:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
10.11.2000 – Piętro pierwsze – B. Guildenstern & Bezimienny: L. Oldenburg
2 posters
Bezimienny
30.09.2000
Bawełniana, miękka ściereczka trzymana w drobnej dłoni przesunęła się po szklanej powierzchni. Pełen czułości gest miał zebrać niewidzialne drobiny kurzu, odsłaniając pełne piękno eksponatów mieniących się w promieniach niknącego słońca. Brąz bransolety przecinanej niewielkimi runami przemienił się w intensywną czerwień, którą niemal wysysał zza okna pomieszczenia. Lumikki cierpliwie przechodziła od witryny do witryny, by każdą z nich oczyścić ze śladu opuszków palców, siatek linii papilarnych pozostawionych przez zaciekawione dziecko, które gościła wraz z jego rodzicami tego dnia w galerii.
Dzień naznaczony był spokojem, niewielu ludzi zaglądało, być może za sprawą pogody, która zachęcała raczej do spacerów, niż do podróży po zamkniętych, dusznych pomieszczeniach. Łagodny uśmiech naznaczał jej twarz, gdy przeszła kilka kolejnych kroków, śledząc własne odbicie, które pojawiło się na tle z naszyjnika wyeksponowanego na czerni aksamitu. Wciąż prowadzenie galerii zdawało się być jedynie snem, z którego nigdy nie chciała się budzić. Owszem, wymusiło to na niej opuszczanie niektórych wyjazdów, jednak dawało nowe możliwości i stwarzało okazję do poznawania nowych ludzi. Sama nie potrafiła jednak stwierdzić, jak długo trwać będzie spokój duszy, który tymczasowo ją ogarniał. Nigdy nie przepadała za bezruchem, panoszącą się nudą, a takie zdawało się czasami prowadzenie wystaw – zwłaszcza w dni takie, jak ten. Gdy sale straszyły pustką, zmykała do swojej pracowni i przy lekko uchylonych drzwiach, oddawała się czytaniu posiadanych ksiąg, bądź sprawdzała przedmioty, które przynosili jej często zupełnie przypadkowi ludzie. Szukanie odpowiedzi na pytania, które jej zadawali, było fascynujące i przynosiło przyjemny dreszczyk emocji rozchodzący się wzdłuż kręgosłupa. Kolejna ekspozycja przykuła jej uwagę na dłuższy moment. Odrzuciła szmatkę na podłogę, po czym zwinnie przeskoczyła ponad czerwonym, grubym sznurem, który zapobiegał wdarciu się bardziej ciekawskich zwiedzających.
Spojrzała krytycznie na wyszywaną tunikę, którą przywiozła około pół roku temu ze swej podróży do Egilsstaðir. Przeszukując pęk kluczy, dobyła ten, który otwierał niewielkie stanowisko utworzone we wgłębieniu ściany. Wsunęła się za stojak, dobywając z kieszeni białe rękawiczki, które dokładnie nasunęła na dłonie, by w żaden sposób nie uszkodzić delikatnego materiału. Choć znalezisko nie należało do najcenniejszych i najbardziej kruchych, dbała o każdy element tak, by pozostały w nienaruszonym stanie jak najdłużej. Drewniany drążek przekrzywił się, co Lumikki zamierzała skorygować, jednak zaklinował się na tyle, iż musiała namęczyć się dobrych kilka minut, nim wykręciła go pod odpowiednim kątem.
Przykucnęła lekko, aby wygładzić fałdy materiału, przyjemnie szeleszczącego pod palcami. Wypukłości skromnego wzoru wyraźnie odznaczały się pod opuszkami, nawet wtedy, gdy pokrywały je cieniutkie, białe rękawiczki. Wydostała się zza przedmiotu, opierając plecy o uchyloną szybę. Spojrzała na całość swojego dzieła i powróciła do drobnych poprawek; tak, aby wszystko wyglądało idealnie. Wychodząc zupełnie z ekspozycji, wygładziła zmechacony materiał chodnika, na którym widniały ślady jej butów. Podnosząc się, by zamknąć witrynę, usłyszała echo niosące się klatką schodową kamienicy. Wciąż mocno dziwiła się, jak niezwykłą akustykę posiadał ten budynek. Chwila niepewności nakazała jej zamrzeć w bezruchu, oczekując, czy kroki poniosą się wyżej, ku innym piętrom kamienicy.
Björn Guildenstern
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Galeria Wieków Minionych była dla niego miejscem, na które nigdy wcześniej nie zwracał większej uwagi. Nie zdawał sobie sprawy nawet z jej istnienia dowiedział się o niej zupełnie przypadkowo, gdy pewnego ranka w towarzystwie mocnej kawy i duszącego dymu papierosowego natknął się w gazecie na jeden z artykułów na pierwszej stronie, który opisywał wybitne osiągnięcia i zgromadzone w muzeum na Starym Mieście dziedzictwo Oldenburgów. Zainteresował go na tyle, że w wolnej chwili, gdy tylko udało mu się uporać ze wszystkimi zleceniami na następny tydzień, młody Guildenstern postanowił z ciekawości sprawdzić, ile rzeczywiście było w tym prawdy; czy po tym, co widział na własne oczy w innych krajach, Galeria Wieków Minionych będzie w stanie spełnić jego zaskakująco wygórowane oczekiwania. Nie należało do tajemnic, że Björn raczej nie znał się na szeroko pojętej sztuce i nie wiedział o niej zbyt wiele — jedynie tyle, co wyniósł dawno temu ze szkoły czy przypadkiem dowiedział się podczas swoich zagranicznych podróży na drugi koniec świata, które częściowo uwrażliwiły go na nie tylko niezwykle bogatą kulturę galdrów, ale i śniących. Powrót w rodzinne strony nagle mu uświadomił, że jego wiedza historyczna była stosunkowo powierzchniowa; że wielu informacji nigdy nawet nie zweryfikował, znając je tylko ze szkolnych podręczników. Teraz miał szansę to zmienić, mając nadzieję, że w przerwie od pracy uda mu się czegoś nowego dowiedzieć.
Do środka galerii wszedł pośpiesznym krokiem — niespodziewanie, bo niemal na końcowym odcinku ulicy Starego Miasta, gdzie znajdowało się muzeum Oldenburgów, złapał go przelotny deszcz, przed którym nie udało mu się całkowicie uchronić. Zdążył się już odzwyczaić od nieprzewidywalnej pogody w Skandynawii, podczas ostatniej wyprawy zdając sobie sprawę z tego, jak uwielbiał ciepło i słońce, które niemal nigdy nie zaglądało do wiecznie zimnego, położonego na końcu świata Midgardu. Po tym, jak sprawnie przebrnął przez niewielki hol i pogawędkę z zaskakująco sympatyczną kasjerką, u której kupił bilet wejściowy za symboliczną kwotę, żwawo ruszył z pomocą jej wskazówek i broszury informacyjnej w kierunku sali pierwszej, najbardziej reprezentacyjnej części galerii. Dziś nie było w niej zbyt wielu odwiedzających, co szczerze go ucieszyło — odwiedzanie nowych miejscach, w których nigdy wcześniej nie bywał, drastyczne zmniejszało prawdopodobieństwo spotkania dobrze znanych mu osób. Z zainteresowaniem w oczach przemierzał główne pomieszczenie zgodnie z wyznaczonymi alejkami, aż zatrzymał się przy jednej z ekspozycji, przy której stała ciemnowłosa nieznajoma. Zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się niezręcznie, gdy nagle zorientował się, że przypatrywał się jej zbyt długo, uświadamiając sobie, że skądś kojarzył jej twarz.
Do środka galerii wszedł pośpiesznym krokiem — niespodziewanie, bo niemal na końcowym odcinku ulicy Starego Miasta, gdzie znajdowało się muzeum Oldenburgów, złapał go przelotny deszcz, przed którym nie udało mu się całkowicie uchronić. Zdążył się już odzwyczaić od nieprzewidywalnej pogody w Skandynawii, podczas ostatniej wyprawy zdając sobie sprawę z tego, jak uwielbiał ciepło i słońce, które niemal nigdy nie zaglądało do wiecznie zimnego, położonego na końcu świata Midgardu. Po tym, jak sprawnie przebrnął przez niewielki hol i pogawędkę z zaskakująco sympatyczną kasjerką, u której kupił bilet wejściowy za symboliczną kwotę, żwawo ruszył z pomocą jej wskazówek i broszury informacyjnej w kierunku sali pierwszej, najbardziej reprezentacyjnej części galerii. Dziś nie było w niej zbyt wielu odwiedzających, co szczerze go ucieszyło — odwiedzanie nowych miejscach, w których nigdy wcześniej nie bywał, drastyczne zmniejszało prawdopodobieństwo spotkania dobrze znanych mu osób. Z zainteresowaniem w oczach przemierzał główne pomieszczenie zgodnie z wyznaczonymi alejkami, aż zatrzymał się przy jednej z ekspozycji, przy której stała ciemnowłosa nieznajoma. Zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się niezręcznie, gdy nagle zorientował się, że przypatrywał się jej zbyt długo, uświadamiając sobie, że skądś kojarzył jej twarz.
Bezimienny
Oddech wstrzymany na kilka chwil, nim spostrzegła, że kroki wcale nie podążyły dalej ku górze. Zatrzymały się w przedsionku, by wybijać coraz głośniej obecność człowieka, który być może pojawił się tu po to, aby sprawdzić wystawę. A może się zawieruszył? Nie wykonywała żadnych ruchów, nim nie była zupełnie pewna odbieranych przez siebie bodźców, jednak nawet wtedy, gdy jasnym stało się, że zawitał do niej nowy gość, nie poderwała się gwałtownie, by atakować go potokiem słów. Chociaż wrodzony entuzjazm nakazywałby podbiec i od progu witać zwiedzającego, powściągliwość czynów wzięła górę – ludzkie potrzeby bywały przeróżne. Nie każdy przepadał za spontaniczną socjalizacją, tak prostolinijnie, bez żadnych zahamowań krzewioną przez obce sobie osoby. Oldenburg lawirowała całkiem sprawnie w dżungli ludzkich charakterów, poczynając od krótkiej obserwacji mogącej przynieść bezcenne wskazówki co do tego, jak powinna zareagować. Pozwoliła na chwilę oswojenia się z nowym pomieszczeniem, nie przerwała prac porządkowych, jakby była zupełnie poza tym, co działo się w pierwszej sali. Nie chciała przeszkadzać, zwykle pytania pojawiały się z czasem, spontanicznie, gdy wiedza własna zwiedzających nie starczała, by zaspokoić ciekawość dotyczącą poszczególnych eksponatów. Owszem, Lumikki zadbała o to, aby każdy z elementów opisać starannie, jednak zwykle stawiała na historie dodatkowe oraz wiedzę, którą posiadała sama.
Stukot butów niósł się po pomieszczeniu, co jakiś czas milknąć na drobne chwile, nim nieznajomy ruszał w dalszą drogę. Wiedziała, że w końcu będzie przechodził obok i dopiero wtedy zamierzała wykorzystać moment, aby przywitać się spokojnie i zaproponować ewentualną pomoc w dalszym odkrywaniu eksponatów.
Sylwetka zarysowała się niewyraźnie w szkle. Bystre spojrzenie powędrowało po odbiciu w witrynie, aby jeszcze nim obróci się całkowicie, dostrzec, z kim tym razem przyjdzie jej rozmawiać. Zdawało się, że mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę, nim na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Lumikki odwróciła się ku niemu, by go powitać. Niepewność podobna do tej, która zagościła w obliczu nieznajomego, naznaczyła również jej czoło. Nieprzemożone wrażenie, że z całą pewnością wcześniej się spotkali dotknęło również pannę Oldenburg. Biorąc jednak pod uwagę jej towarzyski styl życia, zdawało się to mało zaskakujące. Równie mało zaskakujące było to, że gdzieś rozmyła się ewentualna okoliczność spotkania, bo chociaż Lumi miała całkiem dobrą pamięć, roztargnienie często przysłaniało to, co działo się dookoła niej i zwyczajnie pewne szczegóły umykały jej bardzo szybko. Stwierdzając, że dłuższe przyglądanie się może zostać odebrane jako nieuprzejme, odeszła nieco od ekspozycji, robiąc miejsce dla gościa.
– Witam w Galerii Wieków Minionych imienia Gustafa Oldenburga – Spokojnie wypowiedziała pierwsze słowa, ucinając tym samym ciszę. Uśmiech wykwitł na jej twarzy, a szczery gest zachęcił przybysza do dalszej podróży po pomieszczeniu. – Gdyby potrzebował pan pomocy, będę tutaj, mam na imię Lumikki i prowadzę to miejsce. Mogę nieco o nim opowiedzieć – Zmarszczyła lekko nos, wciąż szukając w pamięci twarzy, imienia, sytuacji, czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić ją na trop, skąd go kojarzy. Nie chcąc być jednak niegrzeczną, postawiła na neutralność. – Część z eksponatów przywiozłam sama, więc wiem o nich całkiem dużo. – Była z tego niezwykle dumna. Zarówno artefakty jak i przedmioty codziennego użytku, które sama odnalazła, opisała i przygotowała do pokazywania w witrynach, stanowiły dla niej wartość wiele razy przewyższającą ich materialną cenę. Sentyment żywiła względem każdego znaleziska, traktując je z niezwykłą czułością i dbałością o to, by były tu zupełnie bezpieczne.
Złożyła bawełnianą ściereczkę i wsunęła ją do kieszeni, gdyż postanowiła, że przerwie na chwilę swoją dotychczasową pracę. Nie chciała nikogo rozpraszać ciągłym prześlizgiwaniem się pomiędzy eksponatami, zgrzytem klucza w zamkach witryn, czy odgłosem polerowania szkła. Pracę miała i tak wykonać dopiero po zamknięciu, a do wcześniejszego odhaczenia zadania skłoniła ją tylko i wyłącznie pustka panująca w galerii.
Stukot butów niósł się po pomieszczeniu, co jakiś czas milknąć na drobne chwile, nim nieznajomy ruszał w dalszą drogę. Wiedziała, że w końcu będzie przechodził obok i dopiero wtedy zamierzała wykorzystać moment, aby przywitać się spokojnie i zaproponować ewentualną pomoc w dalszym odkrywaniu eksponatów.
Sylwetka zarysowała się niewyraźnie w szkle. Bystre spojrzenie powędrowało po odbiciu w witrynie, aby jeszcze nim obróci się całkowicie, dostrzec, z kim tym razem przyjdzie jej rozmawiać. Zdawało się, że mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę, nim na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech. Lumikki odwróciła się ku niemu, by go powitać. Niepewność podobna do tej, która zagościła w obliczu nieznajomego, naznaczyła również jej czoło. Nieprzemożone wrażenie, że z całą pewnością wcześniej się spotkali dotknęło również pannę Oldenburg. Biorąc jednak pod uwagę jej towarzyski styl życia, zdawało się to mało zaskakujące. Równie mało zaskakujące było to, że gdzieś rozmyła się ewentualna okoliczność spotkania, bo chociaż Lumi miała całkiem dobrą pamięć, roztargnienie często przysłaniało to, co działo się dookoła niej i zwyczajnie pewne szczegóły umykały jej bardzo szybko. Stwierdzając, że dłuższe przyglądanie się może zostać odebrane jako nieuprzejme, odeszła nieco od ekspozycji, robiąc miejsce dla gościa.
– Witam w Galerii Wieków Minionych imienia Gustafa Oldenburga – Spokojnie wypowiedziała pierwsze słowa, ucinając tym samym ciszę. Uśmiech wykwitł na jej twarzy, a szczery gest zachęcił przybysza do dalszej podróży po pomieszczeniu. – Gdyby potrzebował pan pomocy, będę tutaj, mam na imię Lumikki i prowadzę to miejsce. Mogę nieco o nim opowiedzieć – Zmarszczyła lekko nos, wciąż szukając w pamięci twarzy, imienia, sytuacji, czegokolwiek, co mogłoby naprowadzić ją na trop, skąd go kojarzy. Nie chcąc być jednak niegrzeczną, postawiła na neutralność. – Część z eksponatów przywiozłam sama, więc wiem o nich całkiem dużo. – Była z tego niezwykle dumna. Zarówno artefakty jak i przedmioty codziennego użytku, które sama odnalazła, opisała i przygotowała do pokazywania w witrynach, stanowiły dla niej wartość wiele razy przewyższającą ich materialną cenę. Sentyment żywiła względem każdego znaleziska, traktując je z niezwykłą czułością i dbałością o to, by były tu zupełnie bezpieczne.
Złożyła bawełnianą ściereczkę i wsunęła ją do kieszeni, gdyż postanowiła, że przerwie na chwilę swoją dotychczasową pracę. Nie chciała nikogo rozpraszać ciągłym prześlizgiwaniem się pomiędzy eksponatami, zgrzytem klucza w zamkach witryn, czy odgłosem polerowania szkła. Pracę miała i tak wykonać dopiero po zamknięciu, a do wcześniejszego odhaczenia zadania skłoniła ją tylko i wyłącznie pustka panująca w galerii.
Björn Guildenstern
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Galeria Wieków Minionych, mimo że dopiero przed momentem zawitał w jej progi, była dla młodego Guildensterna wyjątkowo przyjemnym zaskoczeniem. Nie wiedział wcześniej o tym miejscu, co zapewne wynikało z jego ignorancji — gdyby tylko w przeszłości bardziej zainteresował się sztuką i historią galdrów, z pewnością zwróciłby na nie znacznie szybciej uwagę, odnajdując je na mapie Midgardu. Wszystko nieoczekiwanie zmieniło się po jego powrocie do miasta — kilkumiesięczna podróż po świecie sprawiła, że Björn stał się o wiele bardziej otwarty i chętny na odkrywanie tego, co wcześniej znajdowało się poza kręgiem jego zainteresowań. Do tej pory Guildenstern rzadko wychodził ze swojej strefy komfortu — zwykle nie wychylał nosa poza kampus i dzielnicę Ragnhildy Potężnej, mając tam wszystko, czego na co dzień potrzebował: własne miejsce pracy, ulubione lokale, sklepy, port i jezioro Golddajávri, które przypominało mu zawsze o Burzowym Przylądku. Dlatego dziś z niemałą ciekawością w zielonych oczach, jakby odkrył coś ekscytującego, przechadzał się wzdłuż wyznaczonych alejek. Zatrzymywał się co jakiś czas przy interesujących go eksponatach, aż na swojej drodze natknął się na pracującą tu dziewczynę. Dobrze wiedział, że skądś kojarzył jej twarz, lecz w żaden sposób nie mógł dopasować do niej imienia. Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy nieoczekiwanie postanowiła zrobić pierwszy krok i przywitać go, jak się po chwili okazało, we własnej galerii.
— Lumikki? — powtórzył z wyraźnie zauważalną niepewnością w głosie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, z kim miał do czynienia. — Siostra Nikolaia Oldenburga? — Nie potrafił spamiętać wszystkich dziewcząt z klanów magicznych z niezwykłego prostego powodu – zwyczajnie nie był nimi zainteresowany, z powodu swoich osobistych preferencji o wiele bardziej zwracając uwagę na mężczyzn. Nie powinien był tego robić. Był dziedzicem Guildensternów. Rodzice nie zdawali sobie jednak sprawy z prawdziwych upodobań Björna; nie byli świadomi tego, że nie chciał i ostatecznie nie zamierzał wypełnić swoich rodzinnych powinności. Przez długi czas próbowali wielokrotnie usprawiedliwić ten drobny mankament — najpierw zbyt młodym wiekiem, potem kiepskim stanem zdrowia z powodu topielczych płuc, a później — innymi czasami. Wszystko zmieniło się w momencie, w którym pojawił się na stypie Nørgaarda — rodzina dobitnie mu uświadomiła, że najwyższa pora zacząć myśleć o przyszłości na poważnie. A w przypadku dziedzica klanu mogło to tak naprawdę oznaczać jedno.
— Miło mi. Björn. Björn Guildenstern — przedstawił się kulturalnie, kątem oka rozglądając się po pomieszczeniu. — Powiem szczerze, że nigdy nie słyszałem o tym miejscu. Od dawna istnieje Galeria Wieków Minionych? — zapytał pod wpływem chwili, otwarcie przyznając się do swojej ignorancji. W końcu nie każdy musiał być znawcą historii i sztuki. — Większość eksponatów pochodzi głównie z terenów Skandynawii, prawda? — upewnił się Björn.
— Lumikki? — powtórzył z wyraźnie zauważalną niepewnością w głosie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, z kim miał do czynienia. — Siostra Nikolaia Oldenburga? — Nie potrafił spamiętać wszystkich dziewcząt z klanów magicznych z niezwykłego prostego powodu – zwyczajnie nie był nimi zainteresowany, z powodu swoich osobistych preferencji o wiele bardziej zwracając uwagę na mężczyzn. Nie powinien był tego robić. Był dziedzicem Guildensternów. Rodzice nie zdawali sobie jednak sprawy z prawdziwych upodobań Björna; nie byli świadomi tego, że nie chciał i ostatecznie nie zamierzał wypełnić swoich rodzinnych powinności. Przez długi czas próbowali wielokrotnie usprawiedliwić ten drobny mankament — najpierw zbyt młodym wiekiem, potem kiepskim stanem zdrowia z powodu topielczych płuc, a później — innymi czasami. Wszystko zmieniło się w momencie, w którym pojawił się na stypie Nørgaarda — rodzina dobitnie mu uświadomiła, że najwyższa pora zacząć myśleć o przyszłości na poważnie. A w przypadku dziedzica klanu mogło to tak naprawdę oznaczać jedno.
— Miło mi. Björn. Björn Guildenstern — przedstawił się kulturalnie, kątem oka rozglądając się po pomieszczeniu. — Powiem szczerze, że nigdy nie słyszałem o tym miejscu. Od dawna istnieje Galeria Wieków Minionych? — zapytał pod wpływem chwili, otwarcie przyznając się do swojej ignorancji. W końcu nie każdy musiał być znawcą historii i sztuki. — Większość eksponatów pochodzi głównie z terenów Skandynawii, prawda? — upewnił się Björn.
Bezimienny
Zwykle z wrodzoną ciekawością obserwowała ludzi, którzy pojawiali się w jej królestwie. Chciała wiedzieć, co skłaniało ich do złożenia wizyty w galerii, jednak nigdy nie pytała o to wprost. Stawiała na obserwację i na podstawie szczegółów, które udawało się jej wychwycić, sama w głowie układała jaka droga prowadziła ich ku odkrywaniu historii galdrów. Odsunięta nieco od miejsca swojej dotychczasowej pracy oczekiwała na słowa nieznajomego. Nie potrafiła wciąż powiedzieć, czy widziała go kiedykolwiek wcześniej. Z całą pewnością jednak, w galerii był to jego debiut. Błękitne oczy omiotły twarz młodego mężczyzny, próbowała go rozgryźć, jednak nim zbyt mocno skupiła się na swym zwyczajowym rytuale otrzymała odpowiedź, której się nie spodziewała.
Widziała doskonale, że to zwykle jej brat przykuwał spojrzenia i budził zainteresowanie. Nie miała nigdy mu tego za złe, czasami wręcz pożądanym było pozostawanie w cieniu bez zbytniego wychylania się. Zwłaszcza jeśli brać pod uwagę, że Lumi niezwykle często wpadała w samo centrum najgorszych kłopotów. Wtedy najmniej wyczekiwane było to, że oczy wszystkich skupią się na jej małej osóbce. Bycie kameleonem odpowiadało pannie Oldenburg – często paradoksalnie ułatwiało kontakt i dawało pozór większej swobody oraz dostępności. Kiwnęła głową, wkładając w gest szczyptę entuzjazmu. Jasne oczy błysnęły bystro – zawsze stawały się dokładnie takie, gdy podejmowano temat jej rodziny.
– Tak. Niko to mój starszy brat – potwierdziła jeszcze raz. – Björn Guildenstern… – Słowa były nieco cichsze, jednak z uwagi na to, że pozostawali sami, musiał dokładnie je słyszeć. Nie zamaskowała swego zdziwienia, być może celowo, wbijając znowu błękit oczu w niepozorną do tej pory twarz Björna. Chwila niepewności i napięcia zawisła na drobną chwilę w powietrzu, jednak skutecznie przegoniła ją promiennym uśmiechem. – Również bardzo mi miło. Jesteś chyba pierwszym przedstawicielem swego klanu, przekraczającym próg mojej galerii. Cieszy mnie to – słowa nie były kpiną, nie znajdowała się w niej ani krzta zarzutu, jedynie szczerość doskonale odgrywana przez młodą Oldenburg. Właściwie była w głównej mierze zaciekawiona, niebezpiecznie wręcz zafascynowana zjawiskiem, którego miała zaszczyt doświadczać. Nie zawahała się ani na chwilę, wciąż racząc go dziecinną szczerością i radością z możliwości goszczenia przedstawiciela Guildensternów.
Skupiła teraz uwagę na poszczególnych eksponatach, zupełnie tak jakby chciała szybko je przeliczyć i przypomnieć sobie, w jaki sposób poszczególne z nich znalazły się pod jej pieczą. Nie było to zbyt trudne, gdyż znała historię najdrobniejszej nawet broszki lepiej niż opowieści o swych przodkach.
– Nie dziwię się – przyznała – bo też moja galeria nie działa szczególnie długo. Otwarta została szóstego maja. Kilka miesięcy niekoniecznie pozwala na zupełne rozwinięcie jej potencjału. – Była dopiero na samym początku swej wędrówki i wiedziała, że minie jeszcze wiele czasu, nim każdy w Midgardzie będzie uważał to miejsce za jedno z koniecznych do odwiedzenia. Nie martwiła się tym szczególnie. Spokój panujący w salach i możliwość wygospodarowania czasu na prowadzenie własnych badań odpowiadały jej. Nie zamierzała stawiać sobie celów niewykonalnych, chociaż słynęła z narwania i niecierpliwości.
– Tak, większość eksponatów pochodzi z terenów Skandynawii. Jest kilka pojedynczych z innych części świata, jednak te zostały przekazane przez darczyńców. Ja zajmowałam się do tej pory głównie prowadzeniem badań na naszych rodzimych ziemiach – jedyny zgrzyt, który był dla niej ogromnie nieprzyjemny, palący wręcz. Zawsze marzyła o dalekich wyprawach, jednak te nie zdarzały się prawie nigdy. Być może z uwagi na obawy rodziny i stawiane przez nich niewidzialne granice. – To znaczy, kilkukrotnie udało mi się podróżować dalej, jednak wciąż czekam na okazję, aby przywieźć coś godnego uwagi. – Wywód Oldenburg zakończyło ciche westchnienie zamaskowane szybkim przeniesieniem uwagi na gablotę, przy której zatrzymał się Björn.
– Amulet. Niedźwiedź. – Podeszła spokojnie, przyglądając się niewielkiej wykonanej z brązu płaskiej figurce. – Jedno z moich pierwszych znalezisk. Nałożono na niego zaklęcie ochronne. – Pokręciła lekko głową, mimowolnie ulatując myślami ku rzeczonej chwili. – Więc… jak udało ci się trafić do mojej skromnej galerii?- zagadnęła. Tym razem stwierdziła, że nie obędzie się bez pytania zadanego wprost. Zbyt mocno chciała poznać prawdę, bez snucia domysłów.
Widziała doskonale, że to zwykle jej brat przykuwał spojrzenia i budził zainteresowanie. Nie miała nigdy mu tego za złe, czasami wręcz pożądanym było pozostawanie w cieniu bez zbytniego wychylania się. Zwłaszcza jeśli brać pod uwagę, że Lumi niezwykle często wpadała w samo centrum najgorszych kłopotów. Wtedy najmniej wyczekiwane było to, że oczy wszystkich skupią się na jej małej osóbce. Bycie kameleonem odpowiadało pannie Oldenburg – często paradoksalnie ułatwiało kontakt i dawało pozór większej swobody oraz dostępności. Kiwnęła głową, wkładając w gest szczyptę entuzjazmu. Jasne oczy błysnęły bystro – zawsze stawały się dokładnie takie, gdy podejmowano temat jej rodziny.
– Tak. Niko to mój starszy brat – potwierdziła jeszcze raz. – Björn Guildenstern… – Słowa były nieco cichsze, jednak z uwagi na to, że pozostawali sami, musiał dokładnie je słyszeć. Nie zamaskowała swego zdziwienia, być może celowo, wbijając znowu błękit oczu w niepozorną do tej pory twarz Björna. Chwila niepewności i napięcia zawisła na drobną chwilę w powietrzu, jednak skutecznie przegoniła ją promiennym uśmiechem. – Również bardzo mi miło. Jesteś chyba pierwszym przedstawicielem swego klanu, przekraczającym próg mojej galerii. Cieszy mnie to – słowa nie były kpiną, nie znajdowała się w niej ani krzta zarzutu, jedynie szczerość doskonale odgrywana przez młodą Oldenburg. Właściwie była w głównej mierze zaciekawiona, niebezpiecznie wręcz zafascynowana zjawiskiem, którego miała zaszczyt doświadczać. Nie zawahała się ani na chwilę, wciąż racząc go dziecinną szczerością i radością z możliwości goszczenia przedstawiciela Guildensternów.
Skupiła teraz uwagę na poszczególnych eksponatach, zupełnie tak jakby chciała szybko je przeliczyć i przypomnieć sobie, w jaki sposób poszczególne z nich znalazły się pod jej pieczą. Nie było to zbyt trudne, gdyż znała historię najdrobniejszej nawet broszki lepiej niż opowieści o swych przodkach.
– Nie dziwię się – przyznała – bo też moja galeria nie działa szczególnie długo. Otwarta została szóstego maja. Kilka miesięcy niekoniecznie pozwala na zupełne rozwinięcie jej potencjału. – Była dopiero na samym początku swej wędrówki i wiedziała, że minie jeszcze wiele czasu, nim każdy w Midgardzie będzie uważał to miejsce za jedno z koniecznych do odwiedzenia. Nie martwiła się tym szczególnie. Spokój panujący w salach i możliwość wygospodarowania czasu na prowadzenie własnych badań odpowiadały jej. Nie zamierzała stawiać sobie celów niewykonalnych, chociaż słynęła z narwania i niecierpliwości.
– Tak, większość eksponatów pochodzi z terenów Skandynawii. Jest kilka pojedynczych z innych części świata, jednak te zostały przekazane przez darczyńców. Ja zajmowałam się do tej pory głównie prowadzeniem badań na naszych rodzimych ziemiach – jedyny zgrzyt, który był dla niej ogromnie nieprzyjemny, palący wręcz. Zawsze marzyła o dalekich wyprawach, jednak te nie zdarzały się prawie nigdy. Być może z uwagi na obawy rodziny i stawiane przez nich niewidzialne granice. – To znaczy, kilkukrotnie udało mi się podróżować dalej, jednak wciąż czekam na okazję, aby przywieźć coś godnego uwagi. – Wywód Oldenburg zakończyło ciche westchnienie zamaskowane szybkim przeniesieniem uwagi na gablotę, przy której zatrzymał się Björn.
– Amulet. Niedźwiedź. – Podeszła spokojnie, przyglądając się niewielkiej wykonanej z brązu płaskiej figurce. – Jedno z moich pierwszych znalezisk. Nałożono na niego zaklęcie ochronne. – Pokręciła lekko głową, mimowolnie ulatując myślami ku rzeczonej chwili. – Więc… jak udało ci się trafić do mojej skromnej galerii?- zagadnęła. Tym razem stwierdziła, że nie obędzie się bez pytania zadanego wprost. Zbyt mocno chciała poznać prawdę, bez snucia domysłów.
Björn Guildenstern
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Co u niego słychać? — Zadane przez niego pytanie wyjątkowo nie było podyktowane jego ciekawością, lecz zwyczajną i wyuczoną kurtuazją, której nie potrafił się całkowicie wyzbyć. Był Oldenburgiem, a Björn był ostrożny przy zawieraniu nowych znajomości, zwłaszcza po tym, jak w ostatnich dniach natknął się na Mirjam — teraz mógł jednak odetchnąć z ulgą, gdyż nigdzie — przynajmniej z tego, co mu było wiadomo — nie czaili się wścibscy dziennikarze. — Nie jestem szczególnie tym zdziwiony — odparł z uśmiechem na twarzy, w międzyczasie rozglądając się po sali i pobliskich eksponatach. Nie należało do tajemnic, że Guildensternowie nie mieli zbyt wiele wspólnego ze sztuką — przynajmniej oficjalnie, gdyż zdarzało im się przemycać drogocenne dzieła, lecz o tym mało kto wiedział. W przeciwieństwie do Lundqvistów, o których przemytniczej działalności krążyły rozmaite plotki, zawsze starali się być ostrożni. — Ja też nie bardzo się znam na sztuce czy historii, ale w ostatnim czasie staram się nadrobić wszystkie zaległości, stąd moja wizyta. — Głód wiedzy stawał się w jego przypadku coraz silniejszy. Możliwość przyjrzenia się nieznanym kulturom uświadomiła mu, jak powierzchownie potraktował tę, w której się wychował, pozwalając sobie żyć w błędnym przekonaniu, że w zasadzie już wszystko o niej wiedział. A wiedział o niej bardzo niewiele.
— To dlatego. — Zagadka rozwiązana. Björn uśmiechnął się nieznacznie, ciesząc się, że w tym przypadku jego ignorancja była zwyczajnie usprawiedliwiona. Nie wątpił, że wiele zdążyło się zmienić — w końcu nie było go w Midgardzie niemal rok. Niektóre z jego ulubionych lokali zostały bezpowrotnie zamknięte, a na ich miejsce powstawały nowe, zupełnie jak Galeria Wieków Minionych. Guildenstern nie potrafił jednak znaleźć odpowiedzi na nurtujące go od samego początku pytanie, dlatego postanowił rozwiać swoje wątpliwości z pomocą właścicielki. — Początki nigdy nie są łatwe. Ja co prawda prowadzę sklep alchemiczny, ale dopiero po kilku latach udało mi się dojść do satysfakcjonującego mnie poziomu. — Teraz, po jego powrocie, wcale nie było łatwo. Z jednej strony był całkowicie świadomy tego, że nie mógł sobie pozwolić na kolejny wyjazd z uczelni, a z drugiej — nie miał żadnej pewności, co przyniesie najbliższa przyszłość i czy będzie musiał wyjechać na stałe z Midgardu. — W takim razie, co tutaj wcześniej się mieściło? Przyznam szczerze, że nie potrafię sobie przypomnieć — zapytał z ciekawością w głosie, w dalszym ciągu przyglądając się Lumikki, która właśnie kończyła swoją wypowiedź na temat niedawno przywiezionych przez nią eksponatów.
— Zawsze wydawało mi się, że wszystko, co miało, zostało już odnalezione, a tu… Cóż, nasi przodkowie wciąż nas zaskakują. — Nigdy nie interesował się szczególnie zabytkami, lecz przykład Galerii Wieków Minionych pokazywał, że na terenach magicznej Skandynawii w dalszym ciągu nie brakowało ukrytych i drogocennych przedmiotów. — Wygląda na bardzo stary. Wiadomo, z którego wieku pochodzi? — Położył dłonie na szklanej gablocie, uświadamiając sobie w tym samym momencie, że znaczenie jego imienia było bezpośrednio powiązane z tym zwierzęciem. — Natknąłem się na artykuł w gazecie na wasz temat, dlatego postanowiłem sprawdzić, czy to wszystko, co piszą, to prawda, nie wspominając już o tym, że miło było wyrwać się z pracy — odpowiedział Guildenstern, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zerkając na Lumikki. Po powrocie do Midgardu brakowało mu chwili dla siebie.
— To dlatego. — Zagadka rozwiązana. Björn uśmiechnął się nieznacznie, ciesząc się, że w tym przypadku jego ignorancja była zwyczajnie usprawiedliwiona. Nie wątpił, że wiele zdążyło się zmienić — w końcu nie było go w Midgardzie niemal rok. Niektóre z jego ulubionych lokali zostały bezpowrotnie zamknięte, a na ich miejsce powstawały nowe, zupełnie jak Galeria Wieków Minionych. Guildenstern nie potrafił jednak znaleźć odpowiedzi na nurtujące go od samego początku pytanie, dlatego postanowił rozwiać swoje wątpliwości z pomocą właścicielki. — Początki nigdy nie są łatwe. Ja co prawda prowadzę sklep alchemiczny, ale dopiero po kilku latach udało mi się dojść do satysfakcjonującego mnie poziomu. — Teraz, po jego powrocie, wcale nie było łatwo. Z jednej strony był całkowicie świadomy tego, że nie mógł sobie pozwolić na kolejny wyjazd z uczelni, a z drugiej — nie miał żadnej pewności, co przyniesie najbliższa przyszłość i czy będzie musiał wyjechać na stałe z Midgardu. — W takim razie, co tutaj wcześniej się mieściło? Przyznam szczerze, że nie potrafię sobie przypomnieć — zapytał z ciekawością w głosie, w dalszym ciągu przyglądając się Lumikki, która właśnie kończyła swoją wypowiedź na temat niedawno przywiezionych przez nią eksponatów.
— Zawsze wydawało mi się, że wszystko, co miało, zostało już odnalezione, a tu… Cóż, nasi przodkowie wciąż nas zaskakują. — Nigdy nie interesował się szczególnie zabytkami, lecz przykład Galerii Wieków Minionych pokazywał, że na terenach magicznej Skandynawii w dalszym ciągu nie brakowało ukrytych i drogocennych przedmiotów. — Wygląda na bardzo stary. Wiadomo, z którego wieku pochodzi? — Położył dłonie na szklanej gablocie, uświadamiając sobie w tym samym momencie, że znaczenie jego imienia było bezpośrednio powiązane z tym zwierzęciem. — Natknąłem się na artykuł w gazecie na wasz temat, dlatego postanowiłem sprawdzić, czy to wszystko, co piszą, to prawda, nie wspominając już o tym, że miło było wyrwać się z pracy — odpowiedział Guildenstern, krzyżując ręce na klatce piersiowej i zerkając na Lumikki. Po powrocie do Midgardu brakowało mu chwili dla siebie.
Bezimienny
Ceniła ludzi, którzy myśleli o własnym rozwoju. Uważała, że na ten nigdy nie jest za późno, a własne pasje odkrywać można nawet zmierzając ku emeryturze. Sama nie wiedziała, gdzie przyjdzie jej skończyć i czy archeologia będzie zawsze jej jedynym wiodącym źródłem utrzymania. Świat posiadał zbyt wiele ciekawych elementów, aby ignorować je wszystkie na rzecz wąsko zakrojonych zainteresowań. Pokiwała lekko głową, wyrażając zrozumienie dla tego, co przywiodło go w progi Galerii. Każdy powód uważała za wartościowy – nawet jeśli ktoś miałby zostać tu zagoniony nagłą ulewą.
Skupiła spojrzenie na swym towarzyszu, zastanawiając się jak najlepiej ubrać w słowa to, co działo się u jej brata. Wiedziona latami nauki wiedziała, że każde zdanie należy dokładnie przemyśleć, aby nie padło coś nieodpowiedniego, mogącego w jakikolwiek sposób zaszkodzić rodzinie. O ile w innej tematyce odznaczała się zupełną swobodą i zwykle mówiła to, co jej ślina przynosiła na język, tak w obliczu rozmówek o Oldenburgach, przybierała maskę profesjonalisty. Dziewczęca beztroska ulatywała, a ona zamieniała się w rasowego przedstawiciela klanu dbającego o wizerunek każdego, nawet najodleglejszego krewniaka. A że mowa była o jej ukochanym bracie…
Łagodny uśmiech wykrzywił kształtne wargi nadając twarzy młodej Oldenburg wyraz dający do zrozumienia, że dziękuje mu za zainteresowanie Niko, nawet jeśli było dyktowane zwykłą kurtuazją.
