Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    06.11.2000 – Park świątynny – K. Sørensen & Bezimienny: L. Oldenburg

    2 posters
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    06.11.2000

    Karl wraz z Lumikki szli dalej, oddalając się z każdym krokiem od palmiarni, w której nie znaleźli jednak tego, czego chcieli. Sørensen już nie czkał, ani nie śmiał się jak wariat, ale to bardzo dobrze. Jego stan wrócił do normalności i oby tak zostało. Szli raźno ramię w ramię, ogrzewając się wzajemnie swoim towarzystwem. Bo nieważne, że było pieruńsko zimno, obecność Lumi sama z siebie rozgrzewała. Zawsze czuł przyjemne ciepło, gdy z nią przebywał. Była prawdziwą iskierką, która rozpalała serca. Dobrze czuł się w jej obecności, a kiedy trzymały się ich żarty, to tym bardziej było miło.
    - No dobrze, jak zejdziemy z widoku to już będzie można kontynuować zabawę – bo jak inaczej nazwać ich rozgrzewanie się trunkiem z piersiówki? Było tak zimno, że naprawdę mieli dobre wytłumaczenie dla swojego zachowania. A chociaż nie było zbyt łatwo go upić, były momenty, w których wcale by się tego nie wstydził. Kiedy nie obserwowało go zbyt wiele oczu, czuł się lepiej.
    Kiedy skierowali się w stronę parku, zostało im już naprawdę niewiele do pokonania. Śmiali się z jakiegoś żartu, który rozumieli tylko oni, bo dotyczył jakiegoś epizodu z ich znajomości. Tak, dobrze było sobie powspominać.
    Kiedy ostatecznie znaleźli się między drzewami, Karl odetchnął. Nie było widać nikogo, co nie było dziwne przy takiej aurze. Mogli sobie chodzić swobodnie, rozmawiać o różnych sprawach i po prostu być sobą.
    - A teraz… - ukłonił się przed nią, wyciągnął rękę i zaczął nucić jakąś piosenkę, która kojarzyła im się z jakimś dawnym wydarzeniem i przyciągnął dziewczynę do siebie.
    - Na rozgrzewkę zatańczymy – oczywiście ostrożnie, bo łatwo można się było potknąć czy uderzyć. Ale spokojnie, nic się nie stanie złego. Nucił więc dalej i prowadził Lumi w tańcu. Napiją się później, po kilku piruetach. Sørensen był całkiem niezłym tancerzem, chociaż rzadko miał jak się pochwalić swoimi umiejętnościami. Poza tym nie lubił zbyt dużej widowni. Lepiej czuł się w takich prywatnych chwilach jak ta.
    Kiedy okręcili się kilka razy i piosenka się skończyła (nie dlatego, że to był jej finał, tylko z racji faktu, że po prostu zapomnieli tekstu i zaczęli się z tego śmiać), znowu piersiówka poszła w ruch.
    - Szalony dzień, a jednak ciągle czuję się zbyt trzeźwy – powiedział z uśmiechem.
    - Wiesz, jesteś jedną z nielicznych osób, które wiedzą kiedy wypiję zbyt wiele. I to nie jest ta chwila, prawda? - wiedział, że tak szybko się nie wstawi. Potrzebował jeszcze czegoś więcej.
    - No nic, zobaczymy kto kogo będzie odprowadzać później do domu – to był żart, bo przecież nie będzie z nimi tak źle. Nie stracą kontroli, oni mogli się upajać czymś innym: własnym dobrym humorem i radością ze spotkania.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Radość, której doświadczała, była przyjemną odmianą po dniach pełnych żalu i smutku. Cieszyła się, że wyjście z Karlem przybrało tak nieoczywisty kierunek i okazało się zupełnym chaosem. Zdołała zapomnieć o wszystkich troskach, które spędzały jej sen z powiek i była mu za to wdzięczna. Tym chętniej przystała na propozycję, aby opuścić palmiarnię zupełnie i udać się na nieplanowany spacer po parku świątynnym. Choć mróz wcale nie zelżał, nie zamierzała narzekać – odziana w gruby płaszcz i futrzaną czapkę, którą nosiła do kompletu z mufką, zaczęła podążać śladem przyjaciela, w końcu zrównując się z nim i niemalże wtulając w jego bok. Czuła, że rum powoli zaczynał dźwięczeć jej w głowie i zamierzała taki stan podtrzymywać przynajmniej przez cały czas spaceru, nim któreś z nich nie będzie musiało wrócić w trybie pilnym do domu. Czerwone od mrozu pliczki błyszczały jej od wilgoci oddechu osiadającej na ich powierzchni. Różowy nos marszczył się co jakiś czas, gdy pociągała nim czując, że katar powrócił na nowo. Wygrzebała więc chusteczkę i przyłożyła do twarzy. Co jakiś czas zerkała na twarz Karla, a zawadiacki uśmiech nie opuszczał jej lica, choć mróz ścinał powietrze wydostające się spomiędzy perłowych ząbków obnażonych w radosnym grymasie. Oczy błysnęły wyraźnie, gdy mężczyzna zatrzymał się przed nią i wpierw nieco zagadkowo przemówił. Spodziewała się po nim wszystkiego, więc propozycję przyjęła bez najmniejszego protestu, wysuwając drobne palce z ciepła mufki, podając mu je z należytą gracją, dygając lekko niczym prawdziwa dama.
    Panie Sørensen, nie odmówię panu tańca. – Popłynęła w takt piosenki niemal natychmiast, odtwarzając dobrze znane sobie kroki, które ćwiczyła niejednokrotnie, by brylować na rodzinnych bankietach. Tego jednego elementu dobrego wychowania księżniczki nie potrafiła się pozbawić i będąc jeszcze dzieckiem, wspinającym się po drzewach i przekopującym rabatki, chętnie biegała na lekcje tańca, a instrukcje chłonęła niezwykle szybko. Płynęła więc za Karlem, pomiędzy alejkami i oszronionymi drzewami, niewiele robiąc sobie ze spojrzeń przechodniów. Piruet na lodzie okazał się jednak nie lada wyczynem, więc w końcu zachwiała się niebezpiecznie, pozwoliła jednak, by opiekuńcze ramiona przyjaciela powstrzymały ją przed upadkiem. – Karl, masz niezwykły refleks. Jestem pod wrażeniem. – Śmiech przetykał głębsze oddechy, które zaczęła łapać, czując odrobinę mocniej wysiłek spowodowany wspaniałą zabawą. Policzki przybrały kolor głębszej czerwieni na ułamek sekundy, jednak szybko wywinęła się i wykonała kolejny obrót, tym razem już pewniej i bez widma upadku. Zapomniała już niemal o tym, jak bardzo uwielbiała towarzystwo licznych ludzi na bankietach, jak bardzo lubiła, gdy ją obserwowano i podziwiano doskonałość ruchów, gdy wzdychano na jej widok i szeptano, że jest niezwykłą dziewczyną, choć przy tym okrutnie niepokorną. Uśmiechnęła się do dziecięcych myśli i w końcu zatrzymała, przytulając zziębnięty policzek do piersi Karla. – To by było na tyle, muszę chyba odpocząć, bo wypluję płuca. Z resztą, masz rację, chyba powoli zaczynam widzieć wszystko zbyt wyraźnie i muszę to zmienić. – Rum w piersiówce kusił. Wyciągnęła dłonie, by objąć nimi rozgrzany od ciała metal drogocennego naczynka i przechyliła je dyskretnie, by zwilżyć język i spierzchnięte usta. Miłe ciepło rozlało się wzdłuż przełyku i przyniosło ulgę. Łypnęła następnie okiem na przyjaciela i zaśmiała się. – Nie. Zdecydowanie nie. Ale ja też nie jestem jeszcze pijana, prawda? – Zapytała z miną niewiniątka i zakręcając piersiówkę, pociągnęła mężczyznę za sobą wzdłuż białej alejki. Miała ochotę przejść jeszcze trochę parku, nim usiądą na ławce, czując pulsowanie w głowie i ciężar ogarniający całe ciało. Chłodny wiatr omiatał ich twarze, a ona już niemal zupełnie nie czuła niedogodności pogodowych. – O nie, jak tak będzie, to ja śpię u siebie w galerii. Jeszcze tego brakuje, żeby mnie brat zobaczył w takim stanie. – Spojrzała na niebo, gdzie słońce wyznaczało południe. – Zwłaszcza o tak nieprzyzwoicie wczesnej porze. Jak ładnie poprosisz, to znajdę miejsce nawet dla ciebie. Tylko uwaga, ja zajmuję fotel, tobie mogę oferować co najwyżej koc, albo stary kamienny sarkofag w pierwszej sali. – Tym razem wystawiła mu język i złośliwie zachichotała.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl czuł się w obecności Lumikki bardzo swobodnie. Ona nigdy nie oceniałaby go, ani nie krytykowała za to, co robi. Przynależność do ważnych i znanych klanów często była męcząca, sprawiała, że musieli zachowywać się tak, jak wymagali od nich inni. Ale kiedy byli sami, mogli być po prostu przyjaciółmi, którzy są młodzi, szaleni i chcą żyć jak im się podobało. Sørensen mógł być po prostu sobą w takich momentach, a Lumi go rozumiała, wiedział o tym. Wiele ich łączyło, co było bardzo budujące.
    Kiedy tak wirowali pośród drzew, pomyślał sobie, że dla takich chwil warto było żyć. Takie krótkie, ale ważne momenty były naprawdę wspaniałe. I nawet jeśli przemawiał przez nich alkohol, to nic, wyzwalał przecież pewną śmiałość, pozwalał się bawić lepiej. Nie było tego wiele, ale zawsze to coś. Gdy dziewczyna wykonała piruet, Karl natychmiast wyczuł niebezpieczeństwo upadku i sprawnie chwycił ją w ramiona.
    - Nie pozwoliłbym ci upaść, nigdy – powiedział bardzo poważnie, chociaż uśmiechał się od ucha do ucha. Od tego byli przyjaciele, nie tak? A Karl bardzo poważnie traktował tę rolę, co było chyba widoczne. Kolejny piruet wyszedł jej o wiele lepiej i nie musiał już interweniować. Wyglądała przeuroczo w tańcu, brakowało tylko sali balowej i zwiewnej sukni. Lumi była prawdziwą księżniczką, pasowało jej takie otoczenie.
    Objął ją, gdy przytuliła się do jego piersi, dając jej trochę ciepła. Nie chciał, by się rozchorowała.
    - Mamy czas, moja droga – powiedział z uśmiechem. - Najważniejsze dla mnie jest to, byś się dobrze bawiła. Chcę, by ten dzień kojarzył ci się jak najlepiej. Bo ja bardzo tęskniłem za twoim towarzystwem, jeśli mam być szczery – mógł o tym mówić często, bo tak właśnie było. Lumikki była jedną z najbliższych mu osób, czasami wydawało mu się, że była bliższa nić rodzina. Nie wszyscy tak dobrze go traktowali, a to było przykre, gdy najbliżsi byli nastawieni negatywnie do tego, co robił. Niby pozornie się nie przejmował tym wszystkim, ale w głębi serca, bolało go to bardzo. Nieważne, nie chciał się smucić, nie w tej chwili.
    - Myślę, że dobrze się trzymasz – powiedział na jej uwagę. - Nie chcę jednak, byś całkiem przepadła – przyznał. Oni musieli się jakoś trzymać, choćby na wzgląd na swoje nazwiska. Ale póki stali na nogach nie było źle.
    Gdy ruszyła dalej, Karl poszedł za nią. Lubił ten park, bo był inny od reszty. Było też trochę cieplej między drzewami, no i dobrze, a poza tym spacer dobrze im zrobi. Było zimno, ale w miłym towarzystwie od razu robiło się cieplej.
    - Myślę, że nie będzie tak źle – zauważył. - Ale przynajmniej masz jakiś cichy kąt, gdzie możesz wydobrzeć – znowu się uśmiechnął. Kiedy padła od niej propozycja przechowania go na pewien czas, odpowiedział po chwili namysłu:
    - Poproszę, mogę nawet śpiewająco – dodał i zaintonował melodię, a do niej dodał naprędce wymyśloną rymowankę:

    Panno Lumikki o pięknych oczach
    Spójrz na przyjaciela, litość mu okaż.
    Przygarnij na chwilę, daj schronienie,
    przymknij oko na jego pijackie chrzanienie.
    A on z wdzięczności jakoś się odwdzięczy,
    przestanie się wydurniać i głupoty pieprzyć.


    - Poza tym – dodał, kiedy skończył, - może być ten sarkofag. Może wykorzystam ten wątek w którejś ze swoich książek – to nie było wcale takie głupie, no i  to chyba fajna przygoda.
    - Wiesz, chciałbym żeby więcej dni było takich jak ten – powiedział dużo poważniejszym tonem.
    - Nie chodzi nawet o picie po kryjomu, a o takie spotkanie, bycie po prostu sobą. Brakuje mi tego – zwykle niewiele osób widziało go w takim stanie. Często przesiadywał w barach i słuchał ludzi, ale to inna sprawa.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Śmiała się, szczerze, bez oporów, chwytając w płuca przenikliwy chłód listopadowego dnia. Choć mróz wbijał się igiełkami w jej krtań, nie przejmowała się tym zupełnie. Nie zwróciła nawet uwagi, gdy szalik, szczelnie zawinięty pod szyją, rozplótł się i powiewał wesoło w rytm figur tanecznych, które wspólnie wykonywali. Płynęła pomiędzy alejkami ze swobodą, co jakiś czas przyglądając się twarzy przyjaciela. Choć znała ją na wylot, choć potrafiłaby w myślach odtworzyć każdą krzywiznę jego rysów, to wciąż nie nudziła się jej widokiem. Uwielbiała patrzyć, gdy zdejmował maskę powagi i uśmiechał się szczerze, a w jego oczach igrały filuterne ogniki przypominające jej czasy, gdy byli jeszcze dziećmi. Gdy nie nosili na sobie jarzma dorosłości i odpowiedzialności, którą musieli się wykazywać, choć ta jej własna kulała i wcale nie miała się dobrze.
    Dziękuję, mój drogi. Jesteś jednym z nielicznych, którzy są w stanie za mną nadążyć – stwierdziła i zaśmiała się ponownie, niemal krztusząc powietrzem. Opary oddechu osiadały na jej twarzy coraz mocniej, wprost proporcjonalnie do ilości alkoholu, którą spożywali. – Już uważam go za jeden z najlepszych dni – uspokoiła go i poklepała po dłoni, gdy wydostała twarz z przyjemnych objęć i ciepła jego piersi. Musiała przyznać, że czuła alkohol w swoim organizmie. Wprawdzie potrafiła wypić całkiem sporo, jednak dzisiaj wszystko zdawało się uderzać w nią ze zdwojoną siłą. Przyjemne kołysanie, w które zostało wprawione jej ciało, rozleniwiało zmysły, tłamsiło je, rozciągało i sprawiało, że czuła się niczym we śnie. W przyjemnym, kojącym śnie otulanym obecnością kogoś, kto był jej niezwykle bliski i zawsze czekał, gdy tylko miała jakiś problem. Była mu wdzięczna za to, że nie dopytywał, że nie rozwodził się nad moralnością każdego czynu i miał w sobie przyzwolenie na tak wiele odstępstw od ogólnie przyjętych zasad. Wiedziała także, że nikt nie mógłby zarzucić im tak intensywnego spotykania się, z uwagi na status klanowy oraz zażyłości rodzinne. Wszystko układało się niemal idealnie i sprzyjało im, za co była wdzięczna bogom, choć dziękczynienia swe wypowiadała niezwykle nieśmiało i w obawie, że zapeszy i coś nie pójdzie tak, jakby tego chciała. Choć była też gotowa stwierdzić, że gdyby tak było, zrobiłaby wszystko, aby utorować sobie drogę do tego, czego pragnęła, własnoręcznie.
    Zamrugała błękitnymi, wielkimi oczami, jakby niezupełnie zrozumiała, co Karl do niej powiedział Zrobiła to z całkowitą rozmyślnością, gdyż przecież wyraźnie czuła, że alkohol zaczął na nią działać już jakiś czas temu. – Aaaale z ciebie kłamczuch. Ale dobrze, skoro mówisz, że nie, to ja się jeszcze napiję, żeby jednak zmienić ten stan – zachichotała i sięgnęła ponownie, zupełnie nie pytając o zgodę, do piersiówki, z której zaczerpnęła pokaźny łyk. Było jej przyjemnie i ciepło, gdy szli dalej przez park. Zwiesiła się na ramieniu pisarza i przytuliła policzek do mechatego płaszcza, który miał na sobie. Materiał przyjemnie drapał ją w skórę i powodował ściszone rozbawienie. – Nie przepadnę, Karl. Nie przepadnę. – Westchnęła, poruszali się instynktownie, doskonale znanymi drogami, tymi, które już nie jeden raz przemierzali. – Wiesz co? To trochę mało. Chciałam kupić jakieś mieszkanie w Midgardzie, nie chcę ciągle myśleć o powrotach do rodzinnych włości, do Danii… do Aarhus. Ale po tym, co wyczyniłam, nie wiem, czy rodzina się zgodzi – zasępiła się i mocniej przylgnęła do jego boku. – Trochę wpuściłam się sama w maliny. – Przyznała. Momentalnie dobry humor zaczął topnieć, jednak Sørensen w porę uratował go swym popisem recytatorskim. Pokręciła głową i westchnęła teatralnie. – No wiesz… teraz to jak nic muszę się zgodzić, głupolu – Udawała, że robi to z niechęcią, jednak cieszyła się na myśl o takim obrocie spraw. – No to w takim razie masz zaklepany sarkofag. Jednak dam ci do niego koc i jak bardzo będziesz chciał, to opowiem ci jego historię. Ale tylko o północy, bo wtedy jest strasznie i istnieje ryzyko, że pojawi się duch. Co ty na to? – Stwierdziła, że podpuści go nieco dziecięcym żartem. Ostatecznie jednak spoważniała i zrobiła zafrasowaną minę, spoglądając na ziemię, ku swoim stopom, które przebierały raźno i pokonywały kolejne metry chodnika. – Wiem o czym mówisz, Karl. Naprawdę. Też mi tego brakuje. Czasami mam wrażenie, że się duszę. Duszę tym wszystkim. Kocham to, co robię, ale wymagania rodziny… Bogowie. Nie umiem temu sprostać. – Zamilkła na chwilę, jednak w końcu odważyła się unieść swe oczy i złapać kontakt z Sørensenem. Wodziła po jego intensywnie niebieskich tęczówkach, doszukując się w nich iskry podobieństwa. – Myślisz, że to w ogóle możliwe? Że kiedyś będzie lepiej, bo z upływem lat wszystko staje się trudniejsze, obowiązków przybywa, jak i oczekiwań. Potem już tylko proza życia. Rodzina, własna… Może. Nie wiem. Nie umiem o tym myśleć. Duszę się. Duszę. – Jak na zawołanie sięgnęła dłonią do własnej szyi, by objąć ją zimnymi palcami, a potem poluzować jeszcze bardziej szalik. Choć metaforycznie, to jednak faktycznie czuła, że coś zalega jej na płucach i nie pozwala zaczerpnąć powietrza.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl uśmiechnął się ciepło do Lumikki.
    - Staram się, ale łączy nas coś wyjątkowego, chyba nie możesz zaprzeczyć, co? - miał wrażenie, że ona rozumie go w równie wielkim stopniu jak on ją. Sørensen wierzył w pokrewieństwo dusz, więc w tym wypadku był pewien, że tak między nimi było. Potrafili się zrozumieć, nawet kiedy milczeli. Jakby spojrzenie czy gest wystarczyły. Co ciekawe, miał tak bardzo rzadko z kimkolwiek, mógłby policzyć te osoby na palcach jednej ręki. To sprawia, że Lumi naprawdę zajmowała szczególne miejsce w jego sercu.
    - Cieszę się, naprawdę – o to przecież chodził, by dzień był dobry, a nie stracony. On sam doskonale się bawił, nawet jeśli przez chwilę został ofiarą i pośmiewiskiem dla innych. Nieważne. Nie obyło się bez śmiechu, to w tym było najważniejsze.
    Jedno spojrzenie w oczy tego dziewczęcia wystarczyło, by poczuł się lepiej. Potrafiła go zrozumieć i rozbawić – tak, musieli być sobie pisani, nawet jeżeli tylko w przyjacielski sposób. Nie zrezygnowałby z niej, nigdy. Była wyjątkowa, stanowiła inspirację i natchnienie. Nie musiał jej tego mówić na głos, jeśli to czuła, to dobrze, a jeśli nie, sprawi, by to odczytała między wierszami.
    Wysłuchał jej uważnie, gdy mówiła o swoich planach i troskach. Miał świadomość, że potrzebuje swobody, chociaż tak wiele przeszkód miała na własnej drodze.
    - Mnie rodzina wykopała, więc mam lepszą sytuację – zauważył. Mówił to żartem, ale nie był daleki od prawdy. Zawiódł swoją rodzinę, mimo wszystko. - Mogę robić, co chcę, bo tak wybrałem – odetchnął głęboko po czym ze świstem wciągnął w płuca zimne powietrze.
    - Może daj sobie chwilę na pokazanie innym, że jesteś odpowiedzialną osobą? - zaproponował. - Niezależność jest dobra, ale jeśli nie chcesz znów podpaść rodzinie, może poczekaj trochę? Wytrzymasz tyle, jesteś dzielna – mówił poważnie. Uważał, że sobie poradzi.
    - Też myślę, że to byłby dobry krok, ale boję się, że nie wszyscy to dobrze zrozumieją. Daj im coś, co im się spodoba, udobruchaj nieco towarzystwo i wtedy spróbuj – poradził.
    Zaśmiał się, gdy padły słowa o sarkofagu.
    - Zgoda, zgoda, może być – osobiście wolałby nie słuchać o przeklętych duszach i tym podobnych rzeczach, a tym bardziej spotkać jakiegoś ducha. Niemniej lubił przygody, a te stanowiły świetną inspirację do książek.
    Gdy Lumikki posmutniała, Karl milczał. Chciał, by przyjaciółka się wygadała, będzie jej lżej. Chociaż on sam nie wypił za dużo, pomyślał, że i tak może się odezwać szczerze, bo przecież nie mieli przed sobą sekretów. Ona wiedziała, że wcale nie było mu łatwo. On to samo wiedział o niej.
    - Przynajmniej robisz coś, co w ich oczach nie wygląda jak marnotrawienie czasu. Spójrz na mnie, powinienem jak inni zajmować się rodzinnym interesem, a tymczasem bawię się w pisanie. Nikt nie chce zrozumieć, że ja pracuję na nasze nazwisko w inny sposób. Chcę, by było słyszalne i dobrze się kojarzyło, czyli dążymy do tego samego, a mimo to… - wzniósł ręce w geście bezradności.
    - Jestem jak wyrzutek we własnej rodzinie. Na swoje życzenie, ale miałem nadzieję, że zostanę zrozumiany, a tu nic z tego… - ciągle miał nadzieję, że ktoś go przeprosi. Karl nigdy nie chciał źle dla swojego klanu. Obrał tylko własną drogę, inną, trudniejszą.
    - Lumi – spojrzał na nią z powagą. - Wiesz dobrze, że mam podobnie. Oczekuje się ode mnie dużo, a ja za każdym razem zawodzę swoich bliskich. Co do własnej rodziny, tak, wiem, że to już taki wiek. Sam jestem kawalerem, na co wszyscy patrzą z podejrzliwością. Gdybym zajmował się rodzinnym fachem, miałbym już żonę albo co najmniej narzeczoną. Ale teraz? Nie chcę być z kimś, kto poleci jedynie na nazwisko lub moje pięć minut sławy – wyznał.
    - Czy można się ożenić z kimś, kogo się nie zna i nie darzy uczuciem? - co innego, jeśli się kogoś zna, jest chociaż w dobrych stosunkach, czy się przyjaźni. - Powiedz mi, czy jest ktoś, do kogo coś czujesz? - zapytał z ciekawości i spojrzał na dziewczynę uważnie. Był ciekaw, czy to wszystko ma związek z kimś, kto pojawił się w jej życiu i może nie odpowiada jej rodzinie? Martwił się o nią, bo nie wyglądała najlepiej. Chciał jej jakoś pomóc, ale jak? Co mógł jej podarować, oprócz swojej lojalności, zrozumienia i ciepła?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Zmęczenie dniem powoli wstępowało w jej ciało błogą wiotkością i bólem obecnym we wszystkich kościach. Był to jednak dobry rodzaj zmęczenia – odświeżający, dający nadzieję, pokazujący, że życie toczy się wciąż, a zastój, który czuła przez ostatnie tygodnie był jedynie czymś przejściowym. Odetchnęła pełną piersią. Czerwień policzków powoli odstępowała i skóra pozostawała jedynie subtelnie zaróżowiona. Było jej dobrze, tak dobrze, że mogliby tak wędrować bez przerwy przez kolejne dni – ścieżynami pokrytymi szronem, z płatkami śniegu opadającymi spiesznie z nieba i osiadającymi na rzęsach i włosach. Odcięci od zgiełku i mający tylko swoją przyjaźń, swoją bliskość i ciepło dłoni splatających się razem, gdy chwyciła jego palce i pociągnęła za sobą ku pokrytej bielą kapliczce. Zrobił wszystko, by ten dzień uczynić dla niej wyjątkowym. Spojrzała na przyjaciela z zadowoleniem.
    Jest wspaniale – przyznała, jednak jej malinowe usta wykrzywiły się chwilę później w grymasie posępnej powagi. Wiedziała, że i on zmagał się z podobnymi rozterkami, że musiał spoglądać w pełne niezadowolenia oczy krewniaków, bo nie zrobił tego, czego oczekiwali. Ilekroć słyszała podobne historie, czuła złość. Nieprzeniknioną wściekłość na tych, którzy rościli sobie prawo, by zarządzać pragnieniami innych. Mogli wprawdzie pozornie robić to, co chcieli jednak właśnie kosztem tego rozczarowania i niechęci wzbudzanej w bliskich. Choć sądziła, że jej los nie był aż tak paskudny, to jednak czuła więzy, które ją ściskały i nie pozwalały zrobić więcej kroków na przód. Zacisnęła place na jego dłoni, drugą rękę zwinęła w piąstkę.
    Sądzę, że w ich oczach nigdy nie będę starczająco odpowiedzialna. Owszem wiem, wiele im zawdzięczam i często ratują mnie z kłopotów, jednak wciąż widzę ten zawód, który maluje się w ich oczach. Bo nie jestem wystarczająco dobra, wystarczająco idealna na wzór lalki siedzącej na wystawce, by ją podziwiano. – Jej usta jeszcze mocniej wykrzywiły się w niezadowoleniu, a na czole wykwitło kilka subtelnych zmarszczek mimicznych. Szybko jednak złagodniała, gdy Karl zaczął mówić więcej, opowiadając o własnych troskach, najwyraźniej zachęciła go do szczerości swoją własną wylewnością. Zapewne alkohol robił też swoje, jednak wiedziała, że mężczyzna był w jej towarzystwie zwykle bardzo otwarty. Czuli się przy sobie bardzo swobodnie i dzięki temu mogli co jakiś czas wyrzucić z siebie wszystkie zmartwienia, by nie dusić ich i nie marnieć zadręczając się o to, co się wydarzyło. Zmrużyła oczy, kiwając lekko głową. Chciała dać mu do zrozumienia, że wie o tym wszystkim i że potrafi się wczuć w to, co przeżywa. Wiedział, że pałała złością do jego rodziny za to, że traktowali go pobłażliwie, że nie chcieli z nim często rozmawiać, bo sam wybrał swoją drogę. Było jej przykro i miała ochotę wytknąć im wszystkie błędy, choć zwykle czyniła to jedynie w myślach, gdyż w rzeczywistości brakowało jej czasami odwagi. Ponadto, rodzina ceniła sobie dobre relacje z klanem Karla.
    Przystanęła na moment i uniosła oczy na mężczyznę, poszukując nici jego spojrzenia, by ją schwytać i przytrzymać.
    Karl – rzuciła do niego i oczekiwała na reakcję. Nie chcąc być natarczywą, jednak idąc równocześnie za podszeptem serca, uniosła dłoń, która zwinięta wcześniej w pięść, pozostawała teraz swobodnie otwarta, i przyłożyła ją do chłodnego policzka Sørensena. – Karl, popatrz na mnie – poprosiła łagodnie i gestem odwróciła jego twarz w swoim kierunku. Pogładziła go po miękkiej skórze. – Jesteś najlepszym, co mogło spotkać twój klan. Jesteś wspaniałym pisarzem. Będziesz szczęśliwy, zobaczysz. Musisz być. – Wpatrywała się przez dłuższą chwilę w jego oczy, po czym odsunęła palce i zaczęła kontynuować spacer. Pytanie, które padło następnie, zupełnie ją zdziwiło. – Chyba świat widział zbyt wiele takich historii… – aranżowane małżeństwa nie były niczym nowym. – Ale skąd to drugie pytanie? – wyraziła zaskoczenie. – Ja… Nie rozumiem. Nie myślałam o tym… – przyznała zupełnie szczerze. Zdawało się jej, że zawsze sprawy miłosne pozostawiała na dalszym planie. – Nie liczę nauczyciela run, do którego wysyłałam miłosne wyznania w wieku trzynastu lat – zaśmiała się niezręcznie i spojrzała na Karla, a na jej policzkach pojawił się rumieniec zawstydzenia. – Zaskoczyłeś mnie tym. Czy wszystko dobrze? Może ciebie coś gryzie? Ktoś się pojawił w twoim życiu? – zapytała gorączkowo, chcąc przerzucić uwagę z siebie na Sørensena.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl pokiwał głową ze zrozumieniem.
    - Wymagania innych bywają wrzodem na tyłku – powiedział cicho. - Czasem, ba, nawet bardzo często wydaje im się, że mogą nam wszystko narzucić. Tak się nie da, w końcu mamy swoje charaktery, talenty, życie, którym nikt nie powinien sterować. Czasem mam wrażenie, że ojciec bywa hipokrytą, bo chciałby, abym zajął się rodzinnym interesem, a sam wziął sobie za żonę artystkę, która szła własną drogą i robiła, co chciała. To chyba było prawdopodobne, że któreś dziecko pójdzie w jej ślady. I jak już poszedłem za głosem serca, nagle stałym się tym złym, bo chcę być sobą. Czy to takie złe? Uczyłem się, pracuję na to, by nazwisko Sørensen dobrze się kojarzyło. Popadliśmy w niełaskę, jasne, ale to nie znaczy, że nie możemy się ratować w inny sposób. Każdy jest dobry, jeśli okupiony jest ciężką pracą – to bardzo ciążyło mu na sercu. Robił to, co kochał, ale jakaś jego część – mimo iż zdawało się, że się nie przejmuje niczym – bardzo chciała usłyszeć słowa pochwały od bliskich. Nie robił innym na złość, po prostu chciał być sobą. Rozumiał Lumikki i jej problemy. Jej klan był bardzo wpływowy i każdy się z nim liczył. Szkoda by było jednak, gdyby dziewczyna utknęła w tym wszystkim sama.
    - Lumi, jesteś świetną osobą, nigdy o tym nie zapominaj. Może nie jesteśmy wzorami, jakie chcieliby widzieć nasi krewni, ale to nic. Jeśli sami siebie akceptujemy, to jest najważniejsze. Ja czuję się dobrze we własnej skórze – taka była prawda. Był sobą, nie udawał nikogo i to mu pasowało. Był jaki był, ale najważniejsze, że potrafił sobie poradzić w życiu. A inni… ich problem, czy go akceptowali, czy nie.
    Gest Lumi bardzo go rozczulił. Chyba faktycznie alkohol działał.
    - Dziękuję ci, Lumikki – powiedział poważnie, na chwilę zatapiając się w jej oczach. - A ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką, której bym nie zamienił na nikogo innego. Nie wątp w siebie – uśmiechnął się.
    Karl zawsze uważał na to, co mówi o sobie innym, ale nie musiał się hamować przy swojej przyjaciółce. Ona i tak znała go tak dobrze, że nie musiał nawet się wysilać na słowa. Czytała z jego gestów i mimiki twarzy jak z książki. Nie wznosił murów wokół siebie, kiedy byli razem. Nie chciał nigdy przy niej kłamać i grać kogoś innego. Przyjaźń jaka ich łączyła była naprawdę cenna i wspaniale było ją posiadać. Nie chciał tego zepsuć, bo kiedy waliło się wszystko inne, to właśnie ostoja jaką sobą reprezentowała była dla niego najlepsza i najważniejsza.
    - Tak, w naszym świecie to norma. A pytam z ciekawości – powiedział szczerze. - Bo wiesz, nie chcę dostać od kogoś w zęby za to, że spędzam z tobą tak wiele czasui w taki bliski sposób. Dla nich chyba naturalne wydawały się pewne gesty i słowa, ale nie każdy mógł to zrozumieć.
    - Zasługujesz na kogoś, kto będzie cię kochał za to, jaka jesteś, a nie z jakiej rodziny pochodzisz – powiedział to poważnie, z namysłem.
    - I kto będzie pozwalał na to, czego chcesz. Kto będzie akceptował twoje zalety i wady. Kto cię przytuli i nie będzie zadawał pytań, gdy sobie nie będziesz ich życzyła. Kto nie będzie widział w tobie tylko eksponatu muzealnego i pozwoli na to, czego sama byś sobie życzyła – pstryknął dziewczynę w nos i uśmiechnął się.
    - W moim życiu nie ma niczego, o czym byś nie wiedziała – tak było w istocie. Nie ukrywał przed nią niczego. Ktoś patrząc z boku powiedziałby, że zachowuje się przy niej jak zadurzony chłopak, ale może i tak było. O swoich uczuciach nie mówił wiele, sam nie chciał się do nich przyznawać, bo czasem było łatwiej się oszukiwać, niż przyznać na głos coś, co mogło się zdawać oczywiste dla innych.
    - Poza tym, kto by mnie chciał? - zapytał. - Chyba, że któraś poleci na rodzinną biżuterię, to co innego – zażartował.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Byli w tym razem – dusili się we własnych rodzinach, choć w rzeczywistości bardzo kochali swych krewniaków. Lumikki nie wyobrażała sobie urodzić się gdzie indziej i nie potrafiła zapomnieć o swych rodzicach oraz rodzeństwie, choć nie zawsze zgadzała się z ich postrzeganiem świata. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego, choć przecież starali się być postępowi, w wielu kwestiach mieli problemy z tym, co ona chciała robić. Wprawdzie, nie robiono jej wyrzutów, gdy wybrała swoją ścieżkę zawodową, jednak stawiali pewne ograniczenia – nie mogła uczestniczyć we wszystkich ekspedycjach, na pewno nie w tych odległych, wykraczających poza granice Skandynawii, musiała być niezwykle ostrożna i nie mogła ujawniać się ze swymi wszystkimi zainteresowaniami. Choć ktoś mógłby stwierdzić, ze posiadała naprawdę wiele – jej ambicje były ogromne, potrzeby wyrażania siebie pozbawione granic, więc nie potrafiła zadowolić się takimi ochłapami swobody.
    Westchnęła czując, że kamień odpowiedzialności zgniata jej duszę.
    Tak się cieszę, że to wszystko mówisz. Wiesz, czasami to jest dla mnie niezwykle ważne, znowu usłyszeć kogoś, kto myśli tak jak ja, kogoś kto rozumie. A ty rozumiesz mnie doskonale, tak jak ja chcę rozumieć ciebie. – Gdyby ktoś posłuchał ich z boku, uznałby, że głoszą herezje, choć były one zupełną prawdą, choć nie mieszczącą się w ramach przestarzałego myślenia członków klanów. Czasami chciała stanąć naprzeciwko nich i pokazać im środkowy palec, lub język, lub obydwa. Chciała przekląć siarczyście i uciec, jednak korzenie trzymały ją niezwykle mocno i nie pozwalały na ostateczne rozwiązanie sytuacji. – Tak, ja akceptuję to, jaką osobą jestem. Nie zmieniłabym nigdy nic. Dobrze mi z tym. Może się to komuś nie podoba, ale co mi tam. – Zaśmiała się, by przerwać smutek wybrzmiewający w głosie i uniosła rękę, by pogrozić jakiejś wyimaginowanej osobie. Ciepłe powietrze uleciało z jej ust białą chmurką pary.
    Zaciekawienie nie potrafiło opuścić jej lica, gdy Karl odpowiadał na zadane pytanie. Choć to bardzo ją zdziwiło, nie dopatrywała się w nim złego zamiaru lub wścibskości. Naturalnym było, że troszczyli się o siebie i opowiadali o wielu sytuacjach z życia. Kolejne słowa układały się jednak w melodię, w której wybrzmiewały dziwne, nieznane jej nuty, choć skarciła się, że być może próbuje coś nadinterpretować. – Nie dostaniesz od nikogo w zęby, nigdy w życiu, bo ja na to nie pozwolę Karl, ja nigdy nie wyrzekłabym się naszej przyjaźni. W żadnej sytuacji. Nigdy, nic tego nie zmieni. Możesz być pewien. – Na znak, że nie żartuje, oplotła jego ramie dłońmi i przytuliła się, wciąż idąc raźno przed siebie. – Jesteś mi tak bliski, że gdybym cię kiedykolwiek zostawiła, byłabym niepełnym człowiekiem. – Była odważna w swych słowach i nie zamierzała kryć się z tym, jak wiele dla niej znaczył. Znał ją najlepiej na świecie, ona sama wiedziała o nim wszystko, więc gdy zapewnił ją, że u niego nic się nie zmieniło, westchnęła. Czasami, ale tylko czasami, chciała, aby coś jednak przed nią ukrywał, aby sprawił jej kiedyś niespodziankę i powiedział, że jednak w jego życiu zaszły zmiany. By chciała dla niego jak najlepiej.
    No daj spokój. Jesteś wspaniały, przecież ci to już powiedziałam. Szczerze, to pewnie jest na pęczki kobiet, które by zabiły się za to tylko, abyś na nie spojrzał. Masz zniewalające spojrzenie – powiedziała i odwróciła do niego twarz, mrugając zadziornie. Był wspaniałym mężczyzną. Iskierka rozbawienia przeskakiwała pomiędzy jej tęczówkami, gdy w końcu sięgnęła za pazuchę po piersiówkę i przyłożyła ją do ust, by upić nieco. Odetchnęła głęboko. – Zobaczysz, wszystko się ułoży – dodała i wyciągnęła ku niemu dłoń, aby również się poczęstował.
    Widzący
    Karl Sørensen
    Karl Sørensen
    https://midgard.forumpolish.com/t1077-karl-srensen#7152https://midgard.forumpolish.com/t1079-karl-srensen#7157https://midgard.forumpolish.com/t1078-sabine#7155https://midgard.forumpolish.com/f101-karl-srensen


    Karl rozumiał Lumi i wiedział, że ona odpowiada mu tym samym. Może nie zdradzał się do końca z właściwymi wobec niej uczuciami, ale nie chciał jej tym przytłaczać. Przecież ich przyjaźń była piękna, nieprawdaż? Sørensen potrafił kochać coś więcej niż tylko swoją pracę. Z boku wydawało się, że jest inaczej. Trzeba go było znać lepiej, by domyślać się prawdy. Zależało mu nie tylko na tej dziewczynie, z którą był właśnie w parku, ale też na bliskich. Klan nie akceptował go w pełni, ale on odczuwał wszystko to, co oni. Każda porażka bolała go mocno, a każdy sukces cieszył jak własna wygrana.
    - Zawsze, Lumi, zawsze – uśmiechnął się do niej ciepło. - Wiem, że musisz tego słuchać, bo należy ci się to wszystko. Jesteś wyjątkową osobą i musisz to wiedzieć. Poza tym jesteśmy młodszym pokoleniem, mamy prawo do własnych sukcesów i błędów. Gdybyśmy nie mieli siebie nawzajem, byłoby nam o wiele ciężej
    – w jego wypadku tak było. Przyjaciele podtrzymywali go przy tym, że dobrze wybrał. Nie miał większych wątpliwości, ale jak każdy szukał uznania we własnym środowisku. To było naturalne.
    - Jeszcze będą z nas dumni, zobaczysz – powiedział poważnie, ale czy z przekonaniem? No właśnie, to nie było już takie oczywiste. Bardzo tego chciał, ale musiałby się wspiąć na wyżyny, byleby tylko zostać zauważonym.
    Wysłuchał zapewnień dziewczyny o tym, że nic nie zmieni ich relacji i uśmiechnął się lekko, chociaż wnikliwy obserwator powiedziałby, że było w tym widoczne coś jeszcze, jak gdyby lekki smutek. Zupełnie, jakby nie mógł zrobić kroku do przodu i pozostać w jednym miejscu. Nie było to złe, a skąd, to było wspaniałe, ale jakaś cząstka jego osobowości mówiła, że to nie wystarczało mu tak do końca. Może mu przejdzie, a może nie, zobaczymy. Najważniejsze było to, że zawsze mógł na nią liczyć.
    - Co ja bym bez ciebie zrobił, hmm? - tym razem jego uśmiech był weselszy. - Dobrze, że jesteś – co mógł powiedzieć więcej? Nie potrzebowali słów, wystarczyły czyny i spojrzenia. Gesty są czasem ważniejsze.
    - Mam nadzieję, że nie będziesz mnie z nikim rozdzielać – zaśmiał się. - Ale nie obiecuję, że do tego nie dojdzie – znając siebie to można się wszystkiego spodziewać. W końcu czuł do niej coś więcej i nie pozwoli nikomu na krzywdę wobec niej. Zawsze będzie stać na straży jej dobra, w takiej roli, w jakiej będzie go chciała widzieć.
    Na jej słowa, spojrzał na nią znacząco.
    - Naprawdę to działa? - zapytał, wciąż się w nią wpatrując. Chciałby, żeby tak było.
    Kiedy przyjaciółka podała mu piersiówkę, przyjął ją i też z niej solidnie pociągnął. Trunku już zaczęło brakować, więc to chyba był znak, by kończyć spacer. Zimno było tak dotkliwe, że na dłuższy czas nie dało się wytrzymać.
    - Nie wiem jak ty, ale ja bym się chętnie zaszył w jakimś ciepłym miejscu. Ten mróz na dłuższą metę jest okropny, chociaż twoja obecność zdecydowanie ociepla atmosferę.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nigdy nie narzekała na brak optymizmu, daleka od pogrążania się w beznadziejności, zawsze uważała, że prędzej, czy później dotrze do rozwiązania problemów. Nie miała wątpliwości co do talentów własnych i Karla – choć niekoniecznie podążali za wzorcem, który nakreślała im rodzina, to jednak byli niezwykli i uzdolnieni. Trzeba było mieć jedynie nadzieję, że klan w końcu spojrzy przychylniej na ich poczynania, godząc się  raz na zawsze z tym, że nie zmienią kierunku, w którym podążali. Obdarzyła przyjaciela szczerym uśmiechem, gdy usłyszała jego słowa. Rum grzał ją porządnie, choć była gotowa stwierdzić, że najwięcej czyniła jego obecność i słowa, które dla niej miał. Gorycz minionej porażki rozpływała się w słodyczy wspólnie spędzanych chwil. Była mu wdzięczna – z całego serca – choć nie potrafiła w pełni wyrazi wszystkiego tego, co w niej siedziało. Wychodzili powoli z gęstwiny rosnących dookoła drzew. Nie wiedziała kiedy minęło tyle czasu, bo słońce wyraźnie bledło, a drobne chmury zasnuwały niebo kradnąc ostatnie jego promienie. Westchnęła przeciągle i spojrzała w stronę mężczyzny.
    Też się cieszę, że jesteś. Chcę, żebyś zawsze był. Nie dałabym bez ciebie rady – przyznała z rozbrajającą szczerością i wcisnęła mu własną rękę do kieszeni płaszcza, odnajdując w niej ciepło, którego potrzebowała. Zamiast złościć się na jego stwierdzenie tyczące się potencjalnego obiektu żywionych uczuć, pokiwała głową pobłażliwie. – Wylądujecie wtedy obydwoje za drzwiami i nie będę się odzywać do was już nigdy. – Musiał wiedzieć, że żartuje, gdyż słowa wypowiadała z niezwykłą lekkością i swobodą. Mówiła o sytuacji zupełnie abstrakcyjnej, jednak już teraz wiedziała, że nie zniosłaby, gdyby jej przyjaciel miał cierpieć z powodu niedomówień i braku sympatii. Pozwoliła, aby cisza zaległa pomiędzy nimi nieco dłużej. Myśli wędrowały ku uczuciom, o którym zdawało się, że nie miała pojęcia. Nigdy nie widziała nic poza pracą naukową i choć potrafiła nawiązywać liczne relacje, bo kochała ludzi, to jednak nie marzyła o niczym, co mogłoby zaistnieć pomiędzy nią, a drugą osobą. Historie o księżniczkach i książętach były dla niej odległe, zwykle wolała opowieści, w których ludzie przezywali ogromne przygody. Dziecięce rozbawienie wstąpiło na jej lico i w końcu przerwała szmer przyrody własnymi słowami. Mrugnęła do Karla.
    No oczywiście, że działa. Sądzę, że połowa kobiet wydłubała mi oczy, a druga połowa wyrwała wszystkie włosy z głowy za to, że tak bezkarnie się z tobą prowadzam. Bogowie, że mogę cię bez skrępowania przytulać! – zaszczebiotała i objęła go mocno ramionami. Nie zamierzała odpuszczać i zaprzestawać swej złośliwości, choć wiedziała doskonale, iż mówi prawdę. Była świadoma, że jej przyjaciel nie należał do mężczyzn wobec których ludzie pozostawali obojętnymi – miał swój czar i był przystojny. Szturchnęła go w bok.  
    Spojrzała na niebo, sama zaczynała odczuwać dojmujące zimno, nawet gdy ogrzewali się tak sumiennie. Miał rację, należało zaszyć się gdzieś. – Hm. Możemy wpaść do mojej galerii. Jest dzisiaj zamknięta, więc będziemy mieć przestrzeń dla siebie. W mojej pracowni jest niewielki kominek i mam w szafce zapas wina. Co ty na to? – zagadnęła, lecz nie zamierzała czekać na jego odpowiedź, pociągnęła go więc za rękę, by skierowali swe kroki w stronę starego miasta.

    Lumikki i Karl z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.