Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999)
2 posters
Villemo Holmsen
Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:29
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wieczór kładł się powoli cieniem w Midgardzie, pojedyncze lampy uliczne niespiesznie rozpalane rozświetlały ulice miasta. A to zaczynało dźwięczeć zupełnie innym życiem iż za dnia. Światła w oknach przygaszone za pomocą firan i zasłon informowały, że to tam teraz odbywają się największe spektakle; dostępne dla nielicznych oczu. Tego wieczora to ona miała być spektaklem. Pokój już był szykowany dla ważnego klienta, który słynął z tego, że cenił sobie towarzystwo debiutantek, a te ponoć nigdy nie narzekały na noc spędzoną z tym mężczyzną. Patrząc na swoje odbicie w lustrze przygryzła lekko wargi w zdenerwowaniu i niepewności. Nie miała jeszcze wprawy, wciąż się uczyła, a starsze koleżanki w fachu nie szczędziły dobrych rad i wskazówek młodej kurtyzanie wśród dziewcząt Olafa. Układając miękkie, złociste loki na jasnych ramionach starała sobie przypomnieć wszystko co mówiły, ale każde uwagi zlewały się w jeden szmer, z którego nie potrafiła wyselekcjonować poszczególnych słów. Musiała zdać się na siebie i swoje zdolności, które przecież posiadała. W jej żyłach płynęła gorąca krew niks, taniec i śpiew były jej żywiołem. Muzyka duszą, z którą potrafiła stać się jednością oczarowując ruchem tylko nadgarstka. Sprawiając, że poza nią nikogo nie było w pomieszczeniu. To dzisiaj miała zrobić. Stać się obiektem pożądania i zapomnienia.
Niespiesznie wkroczyła do pokoju, który stał się buduarem z prawdziwego zdarzenia. Wielkie łoże z metalową ramą i baldachimem zajmowało główny punkt pomieszczenia, jedwabna pościel, miękkie poduszki kusiły swym wyglądem i przy każdym dotyku pieściły skórę. Lilije uśmiechnęła się delikatnie czując chłód materiału pod palcami. Powietrze było przesycone zapachem perfum, kwiatów i świec, wręcz odurzając przejmowało wszystkie zmysły zapraszając by się w nim zanurzyć. Zapomnieć o całym istniejącym świecie, zamknąć się w tym pokoju i nie wychodzić z niego aż do świtania.
Ubrana w zwiewną suknię, przewiązaną w talii tasiemką podeszła do wazonu pełnego lilii z przyjemnością wciągając ich zapach. Kusił, tak jak ona dziś miała kusić każdym spojrzeniem, ruchem i wypowiedzianym słowem. Musiała pamiętać kim jest i jaki efekt chce osiągnąć. Spełnienie.
Uruchomiła gramofon, z którego tuby wydobyła się cicha melodia, przymknęła oczy wsłuchując się w przyjemny śpiew skrzypiec. Ciało zaczęło poruszać się w jej rytm, dłoń niespiesznie w górę, a światło zagrało na posypanej drobinkami złota skórze. Noga wysunięta do przodu i zwinny oraz delikatny na niej obrót. Materiał sukienki zaszeleścił wokół jej ud ukazując zapięcie pasa do pończoch i ich jasną koronkę. Muzyka stawała się jej oddechem, który prowadził w kolejnych krokach i ruchach dłoni, nieznacznych, ale jakże pełnych gracji i motylej delikatności.
Rozpoczęła wodny taniec.
Niespiesznie wkroczyła do pokoju, który stał się buduarem z prawdziwego zdarzenia. Wielkie łoże z metalową ramą i baldachimem zajmowało główny punkt pomieszczenia, jedwabna pościel, miękkie poduszki kusiły swym wyglądem i przy każdym dotyku pieściły skórę. Lilije uśmiechnęła się delikatnie czując chłód materiału pod palcami. Powietrze było przesycone zapachem perfum, kwiatów i świec, wręcz odurzając przejmowało wszystkie zmysły zapraszając by się w nim zanurzyć. Zapomnieć o całym istniejącym świecie, zamknąć się w tym pokoju i nie wychodzić z niego aż do świtania.
Ubrana w zwiewną suknię, przewiązaną w talii tasiemką podeszła do wazonu pełnego lilii z przyjemnością wciągając ich zapach. Kusił, tak jak ona dziś miała kusić każdym spojrzeniem, ruchem i wypowiedzianym słowem. Musiała pamiętać kim jest i jaki efekt chce osiągnąć. Spełnienie.
