Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Crazy train (U. Sorsa & J. Nansen, listopad 1999)

    2 posters
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Niezwykle śnieżna trasa kolejowa, prowadząca z centralnej części Norwegii do samego Midgardu, miała w sobie coś bajkowego. Skąpane w słońcu, pokryte białym puchem pola, lasy i rozsiane niezwykle rzadko domostwa, przyprawiały otoczenie niesamowitym klimatem, który chociaż malowniczy, nadawał się jedynie do obserwacji zza okna, z ogrzewanych wagonów magicznej kolei czy samochodów.
    Wagony pozostawały wypełnione w średnim stopniu, można nawet powiedzieć - częściowo. Ten jednak, w którym miejsce zajęła zarówno Jose, jak i Untamo, jako jeden z pierwszych wagonów, a zatem taki, do którego bilety wyprzedawano najpewniej najwcześniej, pozostawał wypełniony prawie po kurek. Przedział zajmowany przez Inspektora i znachorkę, a również dwójkę młodych mężczyzn i kobietę w wieku podobnym do tego Untamo, znaczną część czasu podróży pozostawał wyjątkowo cichy. Jedynie studenci (bo tego szło się domyślić zarówno po ich wieku, jak i tematach podejmowanych w rozmowie), co jakiś czas podśmiewali się do siebie, nie skupiając jednak na sobie większej uwagi reszty podróżnych. Strażnik zajął się czytaniem książki fabularnej jakiegoś śniącego autora, kobieta w średnim wieku przysypiała oparta o szybę okna, a Josefine... Cóż, o tym na pewno powinna opowiedzieć już sama ona.
    Wszyscy otuleni szczelnie płaszczami i szalami, próbowali radzić sobie z nie do końca uszczelnionymi oknami, nie spodziewali się przerwania tej nudy, ba - jeżeli chodzi o starszego inspektora, to ten nawet nie miał ochoty jej przerywać. Był to jeden z niewielu momentów w tym miesiącu, gdy mógł po prostu nie myśleć o niczym, rozkoszować się odpoczynkiem i pochłaniać kolejne strony nie raportów Kruczej Straży, a literatury nieco mniej "faktu".
    Sielanka ta jednak nie mogła trwać wiecznie. Widocznie gdzieś w gwiazdach zapisano im w końcu inny los – mniej spokojny, mniej jednostajny. Napełniający płuca niepokojem i zwątpieniem w to, że w świecie powleczonym magią jakikolwiek dzień może uchodzić za standardowy.
    W końcu pierwsze co usłyszeli to wybuch. Nie jakiś wielki, ot – możliwy do pomylenia z walizką spadającą z półki na bagaże, umieszczonej gdzieś na korytarzyku lub w innym przedziale. Co jednak gorsze – dało się odczuć początkowo zadziwiającą falę ciepła, a potem nagle – usłyszeć pękające szkło i poczuć przeraźliwy chłód wdzierający się przez, jak zakładał Untamo, wybite okno.
    I to przypuszczenie już było zalążkiem niepokoju. W końcu patrząc prawdzie w oczy – jak często ktoś z nich mógł obserwować rozbitą szybę pociągu? Szkło samochodowe w technologii śniących było już niezwykle wytrzymałe, a wzbogacone magią w procesie twórczym…
    - Kurwa mać – mruknął Untamo, gdy tylko posłyszał jakiś krzyk, ulokowany raczej dwa przedziały dalej. Podniósł się nagle z miejsca i rzuciwszy książkę na siedzenie (w ostatnim porywie szacunku do niej, w końcu nie mogła wylądować w nogach…), zastanowił się w głowie co powinni robić w takiej sytuacji.
    Szybko omiótł spojrzeniem resztę, próbując ustalić czy ci mają jakieś plany, wątpliwości, czy może nie panikują… Dwójka studentów autentycznie poruszała się niespokojnie, ściskając jakby w strachu, jednak kobieta w jego wieku ledwo otworzyła oczy poruszona tym wszystkim i wydawała się nie orientować w zastanej sytuacji.
    - Zaryglujcie się tu państwo, ja pójdę spojrzeć co się dzieje… – mruknął, chociaż wcale nie był przekonany czy powinien to robić. Oczywiście wychodzić, a nie mruczeć. W końcu Odyn sam wiedział, czego mogli się tam spodziewać… A jako, że nawet konduktor przebiegł przy szybie ich przedziału działu wystraszony, no cóż.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Jazda pociągiem od zawsze kojarzyła się jej z nostalgiczną podróżą, w czasie trwania której myśli ulegały ciągłym przekształceniom, jakby dostosowując się do zmieniającego się za oknem krajobrazu. Pędzące z prędkością maszyny, w której zajmowała jedno z miejsc często stanowiły dla niej jedynie zlepek ciężkich do połączenia informacji, między którymi przeskakiwała, nie poświęcając im większej uwagi; tą skupiać lubiła na osobach z którymi przyszło jej dzielić czas, by z "punktu a" przenieść się do "punkcie b". Obserwowanie ludzi było jednym z ulubionych zajęć Norweżki, bo poniekąd pozwalało to na ich poznanie. Czasem wystarczyło jedno przelotne spojrzenie, by na temat danej osoby mogła wysunąć pewne wnioski, innym razem potrzebowała na to kilka do kilkunastu minut. Nie było to oczywiście jednoznaczne z tym, że oceniała ludzi jedynie po pozorach - była od tego daleka, bo patrząc na nią również można było odnieść mylne wrażenie.
    Wsiadając na swojej stacji, zajęła miejsce naprzeciwko mężczyzny w podeszłym wieku, który zaraz po tym, jak pociąg ruszył zagłębił się w lekturze książki. Sama Jose również sięgnęła po opasły tom magicznej księgi, ułożywszy go na kolanach zaczęła wertować strony, by choć w niewielkim stopniu przyswoić wiedzę, która w domu była tematem tabu. O ile rodzicielka zadowolona była z postępów jakie Jose robiła w znachorstwie o tyle na wspomnieniu o studiach zaczynała unosić się gniewem i… dumą? Początkowo blondynka nie potrafiła zrozumieć tego braku wsparcia ze strony matki, która wciąż powtarzała, jak ważna jest nauka, dopiero z czasem zaczęła pojmować, że jedynie ta, którą ona sama wpajała córce. Oczywiście Josefine nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła próby sprzeciwu, wytyczając własne warunki na które Mathilda musiała wyrazić zgodę.
    Pogrążona w lekturze tylko od czasu do czasu zaszczycała spojrzeniem niebieskich tęczówek zmieniający się za oknem krajobraz - zimą, gdy biały puch okrywał wszystko wokół wydawało się jej, że cały świat wygląda tak samo. Co jakiś czas zerkała również na towarzysza swojej podróży, próbując rozszyfrować kim mógłby być i dokąd zmierza, lecz tym pytaniom nie poświęcała więcej niż kilka sekund.
    W pewnym momencie poruszyła się niespokojnie, a zaraz potem rozległ się huk. Szyby wagonu zatrzęsły się niebezpiecznie, w uszach dudniło, a poziom adrenaliny we krwi dziewczyny nagle skoczył. Spokojna podróż stała się jedynie nieosiągalnym, mglistym marzeniem, kiedy niepokój niczym trucizna zaczął zajmować drobne ciało, jednocześnie zmuszając do działania. Cisnęła książkę do podręcznej torby nerwowo rozglądając się po zebranych w przedziale osobach, oni również czuli to co ona; nerwowość malowała się na ich twarzach i tylko siedzący przed nią mężczyzna wydawał się całą sytuacją zwyczajnie wkurzony.
    Siarczyste przekleństwo wydobyło się spomiędzy jego warg, towarzysząc mu kiedy wprawnym spojrzeniem rozeznawał się w sytuacji, co nie uszło uwadze blondynki, która od kilku sekund patrzyła na niego badawczo. W jego zachowaniu próżno było szukać niepewności, zupełnie, jakby niejednokrotnie los pakował go w podobne zbiegi okoliczności, wystawiając na próbę cierpliwość, bo jak wiele jeszcze mógł znieść w swoim życiu? Chwila spokoju na którą zasłużyły, a przede wszystkim potrzebował po raz kolejny musiała zostać odłożona w czasie, jak długo jeszcze?
    - Idę z Panem - oznajmiła hardo, z zaciętym wyrazem twarzy, który jasno miał dać mu do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić.
    - Przydam się - oświadczyła widząc jego zdziwiony wyraz twarzy, a gdy ten po jej słowach pogłębił się - Jestem Znachorką - dodała.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Wzrok starszego inspektora, teraz nieco roztargnionego wyraźnie w sytuacji niespodziewanej, spoczął na krótką chwilę na twarzy odzywającej się ku niemu młódki. I chociaż jej słowa wydawały się być pełne zdecydowania, wydawały się nie znosić sprzeciwu… Jej sarnie spojrzenie mówiło o czymś jakby zgoła innym. Niewinna, młoda dziewczyna pakująca się nieświadomie w szpony jakiegoś zagrożenia, które pozostawało jeszcze precyzyjniej nienazwane.
    Patrząc na Nansen, Untamo miał przed oczami postać swojej córki. Wychowywane w tej samej epoce, pewnie na tym samym poziomie dojrzałości, a już na pewno na podobnym poziomie wykształcenia… Obie niewinne, z dłoniami niewymęczonymi jeszcze pracą, z werwą do działania, której Sorsie powoli zaczynało brakować. Gdyby mógł, wepchnąłby Josefine w głąb przedziału, a potem sam zablokował drzwi od zewnątrz, korzystając z jej chwili nieuwagi, byle tylko nie musieć oglądać jakiejkolwiek krzywdy, jaka mogłaby spotkać młodą dziewczynę.
    Ale nie był ojcem każdej gówniary w pociągu, na litość Odyna… Dlaczego w ogóle przez myśl przechodziły mu te przejawy nadopiekuńczości wobec każdej osoby przypominającej mu Klarę w nawet najmniejszym stopniu? Brednie. To na pewno dało się leczyć.
    - Postradałaś zmysły, młoda… – zganił ją tylko, jednak spojrzenie wydawało się być bardziej pasywne niż zwykle. W końcu nie mógł jej niczego zabronić, a jeżeli faktycznie miało się okazać, że ktoś trudniący się znachorstwem przyda się mu i innym pasażerom, którzy z pewnością równie mocno stresowali się zaistniałym zdarzeniem.
    Gdy to już we dwójkę wypuścili się już na korytarz pociągowy, czujne spojrzenie Sorsy zaczęło świdrować wśród przestrzeni. Spojrzenie w lewo – sielanka i spokój, no może poza tymi wyglądającymi na zewnątrz głowami pasażerów, którzy z ciekawością przyglądali się temu, co znajdowało się po prawej stronie Jose i Untamo.
    Szyba umieszczona naprzeciwko wyjścia jednego z przedziałów – rozbita na drobne kawałeczki, nie przypominała już tego co prezentowała wcześniej w najmniejszym nawet stopniu. Część z niej spoczywała na osmolonej podłodze, gdy reszta… Pewnie już dawno została pozostawiona w tyle przez jadący wciąż do przodu pociąg.
    Zagubione płatki śniegu i zimne powiewy powietrza wdzierały się na korytarz, utrudniając przemieszczanie się ku miejscu zdarzenia.
    - Psia krew… Co mogło się stać… – zaczął myśleć głośno i kalkulować coś w głowie. – Znasz Aldrnari? Nie chcę być czarnowidzem… Ale spójrz na te przypalone panele.. – wskazał szybko, a potem zaczął kasłać niczym opętany, zapewne nałykawszy się zimnego powietrza w trakcie mówienia. Rozkojarzenie sprawiło, że ten nie był pewny, czy sam będzie w stanie spleść zaklęcie, jednak po szybkim szepnięciu go, poczuł na ciele działanie.
    - Aldrnari – a jeżeli dziewczyna nie czułaby się na siłach by rzucić zaklęcie na własną rękę – Sorsa i tak zaproponowałby, że uda się do przodu i będzie osłaniał ją w razie potrzeby.
    I jak dało się zauważyć po chwili – potrzeba spadła im wręcz z nieba. Z przedziału winnego całemu zamieszaniu umknął bowiem strumień płomieni, a zasłony znajdujące się w jego wnętrzu – pokryły się żywym ogniem. Piski, krzyki i kaszel – to mogli posłyszeć przed sobą. Intensywne powiewy dochodzące zza okna pogarszały bowiem całą sytuację.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie zaprzeczała temu jakoby z pewną dozą naiwności wysunęła propozycję wobec starszego mężczyzny, bo co ona, dziewiętnastoletnia jeszcze nie-Znachorka, nie-Uzdrowicielka mogła zrobić? Niemniej natura dziewczyny, której znaczną część stanowiła chęć pomocy innym nie pozwoliła jej na bycie jedynie biernym obserwatorem; w przypadku Jose strach starał się siłą napędową niżeli paraliżującą trucizną, która rozprzestrzeniając się po ciele, infekując poszczególne tkanki uniemożliwiał podjęcie działań.
    Wyszła na przeciw spojrzeniu nieznajomego, który przez kilka sekund wpatrywał się w nią badawczo, jakby zastanawiając się czy powinien ją wziąć ze sobą. Łagodność jaka malowała się w jego niebieskich tęczówkach - czyżby w taki sposób ojciec patrzył na córkę?;nie wiedziała - nabrała surowości, której jawnie się przeciwstawiała, patrząc hardym wzrokiem, pełnym determinacji - była uparta i chciała przede wszystkim postawić na swoim. W podobny sposób postępowała z rodzicielką, która zachowanie córki często określa mianem młodzieńczego buntu, chociaż patrząc na blondynkę można było odnieść zupełnie inne wrażenie - była bardzo dojrzała.
    - Jestem Josefine, nie młoda - odpowiedziała, nie ukrywając niezadowolenia z tego, w jakiś sposób się do niej zwrócił. Jego wygląd: sposób ubierania się, kilka siwych kosmyków pojawiających się w szpakowatej fryzurze i zmarszczki na twarzy jasno wskazywały, że mężczyzna przeżył wiele. To budził poczucie, że powinien wykazywać się mądrością jaką dawało doświadczenie, a tymczasem Jose odnosiła zgoła odmienne wrażenie.
    Na szczęście ostatecznie dał za wygraną. Od razu wyszli na korytarz, gdzie chłód poranka był znacznie dotkliwszy, przenikając przez poły materiału wywoływał na ciele gęsią skórkę. Wspięła się na palce podążając za spojrzeniem swojego towarzysza oraz osób postronnych, którzy byli świadkami biorąc prawie bezpośrednio udział w tym, co zaniepokoiło mężczyznę. Kolejny podmuch mroźnego wiatru wprawił w ruch kosmyki włosów Jose, jednocześnie jego przenikliwość sprawiła, że w niebieskich tęczówkach zaszkliły łzy. Instynktownie przymknęła oczy, otwierając je sekundę później, gdy Untamo ponownie zabrał głos, zadając jej pytanie.
    - Tak - krótka odpowiedź opuściła jej gardło, w którym pojawiła się gula. Ściągnęła brwi widząc smoliste ślady, czując budzącą się nerwowość, która nie służyła przy rzucaniu zaklęć. Aldrnari padło spomiędzy różowych ust blondynki, lecz nie dość, że brzmiało bardzo cicho to pełne było niepewności, nie dając żadnego efektu.
