:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg
3 posters
Bezimienny
21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:13
21.01.2001
Fortepian jęczał właśnie namolną nutę, gdy Olaf zdecydował się opuścić swój gabinet, udając się dwa piętra w dół do słodkich podziemi skrywających najpiękniejsze sekrety. Podkrążone nachalnie oczy w barwie umbra miał przekrwione i zmęczone, jakby sen już dawno przestał go niepokoić, a jedynie koszmar spowił wciąż pragnącą młodości męską duszę. Każda zmarszczka na zapadniętej w nieszczęściu twarzy była wyraźna i karcącą, lecz doskonale skrojony garnitur zdobiony jedwabnym krawatem w kolorze feldgrau jak zwykle czynił jego sylwetkę nienagannie dumną i wyprostowaną. Jedynie drgające palce mogły go zdradzić, gdy pukając do drzwi garderoby, odczekał na zaproszenie go do środka i wszedł przez nie, dostrzegając stalowe oczy kurtyzany.
Cierpiał niczym dziecko skarcone za zabawę, niczym młodzian, któremu obusieczny miecz przebił gardło, gdyż oddechu próżno było szukać w płucach Wahlberga. Grzebał własną nadzieję w mokrej od łez ziemi, gdy jedyną postacią jawiącą się w jego głowie nie był już on sam, a ona. Słodka Lilije spowita w zapachu nieagresywnym, lecz uporczywym, nieumiejącym wyjść z nozdrzy mężczyzny, gnębiła jego duszę. Gorączkowo szukał przeznaczenia w jej słowach, ale natrafiał tylko na miękkie uda, do których tulił własny policzek, pragnący jej obecności. Oddać mógłby wszystko za wygraną, lecz świat nie był równie prosty, jakim go pisano.
W oczach właściciela galerii kobieta nie mogła odnaleźć ni nienawiści, ni uwielbienia, a zmęczenie. Pamięć płatała figle.
Była Niksą, przecież doskonale zdawał sobie z tego sprawę, zatrudniając jej wdzięk dla własnych potrzeb, korzystając z pięknej Villemo Holmsen, by poczuć władzę nie nad nią, a sobą samym. Popełnił błąd tamtego grudnia, gdy łamiąc sobie jedynemu przyrzeczone słowo, skusił się na jej sylwetkę, jakby powietrze dla topielca nie znaczyło już nic.
— Lilije... — zaczął, gdy nie przemawiała przez jego słowa złość, a udręka jej widokiem, gdy pragnął odwrócić spojrzenie i nie umiał tego zrobić. — Przez ostatnie kilka dni miałem pewne prywatne zobowiązania, uniemożliwiające mi odwiedziny podziemi. Wiem, że któraś tancerka rozpuściła nawet plotkę, jakobym zachorował, ale nie obawiaj się, to nie prawda — uśmiechnął się ponuro, zbliżając nieco bardziej zuchwale, oddychając ciężko, lecz swobodnie, znów czując jej przenikającą woń jeziora. Był kapitanem. Tak mu mówiła. — Prawda jest taka — wykonał kolejny krok do przodu, odnajdując się już tylko półtora metra od jej sylwetki. — że jestem zmęczony i nasza ostatnia rozmowa... — czy ona w ogóle miała miejsce? Wielokrotnie kwestionował już własną świadomość. — Miałem głowę gdzieś indziej. Pamiętam jedynie, jak pięknie wyglądałaś w tamtej sukience, dlatego przyniosłem ci ostatni element, który podkreśli twą urodę — z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął drobne aksamitne pudełeczko, wręczając je wprost w ręce pięknej kurtyzany. Musieli porozmawiać o przyszłości. O jej przyszłości, o ich wspólnej przyszłości, zwłaszcza gdy świat stawiał przed Wahlbergiem kolejne wyzwania i niezwykłe możliwości, gdy otwierały się nowe drogi łączące ich pragnienia.
Gdy tylko Lilije otworzyła podarek, w środku mogła dostrzec dwa diamentowe kolczyki o misternych zdobieniach. Eleganckie i nader wytworne, nieprzesadzone i jakże pasujące do bladej blondwłosej figury, do jej szczupłej szyi spoglądającej z góry na wszystkich tych małych, którzy gotowi byli klękać przed jej obliczem.
— Przymierz je, proszę — powiedział delikatnym, choć jak to wpisane było w jego naturę, twardym tonem. Poprosił, jakby ktoś lub coś wymogło to na nim, jakby nie potrafił tego powstrzymać, nie zawahał się, był naturalny w swej postawie. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł jeszcze przez kark Olafa, gdy cień wspomnień tamtego wieczora po raz kolejny nawiedził jego osobę, lecz układanka nie była pełna. Jeszcze nie.
Villemo Holmsen
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:13
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Garderoby jak zawsze były miejscem, które się nie zmieniały. Jedynie zapach parfum świadczył o tym kto ostatnio w nich przebywał. Schodziła tu kiedy oddawała jedną kreację i zabierała kolejną, czasami zamieniła parę słów z innymi pracownikami. Choć już nie pracowała w pokojach nocami to nadal chciała być na bieżąco ze wszystkimi plotkami. Miała też pracę w galerii gdzie klienci oczekiwali jej opinii, chcieli z kimś porozmawiać o sztuce, a akurat na kolejne dni Villemo chciała ubrać pewną apaszkę i była pewna, że gdzieś ją ostatnio widziała w garderobie.
Podeszła do eleganckiej komody by wysunąć po kolei każdą szufladę. W trakcie poszukiwań nuciła pod nosem pewną piosenkę, która mocno utkwiła jej w głowie.
-In her waters, deep and true. Lie the answers and a path for you.. - melodia należała do spokojnych i kojących, lecz w tle czaiła się nuta, która zdradzała, że pieśń ma swoje przesłanie, które warto poznać. Ostrzeżenie warte zapamiętania. - Dive down deep into her sound. But not too far or you'll be drowned…
Głos niksa miała przyjemny dla ucha, wibrujący przyjemnie w dole krtani gdy schodziła na niższe tony. Miała cichą nadzieję, że uniknie spotkania z Olafem. Nadal nie wiedziała czego się spodziewać kiedy odzyska wspomnienia i czy odzyska je wszystkie. Nie panowała wtedy nad swoją aurą, pozwalając by natura niksy przejęła nad nią kontrolę. Napawała się dominacją jaką wtedy zdobyła; patrząc jak silny i pewny siebie człowiek klęczy u jej stóp i błaga o jedno kobiece spojrzenie.
Śpiew pomagał jej uspokoić się, zebrać myśli i poukładać rozbite kawałki własnego obrazu. Sigurd to odkrył i gdy przyszedł na jej wezwanie zanurzyli się obydwoje w pieśniach przy cieple kominka w jej mieszkaniu. Znalazła tam bezpieczną przystań choć była w pełni świadoma, że przystań ta będzie wystawiana na wiele prób ze strony burzliwego morza. Kruczy Strażnik wybrał sobie jedno z bardziej niebezpiecznych miejsc. Powinna go powstrzymać, ale nie potrafiła zbyt zafascynowana tym co z tego może się zrodzić.
Zapytał czy rzuciłaby dla niego pracę jako kurtyzana. Pytanie, które stało się jednocześnie deklaracją. Nie wiedziała co odpowiedzieć, nie wiedziała co zrobi właściciel galerii, który właśnie wkroczył do garderoby.
Ciemne spojrzenie spotkało to stalowe.
Zamarła wraz z pieśnią na malinowych ustach.
-Olaf… - Powiedziała cicho uważnie przyglądając się jego sylwetce i twarzy, przygotowana na nagły wybuch ognia. Wiedziała, że jeszcze może się chować za chłodną fasadą, czekać na odpowiedni moment by w nią uderzyć. Powoli wstała obserwując jak stawia kolejne kroki, skracał śmiało dystans między nimi. Ani drgnęła pozwalając aby się zbliżał.
Cienie pod oczami, zagubione spojrzenie… czyżby uderzyła go jednak zbyt mocno i aura jeszcze mieszała mu w głowie? Szybko zebrała ją wokół własnego nadgarstka, niczym smycz od niebezpiecznego psa, który warował u jej stóp. -Nie musisz się z niczego tłumaczyć, Olafie. - Uśmiechnęła się delikatnie, niemal ciepło. -Jesteś właścicielem. Schodzisz do podziemi kiedy sam o tym zdecydujesz. - Odpowiedziała, trochę zaskoczona jego słowami. -Nie wysypiasz się. - Stwierdziła gdy wspomniał o zmęczeniu. -Widziałeś się z medykiem? Czy może coś nie pozwala ci zasnąć? - Czy możliwe, że jej aura wpłyneła również na jakość snu Olafa? Czy przez nią nie może zaznać spokoju?
Prezent? Przyniósł go osobiście? Przesadziłam..
To nie było bezpieczne. Miała świadomość, że gniew Olafa będzie równy lub większy jego uległości parę dni temu. Zaś Sigurd miał rozmawiać o przedłużeniu umowy, nie mogła więc dopuścić do tego, żeby Olaf odmówił mu tego przywileju. Nie chciała spadać ze swojego piedestału, pozycja, którą sobie wypracowała była zbyt wygodna dla niej samej. Otwierając pudełeczko złapała gwałtownie powietrze.
-Są przepiękne. - Wydusiła z siebie z zachwytem. Mieniły się w świetle tysiącami barw sprawiając, że na chwilę zapomniała o całym świecie. Uniosła szare spojrzenie na mężczyznę wyczuwając, że jeszcze nie był w pełni sobą.
Powoli wyminęła go by podejść do lustra, w którym już nie jeden raz się przeglądała, w którym widziała odbicie ich splecionych ciał. Wzięła głębszy oddech i odrzuciła do tyłu złote pukle. Wyciągnęła ostrożnie kolczyki z pudełeczka i wpięła w uszy. Przykuwały uwagę, a jednocześnie nie były wulgarne, na pewno będą stanowić dopełnienie całej kreacji. -Dziękuję. - Wyprostowała się i zaprezentowała mężczyźnie z błyskiem w oku. -Na zmęczenie dobre są pieśni. Próbowałeś kiedyś?
Podeszła do eleganckiej komody by wysunąć po kolei każdą szufladę. W trakcie poszukiwań nuciła pod nosem pewną piosenkę, która mocno utkwiła jej w głowie.
-In her waters, deep and true. Lie the answers and a path for you.. - melodia należała do spokojnych i kojących, lecz w tle czaiła się nuta, która zdradzała, że pieśń ma swoje przesłanie, które warto poznać. Ostrzeżenie warte zapamiętania. - Dive down deep into her sound. But not too far or you'll be drowned…
Głos niksa miała przyjemny dla ucha, wibrujący przyjemnie w dole krtani gdy schodziła na niższe tony. Miała cichą nadzieję, że uniknie spotkania z Olafem. Nadal nie wiedziała czego się spodziewać kiedy odzyska wspomnienia i czy odzyska je wszystkie. Nie panowała wtedy nad swoją aurą, pozwalając by natura niksy przejęła nad nią kontrolę. Napawała się dominacją jaką wtedy zdobyła; patrząc jak silny i pewny siebie człowiek klęczy u jej stóp i błaga o jedno kobiece spojrzenie.
Śpiew pomagał jej uspokoić się, zebrać myśli i poukładać rozbite kawałki własnego obrazu. Sigurd to odkrył i gdy przyszedł na jej wezwanie zanurzyli się obydwoje w pieśniach przy cieple kominka w jej mieszkaniu. Znalazła tam bezpieczną przystań choć była w pełni świadoma, że przystań ta będzie wystawiana na wiele prób ze strony burzliwego morza. Kruczy Strażnik wybrał sobie jedno z bardziej niebezpiecznych miejsc. Powinna go powstrzymać, ale nie potrafiła zbyt zafascynowana tym co z tego może się zrodzić.
Zapytał czy rzuciłaby dla niego pracę jako kurtyzana. Pytanie, które stało się jednocześnie deklaracją. Nie wiedziała co odpowiedzieć, nie wiedziała co zrobi właściciel galerii, który właśnie wkroczył do garderoby.
Ciemne spojrzenie spotkało to stalowe.
Zamarła wraz z pieśnią na malinowych ustach.
-Olaf… - Powiedziała cicho uważnie przyglądając się jego sylwetce i twarzy, przygotowana na nagły wybuch ognia. Wiedziała, że jeszcze może się chować za chłodną fasadą, czekać na odpowiedni moment by w nią uderzyć. Powoli wstała obserwując jak stawia kolejne kroki, skracał śmiało dystans między nimi. Ani drgnęła pozwalając aby się zbliżał.
Cienie pod oczami, zagubione spojrzenie… czyżby uderzyła go jednak zbyt mocno i aura jeszcze mieszała mu w głowie? Szybko zebrała ją wokół własnego nadgarstka, niczym smycz od niebezpiecznego psa, który warował u jej stóp. -Nie musisz się z niczego tłumaczyć, Olafie. - Uśmiechnęła się delikatnie, niemal ciepło. -Jesteś właścicielem. Schodzisz do podziemi kiedy sam o tym zdecydujesz. - Odpowiedziała, trochę zaskoczona jego słowami. -Nie wysypiasz się. - Stwierdziła gdy wspomniał o zmęczeniu. -Widziałeś się z medykiem? Czy może coś nie pozwala ci zasnąć? - Czy możliwe, że jej aura wpłyneła również na jakość snu Olafa? Czy przez nią nie może zaznać spokoju?
Prezent? Przyniósł go osobiście? Przesadziłam..
To nie było bezpieczne. Miała świadomość, że gniew Olafa będzie równy lub większy jego uległości parę dni temu. Zaś Sigurd miał rozmawiać o przedłużeniu umowy, nie mogła więc dopuścić do tego, żeby Olaf odmówił mu tego przywileju. Nie chciała spadać ze swojego piedestału, pozycja, którą sobie wypracowała była zbyt wygodna dla niej samej. Otwierając pudełeczko złapała gwałtownie powietrze.
-Są przepiękne. - Wydusiła z siebie z zachwytem. Mieniły się w świetle tysiącami barw sprawiając, że na chwilę zapomniała o całym świecie. Uniosła szare spojrzenie na mężczyznę wyczuwając, że jeszcze nie był w pełni sobą.
Powoli wyminęła go by podejść do lustra, w którym już nie jeden raz się przeglądała, w którym widziała odbicie ich splecionych ciał. Wzięła głębszy oddech i odrzuciła do tyłu złote pukle. Wyciągnęła ostrożnie kolczyki z pudełeczka i wpięła w uszy. Przykuwały uwagę, a jednocześnie nie były wulgarne, na pewno będą stanowić dopełnienie całej kreacji. -Dziękuję. - Wyprostowała się i zaprezentowała mężczyźnie z błyskiem w oku. -Na zmęczenie dobre są pieśni. Próbowałeś kiedyś?
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Prorok
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:13
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
W pierwszym zetknięciu dłoni z łyskającymi kolczykami, których diamentowa powierzchnia wydawała się odbijać nie tylko garderobiane światło, lecz także ukryte w spojrzeniu emocje, można by odnieść wrażenie, że nie były one jedynie zwykłą biżuterią – subtelna przemiana w świadomości, złudnie podobna do zrozumiałego uczucia zachwytu, była czymś zupełnie innym, a przy tym, w swych magicznych właściwościach, znacznie bardziej złowrogim. Villemo, która wpierw ujęła kolczyki w dłonie, a następnie wpięła ich cienkie, srebrzone haczyki w uszy, nie mogła być świadoma klątwy, jaką na siebie ściągnęła – ozdoby, choć niewątpliwie piękne, błyszczące w kompozycji z kobiecą urodą i wdzianą na ciało kreacją, niosły za sobą obrazy fałszywych wspomnień, przepływających do umysłu już w pierwszym zetknięciu brylantu z sięgającą ku niemu opuszką.
Niczego nieświadoma niksa nie mogła oprzeć się magii zapisanej runicznym urokiem w otrzymanych kolczykach, jej pamięć uległa tymczasem metamorfozie czaru, któremu nie zdołała zapobiec ani przewidzieć – wydawało jej się, że obiecała wierność nie tylko Besettelse, ale także samemu Olafowi, klęcząc przy jego udach z łzami zalepiającymi długie rzęsy i skamleniem żalu zapisanym na rozchylonych ustach, wydawało jej się, że nie posiadała już nikogo, poza stojącym przed nią mecenasem, nikomu nie była tak wierna i nikogo nie mogła obdarzyć tą samą, wdzięczną miłością, jaką zapałała do niego teraz. Należała do niego – zawsze i na zawsze, a dzisiejszego poranka, kiedy napadnięto ją na ulicy, wyjawiając demoniczną tożsamość, to właśnie Olaf obronił ją własną piersią, wkraczając pomiędzy nią, a okrucieństwo ulicznych drapieżców. Nie znałaby bezpieczeństwa, gdyby nie on, bo jedynie jego ramiona potrafiły rzeczywiście ją uchronić, bo tylko on – nie zapisana w krwioobiegu aura, nie własne doświadczenie, nie Sigurd Landsverk – mógł ją ocalić.
Na kolczyki nałożona została klątwa fałszywych wspomnień. Do jej działania należy odnieść się w następnych postach oraz na najbliższych, powiązanych fabułach.
Niczego nieświadoma niksa nie mogła oprzeć się magii zapisanej runicznym urokiem w otrzymanych kolczykach, jej pamięć uległa tymczasem metamorfozie czaru, któremu nie zdołała zapobiec ani przewidzieć – wydawało jej się, że obiecała wierność nie tylko Besettelse, ale także samemu Olafowi, klęcząc przy jego udach z łzami zalepiającymi długie rzęsy i skamleniem żalu zapisanym na rozchylonych ustach, wydawało jej się, że nie posiadała już nikogo, poza stojącym przed nią mecenasem, nikomu nie była tak wierna i nikogo nie mogła obdarzyć tą samą, wdzięczną miłością, jaką zapałała do niego teraz. Należała do niego – zawsze i na zawsze, a dzisiejszego poranka, kiedy napadnięto ją na ulicy, wyjawiając demoniczną tożsamość, to właśnie Olaf obronił ją własną piersią, wkraczając pomiędzy nią, a okrucieństwo ulicznych drapieżców. Nie znałaby bezpieczeństwa, gdyby nie on, bo jedynie jego ramiona potrafiły rzeczywiście ją uchronić, bo tylko on – nie zapisana w krwioobiegu aura, nie własne doświadczenie, nie Sigurd Landsverk – mógł ją ocalić.
Na kolczyki nałożona została klątwa fałszywych wspomnień. Do jej działania należy odnieść się w następnych postach oraz na najbliższych, powiązanych fabułach.