– Storting nigdy nie zaskakuje brakiem pracy, więc i Niko oddaje się w pełni obowiązkom. Poza tym, wszystko u niego w porządku – Słowa, które dla niego miała okazały się niosącymi ogólny, grzecznościowy przekaz. Nie wdawała się w szczegóły. Podświadomie miała przeczucia, że i Björn innej odpowiedzi nie oczekiwał, a nadgorliwość mogła okazać się niezwykle zgubną. Nieco bardziej ożywczo podziałały na nią kolejne słowa młodego mężczyzny, które przyniosły entuzjastyczne westchnienie wyrywające się mimowolnie z ciała dziewczyny
– Świetnie! Najlepszy z możliwych powodów. Gdyby każdy przychodzący do galerii kierował się właśnie takimi pobudkami świat byłby o wiele bliższy ideałowi. Ale z drugiej strony… cenię każdy powód, który sprowadza ludzi przed oblicze naszej historii – przyznała z lekkością w głosie, zdradzając tym samym, że faktycznie ceniła każdego wizytującego jej wystawę. Odwróciła się od witryny i podeszła do jednego z filarów na których wspierała się pokaźna sala. Przywarła doń plecami, wciąż śledząc poczynania Guildensterna – postaci niezwykle ciekawej, o której miała jedynie mgliste pojęcie. Drobne informacje zasłyszane podczas rodzinnych spotkań. Wszak nie można było odmówić żadnemu z klanów chociaż odrobiny uwagi – w tym tkwiła ich siła. Nie starali się pomijać za wszelką cenę nawet tych, z którymi nie łączyły ich wyjątkowo przyjazne relacje. Lumikki nie zamierzała jednak przenosić rodzinnych animozji na grunt miejsca, które w takim samym stopniu należało do każdego z galdrów. Mimo wszystko łączyły ich pewne elementy historii – chociaż wielu odmówiłoby z niezwykłą satysfakcją prawa do nich właśnie Oldenburgom.
– Sklep alchemiczny… – zawiesiła głos na chwilę – zawsze mnie fascynowały takie miejsca, chociaż niestety, nigdy nie byłam mistrzem w tejże dziedzinie. – Wzruszyła ramionami w geście bezradności. – Ja moje życie poświęciłam temu… – Wykonała gest, który miał ogarnąć całą salę. – Oraz badaniu run – zakończyła pewnie, uśmiechając się do rozmówcy. Kolejne z pytań przyniosło na jej obliczę cień frasunku, gdyż doskonale pamiętała, że zdobycie odpowiedniego lokalu nie było najłatwiejszą sprawą. Nawet gdy starał się o to jej dziadek – jarl klanu. Oderwała plecy od filaru, o który się opierała i zakluczyła pomiędzy dwiema gablotami.
– Cóż, poszczególne sale były podnajmowane różnym osobom prywatnym. Ostatni wynajmujący prowadził tutaj swoje atelier. Fotograf. Tutaj miał małą wystawę, w pomieszczeniu obok pracował. Niestety, problemy finansowe zmusiły go do opuszczenia lokalu rok temu. Potem piętro stało puste i jakoś udało się w końcu je odkupić i dostosować. – Opowiedziała skróconą historię, pomijając wszelakie szczegóły dotyczące wynikających po drodze trudności. Najistotniejsze było to, że obecnie bez przeszkód mogła cieszyć się własnym miejscem w Midgardzie.
– Przełom dziewiątego i dziesiątego wieku – odpowiedziała automatycznie na kolejne z zadanych pytań. Zaśmiała się następnie nie kryjąc kiełkującego rozbawienia. – Nasi przodkowie jeszcze wiele przed nami skrywają. Gdyby tak nie było, mój zawód nie miałby racji bytu. I cieszę się bardzo, że wybrałeś to miejsce, aby uciec od pracy. – Spojrzała ponownie w jego stronę. – Historia mówi nienachlanie i tylko wtedy, gdy zapragniesz. Nie zbombarduje cię hałasem i krzykiem ulicy. Jeśli tylko tego właśnie oczekiwałeś, to faktycznie uda ci się złapać tu oddech. – Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna właśnie w tym momencie wycofać swoją obecność i dać mu więcej przestrzeni. Pomimo tego postanowiła poczekać jeszcze chwilę i dostosować się do jego reakcji – gotowa, aby odpowiedzieć na kolejne pytania dotyczące eksponatów.
Skupiła spojrzenie na swym towarzyszu, zastanawiając się jak najlepiej ubrać w słowa to, co działo się u jej brata. Wiedziona latami nauki wiedziała, że każde zdanie należy dokładnie przemyśleć, aby nie padło coś nieodpowiedniego, mogącego w jakikolwiek sposób zaszkodzić rodzinie. O ile w innej tematyce odznaczała się zupełną swobodą i zwykle mówiła to, co jej ślina przynosiła na język, tak w obliczu rozmówek o Oldenburgach, przybierała maskę profesjonalisty. Dziewczęca beztroska ulatywała, a ona zamieniała się w rasowego przedstawiciela klanu dbającego o wizerunek każdego, nawet najodleglejszego krewniaka. A że mowa była o jej ukochanym bracie…
Łagodny uśmiech wykrzywił kształtne wargi nadając twarzy młodej Oldenburg wyraz dający do zrozumienia, że dziękuje mu za zainteresowanie Niko, nawet jeśli było dyktowane zwykłą kurtuazją.
– Storting nigdy nie zaskakuje brakiem pracy, więc i Niko oddaje się w pełni obowiązkom. Poza tym, wszystko u niego w porządku – Słowa, które dla niego miała okazały się niosącymi ogólny, grzecznościowy przekaz. Nie wdawała się w szczegóły. Podświadomie miała przeczucia, że i Björn innej odpowiedzi nie oczekiwał, a nadgorliwość mogła okazać się niezwykle zgubną. Nieco bardziej ożywczo podziałały na nią kolejne słowa młodego mężczyzny, które przyniosły entuzjastyczne westchnienie wyrywające się mimowolnie z ciała dziewczyny
– Świetnie! Najlepszy z możliwych powodów. Gdyby każdy przychodzący do galerii kierował się właśnie takimi pobudkami świat byłby o wiele bliższy ideałowi. Ale z drugiej strony… cenię każdy powód, który sprowadza ludzi przed oblicze naszej historii – przyznała z lekkością w głosie, zdradzając tym samym, że faktycznie ceniła każdego wizytującego jej wystawę. Odwróciła się od witryny i podeszła do jednego z filarów na których wspierała się pokaźna sala. Przywarła doń plecami, wciąż śledząc poczynania Guildensterna – postaci niezwykle ciekawej, o której miała jedynie mgliste pojęcie. Drobne informacje zasłyszane podczas rodzinnych spotkań. Wszak nie można było odmówić żadnemu z klanów chociaż odrobiny uwagi – w tym tkwiła ich siła. Nie starali się pomijać za wszelką cenę nawet tych, z którymi nie łączyły ich wyjątkowo przyjazne relacje. Lumikki nie zamierzała jednak przenosić rodzinnych animozji na grunt miejsca, które w takim samym stopniu należało do każdego z galdrów. Mimo wszystko łączyły ich pewne elementy historii – chociaż wielu odmówiłoby z niezwykłą satysfakcją prawa do nich właśnie Oldenburgom.
– Sklep alchemiczny… – zawiesiła głos na chwilę – zawsze mnie fascynowały takie miejsca, chociaż niestety, nigdy nie byłam mistrzem w tejże dziedzinie. – Wzruszyła ramionami w geście bezradności. – Ja moje życie poświęciłam temu… – Wykonała gest, który miał ogarnąć całą salę. – Oraz badaniu run – zakończyła pewnie, uśmiechając się do rozmówcy. Kolejne z pytań przyniosło na jej obliczę cień frasunku, gdyż doskonale pamiętała, że zdobycie odpowiedniego lokalu nie było najłatwiejszą sprawą. Nawet gdy starał się o to jej dziadek – jarl klanu. Oderwała plecy od filaru, o który się opierała i zakluczyła pomiędzy dwiema gablotami.
– Cóż, poszczególne sale były podnajmowane różnym osobom prywatnym. Ostatni wynajmujący prowadził tutaj swoje atelier. Fotograf. Tutaj miał małą wystawę, w pomieszczeniu obok pracował. Niestety, problemy finansowe zmusiły go do opuszczenia lokalu rok temu. Potem piętro stało puste i jakoś udało się w końcu je odkupić i dostosować. – Opowiedziała skróconą historię, pomijając wszelakie szczegóły dotyczące wynikających po drodze trudności. Najistotniejsze było to, że obecnie bez przeszkód mogła cieszyć się własnym miejscem w Midgardzie.
– Przełom dziewiątego i dziesiątego wieku – odpowiedziała automatycznie na kolejne z zadanych pytań. Zaśmiała się następnie nie kryjąc kiełkującego rozbawienia. – Nasi przodkowie jeszcze wiele przed nami skrywają. Gdyby tak nie było, mój zawód nie miałby racji bytu. I cieszę się bardzo, że wybrałeś to miejsce, aby uciec od pracy. – Spojrzała ponownie w jego stronę. – Historia mówi nienachlanie i tylko wtedy, gdy zapragniesz. Nie zbombarduje cię hałasem i krzykiem ulicy. Jeśli tylko tego właśnie oczekiwałeś, to faktycznie uda ci się złapać tu oddech. – Przez chwilę zastanawiała się, czy powinna właśnie w tym momencie wycofać swoją obecność i dać mu więcej przestrzeni. Pomimo tego postanowiła poczekać jeszcze chwilę i dostosować się do jego reakcji – gotowa, aby odpowiedzieć na kolejne pytania dotyczące eksponatów.
Björn Guildenstern
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
— Praca w Stortingu musi być wymagająca — odpowiedział zgodnie z podejrzeniami, mimo że nigdy nawet nie myślał o karierze zawodowej w tej dziedzinie. Guildensternowie trzymali się z dala od wszystkich spraw związanych z administracją – to po prostu nie leżało w ich naturze, choć czynnie uczestniczyli w polityce wraz z Hallströmami jako najważniejsi reprezentanci Przymierza Pierwszych. — Dobrze to słyszeć. — Ciemnowłosy mężczyzna skinął nieznacznie głową, choć los Nikolaia w rzeczywistości go nie interesował. Nie miał jednak wątpliwości, iż Lumikki dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak mocno ich rzeczywistość była osadzona w konwenansach, od których w dalszym ciągu nie potrafił się uwolnić. Był nimi potwornie zmęczony, lecz wciąż posłusznie grał przykładnego Björna Guildensterna, tego, którego znał niemal cały Midgard. — Lepiej późno niż wcale. Zawsze warto się dokształcić i wyjść poza to, czego nauczyliśmy się w szkole, nie wspominając już o tym, że każdą wiedzę najlepiej jest zweryfikować samemu. — Björn chciałby, aby każdy tak uważał, lecz wiedział, jak niektórym konserwatywnym rodzinom było ciężko spojrzeć na coś z zupełnie innej, świeżej perspektywy. Nie kwapili się nawet do tego, by pewne rzeczy sprawdzić, jedynie bezmyślnie powtarzając to, co słyszeli, choć pewne prawdy, uparcie przekazywane z pokolenia na pokolenie, już dawno były nieaktualne. Przynajmniej w mniemaniu Björna.
— Najważniejsze to w końcu znaleźć coś, w czym jest się dobrym. — Nie odpowiadała mu praca w Kompanii Morskiej, która była mu przeznaczona od dnia narodzin, nawet jeśli bezbrzeżną miłością darzył morze. Odnalazł powołanie do alchemii zupełnie przypadkiem – gdyby nie jego niepohamowany głód wiedzy, zapewne nigdy nie odkryłby tego, że był w niej zadziwiająco dobry. Przez rodziców zostało ono jednak brutalnie na wiele lat stłumione; zaakceptowali jego decyzję o studiach na wymarzonym kierunku dopiero wtedy, gdy jego choroba genetyczna niespodziewanie dała się we znaki, nie pozwalając mu na pracę w rodzinnym przedsiębiorstwie. Dziś warzenie eliksirów było wręcz nieodłączną częścią jego życia, choć teraz Guildenstern, oprócz prowadzenia swojego sklepu, z niecierpliwością wyczekiwał kolejnego wyjazdu pod pretekstem poszukiwań nowych ingrediencji. Wcześniej zazwyczaj odbywały się one na terenie Półwyspu Skandynawskiego, lecz teraz pragnął więcej. Chciał poznawać świat, który wcześniej był dla niego częściowo niedostępny. — Magia runiczna to też godna zainteresowania dziedzina, jakby nie patrzeć — jedna z najstarszych. — Uśmiechnął się do niej radośnie, wewnątrz żałując, że w szkole nigdy się nie zainteresował bardziej runami, które od pewnego czasu wydawały mu się szczególnie interesujące.
— Teraz już przynajmniej wiem, dlaczego nie kojarzyłem tego miejsca — zaśmiał się, rozglądając się po raz kolejny po galerii i wsłuchując się w słowa Lumikki. Nic dziwnego, że wcześniej nie skojarzył, iż wcześniej znajdował się tutaj atelier, skoro nigdy na dłużej nie obracał się w żadnym artystycznym towarzystwie. — Dla mnie to zadziwiające, że niektóre przedmioty przetrwały tyle lat — zamyślił się na moment młody Guildenstern, by uważnie spojrzeć na stojącą obok niego dziewczynę po dokładnym obejrzeniu starego naszyjnika z niedźwiedziem w gablocie. — I ja również się cieszę z mojej wizyty. A z jakiego znaleziska jesteś najbardziej dumna, jeśli mogę zapytać? — Ciekawość nie odpuszczała, dlatego Björn ruszył wolnym, wręcz leniwym krokiem wzdłuż kolejnych eksponatów, licząc tym samym na towarzystwo Lumikki. W końcu miał niepowtarzalną okazję, by uzyskać informacje z pierwszej ręki.
— Najważniejsze to w końcu znaleźć coś, w czym jest się dobrym. — Nie odpowiadała mu praca w Kompanii Morskiej, która była mu przeznaczona od dnia narodzin, nawet jeśli bezbrzeżną miłością darzył morze. Odnalazł powołanie do alchemii zupełnie przypadkiem – gdyby nie jego niepohamowany głód wiedzy, zapewne nigdy nie odkryłby tego, że był w niej zadziwiająco dobry. Przez rodziców zostało ono jednak brutalnie na wiele lat stłumione; zaakceptowali jego decyzję o studiach na wymarzonym kierunku dopiero wtedy, gdy jego choroba genetyczna niespodziewanie dała się we znaki, nie pozwalając mu na pracę w rodzinnym przedsiębiorstwie. Dziś warzenie eliksirów było wręcz nieodłączną częścią jego życia, choć teraz Guildenstern, oprócz prowadzenia swojego sklepu, z niecierpliwością wyczekiwał kolejnego wyjazdu pod pretekstem poszukiwań nowych ingrediencji. Wcześniej zazwyczaj odbywały się one na terenie Półwyspu Skandynawskiego, lecz teraz pragnął więcej. Chciał poznawać świat, który wcześniej był dla niego częściowo niedostępny. — Magia runiczna to też godna zainteresowania dziedzina, jakby nie patrzeć — jedna z najstarszych. — Uśmiechnął się do niej radośnie, wewnątrz żałując, że w szkole nigdy się nie zainteresował bardziej runami, które od pewnego czasu wydawały mu się szczególnie interesujące.
— Teraz już przynajmniej wiem, dlaczego nie kojarzyłem tego miejsca — zaśmiał się, rozglądając się po raz kolejny po galerii i wsłuchując się w słowa Lumikki. Nic dziwnego, że wcześniej nie skojarzył, iż wcześniej znajdował się tutaj atelier, skoro nigdy na dłużej nie obracał się w żadnym artystycznym towarzystwie. — Dla mnie to zadziwiające, że niektóre przedmioty przetrwały tyle lat — zamyślił się na moment młody Guildenstern, by uważnie spojrzeć na stojącą obok niego dziewczynę po dokładnym obejrzeniu starego naszyjnika z niedźwiedziem w gablocie. — I ja również się cieszę z mojej wizyty. A z jakiego znaleziska jesteś najbardziej dumna, jeśli mogę zapytać? — Ciekawość nie odpuszczała, dlatego Björn ruszył wolnym, wręcz leniwym krokiem wzdłuż kolejnych eksponatów, licząc tym samym na towarzystwo Lumikki. W końcu miał niepowtarzalną okazję, by uzyskać informacje z pierwszej ręki.
Bezimienny
Konwenanse, powiązania pomiędzy rodami, wspólnie tworzone fronty i animozje – wszystko to zdawało się kształtować myśli od najwcześniejszych lat. Lumikki zdawała sobie sprawę z tego, co kryła przeszłość jak mało kto – wiecznie pogrążona w tym, co minęło bezpowrotnie, choć w życiu nie tak mocno przywiązana do starych zasad i panujących reguł. Postępowość – słowo abstrakcyjne, pojmowane na wszelakie możliwe sposoby dla niej nie oznaczało, że powinna zerwać z wszystkim tym co było. Tworzyła z historii niezwykłą nauczycielkę i drogowskaz pokazujący dokładnie, którędy nie powinno się podążać, aby przypadkiem nie wpaść w pułapkę zastawioną lata temu na jej przodków. Jej brat zawsze spoglądał na to, co się wydarzy – upatrując nadziei w przyszłości, być może nieco mniej uwagi poświęcając temu, co skrywała historia. Czasami pozornie brakowało pomiędzy nimi pomostu, jednak przez lata wspólnej egzystencji nauczyli się istnieć w zgodzie, kształtując przyszłość klanu.
Otwartość na zmianę pozwalała im dzisiaj rozmawiać – spoglądała na syna rodu, wobec którego winna zachować zupełną ostrożność – ważąc każdy krok i ruch, byle tylko nie potknąć się i nie uczynić czegoś, za co będzie następnie napiętnowana. Mimo tego – paradoksalnie i być może nieco naiwnie – odczuwała swobodę zwierzęcia, które wszak było na doskonale oznaczonym własnym terytorium. To on był gościem. Zbyt lekko oceniając sytuację, pokiwała głową i zatoczyła koło szmatką, którą na powrót wydobyła ze schowka.
– Czasami zbyt mgliście obieramy nasze emocje i dopiero po latach jesteśmy w stanie stwierdzić, że być może droga, którą podążamy niekoniecznie jest tym, czego chcemy – ciche westchnienie dobyło się z jej piersi, gdy powędrowała błękitem tęczówek ku kolejnej gablocie. Nie, wcale nie była rozczarowana tym, co postanowiła robić. – Chyba miałam to szczęście, że do mnie przeszłość i runy przemawiały zawsze niezwykle czysto i jasno. Nigdy się nie wahałam w tym temacie i szybko podjęłam decyzję z czym związać swoje życie zawodowe. – Owszem, zrobiła to niezwykle łatwo i z przekonaniem, czym niestety nie mógł pochwalić się każdy człowiek. Lumikki była oderwana od całego zgiełku niepewności i przerażenia związanego z podejmowanymi decyzjami. Błahostki, niepotrzebne rozwadnianie prawdy – po co dzielić włos na czworo? Była to zarazem jej moc i słabość, gdyż nieprzygotowana na trudy świata, który nie zawsze niesie jednoznaczne odpowiedzi, mogła zderzyć się z ziemią niezwykle boleśnie w najmniej oczekiwanym momencie. Obecnie jednak nie musiała silić się na takie dywagacje.
Zaśmiała się i pokiwała głową.
– Po prawdzie, strasznie marny fotograf. – Uszczypliwość wypłynęła nagle, bez ogródek, w trybie niezwykle naturalnym dla panny Oldenburg. – A być może to jedynie ja i moje niezrozumienie dla tego, co robił. – Wzruszyła ramionami zupełnie tak jakby chciała usprawiedliwić swój osąd. Złożyła ściereczkę w harmonijkę i zatknęła ją tym razem za pasek, podążyła nieco dalej zaraz za Björnem, ważąc w głowie jego pytanie.
– Stawiasz mnie teraz w niezwykle kłopotliwej sytuacji – przyznała rzucając mu spojrzenie zmrużonych oczu. Wydawało się, że poczęła być niezwykle skupiona, analizując możliwe odpowiedzi. Dla badacza i odkrywcy każdy element zdawał się być niezwykle ważny. – Każde z moich znalezisk jest niezwykle ważne pod różnymi względami i jestem z nich dumna. To tak niejednorodna grupa i okoliczności, w których odnajdowałam poszczególne eksponaty, że chyba nie mam konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Chyba że… – przystanęła na chwilę i ponownie rozważyła w głowie odpowiedź. – To wciąż należy do przyszłości. Być może nie umiem odpowiedzieć na twoje pytanie, bo to wyjątkowe odkrycie jest jeszcze przede mną. – Najwyraźniej ucieszyła ją taka wizja, gdyż uśmiechnęła się niezwykle swobodnie i zupełnie szczerze, wyprzedzając Björna o dwa kroki. – Jeśli zaś ciebie zainteresuje jeszcze jakiś eksponat, to powiedz. Opowiem ci o nim wszystko.
Otwartość na zmianę pozwalała im dzisiaj rozmawiać – spoglądała na syna rodu, wobec którego winna zachować zupełną ostrożność – ważąc każdy krok i ruch, byle tylko nie potknąć się i nie uczynić czegoś, za co będzie następnie napiętnowana. Mimo tego – paradoksalnie i być może nieco naiwnie – odczuwała swobodę zwierzęcia, które wszak było na doskonale oznaczonym własnym terytorium. To on był gościem. Zbyt lekko oceniając sytuację, pokiwała głową i zatoczyła koło szmatką, którą na powrót wydobyła ze schowka.
– Czasami zbyt mgliście obieramy nasze emocje i dopiero po latach jesteśmy w stanie stwierdzić, że być może droga, którą podążamy niekoniecznie jest tym, czego chcemy – ciche westchnienie dobyło się z jej piersi, gdy powędrowała błękitem tęczówek ku kolejnej gablocie. Nie, wcale nie była rozczarowana tym, co postanowiła robić. – Chyba miałam to szczęście, że do mnie przeszłość i runy przemawiały zawsze niezwykle czysto i jasno. Nigdy się nie wahałam w tym temacie i szybko podjęłam decyzję z czym związać swoje życie zawodowe. – Owszem, zrobiła to niezwykle łatwo i z przekonaniem, czym niestety nie mógł pochwalić się każdy człowiek. Lumikki była oderwana od całego zgiełku niepewności i przerażenia związanego z podejmowanymi decyzjami. Błahostki, niepotrzebne rozwadnianie prawdy – po co dzielić włos na czworo? Była to zarazem jej moc i słabość, gdyż nieprzygotowana na trudy świata, który nie zawsze niesie jednoznaczne odpowiedzi, mogła zderzyć się z ziemią niezwykle boleśnie w najmniej oczekiwanym momencie. Obecnie jednak nie musiała silić się na takie dywagacje.
Zaśmiała się i pokiwała głową.
– Po prawdzie, strasznie marny fotograf. – Uszczypliwość wypłynęła nagle, bez ogródek, w trybie niezwykle naturalnym dla panny Oldenburg. – A być może to jedynie ja i moje niezrozumienie dla tego, co robił. – Wzruszyła ramionami zupełnie tak jakby chciała usprawiedliwić swój osąd. Złożyła ściereczkę w harmonijkę i zatknęła ją tym razem za pasek, podążyła nieco dalej zaraz za Björnem, ważąc w głowie jego pytanie.
– Stawiasz mnie teraz w niezwykle kłopotliwej sytuacji – przyznała rzucając mu spojrzenie zmrużonych oczu. Wydawało się, że poczęła być niezwykle skupiona, analizując możliwe odpowiedzi. Dla badacza i odkrywcy każdy element zdawał się być niezwykle ważny. – Każde z moich znalezisk jest niezwykle ważne pod różnymi względami i jestem z nich dumna. To tak niejednorodna grupa i okoliczności, w których odnajdowałam poszczególne eksponaty, że chyba nie mam konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Chyba że… – przystanęła na chwilę i ponownie rozważyła w głowie odpowiedź. – To wciąż należy do przyszłości. Być może nie umiem odpowiedzieć na twoje pytanie, bo to wyjątkowe odkrycie jest jeszcze przede mną. – Najwyraźniej ucieszyła ją taka wizja, gdyż uśmiechnęła się niezwykle swobodnie i zupełnie szczerze, wyprzedzając Björna o dwa kroki. – Jeśli zaś ciebie zainteresuje jeszcze jakiś eksponat, to powiedz. Opowiem ci o nim wszystko.
Björn Guildenstern
Björn GuildensternŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 29 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : bogaty
Zawód : alchemik, doktorant alchemii w Instytucie Kenaz, właściciel Pracowni Alchemicznej i były członek Kompanii Morskiej
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : kawka
Atuty : złotousty (I), alchemik renesansu (II), alchemiczny kolekcjoner (I)
Statystyki : alchemia: 28 / magia użytkowa: 21 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 13 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 11 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 5 / wiedza ogólna: 7
Björn doskonale wiedział, że w tak nieudolny i prymitywny sposób skonstruowana była od zarania dziejów ich rzeczywistość. Gdyby tylko mógł, z nieskrywaną chęcią i bez większego żalu w sercu by ją zburzył; stary, dawno nieaktualny porządek wadził mu coraz mocniej, zwłaszcza od momentu, w którym stał się ślepcem. Choć w dalszym ciągu był rozdarty i lawirował między dwoma światami, nie do końca jeszcze potrafiąc się określić, narastał w nim bunt — o wiele większy, niż ten z czasów, gdy był naiwnym i pełnym marzeń nastolatkiem, próbującym w pojedynkę rzucać się z motyką na słońce. Nie wyszło. Był całkowicie osamotniony w swojej walce — nikt, z wyjątkiem jego siostry, która zawsze próbowała stanąć ponad wszelkimi podziałami, nigdy go nie wspierał. Guildensternowie byli zadziwiająco oporni na zmiany i kurczowo trzymali się konserwatyzmu i tradycji w towarzystwie znienawidzonych przez niego Hallströmów — w przeciwieństwie choćby do Oldenburgów, którzy jako jedni z niewielu klanów magicznych potrafili odnaleźć się między przeszłością a przyszłością, Przymierzem Pierwszych a Środka. Zastanawiał się, czy nowe pokolenie galdrów miało szansę wreszcie coś zmienić; czy dalej będą pielęgnować stare konflikty; czy przyjdzie czas na długo wyczekiwane, szczerze pojednanie i zakopanie topora wojennego… Nie znał odpowiedzi na to pytanie, lecz sam fakt, że tutaj stali i potrafili ze sobą rozmawiać dawał mu już cień nadziei na lepszą przyszłość.
— Trzeba próbować, szukać po omacku i zaciekle walczyć o swoje. Nie ma nic złego w gubieniu się po drodze, choć od małego uczą nas inaczej, by mieć sprecyzowaną wizję przyszłości — Z rozbawieniem puścił oczko w kierunku Lumikki, nieustannie podziwiając eksponaty w gablotach. Gdyby odpuścił, zapewne w dalszym ciągu musiałby pracować w Kompanii Morskiej. Chociaż — jak przystało na Guildensterna z krwi i kości — darzył miłością szczerą i niewymuszoną morze i wszystko, co z nim związane, absolutnie nie był stworzony do tego, by na nim pracować. Dlatego czasem z boku przyglądał się z zazdrością na swoje rodzeństwo — może ich relacje wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby nie próbował chadzać swoimi ścieżkami. — W naszym przypadku to szczególnie trudne: móc robić to, co się kocha, ale cieszę się, że tak szybko udało ci się znaleźć właściwą drogę. Widać od razu, że włożyłaś w to całe miejsce dużo pasji i serca. — W klanach magicznych najważniejsza była tradycja, którą należało kontynuować z pokolenia na pokolenie. Nie było łatwo się wyłamać, choć jemu udało się to uczynić i złamać przy tym niejeden już schemat rodzinny.
— Nie musisz na nie odpowiadać — skonstatował Guildenstern, w dalszym ciągu uśmiechając się nieznacznie do Lumikki, która wciąż podążała za nim wzdłuż wyznaczonych po sali ścieżek. Rozglądał się uważnie, wsłuchując się przy tym w jej słowa. Mógł się tylko domyślić, że dla odkrywców każde znalezisko miało wyjątkową wartość, przez co ciężko było im wybrać tylko jeden przedmiot. Gdyby był na miejscu Oldenburg, zapewne sam miałby z tym problem — wystarczyło rozejrzeć się po pomieszczeniu, by spostrzec, ile skarbów udało jej się tu zgromadzić. Galeria Wieków Minionych prezentowała się zadziwiająco dobrze, a artykuł, który przeczytał ostatnio w gazecie, nie bez powodu był pełen pochlebstw na temat tego miejsca. — Bardzo chętnie. Nie omieszkam zapytać, choć też nie chciałbym zamęczać. — W końcu zorientował się, że zaledwie chwilę wcześniej, gdy wszedł do sali, była zajęta eksponatami. Pozwolił sobie jednak na na kolejny uśmiech — w końcu w jej towarzystwie zwiedził całą ekspozycję na tym piętrze. — Pójdę jeszcze zobaczyć resztę wystawy… W każdym razie bardzo ci dziękuję za pogawędkę, Lumikki. — Nie wiedział, czy jeszcze się dzisiaj spotkają, dlatego pożegnał się na wszelki wypadek, powoli ruszając w głąb kolejnych zakamarków.
— Trzeba próbować, szukać po omacku i zaciekle walczyć o swoje. Nie ma nic złego w gubieniu się po drodze, choć od małego uczą nas inaczej, by mieć sprecyzowaną wizję przyszłości — Z rozbawieniem puścił oczko w kierunku Lumikki, nieustannie podziwiając eksponaty w gablotach. Gdyby odpuścił, zapewne w dalszym ciągu musiałby pracować w Kompanii Morskiej. Chociaż — jak przystało na Guildensterna z krwi i kości — darzył miłością szczerą i niewymuszoną morze i wszystko, co z nim związane, absolutnie nie był stworzony do tego, by na nim pracować. Dlatego czasem z boku przyglądał się z zazdrością na swoje rodzeństwo — może ich relacje wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby nie próbował chadzać swoimi ścieżkami. — W naszym przypadku to szczególnie trudne: móc robić to, co się kocha, ale cieszę się, że tak szybko udało ci się znaleźć właściwą drogę. Widać od razu, że włożyłaś w to całe miejsce dużo pasji i serca. — W klanach magicznych najważniejsza była tradycja, którą należało kontynuować z pokolenia na pokolenie. Nie było łatwo się wyłamać, choć jemu udało się to uczynić i złamać przy tym niejeden już schemat rodzinny.
— Nie musisz na nie odpowiadać — skonstatował Guildenstern, w dalszym ciągu uśmiechając się nieznacznie do Lumikki, która wciąż podążała za nim wzdłuż wyznaczonych po sali ścieżek. Rozglądał się uważnie, wsłuchując się przy tym w jej słowa. Mógł się tylko domyślić, że dla odkrywców każde znalezisko miało wyjątkową wartość, przez co ciężko było im wybrać tylko jeden przedmiot. Gdyby był na miejscu Oldenburg, zapewne sam miałby z tym problem — wystarczyło rozejrzeć się po pomieszczeniu, by spostrzec, ile skarbów udało jej się tu zgromadzić. Galeria Wieków Minionych prezentowała się zadziwiająco dobrze, a artykuł, który przeczytał ostatnio w gazecie, nie bez powodu był pełen pochlebstw na temat tego miejsca. — Bardzo chętnie. Nie omieszkam zapytać, choć też nie chciałbym zamęczać. — W końcu zorientował się, że zaledwie chwilę wcześniej, gdy wszedł do sali, była zajęta eksponatami. Pozwolił sobie jednak na na kolejny uśmiech — w końcu w jej towarzystwie zwiedził całą ekspozycję na tym piętrze. — Pójdę jeszcze zobaczyć resztę wystawy… W każdym razie bardzo ci dziękuję za pogawędkę, Lumikki. — Nie wiedział, czy jeszcze się dzisiaj spotkają, dlatego pożegnał się na wszelki wypadek, powoli ruszając w głąb kolejnych zakamarków.
Bezimienny
Z przedziwnie rodzącą się satysfakcją pokiwała głową. Musiała przyznać mu rację i chociaż Oldenburgowie słynęli z tego, że niewiele robili sobie z kurczowego trzymania się tradycji, gdzieś z tyłu głowy wciąż pobrzmiewały melodie tego, co wypadało, a czego nie. Pomimo dość swobodnego podejścia do spraw kształtowania przyszłości swych pociech, Lumikki wciąż nie mogła liczyć na pełnię wolności – a ta oznaczała dla niej niekończące się możliwości podróżowania i odkrywania tego, co innym galdrom się nawet nie śniło. Pomimo pozoru swobody, wciąż istniały miejsca, które były za dalekie, zbyt niebezpieczne i poza jej zasięgiem. Musiała czerpać z tego, co dawał jej los i chociaż ogólnie była zadowolona ze swej doli, to nie mogła pozbawić się poczucia, że coś ciągle jej umyka.
Mimowolnie zaśmiała się pod nosem i okręciła palec kosmykiem włosów.
– Tak, chyba tak. Dziękuję ci bardzo za te słowa. W takich momentach jeszcze bardziej odczuwam słuszność swych wyborów. – Komplementy nigdy nie były jej obojętne, dlatego oczy zaczęły błyszczeć żywo, gdy towarzysz dokonał tak pochlebnej oceny wystawy. Z rzadka traciła głowę, jednak byłaby niezwykle zadufana w sobie, gdyby udawała, że takie słowa są jej obojętne. Rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu – towarzyszyła każdemu z etapów powstawania Galerii, sama wkładała w dzieło swój wysiłek i nie delegowała zadań na głowy innych. Była tu prawdziwie i tworzyła to miejsce z innymi. Pomimo pochodzenia z klanu, nigdy nie bała się ubrudzić rąk i nie stroniła od pracy podstawowej oraz niezwykle ważnej.
Nawet nie zauważyła, że pokonali wspólnie tak spory kawałek drogi. Od słowa do słowa, rozmowa której przebiegu nie potrafiła określić, zmieniła się w całkiem przyjemną pogawędkę z człowiekiem, którego obecności nigdy się tutaj nie spodziewała. Uspokojona słowami Björna oraz zachęcona jego swobodą, poprzestała na wyjaśnieniu, które mu ofiarowała; chyba nie potrafiła bardziej sprecyzować swoich myśli.
– Jestem tutaj po to, aby odpowiadać na wszelakie pytania – przyznała zgodnie z prawdą. Gdy ludzie nie dociekali, nie zastanawiali się nad historią, jej rola stawała się niezwykle marna i pozbawiona sensu. Chciała mówić głosem wszystkich przedmiotów, które udało się jej zgromadzić – znała je niezwykle dobrze, a historyczne rozważania napędzały ją dodatkowo i sprawiały, że Kady dzień był wart otwierania Galerii i rozwiewania niewiedzy galdrów. Ocknęła się jednak dochodząc do wniosku, że być może zajęła towarzyszowi zbyt wiele czasu, a samotna podróż przez resztę ekspozycji była tym, czego potrzebował najbardziej.
– Oczywiście pozwolę ci podróżować dalej we własnym tempie – machnęła ręką i uśmiechnęła się promiennie, odwzajemniając jego gest. – W razie kłopotów, będę tutaj. Jeśli czegoś będziesz potrzebował, nie krępuj się. – Ściereczka, którą trzymała w dłoni zatoczyła kolejny wesoły młynek w powietrzu. Zamierzała powrócić do swojego wcześniejszego zajęcia, taka doza swobody zdawała się być całkiem na miejscu, z uwagi, że rozmowa potoczyła się przyjemnie, a początkowe skrępowanie uciekło bezpowrotnie. – Również dziękuje za miłą rozmowę, Björnie. I do zobaczenia. – Skłoniła się delikatnie po czym powoli odeszła, aby przemykać niepostrzeżenie pomiędzy gablotami – nienachlanie, gotowa aby w razie potrzeby służyć pomocą.
Björn i Lumikki z tematu
Mimowolnie zaśmiała się pod nosem i okręciła palec kosmykiem włosów.
– Tak, chyba tak. Dziękuję ci bardzo za te słowa. W takich momentach jeszcze bardziej odczuwam słuszność swych wyborów. – Komplementy nigdy nie były jej obojętne, dlatego oczy zaczęły błyszczeć żywo, gdy towarzysz dokonał tak pochlebnej oceny wystawy. Z rzadka traciła głowę, jednak byłaby niezwykle zadufana w sobie, gdyby udawała, że takie słowa są jej obojętne. Rozejrzała się ponownie po pomieszczeniu – towarzyszyła każdemu z etapów powstawania Galerii, sama wkładała w dzieło swój wysiłek i nie delegowała zadań na głowy innych. Była tu prawdziwie i tworzyła to miejsce z innymi. Pomimo pochodzenia z klanu, nigdy nie bała się ubrudzić rąk i nie stroniła od pracy podstawowej oraz niezwykle ważnej.
Nawet nie zauważyła, że pokonali wspólnie tak spory kawałek drogi. Od słowa do słowa, rozmowa której przebiegu nie potrafiła określić, zmieniła się w całkiem przyjemną pogawędkę z człowiekiem, którego obecności nigdy się tutaj nie spodziewała. Uspokojona słowami Björna oraz zachęcona jego swobodą, poprzestała na wyjaśnieniu, które mu ofiarowała; chyba nie potrafiła bardziej sprecyzować swoich myśli.
– Jestem tutaj po to, aby odpowiadać na wszelakie pytania – przyznała zgodnie z prawdą. Gdy ludzie nie dociekali, nie zastanawiali się nad historią, jej rola stawała się niezwykle marna i pozbawiona sensu. Chciała mówić głosem wszystkich przedmiotów, które udało się jej zgromadzić – znała je niezwykle dobrze, a historyczne rozważania napędzały ją dodatkowo i sprawiały, że Kady dzień był wart otwierania Galerii i rozwiewania niewiedzy galdrów. Ocknęła się jednak dochodząc do wniosku, że być może zajęła towarzyszowi zbyt wiele czasu, a samotna podróż przez resztę ekspozycji była tym, czego potrzebował najbardziej.
– Oczywiście pozwolę ci podróżować dalej we własnym tempie – machnęła ręką i uśmiechnęła się promiennie, odwzajemniając jego gest. – W razie kłopotów, będę tutaj. Jeśli czegoś będziesz potrzebował, nie krępuj się. – Ściereczka, którą trzymała w dłoni zatoczyła kolejny wesoły młynek w powietrzu. Zamierzała powrócić do swojego wcześniejszego zajęcia, taka doza swobody zdawała się być całkiem na miejscu, z uwagi, że rozmowa potoczyła się przyjemnie, a początkowe skrępowanie uciekło bezpowrotnie. – Również dziękuje za miłą rozmowę, Björnie. I do zobaczenia. – Skłoniła się delikatnie po czym powoli odeszła, aby przemykać niepostrzeżenie pomiędzy gablotami – nienachlanie, gotowa aby w razie potrzeby służyć pomocą.
Björn i Lumikki z tematu