    Zacisnęła ze złości dłonie w piąstki karcąc się w myślach, bo właśnie pokazała mężczyźnie, że nie ma z niej pożytku, miast kroczyć z nim ramię w ramię, musiała się skryć za jego ciałem, które przejęło podmuch gorącego powietrza. Języki ognia wyszły im naprzeciw niosąc ze sobą krzyki pełne przerażenia i bólu.
    Wodzona potrzebą niesienia pomocy o miało nie rzuciła się na ratunek, ignorując fakt, że nierozważne działania mogą wpędzić ich w kłopoty i na tym zakończy się heroiczną misja.
    - Trzeba się tam jakoś dostać. - stwierdziła, choć wiedziała, że to będzie wyzwanie. - Może warto spróbować Eyrr? - zapytała, wszakże wielokrotnie korzystała z tego zaklęcia, jednak nigdy nie miała do czynienia z panującym pożarem. Magia natury wydawała jej się najlepszym rozwiązaniem, gdyż ogień był jednym z jej żywiołów, nieprawdaż?
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Nie było tu wiele miejsca i wiele czasu na myślenie – sytuacja zmieniała się na tyle dynamicznie, by Sorsa nie był w stanie stwierdzić jasno co powinno się w niej robić. Już dawno nie brał udziału w żadnej bardziej brawurowej akcji, zwykle zarabiając na swoją reputację jedynie słowami wypływającymi mu z ust.
    Teraz jednak musiał ruszyć głową. Wróć – musieli ruszyć głową. Zarówno on jak i jego młoda towarzyszka Josefine, która wcześniej zdążyła już dosadnie przekazać jak właściwie miała na imię, zapewne niewiele w tej sytuacji brali za pewnik. Osmolenie – dobrze, to na pewno było skutkiem pojawienia się płomieni. Ale co było ich źródłem?
    Czy był to czar? Jeżeli tak, to byłby to bardzo nieśmieszny żart. Wykorzystywanie magii w ten sposób to nie lada przestępstwo, a jeżeli faktycznie byliby jego świadkami… Cóż, pewnie Sorsa niewiele mógłby zrobić w pojedynkę. Wbrew wszystkiemu – nie był najbardziej zaawansowany w kwestii splatania zaklęć, a stres jaki obecnie buzował mu w organizmie, wcale nie poprawiał sytuacji. Dodatkowo w momencie, w którym to przyjęli na siebie falę gorąca i krzyków, a on posłyszeć mógł sugestię panny Nansen, zamilkł jakby pod wpływem magicznej sztuczki.
    W chwilach takich jak ta, żałował, że wciąż tyle spraw go porusza. Że nie potrafi przejść obojętny wobec krzywdy, która właśnie działa się ludziom w jego otoczeniu. Gdyby nie był tak uzależniony od swojej pracy i nie przekładał dobra społeczności nad dobro własne – pewnie nawet nie otworzyłby drzwi przedziału i kwitł do końca w niepewności, czekając, aż ktoś załatwi sprawę za niego.
    Cholerne przyzwyczajenie do odpowiedzialności. Pewnie zaprowadzi go do grobu…
    - Poczekaj… – nie wierzył, że mówił to w obliczu krzyków i pisków ludzi uwięzionych w zadymionym przedziale. W jego głowie właśnie mrugały czerwone lampki, a zdrowy rozsądek, chociaż zarządził już z niej ewakuację, trzymał się jeszcze na ostatniej nitce. I nim ta pękła, do głowy Untamo przyszła dość zrozumiała myśl. – To niebezpieczne, nie masz na sobie ochrony… Pozwól, że podejdę bliżej ognia i zacznę cię osłaniać. Zgoda?
    Właściwie, nie wyobrażał sobie, by mogli to rozwiązać inaczej. W żadnym z rozważanych w głowie scenariuszy Josefine zgadzała się na ten układ, jednak może meandry umysłu Sorsy i Nansen nie miały punktów wspólnych.
    Sorsa ponowił zaklęcie Aldrnari. I tym razem okazało się ono skuteczne, a tym samym – Inspektor mógł być pewien, że chociaż przez chwilę magiczne płomienie nie wyrządzą szkody jemu ani jego odzieży. Był gotowy wręcz wsunąć się lekko w płomienie (bardzo dziwnie czuł się z tym wszystkim, w końcu – nigdy jeszcze tego nie robił), byle tylko pozwolić Jose jak najbardziej zbliżyć się do otworu w drzwiach przedziału. Miał nadzieję, że jej zaklęcie odniesie skutek, w końcu na Odyna – była ich jedyną nadzieją. Sorsa już dawno zapomniał jak splatało się taki głupi Eyrr…



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Jose w przeciwieństwie do Sorsy nie zwykła zastanawiać się nad kolejnym krokiem, jaki należało wykonać. Pomagając matce nauczyła się działać pod naporem stresu i presji, jakie wywierała na niej rodzicielka, ale również uciekający czas. W przypadku niektórych zdarzeń grał od główną rolę, kiedy ważyły się losy ludzi. Podobnie było teraz - krzyki pełne przerażenia przedzierały się przez dymną zasłonę wywołując psychiczny ból, kiedy docierały do uszu dziewczyny. Niby była przyzwyczajona do tego typu dźwięki, wszakże wielokrotnie słyszała je będąc jeszcze dzieckiem, jednak nie potrafiła stać się na nie obojętna; dziwny grymas wykrzywił delikatnie spokojną dotąd dziewczęcą twarz, zmieniając jej rysy, nadając im ostrości.
    Uruchamiające się w umyśle kolejne receptory odbierały coraz więcej bodźców naprędce analizując sytuację i łącząc fakty. Co prawda nigdy nie widziała czegoś podobnego, niemniej dostrzegając osmolone ślady oraz widząc języki ognia, które wyciągały się coraz dalej w dramatycznym tańcu, chcąc dosięgnąć ludzkiej postaci nie pozostawiały wątpliwości, że mieli do czynienia z magią. Po czym to stwierdziła?
    - To muszą być czary, jeśli się pan przyjrzy to zauważy, że ogień wyszedł jakby znikąd, nie ma tu nigdzie czynnika zapalnego, którym musiał być w takim przypadku galdr. - wysunęła swoje wnioski, wypowiadając je na głos. Obserwacja zawsze była mocną stroną blondynki, a teraz okazała się znacznie przydatniejsza niż wcześniej; towarzyszka mężczyzny okazała się być pomocna.
    Ona była mu całkiem podoba - również wykazywała wrażliwość na ludzką krzywdę, którą okazywała nie tylko wobec galdrów, ale również innych, w tym osobników nie należących do magicznego świata. Oczywiście Mathilda nie pochwalała tego, jak wielu innych decyzji podejmowanych przez córkę, która czasem w jej oczach była zwyczajnie krnąbrną i upartą dziewuchą. Chociaż była znacznie młodsza od towarzyszącego jej mężczyźnie wydawała się emanować aurą dojrzałości, której próżno było szukać u dziewczyn w wieku podobnym Josefine. To zdecydowanie zawdzięczała matce, która pod najmłodszych lat rozbudzała w niej odpowiedzialność za innych oraz uczyła, jak być zwyczajnie dobrym człowiekiem niezależnie od tego jaka opinia krążyła o Znachorkach. Na szczęście Untamo prawdopodobnie nie należał do tej grupy osób, która gardziła ludźmi parającymi się znachorstwem, dzięki czemu ich współpracuja może okazać się dużo owocniejsza.
    Słysząc propozycję mężczyzny instynktownie przygryzła dolną wargę, czując, że nie jest to zbyt dobry pomysł, nawet jeśli potrafił on ochronić się przed gorącem płomieni. Jednak czy mieli inne wyjście? Ostrożnie i dużym wahaniem widocznym również w niebieskich tęczówkach blondynka skinęła głową na znak zgody, by następnie kryjąc się za ciałem Sorsy wyjść trochę naprzód, zyskując tym samym lepszy dostęp do otworu w drzwiach.
    Wzięła głębszy wdech czując nieprzyjemne palenie w płucach i żar na policzkach, które przybrały kolor dojrzałej truskawki. W oczach Josefine odbijał się ogień, nadając im cieplejszej barwy;przymknęła powieki. Skupiając się na zaklęciu wyciągnęła przed siebie delikatnie dłonie.
    - Eyrr - opuściło różowe usta, sprawiając, że każdy atom w ciele Nansen zaczął drżeć, a pod skórą pojawiło się znajome mrowienie. Strumień lodowatej wody wystrzelił prosto w płomienie, magia natury zawsze była jej bardzo bliska, być może dlatego zaklęcie wyszło wręcz idealnie.
    Niestety nie przewidziała tego, że spotkanie dwóch żywiołów może wzbić w powietrze gorącą parę, która była równie niebezpieczna, co ogień.
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Tok rozumowania Josefine był na tyle logiczny, by Untamo zawierzył jej bez głębszego zastosowania. Kiwnął jej głową i przeszedł do myślenia, że faktycznie – ktoś musiał posunąć się do nieroztropnego użycia magii. Ktoś musiał pomylić się, przesadzić, próbować zapalić papierosa małą iskierką… A wzniecił pożar?
    Nie, to byłaby zbyt nieprawdopodobna akcja. Tak gęste i żywe płomienie nie powstawały niezamierzone, a przynajmniej z takiego założenia wyszedł już nieco doświadczony w boju Sorsa, który nie raz był świadkiem tego, jak wiele ludzie próbowali ukryć za językami ognia. Pozorowanie nieszczęśliwe wypadki, udawanie zapłakanych i zatroskanych, którym żywioł odebrał „wszystko”, ba – pamiętał nawet te dziwne sprawy, które może i nie dotknęły samego Midgardu, jednak pojawiły się jeszcze w Helsinkach, gdzie kilka przyjaciółek postanowiło spalić męża-oprawcę jednej z nich, zamykając go w pomieszczeniu bez wyjścia.
    Magicznych płomieni nie szło ugasić tak prosto chociażby dlatego, że dla śniących nie było logicznego wytłumaczenia ich źródła. Pojawiały się w skutek zjawiska nadprzyrodzonego, bez czynnika zapalnego, jakim zwykle jest jakaś substancja. Może dlatego był on tak niebezpieczny.
    Potem był już tylko kaszel. Kaszel i łzawienie, jakie wywołało nagłe pojawienie się pary wodnej zmieszanej z dymem. Jako, że Sorsa był na pierwszej linii frontu, oberwał tym jako pierwszy. I chociaż czar który miał na sobie na pewno łagodził chociaż wpływ temperatury, nie pozwolił mu ochronić płuc przed wdarciem się do nich oparów z chociażby – przypalanych zasłon czy obicia przedziału. Oparł się dłonią o krawędź drzwi do niewielkiego pomieszczenia z którego to ociekały obecnie chmury dymu, wyciągane na zewnątrz przez dziurę w oknie.
    Chociaż przez myśl przechodziło mu kilka zaklęć, które mogłoby pomóc mu lepiej przetrwać te niekorzystne warunki, był na tyle zdekoncentrowany, by nawet nie wierzyć w potencjalne powodzenie któregokolwiek z nich. Dodatkowo odczuwał powolne zanikanie Aldrnari, co nie napawało go pozytywnym myśleniem. W końcu nie wiedzieli jeszcze czy za moment nie przyjdzie im zmierzyć się z kolejna falą niezapowiedzianego gorąca.
    Josefine, która skryła się nieco za Untamo i mogła odsunąć się od źródła dymu, zapewne mogła posłyszeć kroki za sobą. Był to konduktor, który wcześniej biegł jak oparzony w kierunku lokomotywy. Zapewne chciał wydać sygnał o jakichś nieprawidłowościach związanych z nagłym pożarem w pociągu. Teraz próbował dobiec do źródła zamieszania, jednak zatrzymał się nieco zlękniony widząc, że w dymie znajduje się obecnie Sorsa i Nansen. Nie wiedział czy powinien iść o krok dalej.
    Z tabunów dymu zaczęły wyłaniać się natomiast dławiące sylwetki starszego mężczyzny, starszej kobiety, sześcioletniego chłopca i około jedenastoletniej dziewczynki. Być może dziadkowie z wnukami? Nie dało się tego jednoznacznie określić, jednak sylwetki te wydawały się coraz wyraźniejsze.
    Zasłony wciąż tliły się jeszcze, jednak widocznie woda dotknęła głownie parkietu. Może i to i lepiej – w końcu to głównie on zajął się ogniem. Obecnie wypytanie ludzi tych – co do licha się stało – wydawało się niemożliwe. Co jednak tu nie pasowało – skoro ogień pochodzić musiał z magicznego źródła, kto mógł go rzucić? I to tak nieopacznie.
    Póki co Jose musiała zapoznać się sama z tą sytuacją, w końcu Sorsa wziął na siebie znaczną część kaszlu i łez.



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mimo gorączkowych myśli przemykających przez umysł blondynki, analiz, których wnioski wypowiadała na głos, wciąż zagadką pozostało to, co tak naprawdę się wydarzyło. Niemniej kiedy ogniste języki wyciągały się w ich kierunku rozwikłanie tajemnicy źródła pożaru schodziło na dalszy plan. Josefine miała znacznie mniejsze doświadczenie z magicznym ogniem; to ograniczało się przede wszystkim do niesienia pomocy innym - wiedziała w jaki sposób opatrzyć poparzenie, jakiś ziół użyć by uśmierzyć ból, jednak to w jaki sposób powinna postąpić w obecnej sytuacji stanowiło dla niej zagadkę. Swoje działania opierała głównie na tym, co podpowiadał wrodzony instynkt, jednak zawierały one często luki. Przez to, że nie zawsze szły w parze z logicznym myśleniem, ciężko było przewidzieć ich konsekwencje. Podobnie było teraz - zaklęcie Eyrr wydawało się idealnym, lecz kiedy gorąca para uderzyła w nich a Untamo przejął prawie całe jej uderzenie Jose zaklęła w duchu. Gorący podmuch rozwiał blond włosy, a kilka ich kosmyków przykleiło się to wycieńczonej twarzy niebieskookiej. Splatanie zaklęć nie było łatwe, a w dodatku mimo powszechnej i zakłamanej opinii wykreowanej na filmach z cyklu Harrego Pottera - tak, był on jej doskonale znany - wymagało wiele wysiłku.
    Ciężko oddech pojawił się chwilę po tym, kiedy strumień wody stracił na sile stając się jedynie pojedynczymi kroplami pływającymi po palcach Nansen. W tym samym momencie usłyszała za sobą kroki, mimowolnie odwracając się w kierunku z którego dochodziły, spojrzenie niebieskich tęczówek napotkało zdezorientowanego konduktora, który wcześniej miotał się między wagonami. Nie poświęciła mu więcej niż kilka sekund uwagi, która zaraz przeniosła na swojego towarzysza, jego kasłanie wypełniało przedział, przedzierając się przez przytłumione głosy zebranych w środku ludzi.
    - Niech Pan usiądzie - oznajmiła, biorąc go pod ramię, by wyprowadzić w mgły, stworzonej przez parę wodną. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, a wraz z pokrytym zmarszczkami mężczyzną musiała przejąć na swoje barki brzemię odpowiedzialności; spadła na nią równie niespodziewanie, jak widok wyłaniających się postaci. W przeciwieństwie do Sorsa nie potrafiła określić ich wieku, poza tym, że była to para starców z towarzyszącymi im wnukami. Dzieci. Westchnęła głośniej niż zamierzała.
