Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    01.12.2000 – Podwórze – A. Mortensen & Bezimienny: I. Reinikainen

    2 posters
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    01.12.2000

    Przemoczony do suchej nitki, nie zważał na fakt, iż wychodzi na mróz, z którego tak prędko uciekał, było mu to obojętne, a rodząca się w sercu złość wymieszana z goryczą kumulowała się, niebezpiecznie w piersi, podrywając serce do szaleńczego rytmu. Północny wicher ostudził nieco rozgorączkowanego marynarza, lecz nie na tyle, aby całkiem ochłonął, miał komiczne wrażenie, że paruje, wiszące na ciele odzienie oblepiało muskularną sylwetkę, znacząc i podkreślając pomimo grubości swetra mięśnie ramion i szerokie bary. Był człowiekiem, który potrafił przeżyć w najgorszych warunkach wyćwiczony w morskim rzemiośle, które należało do jednych z najbardziej niebezpiecznych i zdradliwych, był przygotowany na każdą ewentualność, a śmierć i wstąpienie do Valhalli nie jawiło się, jako wizja czegoś strasznego i mrożącego krew w żyłach, wręcz przeciwnie, w obecnej chwili, wolałby tę podróż, niżeli konfrontację z kobietą, którą zranił, przez swoją głupotę, bo inaczej nie potrafił tego określić, opieszałość i lenistwo, a także brak zrozumienia jej uczuć, pomimo bycia tak emocjonalnym i empatycznym osobnikiem, to było przerażające, jak zlekceważył jej sygnały, to kim był dla niej, już nawet nie o sam kontakt cielesny tu chodziło, bo to, akurat mogło odejść na boczny tor, jednak towarzystwo, wspólne wieczory, rozmowy i spędzany razem czas, obfitował w tak wiele cudnych i niezapomnianych chwil, jakie wystawił, ot tak o na zatracenie, przez fakt głupoty, jaką była wspomniana opieszałość, był zły, nie na nią, a na siebie, iż postępował, robił to samo, co jego ojciec, ten prawdziwy, którego cień widniał, gdzieś na skraju pamięci w najmłodszych latach dzieciństwa, postać ta z czasem odchodziła w zapomnienie, aby po kilku latach całkiem zatrzeć się, i dopiero Fárbauti obudził te pokłady pragnienia ojcowskiej miłości, często zbyt dziecinnie i naiwnie pragnąc atencji i zrozumienia, czerpiąc wzorce, od pozornie obcego człowieka, który okazał serce otoczone lodowym murem, lecz i on chował przed Mortensenem tajemnice, swe prawdziwe oblicze, te złe i paskudne, przesiąknięte jadem zakazanej magii, okrucieństwem i duszami zamordowanych, co pełzły za nim, gdziekolwiek by się nie udał. Okłamywany przez tyle lat, czuł wewnętrzną frustrację, bo dawał zawsze z siebie wszystko, otwarty i rezolutny, zbyt ufny, naiwnie szukający miłości, a kiedy przypadkiem natrafił na kogoś, kto mógł go taką obdarować, czynił jak jego „ojcowie”, odcinał się, chował tajemnice, trzymał dystans, czym sprawiał niewyobrażalny ból, wiedział o tym doskonale, bo przerabiał to, domyślał się, co czaiło się w sercu Iiris, i żałował, że ta była dlań tak dobra. Sam miotał się nieraz w skrajnych emocjach od nienawiści po miłość w stosunku do Bergmana, czując podświadomie, że bariera, jaką oddziela go od siebie, jest krzywdząca i nieprzyjemna. Mieli to jednak za sobą i teraz podążali ścieżką wzajemnego zrozumienia swych uczuć. Żałował, iż musiało tyle srogich zim minąć, nim zdecydował się zaufać w pełni komuś, kogo traktował jak namiastkę rodziny.
    On sam nie zamierzał popełnić podobnego błędu, owszem skrzywdził ją. Oczywiście miała prawo, by go nienawidzić, sam by zapewne siebie takim uczuciem obdarzył, lecz jeśli tylko był cień szansy, chciał zawalczyć o jej wybaczenie.
    Milczał, pozwalając, by zrzuciła z barków ten ciężar, by wyswobodziła się z kajdan, jakie ją plątały przez te ostatnie miesiące, rzucone zaklęcie zabrzmiało głucho w powietrzu. Przez chwilę nic się nie działo, by po chwili zaciśnięta pięść z ogromną siłą spadła na drewnianą ścianę budynku, stojąc przed nią nawet nie patrzył na to co robiło ciało, jak ruch oparty siłą barków wpędza dłoń w uderzenie, które zdawać by się mogło powalić byka. Drewniana ściana głucho zajęczała, tłumiąc odgłos łamanej kości, ze stromizny dachu posypał się śnieg. Grymas bólu przemknął przez oblicze marynarza, który pomimo tego złamał odległość, jaka oddzielała go od blondynki i bezwładnie padł na kolana przed nią, czując na policzkach wylewający się, karmazyn – wstyd, wypływał niby ropa z rany. – Przepraszam, żyje, chociaż wolałbym być martwy, nie chciałem cię zranić, ostatnim, co uczyniłbym, byłoby sprawienie ci przykrości. Byłem zapracowany, wdałem się w konflikt z prawem, straciłem głowę w pędzie, za zyskiem zapominając o najważniejszym, sprawy rodzinne odebrały mi wreszcie wszelką ochotę do opuszczania zacisza domowego, nie mam jednak słów, na swoje postępowanie – patrzył zielarce w oczy, w błękicie oczu przemytnika jawiła się szczera skrucha, lecz nie błagał o wybaczenie, chciał zapracować, na odbudowanie zaufania, to w jego opinii, było istotniejsze. Jeśli mu na to pozwoli, naturalnie. – Zmarzniesz… – szepnął ze wzrokiem wbitym w drewnianą podłogę werandy.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    To, że byłam wściekła, było chyba jasne. Nie, żebym nie panowała nad swoimi emocjami (chociaż może faktycznie nie potrafiłam tego do końca)… Nigdy nie miałam tej potrzeby, bo nie byłam ani przesadnie rozzłoszczoną, ani mściwą kobietą. Większość czasu spędzałam sama, radując się własnym towarzystwem i tylko czasem, bardzo rzadko (bo przecież do niczego innego się nie przyznam), miałam jakąś instynktowną potrzebę, aby był ktoś jeszcze oprócz mnie, lisa i trzaskania drewna w kominku. Wtedy zjawiał się Arthur, człowiek, który wiele lat temu mógł zginąć na deskach babcinej chatki, a jednak Bogowie uchowali go. Nie wiem, czy to był przypadek, że wtedy trafił pod moje drzwi, zamiast wykrwawić się w lesie, ale nie było dnia kiedy nie byłabym za to wdzięczna. Aż do dziś, kiedy to kurtyna własnego wmawiania sobie, że musiało coś się stać, bo inaczej bez powodu nasz kontakt nie zostałby zerwany, runęła w dół, a ja ze łzami w oczach trzęsłam się z nerwów. Poczułam się zdradzona, choć przecież nigdy niczego mi nie obiecał, i nie zapanowałam nad tym, pozwalając, aby nauki tamtego mężczyzny wzięły nade mną górę i ukarały Mortensena.
    Otrzeźwiałam nie wtedy, gdy zimne powietrze wpadło w moje płuca, nie wtedy kiedy płatki śniegu kleiły się do rzęs, czy wtedy kiedy kolana trzęsły się od chłodu, a wtedy gdy po okolicy rozległ się huk, mający być efektem zakazanej magii, jaką się parałam. Spodziewałam się, że w tym momencie moje oczy wróciły do normalności, z bieli przechodząc znów w morskie barwy. Żyły ponownie skryły się pod papierową skórą. Ja oprzytomniałam i natychmiast z całych swych sił przerwałam wcześniejszy czar, choć ten miał już swoje konsekwencje. Instynktownie spojrzałam na dłoń Arthura, która wyraźnie zaczynała puchnąć, zwiastując stłuczenie, lub złamanie, to przyjdzie mi zapewne ocenić później. Nie powstrzymałam już łez w oczach, gdy mknęły w dół po brodzie, spadając potem na moje buty, założone ledwo na palce, co by jak najszybciej skonfrontować się z nim. Teraz nie pragnęłam już konfrontacji. Och, sama nie wiem, czego chciałam... Musiałam wyglądać żałośnie, trzęsąc się tam z nerwów, bo nawet zimno nie było tak przytłaczające, jak ta sytuacja. Nie ruszyłam się jednak na krok, gdy on pokonywał kolejne dzielące nas metry, w końcu padając przede mną na kolana, rumieniąc się, jak ziemniaczek na ogniu.
    W ciszy słuchałam kolejnych słów, przeprosin, jakie wygłaszał, a chociaż nie miałam powodu, aby mu nie wierzyć, tak brzmiały gorzko i smutno. Nigdy nikogo nie oceniałam, uważałam, że prawa natury są doskonalsze niż prawa utworzone przez człowieka, ale przyznaję, że gdy wspomniał o konflikcie z takowym, coś zmroziło krew w moich żyłach. Fárbauti wielokrotnie ostrzegał mnie, że muszę uważać, lecz nigdy nie byłam pewna na co (poza oczywiście odkrywaniem się ze swoimi umiejętnościami). Nie mogłam mieć pewności, czy Arthur nie posiadł tej samej wiedzy co ja, choć przecież nigdy nie widziałam jej w jego spojrzeniu. Pamiętałam jednak, jak wiele lat temu powiedział mi, że fortuna sprzyja odważnym (głupek), tak więc nie dziwiły mnie kolejne przygody, jakie odbywał. I tym razem sądziłam, że te okazały się ważniejsze niż to, co nas łączyło i dzieliło, niż takie zwykłe ludzkie zrozumienie drugiego człowieka, ale może to nie była jego wina? Och, znów naiwna Iiris będzie tłumaczyć sobie wszystko, co złe, ale jak postąpić inaczej, gdy z błękitnych oczu mężczyzny lała się skrucha.
    Daj rękę — powiedziałam szybko, wyciągając swoją, aby chwycić za jego przedramię, a następnie dłoń złożyłam przy jego dłoni, przymykając oczy, aby wziąć głęboki oddech. Magia lecznicza wymagała spokoju, tak więc zamierzałam go dostarczyć mojemu organizmowi. Wiedziałam, że ten czerwony ślad, teraz siniejący, to moja wina i, że zaklęcie mogłoby doprowadzić do znacznie gorszej rzeczy, lecz nie zamierzałam przepraszać. Właściwie, tak na mój mały rozum, to nawet mu się należało. — Bein — wypowiedziałam czar, który miał być bolesny, ale skuteczny. Złamanie było widoczne już gołym okiem, miałam na tyle doświadczenia, aby to ocenić.
    Gdybyś NAPRAWDĘ, ale tak NAPRAWDĘ nie chciał mnie zranić… I gdybyś NAPRAWDĘ nie chciał sprawić mi przykrości... To wtedy nie spotkalibyśmy się przypadkiem — osądziłam, kręcąc nieznacznie głową w wyrazie bólu i zawiedzenia — tylko byś wziął i przyszedł do mnie, albo wysłał mi wiewiórkę, albo no na loki Lokiego!, dał mi znać jakoś… — dłonią otarłam kapiące z oczu łzy. Było mi po prostu źle, serce łamało się w pół, a wszystkie tamte nieprzespane ze strachu o niego noce, teraz łączyły się w jedną, krzyczącą do mnie "Głupia!". Faktycznie byłam durna, skoro pozwalałam sobie na to. Przecież miałam tyle pracy... Musiałam zebrać zamówienia, uwarzyć eliksiry i jakoś przetrwać w tym Midgardzie, aby potem móc wrócić do domu. Pustego, znów bez nikogo, otoczona tylko wiewiórkami i lisami, które, choć były doskonałymi rozmówcami, tak nie były w stanie dać mi tego ciepła, którego pragnęłam.
    Miał rację. Marzłam. Ale nie tu, nie teraz, tylko wtedy, tamtymi nocami. — Nie wiem, Arthurze... Może tak będzie lepiej. Masz swoje problemy, swoje przygody, swoje życie. Nawet nie wiem skąd znasz Fárbautiego... Nieważne! Nieważne... Nie chcę wiedzieć, nigdy nie chciałam wiedzieć, chciałam tylko... Ja po prostu... Po prostu myślałam sobie, że nie zostawisz mnie tam samej — wzruszyłam ramionami. — Przestań klęczeć, bo jak będziesz tak długo tkwił, to dostaniesz gorączki — oświadczyłam w końcu, spoglądając na przemoczony od mojego zaklęcia sweter. Musiałam jeszcze wrócić do środka, zobaczyć, czy na pewno nie zostawiłam po sobie bałaganu. Co jak co, ale Bergmana to ja wkurzyć nie chciałam, a i tak spodziewałam się, że mnie ochrzani za ten wybuch w jego domu. Ale mi było potwornie głupio...