Uruchomiła gramofon, z którego tuby wydobyła się cicha melodia, przymknęła oczy wsłuchując się w przyjemny śpiew skrzypiec. Ciało zaczęło poruszać się w jej rytm, dłoń niespiesznie w górę, a światło zagrało na posypanej drobinkami złota skórze. Noga wysunięta do przodu i zwinny oraz delikatny na niej obrót. Materiał sukienki zaszeleścił wokół jej ud ukazując zapięcie pasa do pończoch i ich jasną koronkę. Muzyka stawała się jej oddechem, który prowadził w kolejnych krokach i ruchach dłoni, nieznacznych, ale jakże pełnych gracji i motylej delikatności.
Rozpoczęła wodny taniec.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:29
Gdy szumną młodość wyparła względnie stateczna dorosłość, podziemia Besettelse przestały oglądać Tordenskiolda z regularnością godną najprawdziwszego rozpustnika, zamiast tego pozwalając mu przejąć rolę konesera rozsmakowanego w kuszących gibkością i nieskażonych wyrachowaną rutyną debiutantek, którym później wedle własnego uznania podsuwał zagranicznych dygnitarzy, by wieczorami wypełnionymi wykwintnymi trunkami i rozpustnymi rozrywkami zmiękczać ich przed negocjacjami mającymi zaskarbić mu miano najprawdziwszego rekina biznesu. Nie musiał kupować obrazów, nie pragnąc rozpraszających scenerii rodem z najpiękniejszych słów, a rzeczywistości, w której kurtyzana nie była Wenus mamiącą go spomiędzy szumu fal i piany morskiej, lecz wciąż potrafiła zachwycić tak, by żaden śmiertelnik nawet nie wybiegał myślami w stronę antycznej bogini. Czy najnowsza z podopiecznych Olafa potrafiła sprostać podobnym oczekiwaniom? Słyszał o magicznej krwi krążącej w jej żyłach, słyszał o dziedzictwie niks, którego ona, murami galerii odcięta od jeziora, podobno była doskonałym przykładem - nie byłby sobą, gdyby nie postanowił się o tym przekonać osobiście.
Ostatnie tygodnie wypełnione były zgryzotą wywołaną nieodwołalnością przeznaczenia i rozdzierającym serce płaczem Dahlii, która pożegnawszy syna w progach świątyni, przybrała żałobną czerń po dziecku, które życie poświęcić miało służbie Odynowi i w samotności rozpaczała nad stratą, która w równej mierze dotykała Halvarda, teraz odcinającego się od domowej codzienności na rzecz godzin strawionych w dyrektorskim gabinecie w Oslo. Zaciskając szczęki do bólu, by milczeć uparcie, uciekał w cierpliwe ramiona kariery, stając się coraz bardziej nieobecną figurą w pełnym przepychu domu na przedmieściach Midgardu, lecz wciąż nie potrafił i nie chciał potrafić przejść do porządku dziennego nad utraconym synem, który choć wciąż żył i miał się dobrze - tak nigdy nie miał być już jego dziedzicem. Tego wieczoru nie chciał już błądzić myślami po ślepych uliczkach własnej jaźni, nie chciał rozważać, kalkulować, snuć domysłów ani zastanawiać się, uległ więc pokusie, która wisiała nad nim od czasu otrzymania interesującej wiadomości od Olafa i zawitał w owianych tajemnicą podziemiach, szukając ukojenia zszarganych nerwów i oderwania od wszystkiego, co zostawiał za drzwiami przygotowanych dla niego komnat.
Od wejścia niespiesznie powiódł spojrzeniem po wnętrzu, które jednak szybko utraciło jego uwagę, gdy złociste loki zalśniły w przygaszonym świetle, a w nozdrzach zagościł zapach lilii wymieszany z zupełnie nową wonią perfum, tak odmiennych od tych, do których był przyzwyczajony na co dzień i od tych, o których nie chciał myśleć, luzując materiał muszki niemalże nonszalanckim, choć wciąż doskonale wymierzonym gestem. Miękkie dźwięki muzyki płynęły wprost z gramofonu, a zwiewny materiał sukni poruszał się lekko w rytm kolejnych kroków nieznanego mu tańca, od którego za żadne skarby świata nie chciał odrywać spojrzenia - lecz wciąż, zrobił to, kierując swe kroki do niewielkiego barku, zamierzając sycić się tym wieczorem powoli i do syta.