    - Za chwilę wrócę - rzuciła, podchodząc do nieznajomych, a po nawiązaniu krótkiej wymiany zdań wróciła do Untamo w towarzystwie tamtej czwórki. Czas na przesłuchanie?
    Widzący
    Untamo Sorsa
    Untamo Sorsa
    https://midgard.forumpolish.com/t785-untamo-sorsa#3100https://midgard.forumpolish.com/t800-untamo-sorsa#3270https://midgard.forumpolish.com/t801-flo#3271https://midgard.forumpolish.com/f99-untamo-sorsa


    Przyznanie się do tego że faktycznie czuł się gorzej nie przychodziło mu lekko. Właściwie – najchętniej zakaszlałby się na śmierć mówiąc o tym jak bardzo nie potrzebuje pomocy i jak bardzo bzdurna jest chęć wyprowadzenia go spod wpływu dymu i pary wodnej. Oczywiście było to zachowanie idiotyczne, jednak typowe jakby dla panów w jego wieku, dajmy na to… Mam problemy z sercem? A skąd, jakie problemy z sercem? Może jeszcze powiesz, że bliżej mi do urny  prochami niż do narodzin? Też coś.
    W każdym razie – pomoc Josefine przyjął, musiał przyjąć – inaczej pewnie twarz zaczerwieniłaby się jeszcze mocniej, a problem niewyjaśnionego pożaru można byłoby poszerzyć o problem mdlejącego starszego inspektora. A w warunkach takich jak te, kiedy nie mogli być jeszcze pewni tego skąd właściwie wzięło się całe niebezpieczeństwo – leżące na korytarzu ciało Sorsy mogłoby być w jakimś stopniu zagrożone.
    Albo spopielone. Jak słodko.
    Ludzie znajdujący się w przedziale wydawali się być bez przerwy przerażeni. Kobieta dodatkowo jęczała z bólu co jakiś czas dotykając ramienia i szyi, a także końcówek częściowo spalonych, śmierdzących włosów. Spodnie starszego mężczyzny były osmolone, a wypalone w nich dziury sugerowały, że i on mógł posiadać na udach również mniej poważne oparzenia. Dziewczynka była chyba w najgorszym stanie. Wydawała się znajdować w centrum uwagi zarówno gdy wybuchł pożar, jak i gdy ten był gaszony – dym i para wodna sprawiły, że ciężko było nabrać jej oddech, stąd anemiczność i przebywanie na granicy snu i jawy. Młody chłopiec posiadał tylko poparzone ręce.
    Konduktor trząsł się ze strachu jednak postanowił, że tam gdzie nie koniecznie spiszą się tak cudotwórcze zaklęcia – może pomóc apteczka. A co za tym szło – przebiegł prędko przy Josefine prowadzącej Untamo do miejsca chwilowego spoczynku, minął przedział pełny jęków i kaszlu (nawet nie zerkając do niego, jakby bojąc się co może tam zastać) i pobiegł w kierunku pakietu ratunkowego ich wagonu. Mało nie przewrócił się w momencie, w którym wszyscy mogli poczuć hamowanie wielkiej maszyny jaką był pociąg.
    Teraz ludzie już coraz chętniej wyglądali z zaryglowanych dotychczas przedziałów. A widząc rozchodzący się w przestrzeni dym – na nowo chowali głodne informacji głowy. Gdy stali już w miejscu, niektórzy uciekli przez okna. Na przykład ta dwójka chłopaków, którą przyszło im wcześniej poznać w przedziale.
    A potem zarządzono ewakuację. Bardzo słusznie. Załoga przedziału sugerowała, że posłano już wiadomość do Kruczej Straży, lecz nim ci przyjdą – pasażerowie nie powinni się rozchodzić. Sorsa, który co prawda odczuwał lekkie podrażnienie skóry uderzającą w nią niegdyś parą, a potem koniecznością stania na mrozie, wśród śniegu, przedstawił się jako starszy oficer tej oto instytucji i wyjawił, że podróżował w tym samym wagonie, próbując zapobiec kłopotom z pomocą młodej dziewczyny.
    Widocznie nikt nie miał zamiaru kwestionować dokumentów jakimi się przedstawił, bo Josefine mogła podejść do Sorsy z opatrzonymi już odrobinę poszkodowanymi.
    - Ktoś uciekł z pociągu? – zapytał na wstępie Sorsa, widocznie spodziewając się, że „zamachowiec” rzucił zaklęcie, a później – teleportował się poza wagon. Nic bardziej mylnego jednak – po chwili bowiem odezwała się do nich dziewczyna, ba – jedenastoletnia dziewczynka, która teraz dusząc się łzami wyznała, że to pewnie jej wina.
    Opowiedziała historię o tym, jak całą drogę przeszkadzała młodszemu bratu, drażniła się z nim, przedrzeźniała. A ten wybuchł potem nieokiełznaną magią, jakby w gniewie który od jakiegoś czasu się w nim kumulował. Oczywiście – opowieść ta nie była tak składna i ładna w ustach młodej, jak potem układał to w raporcie Untamo, jednak razem z Josefine mogli się już domyślić powodu tego zamieszania.
    Pierwsze objawienie się magii u chłopca pojawiło się w bardzo, bardzo niefortunnym momencie. To jednak jak dużą moc posiadał jego zaklęcia również mogło budzić niepokój. Sorsa nie był jednak specjalistą od teorii magii – był tylko praktykiem, nie zawsze zresztą skutecznym.
    - Obeszłaś się bez strat? – zapytał Nansen, kiedy już drobne przesłuchanie mieli za sobą. W końcu… Nim uda im się dotrzeć do Midgardu, pewnie minie jeszcze sporo czasu…



    I'm prepared for this
    I never shoot to miss

    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Niełatwo było przyznać się do własnej niedyspozycji, bo  było to jak jawne okazanie słabości, do czego mężczyźni rzeczywiście nie byli przyzwyczajeni. Głównej przyczyny tego Jose doszukiwać mogła się w panującym ogólnie przeświadczeniu, że niezależnie od wiek męska płeć powinna wykazywać się siłą i nienaganną formą, co zdaniem blondynki było kompletną bzdurą. Ona jako niezależna kobieta potrafiła radzić sobie bez wsparcia szerokich ramiona, chociaż tym razem pomoc Untamo okazała się nieoceniona. Nie była pewna czy bez niego zdołałaby tak szybko opanować sytuację, chociaż ta nadal wydawała się być niestabilna. Wciąż wiele zdań kończyło się znakiem zapytania, a myśli krążące po głowie nie pozwalały na odpoczynek. W dodatku plątanie zaklęć było na tyle męczące, że wysiłek do jakiego się zmusiła teraz odbierał jej oddech. Klatka piersiowa dziewczyny uniosła się i opadała, kiedy próbowała pochwycić kolejny haust powietrza; mięśnie się rozluźniły, wracając do normalnego stanu, choć już teraz czuła ich jutrzejszy ból, kiedy to napięte wyciągały się zbyt długo w nienaturalnej pozycji.
    Nawet jeśli mężczyzna by odmówił - Josefine zapewne zignorowałaby ten fakt, ostatecznie i tak zabierając go od kłębowiska pary, która jeszcze przez chwilę owiewała tajemnicą wydarzenia, jakie miały miejsce. Była wychowywana w duchu niesienia pomocy innym, matka mocno wyczuliła ją na oznaki bólu lub innych niedogodności, które wywoływać mogło wiele czynników - nie zawsze była to choroba. Może określenie ją mianem Znachorki było zbyt dużym naciąganiem faktów, jednak doskonale wiedziała co robić, a spokój jaki przy tym zachowywała wydawał się wręcz nienaturalny.
    Pierwsze zagrożenie w postaci języków ognia zostało opanowane, lecz teraz musieli rozeznać się w sytuacji, a do tego Nansen nie nadawała się zupełnie. Oceniła jedynie stan poszkodowanych na chwilę opuszczając przedział, wróciła na swoje miejsce, gdzie w niewielkiej walizce miała odpowiednik apteczki - tej którą przyniósł wciąż rozedrgany konduktor. W niewielkiej skórzanej teczce znajdowały się maści oraz środki przeciwbólowe, w postaci ziołowych naparów, które trzymała w małych fiolkach. Wiedziała, że to co posiada nie uśmierzy bólu, ale w pewien sposób mogło przynieść ukojenie, kiedy będą czekali na medyków. Zajęła się poszkodowanymi, zachowując przy tym kompletne skupienie, ale również milczenie. Nie umiała zadać odpowiednich pytań, chociaż ludzie do niej lgnęli.
    Pociąg zatrzymał się, wydobywając z siebie charakterystyczny dźwięk, który poderwał resztę podróżnych; niektórzy w pośpiechu opuszczali maszynę, inni z wyraźnym zainteresowaniem przyglądając się Jose oraz Untamo i konduktorowi, niedługo potem pojawili się ci z Kruczej Straży. Z wyraźnym zaskoczeniem wpatrywała się, jak jej towarzysz rozmawia z ich oficerem, co budziło pewne przypuszczenia, ostatecznie potwierdzone przez dokumenty, jakie ze sobą miał.
    Sprawa szybko się wyjaśniła, kiedy w końcu do głosu dopuszczona została dziewczynka, mówiąc o nagłym przebudzeniu magii u jej brata. To było naprawdę logiczne, składając się w całość kiedy blondynka w umyśle połączyła wszystkie fakty. Sama Nansen również odpowiadała na zadane pytania, wręcz ze szczegółami opisując każdy swój kolejny krok.
    A kiedy w końcu przesłuchanie dobiegło końca, podszedł do niej Sorsa.
    - Wszystko w porządku - przyznała z delikatnym uśmiechem, otrzepując plamy z sukienki, chociaż przydałyby się jej proszek i płyn do prania. - A z Panem w porządku? Kaszel przeszedł? - zapytała, patrząc na niego badawczo, po czym wyciągnęła jedną z tajemniczych fiołek - Niech weźmie pan trzy krople tego przed snem i rano, wtedy kaszel ustąpi całkowicie - oznajmiła, zanim się rozeszli.

    Josefine i Untamo z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.