Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    08.11.2000 – Doki – A. Mortensen & Bezimienny: L. Oldenburg

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    08.11.2000

    Nie przepadała za momentami, gdy coś szło nie po jej myśli, zwłaszcza gdy spieszyła się i zależało jej na czasie. Wątki pędzące we wszystkie strony ciągle utwierdzały ją w przekonaniu, że coś jej umyka, że znowu się spóźni, że kolejny raz to, co ważne wymsknie się jej spomiędzy palców i przepadnie. Wtedy, gdy w końcu zaczynała powoli dochodzić do siebie, gdy układała życie na pierwotnych torach, musiała znowu spotkać się z przeszkodą, której nie potrafiła pokonać spokojnie i bez wyjątkowego nadwyrężania swoich nerwów. Odbicie się od szerokich barków mężczyzny, który sądząc po lichym zaroście, ledwie liznął dorosłość i miał jeszcze pod nosem mleko, było niezwykle nieprzyjemne. Zmierzyła go spode łba i chrząknęła; stał murem i nie pozwalał jej zrobić korku do przodu. Roziskrzone latarnie były dzisiaj jedynym źródłem światła, choć doki nawet w nocy okazywały się niezwykle gwarne i kolorowe, jakby nigdy nie zachodziło nad nimi jasne światło interesu i handlu. Musiała dostać się na pokład statku, gdyż w ładowni czekało na nią niezwykle cenne znalezisko, a myśl o nim sprawiała, że panna Oldenburg oddychała szybciej, a na jej twarzy wykwitał rumieniec ekscytacji. Czekała na wieści od grupy archeologów spod Grágæsadalur przeszło dwa miesiące, a teraz, gdy stała o krok od położenia swoich rąk na fragmencie usłanego runami kamienia, pochodzącego z tamtejszej świątyni, wyrósł przed nią człowiek, który twierdził, że nie może dzisiaj sprawdzić ładunku, gdyż czekają do jutra i ani śnią minuty wcześniej dopuszczać kogokolwiek. Zwłaszcza bez oficjalnego pisma wskazującego, że to właśnie ona jest upoważniona do odbioru. Prawdopodobnie w szale, w biegu przez miasto zapodziała gdzieś dokument, a niekończąca się noc spowodowana przedziwnymi anomaliami, nie ułatwiała w znalezieniu zguby.
    Nich mnie pan posłucha! Ja muszę sprawdzić, czy wszystko jest w porządku i czy nie przerzucaliście płyty, swoim paskudnym zwyczajem, niczym worek ziemniaków. Zdaje sobie pan sprawę, jak bardzo jest to cenna rzecz? – Łypnęła nań okiem i oparła pięści o biodra, kolejny raz próbując wyminąć rosłego chwata, który jednak zrobił ledwie pół kroku i sprawił, że ponownie odbiła się od jego postawnej sylwetki. Zaśmiał się przy tym niemiło i wskazał palcem miejsce, gdzie powinna teraz być – brzeg i chodnik, który ciągnął się po przeciwległej stronie przerzuconego przez wodę mostka. – No niechże pan się przesunie! – Była tak rozgorączkowana, że znowu podjęła próbę przejścia, ta jednak zakończyła się niepowodzeniem.
    –  Czy panienka nie rozumie, jak mówię, że dzisiaj nie ma szans, a bez papierów już zupełnie? Równie dobrze, mógłbym wpuścić tu bezdomnego z ulicy, który twierdziłby, że ładunek należy do niego i nazywa się Oldenburg, czy inny wielmożny, gówno mnie to obchodzi jakiego nazwiska. – Nieprzyjemny głos wbił się w jej uszy i zaświdrował w głowie, na co westchnęła z oburzeniem i wywróciła oczami. – Więc radzę, zmywać się stąd. Do-wi-dze-nia! – Ciężkie łapsko wylądowało na jej ramieniu, a poirytowany marynarz, przesunął ją z taką łatwością, jakby przestawiał szmacianą laleczkę. Lumikki żachnęła się i poczęła wymachiwać pięścią, która pomimo jej słusznego wzrostu, sięgała jedynie nieco ponad głowę draba, chcąc rozepchać się na tyle, by mu się wysmyknąć i uciec.
    Proszę mnie zostawić! Co pan sobie myśli, że można mnie tak przerzucać?!  Niech no się tylko dowie pana przełożony, jak ma pan na imię?! Halo, halo! – Była gotowa użyć paznokci na twarzy młodego mężczyzny, który z głupim uśmiechem, choć już nieco spełzłym na rzecz czystej wściekłości, zaczął przeciągać ją w stronę brzegu.
    Nie rycz, kobieto. Postradałaś zmysły. Radzę się uspokoić i wrócić, jak znajdzie się papier i koniecznie jutro, bo dzisiaj, jak już mówiłem, nie ma szans. – Prowadził ją dalej, choć wiła się niczym piskorz i nie ułatwiała mu zadania. W takich momentach czuła się wyjątkowo bezsilna, więc ostatkiem determinacji postanowiła wbić swój mały obcasik w stopę marynarza i umknąć mu w chwili, gdy zatoczył się przeszyty boleścią rozchodzącą się wzdłuż nogi wprost do kręgosłupa.
    Kurwa! – Sapnął, a Lumikki z rozwianymi włosami przecisnęła się brzegiem pomostku, by dopaść do upragnionego pokładu langskipu. Czuła już niemal chłód kamienia, czytała w wyobraźni runy, którymi był usłany, widziała go, był namacalny, jednak z resztek marzeń wybił ją pewny chwyt i szarpnięcie, gdy dryblas w ostatnim momencie złapał ją za rękę. – Nigdzie nie pójdziesz, czarci pomiocie! – Ryknął.
    Pomocy! Ktokolwiek! – Krzyknęła teatralnie, uśmiechając się złośliwie półgębkiem, jakby na poczekaniu wymyślając plan awaryjny, za nic mając to, że sama prosiła się o guza, ale wszak mógł się znaleźć ktoś, kto ujęty obrazkiem młodej damy w potrzebie, przybiegnie ochoczo i stłucze marynarza, który nie chciał za nic współpracować.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Ostatnie dni niknęły, pod woalem szeptów, tajemnic i składanych w środku nocy obietnic oraz przyrzeczeń, były to chwile prawdy w relacji z najbliższą sobie osobą, osądu i rozstrzygnięcia, co w tym chaosie informacji, często tak niewiarygodnych i przerażający, mogło uchodzić za akceptowalną normę, a co wykraczało, poza nawet Arthurowe standardy tolerancji. Owszem daleki był od donosu, czy też jakiegokolwiek szkalowania wizerunku, tak drogiej mu osoby, już pomijając, tak paskudny w swym charakterze szantaż, niezależnie czy emocjonalny, czy materialny, to byłoby nieuczciwe, a chociaż poczuł się dotknięty, skrzywdzony, oszukany i wyszedł na frajera, co własnego przyjaciela nie znał, to wszakże nie mógłby tak po prostu zaprzepaścić czegoś, co ich połączyło; dziwną i dość niecodzienną nicią porozumienia i wzajemnej akceptacji. Stąd też brała się ponura mina przemytnika, a także opryskliwy, wyniosły i zimny ton, jakby próbował samemu przywdziać płaszcz przyszywanego ojca, wchodząc w jego buty, bo gdy żyje się z kimś tyle lat, to naturalnym było, że absorbowało się tej osoby nawyki, zwyczaje, manie i gesty, to normalne, a tym bardziej widoczne, gdy druga strona potrafiła obserwować i analizować, oraz wychowała się w takim, a nie innym otoczeniu, gdzie liczył się spryt i dobre oko na równi z inteligencją oraz siłą. To zrozumiałem, to normalne, ale przemytnik od czasu, do czasu pomrukiwał groźnie, sprawdzając magazyn wypełniony towarami. Dość bezceremonialnie zrugał jednego i drugiego draba, co miast pracować wdali się w pogaduszki, o ostatnich anomaliach nawiedzających Midgard, i on je widział, nawet byłby się zdziwił, gdyby nie fakt, że w domu sam trzymał niemałą anomalię.
    Zły na siebie, że zbyt długo bawił na statku, dopił zimną kawę świadom, że tej nocy sen nie przyjdzie szybko i zgasił świece. Zaczytał się w papierach, tyczących przewożonych dóbr i skrupulatnie badał, czy aby wszystkie spełniały normy i posiadały odpowiednie pozwolenia oraz kto miał się po nie zgłosić. Niezbyt uśmiechała mu się ta robota, lecz pierwszy oficer, jak i kapitan utknęli, nad innymi sprawunkami w porcie i tam się musieli użerać, a jakże z urzędasami, którzy świadomi swej przewagi mogli dyktować warunki. Zgadywał zatem, że jego przełożeni będą mocno podminowani i lepie, aby na statku panował porządek, niżeli mieliby się do czegoś przyczepić, co ewidentnie mogłoby obciążyć Arthurowe sumienie, a te jak doskonale wiemy, było już ostatnio nad wyraz dotknięte i stąd brała się ta ponura mina i nieprzyjemność w głosie. Wychodząc z ładowni, usłyszał krzyki i piski, zignorował to, byli w porcie tu co i rusz słyszy się takie sceny, a późnym wieczorem, kurtyzany wychodzą na żer, aby wabić marynarzy i podróżnych swymi względnymi atutami, być może, któraś zbyt mocno nagabywała, teraz jej się oberwało po uszach. Spojrzał w zamyśleniu na niebo i przez moment przemknęła mu myśl, aby zaszyć się w bocianim gnieździe z kocami i strawą, ciepło opatulony w kurtę mógłby bez problemu przespać się, przez nikogo niebudzony i z malowniczym widokiem zorzy polarnej nad głową. Wiedział jednak, że kiedyś będzie musiał wrócić do domu i miał serdecznie dość marynowanych śledzi i suchego mięsa, chciał ponadto swojego łóżka i ciepła niewielkiego kominka. Westchnął przeciągle i poprawił czapkę na uszach. Miał przemknąć niezauważony obok poczciwego Olafa, ale ten szamotał się z jakąś pannicą, już cisnęły się na usta słowa niewybredne i negatywnie nacechowane, tyczące takich zabaw z rozpustnicą w miejscu pracy, lecz ugryzł się w język i kwaśna mina stała się jeszcze kwaśniejsza, a nadzieja na chociażby miły wieczór doszczętnie go opuściła.
    Zostaw ją i odejdź. – Poprosił, chociaż niewiele w jego tonie było z prośby, raczej krył się w głosie rozkaz. – Dobra robota Olafie, nikogo bez papierów nie przepuszczamy, chociażby był Jaśnie Oświeconą Księżną Lodowej Krainy Krasnoludków, proszę odejść i wrócić z dokumentem. – Nawet na nią nie spojrzał, odwrócił się bokiem, z zamiarem ruszenia w swoim kierunku. Olaf, mógł być głupi, nierozważny, naiwny, ale kiedy ktoś mu wydał polecenie, zawsze je wykonywał, chociażby paliło się i waliło, on będzie trwał na swej straży, bo może bogowie poskąpili mu pomyślunku, to zrekompensowali to w lojalności i mocarności, której nawet niedźwiedź mógłby mu pozazdrościć.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Złość wzbierała w niej wprost proporcjonalnie do złości narastającej w ciele mężczyzny, który niczym mur stał przy pomoście i nie pozwalał jej spokojnie przejść dalej. Chwycona przez ogromne łapsko, nie miała pola do manewru, więc jej krzyk narastał stopniowo, przechodząc w coraz bardziej żałosne zawodzenie, którego niestety nikt zdawał się nie słyszeć. Powoli zaczynała wątpić w swe umiejętności aktorskie, które z rzadka ją zawodziły. Nawet ogromne, przepełnione żałością oczy nie działały na młokosa, niestrudzenie ciągnącego jej drobne ciałko w stronę chodnika. Była gotowa poprawić cios zadany mu w stopę i tym razem wpić swe zęby w ogromne przedramię, co z ochotą uczyniła wkrótce po tym, gdy tylko znalazła się bliżej jego ciała. Niestety, marynarz zdawał się niewiele poczuć, choć skrzywił się nieprzyjemnie i potraktował ją kolejnym przekleństwem.
    Łapy przy sobie! Ratunku! – Jęknęła znowu, czując że drewno przestaje skrzypieć, a jej nogi dotykają bruku. Rozczochrane włosy zupełnie zasłaniały jej pole widzenia, więc w pierwszym momencie zupełnie nie zauważyła poruszenia na pokładzie oraz faktu, że pojawił się na nim nowy osobnik, który w pewnym momencie zainteresował się zajściem. Nie na taki obrót spraw liczyła, jednak postanowiła korzystać z tego, co zesłali jej bogowie. Wyciągnęła więc ponownie dłoń ponad głową rosłego mężczyzny i poczęła machać. – Halo! Halo! – Zamierzała zwrócić jego uwagę, choć ta została złapana już kilka chwil temu. – Niech pa-a-a-a... – Słowa ugrzęzły w jej gardle, gdy usłyszała znajomy głos, którego tembr przeszył jej klatkę piersiową i wywołał mdlący przestrach. Jak na zawołanie, jej „oprawca” rozluźnił uścisk i zgromił jedynie wzrokiem, po czym odmaszerował, zostawiając dziewczynę na chodniku, skołowaną i zgiętą wpół. Odgarnęła z czoła zmierzwione włosy i uniosła błękit oczu na znajomą twarz, kilka tygodni temu niknącą za kratami. Został tam dłużej, gdy ona mogła cieszyć się przywilejem nazwiska i działaniami, które podjęła Freja, by zwolniono ją wcześniej z aresztu. Już wtedy czuła się źle, kłamiąc niemal cały czas, nie robiąc nic, by jej wspólnik również mógł wyjść na wolność. Zamarła w niepewności, doskonale słysząc wszystkie słowa mające na celu przypomnieć jej dokładnie nikczemności, których się dopuściła. Początkowo czuła, że kąciki oczu zaczynają piec niebezpiecznie, a spazmy zdusiła cudem, zaciskając drobne dłonie w piąstki. Zmarszczyła nos, przekierowała emocje na zdarzenie zupełnie inne, w którym upatrywała tylko i wyłącznie jego winy – przecież starała się nawiązać kontakt, przeprosić za wszystko, a ten zupełnie zignorował jej list. Nie musiał nawet przebaczać, starczało powiedzieć „idź w diabły”. Tego jednak nie uczynił, więc miast pielęgnować w sobie skruchę, zaczęła pompować całe siły w złość i rozczarowanie, które wypłynęło na jej lico, mącąc spokojny błękit oczu. – TY! – Krzyknęła, prostując się dumnie i stawiając ostrożnie pierwszy krok na mostku, wciąż jednak mając na uwadze, że mężczyzna może zechcieć ją spacyfikować. Sądziła, że jej słowa skłonią go do zatrzymania się i nie odejdzie, jak miarkowała po jego zachowaniu. – A więc tu się spotykamy! – Stwierdziła wojowniczo i poprawiła płaszcz, zapinając guzik, który wysmyknął się ze swojego miejsca w trakcie szarpaniny. – Owszem, pański druh wypełnił swe zadanie, jednak wypadałoby więcej szacunku do kobiety. Nie jestem kukłą, żeby mnie tak traktować. – Wycelowała palcem w plecy odchodzącego ku pokładowi Olafa. – A papiery mam… Mam, ale chwilowo nie przy sobie. Przy czym nie zamierzam zabierać kamienia ze sobą, chcę jedynie sprawdzić, czy nie dostał nóg i czy jest w całości w ładowni. Chyba do tego nie potrzeba mi całego legitymowania się. Tym bardziej, że doskonale pan wie, kim jestem. Krucza Straż wszystko potwierdziła, nie pamięta pan? – Czuła się paskudnie grając mu na nerwach, jednak wciąż nie potrafiła przyznać się do błędu, który maskowała pod warstwą buty i odwagi, w rzeczywistości trzęsąc się wewnętrznie ze szczerego przestrachu. – Gdyby pan tak we wszystkim przestrzegał zasad i był tak skrupulatny, jak na pokładzie statku, otrzymałabym od pana odpowiedź. Choć… czego ja wymagam… – Głoski przesyciła rozżaleniem, ale i pobłażliwością, jakby niczego innego nie mogła się spodziewać po przemytniku. Stawiała kolejne kroki, a drewno uginało się lekko pod jej ciężarem. Nie zamierzała odpuścić, była pełna goryczy i czuła w tej całej sytuacji swoją krzywdę, krzywdę niewiedzy i bycia ignorowanym, czego szczerze nienawidziła.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Drażniła go, była jak pchła, co wskoczyła za kołnierz i gryzie nieustannie, tak i ona w swej postawie „księżniczki” była irytująca do granic możliwości, aż dziw brał, iż Olaf wytrzymywał, na całe szczęście misiek z niego, ale potulny i nawet takiej pchły głupio nie zabije, bo szkoda, niech żyje. Arthur nie miał tyle cierpliwości co jego podwładny i zdecydowanie chłodniej powitał Lumikki, wręcz nieprzyjemnie. Nie miał jednak powodów, aby ją lubić, jeszcze kilka tygodni temu, myślał o kobiecie w bardziej podniosłych tonacjach i zastanawiał się, nawet czy mógłby liczyć na zaplanowane spotkanie, wspólne wyjście, gdziekolwiek, by tylko chciała, czy to było, aż tak wiele? Lecz w obecnej sytuacji, gdy dodatkowo dowiedział się, iż okłamywała go od samego początku, czuł się jak frajer, co zaufał kobiecie i dał się wyrolować. Piękne oczka go zwiodły, stąd kpina i szyderczy uśmiech na twarzy ojca, gdy wypłynął powód jego aresztowania, stąd też niedowierzanie, gdy ten czytał list princeski, cóż było robić w tej sytuacji, jeśli normalny człowiek zaśmiałby się i odpuścił, on dziwnie trwał w tym nieprzyjemnym zawieszeniu emocjonalnym, bo w jakimś stopniu zależało mu na niej. I nic tego nie zmieniło, nawet dobitne słowa przyjaciela, którego traktuje jak przysłowiowego ojca, nic, ani nikt.
    Wygięta jak struna z wypiętą klatką i zadartą ku górze głową prezentowała się jak kogucik, przed walką, a tych naoglądał się w niejednej tawernie. Małe czarty potrafiły dziobnąć i rozorać delikatną skórę swymi pazurami. Dodatkowo nabuzowane i podjudzone stanowiły ucieleśnienie małych skrzydlatych diabełków o ognistych oczach. Miał przemożną ochotę pchnąć ją z pomostu wprost do lodowatej wody, aby ostudziła swe nerwy, by odetchnęła i zaczęła myśleć logicznie. Nie zrobił tego jeszcze. Chociaż jego cierpliwość, była na wyczerpaniu.
    Olaf wykonuje swoje obowiązki wzorowo, a jednym z nich, jest pilnowanie ładowni, przed osobami trzecimi. – Odparł, zmęczonym głosem, w którym nie było złości, ale jawiła się cierpliwość, jakby po raz setny komuś to objaśniał. – A szacunek, cóż jak ktoś zachowuje się, jak rozwydrzona przekupka z najpodlejszej wsi, to rozumiem zastosowanie atrybutów fizycznych przez wspomnianego marynarza. I tak wykazał się cierpliwością. – Uśmiechnął się, kpiąco i spojrzał na maszty żaglowców, celowo unikając wzroku kobiety, nie zamierzał na nią patrzeć.
    Doskonale jest mi pani pozycja społeczna znana, jak i znam pani zapędy do przywłaszczania rzeczy, które nie należą do pani, więc tym bardziej jestem zmuszony odmówić tej jakże uprzejmej prośbie. – Spojrzał jej w oczy, a błękit tęczówek przemytnika był nieubłagany, lekko kpiący i drwiący z zaistniałej sytuacji, jakby małpował zachowanie szkutnika, spodobała mu się jego postawa względem ludzi, których ten nie lubił.
    Nie miałem nic do dodania, więc milczałem. Mając nadzieję, że ktoś panią zamknie w jakiejś wieży i tam przetrzyma, aż pani zmądrzeje i nauczy się zasady ograniczonego zaufania względem ludzi, z którymi robi się interesy. – Patrzył na nią i w zamyśleniu zaczął bawić się kompasem, o którego los tak wszakże bał się, gdy ich aresztowali. Poklepał przedmiot ręką i wsadził do głębokiej kieszeni płaszcza.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Nie potrafiła odpuścić; było tak niemal za każdym razem, gdy zaplanowała coś w głowie z najdrobniejszymi szczegółami. Nie potrafiła zrozumieć, że nie zawsze każdy plan pójdzie według jej szczerego pragnienia. Tym bardziej irytował ją młody marynarz i sprawiał, że miała ochotę złapać go za ramię i ze wściekłością wykrzyczeć, że jego zachowanie pozostawia wiele do życzenia, że jej nie traktuje się w taki sposób, a swoje złośliwości może schować do kieszeni. Nie odezwał się przecież ni słowem, choć ona zachodziła w głowę, czy na pewno go wypuścili i czy nie naprzykrzali mu się dalej z jej powodu. Podobnie, żywiła nadzieję, że jej krewniakom nie przyjdzie do głowy, by nachodzić młodego przemytnika, doszukując się w nim winy za coś, co przecież ona sama zaplanowała. Uwłaczali tym samym jej inteligencji i zmyślności – takie miała wciąż odczucie, bo cóż mogła wymyślić dama z dobrego domu? Na pewno nie coś równie podłego i wykraczającego poza granice prawa. Tymczasem to ona i nikt inny nie był winny całej farsie, choć wciąż nie zamierzała przyznać się do swych myśli przed Mortensenem. Miała ochotę pogrozić im wszystkim pięścią i wykrzyczeć kilka niewybrednych epitetów, jednak ostatecznie skończyło się jedynie na cichym mamrotaniu i posłusznym spuszczeniu głowy w geście skruchy.
    Tupała głośno, przechodząc coraz głębiej – ku pokładowi z sękatych desek. Dłonie wciąż miała zwinięte w pięści i wymachiwała nimi zdecydowanie, zbliżając się do Arthura. Różowe usta zacisnęła w wąziutką linię, podobnie jak błękitne oczy, które jedynie odrobinę błyszczały spod przymkniętych groźnie powiek. Doskonale słyszała kolejne słowa przesycone jadem i złośliwością – tak jakby odbijał jej własny ton i grał tą samą bronią.
    On pierwszy złapał mnie tym swoim łapskiem. Chciałam jedynie przejść, nie godzi się tak! – Powtarzała niczym zdarta płyta, wciąż mając za złe Olafowi, iż w ogóle odważył się ją dotknąć. Gdyby był milszy i bardziej skory do współpracy, być może potraktowałaby go przyjaźniej i nawet odpaliła kilka monet. Tymczasem mógł liczyć jedynie na gorzkie słowa i złość malującą się na twarzy Oldenburg. Kolejne słowa ugodziły ją wyjątkowo, aż syknęła na głos, piorunując przemytnika spojrzeniem, tym razem rozwarła powieki, wciskając weń dwa ogromne krążki źrenic pulsujących lodowatym błękitem. Zagrał tym, czego obawiała się najbardziej, tym, co paliło jej wnętrzności i nie pozwalało spokojnie spać. Mimo chwilowej utraty rezonu, nie zatrzymała się i parła dalej na przód, śmiejąc się cierpko. – Przyganiał kocioł garnkowi, panie Mortensen. Nie protestował pan wtedy, zdawał się pan wyjątkowo chętny. – Zauważyła, gdyż pamiętała doskonale jego podejście do całej sprawy i nie umknęło jej również to, że nie odezwał się ni słowem, gdy ustawiała spotkanie. – Widać panu zasada ograniczonego zaufania zupełnie wypadła z głowy, albo ją panu morska woda wypłukała doszczętnie. – W tym samym momencie zupełnie zrównała się z jego postacią, osiągając swój cel. Stała na deskach pokładu i miała doskonały widok na ładownię, zerknęła na nią jednak jedynie przelotnie, gdyż obecnie jej głowa zajęta była zupełnie inną sprawą, mocno personalną i wymagającą ostatecznego rozwiązania. Tupnęła mocno nóżką obutą w trzewik z niedużym obcasem. Pył, którego nie zdołali zetrzeć majtkowie podczas szorowania desek wzbił się w powietrze, a jedna z klepek zaskrzypiała złowieszczo. – Na bogów! Panie Mortensen! – Widziała, że się nie ugnie, nie bała się jednak skonfrontować z nim, stojąc naprzeciw, patrząc w oczy i wciąż zaciskając pięści. Policzki czerwieniały jej od chłodnych powiewów wiatru i wysiłku spowodowanego podniesionym głosem. – Przecież nie chciałam, żeby się tak stało! Nie tak to planowałam! – Ryknęła niemal i zamilkła, robiąc nadąsaną minę. Wpatrywała się tak w niego przez kilka chwil, po czym odwróciła się na pięcie i podeszła pod falszburtę opierając o nią dłonie. Było jej wstyd, jednak nie zamierzała dalej z nim dyskutować.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Przeczuwał, że nie odpuści mu tak łatwo, że nie wykręci się z tej matni wzajemnych oskarżeń i narastającej złości, czuł się z tym źle i nie w smak mu, były te wyrzuty, lecz kapitulować nie zamierzał, wiedząc, że wówczas dałby jej pole do popisu i przylepienia sobie na twarzy karteczki z napisem „naiwniak”. Siedzieli w tym bagnie razem i ani myślał przepraszać za coś, czego nie zrobił, bo w jego opinii, było to jedyne słuszne rozwiązanie. Jej postrzeganie świata w parze z naturalnym wywyższaniem się i chęcią dominacji w rozmowie, były drażniące i nagle za wszelką cenę chciałby zobaczyć, jak rozmawia z kimś starszym z jej otoczenia, czy również była taka pyskata i pewna swego, czy jednak miękły jej kolanka i język nagle nie miotał tylu ostrych słów, co miało miejsce w przypadku rozmowy z kimś o niższym statusie społecznym. Była fałszywa i zaślepiona swoim „ja” jakby dobro innych nic dla niej nie znaczyło, rozkapryszona księżniczka, która skradła mu myśli na tyle dni i nocy. Przeklinał sam siebie, że dał się sprowokować i wpakować w tę klatkę niepewności i zwątpienia, jakby kobieta nieumyślnie sprawiała, że swą postawą jednocześnie go prowokowała i zachęcała. Była mu przecież obojętna, miała taka być, aby głupstwa żadnego nie zrobił, by nie wyszedł na durnia, który naczytawszy się, zbyt wiele bajek sam uwierzył w ich treść. Zacisnął pięści, chociaż twarz nie drgnęła, to oczy wyrażały tę samą powagę i obojętność, co przed sekundą.
    Robisz się nudna. Nie dość, że skaczesz jak pchła, to jeszcze jesteś głucha na słowa, które się do ciebie mówi. Nie wiem, jak w rodzinnym domu, ale tutaj obowiązują pewne zasady. – Domyślał się, że gdyby kobieta użyła swego wątpliwego wdzięku, czy chociażby próby przekupstwa, to Olaf, mógłby nie stanowić, aż takiej przeszkody. Nie wątpił w lojalność marynarza, lecz znał siłę pieniądza i wiedział, że ta otwiera wiele pozornie zamkniętych wejść, to też dziwne, że Princeska – śpiąca wszak na złocie, nie obrała takiej taktyki, nawet nie musiałaby się przedstawiać, ale wyposażyć w pękaty mieszek, który dla draba, byłby największą z pokus, wątpliwe, aby cokolwiek innego mogło go bardziej przekonać wówczas do złamania obowiązku, niż złoto.
    Jej słowa ugodziły go. Starał się nie zważać na jej grymasy i gesty, ale czuł żal. Jej cierpki śmiech, tak kuł, jakby był wystawionym na piedestale błaznem i tylko za samo pojawienie zgarniał ten zimny, pozbawiony człowieczeństwa żabi rechot. Był zły na siebie, że tak się tym przejmował, czuł żal, iż był tak wrażliwy na jej osobę i słowa oraz gesty, jakby zapominając, o najważniejszym, była kimś, kogo trudno pojąć rozumem, nigdy nie zaznała tego, co on i żyła w swojej bańce, a on, cóż był tylko cieniem przemykającym, gdzieś w tle, nikim więcej.
    Coś innego, miało na to wpływ, ale już mi przeszło. – Odburknął jak urażony łoś i demonstracyjnie odwrócił głowę. Koncert upartości trwał w najlepsze, a złośliwe docinki prześcigały się, w swych zapędach częstokroć raniąc, gdy trafiły na miękką tkankę.
    Gdy stała tak blisko, że niemal czuł zapach jej perfum, poczuł na twarzy ciepło, a zaraz po niej nadeszła złość, nie mógł tak reagować przy tej kobiecie, w dodatku, gdy się kłócą! To było złe i stawiało go w wyjątkowo kiepskiej sytuacji. Wiedział, że podła żmijka wykorzysta i tę słabość przeciwko niemu. – Pani – Jego głos był, lekko zachrypnięty, ale chociaż ślad rumieńca pozostawał widoczny, to grymas twarzy trwał niezmienny. Mierzył ją błękitem lodowatego spojrzenia, czekając, aż odpuści, odejdzie precz i już nigdy jej nie ujrzy.
    Westchnął i odetchnął. Chwilę trwało, zanim podszedł do kobiety i z chwilowym, widocznym wahaniem ujął ją delikatnie za ramie. – To nie twoja wina – wydusił z siebie, mocno zmienionym głosem, takim, w którym próżno szukać urażonej męskiej dumy i upartości, było tylko to, co miękkie i delikatne. Współczucie i troska, wzrokiem jednak uciekał od niej, bojąc się konfrontacji i tego co mogłaby wyczytać, gdyby spojrzała w tej chwili na niego. – Miałem nadzieję, że uciekniesz, że nie dasz się i… – zawiesił głos, by po kilku uderzeniach serca dokończyć – i mnie wyciągniesz z pierdla. – Uśmiechnął się żałośnie, ale szczerze. Nie było sensu mówić jej, jak czuł się gdy zobaczył, że ją złapali, że gdyby nie więzy, to rozszarpałby każdego, kto stanąłby mu na drodze do jej oswobodzenia. Czuł się źle, że wówczas, nie mógł jej uratować samemu, będąc bezradnym jak kocię i skazanym na łaskę nieprzyjaciela. Ta zhańbiona duma męczyła sumienie.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Miała ochotę zatkać sobie uszy palcami, jak małe dziecko, które nie zamierza słuchać więcej pouczeń dorosłych. Wiedziała, że mogą dalej tak trwać i przerzucać się złośliwościami, a żadne nie ustąpi z uwagi na dumę, jaką w sobie posiada. Nie zamierzała wprawdzie być dla niego niemiła i nieuprzejma, jednak sytuacja braku możliwości dostania się do ładowni, działała na nią niczym płachta na byka, a swoje frustracje postanowiła bezmyślnie rozładować na pierwszej znajomej twarzy, która się przed nią pojawiła. Nieszczęśliwy los chciał, aby była to twarz człowieka, z którym połączyła ją niekoniecznie szczęśliwa historia, przesycona wyrzutami sumienia. Analizując zajście, żadne z nich nie wykazało się w tamtym momencie wyjątkowym rozsądkiem i ostrożnością – pobiegli zupełnie nieprzytomni za podszeptami serc, byle uzyskać coś, na czym im zależało. Być może mieli zupełnie odmienne motywy, jednak skutek był jednaki dla obydwojga, choć Lumikki śmiała twierdzić, że jej dostało się podwójnie. Zwłaszcza, gdy odkryła list przyniesiony przez magiczną wiewiórkę. Wiedziała, że od tego momentu dziadek będzie niezwykle bacznie obserwował jej poczynania i wszelakie niepokojące sygnały będą świadczyły przeciwko niej. Nie miała jednak siły, aby dłużej nad tym się rozwodzić – wylała już wystarczająco dużo łez w samotności i przy poszczególnych członkach rodziny. Kara upokorzenia była niezwykle okrutna, a nadszarpnięcie reputacji przełożyło się na zmniejszenie ilości gości w galerii, choć z czasem pojawili się i tacy, którzy przychodzili z czystej złośliwości i chęci sensacji. Świat naukowców również nie okazał się wyjątkowo wyrozumiały i patrzono na nią z ogromną rezerwą.
    Przeszło panu? – Zapytała, jakby nie do końca wiedząc, co Arthur ma na myśli. Zrobiła przy tym niezwykle niewinną minę i wciąż była gotowa, by świdrować go wzrokiem, wydzierając najmniejsze oznaki słabości. Choć skarciła się za taką odwagę, nie potrafiła odmówić sobie kolejnej dozy złośliwości, bo on tak samo źle ją traktował. Rumieniec wykwitający na policzkach mężczyzny wpierw zignorowała, następnie jednak dokładnie zanotowała w pamięci jako przejaw uroczej otwartości i nieumiejętności chowania afektów. Nie zamierzała tego jednak w żaden sposób wykorzystywać i wspominać o swych obserwacjach. Widziała go, pomimo cieni kładących się na twarzach i ciepłego światła latarni, które niestrudzenie oświetlało wszystkie zakamarki Midgardu, nawet teraz, gdyż noc nie ustępowała pomimo godzin ledwie popołudniowych.
    Z niemałą ulgą przyjęła chłodny powiew wiatru, gdy wychylała się delikatnie ponad falszburtą. Wzburzenie narastające wciąż w piersi starała się okiełznać, pomimo kolejnych słów złości cisnących się na język. Naprawdę nie chciała, aby spotkał ich taki los. Myślała, że wszystko będzie przebiegać o wiele spokojniej, a transakcja zakończy się sukcesem. Czasami nie potrafiła powstrzymać się przed pakowaniem w kłopoty, chęć poczucia przygody i adrenaliny sprawiała, że traciła zdrowy osąd sytuacji i biegła gotowa, by uczynić największą głupotę. Prawdopodobnie była szalona. To nic – powtarzała sobie i śmiała się w duchu, na przekór łzom cisnącym się do oczu. Nie odwróciła się, by sprawdzić, co tym razem zrobi, czy ponownie wyrzuci z siebie wszystkie żale i całą złość. Mógł uwierzyć w jej zapewnienia, ale nie sądziła, by to się wydarzyło. Czuła raczej, że podejdzie i przegoni ją z pokładu, a ona będzie musiała ponownie wrócić tu jutro, z kompletem dokumentów i grobową miną pełną obojętności. Nie zamierzała dalej się z nim siłować i wyglądało na to, że jedynym słusznym wyjściem okazywała się kapitulacja.
    Poruszyła się  nerwowo, gdy do jej uszu dotarł dźwięk kroków. Nie oderwała jednak dłoni od bariery, wbijając swe spojrzenie w morską toń, poruszającą się nieznacznie i mieniącą odblaskami latarni i gwiazd. Jego reakcja była zupełnie niespodziewana – naprawdę liczyła raczej na stanowcze szarpnięcie za ramię i sprowadzenie na ląd. Tymczasem zaskoczył ją i nie wiedziała, co wydarzy się dalej. Nie oderwała oczu od punktu przed sobą, uśmiechnęła się jedynie słabo, z goryczą uzewnętrzniając prawdę.
    Niech się pan nie sili. To moja wina. Widzę to bardzo wyraźnie. – Następnie spostrzegła, że na fakturze drewna wykwitają dwie mokre plamy, a oczy, pomimo wysiłku wkładanego w zahamowanie łez, nie chcą współpracować. Przetarła rękawem płaszcza twarz i pociągnęła nosem. – Widać, przecenił pan moje możliwości – stwierdziła, spuszczając z tonu złośliwości. Była zmęczona krzykiem i kłótnią. – Jaśnie Oświecona jest zdolna jedynie do paplania i jest wyjątkowo głupia. – W końcu oderwała i drugą rękę od falszburty i odwróciła się w jego stronę z krzywym uśmiechem. Oczy miała szkliste, a czubek nosa czerwienił się nienaturalnie, gdy pociągała nim zalegający katar. – Ma pan chusteczkę? – zapytała z miną zbitego szczeniaka.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Nie był człowiekiem wyzbytym z uczuć i empatii, wręcz przeciwnie i było to, tym trudniejsze dla niego odgrywać rolę, do jakiej nie przywykł, przed kimś na kim mu zależało, to nie było w jego stylu i czuł się z tym źle, pomimo początkowych triumfów na tym polu zaczynał odczuwać nieprzyjemną nutę fałszywości w swej postawie, którą pragnął uciszyć i wyrzucić zza burtę, aby nie wychylała się tak pewnie przed szereg. Chciał, no właśnie, co chciał udowodnić? Sobie, czy też kobiecie stojącej, przed nim? Możliwe, że bezradność wobec ostatnich wspólnych wydarzeń i emocjonalne zapędy sprawiły, że zabłądził w labiryncie i pragnąc, wydostać się na wolność już nie kluczył, a przedzierał się za pomocą słów brutalnych i krzywdzących, takich, jakie uznał, że mogłyby wypłynąć w tej sytuacji od kogoś pokroju Isaka, chociaż brakowało mu całej jego otoczki i wręcz śmieszny, był ze swymi minami, to jednak ciemność grała mu na korzyść, maskując ewidentne braki w półmroku rzucanym, przez nikłe światło latarni. Wnet i rumieniec zdradził go w pełni, a westchnięcie podyktowane napiętą atmosferą rozluźniło go i sprawiło, iż nieco ochłonął od początkowego wyrazu gniewu i swoistej upartości, która w konkury mogła iść jedynie z tą przedstawianą przez osły.
    Jej słowa były jak zimny prysznic, ale nie podjął dalszej potyczki słownej. Nie chciał, był na to za rozsądny i zbyt doświadczony, aby tak łatwo dawać się wodzić za nos, a ona urodzona wśród gadzin sztukę szermierki słownej opanowała zapewne równie szybko, co nauczyła się chodzić. Musiał być ostrożny, a tego zabrakło mu podczas ich pierwszego spotkania, jak i drugiego, a teraz też niezbyt rozsądnie postępował, jakby zapominając o własnych radach, których rozsądek udzielał i gubił się w myślach, gdy na nią spoglądał. Był pozbawiony hamulców, które miały uchronić go przed wykolejeniem się na ostrym zakręcie, a jednocześnie miła mu była ta szaleńcza jazda, w jaką wpadało serce na jej widok.
    Zaskoczyła go.
    Nie spodziewał się łez, tak czystego wyrazu smutku i żalu, z jej strony, jakby na moment odsłoniła żelazną kurtynę, zza którą skrywała serce. Domyślał się, iż mogła być to próba, ot manipulacja jakich mało, a przynęta na kilka łez, by osiągnąć cel i pogrążyć wroga, była przecież warta zachodu, lecz w wyrazie jej twarzy dostrzegał szczerość, lub łudził się, iż to ją właśnie widział. A jednak działał instynktownie, nie poddając się podszeptom rozsądku, który ostrzegał przed niebezpieczeństwem i prosił o zachowawczość.
    Ależ, proszę tak nie mówić – westchnął, siląc się na kulturalną odpowiedź. Patrzył na kobietę, jak w obrazek, lecz spełnił jej prośbę możliwe, że nie w pełni tego oczekiwała, lecz nic innego nie miał pod ręką. Rękawem grubego i pachnącego iglastym lasem swetra otarł jej łzy i ruchem stanowczym, acz subtelnym objął i przytulił do piersi. – Nie jesteś głupia i proszę, nie mów tak, o sobie. – Szepnął jej na ucho. Silne ramiona obejmowały drobną postać kobiety niezwykle czule, jednocześnie niepewność i obawa, przed nagłym odtrąceniem błąkały się gdzieś w pobliżu gotowe skarcić marynarza za ten nazbyt otwarty pokaz swych uczuć względem dziewczyny. – Chodźmy stąd. Odprowadzę panienkę do domu jeśli mogę – nie chciał sprawiać jej kłopotów, a jednocześnie, przeczucie go ostrzegało, że przytulanie się z Princeską w porcie, pomimo tej godziny i niewielkiego ruchu, było bardzo niebezpieczne głównie dla niej. Nie chciał, aby miała jakieś problemy z jego winy. Samo odprowadzenie również nosiło takowe znaki, lecz łatwiej wyjaśnić towarzystwo draba z portu, co idzie w przepisowej odległości, jako ochrona, niżeli widok czułości, nawet tak niewinnej.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Buta siejąca spustoszenie w jej drobnym ciele opadała. Niczym na karuzeli: osiągając najwyższy punkt, powoli zjeżdżała ku ziemi, rozbudzając w sobie zupełnie inne odczucia i poczucie winy, które maskowała do tej pory nad wyraz skutecznie i broniła drapieżnie przed rozpoznaniem. Być może tliła się w niej jeszcze złośliwa umyślność wywołania w swym rozmówcy rozżalenia i uległości, jednak i to musiała odepchnąć od siebie, by nie brnąć dalej w coś, czego później musiałaby się wstydzić. W gruncie rzeczy, mężczyzna nie wyrządził jej żadnej krzywdy, raczej podążył z chęcią udzielenia pomocy i wsparcia, nawet w sytuacji ujęcia przez Kruczą Straż. To ona była natomiast figurą złoczyńcy, który maskował prawdziwą tożsamość i zachęcał do powzięcia szalonego planu, nie mogącego zakończyć się powodzeniem. Nawet, jeśli szczerze wierzyła w swe umiejętności. Nie znała Mortensena prawie wcale, jednak zdołała do tej pory wywnioskować, że daleko mu do człowieka pochłoniętego knuciem niecnych planów względem jakiejkolwiek osoby. Zdawał się prostym i uczciwym młodym mężczyznom, pomimo interesów, które prowadził poza właściwą pracą. Gdyby napotkała na bezwzględnego oszusta – już na początku żałowałaby swej decyzji, lub teraz leżałaby martwa gdzieś w najciemniejszych zakamarkach Midgardu – w nagrodę za swoją głupotę i chęć wykiwania zawodowca. Pomimo beznadziejności sytuacji, bogowie pokierowali jej losem zupełnie łaskawie i musiała znosić jedynie wzajemne złośliwości, do których obydwoje i tak już tracili chęci.
    Wpatrywała się w jego twarz i słuchała tego, co miał jej do powiedzenia. Skwasiła się nieco, nie chcąc przyjąć do wiadomości szczerych zapewnień, mających podnieść ją na duchu, choć nie miała też już siły, by toczyć bój o to, kto ma rację. Pociągała co jakiś czas nosem i nie miała w sobie na tyle zdecydowania, aby powiedzieć mu coś jeszcze. Drżała na całym ciele od łzawych spazmów bezsilności i niechęci do samej siebie. Nawet ładownia i kamień, do którego tak spieszyła, zdawały się nie mieć najmniejszego znaczenia. Zapomniała już o Olafie i jego upartości, zapomniała o własnej krnąbrności.
    Zatrzepotała zdziwiona rzęsami, gdy sięgnął do jej twarzy własnym rękawem i pozwolił, aby słona wilgoć wsiąknęła w sploty wełny o zapachu sosnowej żywicy. Woń przywołała wspomnienie o zimowym okresie, w którym śnieżne czapy osiadały na zieleni igieł, a urywane gałązki przyozdabiały liczne domy, wprowadzając do nich ciepło i bezpieczeństwo, wespół z rozżarzonymi gardzielami kominków. Choć gest ten był zaskakujący, stała niewzruszenie, poddając się jego opiekuńczości, niczym mała dziewczynka, której dorosła osoba musi zawiązać niepokornie zwisające z trzewika sznurówki. Pociągnęła raz jeszcze nosem, zanim nastąpiło kolejne niespodziewane zdarzenie – spodziewała się raczej, że przepchnie ją ponad falszburtą i zafunduje lodowatą kąpiel, niż postara się załagodzić smutek i żal.
    Jest pan zbyt łaskawy – zaszlochała i przykleiła policzek do ciepła piersi. Uczyniła to niezwykle pochopnie, nie biorąc pod uwagę konsekwencji, chcąc właściwie odpowiedzieć na ofiarowane dobro, zupełnie niewinnie i bez krztyny wyrachowania. Z zasady była osobą o niezwykłej otwartości, której podobne gesty przychodziły naturalnie i bez potrzeby zastanawiania się nad ich słusznością oraz tym, w jaki sposób mogły zostać odebrane przez osobę postronną. Szybko jednak postanowiła zreflektować się i unieść twarz nieco wyżej, czyniąc w końcu odpowiedni dystans. – Nie powinien pan. Proszę się nie kłopotać i tak wiele nieprzyjemności już panu przysporzyłam. Nie chcę ściągać kolejnych na pana głowę. Poradzę sobie. Powinnam już iść, sama – zapewniła go i przyoblekła zwyczajny dla siebie beztroski uśmiech, pomimo, że łzy wciąż błąkały się jej w kącikach oczu i czuła pieczenie powiek. Naciągnęła głębiej płaszcz, chowając w rękawach zmarznięte dłonie. Spojrzała ku ciemnemu, nocnemu niebu i odetchnęła głęboko. Niektórzy mówili, że dziś ponownie będzie można oglądać na jego płótnie mieniącą się tysiącem barw zorzę. Zupełnie o tym zapomniała. Zaśmiała się cicho i miała zamiar odejść. Wyminęła Arthura, poklepując go po ramieniu, obdarzając przepraszającym spojrzeniem. – Wrócę jutro – odparła i ułożyła stopę na kołyszącym się mostku.  Rozejrzała się po okolicy i wiedziona niepewnością, kiełkującą niespodziewanie w sercu, odchyliła głowę przez ramię. – Chyba że… Pomoże mi pan? – zapytała. – Ja chyba naprawdę zgubiłam te papiery, pewnie po drodze, gdy wychodziłam z mojej galerii, albo mieszkania. Jestem tak rozgorączkowana, że sama nie poradzę sobie z wyłuskaniem ich z tej ciemnicy. Może mógłby pan… co dwie pary oczu, to nie jedna – stwierdziła i podparła dłonie na biodrach, rozchmurzywszy się już zupełnie. Dobre usprawiedliwienie zawsze było w cenie, zwłaszcza, gdy ktoś zadawał niepotrzebne pytania.
    Widzący
    Arthur Mortensen
    Arthur Mortensen
    https://midgard.forumpolish.com/t914-arthur-mortensenhttps://midgard.forumpolish.com/t956-arthur-nisse-mortensen#5269https://midgard.forumpolish.com/t957-ravihttps://midgard.forumpolish.com/f89-dom-panstwa-nilsen


    Widział trzepot jej rzęs, a także to zdziwienie odmalowane na twarzy i najzwyczajniej w świecie zignorował, ów reakcję dominując w tej chwili w zupełności nad kobietą. Nie lubił takich sytuacji, lecz rozumiał gorycz bezradności i uśpione gdzieś wewnątrz demony, co nawiedzały zwłaszcza w chwilach, przed spoczynkiem, gryząc sumienie i suchej nitki nie pozostawiając na temat samego siebie, gdyż wiedza, iż mogło się postąpić inaczej, częstokroć lepiej drażniła. Westchnął ciężko, gdy po raz kolejny zwróciła się do niego w sposób bynajmniej niedopowiadający mu zwyczajnie. Wszak wymienili się już uprzejmościami i najzwyczajniej w świecie mogła mówić mu o wiele swobodniej, a zachowywała się, jakby chciała budować mury między nimi, rozumiał to z jednej strony, bo to działanie defensywne i pozwalało na szybki odwrót w sytuacji, gdy emocje zaczną odgrywać większą rolę, ale i być może więcej w tym było zwykłej ostrożności, przez pryzmat różnicy, jaka ich dzieliła i tej całej otoczki, w której codziennie się pławiła, był dla niej tylko tłem, tak wszak sobie to tłumaczył. Aczkolwiek i tak patrząc zupełnie logicznie różnica wieku, między nimi nie była wielka, a sam Arthur w swoim wyobrażeniu wyglądał dość dziecinnie, zwłaszcza ogolony i uśmiechnięty. Prawdopodobnie, kiedy był ponury i zły oraz zmęczony jego twarz przybierała na wieku.
    Księżniczko, mów mi po imieniu – zaproponował z twarzą przy jej skroni. Zapach, jaki wokół siebie roztaczała, był przyjemny, acz fakt, że płakała i co jakiś czas pociągała nosem całkowicie, wybijał z jakiegokolwiek romantycznego nastawienia. Raczej czuł się jak dobry znajomy – pocieszyciel, a w rzeczywistości, nawet do takiej rangi nie urastał. Zdawał sobie z tego sprawę, że tę miał nad Olafem przewagę, iż panienka czuła względem niego jakiś wyrzut sumienia i tyle. Gdyby role się odwróciły to drab mógłby pocieszać Lumikki.
    Jeśli niemiłe ci moje towarzystwo rozumiem, jeśli boisz się problemów i tego, że złe i wścibskie oczy nas poznają, w co wątpię, to też rozumiem i mogę wysłać z tobą Olafa. Chodzenie późną porą przez miasto nieszczególnie, jest rozsądnym pomysłem zwłaszcza w takich czasach, jakie nam nastały. – Zadeklarował, spokojnym i ugodowym głosem pozwalając kobiecie, aby odsunęła się od niego, lecz nie spuszczał z niej wzroku. Drgnął, gdy poklepała go po ramieniu. Odruchowo zacisnął zęby i skrzywił się, lekko, nie lubił tego gestu, jakby był kucykiem, którego po zabawie można poklepać i odesłać do stajni. Odetchnął z ulgą, gdy kobiet stawiała kroki na pomoście łączącym łajbę z pomostem. Miał nadzieję, że to już koniec z zafundowanej karuzeli emocjonalnej już bardziej wolał krzyki niżeli płacz i żałość, a ostatni gest całkiem zmazał przyjemność trwania w uścisku. Przeczesał falujące od wilgoci włosy i podrapał się po skroni. Miał ochotę na ciemne piwo i grzanki. W ten głos Lumi wyrwał go z zadumy i wprawił w zawahanie. Nie wiedząc, dlaczego to czyni, skinął jej głową, odruchowo, jakby bez zawahania przekroczył próg statku. W milczeniu oczekiwał na jej ruch całkowicie zdezorientowany, dlaczego właściwie idzie za nią?  

    Arthur i Lumikki z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.