcie i bez żadnych problemów. Nie wiedziała jednak, czego oczekuje od niej pracodawca. Jeżeli potrzebował kogoś z wykształceniem, nie miała szans. Ale jeśli kogoś z pasją, być może się uda. Jak zawsze powtarzała: nadzieja umiera ostatnia.
Bezimienny
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
– Mnie również bardzo miło poznać. Proszę się rozgościć. Napije się pani czegoś? Kawy, herbaty? – pytasz kulturalnie, uśmiechając się do ciemnowłosej dziewczyny najpiękniej, jak tylko potrafisz. Powszechnie uchodzisz przecież za niezwykle czarującego i charyzmatycznego mężczyznę, który potrafi zjednywać sobie ludzi, lecz tylko do czasu. Nie znosisz, gdy ktoś ci się sprzeciwia i próbuje otwarcie podważać twoje święte racje, bo nigdy nie potrafisz, a raczej nie chcesz, przyznać się do porażki. Wszyscy pracownicy kwiaciarni doskonale wiedzą więc, że najlepiej z tobą nie zadzierać – w końcu nikt nie chciałby mieć z tobą najmniejszych kłopotów. Tymczasem wsłuchujesz się z niemałą uwagą w potok słów nowo poznanej kandydatki, wyłapujesz pojedyncze słowa, lecz na razie bardziej niż na jej doświadczeniu zawodowym, którego najwyraźniej Forfang za bardzo nie miała, skupiasz się na jej niecodziennej, charakterystycznej urodzie. W końcu takich osób jak ona nie spotyka się zbyt często na midgardzkich ulicach. – Dobrze – potakujesz krótko, tym samym dając jej wyraźny znak, że jeszcze nie straciłeś zainteresowania jej osobą. Śniąca. Z Midgardu. Musisz przyznać przed samym sobą, że nie tego w tym przypadku się spodziewałeś, lecz z dziecięcą ciekawością wymalowaną na twarzy pozwalasz dziewczynie dalej mówić, aż wreszcie postanawiasz zabrać głos:
– Kawiarnia, sklep, księgarnia… – wymieniasz po chwili, w międzyczasie intensywnie się zastanawiając, czy czegoś przypadkiem nie pominąłeś. Zwykle nie zdarzało wam się zatrudniać nikogo bez doświadczenia, bo za bardzo cenisz sobie swój czas i jakość usług rodzimej kwiaciarni, która musi być na najwyższym poziomie, lecz Forfang wydawała się wyjątkowo zmotywowana i chętna do pracy, stąd byłeś niezmiernie ciekaw jej florystycznych umiejętności. Mimo że potrzebowaliście rąk do pracy, biorąc pod uwagę nieustannie nawarstwiającą się ilość zamówień, to nie chciałeś zatrudniać do „Belladonny” byle kogo. – Jak rozumiem, nie pracowała pani nigdy wcześniej w kwiaciarni – pozwalasz sobie na drobną uwagę, wciąż wpatrując się w ciemne oczy kobiety, choć dobrze wiesz, że nie potrzeba odpowiedniego wykształcenia, by mieć rękę do kwiatów. – Prawda. – Potakujesz głową na sam koniec, doceniając w tym przypadku jej szczerość, co nie było czymś typowym w twoim przypadku, gdyż zazwyczaj wolałeś, gdy ktoś mówił ci to, co chciałeś w danym momencie usłyszeć. – Nie jest pani florystką, to już wiem, ale czy potrafi pani układać bukiety? – W końcu to liczyło się tutaj najbardziej: tworzenie dekoracji roślinnych – od niewielkich kompozycji do rozwiązań przestrzenno-estetycznych, lecz bardziej skomplikowane zlecenia były zapewne poza zasięgiem Forfang.