Bezimienny
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:14
Stworzył ją lekką i silną, ostrą szpilką mogła deptać nieprzychylnych jej i śmiać się do rozpuku, gdy runiczne talary spadały z brzdękiem do jej kieszeni. Stworzył kwiat równie urokliwy co sprytny, gdy własnym wdziękiem mogła zdobywać i niszczyć, ale nie jego. Villemo Holmsen posunęła się zbyt daleko w swej demonicznej dumie, czarując swego twórcę, czarując swego Mistrza. Takim wszak widział sam siebie Wahlberg w odbiciu jej stalowych oczu, gdy słowa muzyki będące jedynie tłem dla tej scenerii, nakazywały patrzeć wprost. Potrzebował odzyskać sprawczość, zmyć z siebie brud upokorzenia, którego doznał z jej postaci, ale wciąż pragnął tonąć, wciąż spełnienie znaleźć mógł jedynie, gdy woda całkowicie wypełni płuca. Czy to czuł jego ojciec, gdy choroba odebrała mu życie? Czy Oddmund Wahlberg cierpiał równie mocno?
Rozmarzonym wzrokiem powiódł przez ciepły kobiecy uśmiech, na moment ledwie własne usta wyginając czule i spokojnie.
— To tymczasowe, moja droga. Dziękuję za twoją troskę, lecz zaufaj, już wkrótce mi się poprawi — Villemo nie zdawała sobie sprawy jak bardzo wkrótce.
Czuwał nad tym miejscem i jego nieobecność, o ile nie była aktualnie podyktowana chorobą bądź wyjazdem, w podziemiach była dziwiąca i niespotykana. Stała kontrola nad każdym aspektem Besettelse wpisywała się w oblicze tego człowieka pogrążonego w uwielbieniu do swej sylwetki i rozpaczy nad własnym bólem. Mijał więcej niż miesiąc od ostatniego ataku bólączki, lecz poczucie niesprawiedliwości pozostało w Olafie na dłużej. Dziesiątki blizn, jakie dzieliły jego skórę na części, chował pod nieskazitelnie białą koszulą.
Odprowadził swą kurtyzanę wzrokiem, gdy ta zmierzała w stronę lustra, ostatecznie palcami dotykając złota i diamentu w drobnej ozdobie. Nie powstrzymał się już, gdy klątwa musnęła jej skórę, ledwie jeden kącik ust uniósł w górę we władczym i jakże ironicznym uśmiechu.
Nieważne co miało miejsce, ważne co z tego zostało zapamiętane.
Ból wyświechtanej męskiej dumy powoli odpływał, a ta ponownie przybierała na sile, gdy wyobrażenia Olafa na temat myśli nawiedzających właśnie i na dobre rozgaszczających się w umyśle Villemo, były sadystyczne, choć mimo to — albo właśnie z tego powodu — piękne. Obserwował jej reakcje, chwytał każdą sekundę tej chwili, rozkoszując się nią tak jak jej ustami przed wieloma tygodniami, tak jak ciepłem jej ud, gdy pochylał niżej głowę, skamląc jak pies. Teraz ona w swej wizji ujadała jak suka, splątała się nierozerwalnym węzłem fałszywego bytu. Lilije zgubiła jej pycha i miłość do błyskotek, czy od zawsze była zgubiona? Przekleństwo pożaru i złej krwi dziś miało stać się mokrym gipsem pod palcami właściciela tego miejsca.
— Nie. Zaśpiewasz jakąś dla mnie? — odparł rozmarzonym tonem, niemal zwycięskim, gdy odchylił się w bok, siadając w końcu na jednej z kanap i rozpinając marynarkę w typowym dla siebie dżentelmeńskim ruchu. Obserwowanie jej było już nie utrapieniem, a rozkoszą, gdy refleks świateł na diamentowych kolczykach przypominał o władzy, jaką Wahlberg sprawował nad wszystkim, co go otaczało, gdy pogrążał się w swej manii, gdy na głowie czuł ciężar złotej korony. Z kieszeni wyciągnął papierośnicę, zaraz potem częstując się jedną cygaretką, która szybko roztoczyła wokół siebie gryzący dym. Triumfował. Nic nie działało na Olafa Wahlberga tak mocno, jak zwycięstwo.
Rozmarzonym wzrokiem powiódł przez ciepły kobiecy uśmiech, na moment ledwie własne usta wyginając czule i spokojnie.
— To tymczasowe, moja droga. Dziękuję za twoją troskę, lecz zaufaj, już wkrótce mi się poprawi — Villemo nie zdawała sobie sprawy jak bardzo wkrótce.
Czuwał nad tym miejscem i jego nieobecność, o ile nie była aktualnie podyktowana chorobą bądź wyjazdem, w podziemiach była dziwiąca i niespotykana. Stała kontrola nad każdym aspektem Besettelse wpisywała się w oblicze tego człowieka pogrążonego w uwielbieniu do swej sylwetki i rozpaczy nad własnym bólem. Mijał więcej niż miesiąc od ostatniego ataku bólączki, lecz poczucie niesprawiedliwości pozostało w Olafie na dłużej. Dziesiątki blizn, jakie dzieliły jego skórę na części, chował pod nieskazitelnie białą koszulą.
Odprowadził swą kurtyzanę wzrokiem, gdy ta zmierzała w stronę lustra, ostatecznie palcami dotykając złota i diamentu w drobnej ozdobie. Nie powstrzymał się już, gdy klątwa musnęła jej skórę, ledwie jeden kącik ust uniósł w górę we władczym i jakże ironicznym uśmiechu.
Nieważne co miało miejsce, ważne co z tego zostało zapamiętane.
Ból wyświechtanej męskiej dumy powoli odpływał, a ta ponownie przybierała na sile, gdy wyobrażenia Olafa na temat myśli nawiedzających właśnie i na dobre rozgaszczających się w umyśle Villemo, były sadystyczne, choć mimo to — albo właśnie z tego powodu — piękne. Obserwował jej reakcje, chwytał każdą sekundę tej chwili, rozkoszując się nią tak jak jej ustami przed wieloma tygodniami, tak jak ciepłem jej ud, gdy pochylał niżej głowę, skamląc jak pies. Teraz ona w swej wizji ujadała jak suka, splątała się nierozerwalnym węzłem fałszywego bytu. Lilije zgubiła jej pycha i miłość do błyskotek, czy od zawsze była zgubiona? Przekleństwo pożaru i złej krwi dziś miało stać się mokrym gipsem pod palcami właściciela tego miejsca.
— Nie. Zaśpiewasz jakąś dla mnie? — odparł rozmarzonym tonem, niemal zwycięskim, gdy odchylił się w bok, siadając w końcu na jednej z kanap i rozpinając marynarkę w typowym dla siebie dżentelmeńskim ruchu. Obserwowanie jej było już nie utrapieniem, a rozkoszą, gdy refleks świateł na diamentowych kolczykach przypominał o władzy, jaką Wahlberg sprawował nad wszystkim, co go otaczało, gdy pogrążał się w swej manii, gdy na głowie czuł ciężar złotej korony. Z kieszeni wyciągnął papierośnicę, zaraz potem częstując się jedną cygaretką, która szybko roztoczyła wokół siebie gryzący dym. Triumfował. Nic nie działało na Olafa Wahlberga tak mocno, jak zwycięstwo.
Villemo Holmsen
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:17
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wpadała w pułapkę nie mając świadomości, że właśnie drzwi złotej klatki się zamknęły, a klucz posiadał jedynie Olaf. Chorobliwe pragnienie posiadania sprawiło, że straciła swoją wolę w momencie przyjęcia prezentu.
Jemu się nie odmawia. Nigdy. Niczego.
Umysł uległ z łatwością, zniekształcone obrazy stały się rzeczywistością, fałszywe wspomnienie strachu i lęku zalało kobiece oczy. Uderzyły w nią prawie odbierając oddech. Spojrzała na odbicie Olafa w lustrze, a to co wydarzyło się na ulicy spowodowało szybsze bicie serca.
Dziki tłum odkrył kim jest, a może tylko podejrzewał i rzucał oskarżenia, których tak panicznie się bała. Po raz kolejny zaatakowana, w tak krótkim czasie, i po raz kolejny - uratowana.
Olaf odganiający tłum, broniący jej własną piersią. Zamknęła oczy mocno. Czy była to prawda? Ćmiący ból przejął skronie gdy klątwa malowała na nowo obrazy, te pod dyktando właściciela galerii.
Gdy szare spojrzenie znów spoczęło na Olafie, nowe wspomnienia stały się tymi, które tkwiły od zawsze.
Czemu wtedy płakała? Użyła aury i odkrył to, obiecała swoją wierność, do końca swoich dni. Oddała mu swoją wolę. Oddała mu swoje życie.
Stała się częścią Besettelse.
Był jej jedyną nadzieją na spokojne życie. Przecież mówił, że da jej wszystko, że jest u jego boku bezpieczna i nic jej nie grozi.
Tylko czemu to tak bolało? Czemu rozrywa serce na strzępy?
Dziwna, nieznana myśl tłukła się w głowie, ale nie potrafiła jej nazwać.
Dotknęła mimowolnie diamentowych kolczyków, a potem pełne ufności spojrzenie spoczęło na ciemnych tęczówkach.
Uśmiechnęła się delikatnie odrzucając do tyłu złote pukle włosów przestając się kłócić ze wspomnieniami. Podarował kolczyki. Dawał jeszcze jedną szansę. Nie mogła zmarnować okazanej dobrej woli Olafa.
Cicho zaczęła nucić melodię, która zapowiadała pieść, melodię, którą słyszał wcześniej nim jeszcze diabelski prezent spoczął w jej dłoniach. -Przymknij oczy, Olafie. - Poprosiła cicho, miękko, z niemalże czułością chcąc ukoić jego ból i zmęczenie. -Where the North wind meets the sea - Rozpoczęła pieśń, której melodia hipnotyzowała, tak samo jak głos niksy, czysty jak krystalicznie czysta potrafi być górska rzeka. To właśnie o niej traktowała przedziwna pieśń. -There's a river full of memory. Sleep, my darling, safe and sound. For in this river, all is found. - Odsunęła się niespiesznie od blatu mebla i podeszła miękkim krokiem ku Olafowi by przysiąść na skraju kanapy. Nachyliła się w jego stronę snując swoją opowieść. -In her waters, deep and true. Lie the answers and a path for you. Dive down deep into her sound. But not too far or you'll be drowned. - Słowa, które w swej pięknej groźbie wciąż przypominały, że była niksą, na którą nałożył klątwę. Demon, jeszcze nieświadom tego, że galdr postanowił ją związać swoimi pragnieniami. Przymknęła powieki, a rzęsy rzuciły cień na policzki gdy głos zszedł na niższe tony przywołując na myśl wołanie w górach, gdzie prastara magia nie była tak okiełznana jak teraz. Melodia należała do starych, tych wywołujących dreszcze niezależnie czy śpiewanych w pochmurną noc czy przy cieple ogniska. Głos zaś aksamitny otulał ciepłem i koił strapiony umysł. To właśnie była moc niksy, jej melodyjność. Potrafiła czarować nie używając dotyku. Spojrzenie i głos sprawiały, że posiadała moc władania ludzkimi umysłami, wiązała je za pomocą słów, które opuszczały teraz malinowe usta.
Melodia nabrała prędkości i mocy niczym rwąca rzeka, pędzi w dół by spokojnie wpaść do oceanu, gdzie wody mieszają się ze sobą.
Nie dotykała, a jednak potrafiła wkraść się pod skorupę.
Jemu się nie odmawia. Nigdy. Niczego.
Umysł uległ z łatwością, zniekształcone obrazy stały się rzeczywistością, fałszywe wspomnienie strachu i lęku zalało kobiece oczy. Uderzyły w nią prawie odbierając oddech. Spojrzała na odbicie Olafa w lustrze, a to co wydarzyło się na ulicy spowodowało szybsze bicie serca.
Dziki tłum odkrył kim jest, a może tylko podejrzewał i rzucał oskarżenia, których tak panicznie się bała. Po raz kolejny zaatakowana, w tak krótkim czasie, i po raz kolejny - uratowana.
Olaf odganiający tłum, broniący jej własną piersią. Zamknęła oczy mocno. Czy była to prawda? Ćmiący ból przejął skronie gdy klątwa malowała na nowo obrazy, te pod dyktando właściciela galerii.
Gdy szare spojrzenie znów spoczęło na Olafie, nowe wspomnienia stały się tymi, które tkwiły od zawsze.
Czemu wtedy płakała? Użyła aury i odkrył to, obiecała swoją wierność, do końca swoich dni. Oddała mu swoją wolę. Oddała mu swoje życie.
Stała się częścią Besettelse.
Był jej jedyną nadzieją na spokojne życie. Przecież mówił, że da jej wszystko, że jest u jego boku bezpieczna i nic jej nie grozi.
Tylko czemu to tak bolało? Czemu rozrywa serce na strzępy?
Dziwna, nieznana myśl tłukła się w głowie, ale nie potrafiła jej nazwać.
Dotknęła mimowolnie diamentowych kolczyków, a potem pełne ufności spojrzenie spoczęło na ciemnych tęczówkach.
Uśmiechnęła się delikatnie odrzucając do tyłu złote pukle włosów przestając się kłócić ze wspomnieniami. Podarował kolczyki. Dawał jeszcze jedną szansę. Nie mogła zmarnować okazanej dobrej woli Olafa.
Cicho zaczęła nucić melodię, która zapowiadała pieść, melodię, którą słyszał wcześniej nim jeszcze diabelski prezent spoczął w jej dłoniach. -Przymknij oczy, Olafie. - Poprosiła cicho, miękko, z niemalże czułością chcąc ukoić jego ból i zmęczenie. -Where the North wind meets the sea - Rozpoczęła pieśń, której melodia hipnotyzowała, tak samo jak głos niksy, czysty jak krystalicznie czysta potrafi być górska rzeka. To właśnie o niej traktowała przedziwna pieśń. -There's a river full of memory. Sleep, my darling, safe and sound. For in this river, all is found. - Odsunęła się niespiesznie od blatu mebla i podeszła miękkim krokiem ku Olafowi by przysiąść na skraju kanapy. Nachyliła się w jego stronę snując swoją opowieść. -In her waters, deep and true. Lie the answers and a path for you. Dive down deep into her sound. But not too far or you'll be drowned. - Słowa, które w swej pięknej groźbie wciąż przypominały, że była niksą, na którą nałożył klątwę. Demon, jeszcze nieświadom tego, że galdr postanowił ją związać swoimi pragnieniami. Przymknęła powieki, a rzęsy rzuciły cień na policzki gdy głos zszedł na niższe tony przywołując na myśl wołanie w górach, gdzie prastara magia nie była tak okiełznana jak teraz. Melodia należała do starych, tych wywołujących dreszcze niezależnie czy śpiewanych w pochmurną noc czy przy cieple ogniska. Głos zaś aksamitny otulał ciepłem i koił strapiony umysł. To właśnie była moc niksy, jej melodyjność. Potrafiła czarować nie używając dotyku. Spojrzenie i głos sprawiały, że posiadała moc władania ludzkimi umysłami, wiązała je za pomocą słów, które opuszczały teraz malinowe usta.
Melodia nabrała prędkości i mocy niczym rwąca rzeka, pędzi w dół by spokojnie wpaść do oceanu, gdzie wody mieszają się ze sobą.
Nie dotykała, a jednak potrafiła wkraść się pod skorupę.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:17
Z początku dziwił się sobie, że z kobietą taką jak ona znalazł nić porozumienia. Tak jakby niepotrzebne były słowa, żeby zdawała sobie sprawę z narzucanych oczekiwań, a on by rozumiał, czego potrzeba jej, aby któregoś dnia stać się ponownie sobą. Spalony doszczętnie teatr, jakże metaforycznie różny od jej natury swoje serce mającej w głębinie jeziora, ciągnął swoją spaloną woń za każdym krokiem młodej niksy. Pozornie ofiarowana szansa, była jedynie pretekstem, aby wykorzystać jej wdzięk dla własnego celu, a jednak ta zdawała się zdawać sobie z tego sprawę i popadać w łaski i niełaski właściciela, wyciągając z nich dla siebie każdy najmniejszy przejaw władzy, każdą złotą monetę. Obydwoje zresztą mieli potrzebę posiadania, rozkochani w refleksie klejnotów i zimnie złota, mogliby zjednoczyć się w tańcu w deszczu ostrych diamentów, rozcinających skórę, a i tak znaleźliby w tym coś niezwykle urokliwego. Rozumiała sztukę. Nie w takiej wymuszonej formie, teoretycznej czy w zwykłym pojęciu podobania się (które swoją drogą Olaf uważał za absurd i bezczelność), a w najgłębszym jej wyrazie. Nie różnili się przecież tak bardzo.
A jednak różnili się diametralnie. Samego siebie Wahlberg miał za króla. Lilije zaś — za dziwkę.
Król był dla niej łaskawy. Zamiast ściąć jej głowę, nakazać wygnanie lub chłostę, albo i spalenie żywcem, aby wspominała dzień, w którym pierwszy raz umarła, jedynie pozbawił ją świadomości. Właściwie mogłaby dziękować mu za kolejny ofiarowany prezent — razem z kolczykami otrzymała przecież fałszywe wspomnienia, tak piękne i zimne, jak tylko on potrafiłby namalować. Według słów Laudith klątwa ta nie podchodziła pod ściganie, choć niewielkie to miało znaczenie — nie w tym momencie. Rozsupłanie intrygi z perspektywy właściciela galerii wydawało się niemożliwe. W końcu... Wtedy gdy klęczał przed nią, byli sami, a gdy ona klęczała, choć wcale nie miało to miejsca, a przynajmniej nie gdzieś indziej niż w jej świadomości — nawet gęste powietrze odwracało wzrok. Mógł ją zabić — mógł upewnić się, że tajemnica Besettelse pójdzie z nią do grobu, lecz w zamian za to ofiarował jej życie.
Patrząc, jak kobieta dotyka kolczyków, jak stopniowo oplata ją niewidzialna nić klątwy, czul nieopisaną wręcz dumę, gdy własne upokorzenia odrzucał w dal, napawając się jej bólem, którego przecież i tak nie poczuje. Niejednokrotnie rozważał zbrodnię gorszą niż ta. Moment, w którym do krtani Lykke przykładał ostre szkło, grożąc, że wkrótce ta pożegna się ze wszystkim, co kocha i czego nienawidzi — wywarł na Wahlbergu niebotyczny wręcz wpływ, zmieniając go, a serce czyniąc tylko zimniejszym.
Siedział więc spokojnie i elegancko, o plecach wyprostowanych, choć rozluźnionych, bez krępacji spoglądając na swoją własność. Napięta skóra stopniowo rozluźniała się, a powieki opadały, ale nie zamykały się do końca, jedynie w sennej marze rozluźniając. Jej zapach, gdy tylko zajęła miejsce obok, tlił się niespokojnie. Grzeszna i piękna, o skórze jasnej i aksamitnej. Wspominając każdą minutę, którą spędził w niej samej, łamiąc dane tylko sobie słowo, nie widział już w niej demona. Dziś — wspomnienia te wróciły. Świadom, że jest mu wrogiem, a nie przyjacielem, nie tracił czujności. Już nigdy zresztą nie zamierzał tego zrobić — choć chronić się przed jej urokiem było trudno. Karkołomne zadanie zamierzał jednak wypełnić, plując sobie w brodę, że traktował swoją faworytę tak łaskawie i szczodrze. Tlący się w dłoni papieros odłożył do popielniczki, a strużka dymu pognała w górę, wypełniając wkrótce sufit.
Och, jakże ironiczna była ta pieśń w jej ustach, gdy snem opisać można było jej stan, choć świadomość absolutnie nie miała tego dopuścić. Jasne włosy i szare jak poranna mgła oczy nie znały prawdy, a jednak coś w niej w środku — na pewno wiedziało. Olaf nigdy nie interesował się magią rytualną, zawsze bardziej pochłonięty był dziełami wychodzącymi spod ludzkich rąk i z ludzkich głosów. Coś w środku pękało, w skorupie otulającej serce robiła się wyrwa, lecz nie ta romantyczna, nie ta czuła i ciepła, która miałaby sprowadzić go na dobrą drogę, a ta, która pęknięciem duszy naznaczała swoją obecność. Przekraczał kolejne granice, we własnej potrzebie posiadania zatracił się do reszty i nie było już dla niego odwrotu. Nurkował głęboko w dźwięki, lecz póki w płucach nie miał wody — nie tonął.
— Zapomniałem już, jak piękny masz głos — powiedział cicho, gdy ta skończyła swój śpiew. Nikt nie klaskał, był tu zresztą jedynym i ostatnim widzem, zawsze siedział do końca, zawsze dziękował aktorom, ale dziś widownia była pusta, a scena niedoświetlona. — Masz potencjał Villemo, którego nie dałem ci sposobności w pełni wykorzystać. To niedługo się zmieni — własną dłoń położył na dłoni kobiety jakby w gładkim i ojcowskim nawet geście. Kłamał każdą komórką ciała wobec intencji, choć słowem — o dziwo — nie. Naprawdę szykował dla niej plan, lepszy niż zabawianie klientów przy długim barze w Szkarłatnych Salach.
— Niedługo mam spotkać się z Sigurdem Landsverkiem w sprawie kontraktu i waszego kontaktu. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć? Coś, czego miałbym się spodziewać, nim do mnie przyjdzie? — słuchał uważnie, lustrując jej lico wzrokiem, jakby chciał zgiąć ją pod własnym spojrzeniem.
A jednak różnili się diametralnie. Samego siebie Wahlberg miał za króla. Lilije zaś — za dziwkę.
Król był dla niej łaskawy. Zamiast ściąć jej głowę, nakazać wygnanie lub chłostę, albo i spalenie żywcem, aby wspominała dzień, w którym pierwszy raz umarła, jedynie pozbawił ją świadomości. Właściwie mogłaby dziękować mu za kolejny ofiarowany prezent — razem z kolczykami otrzymała przecież fałszywe wspomnienia, tak piękne i zimne, jak tylko on potrafiłby namalować. Według słów Laudith klątwa ta nie podchodziła pod ściganie, choć niewielkie to miało znaczenie — nie w tym momencie. Rozsupłanie intrygi z perspektywy właściciela galerii wydawało się niemożliwe. W końcu... Wtedy gdy klęczał przed nią, byli sami, a gdy ona klęczała, choć wcale nie miało to miejsca, a przynajmniej nie gdzieś indziej niż w jej świadomości — nawet gęste powietrze odwracało wzrok. Mógł ją zabić — mógł upewnić się, że tajemnica Besettelse pójdzie z nią do grobu, lecz w zamian za to ofiarował jej życie.
Patrząc, jak kobieta dotyka kolczyków, jak stopniowo oplata ją niewidzialna nić klątwy, czul nieopisaną wręcz dumę, gdy własne upokorzenia odrzucał w dal, napawając się jej bólem, którego przecież i tak nie poczuje. Niejednokrotnie rozważał zbrodnię gorszą niż ta. Moment, w którym do krtani Lykke przykładał ostre szkło, grożąc, że wkrótce ta pożegna się ze wszystkim, co kocha i czego nienawidzi — wywarł na Wahlbergu niebotyczny wręcz wpływ, zmieniając go, a serce czyniąc tylko zimniejszym.
Siedział więc spokojnie i elegancko, o plecach wyprostowanych, choć rozluźnionych, bez krępacji spoglądając na swoją własność. Napięta skóra stopniowo rozluźniała się, a powieki opadały, ale nie zamykały się do końca, jedynie w sennej marze rozluźniając. Jej zapach, gdy tylko zajęła miejsce obok, tlił się niespokojnie. Grzeszna i piękna, o skórze jasnej i aksamitnej. Wspominając każdą minutę, którą spędził w niej samej, łamiąc dane tylko sobie słowo, nie widział już w niej demona. Dziś — wspomnienia te wróciły. Świadom, że jest mu wrogiem, a nie przyjacielem, nie tracił czujności. Już nigdy zresztą nie zamierzał tego zrobić — choć chronić się przed jej urokiem było trudno. Karkołomne zadanie zamierzał jednak wypełnić, plując sobie w brodę, że traktował swoją faworytę tak łaskawie i szczodrze. Tlący się w dłoni papieros odłożył do popielniczki, a strużka dymu pognała w górę, wypełniając wkrótce sufit.
Och, jakże ironiczna była ta pieśń w jej ustach, gdy snem opisać można było jej stan, choć świadomość absolutnie nie miała tego dopuścić. Jasne włosy i szare jak poranna mgła oczy nie znały prawdy, a jednak coś w niej w środku — na pewno wiedziało. Olaf nigdy nie interesował się magią rytualną, zawsze bardziej pochłonięty był dziełami wychodzącymi spod ludzkich rąk i z ludzkich głosów. Coś w środku pękało, w skorupie otulającej serce robiła się wyrwa, lecz nie ta romantyczna, nie ta czuła i ciepła, która miałaby sprowadzić go na dobrą drogę, a ta, która pęknięciem duszy naznaczała swoją obecność. Przekraczał kolejne granice, we własnej potrzebie posiadania zatracił się do reszty i nie było już dla niego odwrotu. Nurkował głęboko w dźwięki, lecz póki w płucach nie miał wody — nie tonął.
— Zapomniałem już, jak piękny masz głos — powiedział cicho, gdy ta skończyła swój śpiew. Nikt nie klaskał, był tu zresztą jedynym i ostatnim widzem, zawsze siedział do końca, zawsze dziękował aktorom, ale dziś widownia była pusta, a scena niedoświetlona. — Masz potencjał Villemo, którego nie dałem ci sposobności w pełni wykorzystać. To niedługo się zmieni — własną dłoń położył na dłoni kobiety jakby w gładkim i ojcowskim nawet geście. Kłamał każdą komórką ciała wobec intencji, choć słowem — o dziwo — nie. Naprawdę szykował dla niej plan, lepszy niż zabawianie klientów przy długim barze w Szkarłatnych Salach.
— Niedługo mam spotkać się z Sigurdem Landsverkiem w sprawie kontraktu i waszego kontaktu. Czy jest coś, co powinienem wiedzieć? Coś, czego miałbym się spodziewać, nim do mnie przyjdzie? — słuchał uważnie, lustrując jej lico wzrokiem, jakby chciał zgiąć ją pod własnym spojrzeniem.
Villemo Holmsen
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:17
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Mogła nim władać, zaklinając w melodyjnym głosie wszystkie pragnienia, odbierać rozsądek i wolną wolę drżącą na czubkach jasnych palców. W ciemnych chwilach swego życia, gdy zdawało się, że pozostanie jej trwanie w ponurych spelunach, ze wspomnieniami słodkiego życia, pojawił się właściciel galerii, a ona sięgnęła ku niemu z pełną zachłannością. Villemo stała się Lilije, a Lilije stała się sztuką. Czystą, piękną i groźną. Nawet król musiał uważać na demona u swojego boku, którego dzika natura, tak jak jej imię, pragnęło wolności. Nie chciała tylko okna w swoim więzieniu, chciała drzwi, przez które może wyjść i oddychać pełną piersią. Zamiast tego otrzymała kraty w oknie, a klucz do drzwi dzierżył Olaf.
Wspomnienia brutalnie zmieniane zalewały kobiecy umysł, zmieniał i zaklinał rzeczywistość licząc, że sytuacja się nigdy nie powtórzy, że zażegnał kryzys; związał niksę ze sobą na zawsze. Toksyna nie sączyła się w umysł mężczyzny, a zalewała świadomość kobiecą, która mogła nigdy się nie dowiedzieć co takiego uczynił jej galdr. Gniew i zemsta niksy mogła być niebezpieczna dla człowieka, tego pragnącego mieć ją tylko dla siebie.
Pieśń kołysała, porywała w daleki nurt, pozwalała na chwilę, strapionemu umysłowi, zapomnieć o codziennych troskach. Magia pieśni jezior - nic nie było ważne. Nic nie było pilne, a głos otulał miękko, łagodził ból, rozluźniał mięśnie.
Jeden ruch dłoni, jedno mrugnięcie i mógł być pod wodą. Czujność została uśpiona, a jednak płuca nie zalały się wodą. Nie szukała zemsty, nie wciągała mężczyzny w głębokie otchłanie zapomnienia i zatracenia, nie odbierała zmysłów, nie odbierała życia.
A jednak, pozostawia swój ślad, piętno, którego nie dało się zmyć ani zetrzeć ni nożem wykroić pozostawiając głęboką bliznę. Znak, jej ślad, miał z nim być już na zawsze.
Rozluźnienie mięśni, opadające powieki w rytm słów melodyjnie opuszczających malinowe usta. Osiągnęła swój cel, nie dotykając go w żaden sposób, nie przekraczając granicy cielesnej, a mimo to objęła go.
To on przełamał granicę, ciepło dłoni parzyło i mroziło jednocześnie. Umysł szarpał się i wyrywał w okowach klątwy, ale nic nie mógł zrobić. Tylko ten nieznośny ból głowy, który ignorowała planując zażyć odpowiednią mieszankę ziół, aby go wyciszyć. Uśmiechnęła się delikatnie, wręcz niewinnie słysząc pochwałę. Szare spojrzenie zaiskrzyło.
-Planujesz nowe wydarzenie? - Zapytała od razu zaintrygowana wiadomością. -Wprowadzasz więcej muzyki do galerii? - Wystawa, kolejna z rozmachem i ekstrawagancją pasowała do Olafa. Każdy kolejny wernisaż musiał przebić poprzedni. Niczego innego się nie mogła spodziewać po człowieku, którego ambicje nigdy nie znały granic, a głód zdobywania i posiadania wiecznie nie był nasycony. Gdyby był demonem, należałby do tych najbardziej okrutnych. Pozostawał człowiekiem, co było jeszcze bardziej przerażające. Demon ma swoją naturę, człowiek ją wybiera. Na wspomnienie Sigurda wyprostowała się nieznacznie. Diamentowe kolczyki zaiskrzyły w świetle garderoby. Ledwie parę dni temu się z nim widziała. Przyszedł do domu niksy i jemu również śpiewała gdy spoczywał z głową na jej kolanach. Obraz ten wydawał się teraz tak bardzo odległy, nierealny niczym sen utkany z kruchych i złudnych marzeń. Sigurd pragnął czegoś więcej, a ona… a ona kłamała? Mówiła, że stał się kimś więcej niż zwykłym klientem, ale czy te słowa były prawdziwe? Ból głowy stawał się nieznośny. Przymknęła oczy.
-Przepraszam… - Powiedziała, cicho zsuwając się z kanapy podeszła do szafki, w której zawsze trzymały zioła. Musiała je zaparzyć. Szybkie zaklęcie aby podgrzać wodę. Jej ból był jego triumfem gdy susz opadał na dno kubka. Ta drobna czynność zdawała się koić nieprzyjemne uczucie. -Sigurd Landsverk będzie chciał przedłużyć kontrakt. - Tego była pewna, o tym rozmawiali ale czy Olaf powinien wiedzieć więcej? Czy powinna mówić, że zasugerował aby porzuciła pracę w galerii? Nie. Przecież powiedziała mu, że nie może jeszcze opuścić pracy. Teraz ta myśl wydawała się karygodna! Obiecała swoja wierność. Nie mogła odejść, bo tylko właściciel galerii mógł zapewnić jej ochronę. Milczenie o jej pochodzeniu w zamian za jej wierność. Czy aż tak nisko upadła?
Zamknęła mocno oczy gdy ból głowy znów się nasilił. Nie myśl o tym Villemo.
Wspomnienia brutalnie zmieniane zalewały kobiecy umysł, zmieniał i zaklinał rzeczywistość licząc, że sytuacja się nigdy nie powtórzy, że zażegnał kryzys; związał niksę ze sobą na zawsze. Toksyna nie sączyła się w umysł mężczyzny, a zalewała świadomość kobiecą, która mogła nigdy się nie dowiedzieć co takiego uczynił jej galdr. Gniew i zemsta niksy mogła być niebezpieczna dla człowieka, tego pragnącego mieć ją tylko dla siebie.
Pieśń kołysała, porywała w daleki nurt, pozwalała na chwilę, strapionemu umysłowi, zapomnieć o codziennych troskach. Magia pieśni jezior - nic nie było ważne. Nic nie było pilne, a głos otulał miękko, łagodził ból, rozluźniał mięśnie.
Jeden ruch dłoni, jedno mrugnięcie i mógł być pod wodą. Czujność została uśpiona, a jednak płuca nie zalały się wodą. Nie szukała zemsty, nie wciągała mężczyzny w głębokie otchłanie zapomnienia i zatracenia, nie odbierała zmysłów, nie odbierała życia.
A jednak, pozostawia swój ślad, piętno, którego nie dało się zmyć ani zetrzeć ni nożem wykroić pozostawiając głęboką bliznę. Znak, jej ślad, miał z nim być już na zawsze.
Rozluźnienie mięśni, opadające powieki w rytm słów melodyjnie opuszczających malinowe usta. Osiągnęła swój cel, nie dotykając go w żaden sposób, nie przekraczając granicy cielesnej, a mimo to objęła go.
To on przełamał granicę, ciepło dłoni parzyło i mroziło jednocześnie. Umysł szarpał się i wyrywał w okowach klątwy, ale nic nie mógł zrobić. Tylko ten nieznośny ból głowy, który ignorowała planując zażyć odpowiednią mieszankę ziół, aby go wyciszyć. Uśmiechnęła się delikatnie, wręcz niewinnie słysząc pochwałę. Szare spojrzenie zaiskrzyło.
-Planujesz nowe wydarzenie? - Zapytała od razu zaintrygowana wiadomością. -Wprowadzasz więcej muzyki do galerii? - Wystawa, kolejna z rozmachem i ekstrawagancją pasowała do Olafa. Każdy kolejny wernisaż musiał przebić poprzedni. Niczego innego się nie mogła spodziewać po człowieku, którego ambicje nigdy nie znały granic, a głód zdobywania i posiadania wiecznie nie był nasycony. Gdyby był demonem, należałby do tych najbardziej okrutnych. Pozostawał człowiekiem, co było jeszcze bardziej przerażające. Demon ma swoją naturę, człowiek ją wybiera. Na wspomnienie Sigurda wyprostowała się nieznacznie. Diamentowe kolczyki zaiskrzyły w świetle garderoby. Ledwie parę dni temu się z nim widziała. Przyszedł do domu niksy i jemu również śpiewała gdy spoczywał z głową na jej kolanach. Obraz ten wydawał się teraz tak bardzo odległy, nierealny niczym sen utkany z kruchych i złudnych marzeń. Sigurd pragnął czegoś więcej, a ona… a ona kłamała? Mówiła, że stał się kimś więcej niż zwykłym klientem, ale czy te słowa były prawdziwe? Ból głowy stawał się nieznośny. Przymknęła oczy.
-Przepraszam… - Powiedziała, cicho zsuwając się z kanapy podeszła do szafki, w której zawsze trzymały zioła. Musiała je zaparzyć. Szybkie zaklęcie aby podgrzać wodę. Jej ból był jego triumfem gdy susz opadał na dno kubka. Ta drobna czynność zdawała się koić nieprzyjemne uczucie. -Sigurd Landsverk będzie chciał przedłużyć kontrakt. - Tego była pewna, o tym rozmawiali ale czy Olaf powinien wiedzieć więcej? Czy powinna mówić, że zasugerował aby porzuciła pracę w galerii? Nie. Przecież powiedziała mu, że nie może jeszcze opuścić pracy. Teraz ta myśl wydawała się karygodna! Obiecała swoja wierność. Nie mogła odejść, bo tylko właściciel galerii mógł zapewnić jej ochronę. Milczenie o jej pochodzeniu w zamian za jej wierność. Czy aż tak nisko upadła?
Zamknęła mocno oczy gdy ból głowy znów się nasilił. Nie myśl o tym Villemo.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:18
Kobiety miały najpyszniejszą krew. Jej metaliczny smak, który rozchodził się po języku w rytm uderzeń skołatanego dziewiczego wręcz serca, nęcił i wzmagał apetyt. Ta była słodsza, w posmaku przypominająca różową cukrową watę, rozpuszczającą się nim tknie podniebienia, na kształt swoich właścicielek. Jedyne czym różniła się od nich Villemo, był fakt, że jej jucha, spływając w dół gardła, miała ostry piekący posmak, że aby go zniwelować, należało wskoczyć w jezioro i utopić się w toni lodowatej wody. Nic nie mogło równać się z ową śmiercią. Oddmund Wahlberg utonął we własnych płucach, lecz czy gdyby poznał Lilije i pozwolił jej na kontrolę wszystkiego, co posiada, czy wtedy zginąłby w jej ramionach, czy wciąż wykończyłaby go genetyczna wręcz skaza?
Przełknął głośniej ślinę, usiłując zniwelować suchość tchu i ciężkość oddechu. Pogrążony w rozmyślaniach tak paskudnych i męczących, że choćby rzucił teraz świat przed sobą na kolana, tak wciąż musiałby położyć się na atłasowej pościeli, aby odpocząć po wysiłku. Kolejne dźwięki zatapiały go w sobie, jakby tembr jej głosu istniał po to, by niszczyć. W zasadzie — właśnie tak było. Ciarka przechodząca przez plecy przy wysokich dźwiękach nakazywała jednak trzymać się twardo burty, aby nie wypaść za nią, zwabionym przez to jeziorne stworzenie.
— Nie w tym momencie — odpowiedział niemalże enigmatycznie, niechętnie zdradzając się z planami, jednak czując się niejako w obowiązku, by poinformować Villemo o nowej ścieżce, jaką dla niej przygotował. Zostawi jedynie przynętę, drobną przekąskę pod postacią kropli słodkiego kremu na palcu, który wkrótce z niego zliże. — Nie do galerii — szelmowski wręcz uśmiech przypominał ten, którym obdarzał takie jak ona każdego dnia, ale gdzieś z tyłu oczu miał w sobie tak wiele nienawiści i bólu, że nie sposób, zmyć go było łaskawą etykietą i pozornym szacunkiem do rozmówcy. Toć nagroda miała spłynąć na lico biednej kurtyzany, wyróżnienie tak wielkie, że winna będzie mu dziękować. — Wprowadzę więcej muzyki do całego naszego świata, moja miła. Wiesz doskonale, że nie lubię się ograniczać — beznamiętnie skosztował spojrzeniem jej dekoltu, jakby przypomnieć chciał sobie, że własne potrzeby doprowadziły go na ten skraj. Karał się tym samym, tak samo, jak przed laty uderzeniem w policzek karała go matka, tak samo, jak własnym szaleństwem ukarała go Lykke. Nie chciał własnego cierpienia, a jednak sprowadzał je na siebie, gdy wyprostowane i mrowiące palce rąk aż garnęły się, aby zacisnąć na smukłej szyi Lilije i odebrać z niej życie. W zamian za to nie zrobił nic, swobodnie wracając wzrokiem w górę, wprost do jej stalowych oczu. Zdradzi jej swoje plany, jednak nie teraz. Niechaj w kobiecie rozpali się potrzeba wiedzy, ciekawość głęboka.
Obserwował jeszcze, jak zsuwa się z oparcia kanapy, jak rusza do szafki i sięga po wszystko to, do czego miała dostęp. Sam wstał, podchodząc bliżej, lecz zatrzymując się poza jej strefą ściśle osobistą. Wahlberg nie miał pojęcia o klątwach ni magii rytualnej, zawsze bardziej interesowała go sztuka, literatura, być można nawet polityka, ale nie runy. Laudith nie wspomniała jednak nic o podobnych efektach ubocznych, choć jedynie głupiec zakładałby, że nie były one możliwe. W końcu kolczyki, które teraz przyjemnie pobłyskiwały w garderobianym świetle w uszach kobiety, miały stać się jej przekleństwem.
— Wszystko w porządku? — zmarszczył własne brwi, gdy tam zacisnęła powieki w geście niemalże dramatycznym. — Villemo, jeśli potrzebujesz medyka, wystarczy słowo — sprowadzę go — nie bez powodu wybrał klątwę ganiącą głowę, nie ciało — nie mógł przecież stracić swojego najlepszego źródła zarobku.
Przełknął głośniej ślinę, usiłując zniwelować suchość tchu i ciężkość oddechu. Pogrążony w rozmyślaniach tak paskudnych i męczących, że choćby rzucił teraz świat przed sobą na kolana, tak wciąż musiałby położyć się na atłasowej pościeli, aby odpocząć po wysiłku. Kolejne dźwięki zatapiały go w sobie, jakby tembr jej głosu istniał po to, by niszczyć. W zasadzie — właśnie tak było. Ciarka przechodząca przez plecy przy wysokich dźwiękach nakazywała jednak trzymać się twardo burty, aby nie wypaść za nią, zwabionym przez to jeziorne stworzenie.
— Nie w tym momencie — odpowiedział niemalże enigmatycznie, niechętnie zdradzając się z planami, jednak czując się niejako w obowiązku, by poinformować Villemo o nowej ścieżce, jaką dla niej przygotował. Zostawi jedynie przynętę, drobną przekąskę pod postacią kropli słodkiego kremu na palcu, który wkrótce z niego zliże. — Nie do galerii — szelmowski wręcz uśmiech przypominał ten, którym obdarzał takie jak ona każdego dnia, ale gdzieś z tyłu oczu miał w sobie tak wiele nienawiści i bólu, że nie sposób, zmyć go było łaskawą etykietą i pozornym szacunkiem do rozmówcy. Toć nagroda miała spłynąć na lico biednej kurtyzany, wyróżnienie tak wielkie, że winna będzie mu dziękować. — Wprowadzę więcej muzyki do całego naszego świata, moja miła. Wiesz doskonale, że nie lubię się ograniczać — beznamiętnie skosztował spojrzeniem jej dekoltu, jakby przypomnieć chciał sobie, że własne potrzeby doprowadziły go na ten skraj. Karał się tym samym, tak samo, jak przed laty uderzeniem w policzek karała go matka, tak samo, jak własnym szaleństwem ukarała go Lykke. Nie chciał własnego cierpienia, a jednak sprowadzał je na siebie, gdy wyprostowane i mrowiące palce rąk aż garnęły się, aby zacisnąć na smukłej szyi Lilije i odebrać z niej życie. W zamian za to nie zrobił nic, swobodnie wracając wzrokiem w górę, wprost do jej stalowych oczu. Zdradzi jej swoje plany, jednak nie teraz. Niechaj w kobiecie rozpali się potrzeba wiedzy, ciekawość głęboka.
Obserwował jeszcze, jak zsuwa się z oparcia kanapy, jak rusza do szafki i sięga po wszystko to, do czego miała dostęp. Sam wstał, podchodząc bliżej, lecz zatrzymując się poza jej strefą ściśle osobistą. Wahlberg nie miał pojęcia o klątwach ni magii rytualnej, zawsze bardziej interesowała go sztuka, literatura, być można nawet polityka, ale nie runy. Laudith nie wspomniała jednak nic o podobnych efektach ubocznych, choć jedynie głupiec zakładałby, że nie były one możliwe. W końcu kolczyki, które teraz przyjemnie pobłyskiwały w garderobianym świetle w uszach kobiety, miały stać się jej przekleństwem.
— Wszystko w porządku? — zmarszczył własne brwi, gdy tam zacisnęła powieki w geście niemalże dramatycznym. — Villemo, jeśli potrzebujesz medyka, wystarczy słowo — sprowadzę go — nie bez powodu wybrał klątwę ganiącą głowę, nie ciało — nie mógł przecież stracić swojego najlepszego źródła zarobku.
Villemo Holmsen
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:18
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Stała się jego więźniem, chociaż przecież już była nim wcześniej. Wiązał ją kontrakt, który podpisała, mogła odejść w każdej chwili, ale wiedziała, że nie mogła. Świadomość, że Olaf nie wypuszcza ze swych dłoni tak łatwo, dotarła do niej po paru miesiącach pracy. Zrozumiała, że związała z nim swoje losy na dłużej. A jeżeli chciała odejść, to tylko na jego zasadach. Inne próbowały z nim walczyć, udowadniać, że nic nie może im zrobić. Ślad po nich zaginął. Zniknęły ze świata, stały się nikim, pyłem i prochem u stóp świata. Stały się tym, czym chciał Olaf.
Oprócz kontraktu, połączyła ich niebezpieczna nić klątwy. Nieświadoma jak wpada w pajęczą sieć ulegała złudzeniu, że posiada kontrolę. Jakąkolwiek.
Śmiałe spojrzenie przesunęło się po jej ciele. Jak zawsze sycił swoje oczy widokiem własności, jakich miał wiele. Pozwalała na to, niczym nie speszona, nie zgorszona, nie oburzona. Wiedział co sprzedaje i upewniał się, że towar nie został uszkodzony.
-Nie w galerii? - Powtórzyła melodyjnym głosem wyraźnie zaintrygowana. Zagadką, którą przed nią snuł, tajemnicą, którą nie chciał od razu zdradzić. Przechyliła nieznacznie głowę ku ramieniu, złota kaskada włosów opadła leniwie na bok ukazując łabędzią szyję. -Jak wszystko będzie gotowe, podzielisz się sekretem? - Zapytała, lekko mrużąc wycięte w migdał oczy. -Wiesz, że muzyka jest moim żywiołem,Olafie - Brzmienie imienia zawibrowało w powietrzu, smakowała każdą literę, która składała się na jego strukturę.
Ból był silniejszy.
Potrzebowała leków już teraz, aby nieznośne ćmienie przytłumić. Skąd się wzięło? Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnej sytuacji. Nie miewała bólów głowy, nie odczuwała tak zimna, nie łapała przeziębień. Demoniczna krew krążąca w żyłach sprawiała, że była bardziej odporna niż inni. Co by zrobiła gdyby wiedziała, że to podarek tak na nią działa?
Zioła wsypane do dna filiżanki zapachniały kojąco, niosąc obietnicę ulgi. Usłyszała szelest za sobą, wstał. Podszedł. Trzymał dystans, jakby to miało sprawić, że nie otuli go aurą. Nie chciała tym razem, więc jedynie muskała swoim czarem fizys galdra, nie chcą zniewolić go swym głosem. Nie tym razem.
-To nic takiego. - Zapewniła go. -Zwykły ból głowy. Napiję się naparu, poleżę w ciszy i przejdzie. - To ponoć zawsze działało. Tak robiły inne dziewczęta, gdy nocne szaleństwa z klientami odbierały im siły. -Nie ma potrzeby fatygowania medyka.
Dodała jeszcze, przekonana, że zioła pomogą. Zaklęcie podgrzało wodę, którą zalała susz. Płyn w filiżance szybko zabarwiał się rdzawym kolorem.
Oprócz kontraktu, połączyła ich niebezpieczna nić klątwy. Nieświadoma jak wpada w pajęczą sieć ulegała złudzeniu, że posiada kontrolę. Jakąkolwiek.
Śmiałe spojrzenie przesunęło się po jej ciele. Jak zawsze sycił swoje oczy widokiem własności, jakich miał wiele. Pozwalała na to, niczym nie speszona, nie zgorszona, nie oburzona. Wiedział co sprzedaje i upewniał się, że towar nie został uszkodzony.
-Nie w galerii? - Powtórzyła melodyjnym głosem wyraźnie zaintrygowana. Zagadką, którą przed nią snuł, tajemnicą, którą nie chciał od razu zdradzić. Przechyliła nieznacznie głowę ku ramieniu, złota kaskada włosów opadła leniwie na bok ukazując łabędzią szyję. -Jak wszystko będzie gotowe, podzielisz się sekretem? - Zapytała, lekko mrużąc wycięte w migdał oczy. -Wiesz, że muzyka jest moim żywiołem,Olafie - Brzmienie imienia zawibrowało w powietrzu, smakowała każdą literę, która składała się na jego strukturę.
Ból był silniejszy.
Potrzebowała leków już teraz, aby nieznośne ćmienie przytłumić. Skąd się wzięło? Nigdy wcześniej nie doświadczyła podobnej sytuacji. Nie miewała bólów głowy, nie odczuwała tak zimna, nie łapała przeziębień. Demoniczna krew krążąca w żyłach sprawiała, że była bardziej odporna niż inni. Co by zrobiła gdyby wiedziała, że to podarek tak na nią działa?