- Napijesz się ze mną wina, Lilije? - zapytał retorycznie, podejmując za nią decyzję. Z kryształowej karafki nalał rubinowego trunku do dwóch kielichów, z których jeden wyciągnął w stronę dziewczyny w zachęcającym geście, pozwalając przez parę chwil myślom krążyć wokół tego, co czuła ona, gdy drzwi komnat zamknięto, każąc jej na nowo odzierać się z resztek niewinności. Czy była speszona, poddenerwowana, czy wprost przeciwnie, rozkwitała w czujnym spojrzeniu, jakim śledził każdy jej gest i każdy wyzierający spod sukni kawałek alabastrowej skóry lub skrawek koronki? Zasiadł na pobliskiej sofie, nim upił łyk wina idealnie wpisującego się w jego gusta i raz jeszcze utkwił spojrzenie błękitnych tęczówek w jasnowłosej, gotów skupić się na spektaklu, który miał mieć tylko jedną gwiazdę kameralnej sceny i tylko jednego widza. - Chciałbym, byś dla mnie zaśpiewała - wyraził swoje życzenie, przebieg reszty wieczoru pozostawiając jednocześnie w jej rękach, wciąż ciekaw tego, jak głośno w jej żyłach potrafiła wybrzmieć krew niks.
Ostatnie tygodnie wypełnione były zgryzotą wywołaną nieodwołalnością przeznaczenia i rozdzierającym serce płaczem Dahlii, która pożegnawszy syna w progach świątyni, przybrała żałobną czerń po dziecku, które życie poświęcić miało służbie Odynowi i w samotności rozpaczała nad stratą, która w równej mierze dotykała Halvarda, teraz odcinającego się od domowej codzienności na rzecz godzin strawionych w dyrektorskim gabinecie w Oslo. Zaciskając szczęki do bólu, by milczeć uparcie, uciekał w cierpliwe ramiona kariery, stając się coraz bardziej nieobecną figurą w pełnym przepychu domu na przedmieściach Midgardu, lecz wciąż nie potrafił i nie chciał potrafić przejść do porządku dziennego nad utraconym synem, który choć wciąż żył i miał się dobrze - tak nigdy nie miał być już jego dziedzicem. Tego wieczoru nie chciał już błądzić myślami po ślepych uliczkach własnej jaźni, nie chciał rozważać, kalkulować, snuć domysłów ani zastanawiać się, uległ więc pokusie, która wisiała nad nim od czasu otrzymania interesującej wiadomości od Olafa i zawitał w owianych tajemnicą podziemiach, szukając ukojenia zszarganych nerwów i oderwania od wszystkiego, co zostawiał za drzwiami przygotowanych dla niego komnat.
Od wejścia niespiesznie powiódł spojrzeniem po wnętrzu, które jednak szybko utraciło jego uwagę, gdy złociste loki zalśniły w przygaszonym świetle, a w nozdrzach zagościł zapach lilii wymieszany z zupełnie nową wonią perfum, tak odmiennych od tych, do których był przyzwyczajony na co dzień i od tych, o których nie chciał myśleć, luzując materiał muszki niemalże nonszalanckim, choć wciąż doskonale wymierzonym gestem. Miękkie dźwięki muzyki płynęły wprost z gramofonu, a zwiewny materiał sukni poruszał się lekko w rytm kolejnych kroków nieznanego mu tańca, od którego za żadne skarby świata nie chciał odrywać spojrzenia - lecz wciąż, zrobił to, kierując swe kroki do niewielkiego barku, zamierzając sycić się tym wieczorem powoli i do syta.
- Napijesz się ze mną wina, Lilije? - zapytał retorycznie, podejmując za nią decyzję. Z kryształowej karafki nalał rubinowego trunku do dwóch kielichów, z których jeden wyciągnął w stronę dziewczyny w zachęcającym geście, pozwalając przez parę chwil myślom krążyć wokół tego, co czuła ona, gdy drzwi komnat zamknięto, każąc jej na nowo odzierać się z resztek niewinności. Czy była speszona, poddenerwowana, czy wprost przeciwnie, rozkwitała w czujnym spojrzeniu, jakim śledził każdy jej gest i każdy wyzierający spod sukni kawałek alabastrowej skóry lub skrawek koronki? Zasiadł na pobliskiej sofie, nim upił łyk wina idealnie wpisującego się w jego gusta i raz jeszcze utkwił spojrzenie błękitnych tęczówek w jasnowłosej, gotów skupić się na spektaklu, który miał mieć tylko jedną gwiazdę kameralnej sceny i tylko jednego widza. - Chciałbym, byś dla mnie zaśpiewała - wyraził swoje życzenie, przebieg reszty wieczoru pozostawiając jednocześnie w jej rękach, wciąż ciekaw tego, jak głośno w jej żyłach potrafiła wybrzmieć krew niks.
Villemo Holmsen
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:29
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Debiutowała, ale nie w wielkich salach, w przepychu ociekającym złotem wśród gwarów rozmów i dużych uśmiechów. Miała mieć jedynego krytyka, w osobie mężczyzny zwanego w podziemiach “Koneserem”. Gdy rozeszła się wieść kto ma być dziś jej klientem parę oczu zalśniło iskrą zazdrości. Wyróżnienie i jednocześnie próba. Lilije mogła zaistnieć, ale równie dobrze stoczyć się na samo dno. Jedna noc, mogła zadecydować o całym jej losie.
Serce zabiło mocniej gdy wkroczył do środa, a ona zawirowała ukazując jasną skórę ud w tańcu, który hipnotyzował każdym jej gestem. Nie patrzyła na niego, nie zatrzymywała dłużej wzroku chcąc aby skupił się na jej ruchach, by podążał wzrokiem wytyczoną ścieżką wodnego tańca. Drgała na delikatnej nici tajemniczości i nieznanego. Świeży kwiat, który jeszcze nie rozkwitł, a mężczyzna miał rozchylić płatki, za którymi mógł znaleźć czystą rozkosz. Czy będzie wstanie mu ją dać? Czy opadnie w ramionach niksy spełniając swoje pragnienia?
Daleko było jej do doświadczonych dziewczyn, które jednym spojrzeniem potrafiły zniewolnić mężczyznę. Nie znała wszystkich sztuczek, choć wiele rad usłyszała nim wkroczyła do pokoju.
Drzwi za nim się zamknęły.
Teraz zdana była jedynie na siebie i swoje umiejętności. Była aktorką, na scenie czarowała głosem i każdym ruchem, sprawiając, że nie odrywali od niej spojrzeń. Wszyscy. Zarówno kobiety i mężczyźni chłonęli każdy gest, ruch warg, dźwięk słów jakie wypowiadała.
Płynęła w jego stronę by ując w smukłe palce kielich z rubinowym płynem.
Była wodnym demonem, który kusił mężczyzn, wciągał w głębiny toni gdzie upici szczęściem oddawali ostatnie tchnienie.
Ukłoniła się głęboko w podzięce nadal nie wypowiadając ani słowa. Upiła za to łyk wina, a gdy usiadł niespiesznie zajęła miejsce u jego stóp. Opuściła szare spojrzenie odstawiając kielich na bok.
Nie dotykała klienta.
Choć była blisko, że niemal muskała swym ciałem jego kolana.
Gdy na powrót uniosła wzrok obdarzyła galdra płynnym srebrem swych oczu. Atmosfera zgęstniała, jak gdyby jezioro zaszło tajemniczą mgłą, w której miał ujrzeć prawdziwe cuda godne tylko jego uwagi.
Wyraził życzenie, a ona je spełni.
Najpierw była cicha nuta, która przywodziła na myśl odległe i pokryte śniegiem lasy Skandynawii, a nad nimi granatowe niebo pełne gwiazd. Zaraz za tym słowa i aksamitny dźwięk jej głosu, z lekkim brzmieniem dzikiej natury jaka płynęła w jej żyłach.
Spokojna melodia, która miała być prawie kołysanką, a jednak stanowiła opowieść, której chciało się słuchać, a nie przy niej zasypiać.
Srebro oczu wydawało się być wręcz nienaturalne gdy śpiewała czystym, pełnym głosem. Opowiadała o wilkach, o dzikości natury i jej pięknie. O tym czym sama była.
Niebezpieczeństwem zaklętym w porcelanowym ciele.
Śpiewając wyciągnęła w jego stronę delikatną dłoń, dając mu wybór.
Mógł podążyć za nią w rytm melodii pieśni, przejść przez bramy i wkroczyć w świat niksy lub zostać na kanapie z winem dłoni i możliwością pójścia dalej.
Wystarczyło, że ujmie jej dłoń.
Serce zabiło mocniej gdy wkroczył do środa, a ona zawirowała ukazując jasną skórę ud w tańcu, który hipnotyzował każdym jej gestem. Nie patrzyła na niego, nie zatrzymywała dłużej wzroku chcąc aby skupił się na jej ruchach, by podążał wzrokiem wytyczoną ścieżką wodnego tańca. Drgała na delikatnej nici tajemniczości i nieznanego. Świeży kwiat, który jeszcze nie rozkwitł, a mężczyzna miał rozchylić płatki, za którymi mógł znaleźć czystą rozkosz. Czy będzie wstanie mu ją dać? Czy opadnie w ramionach niksy spełniając swoje pragnienia?
Daleko było jej do doświadczonych dziewczyn, które jednym spojrzeniem potrafiły zniewolnić mężczyznę. Nie znała wszystkich sztuczek, choć wiele rad usłyszała nim wkroczyła do pokoju.
Drzwi za nim się zamknęły.
Teraz zdana była jedynie na siebie i swoje umiejętności. Była aktorką, na scenie czarowała głosem i każdym ruchem, sprawiając, że nie odrywali od niej spojrzeń. Wszyscy. Zarówno kobiety i mężczyźni chłonęli każdy gest, ruch warg, dźwięk słów jakie wypowiadała.
Płynęła w jego stronę by ując w smukłe palce kielich z rubinowym płynem.
Była wodnym demonem, który kusił mężczyzn, wciągał w głębiny toni gdzie upici szczęściem oddawali ostatnie tchnienie.
Ukłoniła się głęboko w podzięce nadal nie wypowiadając ani słowa. Upiła za to łyk wina, a gdy usiadł niespiesznie zajęła miejsce u jego stóp. Opuściła szare spojrzenie odstawiając kielich na bok.
Nie dotykała klienta.
Choć była blisko, że niemal muskała swym ciałem jego kolana.
Gdy na powrót uniosła wzrok obdarzyła galdra płynnym srebrem swych oczu. Atmosfera zgęstniała, jak gdyby jezioro zaszło tajemniczą mgłą, w której miał ujrzeć prawdziwe cuda godne tylko jego uwagi.
Wyraził życzenie, a ona je spełni.
Najpierw była cicha nuta, która przywodziła na myśl odległe i pokryte śniegiem lasy Skandynawii, a nad nimi granatowe niebo pełne gwiazd. Zaraz za tym słowa i aksamitny dźwięk jej głosu, z lekkim brzmieniem dzikiej natury jaka płynęła w jej żyłach.
Spokojna melodia, która miała być prawie kołysanką, a jednak stanowiła opowieść, której chciało się słuchać, a nie przy niej zasypiać.
Srebro oczu wydawało się być wręcz nienaturalne gdy śpiewała czystym, pełnym głosem. Opowiadała o wilkach, o dzikości natury i jej pięknie. O tym czym sama była.
Niebezpieczeństwem zaklętym w porcelanowym ciele.
Śpiewając wyciągnęła w jego stronę delikatną dłoń, dając mu wybór.
Mógł podążyć za nią w rytm melodii pieśni, przejść przez bramy i wkroczyć w świat niksy lub zostać na kanapie z winem dłoni i możliwością pójścia dalej.
Wystarczyło, że ujmie jej dłoń.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:29
Jedna noc. Rzadko kiedy wracał po więcej, świeżość doświadczeń ceniąc sobie ponad wyuczone w biegu powtarzających się spotkań zachowania, które choć miały na celu nic innego jak zwiększenie jego własnej przyjemności i udowodnienie, że kurtyzany z Besettelse potrafiły perfekcyjnie wpisać się w jego gusta, tak ograbiały zbliżenie z ułudnej szczerości, wciąż jeszcze niewypartej przez wyrachowanie, gdy kształtne biodra poruszały się w sobie tylko znanym rytmie, nieznającym jego prywatnych preferencji. Jedna noc, tylko tyle i aż tyle, póki wciąż byli sobie wzajemnie obcy i zmieniać się to nie miało.
Nie musiała na niego patrzeć, wystarczyło, że on patrzył na nią - że widział ją. Nie spieszył się donikąd, dawno za sobą mając czasy, gdy kłębiąca się w lędźwiach namiętność domagała się spełnienia szybkiego i gwałtownego. Dziś pragnął cieszyć się dedykowanym jego osobie spektaklem, obserwować łakomym wzrokiem każdy z ruchów gibkiego ciała, śledzić spojrzeniem gładkość wyzierającej spod materiału skóry - i pozwalać apetytowi rosnąć w miarę jedzenia, nim egoistyczne zachcianki i prymarne instynkty wezmą górę, nakazując mu uczynić Lilje swoją, nawet jeśli ten tytuł własnościowy miał wygasnąć wraz z nadejściem kolejnego dnia. Wrodzona lekkość każdego z jej kroków i każdego z jej gestów hipnotyzowała, a on nie opierał się magnetyzmowi, który nakazywał skupić na młodej dziewczynie całą swoją uwagę i nie spuszczać jej z oka ani na chwilę, jakby w obawie, że pomiędzy kolejnymi taktami muzyki rozpłynie się w powietrzu niczym senna mara, zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Pożądał tej iluzji, magii w jej krwi, która brała górę i mieszała w głowach śmiertelnikom - niech miesza, tej nocy niczego nie pragnął bardziej niż zapomnienia o całym znanym mu świecie i tkwienia w słodkim niebycie, który choć musiał kiedyś minąć, tak obiecywał wytchnienie od trosk, które spędzały mu sen z powiek. Właśnie ona, płynąca w eterycznym tańcu Lilje, miała być mu trafną odpowiedzią, idealnym rozwiązaniem, cudownym panaceum; choć wiedzieć nie mogła jak wielkie nadzieje nieświadomie pokładał w dziedzictwie jej genów i jędrności młodego ciała, a on wyjawiać tego nie zamierzał.
Krótki uśmiech wygiął męskie usta, gdy złotowłosa ujęła wręczony jej kielich i ukłoniła się w podzięce, choć sam nie odezwał się już słowem, racząc się rubinowym trunkiem i obserwując z zadowoleniem jak dziewczyna opada miękko na posadzkę nieopodal jego stóp. Choć początkowo siedział na sofie wygodnie oparty, tak gdy uniosła srebrne spojrzenie ku jego oczom, a spomiędzy pełnych i kuszących miękkością warg zgodnie z jego życzeniem wydobył się czysty i przenikający go na wskroś śpiew, upił ostatni łyk wina i odstawił kielich na pobliski stolik, by nie walczyć już dłużej z odruchem, który teraz ciągnął jego ciało do przodu, w jej stronę. Pochylił się więc niespiesznie, porzucając nonszalancką pozę i jednym z łokci wspierając się na własnym kolanie, by być bliżej otaczającego ją kwiatowego zapachu, bliżej ciemniejącego srebra jej tęczówek, bliżej aksamitnej pieśni, opowiadającej historię dzikiej i nieujarzmionej natury, pięknej w swej surowości, choć równie zdradzieckiej. Wciąż nie złamał bariery dotyku, choć czuł wyraźnie ciepło bijące z kruchej sylwetki, a poza, w której zastygł, przywodziła na myśl żeglarza pochylającego się przez burtę tuż nad lustrem zdradzieckiej wody, w której toń niksa miała go wciągnąć. Nie opierał się, pozwalał zmysłowemu śpiewowi prowadzić się przez lasy i zaspy śnieżne, pod rozgwieżdżonym mnogością konstelacji niebem Skandynawii aż nad jezioro, nad którego brzegiem zaoferowała mu własną dłoń, gładką i tak drobną w porównaniu z jego własną.
Ujął ją bez wahania.
Nie musiała na niego patrzeć, wystarczyło, że on patrzył na nią - że widział ją. Nie spieszył się donikąd, dawno za sobą mając czasy, gdy kłębiąca się w lędźwiach namiętność domagała się spełnienia szybkiego i gwałtownego. Dziś pragnął cieszyć się dedykowanym jego osobie spektaklem, obserwować łakomym wzrokiem każdy z ruchów gibkiego ciała, śledzić spojrzeniem gładkość wyzierającej spod materiału skóry - i pozwalać apetytowi rosnąć w miarę jedzenia, nim egoistyczne zachcianki i prymarne instynkty wezmą górę, nakazując mu uczynić Lilje swoją, nawet jeśli ten tytuł własnościowy miał wygasnąć wraz z nadejściem kolejnego dnia. Wrodzona lekkość każdego z jej kroków i każdego z jej gestów hipnotyzowała, a on nie opierał się magnetyzmowi, który nakazywał skupić na młodej dziewczynie całą swoją uwagę i nie spuszczać jej z oka ani na chwilę, jakby w obawie, że pomiędzy kolejnymi taktami muzyki rozpłynie się w powietrzu niczym senna mara, zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Pożądał tej iluzji, magii w jej krwi, która brała górę i mieszała w głowach śmiertelnikom - niech miesza, tej nocy niczego nie pragnął bardziej niż zapomnienia o całym znanym mu świecie i tkwienia w słodkim niebycie, który choć musiał kiedyś minąć, tak obiecywał wytchnienie od trosk, które spędzały mu sen z powiek. Właśnie ona, płynąca w eterycznym tańcu Lilje, miała być mu trafną odpowiedzią, idealnym rozwiązaniem, cudownym panaceum; choć wiedzieć nie mogła jak wielkie nadzieje nieświadomie pokładał w dziedzictwie jej genów i jędrności młodego ciała, a on wyjawiać tego nie zamierzał.
Krótki uśmiech wygiął męskie usta, gdy złotowłosa ujęła wręczony jej kielich i ukłoniła się w podzięce, choć sam nie odezwał się już słowem, racząc się rubinowym trunkiem i obserwując z zadowoleniem jak dziewczyna opada miękko na posadzkę nieopodal jego stóp. Choć początkowo siedział na sofie wygodnie oparty, tak gdy uniosła srebrne spojrzenie ku jego oczom, a spomiędzy pełnych i kuszących miękkością warg zgodnie z jego życzeniem wydobył się czysty i przenikający go na wskroś śpiew, upił ostatni łyk wina i odstawił kielich na pobliski stolik, by nie walczyć już dłużej z odruchem, który teraz ciągnął jego ciało do przodu, w jej stronę. Pochylił się więc niespiesznie, porzucając nonszalancką pozę i jednym z łokci wspierając się na własnym kolanie, by być bliżej otaczającego ją kwiatowego zapachu, bliżej ciemniejącego srebra jej tęczówek, bliżej aksamitnej pieśni, opowiadającej historię dzikiej i nieujarzmionej natury, pięknej w swej surowości, choć równie zdradzieckiej. Wciąż nie złamał bariery dotyku, choć czuł wyraźnie ciepło bijące z kruchej sylwetki, a poza, w której zastygł, przywodziła na myśl żeglarza pochylającego się przez burtę tuż nad lustrem zdradzieckiej wody, w której toń niksa miała go wciągnąć. Nie opierał się, pozwalał zmysłowemu śpiewowi prowadzić się przez lasy i zaspy śnieżne, pod rozgwieżdżonym mnogością konstelacji niebem Skandynawii aż nad jezioro, nad którego brzegiem zaoferowała mu własną dłoń, gładką i tak drobną w porównaniu z jego własną.
Ujął ją bez wahania.
Villemo Holmsen
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:30
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Stawała się zapomnieniem. W jednym pokoju. W jedną noc sprawić miała, że cały świat przestanie istnieć. Piękność odbierająca rozum i odzierająca z całego wstydu pozostawiając jedynie pragnienia.
Niczym syrena skusiła go by wychylił się poza burtę bezpieczeństwa i spojrzał w toń jej oczu, płynnego srebra, które zapowiadało rejs w nieznane.
Ujął jej dłoń.
Krucha, delikatna a jednocześnie zdawała się nieść siłę, wręcz nieludzką.
Tym przecież była, wodnym demonem.
Na malinowych ustach pojawił się czarujący uśmiech niosący obietnicę odkrywania nieznanego. Łączyły ich tylko palce gdy powoli wstała z ziemi prowadząc go za sobą. Zdawało się, że znajdują się na samym dnie jeziora gdzie właśnie odbywał się spektakl dla mężczyzny.
Światło przenikało przez cienki materiał sukienki ukazując linie kobiecego ciała, zgięcia i krągłości, które niewidoczne a jednak tak wyraźne wciąż były poza jego zasięgiem. Przystanęła na środku pomieszczenia, które skrywało wiele miejsce, a jednak do żadnego z nich nie podeszła.
-Zamknij oczy… - Wypowiedziała aksamitnym głosem wibrującym w dole krtani. Aura wokół niej gęstniała z każdą minutą, oplatając mężczyznę niczym jedwabny szal opadający na ramiona. Przystanęła bliżej niego czekając aż zamknie oczy, a gdy to zrobił, gdy posłuchał niksy była już tak blisko, że przy każdym oddechu piersi jej delikatnie muskały jego tors. Uniosła dłonie na wysokość twarzy klienta, ale nie dotknęła jej - trzymając opuszki palców na milimetry od męskiej skóry drażniła i niosła obietnicę spełnienia pobudzając wszystkie jego zmysły.
Wciąż trochę niepewna, nie wiedząca na ile może sobie pozwolić badała teren, sprawdzała, w którym momencie swojego pragnienia jest mężczyzna. Opuściła dłoń na jego ramię i niespiesznie zaznaczała ścieżkę dłonią okrążając go, a szelest sukni szedł wraz z nią, był wyraźny, aż w pewnym momencie znikł.
Pozostał zapach.
Mieszanina lilii oraz orzeźwiającej wody i kropel rosy na liściach.
-Otwórz oczy… - Powtórzyła zmysłowo przeciągając sylaby.
Niczym syrena skusiła go by wychylił się poza burtę bezpieczeństwa i spojrzał w toń jej oczu, płynnego srebra, które zapowiadało rejs w nieznane.
Ujął jej dłoń.
Krucha, delikatna a jednocześnie zdawała się nieść siłę, wręcz nieludzką.
Tym przecież była, wodnym demonem.
Na malinowych ustach pojawił się czarujący uśmiech niosący obietnicę odkrywania nieznanego. Łączyły ich tylko palce gdy powoli wstała z ziemi prowadząc go za sobą. Zdawało się, że znajdują się na samym dnie jeziora gdzie właśnie odbywał się spektakl dla mężczyzny.
Światło przenikało przez cienki materiał sukienki ukazując linie kobiecego ciała, zgięcia i krągłości, które niewidoczne a jednak tak wyraźne wciąż były poza jego zasięgiem. Przystanęła na środku pomieszczenia, które skrywało wiele miejsce, a jednak do żadnego z nich nie podeszła.
-Zamknij oczy… - Wypowiedziała aksamitnym głosem wibrującym w dole krtani. Aura wokół niej gęstniała z każdą minutą, oplatając mężczyznę niczym jedwabny szal opadający na ramiona. Przystanęła bliżej niego czekając aż zamknie oczy, a gdy to zrobił, gdy posłuchał niksy była już tak blisko, że przy każdym oddechu piersi jej delikatnie muskały jego tors. Uniosła dłonie na wysokość twarzy klienta, ale nie dotknęła jej - trzymając opuszki palców na milimetry od męskiej skóry drażniła i niosła obietnicę spełnienia pobudzając wszystkie jego zmysły.
Wciąż trochę niepewna, nie wiedząca na ile może sobie pozwolić badała teren, sprawdzała, w którym momencie swojego pragnienia jest mężczyzna. Opuściła dłoń na jego ramię i niespiesznie zaznaczała ścieżkę dłonią okrążając go, a szelest sukni szedł wraz z nią, był wyraźny, aż w pewnym momencie znikł.
Pozostał zapach.
Mieszanina lilii oraz orzeźwiającej wody i kropel rosy na liściach.
-Otwórz oczy… - Powtórzyła zmysłowo przeciągając sylaby.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:30
- W jaką grę grasz, Lilje? - aksamitny baryton wybijał się niewiele ponad szept, a jednak w gęstniejącej z każdą chwilą atmosferze wybrzmiał z doskonałą dla jej uszu słyszalnością. Delikatny dotyk dłoni drażnił w sposób tak niewinny, lecz jednocześnie pozwalający rozpuścić myśli w cztery strony świata i zachęcający wyobraźnię do wzmożonego działania. Pozwalał jej na to, wciąż ciekaw jej kolejnego kroku, wciąż jeszcze wstrzymując na wodzy własne pragnienia domagające się dojścia do głosu, gdy upajający zapach lilii wodnych i miękkiej skóry roztaczał się wokół kruchej sylwetki dziewczęcia. Po chwili uchylił powieki, instynktownie szukając jej wzrokiem, lecz wciąż odmawiając sobie ulegnięcia odruchowi zaciśnięcia palców wokół jej wątłego nadgarstka i przytrzymania jej przy sobie. - Pokaż mi prawdziwą siebie, właśnie taką jaką jesteś, gdy nie otacza cię mnogość cudzych spojrzeń - czuł jak krtań zaciska się w niewidzialnym imadle narastającego pożądania, czyniąc wypowiadane przez niego słowa bardziej chrapliwymi. Chciał patrzeć i widzieć jako ten jedyny i ten pierwszy jak zwodniczy czar płynący w jej krwi przeobraża ją z na pozór niewinnej istoty w demona znającą hipnotyczną moc swojego dziedzictwa. Czy miała świadomość tego jak wielki wpływ mogła wywrzeć na drugim człowieku? Czy potrafiła gestem, słowem i ruchem rozpalić do czerwoności? W normalnych okolicznościach, poza murami Besettelse za żadne skarby świata nie pozwoliłby sobie na dobrowolne wystawianie się na pokuszenie i zdanie się na łaskę kobiety, która w parę chwil była w stanie zmącić jego myśli bezpowrotnie i zdeptać obcasem resztki zdrowego rozsądku, zbyt obsesyjnie dbając o to, by zawsze mieć wszystko pod kontrolą, teraz jednak w odpowiednio opłaconej prywatności mógł poluzować konwenanse, wypuścić z dłoni wodze, pozwolić sobie na odpoczynek i zapomnienie.
Villemo Holmsen
Re: Wodny taniec (V. Holmsen & H. Tordenskiold, grudzień 1999) Czw 30 Lis - 14:30
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Villemo i Halvard z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach