Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    07.10.2000 – Opuszczona chatka – I. Soelberg & Bezimienny: M. Järvelä

    4 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    07.10.2000

    Dzień, wbrew nadchodzącym z północy wichrom, zapowiadającym rychły chłód październikowej jesieni, był wyjątkowo ciepły, przeplatany złotymi nićmi przedzierającego się przez chmury słońca, które rozpościerało nad ich głowami jasne baldachimy blado-żółtego światła. Mirjam kroczyła przed siebie wąską, leśną ścieżką, powoli, lecz z wyczuciem, które sprawiało, że nawet w jasnej, zielonkawej sukience, której skrawki wystawały spod pół kraciastego płaszcza, przypominała w swych ruchach dzikie zwierzę, przemierzające zagajnik ze swobodnym wyczuciem, jak gdyby jeszcze zanim wbijała podeszwę buta w zbrązowiałe, leśne runo, wiedziała dokładnie, które z liści zaszeleszczą pod ciężarem jej ciała i omijała je przezornie.
    Cieszę się, że zgodziłeś się mi dzisiaj towarzyszyć. – odparła, nasączając swą wypowiedź nutą cynizmu, tak gorzką, że nie mogła powstrzymać krótkiego dreszczu rozbawienia, który wstrząsnął jej ptasią piersią, zaraz skierowała jednak błękit spojrzenia ku starszemu mężczyźnie, wyższemu od niej niemalże o głowę, a jednak stąpającemu pokornie w krok za nią, jak koń prowadzony na napiętej, skórzanej uprzęży. – Niechętnie przyznaję, że sama z wahaniem zapuszczam się gdziekolwiek głębiej w otaczające miasto gęstwiny, wciąż jeszcze słabo mi poznane, choć tak obfite w rozmaite gatunki roślin, których brak zaczyna doskwierać mi w sklepie. – dodała zaraz, uśmiechając się przyjacielsko, nieomal z wdzięcznością i opuszczając długie, jasne rzęsy, jak gdyby próbowała upewnić Ivara w istotności pozycji, jaką zajmował u jej boku – była to oczywiście rola, odgrywana z sukcesem na teatralnej scenie sunącej wśród drzew ścieżki, ucieszna ekwilibrystyka myśli, pozwalająca jej chwilowo wyrwać się z kajdanów znużenia, w jakie spięte było ostatnie kilka dni jej egzystencji.
    Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić, czy Ivar domyślał się dwoistości jej przewrotnej natury – podejrzewała, że nie, lecz ponieważ jakaś drobna cząstka jej spragnionego ekscytacji serca odczuwała w obliczu tej refleksji ukłucie rozczarowania, na prowadzenie wyrwał się pomysł równie impulsywny, co nieroztropny, swoją pochopnością rozpalający jednak w jej piersi płomień upragnionego entuzjazmu. Drogę naokoło jeziora wybrała z rozwagą, zapuszczając się głębiej w leśną gęstwinę, gdzie trawa rosła obficiej, a korony drzew nabierały spodziewanej gęstości, przysłaniając część ścieżki cieniem swych barwnych koron. Omijając zaostrzone szpony krzewów, które próbowały zahaczyć się o bawełniany materiał jej płaszcza, rozglądała się z wyczuciem, wśród rozmaitych odcieni zieleni próbując spostrzec znajome pędy ingrediencji, jej uwaga nieustannie zbaczała jednak gdzieś w bok, ku wyżynom myśli ciekawszych i znacznie bardziej zajmujących. Bawiło ją wątłe zagrożenie, które sama zawiesiła nad swoją głową, pozwalając by oficer Kruczej Straży towarzyszył jej w wyprawie.
    Omiotła wzrokiem rozpostartą w dole taflę jeziora, przenosząc zaraz spojrzenie ku starej, podupadłej w swych fundamentach chatce, tak spróchniałej, że nieomal wtopionej w drewnianą scenerię lasu, ledwie wyróżniającą się wśród konarów przewróconych niedawną wichurą.
    Nie boisz się chyba? – spytała z zaczepnym powątpiewaniem, przenosząc jasny błękit spojrzenia z powrotem ku nastroszonej postaci mężczyzny, a ponieważ przyzwyczajona była do nachalnego towarzystwa płci przeciwnej, zaśmiała się zaraz z mdłą słodyczą, umyślnie sprzyjając swym urokom, jak gdyby, dla eksperymentu, drwiąc ze swego towarzysza bez cienia litości.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Jesienna paleta barw na dobre zagościła w Skandynawskim krajobrazie. Lubił jesień i to zarówno te szare osnute mglistym oparem dni, jak i takie, jak dziś pozornie chłodne, acz zachwycające kolorami zwłaszcza poza miastem. Ubrany jak zwykle elegancko, acz z nutą nieznacznego luzu zważywszy nieoficjalny ton spotkania oraz wypływającą z niego po czasie wycieczkę, nie mógł narzekać na niewygodę. Czarny płaszcz płynął za postacią mężczyzny, niby krucze skrzydła. Kolorystyka garderoby wysłannika nie powalała na kolana i nie budziła kontrowersji, raczej zachowana w ciemniejszych barwach, ot wypływająca z praktyczności i sympatii do takowych kolorów. Jedynie sygnet, ozdoba rzucająca się wyraźnie w oczy mógł zaburzyć tę harmonię, a jednak nie robił tego, wręcz wpisywał się idealnie w całkowity obraz.
    Szedł, czując na barkach niezrozumiały przymus, którego nie analizował, nie próbował zrozumieć, a wręcz nie chciał go zgłębiać. Jakby czując, że coś go powstrzymuje i zarazem odciąga od tej decyzji. Świadom, że zapewne mógłby się postawić i zatrzymać ciało w półkroku, lecz po co? Spacer był przyjemny, las zapraszający, a towarzystwo intrygujące. Szare tęczówki wracały do jasnowłosej, jak z gracją leśnego zwierza porusza się, niemalże bezszelestnie. On sam nie miał tyleż wprawy, co ona i na pewno nie mógł porównywać się z nią pod tym względem, acz daleko mu było do parowozu sapiącego i dyszącego, płoszącego żywe stworzenia w promieniu kilometra. Zwinnie jak na siebie i bez oznaki zmęczenia, wręcz z ochotą oraz ciekawością malującą się w oczach kroczył pewnie w nieznacznym odstępie od kobiety.
    Drobiazg – słowo wypłynęło ust, nim zdążył przemyśleć wypowiedź Mirjam, automatycznie niemal. Błękit jej oczu skutecznie pozbawił go resztek ochoty do analizy. Słodycz i wdzięczność uderzająca w słowach i poparta uśmiechem, była mu niemalże kłócącą się z obrazem jej postaci, jaki do tej pory stworzył w myślach na bazie kilku zdań, spojrzeń i gestów, których był świadkiem, a które zapisały się we wspomnieniach równie machinalnie, co słowo, jakie przed momentem uleciało z jego ust. Zwyczaje wchodzące w nawyk tak subtelnie niezauważalne, że zapominamy o nich, a jednak coś, co przed laty było pieczołowicie trenowane teraz stanowi normę.
    Wątpię, abyś się czegokolwiek mogła tu obawiać – stwierdził, po czasie uznając, że to będzie najwłaściwsza odpowiedź w slalomie wątpliwych uprzejmości, którym jawnie nie chciał przeciwdziałać, czując podświadomie, że to byłoby złe i niewłaściwe.
    Powoli domyślał się, gdzie wędrują, znając okolicę nie trudno o tę przenikliwość, lecz czy to zwykły przypadek, że akurat podążają właśnie ku starej chatce? Nawet jeśli, to nie robiło mu to specjalnej różnicy.
    Szare wody jeziora połyskiwały w słońcu, którego promienie przemykały przez baldachim chmur. Spoglądał, od czasu do czasu nań podziwiając obraz spod pędzla natury. W niemym zachwycie przyjął pytanie zielarki i chociaż miną, ni gestem się nie zdradzał, to niewątpliwie w oczach kobieta mogła dostrzec przebłysk, ot nic nieznaczący, pojedynczy. Słowa, były nawigatorem, lecz śmiech przebudził uśpioną czujność. Wyszedł na spotkanie błękitowi tęczówek, a na ustach drgał lekki uśmiech. Kąciki warg, jednak nie uniosły się i nie odsłoniły perłowo-białych zębów.
    Wręcz przeciwnie. Uważam, że jest tu romantycznie – szczerość, za drwinę, tą monetą mógł płacić, acz jak długo?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Poddana jasności słonecznych promieni chatka zdawała się przystępniejsza i mniej niepokojąca, niż zazwyczaj, jak gdyby nagła jasność jej nadgryzionego zębem czasu, spróchniałego drewna oraz warstwa mchu, nabrzmiałego wilgotnością jesiennych deszczy przeobrażały to miejsce w element całkiem odmiennego krajobrazu. Mimo to, jakiś aspekt podupadłej, opuszczonej rezydencji wciąż wzbudzał w niej zainteresowanie, naiwną, dziecięcą potrzebę odciśnięcia podeszwy swojego buta wszędzie tam, gdzie zdrowy rozsądek nakazywał nie zaglądać, gdzie ścieżki wśród kurzu żłobiły co najwyżej małe, zaostrzone pazurami łapy szczurów lub włochate odnóża karaczanów, przemykających ze świstem po skrzypiącej, drewnianej podłodze.
    Krążą różne historie o okolicznych lasach. – odparła, niby mimochodem, nachylając się na chwilę nad jednym z krzewów, po czym przenosząc błękit spojrzenia z powrotem na blade lico starszego mężczyzny. – Mój sklep odwiedzają i tacy klienci, którzy zarzekają się, że spotkali nad jeziorem demona, który próbował zwieść ich ku wodnym głębinom pięknem swojego głosu. – dodała zaraz, wpierw oplatając wypowiedź miękkim tonem konspiracyjnego półszeptu, zaraz rozchylając jednak drobne wargi w rozbawionym grymasie uśmiechu. – W większości przypadków są to oczywiście głupstwa. – wzruszyła ramionami, ściągając chwilowo brwi, jak gdyby prowokująco, zaraz ruszyła jednak naprzód, zboczywszy nieznacznie ze słabo udeptanej ścieżki, wgniatając dywan soczystej trawy twardymi podeszwami butów. Poniekąd radosną satysfakcję wywoływało w niej podsuwanie Ivarowi pod sam nos przewrotnych wskazówek na drodze do śledztwa ku własnej tożsamości, jednocześnie odczuwała jednak przemożne szarpnięcia sławetnego nienasycenia, młodzieńczego pragnienia niebezpieczeństwa, które pozwoliłoby życiu zadrżeć pod naporem emocjonalnego poruszenia, drapieżnego entuzjazmu upragnionego ryzyka.
