Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    How desire is a thing I might die for (L.Nørgaard & O.Wahlberg, 1994)

    2 posters
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Wino zostawiało na języku posmak żółtych śliwek, a on – w swojej świeżej i subtelnej, kwitnącej nadal drobnymi płatkami, nietrzeźwości – wyobrażał sobie, że tak smakować mogłoby tamte złote światło, które zalewało Aalborg w pierwsze wieczory sierpnia. Wszystko zresztą było tej nocy or pur – wino, cienkie nóżki kieliszków, rama obrazu nad jego głową i płynna satyna sukienki udrapowanej na młodej kobiecie stojącej obok. Była wysoka, niemal wyższa od niego, pachniała konwalią i ciepłym mlekiem, a ton jej głosu był rozchwiany alkoholem. Miała uśmiech przywodzący na myśl lalki ze sklepowych wystaw - symetryczny, przyjacielski, niepokojąco słodki. Chyba spytała go o imię, ale on zapomniał. Zapomniał imienia, drogi do domu, rytmu oddechu i daty swoich urodzin. Duszkiem wypił ostatnie łyki złotego wina, czując jak kilka ostatnich kropel spływa jasną, świetlistą ochrą wzdłuż jego podbródka.
    Minęło kilka kolejnych minut nim odepchnął się w końcu od ściany za jego plecami i wpadł w głąb tej plątaniny ślicznych głów i eleganckich kończyn, wszystkich rozbawionych przyjęciem, rozświergotanych chichotami, odurzonych narkotykami, których nazw nie znał, ale które tak wyraźnie odbijały się w coraz szerszych obręczach źrenic. Głośni goście co jakiś czas łapali go za ramię, przeważnie jednak zdawali się zauważać go jedynie częściowo, jakby był nie całym człowiekiem, a jego częściami, małym zbiorem ładnych, pachnących poczerniałą orchideą fragmentów osoby Lasse Nørgaarda - dziewiętnastoletniego chłopaka o szczupłej twarzy rozanielonej winem i oczach rozjaśnionych tym skrawkiem wolności, którą zdołał sobie dziś wykraść. Wolność prowadziła go w sam środek kręgu ludzi, których zwykle się bał, ale którzy dziś wydawali mu się inni - lepsi, piękniejsi, przypominający nimfy i elfy z europejskich legend. Ich mocne perfumy, ich malownicze twarze, biele i beże ich ubrań, otulających miękkie ciała jak dym albo mgła. Zapragnął stracić przytomność i zniknąć w tej chmurze, ale nadal był na tyle trzeźwy by rozumieć wszystko i wszystko widzieć. Rozumiał więc dla czego - dla kogo - tak uparcie przeszukuje pomieszczenie wzorkiem, a gdy wyczekiwana sylwetka znalazła się w końcu w zasięgu jego spojrzenia, wystarczająco blisko, by mógł szybko znaleźć się obok, ściśnięte serce i ciepło zżerające trzewia przypomniały mu, dlaczego właściwie tutaj jest.
    Zbyt często i zbyt długo patrzył, zawsze tak samo topiąc się w czerwieni, kiedy został na tym patrzeniu przyłapany. Nie przestawał - przyglądał mu się z drugiego końca rodzinnego stołu i z drugiego końca długich pokojów, w których pijali herbatę; przyglądał się mu na wszystkich tych przyjęciach i pomniejszych imprezach, od kiedy tylko mógł na nie chodzić. Znał doskonale rys jego profilu, zakrzywienie jego nosa, kształt dłoni i ramion, szerokich w ten przyjemny sposób, który sprawiał, że chciał palcami sunąć od szyi do krawędzi obojczyka. W jego głupiej, nastoletniej głowie zauroczenie w istocie tego mężczyzny było niemal miłością - opłakiwaną w książkach i opiewaną w wersach poezji. Mistyczną, odległą i nieosiągalną. Myślał, że tak musi wyglądać jego ideał i wszystko co sobie wyśnił, że to właśnie jest jego mały koniec świata, bo kiedy masz siedemnaście lat świat może zamknąć się w marzeniach o czyichś ustach. Dorastał jednak i wraz z tą nagłą falą nadchodzącej dorosłości, niewinność jego miłostki odchodziła, pożerana przez brawurę myśli kotłujących się w głowie, gdy nocami nie mógł spać - nagle przestała być nieosiągalnym widmem i sennym marzeniem. A teraz był tutaj - z włosami niestarannie sczesanymi z czoła, ubrany w lekki jedwab jasnej koszuli, której guziki rozpinał co jakiś czas nerwowo; szedł w jego stronę siląc się na obojętność, czując jak serce podskakuje coraz wyżej, ostrzegając go przed każda kretyńską rzeczą, którą pragnął właśnie zrobić.
    - Panie Wahlberg...Olaf, to znaczy - odezwał się, stając z nim twarz w twarz, zaskoczony nagle tym jak gładko zabrzmiał jego głos, złagodzony najwidoczniej alkoholem. Dopiero teraz dostrzegł dziewczynę wspartą o ramię Olafa, jej ciemne włosy odbijające przydymione światło pomieszczenia. - Nie miałem jak się przywitać, a już wypiłem chyba połowę zapasów twojego wina. - Zdobył się na połowę uśmiechu, choć czuł ciepło na wargach i policzkach. Cierpki posmak jego idiotycznej naiwności osiadł na tylnej ścianie gardła niczym resztki papierosowego dymu.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Chociaż słońce opierało się horyzontowi przez długie popołudniowe godziny, a szum wiatru przesuwającego chmury gorącego powietrza wślizgiwał się przez rozchylone okna, wpychając do środka świeżość wiosny, zapach rozsianych w pobliskim ogrodzie wrzosów i studząc gorąc fontanny czekolady, w której goście mogli maczać importowane morele, truskawki i suszone śliwki, nabijane na drewniane wykałaczki. Przez kieliszki przelewały się dziesiątki butelek wina, dzisiaj będącego główną pożywką najwyższych klas społecznych, jakie miały okazję w nieostrożnym i przesiąkniętym rozpustą otoczeniu, bawić się aż ponownie nadejdzie świt.
    Wahlberg przez lata stał się bardziej powściągliwy, o wiele uważniejszy w swoich ruchach i skupiony już nie tylko na rozrywce, ale i gromadzeniu runicznych talarów, przesypujących się przez jego skrytkę. Czasem jednak, w momentach gorzkich i słodkich, w naturze bawidamka, marzyciela i rozpustnika, stawał się bardziej podatny na czar młodych kobiet, smak słodkiego czerwonego winogrona i rozmyślań o nadchodzących rozkojarzeniach. Gdy więc na ramieniu uwiesiła mu się ciemnowłosa piękność o ogromnych niebieskich oczach i miękkich ustach, nie odmawiał już rozkoszy, skupiony całkowicie na kolejnych kielichach wina, którymi go poiła, opowiadając o naturze zamkniętej w szklanych witrażach, jakie tworzyła. Młoda artystka z wyraźną chrapką na własne wystawy, której otwarte nogi miały zapewnić powodzenie i sukces w jej sztuce. W tym konkretnym momencie Olaf miał w poważaniu czego może od niego chcieć, tak długo jak wypełnia swoją rolę, karmiąc go owocami i do ust wlewając alkohol. Najpierw pierwszy kielich, potem drugi i z trzecim smak wina zmieniał się, ze słodkiego na to zakazane, które swoim owocem kusiło i rozpieszczało. Było go zbyt wiele, owo rozgrzewało twarz, upłynniało ruchy szerokich dłoni i długich palców, którymi gładził włosy kobiety, rozochocony i pochłonięty atmosferą. Młodość powoli odchodziła, wyznaczając pod okiem pierwsze zmarszczki. Został jednak jeszcze czas, jeszcze chwila, jeszcze moment, by zanurzyć się wraz z Niksami w Jeziorze Uciech i nie wynurzać, pozwalając, aby słodka woda rozlała się w płucach, na zawsze wytrącając go z równowagi. Świat gdzieś odleciał, ptaki wyniosły go ponad chmury zbierające się pod midgardzkim niebem, gdy ostatnie piętro kamienicy na starym mieście, które od lat należało do jego rodziny, jeden z ostatnich razy gościło w swoich progach tylu gości.
    Zbliżający się chłopiec, młodzieniec ledwo, w oczach miał ekstazę, a może Olafowi tylko zdawało się, gdy zamglone spojrzenie dosięgło jego ust. Mógłby być rzymską rzeźbą z twardego marmuru, kreską błękitnej farby olejnej na płótnie, szlifowanym diamentem, albo kroplami czereśniowego nektaru układającymi się w idealne koło pod zmoczonym brzegiem kieliszka. Dziś był po prostu jego gościem. Wahlberg ledwo go znał. Kojarzył twarz, którą widywał na herbacie u jednej ze swoich klientek oraz na bankietach, lecz czy kiedyś zaszczycili się rozmową? Czy to ma jakiekolwiek znaczenie?
    Połowa to wciąż mało — wyszeptał, jak zabawkę lub lalkę głaszcząc rozpuszczone ciemne pasma włosów jego towarzyszki, nie zauważając już jej obecności ponad ciało, które mu oferowała, bowiem przed piwnymi oczami znalazł się obiekt ciekawszy, nieśmiały, lecz miękki w swym głosie. Rozłupać go jak włoski orzech pod naporem pięści, jak figurę króla w szachach, jak korek strzelający z butelki szampana wprost w karnisz, który pęka ku rozbawieniu zebranych. Wokół nie było jednak huków, jedynie głosy zebranych, nie raz przecinane przyjemnym śmiechem. Zasychające krople czerwonego nektaru burzyły ten obrazek, Olaf nie mógł na to pozwolić, wyciągając kciuk w stronę jego brody, zdecydowanym i płynnym ruchem sunąc nim w dół, aż wszystkie zebrały się na palcu. Tym następnie poczęstował znajdująca się obok kobietę, która pocałowała go z wdzięcznością, rozemocjonowana, wyraźnie pogrążona w działaniu wywarów nieostrożnych i nieprzyzwoitych. — Pij więcej, masz ku temu okazję — wspomniał, sięgając po własny kieliszek wina. Ten przyłożył do ust młodzieńca, nie pytając o zdanie czy zgodę, przechylając go tak, aby łyk wpadł wprost na jego język. — To Château Lascombes, to twój powód rozpusty — powiedział, niemal szepcząc, jakby zdradzał właśnie tajemnicę. — Jest jak październikowy liść klonu, którego nie kruszy wiatr, jak pomarańczowe słońce nad horyzontem Oceanu Atlantyckiego, jak pleciony z setek szklanych łez żyrandol rozświetlający się feerią barw. Czujesz to? — spytał, gdy odsuwał kryształ od ust Nørgaarda. Ciemna rubinowa barwa przesiąknięta była mahoniowym refleksem, a na bukiet składały się aromaty niedostępne w innych winach. Akcenty kawy, toffi, cedru, najsłodszych lukrecji wzbogacały wonie śliwki i jeżyny, która przeplatała się z mleczną czekoladą płynącą z pobliskiej fontanny. Właściciel galerii wziął łyk trunku, nie połknął go, nachylając się do obecnej przy nim kobiety, której wino podał ze swoich ust wąskim strumieniem, gdy ta rozchylała w podzięce usta. Sam wzrokiem wrócił do nowego towarzysza tego wieczora, dopatrując się w nim nie aprobaty do finezyjności tego obrazka, a rozrywki na dalszą jego część.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Zdarzało mu się (częściej niżby chciał przyznać) przesiadywać nocami w kącie swojego pokoju, zwinięty niczym kot w blado oświetlonej przestrzeni między szafą a łóżkiem, nogi podwijając, tak by podbródek oprzeć na jednym z kolan, skupiony wzrok wbijając w książkę rozłożoną przed nim na podłodze. Każdej ten bezsennej nocy trzymany luźno w palcach ołówek niedbale podkreślał na otwartych stronach niektóre za słów – Lasse twierdził, że je kolekcjonuje, że zakreślając litery, zapamiętywał ich ciągi, a potem zasypiał z nimi na języku i powtarzał cały następny dzień. Nie było wzoru w tej zabawie, żadnego schematu, który wybierałby słowa najdłuższe, najtrudniejsze lub najciekawsze. Pewnego dnia nauczył się na pamięć nazw afrykańskich krajów, innego trzydziestu różnych przymiotników użytych do opisu wiatru, a w jeden z wyjątkowo nudnych czwartków powtarzał pod nosem imiona wszystkich odcieni niebieskiego. Ultramaryna, ceruleum, chaber. Jego oczy miały odcień pruskiego błękitu i wpatrywały się teraz w twarz Olafa Wahlberga z nietypową sobie spolegliwością, z nietrzeźwym rozmarzeniem, które bezczelnie zdradzało palące go od środka zauroczenie. Był wciąż nastolatkiem i miał tylko dziewiętnaście lat na naukę wszystkich tych słów - właśnie dlatego być może nie umiał znaleźć innego określenia na otaczającą go sytuację niż miękka. Wszystko było takie miękkie, a on się zapadał.
    Kolana zdawały się pod nim uginać, jakby stał na grubym materacu wielkiego łóżka, a mimo to zmuszał się do prostowania pleców, do unoszenia podbródka, który ledwo powstrzymywał się od drżenia z ekscytacji. Wciąż za mało. Niski, dumny głos przeszył go falą ciepła, a on zapragnął oprzeć głowę o tamto wymarzone ramię i prosić o więcej – zająć miejsce tej ślicznej, wielkookiej dziewczyny, pozwolić gładzić się po włosach jak lalkę, przylgnąć do jego boku z ufnością głupią i młodzieńczą, nadal żywą w złotym świetle tego popołudnia. Było miękko – jak warstwy świeżej pościeli, biszkopty przełożone mlecznym kremem, kaszmiry swetrów okrywających nagie ramiona. Miękko w ten słodki, oniryczny sposób, w który wiosenny wiatr dotknąłby policzków, gdyby tylko głowę wystawić za jedno z otwartych okien; w ten sam sposób, w który usta dotykały drugich ust, przejmując ciepło cudzego oddechu, wspinając się na palce, łapiąc się palcami kształtu czyichś łopatek. Powietrze pachniało wrzosami i mleczną czekoladą – kilka lat później Lasse zrozumiał, że woli tą gorzką.
    Miał wrażenie, że każde słowo, które mógłby wypowiedzieć – każdy grzecznościowy zwrot lub podziękowanie – utknęło głęboko, przylegając do ścian przełyku, kiedy kciuk dotknął jego podbródka. To była krótka chwila – stanowczo za krótka, jedynie strzęp momentu, o którym mógłby marzyć, gdyby miał wystarczająco bujną wyobraźnię, gdyby wiedział, że płynne złoto wina miało tak naprawdę kolor purpury i tysiąc innych smaków, tak dalekich od słońca nad jego rodzinnym domem. Nie umknął mu cichy erotyzm tej sceny - sposobu w jaki Olaf pozwolił dziewczynie ułożyć wargi wokół jego kciuka, spojrzenia jej oczu szklanych jak u figurki z porcelany. A jednak ona tak mało go teraz obchodziła, całą jej uroda, okrągły kształt jej twarzy, zakrzywiona linia jej pleców, wszystkie historie, które mogłaby mu opowiedzieć, o sztuce, o formie, o europejskich stolicach, w których pijała gorsze wina na gorszych przyjęciach – wszystko to takie nieistotne, takle blade i mgliste przy tej dłoni, która przed chwilą ścierała wino z jego brody, a teraz przechylała kieliszek przy jego rozchylonych ustach. Bezwstydnie, bez cienia pytania wyrysowanego wśród linii jego twarzy, jakby wiedział z góry, że Lasse się zgodzi, że upije ofiarowane mu wino bez choćby chwili zawahania, łapiąc na kilka tych chwil spojrzenie jego oczu. A gdy już je wypije, uświadomi sobie, że stało się jeszcze słodsze i jeszcze mocniejsze, że przypominało teraz miód, a on jedynie pszczołę, która w nim tonęła, pozwalając na to by to, co wyznaczało rytm jej życia, skleiło jej skrzydła.
    - O wszystkim umie Pan mówić w taki sposób? – słowa wypadły z niego w nagłym przypływie pewności siebie, gdy zdał sobie sprawę z tego, że ominął go sens zdań wypowiadanych przez Olafa. Zbyt skupiony był na ruchach jego warg, na rytmie jego szeptu, jak gdyby mężczyzna ten był jedynie częścią zabawy, obrazkiem o ładnym profilu i głosem, w który wsłuchiwać można się było dla czystej przyjemności.
    Ponad wszystko jednak – a świadomość ta napawała go kuriozalną mieszanką wstydu i zachwytu – mężczyzna ten był symbolem jego wolności. Symbolem wolności, która była w jego życiu jedynie umowna, istniejąca w dokładnie wyważonych słowach matki i ojca, w kluczach do kupionego mu niedawno mieszkania, w zapewnieniach babki, że był dorosły i może podejmować własne decyzje. Mógł, lecz jedynie z wąskiej puli, którą ich ręce przynosiły mu na srebrnej tacy, bo – i już teraz wiedział to doskonale – nigdy nie będzie do końca dorosły. Nie w tym ciele i nie w tej rodzinie. Dlatego Olaf Wahlberg – starszy od niego o dziesięć lat, nieosiągalny i daleki, otoczony kobietami spijającymi wino z jego ust – był ucieleśnieniem każdej rzeczy, która w życiu Lasse mogła zostać nazwana nieodpowiednim. Nieprzyzwoitym. Złym. A jednak stal teraz obok, pijany alkoholem, który podawały mu jego dłonie, choć nie powinien, choć gdyby matka wiedziała, zamknęłaby go w domu i nie wypuszczała przez kilka kolejnych zapętlających się lat - aż zmądrzeje. Olaf Wahlberg był w tamtym momencie jego wolnością.
    Coś w szumie tych myśli rozjaśniło nagle jego twarz, ułożyło usta w szeroki, niemal wyzywający uśmiech. Nie przestawał na niego patrzeć, nawet wtedy kiedy tak blisko był z tą dziewczyną, nawet kiedy wypadałoby odejść. Nie myślał zbyt wiele, kiedy przysuwał się bliżej – nie bliżej Olafa, a dziewczyny, przez chwilę szukając w kształcie tych wielkich, błękitnych oczu pozwolenia, nim pocałował ją krótko i lekko w kącik ust, gdzie kwitło kilka kropel pozostałości podarowanego jej właśnie wina. Zaśmiała się krótko i wdzięcznie, więc i on się zaśmiał – oboje z niepasującą do tej sceny niewinnością. Niewinnością, której zabrakło w jego spojrzeniu, kiedy znów wracał wzrokiem do Olafa, kiedy wyciągał dłoń w jego kierunku, zaplatał palce na trzymanym przezeń kieliszku. Dotknął jego palców, a te wydały mu się przyjemnie ciepłe.
    - Cóż, piłem lepsze na ostatnim twoim przyjęciu. – Kieliszek był już jego, a on podnosił go do ust, wbijając w mężczyznę uważne spojrzenie pełne młodzieńczej zuchwałości. – Białe.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    On sam wolał czerwienie. Karminowe wnętrza podziemi Besettelse, malinowe usta tej dziewczyny, farby w kolorze pompejskiego różu, satynowe poduszki o barwie czerwieni alizarynowej i w końcu szkarłat krwi, którą zwykł spuszczać ze swoich ramion w atakach najgorszego bólu, przeszywającego ciało w każdym jego milimetrze. Gdyby w lazur oceanu wlać juchę tak ta zabije jego głębie, barwiąc w swoim rytmie, lecz czyż na błękitnym niebie najpiękniej nie wyglądał pomarańcz zachodzącego słońca, gdy światło mieszało się w fiolety, a nad chmurami krążyły szare żurawie? Na tym obrazku poprzez fale mknąć mógłby jeszcze pełen wojowników drakkar, gotowych podbić kolejne lądy, aby zasiedlić je w imię swych ludów.
    Może to z tamtych pokoleń Olaf miał w sobie tyle dominacji, którą potrzebował szczycić się przed światem? Lecz skąd w jego krwi wzięło się to zamiłowanie do marmurowych posadzek, do zamalowanych płócien i uderzeń klawiszy fortepianu? Zawsze odznaczający się najwyższą kulturą i dyplomacją nie znosił sprzeciwu w sytuacjach, które go nie wymagały i to właśnie dzięki temu uporowi dziś znali go jako Olafa Wahlberga, a nie syna Oddmunda, zmarłego przed dziewięcioma laty. O szacunek nie walczy się sztucznie, szacunek zyskuje się kolejnymi posunięciami na szachownicy, odpowiednio rozmieszczając aktywa, plotki i podszepty, a także kontakty, które znaczyły więcej niż złoto. Te bezcenne leżały w kuluarach, pomiędzy jarlami, szefami departamentów, czy też osobistościami społecznymi. Wszyscy znali się, czyniąc małą grupę niezwykle przeżartą jadem i spaczeniem, lecz dalej dumnie wypinającą piersi i unoszącą nosy w górę, gdy ktoś chciał im zagrozić. Olaf znalazł się w śmietance towarzyskiej, jako człowiek, który jest w stanie z najgłębszych czeluści ziemi wyciągnąć niespotykaną dotąd rozrywkę. Chociaż wszyscy przymilali się, często nazywając „Panem Wahlbergiem”, tak zostawiał te tytuły dla ludzi, na których opinii mu nie zależało, lub którzy nie należeli do tej właśnie grupy. Lasse Nørgaard, choć jeszcze młody i pewnie, aby ufny, mógł poszczycić się nazwiskiem i gładką buźką, godną dziedzica znamienitego rodu, choć z jego matką więcej miał wspólnego niż z jej synem. Lecz słowo „Pan” w jego ustach brzmiało wyjątkowo dobrze. O dziwo.
    Poezja to sztuka, a to jedyna kochanka, której jestem wierny — z niepokojem oblizał dolną wargę, znajdując tam smak wcześniej upitego wina. — Taka nasza rola, czyż nie? Kochać się w pięknie i rozpuście, w bursztynowych szlakach, nieboskłonach zdobionych polarną zorzą, operowych ariach, ziarnach gorącego piasku na pustyni Thar i rozkosznych kobietach — dłoni wciąż nie odejmował od swojej laleczki, przygotowanej na tę specjalną okazją, jaką była noc namiętności. Głaskał jej włosy jak sierść pupilka, małego szczeniaczka pragnącego jedynie uwagi właściciela. Wolność należała tylko do Wahlberga i tej wolności miały dostarczać mu uległe kobiety, gotowe spełniać zachcianki egocentryka, który miał jednak więcej pragnień niż tylko przyziemne przyjemności. Obcowanie ze sztuką czyniło go łagodnym w słowach i ruchach, lecz rozbujane ego nakazywało myśleć, że świat należy tylko do niego i pod jego stopami przyjdzie żyć tym którzy pragną jego uwagi. Śmierć ojca, samobójstwo matki i pozostawienie w młodym wieku samemu sobie z rodową fortuną w zasięgu ręki jedynie podburzało do działania, a samodzielność, którą przez to osiągnął, okraszona była kroplami rozkojarzenia, własnej krwi i potu.
    I teraz gdy jego kieliszek pełen alkoholu w swoje dłonie chwycił ten chłopiec, mógłby złapać go za kark, przypomnieć zasady panujące w towarzystwie, siłą odebrać swoją własność, aby tylko nie usiłował skoczyć wyżej, niż niosły go nogi, ale w zamian za to Olaf jedynie uśmiechał się w pogodnym nastroju, albowiem Lasse nie stanowił żadnej konkurencji. Nie był rywalem o względy młodej damy, a jednym z kolejnych dziedziców, który był jeszcze zbyt młody, aby zrozumieć zależności rządzące światem. Więc na razie mógł słuchać śmiechów starszego od siebie mężczyzny, który z rozbawieniem przyglądał się jego ruchom, pocałunkom składanym na brodzie towarzyszki tego wieczora. Był znacznie ciekawszy niż ona, a jego ruchy były mniej przewidywalne i bardziej rozrywkowe. 
    Kotku, poczekaj tu na mnie grzecznie — wspomniał do dziewczęcia, które pokiwało posłusznie głową w narkotykowej ekstazie, a następnie zaczęło zataczać kręgi wokół własnej osi, ciesząc się i śmiejąc, jakby stworzona była z mleka i miodu, a teraz była nie w środku magicznej stolicy Skandynawii, a na polnej łące pośród dzikich kwiatów. — Chodź — szepnął do Nørgaarda, nachylając się ledwie na nim i podążył w stronę kuchni, aby zaprowadzić go do spiżarni z szeroką gablotą z winami, która znajdowała się tuż za. Wahlberg nie odwracał się za siebie, był pewien, że dzieciak podąża jego krokami, zbyt zaintrygowany sytuacją i jego osobą. Kroki miał lekkie, choć równe i eleganckie, świecące mokasyny i garnitur nie miały zaś ani jednej skazy. Gdy wszedł do środka, a jego oczom ukazała się szklana szafa wypełniona trunkami ze wszystkich stron świata, wtedy też Olaf zamknął drzwi, pozwalając, aby zostali już całkowicie sami w tym oddalonym od zgiełku pomieszczeniu nie szerszym niż dwa metry, lecz za to długim. 
    Wybierz więc lepsze, takie, jakie tylko chcesz — wskazał na część półek z białymi winami, zaraz potem ręką przesuwając też na dalszą stronę, aby nie obawiał się korzystać. W małym pokoju zamknięci byli we dwoje ze swoim biciem serca, które uderzało w rytm śmiechów pobliskich gości. Czekał, aż wyróżniony w ten sposób Lasse zachwyci się mnogością opcji, ale w końcu wybierze to jedno, to najpiękniejsze, na którym mu zależy, skoro ostatnimi czasy pił smaczniejsze wino. Twarz właściciela Besettelse pozostawała kamienna, lecz nie widać w niej było furii lub gniewu za tamte słowa, wręcz przeciwnie, typowy dla siebie uśmiech w oczach trzymał dopóty, dopóki chłopiec nie poczuł się niepewnie w swojej osobie i tym położeniu.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    W tamtych latach mówiono mu często, że jest dorosły jak na swój wiek, a on brzmienie tych słów przyjmował z ciepłym zadowoleniem malującym dumny uśmiech na gładkich rysach twarzy. Chciał być starszy, chciał wierzyć, że nieustanne traumy jego koszmarów dały mu coś więcej niż tylko lęk i ślady szaleńczej autoagresji na ramionach, pragnął myśleć, iż stanowiły podwaliny jego dojrzałości. Masz takie mądre, smutne oczy – słyszał nad swoim uchem, wzdrygając się gdy poczuł obcy oddech na odkrytej skórze szyi. Gorący i nieprzyjemny jak świeżo zagotowany wrzątek. Nie chciał myśleć o tamtym mężczyźnie, bo istotnie nie było o czym myśleć – nie pamiętał nawet jego twarzy, jedynie głębokie rozcięcie jego zachłannych ust i tamtą kotłującą się w głowie myśl, że gdyby wystarczająco mocno wbić paznokcie w jego gardło, krew polałaby się z niego jak z zarzynanego świniaka. Nie chciał brudzić własnej pościeli, obcą krew można było zmyć inkantacją, ale jej metaliczny zapach wgryzłby się w ściany mieszkania jak cierpki, papierosowy dym. Miał osiemnaście lat i tamtej nocy, gdy echo jego gościa zniknęło w ciemności ulicy, wymiotował własną słabością, klęcząc na zimnej szachownicy łazienkowych kafelek. Nie był starszy, nie był dojrzalszy, nie był wcale nikim ponad niedbale wyrośniętego nastolatka; jego cierpienie nigdy nie było cierpieniem wystarczającym, a nawet gdyby urosnąć miało do rozmiarów katastrofalnych – nie miałoby to znaczenia, nic by się nie zmieniło. Żadna tragedia nie mogła uczynić go większym, twardszym i poważniejszym i Lasse czuł na języku kwasowość irytacji, gdy doszło do niego, że wszystkie te pochwały były głupie – kiedy mówili mu, że jest dorosły jak na swój wiek, odbierali mu ostatki młodzieńczości pochowanej w załamaniach dorastającego ciała. Czasem myślał, ze nie dostał szansy, by się bawić, spijać wino z cudzych ust i wyciągać ramiona w błyskach kolorowych świateł; kręcić się wokół własnej osi z radosnym chichotem jak dziewczyna, którą Olaf Wahlberg nazwał Kotkiem.
    Teraz – pijany, zarumieniony, z rozpiętą do połowy koszulą – zaprzysiągł sobie, że nie pozwoli już zabrać sobie tego przyśpieszonego oddechu, maniakalnie bijącego serca, tego jak słodko smakował alkohol rozlewający się po języku. Głos Olafa wciąż dudnił w jego głowie, jego niska i elegancka barwa stworzona do wielkich słów, do pięknych monologów, które można było powtarzać w kółko wśród pokoi marmurowych pałaców, szeptać w usta między seriami mocnych pocałunków. Chodź. Wiec szedł, nie mógł mu odmówić i sam nie wiedział, czy to przez własne zauroczenie, czy przez sposób, w jaki mężczyzna mówił – jakby rzucał mu rozkaz, nie propozycję; jakby odmowa nigdy nie wchodziła w grę bynajmniej nie dlatego, że Olaf jej nie rozumiał. Dlaczego ktoś miały się nie zgodzić? Dlaczego ktoś miałby nie pójść, nie śledzić wzrokiem szerokiego rysu jego ramion, tyłu jego głowy, zdecydowanego rytmu jego kroku. Lasse sunął za nim niczym cień, gładki i szybki w ruchach, omijając poplątane sylwetki nietrzeźwych gości. Przez moment myślał, że Wahlberg chce go stąd wyrzucić, ukarać za ten karykaturalny tupet, który wbijał w niego swoimi przesadnie filuternymi ruchami – mógłby dostać w twarz, pewnie mu się należało. A jednak gdy drzwi się otworzyły, jego oczom ukazała się długa, szklana gablota; poukładane w niej butelki przypominały książki w rodzinnej bibliotece.
    Jakie tylko chcesz. Lasse wrócił spojrzeniem do twarzy swojego rozmówcy, nagle już całkowicie pewien, że w zasadzie chce tylko jego. Wino nie było istotne. Chciał jego aprobaty, choćby cienia sympatii, dotyku na rozgrzanym policzku; spełnienia chociaż skrawka wszystkich tych odważnych fantazji, które układał w głowie od lat, nadal tak samo bezmyślnie oddany swojej nastoletniej miłości, która nie znała nawet jego imienia. Pomyślał o tym, jaki głupi i naiwny był, gdy przesiadywał na balkonie rodzinnego domu, przyglądając się Wahlbergowi, którego matka oprowadzała po ogrodzie, tak jakby zbierał elementy do swoich kolejnych wyobrażonych scenariuszy. Teraz byli tu jednak naprawdę, a mężczyzna przed nim składał się nie z jego myśli, a z krwi i kości, z twardych rysów dumnej twarzy, z idealnie skrojonego garnituru i tego rodzaju władczości, która nie wydawała się być okrutna lub groźna. Pomieszczenie było wąskie, a jego zapach wypełniał je całe, gdy Lasse drżąco nabierał powietrza w płuca i podnosił wzrok na wskazaną kolekcję win. Ich etykiety i barwy nie miały znaczenia, więc chwycił butelkę, która wydała mu się najchłodniejsza, gdy sunął palcami po ich szklanych wypukłościach.
    - Niech będzie – odezwał się cicho, głosem nadal niepewnym i poszarpanym, choć jego oczy wbijały się w twarz rozmówcy z zaskakującą butą. Posunął się kilka kroków i teraz stał blisko, bliżej niż powinien, na tyle blisko w zasadzie, iż mógłby dostrzec cień ciemnego zarostu przebijającego się przez skórę żuchwy i blady ślad czyjejś fioletowej szminki tuż nad kołnierzem nienagannie białej koszuli. Przypomniał sobie o Kotku i serce zabiło w rytmie ostrego akordu zazdrości. Czekała grzecznie, na pewno. Na niego. W zawiści pomyślał, że dziewczyna nie jest nawet w calu tak interesująca jak on sam, nie ma jego oczu, jego głosu, smukłych dłoni. Jej przewaga wydała mu się właściwie całkiem niesprawiedliwa. – Podoba się Panu ona? Ta królewna kręcąca się teraz po pokoju? – Gdy pytał, głos miał nagle ostrzejszy i pewniejszy, błyskający śmiałym wyzwaniem. – Wydawała się taka nudna – mówiąc to, oparł głowę o szybę gabloty, spoglądając na niego przymkniętymi oczami i z cieniem słodkiego, kokieteryjnego uśmiechu na zaczerwienionych od wina ustach. – Nie wiedziałaby co robić, gdyby kazał jej Pan uklęknąć.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Młodość była podobna chodzeniu po linie bez patrzenia w dół, piciu wina nad ranem w towarzystwie czerwcowych komarów, trzaskaniu w pył serc. Ledwo odrośnięty od ziemi chłopiec mógł zgubić się pomiędzy masztami i kolumnami, a pomoc nie nadchodziła znikąd, zostawiając go tam na pastwę losu. Dziesiątki błędnie sformułowanych pytań o przyszłość nie przynosiły odpowiedzi, ponieważ te, nawet jeśli padały, tak zdawały się nieadekwatne wobec rozpieszczonego świata. Błysk w oku Lassego przypominał o tamtym wieczorze na klifie, gdy świerszcze przygrywały na skrzypcach Zapateado opus 23, o rozżarzonych węglach, po których biedne dzieci bogatych rodziców chodziły boso, paląc podeszwy stóp, o sukience tamtej małej w kolorze morskich fal. Pełen łatwowierności i naiwności, okrągła źrenica o czarnym jak noc punkcie aż błagała, by przeznaczyć go bogom w ofierze, złożyć niewinność na ołtarzu i nawoływać za przeznaczeniem. Nie był zwierzęciem przeznaczonym na rzeź ni kapitanem tonącego statku, a pierwszomajowym promykiem parzącego powieki słońca, równie ludzkim, co nienarodzona w nim pasja. Cóż wiedzieć mógł chłopiec, który ledwo co oderwał się od matczynej piersi i już trafił pomiędzy sępy, żerujące na jego ufności w niebanalnym tańcu.
    Przez tłum gości kroczył pewnie, a ci niczym rajskie ptaki pod brazylijskim niebem miotali skrzydłami i w lewo i w prawo w nienagannym urokliwym tańcu, wypełnionym narkotyczną wolnością i czerwonym winem posłusznie spływającym w dół ściśniętych gardeł. Olaf wolał czerwone, w przeciwieństwie do kroczącego teraz za nim chłopca, który uparł się w barwie bieli spędzić dzisiejszą noc, która bliższa była lnianej tkaninie, niż mieniących się złotem spinkom do mankietów stawiających kropkę nad wypracowanym wizerunkiem gospodarza przyjęcia. Tamta kobieta miała lilię we włosach, a tamta wiatr we włosach, który zaplątał się w trakcie minutowej przerwy, gdy wychylając się przez okno, paliła papierosa o smaku pieprzowej mięty. Jej brat albo kochanek, albo i jedno i drugie, przeczesywał blond pukle palcami, wyganiając z nich szum, co teraz przenosił się w jego uszy.
    Oni wszyscy zostali za drzwiami, skrzętnie odgradzającymi dostęp symfonii dźwięków muzyki, wzbogacanej śmiechem, natomiast pokój, w którym nie brakło ani wina, ani winy, zatrzasnął się, zostawiając ich ślepych na pobliski tłum. Wysunął dłoń w przód, od Nørgaarda odbierając wybraną przez niego butelkę wina. Sauvigon Blanc, zbyt lekkie, stalowe, kwiat czarnego bzu był zbyt soczysty, a mineralność zbyt wyczuwalna. Nie. Zacmokał raz, po czym butelkę odłożył na swoje miejsce, sięgając dwie półki wyżej w stronę czegoś znacznie bardziej odpowiedniego na okazję ich samotności, a następnie odsuwając się na dwa kroki w tył, sięgnął po zakończony drewnianą rączką korkociąg, aby otworzyć aromatyczny trunek.
    Malvasia, Trebbiano i Sangiovese — wymienił grona, które wchodziły w skład klasycznej toskańskiej słodyczy o bursztynowym kolorze i w szerokiej dłoni trzymając dwa degustacyjne kieliszki, wlał weń zaledwie centymetr wina, nim wrócił do chłopca, wręczając mu jeden z nich. — Jest piękna, czyż nie? — wspomniał, przyglądając się barwie wina, choć przez uniesione wyżej szkło Lasse mógł dostrzec, że w istocie Wahlberg patrzy wprost na jego twarz, nawet jeśli podmiotem lirycznym w tym wypadku była tamta królewna tańcząca niczym ćma przy ogniu.
    Tak myślisz? Wiem, że jeśli kazałbym jej uklęknąć, to klęczałaby. Gdybym kazał tańczyć – tańczyłaby. Skoczyć w morskie fale, ściągnąć z siebie sukienkę, rozczesać mi włosy, pokruszyć szkło butelki w drobny pył – była na to gotowa. To nie efekt alkoholu ani narkotyku. Jest młoda, a młodość ma swoje plany, nawet jeśli wiele musi się jeszcze nauczyć. Myśli, że jest wyjątkowa, że jej spódnica i przeszywająca ją srebrna nić zostaną w pamięci tej gawiedzi, choć sama nie będzie nazajutrz pamiętać, skąd na jej karku pojawił się brunatny ślad moich zębów, a ja zapomnę jej imieniaalbowiem tego nawet nie poznałem. Z kieliszka upił łyk wina, pozwalając, by jego słodka kropla osiadła w kąciku ust, jakby była kroplą potu w trakcie wielogodzinnego tańca na jednym z wiedeńskich parkietów. Daleko mu było do baletmistrza, walc i polonez zostawiał zawodowcom, a płynność ruchów – akrobatom, który na trapezach pod gołym niebem rozganiali chmury. — Smak jej ust na języku wibrował niczym orzech laskowy i karmel, poczułeś to? To aromat jej serca i rozpalenia przebijający się do mięśni, wyciskający spomiędzy ściśniętych ud krople rosy. Dobrze komponuje się z Castello Di Brolio, podkreśla ją nutami fig i migdałów. To nudne? Być może — przechylił szkło, wylewając bursztynowy płyn wprost na posadzkę obok nich.
    Nie jesteśmy tu dla niej, a po to, aby znaleźć kompozycję dedykowaną tobie. Przepłucz usta — wskazał na wystający ze ściany miedziany kranik, z którego po odkręceniu leciała krystaliczna chłodna woda. Na młodzieńca patrzył nie z triumfem, a ciekawością, jakby stał się właśnie nową zabawką, niezapewnioną wcześniej rozrywką, poziomą kreską błękitu Thénarda przebijającą się przez mleczne tło. Nie minęły sekundy, gdy Olaf sam pod kranem zmył ze swoich warg resztkę tamtej dziewczyny, wtedy też nachylił się w stronę młodzieńca, tuż przy jego szyi, wciągając w płuca aromat wiosny życia, aż bijący z rozgrzanej krtani. Jak inaczej miałby dobrać winną perłę pasującą do jego oczu?
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Nie umiał przestać myśleć o tamtej dziewczynie, smak jej ust przykleił się do jego języka słodkim wspomnieniem wanilii i cierpką pozostałością wytrawnego wina. Próbował przełknąć resztkę tej zatrutej śliny, pozbyć się jadu, który powoli rozpływał się w żyłach zielonkawą zazdrością, ale zamiast tego dławił się i bez przerwy połykał własne zęby. Jest piękna piękna piękna - kiwnął posłusznie głową. Nie chciał kłamać, była piękna, każdy jej ułamek był piękny, mogłaby być rzeźbą wyłowioną przy południowym wybrzeżu, rozbitą lata temu o zaostrzenia norweskich fiordów; byłaby piękna bez nóg i bez rąk, byłaby piękna nawet gdyby fale pożarłyby wszystkie jej kolory, byłaby piękna nawet z daleka i nawet ukryta pod powierzchnią wody - takim rodzajem piękna była właśnie, tym rodzajem, który Olaf Wahlberg brał w dłonie i sadzał na piedestałach swojej galerii. Lasse próbował sobie wyobrazić jak w tej rozkosznej zazdrości łapie ją za włosy i uderza jej głową o ścianę apartamentu, jej dziwnie jasna krew rozbryzgana na białych sztukateriach jak płatki kwiatów maku; myślał, że mógłby potem pocałować ją w policzek i spytać, czy nie woli wyjść stąd z nim - z czystego pragnienia odegrania się na samym sobie, ułożenia na niej swojego wstydu, wsunięcia jej go między wargi. Słuchał, jak on o niej mówi i nie umiał zrozumieć, gdzie leży granica między pragnieniem posiadania kogoś, a pragnieniem bycia kimś. Być może po części nie umiał tego też zrozumieć w przypadku tego mężczyzny; być może jego zauroczenie było marzeniem o tym, by się nim stać, wygryźć dziurę w jego szyi i wkraść się do środka jak duch przejmujący ciało, które nigdy do niego nie należało. Wino nie miało już żadnego znaczenia, ale on i tak czuł się potwornie pijany.
    Ja też - chciał mówić. Zrobiłbym to wszystko, klęczałbym i tańczył, skakał i przeczesywał palcami twoje włosy, zacisnąłbym w dłoni pył z pokruszonego szkła - dla zabawy. Stojąc w wąskim półmroku tego pomieszczenia, bliżej niego niż był kiedykolwiek, miał wrażenie, że sięga po wszystko to, czego tak boleśnie mu brakowało: poczuć się choć chwilę na tyle wolnym, by zapomnieć własnego imienia, pozbyć się ciężaru trzeciego oka z czoła, przegryźć tamte ciemne larwy lęków, które żyły w nim jak grube, łase pasożyty odbierające siłę i iskry w niebieskich oczach. Od kiedy zaczął w tajemnicy ukrywać się przed opieką własnej rodziny, jego kroki były niepewne i rozchwiane, przepełnione tym rodzajem przestrachu, który hamował każdy przebłysk zapału. Ucieczki między twarze ludzi, z którymi nie powinien się zadawać, nie były wystarczające, jeżeli nie był w stanie ich dotknąć, obco wyglądające lokale zamykały go w ciasnych kratach ciemnych łazienek, a złote jabłko nigdy nie działało tak mocno, jak miał nadzieję. Teraz jednak wszystko było idealne, a on czuł, jak ciepło oddechu osadza się na jego skórze, gdy Olaf mówił, jak ciepły dreszcz przesuwa się wzdłuż kręgosłupa, gdy wspomniał brunatny ślad po ugryzieniu. Mimowolnie sięgnął palcami do swojego karku, powoli przesuwając opuszkami po skórze, jakby szukał tam wgłębień.
    - Nic nie poczułem - skłamał krótko, rozchylając usta w łuku szelmowskiego uśmiechu. Nie przestawał na niego patrzeć, a rosnąca w nim powoli pewność siebie spijała każdy centymetr jego twarzy z wygłodzonym zapałem - spad jego długiego nosa, ciemne włosy na jego skroni, zwężone oczy teraz mieniące się świeżą żywicą. - Była mdła, trochę za słodka. Nie każda młodość jest ciekawa, czasem  jest po prostu głupia - mówił ściszonym, rozanielonym głosem, wzruszając przy tym ramionami w wymijającym geście. Pragnął przypominać kogoś, na kim kształt tej sytuacji nie robi wrażenia, kto pijał lepsze wina i bywał na lepszych przyjęciach, całował się z piękniejszymi ludźmi. Wiedział, że go nie oszuka, ale rytm tej gry cieszył go i pozwalał zapanować nad cichym szmerem podniecenia drażniącego policzki. - Może dlatego nie zapamięta Pan imienia... Po co pamiętać coś, co słyszało się już setki razy? - Przeszło mu przez myśl, że jest okrutny, bo tamta słodka dziewczyna nie zasłużyła na takie słowa. Była prawdopodobnie lepsza od niego pod każdym względem, nie tylko dlatego, że pachniała jak palony cukier i miała miękkie, zaokrąglone ramiona nakrapiane bladym śladem piegów. Nie była złośliwa - nie mogła być, nie umiał sobie tego wyobrazić - zamiast tego serce musiało bić w niej w ten dziki sposób, w który biły serca artystów, ludzi wartościowych i w obejściu gładkich jak gruby aksamit. On był zepsuty i szorstki.
    Woda była przyjemnie chłodna, zdawała się koić skórę, kiedy kilka kropel przesunęło się po jego policzkach i wzdłuż brody. Nie umiał przestać myśleć o tej bliskości, a jej istota wracała ku niemu kolejnymi płomieniami, kolejnymi wyobrażeniami jego dłoni wsuwających się pod materiał idealnie wyprasowanej koszuli. Skóra musiała być tam ciepła i gładka, a on przecież tak często marzył o tym, żeby dotknąć jej wargami. Pijana odwaga jego myśli przestala go już dziwić, więc kiedy Olaf nachylił się nad nim, przerywając te kilka centymetrów dzielącego ich dystansu, Lasse nawet nie zadrżał - nie na zewnątrz. Serce kołatało się jednak między żebrami, zdziczałe i niespokojne, widocznie bardziej zagubione niż on sam. Tymczasem jego dłoń ułożyła się na karku mężczyzny, potem opieszałym ruchem zsunęła w dół, zatrzymując palce za kołnierzem koszuli. Nie był pewien, kiedy odważył się przysunąć tak blisko, ale teraz czuł niemal na własnej skórze ciepło drugiego ciała, oddech osadzający się na jego szyi.
    - Nie jestem wcale winem - odezwał się w końcu, a głos miał lekko zachrypnięty, łamiący się przy końcach słów. - Ani trochę. Przypominam raczej brandy albo burbon, tak myślę.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    I każdy z nich oddałby dziesięć lat syzyfowych prac na górze zwanej Akrokoryntem, aby tylko utonąć z tą kobietą w winie w namiętnej wojnie ze wszystkim i z niczym. Choć duszę miała brzydką, tak ciało podobne Artemidzie. Posągi marmurowe giną jednak biało i nie zawsze do końca. Historia będzie dla niej łaskawa, obdarzając w końcu białym włosem, lecz nie odbierając ze smukłych ramion ni jednego słonecznego piega. Bogowie stworzyli ją z mleka i miodu, a skórę ze szkła. Krucha powłoka raz rzucona o kamienną ścianę rozprysłaby się w drobny mak. Któż pragnąć by dla niej mógł podobnie straszliwego losu? Gorące jej usta o smaku orzecha laskowego i karmelu oddychały w rytm dłoni rozchylających poła atłasowych pościeli, w których znajdywała swą naturę. Może płynęła w niej krew niks lub huldr? A może naturalny jej wdzięk gamy A-dur? Nieistotne. Nie była miałka, a rozkoszna i to w niej zabawę planował znaleźć dziś Olaf Wahlberg, gdyby nie przeszkodził mu młodzieniec, okazujący się znacznie ciekawszą rozrywką.
    Każda jego reakcja, pojedyncze drżenie mięśnia, czy z wolna opadające w mrugnięciu powieki, okazywały się triumfem dla gospodarza tego wieczora. Napawał się tym, chłonął płytkość głosu i ten przeszywający ciało Lassego ból, gdy chwytając się brzytwy, usiłował wygrać nigdy nieogłoszony konkurs o uwagę samego właściciela Besettelse. Ten roześmiał się rzewnie i bez oporów, gdy chłopiec wspomniał, że na języku nie poczuł zupełnie nic. Smak był wyraźny, lecz nie o jego zmysł się obawiał, świadom, że najpewniej jest on dostatecznie wysublimowany.
    Mdły jak kokos, czy kostka cukru? Plama białej farby będzie równie nieciekawa co blok marmuru, lecz gdy przymkniesz oczy... – mówił ciepło, mówił spokojnie, jakby pragnął, żeby Nørgaard zamknął je właśnie teraz. — ...i wyobrazisz sobie gdzie doprowadzić może włożony weń trud, wtedy też odkryjesz uciechę z nudnego przedmiotu. Nie materiał, a przyszłość owego winna mieć znaczenie. Złącz kokos z biszkoptem, a będzie równie blady i nijaki co puste płótno. Wiesz, co dodać, aby deser nabrał wyrazistości? — narkotycznym szeptem deklamował, nie wiedząc już sam, czy dalej wspomina o tamtym dziewczęciu, czym może brakowało mu słodkości. Nie miał zamiaru przekonywać młodzieńca do tamtego dziewczęcia, zbyt pyszny w swojej osobie i pewny, że to on stanowi najostrzejszy i najwyraźniejszy ze smaków, jednak przystać nie mógł na ucięcie tej rozmowy, gdy jego gość odznaczał się rasową wręcz ślepotą na szczegóły żywej i otaczającej ich zewsząd sztuki w postaci młodych dziewcząt.
    Ignorujesz jej atuty — zacmokał, niezadowolony kręcąc głową z dezaprobatą. — Jakbyś spłycić chciał jej wysiłek, że zjawiła się dziś tu, aby stać się nam emocją. Nie martwi mnie ona, mój drogi. Obawiam się o twą przyszłość — wypowiedział, jakby w istocie to ona była najważniejsza dla Wahlberga. Krytyka, choć zdrowa, wymagała uzasadnienia, natomiast słowa, choć prawdziwe, potrzebowały oszlifowania. To nie ojcowski instynkt, czy też braterska potrzeba stworzenia z podrostka swego podobieństwa, a pragnienie kontroli nad kolejną ludzką istotą, która rozchylała wargi, by spijać poetyckie słowa. Potencjał drzemiący w rodowym nazwisku nie współgrał z mówieniem prawdy. Olaf miał wypastowane mokasyny, Lasse loafersy. Olaf krojony na miarę garnitur, Lasse mundurek szkolny prywatnej placówki. Aczkolwiek na koniec dnia, jeśli by wszystkie te zależności ze sobą splątać, wszystko to nie miało znaczenia, dopóki na kolanach przed nim klęczała personifikacja powieści romantycznej pisanej o wschodzie słońca anonimowego autora.
    Kilka kropli wody na jego brodzie nie przypominało trzeźwości, choć dłoń zmierzająca w stronę męskiego karku sugerowała, jakby wymierzył każdy centymetr tego ruchu, świadom konsekwencji. Wahlberg widział, jak się stara, lubił, gdy się starali, to też nie odrzucił ręki młodzieńca, przewracając jedynie głowę nieco w bok, gdy bacznie spojrzenie mierzyło intencje bujającego w obłokach chłopca.
    Każde brandy było kiedyś winem, nim stało się czystsze i bardziej nieskazitelne — odpowiedział, nie pozwalając, by głos mu zadrżał, a język utknął w gardle, jako że i tak nie miał ku temu powodu. Pewny siebie, dostatecznie dystyngowany i doświadczony, spoglądał w dół, nachylając się, jakby chłonąć miał tę chwilę przypominającą urywek białego wiersza, nim zdecydował się na kolejny ruch. Wargi przycisnął do warg, oczu nie przymknął, obserwując twarz Nørgaarda, a następnie własne usta rozchylił nieco, jakby chwycić chciał obce niczym mus śmietanowy. Trwało to ledwo sekundy, może krócej, gdyż nie potrzebował więcej, nim odsunął się znów, wyraźnie lewym kącikiem ust w szelmowskim uśmiechu przechodząc z faktem pocałunku do porządku dziennego, nim powiedział spokojnie:
    Smakujesz jak calvados. Im młodszy destylat, tym wyraźniejszy smak i aromat jabłek. Ma lekko drapiący i ostry charakter. Z wiekiem zyska na gładkości i finezji. Spieszmy się, nim się zestarzejewszak kim więcej był ten chłopiec, niż tylko kolejną używką?
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Owalne lustro na ścianie jego sypialni przypominało mu bez przerwy o tym, jak piękny mógłby być, gdyby nie był w pełni sobą – jak wiele zmarnowanego potencjału roztapiało się u jego stóp, kałuża brudnego śniegu udeptana przez obce stopy, podeszwy szkolnych butów i obcasy matczynej krytyki. Jego twarz tak często bledła i szarzała, jego ramiona zwykły kulić się i kurczyć, a paznokcie łamać jak ryżowy papier. Sam sobie wydawał się niemal przezroczysty na tle mu podobnych synów ważnych nazwisk, swoich kuzynów o równych profilach, kolegów z Akademii, którzy potrafili z chłopięcym wdziękiem unosić podbródki i stawiać kroki z taką pewnością, jakby każde drzwi otworzyć się przed nimi miały na jedno skiniecie głowy. Lasse nie umiał kiwać wystarczająco przekonująco, nie umiał chodzić chodem kogoś, kto nie boi się porażki – nie potrafił zobaczyć w sobie czegoś ponad własną słabość. Wspomnienia szkolnych kpin stawały w gardle szpiczastą końcówką ości, pełne pożałowania spojrzenia pozostawiały na jego skórze ślady cienkich blizn i drobnych półksiężyców wbijanych w przedramiona paznokci – ból był wyraźny, a rzeczy wyraźne musiały być prawdziwe tak jak słońce, skaliste wybrzeże lub ludzkie okrucieństwo. Prawda miała smak krwi z rozciętej wargi, metaliczny posmak wstydu, który zostawał na języku latami, trując każde wino, które odważył się wypić – mógł być w istocie piękny, stał się jednak pospolity i połamany, i tak jak każda pospolita i połamana rzecz pragnął tych wymuszonych oznak uwielbienia. Gdy tamten mężczyzna powiedział mu, że ma ładne oczy, on przez kilka minut wierzył, iż są takie naprawdę; gdy inny uniósł jego podbródek i oznajmił, że ma ciekawą twarz, on przez kilka minut wierzył, iż nie jest już ani szary, ani nijaki. Pozwalał im kłamać, gdy kłamstwa te były wystarczająco piękne, gdy nadawały mu miano rzeczy wyjątkowej i wartościowej, gdy mówiły do niego tak, jakby był kimś zupełnie innym, młodym mężczyzną o gładkiej twarzy i ładnych dłoniach, bystrym umysłem o wielkiej przyszłości, której nie miał prawa jeszcze zmarnować. Zapragnął być nim teraz, wybudzić z marazmu tamte fałszywe części siebie karmione cudzymi komplementami kładzionymi mu na języku z dwuznaczną frywolnością. Nie umiał mówić równie pięknie co Olaf Wahlberg, ale słuchać mógł lepiej niż ktokolwiek inny – przyjmować jego słowa z wdzięcznością, uczyć się sposobów, w jaki wypowiadał głoski, jego mocnego akcentu o elegancko zaokrąglonych brzegach.
    Alkoholu? – zaproponował krótkim drgnieniem szeptu, uśmiechając się do niego z tym urokliwym cieniem rozbawienia ułożonego w kącikach ust. Nie dbał właściwie o samą treść odpowiedzi, jego wtrącenia były jedynie drobną oznaką obecności, pstryknięciem palców, jakby był się, iż mężczyzna może zapomnieć o jego istnieniu, gdyby odważył się milczeć zbyt długo. Obawiał się wszak, iż Olaf go nie zapamięta, że jego postać stanie się jedynie ciemną sylwetką na tle płótna, upiornie podobną do tych, które poruszały dziecięcym teatrem cieni. Chciał być obiektem, a nie jego pozostałości ożywioną przez snop światła.
    Kolejny raz pomyśleć musiał o tamtej dziewczynie i kolejny raz zakuła go jego własna zazdrość. Był taki małostkowy, taki złośliwy i przebrzydły w swojej płytkości. Jej piękno mogło być jedyne w swoim rodzaju, ciepłe i słodkie jak herbata z miodem, a Lasse zapragnął wylać cały ten wrzątek prosto na łagodny rys jej twarzy. Cały jej wdzięk mógłby spłynąć z niej tak, jakby była woskową figurą – jen zaokrąglony nos, jej miękkie policzki, jej wypukłe czoło pozbawione pojedynczej bruzdy zmartwienia. Czy strumień kremowego wosku byłby nadal piękniejszy od niego? Naturalnie. Nawet gdyby nie istniała, nawet gdyby była tylko krótkim brzmieniem imienia, nadal byłaby sztuką, a on – bez względu na o, jakie były jego usta i jego oczy – pozostałby mdły jak deser pozbawiony alkoholu.
    O moją przyszłość? Nie ma potrzeby – odparł gładko, ostatkami rozumu ignorując uświadomienie mu, iż nie należy martwić się czymś, co od wielu lat jest ułożone i poukładane rękami rodziców. Nie miało to teraz znaczenia, bo teraz Lasse mówił głosem ściszonym i niemal sennym; głosem kogoś, kto ledwie wybudza się do życia, wystawiając głowę ponad chmurę własnych rozmyślań, teraz tak odważnie czepiających się mężczyzny naprzeciw niego. Jego pragnienia wkradały się pod kołnierz białej koszuli, odginały metaliczną sprzączkę skórzanego paska, kładły się chłodną skórą miękkich dłoni na linii jego szczęki. Mógłby wkraść się w niego jak choroba, zjeść jakąś część tego pięknego serca wykutego z kryształów, żeby tylko poczuć, jak ich odłamki ranią podniebienie do krwi. – Potrzebuję innych emocji. Nie lubię słodyczy, mam od niej migrenę - mówiąc to, uśmiechnął się znów, tym razem szerzej i z tą jaskrawą nutą wyzwania pobłyskującą w dużych, ciemnych oczach.
    Przez moment zapomniał, gdzie jest i dlaczego, czy jego obecność w tym miejscu kiedykolwiek miała jakieś znaczenie poza ciepłem drugiej skóry pod jego palcami i bliskością, która mąciła mu w głowie, jakby wypił w rzeczywistości o wiele więcej niż pamiętał. Stracił całą krew w żyłach, a pragnienie, które wpłynęło na jej miejsce, było niemal złote w barwie i przebijało się przez skórę bladożółtą łuną. Każda część jego ciała zamarła na jedną sekundę tego pocałunku – wierzył być może, iż w ten sposób zdoła utrzymać go przy sobie na dłużej, umrzeć w tej chwili, utonąć w niej jak roztrzaskany przez fale statek. Olaf miał miękkie usta o cierpkim smaku mężczyzny, który nie zapamiętałby jego imienia, ale Lasse ugiął się pod jego ruchami posłusznie, rozchylając wargi i zamykając oczy z nierozsądną ufnością. Poczuł falę makowej czerwieni wspinającą się na policzki, głupi prześwit jego niepewności, której nie miał siły już tuszować. Gdy Wahlberg się odsunął, uśmiechając się do niego lekko, on nie mógł oprzeć się wrażeniu, iż cały świat staje cię zimny, a on nie umie utrzymać się w pionie.
    Mamy mało czasu – udało mu się wyrzucić, słabo i pod drżeniem rozemocjonowanego oddechu. Nie czuł się wcale młody w ten niedojrzały sposób, nigdy właściwie nie widział siebie w świetle podobnej dorosłości i chciał czerpać z tego uczucia tak długo, jak było to możliwe. Mieli mało czasu. Musiał unieść podbródek i zarzucić ramiona na jego szyję, żeby pocałować go raz jeszcze – mocniej, z większym głodem, wstrzymując oddech w tyle rozedrganego gardła. Na kilka chwil przylgnął do niego łapczywie, pozwalając jednej z dłoni zsunąć się wzdłuż barków i piersi, w końcu zaczepiając  się palcami o krawędź jego paska. Gdy w końcu wypuścił z siebie przetrzymywany oddech, świat wokół zawirował niebezpiecznie – jeszcze chwila, a wszystkie butelki pospadałyby z hukiem na ziemię.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Jeśli by popłynąć bliżej chmur, niż wznosił się jakikolwiek ptak, zatopić w nich własną głowę, każdą rzęsę, na której osiadałaby skroplona para wodna, zimna niczym serca bankierów, tak, po czym stąpałby człowiek? Dno oceanów, twarda midgardzkia ziemia, czy w końcu szczyty gór Bardal, czy nawet najwyższych na świecie Himalajów, nie starczyłyby, na jednego mężczyznę. Jak więc oddzielić czaszkę od kręgosłupa? Jak szybować bez wytchnienia przez obłoki, które, choć wyglądem przypominać mogłyby watę cukrową, równie słodką co chwila łącząca młodzieńca ze swym oblubieńcem, tak w rzeczywistości nieść mogły jedynie zimny deszcz. Nie ten, który w letni lipcowy wieczór wielkimi kroplami orzeźwia rozgrzane czoła, a ten, który w listopadowy wieczór tworzy na brukowanych ulicach grząskie bagno, wciągające skrzypiącymi rękoma w swe czeluści nieświadome niczego ofiary. Olaf już dawno pozbył się serca, pozwalając, by została w nim pusta przestrzeń. Lykke twierdziła, że widniał w niej lód, zeszła kochanka, która z rozpaczy po nim oszalała, że jest tam jedynie skała, a on sam widział w sobie przestrzeń na rozkosz, hedonistyczne pragnienie zemsty na całym świecie, który śmiał wychodzić mu naprzeciw. Liczyli się ci, których skrytki wypełnione były złotem, ci, których nazwiska głosiły o przyszłości magicznej Skandynawii, ci, którzy mogli osiągnąć coś.
    Lasse się nie liczył.
    Był ledwie chłystkiem, drobną kruszyną po wypełnionej miodem mlecznej drożdżówce, którą z talerza długim palcem zebrać mógł co bardziej głodny jego uroku. Młodzieńcza uwaga wypełniała całą winną spiżarkę, w której za drzwiami, oddzielającymi tę dwójkę od reszty roztapiających się pod wpływem narkotycznego snu galdrów, tkwili w samotności. Wahlberg bagatelizować mógłby jego wpływ na świat, natchnienie, jakie gnieździło się pod jego policzkami, lecz wybrał rzecz znacznie bardziej wypełnioną egocentrycznym pragnieniem zabawy, rozrywki, którą z każdą godziną trudniej było odnaleźć w powtarzanych schematach. Tamta dziewczyna wyglądała jak ktoś inny, tamten mężczyzna, który teraz daleko za ścianą próbował uszczknąć szczyptę jej uwagi, był taki sam jak reszta. Kiedyś już pił to wino, całował te usta, słyszał tę muzykę, teraz ledwie przebijającą się przez szparę pod drzwiami wysokości paznokcia.
    Och... — wypowiedział, kręcąc głową z wyraźnie wypisującym się pod powiekami zawiedzeniem. Odpowiedzi było tak wiele, snuć można było fantazję o krainach wypełnionych czekoladowymi rzekami, o domkach z piernika i drzewach, których liście smakowały niczym kruszejąca na języku mięta. Każda odpowiedź nacechowana pragnieniem byłaby odpowiedzią niemalże poprawną, choć równie błędną. Nic nie zadowoliłoby go w pełni, każda reakcja była więc fałszem, równie kłamliwym co jego osoba. Nie odpowiedział już ani słowa więcej, pozwalając krótkiemu wytchnieniu wybrzmieć głośno, aby młoda buzia Lassego wyraźnie dostrzegła, jaką to krzywdę mu dziś uczynił. Zmrużył jeszcze oczy, pokręcił delikatnie głową. Szansa na poprawę nie nastała.
    Ależ jest — dodał pospiesznie, pozwalając, by tembr głosu twardniał, jakby zaprzeczenie było co najmniej mu nie w smak. — Twoja przyszłość to jedyne co jeszcze masz dla siebie. Choćby spowita była cierpieniem, tak nikt ci go nie odbierze. Jeśli zszargasz ją, to zostanie ci jedynie wspomnienie, a i to dzielić będziesz z oprawcą — Olaf wiedział, co mówi, jaką wagę mogły mieć te słowa. Sam skazany był na bycie zwykłym, na oryginalność zawartą jedynie pod płótnem, wyróżniającą się co najwyżej barwą szkarłatu, lub włosiem pędzli. Nie miał talentów godnych jego matki, potrafił jedynie to, co ojciec, w złotej monecie znaleźć złotego bożka, któremu to oddawał hołd choćby częściej niż Odynowi. Zerwał łańcuch, godząc się, by gwiżdżący w pustych podziemiach wiatr wypełnił je do końca kryształem i rozpustą. Nienawiścią do kobiety, która go powiła, wprowadzał tam kolejne poduszki wypełnione gęsim pierzem, następne miękkie niczym wspomniana wcześniej chmura materace i świece białe jak skóra dziewcząt odnajdujących w Besettelse swoje przeznaczenie. Stał się kimś więcej, odtrącił zwykłość nazwiska, stworzył to, czego nikt wcześniej nie potrafił dać strudzonym. Nørgaard miał przed sobą ścieżki niezbadane, które dostrzec mógł sam z pomocą dłoni Norn prowadzących go przez życie. Olaf kolejny raz zmrużył oczy, wypatrując w swoim towarzyszu odpowiedzi czy usłucha rady, równocześnie zgadzając się sam ze sobą, że mógłby stłuc teraz butelkę pełną wina, jedynie po to, by ostrą krawędzią szkła wykroić z żył tego młodzieńca płynący w nich talent. Szybko jednak pokryty niecną myślą uśmiech rozpogodził szarmancko twardą męską twarz.
    Nie... Nie... — oburzył się, lecz nie podniósł głosu. — Jak poznać masz siebie, jeśli odrzucasz z języka słodycz? Gdzie znaleźć pragniesz gorycz, jeśli nie wiesz, czym jest głód lukru? — kolejne głoski przeradzał w cierpienie, deklamując, głaszcząc twarz emocjami widocznymi w każdej drobnej zmianie pod ciemnością oczu. Nie rozumiał, a Olaf pogodzić nie mógł się z myślą, że niemalże nieznajomy mu chłopiec nie doświadczyłby już nigdy rozkoszy pudrowego cukierka rozpuszczającego się wraz ze śliną pod podniebieniem, bo ledwie ból głowy był mu przekleństwem. A przecież w jego ustach widniała młoda butność, przecież pomiędzy jedną kroplą potu na górnej wardze a nosem widniał cały świat, którego Lasse w lustrze nie potrafił jeszcze dostrzec. Na policzkach miał puls, oczy zaś nadszczere, nie miał w nich miary. Jeśli pęka butelka po winie, znaczy to, że wina było za mało. Niespodziewany ucisk na karku, ciężar odpowiedzialności za zabawkę spoczął na ramionach Wahlberga nader szybko, gdy łaknący własnego spełnienia chłopiec rzucał się w objęcia antagonisty, jak pod pociąg mający roztrzaskać mu czaszkę. Nie minęło więcej niż dwie sekundy, w których trakcie Olaf pomiędzy gładkością rozpusty a zwątpieniem w nastrój chwili, trzeźwością nie umysłu, a ciała, z własnych ramion zrzucił jego ręce, nadgarstkami ściskając je ze sobą niczym w mających go uciemiężyć kajdanach. Krótki zryw i krok do przodu sprawiły, że Lasse za swoimi plecami miał zimno malowanej na biało ściany, a przed sobą wiszącą sylwetkę ciemnowłosego mecenasa sztuki, który nie potrafił oprzeć się używkom tak pięknym. Milczenie gasło w oczach, gdy te wyrażały coś mieszczącego się we frazesach „jesteś gotowy?” oraz „jak śmiesz?”, a moment zastanowienia się ulatywał z ust Olafa, gdy to przełknięta ślina zawierająca w sobie smak Nørgaarda spływała w dół gardła, przypominając o jedynej wartości, jakiej dla żadnych pieniędzy Wahlberg by nie porzucił — rozpustą. Calvados miał smak dzisiejszej nocy.
    Palec przyłożył mu do ust, jakby chciał go uciszyć, nawet jeśli ten nie mówił nic, a następnie, ryzykując choćby śladem zębów odbitym w skórze, wsunął go wprost między rozgrzane policzki młodzieńca, głaszcząc i łaskocząc jego język, sunąc po nim miękko, jak po aksamicie. Spojrzeniem świdrował to oczy, to usta Lassego, drugą dłonią zaś nie puszczał ściśniętych dłoni. Brzuchem wciskał się brzuch, biodrami w biodro, upewniając się, że jego nowa Sztuka, ta, która ma mu być wystarczającą na tę chwilę, zostanie z nim do końca.
    Opowiedz mi wiersz — zażądał,  wyjmując palec spomiędzy miękkich chłopięcych warg, a następnie odsunął się dostatecznie, wypuścić go z metaforycznych niemal objęć i ciężarem własnych rąk, które za nic miałyby sobie sprzeciw, wymusić, by ten klęknął w poddaństwie przed triumfującym nad nim mężczyzną. Niechaj deklamuje, niech mówi tym językiem tak miękkim, jak kwietne pole, niech da mu rozrywkę, wszak mówił, że tamta dziewczyna, której imienia Olaf już zapomniał, nie wiedziałaby, co robić, gdyby kazał jej uklęknąć. Niech pokaże swą wyższość, niech i jego imienia zapomni następnego poranka.
    Widzący
    Lasse Nørgaard
    Lasse Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t1236-lasse-idar-nrgaard#9818https://midgard.forumpolish.com/t1264-lasse-nrgaardhttps://midgard.forumpolish.com/t1266-tyv#10151https://midgard.forumpolish.com/f120-lasse-i-ida-nrgaard


    Traktował swoje ciało coraz gorzej, bo z roku na rok nienawidził go coraz bardziej, z roku na rok coraz trudniej było mu uwierzyć, iż zasługiwał na coś lepszego niż szczera nienawiść. Historia tego uczucia była prosta i krótka — Lasse trzymał ją pod językiem jak narkotyk i przełykał co rano z własną śliną. Nie umiał o tym mówić, snuć tych krótkich, zaostrzonych historii ponad szklankami pełnymi alkoholu, więc patrzył tylko przed siebie, odpalając kolejne papierosy w ciemnościach nocnych ulic. Wmawiał sobie, że jest młody i musi połknąć całą swoją wolność jednym haustem, że skoro w końcu uwolnił się spod czujnego oka rodziców, może w istocie robić wszystko to, na co ma ochotę — może psuć się do woli, wystarczy, że zmyje zepsucie z twarzy przed rodzinną  kolacją i wstanie rano na zajęcia przepity kofeiną i roztrzęsiony pod materiałem zbyt ciężkiego płaszcza. Miasto było wielkie i głośne, a on słuchał wszystkich jego głosów jak posłuszny uczeń — przestał dopinać koszule pod szyję, przestał sczesywać włosy z oczu, nauczył się być inną wersją siebie, tą wersją, na którą ludzie patrzyli chętniej i chętniej wpuszczali do swoich sypialni. W mieście w końcu był wolny, a w cudzych mieszkaniach wystarczający. Gdy pierwszy raz wrócił do domu z tamtym mężczyzną, który opowiadał mu o poezji, miał osiemnaście lat i dławił się własną młodością jak ktoś, kto od tygodni nie pił wody. Pluł jej resztkami pod jego stopy i nie patrzył mu w oczy, bo bał się chłodnej pogardy, którą mógł w nich znaleźć. Próbował przypomnieć sobie panikę tamtej nocy, to jak trzęsły mu się kolana gdy w pośpiechu wybiegał na korytarz i zatrzaskiwał za sobą drzwi, ale z czasem wszystkie te wspomnienia spływały na dno serca i znikały gdzieś w nurcie krwi. Był już kimś innym — przypominał sobie, rozkładając ręce wśród purpurowych świateł dusznych lokali. Był już dorosły — powtarzał sobie, spijając radosny śmiech z języków ludzi, których próbował nazywać przyjaciółmi.
    Zauroczenie jednak nie dorosło i nie umarło — nie zniknęło to, co jego nastoletnie usta w intymnej ciszy własnego pokoju nazywały miłością. Olaf Wahlberg nie przestał być malowaną srebrem postacią stale widniejąca gdzieś w tyle jego głowy, nie przestał być pięknie niedostępnym marzeniem o tym, iż ktoś mógłby go pragnąć. Nie, nie ktoś — on. Miał mocne rysy i ładne dłonie, głęboki głos kogoś, kto mógł rozkazywać ludziom jednym słowem. Nie był obrzydliwy lub okrutny w swojej pewności siebie, ni w tym rodzaju władczości, który prześwitywał w wyprostowanej sylwetce i eleganckim uśmiechu. Lasse pokochał sunący linią kręgosłupa dreszcz, który wywoływał ten gatunek onieśmielenia; nauczył się wyczekiwać go w towarzystwie, wśród ładnych śmiechów i gładkich twarzy. Za każdym razem śnił o tym samym i choć jego sny były jedynie naiwnymi mrzonkami młodego chłopaka, były piękne, a Olaf Wahlberg zawsze w końcu na niego patrzył, zawsze w końcu odwracał się w jego stronę i sięgał ku niemu, choć mógł przecież mieć wszystko. W s z y s t k o. A jednak on, jednak on, i Lasse wspierał ramiona na jego barkach, wzdychał słodko w jego szyję, kiedy senny świat rozpływał się mleczną chmurą i rozmazywał wilgocią na poduszce. Był już dorosły — powinien przestać marzyć o mężczyźnie, który nie mógł znać nawet jego imienia. Był już kimś innym — chciał wierzyć, ale nogi nadal miał miękkie, a cała spiżarnia pachniała wodą kolońską i ostatnimi dniami wiosny.
    Kto mógłby być moim oprawcą? — spytał z rozbawieniem, choć znał tysiące odpowiedzi na to pytanie. On, on mógłby nim być, bo teraz był gotowy paść przed nim na kolana i oddać całą tamtą cholerną przyszłość za chwilę uwagi i sympatii. Bo nie umiał przestać być dla siebie okrutny, patrzeć w oczy komuś, kto nigdy nie odwzajemniłby nawet skrawka jego idiotycznego zauroczenia. Pozwolił sobie na kolejną torturę, słuchając pompatycznego szumu jego niskiego głosu. Opowiadał o słodyczy, tak jakby nigdy nie kładł an języku niczego poza nią, a Lasse zapragnął błagać go, by przyłożył wargi do jego ust i podzielił się z nim choćby kawałkiem. — Głód lukru — powtórzył bezmyślnie w ślad za nim, ściszonym głosem kogoś, kto przewraca właśnie w ustach pierwsze słowa wielkiej idei. — Od cukru łatwo się uzależnić, prawda? — Błysnął ku niemu szybkim, szelmowskim uśmiechem, lecz kłamał przecież, kłamał jak z nut, upity bliskością i nierealnością tej sytuacji. W rzeczywistości był głodny słodyczy jak nikt inny, momentami myślał, że gdyby tylko jej dosięgnął, pozwoliłby sobie w niej utonąć. Wyobrażał sobie gotyckie rysy swojej twarzy powoli znikające w kałuży miodu — kości policzkowe, nos, podbródek i rzęsy, jak marmurowa katedra podczas powodzi.
    Tracił oddech. Jeżeli wcześniej był czarno-białym zarysem człowieka, teraz każdy kontur jego ciała wypełnił się barwą i każda z nich znajdywała odbicie w mężczyźnie, który był teraz tak blisko, że Lasse czuł, jak jego własne ciepło osuwa się na jego ramiona. Sekundy przycisnęły go do ściany, a on w krótkim ukłuciu paniki uświadomił sobie, że zachował się głupio, niemal absurdalnie nierozsądnie. Rzucił mu się na szyję jak szczeniak, jak dziecko spragnione miłości, gotowe pozwolić mu wbić zęby we własny policzek, byle tylko poczuć mokry ślad jego ust na krawędzi kości. To nie był pocałunek, którego pragnąłby ktoś taki jak Olaf Wahlberg — zbyt wiele w nim było prostoty, zbyt mało finezji. A jednak Lasse czuł gryzący dolną wargę brak, gdy się skończył, a jego myśli splątały się w supły pragnień, których nie potrafił pojąć i uczuć, których nie umiał nazwać. Przez moment było mu  ź l e. trzewia szarpnęły spazmem bólu, zarumieniona twarz spięła się w krótkim grymasie kogoś, kto zahaczył kłem o własny język. Potem zło zamieniło się w ciepły oddech nad twarzą i w ciało napierające na niego w ten sposób, który parzył ogniem miękki kawałek skóry pod mostkiem. Pozwolił mu złapać swoje nadgarstki z ufnością, której powinien się wstydzić; pozwolił mu zbliżyć palec do swoich ust i położyć go na języku. Podłoga kruszyła się pod nim jak pod wisielcem, odbierając ostatnie fragmenty tętna, nim runął w końcu w przepaść — prosto w jego ramiona, poddany i desperacko głodny czyjegoś pożądania. Upadł na kolana zbyt gwałtownie. Iskra bólu przepłynęła ostrzegawczo wzdłuż jego kości.
    Nie znał wierszy — niczego poza wersem dziecięcej wyliczanki, kawałkiem piosenki, którą jego siostry nuciły wieczorami, wplatając aksamitki w warkocze. Znał powieści od pierwszej do ostatniej strony, znał numeracje podręczników i nazwiska z artykułów, pamiętał tak wiele, ale nie poezję, bo ta zawsze wydawała mu się zbyt odległa, nieuchwytna niemal, jakby nigdy nie powinna leżeć blisko jego palców. Nie umiał być w podobny sposób piękny, bo nigdy nie był artystą i żadna część jego duszy nie była wystarczająco płynna i ciepła — nigdy nie był tym rodzajem młodego człowieka, który recytował sonety. Ale chciał. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem studiów poznał chłopaka o szwedzkim imieniu i rysach twarzy rasowego zwierzęcia — był tym rodzajem człowieka, który mógłby leżeć na samym środku dzisiejszego przyjęcia i tym rodzajem ducha, który godzinami patrzył na jedno płótno. Chodzili razem po mieście, Nørgaard pozwalał mu wciągać się w miejsca, w których nigdy nie był i z zazdrością przyglądał się temu, jak bezkompromisowy i pewny siebie był tamten chłopak w prawdzie, której on tak panicznie się obawiał. On znał na pamięć kilak wierszy, podobnie jak znał na pamięć adresy mężczyzn, do których Lasse wtedy jeszcze bał się zbliżyć. Teraz gdy ta drobna migawka wspomnienia wróciła, pomyślał, że chciałby być kimś takim — chciałby być tamtym chłopakiem, który patrzył ludziom w oczy, jakby nie widział ich odsłoniętych zębów. Podniósł wiec podbródek, wracając do twarzy stojącego nad nim Olafa i chowając niepewność pod własnym pragnieniem. W tamtej chwili był pewien, że tego właśnie chce.
    Obawiam się, że nie pamiętam żadnego... Przepraszam — odezwał się w końcu gładko, a uśmiech poruszył subtelnie kącikami ust. Sięgnął dłonią do jego uda, lekko zaczepiając się palcami o materiał garniturowych spodni, jakby chciał zwrócić na siebie całą jego uwagę. — Musisz mnie nauczyć.


    As the devil spoke we spilled out on the floor and the pieces broke and the people wanted more and the rugged wheel is turning another round

     
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com




    Olaf i Lasse z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.