:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg
2 posters
Villemo Holmsen
01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:56
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
01.02.2001
List od Olafa nie był czymś czego się spodziewała, ale kiedy przeczytała gazetę, zaczęła łączyć pewne fakty. Pamiętała ich ostatnią rozmowę, w której wspominał, że ma pewien plan, ale nie chciał zbyt wiele zdradzać. Złożył obietnicę, że powie jej jako pierwszej. Nie wierzyła mu. Słowa te niosły słodkie zapewnienia, których nigdy się nie spełnia. Czytając list, zaczęła się zastanawiać czy źle oceniła właściciela galerii. Zaraz jednak pokręciła głową - to tylko gra - zawsze tak było. Ciekawość rosła w niej z każdą minuta, z każdym momentem gdy szykowała się do wyjścia. Miała nałożyć kolczyki, które teraz spoczywały w szkatułce, ale niemal codziennie je nosiła. Dziwna siła, cały czas powtarzała jej, że powinna to robić. Nie zdawała sobie sprawy co dokładnie nią kieruje. Diamenty zaiskrzyły się w promieniach zimowego słońca, które wpadało przez okna sypialni długimi, świetlistymi smugami. Spryskując skronie oraz skórę za uszami, nowa wodą, o zapachu bryzy morskiej i lilii, ubrała niebieski, zimowy płaszcz. Zdecydowanie cieplejszy był od delikatnej sukienki. Poprawiając złote pukle włosów opuściła mieszkanie zmierzając w stronę ulicy Literackiej. Miała jeszcze chwilę czasu, więc podeszła do sprzedawcy, aby zakupić kawę na wynos, którą ujęła w obydwie dłonie. Choć mniej odczuwała zimno niż przecięty galdr, tak potrafiło ono wdzierać się zza ubranie i drażnić delikatną skórę.
Stoiska z książkami kusiły, więc ulegała na chwilę słabości jaką żywiła do opowieści zatrzymanych w literach, pośród wielu stronic. Zatrzymała się przy jednej z księgarń i wbiła szare spojrzenie w tytuły jakie w sobie nosiła. Część z nich doskonale znała, były to klasyki, o których każdy słyszał, inne reklamowane były w prasie jako odkrycia roku, a jeszcze inne należały do niszowej literatury, która miała swoich wiernych czytelników. Spojrzenie niksy przykuł mały tomik poezji. Odstawiła kawę na chwilę na bok, aby się mu przyjrzeć.
Jak przekwitła zieloność w kufrze farb,
takie są liście te suche, tępe i brzydkie,
za dojrzałymi kielichami kwiatów ulatnia się niebieski szał,
odzwierciedlający się w nich tylko skrycie.
Odbijają go w załzawionych kształtach i niewyraźnie,
jakby chciały go zgubić nawet,
jak w starych niebieskich papierach listowych
chowają się w nich żółte, fioletowe i szare ślady.
Nie znała autora tego wiersza, ale było w jego dziele coś lekkiego, ulotnego, trochę naiwnego. Uśmiechnęła się do własnych myśli, pozwalając, na tą krótką chwilę, aby romantyczność autora osiadła na cienkich strunach jej świadomości. Miała słabość do poezji, czytając ją słyszał rytm i melodię, tak jak w muzyce, która była esencją jej życia.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:56
Pojawiał się tak jak zawsze, wolnym krokiem przemierzając zmrożone na kość ulice Midgardu. Wzrok ludzi jakby chętniej spoglądał w jego stronę, razem z młodą blondynkę chętnie uśmiechającą się w kierunku dostojnika. Winić mógł artykuł porannej prasy, w którym to wspomnienie nie tylko o jego miłostkach, ale i nabytej inwestycji, musiało zapaść w pamięć postronnych widzów. Nie zapatrywał się jednak nader długo na dziewczę, łagodnie tylko muskając je spojrzeniem, aż dotarł do punktu niedalekiego teatrowi, w którym to spotkać miał się z personą znacznie mu bliższą w ten chory i nieprawidłowy sposób — pragnący jej rychłego upadku, wzmożonej kontroli nad cechami tak wyjątkowymi, że ledwo jednostki mogłyby mierzyć się z próbami obrony. Olafowi się to nie udało, choć odebrał już swoją zemstę. W diamencie kolczyków noszonych przez kobietę zawarty był czar paskudny i igrający z nią w sposoby niezrównane innym. Tylko czemu w całym swoim sukcesie nie widział już radości?