    Romantycznie? – żachnęła się niespodziewanie w odpowiedzi na słowa mężczyzny, zadzierając lekko głowę i spoglądając na niego napuchłym od politowania spojrzeniem, w którym jednak, na przekór jej fizjonomii, błysnęła również wyraźna, jasna iskra zaciekawienia. – Cóż to za romantyzm, który tkwi w takiej ruderze? – przystanęła nagle, zdeterminowana pochwycić temat, nim ten umknie w lawinowej subtelności kolejno wypowiadanych słów. – Podobno to my, kobiety lubimy poddawać emocjonalnej egzaltacji wszystko to, co nas otacza, a jednak coraz częściej odnoszę wrażenie, że to mężczyźni doszukują się piękna, jak gdyby na siłę, w rzeczach najbardziej prozaicznych. – zaczepność jej wypowiedzi, wymierzonej puginałem w szczerość przypadkowej obserwacji, wybrzmiała w dzielącej ich przestrzeni, siłą sugestii przenosząc ich uważne spojrzenia na starą chatkę, ukrytą wśród bujnej roślinności lasu.
    Porzucając chwilowo poszukiwania ingrediencji, Mirjam przeszła z powrotem na wąską ścieżkę, przystając obok Ivara, mimowolnie przyzwalając, by materiał ich ubrań otarł się o siebie z cichym szmerem. Czar, który wokół siebie roztaczała zdawał się opleść ich cienką woalką sugestii, uroku nakazującego wyplewić umysł z wszelkich podejrzeń, myśli, które meandrami swej wnikliwości, zdolne byłyby dotrzeć ku presumpcjom bądź konkluzjom co najmniej niepochlebnym. Chociaż ledwie uniosła zatem głowę, krzyżując zaraz dłonie na piersi, zdawałoby się, że plan ich krótkiej wędrówki nabrał konkretniejszych barw, wybrzuszając się grubą linią konturu – spróchniałe drzwi opuszczonej chatki, jak gdyby na zachętę, zaskrzypiały cicho, uchylając się nieznacznie za sprawą figlarnego podmuchu wiatru.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Im dalej w las, tym bardziej jego wilgotne macki coraz to mocniej zaciskały się na nich. Z początku tego nie odczuł urzeczony pięknem mieniącej się w oddali tafli jeziora, lecz gdy zasłona jesiennych liści przysłoniła widok, a oczy napotkały drewniane ściany chatki, która wkomponowana w obraz lasu wydawała się jego nieodzowną częścią, jak gdyby natura zagarniała ten twór ludzkich rąk z powrotem w swe ramiona. Nie odczuł lęku na widok domostwa, o którym słyszało się różne plotki, wręcz przeciwnie dusza poety się w nim obudziła nagle i niespodziewanie, acz została umiejętnie zgaszona. Może to i lepiej dla nich?
    Słowa Mirjam skwitował uprzejmym uśmiechem zdradzającym umiarkowane zainteresowanie historią. Gdyby tu było naprawdę niebezpiecznie, wiedziałby o tym, a tak? Cóż bajki i opowieści ubarwiane tak, aby przyciągały naiwnych słuchaczy, by zyskać publikę w karczmie z nadzieją na darmową kolejkę. Klasyka. I ona w nie, nie wierzyła, czym wcale się nie zdziwił, gdyż przejawiała oznaki inteligentnej i bywałej kobiety, a przynajmniej takie mógł wyciągnąć wnioski z tej relacji, jaka ich łączyła, z tych kilku spotkań, które odbyli. Praktycznie zawsze nacechowanych służbowymi drobiazgami załatwianie, których odbywało się w parze z przyjemną rozmową. O zgryźliwościach i uszczypliwościach przekonać się mógł nie tyle, co na własnej skórze, ale z opowieści o blondynce. W każdym razie uchodziła za profesjonalistkę przynajmniej w opinii kilku ludzi.
    Obserwował jej reakcję, żachnięcie spowodowane słowami o ładnej otoczce, w której się znaleźli. Jej reakcja trochę go zirytowała, ku własnemu zaskoczeniu. Nie powinien dawać, tak błahej emocji dojść do głosu, a jednak. Coś w nim drgnęło.
    Przystanął obok wpatrzony obojętnie w ruderę zły na siebie, że dał się wplątać tak łatwo w tę gierkę. Był prostym człowiekiem dalekim od wyszukanych pojedynków na słówka. Świat postrzegał jednak w odcieniach może nie wszystkich kolorów, lecz szarość natury ludzkiej była głównym barwnikiem tej palety. W głębi duszy wierzył w ludzi w dobro, które każdy nosi w sobie. Była to jednak smutna prawda skrywana głęboko, pod zahartowaną skórą człowieka, który widział stanowczo zbyt wiele zła w swoim życiu, a jednak nie narzekał na swój los, wręcz można powiedzieć sam go wybierał decyzjami, jakie podejmował.