Zioła wsypane do dna filiżanki zapachniały kojąco, niosąc obietnicę ulgi. Usłyszała szelest za sobą, wstał. Podszedł. Trzymał dystans, jakby to miało sprawić, że nie otuli go aurą. Nie chciała tym razem, więc jedynie muskała swoim czarem fizys galdra, nie chcą zniewolić go swym głosem. Nie tym razem.
-To nic takiego. - Zapewniła go. -Zwykły ból głowy. Napiję się naparu, poleżę w ciszy i przejdzie. - To ponoć zawsze działało. Tak robiły inne dziewczęta, gdy nocne szaleństwa z klientami odbierały im siły. -Nie ma potrzeby fatygowania medyka.
Dodała jeszcze, przekonana, że zioła pomogą. Zaklęcie podgrzało wodę, którą zalała susz. Płyn w filiżance szybko zabarwiał się rdzawym kolorem.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:18
Połączyli swój los ze sztuką wzniosłą i ambitną, i tą zawierającą się w ramach i tą wykraczającą ponad wszelkie postrzeganie i zrozumienie, której magia działa się w podziemiu. Skupiony na zarobku i własnej interpretacji westchnień Olaf za nic miał sobie ludzkie krzywdy, siebie samego stawiając na piedestale ich szczęścia. Nie inaczej było zresztą z Villemo. Jasne kosmyki jej włosów i natura skrzywdzona przez świat, w jakim przyszło jej żyć, odnalazła w końcu wypoczynek pośród łasych na jej urodę mężczyzn, pośród kobiet zazdroszczących jej istnienia. Kłaniać mogli się jej w pół, mogli kłamać, że jest jedyna i, że to dla niej tracą właśnie głowę. Kłamali, mówiąc tę prawdę, ale nie potrafili poradzić sobie z jej konsekwencjami. Nie tak jak poradził z tym sobie Wahlberg, świadom, że czar kiedyś pryśnie, choć sam nie dopuści do tego, by stało się to w momencie, w którym kobieta mieć będzie jakąkolwiek kontrolę, wszak pozbawiał jej owej od lat.
— Nie w galerii — uśmiechnął się błogo, potakując jeszcze jej pytaniu, gdy zaintrygowana usiłowała szukać prawdy. — Oczywiście, moja droga. Dowiesz się jako jedna z pierwszych, wiesz, że ci ufam — co za bzdura. Olaf Wahlberg nie ufał nikomu, często nawet samemu sobie. Muzyka i toń zimnej wody, to wszystko otaczało słodką Lilije swoimi ramionami i dawało jej fałszywe poczucie schronienia przed światem, jakby w fałszywej nucie znalazła przyjaciela, choć sama nigdy nie fałszowała. Miała stać się kimś więcej, kimś o kogo zazdrosny mógłby być nawet on, ofiarujący młodej kobiecie kawałek ciasta pokrytego kremem i owocami. W biszkopcie czaiła się jednak trucizna, słodka i uzależniająca. Posiadanie. Ćpał ją niczym najbrudniejszy szczur.
A każdy ćpun kiedyś przedawkuje.
Obserwował więc, jak na skroniach zaciska palce, jak tłumi w sobie ból, który najpewniej miał być wynikiem klątwy. Nie cofnąłby czasu, pozwolił jej ubrać te kolczyki i rozkoszował się ulatującym z jej oczu zwycięstwem. Ostrzegawczym spojrzeniem wysłuchał jakoby zioła i odpoczynek miał pomóc, kiwając jeszcze głową w potwierdzeniu, że rozumie.
— Nie będę cię więc niepokoił. Odpocznij i wróć dzisiaj do domu, być może sen uleczy twój ból — uśmiechnął się jeszcze nieznacznie.
Być może wolny on będzie od koszmarów, być może zjawi się w marze sam Wahlberg, przed którym Lilije znów uklęknie, tak samo, jak w ułudzie, którą dla niej stworzył.
— Nie w galerii — uśmiechnął się błogo, potakując jeszcze jej pytaniu, gdy zaintrygowana usiłowała szukać prawdy. — Oczywiście, moja droga. Dowiesz się jako jedna z pierwszych, wiesz, że ci ufam — co za bzdura. Olaf Wahlberg nie ufał nikomu, często nawet samemu sobie. Muzyka i toń zimnej wody, to wszystko otaczało słodką Lilije swoimi ramionami i dawało jej fałszywe poczucie schronienia przed światem, jakby w fałszywej nucie znalazła przyjaciela, choć sama nigdy nie fałszowała. Miała stać się kimś więcej, kimś o kogo zazdrosny mógłby być nawet on, ofiarujący młodej kobiecie kawałek ciasta pokrytego kremem i owocami. W biszkopcie czaiła się jednak trucizna, słodka i uzależniająca. Posiadanie. Ćpał ją niczym najbrudniejszy szczur.
A każdy ćpun kiedyś przedawkuje.
Obserwował więc, jak na skroniach zaciska palce, jak tłumi w sobie ból, który najpewniej miał być wynikiem klątwy. Nie cofnąłby czasu, pozwolił jej ubrać te kolczyki i rozkoszował się ulatującym z jej oczu zwycięstwem. Ostrzegawczym spojrzeniem wysłuchał jakoby zioła i odpoczynek miał pomóc, kiwając jeszcze głową w potwierdzeniu, że rozumie.
— Nie będę cię więc niepokoił. Odpocznij i wróć dzisiaj do domu, być może sen uleczy twój ból — uśmiechnął się jeszcze nieznacznie.
Być może wolny on będzie od koszmarów, być może zjawi się w marze sam Wahlberg, przed którym Lilije znów uklęknie, tak samo, jak w ułudzie, którą dla niej stworzył.
Villemo Holmsen
Re: 21.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:18
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Ufał jej tak jak skorpionowi, że nie użądli swoim żądłem. Ufał jej tak, jak ufa się jadowitym wężom. Ufał jej tak, jak ufa się niksie, że swoim głosem nie zaczaruje i nie wciągnie w głębiny jeziora. Jak mógł jej ufać, skoro użyła na nim swojego czaru? Obydwoje doskonale wiedzieli, że to kłamstwo. Piękne w swoim wydźwięku, brzmiące czystą nutą - idealne kłamstwo. Uśmiechnęła się nieznacznie. Wiedziała, że dowie się pierwsza. Walka o uwagę Olafa zawsze trwała. Każda z nich chciała być tą pierwszą, tą najważniejszą, a gdy właściciel galerii zwracał swoje spojrzenie na inną, zawiść i nienawiść rosła jeszcze bardziej. Kobiety były okrutne, bardziej niż mężczyźni. Bezwzględne i w tym uczuciu niesamowicie pociągające. Stworzył miejsce spełnienia marzeń, wpuszczając do niego żmije.
-Będę czekać.. - słowa wybrzmiały jak słodka obietnica, jak zapowiedź nieznanego i wyczekiwanego, tak bardzo, że powodowało szybsze bicie serca.
Ujęła w dłonie filiżankę pełną naparu, który miał ukoić ból głowy.
-Dziękuję, Olafie. - Zwróciła się bezpośrednio do niego z delikatnym uśmiechem na malinowych ustach. -Gorąca kąpiel na pewno też przyniesie ukojenie.
Oczywiście, że stąpała go grząskim gruncie, przywołując na krótki moment wspomnienie zakazanego owocu jakim go uraczyła, po jaki sięgnął zachłannie i bez zająknięcia. Szare spojrzenie podążyło za krokami właściciela galerii, pana porcelanowych lalek. Nie miała zamiaru zapomnieć jak naznaczył ją swoją własnością, jak uważał, że trzyma ją w garści, jak spijał pożądanie z każdym wydartym oddechem z niksowych warg.
Dopiła napar by ukoić ból, który wciąż świdrował kobiecy umysł. Z czasem musiało to przejść. Każda niedogodność kiedyś mija. Zwłaszcza teraz kiedy obdarzona podarunkiem miała pewność, że coś się zmieniło. Wkroczyła w rytm dziwnej melodii, której nie potrafiła jeszcze pojąć, ale dyrygentem był Olaf.
Villemo i Olaf z tematu
-Będę czekać.. - słowa wybrzmiały jak słodka obietnica, jak zapowiedź nieznanego i wyczekiwanego, tak bardzo, że powodowało szybsze bicie serca.
Ujęła w dłonie filiżankę pełną naparu, który miał ukoić ból głowy.
-Dziękuję, Olafie. - Zwróciła się bezpośrednio do niego z delikatnym uśmiechem na malinowych ustach. -Gorąca kąpiel na pewno też przyniesie ukojenie.
Oczywiście, że stąpała go grząskim gruncie, przywołując na krótki moment wspomnienie zakazanego owocu jakim go uraczyła, po jaki sięgnął zachłannie i bez zająknięcia. Szare spojrzenie podążyło za krokami właściciela galerii, pana porcelanowych lalek. Nie miała zamiaru zapomnieć jak naznaczył ją swoją własnością, jak uważał, że trzyma ją w garści, jak spijał pożądanie z każdym wydartym oddechem z niksowych warg.
Dopiła napar by ukoić ból, który wciąż świdrował kobiecy umysł. Z czasem musiało to przejść. Każda niedogodność kiedyś mija. Zwłaszcza teraz kiedy obdarzona podarunkiem miała pewność, że coś się zmieniło. Wkroczyła w rytm dziwnej melodii, której nie potrafiła jeszcze pojąć, ale dyrygentem był Olaf.
Villemo i Olaf z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach