Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    23.11.2000 – Księgarnia Mimira – B. Guildenstern & Bezimienny: R. Myklebust

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    23.11.2000

    - Jest taka księgarnia w dzielnicy Ymira Starszego i oni tam mają absolutnie wszystko, co jest potrzebne państwu do napisania tego eseju. - monotonny ton starszego profesora uśpił już połowę roku, ale nie pannę Rikke Myklebust. Ta siedziała w pierwszym rzędzie, skrupulatnie notując zostawione przez prowadzącego wskazówki, którymi nie zamierzała się dzielić z resztą roku. Dlaczego miałaby? Wszyscy byli obecni, a jeśli nie byli obecni to była ich indywidualna decyzja. Jeśli spali, to najwidoczniej nie mieli szacunku nie tylko do wykładowcy, a także dla własnego czasu, a tego już absolutnie panna Myklebust nie pojmowała. Ona szanowała swój czas najbardziej na świecie. Złoty zegarek na jej nadgarstku był gwarantem tego, że zawsze pojawi się pięć minut przed czasem i nigdy się nie spóźni. Nikt nie był bardziej punktualny niż najmłodsza Myklebustówna. Dlatego też nie rozumiała ludzi, którzy byli skłonni marnować swój czas. Ona miała dość sztywny grafik wypełniony nauką i treningami jazdy figurowej, które prawdę mówiąc, były jedynie odskocznią i pretekstem do jakiegokolwiek ruchu, niż pokierowane ambicjami. Wiedziała, że sportowcem nie zostanie, więc nawet nie próbowała. Lubiła jednak pokręcić się na gładkiej tafli lodu, rozkoszując się ciszą, która w rodzinnej posiadłości nie zawsze była oczywistością. Z matką miała dość dobre stosunki, ale na Odyna, ile ta kobieta mówiła. Rikke miała wrażenie, że jej skrzekliwy głos jest nieodzownym elementem Tønsberg. Starała się więc wypełnić swój grafik tak, żeby jak najmniej czasu spędzać w Norwegii. Możliwe, że dlatego też tak lubiła swoje akademickie życie, bo nikt nie używał tutaj jej imienia w absolutnie każdym zdaniu.
    Po skończonym wykładzie zerknęła na zegarek i doszła do wniosku, że ma mnóstwo czasu, żeby poszukać tej całej księgarni Mimira. Im szybciej ją znajdzie, tym szybciej będzie mogła zacząć pisać esej. A im szybciej go napisze, tym więcej będzie miała czasu na szukanie kreacji na zbliżającą się aukcję, tym lepiej. Rodzicielka już suszyła jej głowę, że ma wyglądać absolutnie nieskazitelnie i koniecznie ma odsłonić ramiona (jakby to ramiona miały zwabić adoratorów), a ona absolutnie nie wiedziała, czy chce tam iść. Z jednej strony kusiło widmo brylantów i innych kamieni szlachetnych w bajecznej oprawie złota, a z drugiej strony stresowało ją wyjście na każdą imprezę organizowaną przez wrogów jej rodu. Chociaż wrogów to dość mocne słowo. Ród darzony niechęcią przez pokolenia od pokoleń, o tak. Tak to na pewno brzmi lepiej.
    Skoro więc miała czas i zajęcie, ruszyła do dzielnicy Ymira Starszego i zaczęła krążyć między uliczkami. Ubrana w ciepły płaszcz z burzą rozwianych loków, ostrożnie stawiała każdy krok, mimowolnie zastanawiając się, czy powinna się tutaj znaleźć. Nie miała jednak innego wyjścia, jeśli chciała dostać najlepszą z możliwych ocen. Dlatego kiedy znalazła obdrapany szyld Mimira westchnęła z ulgą i weszła do środka. Z pomocą starego księgarza znalazła dział, który ją interesował i teraz jej duże czekoladowe tęczówki szukały w tytułach wyprasowanych złotą czcionką na skórzanych grzbietach tych pozycji, które mogą okazać się pomocne.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Księgarnia Mimira była bez wątpienia jednym z ulubionych miejsc młodego Guildensterna, mimo że w rzeczywistości nie przyciągała zbyt wielu ludzi. Tylko nieliczni galdrowie w rzeczywistości zdawali sobie sprawę z jej istnienia — Björn słyszał o niej wcześniej wiele historii, aż pewnego dnia, gdy miał akurat kilka spraw do załatwienia w dzielnicy Ymira Starszego, przypadkiem na nią się natknął. Zajęło mu to jednak sporo czasu, nim wreszcie udało mu się rozpracować mechanizm księgarni, która za pomocą magii wielokrotnie zmieniała swoją lokalizację. Tym razem nie było inaczej — niepozorne, łatwe do przeoczenia wejście do sklepu znajdowało się w tym miejscu, w którym przewidywał, dlatego wszedł do środka pewnym krokiem, a następnie przystanął przy jednym z regałów i uważnie rozejrzał się po całym pomieszczeniu. Dzisiaj za to Björn chciał znaleźć kilka książek poleconych przez jednego z profesorów z jego dawnego instytutu, które docelowo miały mu pomóc w alchemicznych poszukiwaniach. W ostatnim czasie Guildenstern próbował dodatkowo poszerzyć swoją wiedzę – mimo że był już stosunkowo doświadczonym jak na swój wiek, odnoszącym coraz większe sukcesy zawodowe alchemikiem, niemal od zawsze marzył o wynalezieniu czegoś, co przysłużyłoby się kiedyś ludzkości. Nie było to jednak łatwym zadaniem, zwłaszcza że w świecie galdrów coraz trudniej było o przełomowe odkrycia.
    Guildenstern buszował między drewnianymi regałami z opasłymi tomiskami, nie przejmując się upływem czasu. Z wyjątkiem księgarni dziś nie miał innych planów — po wydarzeniach sprzed kilku dni ciężko było mu się skupić na pracy, dlatego postanowił zamknąć sklep wcześniej, wywieszając na drzwiach odpowiednią tabliczkę, po czym od razu udał się w stronę Ymira Starszego. Intensywne poszukiwanie nowych zdobyczy pochłonęło Guildensterna tak bardzo, że w pewnym momencie przypadkowo wpadł między regałami na dziewczynę z burzą kręconych loków. Z jego ust padło ciche, automatyczne przepraszam, a na spierzchniętych od zimna ustach zawitał cień zmieszanego uśmiechu; minęła zaledwie chwila, nim nagle zorientował się, z kim miał do czynienia. Przyjrzał się jej uważnie, po czym uśmiechnął się delikatnie pod nosem, czym prędzej pomagając zebrać Rikke książki, które kilka sekund wcześniej z niemałym hukiem spadły na drewnianą podłogę, zwracając przy tym uwagę nie tylko pozostałych klientów, lecz także samego właściciela księgarni Mimira. Björn uspokoił go szybko odpowiednim gestem, po czym westchnął lekko pod nosem, patrząc na młodą Myklebust, która stała teraz naprzeciwko niego.  
    Ostatnio często na siebie wpadamy — zauważył Guildenstern, przypominając sobie kilka ostatnich sytuacji, gdy wpadł zupełnie przypadkowo na Rikke. Nie mógł w tym przypadku powiedzieć, że się dobrze znali; mieli zaledwie kilka razy okazję ze sobą porozmawiać czy zobaczyć się na klanowych uroczystościach, lecz Björn, głównie ze względu na wiek czy przynależność jej klanu do Przymierza Środka, zwykle patrzył na nią z góry lub traktował ją z dystansem. — Jeszcze raz przepraszam. Zaczytałem się — powiedział krótko, na usprawiedliwienie pokazując jedną z książek o ziołach spotykanych na terenach magicznej Europy.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ciszę w księgarni przerywało jedynie skrzypienie desek, pod ostrożnymi krokami nieznajomych. Każdy w milczeniu przeglądał dostępne pozycje, każdy jakby przyszedł po tą jedną konkretną książkę. Rikke szukała swojej z zaciśniętymi w wąską kreskę wargami, choć tak naprawdę nie szukała żadnej konkretnej. Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że już znalazła to, po co tu przyszła i już, już wyciągała dłoń w kierunku oprawionej w brązową skórę księgi, kiedy jej strefa nietykalności cielesnej została naruszona. Zduszone męskie przepraszam miało zapewne jej to wynagrodzić. Już miała powiedzieć, że nic się nie stało, kiedy poznała, kto naruszył jej nietykalność cielesną. O Odynie.
    Björn Guildenstern był marzeniem nastoletniej panny Myklebust. Wysoki, przystojny i niedorzecznie dobrze wyglądał w smokingu. To oglądanie jego na najróżniejszych balach, przyjęciach i wydarzeniach, na których mogli być obecni także najmłodsi członkowie magicznych klanów, było jej hobby z dzieciństwa. To dzięki niemu wiedziała, że zdecydowanie jest jednostką heteronormatywną. To przez niego zaczęła nosić te głupie kokardy we włosach, jak tylko jej przeklęta matka uznała, że wygląda w nich dobrze. Bo chciała wyglądać dobrze. Ba! Chciała wyglądać najlepiej. Dla Björna Guildensterna, dla którego była tylko tym włochatym dzieckiem Myklebustów. I tak zapewne miało pozostać na wieczność.
    Dlatego go szczerze nie lubiła. Nie dlatego, że ich rodziny pochodziły z innych stron niewidzialnej barykady. Gdyby tylko zechciał ofiarować jej odrobinę swojego czasu, zrobiłaby dla niego absolutnie wszystko. On jednak nigdy na nią nie spojrzał sam z siebie. Zawsze ich rozmowy dyktował ogromny przypadek. Tak jak teraz.
    - Okropna przypadłość - potwierdziła ironicznym tonem, jakby przeklinała ten przypadek. Bo w sumie przeklinała. Młodzieńcze uczucie wyparowało z jej wątłego ciała, zostały tylko smutno tlące się zgliszcza. Jakże mogło być inaczej? Pan Guildenstern zawsze patrzył na nią z najwyższej góry. Od niedawna próbowała mu w tym chłodzie i wyniosłości choć trochę dorównać. Dlatego tez jej prawa brew powędrowała nieco wyżej, a ona sama zlustrowała go spojrzeniem od góry do dołu.
    - Myślałam, że to księgarnia, a nie biblioteka. Jeśli jednak pana nie stać na czytanie w domu, proszę dać mi tę okazję do ufundowania panu tej przyjemności. Wbrew pozorom... mam gest - skoro nigdy nie zauważył jej, jak była miła, to pewnie równie mocno nie zauważy jej, jak będzie niemiła. Dlatego nie zamierzała się silić na zbędne uprzejmości. Zamierzała być dla niego najokropniejsza na świecie. Tak w ramach rewanżu za grzechy, o których istnieniu nawet nie wiedział.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn nie zdawał sobie sprawy z uczuć, które żywiła do niego Rikke — nigdy nie interesował się płcią przeciwną, a nawet jeśli już zdarzyło mu się robić, to tylko po to, by zadowolić rodziców i ukryć swoją prawdziwą naturę. Od powrotu do Midgardu ciągle przypominano mu o jego powinnościach — był dziedzicem Guildensternów i już dawno, jak przystało na posłusznego syna, powinien był znaleźć sobie odpowiednią małżonkę. Tymczasem jego myśli niebezpiecznie skupiały się wokół kolejnych mężczyzn i przypadkowych przygód w mało eleganckich miejscach, których częstotliwość ostatnio tylko się wzmogła, jakby miało to skutecznie uciszyć prawdziwe emocje Björna. Od zawsze doskonale wiedział o tym, że był inny; że odstawał od tego, co mimowolnie narzucało im galdryjskie społeczeństwo. Chociaż wywodził się z konserwatywnego, hołdującego dawno nieaktualnym tradycjom rodu, to jego osobiste poglądy — o których w rzeczywistości wiedziała tylko garstka osób, gdyż nigdy nie należał do zbyt wylewnych osób — niejednokrotnie przyprawiały rodzinę o zawroty głowy czy ataki paniki. Ojciec nadaremno próbował je wyperswadować, aż w końcu odpuścił, gdy zrozumiał, że Björn się nie zmieni — przynajmniej nie miał odwagi, by mówić o tym publicznie i, w przeciwieństwie choćby do Tordenskioldów, trzymał się z dala od wścibskich magicznych mediów.
    Najwyraźniej Norny tak chciały. — A z Nornami, jak wiedział każdy galdr, nie można było igrać. W końcu sam Guildenstern desperacko próbował zmienić swoje przeznaczenie, a kara, jaką za to niespełna rok temu poniósł, była niezwykle wysoka, dlatego teraz sam już nie miał pojęcia, czy jego wieczorne modły były tego warte. — Doprawdy? — skomentował krótko, znacząco unosząc prawą brew, gdy jego uwadze nie umknęły drobne złośliwości ze strony Myklebust. Jak widać odwieczny konflikt między Przymierzem Pierwszych a Środka wciąż był żywy. Nie można było o nim zapomnieć nawet na moment. — Proszę mi wierzyć, że potrafię odróżnić księgarnię od biblioteki. Jestem tutaj stałym bywalcem i dobrze znam właściciela tego miejsca. — W końcu nie była to jego pierwsza wizyta w Mimirze; w przeciwieństwie do Rikke, która dopiero co zaczęła studia w Midgardzie, minęło już kilka lat od jego zetknięcia z wyjątkowym bogactwem tej księgarni. — Niech zgadnę… Czyżby któryś z profesorów dopiero powiedział pani o tym miejscu? — W jego przypadku było przecież podobnie, w końcu to właśnie najczęściej akademiccy wykładowcy polecali tę ukrytą między krętymi uliczkami Ymira Starszego skarbnicę wiedzy swoim studentom z pierwszych lat studiów.
    Pozostaje mi tylko szczerze podziękować za tak szczodry gest, ale tym razem nie skorzystam. — Guildenstern spojrzał tylko uważnie na Rikke, która najwyraźniej nie potrafiła powstrzymać się dzisiaj od używania ironii, mimo że nie wiedział, czy było to spowodowane niechęcią ze względu na niesnaski rodowe, czy może rozsierdził ją fakt kolejnego, przypadkowego kontaktu z jego osobą. — Czego pani szuka? — zapytał wreszcie z niemałą ciekawością w głosie, choć podejrzewał, że najlepiej byłoby zostawić ją w spokoju i skupić się przy tym na własnych poszukiwaniach. Nie mógł sobie jednak odmówić konwersacji na temat książek.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Norny były najbliższym bóstwem dla panienki Myklebust. Podsuwały jej strzępki przyszłości, niepowiedziane historie z przeszłości i dawały jej iluzoryczne poczucie kontroli nad życiem swoich i najbliższych. Wieszczenie było jej darem i przekleństwem jednocześnie, ale też było to częścią jej, bez której już nie wyobrażała sobie życia. Był to jedyny czynnik, który sprawiał, że liczyła się w świecie pomimo swojego młodego wieku. Sporo starsi od niej słuchali, jej opinii wierząc, że poparta jest szeptami Norn, a szczególnie Skuld, tej odpowiedzialnej za przyszłość. Czasem tak było. Zwykle starała się być uczciwą w tej kwestii. Nie chciała rozgniewać swoich ukochanych bóstw, bo przecież tkwiła w przekonaniu, że jest ich faworytą. Chociaż nie mogła nie przyznać, że ostatnio odpowiadająca za teraźniejszość Werdandi ewidentnie sobie pogrywała z losem Rikke!
    Polityczne gierki były obcym jej światem. Wiedziała, że są trzy opcje, jej babka była głową jednej. Nigdy jednak nikt nie próbował rozmawiać z małolatą o polityce. Jeśli już ktoś z socjety chciał nawiązać z nią kontakt, to zaczynał od delikatnego pytania, pod tytułem "jak studia?", żeby zaraz wspominać, jak to cudownie było kiedyś studiować. Po pytaniu-rozgrzewce zwykle przechodzili do rzeczy: czy mogłaby powróżyć? Wtedy zwykle niezbyt grzecznie ucinała temat, że nie jest uliczną volvą i to by było na tyle w temacie. Odkąd jej matka ogłosiła całemu światu, że jej pierworodna córka nie dość, że jest rozsądną dziedziczką, to jeszcze została pobłogosławiona przez Odyna, te prośby pojawiały się znikąd i zdecydowanie zbyt często.
    - Wątpi pan w moją szczodrość? Rani to me serce, dogłębnie - odbiła piłeczkę i nawet złapała się w teatralnym, i jakże irytującym geście, za serce, jakby istotnie strzała dosięgła jej jestestwa.
    - Inaczej nigdy nie zapuściłabym się w te okolice. Przecież to tak bardzo nie wypada - niestety nie udało się jej nie zrobić niemalże idealnej parodii dość skrzekliwego głosu jej własnej rodzicielki. Nie wiedziała czy tylko ona ma reakcję na swoją matkę, czy cały świat skrycie podziela jej opinię, ale Renaty Myklebust nie dało się słuchać. Nie dlatego, że pieprzyła trzy po trzy (w domowych pieleszach nieprzestanie, obowiązkowo zaczynając każde zdanie od Rikke), ale dlatego, że jej ton wypowiedzi wyprowadziłby mitycznego Bragiego do kurwicy.
    - "Runy. Magiczny dar Odyna", ale proszę się nie martwić. Muszę wypunktować na zaliczenie wszystko, co złe w tej pozycji. Podobno autorka nieźle popłynęła w tym temacie. Sam tytuł wydaje się być odrobinę niedorzeczny. To z pewnością dzieło Lokiego, żeby później ludzie mogli męczyć ludzi tym nudziarstwem - oho, poleciał żarcik. Pojawił się też mniej wrogi uśmiech i możliwe, że nawet puściła mu oczko. Tak naprawdę nie uważała tego za nudziarstwo. Uważała runy za jedyną solidną podstawę magii, a cała reszta istniała dzięki runom. Fanatyczne, ale czego oczekiwać po przerośniętej ambicjom studentce pierwszych roczników?
    - Jak zdrowie, panie Guildenstern? - zapytała nieco łagodniejszym tonem, a jej ciemnobrązowe tęczówki spoczęły na jego twarzy, wyraźnie oczekując szczegółowej odpowiedzi na to pytanie.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn, jak przystało na galdra, również stawiał Norny na piedestale. Nie zmieniało to faktu, że nie był zadowolony z tego, jaką przyszłość dla niego przygotowały. To nie on powinien był urodzić się jako dziedzic Guildensternów, tylko Ingvar; gdyby nie to, prawdopodobnie całe jego życie wyglądałoby inaczej. Nie zostałby nigdy ślepcem, a jego kontakty z młodszym bratem byłyby lepsze – teraz, gdyby nie starsza siostra i jej usilne próby doprowadzenia do rozejmu między nimi, najpewniej już dawno by się pozabijali, a Burzowy Przylądek zalałby się szkarłatną krwią. Chociaż Björn wielokrotnie próbował się z nim porozumieć i wytłumaczyć swoje zachowanie, to za każdym razem brakowało mu słów. Wówczas musiałby powiedzieć prawdę, ujawnić się i odejść z rodziny, a na to nie był jeszcze przecież gotowy. Wciąż było za wcześnie. Podejrzewał, że Ingvar najpewniej nie zrozumiałby tego, że zrobił to wszystko tylko po to, by ustąpić mu miejsca. Norny się pomyliły – czy był to pierwszy raz, gdy tak się stało? A może  ostatecznie wcale nie miały kontroli nad ludzkim losem, jak próbowano im wmówić od dziecka, opowiadając historie o trzech wieszczkach z plemienia olbrzymów? Guildenstern nie chciał w nie wątpić, nigdy nie odważył się tego zrobić na głos, lecz jego własne życie było dla niego wystarczającym dowodem na to, że nie wszystko poszło po ich myśli. Chciał usilnie wierzyć, że był częścią jakiegoś planu samego Odyna – ubolewał jednak, że nie potrafił go dostrzec ani zrozumieć.
    Nie wypada. — Skinął twierdząco głową Björn, by zaraz rozwinąć swoją wypowiedź: — Ymir Starszy wciąż nie należy do najbezpieczniejszych miejsc. Choć nie mam wątpliwości, że w ostatnim czasie wiele się tutaj zmieniło. — W tym przypadku Guildenstern szczerze doceniał starania Rady, która po wyjątkowo długich latach zaniedbań postanowiła całkowicie odmienić wizerunek tej dzielnicy. Pamiętał, jak jeszcze kilka lat temu nigdy nie zapuściłby się z własnej woli  w te rejony — odkąd jednak zbudowano tutaj Storting, a część z budynków historycznych odnowiono, zrobiło się tutaj o wiele spokojniej. Nawet Przesmyk Lokiego nie wzbudzał w nim takiego strachu jak kiedyś, lecz to akurat było spowodowane tym, że teraz był jednym z nich. — Mam nadzieję, że to nie koniec zmian. — Nie do końca był pewien szczerości swoich słów, lecz uśmiechnął się nienaturalnie miło, widząc pozycję, którą pokazała mu Rikke. Niewiele wiedział o magii rytualnej, nie licząc tego, co udało mu się wynieść z podstawowej edukacji, dlatego pozostało mu teraz uwierzyć na słowo, że autorkę tej książki zwyczajnie poniosła wyobraźnia.
    Nie bardzo znam się na runach, ale skoro tak mówisz, to na pewno tak jest. — Myklebustowie w końcu mieli nie tylko talent do magii leczniczej, ale także do runicznej, o czym wiedział każdy galdr. — W każdym razie, życzę powodzenia z esejem. Aż sam sobie przypomniałem o studiach. — W końcu był to bez wątpienia jeden z najciekawszych okresów w jego życiu, który pozwolił mu rozwijać jego prawdziwą pasję, jaką była alchemia. — Zdrowie? — zdziwił się Guildenstern, gdy tylko usłyszał to pytanie. Nie do końca rozumiał, co Mykklebust miała na myśli, dlatego niewiele myśląc, odpowiedział: — W porządku, nie narzekam. — Nie wyczuł niczego podstępnego w jej słowach, choć w ostatnim czasie jego choroba po raz kolejny zaczęła uprzykrzać mu życie. Ale o tym Mykklebust nie mogła wiedzieć. To musiał być przypadek, skoro z jego choroby zdawała sobie sprawę tylko garstka ludzi.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Im dłużej z nim rozmawiała, tym większe miała wrażenie, że oto odpowiedź na pytanie dlaczego jej matka kazała jej szukać męża wyłącznie w wyższych sferach. On wszystko wiedział. W sensie... znał odpowiedź na każde pytanie. Nie ważne czy odpowiedź była poprawna, ważne, że ujmował wszystko w słowa tak, jak każda matka chciałaby usłyszeć. A przynajmniej jej matka. Gdyby nie odwieczny konflikt, prawdopodobnie pojawiłby się na jakimś obiedzie, tak kompletnie niezobowiązująco, tylko po to, żeby cały wieczór słuchała, jaką to jest dobrą partią, ale dopiero jak skończy studia. W sensie Rikke jak skończy studia, bo dla Myklebustów wykształcenie było fundamentalne. To nie ta rodzina, która przekłada potomstwo nader naukę, o nie nie. Najpierw nauka, potem potomstwo. I nie ma miejsca na wpadki. Wpadki są w stanie bardzo skutecznie zatuszować. Rikks nie miała wątpliwości, że każde nieplanowane dziecko jej własna rodzicielka wyciągnęłaby z niej szybciej, niż zdążyłaby powiedzieć, że się spodziewa. Nigdy nie zamierzała sprawdzić tej teorii w rzeczywistości.
    - Jak dobrze więc, że trafiłam na pana towarzystwo - powiedziała z uśmiechem, choć każde jej słowo było okraszone sarkazmem. Czemu ten przeklęty Guildenstern tak bardzo jej się podobał? Gdyby było inaczej, byłaby zapewne miła. Zamiast tego serwowała mu wciąż niepotrzebną nikomu złośliwość, bo nie potrafiła się powstrzymać. Chciała, żeby ją zapamiętał. Skoro ładne sukienki i powłóczyste spojrzenia rzucane przy każdej okazji nie zrobiły na nim wrażenia przez te wszystkie młodzieńcze lata, to sprawi, że ją znienawidzi. Wrogów często trudniej wyprzeć z pamięci. I tak byli naturalnymi wrogami. Oboje po przeciwnych stronach niewidzialnej barykady. Jeśli doliczy się do tego wiek, to punkty wspólne zacierały się szybko i nieodwracalnie.
    - A na czym się znasz? Niech zgadnę! Na statkach i handlu? - każdy to wiedział. Może właśnie to było w nim najbardziej interesujące? Jego rodzina miała całą flotę statków, a ona... ona miała straszną ochotę osiąść na morzu. W jedynej nicości którą oferował ten świat. Chciała żyć od portu do portu, zwiedzać, poznawać świat. Kochała wodę. Powinna urodzić się w jego rodzie. Byłaby wtedy idealną dziedziczką.
    - Szkoda, że nie można tego powiedzieć o Twojej matce... Obawiam się, że to sprawa ostateczna. Radziłabym odwiedzić krawca, może zdąży uszyć stosowny garnitur - powiedziała spokojnym tonem. Blefowała. Lubiła to robić od czasu do czasu, bo wszyscy już wiedzieli z socjety o jej niezbyt popularnym wśród garli talencie do poznawania przyszłości zanim stanie się teraźniejszością. Tak naprawdę nie wiedziała nic o życiu Björna. Może jednak jego gniew odwróci tą sprawę? Może jak zacznie darzyć ją jakimkolwiek uczuciem, zamiast obojętności, to łatwiej jej będzie przewidzieć wszystkie ruchy Królów Morza, a nie tylko te, które odbijają się na jej własnym rodzie? Nie zaszkodzi spróbować.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Björn doskonale posługiwał się sztuką pozorów, perfekcyjnie odzwierciedlając oczekiwania społeczeństwa i dbając o godność swojego rodu. Jego wyrafinowane maniery oraz umiejętność dostosowywania się do każdego towarzystwa to efekt lat nauki, mających na celu wyeksponowanie najlepszej strony jego klanu. A jednak — młody Guildenstern w dalszym ciągu oficjalnie pozostawał wolnym strzelcem, u jego boku od lat nie widziano żadnej kobiety, co mimowolnie nawarstwiało kolejne plotki w wyższych sferach.  Jedni sugerowali, że był zbyt wybredny, a jego temperament nieprzystępny, inni zaś tłumaczyli to współczesnym podejściem do małżeństwa z miłości, której Björnowi zdawało się brakować, lecz jeszcze żadnemu z nich nie przyszło do głowy, iż Björn zwyczajnie nie był zainteresowany płcią przeciwną. Uświadamiał to sobie dobitni za każdym razem, gdy od rodziców słyszał o potencjalnych zaręczynach, na które w rzeczywistości wcale nie był gotowy — zdążył już zauważyć, że ostatnio poruszali ten temat zbyt często, by teraz po raz kolejny mieli mu odpuścić. W końcu wszystkie najbliższe wydarzenia, na jakie był przez nich regularnie zapraszany, miały na celu znaleźć mu przyszłą żonę, a jemu powoli zaczynało brakować wymówek. Jedyną opcją, by od tego uciec, było wyjawienie prawdy, którą skrywał od wielu miesięcy, lecz na to Guildenstern jeszcze nie był całkowicie gotowy. Mimo że w stosunku do swojej rodziny żywił ambiwalentne uczucia, to wciąż był silnie związany z ich światem. Z kolei ten drugi, który dopiero krok po kroku poznawał, dalej był dla niego wielką niewiadomą, przez co nie potrafił zebrać się w sobie i postawić wszystko na jedną kartę.
    Trochę tak. — Kiwnął głową Björn, po czym uśmiechnął się delikatnie w kierunku Myklebust. Jak przystało na prawdziwego Guildensterna, musiał choć pobieżnie znać się na statkach, morzu i handlu, lecz po tym, jak po niespełna roku odszedł z Kompanii Morskiej, skierował swoje zainteresowania w zupełnie innym kierunku, jakim była alchemia. Ojciec początkowo nie był zadowolony z tego faktu, jednak gdy tylko poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że przyszły biznes jego syna mógłby przynieść zysk Guildensternom, ostatecznie wyraził aprobatę na dalszą edukację Björna. Dziś Pracownia Alchemiczna, której był właścicielem, prężnie się rozwijała i uchodziła za jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepów alchemicznych w Midgardzie. Na ten moment chciał utrzymać tę reputację, lecz nie był w stanie przewidzieć, czy po tym, jak prawda wyjdzie na jaw, nie będzie musiał wyjechać z miasta i zacząć wszystkiego od nowa. Być może tak byłoby najlepiej: porzucić miejsce, które było przez lata dla niego domem i wyjechać gdzieś na koniec świata, gdzie nikt nie kojarzyłby jego nazwiska. Już raz to przecież zrobił i najpewniej uczyniłby to po raz kolejny, gdyby nie powrót do Midgardu. — Na co dzień jednak robię doktorat w Instytucie Kenaz i prowadzę sklep alchemiczny w dzielnicy Ragnhildy Potężnej. Bardziej poszedłem w ślady matki niż mojego ojca — powiedział zdziwiony, słysząc zaskakujące słowa Myklebust. Czy to, co dosłownie przed chwilą mu wyjawiła, miało być prawdą?
    Nie rozumiem. — Zmarszczył czoło i brwi w niedowierzaniu, mając nadzieję, że to, co właśnie rzekła Myklebust było tylko szczeniackim żartem z jej strony. — Sugerujesz, że moja matka jest chora? — Zaraz sobie uświadomił, iż kiedyś obił mu się o uszy fakt, że Rikke była wyrocznią, a one w społeczeństwie galdrów, jak i przez samego Björna, były cenione i respektowane, dlatego nie chciał kwestionować jej słów. Zamilkł, nie wiedząc, co więcej powiedzieć. Czy powinien był się dopytać i poprosić ją o to, by zdradziła mu więcej szczegółów? A może lepiej było to zostawić i od razu porozmawiać z matką — czy to było możliwe, by coś przed nim ukrywała? Björn nie miał pojęcia, jak się zachować  — wyznanie Rikke wytrąciło go z równowagi.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Ach tak, wszechobecne plotki. Krążyły wokół osobników wyższych sfer. Niektóre niegroźne, wręcz przyjemne, cicho wydające pozytywny osąd na temat poczucia estetyki danej jednostki. Inne już groźniejsze, bo poddające na przykład pod osąd zachowanie w stosunku do rodziny. O każdym krążyły plotki. Nie było na tym świecie osoby, o której bywalcy śmietanki towarzyskiej nie mieliby jakiejś opinii. O młodym Guildensternie mówiło się więc, że wciąż czeka na godną partię. Cokolwiek kryło się za tym eufemistycznym określeniem, brzmiało poważnie i dobrze dla reputacji samego Björna. Przystojny kawaler nie mógł wziąć pierwszej lepszej dziewki z miasta. Musiała być równie atrakcyjna wizualnie, równie dobrze wykształcona i z odpowiednim rodowodem, żeby wspólnie mogli przedłużać tę linię rodu żeglarzy.
    Słuchała z uwagą, jak mówi o swoim odejściu od tradycyjnego modelu jego rodziny. Czyli jednak nie Kampania Morska, a... alchemia. Interesujące przebranżowienie, stanowiące o intelekcie rozmówcy. Ona sama wolałaby zdecydowanie zostać na morzu niż szukać szczęścia w kociołkach, ale hej! Nikt małolaty nie pytał o zdanie. Sama zresztą nie była książkowym przedstawicielem swojego rodu. Powinna być zdecydowanie starsza i po medycynie, ale nie wyszło. Dopóty dopóki prowadzała się dobrze, przynosiła do domu same oceny świadczące o tym, że nie jest imbecylem, ubierała się stosownie do okazji i widziała przyszłość, mogła spać spokojnie, wiedząc, że nie jest tą gałęzią Myklebustów, którą jarl chciałby odciąć od reszty drzewa genealogicznego jako tą zatrutą.
    - Och, podobno nasza droga Ragnhilda przeszła rewitalizację, ale wciąż nie jest to miejsce dla takiej młodej damy jak ja. Dobrze jednak wiedzieć, że kręcą się tam jakieś porządne biznesy, a nie tylko te związane z wódką i szmuglerstwem - uraczyła go uśmiechem pełnym uroku, w swojej wypowiedzi zgrabnie wypowiadając mądrości i frazesy pokolenia ich rodziców, a może nawet i dziadków.
    Obserwowała, jak jego oczy rozszerzają się w niedowierzaniu. Matka, najdroższa i szanowna matka? Chora? Nie powinna kontynuować tego nieśmiesznego żartu, ale ciężko było przerwać coś, co się zaczęło. Może dzięki temu szanowna pani Guildenstern spędzi więcej czasu w towarzystwie najdroższego syna? Niech ma kobita, a co.
    - Tak. Nie wiem jednak na co, ale miałam wizję z gatunku wizji ostatecznych. Niestety nie zostało jej dużo czasu, bo to już na wiosnę. Mam nadzieję, że wykorzystacie dobrze ten czas, który Wam pozostał - mówiła gładko i lekko, jak rasowa kłamczucha, którą przecież była. Nie raz i nie dwa naginała prawdę dla własnej korzyści, żeby tylko jej własna najdroższa matka nie dowiedziała się, jak bardzo zdemoralizowany owoc wydała na świat. Owoc, któremu tylko w głowie była moda i chłopcy.
    - Widzę, że nie wiedziałeś o kiepskim zdrowiu swojej mamy - dodała jeszcze z idealnie odwzorowaną troską na jej piegowatej twarzy.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    To prawda. Ragnhilda Potężna w ostatnim czasie przeszła ogromną metamorfozę — postanowił przyznać jej rację, przypominając sobie to, jak wyglądała jego dzielnica jeszcze kilka lat temu, gdy przeprowadził się na studia do Midgardu. Nie od razu zamieszkał przy Porcie Północnym, lecz od samego początku wiedział, że to właśnie tam powinien się przeprowadzić. Jako prawdziwy Guildenstern urodzony w Burzowym Przylądku potrzebował być w pobliżu wody, a mieszkanie z malowniczym widokiem na jezioro Golddajávri było dla niego w tym przypadku wręcz idealnym rozwiązaniem. — Mam tylko nadzieję, że na tym się nie skończy. Jest na pewno o wiele miejscem do życia niż kiedyś, co w dalszym ciągu nie zmienia faktu, że wciąż pozostaje wiele do zrobienia. — Wielki Pożar, który z powodu kilkadziesiąt lat temu wybuchł w Midgardzie, sprawił, iż teraz Rada przywiązywała znacznie większą uwagę do rewitalizacji. Guildenstern chciał wierzyć, że tak już pozostanie, lecz nie mógł mieć takiej pewności, zdając sobie sprawę z tego, iż władza robiła większość rzeczy wyłącznie na pokaz, by uspokoić społeczeństwo. Teraz jednak Midgard mierzył się z zupełnie innym problemem, jakim było bezpieczeństwo — od niedawna nawet Stare Miasto nie było już takim samym miejscem, jak wcześniej. Na samą myśl westchnął delikatnie pod nosem, próbując czymś innym zająć swoje myśli, lecz przez to, co przed chwilą usłyszał z ust Myklebust, tylko się wystraszył z powodu matki.
    Nie wiedziałem. Dopiero niedawno wróciłem do Midgardu, więc najwyraźniej nie jestem ze wszystkim na bieżąco — przyznał szczerze Guildenstern, w dalszym ciągu nie mając najmniejszego pojęcia, jak powinien był w tej niecodziennej sytuacji zareagować. Czy nie lepiej by było, gdyby przybrał pokerową twarz, nie dając po sobie niczego poznać? W jakim świetle stawiało to jego relacje rodzinne przed Myklebust? Czy to możliwe, że podczas jego nieobecności w domu tyle go ominęło? Björn nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań, choć bardzo chciałby je od razu poznać, dlatego nie miał innego wyjścia, jak najszybciej udać się do rodzinnego Bergen, by poznać całą prawdę z ust matki. — Ale dziękuję ci za tę cenną informację, Rikke. Muszę wszystko dokładnie zweryfikować, a jeśli jest tak, jak mówisz… — Guildenstern nie znalazł słów, by dokończyć swe myśli. Uśmiechnął się jedynie blado, a między nimi zawisła chwila niezręcznej ciszy, jakby wstrzymała oddech samą swoją obecnością. W końcu, zdecydowany opuścić księgarnię Mimira, pożegnał się z Myklebust bez zbędnych gestów i milczał jak zaklęty, nie oddając swojego uroku żadnemu tomowi. Przez tę incydentalną scenę, jak w oparach mgły, przeciekła mu z pamięci pierwotna intencja wizyty. Nadal tkwił w niepewności, rozmyślając nad słowami Rikke — wszystko wskazywało na to, że jego matka była śmiertelnie chora.

    Björn i Rikke z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.