Stanął za swoją towarzyszką, spojrzeniem omiótł jej płaszcz i włosy, nim nie zapatrzył się przez ramię na jej ciekawość. Być może czułym węchem poznała już drogie perfumy, którymi nacierał swoją szyję, być może tempo jego kroku było jej znajome na tyle, by po skrzypnięciu wydeptanego śniegu wiedzieć z kim będzie mieć do czynienia. Być może.
— Nagle jednak wydaje się, że niebieskość się odradza w jednym z kielichów kwiata i widać już jak tkliwy niebieski z zielonym się przeplata — wyrecytował ostatnie wersy wiersza, który znajdował się pod szarością jej stalówek. Spokojnym ledwo tonem, nie wystając dalej własnymi rozważaniami na temat jego interpretacji, dał ledwo znać o swojej własnej obecności, na wypadek tylko, gdyby jeszcze nie wiedziała.
— Pięknie wyglądasz, Villemo — kiwnął jej głową na przywitanie, nie skupiając więcej uwagi na otoczeniu. Niebieskość płaszcza skutecznie odwracała uwagę. — Dziękuję, że przyszłaś. Chciałbym ci coś pokazać — dłonią wskazał kierunek, w jakim mają się udać, na wszelki wypadek oferując kobiecie swoje ramię, jeśli pragnęłaby się o nie wesprzeć. Toć nie kwestia miłostek, a zwykłej męskiej ogłady, którą tak chętnie szczycił się na salonach. Być może już wiedziała. Być może nie. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Jej przyszłość miała się w końcu odmienić, tak jak tego pragnęła, a Wahlberg miał po raz kolejny stać jej wybawcą, zaciągając mocniej smycz i węzły, którymi splątywał.
Stanął za swoją towarzyszką, spojrzeniem omiótł jej płaszcz i włosy, nim nie zapatrzył się przez ramię na jej ciekawość. Być może czułym węchem poznała już drogie perfumy, którymi nacierał swoją szyję, być może tempo jego kroku było jej znajome na tyle, by po skrzypnięciu wydeptanego śniegu wiedzieć z kim będzie mieć do czynienia. Być może.
— Nagle jednak wydaje się, że niebieskość się odradza w jednym z kielichów kwiata i widać już jak tkliwy niebieski z zielonym się przeplata — wyrecytował ostatnie wersy wiersza, który znajdował się pod szarością jej stalówek. Spokojnym ledwo tonem, nie wystając dalej własnymi rozważaniami na temat jego interpretacji, dał ledwo znać o swojej własnej obecności, na wypadek tylko, gdyby jeszcze nie wiedziała.
— Pięknie wyglądasz, Villemo — kiwnął jej głową na przywitanie, nie skupiając więcej uwagi na otoczeniu. Niebieskość płaszcza skutecznie odwracała uwagę. — Dziękuję, że przyszłaś. Chciałbym ci coś pokazać — dłonią wskazał kierunek, w jakim mają się udać, na wszelki wypadek oferując kobiecie swoje ramię, jeśli pragnęłaby się o nie wesprzeć. Toć nie kwestia miłostek, a zwykłej męskiej ogłady, którą tak chętnie szczycił się na salonach. Być może już wiedziała. Być może nie. Nie miało to najmniejszego znaczenia. Jej przyszłość miała się w końcu odmienić, tak jak tego pragnęła, a Wahlberg miał po raz kolejny stać jej wybawcą, zaciągając mocniej smycz i węzły, którymi splątywał.
Villemo Holmsen
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:56
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Miał nad nią kontrolę, silną, choć przecież tak mało zmienił, jeden obraz, jedno wspomnienie, które zaszczepione, osiadało w umyśle niksy z każdym dniem coraz głębiej. Wierzyła w nie, choć zdawało się tak nierealne. Niemożliwe. Była demonem, nie mogła dać się wiecznie więzić, trzymać w złotej klatce, a jednak to robiła. Olaf dzierżył klucz jej wolności, trzymał ster jej losu. Pozwalała na to. Nie buntowała się, choć zrobiła to raz i potem błagała o wybaczenie. Zalana łzami padła na kolana, tak bardzo poniżona, a jednocześnie ułaskawiona. Pragnęła się wyrwać ku naturze, ale inne melodie ciągnęła ją ku sobie. Jej dualizm, tak bardzo niezrozumiały czasami dla niej, sprawiła, że miotała się w kokonie życie jakie tkała. Jednego dnia, dumna i pewna siebie, by kolejnego drżeć z każdym wydawanym oddechem. Jednego dnia, by otaczać się toksyną własnego czaru niczym najdroższymi perfumami, by kolejnego tłamsić ją, wiązać i trzymać z całej siły na smyczy.
Wolności!
Zaczytana w słowa wiersza nie usłyszała kroków, nie wyczuła delikatnej woni tak charakterystycznej, ale stłumionej teraz przez chłód powietrza. Głos muskający płatki uszu sprawił, że drgnęła i powoli zamknęła książkę.
Szarość spojrzenia utkwiła w obliczu człowieka, który dzierżył w dłoni jej los.
-Dziękuję. - Odpowiedziała miękko, odkładając książkę przyjęła podane jej ramię. Była Damą, jedną z pięknych wspomnień w podziemiach galerii, sztuką. Potrafiła świetnie grać, znając zasady kiedy trzeba łamała je, a kiedy indziej dopełniła ceremonii. -Nie mogłam odmówić spotkania. - Odparła i po chwili dodała śpiewnym, aksamitnym głosem. -Nie chciałam.
Czar spokojnie płynął, lekki, nie obejmujący umysłu, ledwie muskając niczym wiosenny wietrzyk, który porusza kosmykami włosów w cieple słońca. Przyciągała wzrok kiedy szli, co jakiś czas ktoś na dłużej zatrzymał na niej spojrzenie, po czym ruszał dalej. Nie wiązała ich, nie zostawiała swojego piętna. Po prostu istniała.
Kierując się do teatru czuła lekkie podniecenie. Serce zabiło szybciej. Marzyła, miała nadzieję. Tak bardzo pragnęła, aby sen stał się jawą. Czy miała właśnie szansę tego doświadczyć?
Wolności!
Zaczytana w słowa wiersza nie usłyszała kroków, nie wyczuła delikatnej woni tak charakterystycznej, ale stłumionej teraz przez chłód powietrza. Głos muskający płatki uszu sprawił, że drgnęła i powoli zamknęła książkę.
Szarość spojrzenia utkwiła w obliczu człowieka, który dzierżył w dłoni jej los.
-Dziękuję. - Odpowiedziała miękko, odkładając książkę przyjęła podane jej ramię. Była Damą, jedną z pięknych wspomnień w podziemiach galerii, sztuką. Potrafiła świetnie grać, znając zasady kiedy trzeba łamała je, a kiedy indziej dopełniła ceremonii. -Nie mogłam odmówić spotkania. - Odparła i po chwili dodała śpiewnym, aksamitnym głosem. -Nie chciałam.
Czar spokojnie płynął, lekki, nie obejmujący umysłu, ledwie muskając niczym wiosenny wietrzyk, który porusza kosmykami włosów w cieple słońca. Przyciągała wzrok kiedy szli, co jakiś czas ktoś na dłużej zatrzymał na niej spojrzenie, po czym ruszał dalej. Nie wiązała ich, nie zostawiała swojego piętna. Po prostu istniała.
Kierując się do teatru czuła lekkie podniecenie. Serce zabiło szybciej. Marzyła, miała nadzieję. Tak bardzo pragnęła, aby sen stał się jawą. Czy miała właśnie szansę tego doświadczyć?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:56
Obraz jej wytłoczony był w lodzie. W piekielnej rzeźbie marmurowej, drążonej dłutem przez godziny, przez miesiące i lata, aby w końcu przybrała swoją formę uwiecznioną. Jasne kamienne włosy mroczył wiatr, zaczesując na wschód i zachód, w strony wyśnione. Spojrzał jeszcze w stalowe spojrzenie kurtyzany, jakby odkryć chciał tam wiekopomne zmiany wpisane w jej naturę z pomocą błyszczących kolczyków. Taka błahostka, ledwie uznana za cenną ozdobę, która w ciało dziewczęcia wpisała strach i dumę, rozpacz i klęskę, razem ze zwycięstwem. Mieszane szaleństwem i emocją ukrytą pomiędzy rozciągniętymi w nienagannym grzecznościowym uśmiechu wargami.
— Cieszę się — nie mogłaś. Choćby zaparła się dłońmi i paznokcie kruche wbijała w piach, choćby siły wszelakie odpychały ją od tafli wody i spychały na jej dno, tak nie mogła odmówić. Zostałaby z niczym, czego musiała być świadoma, gdyby tylko rozpaczliwy humorek właścicielajej Besettelse zapragnął w chciwej żądzy jej utraty. Przynajmniej tak wydawało się Wahlbergowi. Nie chciał jej rozpaczy, pragnął jej zguby we własnych ściskających ciepłą glinę dłoniach.
Cisza brzmiała niczym grom. Jakby błyskawice samego Thora mierzyły dziś w Midgard, rozłupując na pół ziemię i wyciskając z jej wnętrz korzenie historii tego świata. Historii zapisanej w każdej cegle, każdej brukowej kostce na pogrążonych śniegiem ulicach, każdej desce teatru, do którego prowadził teraz kobietę.
Gdy znaleźli się przed gmachem, uśmiechnął się tylko nieznacznie i przystanął niczym dąb, który w tym właśnie miejscu miał tkwić po kres swych dni. Szyld oznajmiający Nationaltheatret kuł w oczy, a zamknięte drzwi oznajmiało "to dopiero mój początek". Pierwsze warstwy tamtych sztuk zapomnianych, falbany przyszłości, która nastać miała w scenariuszach niegotowych i brutalnych. Romantyzm wylewający się z operetek i śmiechów widowni, gdy czerwona kurtyna opadnie, a on sam spoglądać będzie na swoje dzieło z wyższością, a tylko Olaf Wahlberg wiedział, jak zamienić szarość w złoto.
Jak zamienić stal jej tęczówek w błyszczące dwa punkty.
— Kupiłem to miejsce, Villemo. Kupiłem je by służyło galdrom przez następne dziesiątki lat — powiedział, spoglądając na kobietę z góry, wyczekując jej reakcji. — Kupiłem je, bo chciałem zobaczyć cię na jego deskach — skłamał tak gładko, jakby dłonią pieścił lodową rzeźbę, topniejącą pod ciepłem dotyku.
— Cieszę się — nie mogłaś. Choćby zaparła się dłońmi i paznokcie kruche wbijała w piach, choćby siły wszelakie odpychały ją od tafli wody i spychały na jej dno, tak nie mogła odmówić. Zostałaby z niczym, czego musiała być świadoma, gdyby tylko rozpaczliwy humorek właściciela
Cisza brzmiała niczym grom. Jakby błyskawice samego Thora mierzyły dziś w Midgard, rozłupując na pół ziemię i wyciskając z jej wnętrz korzenie historii tego świata. Historii zapisanej w każdej cegle, każdej brukowej kostce na pogrążonych śniegiem ulicach, każdej desce teatru, do którego prowadził teraz kobietę.
Gdy znaleźli się przed gmachem, uśmiechnął się tylko nieznacznie i przystanął niczym dąb, który w tym właśnie miejscu miał tkwić po kres swych dni. Szyld oznajmiający Nationaltheatret kuł w oczy, a zamknięte drzwi oznajmiało "to dopiero mój początek". Pierwsze warstwy tamtych sztuk zapomnianych, falbany przyszłości, która nastać miała w scenariuszach niegotowych i brutalnych. Romantyzm wylewający się z operetek i śmiechów widowni, gdy czerwona kurtyna opadnie, a on sam spoglądać będzie na swoje dzieło z wyższością, a tylko Olaf Wahlberg wiedział, jak zamienić szarość w złoto.
Jak zamienić stal jej tęczówek w błyszczące dwa punkty.