– Kawiarnia, sklep, księgarnia… – wymieniasz po chwili, w międzyczasie intensywnie się zastanawiając, czy czegoś przypadkiem nie pominąłeś. Zwykle nie zdarzało wam się zatrudniać nikogo bez doświadczenia, bo za bardzo cenisz sobie swój czas i jakość usług rodzimej kwiaciarni, która musi być na najwyższym poziomie, lecz Forfang wydawała się wyjątkowo zmotywowana i chętna do pracy, stąd byłeś niezmiernie ciekaw jej florystycznych umiejętności. Mimo że potrzebowaliście rąk do pracy, biorąc pod uwagę nieustannie nawarstwiającą się ilość zamówień, to nie chciałeś zatrudniać do „Belladonny” byle kogo. – Jak rozumiem, nie pracowała pani nigdy wcześniej w kwiaciarni – pozwalasz sobie na drobną uwagę, wciąż wpatrując się w ciemne oczy kobiety, choć dobrze wiesz, że nie potrzeba odpowiedniego wykształcenia, by mieć rękę do kwiatów. – Prawda. – Potakujesz głową na sam koniec, doceniając w tym przypadku jej szczerość, co nie było czymś typowym w twoim przypadku, gdyż zazwyczaj wolałeś, gdy ktoś mówił ci to, co chciałeś w danym momencie usłyszeć. – Nie jest pani florystką, to już wiem, ale czy potrafi pani układać bukiety? – W końcu to liczyło się tutaj najbardziej: tworzenie dekoracji roślinnych – od niewielkich kompozycji do rozwiązań przestrzenno-estetycznych, lecz bardziej skomplikowane zlecenia były zapewne poza zasięgiem Forfang.
Yasmin Forfang
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin podziękowała za poczęstunek, ale była zestresowana – co mimo wszystko starała się ukryć – i odmówiła, mówiąc, iż nie ma potrzeby. Dziewczyna była prostolinijna i szczera, dlatego nie ukrywała nigdy prawdy o sobie. Powiedziała o sobie wszystko z ufnością, jakie mają przykładowo dzieci. Ojciec powtarzał jej, by była dzielna w życiu i potrafiła sobie radzić, przełamywała bariery i walczyła z nieśmiałością. Dlatego nie ukrywała niczego ze swojej historii. Bo niby po co? Jeśli skłamie, to prędzej czy później wyjdzie na jaw. Nie było jej więc po drodze z nieuczciwością.
Zapytana o doświadczenie w sprawie pracy w kwiaciarni, od razu odpowiedziała tak, jak było.
- Niestety nie – smutek był wyczuwalny w jej głosie, ale szybko się wzięła w garść.
- Ale jak mówiłam, szybko się uczę. Znam teorię, praktyką zajmowałam się w domu, na ile mogłam rzecz jasna – nie było jej stać na zbyt wiele, priorytetem były rachunki i żywność.
- Powiem szczerze, że nie stać mnie na kursy – tak wyglądała jej rzeczywistość i musiała o tym wspomnieć. - Praca w księgarni jak i wizyty w bibliotece wiele mi pomogły. Czytałam o roślinach, wiem jak się nimi zająć – Yasmin miała naprawdę dobrą pamięć, ale skoro kochała świat roślin, nie było zaskoczeniem, że dbała o to, by wiedzę poszerzać i jakoś sprawdzać w praktyce, nawet jeśli nie miała aż tak wielkiego zaplecza jak te w kwiaciarni.
- Układałam je na różne okoliczności – owszem, zdarzało jej się kupić kwiaty po to, by samej stworzyć coś własnego i wręczyć je osobie, której było to przeznaczone – Znam podstawowe zasady, jak choćby to, że powinno się dobierać kwiaty w liczbie nieparzystej, oczyszczać z liści i kolców, stosować jak najmniej sztucznych dodatków, kwiaty krzyżować przy układaniu, no i oczywiście używaniu świeżych roślin. Każdy bukiet powinien być stosowny do okazji, pod względem koloru, użytych kwiatów, no i dodatków, czy są zbędne czy potrzebne – powiedziała na dwóch wdechach.
- Używałam także gąbki florystycznej, do kompozycji w doniczkach – dodała. Znała się też na tym, jak przyciąć kwiaty, jakiej wody i ilości potrzebują. - Praca w tym miejscu zdecydowanie pomogłaby mi w sprawdzeniu wiedzy w większej praktyce, ale jak mówiłam, jestem samoukiem, a nie florystką – znała swoje miejsce i wiedziała, że tylko wyrozumiałość i szczęście mogą jej teraz pomóc. W każdym razie nie bała się wyzwań i chętnie się ich podejmowała. Była zdesperowana, to prawda, ale przede wszystkim znała się nieźle na roślinach,
Zapytana o doświadczenie w sprawie pracy w kwiaciarni, od razu odpowiedziała tak, jak było.
- Niestety nie – smutek był wyczuwalny w jej głosie, ale szybko się wzięła w garść.
- Ale jak mówiłam, szybko się uczę. Znam teorię, praktyką zajmowałam się w domu, na ile mogłam rzecz jasna – nie było jej stać na zbyt wiele, priorytetem były rachunki i żywność.
- Powiem szczerze, że nie stać mnie na kursy – tak wyglądała jej rzeczywistość i musiała o tym wspomnieć. - Praca w księgarni jak i wizyty w bibliotece wiele mi pomogły. Czytałam o roślinach, wiem jak się nimi zająć – Yasmin miała naprawdę dobrą pamięć, ale skoro kochała świat roślin, nie było zaskoczeniem, że dbała o to, by wiedzę poszerzać i jakoś sprawdzać w praktyce, nawet jeśli nie miała aż tak wielkiego zaplecza jak te w kwiaciarni.
- Układałam je na różne okoliczności – owszem, zdarzało jej się kupić kwiaty po to, by samej stworzyć coś własnego i wręczyć je osobie, której było to przeznaczone – Znam podstawowe zasady, jak choćby to, że powinno się dobierać kwiaty w liczbie nieparzystej, oczyszczać z liści i kolców, stosować jak najmniej sztucznych dodatków, kwiaty krzyżować przy układaniu, no i oczywiście używaniu świeżych roślin. Każdy bukiet powinien być stosowny do okazji, pod względem koloru, użytych kwiatów, no i dodatków, czy są zbędne czy potrzebne – powiedziała na dwóch wdechach.
- Używałam także gąbki florystycznej, do kompozycji w doniczkach – dodała. Znała się też na tym, jak przyciąć kwiaty, jakiej wody i ilości potrzebują. - Praca w tym miejscu zdecydowanie pomogłaby mi w sprawdzeniu wiedzy w większej praktyce, ale jak mówiłam, jestem samoukiem, a nie florystką – znała swoje miejsce i wiedziała, że tylko wyrozumiałość i szczęście mogą jej teraz pomóc. W każdym razie nie bała się wyzwań i chętnie się ich podejmowała. Była zdesperowana, to prawda, ale przede wszystkim znała się nieźle na roślinach,
Bezimienny
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
Bardzo wyraźnie widzisz po niej, że jest zestresowana dzisiejszą rozmową o pracą, a to dla ciebie był znak, że zależało jej na pracy. Nie miała odpowiedniego doświadczenia, ale to nie oznaczało, że nie chciałeś dać jej szansy – w końcu zdarzały się przypadki, że od kwalifikacji o wiele bardziej ceniłeś pasję i determinację. A tego na pewno nie brakowało młodej Forfang, która zaciekawiła cię swoją niecodzienną osobą i egzotycznym wyglądem. Do tej pory wszyscy kandydaci, z którymi miałeś okazję porozmawiać w cztery oczy, nie wyróżniali się niczym szczególnym, nie wspominając już o tym, że w rzeczywistości mało kto bez doświadczenia czy wcześniejszych referencji starał się dostać do kwiaciarni „Belladonny”, wszak biznes Rosenkrantzów był przecież od wielu pokoleń jednym z najlepiej rozwijających się interesów kwiatowych w całej magicznej Skandynawii. Zastanawiasz się jednak, czy kogoś takiego przypadkiem nie będzie łatwiej ukształtować, wskazując właściwy kierunek we florystyce – w końcu nie wszyscy potrafili sprostać twoim wygórowanym wymaganiom. Bukiety, które tutaj wspólnymi siłami tworzyliście na zamówienie, musiały być małymi dziełami sztuki, w związku z czym miałeś nadzieję, że to, co stworzy zaraz Yasmin, będzie miało jakiekolwiek zadatki na to miano.
– Rozumiem – odpowiadasz krótko z zadziwiającą wyrozumiałością w głosie, choć zwykle nawet na nią cię nie stać, a twoi pracownicy doskonale o tym wiedzą – W takim razie mam nadzieję, że w tym przypadku teoria przełoży się na praktykę. – Spoglądasz jeszcze na moment na Forfang, by zaraz zniknąć na kilka sekund za drzwiami, przynosząc kobiecie różne rodzaje kwiatów, które miały jej zaraz posłużyć do ułożenia popisowej kompozycji. Musiałeś w końcu sprawdzić jej umiejętności i przekonać się na własnej skórze, czy drzemał w niej jakikolwiek talent. – Zdaje się, że wszystko już o pani wiem, dlatego z tego, co właśnie przyniosłem, proszę ułożyć mi coś, co wprawiłoby mnie w zachwyt. Gdyby pani jeszcze czegoś potrzebowała, proszę od razu pytać. – Absolutnie nie zamierzasz jej w żaden sposób ograniczać, dając Forfang wolną rękę, choć teoretycznie to, co położyłeś na stole wraz z dodatkami powinno było jej wystarczyć. – Piętnaście minut. – Patrzysz na nią uważnie, po czym przechodzisz za biurko, by usiąść na skórzanym fotelu i w międzyczasie zająć się swoimi sprawami. Nie chciałeś wprawić jej w zakłopotanie ani patrzeć na ręce – na to jeszcze przyjdzie czas.
– Rozumiem – odpowiadasz krótko z zadziwiającą wyrozumiałością w głosie, choć zwykle nawet na nią cię nie stać, a twoi pracownicy doskonale o tym wiedzą – W takim razie mam nadzieję, że w tym przypadku teoria przełoży się na praktykę. – Spoglądasz jeszcze na moment na Forfang, by zaraz zniknąć na kilka sekund za drzwiami, przynosząc kobiecie różne rodzaje kwiatów, które miały jej zaraz posłużyć do ułożenia popisowej kompozycji. Musiałeś w końcu sprawdzić jej umiejętności i przekonać się na własnej skórze, czy drzemał w niej jakikolwiek talent. – Zdaje się, że wszystko już o pani wiem, dlatego z tego, co właśnie przyniosłem, proszę ułożyć mi coś, co wprawiłoby mnie w zachwyt. Gdyby pani jeszcze czegoś potrzebowała, proszę od razu pytać. – Absolutnie nie zamierzasz jej w żaden sposób ograniczać, dając Forfang wolną rękę, choć teoretycznie to, co położyłeś na stole wraz z dodatkami powinno było jej wystarczyć. – Piętnaście minut. – Patrzysz na nią uważnie, po czym przechodzisz za biurko, by usiąść na skórzanym fotelu i w międzyczasie zająć się swoimi sprawami. Nie chciałeś wprawić jej w zakłopotanie ani patrzeć na ręce – na to jeszcze przyjdzie czas.
Yasmin Forfang
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Yasmin nie lubiła rozmów o pracę, ale trzeba było to jakoś przetrwać. Najlepiej było zakasać rękawy i pokazać, że słowa przenoszą się na czyny. Panna Forfang nie okazywała jednak negatywnych emocji, nie miała żadnych podstaw do tego, by okazywać brak komfortu. Wszystko przebiegało rzeczowo, konkretnie. Powiedziała chyba wszystko, co mogła powiedzieć. Znała swoją wartość, dlatego nie ukrywała niczego. Jeśli nie pokaże tego, co potrafiła, nie zdobędzie tej pracy.
Wysłuchała słów Rosenkrantza i pokiwała głową.
- Oczywiście – zgodziła się z mężczyzną. Wiedziała, że czeka ją sprawdzian umiejętności, bo jednak teoria to nie wszystko. Była tylko ciekawa, co dostanie i z jakich materiałów będzie mogła skorzystać. Zagadka została szybko rozwiązana. Yasmin natychmiast rozłożyła wszystko, co otrzymała, by dokładnie widzieć z czego może skorzystać. Wystarczyło jej kilka chwil, by zabrała się do pracy.
- Jeśli można prosić, chciałabym jeszcze celofan, drut florystyczny i może jakąś wstążkę, nawet najprostszą – powiedziała, biorąc pierwsze z kwiatów. Dobierała je pod kolor, by pasowały do siebie. Nie chciała krzykliwej kompozycji, a coś prostego, ale eleganckiego. Jej drobna dłoń trzymała rośliny pewnie, druga zaś dokładała je do reszty, dbając o to, by znalazło się też coś zielonego, co ożywi nieco bukiet. Kwiatów było dość, by zaszaleć, ale przede wszystkim musiało to wyglądać estetycznie i stanowić produkt, który będzie można sprzedać od ręki.
Kiedy dostała to, o co prosiła, podziękowała z uśmiechem. Bukiet rósł w oczach, ale nie zamierzała tak szybko skończyć. Musiała się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu i współgra ze sobą. Kiedy stwierdziła, że zrobiła, co mogła, sięgnęła po drut florystyczny i unieruchomiła kwiaty mocno ściągając je za pomocą tegoż. Później został już jej tylko celofan, który otoczył delikatne rośliny mieniącym się lekko blaskiem. Gdy >bukiet< był już prawie gotowy, związała go ozdobnymi tasiemkami. Chociaż miała zrobić coś pokazowego, nie mogła patrzeć na to, jak marnują się pozostałe kwiaty. Postanowiła je również ułożyć w mniejszy >bukiecik<. Yasmin lubiła alstromerię, chociaż nie była tak popularna jak róże. Związała je kolejną wstążką i tym samym miała do zaprezentowania dwie kompozycje.
- Uznałam, że nic nie może się zmarnować, bo szkoda roślin. Powinno się korzystać ze wszystkiego, dosłownie. Mam nadzieję, że dobrze spożytkowałam materiały – powiedziała na koniec i zostało jej już tylko oczekiwać oceny.
Wysłuchała słów Rosenkrantza i pokiwała głową.
- Oczywiście – zgodziła się z mężczyzną. Wiedziała, że czeka ją sprawdzian umiejętności, bo jednak teoria to nie wszystko. Była tylko ciekawa, co dostanie i z jakich materiałów będzie mogła skorzystać. Zagadka została szybko rozwiązana. Yasmin natychmiast rozłożyła wszystko, co otrzymała, by dokładnie widzieć z czego może skorzystać. Wystarczyło jej kilka chwil, by zabrała się do pracy.
- Jeśli można prosić, chciałabym jeszcze celofan, drut florystyczny i może jakąś wstążkę, nawet najprostszą – powiedziała, biorąc pierwsze z kwiatów. Dobierała je pod kolor, by pasowały do siebie. Nie chciała krzykliwej kompozycji, a coś prostego, ale eleganckiego. Jej drobna dłoń trzymała rośliny pewnie, druga zaś dokładała je do reszty, dbając o to, by znalazło się też coś zielonego, co ożywi nieco bukiet. Kwiatów było dość, by zaszaleć, ale przede wszystkim musiało to wyglądać estetycznie i stanowić produkt, który będzie można sprzedać od ręki.
Kiedy dostała to, o co prosiła, podziękowała z uśmiechem. Bukiet rósł w oczach, ale nie zamierzała tak szybko skończyć. Musiała się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu i współgra ze sobą. Kiedy stwierdziła, że zrobiła, co mogła, sięgnęła po drut florystyczny i unieruchomiła kwiaty mocno ściągając je za pomocą tegoż. Później został już jej tylko celofan, który otoczył delikatne rośliny mieniącym się lekko blaskiem. Gdy >bukiet< był już prawie gotowy, związała go ozdobnymi tasiemkami. Chociaż miała zrobić coś pokazowego, nie mogła patrzeć na to, jak marnują się pozostałe kwiaty. Postanowiła je również ułożyć w mniejszy >bukiecik<. Yasmin lubiła alstromerię, chociaż nie była tak popularna jak róże. Związała je kolejną wstążką i tym samym miała do zaprezentowania dwie kompozycje.
- Uznałam, że nic nie może się zmarnować, bo szkoda roślin. Powinno się korzystać ze wszystkiego, dosłownie. Mam nadzieję, że dobrze spożytkowałam materiały – powiedziała na koniec i zostało jej już tylko oczekiwać oceny.
Bezimienny
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
Rozmowy o pracę nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, ale ty, Eliasie, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi, nie masz w tej kwestii żadnego doświadczenia. Urodziłeś się uprzywilejowany, na nazwisko masz Rosenkrantz, więc w rzeczywistości nigdy nie musiałeś martwić się o brak pieniędzy. W „Belladonnie” pracujesz nie dla zarobku, w końcu nigdy nie przejmowałeś się pieniędzmi, lecz po to, by spełnić własne ambicje i zabić wolny czas – w końcu co innego mógłbyś robić, gdybyś nie przesiadywał tutaj całymi dniami? Zajmowanie się kwiatami sprawia ci ogromną przyjemność; miłość do nich masz wpisaną w swoich genach, co przecież świadczy o tym, skąd pochodzisz i czyją krew w sobie nosisz. Lubisz też patrzeć na tych, którzy mają naturalny talent do układania kwiatów – nigdy jednak nie mogą być bardziej utalentowani od ciebie, zwłaszcza jeśli nie pochodzą z twojej rodziny. Potrafisz być zazdrosny, choć rzadko to publicznie okazujesz; ciekawy jednak talentu młodej, niedoświadczonej Forfang, bacznie obserwujesz ją w spokoju, w międzyczasie dostarczając wszystkich niezbędnych przedmiotów, o które cię poprosiła. Czy jej finalna kompozycja przypadnie ci do gustu? Wszystko miało się zaraz okazać.
– Dobrze – odpowiadasz krótko, gdy Yasmin wreszcie postanawia ci zaprezentować swoje dzieło czy nawet dzieła – w końcu z dostępnych materiałów postanowiła wykonać dwa bukiety. Przyglądasz im się wyjątkowo uważnie, co jakiś czas zerkając to na nią, to na kwiaty, by wreszcie odezwać się po wyjątkowo nieprzyjemnej dla niej ciszy: – Nieźle. – Na więcej cię nie stać, Eliasie, ciężko stwierdzić po twojej lakonicznej odpowiedzi, czy jesteś zadowolony z jej rezultatów. Pozwalasz sobie jednak wreszcie na drobny uśmiech, który pojawił się na kącikach twoich ust. – Potrafi pani wykorzystać czas i materiały, a to ważne cechy. Nad kompozycjami jeszcze trzeba będzie popracować, by były bardziej w stylu „Belladonny", ale... – Wyciągasz rękę w kierunku Forfang, postanawiając przyjąć ją do pracy. – Gratuluję, może pani zacząć pracę u nas od poniedziałku. Na początku miesięczny okres próbny, później na stałe. Wynagrodzenie, jak i warunki umowy, były wcześniej załączone w ogłoszeniu, więc mam nadzieję, że w tej kwestii wszystko jasne – uściślasz szybko, czekając na jakiekolwiek pytania ze strony Forfang. To była ostatnia szansa, by dowiedzieć się tego, co ją nurtowało.
– Dobrze – odpowiadasz krótko, gdy Yasmin wreszcie postanawia ci zaprezentować swoje dzieło czy nawet dzieła – w końcu z dostępnych materiałów postanowiła wykonać dwa bukiety. Przyglądasz im się wyjątkowo uważnie, co jakiś czas zerkając to na nią, to na kwiaty, by wreszcie odezwać się po wyjątkowo nieprzyjemnej dla niej ciszy: – Nieźle. – Na więcej cię nie stać, Eliasie, ciężko stwierdzić po twojej lakonicznej odpowiedzi, czy jesteś zadowolony z jej rezultatów. Pozwalasz sobie jednak wreszcie na drobny uśmiech, który pojawił się na kącikach twoich ust. – Potrafi pani wykorzystać czas i materiały, a to ważne cechy. Nad kompozycjami jeszcze trzeba będzie popracować, by były bardziej w stylu „Belladonny", ale... – Wyciągasz rękę w kierunku Forfang, postanawiając przyjąć ją do pracy. – Gratuluję, może pani zacząć pracę u nas od poniedziałku. Na początku miesięczny okres próbny, później na stałe. Wynagrodzenie, jak i warunki umowy, były wcześniej załączone w ogłoszeniu, więc mam nadzieję, że w tej kwestii wszystko jasne – uściślasz szybko, czekając na jakiekolwiek pytania ze strony Forfang. To była ostatnia szansa, by dowiedzieć się tego, co ją nurtowało.
Yasmin Forfang
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
Yasmin ForfangŚniący
Gif :
Grupa : śniący
Miejsce urodzenia : Oslo, Norwegia
Wiek : 24 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Zawód : florystka w kwiaciarni Rosenkrantzów i projektantka biżuterii
Wykształcenie : średnie
Totem : gronostaj
Atuty : odporny (I), opiekun roślin (II)
Statystyki : charyzma: 12 / flora i fauna: 18 / medycyna: 10 / kreatywność: 15 / sprawność fizyczna: 13 / wiedza ogólna: 12
Wiedza Yasmin była dość rozległa, interesowała się roślinami, kochała kwiaty, więc mogła o nich opowiadać godzinami. Najbardziej lubiła ich język. One potrafiły opowiedzieć o nastroju, życzeniach i na każdą okazję pasowały inne. Przez własne kompozycje chciała wyrazić nadzieję, zaangażowanie i radość, jaką sprawia jej obcowanie z nimi. Miała nadzieję, że jej się to udało.
Na ocenę nie musiała czekać zbyt długo. Pewnie, że się denerwowała. Mogła zrobić coś, co grało w jej duszy, ale nie koniecznie będzie odpowiadać temu, czego wymagano. Mimo to była dumna ze swojej pracy. Usłyszawszy, że nie poszło jej źle, odetchnęła z ulgą.
Widząc jak pan Rosenkrantz wyciąga w jej stronę rękę, natychmiast wyciągnęła swoją drobną dłoń w jego kierunku.
- Bardzo dziękuję – powiedziała Yasmin, potrząsając jego ręką o wiele bardziej energicznie, niż by się tego spodziewać po drobnej dziewczynie. - Obiecuję, że pana nie zawiodę. Szybko się uczę, więc myślę, że podłapię wszystko w krótkim czasie. Nie chcę odstawać od reszty pracowników – przyznała. I mimo to, iż tak miało być, postanowiła jednak dodawać czasem coś od siebie, nowatorstwo mogło przynieść przynieść coś dobrego. Poza tym indywidualność danej persony musiała zostać jakoś zaprezentowana. Każdy wkładał w to serce, bo wiedziała, że pracują tu sami oddani sprawie ludzie.
- Oczywiście będę na czas – powiedziała raźno. - Warunki pracy znam i akceptuję – dodała. Tak się składało, że wynagrodzenie było naprawdę dobre, lepsze od tego, co ostatnio zarabiała, więc nie mogła narzekać. Obiecała sobie, że dobrze wykorzysta czas na naukę i pokaże, na co ją stać.
- Dziękuję jeszcze raz. To naprawdę dla mnie bardzo ważne – Yasmin zapewne wyglądała na tak szczęśliwą, jak gdyby wygrała główną nagrodę na loterii. Tak było, dla niej to stanowiło przepustkę do pracy przy czymś, co kocha. Zajęcie, które nie będzie smutnym przymusem było najlepsze, co mogło ją spotkać. Chociaż zwykle we wszystkim widziała coś dobrego, teraz była naprawdę szczęśliwa.
- Czy mogę pójść zapoznać się z miejscem pracy? - zapytała. - Chciałabym obejrzeć zaplecze, mniej więcej ogarnąć, co gdzie się znajduje, by nie błądzić jak we mgle pierwszego dnia – wyjaśniła.
Na ocenę nie musiała czekać zbyt długo. Pewnie, że się denerwowała. Mogła zrobić coś, co grało w jej duszy, ale nie koniecznie będzie odpowiadać temu, czego wymagano. Mimo to była dumna ze swojej pracy. Usłyszawszy, że nie poszło jej źle, odetchnęła z ulgą.
Widząc jak pan Rosenkrantz wyciąga w jej stronę rękę, natychmiast wyciągnęła swoją drobną dłoń w jego kierunku.
- Bardzo dziękuję – powiedziała Yasmin, potrząsając jego ręką o wiele bardziej energicznie, niż by się tego spodziewać po drobnej dziewczynie. - Obiecuję, że pana nie zawiodę. Szybko się uczę, więc myślę, że podłapię wszystko w krótkim czasie. Nie chcę odstawać od reszty pracowników – przyznała. I mimo to, iż tak miało być, postanowiła jednak dodawać czasem coś od siebie, nowatorstwo mogło przynieść przynieść coś dobrego. Poza tym indywidualność danej persony musiała zostać jakoś zaprezentowana. Każdy wkładał w to serce, bo wiedziała, że pracują tu sami oddani sprawie ludzie.
- Oczywiście będę na czas – powiedziała raźno. - Warunki pracy znam i akceptuję – dodała. Tak się składało, że wynagrodzenie było naprawdę dobre, lepsze od tego, co ostatnio zarabiała, więc nie mogła narzekać. Obiecała sobie, że dobrze wykorzysta czas na naukę i pokaże, na co ją stać.
- Dziękuję jeszcze raz. To naprawdę dla mnie bardzo ważne – Yasmin zapewne wyglądała na tak szczęśliwą, jak gdyby wygrała główną nagrodę na loterii. Tak było, dla niej to stanowiło przepustkę do pracy przy czymś, co kocha. Zajęcie, które nie będzie smutnym przymusem było najlepsze, co mogło ją spotkać. Chociaż zwykle we wszystkim widziała coś dobrego, teraz była naprawdę szczęśliwa.
- Czy mogę pójść zapoznać się z miejscem pracy? - zapytała. - Chciałabym obejrzeć zaplecze, mniej więcej ogarnąć, co gdzie się znajduje, by nie błądzić jak we mgle pierwszego dnia – wyjaśniła.
Bezimienny
Re: Nadzieja umiera ostatnia (Y. Forfang & E. Rosenkrantz, marzec 1999) Sob 9 Gru - 23:19
– Oczywiście. – Masz nadzieję, że jej gorliwe zapewnienia przełożą się na rzeczywistość, jednak jesteś dobrej myśli, gdyż dawno nikt nie zrobił na tobie tak dobrego wrażenia. W końcu rekrutację, którą prowadziłeś, trwała już ponad kilka tygodni i zawsze potrafiłeś znaleźć nie, a tym razem postanowiłeś posłuchać swojego instynktu, dlatego tym bardziej nie chciałbyś się zawieść na Forfang. – Wierzę, że nauczy się pani u nas wielu nowych rzeczy. Jak wspomniałem, może pani zacząć od poniedziałku, a wówczas zaczniemy szkolenie. Zostanie wyznaczona osoba, pod nadzorem której będzie pani przez okres próbny. – Uśmiechasz się jeszcze do niej lekko, gdy wszystkie twoje słowa okazują się dla nie jasne, a następnie pokazujesz jej ręką w kierunku wyjścia, by pokazać jej całą „Belladonnę”. Zamykasz jednocześnie z hukiem drzwi od gabinetu, w międzyczasie przedstawiając Yasmin dwie, młode kobiety, z którymi od teraz miała pracować. – Poznajcie proszę panią Yasmin Forfang. Dołączy do naszego zespołu – mówisz zwięźle, by po chwili dokładnie pokazać jej przyszłe stanowisko pracy.
– No dobrze, to by było tyle na początek z mojej strony – dodajesz po kilku minutach opowiadania o kwiaciarni, nie chcąc jej niepotrzebnie zanudzać innymi, niezwiązanymi z tematem historiami. O całej reszcie najprawdopodobniej będzie miała jeszcze okazję się wszystkiego dowiedzieć. – Rozpoczynamy o godzinie siódmej. Spodziewamy się w poniedziałek dostawy i będziemy potrzebować pomocy – wyjaśniasz na odchodne, po czym żegnasz się z nią skinięciem głowy, gdy widzisz, że Forfang powoli zbiera się w kierunku wyjścia. – Proszę się nie spóźnić – zaznaczasz jeszcze na wszelki wypadek, gdyż spóźnialstwo to coś, czego nie tolerujesz. Kiedy kobieta znika już z kwiaciarni, ty zabierasz się za resztę dzisiejszych obowiązków.
Elias i Yasmin z tematu
– No dobrze, to by było tyle na początek z mojej strony – dodajesz po kilku minutach opowiadania o kwiaciarni, nie chcąc jej niepotrzebnie zanudzać innymi, niezwiązanymi z tematem historiami. O całej reszcie najprawdopodobniej będzie miała jeszcze okazję się wszystkiego dowiedzieć. – Rozpoczynamy o godzinie siódmej. Spodziewamy się w poniedziałek dostawy i będziemy potrzebować pomocy – wyjaśniasz na odchodne, po czym żegnasz się z nią skinięciem głowy, gdy widzisz, że Forfang powoli zbiera się w kierunku wyjścia. – Proszę się nie spóźnić – zaznaczasz jeszcze na wszelki wypadek, gdyż spóźnialstwo to coś, czego nie tolerujesz. Kiedy kobieta znika już z kwiaciarni, ty zabierasz się za resztę dzisiejszych obowiązków.
Elias i Yasmin z tematu