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Zimowa aura, była świadkiem ich słów, jej łez i trosk, które teraz mogły swobodnie płynąć po gładkim licu, jakie mogły wreszcie dotrzeć do adresata i głównego odpowiedzialnego jej stanu, złość raczkująca w piersi, była przeznaczona, dla opieszałości i ignorowania oczywistych sygnałów, tego kim stał się na przestrzeni lat dla dziewczyny leśnej kniei, czuł, iż zawiódł pokładane w nim nadzieje, być może nie powinien tak długo zwodzić i meandrować, wszak niczego nie obiecywał, lecz jednocześnie brał, zabierał czas, stając się dla zielarki, kimś więcej, niż tylko podróżnikiem. Widząc jej łzy, obraz rozpaczy, rozumiał, że darzyła go swego rodzaju uczuciem, emocji tej nie mógł lekceważyć, będąc jednak szczerym względem samego siebie, jak i niej, musiał przyznać, że postąpił, jak ostatni dureń, bawiąc się, tak zuchwale w grę, co swe oblicze miała tak, nieznane i nieprzewidywalne, świadomość klęski, była równie bliska, co radość z triumfu, a każda sekunda w jej towarzystwie utwierdzała, w przekonaniu, jak bardzo go potrzebowała, ile zmartwień nosiła w sercu, kiedy słuch o przemytniku zaginął, a jego sympatycznego lica nie widziały tamte drzewa, od tak dawna. Wreszcie przecież, nieoczekiwanie spotkali się, zaskakująco, co było niemałym szokiem, zarówno dla niej, jak i dla niego, a przede wszystkim, dla starego, co siedział zapewne skonsternowany, na kanapie i niewiele rozumiejąc z tego, co się właśnie wydarzyło, musiał zaufać, zarówno jemu, jak i jej. To obraz iście wyjęty z tragikomedii.
    Wstał, poniewczasie czując, jak chłód zakradał się pod gruby sweter, jak ściskał i zaciskał swą pętlę na piersi i sprawiał, że ciało drżało mimowolnie, uczucie to tak doskonale znane marynarzowi, ostrzegało, przed dłuższym przebywaniem na mrozie, nim zaziębi organizm i na wskutek swej nieporadności emocjonalne wyląduje w łóżku z gorączką. Kiedy poprosiła go o rękę, nie wahał się, ni sekundy, odruchowo, być może zbyt ufnie wyciągnął dłoń ku niej, a kiedy błękit oczu zasłonił się mglistą zasłoną, kiedy czerń żyłek wypłynęła na powierzchnię skóry, drgnął wewnętrznie, acz nie okazał lęku. Czar, był mu znany, a jego siła, jak i natura sprawiły, że westchnął z bólu, nie okazał większej słabości. Wolał hardo zadzierać głowię, niżeli powiedzieć, że boli.
    Nie denerwuj się tak, to tylko pół roku, czasem rejsy mogą tyle trwać, a wiewiórka, co wpław przez morze ma płynąć, by list dostarczyć? Sama mieszkasz na odludziu zapomnianym przez bogów, nim tam cokolwiek dotrze, to wiosna za oknami nastanie. Prędzej bym cię odwiedził, tylko czasu nie starczyło. – Westchnął, nieco usprawiedliwiając się, aczkolwiek wątpił, by to miało jakikolwiek sens, bo Iiris wiedziała swoje, i nie było rady, na jej niemal oślą upartość.
    Chodźmy do środka, tam wyjaśnimy sobie wszystko, jak to w rodzinie bywa – rzucił jej pełen tajemniczości uśmiech i pociągnął śmiało za dłoń, coby nie stała jak ten kołek, kiedy jego myśli już gnały w zupełnie innym kierunku.
    Otworzył drzwi i weszli do środka, czuł, że wilgoć swetra zamieniła się w bryłkę lodu, ale nie próżnował, łapiąc Bergmana w pułapkę błękitnych oczu, mrugnął doń, dając znać, że jest już lepiej. – Opowiedz jej o tym, skąd mnie znasz i kim dla ciebie jestem, a ja pójdę się przebrać. – Celowo i z premedytacją zrzucił na barki Fárbautiego ten ciężar, bo wprawdzie mógłby za pomocą magii osuszyć mokrą odzież, to jednak wolał mieć trochę czasu, by odetchnąć oraz sądził, że głos starego, ostudzi gniew dziewczęcia.  

    Arthur i Iiris z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.