— Kupiłem to miejsce, Villemo. Kupiłem je by służyło galdrom przez następne dziesiątki lat — powiedział, spoglądając na kobietę z góry, wyczekując jej reakcji. — Kupiłem je, bo chciałem zobaczyć cię na jego deskach — skłamał tak gładko, jakby dłonią pieścił lodową rzeźbę, topniejącą pod ciepłem dotyku.
Villemo Holmsen
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:56
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Kim była?
Obrazem malowanym z pieczołowitością przez wiele miesięcy. Niedoścignionym dziełem sztuki, wiecznym marzeniem. Nie ona jednak dzierży pędzel, który nanosił kolejne warstwy, a mimo to, wciąż musiał malować. Nie mógł przestać, ponieważ odłożenie narzędzi wiązało się tym, że przestanie być tworzona, kształtowana, stanie się dziełem, które zawisie na innej ścianie. Ucieknie z pola widzenia, zagubi się w innych historiach.
Związane losy przedziwnym węzłem, który dało się rozciąć, ale nie mogła. Nie chciała. Miał władzę, ale nie całkowitą. Czy wiedział, że niksa też trwa, ponieważ wie, że dzięki temu ma szansę na spełnienie marzeń, tych pchanych przez dumę i dzikość krwi? Kolczyki były symbolem przywiązania, smyczy jaką nałożył na kształtną szyję i pociągał za nią kiedy chciał, ale jednak wciąż, była demonem. Pięknością zesłaną na szkodę galdrów. Mogła stać się jego zgubą. Pragnieniem i nieszczęściem. Spełnieniem i rozpaczą. Marzeniem i koszmarem.
Dźwięki życia, wygrywane przez los na pianinie istnienia świata, przybierały przeróżne barwy, gdy byli obok siebie. Nienawiść i zaintrygowanie, chęć posiadania, władztwa i jednoczesna ciekawość, co się stanie, gdy jednak ulegniesz.
Nie pamiętała, że sięgnęła po władzę, że w iskrzącym błękicie przyjmowała pokorę i uległość. Poczucie siły wciąż gdzieś tkwiło, ale za zasłoną wspomnienia, którego nie potrafiła się wyzbyć.
Przystanęła obok, patrząc na gmach teatru czuła na piersi przedziwny ciężar, który osiadał na sercu, sprawiał, że oddech stawał się trudniejszy. Swoje istnienia chciała związać z deskami teatru, tu miała lśnić, nie zaś w podziemiach, gdzie w otoczeniu własnej toksyny spełniała marzenia, gdzie była aktorką jednego aktu, gdzie w sztucznych okrzykach darowała złudzenie spełnienia.
Drgnęła na dźwięk słów przecinających ostrą nutą osiadła przed chwilą cieszę. Szarość spojrzenia spoczęła na profilu Olafa. Czekała, w napięciu. Przyjdzie jej cierpieć czy wirować w nutach szczęścia? Złudzenie czy prawda? Czym tym razem będzie ją karmił?
-Czy to oznacza… - Czy mogła powiedzieć to na głos? Zaskoczenie i niedowierzanie odmalowało się na jasnej twarzy, a zaraz potem zastąpił je niepewny jeszcze uśmiech. Przecież to była pułapka, jawnie zastawiona, znała zasady gry. Mimo to, chciała ulec. Chciała pochwycić szansę w smukłe palce, te same, które zacisnęły się mocniej na przedramieniu mężczyzny. Szare tęczówki zaiskrzyły się niczym najczystszy diament. Pokusa była zbyt silna. -Olafie… - Powiedziała aksamitnym głosem, aura zawibrowała nienachalnie. -Kiedy planujesz otwarcie? - Kiedy będzie mogła tam wejść, rozpocząć próby by uwolnić swój głos, oczarować nim wszystkich. Kiedy będzie mogła odkryć wszystkie zakamarki, porzucić cienie galerii na rzecz pełnego światła sceny?
Obrazem malowanym z pieczołowitością przez wiele miesięcy. Niedoścignionym dziełem sztuki, wiecznym marzeniem. Nie ona jednak dzierży pędzel, który nanosił kolejne warstwy, a mimo to, wciąż musiał malować. Nie mógł przestać, ponieważ odłożenie narzędzi wiązało się tym, że przestanie być tworzona, kształtowana, stanie się dziełem, które zawisie na innej ścianie. Ucieknie z pola widzenia, zagubi się w innych historiach.
Związane losy przedziwnym węzłem, który dało się rozciąć, ale nie mogła. Nie chciała. Miał władzę, ale nie całkowitą. Czy wiedział, że niksa też trwa, ponieważ wie, że dzięki temu ma szansę na spełnienie marzeń, tych pchanych przez dumę i dzikość krwi? Kolczyki były symbolem przywiązania, smyczy jaką nałożył na kształtną szyję i pociągał za nią kiedy chciał, ale jednak wciąż, była demonem. Pięknością zesłaną na szkodę galdrów. Mogła stać się jego zgubą. Pragnieniem i nieszczęściem. Spełnieniem i rozpaczą. Marzeniem i koszmarem.
Dźwięki życia, wygrywane przez los na pianinie istnienia świata, przybierały przeróżne barwy, gdy byli obok siebie. Nienawiść i zaintrygowanie, chęć posiadania, władztwa i jednoczesna ciekawość, co się stanie, gdy jednak ulegniesz.
Nie pamiętała, że sięgnęła po władzę, że w iskrzącym błękicie przyjmowała pokorę i uległość. Poczucie siły wciąż gdzieś tkwiło, ale za zasłoną wspomnienia, którego nie potrafiła się wyzbyć.
Przystanęła obok, patrząc na gmach teatru czuła na piersi przedziwny ciężar, który osiadał na sercu, sprawiał, że oddech stawał się trudniejszy. Swoje istnienia chciała związać z deskami teatru, tu miała lśnić, nie zaś w podziemiach, gdzie w otoczeniu własnej toksyny spełniała marzenia, gdzie była aktorką jednego aktu, gdzie w sztucznych okrzykach darowała złudzenie spełnienia.
Drgnęła na dźwięk słów przecinających ostrą nutą osiadła przed chwilą cieszę. Szarość spojrzenia spoczęła na profilu Olafa. Czekała, w napięciu. Przyjdzie jej cierpieć czy wirować w nutach szczęścia? Złudzenie czy prawda? Czym tym razem będzie ją karmił?
-Czy to oznacza… - Czy mogła powiedzieć to na głos? Zaskoczenie i niedowierzanie odmalowało się na jasnej twarzy, a zaraz potem zastąpił je niepewny jeszcze uśmiech. Przecież to była pułapka, jawnie zastawiona, znała zasady gry. Mimo to, chciała ulec. Chciała pochwycić szansę w smukłe palce, te same, które zacisnęły się mocniej na przedramieniu mężczyzny. Szare tęczówki zaiskrzyły się niczym najczystszy diament. Pokusa była zbyt silna. -Olafie… - Powiedziała aksamitnym głosem, aura zawibrowała nienachalnie. -Kiedy planujesz otwarcie? - Kiedy będzie mogła tam wejść, rozpocząć próby by uwolnić swój głos, oczarować nim wszystkich. Kiedy będzie mogła odkryć wszystkie zakamarki, porzucić cienie galerii na rzecz pełnego światła sceny?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:57
Głęboki wdech powietrzem okalającym gmach teatru smakował słodyczą. Cukrowa kruszonka na popołudniowym kawałku bezy, współgrającej z czarną jak noc kawą. Powietrze pachniało zwycięstwem, niezrównaną sobie jakością i triumfem, jaki spłynął na barki Wahlberga, gdy tylko zakończył się długi proces mozolnych negocjacji i wyczekiwania na cud.
Dzisiaj był dyrektorem tego miejsca, tak jak sobie zapragnął.
Olaf miał tendencję do wyrzucania swoich pragnień daleko poza własny język, do sięgania po nie, chwytania, ściskania, rozrywania, zostawiania na pohybel morskim bestiom, ognistym poczwarom i trąbom powietrznym, tylko czyhającym na cenny łup. Chwytał je wszystkie, chwytał ją całą, aby następnie w rozpaczy pozwolić sobie na upokorzenie, jakiego nie zaznał nigdzie więcej. To czekało w podziemiach jego domu, najważniejszej mekki na mapie męskiego świata, który sam dla siebie stworzył. Sekret gonił sekret, a pożądanie rozpustę, a on klęczał wtedy u jej ud, jak chłystek. Klęczał jak uległy pies czekający na rozkaz, choć tak różny był od niego.
Następstwa i konsekwencje płynące z kobiecych czynów były straszliwe, ale cóż przyjemniejszego na całym świecie może być od zobowiązania? Od kontroli? Od prowadzenia na smyczy wszystkich tych, którzy sądzili, że mają z nim szanse.
— Tak — odpowiedział na niedokończone pytanie, wzrok przenosząc z powrotem na teatr, mierząc go spojrzeniem od brukowej kostki aż po szczyt połaci. — Właśnie to oznacza, Villemo. Z końcem lutego. W środku trwa remont, musiałem zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Chcesz zajrzeć na scenę główną? Chodź — powiedział ze spokojem i ruszając w przód, wysuniętą dłonią pozwolił chwycić się kobiecie, by pokonanie schodków było jej lekkie. Teatr Narodowy pozostawał zamknięty, ale nie dla kogoś, kto decydować miał o jego losie.
To nie z łaski czy przyjaźni, to nie sympatia albo chęć podarowania jej czegoś pięknego rządziła Wahlbergiem, gdy otwierał kurtyzanie drzwi, wpuszczając do środka. To żądza zysku z kolejnej przysługi, z kolejnej nitki, która łączyła go z Niksą do stopnia, w którym nie była już sobą samą jedną, do stopnia, w którym była skazana.
Dzisiaj był dyrektorem tego miejsca, tak jak sobie zapragnął.
Olaf miał tendencję do wyrzucania swoich pragnień daleko poza własny język, do sięgania po nie, chwytania, ściskania, rozrywania, zostawiania na pohybel morskim bestiom, ognistym poczwarom i trąbom powietrznym, tylko czyhającym na cenny łup. Chwytał je wszystkie, chwytał ją całą, aby następnie w rozpaczy pozwolić sobie na upokorzenie, jakiego nie zaznał nigdzie więcej. To czekało w podziemiach jego domu, najważniejszej mekki na mapie męskiego świata, który sam dla siebie stworzył. Sekret gonił sekret, a pożądanie rozpustę, a on klęczał wtedy u jej ud, jak chłystek. Klęczał jak uległy pies czekający na rozkaz, choć tak różny był od niego.
Następstwa i konsekwencje płynące z kobiecych czynów były straszliwe, ale cóż przyjemniejszego na całym świecie może być od zobowiązania? Od kontroli? Od prowadzenia na smyczy wszystkich tych, którzy sądzili, że mają z nim szanse.
— Tak — odpowiedział na niedokończone pytanie, wzrok przenosząc z powrotem na teatr, mierząc go spojrzeniem od brukowej kostki aż po szczyt połaci. — Właśnie to oznacza, Villemo. Z końcem lutego. W środku trwa remont, musiałem zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Chcesz zajrzeć na scenę główną? Chodź — powiedział ze spokojem i ruszając w przód, wysuniętą dłonią pozwolił chwycić się kobiecie, by pokonanie schodków było jej lekkie. Teatr Narodowy pozostawał zamknięty, ale nie dla kogoś, kto decydować miał o jego losie.
To nie z łaski czy przyjaźni, to nie sympatia albo chęć podarowania jej czegoś pięknego rządziła Wahlbergiem, gdy otwierał kurtyzanie drzwi, wpuszczając do środka. To żądza zysku z kolejnej przysługi, z kolejnej nitki, która łączyła go z Niksą do stopnia, w którym nie była już sobą samą jedną, do stopnia, w którym była skazana.
Villemo Holmsen
Re: 01.02.2001 – Ulica Literacka – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Pią 1 Gru - 19:39
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Trwała w ciszy przed wielkim gmachem czując jak strach i nadzieja mieszają się razem w wielkim kotle emocji i pragnień. Wzięcie głębszego oddechu mogło zadać ból, przegnać iluzję, ale czy to była iluzja? Czy Olaf malował nową rzeczywistość, w której się zanurzy, w której otuli się ciepłym prądem spełnienia marzeń? Powinna uciec, odmówić, spróbować zerwać kontrakt, udać się do sióstr, do wielkich jezior. Unikać kapryśnego malarza i jego toksycznych słów, a jednak to wszystko było zbyt ekscytujące; kusił niczym słodki owoc.
Ujmując dłoń galdra wkroczyła do wnętrza przybytku z bijącym sercem.
Zapach talku, kurzu i dawno nie używanych dekoracji uderzył w niksę, która pozwoliła sobie na głębszy oddech. A to zmieszane z zapachami świeżej farby, drewna i nowego życia. Przyjmowała energię miejsca, które widziało już wiele dramatów i otrzymało szansę na nowe życie.
Wpadała w kolejną pułapkę i to ze świadomością, że będzie coraz trudniej się wyplątać. Pętla będzie się zaciskać na szyi, aż całkowicie odbierze oddech albo i życie.
Nie podda się. Bo choć spętana, to nadal pozostawała demonem, stworzeniem, z którym nie powinien igrać.
Teraz jednak stawiała ostrożne kroki wpatrują się w scenę, w zakurzoną kurtynę, w pobladłe zdobienia, które nadawały jedynie szlachetności. Wszędzie stały stelaże i narzędzia, kręcili się robotnicy, którzy na ich widok na chwilę przerwali swoje prace. Wyminęła bele materiałów oraz puste miejsca po fotelach, które albo zostaną wymienione lub odświeżone. Uniosła głowę, w górę gdzie znajdowały się loże. Czy teraz tu przyjdzie jej spędzić całe dnie? Czy to na zapleczu tego miejsca będzie nowa garderoba?
Porcelanową twarz zdobił uśmiech, a szare oczy iskrzyły podekscytowaniem. Spełnianie marzeń nigdy nie wydawało się aż tak proste.
Westchnęła cicho.
-Wspaniałe miejsce. - Powiedziała miękko, a robotnik obejrzał się na nią, muśnięty delikatną aurą nie mógł się powstrzymać. A ta wibrowała wokół kobiety, złociła włosy, onieśmielała i kusiła jednocześnie. Zeszła po schodach ku scenie, tak majestatycznej, że odbierającej wszelkie słowa.
Teatr był jej duszą.
Villemo i Olaf z tematu
Ujmując dłoń galdra wkroczyła do wnętrza przybytku z bijącym sercem.
Zapach talku, kurzu i dawno nie używanych dekoracji uderzył w niksę, która pozwoliła sobie na głębszy oddech. A to zmieszane z zapachami świeżej farby, drewna i nowego życia. Przyjmowała energię miejsca, które widziało już wiele dramatów i otrzymało szansę na nowe życie.
Wpadała w kolejną pułapkę i to ze świadomością, że będzie coraz trudniej się wyplątać. Pętla będzie się zaciskać na szyi, aż całkowicie odbierze oddech albo i życie.
Nie podda się. Bo choć spętana, to nadal pozostawała demonem, stworzeniem, z którym nie powinien igrać.
Teraz jednak stawiała ostrożne kroki wpatrują się w scenę, w zakurzoną kurtynę, w pobladłe zdobienia, które nadawały jedynie szlachetności. Wszędzie stały stelaże i narzędzia, kręcili się robotnicy, którzy na ich widok na chwilę przerwali swoje prace. Wyminęła bele materiałów oraz puste miejsca po fotelach, które albo zostaną wymienione lub odświeżone. Uniosła głowę, w górę gdzie znajdowały się loże. Czy teraz tu przyjdzie jej spędzić całe dnie? Czy to na zapleczu tego miejsca będzie nowa garderoba?
Porcelanową twarz zdobił uśmiech, a szare oczy iskrzyły podekscytowaniem. Spełnianie marzeń nigdy nie wydawało się aż tak proste.
Westchnęła cicho.
-Wspaniałe miejsce. - Powiedziała miękko, a robotnik obejrzał się na nią, muśnięty delikatną aurą nie mógł się powstrzymać. A ta wibrowała wokół kobiety, złociła włosy, onieśmielała i kusiła jednocześnie. Zeszła po schodach ku scenie, tak majestatycznej, że odbierającej wszelkie słowa.
Teatr był jej duszą.
Villemo i Olaf z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach