:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold
4 posters
Prorok
25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:26
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
25.09.2000
Życie Erlinga Møllera było pasmem sromotnych niepowodzeń. Były właściciel niewielkiego sklepu alchemicznego przez lata nie raz pojawiał się w aktach Kruczej Straży i chociaż były to zazwyczaj drobne występki, nie zasługujące na wiele więcej jak tylko grzywnę lub słowne pouczenie, jego anonimowość skruszyła się zupełnie wraz z niedawną informacją o bankructwie i likwidacji działalności, co wedle rozmaitych plotek, pogłosek i dopowiedzeń było bezpośrednio związane z szemranym towarzystwem, w jakie ostatnimi czasy się wplątał. Chociaż początkowo zdawać by się mogło, że słuch o nim zaginął, a mężczyzna, przytłoczony ciężarem swej porażki, zatrzymał się po stronie nicości, by nareszcie zniknąć z życia publicznego i zająć się czymś, co nie wymagałoby od niego naginania kręgosłupa pod topór prawnych rozporządzeń, Erlingowi nigdy, nawet w myślach, nie udało się pogrążyć w bezczynności całkowicie. Nieprzychylne echa lokalnych spostrzeżeń przywiodły do Duńczyka światło zainteresowania zaledwie miesiąc od czasu zamknięcia sklepu, drogą przekazywanej z ust do ust trwogi czy też rozdrażnienia oraz kilku niepozornych zawiadomień, jakie wpłynęły anonimowo do siedziby Kruczej Straży, donosząc, jakoby w skromnym mieszkaniu na trzecim piętrze kamienicy w dzielnicy Ymira Starszego, zbierało się towarzystwo o wątpliwej renomie i tym bardziej niepokojących zamiarach.
Choć w pierwszej chwili chciałoby się machnąć ręką ze znużonym powątpiewaniem, w świetle ostatnich wydarzeń, wprawne oko i bystry umysł zdolne były wychwycić deseń postępowań w podejrzanych działaniach mężczyzny, który, niegdyś ambitnie poświęcony swemu biznesowi, już od dłuższego czasu zmuszał oficerów do sceptycznego marszczenia brwi i przygryzania dolnej wargi w niechętnym wyrazie powątpiewania. Nazwisko Møllera zdawało się od dawna powracać do świadomości Kruczej Straży z wyćwiczoną zapamiętałością wyjątkowo upartego bumerangu, gdy tym razem pojawiło się jednak w kontekście niepokojących podejrzeń i okoliczności, niewykluczających przekroczenia cienkiej granicy magicznych zainteresowań, na dłuższe zastanowienia, hipotezy i dygresje nie było już czasu – należało działać.
Kiedy oboje znaleźliście się na miejscu, przystając przed jedną ze starszych, murowanych kamienic, która wątle przypominała o dawnej, niechlubnej opinii dzielnicy, jeszcze zanim postawiono tu budynek Magicznego Stortingu, zaczynało się już powoli ściemniać, a na szarawą okolicę padła ostatnia, złota łuna chowającego się za budynkami słońca. Nie zwlekając długo, weszliście do środka, a gdy wdrapywaliście się po stromych, kamiennych schodach, mogło wam się wydawać, że zza drzwi do mieszkania podejrzanego dobiegł cichy szmer rozmów, który ucichł gwałtownie, jak gdyby wasza obecność została wyczuta jeszcze zanim którykolwiek z was zdołał zderzyć kłykcie z twardą fakturą drewna. Nie pozostało wam chyba nic innego, jak wejść do środka i oficjalnie stawić czoło sprawie – jakkolwiek enigmatyczna by ona jeszcze nie była. Kto wie, być może Erling Møller wcale nie jest tym, za kogo przyszło wam go uważać?
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:27
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Życie odmierzane rytmem roztrząsanych spraw nie miało w sobie wiele porywów szaleństwa, wbrew temu co niepracujący w Kruczej Straży mogli myśleć sobie o wydziale Kryminalno-Śledczym, nakarmieni pewnie jakimiś opowiastkami z książek o tematyce detektywistycznej, które z rzeczywistością miały tyle wspólnego, co piernik z wiatrakiem. Niby pokrętnie można byłoby doszukiwać się powiązań piątego czy szóstego rzędu, ale po co? Lepiej uznać to za absolutny brak nawiązania i iść dalej.
Sprawa w której jednak mieli wyjść do ludzi, a już szczególnie – gdy Starszy Inspektor i Wysłannik mieli wyjść do ludzi – to nie była codzienna sprawa. To nie było siedzenie wciąż za tym samym biurkiem czy jedzenie wciąż tych samych nudnych posiłków na tej samej stołówce. To był jakiś przełom w maniakalnie zatraconej w nudzie codzienności, za co należało losowi oczywiście dziękować.
Co do sprawy Erlinga Møllera, jednak – nie była mu znana od dziś. Oczywiście – niewiele znanych mu było faktów, w swoich osądach bazował głównie na plotkach i pogłoskach, jednak opinia jaką wyrobił sobie o alchemiku była jasna – obiekt powinien podlegać czujnej obserwacji, chociażby z tego powodu, że wpadł już Straży w oko. I nie, wbrew obiegowym informacjom – Strażnicy nie dręczyli ludzi bez powodu, nie znęcali się nad niewinnymi ot tak, nie przypalali rozgrzanym metalem dla uzyskania „prawdy”. Oczywiście – nie robili tego z zasady. Jakieś dewiacje w końcu mogły się zdarzać, jednak patrząc prawdzie w oczy – te zwykle tłumiono w zarodku.
Gdy czyjeś nazwisko pojawia się jednak w aktach więcej niż dwa razy i z pewnością nie dzieje się to w dobrym kontekście – pojawienie się ich dwójki pod mieszkaniem Møllera nie powinno nawet na moment dziwić nikogo.
Nim jednak się tam zjawili, oczywiście Untamo nie wzgardził papierosem od młodszego kolegi, ciesząc się równie oczywiście, że nie musi kupować ich z własnej kieszeni, a co za tym idzie – palić własnych pieniędzy. Półwłasnych, bo w większości po prostu przekazywanych na potrzeby jego kobiet, ale już mniejsza o to.
- Mieszkałem tutaj wiele lat. Faktycznie, urzekająca, a pomyśl jeszcze jak mili są dla ciebie ludzie, gdy dowiedzą się, że pracujesz dla Straży. Za pierwsze większe pieniądze wynieśliśmy się stąd, ale niesmak pozostał – poczuł się zobowiązany do podtrzymania rozmowy. I ba – nawet nie musiał kłamać czy ubarwiać, bo lata spędzone na Ymirze zdecydowanie wpłynęły na młodego jeszcze wtedy Sorsę. A wpłynęły w ogólnym rozrachunku chyba dobrze – w końcu był bardziej odporny psychiczne i fizycznie, a i lepiej odnajdywał się w środowisku z którego pochodziła znaczna część midgardzkich zepsutych dusz.
I chociaż mogli rzucić na siebie czar, który zablokowałby wydzielanie dźwięków przez ich tupiące buty – nie zrobili tego. Może właśnie przez przyjemną atmosferę rozmowy, która towarzyszyła ich wędrówce, a może w skutek zwyczajnego niedopatrzenia czy nieuwagi. I gdy zbliżyli się już do drzwi, zza których to można było posłyszeć echa niezrozumiałych jeszcze rozmów – dźwięki przycichły.
Teraz mogli pluć sobie w brodę i zabrać się do tego, co tygryski lubiły najbardziej. Wchodzenie w cudzą przestrzeń osobistą, rozbijanie miru domowego i zadawanie niewygodnych pytań. A wszystko to dzięki uzyskaniu odpowiednich zezwoleń.
- Komplementuj mnie dalej, bardzo proszę… – odpowiedział tylko Terje, uśmiechając się do niego pobłażliwe. Wiedział, że ktoś taki jak Tordenskiold, kto wzbudza zadziwiająco wysokie zaufanie kobiet, również nie mógł nie mieć byle jakiej elokwencji. Plus cholera – był Wysłannikiem, ci ludzie z zasady nie byli byle kim. – Nie bój się używać zaklęć. Odyn wie co spotkamy w środku… Zgoda?
Nie czuł się zobowiązany do zarządzania Terje – właściwie, trochę gubił się w tym kto tu przewodzi. Postawił więc na potencjalne partnerstwo w sprawie, a nie ustalanie jakiejkolwiek podwładności. I jako, że zwykle działanie to odnosiło sukces, liczył, że i tym razem się nie pomylił.
- Feiknstafir – rzucił więc na wszelki wypadek, a dopiero gdy byłby w stanie odczuć efekty, zdecydowałby się zapukać do drzwi. Uprzejmie, w niczym nie przypominając tych ubranych w ciemne mundury panów. I byłby gotowy wyciągnąć z rękawa kolejne zaklęcia, jeżeli coś miałoby zacząć walić im się na głowę…
Sprawa w której jednak mieli wyjść do ludzi, a już szczególnie – gdy Starszy Inspektor i Wysłannik mieli wyjść do ludzi – to nie była codzienna sprawa. To nie było siedzenie wciąż za tym samym biurkiem czy jedzenie wciąż tych samych nudnych posiłków na tej samej stołówce. To był jakiś przełom w maniakalnie zatraconej w nudzie codzienności, za co należało losowi oczywiście dziękować.
Co do sprawy Erlinga Møllera, jednak – nie była mu znana od dziś. Oczywiście – niewiele znanych mu było faktów, w swoich osądach bazował głównie na plotkach i pogłoskach, jednak opinia jaką wyrobił sobie o alchemiku była jasna – obiekt powinien podlegać czujnej obserwacji, chociażby z tego powodu, że wpadł już Straży w oko. I nie, wbrew obiegowym informacjom – Strażnicy nie dręczyli ludzi bez powodu, nie znęcali się nad niewinnymi ot tak, nie przypalali rozgrzanym metalem dla uzyskania „prawdy”. Oczywiście – nie robili tego z zasady. Jakieś dewiacje w końcu mogły się zdarzać, jednak patrząc prawdzie w oczy – te zwykle tłumiono w zarodku.
Gdy czyjeś nazwisko pojawia się jednak w aktach więcej niż dwa razy i z pewnością nie dzieje się to w dobrym kontekście – pojawienie się ich dwójki pod mieszkaniem Møllera nie powinno nawet na moment dziwić nikogo.
Nim jednak się tam zjawili, oczywiście Untamo nie wzgardził papierosem od młodszego kolegi, ciesząc się równie oczywiście, że nie musi kupować ich z własnej kieszeni, a co za tym idzie – palić własnych pieniędzy. Półwłasnych, bo w większości po prostu przekazywanych na potrzeby jego kobiet, ale już mniejsza o to.
- Mieszkałem tutaj wiele lat. Faktycznie, urzekająca, a pomyśl jeszcze jak mili są dla ciebie ludzie, gdy dowiedzą się, że pracujesz dla Straży. Za pierwsze większe pieniądze wynieśliśmy się stąd, ale niesmak pozostał – poczuł się zobowiązany do podtrzymania rozmowy. I ba – nawet nie musiał kłamać czy ubarwiać, bo lata spędzone na Ymirze zdecydowanie wpłynęły na młodego jeszcze wtedy Sorsę. A wpłynęły w ogólnym rozrachunku chyba dobrze – w końcu był bardziej odporny psychiczne i fizycznie, a i lepiej odnajdywał się w środowisku z którego pochodziła znaczna część midgardzkich zepsutych dusz.
I chociaż mogli rzucić na siebie czar, który zablokowałby wydzielanie dźwięków przez ich tupiące buty – nie zrobili tego. Może właśnie przez przyjemną atmosferę rozmowy, która towarzyszyła ich wędrówce, a może w skutek zwyczajnego niedopatrzenia czy nieuwagi. I gdy zbliżyli się już do drzwi, zza których to można było posłyszeć echa niezrozumiałych jeszcze rozmów – dźwięki przycichły.
Teraz mogli pluć sobie w brodę i zabrać się do tego, co tygryski lubiły najbardziej. Wchodzenie w cudzą przestrzeń osobistą, rozbijanie miru domowego i zadawanie niewygodnych pytań. A wszystko to dzięki uzyskaniu odpowiednich zezwoleń.
- Komplementuj mnie dalej, bardzo proszę… – odpowiedział tylko Terje, uśmiechając się do niego pobłażliwe. Wiedział, że ktoś taki jak Tordenskiold, kto wzbudza zadziwiająco wysokie zaufanie kobiet, również nie mógł nie mieć byle jakiej elokwencji. Plus cholera – był Wysłannikiem, ci ludzie z zasady nie byli byle kim. – Nie bój się używać zaklęć. Odyn wie co spotkamy w środku… Zgoda?
Nie czuł się zobowiązany do zarządzania Terje – właściwie, trochę gubił się w tym kto tu przewodzi. Postawił więc na potencjalne partnerstwo w sprawie, a nie ustalanie jakiejkolwiek podwładności. I jako, że zwykle działanie to odnosiło sukces, liczył, że i tym razem się nie pomylił.
- Feiknstafir – rzucił więc na wszelki wypadek, a dopiero gdy byłby w stanie odczuć efekty, zdecydowałby się zapukać do drzwi. Uprzejmie, w niczym nie przypominając tych ubranych w ciemne mundury panów. I byłby gotowy wyciągnąć z rękawa kolejne zaklęcia, jeżeli coś miałoby zacząć walić im się na głowę…
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:27
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 80
'k100' : 80
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:28
Erling Møller majaczył mu przed oczami.
Od chwili, w której opuszkami palców pochwycił zdjęcie mężczyzny, jakie zostało naturalnie dołączone do akt przekazanych mężczyznom — początkowo Tordenskiold obserwował potencjalny cel przez pryzmat przestępczej przeszłości drobnych wykroczeń, drgnąwszy dopiero przy natknięciu na podejrzenie o kontakty ze ślepcami, co błyskawicznie wyjaśniło, dlaczego i jego zagoniono do pozornie rutynowego działania. Starszy inspektor, jakiemu miał towarzyszyć, był wszak doskonale znany wszystkim członkom Kruczej Straży, bezpardonowo wliczając się w poczet na tyle doświadczonych, by obecność kogokolwiek przy rozmowie bądź przeszukaniu nazwać zbyteczną. Raz jeszcze posilił wzrok dokumentami zgromadzonymi pod adresem Erlinga, którego imię przywołało niechciane obrazy przeszłości, zsyłając na krótko między myśli widmową sylwetkę brata, zanim zarzucił czarny płaszcz na ramiona, ozdabiając twarz złowrogim uśmiechem, jakim powitał starszego kolegę.
Wystarczyło jedno skinienie głową, by wspólnie opuścić siedzibę i zanurkować pośród uliczki Ymira Starszego, gdzie ostatnie promienie słońca majaczyła niewysoko nad linią horyzontu. Chłodne, wrześniowe powietrze przemieszane wonią odpalonego papierosa wetkniętego między wargi.
— Poczęstujesz się, staruszku? — pytanie swobodnie popłynęło do mężczyzny wraz z wyciągniętą paczką fajek. Nieodłączny element kieszeni, którego prawdziwe umiejętności zjednywania sobie ludzi poznał za czasów kruczego wywiadu; zaskakujące, jak jednym elementem zyskiwało się sympatię szemranych charakterów. Wystarczyło ich poczęstować, by nawiązać cienką nić porozumienia.
Szczęśliwie, zawieranie przyjaźni z Untamo miał dawno za sobą.
— Urocza okolica. — Poniekąd czuł, jakby posmakował przeszłości.
Spojrzeniem omiótł starszą kamienicę, do której właśnie zmierzali, obrysowując wyraźnie wszystkie kontury otoczenia, pochłaniając najróżniejsze szarości biedniejszego krajobrazu, jednocześnie nie tracąc czujności ani na chwilę. Naznaczone konstelacją blizn ciało pozostawało naturalnie napięte, gotowe do odparcia każdego fizycznego ataku przy jednoczesnym wyszeptaniu właściwego zaklęcia; zasada, by pierw zadawać pytanie, a dopiero później bić nie sprawdzała się w tym zawodzie zbyt często.
— Wiem, jak bardzo lubisz rozmawiać z ludźmi, więc czyń honory, Sorsa. — Wiem też, jakie niepokojące wrażenie potrafisz wywierać, dodał w myślach, a zawadiacki cień uśmiechu przemknął mu przez usta, kiedy pchnął stare, zmęczone życiem drzwi i wtargnął na parterowy korytarz.
Kamienne schody odbijały echem większość kroków, nawet tych postawionych możliwe najciszej, zaś ponury szmer niezrozumiałych słów umilkł równie szybko, co się pojawił, dlatego Tordenskiold skinął znacząco głową starszemu inspektorowi docierając pod wskazane drzwi ułamek sekundy wcześniej. Posłał jeszcze krótkie spojrzenie skórzanym butom-niewidkom, prosząc samych bogów o odrobinę wsparcia przy kaprysach magii, nim dwukrotnie (niepostrzeżenie cicho) tupnął lewą nogą, stając się niewidzialnym. Chciał wierzyć, że i tym razem przedmiot będzie przydatny, a Erling Møller nie okaże się przesadnie spostrzegawczym człowiekiem.
Od chwili, w której opuszkami palców pochwycił zdjęcie mężczyzny, jakie zostało naturalnie dołączone do akt przekazanych mężczyznom — początkowo Tordenskiold obserwował potencjalny cel przez pryzmat przestępczej przeszłości drobnych wykroczeń, drgnąwszy dopiero przy natknięciu na podejrzenie o kontakty ze ślepcami, co błyskawicznie wyjaśniło, dlaczego i jego zagoniono do pozornie rutynowego działania. Starszy inspektor, jakiemu miał towarzyszyć, był wszak doskonale znany wszystkim członkom Kruczej Straży, bezpardonowo wliczając się w poczet na tyle doświadczonych, by obecność kogokolwiek przy rozmowie bądź przeszukaniu nazwać zbyteczną. Raz jeszcze posilił wzrok dokumentami zgromadzonymi pod adresem Erlinga, którego imię przywołało niechciane obrazy przeszłości, zsyłając na krótko między myśli widmową sylwetkę brata, zanim zarzucił czarny płaszcz na ramiona, ozdabiając twarz złowrogim uśmiechem, jakim powitał starszego kolegę.
Wystarczyło jedno skinienie głową, by wspólnie opuścić siedzibę i zanurkować pośród uliczki Ymira Starszego, gdzie ostatnie promienie słońca majaczyła niewysoko nad linią horyzontu. Chłodne, wrześniowe powietrze przemieszane wonią odpalonego papierosa wetkniętego między wargi.
— Poczęstujesz się, staruszku? — pytanie swobodnie popłynęło do mężczyzny wraz z wyciągniętą paczką fajek. Nieodłączny element kieszeni, którego prawdziwe umiejętności zjednywania sobie ludzi poznał za czasów kruczego wywiadu; zaskakujące, jak jednym elementem zyskiwało się sympatię szemranych charakterów. Wystarczyło ich poczęstować, by nawiązać cienką nić porozumienia.
Szczęśliwie, zawieranie przyjaźni z Untamo miał dawno za sobą.
— Urocza okolica. — Poniekąd czuł, jakby posmakował przeszłości.
Spojrzeniem omiótł starszą kamienicę, do której właśnie zmierzali, obrysowując wyraźnie wszystkie kontury otoczenia, pochłaniając najróżniejsze szarości biedniejszego krajobrazu, jednocześnie nie tracąc czujności ani na chwilę. Naznaczone konstelacją blizn ciało pozostawało naturalnie napięte, gotowe do odparcia każdego fizycznego ataku przy jednoczesnym wyszeptaniu właściwego zaklęcia; zasada, by pierw zadawać pytanie, a dopiero później bić nie sprawdzała się w tym zawodzie zbyt często.
— Wiem, jak bardzo lubisz rozmawiać z ludźmi, więc czyń honory, Sorsa. — Wiem też, jakie niepokojące wrażenie potrafisz wywierać, dodał w myślach, a zawadiacki cień uśmiechu przemknął mu przez usta, kiedy pchnął stare, zmęczone życiem drzwi i wtargnął na parterowy korytarz.
Kamienne schody odbijały echem większość kroków, nawet tych postawionych możliwe najciszej, zaś ponury szmer niezrozumiałych słów umilkł równie szybko, co się pojawił, dlatego Tordenskiold skinął znacząco głową starszemu inspektorowi docierając pod wskazane drzwi ułamek sekundy wcześniej. Posłał jeszcze krótkie spojrzenie skórzanym butom-niewidkom, prosząc samych bogów o odrobinę wsparcia przy kaprysach magii, nim dwukrotnie (niepostrzeżenie cicho) tupnął lewą nogą, stając się niewidzialnym. Chciał wierzyć, że i tym razem przedmiot będzie przydatny, a Erling Møller nie okaże się przesadnie spostrzegawczym człowiekiem.
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:28
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Spokój, jaki niespodziewanie nastał na klatce schodowej rozumieć można by opacznie, wszak choć był on zazwyczaj zwiastunem nużącego rozczarowania w kontekście rozwiązania sprawy, dzisiaj, gdy staliście przed obdrapanymi, drewnianymi drzwiami mieszkania, wybrzmiewał w waszych głowach, niby cisza przed burzą, moment szczególny, bowiem nie tylko pozbawiony dźwięków, ale wprawiający również w specyficzny stan oczekiwania. Zaklęcie rzucone przez Untamo nie przyniosło za sobą niczego podejrzanego – czar rozpierzchł się po budynku, po czym umilkł, nie zwracając waszej uwagi na niedostrzegalne pułapki groźnych inkantacji. Czy było możliwe, by Krucza Straż sromotnie pomyliła się co do Erlinga Møllera? Tego nie mogliście być jeszcze pewni. Im bliżej kulminacji, tym bardziej narastało w was zresztą przeczucie, że coś jest nie w porządku, tym bardziej gorączkowo przychodziło na myśl, że nie da się być w pełni gotowym na to, co nadejdzie. Burza zaczyna się wszak zazwyczaj od nagłego gromu.
Drzwi do mieszkania otworzyły się gwałtownie i z głośnym stękiem, a w progu pojawiła się tęga kobieta o chropowatej cerze i karmazynowych ustach, wygiętych nieprzyjaźnie w wyrazie przemożnego niezadowolenia. Omiotła znużonym wzrokiem klatkę schodową, zatrzymując złowrogie spojrzenie na starszym inspektorze, najwyraźniej niewystarczająco spostrzegawcza by dostrzec Terje przez czar magicznych butów, który uchronił mężczyznę od oceniającego łypania nieznajomej, która, jak mogliście założyć, była nikim innym, jak panią Møller, wyraźnie starszą od swojego męża lub przynajmniej bardziej udręczoną, na co wskazywać mogłaby wyrazista lineatura zmarszczek formujących się w kurze łapki u zwężenia jej zielonkawych oczu.
– Przyszedł pan sam? – odparła wreszcie, kierując pytanie w stronę Untamo, wyraźnie zdziwiona, lecz jednocześnie słabo ukrywająca swą ulgę – Anne Møller nie wierzyła najwyraźniej, by starszy oficer mógł mieć w sobie wystarczająco werwy i determinacji, by przejrzeć ją na wylot lub wtykać swój nos zbyt głęboko w sprawy, które go nie dotyczyły. – Czego pan chce? Jestem zajęta. – burknęła niezadowolona, postawa jej ciała zdradzała jednak, że nie zamierza oponować, jeżeli Sorsa zdecyduje się mimo wszystko wkroczyć do środka. – Jeżeli to w sprawie mojego męża, proszę wiedzieć, że nie ma go tu. Parszywy próżniak ucieka, kiedy tylko zaczynam sprzątać mieszkanie, wszystko, byle uwinąć się od obowiązków. Faceci już tacy są, pan powinien wiedzieć, zapewne niewiele się pan od niego różni. – odrzekła, krzyżując ręce na piersi i kierując puginał spojrzenia bezpośrednio na starszego inspektora. Jeżeli udawała, z zaskakującą wiarygodnością przychodziło jej obrażanie swojego męża, jeżeli mówiła natomiast prawdę – biorąc pod uwagę plotki, jakie chodziły o Erlingu, ciężko było się dziwić, że wypowiada się o nim w ten sposób. Chociaż Anne zdawała się być obecnie mało istotnym elementem rozłożonej przed wami układanki, nie mogliście jeszcze zupełnie jej zlekceważyć – być może kobieta wie znacznie więcej, niż wam się wydaje.
Untamo może rzucić kością k100 jeżeli chce podjąć próbę dowiedzenia się czegoś więcej od Anne Møller. Próg rzutu wynosi 60.
Drzwi do mieszkania otworzyły się gwałtownie i z głośnym stękiem, a w progu pojawiła się tęga kobieta o chropowatej cerze i karmazynowych ustach, wygiętych nieprzyjaźnie w wyrazie przemożnego niezadowolenia. Omiotła znużonym wzrokiem klatkę schodową, zatrzymując złowrogie spojrzenie na starszym inspektorze, najwyraźniej niewystarczająco spostrzegawcza by dostrzec Terje przez czar magicznych butów, który uchronił mężczyznę od oceniającego łypania nieznajomej, która, jak mogliście założyć, była nikim innym, jak panią Møller, wyraźnie starszą od swojego męża lub przynajmniej bardziej udręczoną, na co wskazywać mogłaby wyrazista lineatura zmarszczek formujących się w kurze łapki u zwężenia jej zielonkawych oczu.
– Przyszedł pan sam? – odparła wreszcie, kierując pytanie w stronę Untamo, wyraźnie zdziwiona, lecz jednocześnie słabo ukrywająca swą ulgę – Anne Møller nie wierzyła najwyraźniej, by starszy oficer mógł mieć w sobie wystarczająco werwy i determinacji, by przejrzeć ją na wylot lub wtykać swój nos zbyt głęboko w sprawy, które go nie dotyczyły. – Czego pan chce? Jestem zajęta. – burknęła niezadowolona, postawa jej ciała zdradzała jednak, że nie zamierza oponować, jeżeli Sorsa zdecyduje się mimo wszystko wkroczyć do środka. – Jeżeli to w sprawie mojego męża, proszę wiedzieć, że nie ma go tu. Parszywy próżniak ucieka, kiedy tylko zaczynam sprzątać mieszkanie, wszystko, byle uwinąć się od obowiązków. Faceci już tacy są, pan powinien wiedzieć, zapewne niewiele się pan od niego różni. – odrzekła, krzyżując ręce na piersi i kierując puginał spojrzenia bezpośrednio na starszego inspektora. Jeżeli udawała, z zaskakującą wiarygodnością przychodziło jej obrażanie swojego męża, jeżeli mówiła natomiast prawdę – biorąc pod uwagę plotki, jakie chodziły o Erlingu, ciężko było się dziwić, że wypowiada się o nim w ten sposób. Chociaż Anne zdawała się być obecnie mało istotnym elementem rozłożonej przed wami układanki, nie mogliście jeszcze zupełnie jej zlekceważyć – być może kobieta wie znacznie więcej, niż wam się wydaje.
Untamo może rzucić kością k100 jeżeli chce podjąć próbę dowiedzenia się czegoś więcej od Anne Møller. Próg rzutu wynosi 60.
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:29
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Być może więc dziś uda sią rozwiać wątpliwości co do Møllera? Mała była na to szansa, w końcu rzadko kiedy jedno podejście skutkuje rozwiązaniem drażniącej sprawy.
Ale już mniejsza o to czy mieli rację będąc tutaj czy nie – bo drzwi otworzyły się, a zaraz za nimi pojawiła się masywna sylwetka, jak się potem okazało – uroczej małżonki poszukiwanego. Świetnie – pomyślała w głowie Sorsa, który w tym momencie pocieszał się myślą, jakoby to rozmowy z kobietami szły mu prościej. Te z zasady chętniej mówiły o tym co je trapi, wylewały swoje żale i czasami mówiły wszystko to, co im ślina na język przyniesie. Dodatkowo częściej ulegały urokom przesłuchujących i chociaż w obecnym stanie Untamo był już raczej „dobrym wujkiem” niż przystojnym młodzieńcem, może na kobietę w podobnym jemu wieku wciąż jeszcze zadziała…
- Dzień dobry, pani gospodarz. A kogo się pani spodziewała? Tłumów? – przywitał się z nią i dopytał, jakby ciągnąc za język. Obecnie nie mógł jeszcze przewidzieć kogo spodziewała się kobieta. Czy oczywistym w końcu było, by spodziewała się Straży? Niewykluczone, w końcu będąc żoną kogoś, kogo plotki określały jako szemranego, sypiasz z jednym okiem otwartym. A jeżeli kobieta nie była głupia, z pewnością liczyła się z konsekwencjami.
To jednak mieli ocenić dopiero później.
Póki co pierwsze co przyszło Sorsie na myśl, to fakt, że oczekiwała kogoś innego. I chociaż faktycznie mogła ona widzieć sylwetki zarówno Terje, jak i Untamo, wyglądając przez okno jeszcze przed ich wejściem, wcześniejsze wyciszenie ROZMÓW w momencie ich zbliżenia się do schodów nieco go niepokoiło.
Musieli się ich spodziewać. Musieli kogoś wyczekiwać.
Ale odkrywanie wszystkich kart na starcie nie służyło dobrze nikomu.
- Jestem umówiony z pani mężem, przy ostatniej rozmowie, ten powiedział, bym to pani zaznaczył. Spodziewałem się, że go zastanę… No ale trudno, mam czas – poczekam. Wchodzimy do środka, pani Møller? Nie chcę żeby zaziębiła się pani w tym przewiewie… – nie dało się ukryć, że w głosie Untamo zabrzmiała wręcz patologiczna pewność siebie, przykrywająca te nawet durne kłamstwo. Jakby w dziką wręcz ochotą miał zamiar wkroczyć w prywatną przestrzeń mieszkania. Gdyby jednak miał ładować się do pomieszczenia, zrobiłby to w tak wymyślny sposób, by zostawić i miejsce na przejście dla ukrytego pod osłoną niewidzialności Wysłannika. – Zajmowanie się domem potrafi wykończyć, prawda? Ale wie pani – chciałbym bardzo by ktoś robił to wszystko za mnie ale jestem… samotnym wdowcem i niestety, w tej kwestii więcej nas łączy niż dzieli. A pani jest tutaj sama?
Próbował w łagodny sposób dowiedzieć się czy w domu są jakieś dzieci. W końcu od tego zależał poniekąd wybór metod działania. Te jeszcze skuteczniej od kobiet były w stanie wysypać się z informacji o rodzicach, bo w końcu bycie szczerym nie może być niczym złym…
- Mąż lubi tak sobie znikać? Czy nawet taki prozaiczny powód wystarcza mu by dać nogę?
Ale już mniejsza o to czy mieli rację będąc tutaj czy nie – bo drzwi otworzyły się, a zaraz za nimi pojawiła się masywna sylwetka, jak się potem okazało – uroczej małżonki poszukiwanego. Świetnie – pomyślała w głowie Sorsa, który w tym momencie pocieszał się myślą, jakoby to rozmowy z kobietami szły mu prościej. Te z zasady chętniej mówiły o tym co je trapi, wylewały swoje żale i czasami mówiły wszystko to, co im ślina na język przyniesie. Dodatkowo częściej ulegały urokom przesłuchujących i chociaż w obecnym stanie Untamo był już raczej „dobrym wujkiem” niż przystojnym młodzieńcem, może na kobietę w podobnym jemu wieku wciąż jeszcze zadziała…
- Dzień dobry, pani gospodarz. A kogo się pani spodziewała? Tłumów? – przywitał się z nią i dopytał, jakby ciągnąc za język. Obecnie nie mógł jeszcze przewidzieć kogo spodziewała się kobieta. Czy oczywistym w końcu było, by spodziewała się Straży? Niewykluczone, w końcu będąc żoną kogoś, kogo plotki określały jako szemranego, sypiasz z jednym okiem otwartym. A jeżeli kobieta nie była głupia, z pewnością liczyła się z konsekwencjami.
To jednak mieli ocenić dopiero później.
Póki co pierwsze co przyszło Sorsie na myśl, to fakt, że oczekiwała kogoś innego. I chociaż faktycznie mogła ona widzieć sylwetki zarówno Terje, jak i Untamo, wyglądając przez okno jeszcze przed ich wejściem, wcześniejsze wyciszenie ROZMÓW w momencie ich zbliżenia się do schodów nieco go niepokoiło.
Musieli się ich spodziewać. Musieli kogoś wyczekiwać.
Ale odkrywanie wszystkich kart na starcie nie służyło dobrze nikomu.
- Jestem umówiony z pani mężem, przy ostatniej rozmowie, ten powiedział, bym to pani zaznaczył. Spodziewałem się, że go zastanę… No ale trudno, mam czas – poczekam. Wchodzimy do środka, pani Møller? Nie chcę żeby zaziębiła się pani w tym przewiewie… – nie dało się ukryć, że w głosie Untamo zabrzmiała wręcz patologiczna pewność siebie, przykrywająca te nawet durne kłamstwo. Jakby w dziką wręcz ochotą miał zamiar wkroczyć w prywatną przestrzeń mieszkania. Gdyby jednak miał ładować się do pomieszczenia, zrobiłby to w tak wymyślny sposób, by zostawić i miejsce na przejście dla ukrytego pod osłoną niewidzialności Wysłannika. – Zajmowanie się domem potrafi wykończyć, prawda? Ale wie pani – chciałbym bardzo by ktoś robił to wszystko za mnie ale jestem… samotnym wdowcem i niestety, w tej kwestii więcej nas łączy niż dzieli. A pani jest tutaj sama?
Próbował w łagodny sposób dowiedzieć się czy w domu są jakieś dzieci. W końcu od tego zależał poniekąd wybór metod działania. Te jeszcze skuteczniej od kobiet były w stanie wysypać się z informacji o rodzicach, bo w końcu bycie szczerym nie może być niczym złym…
- Mąż lubi tak sobie znikać? Czy nawet taki prozaiczny powód wystarcza mu by dać nogę?
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:29
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 33
'k100' : 33
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:30
Szorstkie.
Gorzkawe.
Nieznośnie drapiące w gardle przeczucie. Pojawiło się dość niespodziewanie jeszcze zanim pokonali schody dzielące od mieszkania podejrzanego; coś wisiało w powietrzu, dało się to wyczuć przy najlżejszym kroku postawionym przy przekroczeniu granicy jednego a drugiego świata, gdzie Kruczy balansowali raz po raz, szukając wszystkiego co próbowano ukryć, ścigając bezimienne duchy o rękach splamionych krwią bądź wypaczonych umysłach odbierających rozsądek — prędzej czy później człowiek przeobrażał się w niepodobną sobie kreaturę, Tordenskiold widział to parokrotnie i bezgłośnie obserwował wielomiesięczny proces. Nieodwracalny. Naznaczający dożywotnio niczym metalowe pręt przyłożony do delikatnej skóry, dopóki rozżarzenie nie wtopiło się bestialsko w fakturę ciała, pozostawiając szpetną bliznę.
Nie było podziału ról, byli tutaj wspólnie jako partnerzy i właśnie tak zamierzali stąd wyjść, o własnych nogach, niepozbawieni którejkolwiek kończymy czy uciskający śmiertelny krwotok po stanięciu na drodze parszywego zaklęcia. Posługując się swoimi magicznymi butami wiedział, iż ryzykują, jednocześnie postanowił sięgnąć tego podstępu świadomy wszelkich konsekwencji, jakie ciągnęły jego śladem. Wiedział, iż Sorsa tylko pozornie przypominał zmęczonego życiem, wyraźnie mającego młodość za sobą inspektora; był to błąd nagminnie popełniały przez wszystkich, którzy spotykali go pierwszy raz, dlatego cień uśmiechu przemknął po twarzy Wysłannika w momencie, kiedy zza gwałtownie szarpniętych drzwi wychynęła kobieca twarz.
Chociaż kobiecości brakowało jej w każdym milimetrze.
Wyraźnie nadszarpnięta życiem w tym miejscu, tęga oraz zahartowana, nieufająca komukolwiek — już z pewnością nie Kruczej Straży, która w takich szemranych dzielnicach zawsze wzbudzała szczere zainteresowanie ogółu. Poczta pantoflowa musiała donieść każdego w zasięgu kilometra, że wygłodniałe psy zwęszyły jakiś trop i wspięły się kamiennymi schodami na piętro obdrapanej, zapuszczonej kamienicy.
Tak to działało, dlatego rozglądał się dookoła, usiłując uchwycić jakikolwiek cień, uchybienie od normy, przejaw nieprzyjemności, których ciężar osiadł mu na barczystych ramionach wraz z chwilą, kiedy zapoznawał się z aktami. Kiedy tylko Sorsa przekroczył próg mieszkania, Wysłannik podążył jego śladem bez grama niepewności i jednocześnie z dbałością o wszystkie możliwe szczegóły, byle pozostać niewykrytym przez kobietę; błyskawicznie przeszedł wzdłuż i wszerz pomieszczenia, szukając śladów obecności drugiego człowieka, a szczególnie takiego mogącego parać się magią zakazaną. Przyjrzał się badawczo zastawie stołowej, obrysował kontury wszystkich mebli, bezgłośnie stąpał przez nierówności podłogi, usilnie zduszając jej najcichsze pojękiwania dopóki nie sprawdził wszystkiego, jednocześnie słuchając każdego słowa wypowiedzianego przez Untamo kupującego mu odrobinę czasu.
Wreszcie przystanął, nie znajdując pozornie niczego niebezpiecznego bądź świadczącego o perfidnym wykorzystaniu czarnej magii; nic poza szeptami rozmów, których echo pobrzmiewało mu w głowie. Było to co najmniej ciekawe i warte zastanowienia, dlatego oparł się o jeden z kuchennych blatów, decydując się na zniesienie czaru niewidzialności.
— Kær — wybrzmiało niespodziewanie za plecami kobiety, zamykając drzwi i zarazem odcinając jej mężowi, jeśli to rzeczywiście jego głos słyszeli przez drzwi, najłatwiejszą drogę ucieczki.
Dwukrotnie stuknął drugą nogą, pozwalając swemu ciału zająć wyraźną przestrzeń. Głębokie spojrzenie przeplatające szarość z błękitem niczego nie zdradzało, było wręcz lodowate we wszystkich zakamarkach i nie zachęcało do marnowania ich czasu.
Nie powiedział nic, pozostając beznamiętnym wobec wszystkiego. Nieznacznie skinąwszy tylko głową Untamo, chcąc mu powiedzieć, iż pomieszczenie było czyste. Pytanie, co kryło się głębiej.
Gorzkawe.
Nieznośnie drapiące w gardle przeczucie. Pojawiło się dość niespodziewanie jeszcze zanim pokonali schody dzielące od mieszkania podejrzanego; coś wisiało w powietrzu, dało się to wyczuć przy najlżejszym kroku postawionym przy przekroczeniu granicy jednego a drugiego świata, gdzie Kruczy balansowali raz po raz, szukając wszystkiego co próbowano ukryć, ścigając bezimienne duchy o rękach splamionych krwią bądź wypaczonych umysłach odbierających rozsądek — prędzej czy później człowiek przeobrażał się w niepodobną sobie kreaturę, Tordenskiold widział to parokrotnie i bezgłośnie obserwował wielomiesięczny proces. Nieodwracalny. Naznaczający dożywotnio niczym metalowe pręt przyłożony do delikatnej skóry, dopóki rozżarzenie nie wtopiło się bestialsko w fakturę ciała, pozostawiając szpetną bliznę.
Nie było podziału ról, byli tutaj wspólnie jako partnerzy i właśnie tak zamierzali stąd wyjść, o własnych nogach, niepozbawieni którejkolwiek kończymy czy uciskający śmiertelny krwotok po stanięciu na drodze parszywego zaklęcia. Posługując się swoimi magicznymi butami wiedział, iż ryzykują, jednocześnie postanowił sięgnąć tego podstępu świadomy wszelkich konsekwencji, jakie ciągnęły jego śladem. Wiedział, iż Sorsa tylko pozornie przypominał zmęczonego życiem, wyraźnie mającego młodość za sobą inspektora; był to błąd nagminnie popełniały przez wszystkich, którzy spotykali go pierwszy raz, dlatego cień uśmiechu przemknął po twarzy Wysłannika w momencie, kiedy zza gwałtownie szarpniętych drzwi wychynęła kobieca twarz.
Chociaż kobiecości brakowało jej w każdym milimetrze.
Wyraźnie nadszarpnięta życiem w tym miejscu, tęga oraz zahartowana, nieufająca komukolwiek — już z pewnością nie Kruczej Straży, która w takich szemranych dzielnicach zawsze wzbudzała szczere zainteresowanie ogółu. Poczta pantoflowa musiała donieść każdego w zasięgu kilometra, że wygłodniałe psy zwęszyły jakiś trop i wspięły się kamiennymi schodami na piętro obdrapanej, zapuszczonej kamienicy.
Tak to działało, dlatego rozglądał się dookoła, usiłując uchwycić jakikolwiek cień, uchybienie od normy, przejaw nieprzyjemności, których ciężar osiadł mu na barczystych ramionach wraz z chwilą, kiedy zapoznawał się z aktami. Kiedy tylko Sorsa przekroczył próg mieszkania, Wysłannik podążył jego śladem bez grama niepewności i jednocześnie z dbałością o wszystkie możliwe szczegóły, byle pozostać niewykrytym przez kobietę; błyskawicznie przeszedł wzdłuż i wszerz pomieszczenia, szukając śladów obecności drugiego człowieka, a szczególnie takiego mogącego parać się magią zakazaną. Przyjrzał się badawczo zastawie stołowej, obrysował kontury wszystkich mebli, bezgłośnie stąpał przez nierówności podłogi, usilnie zduszając jej najcichsze pojękiwania dopóki nie sprawdził wszystkiego, jednocześnie słuchając każdego słowa wypowiedzianego przez Untamo kupującego mu odrobinę czasu.
Wreszcie przystanął, nie znajdując pozornie niczego niebezpiecznego bądź świadczącego o perfidnym wykorzystaniu czarnej magii; nic poza szeptami rozmów, których echo pobrzmiewało mu w głowie. Było to co najmniej ciekawe i warte zastanowienia, dlatego oparł się o jeden z kuchennych blatów, decydując się na zniesienie czaru niewidzialności.
— Kær — wybrzmiało niespodziewanie za plecami kobiety, zamykając drzwi i zarazem odcinając jej mężowi, jeśli to rzeczywiście jego głos słyszeli przez drzwi, najłatwiejszą drogę ucieczki.
Dwukrotnie stuknął drugą nogą, pozwalając swemu ciału zająć wyraźną przestrzeń. Głębokie spojrzenie przeplatające szarość z błękitem niczego nie zdradzało, było wręcz lodowate we wszystkich zakamarkach i nie zachęcało do marnowania ich czasu.
Nie powiedział nic, pozostając beznamiętnym wobec wszystkiego. Nieznacznie skinąwszy tylko głową Untamo, chcąc mu powiedzieć, iż pomieszczenie było czyste. Pytanie, co kryło się głębiej.
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:30
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 21
'k100' : 21
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:30
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Anne Møller nie kryła niezadowolenia z obecności niezapowiedzianych gości. Spod gęstych, nieprzychylnie ściągniętych brwi przyglądała się Untamo, jak gdyby sądziła, że już samą siłą spojrzenia zdąży odwieść go od planów, jakie po raz kolejny wystosowała w jej kierunku Krucza Straż – niestety, jakkolwiek piękna nie była dwadzieścia lat temu, czas nie potraktował jej z należytym szacunkiem, marszcząc papirus bladej twarzy jak zużytą kartkę papieru, uwypuklając krosty i nierówności oraz opuszczając lewą powiekę, która drgała lekko, przysłaniając mętną barwę zielonkawego spojrzenia.
– Cóż. – westchnęła znużona, biorąc się pod boki. – Z pewnością nie sądziłam, że przyślą pana samego. – dodała po chwili, poniekąd zdradzając, że obecność służby nie jest dla niej ani zaskoczeniem, ani nowością, sama nie przykuła jednak zbyt dużej uwagi do swojego błędu, wciąż mierząc Sorsę przenikliwym spojrzeniem, które nie jednego zdolne byłoby przegonić z jej progu. – Proszę wejść, skoro panu tak zależy, proszę się nie krępować w końcu dopiero co umyłam podłogi... – westchnęła z przekąsem, ustępując nareszcie i przesuwając się, by starszy inspektor mógł podążyć za nią do środka. – Prawdę mówiąc, wolałabym, żeby zdjął pan buty, pogoda co prawda nam dzisiaj sprzyja, lecz sam pan rozumie, różne rzeczy można nanieść z dworu do mieszkania. Skoro chce pan tu zresztą czekać na mojego męża, te ciężkie buciory z pewnością przegrzeją panu stopy i porobią się odciski. – odparła, podążając wzrokiem ku nogom starszego mężczyzny. – Mogę zaoferować panu kapcie. – dodała zaraz, ruchem głowy od niechcenia wskazując na jedną z szuflad, gdzie trzymała zapasowe pantofle.
Teraz, kiedy oboje, a w szczególności Terje, który wciąż pozostawał niezauważony, mogliście rozejrzeć się po wnętrzu mieszkania, prędko mogło rzucić się w oczy, że jest ono zaskakująco duże, jak na własność kogoś, kto niedawno ogłosił bankructwo i chociaż nie można było powiedzieć, że pokoje spotykały choćby dolną granice dobrego standardu, to zdawało się, iż Anne Møller nie kłamała, mówiąc o sprzątaniu, poduszki na kanapie były bowiem ułożone z pedantyczną wręcz równością, a na parapetach ciężko było dostrzec choćby niewielki kłębek szarego kurzu.
– Och tak, zdecydowanie, szczególnie kiedy trzeba pracować nad tym wszystkim samemu. – odparła, najwyraźniej coraz mniej podejrzliwa względem Untamo, choć wciąż nie sprawiająca wrażenia szczególnie sympatycznej. – Sama? Cóż… – zawiesiła głos, ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. – Zdaje się, że można tak powiedzieć. – odpowiedziała nareszcie, nim zdążyła jednak wyeksponować lepiej, co tak naprawdę miała na myśli, wypowiadając te słowa, zaklęcie wypowiedziane przez Terje zmąciło pozorny spokój, a Anne Møller podskoczyła, gwałtownie odwracając się za siebie i zakrywając dłonią usta, spomiędzy których wydobył się głośny okrzyk przerażenia.
– Na Odyna! – zakrzyknęła, mierząc wysłannika złowrogim spojrzeniem. – Czy pan do reszty stracił zmysły?! Nie dość, że przychodzicie do mojego mieszkania bez zapowiedzi, to praktykujecie na starej kobiecie takie sztuczki! Nie do pomyślenia! – wykrzykiwała, wciąż wielce oburzona zachowaniem nieznajomego. – A pan? – teraz zwróciła się z powrotem ku Untamo. – Nie spodziewałam się po panu takich dziecinnych podstępów. Domagam się, aby natychmiast powiedzieli mi panowie, po co tu przyszli!
Oboje możecie rzucić kością k100 na spostrzegawczość. Próg rzutu wynosi 55.
– Cóż. – westchnęła znużona, biorąc się pod boki. – Z pewnością nie sądziłam, że przyślą pana samego. – dodała po chwili, poniekąd zdradzając, że obecność służby nie jest dla niej ani zaskoczeniem, ani nowością, sama nie przykuła jednak zbyt dużej uwagi do swojego błędu, wciąż mierząc Sorsę przenikliwym spojrzeniem, które nie jednego zdolne byłoby przegonić z jej progu. – Proszę wejść, skoro panu tak zależy, proszę się nie krępować w końcu dopiero co umyłam podłogi... – westchnęła z przekąsem, ustępując nareszcie i przesuwając się, by starszy inspektor mógł podążyć za nią do środka. – Prawdę mówiąc, wolałabym, żeby zdjął pan buty, pogoda co prawda nam dzisiaj sprzyja, lecz sam pan rozumie, różne rzeczy można nanieść z dworu do mieszkania. Skoro chce pan tu zresztą czekać na mojego męża, te ciężkie buciory z pewnością przegrzeją panu stopy i porobią się odciski. – odparła, podążając wzrokiem ku nogom starszego mężczyzny. – Mogę zaoferować panu kapcie. – dodała zaraz, ruchem głowy od niechcenia wskazując na jedną z szuflad, gdzie trzymała zapasowe pantofle.
Teraz, kiedy oboje, a w szczególności Terje, który wciąż pozostawał niezauważony, mogliście rozejrzeć się po wnętrzu mieszkania, prędko mogło rzucić się w oczy, że jest ono zaskakująco duże, jak na własność kogoś, kto niedawno ogłosił bankructwo i chociaż nie można było powiedzieć, że pokoje spotykały choćby dolną granice dobrego standardu, to zdawało się, iż Anne Møller nie kłamała, mówiąc o sprzątaniu, poduszki na kanapie były bowiem ułożone z pedantyczną wręcz równością, a na parapetach ciężko było dostrzec choćby niewielki kłębek szarego kurzu.
– Och tak, zdecydowanie, szczególnie kiedy trzeba pracować nad tym wszystkim samemu. – odparła, najwyraźniej coraz mniej podejrzliwa względem Untamo, choć wciąż nie sprawiająca wrażenia szczególnie sympatycznej. – Sama? Cóż… – zawiesiła głos, ukradkiem rozglądając się po pomieszczeniu. – Zdaje się, że można tak powiedzieć. – odpowiedziała nareszcie, nim zdążyła jednak wyeksponować lepiej, co tak naprawdę miała na myśli, wypowiadając te słowa, zaklęcie wypowiedziane przez Terje zmąciło pozorny spokój, a Anne Møller podskoczyła, gwałtownie odwracając się za siebie i zakrywając dłonią usta, spomiędzy których wydobył się głośny okrzyk przerażenia.
– Na Odyna! – zakrzyknęła, mierząc wysłannika złowrogim spojrzeniem. – Czy pan do reszty stracił zmysły?! Nie dość, że przychodzicie do mojego mieszkania bez zapowiedzi, to praktykujecie na starej kobiecie takie sztuczki! Nie do pomyślenia! – wykrzykiwała, wciąż wielce oburzona zachowaniem nieznajomego. – A pan? – teraz zwróciła się z powrotem ku Untamo. – Nie spodziewałam się po panu takich dziecinnych podstępów. Domagam się, aby natychmiast powiedzieli mi panowie, po co tu przyszli!
Oboje możecie rzucić kością k100 na spostrzegawczość. Próg rzutu wynosi 55.
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:31
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Właściwie – Sorsa szanował jej czas i pracę, jaką włożyła w sprzątanie. Jednak by nie pozostać gołosłowną, musiała mu przecież pokazać te podłogi wyszorowane do tego stopnia, by dało się z nich jeść, prawda? Nie byli dziećmi, on jakoś niewiele wierzył w to, by nawet na tak prostej rzeczy chciano ich oszukać… Zresztą – niechęć do wpuszczania obcych ludzi, szczególnie służb, do środka, do własnej przestrzeni prywatnej było czymś przecież naturalnym. Szczególnie, że Krucza Straż mogła uroić sobie coś i zupełnie przypadkiem wciągnąć niczego nie winnego męża za kratki! A to by był pech nad pechami.
- Proszę nie martwić się o moje buty i brud, w końcu tacy jak my, którzy muszą oporządzać dom samemu, pomagają sobie zaklęciami, prawda? – zapytał, bo jakoś nie wyobrażał sobie by ktokolwiek mogący pozwolić sobie na szybsze uprzątnięcie przestrzeni prostym, wymagającym niewielkiej uwagi czarem, wciąż klęczał i obijał sobie kolana zmywając podłogę szmatą. Byłoby to zajęcie typowo dla śniących lub (ulubiony temat Sorsy) tych, którzy czarować na obecną chwilę się po prostu bali.
Teraz byli jednak pewni, że sprzątanie nie było durną wymówką, a prawdą. Duży lokal o estetyce może i większej od tej prezentowanej przez Anne, faktycznie pozostawał w stanie wręcz idealnym, jakby wykluczającym niedawne przebywanie tu innych ludzi, którzy pewnie pozostawiliby po sobie wgniecenia na siedzeniach, niepozmywane kubki po kawie, niedojedzone posiłki…
Pewnie gdyby mógł – poprosiłby Terje o to by ten jeszcze się nie pokazywał. By obszedł dokładnie przestrzeń, wyjrzał przez okna i dopiero być może użył zaklęcia. Wierzył jednak, że Wysłannikiem nie zostawało się za nic i że działanie które podjął było roztropne i przemyślane. Dlatego też nie uraczył go nawet cieniem niezadowolonego spojrzenia, po prostu… Ignorując żywe reakcje kobiety.
- Skoro oszukiwała mnie pani co do tego, że jest sama, czemu miałbym zrobić inaczej, hm? – zapytał, widocznie wykorzystując jej wcześniej urwaną, niejasną myśl. – Moim zdaniem nawet nie tknęła pani jeszcze starości, skoro jest pani w stanie ogarnąć to wszystko na własną rękę, ale zgoda – jesteśmy tu oczywiście po to, żeby zakończyć pani przygodę z towarzystwem które sprowadza do was pani mąż. Nie wiem jakie kłamstwa musiał pani nawciskać by wciąż wpuszczała pani ich do swojego uroczego domostwa, ale właściwie zamieniam się w słuch.
Uniósł brwi, a potem zaczął powoli przechadzać się po pomieszczeniu, by – na własną rękę zresztą – poprzeglądać dokładniej wszystko, obecnie jeszcze bez dotykania. Przy okazji zagrzebał dłonią za połami płaszcza i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza wystawione przez Kruczą Straż zezwolenie na przeszukanie. Złożył je na blacie stołu i pozwolił kobiecie podejść do niego i przeczytać dokument, jeżeli taka była jej wola.
- Kto wie ile potrafi zająć przeszukanie tak dużego mieszkania… Na szczęście mamy czas, prawda? A pani i tak nie ma nic do ukrycia – uśmiechnął się do niej czule i jeżeli nie został przez nią pogoniony, kontynuowałby przechadzanie się po mieszkaniu Mollerów tylko po to, by wreszcie coś wypatrzyć lub nanosić piachu już na cały, czyściutki parkiet.
- Proszę nie martwić się o moje buty i brud, w końcu tacy jak my, którzy muszą oporządzać dom samemu, pomagają sobie zaklęciami, prawda? – zapytał, bo jakoś nie wyobrażał sobie by ktokolwiek mogący pozwolić sobie na szybsze uprzątnięcie przestrzeni prostym, wymagającym niewielkiej uwagi czarem, wciąż klęczał i obijał sobie kolana zmywając podłogę szmatą. Byłoby to zajęcie typowo dla śniących lub (ulubiony temat Sorsy) tych, którzy czarować na obecną chwilę się po prostu bali.
Teraz byli jednak pewni, że sprzątanie nie było durną wymówką, a prawdą. Duży lokal o estetyce może i większej od tej prezentowanej przez Anne, faktycznie pozostawał w stanie wręcz idealnym, jakby wykluczającym niedawne przebywanie tu innych ludzi, którzy pewnie pozostawiliby po sobie wgniecenia na siedzeniach, niepozmywane kubki po kawie, niedojedzone posiłki…
Pewnie gdyby mógł – poprosiłby Terje o to by ten jeszcze się nie pokazywał. By obszedł dokładnie przestrzeń, wyjrzał przez okna i dopiero być może użył zaklęcia. Wierzył jednak, że Wysłannikiem nie zostawało się za nic i że działanie które podjął było roztropne i przemyślane. Dlatego też nie uraczył go nawet cieniem niezadowolonego spojrzenia, po prostu… Ignorując żywe reakcje kobiety.
- Skoro oszukiwała mnie pani co do tego, że jest sama, czemu miałbym zrobić inaczej, hm? – zapytał, widocznie wykorzystując jej wcześniej urwaną, niejasną myśl. – Moim zdaniem nawet nie tknęła pani jeszcze starości, skoro jest pani w stanie ogarnąć to wszystko na własną rękę, ale zgoda – jesteśmy tu oczywiście po to, żeby zakończyć pani przygodę z towarzystwem które sprowadza do was pani mąż. Nie wiem jakie kłamstwa musiał pani nawciskać by wciąż wpuszczała pani ich do swojego uroczego domostwa, ale właściwie zamieniam się w słuch.
Uniósł brwi, a potem zaczął powoli przechadzać się po pomieszczeniu, by – na własną rękę zresztą – poprzeglądać dokładniej wszystko, obecnie jeszcze bez dotykania. Przy okazji zagrzebał dłonią za połami płaszcza i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni płaszcza wystawione przez Kruczą Straż zezwolenie na przeszukanie. Złożył je na blacie stołu i pozwolił kobiecie podejść do niego i przeczytać dokument, jeżeli taka była jej wola.
- Kto wie ile potrafi zająć przeszukanie tak dużego mieszkania… Na szczęście mamy czas, prawda? A pani i tak nie ma nic do ukrycia – uśmiechnął się do niej czule i jeżeli nie został przez nią pogoniony, kontynuowałby przechadzanie się po mieszkaniu Mollerów tylko po to, by wreszcie coś wypatrzyć lub nanosić piachu już na cały, czyściutki parkiet.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:31
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 37
'k100' : 37
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:31
Trwał.
Spowity milczeniem.
O wygłodniałych oczach.
Ze złowrogim uśmiechem tańczących na przygryzionych wargach.
Po prostu trwał.
Pozwalał Untamo przejąć tę pałeczkę przynamniej na czas rozmowy z kobietą, samemu wodząc dookoła wzrokiem, jakby podświadomie szukając jakiegokolwiek przewinienia, swoistej skazy na pergaminowej historii, załamania barw w tym kalejdoskopie czerni oraz bieli, do jakiego wkroczyli i chociaż pedantyczność emanowała we wszystkich zakamarkach pomieszczenia, Trodenskiold ani przez chwilę nie utracił własnej czujności; doświadczenie podpowiadało, by zawsze spodziewać się niespodziewanego — czyli wszystkiego. Zasada stara jak świat zawirowała pośród myśli, kiedy głos Sorsy rozbudzał ramy codzienności.
Nie spodziewała się ich, jednak kogoś innego zdecydowanie tak.
Przynajmniej takie założenie pojawiło się w głowie Terje, kiedy echo krótkiego okrzyku przerażenia wciąż pobrzmiewało pośród labiryntów myśli piętrzących się jedna za drugą. Właśnie w takich krótkich ulotnościach dostrzegało się najwięcej; złowrogość posłana mu przez kobietę została zapomniana równie szybko, co zaproponowanie starszemu inspektorowi kapci, by nie pozwolić mu zabrudzić dopiero co wyszorowanych podłóg. Pozwolił oburzeniu zakraść się we wszystkie słowa, obserwował z niepokojącym wręcz spokojem jej wściekłość kiełkującą pod atłasem wyrzucanych krzyków rozpływających się między ścianami dość sporego mieszkania, samemu rzucając szybkie spojrzenie swojemu partnerowi.
Lekkie potrząśnięcie głową było znakiem, iż w samym pomieszczeniu nie odnalazł niczego podejrzanego, jednocześnie wiedziony ciekawością podążył antracytem pochmurnego wzroku ku zamkniętym drzwiom, zaciekawiony ich historią oraz zawartością. Wszystkim, co tkwiło po drugiej stronie.
Słuchając przemówienia kolegi, cień rozbawienia przemknął mu przez twarz; iskry zatańczyły pod powierzchnią szarości tęczówek, zalęgły na krótko w uniesionych kącikach ust, skryły pod równomiernym biciem serca, nim czmychnęły niezauważenie i pomknęły dalej przed siebie. Untamo Sorsa był człowiekiem, którego większość inspektorów widziała przy swoim boku, ponieważ jego doświadczenie pozwalało człowiekowi dostrzegać to, co zdarzyło się przeoczyć innym przy jednoczesnym zachowaniu pełnego profesjonalizmu; mężczyzna wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, jak ich podejść, jak przenikać do różnorodnych struktur codzienności, ponieważ widział w swoim życiu wystarczająco dużo, by móc napisać co najmniej dwie książki o pracy w Kruczej Straży. Tym bardziej Terje doceniał, iż to jego wyznaczono do towarzyszenia Sorsie — wiedział, iż mógł na nim polegać.
Tak po ludzku. Bez niepotrzebnych słów czy podlizywania.
— Powiedziałbym, że mamy dużo czasu — odparł w odpowiedzi na retorycznie rzucone pytanie. Pozwolił sobie jednak zabrać głos, chcąc położyć większy nacisk na przeszukanie, które było nieuniknione. Mówiąc wprost, po to tutaj zawitali.
Masywna sylwetka Terje drgnęła wreszcie, zaś podłoga skrzypnęła nieprzyjemnie przy ciężkim kroku postawionym przed siebie, chociaż spojrzeniem zatrzymał się na krótko na twarzy kobiety, posyłając jej pozornie proste, niewzbudzające w takiej sytuacji większych wątpliwości czy podejrzliwości.
Prawda?
— Kiedy ostatni raz widziała pani męża?
Słowa posłane w eter nieprzyjemnie cięły krótkotrwałe milczenie głębią męskiego głosu.
Spowity milczeniem.
O wygłodniałych oczach.
Ze złowrogim uśmiechem tańczących na przygryzionych wargach.
Po prostu trwał.
Pozwalał Untamo przejąć tę pałeczkę przynamniej na czas rozmowy z kobietą, samemu wodząc dookoła wzrokiem, jakby podświadomie szukając jakiegokolwiek przewinienia, swoistej skazy na pergaminowej historii, załamania barw w tym kalejdoskopie czerni oraz bieli, do jakiego wkroczyli i chociaż pedantyczność emanowała we wszystkich zakamarkach pomieszczenia, Trodenskiold ani przez chwilę nie utracił własnej czujności; doświadczenie podpowiadało, by zawsze spodziewać się niespodziewanego — czyli wszystkiego. Zasada stara jak świat zawirowała pośród myśli, kiedy głos Sorsy rozbudzał ramy codzienności.
Nie spodziewała się ich, jednak kogoś innego zdecydowanie tak.
Przynajmniej takie założenie pojawiło się w głowie Terje, kiedy echo krótkiego okrzyku przerażenia wciąż pobrzmiewało pośród labiryntów myśli piętrzących się jedna za drugą. Właśnie w takich krótkich ulotnościach dostrzegało się najwięcej; złowrogość posłana mu przez kobietę została zapomniana równie szybko, co zaproponowanie starszemu inspektorowi kapci, by nie pozwolić mu zabrudzić dopiero co wyszorowanych podłóg. Pozwolił oburzeniu zakraść się we wszystkie słowa, obserwował z niepokojącym wręcz spokojem jej wściekłość kiełkującą pod atłasem wyrzucanych krzyków rozpływających się między ścianami dość sporego mieszkania, samemu rzucając szybkie spojrzenie swojemu partnerowi.
Lekkie potrząśnięcie głową było znakiem, iż w samym pomieszczeniu nie odnalazł niczego podejrzanego, jednocześnie wiedziony ciekawością podążył antracytem pochmurnego wzroku ku zamkniętym drzwiom, zaciekawiony ich historią oraz zawartością. Wszystkim, co tkwiło po drugiej stronie.
Słuchając przemówienia kolegi, cień rozbawienia przemknął mu przez twarz; iskry zatańczyły pod powierzchnią szarości tęczówek, zalęgły na krótko w uniesionych kącikach ust, skryły pod równomiernym biciem serca, nim czmychnęły niezauważenie i pomknęły dalej przed siebie. Untamo Sorsa był człowiekiem, którego większość inspektorów widziała przy swoim boku, ponieważ jego doświadczenie pozwalało człowiekowi dostrzegać to, co zdarzyło się przeoczyć innym przy jednoczesnym zachowaniu pełnego profesjonalizmu; mężczyzna wiedział, jak rozmawiać z ludźmi, jak ich podejść, jak przenikać do różnorodnych struktur codzienności, ponieważ widział w swoim życiu wystarczająco dużo, by móc napisać co najmniej dwie książki o pracy w Kruczej Straży. Tym bardziej Terje doceniał, iż to jego wyznaczono do towarzyszenia Sorsie — wiedział, iż mógł na nim polegać.
Tak po ludzku. Bez niepotrzebnych słów czy podlizywania.
— Powiedziałbym, że mamy dużo czasu — odparł w odpowiedzi na retorycznie rzucone pytanie. Pozwolił sobie jednak zabrać głos, chcąc położyć większy nacisk na przeszukanie, które było nieuniknione. Mówiąc wprost, po to tutaj zawitali.
Masywna sylwetka Terje drgnęła wreszcie, zaś podłoga skrzypnęła nieprzyjemnie przy ciężkim kroku postawionym przed siebie, chociaż spojrzeniem zatrzymał się na krótko na twarzy kobiety, posyłając jej pozornie proste, niewzbudzające w takiej sytuacji większych wątpliwości czy podejrzliwości.
Prawda?
— Kiedy ostatni raz widziała pani męża?
Słowa posłane w eter nieprzyjemnie cięły krótkotrwałe milczenie głębią męskiego głosu.
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:31
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 78
'k100' : 78
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:31
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Pokryta pajęczyną zmarszczek twarz starszej kobiety oblała się pąsową barwą gniewu, który wstąpił na jej lico, niepomny słów Untamo i niezależny wobec strachu, który mimowolnie rozognił się wątłym płomieniem w jej piersi. Chociaż wyraz zaskoczenia spełzł równie prędko, co się pojawił, oczy wciąż pozostawały zwężone do ciemnych paciorków ukrytych wśród meandrów surowej lineatury, wątłe, spierzchłe nieco usta zacisnęły się natomiast w wąską linię, gdy Anne założyła dłonie na piersi, spoglądając na młodszego oficera z wyrazem pełnej oburzenia dezaprobaty – nie pamiętała, żeby Krucza Straż była tak niewyrozumiała w swoich działaniach, co jednak poruszyło ją bardziej, zdała sobie sprawę, że postawa, którą przyjęła na początku mogła nie sprawdzić się w tym przypadku tak dobrze, jak sądziła.
– Oszukiwała?! A widzi pan tu może kogoś poza mną, co? Narusza pan mój spokój w samym środku dnia, a potem oskarża mnie jeszcze o kłamstwo? Czy nie ma na to przypadkiem żadnego paragrafu? Nie omieszkam złożyć skargi do zarządu! – wydobyła z siebie, wciąż próbując uregulować oddech, który świszczał w jej piersi niepokojąco, przypominając o minionym przestrachu. Roztargniona, kobieta odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów i wzięła się pod boki, krytycznym wzrokiem spoglądając na kawałek papieru, który Sorsa położył na skraju jej blatu. – Ależ proszę bardzo! Wywróćcie mi mieszkanie do góry nogami! – żachnęła się za chwilę w wyrazie kapitulacji, zauważywszy najwyraźniej, że straciła wszelką szansę na wykłócanie się ze starszym oficerem, który, choć początkowo zrobił na niej sympatyczne wrażenie, nagle stracił rezon, nabierając powagi i surowej determinacji. Przełknęła ostrożnie ślinę, zaciskając palce na krawędzi stołu, zajęci przeszukiwaniem mieszkania, nie zdołaliście jednak zauważyć tego gestu.
Dopiero kiedy Terje zwrócił się do niej po raz kolejny, Anne Møller uniosła rezolutnie głowę, przypatrując mu się z uwagą i nie szczędząc pretensji, która tkwiła wymalowana w nieprzychylnym odmęcie jej tęczówek. Gdyby zapytał ją starszy oficer, być może rozważyłaby odpowiedź, lecz ponieważ do Terje wciąż żywiła podjudzone niezadowoleniem odium urazy ze względu na sposób, w jaki zaskoczył ją od tyłu, wzruszyła tylko ramionami – z pewnością mężczyźni mogli jej wybaczyć, w tym wieku pamięć nie była już tak niezawodna, co za młodu. Kobieta ponownie zacisnęła usta, mimowolnie rozglądając się po własnym mieszkaniu, nie stając już wam jednak na drodze w dowolnym przeszukaniu pozostałych pokoi – salon, jak zdołaliście się przekonać, był najwyraźniej pusty, a także, co ważne, znakomicie uprzątnięty, pozbawiony śladu czyjejkolwiek obecności, a przecież moglibyście przysiąc, że, stojąc na klatce schodowej, słyszeliście, jak za drzwiami toczyła się burzliwa dyskusja. Jeżeli chcecie mieć z czym wrócić do siedziby Kruczej Straży, lepiej nasłuchujcie i rozejrzyjcie się uważnie – nigdy nie wiadomo, który szczegół przesądzi o waszym dzisiejszym powodzeniu.
Kość k6:
1,2 – z uwagą poruszasz się po pomieszczeniu, próbując doszukać się czegoś, co podważałoby uparte zapewnienia o niewinności kobiety i choć nie dostrzegasz niczego, co mogłoby wskazywać na obecność drugiego człowieka, twoją uwagę przykuwa nietypowy zapach – jesteś w stanie odnaleźć jego źródło?
3, 4 – zza zamkniętych drzwi sypialni dociera do twoich uszu niepokojący odgłos, który może wskazywać na czyjąś obecność. Jeżeli zdecydujesz się wejść do środka, pamiętaj, aby zachować ostrożność – nigdy nie wiadomo co może czaić się po drugiej stronie.
5, 6 – przechodząc koło stojącej w kącie garderoby, dostrzegasz, że jej drzwi nie są całkowicie domknięte, a z wewnątrz dociera do twoich uszu ciche szemranie – czyżby Anne Møller miała w domu myszy? A może za drzwiami szafy kryje coś dużo istotniejszego dla rezultatu waszej dzisiejszej wizyty?
Jeżeli wylosujecie numery z tego samego przedziału, możecie założyć, że działacie razem. Poza rzutem k6 możecie wykonać również rzut kością k100 na dowolne zaklęcie lub spostrzegawczość.
– Oszukiwała?! A widzi pan tu może kogoś poza mną, co? Narusza pan mój spokój w samym środku dnia, a potem oskarża mnie jeszcze o kłamstwo? Czy nie ma na to przypadkiem żadnego paragrafu? Nie omieszkam złożyć skargi do zarządu! – wydobyła z siebie, wciąż próbując uregulować oddech, który świszczał w jej piersi niepokojąco, przypominając o minionym przestrachu. Roztargniona, kobieta odgarnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów i wzięła się pod boki, krytycznym wzrokiem spoglądając na kawałek papieru, który Sorsa położył na skraju jej blatu. – Ależ proszę bardzo! Wywróćcie mi mieszkanie do góry nogami! – żachnęła się za chwilę w wyrazie kapitulacji, zauważywszy najwyraźniej, że straciła wszelką szansę na wykłócanie się ze starszym oficerem, który, choć początkowo zrobił na niej sympatyczne wrażenie, nagle stracił rezon, nabierając powagi i surowej determinacji. Przełknęła ostrożnie ślinę, zaciskając palce na krawędzi stołu, zajęci przeszukiwaniem mieszkania, nie zdołaliście jednak zauważyć tego gestu.
Dopiero kiedy Terje zwrócił się do niej po raz kolejny, Anne Møller uniosła rezolutnie głowę, przypatrując mu się z uwagą i nie szczędząc pretensji, która tkwiła wymalowana w nieprzychylnym odmęcie jej tęczówek. Gdyby zapytał ją starszy oficer, być może rozważyłaby odpowiedź, lecz ponieważ do Terje wciąż żywiła podjudzone niezadowoleniem odium urazy ze względu na sposób, w jaki zaskoczył ją od tyłu, wzruszyła tylko ramionami – z pewnością mężczyźni mogli jej wybaczyć, w tym wieku pamięć nie była już tak niezawodna, co za młodu. Kobieta ponownie zacisnęła usta, mimowolnie rozglądając się po własnym mieszkaniu, nie stając już wam jednak na drodze w dowolnym przeszukaniu pozostałych pokoi – salon, jak zdołaliście się przekonać, był najwyraźniej pusty, a także, co ważne, znakomicie uprzątnięty, pozbawiony śladu czyjejkolwiek obecności, a przecież moglibyście przysiąc, że, stojąc na klatce schodowej, słyszeliście, jak za drzwiami toczyła się burzliwa dyskusja. Jeżeli chcecie mieć z czym wrócić do siedziby Kruczej Straży, lepiej nasłuchujcie i rozejrzyjcie się uważnie – nigdy nie wiadomo, który szczegół przesądzi o waszym dzisiejszym powodzeniu.
Kość k6:
1,2 – z uwagą poruszasz się po pomieszczeniu, próbując doszukać się czegoś, co podważałoby uparte zapewnienia o niewinności kobiety i choć nie dostrzegasz niczego, co mogłoby wskazywać na obecność drugiego człowieka, twoją uwagę przykuwa nietypowy zapach – jesteś w stanie odnaleźć jego źródło?
3, 4 – zza zamkniętych drzwi sypialni dociera do twoich uszu niepokojący odgłos, który może wskazywać na czyjąś obecność. Jeżeli zdecydujesz się wejść do środka, pamiętaj, aby zachować ostrożność – nigdy nie wiadomo co może czaić się po drugiej stronie.
5, 6 – przechodząc koło stojącej w kącie garderoby, dostrzegasz, że jej drzwi nie są całkowicie domknięte, a z wewnątrz dociera do twoich uszu ciche szemranie – czyżby Anne Møller miała w domu myszy? A może za drzwiami szafy kryje coś dużo istotniejszego dla rezultatu waszej dzisiejszej wizyty?
Jeżeli wylosujecie numery z tego samego przedziału, możecie założyć, że działacie razem. Poza rzutem k6 możecie wykonać również rzut kością k100 na dowolne zaklęcie lub spostrzegawczość.
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:33
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Przez myśl Starszego Inspektora przeszło co prawda rozważenie jakiegoś kontaktu na odległość. W końcu nie zawsze trzeba znajdować się w tym samym pomieszczeniu by zajmować się rozmową, cywilizacje galdrów jak i śniących poszły już w końcu do przodu. Na tyle do przodu, żeby nie musieć przejmować się odległością – w końcu w jednym świecie prym święciły telefony, a w drugim cały szereg wynalazków pozwalających nawet na zobaczenie się na odległość, dajmy na to te magiczne ramki…
Zresztą – Anne Moller powinna niedługo połączyć już kropki i dojść do wniosku, że faktycznie była słyszana, nim Kruczy jeszcze dotarli do drzwi. W końcu o ile ta nie lubiła kłócić się ze swoim głosem w głowie – ktoś faktycznie musiał tu wcześniej przebywać. By dać jej jednak sygnał do myślenia i zasugerować uprzejmie, że słyszeli może więcej niż powinni, Sorsa wydusił z siebie jeszcze jedno zdanie, nim przeszedł do głębszego przeszukiwania jej mieszkania:
- Ma pani tu radio? Albo może… Coś co pozwala się państwu komunikować na odległość? Czy może lubi pani mówić sama do siebie? – pytanie było wbrew wszystkiemu, rzeczowe. Nie spodziewał się, by ta odpowiedziała mu, skoro nie postanowiła odpowiadać na poprzednie zapytanie Terje, jednak nikt nie zabraniał mu w końcu próbować… - To może zabrzmi śmiesznie, ale też chciałbym mieć kogoś kto będzie mnie tak w bezgranicznym zaufaniu krył.
Nie ganił pani Moller za milczenie, prawdopodobnie każdy w jej sytuacji zrobiłby tak samo. Nigdy nie wiesz w końcu czy nie skończysz na bruku po tym, jak któryś z funkcjonariuszy wlepi twojemu mężowi jakąś bzdurną karę, za równie bzdurne wykroczenia, o których ci dowiedzieć się mogli przez chlapnięcie o jedno słowo za dużo. Oczywiście – Sorsa nie wyobrażał sobie by sam musiał faktycznie kryć kogoś, w końcu nie czuł by kiedykolwiek otaczał się ludźmi skorymi do występków większych, niż karanych pieniężnie… Posiadał już jakieś zrozumienie i doświadczenie.
Przemykając przy miejscu któremu przyglądał się obecnie Terje zasugerował mu cicho, by obserwował w którym kierunku spogląda pani Moller nagminnie. Czy przypadkiem ta nie wykonuje dziwnych gestów, sugerujących, że nie tylko Tordenskiold mógł okazać się tym niewidzialnym, przemykającym w cieniu.
To wszystko w końcu śmierdziało na kilometr.
Lecz gdy tylko odsunął się od mężczyzny i zwyczajnie podjął kroki, by zbliżyć się ku najbliższym jemu drzwiom – coś dobiegło do jego uszu. Co prawda w budynkach takich jak ten przejmowanie się każdym stuknięciem i szmerem byłoby co najmniej dziwne (sąsiedzi zawsze lubili hałasować, taki już ich urok…), tak w tej konkretnej sytuacji. Cóż, byli Kruczą Strażą która nie chciała wyjść stąd z pustymi rękoma.
Nie informując nikogo o swoich zamiarach, również nie wspominając o nich Terje – miał zamiar podjąć to ryzyko jakim było przekroczenie drzwi od sypialni. Wątpił jednak by zastał tam kogoś – w końcu gdyby tak było, pani Anna pewnie bardziej broniłaby się przed przeszukiwaniami…
- Sænkva – wyrzucił z siebie w momencie, gdy tylko popchnął drzwi, byle w razie potrzeby – nie przyjąć czegokolwiek co mogłoby chcieć zagrozić mu na twarz, jednak przez może roztargnienie, a może bycie zwyczajnym głupkiem – działania zaklęcia nie poczuł. Głąb.
Co jednak niezmienne – do sypialni miał wkroczyć.
Zresztą – Anne Moller powinna niedługo połączyć już kropki i dojść do wniosku, że faktycznie była słyszana, nim Kruczy jeszcze dotarli do drzwi. W końcu o ile ta nie lubiła kłócić się ze swoim głosem w głowie – ktoś faktycznie musiał tu wcześniej przebywać. By dać jej jednak sygnał do myślenia i zasugerować uprzejmie, że słyszeli może więcej niż powinni, Sorsa wydusił z siebie jeszcze jedno zdanie, nim przeszedł do głębszego przeszukiwania jej mieszkania:
- Ma pani tu radio? Albo może… Coś co pozwala się państwu komunikować na odległość? Czy może lubi pani mówić sama do siebie? – pytanie było wbrew wszystkiemu, rzeczowe. Nie spodziewał się, by ta odpowiedziała mu, skoro nie postanowiła odpowiadać na poprzednie zapytanie Terje, jednak nikt nie zabraniał mu w końcu próbować… - To może zabrzmi śmiesznie, ale też chciałbym mieć kogoś kto będzie mnie tak w bezgranicznym zaufaniu krył.
Nie ganił pani Moller za milczenie, prawdopodobnie każdy w jej sytuacji zrobiłby tak samo. Nigdy nie wiesz w końcu czy nie skończysz na bruku po tym, jak któryś z funkcjonariuszy wlepi twojemu mężowi jakąś bzdurną karę, za równie bzdurne wykroczenia, o których ci dowiedzieć się mogli przez chlapnięcie o jedno słowo za dużo. Oczywiście – Sorsa nie wyobrażał sobie by sam musiał faktycznie kryć kogoś, w końcu nie czuł by kiedykolwiek otaczał się ludźmi skorymi do występków większych, niż karanych pieniężnie… Posiadał już jakieś zrozumienie i doświadczenie.
Przemykając przy miejscu któremu przyglądał się obecnie Terje zasugerował mu cicho, by obserwował w którym kierunku spogląda pani Moller nagminnie. Czy przypadkiem ta nie wykonuje dziwnych gestów, sugerujących, że nie tylko Tordenskiold mógł okazać się tym niewidzialnym, przemykającym w cieniu.
To wszystko w końcu śmierdziało na kilometr.
Lecz gdy tylko odsunął się od mężczyzny i zwyczajnie podjął kroki, by zbliżyć się ku najbliższym jemu drzwiom – coś dobiegło do jego uszu. Co prawda w budynkach takich jak ten przejmowanie się każdym stuknięciem i szmerem byłoby co najmniej dziwne (sąsiedzi zawsze lubili hałasować, taki już ich urok…), tak w tej konkretnej sytuacji. Cóż, byli Kruczą Strażą która nie chciała wyjść stąd z pustymi rękoma.
Nie informując nikogo o swoich zamiarach, również nie wspominając o nich Terje – miał zamiar podjąć to ryzyko jakim było przekroczenie drzwi od sypialni. Wątpił jednak by zastał tam kogoś – w końcu gdyby tak było, pani Anna pewnie bardziej broniłaby się przed przeszukiwaniami…
- Sænkva – wyrzucił z siebie w momencie, gdy tylko popchnął drzwi, byle w razie potrzeby – nie przyjąć czegokolwiek co mogłoby chcieć zagrozić mu na twarz, jednak przez może roztargnienie, a może bycie zwyczajnym głupkiem – działania zaklęcia nie poczuł. Głąb.
Co jednak niezmienne – do sypialni miał wkroczyć.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:33
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 17
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k100' : 17
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:33
Kącik ust drgnął nieznacznie ku górze.
Każde słowo kobiety dotarło jego uszu, jednak nie zamierzał ani przez chwilę zabierać słowa, zamiast tego obserwował uważnie kombinację najróżniejszych emocji oraz uczuć przelewających się jej zmęczoną twarzą — wzburzenie było łatwe do dostrzeżenia, wręcz pożądane w zaistniałej sytuacji. Tordenskiold wiedział, jak podstępni potrafili być ludzie, dlatego ze spokojem skinął nieznacznie do starszego kolegi, postępując samemu krok do tyłu.
Naturalnie, że odpowiedź na pytanie Terje nie nadeszła. Nie był szczególnie zaskoczony, mimo swoistego ukłucia zaległego niespodziewanie w piersi wraz z głębszym oddechem nabranym przy rozglądaniu się dookoła. Nie wiedzieli czego szukają ani gdzie powinni zacząć, jednak szmery rozmów, ich ulotne echo uchwycone uszami przed długimi minutami, kiedy to dopiero wspinali się schodami, wciąż pobrzmiewało w pamięci Kruczych Strażników. Antracytowe spojrzenie objęło przestrzeń ponownie, pozwalając beznamiętnym tęczówkom wypełnionym po brzegi chłodnym opanowaniem chłonąć wszystko, co napotkały na swej drodze.
Drgnął nieznacznie, kiedy Untamo polecił mu zawiesić oko wraz z czujnością na sylwetce kobiety i tylko namiastką własnego słuchu towarzyszył wędrówce mężczyzny gdzieś dalej w głąb mieszkania.
— Zajmę się tym — wyszeptał w odpowiedzi na niewypowiedziane treści.
Samemu zaś ruszając w przeciwnym kierunku niczym drapieżnik rozpoczynający polowanie. Pozornie samo pomieszczenie przypominało normalny dom, niczym nie wyróżniało się spomiędzy dziesiątek mieszkań wyrastających z tej dość nieprzyjemnej, nieco szemranej, poszarzałej okolicy i właśnie ta pozorność nie dawała młodemu Wysłannikowi spokoju. Wszystko wydawało się zbyt typowe. Przez ulotną sekundę zastanowił się, co on sam uczyniłby na miejscu poszukiwanego człowieka, jednak dalsze rozmyślania zostały gwałtownie przerwane gryzącym w gardle, nieprzyjemnym zapachem.
Woń nijak pozwalająca na identyfikację.
Nie był nawet pewien miejsca, w którym swoisty odór zaczynał wędrówkę przez labirynty niematerialnych wstęg powietrza, jednak wieloletnie doświadczenie podpowiadało Terje, by zaufał raz jeszcze własnym zmysłom. Wciąż obserwując kobietę kątem oka, pozwolił ustom wypuścić spomiędzy więzienia zaciśniętego gardła jedno słowo.
— Menskr.
Głębokie. Zdecydowane. Proste.
Cokolwiek — bądź kogokolwiek — próbowała ukryć Anne Moller, to mógł być właśnie ten moment, w którym jakaś tajemnica zostaje rozwiązana bądź wręcz przeciwnie; mogło pojawić się jeszcze więcej pytań niżeli odpowiedzi. Szanse były rozłożone na pół. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, jak zawsze w niespokojnym tańcu pomiędzy prawdą a kłamstwem; życiem a śmiercią.
Przestępcą a Kruczą Strażą.
Każde słowo kobiety dotarło jego uszu, jednak nie zamierzał ani przez chwilę zabierać słowa, zamiast tego obserwował uważnie kombinację najróżniejszych emocji oraz uczuć przelewających się jej zmęczoną twarzą — wzburzenie było łatwe do dostrzeżenia, wręcz pożądane w zaistniałej sytuacji. Tordenskiold wiedział, jak podstępni potrafili być ludzie, dlatego ze spokojem skinął nieznacznie do starszego kolegi, postępując samemu krok do tyłu.
Naturalnie, że odpowiedź na pytanie Terje nie nadeszła. Nie był szczególnie zaskoczony, mimo swoistego ukłucia zaległego niespodziewanie w piersi wraz z głębszym oddechem nabranym przy rozglądaniu się dookoła. Nie wiedzieli czego szukają ani gdzie powinni zacząć, jednak szmery rozmów, ich ulotne echo uchwycone uszami przed długimi minutami, kiedy to dopiero wspinali się schodami, wciąż pobrzmiewało w pamięci Kruczych Strażników. Antracytowe spojrzenie objęło przestrzeń ponownie, pozwalając beznamiętnym tęczówkom wypełnionym po brzegi chłodnym opanowaniem chłonąć wszystko, co napotkały na swej drodze.
Drgnął nieznacznie, kiedy Untamo polecił mu zawiesić oko wraz z czujnością na sylwetce kobiety i tylko namiastką własnego słuchu towarzyszył wędrówce mężczyzny gdzieś dalej w głąb mieszkania.
— Zajmę się tym — wyszeptał w odpowiedzi na niewypowiedziane treści.
Samemu zaś ruszając w przeciwnym kierunku niczym drapieżnik rozpoczynający polowanie. Pozornie samo pomieszczenie przypominało normalny dom, niczym nie wyróżniało się spomiędzy dziesiątek mieszkań wyrastających z tej dość nieprzyjemnej, nieco szemranej, poszarzałej okolicy i właśnie ta pozorność nie dawała młodemu Wysłannikowi spokoju. Wszystko wydawało się zbyt typowe. Przez ulotną sekundę zastanowił się, co on sam uczyniłby na miejscu poszukiwanego człowieka, jednak dalsze rozmyślania zostały gwałtownie przerwane gryzącym w gardle, nieprzyjemnym zapachem.
Woń nijak pozwalająca na identyfikację.
Nie był nawet pewien miejsca, w którym swoisty odór zaczynał wędrówkę przez labirynty niematerialnych wstęg powietrza, jednak wieloletnie doświadczenie podpowiadało Terje, by zaufał raz jeszcze własnym zmysłom. Wciąż obserwując kobietę kątem oka, pozwolił ustom wypuścić spomiędzy więzienia zaciśniętego gardła jedno słowo.
— Menskr.
Głębokie. Zdecydowane. Proste.
Cokolwiek — bądź kogokolwiek — próbowała ukryć Anne Moller, to mógł być właśnie ten moment, w którym jakaś tajemnica zostaje rozwiązana bądź wręcz przeciwnie; mogło pojawić się jeszcze więcej pytań niżeli odpowiedzi. Szanse były rozłożone na pół. Pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, jak zawsze w niespokojnym tańcu pomiędzy prawdą a kłamstwem; życiem a śmiercią.
Przestępcą a Kruczą Strażą.
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:33
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 44
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 44
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:34
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Anne Møller była widocznie zakłopotana i stosunkowo nieudolnie ukrywała swój narastający niepokój za chłodną fizjonomią twarzy, białej jak kreda i ściągniętej w wyrazie przemożnej powagi – niewątpliwie sądziła, że bieg wydarzeń podąży w zupełnie odmiennym kierunku, a urok jej perswazji, choć nadszarpnięty zębem czasu, umożliwi raptowne pozbycie się z mieszkania niechcianych gości, gdy oficerowie mimo wszystko postanowili zatem jeden po drugim przeszukać kolejne pokoje jej skromnego przybytku, kobieta stała oparta o blat, pozornie niewzruszona, z ustami zaciśniętymi jednak w wąską, pąsową linię warg.
– Sądzi pan, że jestem chora psychicznie? – burknęła opryskliwie w odpowiedzi na słowa Untamo, krzyżując dłonie na piersi w chwilowym zamyśleniu. – Nie wiem, co panowie sobie wyobrażają, że znajdą dzisiaj w moim mieszkaniu, ale nikogo tutaj nie ma. Jak mówiłam, mój mąż ulotnił się z samego rana i od tamtej pory go nie widziałam. – butnie stała przy swoim, mrużąc oczy na widok niewerbalnych gestów oficerów, jak gdyby podejrzewała, że to oni knują przeciwko niej coś niedobrego.
Na chwilę obecną, humory Anne Møller były jednak waszym najmniejszym zmartwieniem – Terje, który, wiedziony zapachem, zbliżył się ku uchylonym drzwiom łazienki, mógł niebawem z całą pewnością stwierdzić, że odór, który wąską stróżką odnajdywał swą drogę do jego nozdrzy był co najmniej niepokojący, nieprzystający do spokojnej atmosfery mieszkania. Dopiero, kiedy podszedł bliżej, mógł zauważyć, że u progu drzwi znajduje się niewielka, słabo widoczna plama niezidentyfikowanej dotąd substancji – gęstego, prawie przezroczystego płynu o drażniącym, specyficznym zapachu. Zaklęcie, wypowiedziane jeszcze zanim mógł z uwagą przyjrzeć się swojemu znalezisku, rozniosło się po pomieszczeniu, pozornie nie wykrywając nikogo, poza oczywistymi członkami dzisiejszego przedsięwzięcia, w ostatniej chwili rozpalając jednak w umyśle wątły płomień niepokoju – w mieszkaniu znajdował się ktoś jeszcze, kogo nie udało wam się dotąd wykryć, co więcej, nie była to tylko jedna osoba, ponieważ Untamo ruszył jednak ku ukrytemu za drzwiami pomieszczeniu sypialni, nie informując towarzysza o podjętym przez siebie planie działania, na ostrzeżenie było już za późno – drzwi zaskrzypiały żałośnie pod wpływem silniejszego pchnięcia, starszy oficer wszedł natomiast do środka, nieświadomy zagrożenia, jakie na niego czyhało.
– Hvíla. – zza łóżka wychylił się ciemny kształt, zaklęcie, wypowiedziane szorstkim półszeptem, wymierzone zostało natomiast w stojącego u progu Sorsę, który, choć zaskoczony niespodziewaną ofensywą, mógł jeszcze podjąć próbę uchronienia się przed siłą wypowiedzianego czaru. Gdzieś za jego plecami echem rozniósł się nagły okrzyk Anne Møller.
W obliczu niespodziewanie rzuconego zaklęcia, Untamo przysługuje próba obronienia się przed jego działaniem za pomocą kości k100 – każdy wynik wyższy niż 65 oznacza powodzenie. Terje może tymczasem przybiec na pomoc starszemu oficerowi, teraz niewątpliwie pewny, że poszukiwany Erling najprawdopodobniej ukrył się w sypialni lub podążyć za wskazówką rzuconego przez siebie zaklęcia, wskazującego na obecność drugiej osoby w okolicy starej, rozklekotanej szafy – jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, przysługuje mu rzut kością k100 na dowolne zaklęcie.
– Sądzi pan, że jestem chora psychicznie? – burknęła opryskliwie w odpowiedzi na słowa Untamo, krzyżując dłonie na piersi w chwilowym zamyśleniu. – Nie wiem, co panowie sobie wyobrażają, że znajdą dzisiaj w moim mieszkaniu, ale nikogo tutaj nie ma. Jak mówiłam, mój mąż ulotnił się z samego rana i od tamtej pory go nie widziałam. – butnie stała przy swoim, mrużąc oczy na widok niewerbalnych gestów oficerów, jak gdyby podejrzewała, że to oni knują przeciwko niej coś niedobrego.
Na chwilę obecną, humory Anne Møller były jednak waszym najmniejszym zmartwieniem – Terje, który, wiedziony zapachem, zbliżył się ku uchylonym drzwiom łazienki, mógł niebawem z całą pewnością stwierdzić, że odór, który wąską stróżką odnajdywał swą drogę do jego nozdrzy był co najmniej niepokojący, nieprzystający do spokojnej atmosfery mieszkania. Dopiero, kiedy podszedł bliżej, mógł zauważyć, że u progu drzwi znajduje się niewielka, słabo widoczna plama niezidentyfikowanej dotąd substancji – gęstego, prawie przezroczystego płynu o drażniącym, specyficznym zapachu. Zaklęcie, wypowiedziane jeszcze zanim mógł z uwagą przyjrzeć się swojemu znalezisku, rozniosło się po pomieszczeniu, pozornie nie wykrywając nikogo, poza oczywistymi członkami dzisiejszego przedsięwzięcia, w ostatniej chwili rozpalając jednak w umyśle wątły płomień niepokoju – w mieszkaniu znajdował się ktoś jeszcze, kogo nie udało wam się dotąd wykryć, co więcej, nie była to tylko jedna osoba, ponieważ Untamo ruszył jednak ku ukrytemu za drzwiami pomieszczeniu sypialni, nie informując towarzysza o podjętym przez siebie planie działania, na ostrzeżenie było już za późno – drzwi zaskrzypiały żałośnie pod wpływem silniejszego pchnięcia, starszy oficer wszedł natomiast do środka, nieświadomy zagrożenia, jakie na niego czyhało.
– Hvíla. – zza łóżka wychylił się ciemny kształt, zaklęcie, wypowiedziane szorstkim półszeptem, wymierzone zostało natomiast w stojącego u progu Sorsę, który, choć zaskoczony niespodziewaną ofensywą, mógł jeszcze podjąć próbę uchronienia się przed siłą wypowiedzianego czaru. Gdzieś za jego plecami echem rozniósł się nagły okrzyk Anne Møller.
W obliczu niespodziewanie rzuconego zaklęcia, Untamo przysługuje próba obronienia się przed jego działaniem za pomocą kości k100 – każdy wynik wyższy niż 65 oznacza powodzenie. Terje może tymczasem przybiec na pomoc starszemu oficerowi, teraz niewątpliwie pewny, że poszukiwany Erling najprawdopodobniej ukrył się w sypialni lub podążyć za wskazówką rzuconego przez siebie zaklęcia, wskazującego na obecność drugiej osoby w okolicy starej, rozklekotanej szafy – jakiejkolwiek decyzji nie podejmie, przysługuje mu rzut kością k100 na dowolne zaklęcie.
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:38
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Nic nie poszło po ich myśli.
Sorsa nie spodziewał się, że ktoś właściwie był w stanie znajdować się w otoczeniu i pozostać dotychczas niezauważonym. Właściwie dobrze – może mógł spodziewać się, że ktoś tu był, bo jak zresztą sami zauważyli – głosy słyszane na klatce schodowej mówiły to samo za siebie, spodziewał się jednak, że ktokolwiek był tu wcześniej, użył już pewnie teleportacji.
Co za tym szło – zauważenie jednostki znajdującej się w pomieszczeniu, widocznie równie wystraszonej co sam starszy inspektor, było zjawiskiem niezwykle zaskakującym. Na tyle zaskakującym, by palce plątały się, a słowa nie układały tak jak trzeba. Zresztą – nawet sam fakt, że ujrzenie przeciwnika wydawało się wręcz nierealne, chociażby ze względu na to jak cienista wydawała się ta postać, nie ułatwiał mu obrony.
Może i z ust chciał uciec mu szept zaklęcia, może dłonie chciały ułożyć się w stosowny ku temu sposób, jednak wszystko spełzło na niczym – Sorsa nie zdążył nawet rzucić zaklęcia, a już mógł poczuć na sobie wpływ tego należącego do przeciwnika.
Czy życie przeleciało mu przed oczami? Raczej nie, jedyne co właściwie mógł usłyszeć, to krzyk Anne dochodzący zza jego pleców. W końcu średnio obecnie miał czas na myślenie o kalkulacji zysków i strat – teraz kiedy jego ciałem wstrząsnęła fala zaklęcia, a jego ciało bezwładnie opadło na podłogę we śnie, nie mógł nawet błagać o litość czy wołać o pomoc.
Widocznie rolę tą pełnić miał ten tępy odgłos uderzenia ciała o podłogę. Poobijanie się, może nawet rozbicie czegoś i pustka, słodka pustka w trakcie słodkiego snu.
Sorsa nie spodziewał się, że ktoś właściwie był w stanie znajdować się w otoczeniu i pozostać dotychczas niezauważonym. Właściwie dobrze – może mógł spodziewać się, że ktoś tu był, bo jak zresztą sami zauważyli – głosy słyszane na klatce schodowej mówiły to samo za siebie, spodziewał się jednak, że ktokolwiek był tu wcześniej, użył już pewnie teleportacji.
Co za tym szło – zauważenie jednostki znajdującej się w pomieszczeniu, widocznie równie wystraszonej co sam starszy inspektor, było zjawiskiem niezwykle zaskakującym. Na tyle zaskakującym, by palce plątały się, a słowa nie układały tak jak trzeba. Zresztą – nawet sam fakt, że ujrzenie przeciwnika wydawało się wręcz nierealne, chociażby ze względu na to jak cienista wydawała się ta postać, nie ułatwiał mu obrony.
Może i z ust chciał uciec mu szept zaklęcia, może dłonie chciały ułożyć się w stosowny ku temu sposób, jednak wszystko spełzło na niczym – Sorsa nie zdążył nawet rzucić zaklęcia, a już mógł poczuć na sobie wpływ tego należącego do przeciwnika.
Czy życie przeleciało mu przed oczami? Raczej nie, jedyne co właściwie mógł usłyszeć, to krzyk Anne dochodzący zza jego pleców. W końcu średnio obecnie miał czas na myślenie o kalkulacji zysków i strat – teraz kiedy jego ciałem wstrząsnęła fala zaklęcia, a jego ciało bezwładnie opadło na podłogę we śnie, nie mógł nawet błagać o litość czy wołać o pomoc.
Widocznie rolę tą pełnić miał ten tępy odgłos uderzenia ciała o podłogę. Poobijanie się, może nawet rozbicie czegoś i pustka, słodka pustka w trakcie słodkiego snu.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:38
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 5
'k100' : 5
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:39
Uważaj, by drapieżnik nie zamienił się w ofiarę, powtarzał mu niegdyś dziadek.
Te słowa pozostały głęboko zakorzenione we wnętrzu Tordenskiolda — im dłużej przywdziewał kruczoczarne pióra, tym szczerzej dziękował za tę lekcję, która nauczyła spodziewać się wszystkiego; zakładać najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, byle zachować ich niewyraźny kontur gdzieś pośród myśli, byle móc uchwycić się krawędzi i trzymać blisko siebie, byle pozostać zagrożeniem. Wściekle niebezpiecznym, zmuszającym każdego do strachu oraz spuszczenia głowy.
Niezidentyfikowana, gęsta ciecz wgryzająca się mężczyźnie w nozdrza nie przypominała niczego, co kiedykolwiek widział, jednocześnie rozbudziła jego pierwotne instynkty nim jeszcze zaklęcie powróciło do niego, przynosząc jednoznaczną wiadomość. Nie byli tutaj sami. Ułamek sekundy, bowiem tyle potrzebował Wysłannik, dla gwałtownego poderwania własnego ciała i rozejrzeniu się dookoła za towarzyszącym mu Untamo, którego sylwetka zniknęła za jednymi z drzwi. Wszystko niespodziewanie rozjarzyło się w ciemności kłamstw, tajemnic oraz niedopowiedzeń, jakie zawisły nad głowami oficerów. Daliśmy się podejść, jak dzieci, pomyślał wyjątkowo gorzko Terje, rozrysowując w głowie iluzoryczną mapę zdarzeń.
Ułamek sekundy.
Kolejny.
Tyle wystarczyło, by dookoła zadygotał calutki świat.
Dostrzegł, jak Sorsa upada bezceremonialnie w progu na podłogę, robiąc przy tym niemały hałas, jednak wściekłość rozpalająca antracytowe spojrzenie dopiero wychodziła zza maski pozornego spokoju. Nie potrzebował niczego więcej, kilkoma potężnymi susami pokonując resztki dystansu, chcąc za wszelką cenę dotrzeć do kolegi oraz schwytać tego, który był odpowiedzialny za to wszystko. Nie myślał długo (może w ogóle…), kiedy sylwetka zaklęcia zamigotała pośród myśli. Po prostu uchwycił się woli walki i przetrwania.
I włożył w to całą swą siłę.
— Ríða! — wybrzmiało furią, która gwałtownie rozbłysła w oczach, sięgając kącików ust układających się w zdradliwie niebezpieczną kombinację. Przeciwnik musiał runąć na podłogę, jak kilka oddechów wcześniej inspektor. — A ty, nie waż się ruszyć! — słowa wycelowane w kobietę zostały podparte agresywnym tonem nieznającym ani sprzeciwu, ani jakichkolwiek uprzejmości. Tordenskiold uważał bycie miłym za skończone. — I mów kto jeszcze tu jest! — Przyklęknął nad Untamo, odczuwając nieznaczną ulgę, kiedy pod palcami przyłożonymi do szyi wyczuł puls.
Nie słysząc, jakim zaklęciem został trafiony, zakładał najgorsze scenariusze i przynajmniej na krótką chwilę odetchnął z ulgą. Wyprostował się jednak równie szybko, wyostrzając swe zmysły do granic możliwości, czując podskórnie gorejący żar gniewu, który pozbawiał wszelkich złudzeń — Terje nie był teraz skory do bycia miłym chłopcem.
Wskazał głową na niewyraźną sylwetkę nieznajomego.
— To Erling? — pytanie posłane kobiecie ciągnęło nieprzyjemnym chłodem. Tordenskiold za to wyczekiwał krótkiej, szczerej odpowiedzi, pozwalając dłoni zacisnąć się w pięść, kiedy żywe oko wpatrywało się intensywnie w twarz Anne. Bezsprzecznie podpowiadało, iż kłamstwo nie będzie teraz bezpiecznym rozwiązaniem.
Wściekłość gęstniała dookoła, a napięta sylwetka Wysłannika gotowego do kolejnego ataku — bądź odparcia tego, który mógł nadejść — zapowiadała niewesołe konsekwencje.
Te słowa pozostały głęboko zakorzenione we wnętrzu Tordenskiolda — im dłużej przywdziewał kruczoczarne pióra, tym szczerzej dziękował za tę lekcję, która nauczyła spodziewać się wszystkiego; zakładać najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, byle zachować ich niewyraźny kontur gdzieś pośród myśli, byle móc uchwycić się krawędzi i trzymać blisko siebie, byle pozostać zagrożeniem. Wściekle niebezpiecznym, zmuszającym każdego do strachu oraz spuszczenia głowy.
Niezidentyfikowana, gęsta ciecz wgryzająca się mężczyźnie w nozdrza nie przypominała niczego, co kiedykolwiek widział, jednocześnie rozbudziła jego pierwotne instynkty nim jeszcze zaklęcie powróciło do niego, przynosząc jednoznaczną wiadomość. Nie byli tutaj sami. Ułamek sekundy, bowiem tyle potrzebował Wysłannik, dla gwałtownego poderwania własnego ciała i rozejrzeniu się dookoła za towarzyszącym mu Untamo, którego sylwetka zniknęła za jednymi z drzwi. Wszystko niespodziewanie rozjarzyło się w ciemności kłamstw, tajemnic oraz niedopowiedzeń, jakie zawisły nad głowami oficerów. Daliśmy się podejść, jak dzieci, pomyślał wyjątkowo gorzko Terje, rozrysowując w głowie iluzoryczną mapę zdarzeń.
Ułamek sekundy.
Kolejny.
Tyle wystarczyło, by dookoła zadygotał calutki świat.
Dostrzegł, jak Sorsa upada bezceremonialnie w progu na podłogę, robiąc przy tym niemały hałas, jednak wściekłość rozpalająca antracytowe spojrzenie dopiero wychodziła zza maski pozornego spokoju. Nie potrzebował niczego więcej, kilkoma potężnymi susami pokonując resztki dystansu, chcąc za wszelką cenę dotrzeć do kolegi oraz schwytać tego, który był odpowiedzialny za to wszystko. Nie myślał długo (może w ogóle…), kiedy sylwetka zaklęcia zamigotała pośród myśli. Po prostu uchwycił się woli walki i przetrwania.
I włożył w to całą swą siłę.
— Ríða! — wybrzmiało furią, która gwałtownie rozbłysła w oczach, sięgając kącików ust układających się w zdradliwie niebezpieczną kombinację. Przeciwnik musiał runąć na podłogę, jak kilka oddechów wcześniej inspektor. — A ty, nie waż się ruszyć! — słowa wycelowane w kobietę zostały podparte agresywnym tonem nieznającym ani sprzeciwu, ani jakichkolwiek uprzejmości. Tordenskiold uważał bycie miłym za skończone. — I mów kto jeszcze tu jest! — Przyklęknął nad Untamo, odczuwając nieznaczną ulgę, kiedy pod palcami przyłożonymi do szyi wyczuł puls.
Nie słysząc, jakim zaklęciem został trafiony, zakładał najgorsze scenariusze i przynajmniej na krótką chwilę odetchnął z ulgą. Wyprostował się jednak równie szybko, wyostrzając swe zmysły do granic możliwości, czując podskórnie gorejący żar gniewu, który pozbawiał wszelkich złudzeń — Terje nie był teraz skory do bycia miłym chłopcem.
Wskazał głową na niewyraźną sylwetkę nieznajomego.
— To Erling? — pytanie posłane kobiecie ciągnęło nieprzyjemnym chłodem. Tordenskiold za to wyczekiwał krótkiej, szczerej odpowiedzi, pozwalając dłoni zacisnąć się w pięść, kiedy żywe oko wpatrywało się intensywnie w twarz Anne. Bezsprzecznie podpowiadało, iż kłamstwo nie będzie teraz bezpiecznym rozwiązaniem.
Wściekłość gęstniała dookoła, a napięta sylwetka Wysłannika gotowego do kolejnego ataku — bądź odparcia tego, który mógł nadejść — zapowiadała niewesołe konsekwencje.
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:39
The member 'Bezimienny' has done the following action : kości
'k100' : 65
'k100' : 65
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:40
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Mężczyzna rozchylił usta, ośmielony niespodziewanym, lecz wyjątkowo krótkotrwałym triumfem – w nerwowym uniesieniu nie przewidział najwyraźniej, że siła jego zaklęcia tak szybko i skutecznie powali starszego mężczyznę na kolana, pochłaniając trzeźwy dotąd umysł bielą sennej mgły. Ledwie Untamo osunął się jednak na podłogę, gwałtowność drugiego oficera Kruczej Straży zbiła go z obranego kursu gorejącego w piersi zwycięstwa – na widok Terje Erkling cofnął się o krok do tyłu, przywierając plecami do ściany, wzrokiem mimowolnie uciekając ku potencjalnym możliwościom wyjścia z sytuacji obronną ręką, nie miał jednak nawet szansy zaprzeczyć, krzyknąć czy wykonać kolejnego zaklęcia, gdyż wybrzmiała furią inkantacja ugodziła w niego boleśnie, paraliżując kończyny i powalając, jak kłodę, na twardą, nieodzianą dywanem podłogę.
Anne, stojąca po przeciwnej stronie pomieszczenia, za grubą, drewnianą barierą kuchennego blatu, poruszyła się nerwowo, wcześniejszy okrzyk z zadziwiającą niekonsekwencją kontrastował jednak z nagłym spokojem, miękką płachtą opanowania, jaka spadła na kobietę, jej ściągniętą, powstrzymaną chłodem twarz, zastygłą w niemym wyrazie zgrozy. Na słowa Tordenskiolda wykrzywiła usta w grymas cierpkiego rozbawienia, z jej gardła dobył się natomiast nieprzyjemny odgłos, u progu zamiarów przypominający skrzekliwy, rzężący śmiech. Jednocześnie Sorsa, trafiony niefortunnym ostrzem zaklęcia, mógł powoli odzyskiwać świadomość, budzić się, jak ze snu, w pochłoniętą chaosem rzeczywistość spokojnego dotąd mieszkania. Wzrok Anne, choć posłusznie stojącej jeszcze w miejscu, skręcił torem uwagi ku licu starszego inspektora, wyraz jej twarzy wskazywał jednak, że nieszczególnie bała się któregokolwiek z nich, nawet teraz, kiedy Wysłannik przemknął przez jej mieszkanie jak huragan, napędzane furią zwierzę, gotowe by zaatakować każdego, kto mu się sprzeciwi. Gdy tylko mężczyzna wykonał zatem błąd kucania przy swoim, wciąż niespełna świadomym jeszcze, współtowarzyszu, Anne Møller nie zawahała się przed próbą ataku, wyginając usta w giętki wyraz zaklęcia.
– Sjónlauss. – wycelowany w mężczyznę atak rozpulchnił jej karmazynowe usta tylko nieznacznie. Licząc, że osłoni się tarczą zaklęcia, Anne umknęła na bok, w przeciągu sekund, jak gdyby na fali magicznych zdolności, przenosząc się ku drzwiom wyjściowym. W tej samej chwili uderzony siłą zaklęcia Erkling uniósł ospale głowę, rozchylając sine powieki i taksując was wrogim spojrzeniem, wyraźnie czekając tylko, aż niechybnie odzyska pełnię motorycznej sprawności, wypowiadając kilka bełkotliwych, niemożliwych do zrozumienia słów, po których nie sposób było stwierdzić, czy były groźbą, istotnym przekazem czy może miały jedynie po raz kolejny odwrócić uwagę oficerów od kobiety, która ruszyła biegiem w dół krętych schodów kamienicy – Terje, który raptem odzyskał wzrok po chwilowym oślepieniu mógł zobaczyć tylko jak róg jej sukienki znika za progiem uchylonych drzwi.
Terje może podjąć pogoń za Anne Møller, rzucając kością k100 na sprawność fizyczną – próg powodzenia (liczony wraz z ilością punktów w statystykach), rozumiany jako udana próba pochwycenia kobiety na niższej kondygnacji kamienicy, wynosi 60. Untamo, który sięgnął już niemal trzeźwej świadomości, może tymczasem w pełni skupić się na Erklingu, który, wprawdzie wciąż pochwycony w ciasnym uścisku paraliżu, zdaje się odzyskiwać powoli pełnię władz umysłowych – w tej sytuacji przysługuje mu rzut kością k100 na charyzmę (liczoną wraz z ilością punktów w statystykach). Próg powodzenia wynosi 55.
Anne, stojąca po przeciwnej stronie pomieszczenia, za grubą, drewnianą barierą kuchennego blatu, poruszyła się nerwowo, wcześniejszy okrzyk z zadziwiającą niekonsekwencją kontrastował jednak z nagłym spokojem, miękką płachtą opanowania, jaka spadła na kobietę, jej ściągniętą, powstrzymaną chłodem twarz, zastygłą w niemym wyrazie zgrozy. Na słowa Tordenskiolda wykrzywiła usta w grymas cierpkiego rozbawienia, z jej gardła dobył się natomiast nieprzyjemny odgłos, u progu zamiarów przypominający skrzekliwy, rzężący śmiech. Jednocześnie Sorsa, trafiony niefortunnym ostrzem zaklęcia, mógł powoli odzyskiwać świadomość, budzić się, jak ze snu, w pochłoniętą chaosem rzeczywistość spokojnego dotąd mieszkania. Wzrok Anne, choć posłusznie stojącej jeszcze w miejscu, skręcił torem uwagi ku licu starszego inspektora, wyraz jej twarzy wskazywał jednak, że nieszczególnie bała się któregokolwiek z nich, nawet teraz, kiedy Wysłannik przemknął przez jej mieszkanie jak huragan, napędzane furią zwierzę, gotowe by zaatakować każdego, kto mu się sprzeciwi. Gdy tylko mężczyzna wykonał zatem błąd kucania przy swoim, wciąż niespełna świadomym jeszcze, współtowarzyszu, Anne Møller nie zawahała się przed próbą ataku, wyginając usta w giętki wyraz zaklęcia.
– Sjónlauss. – wycelowany w mężczyznę atak rozpulchnił jej karmazynowe usta tylko nieznacznie. Licząc, że osłoni się tarczą zaklęcia, Anne umknęła na bok, w przeciągu sekund, jak gdyby na fali magicznych zdolności, przenosząc się ku drzwiom wyjściowym. W tej samej chwili uderzony siłą zaklęcia Erkling uniósł ospale głowę, rozchylając sine powieki i taksując was wrogim spojrzeniem, wyraźnie czekając tylko, aż niechybnie odzyska pełnię motorycznej sprawności, wypowiadając kilka bełkotliwych, niemożliwych do zrozumienia słów, po których nie sposób było stwierdzić, czy były groźbą, istotnym przekazem czy może miały jedynie po raz kolejny odwrócić uwagę oficerów od kobiety, która ruszyła biegiem w dół krętych schodów kamienicy – Terje, który raptem odzyskał wzrok po chwilowym oślepieniu mógł zobaczyć tylko jak róg jej sukienki znika za progiem uchylonych drzwi.
Terje może podjąć pogoń za Anne Møller, rzucając kością k100 na sprawność fizyczną – próg powodzenia (liczony wraz z ilością punktów w statystykach), rozumiany jako udana próba pochwycenia kobiety na niższej kondygnacji kamienicy, wynosi 60. Untamo, który sięgnął już niemal trzeźwej świadomości, może tymczasem w pełni skupić się na Erklingu, który, wprawdzie wciąż pochwycony w ciasnym uścisku paraliżu, zdaje się odzyskiwać powoli pełnię władz umysłowych – w tej sytuacji przysługuje mu rzut kością k100 na charyzmę (liczoną wraz z ilością punktów w statystykach). Próg powodzenia wynosi 55.
Untamo Sorsa
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:40
Untamo SorsaWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Helsinki, Finlandia
Wiek : 54 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : zastępca dowódcy na Wydziale Kryminalno-Śledczym Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : koń
Atuty : mistrz pościgów (I), obrońca (I), lider (II)
Statystyki : alchemia: 7 / magia użytkowa: 37 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 18 / charyzma: 27 / wiedza ogólna: 15
Picie do odcięcia było niczym przy zjawisku takim jak to. Oczywiście, Sorsa w każdej sytuacji zawodowej musiał liczyć się z faktem, że zło nie śpi, a co bardziej zabawne - może sprawić, że on sam zapadnie w słodki sen, jak zresztą dało się wyraźnie zauważyć na załączonym obrazku. Nie zdążył wcześniej krzyknąć nawet, bo gdyby próbował - głos zatrzymałby się gdzieś w gardle, nigdy z niego nie ulatując. Nie mógł wiedzieć, że jego towarzysz słyszał zderzenie Starszego Inspektora z podłogą, ba - otwierając oczy i widząc świat jeszcze odrobinę zaspanym spojrzeniem, jakby zamglonym, zalanym mleczną poświatą, jakby na krótki moment stracił orientację i pewność, że cała akcja z Möllerem i zaklęciem nadchodzącym z pozornie pustego pomieszczenia to aby na pewno nie wytwór sennej wyobraźni.
Przestrzeń którą zobaczył jednak od strony podłogi była z pewnością pomieszczeniem w domu poszukiwanego. Wskazywała na to za równo niestandardowa pozycja w której znalazł się Untamo, jak i hałasy które zaczęły przebijać się do jego uszu. Terje widocznie nie próżnował, zresztą jak i Anne Möller, która okazała się być (kto by pomyślał!) bardziej zdradliwa, niż sugerowała ludzka życzliwość.
Sorsa nie miał czasu przeklinać, mazgaić się czy wzywać pomoc. Wciąż nie czuł się tu bezpiecznie, a fakt, że jego napastnik znajdował się zapewne gdzieś w pomieszczeniu lub domostwie nie dawał mu spokoju. Podnosząc się początkowo na kolana może pomyślał krótko o tym, że stawy nie są już w tak wielkiej sprawności jak kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, jednak wątek ten rozważył na tyle krótko, by nie dało się mu nadać miana wewnętrznego monologu. Co innego natomiast tyczyło się sytuacji poszukiwanego, który faktycznie nadal znajdował się w bliskim otoczeniu. Porażony zaklęciem, co prawda, ale patrząc prawdzie w oczy - Untamo jeszcze kilka chwil temu sam odpoczywał smacznie ugodzony czarem.
- I na co ci to było, głupi - wydusił z siebie Untamo, a sparaliżowany Erkling, chociaż mógł spodziewać się, że wiadomość ta kierowana jest właśnie do niego, zapewne zostałby zganiony, gdyby mógł powiedzieć to wyraźnie na głos. Sorsa nie widział po prostu po co wpakował się do pomieszczenia tak żwawo, narażając się na ból kolan i poobijanych przy upadku gnatów.
Pokonanie odległości dzielącej Kruczego a oskarżonego trwało krótką chwilę, po której to Untamo postanowił mocno szarpnąć sparaliżowane ciało Möllera i powlec je ku górze. Najchętniej oczywiście połamałby mu palce i współczuł jego matce takiego syna, jednak kodeks moralny zabraniał robić tego w trakcie oficjalnych akcji Straży. Sam fakt jednak, że postanowił ukrywać się podczas interwencji czy jeszcze gorzej - stawiał opór, skutecznie trafiając funkcjonariusza zaklęciem, sprawiał, że Untamo miał ochotę porzucić profesjonalizm. W końcu gdyby ten był bardziej odważny i zdecydował się rzucić bardziej ofensywny czar - bogowie jedni wiedzą jak mogłoby to się skończyć. Szczególnie w przypadku tych, których podejrzewa się o kontakty ze Ślepcami. W końcu nikt nie był tu dla przyjemności.
- Proszę o nie stawianie więcej oporu, Erklingu Möller. Jest pan zatrzymany za... Atak na funkcjonariusza - i chociaż głos Kruczego był spokojny, wcale nie czuł się swobodnie, lekko i przyjemnie. - I tak już muszę pana skuć.
Paraliż nie trwał w końcu wiecznie. Za to kajdanki nałożone jeszcze nie w pełni sprawnemu mężczyźnie mogły utrudnić mu funkcjonowanie i rzucanie zaklęć. Zatem to miał zamiar zrobić. Jakkolwiek przerzucić denata na brzuch, a potem skuć mu dłonie. W końcu przyszli tu po Erklinga. Żona miała być tylko dodatkiem.
Przestrzeń którą zobaczył jednak od strony podłogi była z pewnością pomieszczeniem w domu poszukiwanego. Wskazywała na to za równo niestandardowa pozycja w której znalazł się Untamo, jak i hałasy które zaczęły przebijać się do jego uszu. Terje widocznie nie próżnował, zresztą jak i Anne Möller, która okazała się być (kto by pomyślał!) bardziej zdradliwa, niż sugerowała ludzka życzliwość.
Sorsa nie miał czasu przeklinać, mazgaić się czy wzywać pomoc. Wciąż nie czuł się tu bezpiecznie, a fakt, że jego napastnik znajdował się zapewne gdzieś w pomieszczeniu lub domostwie nie dawał mu spokoju. Podnosząc się początkowo na kolana może pomyślał krótko o tym, że stawy nie są już w tak wielkiej sprawności jak kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu, jednak wątek ten rozważył na tyle krótko, by nie dało się mu nadać miana wewnętrznego monologu. Co innego natomiast tyczyło się sytuacji poszukiwanego, który faktycznie nadal znajdował się w bliskim otoczeniu. Porażony zaklęciem, co prawda, ale patrząc prawdzie w oczy - Untamo jeszcze kilka chwil temu sam odpoczywał smacznie ugodzony czarem.
- I na co ci to było, głupi - wydusił z siebie Untamo, a sparaliżowany Erkling, chociaż mógł spodziewać się, że wiadomość ta kierowana jest właśnie do niego, zapewne zostałby zganiony, gdyby mógł powiedzieć to wyraźnie na głos. Sorsa nie widział po prostu po co wpakował się do pomieszczenia tak żwawo, narażając się na ból kolan i poobijanych przy upadku gnatów.
Pokonanie odległości dzielącej Kruczego a oskarżonego trwało krótką chwilę, po której to Untamo postanowił mocno szarpnąć sparaliżowane ciało Möllera i powlec je ku górze. Najchętniej oczywiście połamałby mu palce i współczuł jego matce takiego syna, jednak kodeks moralny zabraniał robić tego w trakcie oficjalnych akcji Straży. Sam fakt jednak, że postanowił ukrywać się podczas interwencji czy jeszcze gorzej - stawiał opór, skutecznie trafiając funkcjonariusza zaklęciem, sprawiał, że Untamo miał ochotę porzucić profesjonalizm. W końcu gdyby ten był bardziej odważny i zdecydował się rzucić bardziej ofensywny czar - bogowie jedni wiedzą jak mogłoby to się skończyć. Szczególnie w przypadku tych, których podejrzewa się o kontakty ze Ślepcami. W końcu nikt nie był tu dla przyjemności.
- Proszę o nie stawianie więcej oporu, Erklingu Möller. Jest pan zatrzymany za... Atak na funkcjonariusza - i chociaż głos Kruczego był spokojny, wcale nie czuł się swobodnie, lekko i przyjemnie. - I tak już muszę pana skuć.
Paraliż nie trwał w końcu wiecznie. Za to kajdanki nałożone jeszcze nie w pełni sprawnemu mężczyźnie mogły utrudnić mu funkcjonowanie i rzucanie zaklęć. Zatem to miał zamiar zrobić. Jakkolwiek przerzucić denata na brzuch, a potem skuć mu dłonie. W końcu przyszli tu po Erklinga. Żona miała być tylko dodatkiem.
I'm prepared for this
I never shoot to miss
I never shoot to miss
Mistrz Gry
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:40
The member 'Untamo Sorsa' has done the following action : kości
'k100' : 78
'k100' : 78
Bezimienny
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:41
Wszystko wydarzyło się błyskawicznie.
W jednej chwili silne zaklęcie powaliło przeciwnika na ziemię, w drugiej sprawdzał czynności życiowego drugiego z Kruczych Strażników, w trzeciej oślepiające światło przysłoniło jego świat — poczuł się całkowicie bezradny, słysząc jeszcze kobiecy głos wymawiający inkantację, która ugodziła niespodziewanie; był zaskoczony, jednocześnie zły na samego siebie ze względu na taki głupi błąd, który mógłby nawet kosztować życie.
Podniósł się błyskawicznie, opuszkami palców oplatając ostre kontury mebli napotykane po drodze i częściowo potykając się o niewidoczne przeszkody, usiłował wychwycić najcichszy dźwięk, jakikolwiek ruch przeszywający powietrze drżące niepokojem oraz posmakiem oszustwa, którego gorycz przełknął wreszcie, przystając na ułamki sekund. Poszarzałe spojrzenie antracytowej barwy zalśniło, nawet martwe oko zdawało się ciskać niebezpiecznie opiłkami rozżarzonych gróźb, które zamajaczyły pod gniewem wykrzywiającym twarz.
Wreszcie wszystko ustąpiło.
Odzyskał wzrok i upewniając się, że Sorsa poradzi sobie z powalonym mężczyzną, rzucił się gwałtownie w pościg za dwulicową kobietą, której zapragnął — bardzo nieprofesjonalnie — połamać kilka kości w ciele. Napędzany wściekłością gorejącą we wnętrzu umysłu, szybko pokonał pomieszczenie i wybiegł za wpół uchylone drzwi, które trzasnęły głośnym hukiem o futrynę, może nawet przykuły uwagę niektórych sąsiadów. Tordenskiold nie zastanawiał się nad tym, pokonując sprawnie stopnie prowadzące na dół, gdzieś w połowie dopadając Anne Möller; potężnym szarpnięciem wytrącając jej równowagę i wyjątkowo brutalnie zaciskając własne palce dookoła kobiecego ramienia. Oplótł je niczym wąż pragnący wydusić z ofiary ostatnie gramy powietrza, po czym przygwoździł do ściany, zamierzając doprowadzić aresztowanie do końca.
— To nie było mądre — wychrypiał gniewnie, mówiąc zarówno o działaniu kobiety, jak i jej męża. Sprawnym ruchem założył kajdanki, po czym wycofał wraz ze swoją zdobyczą do mieszkania, gdzie Untamo nie próżnował. — Wypada przysłać kogoś, by dokładnie przeszukali mieszkanie. Może znajdą coś ciekawego. — Spojrzeniem obrysował przestrzeń dookoła, przytrzymując Anne przed ewentualną próbą wyswobodzenia się. Doświadczenie pokazywało niejednokrotnie, że im bardziej zaszczuty był człowiek, tym bardziej nieprawdopodobne pomysły przychodziły do głowy.
W jednej chwili silne zaklęcie powaliło przeciwnika na ziemię, w drugiej sprawdzał czynności życiowego drugiego z Kruczych Strażników, w trzeciej oślepiające światło przysłoniło jego świat — poczuł się całkowicie bezradny, słysząc jeszcze kobiecy głos wymawiający inkantację, która ugodziła niespodziewanie; był zaskoczony, jednocześnie zły na samego siebie ze względu na taki głupi błąd, który mógłby nawet kosztować życie.
Podniósł się błyskawicznie, opuszkami palców oplatając ostre kontury mebli napotykane po drodze i częściowo potykając się o niewidoczne przeszkody, usiłował wychwycić najcichszy dźwięk, jakikolwiek ruch przeszywający powietrze drżące niepokojem oraz posmakiem oszustwa, którego gorycz przełknął wreszcie, przystając na ułamki sekund. Poszarzałe spojrzenie antracytowej barwy zalśniło, nawet martwe oko zdawało się ciskać niebezpiecznie opiłkami rozżarzonych gróźb, które zamajaczyły pod gniewem wykrzywiającym twarz.
Wreszcie wszystko ustąpiło.
Odzyskał wzrok i upewniając się, że Sorsa poradzi sobie z powalonym mężczyzną, rzucił się gwałtownie w pościg za dwulicową kobietą, której zapragnął — bardzo nieprofesjonalnie — połamać kilka kości w ciele. Napędzany wściekłością gorejącą we wnętrzu umysłu, szybko pokonał pomieszczenie i wybiegł za wpół uchylone drzwi, które trzasnęły głośnym hukiem o futrynę, może nawet przykuły uwagę niektórych sąsiadów. Tordenskiold nie zastanawiał się nad tym, pokonując sprawnie stopnie prowadzące na dół, gdzieś w połowie dopadając Anne Möller; potężnym szarpnięciem wytrącając jej równowagę i wyjątkowo brutalnie zaciskając własne palce dookoła kobiecego ramienia. Oplótł je niczym wąż pragnący wydusić z ofiary ostatnie gramy powietrza, po czym przygwoździł do ściany, zamierzając doprowadzić aresztowanie do końca.
— To nie było mądre — wychrypiał gniewnie, mówiąc zarówno o działaniu kobiety, jak i jej męża. Sprawnym ruchem założył kajdanki, po czym wycofał wraz ze swoją zdobyczą do mieszkania, gdzie Untamo nie próżnował. — Wypada przysłać kogoś, by dokładnie przeszukali mieszkanie. Może znajdą coś ciekawego. — Spojrzeniem obrysował przestrzeń dookoła, przytrzymując Anne przed ewentualną próbą wyswobodzenia się. Doświadczenie pokazywało niejednokrotnie, że im bardziej zaszczuty był człowiek, tym bardziej nieprawdopodobne pomysły przychodziły do głowy.
Prorok
Re: 25.09.2000 – Mieszkanie n r 7 – U. Sorsa & Bezimienny: T. Tordenskiold Czw 30 Lis - 17:42
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Anne Möller biegła w dół stromych, kamiennych schodów, a jej chodaki odbijały się dudniącym hukiem echa po obdrapanej klatce – jeszcze przed chwilą sądziła, że znajduje się na wygranej pozycji, teraz zarówno jej ruchy, jak i myśli zdawały się być jednak tym bardziej chaotyczne, nerwowe, nieprzemyślane. Gdy palce Terje zacisnęły się zatem na jej ramieniu, wydała z siebie stłumiony okrzyk, dyszkant warunkowanego strachem przerażenia, pod siłą ruchów mężczyzny posłusznie przyległa jednak policzkiem do ściany, wierzgając się w sposób, który sugerował, że robiła to już tylko na potrzeby zachowania resztek honoru – nie chciała denerwować inspektora bardziej, niż zrobiła to dotychczas, rozumiała swoją przegraną.
– Nie mogłam stać bezczynnie. – odparła opryskliwie, jak gdyby na swoje usprawiedliwienie, zdając sobie jednak sprawę, że okienko szansy, jakie miała niespełna kilka minut temu, spopielało teraz w ogniu ostatecznej porażki, nieco opieszale pozwalając, by wokół jej nadgarstków owinęła się bransoleta metalowych kajdan. Gdy jedna z sąsiadek uchyliła ostrożnie drzwi, wyglądając na klatkę schodową zza cienkiej szpary, na jaką pozwalał zawieszony przy wejściu łańcuszek, Anne pochyliła głowę, podążając w ślad za Tordenskioldem po drabinie schodów, zgarbiona, jak gdyby na jej kark napierało faktyczne, zawstydzające jarzmo upokorzenia.
Deski podłogowe zaskrzypiały cicho, gdy Terje wraz z pochwyconą kobietą weszli z powrotem do wnętrza mieszkania, nagle zupełnie pozbawionego wrażenia uprzedniego spokoju i uprzejmej, zaściankowej ciszy. Untamo, który pozostał przed progiem sypialni, mógł tymczasem nareszcie odwzajemnić się Erklingowi, górując na nią z triumfalnym – nawet jeśli wciąż naznaczonym jeszcze cieniem nerwowego rozstrojenia – poczuciem wygranej. Mężczyzna, wyraźnie niezadowolony z pozycji, w jakiej niespodziewanie się znalazł, wykrzywił jedynie usta w paroksyzmie jawnego gniewu, wyglądając przy tym, jak wypluta na brzeg ryba, rozdymająca swe wargi, lecz niezdolna wyrazić pełni emocji, które buzowały gwałtownie w niedotlenionym krwioobiegu jej organizmu. Spróbował szarpnąć się, gdy Untamo pochylił się, by skuć jego ręce kajdankami, skutek zaklęcia utrzymywał się jednak dłużej, niż Möller by chciał, więc ostatecznie przechylił się tylko nieznacznie, wiercąc się na podłodze jak krnąbrne, nieposłuszne dziecko.
– Pożałujecie tego. – udało mu się nareszcie wypluć, gdy Terje przystanął obok Sorsy. – Niedługo zobaczycie, będziecie pluć sobie za to w brodę! – parsknął gniewnie, ostrzem wzroku wpatrując się w oficerów, po czym wydobywając z głębi gardła lepką plwocinę, która wyskoczyła zza jego warg niczym zwierzę, lądując na czubku buta Untamo. Ekspresja jego wściekłości nie miała już jednak żadnego znaczenia, rezultat sytuacji nie ulegał wszak wątpliwościom – zarówno Erkling, jak i Anne nie posiadali niczego na swoją obronę.
Po udanej akcji, zarówno Anne, jak i Erkling Möller zostali zabrani przez was na komisariat Kruczej Straży, gdzie postanowione zostaną im odpowiednie zarzuty. Za przeprowadzoną rozgrywkę przysługuje wam 40PD oraz odznaka Krucza Straż, które należy zgłosić w rozwoju postaci.
wszyscy z tematu
– Nie mogłam stać bezczynnie. – odparła opryskliwie, jak gdyby na swoje usprawiedliwienie, zdając sobie jednak sprawę, że okienko szansy, jakie miała niespełna kilka minut temu, spopielało teraz w ogniu ostatecznej porażki, nieco opieszale pozwalając, by wokół jej nadgarstków owinęła się bransoleta metalowych kajdan. Gdy jedna z sąsiadek uchyliła ostrożnie drzwi, wyglądając na klatkę schodową zza cienkiej szpary, na jaką pozwalał zawieszony przy wejściu łańcuszek, Anne pochyliła głowę, podążając w ślad za Tordenskioldem po drabinie schodów, zgarbiona, jak gdyby na jej kark napierało faktyczne, zawstydzające jarzmo upokorzenia.
Deski podłogowe zaskrzypiały cicho, gdy Terje wraz z pochwyconą kobietą weszli z powrotem do wnętrza mieszkania, nagle zupełnie pozbawionego wrażenia uprzedniego spokoju i uprzejmej, zaściankowej ciszy. Untamo, który pozostał przed progiem sypialni, mógł tymczasem nareszcie odwzajemnić się Erklingowi, górując na nią z triumfalnym – nawet jeśli wciąż naznaczonym jeszcze cieniem nerwowego rozstrojenia – poczuciem wygranej. Mężczyzna, wyraźnie niezadowolony z pozycji, w jakiej niespodziewanie się znalazł, wykrzywił jedynie usta w paroksyzmie jawnego gniewu, wyglądając przy tym, jak wypluta na brzeg ryba, rozdymająca swe wargi, lecz niezdolna wyrazić pełni emocji, które buzowały gwałtownie w niedotlenionym krwioobiegu jej organizmu. Spróbował szarpnąć się, gdy Untamo pochylił się, by skuć jego ręce kajdankami, skutek zaklęcia utrzymywał się jednak dłużej, niż Möller by chciał, więc ostatecznie przechylił się tylko nieznacznie, wiercąc się na podłodze jak krnąbrne, nieposłuszne dziecko.
– Pożałujecie tego. – udało mu się nareszcie wypluć, gdy Terje przystanął obok Sorsy. – Niedługo zobaczycie, będziecie pluć sobie za to w brodę! – parsknął gniewnie, ostrzem wzroku wpatrując się w oficerów, po czym wydobywając z głębi gardła lepką plwocinę, która wyskoczyła zza jego warg niczym zwierzę, lądując na czubku buta Untamo. Ekspresja jego wściekłości nie miała już jednak żadnego znaczenia, rezultat sytuacji nie ulegał wszak wątpliwościom – zarówno Erkling, jak i Anne nie posiadali niczego na swoją obronę.
Po udanej akcji, zarówno Anne, jak i Erkling Möller zostali zabrani przez was na komisariat Kruczej Straży, gdzie postanowione zostaną im odpowiednie zarzuty. Za przeprowadzoną rozgrywkę przysługuje wam 40PD oraz odznaka Krucza Straż, które należy zgłosić w rozwoju postaci.
wszyscy z tematu