:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Styczeń–luty 2001
17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg
2 posters
Villemo Holmsen
17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:07
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
17.01.2001
Patrzyła na ulotki jakie znajdowały się na ulicach Midgardu i krew w żyłach ścinała się ze strachu w lodowe sople. Przełknęła ślinę nerwowo chowając kawałek papieru w kieszeni płaszcza. Poprawiając kołnierz wierzchniego okrycia szybkim krokiem skierowała się w stronę znanych jej budynków, które teraz jawiły się niczym bezpieczna oaza; przystań, do której zawsze może przybić wiedząc, że nic jej tam nie grozi.
Ostatnie wydarzenia w mieście mocno nią wstrząsnęły, a hasła potępiające każdego z demoniczną krwią sprawiały, że czuła się pod stałą obserwacją. Obejrzała się przez ramię, ponieważ miała wrażenie, że ktoś ją śledzi. Czy to mogła być prawda? Czy ktoś odkrył jej pochodzenie? Czy mógł być to człowiek z Kruczej Straży? Wiedziała od początku, że spotykanie się z Sigurdem może rodzić konsekwencje, które nie będą się jej podobać. Na dodatek zbyt mocno się zaangażowała, za bardzo pozwoliła sobie na swobodę i teraz paliła za sobą mosty wiedząc, że może spotkać się to z niezadowoleniem Olafa.
Póki wykonywała dobrze swoja pracę to właściciel galerii nie zadawał zbędnych pytań, ale zbliżał się termin, w którym klient mógł przedłużyć umowę lub z niej zrezygnować. Nie wiedziała co zrobi Sigurd i nie chciała na to pytanie odpowiadać Olafowi.
Weszła do wnętrza galerii z ulgą witając znajome mury. Poczuła się lżejsza jakby za drzwiami była nietykalna. Poniekąd to właśnie miała w kontrakcie - ochronę. Niestety nie było tam tej, która by ją strzegła przed samą sobą.
Niespiesznie skierowała się do podziemi gdzie miała czekać na nią nowa suknia, specjalnie zamówiona dla Lilije by dalej mogła olśniewać gości galerii. Wchodząc do środka od razu zobaczyła najlepszej jakości materiał, który został skrojony w strój lejący się niczym woda, a splot mienił się jak promienie słoneczne odbijane na jej tafli. Tak mogła ubierać się wyłącznie gwiazda.
-Fatalnie… - Westchnęła pod nosem, bo taki strój świadczył o zadowoleniu Olafa oraz jeszcze większych oczekiwaniach jakie jej stawiał. Poprzeczka była coraz wyżej, a im bardziej się wspinała tym upadek będzie boleśniejszy. Usiadła na kanapie niedbale i wyciągnęła papierośnicę, która otrzymała na święta. Odpaliła papierosa i zaciągnęła się mocno. Poczuła piekące łzy pod powiekami, zbyt wiele emocji zaczynały ją zdradzać. Myśli kotłowały się, a stres sprawiał, że nie potrafiła się skupić na jednej myśli i na swojej pracy. -Niech to szlag… - Zacisnęła malinowe usta i przymknęła oczy, a wtedy po policzku potoczyła się jedna łza. Zaśmiała się z samej siebie, z tego w jakiej jest rozsypce i nawet jak udawało się jej pozbierać to zaraz coś znów uderzało ze zdwojoną siłą rozbijając ledwo co posklejany wazon.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:07
Miłość to zwyczajna alfonserka, a Olaf Wahlberg wiedział o tym więcej niż przeciętny galdr. Każdy z jego klientów szukał w Besettelse czegoś innego, jedni podążali za niespełnionym uczuciem, zastępując sobie kurtyzaną dawno utraconą młodość, inni oczekiwali jedynie pasji i ujścia dla gnijących we wnętrzach męskich ciał furii. Były jeszcze kobiety spragnione delikatności i czułości, były te, których mężowie nigdy nie zadowolili, a młodszy anonimowy kochanek dawał satysfakcję. Wszyscy oni płacili żywym złotem, przysługami lub kontaktami, których właściciel tego miejsca potrzebował i kolekcjonował niczym asy w rękawie, gotowe do użycia, gdy tylko zajdzie taka konieczność, lub napadnie go taka fanaberia.
Villemo była narzędziem. Słodką niksą, co w podziemiu Besettelse odnalazła swe schronienie przed otaczającym ją światem pełnym konsekwencji. Spalony teatr wciąż rozpylał nad Midgardem swąd suchego drewna i wilgotnych kurtyn, a ona tkwiła tam niczym aktorka monodramatyczna przed pustą widownią, oczekując na nigdy nienadchodzące brawa. Nie było mu jej szkoda, choć nić współczucia dla artystki tracącej swoje królestwo wciąż żyła w mężczyźnie. Obserwował ją już z okien swojego gabinetu na pierwszym piętrze, wyróżniającą się piękność dostrzegając przypadkiem przez uchylone okno, gdy dopalał w spokoju papierosa, pozwalając sobie, by otulała go jedynie cisza. Pamiętał jeszcze jej słodkie usta i ściskające go uda, kiedy to łamał przyrzeczone sobie słowo na rzecz utraty kontroli, której nienawidził się pozbawiać. Choć szept z tyłu głowy nakazywał winić jedynie ją, tak jakże by miał to robić, wiedząc, że nawet nieświadomie roztaczała wokół siebie niebagatelną i osobliwą jeziorną aurę, chłodnymi dłońmi topielca wciągającymi pod swoją powierzchnię. Otrząsnął się z pięknego snu, gdy tylko weszła do galerii, znikając z zasięgu jego wzroku, a następnie udał się dwa piętra w dół, by spotkać ją na swojej drodze.
Tym razem zapukał dwukrotnie do garderoby, nim otworzył drzwi. Był u siebie i mógł przemieszczać się pomiędzy tymi pokojami, jak tylko sobie życzył, a jednak, aby uniknąć tragedii sprowadzonej na niego przez tę kobietę, odczekał na zaproszenie. Nie spodziewał się znaleźć jej w euforii, lecz zostawiony w czeluściach garderoby prezent winien być przynajmniej odrobinę poprawić kobiecie humor, wszak i ona miała słabość do piękna. Tymczasem bił z niej smutek, który przecinał sztuczny śmiech, pełen niepokoju.
— Czy ktoś cię skrzywdził? — pytanie zadał bez przywitania, poważną miną spoglądając na swoją pracownicę, lecz nie zbliżył się na krok. Brwi ściągnięte do siebie wyrażały troskę i złość, lecz nie z przyjaźni. Należała do Besettelse, a Besettelse należało do niego. Jeśli ktokolwiek ośmieli się skraść czy naruszyć choćby jedno dzieło sztuki, tak poniesie konsekwencje. Czy mogło chodzić o Sigurda i ich ostatnią rozmowę, w której ofiarował mu kurtyzanę na wyłączność? Pozbawianie się równie możnego klienta nie wchodziło w grę, ale utrudnienie mu znacząco życia — zdecydowanie tak.
Villemo była narzędziem. Słodką niksą, co w podziemiu Besettelse odnalazła swe schronienie przed otaczającym ją światem pełnym konsekwencji. Spalony teatr wciąż rozpylał nad Midgardem swąd suchego drewna i wilgotnych kurtyn, a ona tkwiła tam niczym aktorka monodramatyczna przed pustą widownią, oczekując na nigdy nienadchodzące brawa. Nie było mu jej szkoda, choć nić współczucia dla artystki tracącej swoje królestwo wciąż żyła w mężczyźnie. Obserwował ją już z okien swojego gabinetu na pierwszym piętrze, wyróżniającą się piękność dostrzegając przypadkiem przez uchylone okno, gdy dopalał w spokoju papierosa, pozwalając sobie, by otulała go jedynie cisza. Pamiętał jeszcze jej słodkie usta i ściskające go uda, kiedy to łamał przyrzeczone sobie słowo na rzecz utraty kontroli, której nienawidził się pozbawiać. Choć szept z tyłu głowy nakazywał winić jedynie ją, tak jakże by miał to robić, wiedząc, że nawet nieświadomie roztaczała wokół siebie niebagatelną i osobliwą jeziorną aurę, chłodnymi dłońmi topielca wciągającymi pod swoją powierzchnię. Otrząsnął się z pięknego snu, gdy tylko weszła do galerii, znikając z zasięgu jego wzroku, a następnie udał się dwa piętra w dół, by spotkać ją na swojej drodze.
Tym razem zapukał dwukrotnie do garderoby, nim otworzył drzwi. Był u siebie i mógł przemieszczać się pomiędzy tymi pokojami, jak tylko sobie życzył, a jednak, aby uniknąć tragedii sprowadzonej na niego przez tę kobietę, odczekał na zaproszenie. Nie spodziewał się znaleźć jej w euforii, lecz zostawiony w czeluściach garderoby prezent winien być przynajmniej odrobinę poprawić kobiecie humor, wszak i ona miała słabość do piękna. Tymczasem bił z niej smutek, który przecinał sztuczny śmiech, pełen niepokoju.
— Czy ktoś cię skrzywdził? — pytanie zadał bez przywitania, poważną miną spoglądając na swoją pracownicę, lecz nie zbliżył się na krok. Brwi ściągnięte do siebie wyrażały troskę i złość, lecz nie z przyjaźni. Należała do Besettelse, a Besettelse należało do niego. Jeśli ktokolwiek ośmieli się skraść czy naruszyć choćby jedno dzieło sztuki, tak poniesie konsekwencje. Czy mogło chodzić o Sigurda i ich ostatnią rozmowę, w której ofiarował mu kurtyzanę na wyłączność? Pozbawianie się równie możnego klienta nie wchodziło w grę, ale utrudnienie mu znacząco życia — zdecydowanie tak.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:07
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Pukanie do drzwi wyrwało Villemo z ponurych myśli. Wypłynęła na powierzchnię świadomości przypominając sobie, że nadal musi grać i nie wychodzić ze swojej roli. Tego od niej oczekiwano, tym miała być - idealnie stworzoną lalką na podobieństwo męskich snów. Z genami demona nie było to trudne, ale nikt nie brał pod uwagę tego jak rzeczony demon się czuje, co myśli. To nie było ważne.
Wypowiadając zgodę na wejście zaciągnęła się papierosem pozwalając aby dym uniósł się w górę. Teoretycznie powinna wyjść na tyły budynku, ale nie przejmowała się tym teraz wiedząc, że i tak szybko pozbędzie się zapachu dymu papierosowego. Uniosła szare spojrzenie na Olafa, który nienagannie ubrany, jak zawsze przygotowany do pełnej kontroli, wkroczył do wnętrza garderoby.
Czy ktoś ją skrzywdził? Czy ktoś skrzywdził twoją własność Olafie, o to chciałeś zapytać - pomyślała od razu i odrzuciła głowę do tyłu, a wolną dłonią sięgnęła po ulotki, które wcześniej znalazła.
-Widziałeś to? - Zagadnęła od razu podając mu jedną z nich. -Wyzwoliciele stają się coraz bardziej śmiali. Ostatnio dwie kobiety mnie zaatakowały, gdyby nie dobry przyjaciel mogłoby się to skończyć różnie. - Einar przybył jej wtedy z pomocą. Narażając własne istnienie i wykrycie wykorzystał swoje zdolności by pomóc jej uciec spod ostrzału tych dwóch kobiet. Musiały wiedzieć na co zwracać uwagę lub zostały poinstruowane aby napastować każdą kobietę, która wydawała się “zbyt” ładna aby być ludzką.
Obawiała się czasami przebywać we własnym mieszkaniu, ponieważ nie wiedziała co się wydarzy, czy ktoś jej nie zaatakuje, nie doniesie do Łowców, ze jego sąsiadką jest niksa. Obawiała się dnia, w którym ci staną w jej progu i wyrzucą z miasta, kiedy straci wszystko co do tej pory osiągnęła. Zaciągnęła się ponownie papierosem czekając na reakcję Olafa. Czy chce nadal trzymać niksę pod swoim dachem kiedy takie rzeczy się dzieją wokół. Czy będzie ryzykował swoją reputację tak dokładnie zbudowaną, na zewnątrz krystaliczną i idealną, kiedy w środku rozpusta i pasja miały swoje królowanie? Zastanawiała się jakie powinna podjąć kroki i czy praca w galerii nie jest zbyt dużym ryzykiem też dla niej.
Wypowiadając zgodę na wejście zaciągnęła się papierosem pozwalając aby dym uniósł się w górę. Teoretycznie powinna wyjść na tyły budynku, ale nie przejmowała się tym teraz wiedząc, że i tak szybko pozbędzie się zapachu dymu papierosowego. Uniosła szare spojrzenie na Olafa, który nienagannie ubrany, jak zawsze przygotowany do pełnej kontroli, wkroczył do wnętrza garderoby.
Czy ktoś ją skrzywdził? Czy ktoś skrzywdził twoją własność Olafie, o to chciałeś zapytać - pomyślała od razu i odrzuciła głowę do tyłu, a wolną dłonią sięgnęła po ulotki, które wcześniej znalazła.
-Widziałeś to? - Zagadnęła od razu podając mu jedną z nich. -Wyzwoliciele stają się coraz bardziej śmiali. Ostatnio dwie kobiety mnie zaatakowały, gdyby nie dobry przyjaciel mogłoby się to skończyć różnie. - Einar przybył jej wtedy z pomocą. Narażając własne istnienie i wykrycie wykorzystał swoje zdolności by pomóc jej uciec spod ostrzału tych dwóch kobiet. Musiały wiedzieć na co zwracać uwagę lub zostały poinstruowane aby napastować każdą kobietę, która wydawała się “zbyt” ładna aby być ludzką.
Obawiała się czasami przebywać we własnym mieszkaniu, ponieważ nie wiedziała co się wydarzy, czy ktoś jej nie zaatakuje, nie doniesie do Łowców, ze jego sąsiadką jest niksa. Obawiała się dnia, w którym ci staną w jej progu i wyrzucą z miasta, kiedy straci wszystko co do tej pory osiągnęła. Zaciągnęła się ponownie papierosem czekając na reakcję Olafa. Czy chce nadal trzymać niksę pod swoim dachem kiedy takie rzeczy się dzieją wokół. Czy będzie ryzykował swoją reputację tak dokładnie zbudowaną, na zewnątrz krystaliczną i idealną, kiedy w środku rozpusta i pasja miały swoje królowanie? Zastanawiała się jakie powinna podjąć kroki i czy praca w galerii nie jest zbyt dużym ryzykiem też dla niej.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:07
Każda dama Besettelse miała jasno określone przeznaczenie, którym kierował oczywiście on, spragniony kontroli do tego stopnia, że potencjalne jej naruszenie skutkowało wylewającą się w zimnej zemście furią. Choć wszystkie traktował z szacunkiem, nie pozwalając sobie na słowną agresję, tak jakiekolwiek dyskusje nie wchodziły w grę, gdy temat uważał za zakończony. Nie rządził tu strachem, żadna z nich nie musiała tu zostać. Interesowało go jedynie przywiązanie, roztaczane własnym urokiem osobistym oraz oczywiście szczędzonymi im pieniędzmi.
Villemo nie była inna, równie mocno chciał zamknąć ją w kajdanach własnych potrzeb, kierować niczym marionetką i wystawiać na sprzedaż jako ekskluzywny towar, czerpiąc zyski do własnej kieszeni. Równocześnie była wyjątkowa na setki sposób, które uporczywie od siebie odpychał. Dał się ponieść pożądaniu, które w nim wywołała, pozwolił na złamanie danej sobie samemu obietnicy, że już nigdy nie tknie żadnej ze swoich dziewcząt, ale to nie tylko krew wyróżniała ją na tle reszty miałkich dziewcząt. Rozumiała swoje położenie i potrafiła z niego korzystać, zdobywała kolejne wyrazy uznania, to dla niej wracali tu niektórzy z klientów, a teraz posiadała swojego własnego sponsora, który rozliczając się z Wahlbergiem stopniowo popadał w demoniczne sidła. Chciał wykorzystać to do cna, choćby miał Landsverka narazić na bankructwo, a Niksa miała stać się ku temu najpiękniejszym narzędziem.
Z rąk roztrzęsionej kobiety odzianej w papierosowy dym rozlewający się po wnętrzu garderoby, odebrał ulotkę, lecz nim w nią spojrzał, zerknął jeszcze w jasne damskie tęczówki, pionując ją wzrokiem za odpalony tu tytoń. Wyznaczył ku temu odpowiednie miejsca, nawet sala główna, w której i tak rządził dym cygar, była ku temu odpowiedniejsza. Tu każda biała suknia mogła pożółknąć, a Olaf nienawidził narażać samego siebie na koszta.
Piwnym spojrzeniem objął tekst ujęty w ulotce. Już w grudniu sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, czego najlepszym przykładem był zburzony w trakcie zamieszek pomnik, na którego odbudowę zbierano fundusze w trakcie ostatniego wernisażu w Besettelse. Żył pod jednym dachem z wyrocznią, w rodzinie miał medium, a w swoich podziemiach trzymał niksy, zmiennokształtnych i huldry, które ochraniali berserkerzy. Prywatne poglądy Wahlberga były więc możliwie liberalne, choć wciąż z pewnymi ograniczeniami względem niektórych mieszanek genetycznych, ale to nie miało żadnego znaczenia. Był twarzą tej galerii, a ta miała prosperować niezależnie od poglądów politycznych rządzących ich światem. Rada pozostawała konserwatywna, więc oficjalnie i takim pozostawał Olaf. Jeśli to się zmieni, zmienią się i jego poglądy, to było tak proste. W tym wszystkim nie potrafił postawić się w jej położeniu, nie rozumiał.
— Dlaczego cię zaatakowały? Opowiadałaś komuś o swoim pochodzeniu? — uniósł wyżej brew, dopatrując się potencjalnego ryzyka dla samego siebie i swojego domu. — Ta organizacja nie dojdzie do władzy, choć wiem, że szerzy swoją propagandę. Czego się obawiasz? Wiesz, że jesteś tu bezpieczna — mówił spokojnie, ciepłem własnego głosu próbując ponownie uświadomić swojej pracownicy, że te mury nie więzią jej, a zapewniają ochronę przed całym światem.
Villemo nie była inna, równie mocno chciał zamknąć ją w kajdanach własnych potrzeb, kierować niczym marionetką i wystawiać na sprzedaż jako ekskluzywny towar, czerpiąc zyski do własnej kieszeni. Równocześnie była wyjątkowa na setki sposób, które uporczywie od siebie odpychał. Dał się ponieść pożądaniu, które w nim wywołała, pozwolił na złamanie danej sobie samemu obietnicy, że już nigdy nie tknie żadnej ze swoich dziewcząt, ale to nie tylko krew wyróżniała ją na tle reszty miałkich dziewcząt. Rozumiała swoje położenie i potrafiła z niego korzystać, zdobywała kolejne wyrazy uznania, to dla niej wracali tu niektórzy z klientów, a teraz posiadała swojego własnego sponsora, który rozliczając się z Wahlbergiem stopniowo popadał w demoniczne sidła. Chciał wykorzystać to do cna, choćby miał Landsverka narazić na bankructwo, a Niksa miała stać się ku temu najpiękniejszym narzędziem.
Z rąk roztrzęsionej kobiety odzianej w papierosowy dym rozlewający się po wnętrzu garderoby, odebrał ulotkę, lecz nim w nią spojrzał, zerknął jeszcze w jasne damskie tęczówki, pionując ją wzrokiem za odpalony tu tytoń. Wyznaczył ku temu odpowiednie miejsca, nawet sala główna, w której i tak rządził dym cygar, była ku temu odpowiedniejsza. Tu każda biała suknia mogła pożółknąć, a Olaf nienawidził narażać samego siebie na koszta.
Piwnym spojrzeniem objął tekst ujęty w ulotce. Już w grudniu sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, czego najlepszym przykładem był zburzony w trakcie zamieszek pomnik, na którego odbudowę zbierano fundusze w trakcie ostatniego wernisażu w Besettelse. Żył pod jednym dachem z wyrocznią, w rodzinie miał medium, a w swoich podziemiach trzymał niksy, zmiennokształtnych i huldry, które ochraniali berserkerzy. Prywatne poglądy Wahlberga były więc możliwie liberalne, choć wciąż z pewnymi ograniczeniami względem niektórych mieszanek genetycznych, ale to nie miało żadnego znaczenia. Był twarzą tej galerii, a ta miała prosperować niezależnie od poglądów politycznych rządzących ich światem. Rada pozostawała konserwatywna, więc oficjalnie i takim pozostawał Olaf. Jeśli to się zmieni, zmienią się i jego poglądy, to było tak proste. W tym wszystkim nie potrafił postawić się w jej położeniu, nie rozumiał.
— Dlaczego cię zaatakowały? Opowiadałaś komuś o swoim pochodzeniu? — uniósł wyżej brew, dopatrując się potencjalnego ryzyka dla samego siebie i swojego domu. — Ta organizacja nie dojdzie do władzy, choć wiem, że szerzy swoją propagandę. Czego się obawiasz? Wiesz, że jesteś tu bezpieczna — mówił spokojnie, ciepłem własnego głosu próbując ponownie uświadomić swojej pracownicy, że te mury nie więzią jej, a zapewniają ochronę przed całym światem.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:07
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Dostrzegła niezadowolone spojrzenie więc jedynie uśmiechnęła się przepraszająco z nutą skruchy skrytą za szarym spojrzeniem. Aura delikatnie otaczała jej osobę, nie dotykała samego Olafa, ale wibrowała nienachalnie w otoczeniu pomieszczenia. Sama niksa uspokajała się powoli, a dzięki papierosowi zbierała wszystkie myśli.
-Wiedzą dwie osoby, w tym Sigurd. - Odpowiedziała, ponieważ na dłuższą metę ukrywanie tego faktu wywołało by gorsze konsekwencje niż przyznanie się teraz. Sigurd wiedząc, że jest niksą mógł też w jakiś sposób chronić kurtyzanę, z którą się związał. Krucza Straż oficjalnie nie popierała działań Wyzwolonych, ale też nie reagowała tak szybko jak się spodziewała. Jeżeli było choć małe przyzwolenie ze strony stróżów prawa na akty wandalizmu i niechęci wobec innych to grupa ta mogła to od razu wykorzystać. -Zaatakowały, bo tak działa ta grupa. Zachęca aby donosić na swoich sąsiadów. - Sięgnęła po popielniczkę aby zgasić w niej papierosa.-Wystarczy, że ktoś im się nie spodoba. - Zmarszczyła nieznacznie brwi słysząc kolejne jego słowa. -Jak długo jestem tu bezpieczna i inni? - Zapytała od razu, nie atakowała Olafa. Chciała wiedzieć jaki ma plan, jak widzi przyszłość. -Co w sytuacji, w której wyda się, że twój kustosz to niksa i wykorzystujesz ją aby lepiej sprzedawały się twoje dzieła sztuki w twojej galerii? - Istniała taka szansa, była żywo zainteresowana co w takiej sytuacji zrobi galdr, który tak bardzo dbał o powierzchowny obraz swojej osoby. Powoli wstała ze swojego miejsca, niespiesznie podchodząc do komody, która poznała siłę pożądania jaką dysponował Olaf. Przejrzała się w lustrze zerkając na jego odbicie w tafli. -Co w sytuacji, gdy ruch ten tak śmiało ignorowany urośnie w siłę i będzie trzeba się z nim liczyć? Czy wtedy też będę tu bezpieczna czy jednak mam być gotową na to aby uciekać?
Nie chciała uciekać, nie chciała stać się zwierzyną łowną, na którą poluje wściekły tłum chętny roznieść ją na widłach byle by nie zwodziła biednych mężczyzn na manowce. Demon z jeziora, zesłany na nieszczęście galdrów. Niegodna aby żyć wśród nich.
-Wiedzą dwie osoby, w tym Sigurd. - Odpowiedziała, ponieważ na dłuższą metę ukrywanie tego faktu wywołało by gorsze konsekwencje niż przyznanie się teraz. Sigurd wiedząc, że jest niksą mógł też w jakiś sposób chronić kurtyzanę, z którą się związał. Krucza Straż oficjalnie nie popierała działań Wyzwolonych, ale też nie reagowała tak szybko jak się spodziewała. Jeżeli było choć małe przyzwolenie ze strony stróżów prawa na akty wandalizmu i niechęci wobec innych to grupa ta mogła to od razu wykorzystać. -Zaatakowały, bo tak działa ta grupa. Zachęca aby donosić na swoich sąsiadów. - Sięgnęła po popielniczkę aby zgasić w niej papierosa.-Wystarczy, że ktoś im się nie spodoba. - Zmarszczyła nieznacznie brwi słysząc kolejne jego słowa. -Jak długo jestem tu bezpieczna i inni? - Zapytała od razu, nie atakowała Olafa. Chciała wiedzieć jaki ma plan, jak widzi przyszłość. -Co w sytuacji, w której wyda się, że twój kustosz to niksa i wykorzystujesz ją aby lepiej sprzedawały się twoje dzieła sztuki w twojej galerii? - Istniała taka szansa, była żywo zainteresowana co w takiej sytuacji zrobi galdr, który tak bardzo dbał o powierzchowny obraz swojej osoby. Powoli wstała ze swojego miejsca, niespiesznie podchodząc do komody, która poznała siłę pożądania jaką dysponował Olaf. Przejrzała się w lustrze zerkając na jego odbicie w tafli. -Co w sytuacji, gdy ruch ten tak śmiało ignorowany urośnie w siłę i będzie trzeba się z nim liczyć? Czy wtedy też będę tu bezpieczna czy jednak mam być gotową na to aby uciekać?
Nie chciała uciekać, nie chciała stać się zwierzyną łowną, na którą poluje wściekły tłum chętny roznieść ją na widłach byle by nie zwodziła biednych mężczyzn na manowce. Demon z jeziora, zesłany na nieszczęście galdrów. Niegodna aby żyć wśród nich.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:08
Wyprowadzenie właściciela Besettelse z równowagi nie graniczyło z cudem, choć nie było też przesadnie prostym zadaniem. Przez lata pracy przygotowany był na wiele kwestii, część z nich przewidział, część zamiótł pod dywan, inne rozgniótł niczym robaka pod pastowanym butem. Sprawował kontrolę, która nie mogła wypaść mu z rąk, a jednak wciąż było mu mało. To właśnie te momenty, w których okazywało się, że coś co powinno być całkowicie mu oddane, posiada własne zdanie.
Olaf uniósł brew wyżej na zasłyszane imię klienta, a wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Był równocześnie wściekły i neutralny, jakby cała złość kipiała jedynie z oczu, nie jawiła się w żadnej zmarszczce na czole, gdyż mężczyzna nie ściągnął ku sobie nawet brwi. Gotowało się w jego środku, w gardle ściskającym się z nienawiści do tej chwili, w pięściach gotowych pochwycić kobietę i pokazać jej w każdy możliwy sposób jak potężne głupstwo padło z jej ust, w biodrach rwących się, by przypomnieć jej miejsce, do którego należy, w ustach łaknących wykrzyczenia swoich własnych myśli na jej temat. W zamian za to nie zrobił jednak nic, słuchał kobiety, chłonąc każde jej słowo i analizując je szczegółowo, nim w końcu spomiędzy rozchylonych męskich warg i oczu podążających za przemieszczającą się Niksą, którą dostrzegły w odbiciu lustra, tego samego, w które wpatrywał się, gdy trzymając jej włosy, odkrywał własny towar, wysunął się naszpikowany irytacją głos.
— Landsverk wie? — pozwolił sobie na chwilę przerwy i wykonanie kroku w jej stronę, gdy płatki nosa zagrały niebezpiecznie. — Wyjaśnij mi, panno Holmsen, z jakiego powodu uznałaś, że poinformowanie o twoim pochodzeniu klienta, który obecnie sponsoruje twój pobyt tutaj, to dobry pomysł? Daję ci wiele swobody, czy tak ją wykorzystujesz? Zbliżając się emocjonalnie do Landsverka? — wykonał kolejny krok w przód, a następnie jeszcze jeden, stojąc niebezpiecznie blisko, choć namiętności nie było w tym żadnej, a jedynie złość przelewająca się z ruchów jego ciała i mimiki twarzy, choć nie krzyczał, a mówił zimnym tonem. — Pytasz, co w sytuacji, w której wyda się, że mój kustosz to Niksa po tym, gdy cała tajemnica i bezpieczeństwo, jakie wokół ciebie buduje, postanawiasz rozbić jednym słowem? Co z innymi tutaj, Villemo? Pomyślałaś o nich? Landsverk to Kruczy Strażnik, póki cieszy się tobą, do tej pory masz go w kieszeni, ale jest podległy Radzie, a na nią nawet ja nie mam wpływu. Obiecałem ci bezpieczeństwo i słowa dotrzymam. Nie wierzysz mi? Uważasz, że nie jestem w stanie go zapewnić? Działaj, tak jak ci przykazałem, a wszystko, co sobie zaplanowaliśmy, się spełni — zrobił krótką pauzę, mierząc ją spojrzeniem i kręcąc z dezaprobatą głową. — Spodziewałem się po tobie więcej odpowiedzialności — pozwolił, by ostatnie zdanie było już znacznie cichsze i spokojniejsze, wypełnione zawiedzeniem, nie złością.
Jedno niepoprawne słowo i wszystko mogło upaść, całe imperium, które tu budował, tylko dlatego, że dziwce zebrało się na zbędną szczerość wobec swojego klienta. Jeśli cokolwiek z tego powodu stanie się Besettelse, tak nigdy jej tego nie daruje. Była jedynie dekoracją w tym miejscu, własnością, która komponowała się z bielą ścian i mnogością dzieł sztuki. Wartościowa, lecz nie ważniejsza niż historia tej przestrzeni.
Olaf uniósł brew wyżej na zasłyszane imię klienta, a wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Był równocześnie wściekły i neutralny, jakby cała złość kipiała jedynie z oczu, nie jawiła się w żadnej zmarszczce na czole, gdyż mężczyzna nie ściągnął ku sobie nawet brwi. Gotowało się w jego środku, w gardle ściskającym się z nienawiści do tej chwili, w pięściach gotowych pochwycić kobietę i pokazać jej w każdy możliwy sposób jak potężne głupstwo padło z jej ust, w biodrach rwących się, by przypomnieć jej miejsce, do którego należy, w ustach łaknących wykrzyczenia swoich własnych myśli na jej temat. W zamian za to nie zrobił jednak nic, słuchał kobiety, chłonąc każde jej słowo i analizując je szczegółowo, nim w końcu spomiędzy rozchylonych męskich warg i oczu podążających za przemieszczającą się Niksą, którą dostrzegły w odbiciu lustra, tego samego, w które wpatrywał się, gdy trzymając jej włosy, odkrywał własny towar, wysunął się naszpikowany irytacją głos.
— Landsverk wie? — pozwolił sobie na chwilę przerwy i wykonanie kroku w jej stronę, gdy płatki nosa zagrały niebezpiecznie. — Wyjaśnij mi, panno Holmsen, z jakiego powodu uznałaś, że poinformowanie o twoim pochodzeniu klienta, który obecnie sponsoruje twój pobyt tutaj, to dobry pomysł? Daję ci wiele swobody, czy tak ją wykorzystujesz? Zbliżając się emocjonalnie do Landsverka? — wykonał kolejny krok w przód, a następnie jeszcze jeden, stojąc niebezpiecznie blisko, choć namiętności nie było w tym żadnej, a jedynie złość przelewająca się z ruchów jego ciała i mimiki twarzy, choć nie krzyczał, a mówił zimnym tonem. — Pytasz, co w sytuacji, w której wyda się, że mój kustosz to Niksa po tym, gdy cała tajemnica i bezpieczeństwo, jakie wokół ciebie buduje, postanawiasz rozbić jednym słowem? Co z innymi tutaj, Villemo? Pomyślałaś o nich? Landsverk to Kruczy Strażnik, póki cieszy się tobą, do tej pory masz go w kieszeni, ale jest podległy Radzie, a na nią nawet ja nie mam wpływu. Obiecałem ci bezpieczeństwo i słowa dotrzymam. Nie wierzysz mi? Uważasz, że nie jestem w stanie go zapewnić? Działaj, tak jak ci przykazałem, a wszystko, co sobie zaplanowaliśmy, się spełni — zrobił krótką pauzę, mierząc ją spojrzeniem i kręcąc z dezaprobatą głową. — Spodziewałem się po tobie więcej odpowiedzialności — pozwolił, by ostatnie zdanie było już znacznie cichsze i spokojniejsze, wypełnione zawiedzeniem, nie złością.
Jedno niepoprawne słowo i wszystko mogło upaść, całe imperium, które tu budował, tylko dlatego, że dziwce zebrało się na zbędną szczerość wobec swojego klienta. Jeśli cokolwiek z tego powodu stanie się Besettelse, tak nigdy jej tego nie daruje. Była jedynie dekoracją w tym miejscu, własnością, która komponowała się z bielą ścian i mnogością dzieł sztuki. Wartościowa, lecz nie ważniejsza niż historia tej przestrzeni.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:08
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Wściekłość malowała się na twarzy Olafa, drgania płatków nosa, iskry w oczach i sztywność ciała. Gdyby tylko mógł, to chwytając ja za ramię cisnął o ścianę, ustawił w rzędzie lalek, których przecież miał tyle, ludzkie zabawki, które zawsze mu podległe nie śmiały się zbuntować. Tylko, że ona nie była człowiekiem. Przewrotna natura niksy nigdy nie podda się pełnej dominacji, zawsze wolna daje się zakuć w kajdany jedynie na chwilę. Właściciel galerii uśpiony ciągłym posłuszeństwem zapomniał, że nie da się zamknąć na wieczność w klatce demona.
Wyprostowała się patrząc jak postępuje krok, za krokiem aby stanąć bardzo blisko. Ku jego zgubie zdecydowanie zbyt blisko. Aura niksy zawibrowała niebezpiecznie, ostrzegawczo, wręcz złowieszczo. Jeszcze się hamowała. Ostatnie wydarzenia sprawiły jednak, że dostrzegła iż ma więcej możliwości, a spotkanie z inną niksą uświadomiło, ze wyrzekanie się własnej krwi powoduje jedynie ból, rozrywa rany, które krwawią.
-Myślisz, że jestem samotną wyspą, o której nikt nie wie, a mapę posiadasz tylko ty? - Zapytała cicho, ale w jej głosie nie było miękkości, a stal. Zimne, pełne wyrachowania stalowe spojrzenie utkwiła w tych ciemnych gdy próbował znów ją zdominować. Wskazać miejsce na półce wspaniałej kolekcji. Igrał z Panią Jeziora. -Sigurd zna mnie od kiedy byłam jeszcze aktorką. Zdradzenie tajemnicy sprawia, że czuje większą ze mną więź. - Oraz ja z nim. Więź, którą chcę mieć przez całe życie. - Wyśmiałby ją za te słowa, więc ich nie wypowiedziała na głos. Stal oczu zamieniła się powoli w płynne srebro, gdy aura otoczyła ciepłym kokonem postać Olafa, a na jasnej twarzy pojawił się zniewalający uśmiech. -Przywiązanie budujesz w różny sposób, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. - Ton głosu nabierając aksamitności pieścił uszy, łaskotał powietrze, które ociekało mocą niksy, a ta właśnie nawijała wolę właściciela galerii niczym sznurek wokół małego palca. -Tę zapewnisz mi tutaj, ale nie na ulicy. Tak jak i innym. Bo nie masz wpływu na Radę, która będzie nas wszystkich wyrzucać z miast. Nie jesteś panem całego świata, Olafie. - Szept spomiędzy malinowych warg sączył się do uszu mężczyzny, wokół którego aura zaciskała się coraz bardziej, stawała się z nim jednością, wnikała pod ubranie, penetrowała silny umysł zmuszając go do uległości. Nie było to łatwe, ale demoniczna krew zawrzała w żyłach niksy sprowokowanej do obrony. Mającej dość ciągłego upominania, by potem nagrodzić małym prezentem - niczym niesforne dziecko. -Spodziewałam się większej siły. - Mruknęła muskając oddechem policzek Olafa. -Piękna suknia, dziękuję.
Znów igrała z ogniem. Jeszcze mógł się zbuntować, mógł we wściekłości zrobić wiele, ale na pewno nie uszkodzi pięknej lalki w swojej kolekcji.
Wyprostowała się patrząc jak postępuje krok, za krokiem aby stanąć bardzo blisko. Ku jego zgubie zdecydowanie zbyt blisko. Aura niksy zawibrowała niebezpiecznie, ostrzegawczo, wręcz złowieszczo. Jeszcze się hamowała. Ostatnie wydarzenia sprawiły jednak, że dostrzegła iż ma więcej możliwości, a spotkanie z inną niksą uświadomiło, ze wyrzekanie się własnej krwi powoduje jedynie ból, rozrywa rany, które krwawią.
-Myślisz, że jestem samotną wyspą, o której nikt nie wie, a mapę posiadasz tylko ty? - Zapytała cicho, ale w jej głosie nie było miękkości, a stal. Zimne, pełne wyrachowania stalowe spojrzenie utkwiła w tych ciemnych gdy próbował znów ją zdominować. Wskazać miejsce na półce wspaniałej kolekcji. Igrał z Panią Jeziora. -Sigurd zna mnie od kiedy byłam jeszcze aktorką. Zdradzenie tajemnicy sprawia, że czuje większą ze mną więź. - Oraz ja z nim. Więź, którą chcę mieć przez całe życie. - Wyśmiałby ją za te słowa, więc ich nie wypowiedziała na głos. Stal oczu zamieniła się powoli w płynne srebro, gdy aura otoczyła ciepłym kokonem postać Olafa, a na jasnej twarzy pojawił się zniewalający uśmiech. -Przywiązanie budujesz w różny sposób, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo. - Ton głosu nabierając aksamitności pieścił uszy, łaskotał powietrze, które ociekało mocą niksy, a ta właśnie nawijała wolę właściciela galerii niczym sznurek wokół małego palca. -Tę zapewnisz mi tutaj, ale nie na ulicy. Tak jak i innym. Bo nie masz wpływu na Radę, która będzie nas wszystkich wyrzucać z miast. Nie jesteś panem całego świata, Olafie. - Szept spomiędzy malinowych warg sączył się do uszu mężczyzny, wokół którego aura zaciskała się coraz bardziej, stawała się z nim jednością, wnikała pod ubranie, penetrowała silny umysł zmuszając go do uległości. Nie było to łatwe, ale demoniczna krew zawrzała w żyłach niksy sprowokowanej do obrony. Mającej dość ciągłego upominania, by potem nagrodzić małym prezentem - niczym niesforne dziecko. -Spodziewałam się większej siły. - Mruknęła muskając oddechem policzek Olafa. -Piękna suknia, dziękuję.
Znów igrała z ogniem. Jeszcze mógł się zbuntować, mógł we wściekłości zrobić wiele, ale na pewno nie uszkodzi pięknej lalki w swojej kolekcji.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:08
Ludzie nie potrafili śnić o lśniącej złotej karecie, ograniczali się do krótkich zapewnień, że następne lata będą nietłuste, nie mlekiem i miodem płynące, a dostateczne, aby pozwolić im przetrwać zimy kujące mrozem chodniki Midgardu, ale nie on. Olaf miał na swoje życie nieustępliwy plan, który realizował na każdej płaszczyźnie, działaniami zakrawającymi na niemoralność, dopuszczając się kłamstw i manipulacji, dążył po trupach, by znaleźć się na samym szczycie drabiny. Wszystko inne miał za nic. Czy to Niksa, czy dziwka, czy król Dani, czy uczony? To nie miało znaczenia, dopóki to on wygrywał, obsesyjną potrzebą posiadania i dostawania w swoje ręce wszystkiego, czego zapragnie. Jedne kontakty były bardziej opłacalne, inne nie miały znaczenia. Ścieżkę postępowania wyznaczały korzyści, nawet jeśli nie te bezpośrednie i finansowe. Villemo stanowiła dla niego narzędzie, z którego mocą i niezależnością dopiero miał się zapoznać.
Choć skupiony umysł nie dopuszczał do siebie bodźców zewnętrznych tak wkradające się w niego myśli, były nieustępliwe. Przykrywały one skrupulatnie ułożone plany, wypychając na pierwszy plan emocje w kolorze bulgoczącej magmy, zaburzające wszystko, czego tego teraz chciał. Zapach jej perfum odpowiadał siwemu spojrzeniu, dym papierosa otulał ich zbędną i niechcianą intymnością, a gonitwa o dominacje w rozmowie przestała mieć na krótki moment znaczenie. Obserwował kobietę z zafascynowaniem i bezlitosnym poczuciem, że igra nie z ogniem, a potężną i niezbadaną wodą.
Każdy jej oddech i szept rozbijający się o równo ogolony policzek, rozlewał po męskim ciele falę dreszczy, jakby drobne igły kuły jego skórę. Świat nie istniał już bez niej, bo w tej garderobie wypełnionej drogimi sukniami na jego własność, przy dudniącej w uszach ciszy i marzeniu o wielkości, pozostali całkowicie sami i bezpieczni. Jeśli tylko sprawa jej pochodzenia zaczęłaby sprawiać trudności, tak zapewne pozbyłby się zbędnego balastu, oddając jej względną wolność, a upewniając się, że zamilczy na wieki. Dziś już wiedział, że tej nigdy kobiecie nie zwróci. Była mu potrzebna niczym dzieło sztuki na białej ścianie niczym klasyczny utwór na jedne skrzypce. Nie odzywał się ani słowem chwytając jej obecność. Nie odezwał się ani słowem nie mogąc pogodzić się z faktem, że może mieć racje. Nie miała jej, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, choć dziwne poczucie nakazywało mu myśleć, że cokolwiek by tu nie powiedziała, zamieni się w prawdę. Dwa sumienia walczyły ze sobą niestrudzenie, gdy wszyscy wokół twierdzili, że Wahlberg nie posiada ani jednego.
Jedno z nich przegrało.
Ale które?
Jej aura, którą nieświadomie pochłaniał, nie zgasła, lecz na twarzy Olafa coś zadygotało i ponownie w jego oblicze spłynęła furia. Chciała od niego siły, czyż nie taki powinien właśnie być? Nieustępliwy i żądny tego, co mu się należy, a przecież należała mu się ona w tej pięknej kolekcji porcelanowych lalek. Zbliżył się o kolejne pół kroku, patrząc teraz z góry, a oddech jego był ciepły i wypełniony grzmieniem podniesionego bezwzględnego głosu, a następnie szeroką dłonią chwycił kobiecy kark, upewniając się, że spojrzy w jego oczy, bo on chciał widzieć szarość jej spojówek.
— Ale nim będę — palce zacisnął mocniej na jej jasnych włosach, odpowiadając na wcześniejsze stwierdzenie, że panem całego świata nie jest, choć nie użył tego podmiotu, świadom, że dokładnie zrozumie, o czym mówi. Chciała przecież siły, spodziewała się tego, nie mógł z tym walczyć, przecież go znała. — A ty podążysz za mną lub będziesz nikim. Stworzyłem cię Lilije, nie zapominaj o tym — mówił głośno, przesuwał się w przód, naciskając ciałem na jej ciało, by przysunąć ją bliżej ściany i zamknąć w potrzasku. Nie w głowie mu były uniesienia, czy jej bliskość, chciał udowodnić jej, że nie może odejść, że już zawsze będzie należeć do niego.
Spodziewała się siły... Siły... Siły...
Da jej siłę.
— Ubierz ją — nakazał, wypuszczając w końcu z dłoni jej włosy. Nie chciał, by wychodziła, by przebierała się gdzieś indziej. Byli w garderobie, a on potrzebował udowodnić sobie i jej, choć nie wiedział, co ma teraz większe znaczenie, że jest ozdobą, nie personą.
Choć skupiony umysł nie dopuszczał do siebie bodźców zewnętrznych tak wkradające się w niego myśli, były nieustępliwe. Przykrywały one skrupulatnie ułożone plany, wypychając na pierwszy plan emocje w kolorze bulgoczącej magmy, zaburzające wszystko, czego tego teraz chciał. Zapach jej perfum odpowiadał siwemu spojrzeniu, dym papierosa otulał ich zbędną i niechcianą intymnością, a gonitwa o dominacje w rozmowie przestała mieć na krótki moment znaczenie. Obserwował kobietę z zafascynowaniem i bezlitosnym poczuciem, że igra nie z ogniem, a potężną i niezbadaną wodą.
Każdy jej oddech i szept rozbijający się o równo ogolony policzek, rozlewał po męskim ciele falę dreszczy, jakby drobne igły kuły jego skórę. Świat nie istniał już bez niej, bo w tej garderobie wypełnionej drogimi sukniami na jego własność, przy dudniącej w uszach ciszy i marzeniu o wielkości, pozostali całkowicie sami i bezpieczni. Jeśli tylko sprawa jej pochodzenia zaczęłaby sprawiać trudności, tak zapewne pozbyłby się zbędnego balastu, oddając jej względną wolność, a upewniając się, że zamilczy na wieki. Dziś już wiedział, że tej nigdy kobiecie nie zwróci. Była mu potrzebna niczym dzieło sztuki na białej ścianie niczym klasyczny utwór na jedne skrzypce. Nie odzywał się ani słowem chwytając jej obecność. Nie odezwał się ani słowem nie mogąc pogodzić się z faktem, że może mieć racje. Nie miała jej, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, choć dziwne poczucie nakazywało mu myśleć, że cokolwiek by tu nie powiedziała, zamieni się w prawdę. Dwa sumienia walczyły ze sobą niestrudzenie, gdy wszyscy wokół twierdzili, że Wahlberg nie posiada ani jednego.
Jedno z nich przegrało.
Ale które?
Jej aura, którą nieświadomie pochłaniał, nie zgasła, lecz na twarzy Olafa coś zadygotało i ponownie w jego oblicze spłynęła furia. Chciała od niego siły, czyż nie taki powinien właśnie być? Nieustępliwy i żądny tego, co mu się należy, a przecież należała mu się ona w tej pięknej kolekcji porcelanowych lalek. Zbliżył się o kolejne pół kroku, patrząc teraz z góry, a oddech jego był ciepły i wypełniony grzmieniem podniesionego bezwzględnego głosu, a następnie szeroką dłonią chwycił kobiecy kark, upewniając się, że spojrzy w jego oczy, bo on chciał widzieć szarość jej spojówek.
— Ale nim będę — palce zacisnął mocniej na jej jasnych włosach, odpowiadając na wcześniejsze stwierdzenie, że panem całego świata nie jest, choć nie użył tego podmiotu, świadom, że dokładnie zrozumie, o czym mówi. Chciała przecież siły, spodziewała się tego, nie mógł z tym walczyć, przecież go znała. — A ty podążysz za mną lub będziesz nikim. Stworzyłem cię Lilije, nie zapominaj o tym — mówił głośno, przesuwał się w przód, naciskając ciałem na jej ciało, by przysunąć ją bliżej ściany i zamknąć w potrzasku. Nie w głowie mu były uniesienia, czy jej bliskość, chciał udowodnić jej, że nie może odejść, że już zawsze będzie należeć do niego.
Spodziewała się siły... Siły... Siły...
Da jej siłę.
— Ubierz ją — nakazał, wypuszczając w końcu z dłoni jej włosy. Nie chciał, by wychodziła, by przebierała się gdzieś indziej. Byli w garderobie, a on potrzebował udowodnić sobie i jej, choć nie wiedział, co ma teraz większe znaczenie, że jest ozdobą, nie personą.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:08
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Aura, która rozbijała się o mur siły odbierała oddech, otulała mocną siecią tkaną z pragnień demona; nierozerwalna. Delikatna niczym jedwab, a mocna niczym skała, którą rozplątać mogła jedynie wola niksy, a ta teraz chciała uwięzić galdra, sprawić, że stanie się posłuszny. Obserwując jak stawia opór, walcząc z siłą której nie rozumiał, chcąc aby wszystko działało niczym w szwajcarskim zegarku, którego był właścicielem. Trybik nie miał prawa odmówić posłuszeństwa, miał swoje miejsce w całym sprawnie działającym mechanizmie. Trybik się zatrzymał, przystanął.
Krok w tył by pozwolić mu poczuć siłę.
Krok w tył by pozwolić mu myśleć, że przejmuje kontrolę.
Krok w tył by oprzeć się o ścianę i stworzyć iluzję zamknięcia w klatce.
Cienie zatańczyły na ścianie, drżące i niepewne tego co wydarzy się dalej. Duszące powietrze przepełnione nie pasją namiętności ale chęcią zdobycia władzy wypełniało całą przestrzeń. Atmosfera dla innych wręcz zabójcza nie pozwalała aby ktoś przekroczył próg garderoby gdzie intymność mieszała się z chęcią posiadania.
Pragnęła mieć wolę Olafa na dłoni, gotową spełnić każde jej oczekiwanie, każdą prośbę, ale jaka w tym zabawa kiedy ofiara nie stawia oporu? To wtedy kiedy chcieli udowodnić, że są silniejsi, że mogą dosłownie wszystko wtedy budziła się krew niksy.
Żelazny uścisk na karku sprawił, że płynne srebro oczu patrzyło butnie na twarz galdra. Miał ją tylko dlatego, że na to pozwalała, tylko dlatego, że miała w tym interes, tylko dlatego, że chciała.
Pomógł się jej podnieść ze zgliszczy spalonego teatru, dał bezpieczeństwo i nowy dom, ale nie robił tego z dobroci serca. Nie była naiwna jak inni, nie wierzyła w to, że się troszczy o nią. Troszczył się o biznes, o narzędzie jakim była. Lubiła swoją rolę, ale nawet narzędzie czasami ma dość.
Aura opadła całunem na idealnie uczesane włosy Olafa, przykryła je niewidzialna. Był w jej posiadaniu, choć silna wola kazała mu walczyć, a prawdziwa natura wychodziła na wierzch chcąc wskazać jej miejsce.
Sprowokowała siłę, która zasłaniała całą widoczność, był teraz obecny tylko on. Na malinowych ustach pojawił się uśmiech pełen niebezpieczeństwa i pewności siebie. Taki jakiego jeszcze nigdy nie widział. -Będę wyczekiwać tego dnia. -Niczym nie zrażona pchała go dalej w ten taniec szaleństwa. -Lilije to twoje dzieło. - Zgodziła się chcąc łechtać męskie ego. -Ale Villemo nie należy do ciebie. - Była córką jezior, głęboka toń i świat ludzkich pragnień było jej królestwem. On do niego wkroczył sam, ona się w nim urodziła.
-Ubiorę ją. - Kolejna złudna zgoda mająca na celu wkroczenie na kolejny etap tej upojnej gry dominacji. -Jak poprosisz.
Krok w tył by pozwolić mu poczuć siłę.
Krok w tył by pozwolić mu myśleć, że przejmuje kontrolę.
Krok w tył by oprzeć się o ścianę i stworzyć iluzję zamknięcia w klatce.
Cienie zatańczyły na ścianie, drżące i niepewne tego co wydarzy się dalej. Duszące powietrze przepełnione nie pasją namiętności ale chęcią zdobycia władzy wypełniało całą przestrzeń. Atmosfera dla innych wręcz zabójcza nie pozwalała aby ktoś przekroczył próg garderoby gdzie intymność mieszała się z chęcią posiadania.
Pragnęła mieć wolę Olafa na dłoni, gotową spełnić każde jej oczekiwanie, każdą prośbę, ale jaka w tym zabawa kiedy ofiara nie stawia oporu? To wtedy kiedy chcieli udowodnić, że są silniejsi, że mogą dosłownie wszystko wtedy budziła się krew niksy.
Żelazny uścisk na karku sprawił, że płynne srebro oczu patrzyło butnie na twarz galdra. Miał ją tylko dlatego, że na to pozwalała, tylko dlatego, że miała w tym interes, tylko dlatego, że chciała.
Pomógł się jej podnieść ze zgliszczy spalonego teatru, dał bezpieczeństwo i nowy dom, ale nie robił tego z dobroci serca. Nie była naiwna jak inni, nie wierzyła w to, że się troszczy o nią. Troszczył się o biznes, o narzędzie jakim była. Lubiła swoją rolę, ale nawet narzędzie czasami ma dość.
Aura opadła całunem na idealnie uczesane włosy Olafa, przykryła je niewidzialna. Był w jej posiadaniu, choć silna wola kazała mu walczyć, a prawdziwa natura wychodziła na wierzch chcąc wskazać jej miejsce.
Sprowokowała siłę, która zasłaniała całą widoczność, był teraz obecny tylko on. Na malinowych ustach pojawił się uśmiech pełen niebezpieczeństwa i pewności siebie. Taki jakiego jeszcze nigdy nie widział. -Będę wyczekiwać tego dnia. -Niczym nie zrażona pchała go dalej w ten taniec szaleństwa. -Lilije to twoje dzieło. - Zgodziła się chcąc łechtać męskie ego. -Ale Villemo nie należy do ciebie. - Była córką jezior, głęboka toń i świat ludzkich pragnień było jej królestwem. On do niego wkroczył sam, ona się w nim urodziła.
-Ubiorę ją. - Kolejna złudna zgoda mająca na celu wkroczenie na kolejny etap tej upojnej gry dominacji. -Jak poprosisz.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:09
Jak łatwo było pomylić nienawiść z pasją, furię z rozkoszą, a gniew z pożądaniem, jak łatwo te emocje przeplatały się ze sobą, nićmi grubymi i cienkimi tworząc w końcu kołtun tak straszny, że rozplątanie go nie było możliwe. Pozostawało jedynie spalenie nieużytecznej włóczki. Palili się właśnie teraz, wciśnięci w chłodną ścianę, gdy spomiędzy ust Olafa przeklęta złość przelewała się w każdej spokojnej i prowizorycznie opanowanej głosce. Czuł swą własną siłę, panowanie nad tą, nad którą zapanować się nie dało i pogrążał się w owym uczuciu, jakby w tym jednym konkretnym momencie nie liczyło się już nic więcej, tylko jego władza nad każdym słodkim narzędziem sukcesu Besettelse. Obserwował jej butny wzrok pogrążony w jego własnych ciemnych oczach, spojrzeniem jeździł od jednej spojówki do drugiej, wciąż nie zwalniając żelaznego ścisku na karku kobiety, gotowego zostawić tam kilka drobnych siniaków w śladzie palców. Wszelkie plany, jakie chciał z nią współdzielić, miały się ziścić niezależnie od kobiecej woli, nie ufał Villemo za grosz, ale ufał możliwościom Lilije, które i ostatnio odchyliła przed nim razem z krawędzią jedwabnego szlafroka ukazującego blade udo. Grzeczność zostawił już za progiem, choć robił to wyjątkowo rzadko. Dostrzec prawdziwą naturę Olafa mogli tylko ci, którzy dostatecznie wyprowadzili go z równowagi, dziś tym kimś okazała się faworyta wśród kurtyzan.
— Grzebie cię twoja pycha, jeśli śmiesz twierdzić, że różnicie się tak bardzo — wspomniał o Lilije i Villemo, wyginając usta w ironicznym uśmieszku, wciąż w płuca wdychając jej karcący zapach, woń potoku, który swój byt kończył w jeziorze pełnym topielców z miłości do tej mary. Przodkinie kobiety ściągały na dno kawalerów żądnych fantazji, czyż nie na tym swą potęgę zbudował Wahlberg? Zamknął demonice we własnym podziemiu, by korzystanie z ich uroków było bezpieczne, by były jedynie ulgą, ale jakże mylił się, gdy myślał, że będą mu ślepo posłuszne. Dziś tego posłuszeństwa odmawiała jedna z nich, gdy puszczał jej kark. Mógłby rozciąć jej pierś, aby tylko nikt inny nie posiadł tego serca, bo jeśli sam Olaf nie mógł jej mieć, tak żaden inny człowiek na tym świecie też.
— Jeśli poproszę? — wyszeptał, odsuwając się na ledwie krok w tył, gdy w ciszy mierzył spojrzeniem kobietę od czubka jasnej głowy po palce stóp, napawając się własną wizją o niej, jej czarem skroplonym teraz w jednej drobince potu na skroni. Nie bolała go głowa, choć wirujący w niej świat zdawał się niemiłosiernie wirować, jakby poza tą jedną garderobą nie było już nic. Posiadanie jej było już kwestią najbardziej prymitywnej potrzeby, nie miało nic wspólnego z chęcią spojrzenia na nagie piersi, czy zatopienia się w słodkich ustach, chodziło jedynie o jej wolę, dobrą wolę. Każdy głos drzemiący w Wahlbergu obudził się, przekrzykiwały się teraz wzajemnie, podpowiadając możliwe rozwiązania, a on próbował wyłapać z nich to jedno jedyne, które rzeczywiście przerodzi się w rozwiązanie nieistniejącego problemu. Dźwięk w uszach przypominał bicie dzwonu, zbyt głośne, aby na czymkolwiek się skupić, drgająca powieka zdradzała to uczucie, gdy w wyrazie twarzy wciąż bardziej zmęczony wewnętrzną i nic niedającą walką. Toczył teraz z Villemo, bo nie z Lilije, bitwę o dominację nad tą drugą, a choć nie dochodziło tu do rękoczynów, ba! Nie prowadzili nawet żywej dyskusji na ten temat, tak była ona namacalna i wyczuwalna w wiszącej gęstej atmosferze, jakby dusili się we własnej obecności.
— Idiota, zawsze byłeś zbyt słaby — wyszeptał jeden z głosów w głowie Olafa, łudząco przypominający ten należący do jego matki.
— Zamknij się — odpowiedział głośno mężczyzna do niezidentyfikowanego bytu, kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, jakby obca siła władała nim teraz, jakby był więźniem cudzej woli.
Padł machinalnie na obydwa kolana, czując, jak ból bezlitośnie je przeszywa, lecz nie skomlał, patrzył tylko z uwielbianiem na stojącą przed nim kobietę, prosząc, tak jak mu przykazała. Nieobecny, obcy, daleko gdzieś uciekł zdrowy rozsądek, utłukły go Niksy w jego głowie.
— Grzebie cię twoja pycha, jeśli śmiesz twierdzić, że różnicie się tak bardzo — wspomniał o Lilije i Villemo, wyginając usta w ironicznym uśmieszku, wciąż w płuca wdychając jej karcący zapach, woń potoku, który swój byt kończył w jeziorze pełnym topielców z miłości do tej mary. Przodkinie kobiety ściągały na dno kawalerów żądnych fantazji, czyż nie na tym swą potęgę zbudował Wahlberg? Zamknął demonice we własnym podziemiu, by korzystanie z ich uroków było bezpieczne, by były jedynie ulgą, ale jakże mylił się, gdy myślał, że będą mu ślepo posłuszne. Dziś tego posłuszeństwa odmawiała jedna z nich, gdy puszczał jej kark. Mógłby rozciąć jej pierś, aby tylko nikt inny nie posiadł tego serca, bo jeśli sam Olaf nie mógł jej mieć, tak żaden inny człowiek na tym świecie też.
— Jeśli poproszę? — wyszeptał, odsuwając się na ledwie krok w tył, gdy w ciszy mierzył spojrzeniem kobietę od czubka jasnej głowy po palce stóp, napawając się własną wizją o niej, jej czarem skroplonym teraz w jednej drobince potu na skroni. Nie bolała go głowa, choć wirujący w niej świat zdawał się niemiłosiernie wirować, jakby poza tą jedną garderobą nie było już nic. Posiadanie jej było już kwestią najbardziej prymitywnej potrzeby, nie miało nic wspólnego z chęcią spojrzenia na nagie piersi, czy zatopienia się w słodkich ustach, chodziło jedynie o jej wolę, dobrą wolę. Każdy głos drzemiący w Wahlbergu obudził się, przekrzykiwały się teraz wzajemnie, podpowiadając możliwe rozwiązania, a on próbował wyłapać z nich to jedno jedyne, które rzeczywiście przerodzi się w rozwiązanie nieistniejącego problemu. Dźwięk w uszach przypominał bicie dzwonu, zbyt głośne, aby na czymkolwiek się skupić, drgająca powieka zdradzała to uczucie, gdy w wyrazie twarzy wciąż bardziej zmęczony wewnętrzną i nic niedającą walką. Toczył teraz z Villemo, bo nie z Lilije, bitwę o dominację nad tą drugą, a choć nie dochodziło tu do rękoczynów, ba! Nie prowadzili nawet żywej dyskusji na ten temat, tak była ona namacalna i wyczuwalna w wiszącej gęstej atmosferze, jakby dusili się we własnej obecności.
— Idiota, zawsze byłeś zbyt słaby — wyszeptał jeden z głosów w głowie Olafa, łudząco przypominający ten należący do jego matki.
— Zamknij się — odpowiedział głośno mężczyzna do niezidentyfikowanego bytu, kompletnie tracąc nad sobą kontrolę, jakby obca siła władała nim teraz, jakby był więźniem cudzej woli.
Padł machinalnie na obydwa kolana, czując, jak ból bezlitośnie je przeszywa, lecz nie skomlał, patrzył tylko z uwielbianiem na stojącą przed nim kobietę, prosząc, tak jak mu przykazała. Nieobecny, obcy, daleko gdzieś uciekł zdrowy rozsądek, utłukły go Niksy w jego głowie.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:09
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Była żywiołem, którego nie mógł złapać gołymi dłońmi. Wymykała się, uciekała pomiędzy palcami gdy tylko starał się pochwycić ją jeszcze mocniej. Po czym zatrzymywała się zachęcając by podjął próbę jeszcze raz, jeszcze raz i po raz kolejny, dopóki nie znudzi się tą zabawą lub jej podmiot nie padnie ze zmęczenia, kiedy przestanie się bronić. Okrutne oblicze niksy, którego się wstydziła i tak bardzo pragnęła ukryć przed światem teraz wypływało na powierzchnię idealnej tafli jeziora. Wizerunek uległej, posłusznej i karnej był wyćwiczony, wystudiowany niczym poza w sztuce teatralnej. Dziki Pyłek sprawnie wirował na strunach pierwotnej melodii, która sączyła ze wszystkich ścian pomieszczenia. Świat przestał istnieć, nie słyszeli jego pulsowania skryci w bezpiecznych murach galerii, w garderobie, która skrywała już niejeden sekret.
Ich sekret.
Napięła mięśnie karku czując nacisk, który miał ją złamać, przypomnieć kim jest i gdzie jest jej miejsce. Choć bolało nie miała zamiaru się poddać, ulec fizycznemu naciskowi. Nie ta walka była teraz ważna. Aura niczym nie powstrzymywana sączyła się, wchodziła pod skórę mężczyzny domagając się absolutnego posłuszeństwa, innego niż wtedy gdy wpadł w otchłań namietności i opadł wraz z nią na dno jeziora. Wtedy kojony słodkością jej ciała, napędzany westchnieniami i obietnicą spełnienia miał zrozumieć jaki klejnot jest w jego posiadaniu, jakie rozkosze otrzymują jego klienci. Otrzymał jedynie ułamek tego co potrafiła. Teraz doświadczyć miał dominacji, którą sam serwował swoim pracownikom. Władzy, którą trzymał na krótkiej smyczy niczym karnego psa, teraz sam nim był. I choć mogło ją to doprowadzić na skraj przepaści i groziło mocnym upadkiem, który połamie jej kości nie miała zamiaru przestać, zbyt upojona własną potęgą.
-Nawet nie wiesz jak bardzo… - Szepnęła w odpowiedzi, a szpet ten pieścił uszy i wibrował na granicy pomruku. Lilije spełniała marzenia, była senną marą, która zmieniała się, dostosowywała do każdego pragnienia, gotowa zrealizować je wszystkie. Niczym białe płótno na którym mężczyzna mógł namalować swoje pragnienie, bojąc się wypowiedzieć je głos. Oto kim była Lilije. Tworem, ciałem wijącym się pod naciskiem dłoni. Villemo była demonem, który nie miał zamiaru poddać się zniewoleniu tylko dlatego, że ktoś miał takie życzenie. Panujesz nade mną, ponieważ się na to godzę. Miał dzisiaj to zrozumieć.
Walka wciąż trwała. On nie prosił, tylko oczekiwał. Pchałą galdra w kierunku, który miał go złamać. Trudny przeciwnik, sprawiał, że musiała się bardziej skupiać na tym by aura wciąż otulała go kokonem. Tym o zapachu lilii i paczuli zmieszanym z chłodną wodą, która obmywa całe ciało. Miał jej pożądać, tak pierwotnie i dziko, a jednocześnie nie móc dosięgnąć wiedząc, że póki nie poprosi niczego nie dostanie. Bądź posłuszny. Srebrzyste spojrzenie nie uciekało, świdrując to ciemne na wskroś. Drgnęła gdy krzyknął. Gotowa przyjąć cios wściekłości. Czyżby przegrywała? Serce zabiło szybciej, a on padł na kolana tocząc z nią nierówną walkę o zachowanie świadomości i nienaruszonej woli. Gdyby atmosfera mogła mówić, mogła wykonywać jakiś ruch, na ziemi leżałoby wiele ciał duszących się od kotłujących się emocji. Splatała je coraz ciaśniej, niczym nitki wielkiej tkaniny, na której pojawiał się obraz Pani Jeziora. Wyciągała dłoń w stronę rycerza zapraszając go do swego królestwa.
-Dobrze. - Uśmiechnęła się delikatnie, ciepło wręcz z czułością. Podeszła niespiesznie do sukni, która wisiała na wieszaku po czym lekkimi, pełnymi gracji ruchami zaczęła powoli ściągać z siebie ubranie. Materiał opadł na ziemię ukazując jasne, niemal porcelanowe ciało, a złote włosy opadły kaskadą na nagie plecy. Każdy gest był wystudiowany, miał na celu zaprezentowanie jej atutów, tego kim jest, czym była. Suknia mieliła się w sztucznym świetle gdy niksa ją ubierała dokładnie obserwując galdra. Materiał przylgnął do kobiecej figury podkreślając wcięcie w talii, smukłość uda i kruchość obojczyka. Obróciła się wokół własnej osi, a na malinowych ustach pojawił się pełen radości uśmiech.
-Jest piękna. - Powtórzyła i zbliżyła się do mężczyzny. Stanęła nad nim, tak jak on pamiętnego wieczora kiedy napawał się dominacją. Opuszkami palców musnęła gładko ogolony policzek. -Dziękuję.
Ich sekret.
Napięła mięśnie karku czując nacisk, który miał ją złamać, przypomnieć kim jest i gdzie jest jej miejsce. Choć bolało nie miała zamiaru się poddać, ulec fizycznemu naciskowi. Nie ta walka była teraz ważna. Aura niczym nie powstrzymywana sączyła się, wchodziła pod skórę mężczyzny domagając się absolutnego posłuszeństwa, innego niż wtedy gdy wpadł w otchłań namietności i opadł wraz z nią na dno jeziora. Wtedy kojony słodkością jej ciała, napędzany westchnieniami i obietnicą spełnienia miał zrozumieć jaki klejnot jest w jego posiadaniu, jakie rozkosze otrzymują jego klienci. Otrzymał jedynie ułamek tego co potrafiła. Teraz doświadczyć miał dominacji, którą sam serwował swoim pracownikom. Władzy, którą trzymał na krótkiej smyczy niczym karnego psa, teraz sam nim był. I choć mogło ją to doprowadzić na skraj przepaści i groziło mocnym upadkiem, który połamie jej kości nie miała zamiaru przestać, zbyt upojona własną potęgą.
-Nawet nie wiesz jak bardzo… - Szepnęła w odpowiedzi, a szpet ten pieścił uszy i wibrował na granicy pomruku. Lilije spełniała marzenia, była senną marą, która zmieniała się, dostosowywała do każdego pragnienia, gotowa zrealizować je wszystkie. Niczym białe płótno na którym mężczyzna mógł namalować swoje pragnienie, bojąc się wypowiedzieć je głos. Oto kim była Lilije. Tworem, ciałem wijącym się pod naciskiem dłoni. Villemo była demonem, który nie miał zamiaru poddać się zniewoleniu tylko dlatego, że ktoś miał takie życzenie. Panujesz nade mną, ponieważ się na to godzę. Miał dzisiaj to zrozumieć.
Walka wciąż trwała. On nie prosił, tylko oczekiwał. Pchałą galdra w kierunku, który miał go złamać. Trudny przeciwnik, sprawiał, że musiała się bardziej skupiać na tym by aura wciąż otulała go kokonem. Tym o zapachu lilii i paczuli zmieszanym z chłodną wodą, która obmywa całe ciało. Miał jej pożądać, tak pierwotnie i dziko, a jednocześnie nie móc dosięgnąć wiedząc, że póki nie poprosi niczego nie dostanie. Bądź posłuszny. Srebrzyste spojrzenie nie uciekało, świdrując to ciemne na wskroś. Drgnęła gdy krzyknął. Gotowa przyjąć cios wściekłości. Czyżby przegrywała? Serce zabiło szybciej, a on padł na kolana tocząc z nią nierówną walkę o zachowanie świadomości i nienaruszonej woli. Gdyby atmosfera mogła mówić, mogła wykonywać jakiś ruch, na ziemi leżałoby wiele ciał duszących się od kotłujących się emocji. Splatała je coraz ciaśniej, niczym nitki wielkiej tkaniny, na której pojawiał się obraz Pani Jeziora. Wyciągała dłoń w stronę rycerza zapraszając go do swego królestwa.
-Dobrze. - Uśmiechnęła się delikatnie, ciepło wręcz z czułością. Podeszła niespiesznie do sukni, która wisiała na wieszaku po czym lekkimi, pełnymi gracji ruchami zaczęła powoli ściągać z siebie ubranie. Materiał opadł na ziemię ukazując jasne, niemal porcelanowe ciało, a złote włosy opadły kaskadą na nagie plecy. Każdy gest był wystudiowany, miał na celu zaprezentowanie jej atutów, tego kim jest, czym była. Suknia mieliła się w sztucznym świetle gdy niksa ją ubierała dokładnie obserwując galdra. Materiał przylgnął do kobiecej figury podkreślając wcięcie w talii, smukłość uda i kruchość obojczyka. Obróciła się wokół własnej osi, a na malinowych ustach pojawił się pełen radości uśmiech.
-Jest piękna. - Powtórzyła i zbliżyła się do mężczyzny. Stanęła nad nim, tak jak on pamiętnego wieczora kiedy napawał się dominacją. Opuszkami palców musnęła gładko ogolony policzek. -Dziękuję.
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach
Bezimienny
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:09
Cisza napinała się jak rozstrojona struna skrzypiec, przesadnie naprężona, wydająca pod smyczkiem nieprzyjemny piskliwy dźwięk. Ten teraz świszczał w głowie Olafa nieprzerwanie, wciąż wyższy, aż w końcu miał wrażenie. Jakby głowa miała mu pęknąć jak balon. Nic takiego się jednak nie stało. Nie bolało, nie pomogłyby tu podstawowe medyczne eliksiry, uczucie było zwyczajnie nienazwane, niemożliwe do opisania, choć każdy z obrazów w swojej galerii mógłby opisać na tysiąc różnych sposobów, tak teraz brakło mu prostych i ambitnych słów. Przez kark przelewało się ciepło, a irytujący ścisk w żołądku ustawał, gdy cuciła go srebrnym spojrzeniem dumnych oczu, górujących teraz z sylwetki niskiej kobiety nad klęczącym przed nią mężczyzną. Ręce spuścił w dół, przysiadł na biodrach i wpatrywał się niczym w obrazek na każdy ruch jej nóg, stopniowo zmierzających ku podarkowi. Czyż nie zasługiwała właśnie na niego, czy blask tej sukni nie miał być jej jak korona? Ni słowo nie padło już z ust Wahlberga, jedynie nieobecny wzrok i rozkojarzony uśmiech gościł na twarzy, gdy nie mógł oderwać się od widoku nagiej Lilije, która objawiała się przed nim jak gdyby tancerka w głębinach krystalicznie czystego jeziora, ciągnąca go powoli na dno. Jednak czy dno kiedykolwiek wcześniej było tak przyjemne? Miękki drobny piasek pod nogami i chłód w płucach, do których stopniowo napływała woda, ściągały go jeszcze niżej i nie potrafił zorientować się, że piasek w istocie jest kruszonym szkłem, a zimno w płucach dusznością. Tonął tam, ale nikt nie krzyczał i nie rzucał mu ratunkowego koła, został sam ze swoją wybawczynią, ze swoim przekleństwem, ze swoją Niksą.
Policzek docisnął do jej dłoni, gdy ta smukłymi palcami pogłaskała jego skórę, jak aksamitem, lub jedwabną apaszką. Oczy przymknął, rozkoszując się tym półpłynnym uczuciem, czuł, jakby rozpuszczał się, jakby ktoś stworzył go z cukru.
— Cieszę się, że ci się podoba — wyszeptał, stopniowo pochylając głowę, by oprzeć ją o uda kurtyzany, lecz nie pozwolił sobie na kolejny ruch, jakby powstrzymywało go coś niezbadanego, jakby wcale tego nie chciał. Był łasy na kobiety, na komplementy i na pieniądze, zbyt szczodrze traktował samego siebie przez wiele lat, a teraz w końcu ktoś wskazał mu słuszną drogę, a była nią ona. Nie pamiętał już, czemu klęczy i czemu się tu znalazł, ale nie miało to najmniejszego znaczenia, gdy miękkość jej skóry była niczym poduszka dla strudzonego czoła. Resztkami sił własnej słabej woli uniósł wzrok w górę, odrywając się od niej, a w piwnym spojrzeniu wyczytać mogła już wszystko. Poddanie, kompletną rezygnację, pożądanie, namiętność, jaką tylko on potrafił kobiecie dać, a gdzieś z tyłu, jakby schowaną za tym wszystkim pożogę trawiącą nie tylko teatr, ale i ją całą. Znała go nie od wczoraj, obserwowała i jeśli tylko potrafiła wyciągać wnioski, tak musiała mieć świadomość, że w tym kompletnie oderwanym teraz od rzeczywistości mężczyźnie, drzemie duma tak potężna, że choćby miał własnymi rękoma wyrwać jej w zemście serce w piersi, tak zrobi to bez zawahania się. Płomień nie gasł, choć był cichy.
— Należysz do mnie, Lilije, należysz do mnie, należysz do mnie, należysz do mnie... — szeptał nieprzerwanie, a głos gasł z każdą sylabą, gdy szaleństwo pochłaniało go do reszty.
A królewna z marcepana.
Policzek docisnął do jej dłoni, gdy ta smukłymi palcami pogłaskała jego skórę, jak aksamitem, lub jedwabną apaszką. Oczy przymknął, rozkoszując się tym półpłynnym uczuciem, czuł, jakby rozpuszczał się, jakby ktoś stworzył go z cukru.
— Cieszę się, że ci się podoba — wyszeptał, stopniowo pochylając głowę, by oprzeć ją o uda kurtyzany, lecz nie pozwolił sobie na kolejny ruch, jakby powstrzymywało go coś niezbadanego, jakby wcale tego nie chciał. Był łasy na kobiety, na komplementy i na pieniądze, zbyt szczodrze traktował samego siebie przez wiele lat, a teraz w końcu ktoś wskazał mu słuszną drogę, a była nią ona. Nie pamiętał już, czemu klęczy i czemu się tu znalazł, ale nie miało to najmniejszego znaczenia, gdy miękkość jej skóry była niczym poduszka dla strudzonego czoła. Resztkami sił własnej słabej woli uniósł wzrok w górę, odrywając się od niej, a w piwnym spojrzeniu wyczytać mogła już wszystko. Poddanie, kompletną rezygnację, pożądanie, namiętność, jaką tylko on potrafił kobiecie dać, a gdzieś z tyłu, jakby schowaną za tym wszystkim pożogę trawiącą nie tylko teatr, ale i ją całą. Znała go nie od wczoraj, obserwowała i jeśli tylko potrafiła wyciągać wnioski, tak musiała mieć świadomość, że w tym kompletnie oderwanym teraz od rzeczywistości mężczyźnie, drzemie duma tak potężna, że choćby miał własnymi rękoma wyrwać jej w zemście serce w piersi, tak zrobi to bez zawahania się. Płomień nie gasł, choć był cichy.
— Należysz do mnie, Lilije, należysz do mnie, należysz do mnie, należysz do mnie... — szeptał nieprzerwanie, a głos gasł z każdą sylabą, gdy szaleństwo pochłaniało go do reszty.
A królewna z marcepana.
Villemo Holmsen
Re: 17.01.2001 – Garderoby – V. Holmsen & Bezimienny: O. Wahlberg Czw 30 Lis - 13:09
Villemo HolmsenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bærum, Norwegia
Wiek : 23 lata
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : przeciętny
Genetyka : niksa
Zawód : aktorka
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : łabędź
Atuty : akrobata (I), złotousty (I), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 6 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 30 / wiedza ogólna: 17
Uległ całkowicie. Tak jak ugina się glina pod palcami rzeźbiarza, tak teraz Olaf łaknął jej obecności, jej spojrzenia i oddechu. Przejmując jego wolę sprawiała, że stawał się całkowicie jej. Władała jego umysłem, a kropelka potu perląca się na skroni świadczyła o tym jak wielki wysiłek wkłada w to aby związać jego wolę niczym nitkę na swoim małym palcu. Nie odsuwała dłoni pozwalając aby nacieszył się aksamitem skóry. Zostawiała na nim swój ślad, wypalała znak w jestestwie, który miał pozostać z nim na zawsze. Kolejna granica została przekroczona, a czy było ich więcej?
Ujęła go w dłonie prowadząc w dół na dno, gdzie śpiew zamieniał się w zew, gdzie życie uciekało w złudzeniu przyjemnego unoszenia się na wodzie, ale płuca wypełniał ból gdy zimne fale odbierały kolenny oddech.
Pozwoliła mu doświadczyć i zobaczyć prawdziwy obraz, którym była. Odarta z narzuconych warstw wszystkich dzieł jakimi się stawała przez ostatni rok. Prawdziwa niksa, w swoim żywiole, gdy dzikość krwi przejmuje stery, a ona się im poddaje.
Nie uciekła pozwalając aby przylgnął do uda, by czuł ciepło jej ciała, tak kojące i jednocześnie złudne, bo przecież wciągała go w otchłań jeziora.
Była panią, która wyznaczała kierunek rejsu, miotała łódką jaką był Olaf na falach, nie pozwalała aby spojrzał w inną stronę niż toń srebrzystych oczu.
Ciemne spojrzenie mówiło wszystko, poddał się całkowicie, przestał walczyć o własną wolność godząc się z rolą jaka została mu przydzielona, a jednak za tą rezygnacją czaił się ogień. Gniew, z którym przyjdzie się jej zmierzyć za parę dni. Gdy jej władza opadanie, gdy znów odzyska samego siebie będzie musiała zawalczyć o swoje istnienie, ponieważ Olaf Wahlberg został pokonany, a na to nie mógł się zgodzić.
Choć objęła go wodą, tak płomienia całkowicie nie mogła zgasić. Tlił się i jak tylko odzyska powietrze wybuchnie pożogą trawiącą wszystko dookoła. Powinna się przygotować.
-Odpocznij. Jesteś zmęczony, Olafie. - Powiedziała śpiewnym głosem, z prawdziwą troską rozbrzmiewająca w każdej sylabie. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niego, chłodna i zdystansowana niczym rzeźba spod dłuta najlepszego artysty. Następnie sięgnęła po płaszcza i wyminęła galdra zostawiając go samego w garderobie i ze wspomnieniem słodkiej Lilije.
Villemo i Olaf z tematu
Ujęła go w dłonie prowadząc w dół na dno, gdzie śpiew zamieniał się w zew, gdzie życie uciekało w złudzeniu przyjemnego unoszenia się na wodzie, ale płuca wypełniał ból gdy zimne fale odbierały kolenny oddech.
Pozwoliła mu doświadczyć i zobaczyć prawdziwy obraz, którym była. Odarta z narzuconych warstw wszystkich dzieł jakimi się stawała przez ostatni rok. Prawdziwa niksa, w swoim żywiole, gdy dzikość krwi przejmuje stery, a ona się im poddaje.
Nie uciekła pozwalając aby przylgnął do uda, by czuł ciepło jej ciała, tak kojące i jednocześnie złudne, bo przecież wciągała go w otchłań jeziora.
Była panią, która wyznaczała kierunek rejsu, miotała łódką jaką był Olaf na falach, nie pozwalała aby spojrzał w inną stronę niż toń srebrzystych oczu.
Ciemne spojrzenie mówiło wszystko, poddał się całkowicie, przestał walczyć o własną wolność godząc się z rolą jaka została mu przydzielona, a jednak za tą rezygnacją czaił się ogień. Gniew, z którym przyjdzie się jej zmierzyć za parę dni. Gdy jej władza opadanie, gdy znów odzyska samego siebie będzie musiała zawalczyć o swoje istnienie, ponieważ Olaf Wahlberg został pokonany, a na to nie mógł się zgodzić.
Choć objęła go wodą, tak płomienia całkowicie nie mogła zgasić. Tlił się i jak tylko odzyska powietrze wybuchnie pożogą trawiącą wszystko dookoła. Powinna się przygotować.
-Odpocznij. Jesteś zmęczony, Olafie. - Powiedziała śpiewnym głosem, z prawdziwą troską rozbrzmiewająca w każdej sylabie. Patrzyła jeszcze przez chwilę na niego, chłodna i zdystansowana niczym rzeźba spod dłuta najlepszego artysty. Następnie sięgnęła po płaszcza i wyminęła galdra zostawiając go samego w garderobie i ze wspomnieniem słodkiej Lilije.
Villemo i Olaf z tematu
Najsłodsze piosenki Opowiadają o najsmutniejszych myślach