Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    17.11.2000 – Fjeskall Restaurant – A. Mortensen & Bezimienny: L. Oldenburg

    2 posters
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    17.11.2000

    Szczęście jest ulotną chwilką, która wzbogaca szare życie szczyptą prawdziwej magii. Mortensen wyczekiwał cierpliwie tego dnia, a myśli w każdej wolnej chwili powracały, jak zaklęte do postaci ciemnowłosej kobiety, o usposobieniu rezolutnym i śmiałym, oddanym i szlachetnym – na swój sposób, naturalnie. Dziewczyna o oczach, co potrafiły zmrozić za niebaczne słowa, okazywała się w równej mierze niezwykle wrażliwa i empatyczna. Pomimo całej otoczki, jaka ją spowija, siły nazwiska i wiekowej historii zaklętej w kronikach, kobieta ta w swej skromnej, lecz dumnej postawie zagnieździła się w umyśle przemytnika bardziej, niżby tego oczekiwał. Princeska – jak zwykł, w sposób żartobliwy nazywać Lumikki, była silną i na swój sposób wyjątkową osobą, której, chociaż nie znał wybitnie dobrze, to pragnął poznać ze względu na nić porozumienia, jaką nawiązali na dotyk przeznaczenia, co złączył ich historie, by biegły równolegle,  wydawało się, iż splecione, już nie wyswobodzą się, nie zatracą się w odmętach czasu. Należało jednak o tę relację zadbać, zatroszczyć się i ogrzać, by jej blask – nikły promyk nadziei nie zgasł na silniejszym wietrze.
    Wystosowane zaproszenie, miało przetrzeć szlak. Pragnąłby kobieta, nieco lepiej go poznała, niekoniecznie patrząc nieustannie na tę negatywną stronę jego osoby. Przemytnik i oficer w kompanii handlowej, te osoby nakładały się na siebie, stanowiły maski, a jednocześnie wciąż to jakaś część jego samego, i tak Lumi, poznała te dwa oblicza, co musiał przyznać, nie opłaciło się dziewczynie specjalnie. Raz wpadając przez jego inicjatywę w łapy Kruczej Straży, dwa musiała znosić jego humorki, gdy spotkali się w dokach. I jeśli miała, chociaż odrobinę rozsądku, to uniknie pogłębiania tej znajomości. Zbyt wiele niewiadomych, za dużo punktów spornych, a jednak zaprosił ją. Tym samym dotrzymał obietnicy napisania listu. Wbrew temu co Bergman mówił, nie olał rezolutnej princeski, wręcz przeciwnie pozwolił sobie na własne przeanalizowanie sytuacji, i chociaż w żadnym scenariuszu nie wychodzili na tym dobrze, tak on jak i ona, to jednak był cień nadziei, na coś wykraczającego poza utarte schematy. Myślał, o tym zawczasu, aby wiedzieć, jak postąpić, kiedy spojrzenia przetną się w blasku świec.
    Ubrany w najlepszy garnitur, jaki posiadał, a jednocześnie swoistą zapłatę za pomoc pewnemu krawcowi o włoskich korzeniach, prezentował się niezwykle elegancko. Nic dziwnego zakład krawca cieszył się zasłużoną renomą, a szyty na miarę garnitur leżał na marynarzu, idealnie. Na tę okazję pożyczył nawet od przybranego „ojca” płaszcz, coby prezentować się jeszcze lepiej, a że dawny nabytek był zdecydowanie za duży na wątłą sylwetkę szkutnika, to tym bardziej pasował Arthurowi. Sam zainteresowany cieszył się z możliwości wrzucenia na grzbiet czegoś innego, praktycznie nowego, bo jego stary wysłużony płaszcz, chociaż ciepły i przyjemny w dotyku nosił na sobie ślady użytkowania i nie prezentował się tak dostojnie.
    Przyłapany w holu podczas wiązania krawata przez Bergmana, jak urwis na podkradaniu słodyczy zełgał gładko powód odświętnego ubrania, jakim miały być negocjacje cen nowych żagli do łodzi. A przecież to oczywiste, że na podobne wyjścia w interesach, zwłaszcza po zmierzchu należało się wystroić.
    Czekał cierpliwie przed wejściem do lokalu. Pocierając zgrabiałe od zimna dłonie, spoglądał w kierunku, skąd podejrzewał, że nadejdzie Lumi. Serce w piersi nieprzyjemnie kołatało, czuł narastające wątpliwości. Czy dobrze robi, czy to nie przesada, przecież mogliby spotkać się na kawę i ciasto, w którejś z popularniejszych kawiarenek i czy ona zrozumie jego intencje? Westchnął.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Ostatnie dni zmąciły spokój w jej głowie, rozrzuciły dotąd używane schematy, obróciły je w pył, z którego nie potrafiła złożyć sensownej formy. Choć pozornie nie zmieniło się nic: spędzała wszystkie dni na pracy w swej galerii, zajmowała się instalowaniem nowej ekspozycji i papierkową robotą związaną z transportem artefaktów, po pracy wracała zaś do domu swej ciotki, gdzie odzyskiwała utraconą harmonię i nie musiała oglądać skwaszonej miny ojca. Mimo tego wszystkiego, czuła jakiś przedziwny niepokój, ekscytację wysączającą się z każdej minuty upływającej po otrzymaniu listu i odznaczeniu w organizerze daty siedemnastego listopada. Niby nic, niby niewiele, a jednak zastanawiała się ciągle nad tym, o czym tak właściwie będą rozmawiać, choć czuła również pewne zadowolenie – jej słowa nie poszły na marne i napisał, odganiając pierwotne spięcie i przestrach, niepewność w stawianiu kolejnych liter, bo przecież pisze do panny Oldenburg. Niby nic się nie zmieniło, a jednak. Gdy zamknęła za sobą drzwi galerii, westchnęła jedynie, udając się do swojego pokoju, by wyszukać w ogromnej torbie sukienkę – miała ich wiele i czuła się w nich doskonale, jednak dziś każda z nich uwierała ją, układała się brzydko, bądź sterczała nieznośnie przy dekolcie i na tasiemkach okalających nadgarstki. Marszczyła wtedy brwi i przerzucała kolejną stertę, bacząc jedynie, by nikt nie zorientował się, że nie wie zupełnie, co tak właściwie robi i czego chce. Główka przekrzywiała się, to w prawo, to w lewo, niechętnie oglądając krwistą czerwień i złoto, które odpychało ją swoją migotliwością i zbytnim nadęciem. Nie tak powinno być, gorączkowała się, gdy wskazówki zegara nieubłaganie pędziły w kierunku umówionej godziny. Czas topniał, szybciej, niż zwykle i pewnie nie przejęłaby się wyjątkowo – bo spóźnialstwo było jej naturalną cechą – jednak teraz nie potrafiła sobie wyobrazić, że musiałaby nadszarpnąć cierpliwości przemytnika.
    Podpierając piąstki na biodrach, z krytyką wymalowaną na twarzy, podjęła ostatnią próbę, wyszukując granatową, aksamitną sukienkę, do której dobrała delikatną, złotą kolię, podkreślającą ciepłe tony jej cery. W obawie przed zimnem, które na dobre zagnieździło się już w Midgardzie, odszukała płaszcz z miodowym futerkiem, okalającym jej szyję i policzki przyjemnym ciepłem i miękkością. Dopiero wtedy, gdy uznała, że nie wygląda wyjątkowo podejrzanie, opuściła mieszkanie ciotki i wybiegła na ulicę ku całkiem nieodległej Fjeskall Restaurant.
    Nie chciała się przyznać, że lokacja w pewnym sensie spędzała jej sen z powiek – bywała tam często i przywykła, lecz dopiero po czasie zrozumiała, że jest to lokal całkiem wystawny, niekoniecznie wpisujący się w repertuar miejsc, gdzie przychodziło się jedynie niezobowiązująco pogawędzić. Być może dlatego czuła dziwny dreszcz przemieszczający się wzdłuż kręgosłupa i suchość w gardle, jakiej nie znała ze zwykłych sytuacji stresowych.
    Szła jednak zdecydowanym krokiem, zupełnie nie wskazującym na to, że zgubiła gdzieś typowy dla siebie animusz – zaciskając dłonie w futrzanej mufce, chroniła się przed zimnem wieczoru, spowijającego leniwie ulice Midgardu. Nie musiała czekać długo, by zza rogu ukazała się jej w końcu znajoma fasada i prostokąty złocistych okien, z których wylewała się kaskada ciepłego światła, a goście, w wyjątkowo dobrych nastrojach, gawędzili przy stolikach zastawionych porcelaną i niezwykle pięknymi kandelabrami.
    Błękit jej oczu rozbłysł na moment, zatlił się łuną wieczornego pomarańczu ściekającego z latarni i trwał tak jeszcze przez chwilę, nim nie odkryła znajomej postaci wyczekującej jej przybycia. Wtedy zamigotał tym wyraźniej i przygasł pod kurtyną ciemnych rzęs, ukryty wstydliwie, zakończony stłumionym dziewczęcym chichotem wyrywającym się z piersi i pochwyconym w ostatnim momencie w rozwarte, ciepłe od futerka palce. Musnęła jeszcze opuszką zaróżowiony policzek i podbiegła, ostrożnie, byle nie postawić krzywo stopy i nie upaść w rozemocjonowaniu. Gdy opanowała się nieco, pochwyciła jego spojrzenie – będąc na tyle blisko, by dokładnie wpatrzeć się w kształt jego oczu, który zdołała dokładnie odbić w pamięci.
    Arthurze!  Mam nadzieję, że się nie spóźniłam. Na bogów, bardzo chciałam być punktualnie, wszystko wcześniej przygotowałam, ale nic nie chciało ze mną współpracować – przyznała, po czym zaczerwieniła się, przypominając sobie o swoich zmaganiach z garderobą.
    Zupełna niedorzeczność, cóż to? Głupia gęś… Odchrząknęła, odsuwając od siebie paskudne myśli i posłała mu najładniejszy ze swoich uśmiechów, wyciągając przed siebie rękę, drżącą i niepewną. Na chwilę uniosła ją w płochości ku kosmykom włosów, następnie znowu wyciągnęła przed siebie. Przez chwilę chciała złapać go za dłoń, lub ułapić pod ramię, ale nie wiedziała zupełnie, czy tak powinna.
    W-wejdziemy? Strasznie tu zimno. – stwierdziła, jakby w ten sposób usprawiedliwiając swoje zachowanie i pąsowy odcień policzków.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    W listopadowym powietrzu unosiła się cicha zapowiedź zimy, która niebawem zakryje świat białą grubą perzyną. Odczuwalny chłód dawał o sobie znać zwłaszcza wieczorną porą, gdy słońca złote promienie skryły się już za horyzontem i na nieboskłon wypłynęła srebrna tarcza księżyca. Spoglądając w rozgwieżdżone niebo, uspokoił się, odrobinę. Było to o tyle zajmujące zajęcie, iż w blasku latarni gwiazdy, niemal nikły na granatowym firmamencie. Jej kroki zdały się nadchodzić zewsząd, echo niosło się ulicą, a nieco rozleniwione spojrzenie po chwili dostrzegło kobietę spieszącą w jego kierunku. Futro maskowało delikatny ślad karmazynu, co liznął przelotnie policzki panienki, trudno oszacować, czy wpływ na to miało tempo, w jakim się poruszała, czy zimno, a może coś zupełnie innego? Uśmiechnął się momentalnie, tak promiennie, iż przez moment świecił jaśniej niż niejedna gwiazda w kosmicznej pustce.
    Witaj, nie, oczywiście, że nie. Przybyłaś idealnie, w samą porę – zapewnił, patrząc z nieskrywanym zachwytem na Lumikki. – Wyglądasz bardzo ładnie – dostrzegł wahanie, było to na tyle zauważalne, ale i szybko sprostowane, iż nie zmartwił się specjalnie, tą chwilową dezorientacją. Zarówno dla niego, jak i dla niej było to pierwsze takie spotkanie i czuł, że w morzu pomyłek i potknięć, będą musieli się wzajemnie wspierać. Liczył, że jednak nie będzie aż tak źle i jakoś dotrwają do końca kolacji. Ujął smukłą kobiecą dłoń i uścisnął delikatnie, acz stanowczo, chcąc tym może bardziej męskim powitaniem, przelać na barki koleżanki więcej pewności siebie, niż miałby serwować jej kolejną porcję niepewności i zawstydzeń, całując w miejscu publicznym w dłoń, być może charakter powitania mógłby wówczas zdradzić znacznie więcej, niżby tego dziewczyna chciała, a sam przemytnik wolał unikać tematów, które mogłyby jej w jakimś stopniu zaszkodzić, nigdy nie wiadomo, przecież kto podsłuchuje. Dlatego, chociażby przygodę z zaginioną kolekcją i pamiętny pościg po Przesmyku Lokiego, mogli sobie podarować, był to kiepski materiał do wspomnień na dzisiejszy wieczór. – Oczywiście – uśmiechnął się, lekko zakłopotany, tą trafną sugestią. – Zapraszam – poprowadził Lumi do środka, a gdy zamknęły się za marynarzem drzwi lokalu, mogli w pełnej krasie obejrzeć miejsce tak wyjątkowe i cieszące się zasłużoną renomą, jak mało które na mapie miasta. Bywał tu zazwyczaj wczesnym rankiem lub tuż po zamknięciu, kiedy światła złotych żyrandoli, były zgaszone, stąd nigdy nie widział, jak miejsce to prezentuje się porą taką jak ta. Magia dla oczu. Aż trudno oderwać wzrok od przepychu i kapiącego, niemal z sufitu złota. Wyswobodzeni z płaszczy przez obsługę, a następnie podając nazwisko, na które została dokonana rezerwacja, zostali poprowadzeni do stolika w głębi sali, tuż przy narożnym oknie. Zaprosił Lumi do stołu nieznacznym gestem, a błękit oczu, chociaż wabiony tyloma pięknymi elementami wystroju nie odrywał się od postaci kobiety. Kiedy usiadła, zajął miejsce po przeciwnej stronie i westchnął z przejęcia. Na twarzy marynarza błąkał się uśmiech zachwytu i onieśmielenia. Widział w swoim życiu wiele pięknych zakątków, cuda natury jak i innych kultur, ale jednak dzisiejsza noc miała swój czar zaprawiony szczyptą najpiękniejszej magii i tego, nie mógł podważyć.
    Przyznam uczciwie, że miejsce robi wrażenie wieczorną porą. Nigdy tu nie byłem w tych godzinach – stwierdził otwarcie, bo prędzej czy później wyjdzie, że znał właściciela jeszcze z rodzinnego Begren, oraz fakt, iż przemycał mu wiele potrzebnych, a niekoniecznie legalnych składników zza granicy, i nie tylko. Dług wdzięczności rósł, czasem odbierał go w postaci posiłków, a czasem jako naukę gotowania, było nie było, to była jego druga pasja i być może kiedyś sam otworzy świetną restaurację? Tym razem jednak spłata miała polegać na przygotowaniu kolacji dla dwojga, na talerzach miały pojawić się same popisowe dania szefa kuchni i chociaż uczta dla podniebienia szykowała się nie z tej ziemi, to wzrok nieustannie błądził na postać kobiety, przed nim. – Czy Olaf wydał ci zagubiony artefakt, bez większych przeszkód? – zapytał, niesiony ciekawością, a także sprawdzając, czy członek załogi słuchał się wyraźnych poleceń drugiego oficera. Mężczyźnie polecił dostarczenie kamienia do galerii panny Oldenburg, bez zająknięcia, czy słowa skargi. Liczył, że tak w istocie się stało.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przypatrywała się mu z entuzjazmem rozjaśniającym spojrzenie i zwijając wciąż nerwowo palce, oczekiwała powitania, choć wciąż wcale nie była pewna tego, jak zareaguje. Wszak zaprosił ją tutaj, lecz masa irracjonalnych myśli nawiedzała jej głowę potęgując uczucie zawstydzenia i niezręczności, ale i pewnej dozy zaciekawienia, jakby stało przed nią kolejne, przełomowe odkrycie. Miał jej pełną uwagę, jednak wciąż starała się skryć niewinny rumieniec, potrząsając falami miękkich włosów. Doznanie było jej obce, gdyż wielokrotnie bywając w podobnych miejscach z przyjaciółmi, czy z Karlem, nie miała w sobie takiego niepokoju o to, czy na pewno zachowuje się dobrze i czy nie przysporzy marynarzowi po raz kolejny kłopotów. Zupełnie doceniała jego gest, miejsce, które wybrał oraz wyraźną dbałość o własną prezencję, gdyż po Arthurze, którego do tej pory znała, pozostało jedynie spojrzenie, uśmiech i miękki ton głosu, który otulał przyjemnie i zdawał się być idealnym do snucia wielogodzinnych opowieści wprost zza morskich krain. Ściskając jego dłoń poczuła pewną tęsknotę za zapachem lasu, którego doświadczyła tamtej nocy w dokach, pozwalając, by ciepłe strumienie łez pochłonęła mechata struktura wełny. Dzisiejszy Atrhur wyglądał inaczej, lecz skarciła się w głowie, że w taki sposób podchodzi do sprawy, bo przecież naprawdę nie zmienił się wcale, jedynie ujawnił kolejny element własnej osoby, o którym Lumikki nie miała wcześniej pojęcia. Zaśmiała się cicho pod nosem, gdy usłyszała komplement, czując jak ciepło uderza jej do głowy, nie wiedziała sama, co powinna dalej zrobić i gdzie podziać oczy, więc pochwyciła się myśli o udaniu się do wnętrza, jedynie przelotnie muskając spojrzeniem twarz marynarza, ponownie opuszczając kurtynę rzęs na oczęta, by palcami dotknąć złocistości kolczyka zwisającego swobodnie z płatka ucha.
    Dziękuję.Ty też wyglądasz bardzo dobrze pomyślała, lecz cała odwaga wyparowała i nie potrafiła wyrzucić z siebie ani pół słowa więcej.
    Ciepło lokalu otuliło ich natychmiast, lecz obsługa będąca w pełni gotowości nie pozwoliła na to, aby przegrzali się zbytnio i zajęła się ich garderobą. Wszystko działało tu jak zwykle – niczym w szwajcarskim zegarku. Nie było czasu na niepotrzebne przystanki, ale też nikt nie galopował nadmiernie. Nienachalna obsługa dbała o wszystko, a oni mogli cieszyć się już tylko widokiem wnętrz i własnym towarzystwem, choć panna Oldenburg wciąż niezbyt skwapliwie podążała spojrzeniem w stronę mężczyzny, dodatkowo onieśmielona jasnością sali, w której nie było miejsca choćby na odrobinę półmroku. Zajęła miejsce przy stole, mniej rozmowna, niż zdołała do tego przyzwyczaić Mortensena. Sama dziwiła się sobie, że jeszcze nie zalała go falą nerwowej gadaniny o wszystkim i o niczym, jednak nie potrafiła przebić się przez umiarkowany gwar restauracji. Wszystkie stoliki były tego wieczoru zajęte, co tym bardziej upewniało ją w tym, że mężczyzna musiał się niezwykle postarać i planować z wyprzedzeniem, by mogli siedzieć w tak dobrym miejscu.
    Ułożyła dłonie swobodnie na brzegu stołu, zerkając na kelnera, który miał ich dzisiaj obsługiwać, skinęła do niego grzecznie i nie mogła już dłużej wzbraniać się przed wycelowaniem swych oczu w kierunku Arthura siedzącego naprzeciwko. Zerkał na nią ciągle, czego nie potrafiła zignorować, więc uśmiechała się delikatnie, choć dolna warga drżała jej nieco w nerwowości. Niespodziewanie to on przemówił jako pierwszy, więc popłynęła za pytaniem, już nieco bardziej swobodnie, pozwalając, by pierwsze napięcie zeszło. Chciała bawić się dobrze i z takim zamysłem tu przyszła, wszak w trakcie wspólnego poszukiwania jaj, ciskała w niego kamykami, a w dokach fukała na niego z przedziwną odwagą, nie posiadając prawie żadnych zahamowań.
    Jest pięknie. Bywałam tu czasami, ale mam wrażenie, że dzisiaj jest jakoś inaczej, chyba nigdy wcześniej nie zwracałam uwagi na te wszystkie detale – przyznała i ogarnęła salę, przesuwając spojrzeniem po sklepieniu i ścianach, oraz stolikach. – Naprawdę… dobry wybór, doceniam. Chociaż chyba najbardziej się cieszę z tego, że możemy się zobaczyć. – Płocha myśl uleciała w postaci prostego stwierdzenia, po którym zaczerwieniła się i zaczęła uporczywie przyglądać leżącym na brzegu stołu palcom. Poprawiła rękawek sukienki i naszyjnik opadający na dekolt, po czym zaśmiała się żywo na myśl o Olafie.
    Nie wiem, co mu powiedziałeś, ale był naprawdę bardzo miły. Już nie próbował mnie wynosić z pokładu. Ale ja też chyba byłam dla niego nieco bardziej uprzejma. Wiesz, rozumiem, że wypełniał wtedy swoją pracę i że sama byłam okrutnie narwana. Czasami dopiero po czasie łapię pełny ogląd na sprawę. Doskonale rozumiem, że czasami potrafię być nieznośna, więc chwała mu za to, że nie był bardziej stanowczy. A tobie, że nie wyrzuciłeś mnie wtedy za burtę, masz anielską cierpliwość – nowa fala odwagi nakazała jej wyprostować się nieco i spojrzeć bardziej zadziornie w błękitną toń męskich tęczówek. Przypatrywała się jego twarzy znacznie dłużej niż do tej pory, walcząc z pierwotnym onieśmieleniem, by swobodnie przejść do dalszej części wypowiedzi. – Artefakt jest już na swoim miejscu, ostatnio miałam trochę zamieszania z jego ekspozycją, ale już wszystko jest gotowe. Powinieneś go kiedyś zobaczyć, odwiedź mnie w moim muzeum – niespodziewana prośba zwisła w powietrzu, a Lumi posłała mu kolejny uśmiech. Uniosła dłoń i podparła na niej brodę.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Przepych lokalu onieśmielał, sprawiał wrażenie przytłaczającego momentami, gdy błękit oczu spływał na dalszy plan, szukając, nie tyle, co ucieczki od towarzyszki wieczoru, jak kierowany podszeptem ciekawości omiatał ludzi, pary, wystrój, czasem zatrzymywał się na niesionych przez elegancko ubranych kelnerów daniach, jakby gubiąc się w tym wszystkim, czując przemożne uczucie niedopasowania do reszty. I chociaż ubrany elegancko, niczym nie odstawał od innych gości, to zalęgły w podświadomości lęk wywierał nacisk. Próbował tego nie okazywać, stanowić oparcie i partnera do rozmów, jednakże pierwszy raz był w tym lokalu w godzinach wieczorny, kiedy panująca aura zmienia się nie do poznania, a każde przypadkowe spojrzenie, każdy grymas na twarzach obsługi jak i innych gości utwierdzały marynarza, że był odstającym elementem w tej układance, puzzlem, co zabłąkał się z innego obrazka. Dama siedząca przed nim, była idealna w każdym calu. Pomimo zdenerwowania i niepewności czuła się tu jak przysłowiowa ryba w wodzie, jak marynarz na pełnym morzu lub w tawernie. Ukucie prawdy, o tym, że w normalnych okolicznościach musiałby odkładać na podobny luksus zdecydowanie dłużej, niż można datować znajomość z Lumi, świadczyła okrutnie o nierówności społecznej, jaka ich dzieliła, tej nie należało lekceważyć, musiał pamiętać, o tym kim jest, bo świat o tym nigdy nie zapomni. Był dzieciakiem bez ojca, wychowywanym przez matkę w dzielnicy portowej podczas gdy ona całe życie mieszkała w pałacach, luksusowych mieszkaniach otoczona służbą, co była na każde skinienie. Nie czuł zazdrości, czy żalu. Było mu jedynie przykro z faktu, iż nigdy nie będzie w stanie zagwarantować jej podobnych luksusów.
    Długo na to czekałem. Spotkać kogoś bliskiego po rozłące, to przyjemne uczucie zwłaszcza jeśli możemy je celebrować w takim miejscu. – Uśmiechnął się, zakłopotany, albowiem myśli złośliwe i nieprzyjemne rozpanoszyły się w umyśle i musiał odgrodzić się od nich murem.
    Wyglądała idealnie.
    Oczy przemytnika kilkukrotnie zboczyły ze szlaku dawno już przetartego i świetnie zapamiętanego, a dalej, z każdym jednym razem, kiedy mógł go przemierzać cieszącego oko. Twarz, co kilkukrotnie nawiedzała we śnie, była mu doskonale znana, wręcz z zamkniętymi oczami mógłby ją odwzorować na płótnie, gdyby naturalnie potrafił malować. To jednak nie wszystko długa łabędzia szyja i ramiona zachęcały, aby linia spojrzenia zbłądziła za klejnotem, jaki nosiła nad sercem. Miał już na końcu języka słowa, jakimi mógłby skomplementować i tę część garderoby, jakby czując, że kobieta doceniłaby starania i wybór, lecz zmilczał, bojąc się tego, co mógłby usłyszeć, gdyby podjął temat. Prezent, a może pamiątka rodzinna? Ryzyko, iż to, co brał za elegancką kokardę wieńczącą wieczorową kreację, było czymś więcej, niż tylko przedmiotem zdobiącym jej szyję. Była dorosłą kobietą – piękną i inteligentną, potrafiła przenikać niewypowiedziane myśli i odgadywać ich pobudki. Nie w jego kwestii, było pytanie o przeszłość, o innych, którym z całą pewnością mogła skraść serca, a komplementując ów wisiorek, mógł przypadkiem wejść na temat zamknięty. Bo wiedział, że gdyby tylko mógł, sam podobny prezent, by jej ofiarował. Ogarniał go stres.
    Oj potrafisz być – westchnął rozbrajająco szczerze, bo bardziej upartej i nieznośnej kobiety w swym życiu jeszcze nie spotkał. – Ale podobałaś mi się taka. – Dodał po chwili już zupełnie poważnie. – Walczyłaś o swoje, pokazywałaś, czym jest ów przedmiot dla ciebie i ta determinacja odzwierciedlała twoją pasję, którą doceniam i chyba powinienem podziwiać. – Uśmiechnął się, życzliwie spuszczając wzrok. Cierpliwość iście anielska, podówczas była na wyczerpaniu, jednak podnieść dłoń na Lumi, nawet w myślach, było czynem karygodnym, a wyrzuty sumienia z tego tytułu spaliłby go doszczętnie. – W twoim muzeum? Bardzo chętnie, jeśli tylko znajdziesz dla mnie czas. – Muzyka grała, kelnerzy z przystawkami zbliżali się, a białe wino odpowiednio schłodzone zostało polane. Obsługiwani, jak nigdy dotąd, a przynajmniej on, mógł obserwować kelnerów przy swej pracy z podziwem. Finezja ich kroków, spokój, jakim emanowali, doradztwo, co do trunków i tego, jaki szczep wina, z czym najlepiej się komponuje, wszystko to w akompaniamencie brzęków kieliszków i sztućców, cichnących gwarów ludzkich głosów i muzyce na żywo sączącej się wprost z podwyższenia, gdzie stała orkiestra. Złapał się na obserwacji, tego wszystkiego z otwartą buzią i zachwytem w oczach i momentalnie poczuł ciepły oddech zawstydzenia na twarzy.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie potrafiła przeoczyć subtelnych oznak zdenerwowania malujących się na licu młodego mężczyzny. Nie chciała potęgować w nim tego odczucia, samej mieszając się wciąż nieco w sytuacji, do której doprowadzili. Gdyż wszystko działo się za zgodą obydwóch stron. Nigdy jej nie przymusił i mogła zwyczajnie zignorować zaproszenie, lub zasłonić się jakąś błahą wymówką, byle nie stawiać się w niezręczności spotkania. Nie myślała jednak o tym ani przez moment, świadomie odpisując na list jak najszybciej tylko potrafiła, ze swobodą i radością. Jakby na przekór tym wszystkim, którzy mogliby mieć jakiekolwiek obiekcje i niechęć do kontynuowania znajomości z człowiekiem, którego nie tak dawno Krucza Straż pojmała wraz z nią na niecnym procederze. Im jednak więcej przeszkód miała przed sobą, tym większe zniecierpliwienie i ekscytację nosiła w sercu. Nie umiałaby go okłamać mówiąc, że wcale nie czekała i nie zastanawiała się, czy weźmie na poważnie jej słowa i napisze cokolwiek, choćby strzęp wiadomości.
    Widać, że nie do końca odnajdywał się na wystawnej sali restauracji, wśród tłumów elegancko ubranych gości i kelnerów gotowych na każde skinienie klientów. Nie miała mu tego za złe, nie zamierzała się śmiać, gdyż na tle feerii barw i złota połyskującego od ogników świec, jego rozwichrzone włosy i oczy przyzwyczajone do oglądania wzburzonego morza, wyglądały jeszcze bardziej ciekawie, przyciągająco i tajemniczo. Nie był podobny do tych wszystkich, których spotykała na swej drodze, odrobina nieokrzesania słodko opakowanego w elegancję, ugłaskanego i trzymanego w ryzach, wzbudzała jedynie iskrę podziwu i uznania, że tak bardzo chciał jej towarzyszyć tego wieczoru w miejscu, do którego była względnie przyzwyczajona. Brylowała na wielu bankietach, poznawała masy ludzi, a jednak to ci, których cechowała nieujarzmiona chęć przygody, przykuwali jej spojrzenie na dłużej. Pełnokrwiści, realni, głęboko zakorzenieni również w tym, co często najbardziej prozaiczne i przyziemne. Ciepło bijące ze spojrzenia, nadające rytm i otulające spokojem. Tak wiele sprzeczności w jednej osobie, ale i ona przecież nigdy nie należała do najłatwiejszych w obyciu. Zwykle przyprawiając krewniaków o kolejne siwe włosy, gdy załamywali ręce nad jej pomysłami. Uśmiechnęła się, spokojnie, subtelnie, z dozą rozmarzenia odbijającego się w płytkich załamaniach skóry towarzyszących miękkiej mimice.  
    Również się cieszę – przyznała zaciskając delikatnie usta i zrzucając uwagę na biały obrus spowijający stolik. Uczyniła to jednak tylko na drobną chwilę, ponownie zerkając spod rzęs na Arthura i odruchowo sięgając do złotego naszyjnika, który miała zawieszony na szyi – nieodłączny element, towarzysz wszystkich ważnych momentów i zarazem znalezisko z jednej z pierwszych wypraw. Czasami miała wrażenie, że obecność tej drobnostki przynosiła jej dodatkową otuchę.
    Naprawdę? – Zdziwiła się i założyła kosmyk za ucho. – Mój ojciec nazwałby to krnąbrnością i brakiem taktu i stwierdził, że nie ma w tym nic dobrego, ani przyjemnego – stwierdziła, uśmiechając się krzywo. – W najlepszym przypadku zwaliłby to zaś na fakt, że wychowywałam się z trójką braci. Trójką bardzo trudnych braci...zwłaszcza jednym... Mimowolnie, na samą myśl o Holgerze, zrobiło się jej słabo i wyciągnęła dłoń po szklaneczkę z wodą, stojącą tuż obok, a nalaną zaraz po przyjściu przez obsługującego ich kelnera. Ułapiła ponownie, bardziej kurczowo swój talizman, bo czarne myśli zebrały się nad jej głową, a bardzo nie chciała takiej sytuacji. Zwłaszcza tego wieczoru, zwłaszcza, gdy była bacznie obserwowana. Na szczęście wszystko zmieniło się, gdy do stolika przyszła obsługa, układając przed nimi pierwszy etap dzisiejszej kolacji. Podziękowała w momencie, gdy do wysokiego, smukłego kieliszka nalano wino. Wszystko prezentowało się wspaniale i już teraz, po samym zapachu, wiedziała, że zapowiada się im prawdziwa uczta.
    Przytaknęła, gdy Mortensen odniósł się do jej zaproszenia.
    Dla ciebie zawsze znajdę czas. Bardzo bym chciała, żebyś zobaczył efekty moich kilkuletnich badań. Byłoby mi niezwykle miło. Lubię dzielić się historiami. – Co do poświęcenia, którym wykazywała się w przypadku swojej pracy, Arthur miał zupełną rację. Była to ogromna część jej życia i nie potrafiła się tego wyprzeć. Ułożyła dłoń przy podstawie kieliszka i zerknęła na swojego towarzysza. – Wiesz, mam wrażenie, że sporo skupiamy się na moich przeżyciach, tym, co robię, a ja jestem ciekawa ciebie. – Musiała przyznać, że choć nieco wiedziała o jego sytuacji, to mężczyzna wciąż pozostawał dla niej w dużej mierze zagadką. – Uchylisz choć rąbka tajemnicy? Czym jeszcze mnie zaskoczysz? Co jest powodem tego niezwykłego błysku w oczach? – Widziała go wielokrotnie, lecz wciąż nie potrafiła zrozumieć. Czuła, że przeżył wiele, pomimo młodego wieku, a pomimo tego miał w sobie pokłady zapalczywości, głębiny przeróżnych emocji kotłujących się gdzieś pod powierzchnią opanowania, bo w tym wszystkim zdawał się wciąż ostoją – kimś stabilnym, nie tak rozchwianym jak ona sama.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Odnajdywał spokój w błękicie oczu – nie tak intensywnych, co jego, ale wydawać by się mogło, szlachetniejszych, nie rozumiał tego, jednakże działało i nie kwestionował tego faktu rad, że mógł odpocząć od tej przytłaczającej otoczki, od gwaru ludzkich głosów, brzęku złotych sztućców, na których zawiesił oko na dłużej, nie dlatego, że pierwszy raz w życiu widział tak maluteńkie widelczyki, ale przez fakt ich wartości na rynku, za sam komplet, mógłby kupić tyle rzeczy, pomijając opał na zimę, coby nie musieć łazić do lasu i własnoręcznie bawić się w wycinkę, przez narzędzia dla ojca, bo te, których używał, wołały o pomstę do Walhalli, już nie wspominając o różnych drobnych upominkach dla tych wszystkich kobiet i kochanek, które posiadał w każdym porcie na świecie – uśmiechnął się, nieznacznie do swych myśli i z ciężkim sercem powrócił do błękitu spojrzenia kobiety przed nim, która miał cichą nadzieję, nie potrafiła czytać w myślach, lecz skoro dalej uśmiechała się doń, tak serdecznie, że aż serce przyspieszało rytmu, to znak, że albo była niezwykle wyrozumiałą niewiastą, albo nie poznała na szczęście sztuki zaglądania do umysłów innych ludzi.
    Dłoń wędrująca za złotym naszyjnikiem, a za nimi spojrzenie marynarza, który bał się zapytać, o przedmiot tak błahy, a zarazem cenny dla niej, że przyozdobiła nim łabędzią szyję na ten wieczór. Przygryzł policzek w geście zamyślenia i bezradności, bowiem nagle zuchwałość i odwaga opuszczały go, tak nieoczekiwanie w chwili próby. – Twój pan ojciec jest niewątpliwie człowiekiem rozsądnym i mądrym, być może jednak zbyt surowo cię ocenia? – Wyraźne wahanie w głosie, próba ugłaskania sytuacji, by ta nie wymknęła się spod kontroli, bał się pytań o własnego ojca, którego cień niewyraźnie majaczył w zakamarkach pamięci, którego twarz zamazana we wspomnieniach za każdym razem przedstawia Bergmana, a przecież nawet nie byli nigdy prawdziwą rodziną, to jego, tego starego piernika postrzegał jako kogoś, kto mógłby pełnić w jego życiu rolę tak zasłużoną i tak zarazem upragnioną.
    Zamieniał się w słuch z każdą chwilą, gdy zabierała głos, starając się zapamiętać i wybadać nastrój, jak i poznać ją nieco lepiej, zależało mu na tym, bardziej niż podejrzewał.
    Lubię historie i lubię kulturę, być może nie taką zamkniętą za gablotą, ale myślę, że wiele mogłabyś mi powiedzieć na temat zgromadzonych dzieł – odparł, dość szczerze, ale i zaakcentował wypowiedź uśmiechem, który poszerzył się na widok jedzenia. Poczekał, aż kelnerzy odejdą, by wznieść kieliszek wina w kierunku kobiety. Wiedział, że toasty wyjęte z tawerny niewiele miały wspólnego z elegancką restauracją, ale chociaż niemy toast, chciał wykonać, nie bardzo również znajdując w umyśle słowa, jakie mógłby przy ewentualnym powiedzieć. – Mnie? – przełknął kęs przystawki i spojrzał na Lumi, odrobinę zdziwiony. – Wiesz o mnie wszystko – prawie, – dodał, w myślach, bo tylko jedna osoba wiedziała wszystko i paradoksalnie, była to kobieta. Chociaż może taka już rola matki? – To ty tu jesteś księżniczką – złośliwa iskierka zapłonęła w błękicie oczu, ot malutka prowokacja, aby przełamać barierę niepewności, co ich nawiedziła. – To ciekawość świata – odparł z namysłem, by po subtelnym zmoczeniu ust alkoholem kontynuować: – i ludzi…, tak mi się wydaje, zawsze to miałem, tę wiarę, może to ona przejawia się we spojrzeniu? Nie wiem. – Spojrzenie, jakim obdarował kobietę, było z rodzaju tych nieodgadnionych, jakby sam poszukiwał odpowiedzi na własne pytania. – Wierzysz w przeznaczenie?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Rzadko kwestionowała czyny swych krewniaków przy obcych osobach. Nie zwykła stawiać rodziny w złym świetle, jednak szczerość wylewała się z niej tego wieczoru całkiem szczodrze. Pokręciła głową zupełnie nieprzekonana.
    Cóż… mój ojciec... To temat długi i niezwykle zawiły. Może, może kiedyś opowiem ci dokładnie. On nigdy nie widział nikogo poza moim najstarszym bratem i obawiam się, że cała jego wyrozumiałość spoczęła właśnie na nim, niech Walkirie prowadzą go szczęśliwie ku Walhalli – uniosła oczy zupełnie tak, jakby faktycznie żałowała śmierci najstarszego brata. Jakby faktycznie oczekiwała, że będzie ucztował z bogami, na co jednak sposób jego śmierci nie wskazywał; nie było w nim ani krztyny chwały. Następnie skupiła się na swoim towarzyszu. Obserwowała jak kelnerzy płyną z pierwszymi wspaniałościami, słyszała melodię rozmów i nie umknął jej moment, w którym Arthur uniósł kieliszek, by w końcu napili się nieco. Brzdęk szkła wcale jej nie uspokoił i choć wino miało przyjemny smak, który zostawiał subtelne wrażenie na języku, to wciąż miała poczucie, że niektóre elementy układanki nie pasują do siebie. Obserwowała go bacznie, ponownie analizując każdy element garderoby, kosmyki włosów i szczegóły twarzy. Był wciąż taki sam, choć obleczony w bardziej szykowne piórka. Był wciąż taki sam, z błyskiem w oku, jednak niknącym gdzieś pośród złoceń pomieszczenia, bo początkowe wrażenie tajemniczości wyblakło. Natrętne myśli nie dawały jej spokoju. Ponownie chciała się skarcić za to, że szuka dziury w całym, że ocenia każdy, najdrobniejszy element jego zachowania, kręcąc nosem na całokształt. Tajemna wiedza spłynęła nagle na jej umysł, ogarniając powoli całe ciało, do tej pory spięte i nie potrafiące odnaleźć sobie dogodnej pozycji.
    Robił to wbrew sobie, poszukując uznania, którym darzyła go już wcześniej. Do tej pory zdawała się ślepa, tłumacząc to dobrym taktem i zrozumieniem dla jego starań. I oczywiście, ani trochę nie przestała go za to podziwiać, jednak teraz widziała jakim kosztem i jak wiele tracąc. Przecież nie za to go polubiła i nie przez to pociągała ją jego aura. Sama czuła się wspaniale na balach i bankietach, choć potrafiła też przypomnieć sobie wszystkie te sytuacje, w których uciekała i zamykała się w pokoju, płacząc rzewnymi łzami. Może wcale taka nie była? Może był to jedynie obraz ukształtowany przez jej brata – nakazujący, by mówiła wszystkim tylko to, co chcieli usłyszeć, byle ich ugłaskać i przypodobać się im. Tak wiele razy powtarzała te wszystkie kłamstwa, że w końcu sama zaczęła układać z nich swoją rzeczywistość. Jakże naiwna i głupia bywała. Zaśmiała się gorzko znad kieliszka, choć toast wydawał się wspaniały i przesiąknięty elegancją. Podobnie jak ona – w idealnie skrojonej sukni i dopasowanych kolczykach. Podobnie jak on – duszący się w garniturze i wśród wystawności restauracji. Dlaczego tak chętnie wpadł w schemat, a ona podążyła za nim na oślep? Usta zadrżały jej delikatnie, by następnie spiąć się w cieniutką linię, karmin znikł pod warstwą zafrasowania nad własną ułomnością. Oczy również zwęziły się i opadły gdzieś na skraj talerza z przystawką.
    Zamknięta w gablotach? – rzuciła pytanie, jednak bardziej do siebie niż do mężczyzny. Jego słowa okazały się krzykiem prawdy, czymś, co świdrowało dziurę w jej duszy i spędzało sen z powiek. Nie wiedziała, czy to jedynie przypadek, czy coś innego. Kolejne słowa, którymi ją obdarował, tłukły się echem w dziewczęcej głowie i zdawały się kanciaste, twarde, pozbawione tego, do czego zdołał ją przyzwyczaić.
    Kłamiesz – powiedziała nagle, zawieszając w bezruchu dłonie, które zdołały już chwilę temu ująć sztućce i rozpocząć rozkrawanie przystawki. – Nie jestem głupia i nie zadowolisz mnie czymś takim – dodała, bardziej butnie, gubiąc niewinność i zawstydzenie wiodące do tej pory prym. Jego złośliwość wcale nie podziałała w sposób zamierzony, a jedynie rozsierdziła ją. Skrzypnęła nożem po gładkiej powierzchni talerza i odsunęła go w końcu od siebie. Apetyt jakby wyparował. – Dlaczego to wszystko robisz? Doceniam staranie, ale... – Jak głupia była. Tym razem pozwoliła sobie, by przyszpilić go spojrzeniem, mówiła w taki sposób, by nie wywołać zamieszania na sali, jednak na tyle dobitnie, by każde słowo dotarło do jej rozmówcy. Wtedy też padło pytanie mężczyzny i on sam uniósł oczy. Powoli rozumiała, że zdecydowanie bardziej wolała go w dokach, obleczonego w mechaty sweter i gotowego, by wyrzucić ją za burtę.
    Cóż, muszę sprawdzić, czy się nie pomyliło – przyznała i przyłożyła dłoń do ust, następnie przechyliła się ponad stołem i złapała go za rękę. – Chodź stąd, zostawmy tę kolację, idźmy na spacer, gdziekolwiek, jest mi słabo, duszę się. Zabierz ten widelec, czy nóż, kupimy za niego kilka tuzinów pączków i gorzką kawę. Chodź posiedzieć przy dokach. Powiedz, że czuję się źle i musisz mnie odprowadzić – szepnęła i wciąż patrzyła na niego niezwykle trzeźwo, choć słowa, które wypowiadała mogły zakrawać o szaleństwo. – Wszystko to jest piękne, ale sztuczne, a nie o to ci chyba chodziło, prawda? Jeśli się mylę, to będę musiała powiedzieć ci… nie. Nie wierzę. Nie wierzę, bo to jedynie ułuda i fałsz pierwszej oceny. – Zacisnęła palce mocniej na jego dłoni i odsunęła się gotowa, by zaprezentować wątpliwe omdlenie.
    Być może jednak myliła się, a on kłamał od samego początku.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Czuł podskórnie, że wkroczył na niebezpieczny temat i chociaż próbował dyplomatycznej ucieczki, to niestety rybka pochwyciła przynętę, a z nią wędkę i wędkarza. Słuchając jej, miał nieodparte wrażenie, że w jej życiu nie było, wcale tak kolorowo, jakby to mógłby sobie na pierwszy rzut oka pomyśleć i to go wcale nie zdziwiło, była inna od kobiet, jakie znał. Butna i śmiała, a przy tym rezolutna i odważna, miała w sobie ten czar, co wabił i onieśmielał.
    Przykro mi. – Było mu autentycznie szkoda dziewczyny, bo nikt nie zasługiwał na taki los, takie traktowanie, tym bardziej poczuł, że niepotrzebnie czasem grał jej na nerwach, jakby teraz zdając sobie sprawę z obrazu, jaki znosiła praktycznie całe życie, musiało to być denerwujące i zarazem przykre. – Nie pamiętam swojego ojca – słowa, wypłynęły z ust marynarza nieoczekiwanie, zaskakując tym samym nawet jego. – Jego twarz zatarła się na kartach wspomnień tak odległych, że praktycznie, mógłbym powiedzieć z ręką na sercu, że nigdy nie zaznaczył się swą obecnością w moim życiu, to jednak nic złego. Nie potępiam go, chociaż, gdy byłem młodszy nie rozumiałem tego. Dziś rozumiem, że jest to zupełnie obcy dla mnie człowiek, a prawdziwie ojcowską więź poczułem z kimś, kogo, nigdy bym o to nie podejrzewał. – Uśmiechnął się, tak jak zwykł to robić w momentach najgłębszej szczerości. – Jest staroświecki i chłodny w obyciu, ale to dobry człowiek – patrzył na Lumi, lecz wzrokiem błądził w odmętach wspomnień. Pierwsze spotkanie z Bergmanem na Islandii, ileż to lat upłynęło…
    Jej wzrok palił.
    Pierwszy raz czuł na sobie siłę błękitu, jakim dysponowała, to uczucie pogrążania się w bagnie, coraz głębiej i głębiej, bez możliwości ucieczki, czy nawet krzyku, po prostu zapadał się. Miała to wejrzenie pełne dumy i szlachetności, którym mierzyła, tych o wątpliwych intencjach. Wiedział, że odgadnie emocje oraz tajone myśli, a kiedy te wypłyną na światło dzienne, nie będzie miał drogi ucieczki. Jakby na potwierdzenie swoich przypuszczeń zaczął się denerwować, tracąc pewność siebie, której dzisiejszej nocy niewiele posiadał. Stłamszony tym miejscem i jego atmosferą odnajdując spokój jedynie w momentach, gdy spoglądał na Lumikki.
    Jej słowa rzucone w przestrzeń między nimi, przecięły ją, niby ostrze sztyletu. Przybity pod naporem nieustępliwego spojrzenia dawał za wygraną, a ona to wykorzystała i uderzyła, spadając z nieba jak drapieżny ptak na nieświadomego zagrożenia zająca. Narastające pragnienie wyrzucenia z siebie tych wszystkich emocji zblokowało umysł marynarza, który pozostał bezradny na słowa padające z ust księżniczki. Westchnął ciężko, zrezygnowany i przygnębiony zarazem. Wypił, nie oglądając się na maniery całą zawartość kieliszka i odsunął od siebie talerz, znacząc ślad na przystawce paroma nieznacznymi skubnięciami. – Pytasz, a wiesz. – Uśmiechnął się, niewinnie, acz smutno, patrząc na złoty żyrandol za plecami kobiety. – Zależy mi na tobie i chciałem w sposób właściwy przedstawić to, lecz czuję, że się duszę – wyznał, szczerze odnajdując wzrok ciemnowłosej. – Nie wiedziałem, gdzie mogę cię zabrać, byś zrozumiała przekaz, a jednocześnie oferta, aby tu spędzić, ten bezcenny czas wydała się idealna, tylko to miejsce, w całej swej okazałości jest tak do bólu powierzchowne, nawet kuchnia tutaj smakuje sztucznie. Gdy cię zobaczyłem w tej sukience, serce radośniej przyspieszyło w piersi, lecz to tam na pokładzie statku, w dokach, cała w smarkach i we łzach, byłaś piękniejsza – patrzył na dziewczynę siedzącą przed nim, na szlachetną pannę Oldenburg, którą spotkał przypadkiem na szlaku, z którą porwali się na handel poszukiwanym artefaktem, za czyn ten dostając po łapach, jak pospolici złodzieje, a jednak kobieta ta nie była wydmuszką, kolejną laleczką z porcelany, była kimś więcej. – Ucieknijmy w noc – odwzajemnił uścisk, a w błękitnych oczach przemytnika pojawił się dobrze jej znajomy błysk.

    Arthur i Lumikki z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.