    Westchnął z cicha i uśmiechnął się smutno. – Urok prostoty? Łatwiej niewątpliwie skreślić coś, niż wysilić wyobraźnie. Rudera pozostanie ruderą, owszem, ale gdyby o nią zadbać? Kto wie, może wówczas oczarowałaby niejedno krytyczne oko. – Spoglądał na drewnianą chatkę, jakby chciał w nią zainwestować, wymienić spróchniałe i omszałe drewno na świeże i zabezpieczone przed wilgocią. Zadbać o coś, co przy niewielkim nakładzie finansowym i odrobinie wysiłku mogłoby zachwycać. Wierzył w drugą szansę zwłaszcza jeśli idzie o rzeczy martwe, chociaż dom wydawał się żywy przez mnogość robactwa w nim pełzającego. Nie musiał wchodzić, by wiedzieć, cóż kryją zawilgłe podłogi i przegniłe pale.
    Z meandrów myśli, w jakie wpadł, wyrwała go zielarka, przemykając, niby wiatr obok i znacząc się niewinnym szmerem ich ubrań. Wątpił, aby jego myśli ją zainteresowały. Raczej podejrzewał, że wybrała go na towarzysza spaceru z nudów. Nie mógł się temu specjalnie dziwić. Wiedziała z poprzednich spotkań, jaki jest. Spojrzał na chatkę wyzbyty podejrzliwości, gdy drzwi zaskrzypiały i uchyliły się. Przełamał bezruch i podszedł do ruiny raczej wiedziony ciekawością, niżeli chęcią dogłębnej eksploracji.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie zwykła na zapas lękać się rzeczy niewyjaśnionych, obcych, porzuconych – w rodzinnym Rovaniemi, wbrew zgodnej opinii rodziców, przemierzała z zaciekawieniem dzikie, bujne lasy fińskiej tajgi, biegła wzdłuż ścieżek, które wyznaczały jedynie zbladłe, okryte czasem odciski sarnich racic, klękała wśród mchu, wciąż napuchniętego poranną rosą, spomiędzy chwastów i bodiaków wybierała czarne korale wilczej jagody. Leśna chatka, jakkolwiek przebrzmiała, owiana grozą swej nadwątlonej struktury, nie przerażała jej zatem wcale, choć była równie ciekawa, co odstręczająca, pod koniec dnia pozostawała wszak ledwie kruchą, drewnianą konstrukcją, któregoś dnia rzuconą siłą gwałtownych wichrów ku dołowi stromego zbocza, gdzie w dole migotała owalna kałuża błękitnego jeziora.
    Oczywiście jestem bardziej niż chętna pomóc ci w tej przeprowadzce. Skoro opuszczona rudera wzbudza w tobie tak silne odczucia, kimże jestem, żeby stawać na drodze do twojego szczęścia? Jak najbardziej, pomaluj ściany na biało, sprawdź czy spróchniały dach zdoła podtrzymać żyrandol. – odparła żartobliwie, zatrzymując na chwilę uniesioną ku górze dłoń na jego ramieniu, po czym folgując słodkiemu śmiechowi, który ruszył na moment jej ptasią piersią, podrygującą subtelnie w rytm tej cierpkiej wesołości. Pokiwała zaraz głową na boki, spojrzała na Ivara z pogardliwą litością, po czym ruszyła do przodu, wzdłuż ukrytej za płachtami paproci ścieżki, gdzie nogi należało unosić wyżej do góry, by nie otrzeć gołych kostek o zaczepne ramiona chropowatych liści pokrzywy.
    Z bliska chatka wydawała się jeszcze bardziej niestabilna i obdrapana, niż w rzeczywistości – z powierzchni nierówno przybitych desek, przeżartych łakomymi zębami korników, odstawały zardzewiałe gwoździe, spadzisty, nierówny dach porośnięty był gęstym mchem, zza skrzypiących, uchylonych drzwi docierał natomiast stęchły, nieprzyjemny zapach zgnilizny. Mimo to, jak gdyby na przekór własnym słowom, nie czekając na reakcję ze strony starszego mężczyzny, Mirjam pchnęła zmurszałą klapę wejścia, otwierając sobie widok na ciemne, nieszczególnie zachwycające wystrojem wnętrze. Nie pamiętała już prawie, dlaczego to robiła – zwyczajowo przez kolejne rogatki życia pchał ją czysty kaprys, upodobanie albo złośliwość, tym razem ubarwiała sobie jednak pozornie nudną, prozaiczną wyprawę kolejnymi zakrętami na drodze do celu, odstępstwami od wydeptanej ścieżki, która dawno zniknęła jej nie tylko z zasięgu wzroku, lecz także z horyzontu dawnego zainteresowania.
    Otwarte drzwi wpuściły do środka wątłe światło, rozjaśniając opustoszone wnętrze chatki, fizjonomia kobiety, dotąd utrwalona w łagodnym spokoju, drgnęła jednak momentalnie – rysy twarzy ściągnęły się nieznacznie, ramiona poruszyły, szarpnięte drobnym skurczem, wzrok natomiast, błękitne ostrze wystosowane spod cienkich brwi, zastygło na leżącym na podłodze mężczyźnie oraz przykucniętym ponad nim, szkaradnym chłopcu, z pleców którego wystawał cienki, krowi ogon, poruszający się powoli, jak wiechlina na letnim wietrze.
    Spójrz – odparła spokojnym, ściszonym głosem, ostrożnie odwracając głowę, by spojrzeć na twarz stojącego za nią mężczyzny – będziesz miał z kim dzielić czynsz na pół.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Głębokie westchnięcie wydobyło się z samej piersi mężczyzny. Słowa zielarki były nasączone jadem i złośliwością, na którą nie zamierzał odpowiadać w podobnym tonie. Oręż, jakim władała i jej kąśliwości spływały po nim, jak krople deszczu po wybrukowanej ulicy. O dziwo specjalnie mu ten ton nie przeszkadzał, ani jej osoba, lecz mimowolnie cofnął się pamięcią do chwili, w której przystał na rzuconą propozycję o wspólnym spacerze, szukając momentu, kiedy zgodzi się na tę przechadzkę. Przychodziło mu to z wyczuwalną trudnością, jakby mózg wyparł ów moment ze świadomości, a ostatnie jasne i przejrzyste wspomnienia rejestrowały las i jezioro. Było to o tyle zastanawiające, że paradoksalnie im dalej w las tym osoba blondynki zdawała mu się całkiem obca i niezrozumiała. Specyfika pracy, którą wykonywał nakazywała mu zachować czujność, jednakże przy niej nigdy nie odczuwał lęku, tak było i teraz. Prędzej nutkę zniecierpliwienia i cisnące się niemal na usta zasugerowanie milczenia przez resztę spaceru. Gdy się nie odzywała wyglądała, na uroczą i sympatyczną efekt ten psuł jednak jej cięty język. Przez myśl przemknęła sugestia, iż najzwyczajniej bawi się jego kosztem, licząc na co? W szermierce słownej, a przynajmniej w stylu, jaki ona preferowała nie dotrzymywał jej kroku.
    Szedł za nią w nieznacznym odstępie, dusząc wewnętrzną chęć sięgnięcia po papierosa. Zrównał się z zielarką w progu drzwi. Cuchnęło wilgocią i mchem, ale i czymś jeszcze. Zmrużył nieznacznie oczy, aby przebić ciemność i dostrzec zarys sylwetek, a gdy światło rozświetliło wnętrze rudery, uśmiechnął się kwaśno. Obraz pokracznej istoty rzucał się w oczy, a krowi ogon był jedynie potwierdzeniem pierwszej myśli.
    Mhm… cudownie – odpowiedź, wielce sugestywna zważywszy na okoliczności. Wyminął Mirjam i zatrzymał się dwa kroki przed szkaradnym dzieckiem. – Od dawna tu leży? – Szare tęczówki zlustrowały nieprzytomnego mężczyznę. Zastanawiał się, co tu się wydarzyło miał tylko nadzieję, że to nie kolejny trup do kolekcji.
    Standa – wyszeptał z dłonią skierowaną w kierunku leżącego. Miał chwilę, aby rozejrzeć się po rozświetlonym wnętrzu i doszukać się jakichkolwiek wskazówek mówiących, co się tu wydarzyło? Wychodziło, że trochę tu zabawią, a szczerze wątpił, aby Mirjam się uśmiechała rola niańki.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Weszliście do opuszczonej chatki spokojnym, ostrożnym krokiem, absolutnie nie spodziewając się podobnej sytuacji, choć biorąc pod uwagę to, co działo się ostatnio w Midgardzie, powinniście być przygotowani na wszystko. Waszym oczom ukazał się leżący na podłodze ciemnowłosy mężczyzna – z łatwością mogliście ocenić, że miał na oko pięćdziesiąt lat. Nie było jednak pewności, co się z nim stało. Czy tajemniczy nieznajomy wciąż był żywy, czy może odszedł z tego świata – ciężko było określić, gdyż widok, jak i możliwość lepszego oglądu ciała, zasłonił wam wyraźnie głodny byttingen. Na pierwszy rzut oka wyjątkowo szkaradne stworzenie wyglądało pozornie niewinnie, być może przez to, że zastaliście go w niecodziennej pozycji z kanapką w ręku, lecz nie można było wykluczyć, iż to właśnie on mógł zrobić coś nieprzytomnemu (martwemu?) mężczyźnie. Zapewne nie raz i nie dwa słyszeliście o podmieńcach – były one stosunkowo często spotykane na terenach magicznej Skandynawii i bardzo dużo mówiło się o podrzutkach w niektórych rodzinach, ale czy wiedzieliście, jak sobie z nimi poradzić w takiej sytuacji?
    Byttingen poruszył się nieznacznie, lecz wciąż kucał przy mężczyźnie – spojrzał najpierw na ciebie, Mirjam, by potem zlustrować twojego towarzysza. Nie był zadowolony z tego, że ktoś przerwał mu ucztę. Z jednej strony wyglądał na przestraszonego i zdziwionego waszą obecnością, a z drugiej – w każdej chwili mógł uczynić pierwszy krok. Nie należało do tajemnic, że byttingeny, nawet pomimo swojego stosunkowo niskiego wzrostu, były raczej nieprzewidywalne. Tymczasem twoje zaklęcie, Ivarze, okazało się nieskuteczne - nie miałeś jednak pewności, czy to dlatego, że mężczyzna jest martwy, czy twój czar został niepoprawnie rzucony.

    Mirjam obowiązkowo rzuca kością k6:
    1 – byttingen od razu ucieka na wasz widok
    2 – byttingen próbuje zaatakować Mirjam.
    3 – byttingen próbuje zaatakować Ivara.
    4 – byttingen nie zdaje sobie sprawy z całej sytuacji i wcina kanapkę.
    5 – byttingen zaczyna mówić, że był świadkiem ataku na mężczyznę.
    6 – mężczyzna niespodziewanie się poruszył.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie spodziewała się znaleźć wewnątrz chatki niczego osobliwego – być może stare buty, podgniłe przy zarośniętej mchem wycieraczce, firankę wciąż podrygującą na falach łagodnych podmuchów wiatru, napis na ścianie pozostawiony przez jednego z dzieciaków, które tak często uganiały się po lesie, skłonne zaglądać wszędzie tam, gdzie otoczenie powiewało grozą i tajemnicą. Leżący na podłodze mężczyzna oraz przykucający nad nim byttingen, z policzkami napuchniętymi wciąż przeżuwanym kęsem kanapki wprawił ją zatem w zaskoczenie – nie tyle strach, co szczerą konfuzję, z jaką jej wzrok zatrzymał się na scenie rozgrywającej się przed ich oczami jak na parkiecie teatralnego przedstawienia.
    Zaklęcie rzucone przez Ivara zdawało się rozprysnąć w powietrzu jak mydlana bańka, nie przynosząc żadnych skutków, czy to ze względu na niekompetencję, o jaką już wcześniej go posądzała, czy też z powodu znacznie bardziej dramatycznego, sugerującego bowiem, że leżący na brudnych, zmurszałych deskach nieznajomy mógł pożegnać się z życiem, podczas gdy oni, oddzieleni od niego ledwie deską spróchniałej ściany, żartowali o błahostkach – rozbawiła ją ta myśl, wykrzywiła zatem kąciki ust w krótkim, eterycznym uśmiechu, wyrazie nietaktownego rozweselenia, które można by uznać za tik słusznej nerwowości.
    Cóż… – zaczęła powoli, ściszonym głosem, rozsmakowując się w wypowiedzi, która, niby kolorowe motyle jej myśli, formowała się pod kopułą czaszki, nim zdążyła się jednak odezwać, mężczyzna poruszył się niespodziewanie, unosząc lewą rękę w geście, który przypominał spazmatyczny skurcz obumierających nerwów, który pozostawiał jednak również nadzieję, że życie podrygiwało jeszcze w jego sercu figlarnym płomykiem energii. Byttingen tymczasem, najwyraźniej nieprzejęty stanem swojej ofiary, przykucnął w miejscu, spoglądając na nią swymi okrągłymi, wodnistymi oczami, do złudzenia przypominającymi ludzkie, lecz upstrzonymi we właściwą stworzeniu psotliwość, surową determinację, którą zwykło się dostrzegać w źrenicach dzikich zwierząt. Nie wiedziała jak się z nim obchodzić – przypominał dziecko, a jego zgarbiona, skarłowaciała postura odbierała fizjonomii zastraszającego wyrazu, którym próbował ich teraz obezwładnić, w kościstych palcach ściskając kanapkę tak mocno, że czerwonawy miąższ pomidora spłynął mu cienkim strumieniem po nadgarstku – nie była jednak wystarczająco naiwna, by sądzić, że nie byłby gotów się przed nimi bronić.
    Zaklęcie zakręciło się słodyczą triumfalności na końcu jej języka, w porę Mirjam przypomniała sobie jednak o obecności Ivara, który wciąż stał kilka kroków przed nią, ze zgrozą rezygnując z pomysłu na rzecz spokojnej obserwacji, tak drażniąco niezgodnej z jej demoniczną naturą.
    Nie możesz go przepłoszyć? – rzuciła z teatralnym wyrzutem do Soelberga, zadowolona, że może wykorzystać akt swej pozornej delikatności, jednocześnie rozemocjonowana, że na jej oczach mogło niebawem rozegrać się coś równie niepokojącego.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Bezimienny' has done the following action : kości


    'k6' : 4
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Brak reakcji stworka na jego pytanie spotkał się z wymownym spojrzeniem, którym obdarzył szkaradną postać, lecz nie zmartwił się tym specjalnie. Wręcz przeciwnie sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza i po chwili wyciągnął zeń połówkę tabliczki czekolady zawiniętą w sreberko powoli rozwijając opakowanie mierzył zarówno podmieńca, jak i nieprzytomnego mężczyznę wzrokiem. Jego czar nie podziałał, albo facet, był już po drugiej stronie, a umiejętności swego brata akurat nie posiadał. Było to odrobinę deprymujące, zważywszy na towarzystwo jasnowłosej, którą od jakiegoś czasu niezbyt kulturalnie ignorował.
    Nie – skwitował, krótko oszczędny w słowa, czując jak niewidzialne kajdany przymusu, osuwają się bezgłośnie na spróchniałą podłogę. Wcześniejsze zachowanie nagle zdało mu się dziwne i niepasujące, jakby to niecodzienne spotkanie w chatce przełamało urok. Mógł sobie wmawiać, że był wyszkolony i każdego, kto chciałby omamić wysłannika, spotkałby zawód, ale nie miał co do tego pewności, mając świadomość, że zachowanie szczególnej czujności na dłuższy czas wyjątkowo męczyło, a człowiek, nawet na jego stanowisku miał prawo do jakiegoś marginesu błędu.
