Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    21.11.2000 – Biblioteka – Aukcja charytatywna Tordenskioldów

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    27.11.2000

    Zawsze przychodził taki moment w trakcie każdego bankietu, gdy wychylała o pół lampki wina za dużo. Wtedy też koniecznie potrzebowała przestrzeni, powietrza pochodzącego spoza zatłoczonych sal, gdzie odbywały się główne uroczystości. Bawiła się dobrze, jednak gdzieś w podróży pomiędzy westybulem a jadalnią zawieruszyła się w korytarzach Domu Jarlów gubiąc Karla i choć umówili się, że będą na siebie czekać przy cynamonowych bułeczkach, poczuła zew odkrywcy, który nakazywał jej zagłębić się w plątaninie pomieszczeń i podążyć ku ogromnej bibliotece. Przyjaciel wiedział dobrze, że dziewczyna czasami po prostu znikała i potrzebowała chwili dla siebie, zwykle nie robił jej z tego tytułu problemów i z wyrozumiałością czekał aż Oldenburg nacieszy się samotnością i powróci do niego pełna energii.
    Przepadała za tym miejscem, uwielbiała ciężar przesyconego zapachem tomów powietrza. Od zawsze była człowiekiem nauki – nie potrafiła oprzeć się możliwości oglądania zabytkowych woluminów, nawet gdy obok odbywało się najwspanialsze przyjęcie świata. Na jej twarzy rysował się subtelny uśmiech noszący znamię zadziorności typowej dla małego dziecka, które zamierzało uczynić jakąś psotę. Tym razem jednak nie miała żadnych niecnych planów poza zanurkowaniem w zupełnie pustym pomieszczeniu – bo takim zdawała się być obszerna biblioteka zamknięta za masywnymi drzwiami. Nie spodziewała się, że kogokolwiek tu spotka dlatego też wślizgnęła się tu zupełnie pewnie, przechodząc szybko wzdłuż regałów ku miejscu, gdzie liczyła, że znajdzie dla siebie coś, co przykuje jej uwagę. Zgiełk balu niemal zupełnie znikł pochłonięty murami Domu Jarlów. Jak do tej pory sprawnie udawało się jej unikać rodziców, z którymi zamieniła być może dwa grzecznościowe zdania, by uciec ponownie na parkiet – wolała, gdy nie zadawali jej zbędnych pytań. Odetchnęła z ulgą, gdy jej sylwetka skąpała się w przyćmionym świetle pomieszczenia. Układając dłonie na grzbietach ksiąg czuła przyjemną chropowatość skóry i chłód złoconych liter. Tyle starczało jej do szczęścia – mogłaby napawać się tak dalej fakturami i kolorami zdobień, gdyby nagle nie zreflektowała się, że w rzeczywistości wcale nie jest w bibliotece sama.
    Najpierw dostrzegła plecy, następnie lekko schyloną głowę, kolejno wyłuskała znajomy profil: krzywiznę nosa i linię szczęki. Zawahała się i przez chwilę rozważała, czy nie powinna wycofać się, by nie mącić jego spokoju, jednak było już za późno. Jej buty robiły wystarczająco dużo hałasu, a zapomniała, by je zdjąć.
    Panie Guildenstern – rzuciła przekornie i uśmiechnęła się zaczepnie. – Chyba jesteśmy dzisiaj na siebie skazani – zaśmiała się, choć zdusiła rozbawienie układając wierzch dłoni na ustach. – Nie martw się, nikomu nie powiem, gdzie się ukrywasz. No chyba, że się nie ukrywasz. – Uniosła brew ku górze i jakby nigdy nic podążyła ku kolejnemu regałowi książek, zajmując się ich przeglądaniem. Nie chciała wnikać w powody, które sprowadziły go w tak odosobnione miejsce, choć ciekawość była jej naturalnym przymiotem. – Pamiętam, że gdy byłam małym dzieckiem, zawsze niezwykle interesowało mnie to miejsce. Teraz mogę oglądać je na własne ozy. Choć muszę przyznać, że pomimo ciągłej wspaniałości, straciło nieco na rozmachu. Ale to chyba normalne, gdy w końcu nie sięga się ledwo  czołem ponad blat biurka – stwierdziła i wysunęła jedną z książek, by otworzyć ją na przypadkowej stronie. Zdawała się pochłonięta czytaniem czegoś zupełnie wyrwanego z kontekstu, jednak na jej ustach wciąż tańczył uśmiech.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Dom Jarlów był dla niego istnym przekleństwem — tam, gdzie nie odwróciłby choćby na moment głowy, był ktoś, kogo znał lub przynajmniej kojarzył z widzenia. Po tylu latach wymiana sztucznych uprzejmości powinna być dla niego czymś normalnym i naturalnym, lecz dzisiejszego wieczoru każda kolejna minuta spędzona w tym doborowym towarzystwie doprowadzała go do szału. Zapięty na ostatni guzik kołnierz wywoływał w nim mimowolnie uczucie irytacji, Björn dusił się w swojej koszuli coraz bardziej, jakby w sali balowej niespodziewanie zaczęło brakować mu powietrza. Od pewnego czasu młody Guildenstern miał paranoiczne wrażenie, że wszyscy wkoło go obserwowali, dlatego próbował opuścić ją tak szybko, jak to tylko było możliwe, by zaszyć się w bezpiecznym miejscu. Jeszcze nie mógł opuścić aukcji i wrócić do siebie, chociaż wiele by dał, by to już zrobić, napić się butelki czerwonego wina i położyć się na sofie z papierosem w ręku. Nie odnajdował się dłużej w podobnych sytuacjach towarzyskich, nie był przecież tym samym Björnem Guildensternem, co jeszcze niespełna kilka miesięcy temu, który bez problemu potrafił zakładać maskę, w mgnieniu oka znajdując się w centrum uwagi i zabawiając gości. Wreszcie, po tym jak uwolnił się od rodziny, która postanowiła dziś wielokrotnie w żartach przypomnieć mu o jego powinnościach, wyszedł z głównego pomieszczenia Domu Jarlów – w pośpiechu przeciął żwawym krokiem długi korytarz, wymijając przy tym ludzi, którzy przewijali mu się w drodze do jego schronienia.
    Biblioteka.
    Björn znał to miejsce na pamięć — gdy był nastolatkiem i wykazywał większe zainteresowanie rodowymi sprawami, bardzo często przebywał tu z dziadkiem. Od tamtej pory wiele się zmieniło w jego życiu, choć pomieszczenie wciąż wyglądało i pachniało tak samo — starymi woluminami, które teraz przeglądał bez większego celu, jakby liczył, że uda mu się znaleźć odpowiedź na nurtujące go pytania. Zdziwił się, gdy w pewnym momencie usłyszał charakterystyczny stukot butów, a potem dobrze znajomy, dziewczęcy głos; nawet jeśli teoretycznie wolał być sam, wywołał on na jego twarzy delikatny uśmiech. Odwrócił się w kierunku Oldenburg, po czym przytaknął głową na jej słowa, odkładając jedną z książek na pierwotne miejsce. Lumikki miała rację — tego wieczoru Norny po raz kolejny postanowiły spleść ze sobą ich drogi. Mimo że Guildenstern niewiele o niej wiedział, z wyjątkiem tego, co przypadkiem słyszał od zbyt wylewnego Karla, na pierwszy rzut oka raczej nie wyglądała na osobę z towarzystwa, od którego dzisiaj nagminnie uciekał przed wyjątkowo wścibskimi, niedyskretnymi pytaniami. Wszyscy zdawali się być tutaj tacy sami, a ona już podczas ostatniego spotkania w Galerii Wieków Minionych wywarła na nim zadziwiająco pozytywne wrażenie, co nie zdarzało się zbyt często, biorąc pod uwagę, że podchodził z dystansem do osób z klanu.
    Lumikki.Znów na siebie wpadamy, przeszło mu przez myśl, po czym uśmiechnął się nieznacznie w jej kierunku. — Też lubię tutaj przychodzić. To miejsce przypomina mi dzieciństwo — pozwolił sobie na zwierzenia, gdy okazało się, że nie tylko on był zainteresowany biblioteką w tak młodym wieku. — Rozgryzłaś mnie. Odzwyczaiłem się od tego typu przyjęć. — Alkohol płynący w żyłach sprawiał, że Björnowi znacznie łatwiej było mówić szczerze. — Napijesz się? — zapytał, wskazując na otwartą przez niego butelkę brunatnej whisky, która stała na jednym z drewnianych, niskich stolików. Dom Jarlów był pełen rozmaitych alkoholi na każdym kroku. — A ty, co tutaj robisz? Gdzie masz Karla? — Był ciekawy, co sprawiło, że młoda Oldenburg postanowiła uciec z sali balowej i schować się w bibliotece.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przesuwała po chropowatości papieru opuszką palca, znacząc kolejne linie równo ułożonych liter. Czuła lekką odmienność zadrukowanych fragmentów, opadając wzrokiem ku rycinie wykonanej kolorowym tuszem. Przyglądała się jej przez dłuższą chwilę, słuchając wciąż Björna z niezmąconą uwagą, chociaż zdawało się, że zawisła na dobre w świecie kształtowanym przez wydobyte z półki dzieło. Czasami zdawało się jej, że biblioteka w Domu Jarlów dawno przestała ją zaskakiwać, jednak za każdym razem, gdy ponownie tu przychodziła, odnajdywała coś, czego wcześniej nie widziała. Potrząsała więc z uznaniem głową i nie zaprzestawała poszukiwań przy kolejnych okazjach.
    Uśmiech nie schodził z jej ust – westchnęła cicho, zupełnie rozumiejąc jego potrzebę odnalezienia chwili spokoju. Chociaż sama niezwykle dobrze czuła się na bankietach i nie potrafiła żadnego z nich ominąć, dziś wciąż towarzyszył jej dziwny i niewytłumaczalny dyskomfort. Jakby sala balowa obfitowała w nieprzychylne spojrzenia i głosy rozczarowania, które choć obiektywnie nie mogły dotyczyć tylko jej osoby, to jednak drążyły w piersi dziwną dziurę, w której ział chłód rozczarowania nestora rodu.
    To przyjemne wspomnienie. – Musiało takim być, dla niej samej biblioteki zawsze były miejscem schronienia i wytchnienia. Książki zdawały się w niektórych momentach najlepszymi towarzyszami: nie pytały, nie próbowały zakrzyczeć, nie niecierpliwiły się. Ze spokojem trwały na półkach lub w dłoniach, poddając się powolnemu cyklowi czytania. Oddawały całą wiedzę w sobie zawartą każdemu, kto miał choć odrobinę otwarty umysł. – Coś w tym jest. Moje dzieciństwo zawsze oscylowało gdzieś dookoła takich miejsc. Chyba że brałam się za przekopywanie rabatek pod domem w poszukiwaniu zaginionych artefaktów. Niańka Nessa dostawała białej gorączki. – Zaśmiała się głośniej, jednak szybko zreflektowała i ucichła. Sama wypiła nieco wina tego dnia i wyraźnie skłaniało ją to do czynienia kolejnych dygresji, choć i będąc zupełnie trzeźwą potrafiła wyrzucać z siebie niezliczone ilości słów. – Tęsknisz czasami za tymi latami? – zapytała go zupełnie swobodnie i tym razem oderwała spojrzenie od swojej książki, by poszybować błękitem tęczówek ku twarzy Björna. Wciąż była ciekawa jego osoby i choć już teraz zdawała się pałać do niego sympatią, była świadoma, że to jedynie zarys, rama, w której mieściło się coś, czego jeszcze nie potrafiła zupełnie rozgryźć. Ułożyła tom w szczelinie, z której go wyjęła i podeszła bliżej mężczyzny. Spojrzała na butelkę i szklanki. Kąciki ust zadrgały nieznacznie, gdy pogłębiła uśmiech. Właściwie wydawało się, że byli w zupełnie podobnej sytuacji, choć przecież wydawało się jej, że tęskniła za takimi momentami i towarzystwem przedstawicieli klanów. Wahała się przez moment, czy powinna coś więcej mu powiedzieć, sprostować, jednak zanim zdecydowała się otworzyć usta pokiwała głową na jego propozycję. Być może wino wciąż szumiało jej w głowie i nie powinna sięgać po mocniejsze trunki, nie chciała jednak odmawiać. Czekała cierpliwie aż Guildenstern naleje jej nieco alkoholu, lecz w międzyczasie postanowiła jednak przemówić.  
    Wiesz, jakoś ostatnie wydarzenia chyba zmniejszyły moją tolerancję na przebywanie w towarzystwie, choć bardzo się cieszyłam z tej aukcji i naprawdę dobrze się bawiłam. – Faktycznie, nie mogła narzekać, bo wybierając się z Karlem miała zagwarantowane dobre towarzystwo i nie musiała obawiać się, że będzie się nudzić wśród obcych jej osób. Mimo wszystko, przyszedł taki moment, gdy musiała naprawdę uciec i nawet na drobny moment pozostawić przyjaciela samego.
    Karl? Dałam mu chwilę od siebie odpocząć – zażartowała, przenosząc akcent zaistniałej sytuacji na zupełnie inny element. – Pewnie rozmawia z wielbicielami swojej twórczości, albo porwał go ktoś z jego klanu. Na pewno mi wybaczy. – Nie było innej możliwości i być może Lumikki nieco nadużywała jego cierpliwości. Odsunęła sobie krzesło i usiadła na nim, czując, że musi dać wytchnienie stopom uwięzionym w eleganckich butach. Westchnęła z ulgą.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Mnie też dobrze się kojarzy. Mój dziadek Hallmund zawsze lubił mnie oprowadzać po Domu Jarlów. Pamiętam, jak mówił mi: patrz, Björn, kiedyś będzie wisiał tutaj twój portret. Twój papa zajmie moje miejsce, a potem w kolejce będziesz ty. — W końcu w całym budynku można było natknąć się bez większego problemu na obrazy z podobiznami wszystkich jarlów klanów magicznych. Ale to nie galerie, korytarze czy sale balowe interesowały go najbardziej — to właśnie biblioteka była swego rodzaju ucieczką dla małego Björna, gdyż książki pozwalały mu lepiej zrozumieć świat, choć i one, podobnie jak i diaboliczna ciekawość, z czasem bezpowrotnie wpędziły go w ramiona magii zakazanej. — Pasja została z tobą do dnia dzisiejszego. Na coś się przydało przekopywanie rabatek pod domem — stwierdził z uśmiechem Björn, przypominając sobie swój okres dzieciństwa, dzielony między Burzowym Przylądkiem, Bergen, morzem a potem Midgardem. Jego świat ograniczał się tylko do tych czterech, blisko związanych ze sobą miejsc, przez co nigdy nie marzył o innych krainach, nie zastanawiał się, co kryło się poza granicami magicznej Skandynawii. Wystarczyło mu tylko to, co miał; dopiero z czasem, gdy zaczął dorastać, spostrzegł, że jego pragnienia wybiegały poza to, co znał. Chciał czegoś więcej, pragnął przygód i zastrzyku adrenaliny — i to właśnie to doprowadziło go do momentu, w którym teraz się znajdował.
    Czasem — odpowiedział krótko, przyznając się przed samym sobą do sentymentów. Zdarzało mu się niekiedy tęsknić za dzieciństwem, które było wyjątkowo udane i pozbawione większych przykrości. Nie miał żadnych zmartwień, nie musiał się niczym przejmować, choć już wtedy kwestionował cały świat dookoła — od samego początku Thomas i Margit przeczuwali, że nie będą z nim mieli łatwo. Zachował z tego okresu wiele wspomnień, które chciałby by pozostały z nim na zawsze; im jednak był starszy, tym bardziej jego pamięć była ulotna. Paradoksalnie sam zaczynał zauważać rzeczy, na które wcześniej nie zwracał uwagi, jak podejrzane zachowanie ojca czy dziadka, przedmioty przekazywane pod stołem w jego obecności czy koperty wsuwane do kieszeni marynarek. Dziś Björn wiedział, że wszystkim klanom magicznym, bez względu na to, po jakiej stronie stronnictwa się znajdowały, było daleko do ideału — każdy z nich miał coś za uszami, a już tym bardziej Guildensternowie, których interesy w Porcie Północnym pozostawiały wiele do życzenia. — Ale wyznam ci szczerze, że nie wiem, czy bym wrócił do tego okresu, gdybym miał taką możliwość. Na wiele spraw patrzę teraz inaczej. — Z perspektywy, której sama Lumikki zapewne by nie zrozumiała. Björn był ślepcem i nie spodziewał się, że ktokolwiek z towarzystwa zgromadzonego w Domu Jarlu podzielałby jego kontrowersyjne poglądy. Nie pozwoliliby mu na to.
    A ty, tęsknisz za dzieciństwem? — zapytał po chwili Guildenstern, patrząc w kierunku stojącej obok niego dziewczyny. — Nie jesteś sama, ja również po powrocie do Midgardu nie mogłem się przekonać do tego typu wydarzeń. Przyznaję: nie jest źle. Po prostu odzwyczaiłem się od takich tłumów. — Uniósł szklankę, wznosząc toast z Oldenburg, która właśnie odpowiedziała na jego pytanie związane z Sørensenem. — Nie wierzę, że Karl zmęczył się twoim towarzystwem. — Nie do końca był pewien, czy miał rację, ale z jego pobieżnych obserwacji wydawało mu się, że Lumikki była  kręgu zainteresowań Karla. Daleko mu było jednak do wtrącania się w nieswoje sprawy — sam nie znosił, gdy ktoś przesadnie interesował się jego życiem prywatnym, dlatego postanowił dalej nie drążyć tematu. — Na pewno kilka rozmów z wielbicielami jego czy też twórczości rodziny by mu się przydało, zwłaszcza po zachowaniu Tordenskioldów — stwierdził, po czym, idąc za przykładem Lumikki, rozsiadł się na fotelu obok, rozpinając górne dwa guziki od koszuli i  zdejmując muszkę.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Wiedziała, że w porównaniu do niej na Guildensternie spoczywał większy obowiązek rodzinny. Uzmysłowiła to sobie po raz wtóry, gdy rzucił uwagę na temat portretów zdobiących ściany Domu Jarlów. Nie skomentowała jednak jego słów, zawiesiła zaś na nim swe baczne spojrzenie, doszukujące się choć drobiny zmiany w twarzy – czy mówił to z dumą? Czy czuł brzemię, przed którym pragnął ucieczki? Tego nie wiedziała i nie śmiała pytać, czując jednak pewien rodzaj współczucia. Z całą pewnością nie było to coś łatwego i wymagało wielu wyrzeczeń.
    Uśmiechnęła się do niego swobodnie, z wciąż obecnym sentymentalnym zamyśleniem. Miał rację, wszystko to zostało z nią do dzisiaj. Wspomnienie przeszłości jednak mimowolnie otwierało w jej głowie liczne wątki, nie tylko te tyczące się podbojów w ogródku, dziurawych sukni i zdartej skóry z kolan. Nigdy nie miała w sobie na tyle odwagi, by w jakikolwiek sposób narzekać na swoje dzieciństwo – było bowiem w gruncie rzeczy całkiem dobre; przetykane nicią beztroski, tkane lekko i w pastelowych kolorach. Dopiero po bliższym obejrzeniu materiału, przez lupę wiedzy o przeszłości rodziny, dopatrzeć można było się miejsc, w których był cerowane, lub gdzie znajdowały się elementy zupełnie nie pasujące, przykrywające plamy znajdujące się głębiej, pod aplikacjami ze złota i drogich kamieni. Choć wszystko to robiła intencjonalnie, by nieco się oszukać, wciąż miała w pamięci to, czego tak bardzo unikała, to czego obawiała się zawsze, czując nieodłączny ścisk w gardle, gdy wspominała najstarszego z braci. Holger nigdy nie był dla niej łaskawy i nie pozwalał na to, by bezgranicznie cieszyła się latami swego dzieciństwa. Jego posępna, szczupła sylwetka, rzucająca cień na korytarze rodowej posiadłości, przyprawiała ją o dreszcze niespokojności. Nigdy nie był jawnie agresywny przy reszcie rodziny, czasami uszczypliwości były niezwykle subtelne, niemożliwe do wychwycenia, jednak ona odczuwała je wyraźnie. Nikt nigdy o to nie pytał, nikt o tym nie wiedział, gdyż unikała stawiania brata w złym świetle, jednak kiedy umarł czuła ulgę. Nigdy nie sądziła, że byłaby gotowa stwierdzić, iż śmierć kogoś z rodziny będzie dla niej wybawieniem i dniem wstydliwej, ukrywanej w głębi serca, radości. Zawsze próbowała myśleć o tym w sposób, który pokazywał, jak bardzo zepsutym człowiekiem musiał być Holger, by nie żałowała jego odejścia, przypieczętowanego milczeniem rodziny, bo nawet okoliczności jego śmierci były niechlubne. Pewnie przez to wszystko było jej łatwiej zrozumieć słowa Björna. Choć zapewne powody niekoniecznej chęci, by powrócić do dzieciństwa, mieli zupełnie inne.
    Pomimo smutku, który odczuwała, zastanawiając się nad zadanym pytaniem, odparła zupełnie neutralnie, bez cienia trudności.
    Myślę, że mam podobnie. Owszem, tamte lata były dobre, ale cieszę się z tego, co mam teraz, z możliwości, które posiadam. W dzieciństwie to nie było takie oczywiste. – Zaśmiała się radośnie. Odpowiadało jej to, że była samodzielna, że w wielu kwestiach nie potrzebowała zgody rodziców i choć widmo niezadowolenia dziadka wciąż gdzieś nad nią krążyło, to jednak nie miał on możliwości by karcić ją za każde potknięcie w życiu codziennym.
    Obserwowała jak jej szkło napełnia się alkoholem, podziękowała mu i westchnęła. – Uf, cieszę się, że nie jestem w tym sama, bo zaczynałam się obawiać, że serio jest ze mną coś nie tak. A może to już starość? – Rzuciła żartobliwie wywracając oczami i wchodząc w ton narzekającej ciotki. – A tak zupełnie na serio, to chyba trzeba dać sobie trochę czasu, by wrócić do normalności. Zauważyłam, że czasami zbytnio się poganiam i potem czuję niezadowolenie, że z marszu nie jest idealnie – dodała i wyciągnęła rękę, by wznieść zainicjowany toast. Przykładając szkło do ust, zamoczyła w nim wargi, a możliwość wygodnego ułożenia się w fotelu przyniosła jej ogromną przyjemność. Wyprostowała zmęczone nogi, krzyżując je ze sobą. W dłoni obracała szkło, wpatrując się w złocisty odcień płynu, który odbijał migotliwość zawieszonych u sufitu żyrandoli.
    Wiesz, nawet gdybym go męczyła, nie przyznałby się do tego, nawet pod groźbą śmierci – stwierdziła zupełnie poważna. – A zależy mi jednak na tym, by jego cierpliwości nie nadwyrężać, więc sama dawkuję swoją obecność. – Chciała dać mu trochę swobody, bo będąc jego przyjaciółką, czasami zawłaszczała sobie cały czas, który posiadał. Z całą pewnością nie było to korzystne. – Dokładnie. Wiem, że było mu z tym bardzo źle. Choć wiadomo, że z rodziną u niego to różnie bywa, to jednak bardzo mu na nich zależy. Obawiałam się, że może, jeśli go tu wyciągnę, postawię go w sytuacji, gdy będzie czuł się jak intruz. Zwłaszcza, gdy wpadłby na jakiegoś Tordenskiolda. Zdaje mi się jednak, że ostatecznie był wdzięczny za to wyjście i bawił się całkiem dobrze. – Opowiedziała zupełnie szczerze, dość wylewnie, spoglądając w stronę mężczyzny. – Wiem, że to wszystko było celowe, że to jedynie zaognia konflikt. Rozumiem to wszystko, wiem, jak jest w klanach, ale bywają chwile, że jest to okropnie męczące… – Dokończyła i ponownie zanurzyła usta w alkoholu, by napić się nieco.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Tak już był nieudolnie skonstruowany ich świat, że, w przeciwieństwie do śniących, którzy uchodzili w niektórych kwestiach za bardziej postępowych, u galdrów wciąż rządził patriarchat i konserwatyzm. W rzeczywistości na palcach jednej ręki można by policzyć klany magiczne, gdzie rządziły kobiety — choć nie dało się odmówić im zasług, to ostatecznie ich wpływ był wręcz marginalny. Björn, mimo że wywodził się z rodziny stojącej na straży tradycji i odwiecznego porządku, osobiście prezentował zgoła inne poglądy niż jego ród — nie mógł ich jednak w żaden sposób otwarcie manifestować. Jeszcze nie teraz i nie w taki sposób, jakby chciał, gdy wciąż zgrywał przykładnego syna Guildensternów. Zdarzało mu się kwestionować decyzje podejmowane przez Radę, wdawać w dyskusje ze swoją rodziną, lecz nigdy nie publicznie; wiedział, że taki przejaw niesubordynacji mógłby się dla niego źle skończyć, tym bardziej teraz, gdy robił wszystko, byleby tylko niepotrzebnie nie zwracać na siebie niepożądanej uwagi. Starał się być choć w części starym Björnem Guildensternem — dlatego za namową rodziny postanowił wziąć udział w aukcji Tordenskioldów, którą ostatecznie udało mu się wygrać, ale nawet ten przypływ szczęścia był tylko ulotny, szybko przypominając mu to, gdzie się aktualnie znajdował. Dom Jarlów, pomimo że był pełen mniej lub bardziej przyjemnych wspomnień z okresu dzieciństwa, wcale nie był miejscem, w którym chciał teraz być. A jednak — towarzystwo Lumikki i niezobowiązująca rozmowa pozwoliły mu o tym na moment zapomnieć. Jedynie odgłosy dochodzące z korytarza co jakiś czas przedzierały się przez ściany biblioteki, przypominając mu o trwającej w najlepsze aukcji. Nie chciał tam wracać.
    Tak. — Skinął głową na słowa Oldenburg, uśmiechając się do niej nieznacznie, w tym samym czasie nawilżając swoje usta alkoholem. — Nie powinniśmy za bardzo oglądać się za siebie. — Gdyby to tylko było takie łatwe… Björn w dalszym ciągu miał problem, by skupić się na przyszłości, zwłaszcza po tym, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Wiedział jednak, że nie mógł dłużej tkwić w tym samym miejscu; że to, co się stało, już się nie odstanie. —Pewnie masz rację, ale zauważyłem, że Midgard już nie jest taki sam. Od mojego wyjazdu bardzo dużo się zmieniło i chyba właśnie to sprawia, że nie czuję się dobrze wśród ludzi. Nie masz wrażenia, że mało kto tutaj przejmuje się aktualną sytuacją?  — Tajemnicze zabójstwa, z którymi od tygodni mierzyła się magiczna Skandynawia, wywoływała w nim niemały yskomfort i poczucie braku bezpieczeństwa, którego nie potrafił w żaden sposób zwalczyć. Mógł tylko snuć domysły, dlaczego tak się działo i kto za tym stał, lecz oficjalnie niewiele na ten temat wiedział. — Mam nadzieję, że to kwestia czasu i z czasem wszystko wróci do normalności. — Nic jednak nie zapowiadało się, by miało tak być — czy to miał być znak, że Ragnarök był już blisko? Czy Asgard miał strawić ogień? Czy wkrótce gwiazdy miały zgasnąć, a ich ziemię miało zalać wielkie morze? Na samą myśl westchnął tylko ciężko pod nosem, kierując swój ciekawski wzrok w stronę panienki Oldenburg.
    Domyślam się — przytaknął machinalnie młody Guildenstern, by zaraz przejść do dalszej części wypowiedzi: — Czasem nie rozumiem tego wszystkiego, dlaczego nie potrafimy być jednością, którą teoretycznie powinna symbolizować Rada. To tylko ułuda i nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością. Odnoszę wrażenie, że klany są wewnętrznie bardziej podzielone niż pozostałe społeczeństwo galdrów. — Najważniejsze było jednak sprawianie odpowiednie pozory, by świat nieustannie tkwił w przekonaniu, że Rada wciąż jest silna i niepokonana. —  I absolutnie się z tobą zgadzam, że jest to zwyczajnie męczące… Tym bardziej, że niektóre konflikty już dawno się przedawniły i nie powinny były nas w żaden sposób dotyczyć. Przykładem może tutaj być scysja z Sørensenami, ale przynajmniej tyle, że Karl dobrze się dzisiaj bawił.  –— Stare generacje skutecznie zaogniały wszelkie niesnaski, kurczowo trzymając się przeszłości, co coraz bardziej nie podobało się Björnowi, który chciał to zmienić. Guildenstern nie miał jednak takiej mocy sprawczej.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Od najmłodszych lat starała się pielęgnować swoją niezależność, miała do tego całkiem dobre warunki, zwłaszcza, że jej klan mniej sztywno trzymał się reguł ustalanych przed wiekami. Owszem, tradycja była dla nich ważna, jednak w wielu kwestiach pozostawali ustępliwi. Czasami żałowała jedynie, że niektóre aspekty lepiej wyglądały w teorii, lub gdy oglądało się jej jednie z perspektywy osoby niezaangażowanej, natomiast gdy przychodziło zagłębić się w rodzinne powiązania i nastroje panujące pomiędzy poszczególnymi członkami rodu, wszystko było o wiele bardziej skomplikowane i nie tak oczywiste. Wciąż z nieprzyjemnym dreszczem powracała do sprawach swojego najstarszego brata, świadomego swej pozycji i niechętnie przyjmującego zdanie kogokolwiek z zewnątrz, a zwłaszcza kobiet. Dla niej za każdym razem jawił się jako widmo tyrana bez ogródek wchodzącego w jej życie i próbującego układać wszystko podług własnego planu. Po jego śmierci wiele się zmieniło i odczuwała względny spokój. Mogąc rozwijać się swobodnie i prowadzić własną galerię, posiadała naprawdę wiele przywilejów, choć zdarzenia z ostatniego miesiąca sprowadziły ją brutalnie na ziemię. Zrobiła wiele złego swoją bezmyślnością, z tym nie zamierzała się nawet kłócić, ale ton w jakim pisał do niej dziadek jasno wskazywał, że ma on moc odebrania jej wszystkiego, co dostała i na co zapracowała. Mimo wszystko ważnym był dla niego wizerunek rodziny – nieskazitelny, bliski wyznawanym ideałom. W tak niestabilnych czasach każda rysa na gładkiej powierzchni rodowego herbu przynosiła ryzyko, ryzyko zdolne podkopać autorytet, uczynić ich podobnym rodzinie Karla, upadłym, nieszanowanym, w tak jawny sposób odtrącanym. Midgard zarazem zmienił się zupełnie i nie drgnął ani odrobinę – paradoks ten skłaniał ją do refleksji. Uśmiechnęła się do swojego towarzysza, odkładając szkło z alkoholem. Zarzucając nogę na nogę, rozsiadła się wygodniej i układając kark na oparciu fotela przymknęła oczy.  
    Sądzę, że z czasem każda tragedia powszednieje. Wiesz… też towarzyszy mi przeświadczenie, że z piedestału ogląda się wszystko nieco inaczej, jest pokusa by myśleć, że ciebie te wszystkie tragedie nie dosięgną – stwierdziła, nie siląc się nawet na zawoalowanie swoich gorzkich słów. Bankiety, aukcje, wszystko toczyło się jednym, niezmiennym rytmem. I owszem, można było powiedzieć, że przecież człowiek musi jakoś żyć, musi zajmować się normalnymi sprawami, jednak w pewnym sensie czasami usprawiedliwiano tak pobłażliwość dla wydarzeń, niechęć do zaprzątania sobie głowy niewygodnymi prawdami zaburzającymi delektowanie się życiem. Wiele z tych wydarzeń zasługiwało na miano zbytku, nieroztropnie uważanego za coś, czego nie wolno było odwołać, gdyż mógłby zawalić się cały znany galdrom świat. Musiała przyznać, że sama nie zawsze potrafiła pamiętać o istocie tragicznych wydarzeń, nie uważała tego jednak za coś, czym należało się chlubić. – Widzę zmiany, czuję je. Niektórzy uważają, że moją głowę zaprząta jedynie historia, ale to nie prawda, gdy patrzysz na osiągnięcia i błędy przodków, nie możesz wyzbyć się mimowolnych prób przełożenia tego na to, czego doświadczamy teraz. Doszukujesz się wzorców i masz jedynie nadzieję, że tym razem społeczeństwo może jednak nieco zmądrzało – zawiesiła głos, przechylając głowę na powrót ku mężczyźnie. W jej oczach zadrgało niespodziewane, paradoksalne rozbawienie. – I pewnie nie powiem ci nic odkrywczego, ale zwykle ludzie są rozczarowujący pod tym względem, nie uczą się nic a nic, albo bardzo malutko. – Cichy śmiech wniknął w niewzruszone struktury biblioteki pożarty przez setki upchniętych na regałach ksiąg. – Wrócimy do normalności, albo ukujemy ją z zupełnie nowych okoliczności. – Przechyliła się, by sięgnąć po swoją szklankę i tym razem wysączyć nieco więcej. Ciepło rozlało się wzdłuż jej przełyku, jednak nie tak nachalnie jak za pierwszym razem. Stan upojenia nie zdawał się zmniejszać, wytrwale podsycała go tak, by trwał na jedynym, przyjemnie mącącym świadomość poziomie. Zupełnie straciła ochotę, by powracać do głównych sal, choć nie mogli spędzić tu wieczności. Była niemal pewna, że ktoś już dawno dostrzegł ich nieobecność oraz że zupełnie przypadkowo przydybał ich na wspólnym przebywaniu w bibliotece, zmieniając przypadek w mnogość snutych hipotez. Zwróciła się w kierunku Gulidensterna, zmniejszając nieco nabudowany dystans.
    Tak jak ci mówiłam, nie czerpiemy nauk płynących od przodków, skupiamy się na własnym interesie i podziałach, na korzyściach.  Na starych przewinach. To jest najważniejsze. Polityk ze mnie raczej marny, nigdy nie podzielałam pasji moich braci – przyznała bez skrępowania. – Ale, czy my nie dopuszczamy się właśnie swoistej herezji? – zapytała zaczepnie, kierując słowa sugestywnie w stronę mężczyzny. – Panie Guildenstern, mi to jeszcze wypada, ale panu? Potencjalni wrogowie jednoczący się w kwestionowaniu decyzji klanów. – zaśmiała się, była zdecydowanie zbyt wylewna. Westchnęła w końcu. – Björn, potrafię być dyskretna. Cieszę się z tej rozmowy – przyznała szczerze.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Masz rację — przyznał bez wahania Björn, wzdychając ciężko pod nosem. Z piedestału zupełnie inaczej patrzyło się na wszystkie tragedie, które miały miejsce każdego dnia. Z jednej strony młodego Guildensterna szczerze przerażało to, co w ostatnim czasie działo się w Midgardzie, magiczne media nie ustawały w informowaniu o kolejnych ciałach, a z drugiej — nie czuł, by zagrożenie dotyczyło właśnie jego osoby, jakby przeczuwając, że to, co się działo, miało pewien związek ze ślepcami, choć mógł się w tej kwestii mylić. A on przecież był jednym z nich, nawet jeśli w dalszym ciągu ukrywał się przed całym światem, nie chcąc, by ktokolwiek dowiedział się o tym, że dziedzic jednego z najbardziej znamienitych i szanowanych w magicznej Skandynawii przeszedł na ich stronę. Na stronę wroga, przed którym od dzieciństwa był przecież obsesyjnie przestrzegany. Nie do końca jednak jeszcze rozumiał zasady tej kuriozalnej gry — chociaż nieustannie zadawał pytanie dlaczego i po co, to do tej pory nie udało mu się uzyskać satysfakcjonującej go odpowiedzi. Guildenstern zaczynał się więc coraz bardziej niecierpliwić, mimo że jedynie czas mógł mu w tym przypadku jakkolwiek pomóc. — Zaczyna się jednak robić nieciekawie, gdy nieoczekiwanie dzieje się coś komuś z twojego otoczenia. Na razie nas to nie dotyczy, podkreślam na razie, ale kto wie, jak długo tak będzie. — W końcu o wiele bardziej przerażała go wizja, że ktoś z jego bliskich mógłby przypadkowo stać się ofiarą tajemniczych morderstw, o których ostatnio było tak głośno.
    Muszę przyznać, że dopiero niedawno zacząłem interesować się naszą historią — przyznał się bez zastanowienia przed Lumikki, nawet jeśli ta dziedzina nie wciągnęła go tak bardzo, jak to stało się w przypadku alchemii, której postanowił poświęcić całe swoje życie. Podobnie jak Oldenburg, młody Guildenstern miał nieodparte wrażenie, że społeczeństwo galdrów nie potrafiło uczyć się na kardynalnych błędach przodków. — To prawda. — Pozwolił sobie na westchnięcie w krótkiej przerwie na kolejny łyk alkoholu, który powoli zaczynał mu szumieć w głowie. Mimo że wcale nie było jeszcze późno, to Björna ogarnęła dziwna fala zmęczenia. — Mamy wszystko czarno na białym, możemy z tego wyciągnąć lekcję i bez większego problemu spróbować uchronić się od niepożądanych konsekwencji, bo uczymy się przyczyn i skutków najważniejszych wydarzeń historycznych od najmłodszych lat, a po raz kolejny najprawdopodobniej zataczamy błędne koło. — Teraz nie pozostało im nic innego, jak cierpliwie czekać na to, aż dotychczasowy porządek świata runie z hukiem, by potem znów pojawiły się piękne, nic nieznaczące hasła o jego odbudowie. Czy nie powinni choć raz spojrzeć za siebie i zatrzymać się na moment, by potem wreszcie zaryzykować i przerwać ten nieszczęsny cykl? Obawiał się, że nie było to możliwe — przynajmniej nie teraz, gdy Rada była zainteresowana wyłącznie swoimi interesami, korzyściami i podtrzymywaniem starych podziałów, czyli tym, co wzbudzało jego niechęć do klanów.
    Zrzućmy to na karb alkoholu. — Uśmiechnął się lekko, gdy Oldenburg uświadomiła go o wydźwięku ich rozmowy, która w rzeczywistości nigdy nie powinna mieć miejsca. Odetchnął jednak z niemałą ulgą, kiedy dziewczyna zapewniła go o swojej dyskrecji — mimo że nie znał Lumikki zbyt dobrze, to nie wyglądała mu na kogoś, kto w podskokach udałby się do pobliskiej redakcji Ratatoskra, by o wszystkim, co wydarzyło się dzisiaj w bibliotece, szczegółowo opowiedzieć. — Ja też się cieszę, Lumikki. Jesteśmy nowym pokoleniem i wierzę, że możemy coś zmienić, unikając błędów naszych przodków. Nie powinno być konfliktów między klanami. — Choć teoretycznie Guildenstern wraz z przemianą ślepca zdążył już swoją szansę pogrzebać, to miał nadzieję, iż nowy wiek będzie przełomowy. Inny. Przynajmniej dla klanów.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Wiedziała, że zbytnia wylewność, nawet względem pozornie otwartych i przyjacielsko nastawionych osób, nieczęsto popłaca. Zwłaszcza w takich kręgach, zwłaszcza pomiędzy klanami pogrążonymi od wieków w waśniach, których źródła często bywały zupełnie rozmyte i mdłe. Pielęgnowane jedynie przekonaniem, że taki właśnie powinien być porządek świata, że zawsze istnieją w nim strony, które na zawsze już będą miały dla siebie tylko wzajemną niechęć. Młody Gulidenstern pomimo tego wszystkiego wciąż był dla niej zagadką, nie znała go na tyle długo, by wydać ostateczny werdykt w jego sprawie, choć musiała przyznać, że nie czuje do niego awersji, której według dziadka nie powinna mu być może szczędzić. Choć właściwie nigdy nie rozmawiała z jarlem na takie tematy, bo i on sam niekoniecznie z wielkim zapałem dzielił się z wnuczką przemyśleniami natury politycznej; swe sądy opierała więc tylko i wyłącznie na własnych przekonaniach. Być może wszystko zbyt wyolbrzymiała i sama dawała się ponieść stereotypowemu myśleniu. Czasami gubiła się w niuansach tego świata.
    Powinna zachowywać rezerwę, nie potrafiła jednak zamaskować uczucia delikatnego ciepła rozchodzącego się po ciele, gdy słyszała zgodę w słowach mężczyzny. Nawet jeśli tylko udawał, lub jego słowa były dyktowane pijacką szczerością, na tyle chwiejną, by wraz z porankiem i trzeźwością zatrzeć się lub zostać skategoryzowaną jako omam poprzedniej nocy, to robił to na tyle przekonująco, że mimowolnie ciągnęła rozmowę błyskając zupełnie szczerym zaciekawieniem zaszytym w tęczówkach. Uśmiechnęła się spokojnie, sięgając ponownie po szklankę z alkoholem. Przyjrzała się poruszeniu na powierzchni cieczy i niewiele myśląc wychyliła resztkę. Palący smak podrażnił podniebienie, lecz nie tak stanowczo jak za pierwszym razem. Usta były już niemal całkowicie znieczulone, ciało stawało się coraz bardziej miękkie, a w głowie szumiało przyjemnie. Odstawiła naczynie na drewniany blat i  osunęła się głębiej w fotel. Przyglądała się swemu towarzyszowi jeszcze przez dłuższą chwilę.
    Tak, zrzućmy to na karb alkoholu – przytaknęła i przysłoniła usta smukłymi palcami, jakby zastanawiała się nad czymś intensywnie. – Masz rację, może tym razem uda się nam zmienić… cokolwiek –  westchnęła i uniosła się ze swojego miejsca, by podejść do regałów na których pyszniły się książki historyczne. Może faktycznie była to kwestia pokolenia, choć zastanawiała się, czy i ich rodzice nie przeżywali podobnych zrywów, marząc o zmianach, by ostatecznie doświadczyć brutalnego zderzenia z realiami. By poczuć, jak powszedniość obrywa pióra z ich skrzydeł, bądź radykalnie odcina je tasakiem ostatecznie skazując na wieczną niewolę i brak możliwości, by wzbić się ponad konwenanse i to, czego oczekiwano, by zachować pradawny porządek. Póki jednak nie doświadczyła sama tej tragedii, miała pozostać do samego końca przekonana, że być może tym razem nie będą skazani na powtórkę z historii, że stanie się coś, co odmieni ich losy i sprawi, że wszystkim będzie żyło się lepiej i w należytym spokoju. – Nie powinno być konfliktów… powinniśmy być jednym. Zwłaszcza teraz – dodała z melancholią w głosie, powtarzając niczym echo to, o czym przecież rozmawiali przez ostatnie chwile. Odwróciła się w kierunku Björna i podeszła nieco bliżej, by pochwycić jego uwagę. Miał zielone oczy, dopiero teraz dostrzegła to w pełni świadomie. Kontemplowała tę myśl, wyglądała na śmiertelnie poważną, lecz pozwoliła sobie przeciągnąć ten stan ledwie przez kilka chwil. Powoli jej oblicze wysyciło się dawną radością i beztroską, gdy ułożyła dłoń na ramieniu Gulidensterna i westchnęła przepraszająco.
    Zrobiło się strasznie przytłaczająco… chyba wróciła mi ochota do tańca, a zresztą powinnam poszukać Karla. Biedak pomyśli, że przepadłam całkiem – zaśmiała się cicho. – Jeszcze raz, dziękuję ci za tych kilka chwil, mam nadzieję, że to nie ostatnia taka nasza rozmowa –  wyraziła swoje zainteresowanie kontynuowaniem tematu. Nie chciała nadwyrężać jego cierpliwości i skazywać na kolejne minuty w swoim towarzystwie, gdy być może liczył jeszcze na trochę wytchnienia od zgromadzonych gości. Wymownie spojrzała w kierunku drzwi podejmując ostateczną decyzję, by zatopić się wśród wirujących na parkiecie par i ludzi tłumnie oblegających bufet.
    Ślepcy
    Björn Guildenstern
    Björn Guildenstern
    https://midgard.forumpolish.com/t466-bjorn-guildenstern#1241https://midgard.forumpolish.com/t561-bjorn-guildenstern#1509https://midgard.forumpolish.com/t562-njordhttps://midgard.forumpolish.com/f116-bjorn-guildenstern


    Dla zasady powinni się zbytnio nie spoufalać. Choć Rada teoretycznie była jednością, to w rzeczywistości jej obraz wcale nie był tak krystaliczny, jak mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka — pojawiały się na nim coraz większe pęknięcia, których nie było łatwo ukryć przed czujnym społeczeństwem galdrów. Członkowie klanów magicznych nauczyli się jednak robić dobrą minę do złej gry — podobnie jak Björn, który — nawet jeśli jego więź z rodziną w ostatnim czasie znacząco się poluźniła — potrafił zgrywać przykładnego syna i dziedzica Guildensternów, jeśli tylko tego wymagała sytuacja. Problem w tym, że nie chciał dłużej tego robić; był zmęczony wiecznymi, niekończącymi się kłamstwami, w których powoli zaczynał się mimowolnie gubić. Wystarczyło tylko czekać, aż wreszcie ktoś zacznie bardziej przywiązywać wagę do jego słów, by przyłapać go na gorącym uczynku — do tej pory nikt tego nie uczynił, lecz Guildenstern doskonale wiedział, iż była to wyłącznie kwestia czasu, dlatego westchnął tylko cicho pod nosem, uśmiechając się kącikami ust do młodej Oldenburg, gdy tylko usłyszał jej wypowiedź. W tym przypadku całą winę najlepiej było zrzucić na karb alkoholu — w końcu Björn powoli zaczynał odczuwać jego skutki. Wypił już zdecydowanie za dużo, dlatego lada moment powinien był wyjść na zewnątrz, by potem powrócić na salę do rodziny.
    Tak… — powiedział na zakończenie Guildenstern, powoli podnosząc się ze swojego miejsca. — Miejmy nadzieję, że coś się zmieni. — Choć nadzieja była matką głupich, to Guildenstern chciał wierzyć, że młode pokolenie galdrów będzie w stanie cokolwiek na tym świecie zmienić. Jeszcze nie wszystko zostało stracone, nawet jeśli Björn zdążył przyzwyczaić się do myśli, że już niewiele uda mu się zdziałać; że lada moment najprawdopodobniej zostanie zdemaskowany i z dnia na dzień znajdzie się na marginesie galdryjskiego społeczeństwa, nie mając już najmniejszej szansy na względnie normalne, spokojne życie w granicach magicznej Skandynawii. Być może, gdy prawda o jego przemianie wyjdzie na jaw, lądując na pierwszych stronach gazet, wyjedzie po raz kolejny na koniec świata – przynajmniej tam nikt nie kojarzył jego nazwiska i nie oceniał go przez pryzmat niewygodnego pochodzenia, z którego w ostatnim czasie miał więcej szkód niż pożytku. — Jako młode pokolenie powinniśmy o tym pamiętać, bo nie wiem, szczerze mówiąc, czy Starej Gwardii uda nam się jeszcze coś przetłumaczyć — zaśmiał się, po czym odwzajemnił uśmiech, gdy Lumikki położyła swoją dłoń na jego wątłym ramieniu. Chwilę później kiwnął bez zastanowienia głową, przyznając jej tym samym rację — nadmiar alkoholu w krwi zaczynał powoli dawać się już we znaki.
    Oczywiście. — W rzeczy samej, w bibliotece zrobiło się zbyt przytłaczająco, aż w pewnym momencie sam nie wiedział, czy było to spowodowane procentami czy może śmiałością ich wyznań. — Ja również bardzo ci dziękuję za tę pogawędkę, Lumikki. I też mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze kiedyś okazję porozmawiać na niejeden temat. Baw się dobrze z Karlem. — Kiedy młoda Oldeneburg wreszcie opuściła pomieszczenie, Guildenstern postanowił odczekać odpowiednią ilość czasu, by przypadkiem nikt niepożądany nie zauważył ich wychodzących razem. Dopiero po kilku minutach Björn opuścił bibliotekę, po czym udał się na taras, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i zapalić papierosa, nie potrafiąc w ogóle przestać o niej myśleć. Lumikki była dla niego jednym z większych zaskoczeń w ostatnich miesiącach.

    Björn i Lumikki z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.