    Trzymaj – głos Soelbergra, był zaskakująco ciepły i przyjazny, a wyciągniętej do stworka dłoni trzymał kostkę czekolady, którą ułamał od tabliczki. Łapówka jakże prosta i bywała niezawodna, ot słodki środek nacisku. Niezależnie od tego czy podmieniec skusił się, czy też nie, to daleki był od stosowania względem niego przemocy. Jedynie w przypadku zagrożenia uznałby takie postępowanie za konieczność. Daleki od bezsensownego pokazu siły i dominacji uznawał, że rozmową można w niektórych przypadkach zdecydowanie więcej zdziałać.
    Zainteresowany nagłym poruszeniem się nieprzytomnego – w domyśle już martwego faceta. Wstał i zbliżył się, ostrożnie w żadnym wypadku nie chcąc przestraszyć, ale i mając się na baczności, gdyby poczuł się zagrożony, chociaż pozornie sytuacja wyglądała na niegroźną. – Jest pan cały? – zapytał, aby uświadomić o swojej obecności. Nie zastawiał widoku na Mirjam, ani na byttingena uznając tę konfrontację za konieczną, chociaż estetycznie mogła odrzucać.
    Konta specjalne
    Prorok
    Prorok


    Kto by się spodziewał, że jasnowłosy mężczyzna nieruchomo leżący na skrzypiącej podłodze niespodziewanie się poruszy – przez moment mogło wam się wydawać, że był martwy, ale bardzo szybko wyprowadził was z błędnego myślenia. Otworzył oczy, po czym lekko poruszył skostniałymi dłońmi – jedną z nich dość mozolnie i nieporadnie wyciągnął w kierunku Mirjam, co mogło najprawdopodobniej oznaczać, że był zwyczajnie spragniony i potrzebował wody. W tym samym czasie byttingen, który powstrzymał się od jakiejkolwiek gwałtownej reakcji na wasz widok, nieco śmielej podszedł do Soelberga, gdy zauważył w jego ręku niewielką tabliczkę czekolady. Szkaradne dziecko bez większego problemu dało się przekupić i zabrało przysmak dla siebie, a następnie, nie zwracając już więcej na was uwagi, szybko czmychnęło z opuszczonej chatki. Od niego zapewne już się nie dowiecie, co tutaj mogło się wydarzyć – pozostało wam mieć  w tym momencie nadzieję, że tajemniczy mężczyzna, który nieudolnie próbował podnieść się z podłogi, będzie pamiętał coś więcej. W końcu, gdy udało mu się to zrobić, zaczął powoli mówić:
    Tak… Chyba tak… – odezwał się niepewnie, dotykając swojej głowy, która najwyraźniej wciąż go bardzo bolała. – Zostałem napadnięty przez dwóch, dziwnych mężczyzn… – dodał po chwili krótkiego namysłu, resztkami sił próbując sobie odtworzyć całą sytuację. Początkowo nieznajomy nie wiedział, ile czasu minęło od tego zdarzenia i dlaczego ostatecznie pojawił się w opuszczonej chatce, ale powoli zaczął sobie wszystko przypominać. – Byłem na dłuższym spacerze w lesie, zobaczyłem jak od dłuższego czasu kręcili się po okolicy i w pewnym momencie tutaj weszli… Wyraźnie czegoś szukali, ale nie wiem, co to mogłoby być… Przecież nic tutaj nie ma. Chyba… Zaatakowali mnie, gdy tylko zobaczyli, że ich podglądam. – Jasnowłosy mężczyzna był wręcz przekonany, że byli to ślepcy. W końcu to właśnie oni w ostatnim czasie nastręczali mieszkańcom Midgardu coraz więcej problemów i zmartwień.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Mężczyzna wyglądał na martwego – jego bezwładne ciało leżało płasko na skrzypiących, wyszczerbionych deskach podłogi, a oczy, których białka wyglądały spod kurtyn niezupełnie zamkniętych powiek, zdawały się wpatrywać bez wyrazu w brudny, pokryty pajęczynami sufit drewnianej chatki, z podobną bezradnością, jaką dostrzegała u denatów tylekroć wcześniej, nieporuszona odstręczającą świadomością zawieszonego w powietrzu widma śmierci. Kiedy nieznajomy poruszył się zatem, wpierw odsłaniając pobladłą zieleń swego zdezorientowanego spojrzenia, a następnie rozprostowując skostniałe mrozem palce, by z opieszałą nieporadnością wyciągnąć dłoń w jej kierunku, kobieta drgnęła odruchowo, zaskoczona jego nagłą reakcją, pobudzeniem, które zdawało się tchnąć w jego pierś nowy podmuch życia, gdy tylko szkaradny, obdarowany czekoladą byttingen czmychnął na zewnątrz przez szparę uchylonych drzwi.
    Proszę uważać. – ostrzegła teatralnym, przesadnie troskliwym tonem, gdy mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej, sięgając ręką do obolałej głowy i w konsternacji rozglądając się po otoczeniu. – Cóż – westchnęła po chwili, przysłuchując się z uwagą pojedynczym, słabo splecionym spłachciom jego historii, po czym spoglądając na Ivara, próbując przekazać mu ulotny błysk swego wymuszonego zaniepokojenia, jednocześnie czując jednak, że aura, którą dotąd nad nim roztaczała, rozpierzchła i wsiąkła w stęchłe, duszne powietrze zaniedbanego wnętrza. – Jest pan już bezpieczny, nikogo poza nami tu dzisiaj nie ma. – upewniła go, powstrzymując się przed podszyciem tej wypowiedzi nutą przekornej drwiny, która cisnęła jej się na usta, zamiast tego wyginając tylko kąciki warg w subtelnym, nieoczywistym uśmiechu, enigmatycznym grymasie, którego intencje zatopiły się w kolejnych wyznaniach poszkodowanego. – Powinien pan bardziej uważać, szczególnie w tak niebezpiecznych czasach, dlaczego podglądał pan obcych ludzi w opuszczonej ruderze? – spytała, choć zarówno wyraz jej lica, jak również ton, w jakim zaakcentowała zadane przez siebie pytanie wskazywał bardziej na pogardliwą naganę, niźli faktyczną chęć poznania zamierzeń i motywów nieznajomego.
    Przeszła kilka kroków do przodu, wyciągając dłoń do mężczyzny i krzywiąc się lekko, gdy ten oplótł swe szorstkie, gruzłowate dłonie wokół jej smukłych palców, z cichym stęknięciem podpierając się o ścianę, aby stanąć na nogi.
    Ma pan szczęście. – odparła, subtelnie ukrywając ręce pod połami płaszcza, jak gdyby próbowała uchronić się w ten sposób przed kolejną, fizyczną interakcją. – No, w pewnym sensie. – chociaż dostrzegła na twarzy Ivara błysk niepewności, odwróciła się w jego stronę, wmuszając na karminowe wargi słodki, triumfalny uśmiech. – Mój towarzysz pracuje dla Kruczej Straży i z pewnością będzie bardziej niż chętny, by spisać pana zeznanie na komisariacie.
    Widzący
    Ivar Soelberg
    Ivar Soelberg
    https://midgard.forumpolish.com/t595-ivar-soelberghttps://midgard.forumpolish.com/t3612-ivar-soelberg#36393https://midgard.forumpolish.com/t632-gnahttps://midgard.forumpolish.com/f74-ivar-i-eitri-soelberg


    Niepewność nawiedziła wysłannika, tak nagle i niespodziewanie, iż miał wrażenie, że ta wymalowała się na jego obliczu, całe szczęście półmrok rozświetlany jasną poświatą zaklęcia dawał i jednocześnie odbierał możliwość baczniejszego zlustrowania emocji, jakie odmalowały się na twarzy mężczyzny, ta gra świateł, była mu na rękę, bowiem nie zamierzał podstawiać pod nos kolejnego argumentu jadowitej blondynce, która zapewne z wielką przyjemnością mogłaby wykorzystać jego chwilowe zdezorientowanie.
    Słowa, jakkolwiek rzucające światło na obraz wydarzeń wydawał się nie do końca logiczny, w układance tej brakowało kilku istotnych czynników, lecz nie zamierzał dopytywać o nie, tutaj w tym momencie, o wiele ważniejszym, było dostarczenie poszkodowanego do siedziby Kruczej Straży, aby tam gruntownie go przebadano i by oczywiście raz jeszcze zdał rewelacje z tego, co tu zaszło i dlaczego chodził samotnie po lesie, być może powód był banalny, a wszak nikomu prawo – jeszcze – nie zabraniało wchodzenia do lasów, ale jednak okolica, jak i chatka były dość specyficzne. To, że Mirjam przyciągało, do takich miejsc nie zaskakiwało wysłannika, kobieta miała w sobie jakąś cząstkę mroku i tajemnicy, lecz skryta przed światem, nigdy zapewne nie wypłynie na jego powierzchnię, a już na pewno, nie zrobiłaby tego dobrowolnie.
    Był z niej dumny.
    Celność pytań idąca z jasnością umysłu, niemal sprawiły, że byłby się uśmiechnął, tego jeszcze brakowało, aby w takiej sytuacji szczerzył kły do jasnowłosej. Słowa Mirjam, jednak były niezwykle celne i trafiały w sam środek tarczy, a kobieta spodobała mu się. Pewność siebie i wzrok, który bez większego problemy wykrywał fałsz, niewątpliwie należały do jej atutów, o czym mógł zaświadczyć, gdyby tylko była odrobinę mniej wredna… westchnął.
    Skrzyżowane przedramiona na piersi rozluźniły się, gdy podszedł do mężczyzny, celowo upewniając się, że ten przypadkiem nie jest częścią pułapki i nie chce ich zaatakować, gdyby tak było, to trafiłby wyjątkowo kiepsko.
    Zgadza się, chętnie pana odeskortuję do siedziby, gdzie będziemy mogli na spokojnie o wszystkim porozmawiać. – Skinął nieznacznie głową, w geście aprobaty dla słów kobiety. – Ruszajmy – wskazał drzwi mężczyźnie i poczekał, aż ten zrobi kilka kroków. Chciał zostać z Mirjam na osobności, przynajmniej na kilka uderzeń serca. – Dziękuję, uważaj na siebie – skinął jej głową i po raz ostatni spojrzał jej w oczy, uśmiechając się delikatnie, łagodnie i życzliwie. W progu drzwi przystanął, jakby chcąc jeszcze coś powiedzieć, ale zdławił tę ochotę w sobie i wyszedł za poszkodowanym.  

    Ivar i Mirjam z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.